Klasa ta nie różni się niczym szczególnym od innych poza nietypowym wyposażeniem - na tyłach są regały ze starymi książkami mugolskich autorów, przy bocznej ścianie są stoły z niedziałającym laptopem, ekspresem do kawy, małym modelem autobusu, żarówką czy kalkulatorem.
Autor
Wiadomość
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Nagły dotyk trochę ją zaskoczył, jednak tych dłoni nie potrafiła pomylić z żadnymi innymi. Półświadomie uśmiechnęła się do siebie, zapominając się w tym na tyle, że połowa osób w sali mogła ujrzeć jej błogi wyraz twarzy. Chwyciła dłonią jego przedramię i powoli odwróciła się, odmawiając sobie w tym gwałtowności, którą nawiązałaby do ich tango. Podniosła wzrok, by odnaleźć nim i jego spojrzenie. - Na lekcję. - właściwie to już wszystkim poza słowami zdradzała, że to właśnie jego desperacko próbowała bezskutecznie odnaleźć w sali, więc po co miałaby się dodatkowo pogrążać? Jej nagłe rozpromienienie i powrót nastroju mówiły i tak aż za dużo. - Pobieram myto. - wyjaśniła dość szorstkim tonem na pytanie Fayette, jednak przepraszający uśmiech zupełnie ją zdradził. W swoim zmieszaniu postanowiła po prostu wciągnąć Krukona do środka sali, a tym samym zrobić przejście i nie generować większego zamieszania. Właściwie to ile czasu Morgan spędziła, nieprzytomnie stercząc w progu? - Ale tutaj chyba będzie niezbędna kontrola osobista. - wyszeptała w jego kierunku i korzystając z tego, że to on znalazł się bliżej ściany, wykonała krok przed siebie, na tyle niebezpiecznie się przy tym do niego zbliżając, że właściwie do niego przylgnęła. I to niezależnie od tego, czy postanowił się wycofać na tyle, na ile tylko pozwalał mu chłód ścian za plecami. Gryfonka zupełnie nie miała w głowie robienia tutaj scen. Szkoda tylko, że sceny przy tej dwójce ostatnio robiły się same.
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Powoli wracała do niego świadomość otaczającego go świata – w jej obecności był proces mozolny i bardzo skomplikowany. Gdzie ta krukońska błyskotliwość? W takich momentach nie było jej w nim wcale widać, tak jakby przy Morgan głupiał do reszty. Pozostawało mu mieć nadzieję, że i ona jest ogłupiona w podobnym stopniu, dzięki czemu nie dostrzeże tego zbyt prędko. Nim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, z tyłu odezwał się znajomy głos; oderwał wzrok od piegowatej twarzy i spojrzał przez ramię, by przepraszającym uśmiechem przywitać Fayette. I znów został wyprzedzony, bo zanim powiedział choćby słowo, Moe wypaliła jak z różdżki, sprawiając, że powrócił do niej wzrokiem. Chciał dźgnąć ją ostrzegawczo za ten mało sympatyczny ton, ale widok jej miny rozwiał wszelkie wątpliwości. — Nic się nie martw, Fay, założę za Ciebie! — zawołał do Krukonki, jednocześnie dając się wciągnąć do środka pustej – nie licząc rzecz jasna zgromadzonych w niej uczniów i studentów – sali. — Może jakoś się dogadamy? — uniósł pytająco brew, w odruchu od razu ją obejmując; nawet nie pomyślał o tym, żeby się odsunąć, nie kiedy wszystko w nim krzyczało, że chciałby być jak najbliżej. Z trudem przełknął czerstwy żart o przyjmowaniu płatności zbliżeniowych, po czym ujął jej podbródek i sam nachylił się, by ją pocałować – niezbyt długo i nieprzesadnie gorąco, bo i bał się, że profesor może wejść do sali w każdym momencie. Ukradł jej kilka krótkich chwil i jeszcze nazywał to zapłatą. Bezczelny. — Nie możesz mi tak robić — powiedział kiedy już się od niej odsunął. Włosy w kolorze platyny zaróżowiły się u samej nasady, czego w ogóle nie był świadomy. Roziskrzone spojrzenie przeczyło wypowiadanym słowom. — Jak mam skupić się na mugolach? Będziesz musiała udzielić mi korepetycji... Uśmiechnął się, bo korepetycje w tej znajomości to mistyczna forma spotkań, która z jednej strony nigdy się nie wydarzyła, a z drugiej – zaprowadziła ich dokładnie do tego miejsca, w którym teraz stali. Był o krok od zaproponowania jej, by się stąd urwali; cały zapał do nauki o mugolach przerodził się w zgoła inny płomień. Należało uratować sytuację i zebrać do kupy rozsiane po umyśle resztki zdrowego rozsądku, dlatego postarał się wrócić na bardziej przyziemne tory. — Masz zgodę, dzieciaku? — nieszkodliwą złośliwością nieudolnie próbował zakryć słodycz i ciepło. I tylko te przeklęte włosy nijak nie chciały wrócić do klasycznej barwy.
Spoglądała na niego, a wspomnienia minionych miesięcy powracały na nowo. Uśmiech coraz częściej rozciągał blade wargi Odetty, a gdy Thaddeus odezwał się - pokręciła głową z pełną świadomością dezaprobaty dla ów sentencji. Jak mogłaby mu tego zabronić? - Nie... Jest w porządku, po prostu sądziłam, że... - nie, jednak nie wiem co sądziłam... - dodała w myślach, zachodząc w głowę - skąd wytwarzał się ów dystans między nią a chłopakiem, który niegdyś był tak bliski. Obawa przed zranieniem go, utraceniem, a może bezpowrotnym pożegnaniem, co paralizowało ją nader silnie. Z egoistycznych pobudek - wcale nie chciała, by ją zostawiał. Powietrze wypuszczone ze świstem osiadło na wargach Lancaster, która wciąż unikała spojrzenia w oczy Edgcumbe. Utarło się w schematach ukształtowanych w podświadomości, że to właśnie wtedy nagnie go do swej woli, bezsprzecznie dewastując wszelkie zasady i reguły, którymi starali się kierować. Zaślepieni, pogubieni w meandrach niezbyt dorosłego życia, po omacku próbowali odnaleźć właściwą ścieżkę podążania, choć ta wydawała się odległą mrzonką. - Wiem, dlatego właśnie nie prosiłam o tę pomoc - brzmiała niczym rozkapryszona dziewczynka, która do wszystkiego chce dojść sama, bez czyjegokolwiek wsparcia. Nie przejmowała się bowiem porażką, a jedynie lękała przed nieoczywistym wyśmianiem jej żałosnego usposobienia, o którym była niemalże przekonana. Niebiańska Polana ukształtowała w niej poczucie bezsensu, bo przecież piękno bywało zwodnicze, dokładnie tak jak ludzie, którymi się otaczała; nie mogli żywić do niej uczuć szczerych, w co obecnie wierzyła bardziej, aniżeli w realne zapewnienia. Nigdy nie musiałem unikać twojego wzroku. Serce zakołatało w piersi dziewczęcia, gdy postanowił zsunąc jej dłoń ze swej twarzy, a ona przypatrywała mu się z nieskrywaną ciekawością. Nie rozumiała tych słów, lecz nie mówiła o tym głośno, pozwalając mu zamykać w objęciu swych palców drobną dłoń, której tym razem - ku być może zaskoczeniu obojga - nie zamierzała wyrywać. - Wydaje mi się, że dla ciebie byłoby łatwiej go unikać - odezwała się nagle, tęczówkami powodząc za ludźmi. Mogłaby przysiąc, że w tym momencie powraca do niej sytuacja sprzed dwóch lat, gdy to wpatrzeni w siebie - ignorowali cały świat; teraz było to podobne, choć nie łączyło ich już nic. Bliskość była jednakże przyjemna i nie chciała z siebie wyplewiać uczucia nagłej potrzeby, jaką zainicjował on - nie ona. - Czemu cię to ciekawi? - odbiła piłeczkę, bo czy nie przysięgła Fabienowi, że nigdy nawiążę do tamtego dnia? Dnia, w którym musiała zmierzyć się z brutalną rzeczywistością natury? Nawet Thaddeus nie miał pojęcia, czym w rzeczywistości była, a przecież każdy widział w niej jedynie fasadę piękna i oniryczności.
Silas Clark
Rok Nauki : I
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 189
C. szczególne : Długie dredy często wiązane na czubku głowy
Zajęcia z mugoloznawstwa? Wspaniale, bardzo lubił wszystko co związane z mugolską technologią aczkolwiek starał się do tego nie przyznawać. W miarę możliwości nie zawsze było to wszędzie tolerowane. Starał się więc udawać, że to go nie interesuje i traktuje ten przedmiot jako kolejny, który trzeba ot tak po prostu przejść. Ubrany w szkolną męską szatę ruszył wolnym krokiem w stronę sali od mugoloznawstwa. Dzisiaj nie myślał o tym z czego będą zajęcia, mało go to interesowało. Wkroczył do sali by zaraz szybko prześlizgnąć się między tłumem nastolatków i on jedyny czarnoskóry, czekoladowy chłopiec. Usiadł szybko na jednym z wolnych miejsc, nie patrząc nawet na to koło kogo usiadł. Nie było to w tej chwili ani trochę istotnym.
Fayette Richerlieu
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177
C. szczególne : tatuaż ćmy pod mostkiem, magiczna proteza prawej nogi
Uniosła zszokowana wręcz brwi słysząc od młodej Gryfonki taki ton. Co prawda czerwoni słynęli ze swojego wyszczekania, ale nie spodziewała się, że usłyszy to od młodszej od siebie dziewczynki. Już miała coś odpowiedzieć smarkuli, kiedy Elijah sam wtrącił swoje trzy grosze na odchodnym byle tylko szybko być odciągniętym jak potulny szczeniaczek na obroży do sali. To było... kolejne szokujące doświadczenie dzisiaj. Tego po kapitanie się kompletnie nie spodziewała, a sam fakt jak to wszystko wyszło był dość... specyficzny dla Richerlieu co najmniej. Francuska teatralnie przewróciła oczami i burknęła w stronę już oddalonej pary. - Trouvez-vous une chambre (fr. "znajdźcie sobie pokój") Ta nowina i scena tak ją w sumie zaaferowała, że Krukonka postanowiła jeszcze chwilę postać na korytarzu. Wejdźcie wraz z profesorem, to był plan. Taktownie odsunęła się od wejścia, aby jednak nikomu go nie tarasować i zaczęła poprawiać sznurki swojej bluzki, wygładzała rękawy i strzepywała mikro-kurz ze spodni próbując poskładać swoje myśli. Jej serce troszeczkę, odrobinkę pękło, widząc że ktoś inny molestuje Elijah, a nie ona sama jak na starych dobrych sesjach.
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Gdyby Peril zjawiła się odrobinę wcześniej, to by mogła być świadkiem sceny wywołującej uczucia różne. Na szczęście (nieszczęście?) nie dane dziewczynie było ujrzeć owego pokazu czułości pomiędzy dwoma kapitanami. Za to jak przyszła, przed salą stała samotna Krukonka, zdając się nie planować wejść do środka. Hem wyczuła w tym idealną okazję, aby się zemścić za "ujeżdżanie nimbusa". Już z początku korytarza starała się iść ciszej, zbliżając niespiesznie. Tuż za dziewczyną wyciągnęła ręce, kładąc je na biodrach Fayette. Uniosła się delikatnie na palcach, celowo subtelnie ocierając o pośladki Krukonki. A potem odezwała się cicho. - Come inside? - Objęła ją następnie w pasie, opierając się znów na młodej Richerlieu. Trochę zaspana, trochę zmęczona. Nie tak bardzo jak podczas wyczerpującej lekcji gier miotlarskich, kiedy Hem znajdowała się na granicy śmierci z bólu. Teraz była tylko trochę marudna. Zapewne celowo. - Źle dziś spałam... A ty jesteś idealnym stojakiem - zażartowała, zanim nie westchnęła i przestała się wygłupiać. Wyprostowała się, przeciągając. - Nie idziesz na lekcję? - Minęła Fay, stając w drzwiach sali oraz patrząc po brunetce.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Na kolejne zajęcia Harringtona pchnęła go ciekawość, co tym razem profesor wymyślił, bo nie dało się zaprzeczyć, że łeb to miał nie od parady; wprawdzie nadal nie rozbudziło to w nim jakiejkolwiek miłości do świata niemagicznych, co jednak nie stało na przeszkodzie, żeby uczestniczyć w zajęciach i po prostu dobrze się bawić, bo jak do tej pory zdecydowanie nie narzekał na nich na nudę. Teraz też zapowiadało się ciekawie, szczególnie, że co najmniej część tej lekcji miała się odbyć gdzieś poza Hogwartem i raczej stawiał na to, że będzie to dalej niż Hogsmeade (może znowu Londyn?) – w końcu po cóż innego byłaby im jakaś zgoda? Osobiście uważał to za głupotę, gdyż pomimo posiadania wciąż statusu ucznia, w świetle prawa był już od dawna pełnoletni; jeszcze jeden powód, przez który cieszyło go, że za jakiś miesiąc z hakiem wreszcie zakończy ten etap edukacji – wraz z tym skończą się tego rodzaju idiotyzmy, a on w końcu będzie w stanie cieszyć się większą swobodą. Świstek jednak miał, owszem, choć starym przedstawił zupełnie inny powód, dla którego go potrzebuje; w życiu przecież nie dostałby tego, gdyby byli świadomi, że chodzi akurat o mugoloznastwo. W ich oczach to się przecież nie godziło, żeby ktoś jego statusu uczęszczał na takie zajęcia. Do klasy wcale mu się nie spieszyło; będzie zapewne na styk, ale raczej nie powinien zaliczyć spóźnienia, więc wszystko grało. W środku pozbawionego ławek i krzeseł pomieszczenia zebrała się już dość spora grupka osób, wśród których dostrzegł liczne znajome twarze; byłby się w stanie założyć, że większość ze zgromadzonych nie przyszła tu z chęci pogłębiania swojej wiedzy o niemagicznym świecie, a – tak jak on – po prostu ciekawa kolejnego pomysłu nauczyciela. Przesunął spojrzeniem po obecnych, by ostatecznie zatrzymać ciemnobrązowe ślepia na @Aleksandra Krawczyk, w której rękach dojrzał… ciastka. Takiej okazji szkoda byłoby przepuścić! — No hej — zagaił poruszywszy przy tym brwiami w akompaniamencie zawadiackiego uśmiechu, gdy przystanął obok rudowłosej Puchonki. — Widzę, że odpowiednio zaopatrzona — dodał, głową wskazując w stronę worka z łakociami, których sam widok sprawiał, że aż ślinka napłynęła mu do ust. — Poradzisz sobie ze zjedzeniem wszystkich czy może pomóc? Bo ja bardzo chętnie jakby co. — Wyszczerzył się w jej stronę.
Sama nie wiedziała, czemu marnuje swój czas akurat na mugoloznawstwo. To był zabawny, często luźny przedmiot, na którym można było się pobawić całkiem nieźle, ale ostatnio nie miała zbyt wiele czasu do trwonienia. A może właśnie czegoś takiego potrzebowała? Tak czy inaczej musiała przyjść tego dnia do szkoły, więc korzystając z okazji skierowała swoje kroki na tę lekcję. Spojrzała lekko rozbawiona, słysząc słowa Kath. Czuła się teraz jak typowa matka - cisnęło jej się na ustach pytanie, co dziewczyna w ogóle może wiedzieć o niewyspaniu. Dziecko wpłaczące przez całą noc to było wyspanie, którego nie dało się z niczym porównać, nawet z najmocniejszymi imprezami do rana, a w tej materii sama również miała doświadczenie. - Co ty nie powiesz - rzuciła mimo wszystko z przekąsem, bo sama ostatnio nie tryskała energią, a macierzyństwo, nawet tak bardzo wspierane przez Ezrę i skrzata dawało jej w kość. Była przyzwyczajona do wylegiwania się, imprezowania i ewentualnie spędzania czasu nad kociołkiem, czy na boisku. Nie do pracy, pełnoetatowej matki i dorywczej studentki. Jej rzeczywistość się zmieniła i to było naprawdę pokręcona. Zerknęła na salę, w której nie było klasycznych ławek i leniwie oparła się o ścianę. - Jakieś plany ewidentnie tutaj są, może będzie spoko - mruknęła jeszcze i zerknęła na zegarek.
Alise L. Argent
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : dołeczki w policzkach przy uśmiechu, zawsze nosi bransoletkę ze smoczym akcentem i łańcuszek z zawieszką z Irlandzką Koniczynką
Dzień upływał łagodnie, spokojnie. W pokoju wspólnym nie było ludzi, większość spędzała czas poza murami zamku, ciesząc się trwającą wiosną i myśląc już o zbliżających się wakacjach. Zapomniała całkiem o mugoloznawstwie, jak zwykle pogrążając się w rysunkach smoków i w podręczniku o magicznych stworzeniach. Myślała, że ma więcej czasu. Nic dziwnego, że gdy zerknęła na zegarek, aż podskoczyła w fotelu tkwiącym w pokoju wspólnym jej domu, wypuszczając z dłoni ołówek. Zerwała się na równe nogi, wrzucając rzeczy do plecaka, łapiąc za marynarkę i marudząc coś pod nosem, rozejrzała się, zsuwając z nadgarstka frotkę i ruszyła biegiem przed siebie, chcąc zdążyć na zajęcia. Zbiegając po schodach, zebrała włosy w wysokiego kucyka, pozwalając, aby kilka luźnych kosmyków kołysało się dookoła jej twarzy. Miała na sobie mundurek. Biała koszula na krótki rękaw zapięta była na rząd guzików, a krawat w barwach domu pasował do plisowanej, sięgającej przed kolano spódnicy, tonącej w tych samych kolorach, co dodatek pod szyją — a na nim irlandzka koniczynka na łańcuszku, której nie zdejmowała. Narzuciła plecak na ramiona, tuląc do siebie marynarkę, zastanawiając się, co będzie przedmiotem dzisiejszych zajęć. Niezbyt znała się na mugolach, jedynie podstawowe rzeczy oraz ciekawostki, którymi obdarzył ją pewien gryfon, gdy jeszcze spędzali wspólnie czas. Zatrzymała się przed klasą, łapiąc oddech, poprawiając strój i przymykając na chwilę oczy, odczekała równe dziesięć sekund, aby rumieniec od wysiłku zdobiący jej policzki, zmalał. Weszła do klasy z charakterystycznym dla siebie uśmiechem, kiwając głową na przywitanie znajomym, obdarzając chwilą uwagi i niemym pytaniem o samopoczucie. Dostrzegając Boyda w towarzystwie uroczej koleżanki, kiwnęła głową w jego stronę, zajmując miejsce gdzieś pod ścianą, w okolicy okna. Położyła plecak na kolanach, zerkając do środka — czy aby na pewno wszystko miała, skupiając błękitne tęczówki nieco dłużej na skrytym tam szkicowniku. Nie skończyła tego lodowego smoka. Z trudem powstrzymała chęć wyjęcia go znów, ostatecznie odkładając tobołek na bok i siadając wygodnie, założyła nogę na nogę. Jedną dłonią obracała zawieszkę pomiędzy palcami a drugą stukała w kolano, patrząc za okno. Promienie słońca skutecznie zachęcały do wyjścia na zewnątrz, to była piękna wiosna — chociaż pogoda poprawiała się tak szybko, że momentami złudnie dało się poczuć powiew lata. Westchnęła cicho, przymykając na chwilę oczy i zaciskając usta na przemykające w jej głowie myśli, których wcale nie powinno tam być.
Fregie uczniem roku nie był, a powodem dla którego pojawił się wcześniej w szkole, było śniadanie. Jedyne co aktualnie znalazł w domu i co potrafił samodzielnie przyrządzić, to kanapki z chlebem. Nie mógł więc nie skorzystać z okazji do zapchania żołądka czymś lepszym niż ten studencki rarytas, nawet za cenę kilku godzin zmarnowanych na włóczeniu się po szkole. Po tym, jak już się najadł, postanowił pospacerować w nadziei, że wymyśli coś bardziej kreatywnego. Włócząc się po korytarzu, zobaczył znajomą twarz, wchodzącą do jednej z klas. @Darren Shaw , pseudonim Szczawik, stał samotnie gdzieś w kącie. Bez namysłu wszedł otworzył drzwi i wszedł do środka. -Panie Darku. - podał dłoń z uśmiechem ironicznym uśmiechem. Rozglądając się po sali widział jeszcze kilka znajomych twarzy, którym podniósł rękę na przywitanie gdy któreś z nich go zauważyło. Dopiero teraz ogarnął, że wylądował na jakiejś lekcji i głupio mu było po prostu wyjść z sali. -To Mugoloznawstwo? - dodał.
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Podekscytowany perspektywą zajęć mugoloznawstwa, które opierałyby się na podobnej zasadzie co praca domowa, popędziłem do klasy, nie chcąc się spóźnić, a teoretycznie byłem na granicy utraty punktów za niepunktualność. Z dormitorium wziąłem ze sobą tak naprawdę tylko torbę z najważniejszymi rzeczami, Proximę i różdżkę i ruszyłem pospiesznie na zajęcia, zastanawiając się czy po ostatnich zajęciach związanych ze sportem, frekwencja będzie równie wysoka. Po drodze nie spotkałem nikogo, kto mógłby mnie zainteresować na chociażby sekundę i dobiegłszy do Sali, otworzyłem ją na oścież pospiesznie, odrobinę nie kontrolując rozmachu i powodując zdecydowanie za duży hałas niż zamierzałem. Przełknąłem ślinę, rozglądając się po sali pełnej uczniów, rad, że Harringtona wciąż nie było w klasie. A co jeśli tak naprawdę był, tylko stał sobie pod biurkiem nauczyciela? Nawet nie musiałby kucać.
Liselotte Shaw
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
C. szczególne : aura ciepła, wewnętrzny magnetyzm, heterochromia
Wślizgnęła się cicho do sali, nie chcąc, by zwracano na nią uwagi. Jej plan szybko się spalił, gdy dostrzegła brak ławek w sali. Zagryzła wargę i ścisnęła mocnej książki które trzymała w rękach. Westchnęła i popatrzyła po zebranych. Uśmiechnęła się do kochanego braciszka @Darren Shaw, ale zamiast podejść do niego to ruszyła w drugą stronę. Stanęła pod ścianą i oparła się o nią. Wbiła swoje różnokolorowe oczy w podłogę, zastanawiając się, co wymaga pustej sali. Dzięki dziadkowi znała nieco świata mugoli, głównie interesowały ją zwierzęta i rośliny, jednak kilka wynalazków też kojarzyła i potrafiła się nimi obsługiwać. Wciąż była to nikła wiedza, więc chodziła na zajęcia, przez większość uczniów uważane za niepotrzebne. Chrząknęła i podniosła głowę, obdarzając zgromadzonych nieco nieobecnym spojrzeniem, każdemu poświęcając kilka sekund, bez cienia zmiany na twarzy, czy była to osoba jej znana, czy nie.
Profesor Harrington chwile odpoczywał przed lekcją, gdzie też z tego chwilowego letargu przebudził go uczeń, który przyszedł z drobną sprawą, którą szybko sobie wyjaśnili i nie było żadnych komplikacji. Pozwoliwszy mu na brak świstka zgody od rodziców, poczekał jeszcze chwile, aż wybije odpowiednia godzina. Za drzwiami słyszał już hałas dobiegających stamtąd głosów przybywających uczniów. Gdy wreszcie nastała odpowiednia godzina, Harrington zsunął się z taboretu, rozciągając się i wyprostowując stare kości. Popatrzył z wujkowym uśmiechem na Gryfona, który mu towarzyszył przy wyjściu z gabinetu. Frekwencja była naprawdę zadziwiająca, Harrington nie spodziewał się tylu zainteresowanych mugolską technologią uczniów. Tym bardziej po takim zadaniu, które wymagało od nich zerknięcia do książek, a przynajmniej od tych, którzy z światem pozamagicznym nie mieli nigdy do czynienia. Harrington obiegł zebranych uważnym spojrzeniem i z podwyższenia, zaczął mówić podniesionym (magicznie) głosem: - Jestem niezwykle rad, że jest was tu tak wielu! Dziękuje też za wasze wyczerpujące prace domowe, których tematyka będzie nam później potrzebna. Dzisiejsze zajęcia, a w szczególności te ćwiczenia, które za chwile będziecie wykonywać, mogą się wam bardziej kojarzyć z zajęciami teatralnymi. I mielibyście rację, choć uznałem je za ciekawy wstęp do późniejszego wyjścia, o którym powiem potem. Najpierw skupmy się na obecnym zadaniu. Podzielę was w pary, obecnie jest was nieparzyście, więc będzie jedna trójka. Spóźnialscy będą tworzyć swoje własne pary, więc ta trójka pozostanie niezmienna już do końca ćwiczenia. Może przejdę teraz do omówienia go. Będzie to ćwiczenie aktorskie. – Tu na chwile przerwał, przełykając powietrze, dając sobie chwile na wzięcie wdechu i by uczniowie oswoili się z tą myślą – w parach będziecie starali się odegrać najlepiej jak potraficie przypisane do was emocje. Każda para ma jedną z powtarzających się sześciu podstawowych emocji, do których pozwoliłem sobie dodać jeszcze jedną, szaleństwo. – Harrington wiedział, że określenie szaleństwa emocją było dość dyskusyjne, ale tu chodziło o samo ćwiczenie, a nie o dyskusje na płaszczyźnie psychologii. – Możecie wcielić się w jakąkolwiek postać chcecie, staracie się, by druga osoba w parze naprawdę odczuła waszą grę. Pomysł jest wasz, ja nie narzucam wam praktycznie niczego, oprócz oczywiście dokładnego tematu, który musicie przedstawić. Możecie współpracować, by osiągnąć lepszy efekt, ja wszystkie pary staram się obserwować i co lepsze nagrodzę punktami. W pary podzielę was ja. Po tym ćwiczeniu udamy się na wycieczkę, przy okazji ci, którzy nie studiują, mogą przekazać mi karteczki ze zgodami na opuszczenie terenów Hogwartu. - Zakończył stanowczo, patrząc jeszcze po klasie, czy ktoś nie miał jakiś pytań. - To jeśli wszystko jest jasne, wypisuje pary i emocje. – Wyciągnął różdżkę i zaczął wypisywać w powietrzu imiona i nazwiska. Próbował ich wszystkich mieszać, pozostawiwszy @Elijah J. Swansea i @Morgan A. Davies w spokoju razem, czując że rozłączając ich, ryzykowałby własnym uszczerbkiem na zdrowiu. Następnie usiadł na stopniu schodków prowadzących do jego gabinetu i dał im znak, by zaczęli.
Rzucacie jedną kostką k100. Odpowiada ona za to, jak finalnie poszło twojej postaci, czyli jak bardzo wiarygodna była jej gra aktorska. Jest to dość umowne, bowiem wszystko zależy od własnego pomysłu na odegranie emocji. Ma to bardziej wam pomóc w określeniu jak poszło waszej postaci, niż z góry założyć wynik. Czyli, jeśli wasza postać na przykład wylosowała kostkę 5 z 100, ale jest aktorem (czy cokolwiek innego, jest po prostu dobra w zakresie aktorstwa, teatru whatever), to wciąż jej poziom gry będzie dobry, możliwe że lepszy od innych postaci, które dostały lepszą kostkę, ale nie są aktorami, ale gorszy niż zwykle i to od was zależy co sobie ustalicie dlaczego tak się stało. Pamiętajcie, że tu chodzi o kreatywność, nie o wynik kostki. Występują tutaj dwa modyfikatory: • każde 10 punktów w DA = +5 do kostki • jeśli masz 20 lub więcej punktów w DA = usługuje ci jeden przerzut kostki k100, wybierasz lepszy wynik. Ten modyfikator się nie dubluje, to znaczy, że jeśli twoja postać ma 40 punktów w DA, wciąż ma tylko jeden przerzut, a nie dwa.
Całe to ćwiczenie możecie napisać w jednym poście, jak i w dwudziestu, wasza wola jak będzie się wam układać współpraca między waszymi postaciami. Następny termin będzie dokładnie za tydzień czyli 23 maja.
Odwróciła głowę w kierunku nauczyciela i zamilkła, przerywając rozmowę z Boydem. Usłyszawszy, że będą wcielać się w aktorów jęknęła cicho. - Och nie, tylko nie to. - a myślała, że będą robić coś mugolskiego i nie związanego z działalnością artystyczną, na których zajęciach nigdy nie uczestniczyła z prostego powodu - była kiepskim aktorem i prędzej zacznie się jąkać niż miałaby odegrać coś po mistrzowsku. Rozdzielenie z Boydem porównywała do złamania serca - przy nim miałaby szansę dostać chociażby ocenę Okropny, ale z obcym człowiekiem...? Popatrzyła na Gryfona ze źle tłumioną paniką i gotowa była wczepić się w jego ramię, ale przecież nie miała prawa. - P-powodzenia. - pisnęła i próbowała zlokalizować swoją "parę". Odnalazła wzrokiem Liama i z miną skazańca potuptała w jego kierunku. - Cz...cześć. - wydusiła z siebie, a poziom jej stresu skoczył o jakieś dwa poziomy. Drżącą ręką odwinęła karteczkę, na której napisana była emocja do odegrania. Ujrzawszy słowo "wstręt" niemal pobladła. Tylko nie to! Naoglądała się tej emocji zdecydowanie zbyt wiele razy, a skierowana była właśnie na nią, na jej okropne ciało, z którego wszak rówieśnicy w poprzedniej szkole szczodrze się wyśmiewali. Gdyby miała ujrzeć to u Liama to jak nic by się rozpłakała. Bonnie wyglądała na przerażoną poziomem zadania i pieczołowicie unikała spojrzenia Puchona. Chciała stchórzyć, uciec, schować się pod stołem albo wybłagać u nauczyciela inną emocję. Mimo wszystko czekała na reakcję swojej pary i to w rękach Liama pozostawiła inicjatywę.
Emocja:wstręt Kostka:78 - ale chciałabym mocno zaniżyć wynik, bo postać jest beznadziejnym aktorem, a odgrywana emocja doprowadza ją niemal do płaczu - mogłabym w razie czego zaniżyć jak już dowiem się jak Bonnie pójdzie w trakcie dalszych postów? @Edwin Harrington W parze z:@Liam A. Rivai
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
//@Felinus Faolán Lowell piszę, żeby nie blokować Kath, ale dalej możesz mi coś tam skomentować :3//
Porozmawiała jeszcze chwilę z nowo poznanym Puchonem będąc przekonana, że trafi z nim do jednej pary. Jakie było jej rozczarowanie, gdy nauczyciel wszedł i rozpoczął lekcję, a ona została przydzielona do... Nie. Wszyscy. Ktokolwiek. Każdy tylko NIE ONA. Nie @Katherine Russeau! Uśmiech gwałtownie zszedł z jej twarzy, a ona z ogromem niechęci w oczach spojrzała w stronę 'ukochanej' ślizgonki. Miały ze sobą problem już od dłuższego czasu - ciężko było powiedzieć od czego się to zaczęło. Od zazdrości o relację Tori i Lucasa? Od ich gwałtownego rozstania, od czasu którego wylewała w stronę Ślizgona rzeki jadu? A może od tęsknoty Tori za chłopakiem, potęgowanej tym jak blisko mogła z nim być Kath? Tak czy siak niejednokrotnie zdarzyły im się zaczepki słowne, a była przekonana, że jeśli jakimś cudem spotkały by się gdzieś kiedyś prywatnie, to na skończy się to na rzucaniu w siebie zaklęciami (co mogło być problematyczne zważając na to, że była od niej niemal we wszystkim gorsza - i to tylko potęgowało jej niechęć do dziewczyny). -Powodzenia... Możemy po zajęciach skoczyć na kawę, albo coś - Zaproponowała @Felinus Faolán Lowell posyłając mu nikły uśmiech na lekko pobladłej twarzy, jednocześnie patrząc na niego wzrokiem mówiącym "Ratunku...". Chcąc nie chcąc ruszyła w stronę dziewczyny (bo pewnie wielka pani nie pofatyguje się w jej stronę). -Miejmy to już za sobą - Burknęła niezadowolona starając się na chwilę przestać patrzeć na nią tak, jakby była wielką, śliską żabą. Nieskutecznie. Tori fatalnie ukrywała emocję, więc niezadowolenie z sytuacji aż się z niej wylewało. Może dlatego zadanie nie szło jej zbyt dobrze? Owszem, udawanie zdziwienia nie było niczym trudnym, ale nie mogła się skupić na tyle, żeby wyszło to perfekcyjnie. Mimo to starała się coś podziałać. -Ojej Kaciu! - Świadomie ją zdrobniła niemal jakby były największymi psiapsiółami - Nie mogę uwierzyć, że w końcu się z kimś spotykasz! Byłam przekonana, że wciąż jesteś załamana, że pewni faceci wolą mnie od Ciebie. No proszę! Taka rewelacja! - Zaskoczenie mieszała się z udawaną ekscytacją. Mówiła co jej ślina na język przyniosła. Może nie powinna... -Na prawdę zaakceptował Twój chudy tyłek i wizję poderżnięcia gardła nożem we śnie? - Szok i niedowierzanie, pomieszane z malutką igiełką, której nie mogła sobie podarować. Tak jak tego by w ramach aktorstwa poklepać ją po ramieniu z uznaniem (zdecydowanie za dużo innych emocji było w tym "zaskoczeniu"), co było chyba jej największym błędem w tej sytuacji.
Katherine sądziła, że skoro w końcu łaskawie zjawiła się na zajęciach to może nie będą one koszmarne, jednakże ten brak ławek ją wyraźne rozbrajał. Widocznie Heaven odkąd została matką roku nie dało się z nią w ogóle rozmawiać. Już miała ochotę jej odpysknąć, że to nie ona złapała wpadkę, ale zamilknęła bo nie było się sensu kłócić. Kiedyś miały lepszy o wiele kontakt. Teraz jako iż miała dziecko, uważała się za wielce dorosłą, a Kath czegoś takiego nie znosiła. Ostatnie zajęcia na jakich była to były zajęcia z boksu i wtedy mogli też nauczyć się kilku pożytecznych chwytów mugolskich. Kath się to spodobało, ale i tak wielokrotnie wolała używać różdżki niż ryzykować pobiciem. Po co miała brudzić sobie rączki? Posłała szeroki uśmiech w stronę @Lucas Sinclair, mając nadzieję, że ten chociaż przez moment zwróci na nią uwagę, bo ostatnio z niewiadomego powodu zaczął ją traktować jak powietrze, co dziewczynę trochę roztroiło. Wiedziała o jego relacjach z niejaką blondwłosą Gryfonką. Swoją drogą zastanawiało ją, czy to naturalny blond, bo miała wrażenie, że mózg się jeszcze broni i widziała u niej kiedyś ciemne odrosty, gdy siedziała na szkolnych błonach, albo na zajęciach, jeden pies gdzie. Profesor zaczął ich dzielić na pary i nagle mina z radosnej dosłownie przeistoczyła się jej w idealną podkowę odwróconą w dół. Mogła być z każdym w tej sali, ale ONA? Dlaczego to ONA musiała być z nią w parze? @Vittoria Sorrento . To był jakiś pieprzony pech, który miał ją w tym tygodniu prześladować? Czy wzięła dzisiaj leki? Chyba wzięła, aczkolwiek nie pamiętała. Wybiegła dość szybko z dormitorium, a potem wiele się działo. Mogła w ferworze tego wszystkiego nie wziąć leków, które ją zwykle wyciszały. Może jakoś to będzie, nie miała jednak zamiaru do niech podchodzić pierwsza, odwróciła się mając nadzieję, że po prostu profesor nie zauważy jej braku chęci do pracy i nic nie powie. Gniew i emocje wyrażała świetnie, ale zaskoczenie? Cóż, można było z każdym, ale nie z tą dziewczyną? W życiu! Nie miała pojęcia za co ją ta dziewczyna tak nienawidzi, ale miała tego serdecznie dosyć. Starała się nie mieć wrogów, ale czasem niektórzy sami się prosili o solidne lanie. Skąd mogła wiedzieć, że Vittoria tak zazdrości jej tego kim jest, gdyby tylko lepiej poznała Kath to by wiedziała, że wcale nie uważa siebie za lepszą od innych. Nie mogła winić jej za to z kim się przyjaźni jedna albo druga, na litość boską! Nagle usłyszała nad uchem "Ojej Kaciu!" i w tej chwili mimo iż stała do dziewczyny tyłek to oczy jej rozbłysły gniewem, a knykcie pobielały od zbyt mocnego zaciśnięcia ich w pięści. Tylko jej nie przywal, tylko jej nie przywal, opanuj się ! Głos w jej głowie starał się wykazać chociaż odrobinę zdrowego rozsądku. W jej głowie rozbrzmiały słowa Gryfonki "Nie mogę uwierzyć, że w końcu się z kimś spotykasz! Byłam przekonana, że wciąż jesteś załamana, że pewni faceci wolą mnie od Ciebie. No proszę! Taka rewelacja! " . Jej usta wygięły się w nieopisanym gniewie, a gdy tylko wspomniała o chudym tyłku i poderżnięciu gardła, nie wytrzymała. Punktem kulminacyjnym tego wszystkiego, była ręka która klepnęła ją w ramię. Może gdyby nie te słowa na łamach wszystkich, które robiły z niej wariatkę pewnie by nie zareagowała, albo skończyło by się na drobnej pyskówce. Tutaj jednak nagle w przyspieszonym tempie przed oczami pojawiły się obrazy z przeszłości, nieumyślne zasztyletowanie ucznia poza terenami szkoły, zatuszowanie sprawy przez Bogatego Ojca bo przecież Evan Russeau nie wysłałby córki do Azkabanu, bo to by naniosło skazę na jego wspaniałą karierę. Tylko Lucas wiedział o sytuacjach, gdzie zdarzyło jej się dźgnąć Kraya. Teraz praktycznie nie nosiła nigdy przy sobie sztyletu, który nie przynosił jej raczej szczęścia. Skąd więc ona wiedziała o tym, a może blefowała? Chwyciła dłoń, która dotknęła jej ramienia ściskając je mocno tak by ją zabolało i nie mogła cofnąć ręki. Szarpnęła ją za tą rękę, po czym drugą wolą ręką zaciśniętą w pięść po prostu wycelowała prosto w śliczną twarz dziewczyny. Ręka osunęła się o jej policzek, jednakże siła odrzutu sprawiła, że głowa drobniejszej od Kath dziewczyny poleciała do tyłu. Kath pchnęła ją i usiadła na niej niczym wściekłe dzikie zwierzę. -Odszczekaj to co powiedziałaś ty wredna podła małpo! Natychmiast! Co cię tak boli?! - wrzasnęła do niej, tym samym trzymając ją mocno za ramiona by nie pozwolić jej wstać. Jeżeli bolały ją relacje z pewnymi osobami, niech powie to jej wprost, a nie tworzy dziwne gierki. Może nie do końca, było to przedstawienie związane z zaskoczeniem, ale Kath aktorsko w tej roli nie wypadała najlepiej. _______________________________________________________________ Może ktoś chce spróbować rozdzielić dziewczyny? 1,4 - udało się ściągnąć Kath z Gryfonki 2,5 - nie udało mu się, przy tym oberwał niechcący z łokcia w szczękę. 3,6 - udało mu się rozdzielić dziewczyny, ale oberwał(sam wybierz w jaki sposób)
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Nie zazdrościła aż tak Kath (i była naturalną blondynką!), żeby mieć z nią problem. Nie zależało jej szczególnie na tym, by być we wszystkim najlepsza - wystarczyło tylko, że nie była najgorsza, a taka się nie czuła. Nie zmienia to jednak faktu, że z rozmowy na rozmowę pojawiało się coraz więcej powodów do nie przepadania za tą wariatką i chyba nie było opcji, żeby kiedyś się to zmieniło. Dziurkę się jeszcze da schować, ale zakopać całą przepaść między tą dwójką? Raczej niewykonalne. Na pewno niewykonalne. Tym razem jednak trzeba było odstawić to wszystko na bok (przynajmniej częściowo) i zająć się lekcją. Mugoloznastwo lubiła, nauczyciela lubiła - nie chciała przysporzyć mu problemów związanych z jego bardzo kiepskim doborem par. Była nawet całkiem zadowolona ze swojego aktorstwa, nawet jeśli nie udało jej się w pełni ukryć emocji, jakie w sobie miała. Trochę śmiechu, trochę szpileczek - bo przecież nie mogło być tak zupełnie miło, jeszcze by ułatwiła zadanie Katherine faktycznie zaskakując ją swoją sympatią. Wszystko było dobrze... Do czasu, w którym to Kath nagle postanowiła wybuchnąć. Tori nie miała pojęcia, że dziewczyna faktycznie miała kiedyś jakąś sytuację związaną z nożami. Coś kojarzyła, że ta lubi się nimi bawić, ale nic poza tym. Wymyśliła te słowa będąc przekonaną, że nie mają żadnego znaczenia, a są jedynie głupim żartem. Ten jednak trafił prosto w punkt i wraz ze skojarzeniem reszty jej słów z pewnym Lucasem sprawił, że "zaskoczenie" Kath nie miało nic wspólnego z zaskoczeniem, a raczej brzydkim słowem na "w". O! Właściwie, to Tori wypełniła zadanie bardzo wiarygodnie, bo na prawdę zaskoczyło ją to, że ślizgonka złapała jej rękę. Syknęła czując ból, gdy okazało się że chudy tyłek ma więcej siły niż na to wygląda. Dużo bardziej jednak zabolała pięść wycelowana w jej policzek. Trafiona oczywiście, bo jakim cudem miała by się tego spodziewać?! Pod wpływem uderzenia i szoku z nim związanego upadła, a że nadal kompletnie nie ogarniała co się właśnie wokół niej dzieje, tak pozwoliła by ślizgonka sprowadziła ją do parteru i usiadła na niej. -Pierdol się, Russeau! I złaź ze mnie!- Podniosła dłonie na tyle na ile mogła, zaciskając je na przedramionach dziewczyny i wbijając w nie paznokcie tak mocno jak tylko mogła, zapewne do krwi - Co Ty odpieprzasz?! ZŁAŹ!- Krzyknęła starając się ją jakoś z siebie zrzucić, ale zdecydowanie jej to nie szło. Dobra. Chyba jednak nie potrafi się bić. Będzie musiała powiedzieć Adrianowi, że sprawdziła to i jednak to on musi ją chronić w razie czego. Szkoda, bo te umiejętności bardzo by się teraz przydały, a tak? Mogła jedynie starać się kopać ją kolanami w plecy i oderwać od siebie jej ręce. Laski się biją, laski się biją! Niech ktoś przyniesie kisiel!
Może ktoś chce spróbować rozdzielić dziewczyny? 1,4 - udało się ściągnąć Kath z Gryfonki 2,5 - nie udało mu się, przy tym oberwał niechcący z łokcia w szczękę. 3,6 - udało mu się rozdzielić dziewczyny, ale oberwał(sam wybierz w jaki sposób)
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Emocja: Strach Kostka:26 (pozwalam na mocne zaniżenie wyniku, bo Felinus dupa w pokazywaniu emocji, no i skupił się na czymś innym ) W parze z:@Nancy A. Williams Kostka na rozdzielenie dziewczyn:4
Wysłuchał dokładniej wypowiedzi Vittori, która najwidoczniej chwytała życie za rogi i nie pozwalała mu przejść obojętnie. Miło było zobaczyć duszyczkę, która jednak miała w sobie więcej siły mentalnej, niż on. On natomiast - no cóż, nie należał do takich osób. Wolał stabilne, stałe życie, być może połączone z melancholią. Nigdy też nie myślał o tatuażu - w jego przypadku pewnie by tylko szpeciły, poza tym, jakby nie było, takie symbole są niczym imię i nazwisko wypisane prosto na czole. Łatwe do identyfikacji. Wystarczyłoby, iż doprowadziłby do jakiejś tragedii, a następnego dnia już ktoś pukałby do jego drzwi. No cóż. Zadowolił go poniekąd także fakt, iż nowo poznana dziewczyna również wychowała się jako mugolka - będą mieli zatem wspólny temat do rozmów. Felinus znał życie typowo gospodarcze - zajmowanie się uprawą roli, strzelanie do drapieżników, by te nie powodowały szkód, jak również momenty wytchnienia, dzięki którym mógł się czuć trochę lepiej. Brakowało mu trochę tego, ale nie chciał znowu widzieć ojczyma, który przelewał własną złość w smutki, smutki przepijał w alkoholu, a przepicie zamieniał w istną agresję. Pożegnał się z nią na chwilę, zauważywszy grymas niezadowolenia - co spowodowało taką, a nie inną reakcję? Może ona kogoś nie lubiła? Kto wie. Został przydzielony do pary z @Nancy A. Williams. Kojarzył ją głównie dlatego, gdyż jest z tego samego domu, a jak wiadomo, w jakimś stopniu, nawet tym niewielkim, odczuwa się większą sympatię do osób, z którymi spędza się czas wspólnie w jakimś miejscu, ale nadal osobno. - Hej. - rzucił na powitanie, otrzymując od profesora dziwną emocję do zagrania. Strach. Strach, którego nie lubił, strach, który powodował paraliż kończyn dolnych - strach, z którym tak doskonale sobie radził. A teraz? Teraz miał go wydostać na zewnątrz, zedrzeć z siebie skórę spokoju, spowodować uzyskanie dobrej oceny z tego działania. - Przyznaję szczerze, że miałem nadzieję na coś kompletnie innego. - dorzuciwszy, zaczął przygotowywać się mentalnie, fizycznie i emocjonalnie do wyrażenia tej emocji. - Felinus, tak swoją drogą. - zapomniał się przedstawić, ale na szczęście nie było to aż takie złe, jak mu się wydawało. Im częściej chodził na lekcje, tym bardziej integrował się ze społecznością ludzi z Hogwartu. Zaskakiwało go to, ale ostatecznie mógł być z tego w jakiś sposób zadowolony. Podczas przygotowań jednak coś poszło nie tak - zamiast skupić się całkowicie na zadaniu, obserwował poczynania wcześniej poznanej Gryfonki, u której to zrozumiał już wcześniejsze niezadowolenie - dziewczyna zwyczajnie nie lubiła się z inną, a z którą to w parze musiała być. Felinus westchnął, ale gdy zauważył, do jakich rzeczy może dojść, postanowił zaingerować. Zaingerować? Felinusie...? - Naprawdę? - zapytał się, zdejmując z jakże sporą (dobrze, nie oszukujmy się - wysiłek to mimo wszystko był) łatwością drobniejszą od niego dziewczynę. Na szczęście problemu z tym nie było większego, nawet jeżeli ta drobność była uwzględniona na podstawie wzrostu nieznanej koleżanki. Mimo swojej chudości i bladości, miał siłę z rękach i praca na roli nie poszła na marne, jednak... Pieczenie. Swędzenie. Odezwały się w niego rzeczy, których by nie chciał teraz widzieć. Rany uzyskane podczas zdawania Zielarstwa odezwały się, wymagając atencji. Ból przeszywał tkanki, a umysł skupił się tylko na własnym torsie, w związku z czym nie zdołał przytrzymać do końca Ślizgonki. Syknął - syknął raz, wbijając paznokcie w skórę własnej klatki piersiowej, przez ubranie. Odsunął się, opierając tym samym o najbliższy przedmiot, najbliższą dekorację, jaka była mu dana. - Kurwa. - przeklął raz.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wyzwanie aktorskie? Zapowiadało się ciekawie. Został przydzielony do pary z nieznanym sobie chłopakiem . Mieli próbować odegrać zaskoczenie. -Grałeś kiedyś? - Zagadał krukona, żeby zorientować się w sytuacji. Ustawili się naprzeciwko siebie i zaczęli odgrywać scenkę. Z jakiegoś powodu Max był dziwnie spięty i nie szło mu najlepiej. Co chwilę jąkał się, a jego mowa ciała była tragiczna. Jednak chwilę później problem rozwiązał się sam, gdyż Kath i Tori zaczęły się po bożemu naparzać. Szczere zdziwienia wyskoczyło na twarzy Maxa. -Kurwa laski, uspokójcie się! - Nie myśląc wiele rzucił się żeby je oddzielić. Widział, że Felinus robi to samo. Puchon złapał Katherine, więc Max objął w pasie swoją żonkę i po ludzku po prostu podniósł ją i odciągnął od rywalki. -Pojebało was? Co Cię napadło? - Spojrzał trochę gniewnym wzrokiem na Tori, by później przenieść spojrzenie na Kath. Wystarczająco szlabanów ostatnio się sypało i nie potrzeba było więcej tracenia punktów. Poza tym to była zwykła lekcja. Co mogło je tak sprowokować?
Niestety nie było jej dane spędzić tej lekcji ze Strauss. Uśmiechnęła się nieco smutno i szybko odnalazła swojego partnera na czas zajęć. Ciężko było nie znać osoby, z którą było się na tym samym roku i w tym samym domu, ale poza kilkoma niezobowiązującymi rozmowami nie mieli nigdy okazji bliżej się poznać. Może to był odpowiedni moment? Każdy czas był dobry, żeby nawiązywać nowe znajomości, dlatego podchodząc bliżej, Nancy obdarzyła Puchona wesołym uśmiechem. - Cześć! - Przywitała się entuzjastycznie. - Nancy. Jestem raczej kiepska w te klocki, jakbym wiedziała, że to zajęcia artystyczne to pewnie bym nie przyszła, więc wybacz mi trochę nieogarnięcie. - Zaśmiała się już widząc oczyma wyobraźni komedię, którą pewnie zaraz będzie odstawiać. Strach brzmiał jak coś piekielnie trudnego do zagrania! Zresztą każda z emocji brzmiała by dla Williams tak samo trudno. Była otwartą księgą i kompletnie nie potrafiła udawać, zawsze jej twarz idealnie odzwierciedlała to co jest w środku. A jednak udało jej się przywołać strach na poznaczoną bliznami buzię! Nie był on jednak wywołany aktorsko, bo Puchonka autentycznie wpadła w popłoch widząc co się dzieje obok! Kiedy ślizgonka rzuciła się na drugą dziewczynę z pięściami w pierwszej chwili Nan pogratulowała jej w myślach umiejętności, ale szybko okazało się, że żadna gra aktorska, tylko dziewczyny zaczęły się bić! Przerażona puchonka kompletnie nie wiedziała co zrobić i jak zareagować, na szczęście Felinus zainterweniował szybciej i zdawało się, że ogarnął temat. Już miała odetchnąć z ulgą, kiedy zauważyła, że dzieje się z nim niepokojącego. - Wszystko w porządku? - Zapytała ze szczerym zmartwieniem wypisanym na twarzy podchodząc bliżej, by w razie czego jakoś mu pomóc, bo wyglądał jakby miał się zaraz przewrócić.
Profesor nie spodziewał się ingerować już na samym początku ćwiczenia. Obserwował uważnie każdą parę, gdzie od razu rzuciły mu się w oczy dwie niesforne uczennice, którym przyszło wspólnie pracować nad dość prostą emocją jaką było zaskoczenie. Edwin natomiast nie widział tam zaskoczenia, a raczej nie profesjonalizm i gdy tylko do jego uszu doszły wyzwiska, którymi @Vittoria Sorrento i @Katherine Russeau się wymieniały, złapał się za głowę, nie mogąc uwierzyć, że dorosłe czarownice zachowywały taki poziom dyskusji. Wstał, zarejestrowawszy jeszcze próbę rozdzielenia Gryfonki i Ślizgonki przez Fellina, co na pewno mocno się chwali. Nie mówiąc nic, wyciągnął różdżkę i jednym machnięciem różdżki, rzucił na zajęte sobą dziewczyny „Levicorpus”, omijając Ślizgona, który rzucił się, by je rozdzielić. W jednej chwili obie poszybowały w powietrze, dyndając nogami u góry. Profesor zaklęciem zabrał różdżki dziewczynom i powiedział lodowatym tonem: - Nie toleruję dziecinnych sporów na moich lekcjach. Jeśli dobrze pamiętam, waszym zadaniem było przedstawić zaskoczenie, a nie upośledzenie, gdyż inaczej nie mogę nazwać tej idiotycznej przepychanki. Obie wylatujecie z zajęć, prowadzę lekcję dla ludzi dojrzałych i poważnych. Ponadto, Gryffindor i Slytherin traci po pięćdziesiąt punktów i obie dostajecie szlaban w sowiarni. Teraz, gdy zdezaktywuję zaklęcie, obie macie udać się do swoich dormitoriów, bez sprzeczek po drodze. Wasze różdżki zostaną przekazane opiekunom domu, do nich macie się w najbliższym czasie zgłosić. – Popatrzył po sali, wypatrując prefektów. Patrząc na Gunnara i Hemaha przepraszająco, zapytał: - Przepraszam was, ale czy bylibyście w stanie sobie przerwać na chwilę i odprowadzić niesforne koleżanki do swoich dormitoriów, bym był pewny, że nie będą kontynuować sporu po wyjściu z Sali? Gdyby dalej rozpierała je energia, macie moje pozwolenie na zastosowanie odpowiednich środków, by je unieszkodliwić. – Edwin źle się czuł, wplatając kolejnych uczniów do tej szopki, ale nie chciał być odpowiedzialny za dalsze bójki, tym razem poza klasą. Profesor niewerbalnie użył Levicorpus i wyprowadził obie dziewczyny i prefektów wzrokiem, po czym zwrócił się do całej klasy. - Mam nadzieje, że nie znajdzie się tu nikt równie niepoważny co te dwa przypadki. Możecie kontynuować. – Powiedział zimnym głosem, zaraz zwróciwszy się do @Maximilian Felix Solberg – doceniam troskę, ale również nie toleruje podobnego słownictwa. Tym razem obejdzie się na ostrzeżeniu. – Zakończył, ponownie siadając na schodkach, mając tym razem różdżkę w pogotowiu, by w razie potrzeby zainterweniować, zanim ktoś znów zacznie się upokarzać jakąś bójką.
@Hemah E. L. Peril i @Gunnar Ragnarsson, wy po prostu zawieracie w poście, że wasze postacie musiały na chwile wyjść, a potem wróciły kontynuować ćwiczenie.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine wybuchła to prawda, ale dziewczyna nie miała prawa ingerować w tak ważne dla Katherine uczucia, jak czyjeś względy bądź miłość. To, że jej nie wyszło, nie znaczy, że musi obarczać tym innych. Zrobiła z niej totalną idiotkę, a ona jeszcze bardziej się wygłupiła wpadając w szał. Wcale nie żałowała, a przez tą całą adrenalinę praktycznie czuła paznokci wbijanych w jej ramiona. Na pewno dopiero później będzie odczuwać ból spowodowany tymi ranami. Chciała, by przeprosiła i nie gadała takich bzdur. -Żaden szanujący się facet, który był ze mną kiedykolwiek, kijem cię nie tknie. Szmata jest do mycia podłóg! - rzuciła oschle, tym razem odrobinę spokojniejszym, cichszym tonem. Jednakże, gdy jeden z chłopaków @Felinus Faolán Lowell spróbował ją odciągnąć udało jej się jeszcze zadrapać mocno policzek dziewczyny swoimi dłuższymi paznokciami. Chciała ją szarpnąć za włosy, ale zaburzona koordynacja w momencie, gdy Puchon ją odciągał, sprawiła, że stało się tak, a nie inaczej. Kopnęła nogami w powietrze , próbując się wyswobodzić z rąk przystojnego Puszka. Oprzytomniała, gdy chłopak syknął z bólu. Nagle jakby trzeźwość umysłu jej wróciła. Chciała od razu mu pomóc i zająć się jego problemem, jednakże czuła, że nie da rady. W tej samej chwili też poszybowała w powietrze. Maximilian jej zdaniem powinien w tej chwili pomóc jej osobie, a nie tej beznadziejnej blondynce. To nie tak powinno wyglądać. Profesor swoje powiedział i zwolnił działanie zaklęcia. Opadła więc na ziemie i patrząc na @"Maximilian F. Solberg" powiedziała tylko smutno -Powinieneś się stawić za mną! - rzuciła tylko po czym poczuła, że w jej oczach szklą się łzy, zupełne tak jakby ktoś jej nagle podsunął cebulę pod nos. -Przepraszam profesorze za mój wybuch, nie kontroluję emocji gdy ktoś opowiada że jestem zdolna kogoś zabić- rzuciła tylko po czym wybiegła pospiesznie z sali, by tam usiąść pod ścianą. Nie czekała na reakcję kolegi z Domu @Gunnar Ragnarsson , w tej chwili nikt jej nie obchodził. Łzy płynęły jej po policzkach, a ona totalnie się roztroiła emocjonalnie w tym momencie. Nie mogła sobie poradzić z obecnym wybuchem i sytuacją jaka nastąpiła. Podwinęła nogi pod brodę i schowała ją w kolanach. Na zajęcia raczej już nie wróci.
zt
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Kath bardzo mocno nadinterpretowała wszystko to, co Vittoria powiedziała. Jednak patrząc na to, co dzieje się w jej głowie nic dziwnego, że aż tak ją to ruszyło. Tori jednak nie znała jej dobrze i nawet nie chciała poznawać, więc nie miała zielonego pojęcia jak kilka zaczepnych słów może jedno po drugim trafić w czuły punkt i wywołać taką reakcję. Cóż, tak czy siak Vitt uważała się w tej sytuacji w 70% za ofiarę, a może w 30% za sprawcę. Jej słowa nie były dla niej szczególnie raniące, bo niby dlaczego miała by zbierać kogoś po tej ślizgonce? Na pewno nie gustowały w tych samych facetach, choć może były ku temu wyjątki. Najwyraźniej to jednak najgłupsze z haseł dotyczące facetów zabolało, albo rozjuszyło ją najbardziej. Jęknęła gdy na jej policzku pojawiła się krwawa szrama, ale nim zdążyła cokolwiek zrobić, między innymi podziękować @Felinus Faolán Lowell za pomoc, zebrał ją z ziemi nie kto inny jak @Maximilian Felix Solberg. Mąż zawsze na posterunku, ale... Nie spodziewała się, że zareaguje tak ostro również względem niej - to z jej policzek teraz pokrywał się krwią! Powinieneś się stawić za mną! Te słowa u Kath ją zaskoczyły. Bo co? Bo była ślizgonką? Mogła sobie być i królową Anglii, ale chyba nikt normalny nie wstawił by się za napastnikiem, z którym ofiara nie miała najmniejszych szans. -Ale ja... Ale ona... - Próbowała jakoś zareagować na słowa profesora, ale ewidentnie nie miał zamiaru jej słuchać. W sumie nie ma mu się co dziwić. To raczej miały być zajęcia integracyjne, a nie wręcz przeciwnie. -No dobrze... Przepraszam. Do widzenia - Westchnęła gdy już odstawił ją na ziemię. Spojrzała na Felinusa przepraszająco, a do Maxa rzuciła tylko "Pogadamy potem" kładąc dłoń na policzku by potem dostrzec na niej krew. Westchnęła po czym wyszła wraz z @Hemah E. L. Peril na zewnątrz. -Możesz spokojnie wracać... Raczej nie potrzebuję ochrony. I wybacz problem - Posłała jej nikły uśmiech cały czas trzymając się za policzek, po czym ruszyła w stronę wyjścia z Hogwartu, by stamtąd teleportować się do domu.
z/t
Ostatnio zmieniony przez Vittoria Sorrento dnia Sob 16 Maj 2020 - 17:16, w całości zmieniany 1 raz
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Świat się kończył. Nie dość, że Aslan szedł po raz drugi na lekcję mugoloznastwa (nie był uprzedzony, aczkolwiek nie lubił zajęć, na których nie mógł się wykazać żadną wiedzą) to jeszcze był spóźniony. Zmyliły go wieczorne godziny, w których zazwyczaj nic się konkretnego nie działo i mógł w spokoju zająć się swoimi sprawami. Tak też było i dzisiaj – odjebany jak stróż w boże ciało (czyt. w dres) wyruszył na błonia w celu pobiegania. Ostatni tor przeszkód, który zafundował im Harrington nastroił go pozytywnie do ćwiczeń i od tamtego czasu Colton starał się kilka razy w tygodniu zadbać o kondycję. A skoro mowa o karle… Zaklął pod nosem, przypominając sobie o mugoloznastwie. Szpagatami zaczął zapierdalać do klasy, bo mimo że Edwin wydawał się spoko ziomeczkiem, nie chciał narażać Krukonów na utratę punktów. W podobnej sytuacji była Nielsen, która niczym gazela (po raz kolejny) przemierzała korytarz na czwartym piętrze. Stanął pod drzwiami, próbując trochę uspokoić oddech i poczekał na nią z rękami założonymi na piersi. – Chyba oboje pobiliśmy swoje rekordy życiowe – uśmiechnął się do niej, otworzył wrota do sali i wszedł tuż za nią. Rozejrzał się po pomieszczeniu w poszukiwaniu profesora, ale jego wzrok zatrzymał się na lewitujących uczennicach. Zamrugał oczami, nie do końca pewny co widzi; dopiero dobiegający skądś głos Harringtona uświadomił mu, że nie był w stanie go dostrzec zza tych wszystkich par rozstrzelonych po całej klasie. Cierpliwie poczekał aż nauczyciel ogarnie to bydło, które najwidoczniej postanowiło się pobić w jego obecności (parsknął w duszy na samą myśl – jak widać nie był największym cymbałem w Hogwarcie). Czuł się trochę zażenowany ilością przekleństw i łez, ale przede wszystkim poziomu zidiocenia, który co niektórzy przed momentem osiągnęli (Merlin go miał w opiece, że nie widział całości tej farsy). Następnie podszedł do Edwina przeprosić za to jakże efektowne spóźnienie oraz dowiedzieć się jaki przebieg mają dzisiejsze zajęcia. Nie śmiał jakkolwiek skomentować uzyskanych informacji na głos; dopiero podchodząc do Freli dał upust swoim emocjom. – Mamy razem przedstawić szaleństwo – spojrzał na nią, próbując zachować powagę. – Masz w tym wprawę, nie? – dodał ciszej, jak zwykle niepotrzebnie strzępiąc ryj i wracając do spraw, o których oboje chcieli zapomnieć. – No – teatralnie rozłożył ręce, jak najszybciej naprowadzając rozmowę na bezpieczne tory, bo widział w oczach Krukonki zapowiedź nadchodzącego gonga. – Jakiś pomysł? Teatr to nie jest moja mocna strona.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Ta lekcja powinna wyglądać inaczej. No cóż, wyboru jednoznacznego nie miał - mógł kompletnie zignorować zachowanie dziewczyn, ale czy to byłby aby na pewno dobry wybór? Czy to właśnie nie ignorancja powodowała u niego obrzydzenie wewnętrzne i chęć podjęcia jakichkolwiek zmian? Rzadko kiedy jednak naprawdę znajdował siły oraz jakiekolwiek resztki samego ja w sobie, by podjąć się poszczególnych rewolucji wewnętrznych. Egzystował, bywał, istniał, ale czy na pewno żył? - Może za chwilę będzie coś bardziej ciekawego niż odgrywanie emocji? - zaproponował, poniekąd próbując ją przekonać do tego, iż mimo że pierwszy etap może wydawać się zniechęcający, to kolejne mogą wzbudzić ich ciekawość. Towarzystwo Nancy wydawało się być... miłe. Puchoni naprawdę od czasu do czasu byli tymi, którzy potrafili ogrzać ludzkie serca bezinteresownie. Wiedział o tym, ale czuł, iż do nich kompletnie nie pasował. Jak w sumie do każdej innej grupy w szkole. Odwaga, męstwo, siła - nie. Spryt, wiedza, praca - nie. Przyjacielskość, zaufanie, pomoc - nie. Spryt, śliskość, czystość - nie. Na szczęście został dobrany do Domu Borsuka w wieku jedenastu lat, gdzie jego cechy były bardziej naznaczone i nie zostały przytłumione przez otaczającą go rzeczywistość i próbę adaptacji do niej. Zabolała go wcześniej otrzymana rana - zabolał go poniekąd też fakt tego, iż Vittoria się tak zachowała. Patrząc na nią wcześniej, liczył na to, iż jest w jakiś sposób powstrzymywać swoje złe emocje, jednak nie musiał tego nawet testować; wystarczyło, by nauczyciel kazał jej pracować w parze ze swoją znienawidzoną koleżanką. Po tym wszystkim, po syknięciu, po odczuciu pieczenia na klatce piersiowej, po zaciśnięciu zębów, mógł tylko obserwować poczynania profesora. Uśmiałoby go to porządnie, gdyby nie fakt, że opierał się chyba o ścianę, bo cholerstwo nie dawało na początku za wygraną, a wdechy i wydechy, które robił, były głębsze i bardziej dokładne. - Daj mi chwilę. - powiedział cicho na słowa Puchonki, odczuwając jeszcze przez chwilę pieczenie i swędzenie. Ręka znajdowała się cały czas na klatce piersiowej, a dopiero po paru minutach był w stanie normalnie funkcjonować. Na szczęście nie oblał się zimnym potem, choć jego skóra nadal była blada, a spojrzenie wydawało się być dalej zmęczone. Cholerne Zjadacze Trupów. Wyprostował się, spoglądając dookoła. Dziewczyn już nie było, a ład i porządek powrócił na lekcję mugoloznawstwa znacznie szybciej, niż mógłby się spodziewać. Odetchnął, wiedząc, że być może nie powinien ingerować w sprawy, które nie tyczyły się jego osoby; ale ile można wydawać z siebie głuchych, pustych i niemożliwych do usłyszenia krzyków? - Dobrze, już jest w porządku. - powrócił do lekcji jak gdyby nigdy nic (choć skutki nadal odczuwał), jak gdyby ta cała sytuacja nie miała miejsca. Całe szczęście, że plamy nie były widoczne, ukryte doskonale pod ubraniem; tyle mógł przynajmniej zapomnieć o tym, by przy pomocy zaklęć sobie pomagać. - Ogólnie nie lubisz działalności artystycznej czy raczej... nie lubisz aktorstwa? - zapytał się, starał się odciągnąć ją od nieprzyjemnych pytań, doszukiwania się przyczyny. Czekoladowe tęczówki zetknęły się z tymi od Nancy; prawdopodobnie oczekiwał odpowiedzi.
Freja Nielsen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 169cm
C. szczególne : śnieżnobiałe włosy; pojedyncze rzemyki na nadgarstkach
EMOCJA: szaleństwo KOSTKA: 31 ROBI CYRK W TEATRZE Z:@Aslan Colton
Ze zmarszczonymi w skupieniu brewkami i sporymi pokładami zaangażowania pokrywała sprasowane włókna papieru, które ochoczo pochłaniały kolejne ślady zostawiane przez grafit. Podczas nadawania ostatecznego kształtu łodydze i kwitnących z jej trzonu płatków dociskała ołówek to mocniej, to znowu słabiej, aby po ostatecznym zatwierdzeniu uzyskanego kształtu (porównując uzyskany rysunek ze szczegółowym opisem z książki) przejść do barwienia deroleanu szkarłatną farbką, stopniowo dążąc do jak najwierniejszego odwzorowania charakterystycznej dla rośliny barwy. Po chwili sięgnęła po fiolkę ze złotawą zawartością, aby wylać ją szybkim ruchem na zamalowaną stronicę; zapach typowy dla deroleanu zdobyła dla niej matka podczas wizyty na Malcie. Przejechała różdżką po kartce zeszytu, aby rozprowadzić woń na konkretnym obszarze, aż w końcu przetarła w zaciekawieniu ciepłym paluszkiem płatki kwiatów, zupełnie tak jak się przeciera miejsca w katalogu Avonu w celu sprawdzenia zapachu perfum. Frela uśmiechnęła się w pełni zadowolona z uzyskanego przez siebie efektu i zamknęła kajet z myślą, że za godzinę czy dwie wzbogaci opis rośliny o kolejne szczegóły – w końcu było jeszcze wcześnie. No kurwa nie do końca. Poderwała się jak oparzona, złapała różdżkę i biegła jak dzika narzucając jednocześnie na siebie szkolną pelerynkę (miała nadzieję, że to pozwoli jej frunąć jak Batman). Modliła się w duchu, aby ruchome schody nie spłatały jej figla, a profesor Harrington nie skrócił o głowę. Nie lubiła się spóźniać, wchodzić samotnie do wypełnionej po brzegi klasy i łapać uczniowskie spojrzenia, które zazwyczaj w takich chwilach przepełnione były dezaprobatą. Głównie z tego powodu tak bardzo ucieszyła się na widok Aslana, który również żył w innej galaktyce i nie liczył godzin i lat. - Zaraz… wypluję… płuca… – wysapała ciężko, trzymając się pod bokiem bo z tego nadprogramowego wysiłku (każdy się jako taki jawił gdy nie przewidujesz w rozpisce dnia jakiejkolwiek aktywności) złapała ją kolka. Wsunęła się do klasy i wybałuszyła oczy na dwie wiszące w powietrzu dziewuszki. Posłała Aslanowi spojrzenie, które mówiło, że przebieg dzisiejszych zajęć jest iście popierdolony, więc może lepiej po cichu się wycofać i udać, że nigdy ich tu nie było? Szybko się jednak okazało, że profesor dawał zasłużone baty dwóm dziewuszkom z domu Cymbaluk. Piękne to było przedstawienie, Frela nie zapomni go nigdy. - Szaleństwo? – powtórzyła, unosząc w zdziwieniu brew, a jej twarz szybko wykrzywiła chęć mordu gdy usłyszała ten NIEPOTRZEBNY komentarz; cisnęła w Aslana gromem formowanym przez samego Odyna, który krył się w jej jasnych tęczówkach, ale na szczęście na ataku wzrokowym się zakończyło. - Moja też nie. Ale w zadaniu domowym była mowa o animacjach, filmach. - zamyśliła się i postukała paluchem w okolicach żuchwy. - Pamiętasz jak opowiadałam ci taką historię, zaraz po tym gdy się mi przedstawiłeś? Tą o starej szafie, w której nie trzyma się sparciałych skarpet. Wiedźmie. I lwie - Nachyliła się, aby zmierzwić aslanową grzywę. - No. To ja cię zabiję w iście szaleńczym stylu. A potem ty zmartwychwstaniesz, aby z obłędem w oczach odgryźć mi - tyłek - rękę. - zaproponowała dumnie i skrzyżowała ręce na piersiach.