Rząd foteli i stolików, przy których można poczytać w ciszy i spokoju. Nie brakuje tu również ogromnych okien, przy których można się trochę zrelaksować po wielogodzinnym czytaniu.
Autor
Wiadomość
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Pokiwała głową ze zrozumieniem, zastanawiając się nad tym co powiedział. Dotychczas naiwnie zakładała, że chłopak raczej niewiele wie odnośnie własnych umiejętności, ale może właśnie było kompletnie odwrotnie? Może wiedział cholernie dużo, tylko zwyczajnie nie był pewien, jak najlepiej to wykorzystywać? Nie umiała go tak do końca rozgryźć ale chyba nawet jej na tym szczególnie mocno w tym momencie nie zależało. Miała ważniejsze rzeczy na głowie, prawda? W zamyśleniu postukała palcem wskazującym prawej dłoni w swoją dolną wargę. Nie skomentowała jego słów, odnośnie tego, że wiedział, co było przyczyną takich zmian. Ona nie mogła mieć pojęcia. W końcu nikt normalny nie dzielił się podobnymi obserwacjami z jakąś smarkulą, prawda? To było za mocne i raczej wile, bądź ich potomkowie, nie zamierzali o tym wspominać w bezpośredniej rozmowie. Co prawda i tak krążyły jakieś tam mniej bądź bardziej potwierdzone informacje, choć sama Robin nie pokładała w nich zbyt wiele optymizmu. Westchnęła głośno, ale nie skomentowała już tego, żeby wynająć krukona do ożywienia obrazka, bo było jej to, kolokwialnie mówiąc, do srania potrzebne. Liczyła się treść a nie jakoś notatek, czy jakoś tak... - Zawsze można posiedzieć gdzieś indziej, ale tu masz dostęp do książek i być może jakaś będzie odpowiednia dla nas - mruknęła pod nosem, z lekkim przekąsem. Zaczynała ją irytować jego postawa, gdzie wydawało się, jakby tylko jej zależało na tym, aby chłopak wiedział coś więcej. A przecież nie powinno. Ona od niego w obecnej chwili potrzebowała tylko kilku słów odnośnie jego prywatnych odczuć i stosunku do tego genu, który posiadał. - Nie, ty jesteś potomkiem, nie wilą. Gdybyś był wilą to w większości przypadków byłbyś kompletnie niestabilny emocjonalnie. I tak, sądzę, że to właśnie dlatego ministerstwo używa względem wil takiej klasyfikacji - stwierdziła krótko. Dalej przeglądała swoje notatki szukając jakichkolwiek bardziej szczegółowych informacji, które udało jej się zdobyć. - Myślę, że najodpowiedniejszym określeniem tutaj będzie po prostu "istota". Bo bezsprzecznie wile są w pełni komunikatywne, ale jednocześnie potrafią przyjmować nie do końca materialną postać. No i jeszcze te przemiany w zwierzęta... - zamyśliła się na chwilę, przenosząc spojrzenie na chłopaka. Ciekawe, czy on też posiadał aż tak wielkie umiejętności, czy u niego przekazany gen, nie dawał tak ciekawych zdolności...
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Nie chciał korzystać z książek. To ten nastoletni i niedojrzały bunt kiedy nie chciał, po prostu nie chciał brać do rąk tych grubych tomów bo one unieszczęśliwiają, a on woli by jednak zachować swoją radość z dnia i pozostać w niewiedzy. Nie ciągnęło go aż tak do edukacji aby miał poświęcać swój dobry nastrój. O wilach wiedział tyle ile wpadło mu do ucha. Z pewnością za jakiś czas przyszedłby ten moment kiedy udałby się do profesor Whitehorn i wypytał o to "bycie potomkiem wili", ale zanim do tego dojrzał to spotkał Robin. Nie, wróć, spotkał Lucyfera, a potem jego właścicielka zaczęła mu się wygrażać śmiercią i katuszami po wieczne czasy... czy jakoś tak. - Niestabilność emocjonalna? Przekichana sprawa. To znaczy, że ja jestem oazą spokoju...? A ja ci nie mówiłem! O Merlinie! - aż podniósł głos i znowu został zbesztany przez siedzącą nieopodal młodszą uczennicę. Usiadł na krześle bokiem po to, aby mieć naprzeciw siebie Robin. Nawet się nachylił lekko w jej kierunku i zniżył głos do szeptu. - W zeszłym tygodniu prefekt naczelny przyłapał mnie na szwendaniu się po Zakazanym Lesie. Byłem taki wykończony, w dodatku obolały, a ten się nie chciał ode mnie odczepić. Gdy odprowadził mnie do pokoju wspólnego ślizgonów szlag jasny mnie trafił. Serio, Robin, to było dziwne. W jednej sekundzie czułem, że nie wytrzymam jeśli on się nie zamknie. - jego skóra była teraz blada w poblasku lampy oliwnej stojącej obok zeszytu dziewczyny. Patrzył na nią z uwagą, a nadgarstki opierał o swoje kolana. - To było chore, ale pierwszy raz odkąd pamiętam przez dobre dwadzieścia minut... ta twarz... - urwał bo głos mu zadrżał. Rozmasował swój policzek pamiętając uczucie rozciągającej się skóry - ... widziałem wszystko na czerwono, chciałem rzucić mu się do gardła. Lucas musiał interweniować, a ten gen... ta harpia twarz... - zamknął na moment oczy i wzdrygnął się do wspomnienia jak wrzeszczał w towarzystwie trzech osób i nie dawał się uspokoić. - Nie wiem czemu aż tak się zdenerwowałem. Nie ogarniam. Ale widzieli mnie. - powoli uchylił powieki i opatrzył prosto w czekoladowe oczy dziewczyny i poczuł, że zostanie zrozumiany. To było dziwne, ale miał w sobie silne przekonanie, że Robin wyjaśni mu dlaczego tak łatwo wybuchł choć powód był błahy. Wodził wzrokiem po jej twarzy szukając tam tego, co nie zostało mu nigdy wyjaśnione - że dorasta nie tylko on, jako człowiek, ale też jako potomek wili. Nie roztaczał teraz wokół siebie żadnego uroku, a mimo wszystko zrobiło się tu ciepło, ale w ten łagodny i przyjemny sposób. Czuł, że trafił na odpowiednią osobę ze zwierzeniem się ze swoich wrażeń i niejako problemu. Harpiego problemu.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Pojawiła się w najmniej odpowiednim momencie jego życia, tylko i wyłącznie dlatego, że ten paskudny osobnik w tak bezpardonowy sposób chciał ukraść jej Lucyfera! Nic dziwnego, że skoro lubiła tego zwierzaka, to postanowiła go zawzięcie bronić przed obcymi łapskami, które za bardzo się do niego kleiły. W innych okolicznościach zapewne nawet by się nie zatrzymała w tamtym miejscu. Czasami sama bardzo zaskakiwała się tym, w jak niekonwencjonalny sposób może się potoczyć życie, jeśli człowiek się kompletnie tego nie spodziewa. Znów westchnęła głośno, gotowa po raz kolejny go upomnieć, że nie traktuje sprawy poważnie, kiedy to usłyszała, że tym razem coś w jego tonie się zmieniło. Od razu oderwała wzrok od kartek jej prywatnego dziennika i przeniosła go na Eskila, marszcząc brwi. Zawsze tak robiła, kiedy skupiała się nad czymś wyjątkowo intensywnie. Próbowała zrozumieć wszystko to, co właśnie jej wyjaśniał, a widziała wyraźnie, że nie było to dla niego łatwym przeżyciem. Wyraźnie pobladł, jakby samo wspomnienie tego całego zdarzenia było cholernie trudnym przeżyciem. Nic więc dziwnego, że po prostu zaczęła uważać, że próba wzbudzenia jego wewnętrznej harpii, to zły pomysł. Wcześniej robiła to tylko ze względu na własne widzimisię i chęć zobaczenia, jak wygląda harpia. Nie bardzo skupiała się na nim. Teraz zaczęła sądzić inaczej. Bezwiednie wyciągnęła dłoń w stronę jego własnej dłoni, aby ją uścisnąć. Nawet nie wiedziała, że to zrobiła, dopóki nie zobaczyła, jak jej palce zaciskają się na jego własnych. Nie była pewna, co chciała tym gestem osiągnąć. Może dać mu trochę więcej pewności siebie... - Myślę, że może to mieć coś wspólnego właśnie z tą niestabilnością - powiedziała w końcu, kiedy otworzył oczy i spojrzał prosto na nią. - Jakby nie patrzeć, wile, odczuwają wszystko silniej. Coś, co dla mnie może wydawać się być kompletnie błahym, dla ciebie, jako ich potomka, może być czynnikiem zapalnym. - zamilkła na chwilę i jakby dopiero teraz przypomniała sobie o swojej dłoni na jego własnej. Zabrała ją i delikatnie położyła na jego barku, jednocześnie posyłając delikatny uśmiech w jego stronę. - Dasz radę to ogarnąć. Nim się obejrzysz, nic cię nie będzie zaskakiwać, ale musisz to ćwiczyć. Sądzę, że powinieneś też pomyśleć nad jakimś sposobem kontrolowania swoich emocji - sama była przekonana co do jednego; nie zamierzała pozwolić na to, aby chłopak zmagał się z całym tym bałaganem samodzielnie. To, że posiadał coś takiego, nie oznaczało, że nie może korzystać z pomocy innych ludzi. Innymi słowy, miał przekichane. Robin nie należała do tych, którzy się zlękną przy pierwszym niepowodzeniu i poddadzą. Co to, to nie!
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Przecież tak na dobrą sprawę on jej z początku wcale nie lubił. Drażniła go, irytowała i choć mówiła o ciekawych rzeczach i jej słuchał tak wiedział, że się łatwo nie dogadają. A teraz w bibliotece kiedy już wzajemnie się odrobinę podrażnili dopadło go oświecenie, że wcale nie musi się z nią droczyć bo suma summarum Robin jest w stanie zrozumieć to, co niejedna osoba potraktowałaby jako obrzydlistwo. Czyż Sophie podczas ostatniego spotkania nie pytała go co robić kiedy dopada go harpia złość? Obawiała się powikłań, efektów gniewu potomka wili i nie było to nic dziwnego - Eskil też się tego lękał a jednak pójdzie wywołać to po raz drugi bo Robin tego chce, ale powinien to opanować. Pytanie - jak?! Nie ma tego w książkach (nie żeby szukał), nie miał kogo zapytać (uparł się, że nie pójdzie do prof. Whitehorn), a więc jakoś tak spontanicznie zwierzył się Robin. Ta przedstawiła mu swój nowy wyraz twarzy, skoncentrowany, poważny, a więc idealnie dostroiła się do jego własnej mimiki i odczuć. Czy to nie dziwne? To nie jest wilowaty urok, to się dzieje naprawdę. Zamrugał powiekami kiedy po raz trzeci w ich znajomości poczuł ciepło i ciężar jej dłoni na swojej. Otuliło go czułe ciepło, którym wzgardziłby i nazwał babskim gdyby nie fakt, że zależało mu na znalezieniu w jej oczach zrozumienia. Oczekiwał, że ono się pojawi i ... tak też się stało. - Ale nigdy tak nie było... no dobra, za dzieciaka dawałem popalić, ale potem się uspokoiło. Ja nawet nie miałem szans tego powstrzymać. To było uczucie jakby ktoś wcisnął we mnie dziki ogień. - nie wiedział skąd wzięły się u niego tak trafne porównania, nie był przecież takim dobrym mówcą, a okazuje się, że gdy ma opisać swoje odczucia to przychodzi mi to w przyzwoity sposób. A może to obecność Robin sprawia, że łatwiej mu ubrać w słowa swoje wrażenia? Rozchylił palce kiedy przeniosła dłoń na jego ramię. Gapił się na ten delikatny i naturalny uśmiech i nazwał ją w myślach wariatką. Niech go szlag trafi, ale właśnie ostatecznie i nieodwołalnie ją polubił. - Lucas powiedział to samo. Mam ćwiczyć, ale nie wiem jak. - popatrzył na jej chudy nadgarstek. Powinien jakoś na to zareagować jednak zatrzymał się we wszelkim ruchu bowiem odnosił wrażenie, że jeśli drgnie to ciepłe powietrze między nimi ucieknie niczym z napompowanego balonika. Nie był pewien czy "da radę to ogarnąć". Teraz to on nastroszył brwi kalając gładkie czoło pojedynczą zmarszczką. - Powiedz mi Robin. Powiedz mi co zrobisz jak już to we mnie wywołamy. - jeszcze bardziej nachylił się w jej stronę. Przejmował się. - Lucas powiedział też, że gdyby mnie walnął to bym mógł się bardziej wściec, a więc lepiej aby wtedy nikt mnie nie dotykał. - trącił wierzchem dłoni palce jej ręki. Kiedy widziała przez sekundę jego "harpią dłoń" to oglądała ją niczym zachwycony archeolog. Czy on właśnie nie wszedł na prostą drogę do... zmądrzenia? Brał pod uwagę brak kontroli nad sobą, a to był już spory krok! Musieli opracować plan awaryjny skoro knuli. - Musimy coś ustalić. Czy masz w swoich zapiskach napisane jak uspokoić wilę? - skinął brodą na trzymany zeszyt, ale nie zerkał do treści. Interesowało go tylko to, co Robin miała mu powiedzieć.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Nie oceniała ludzi po okładce, bądź po pierwszym wrażeniu, jakie odniosła po spotkaniu z nimi. Wiedziała doskonale, że to niejednokrotnie może się okazać kompletnie mylnym. Sama była tego najlepszym dowodem, bo przecież ileż to już osób pomyliło się względem niej, sądząc, że jest niezrównoważoną wariatką, która nie zna żadnych granic? No... może poniekąd była to prawda, ale przy bliższym poznaniu, człowiek mógł dojść do wniosku, że ma jeszcze przynajmniej kilka innych ciekawych rzeczy do zaoferowania! Owszem, była skupiona na konkretnych rzeczach, chciała odnieść sukces, jednak czy to tworzyło z niej wariatkę? Sama nie określiła by tego w ten właśnie sposób. Raczej jako osobę, która nie boi się działać, bez względu na to, jak trudne zadanie sama przed sobą postawiła. Nie mogła wiedzieć, jak wyglądało jego dzieciństwo i nawet nie miała pomysłu, jak mogłaby sobie to wizualizować. Nie miała nigdy kontaktu z młodymi wilami czy półwilami, więc pod tym względem nie miała dla niego żadnej odpowiedniej porady. Mogła tylko się łudzić, że to, co zamierzała mu przekazać, będzie wystarczającym w tym wypadku. I przede wszystkim to, że tak jak w tym momencie, wysłucha go i spróbuje podjąć odpowiednie działania. W końcu hej, to Robin! Ona się nie poddaje. - Może ma to związek z faktem, że dorastasz? Każdy wie, że osoby w naszym wieku mają problem z zapanowaniem nad sobą. Hormony szaleją i buzują, a dla ciebie może to być jeszcze cięższe przez to - znów posłała mu uśmiech pt. "hej, nic się nie martw, wszystko będzie dobrze, jakoś to ogarniemy!" Znów zamyśliła się, kiedy potwierdził, że Lucas wcześniej powiedział to, co i ona teraz mu powiedziała. No właśnie... problem polegał na tym, że rzucić pusty slogan w stylu "pracuj nad sobą, ćwicz" to jedno, a dać konstruktywną radę, to drugie. - Masz coś, co zawsze cię uspokaja? - zapytała nagle, znacznie pewniejszym siebie tonem. Uśmiechnęła się nawet w nieco inny sposób pewna, że rozwiązanie, na które wpadła, może się okazać zaskakująco prostym i genialnym. - Znajdź w sobie taką myśl, rzecz. I kiedy przychodzą takie momenty, gdzie czujesz, że powoli tracisz kontrolę, skupiaj się na tym właśnie. - podrapała się wolną dłonią po policzku, nadal uśmiechając, bo właśnie zamierzała mu powiedzieć coś bardzo śmiesznego. - Na przykład, moi rodzice mają bardzo ciekawą metodę unikania kłótni. Na przykład kiedy tata zaczyna o coś wrzeszczeć na mamę, ta mówi na temat czegoś zupełnie innego, na przykład, że w ostatnim proroku codziennym czytała, że sok ze szczuroszczetka raz na jakiś czas powinna dodać do ciasta - parsknęła pod nosem śmiechem, kiedy znów stanęła jej przed oczami tamta właśnie sytuacja. Jej matka skutecznie wtedy rozbroił bombę, nim ta w ogóle zaczęła odliczać czas do wybuchu. Nie traciła rezonu. Nawet wtedy kiedy zadał jej kolejne pytanie. Wiedziała, że jeśli to zrobi, to chłopak zacznie się bać, a to mogło wszystko popsuć. To ona powinna się bać, lecz jednocześnie na zewnątrz pozostać pewną siebie i nie okazywać tego, co kołatało się w jej głowie. - Pewnie przypomnę ci o dodawaniu soku ze szczuroszczetka do ciasta - wyszczerzyła zęby w jego stronę, dalej utrzymując swoją pewność siebie na zaskakująco wysokim poziomie. - A jak to nie pomoże, to będę mówić od rzeczy kompletnie irracjonalnie, byle tylko oderwać twoje myśli od przemiany. Może wtedy wrócisz do swojej własnej postaci - zamyśliła się nad tym, co właśnie powiedziała. Wydawało jej się, że tym wypadku będzie to dobre rozwiązanie, choć nie miała stu procentowej pewności. Musieli jeszcze oboje wiele przestudiować, zanim podejmą się odpowiedniego działania. Dłonią, która wciąż leżała na jego barku, delikatnie pstryknęła go w policzek. - Nie martw się, wilowaty. Nic ci się nie stanie. A jeśli nie chcesz, to nie musimy tego robić - zapewniła go, bo mimo wszystko jego komfort psychiczny był dla niej ważniejszy, niż zobaczenie harpiego lica.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Gapił się na Robin i miał nadzieję, że minę miał zamyśloną a nie bezmyślną. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że tańczył tak jak ona zagra. Mogłaby wprawnie nim manipulować bo dotychczas zgadzał się na prawie wszystko co chciała. Czy nie powinno być na odwrót? Z pewnością zwierzenie się jej i niejako zaufanie jakim ją obdarzył nie sprawi, że się opamięta i zaprzestanie jej słuchać. Najwyraźniej jej pomysły mu odpowiadały, a jej wrodzona charyzma sprawiała, że nawet półwil dawał się namówić na szaleństwa. Robin nie zdawała sobie sprawy ze swojego talentu. - Sądzisz, że to przez dorastanie? - zapytał choć właśnie przed chwilą to powiedziała. W ostatnim roku urósł o dobre piętnaście centymetrów, a więc hipoteza Robin miała szansę się sprawdzić. - Aha, czyli to tak jak w tej bajce mugoli… za dnia będę piękny a w nocy zamienię się w szkaradę? Bo dorastam? - zaśmiał się ale nie tak wesoło jakby chciał. Znał mnóstwo mugolskich bajek! Westchnął ciężko i zaraz się trochę rozpogodził bowiem zaraziła go swoim kolejnym uśmiechem. Odnosił wrażenie, że póki trzyma rękę na jego ramieniu to będzie nieruchomy i grzeczny. To chyba szło w złą stronę, ale co mógł poradzić, że wzbudzała w nim sympatię pomimo wielu różnic w ich charakterach? Eee… nie wiem. Jak chcę się odstresować to idę do zakazanego lasu. Połazić, posłuchać zwierząt albo leżeć plackiem na trawie i karmić tam kameleona. Ale jeśli będę wyobrażać sobie ślepia kameleona to będę dusił się ze śmiechu… z tą szkaradną paszczą. - wzniósł oczy ku niebu i uznał, że musi znaleźć sobie coś, co go uspokaja. Sęk w tym, że nie miał pojęcia! Dotychczas nie potrzebował jakichś szczególnych metod do zapanowania nad sobą. Sophie też go o to pytała, a on nie wiedział. Musiał pomyśleć, zatopić się we wspomnieniach i zrozumieć, że jest pewien sposób tylko musi do tego dotrzeć. Parsknął śmiechem słysząc historię Robin i znowu został opieprzony przez tę samą dziewczynę, która siedziała dwa stoliki dalej i próbowała się uczyć. Opuścił głowę, prawie oparł ją o swoje kolana kiedy tłumił w sobie śmiech. Połaskotał włosami odsłonięte kolana Robin, kiedy objął się i zgięty w pół tłumił śmiech. Rozbawiła go ale zaraz spoważniał i mógł rozmawiać dalej. Zauważył, że prawie stykali się kolanami, tak byli pochłonięci rozmową. - Mam nadzieję, że to zadziała,ale… eh, tamtego wieczoru popatrzyłem niechcący na buzię Sophie. Była blada i przestraszona i mi od razu przeszło bo to było smutne. - hej, staph! Tak dużo mówi o swoich odczuciach, jak to się dzieje, to on jest półwilem, nie ona. Wywrócił oczami kiedy go połaskotała po poliku i nazwała wilowatym. Złapał jej nadgarstek i lekko przytrzymał w dłoni. Uniósł brwi. - Ej. Ale ty masz się mnie nie wystraszyć. - zabronił jej choć nie miał prawa żądać od niej nieczułości. - Phhh, nie wycofam się. Mam ćwiczyć, co nie? - i wtedy przypomniał sobie, że miał na niej przetestować urok wili bez wtajemniczenia jej w ten plan. Z tego też powodu nie puścił jej nadgarstka choć gdyby chciała to mogłaby wycofać rękę bez najmniejszego oporu z jego strony. Zamyślił się nad czymś i spoglądał na Robin jakby próbował podjąć jakąś decyzję. Sprawdzał tym samym czy zabierze rękę kiedy ją trzyma, a dotychczas co rusz czuł gdzieś ciepło jej dotyku i było to przyjemne.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Była naprawdę ciekawa tego, jakie myśli teraz krążyły pod tą jasnowłosą kopułą. Nie chciała przerywać mu procesu przetwarzania tego wszystkiego. Przecież to on musiał to wszystko szczegółowo sobie przemyśleć, dopasować do własnej sytuacji. Nawet nie wiedziała, że robił dokładnie to, co ona chciała, bardziej zakładając, że jest to jego własna wola podyktowana minimalną sugestią z jej strony. Ona nie wiedziała, jak to jest być wilą i nie miała prawa nigdy się dowiedzieć. Mogła tylko podsyłać mu pomysły, które w jej opinii miały możliwość stanowić odpowiednie rozwiązanie dla jego problemu. Mogła też trzymać go za rękę, jeśli tego będzie potrzebował w danym momencie. Jednak nie była w stanie zrobić cokolwiek więcej. - Tak mi się wydaje, choć nie mogę mieć stu procentowej pewności. - westchnęła, rozważając w głowie wszystkie opcje. Wszystko to, co jej powiedział, układając w odpowiednich szufladkach i nadając prawidłowe etykiety. - Sam powiedziałeś, że w młodości byłeś spokojniejszy, więc może to naprawdę jest z tym powiązane - chciałaby dać mu jedną, gotową recepturę na powodzenie całego procesu. Żałowała, że jedyne, czym dysponowała, to własne obserwacje i przemyślenia. Co prawda i tak posiadała ich zaskakująco dużo jak na osobę, która przecież o wilach prawdopodobnie nie powinna wiedzieć nic. Jednak w jej prywatnym odczuciu to wciąż było niewystarczającą ilością, aby pomóc chłopakowi w odpowiedni sposób. - W takim razie kolejnym razem spróbuj myśleć o drzewach. Zamknij oczy. - zaczekała, aby to zrobił i potem jeszcze pomachała mu ręką przed oczami, aby mieć pewność, że nie podgląda. - Wyobraź sobie szum drzew dookoła nas. Jesteś na łące w zakazanym lesie. Wokół ciebie natura, gdzieś niedaleko szemrze strumień. Jeszcze z innej strony dochodzi cię dźwięk niegroźnych, leśnych stworzeń. Poczuj pod palcami strukturę trawy, wyobraź sobie jej wspaniały, zielony kolor. - wszystko to mówiła w bardzo spokojny, miarowy sposób, przyglądając się dokładnie jego twarzy. Była ciekawa, czy pomogło mu to choć w minimalnym stopniu się rozluźnić. Jeśli tak właśnie by się stało, mieliby jakiś punkt wyjściowy co do tego, jak dalej to wszystko ćwiczyć. Potem jednak i ona zawtórowała mu śmiechem, bo nie sądziła, że historia jej rodziców tak na niego zadziała. Nie przeszkadzała jej ta bliskość, która znów samoistnie się między nimi wytworzyła. Zaskakująco dobrze czuła się w towarzystwie Eskila, aby przejmować się takimi drobiazgami. Pokazała tylko przez jego ramię środkowy palec w stronę dziewczyny, która upominała chłopaka, o odpowiedniejsze zachowanie. Skwitowała to posłaniem spojrzenia pełnego oburzenia w stronę Doppler, ale ta miała to głęboko w dupie. - Jeszcze mnie nie znasz, jak sądzisz, że się wystraszę - prychnęła pod nosem, przyglądając się temu, jak łapie jej nadgarstek. Była ciekawa, co zamierzał zrobić, więc jedna jej brew automatycznie uniosła się nieco ku górze. Spojrzała mu prosto w oczy, widząc, że coś kołacze się pod tą kopułą, ale nie mając najmniejszego pojęcia co to jest. - Em, Eskil? Wszystko w porządku? - zapytała po dłuższej chwili, kiedy nic nie mówił. Poruszyła się delikatnie na zajmowanym krześle, ale jakoś tak nie zwracała uwagi na swoją rękę, która wciąż znajdowała się w jego uścisku. Co oni tu... a, no tak. Mieli się uczyć chyba.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Pozostało przyjąć hipotezę Robin i zawierzyć, że to kwestia dojrzewania. To pocieszające bowiem jest to szansą, że jego harpia odsłona się ustabilizuje. Tak na dobrą sprawę to i tak znosił to znakomicie bowiem nie był porywczy tak jak matka, która go urodziła. W większości czasu zachowywał spokój, a jedynie w pewnych okolicznościach dawało się wyzwolić w nim cechę istoty magicznej. Może uda się poćwiczyć, ale kwestia znalezienia bodźca uspokajającego nie była łatwa do rozwiązania. Nie mógł się w pełni uspokoić ze śmiechu, ale zamknął oczy i napiął usta, aby ich kąciki nie uciekały w rozbawieniu. Niestety jego powaga była ulotna. Robin przykładała się do modulacji głosu, chciała mu pomóc, a dla niego wyobrażanie sobie drzwi i lasu było komedią. Wyobraźnia nie była posłuszna, a więc zatrząsł się na krześle z tej dzikiej wesołości. - Nie dam rady. Cały czas wyobrażam sobie siki szczuroszczeta dodane do ciasta. - był ubawiony! Nie dawało się go ogarnąć. Zakrył dłonią swoje usta, aby nie chichotać jak idiota którym czasem był i pod groźnym wzrokiem Robin trochę spuścił z tonu. - Mhm, ale Sophie mówiła, że wyglądałem niebezpiecznie więc wiesz… serio, jeśli się wystraszysz to się wścieknę. Zakazuję ci. - brzmiał jak naburmuszony dziesięciolatek, ale poprzez takie a nie inne zachowanie pokazywał jak bardzo mu zależy, aby Robin - tak jak Lucas - nie odskoczyła na widok deformacji twarzy, oczu, włosów i rąk. Co innego ujrzeć to w kilka sekund a co innego wpatrywać się w ten obraz przez dwadzieścia minut… albo być powodem wściekłości. Musiał pogodzić się z tym, że będzie zawsze wyglądać niebezpiecznie i nawet jeśli kiedyś nad tym zapanuje to upiorność pozostanie z nim do końca życia. Wałkowano mu aby ćwiczył to, co posiada. Robin chciała poznać gorszą wersję pół wila a więc dlaczego miałaby nie zasmakować tej ładniejszej strony? Tylko raz próbował świadomie zauroczyć Odeyę i nie było to imponujące. Ba, ledwie cokolwiek poczuli a potem głowa bolała go do pół dnia. Nie wyszło z tego nic wielkiego, ale i dziewczyna wiedziała, że coś będzie się dziać. Tłumaczył sobie, że Robin mogłaby się zgodzić na ten eksperyment gdyby jej to objaśnił ale wówczas mógłaby chcieć się psychicznie do tego przygotować, a więc wolał zadziałać z zaskoczenia. Nadeszła okazja, ślizgonka patrzyła na niego z uwagą, on na nią, wokół panowała cisza i spokój a wróżbiarstwo czekało na moment odrobienia. Stresował się trochę tak jak przy Odeyi ale dał sobie szansę. Przełożył ostrożnie jej nadgarstek w swoją drugą dłoń i wypełnił swoją głowę potrzebą. Nienawidził wróżbiarstwa. Odkładał ten referat na ostatnią chwilę, która dziś nadeszła. Ogarnięcie tego zajęłoby mu pół nocy a nie był człowiekiem ambitnym. Potrzebował kogoś kto go wyręczy. Nie chciał pomocy, chciał to na kogoś w pełni zrzucić i nie musieć się tym przejmowa. Wciskał sobie to do głowy, powtarzał jak bardzo, ale to bardzo poczuje ulgę jeśli Robin się tym zajmie. Otworzył oczy nieświadomy, że miał je zamknięte. Popatrzył na zdziwioną dziewczynę, która nie wiedziała co się dzieje. Pamiętał, że musi mieć z nią kontakt wzrokowy i tego mocno chcieć. - Robin… - zaczął od imienia tak jak z Odeyą. Modulował głos na jak najłagodniejszy potrafił, a nie sądził, że jej imię będzie brzmieć tak miękko w jego ustach. Głos i wzrok, głos i wzrok, głos i wzrok. - Potrzebuję twojej pomocy. - wpatrywał się w nią jakby świata poza nią nie widział. Powoli, powolutku jakby nieśmiało barwy biblioteki blakły, rozmazywały się, regały i całe tutejsze tło traciło swoją soczystość. - Jesteś mądrą studentką, oboje o tym wiemy, prawda? - komplement nie zaszkodzi! Mrugał coraz rzadziej, a skóra na jego policzkach i czole rozjaśniła się do barwy tarczy księżyca w pełni. Rzęsy i brwi pociemniały, a idealnie obrysowane usta poruszały się lekko, wydobywając z siebie miękki jak aksamit głos. Robin przestawała być tylko Robin. Na nowo stawała się epicentrum jego uwagi i każdej myśli. To było oszałamiające uczucie! Czuł się teraz pewniej, silniej jakby ktoś wlał w niego strumień rześkiego powietrza. Nigdy dotąd to się nie wydarzyło. - Mam do napisania trudny referat z wróżbiarstwa. Pomóż mi z nim. Proszę. - teraz już nieświadomie otarł kciukiem trzymany jej chudy nadgarstek. Objął go palcami i teraz czuł rytmiczne pulsowanie krwi w jej żyłach. To wywołało w nim dziwną ekscytację; uderzyła go intensywna fala gorąca. Wzrok Eskila się wyostrzył, a Robin była jak wyjęta ze świata. Wyrazista, piękna, a jej ciemne oczy patrzyły na niego tak jak on patrzył na nią. Wnikliwie. Barwa jego tęczówek zrobiła się soczysta i lśniąca niczym spokojne morze. Nie zdawał sobie sprawy co się dzieje z jego ciałem, gorąc napierał na jego płuca i kazał cały czas mówić, przyciągać ją do siebie i wabić. - Napisz za mnie referat, Robin. - słyszał już swój głos jakby kto inny wypowiadał te słowa. W okolicach potylicy poczuł twarde łupnięcie, zwiastun tego, że zaraz gorzko pożałuje tak intensywnego eksperymentu, a trwał on zaledwie kilka chwil. Zaciskał zęby i choć wzrok miał już osłonięty łzami (prawie nie mrugał) to cały czas trzymał kontakt wzrokowy. Bez przerwy.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Robin była przekonana co do tego, że kluczem do zapanowania przez Eskila nad swoimi nadzwyczajnymi umiejętnościami był trening. Kiedy tylko dokładnie zrozumie, co się z nim w tamtych momentach działo, będzie dokładnie wiedział na co powinien położyć szczególny nacisk w tym treningu. Ona mogła tylko mu pomóc naprowadzając na odpowiednie rozwiązanie czy nawet będąc obok, by spróbować uspokoić w odpowiednim momencie. Niestety, inaczej nie mogła zapewnić mu odpowiedniej pomocy. Szczególnie wtedy kiedy doskonale widziała, że chłopak praktycznie że pękał ze śmiechu i jedynie ostatniem samokontroli nie wybuchł nim prosto w jej twarz. Westchnąła z irytacją, kiedy ponownie otworzył oczy. Zbyt zamaszystym ruchem potarła własny policzek. - Jesteś kretynem... - skwitowała go krótko, ale mimo tych słów, gdzieś tam na jej twarzy czaił się delikatny uśmiech. Ciężko było się na niego gniewać w takim momencie, chociaż próbowała. Nie pomagał też fakt, że posiadała świadomość, że prawdopodobnie za chwilę ponownie zbeszta ich ta sama dziewczyna, o ile dotychczas nie ruszyła do w stronę bibliotekarki, aby ją na nich nasłać i jednocześnie wyprostować z tego miejsca. Pp chwili sama o mało co nie wybuchnęła śmiechem, kiedy kładąc dłoń w okolicy serca, składała przyrzeczenie. - Obiecuję, że się nie wystraszę i nie ucieknę gdzie pieprz rośnie - przecież nie zamierzała stracić nawet minuty z tego całego pokazu! Nie bała się. Miała dziwne przeczucie, że pomimo całokształtu, wszystko skończy się dobrze. Szczególnie mocno mogła uwierzyć w to teraz, kiedy ich relacja była tak luźna i przyjemna. A później działy się już inne, dziwne rzeczy. - Em, Eskil...- jednak nie dokończył pytania, które chciała mu zadać. Kiedy podniosła wzrok z nad jej ręki, która znajdowała się w jego uścisku, napotkała to spojrzenie. Powinna wiedzieć, co się dzieje. Odpowiednio zareagować. W końcu już wcześniej nieświadomie testował na niej to zagranie. Tylko jakoś tak wyszło, że im dłużej patrzyła w jego jasne oczy, tym bardziej jej wszystkie logiczne myśli ulatniały się. Z każdą kolejną sekundą otoczenie traciło na znaczeniu. Dźwięki powoli wyciszały się, oddalały od jej osoby. Czuła jakby miała się roztopić, kiedy jej własne imię zagościło jego ustach. Brzmiało tak idealnie, jakby nigdy nikt wcześniej nie włożył w to tyle czułości, co on w tym momencie. Nieświadomie westchnąłem, by szeptem wypowiedzieć jego własne imię. Delektowała się jego smakiem na języku. To imię rozprzestrzeniało się w niej, ogarniało każdą komórkę jej ciała. Nic innego nie miało najmniejszego znaczenia. Nic prócz jego pięknej twarzy, cudzych oczu. Tego, w jaki sposób się teraz uśmiechał. Nawet nie wiedziała, że na jej własnych wargach zagościł taki uśmiech. Powoli pokiwała głowa, kiedy kontynuował. Wiedziała, że zrobi, co zechce, bo przecież to właśnie było dobre i odpowiednie. Eskil jej potrzebował. Nie zauważała niczego innego. Otoczenie przestało istnieć. Istniał tylko on, jego melodyjny głos, te cudne oczy w których mogła by zatonąć. Te malutkie diamenciki znów uwydatniły się na jego twarzy. Nie dopuszczała do siebie żadnej innej myśli prócz tego, jak ogromne miała szczęście, że właśnie mogła spędzić z nim czas. Serce jej przyspieszyło kiedy podarował jej tak niewielką pieszczotę w postaci poparcia skrawka jej nadgarstka. Dalej jednak nie mogła oderwać wzroku. On jej potrzebował. Tylko to się w tym momencie liczyło i tylko na to powinna zwracać uwagę. Mogła by się rozpłynąć pod wpływem ciepła jakie zawarł w kolejnych słowach. - Oczywiście - wyszeptała tylko, nieświadomie przykuwając się jeszcze bliżej. Wolną dłonią sięgnęła w stronę jego policzka, bo po prostu musiała poczuć jego miękkość pod palcami. Kiedy jej opuszki spotkały się, z jego licem, ponownie westchnęła z zachwytu. Co z tego, że nie umiała wróżbiarstwa? Jakie znaczenie miało to, że pewnie Joe zaliczy tego referatu. Eskila ją potrzebował! Tylko to się liczyło...
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Zamiast się irytować za nazwanie go kretynem to dalej tłumił w sobie śmiech. Obrażała go pieszczotliwym tonem i uśmiechała się przy tym a więc wiedział, że nie mówi poważnie. Nie mogła oczekiwać od niego pełnej koncentracji skoro opowiadała mu o drzwiach i lesie za nim, szemrzący strumyczkach… nie, dziś nie zdoła się nad tym zastanawiać. Mieli inne tematy do rozmów i eksperyment do przeprowadzenia! Zapisał sobie w pamięci jej obietnicę zachowania zimnej krwi kiedy go zobaczy. Skoro gotowa była na coś tak nieprzyjemnego to tylko zachęciło Eskila do wypróbowania na niej innego rodzaju wilowatości. To w imię nauki! Sprawdzi co umie… same zalety! O jej pewnej wściekłości jeszcze nie myślał. Przecież mu wybaczy! Prawda…? Starał się przyłożyć do swojego przedsięwzięcia. Być może fakt, że łączyła ich pewna więź sprawiła, że powiodło mu się tak łatwo jak nigdy dotąd? Trwało to też dobre kilka minut a przy Odeyi dał radę raptem sześćdziesiąt sekund i miał dość. Świat schodził na drugi plan, widział tylko Robin, stawała się każdą najmniejszą częścią jego myśli. Było to intymne, niezwykle bliskie i w pewien sposób… wstydliwe bowiem poprzez swój wilowaty egoizm narzucał jej zauroczenie. Mówił, patrzył na nią w ten inny sposób, a odnosił wrażenie, że o cokolwiek by jej nie poprosił to ona się zgodzi. Widział wyraźnie w jej oczach rozmycie się samo świadomości i mdły zachwyt. Sztuczny. Wywoływany cechami z którymi przyszedł na świat. Oszukiwał jej zmysły i wykorzystywał je przeciwko niej. Nagle zdał sobie sprawę jakie to okrutne z jego strony. Teraz wykorzystywał to do własnej zachcianki a jeśli inni półwile, dorośli i zepsuci, wykorzystywali tę przewagę do gorszych rzeczy? Uzyskał od niej zgodę i chwilę później ogarnęło go obrzydzenie do samego siebie. Jego wargi zadrżały kiedy musnęła palcami jego policzek. Pojął, że nie zasłużył na tę pieszczotę i nigdy w życiu jej nie dostanie bowiem Robin nie podjęła tej decyzji. To jej nastoletni organizm. - Zamknij oczy. - szepnął zmysłowym tonem i gdy tylko to zrobiła odsunął się, puścił ją, niemal spadł z krzesła. Nie musiał się wyrywać z tego stanu, ból jaki uderzył w sam środek jego czaszki skutecznie go przywrócił do rzeczywistości. Zakręciło mu się w głowie, naczynka na gałkach ocznych popękały a kark pokryła cienka warstwa potu. Zakrył ręką ściśnięte mocno powieki. - Teraz otwórz. - wydusił z siebie. - Nie zabijaj mnie za to. Ja wszystko wyjaśnię. - oczy go piekły kiedy je otworzył. Widział Robin niewyraźnie, ale za to jej mina i spojrzenie kiedy uzmysłowiła sobie co się działo… Zapomniał wziąć pod uwagę, że będzie go cokolwiek boleć po tak intensywnyn eksperymencie. Z kącików jego oczu popłynęły łzy ale nie, nie z żalu, a z powodu silnego wysuszenia siatkówki oka. Siłą rzeczy musiał zamknąć powieki i zostać na miejscu zbrodni. - Chciałaś poznać co potrafi półwil! A ja chciałem sprawdzić czy umiem… i umiem! To dla nauki! - nieudolnie się usprawiedliwiał ale nie było w tym nie krztyny żalu. Popełnił błąd i potarł palcami zamknięte powieki. Z tego powodu nie mógł się bronić przed potencjalną kobiecą zemstą.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Ciężko było jej przy tym wszystkim zachować odpowiedni poziom powagi. Chłopak z premedytacją ją rozpraszał i jednocześnie rozczulał. Tak zwyczajnie po ludzku czuła się w jego towarzystwie nad wyraz dobrze. Bez zbędnych filozofii czy dziwnych rzeczy, a przynajmniej, przez znaczna większość czasu… Bo przecież nie codziennie podczas ich różnorakich spotkań Eskil stawiał sobie za cel przetestować granice swojej wilowatości i jednocześnie jej podatności na tę cholernie niezwykłą genetykę! Na Merlina! Nie była w stanie myśleć o czymkolwiek innym. Cała jej koncentracja skupiała się tylko i wyłącznie na nim. Świat nie istniał. Nie istniał czas, to miejsce, ten dzień. Istniał tylko ślizgon, jego cudowny wzrok tak wspaniale utkwiony w niej samej. Nieświadomie rozchyliła delikatnie wargi, przyglądając mu się tak badawczo, jak jeszcze nigdy nikomu podczas swojego życia. Zrobiła by dla niego wszystko. Co tylko by zechciał. Byle dalej patrzył na nią w ten sposób, darzył ją taką atencją, jak w tym momencie. Byle tylko wciąż widziała go w tak cudownym świetle, kiedy jego twarz nie zdobiła żadna, nawet najmniejsza skaza. Na Merlina, był w tym momencie tak niebezpiecznie perfekcyjny, że zapewne nawet by nie zauważyła, gdyby wbił jej nóż prosto w serce. Cieszyła by się że zdecydował się to zrobić, bo nieświadomie była gotowa dla niego w tym momencie umrzeć z szerokim uśmiechem na ustach, jeśli właśnie tego by wymagał. Posłusznie przymknęła swoje powieki, bo przecież właśnie tego w tym momencie pragnął, czekając na dalszy rozwój wypadków. Kiedy jednak je ponownie otworzyła, coś się nie zgadzało… Czuła, jak gdzieś tam, bardzo daleko coś drażni jej myśli. Jakaś jedna, uporczywa, niekontrolowana przez żadne inne, próbowała wedrzeć się do jej głowy. Im dłużej próbowała ją chwycić, tym wyraźniejsza się stawała. Dopiero po kilku sekundach zrozumiała czego dotyczyła. Jej wzrok coraz bardziej zyskiwał na świadomości. Im dłużej oddychała tym bardziej chciała go zabić… Jej wściekłość narastała cholernie szybko i sama ślizgonka nie była pewna, czy będzie w stanie ją odpowiednio kontrolować. – Czy ty kurwa sobie kpisz?! – jej głos zdecydowanie nie był cichy i spokojny, jak przystało na to, że znajdowali się w bibliotece. Ta sama dziewczyna ponownie rzuciła jakiś głupi komentarz w ich stronę, dotyczący tego, jak się zachowywali. Robin rzuciła jej tak mordercze spojrzenie, że bazyliszek by się go nie powstydził. – Oh weź się w końcu odpierdol! – ryknęła, nie bacząc na to, że wszyscy zaraz będą się w nich wpatrywać, że znajdują się w bibliotece, że w ogóle nie powinna mówić głośniej, niż szeptem. Morderczy wzrok przeniosła z powrotem na Eskila, nieco zaskoczona faktem, że jeszcze nie spierdolił. Groźnie wycelowała w jego stronę palcem. – To ja ci chcę kurwa pomóc, a ty uznajesz, że dobrym sposobem będzie zaczarowanie mnie?! – nie obchodziły ją jego wyjaśnienia. Po prostu poderwała się ze swojego miejsca i zaczęła zbierać wszystkie swoje rzeczy. Nie zamierzała spędzić w jego towarzystwie nawet sekundy dłużej.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Niedojrzałość rządzi się własnymi prawami i wypełniona jest notorycznym popełnianiem błędów. Eksperymentował wierząc, że robi dobrze, a i przy okazji ćwiczył czyli spełniał polecenia tych, którzy się nim interesowali. Zastanawiał się co teraz mogą myśleć pod wyrażeniem "trenuj". Z dwojga złego wyniósł kilka nauk z tego niepoprawnego eksperymentu - potrafi to zrobić (choć nie odkrył jeszcze schematu), Robin jest na niego wrażliwsza niż mógłby podejrzewać, a gdy wszystko przemija dopada go nie tylko dolegliwość fizyczna ale też poczucie, że z dziedzictwem nie ma żartów. Dotychczas traktował to niemalże lekceważąco, a sytuacja w pokoju wspólnym i obecny wyraz twarzy Robin uzmysłowił mu, że żarty żartami, ale nie wypada dłużej siebie samego ignorować. Pocierał powieki i próbował wrócić do kontroli nad wzrokiem jednak ostrość pozostawiała wiele do życzenia. Jak Robin ryknęła to aż podskoczył na krześle bo takiej jeszcze jej nie widział! Tekst jaki posłała do tamtej upierdliwej dziewczyny… o zgrozo, uzmysłowił sobie, że ma tylko jedną najmniejszą szansę na udorbuchanie Robin zanim ucieknie i go przekreśli! Ba, pojął, że podobały mu się wszystkie spotkania w jej towarzystwie, nie chciałby z tego zrezygnować i nie może dopuścić by teraz pożegnali się w jej gniewie. Choć miał teraz spore możliwości zginąć od jej furii tak udowodnił, że jego instynkt samozachowawczy naprawdę szwankuje. Nie uciekł choć miał szansę. Uniósł ręce w geście poddania kiedy wycelowała w niego palcem. Przez jego ciało przebiegł lodowaty dreszcz. Gdyby była półwilą to jej gniew nie miałby sobie równych... - Ale… ej, daj mi wyjaśnić czemu! - podnosił się tak jak ona, nie będzie milczący bo jej złość robiła wrażenie i czuł się źle, że jest jej powodem. - Rooobiiin! Gdybyś była świadoma to by nie wyszło! Przecież nie kazałbym ci robić niczego złego! To tylko na minutę! - przynajmniej tyle dobrego, że mówił szczerze. Nie śmiałby teraz kłamać bo wydrapałaby mu oczy. - Ja tylko sprawdzałem czy umiem to celowo... - ale brzmiało to tak marnie aż wstyd Mrużył powieki i mrugał częściej niż zazwyczaj byle odzyskać pełną ostrość widzenia. Skoro biblioteka jest taka potężna to może znalazłby tu instrukcję jak udorbuchać wściekłą dziewczynę. Oparł dłoń o stół i stał obok Robin, a jeśli ruszyła w stronę wyjścia to sięgnął po swój plecak i szedł za nią. Nie zostawi tak tego nawet jeśli go zaraz walnie. W razie czego przygotowywał się na unik. - No weeeź… no nie będę tego więcej robić! Jak obiecam to coś da? - zapytał z nadzieją, że jakieś zreflektowanie się zadziała tu choć odrobinę łagodząco. - Przecież nigdy bym nie chciał żebyś robiła coś wbrew sobie. To tylko głupia praca domowa. - tu niemal jęknął i powoli zaczynał przesiąkać jej złością. Aleś narobił, Clearwater! Przydałby się teraz cud.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Owszem, Robin naprawdę chciała, aby Eskil trenował swoje umiejętności, których przecież nie uczył się, tylko nabył od razu całą gamą genów. Tylko mówiąc „opanuj” miała przede wszystkim na myśli to, aby zaczął rozumieć swoje ciało, oraz to, co się z nim działo! Żeby nauczył się kontrolować swoją harpiowatą cześć dziedzictwa, a nie, w jaki sposób rzucać uroki na innych ludzi! Na Merlina, nawet nie brała pod uwagę, że takiej sytuacji mógłby jej zrobić coś podobnego! Była święcie przekonana, że mu pomaga i raczej powinna od niego oczekiwać i spodziewać się wdzięczności, a nie kolejnego uroku, którym tak naprawdę był w stanie zmusić ją do wszystkiego. Najgorsza jednak była dla Robin świadomość, że gdyby nie przestał, byłaby kompletnie bezbronna, zrobiłaby wszystko czego tylko zapragnie, byle tylko poczuł się dzięki temu lepiej. Poczucie wstydu zakiełkowało w jej ciele i coraz śmielej zajmowało kolejne rejony jej mózgu. Jak mogła być taka naiwna by uwierzyć, że chłopak nic jej nie zrobi?! Jak mogła sądzić, że to ona pomaga jemu?! Nie chciała słuchać żadnych jego wyjaśnień, uparcie udawała, że żadne jego słowa nie dotarły do jej głowy, kiedy zawzięcie dalej zbierała wszelkie swoje graty. Furia powoli ogarniała ją coraz mocniej i czuła, że jeśli za chwilę stąd nie wyjdzie, to stanie się coś bardzo strasznego. Nienawidziła czuć się tak kompletnie bezbronną, jak w tej chwili. Bezradność opanowała ją całkowicie i wiedziała że tylko ucieczka ją może uratować przed świadomością, że gdyby tylko chciał… Bez słowa ruszyła w stronę wyjścia, samą siebie zaskakując, z jaką prędkością potrafiła to zrobić. Pomimo swojego niewielkiego wzrostu, jej nogi poruszały się naprawdę w imponująco szybkim stylu. Szła przed siebie, ściskając w dłoni pasek przerzuconej przez ramię torby z nadzieją, że został tam, z tym swoim głupim, wilowatym genem i w ogóle wszystkim, co miał. Tymczasem ruszył za nią, a ją trafiła jeszcze większa kurwica, kiedy dalej coś do niej mówił. Minęła bez słowa bibliotekarkę i dopiero, kiedy opuściła pomieszczenie biblioteki, jego kolejne słowa dotarły do jej mózgu. Bez ostrzeżenia zatrzymała się w pół kroku i rzuciła torbę na ziemię, nie przejmując się kompletnie tym, że może coś zniszczy. Dopiero wtedy spojrzała mu prosto w oczy, hardo zadzierając podbródek ku górze. – Ty nie rozumiesz o co tu chodzi?! – ponownie ryknęła, znów celując groźnie palcem prosto w jego pierś. Nawet nie pomyślała o tym, że jeśli go wystarczająco mocno wkurwi, to nawet nie będzie potrzebowała Huntera, żeby wywołać w nim wilę. – Kurwa, Eskil. Ty nawet nie masz pojęcia, jaki ty jesteś silny! Gdybyś tylko chciał, mógłbyś zmusić mnie do wszystkiego rozumiesz?! Ja w tym stanie dla Twojej przyjemności skoczyłabym z wieży Astronomicznej, marząc o tym, abyś w zamian ucałował chociaż moje zwłoki! – nawet nie zauważyła, kiedy pojedyncza łza wyrwała się z pod powieki. Jednak doskonale obrazowała upokorzenie, jakie czuła, kiedy tylko zrozumiała co z nią robił.
Ostatnio zmieniony przez Robin Doppler dnia Pon Gru 28 2020, 14:21, w całości zmieniany 1 raz
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Za żadne skarby świata nie przewidział, że Robin mogłaby się wściec na niego tak na poważnie. Brał pod uwagę bardziej zirytowanie, opieprzanie z góry do dołu, ale taki gniew? Dosyć szybko pożałował swojego przedsięwzięcia kiedy zawisła nad nim wizja... utraty sympatii Robin. Dziwił się, że zaczęło mu zależeć, a wszystko to przez to jak dobrze się bawił przekomarzając się z nią, wypytując o ciekawe tematy dotyczące wilowatości, zaczepiając ją i ogólnie łażąc za nią... a tu aż zrobiło mu się gorąco i wbrew pozorom jej złość na niego nie przechodziła, więc harpia twarz póki co nie była tutaj największym ryzykiem. Nie, tu musiał jak najszybciej udobruchać Robin zanim go ostatecznie przekreśli. Szedł za nią i ignorował wszystkich. Nie miał problemu z dotrzymaniem jej kroku wszak wysoki wzrost to gwarancja posiadania długich nóg więc gdy ona pędziła to on nadrabiał to większymi stąpnięciami. Włosy powiewały za nią jak welon, a on niemal na nią wpadł kiedy znienacka zatrzymała się już na korytarzu i cisnęła na ziemię swoją torbę. Oj, siła jaką w to włożyła źle wróżyła dalszej rozmowie. - Ale Robin... - na nic poszły próby wejścia w jej słowo bo jak ryknęła to aż cofnął się na te ćwierć kroku. Najwyraźniej nie rozumiał o co tu chodzi, umysł miał toporny, był dosyć niedomyślny nawet jak na swój męski gatunek. Próżno szukać w nim wielu zalet, królowały tu wady przeplatane z nastoletnią głupotą przez którą doprowadził Robin do furii. - Wcale by tak nie było! - obruszył się bowiem nigdy w życiu nie nazwałby siebie silnym. Nie chciało mu się wierzyć, że istotnie dziewczyna mogłaby zrobić wszystko, dosłownie wszystko co tylko by chciał. Nie, to niemożliwe. Potrząsnął głową jakby próbował odpędzić od siebie tę myśl. - Przecież nie rzuciłem na ciebie zaklęcia niewybaczalnego, nie mogłabyś niczego takiego zrobić nawet jakbym chciał, a nie chcę, bo to głupie! - niezbyt dobrze mu szło wynajdywanie argumentów za tym, aby jednak choć odrobinę mu to wybaczyła. To wszystko nie zgadzało się z tym, co słyszał na temat potomków wili. Imperius mógłby zmusić, ale nie zauroczenie! Nie mieściło mu się to w głowie. Pierwszy raz w swoim prawie siedemnastoletnim życiu poczuł, że to nie jest jednak fajna sprawa. Po upływie krótkiej chwili wzrok Eskila padł na uciekającą z kącika jej oka łzę. Zbaraniał, bo to było straszne! Bardzo wyraźnie było widać jak pobladł. - R-robin... - wydawało mu się, że serce podeszło mu do gardła. Bez paniki, bez paniki. Coś wymyśli. Wydusi z siebie to przeklęte słowo, trzeba. Musi. - P-przepraszam. Serio, Robin, ja nawet nie w-wierzyłem, że w ogóle coś poczujesz. - zobaczył wyciągniętą w jej stronę swoją rękę jakby próbował ją zatrzymać; nie zauważył kiedy ją uniósł. Opuścił ją gdy przyłapał się na tej żałosnej zagrywce. - W-więcej tego nie zrobię. Przysięgam na wszystkie czekoladowe żaby świata, nie będę więcej ani próbować ani o tym nawet myśleć. - ale czy to coś da? Przejechał się mocno na tych swoich chęciach sprawdzenia czy umie, wystarczająco mocno się zniechęcił do tej swojej wilowatości aby chcieć teraz przy niej eksperymentować. Nie chodziło tu o potencjalną siłę, w którą nie wierzył, ale o to, aby nie dawać Robin więcej powodów do wściekłości. Popatrzył na nią bezradnie bo cokolwiek by nie powiedział to wydawało się to szczytem głupoty.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Wszystko powoli gmatwało się niemiłosiernie i Robin nie miała najmniejszego pojęcia, jak to ponownie naprawić. Z każdą chwilą coraz bardziej docierał do niej fakt, że znajomość z Eskilem to nie przelewki. Chłopak miał tak wielką moc, która na ten moment smacznie w nim drzemała, o jakiej mało komu mogło się śnić. Kompletnie nieświadomy tego, do czego jest zdolny, po prostu egzystował sobie w tym świecie, ciesząc z każdego kolejnego dnia. A ona powoli zaczynała rozumieć, że jeśli tylko naprawdę by chciał, mógłby zrobić wszystko. Bądź, dokładniej rzecz ujmując, sprawić, aby wszyscy wokół niego tańczyli w taki sposób, w jaki im zagra. Świadomość ta uderzyła w nią, kiedy w końcu wyzwolił ją z pod działania uroku, który na niej testował. Wspomnienie tamtego momentu było nazbyt żywe, aby była w stanie wyobrazić sobie cokolwiek podobnego. To musiało być rzeczywiste. Wiedziała, że nie była zdolna do jakiegokolwiek samodzielnego działania, bo to on kontrolował niemalże każdy jej ruch. Miał wyłączność do jej myśli, choć nawet o tym nie wiedział. Chyba właśnie to najbardziej ją przerażało. Fakt, że nie miał pojęcia, jak wiele była gotowa zrobić, byle tylko utrzymać dalej takie zainteresowanie, jakim ją obdarzył. Z niedowierzaniem pokręciła głową, kiedy to rzucał jej kolejne tłumaczenia prosto w twarz. Gwałtownym ruchem dłoni otarła swój policzek z tej pojedynczej łzy, która po nim popłynęła. Westchnęła głośno, próbując się uspokoić. – Ty naprawdę nie rozumiesz, nie? – powiedziała, znacznie spokojniejszym już tonem. – Pamiętasz, jak w Hogsmade opisywałeś mi, co się z tobą działo? – nie czekając na odpowiedź z jego strony, podążyła z dalszymi wyjaśnieniami. – Teraz nie widziałam i nie czułam nic innego prócz ciebie. Żadna inna myśl nie miała prawa pojawić się w mojej głowie. Wszystko było podporządkowane twojej woli a ja zrobiła bym wszystko byle tylko znaleźć się jeszcze bliżej ciebie i jeszcze bardziej cię zadowolić. – miała nadzieję, że ten opis pozwoli mu spojrzeć jaśniej na tę sytuację, która właśnie miała miejsce. I pokazać mu, jak wiele jest w stanie zrobić, nawet jeśli do końca nie jest tego pewien. Bo przecież w Hogsmade robił to wszystko nieświadomie, a co dopiero, gdyby nauczył się robić podobne rzeczy przez długi czas i z pełną premedytacją. Robin bała się nawet pomyśleć… Pochyliła się, żeby podnieść porzuconą torbę. Widziała, że kałamarz, który znajdował się w środku pękł i zakał jej notes z notatkami. Wyjęła go delikatnie łapiąc w dwa palce i jęknęła. Nie miała siły go w tym momencie oczyszczać, postanowiła zrobić to w dormitorium, kiedy nie będzie już narażona na jego spojrzenie.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Nie od dziś wiadomo, że był beznadziejnym półwilem, który jedyne z czym się zmagał to z aktywnością harpiej cechy. Robin nie mogła trafić na gorszy przypadek półwila do obserwacji. Podczas ich pierwszego spotkania wtedy, na drodze do Hogsmeade, nie mógł się nadziwić, że jej wybór skierował się na jego osobę. Nigdy nie ukrywał skąd pochodzi i co w sobie ma za krew, może to przez to? Nie pamiętał już co mu odpowiadała, ale musiała się dzisiaj gorzko rozczarować i o zgrozo, właśnie zdawał sobie z tego sprawę. Znając życie lada moment sknoci to jeszcze bardziej aż ją do siebie ostatecznie zrazi i Robin odejdzie szukać obie innego półwila.... Miał jednak w pamięci jej słowa, że w razie czego mogą pogadać ot tak, bez udziału jego pochodzenia. Co się stało, że tak ją polubił? Przecież dochodziło między nimi do sprzeczek! A teraz skrzywdził ją w taki sposób z którego sobie nie zdawał sprawy. Niepewnie pokiwał głową pamiętając, że starał się jej opisać swoje własne odczucia kiedy przez czysty przypadek wywołała w nim działanie tego pieprzonego uroku. Chciała dać mu pstryczka w nos i go podrywała, a on się dawał, bo był naiwnym idiotą. Poczerwieniał kiedy dobitnie wyjaśniła mu co czuła. Z każdym wypowiedzianym jej słowem robiło mu się jeszcze bardziej głupio. Dopadł go silny wstyd, że tak to odebrała. Coś go w trzewiach zabolało kiedy zdał sobie sprawę, że skoro tak mówi to miał nad nią ogromną kontrolę... a to go przeraziło. Przełknął głośno ślinę kiedy wszystkie słowa przedostały się do jego świadomości i poraziły go swoją powagą. Znieruchomiał niczym prawdziwy posąg i milczał gdy ona porządkowała swoją torbę i otwarty kałamarz. - Nie chcę żebyś robiła to, czego chcę. - wydusił z siebie, ale nie patrzył na nią tylko na swoje ręce. - Nie chcę tego mieć. W takim razie... nie chcę. Nie chcę. - zacisnął mocno powieki i wykrzywił się z odrazą. Uniósł rękę do swojej skroni i rozmasował ją mocno. - Przepraszam, Robin. - wydusił z siebie i niestety, ku swojemu własnemu rozczarowaniu, musiał ją tutaj zostawić. Nie mógł dalej walczyć o to by go lubiła, bo on sam siebie nigdy by na nowo nie polubił po tym, co zrobił. Odwrócił się na pięcie i ruszył wzdłuż korytarza - byle gdzie, nieważne, tam gdzie go nogi poniosą. Robin dała mu bardzo dużo do myślenia i najwyraźniej spowodowała, że zaczął w końcu mentalnie dojrzewać skoro zdał sobie sprawę jak bardzo źle się zachował.
| zt x2
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Zagłębiała się właśnie w dział poświęcony wczesnogoblideuckim monogramom - chcąc przybliżyć sobie jeden z głównych języków, jakim operowano w Gringottcie. Jako świeżo upieczona tłumaczka w banku, musiała zwyczajnie wykazać się perfekcją w pierwszych tłumaczonych tekstach - żeby potem nie zostać zepchniętą do parzenia kawy czy archiwizowania starych weksli. Kawa. Właśnie. Nie upiła nawet połowy drogocennego napoju - ten został jej gwałtownie z rąk wytrącony. Całe szczęście, że zapobiegawczo rzuciła wcześniej na otaczające ją książki odpowiednie zaklęcie - i czarny napój spłynął po nich jak po gumowej kaczce. Jedynie kubka szkoda, który przeturlał się bo całym blacie, by zakończyć swój żywot na marmurowej posadzce. Orzech z kuchni będzie niepocieszony... — Do prdele — zaklęła soczyście po czesku, automatycznie podnosząc się na równe nogi, by skonfrontować się twarzą w twarz z napastnikiem. Puściła mimo uszu jego rozkaz - nie mogła natomiast pozwolić, by chłopak przyczynił się do zniszczenia książki - która miotała się w jego rękach. Bez słowa sięgnęła po różdżkę, rzucając na krwiożerczą lekturę niewerbalnego Immobilusa - by zaraz wyjąć ją z dłoni blondyna i pogłaskać po grzbiecie. Po nagle cichej bibliotece - rozszedł się głęboki pomruk potwornego tomu, a Jessica przycisnęła książkę do piersi, podnosząc szare spojrzenie na Avreya. Kojarzyła go - trudno było chłopaka nie kojarzyć, zwłaszcza z ciągnącą się za nim reputacją. Pozostała jednak idealnie neutralna - osobiście go nie znała, nie oceniała więc. A i nie był pierwszym, który wytrącił jej z rąk kawę. — Do niektórych książek trzeba mieć podejście — mruknęła wyjaśniająco, nie przestając głaskać okładki pokrytej brązową szczeciną. Zatrzymała wzrok nieco dłużej na oczach chłopaka - szybko jednak uciekła nim w bok, by po chwili zogniskować go gdzieś przy stopach Ślizgona. — Podasz mi tę sprzączkę, proszę? — W końcu jakoś na dobre tego potworka musiała zamknąć.
Był z tych osób, które chyba nigdy nie narzekały na brak czasu. Dla niego życie płynęło wolno i wydawało mu się, że ze wszystkim zdąży (zwłaszcza, kiedy spał do południa w lochach...). Nie zwykł też przemęczać się zbytnio jeśli chodzi o naukę, bo zwyczajnie uczył się tylko wtedy kiedy miał na to ochotę i tylko tego co go tak naprawdę interesowało. A i nauką by tego nie nazwał - po prostu przeglądał sobie prase naukową, czytał wybrane pozycje z biblioteki, dowiadując się różnych ciekawych rzeczy między innymi na temat zielarstwa czy też eliksirów. do tych dwóch dziedzin nie tylko miał zamiłowanie, ale również stały się jego pasją, która nie męczyła go nawet, kiedy godzinami przesiadywał w szklarniach, które należały do jego ojca, zajmującego się handlem zarówno roślinami magicznymi jak i składnikami eliksirów. Uwielbiał czytać o przeróżnych naparach, a że pijał tylko wybrane rodzaje herbat, miał już ogromne pojęcie na temat tego które z nich rozpieszczają podniebienie. Tego dnia wmaszerował do czytelni, zadowolony, bo wstał o idealnej dla niego porze - wystarczająco wcześnie aby jeszcze załapać się na śniadanie w Wielkiej Sali, ale też dość późno, bo została mu tylko godzina do podania obiadu. Zamierzał jednak pokusić się jeszcze o przeglądnięcie najnowszego numeru Zielnika Niedzielnego, w którym to miało pojawić się porównanie najbardziej przydatnych ziół, a pośród nich było kilka, które bardzo interesowały Huntera i nie mógł wcześniej znaleźć żadnych informacji na ich temat. A tu proszę, redakcja czasopisma przyszła mu z pomocą. Usiadł przy jednym ze stolików, wykładając nogi na krześle, które znajdowało się na drugim końcu stolika (coby mu było wygodniej), po czym odnalazłszy w spisie treści odpowiedni tytuł artykułu, zerknął na stronę, aby za chwilę przewertować cienkie kartki i znaleźć interesujący go tytuł. Pod nagłówkiem znajdował się krótki tekst: "Rośliny zielarskie, jedno-, dwu- lub wieloletnie, rosnące dziko lub pochodzące z upraw, których właściwości wykorzystuje się w różnych dziedzinach: w kulinariach, jako rośliny przyprawowe; w aromaterapii jako rośliny olejkodajne oraz w ziołolecznictwie, jako rośliny wspomagające leczenie chorób i dolegliwości, eliksirowarstwie, gdzie stanowią nierzadko składniki wywarów. Poza jedno- i dwuletnimi roślinami zielnymi, grupa ta obejmuje również krzewy, drzewa i byliny, a często zalicza się do niej także grzyby". Po wstępie, który stanowił ogólne informacje na temat zastosowania suszonych roślin w przemyśle zarówno kosmetycznym, jak i leczniczym i eliksirowarskim, przyszedł czas, aby z tekstu dowiedzieć się konkretnych informacji na temat poszczególnych ziół. Uro Acerbe w postaci cienkich, ale bardzo trwałych gałązek, jest rośliną o bardzo małych liściach. Parzą one jak zwykła pokrzywa, choć w skutkach to popatrzenie jest dużo gorsza, dlatego należy je łamać przy ziemi, gdzie nie ma liści. Rękawice ze smoczej skóry likwidują problem, jednak liście obrywa się dopiero po zdobyciu Uro Acerbe. Kolejne zioło Commendare Modicum zawiera łagodny wyciąg, działający podobnie do wyciągu ze szczuroszczeta. Jest trudne do znalezienia, bo rośnie wśród kłujących krzewów, wyłącznie zimą i jesienią. Doskonale maskuje się wśród gałązek, przez to, że grube liście mają taką samą barwę jak one. Nie jest duże. Na kolejnej stronie gazety zamieszczony był opis Mentha Falsa, czyli niewinnie wyglądającego zioła, rosnącego zawsze na widoku, obok wydeptanych, leśnych ścieżek. Ma on bardzo silne właściwości parzące. Skutki należy bardzo szybko usuwać, w innym wypadku pozostają na stałe, działając przez cały czas, powoli wyniszczając skórę. Wygląda jak mięta, jednak listki tej rośliny są nieznacznie ciemniejsze. Na końcu można było Hunter dowiedział się także o Veritas Herbae, które wykorzystywane jest przy warzeniu veritaserum. Jest to nieduża roślinka, rosnąca w małych grupkach. Ma gładkie listki, bladozielone, które sprawiają wrażenie lekko lśniących. Łatwiej dostrzec ją nocą, kiedy kieruje się na nią światło z różdżki, lecz w dzień też jest to możliwe, aczkolwiek jest ziołem stosunkowo rzadkim. Nim się obejrzał, w czytelni zrobiło się już tłoczno. Pewnie Voralberg zadał znowu jakiś esej uczniaków, taki, żeby się nie pozbierali. Westchnął, zamykając i odkładając czasopismo na miejsce, po czym wyszedł z wielkiego pomieszczenia, zadowolony, że udało mu się chociaż chwilkę poczytać w ciszy.
//zt
Daemon Avrey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : lekka wada wzroku, blizna w okolicy serca, sygnet rodu Avery na placu wskazującym
Daemon należał do osób, które potrafiły panować nad własnymi odruchami, zachowywał stoicki spokój nawet w trudnych sytuacjach, jednak tym razem zaskoczenie którego doznał wywołało automatyczną reakcję organizmu. Chcąc uchronić swoje ciało przed ugryziem cofał się dopóki nie napotkał przeszkody w postaci krzesła i siedzącej na nim dziewczyny. Odetchnął z wyraźną ulgą kiedy tej udało się ujarzmić wredną bestię, która mimo cichego pomruku zadowolenia wciąż patrzyła na niego, jak na smakowity kąsek. -Podejście!? - powtórzył unosząc głos, po czym rozśmiał się ironicznie - To, nie powinno rzucać się na czytelnika - stwierdził, wskazując palcem na księgę, ta od razu kłapnęła zębami, dlatego zabrał palec. W przeciwieństwie do brunetki, Daemon nie miał pojęcia z kim właśnie rozmawiała. Wciąż twarze wielu ludzi były mi obce, zwłaszcza jeśli należeli oni do innych domów. - Jak masz na imię? - zapytał, podjąć nieznajomej to o co prosiła. Zdecydowanie pewniej będzie się czuł, kiedy książka - zwierz będzie już na uwięzi.
Nie przypuszczała, że nauka będzie tym w czym znajdzie ucieczkę przed dręczącymi myślami czy uczuciami, które targając drobnym ciałem zmuszały serce do wzmożonego wysiłku. Tego dnia pogoda nie zachęcała do wynurzenia chociażby czubka nosa za mury szkoły, wywołując w jej mieszkańcach senność i poczucie zmęczenia, które na szczęście nie udzieliły się Olivii. Zamiast podobnie, jak jej współlokatorki przewracać się jeszcze w łóżku, właśnie przekraczała próg czytelni w jednej dłoni trzymając kubek z gorącym kakao, natomiast w drugiej notatnik i zwykły mugolski długopis. Postanowiła dziś bardziej zagłębić się w temat animagii, jednak kiedy tylko sięgnęła po jedną z książek dotyczących tego zagadnienia od razu trafiła na ścianę. Okazało się, że tak naprawdę powinna zacząć od podstaw, które chociaż omawiane były podczas licznych lekcji z profesorem, to wówczas nie poświęcała im należytej uwagi. Rzeczy, które ze sobą przyniosła zostawiła na jednej z licznych ławek, a sama na dłuższą chwilę zniknęła między regałami, wybierając pośród książek od których uginały się drewniane pułki interesujących ją pozycji. Kiedy miała już wszystko usiadła rozkładając się wygodnie. Poszczególne książki otworzyła na stronach, gdzie hasła zaczynały się od słów "transformacja" lub zawierały "animaga", "przemiana" "zwierzę". Upiła łyk kakao biorąc w dłonie "Natychmiastowa transmutacja", jak głosił napis na okładce, w spisie treści odnalazła rozdział, a raczej podrozdział poświęcony animagii, do którego przekartkowała strony. Śledząc tekst wzrokiem poznała czym, a raczej kim jest anima, definicja głosiła, że jest to czarodziej, który ma możliwość zmieniania się w każdej chwili w jedno konkretne zwierzę. Zanotowała to, dodając krótką uwagę, że umiejętność ta jest nabytą, a nie wrodzoną, jak w przypadku metamorfomagów. Przewracając stronę, skrzywiła się delikatnie, kiedy kolejną informacją jaką poznała był fakt, że sztuka ta wymaga wiele cierpliwości, bo w innym wypadku człowiek mógł do końca życia pozostać w połowie zwierzęciem, a w połowie człowiekiem. Zapisując to w notatniku podkreśliła kilkoma poziomymi kreskami słowo "cierpliwość" mając świadomość, że była to cecha, której jej brakowało, a jak się okazało była bardzo ważna. Czytając kolejne słowa tekstu dokonała odkrycia, że w przypadku animaga, ten mógł zmienić się tylko w jedno, konkretne zwierzę, które nie zostało przez niego wybrane, ale było odpowiedzią na to, jak dany czarodziej wyglądał oraz jakimi cechami osobowości się charakteryzował. Była to informacja, która wywołała w niej jeszcze większe zdziwienie niż poprzednia. Sądziła, że każdy indywidualnie dobiera swoją postać, a tymczasem zwyczajnie musiała zdać się na los. To było nieco przerażające, ale nawet w tym momencie nie zamierzała się poddawać. Pochłonięta lekturą wzięła kolejny łyk kakao, mimochodem sięgając po kolejną książkę. Na otwartej przezeń stronie pokazana była stara rycina przedstawiająca sposób transformacji, gdzie widoczna była postać w połowie ludzka w połowie zwierzęca. Ciekawostką, jaką wyczytała było to, że najczęściej animag przybiera formę swojego patronusa, którego Olivia jeszcze nie miała, chociaż w pewien sposób świadomość tego, że jeśli odkryje swojego patronusa, to będzie wiedziała jakim animagiem będzie poprawiała jej nastrój. Wielkimi literami zapisała "patrona-animag - ucz się", palcem śledząc dalszy tekst. Tym razem zapisany był tu cały proces stawania się animagiem. Punkt po punkcie - czytając - w notatniku zapisywała kolejne kroki całego przedsięwzięcia, podkreślając istotne informacje oraz uwagi, jak chociażby ta, że musiała uważyć skomplikowany eliksir, co było jednoznaczne z tym, że do tej dziedziny magii również będzie musiała się przyłożyć. Westchnęła. Nie sądziła, że to wszystko będzie aż tak skomplikowane. Czuła jak powoli traci energię, a przez coraz większą ilość kłębiących się myśli i informacji zaczyna boleć ją głową. Zamknęła książkę, a podmuch wiatru jaki wywołała tym gestem uniósł delikatnie jej włosy. Dziś postanowiła odpuścić dalsze drążenie tematu, zostawiając to na kolejny dzień.
z tematu
Nanael O. Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171cm
C. szczególne : Niezwykle jasne i mocno pomalowane oczy, styl vintage, taneczna gracja przy każdym ruchu, wiecznie perfekcyjnie pomalowane paznokcie
Ominęła pierwszą lekcję z nowym nauczycielem Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami i wiedziała już, że nie chce tego powtarzać - przyzwyczaiła się do zajęć prowadzonych przez Swanna i automatycznie ustawiała sobie zawsze plany zajęć tak, by mieć czas na jego lekcje, a jednak Villeneuve zdołał okryć się już dobrą sławą, nawet jeśli w sporej części opierało się to na jego wyglądzie. Nana chciała na własne oczy przekonać się o charakterze profesora, tylko trochę krzywiąc się na jego jawne zafascynowanie wodnym środowiskiem, co wydawało jej się cholernie ryzykowne. Mogła kręcić nosem na spotkania przy jeziorze, ale przygotowanie pracy domowej nie było przecież problemem. Jeśli chodziło o zwierzęce działy w bibliotece, to nie miała żadnych kłopotów ze znalezieniem tego, na czym jej zależało. Kręciła się pomiędzy regałami, różdżką pomagając sobie przy wyjmowaniu mniej lub bardziej grubych tomiszczy, chcąc zajrzeć zarówno do legend, jak i podręczników. Wiedziała też, że nawet po napisaniu pracy domowej i tak na chwilę sobie utonie w tych wszystkich tekstach, zbyt ciekawa co znajdzie na kolejnej stronie, gdzie zamiast kelpii pojawią się węże morskie lub nawet zwykłe druzgotki. Zaczęła od przygotowywania sobie notatek na brudno, zapisując co ważniejsze informacje, by dopiero później pozbierać je w jedną całość, godną zaprezentowania nauczycielowi. Zagłębiła się w kwestię zmiennokształtności, opisała dietę i sposoby żerowania. Szukała przykładów miejsc, w których kelpie zostały znalezione, by wyciągnąć też jak najwięcej dodatkowych informacji na tej podstawie, a na sam koniec odkorkowała kałamarz ze swoim ukochanym ciemnozielonym atramentem, by pieczołowicie zanurzyć w nim pióro, nie pozwalając żadnej zbłąkanej kropli na zabrudzenie podpisu.
|zt
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Smith nie sądziła, że kiedykolwiek będzie mogła powiedzieć, że uczył ją Merlin - co prawda nie TEN Merlin, jednak bez zagłębiania się zbytnio w tą kwestię brzmiało to co najmniej zabawnie. Zwłaszcza, że profesor Villeneuve nie nauczał OPCM czy Zaklęć i Uroków a Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami, które nijak związane były z jego historycznym imiennikiem. Niemniej wcale to nie czyniło z niego w jakikolwiek sposób gorszego nauczyciela - w oczach Jess nawet zyskiwał, zwłaszcza swoją fascynacją podwodnym światem. Co prawda ją interesował głównie trytoński i jego dialekty, a nie syrenia kultura (no może odrobinę). Nie zmieniało to jednak faktu, że pracę domową z ONMS Smith nie zamierzała sobie odpuścić - nawet jeśli nie tyczyła się bezpośrednio trytonów i ich języka. Musiała ponadto nieco odświeżyć swoje informacje o wodnych demonach, których owa praca miała się tyczyć. Zdecydowanie więcej miała dotychczas do czynienia z druzgotkami, aniżeli kelpiami. Rozłożywszy wszystkie niezbędne materiały na stoliku - i zabezpieczając wszystkie książki i notatki zaklęciem odpychającym ciecze - wzięła się do pracy. Każdy z tomów otworzyła na rozdziale traktującym mniej lub bardziej o kelpiach i innych wodnych demonach, pieczołowicie oznaczając każdy znaczący ustęp w tekście mugolskimi karteczkami indeksującymi. Gdy zebrała już wszystkie informacje, zebrała je na jednym pergaminie korzystając z samopiszącego pióra. Mając naprawdę spory objętościowo esej złożony z cytatów - podjęła się streszczenia i sparafrazowania całości, dodając też nieco od siebie. Żadna z niej badaczka wodnych toni i głębin - niemniej, nie mogła odmówić sobie teoretyzowania na jednym ze swoich ulubionych przedmiotów. Musiała się pilnować, żeby mimo wszystko trzymać się tematu i nie zalać profesora bezsensowną pisaniną słów.
Z tematu
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Uczniowie robią różne rzeczy po lekcjach. Jedni spędzają razem czas wygłupiając się, inni oddawali się swoim hobby, a jeszcze inni hardo uczą się do egzaminów żeby je zaliczyć. Drake dziś poniekąd należał do tej ostatniej grupki. Tyle że jego celem nie była nauka do egzaminów, a chęć poprawienia swojej wiedzy z przedmiotu z którego niestety nie przodował. Chłopak usiadł przy stoliku i otworzył wcześniej wziętą z półki książkę pod tytułem "Współczesne Choroby Magiczne". Szczególnie był zainteresowany chorobami nieuleczalnymi. Głównie dlatego że poniekąd sam na jedną chorował. I to do tego taką, której naprawdę wielu się obawia. Znalezienie wilkołactwa, a dokładniej Likantropii nie zajęło mu zbyt wiele czasu. W końcu wystarczyło zajrzeć do spisu treści, który znajdował się na początku księgi. Kiedy otworzył na właściwej stronie, zaczął dokładnie i kilkukrotnie czytać każde zdanie licząc na to że dowie się czegoś nowego. Czegoś nowego o chorobie, która dręczyła go od wczesnego dzieciństwa. Na samym początku, tak jak się spodziewał, podano standardowe informacje o tym że chory pod wpływem światła księżyca w pełni zmienia się w polującą wyłącznie na ludzi krwiożerczą bestią, mającą wiele cech wspólnych i podobieństw z wilkami. Nie pominięto oczywiście istotnego faktu o tym że jeśli chory pod postacią bestii kogoś ugryzie, to ofiara zostanie zarażona. Oczywiście o ile przeżyje spotkanie z pozbawionym ludzkich myśli i odruchów potworem. Można było z tego sformułować prosty wniosek że chorobę najpewniej przenosi ślina wilkołaka. Natknął się jednak na ciekawą informację traktującą o tym że pierwszą przemianę wilkołaka poprzedzały częste przeziębienia, gorączka, bóle mięśni i ogólne osłabienie. Sam niezbyt to pamiętał. Nie dlatego że to było dawno. Wydawało mu się że samo cierpienie pierwszej przemiany zapamiętał najbardziej, dlatego zapomniał o tamtych objawach. O i akurat coś tu o tym pisało. Pierwsze przemiany były wyjątkowo bolesne. Na sam koniec napisano że jedynym lekiem łagodzącym objawy jest eliksir tojadowy. Drake przewrócił kilka stron z lekką rezygnacją. Ostatecznie niczego nowego się nie dowiedział o swojej przypadłości. No może poza symptomami poprzedzającymi pierwszą przemianę, o których zapomniał. Następną chorobą o jakiej zaczął czytać, był Syndrom Kipiani Toreli. Dosyć świeża choroba odkryta w dwutysięcznym roku. Wydawała mu się dosyć paskudna, ale na szczęście w księdze pisano że jest ona związana z genami i prowokowana przez smoczą ospę. Im dłużej o niej czytał, tym bardziej okrutna mu się wydawała. Zwłaszcza ta żądza złota, która była dla chorego coraz cięższa do zwalczenia. Kiedy dotarł do fragmentu który wspominał o tym że chorzy mogą zapomnieć o tym kim są i o tym co w życiu robili, poczuł się nieco nieswojo. Teraz likantropia nie wydawała mu się aż tak bezlitosną chorobą. W końcu wywar tojadowy pozwalał kontrolować się podczas przemiany, a ty przechodziło się tylko raz na miesiąc. No i poza tym chorym na ten syndrom pomóc mógł tylko jad bazyliszka. Nie dość że to była substancja niesamowicie niebezpieczna sama w sobie, to jej pozyskanie musiało być chorobliwie ciężkie. Zwłaszcza że z tego co słyszał z opowieści mamy, to ten potwór był w stanie mordować samym spojrzeniem. Ubicie takiego stworzenia albo pokojowe pozyskanie z niego jadu musiało graniczyć z cudem. Po przeczytaniu informacji na temat tego niepokojącego syndromu, otworzył księgę na losowej stronie i przeczytał jeszcze o dwóch czy trzech chorobach, po czym całkowicie zamknął książkę i ruszył ją odłożyć na miejsce. Jutro może wróci przeczytać coś na temat zaklęć uzdrawiających, ale nie było to nic pewnego. Po odłożeniu księgi, ruszył do wyjścia z biblioteki.
//zt
The author of this message was banned from the forum - See the message
Popis jego braku wiedzy na ostatnich zajęciach ONMS, zmotywował Tristana do zaczerpnięcia pomocy w książkach. Otrzymując Trolla za magicznego ślimaka George'a nie mógł sobie pozwolić na powtórną niemoc przy rozpoznawaniu zwierzęcia. Ba, wystarczyło, że o tym pomyślał, a już na jego twarzy pojawiał się grymas zniesmaczenia i zawodu sobą samym. Zbierając po drodze kilka tomisk prawiących o zwierzętach, część z nich z ilustracjami, a cześć zawierających suchą wiedzą. Trafiła się również Potwora Księga Potworów, której widok skomentował uniesieniem brwi i szybkim odłożeniem na miejsce. Dzisiejszego dnia zdecydowanie nie miał nastroju do zabawy z szaloną książką. Powróciwszy do swojego "bojowego" stanowiska z westchnięciem otworzył pierwszą pozycję z brzegu. Przewertował spis treści i przekartkował do działu zwierząt wodnych. Pierwszym jego celem było zdobycie informacji na temat kelpie, o której Merlin kazał napisać pracę, a nic nie wiedział. Odnajdując zaledwie kilka zdań ścisnął brwi, przejeżdżając po sąsiednich, bardziej szczegółowych opisach. Ciągnięty ciekawością począł czytać o innych zwierzętach wodnych, odnajdując w tym dziwaczną przyjemność. Ciekawsze rzeczy zapisał w zeszycie i sięgnął po kolejną pozycję. Ponowił rytuał spisu treści i kartkowania, w tym tomisku odnajdując wiele ilustracji i praktycznie zero informacji. Poświęcił więc chwilę na odrysowanie ilustracji przedstawiających zwierzęta, umieszczając je na stronach z przypisanymi do nich ciekawostkami. Kilka pozycji później przemienił zeszyt w swój mały bestiariusz zwierząt wodnych. Przewertował go, czytając zawartość i porównując z informacjami z ksiąg, sprawdzając czy czegoś ważnego nie pominął. Dumny ze swojej roboty skupił wysiłki na wykonaniu zadania domowego z ONMS, opisują kelpie zgodnie z wymaganymi wytycznymi. Mając to już z głowy wrócił do dopieszczania swojego zeszytu. Podręczny zestaw wiedzy zawsze mógł się przydać, gdyby ponownie przyszło im rozpoznawać zwierzęta lub padłoby o któreś z nich pytanie. Uśmiechając się pod nosem kartkował atlas anatomiczny zwierząt wodnych, przy niektórych wręcz nie mogąc ukryć swojego zdziwienia jak i zachwytu. Odrębność i inność nawet bardzo pokrewnych gatunków była dla niego niezwykłym zjawiskiem. Zdołał również wychwycić kilka nieścisłości oraz różnić pomiędzy pozycjami, w dużej mierze zależnych od roku wydania. Dobrze wiedział, że dzieło Newta Skamandera posiadałoby wszelkie najważniejsze rzeczy i w zupełności ta wiedza by mu wystarczyła…ale on pragnął więcej. Przeczytał nawet stare średniowieczne pergaminy, chociaż trudno było to nazwać czytaniem ze zrozumieniem, bowiem staroangielski różnił się od współczesnego. Zapisał sobie nazwy pozycji, których kompletnie nie zrozumiał, by móc później odszyfrować je ze słownikiem. Wyjrzawszy przez okno na tarczę słońca która zdążyła zajść spory kawałek na nieboskłonie uznał, że pora zakończyć to posiedzenie. Zbyt duża ilość wiedzy naraz zdecydowanie nie przyczyniłaby się do dobrego jej przyswojenia, a mając swój bestiariusz mógł go nawet poczytać do poduszki. Poodkładał tomiska, pergaminy i inne źródła wiedzy na swoje miejsca i opuścił bibliotekę.
z/t
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Nieprzespana noc dawała się Olivii we znaki; znacznie przez to ucierpiał jej dobry nastrój. Z tego też powodu postanowiła poranek spędzić w czytelni przy okazji zajmując się tematem pracy domowej zadanej przez profesora opieki nad magicznymi stworzeniami. Wczesna pora dnia sprawiała, że pomieszczenie było prawie pusta, a panująca tu cisza działała kojąco na nieco zszargane nerwy Gryfonki, którą wyprowadzały z równowagi głośne rozmowy czy śmiech. Miała naprawdę podły humor, a i jej mina jasno dawała do zrozumienia, że lepiej się dziś do niej nie zbliżać - malinowe usta zamiast delikatnego uśmiechu, nosiły na sobie ślady zdenerwowania. Chodząc między regałami znalazła odpowiednią książkę, ściągając ją z półki. Usiadła przy najbliższym stoliku, a jednocześnie takim który znajdował się z dala od spojrzeń innych, kiedy przyszedłby im do głowy podobny do olivkowego pomysł. Wyciągnęła z torby podręczny notes i niezawodny długopis, by zapisać przydatne informacje, po czym zabrała się do lektury. Okazało się, że klepia to demon wodny, na co Olivia mimowolnie się skrzywiła, który może przybierać różne kształty, jednak najczęściej ukazuje się pod postacią konia z wiechą sitowia zamiast grzywy. Występuje na terenach Irlandii i Wielkiej Brytanii. Oczywiście zapisała to, błądząc wzrokiem po kolejnych linijkach tekstu, które w odczuciu brunetki brzmiały okrutnie, a jednocześnie budziły negatywne odczucia wobec tych istot. Jako ciekawostkę zapisała jeszcze, że największa kelpia na świecie zamieszkiwała jezioro Loch Ness w Szkocji. I po postawieniu kropki dała sobie spokój z dalszą lekturą, bo czytając o wypływających wnętrznościach zwyczajnie zrobiło jej się niedobrze. Dobrze, że nie zjadła śniadania, bo to zapewne lekko nadtrawione opuściłoby już jej żołądek, tylko nie tą stroną co trzeba.
z tematu
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Korzystając z nieco dłuższej przerwy między zajęciami Will zdecydował się podskoczyć na kilka chwil do biblioteki, żeby poszukać i pozbierać informacje o kelpiach do pracy domowej, którą Villenevue im zadał po poprzednich, a bez której odrobienia nie miało być wstępu na kolejne, najwyraźniej dotyczące tego konkretnego stworzenia. W końcu po co w innym wypadku postawiony zostałby taki wymóg? Pomimo rogatych ślimaków i druzgotków tamta lekcja miała całkiem ciekawą formę, więc uznał, że kolejnych też sobie nie odpuści. Przeszedł do odpowiedniego działu, skąd zgarnął kilka tomów, w których spodziewał się znaleźć potrzebne mu informacje, by następnie udać się do czytelni i tam zabrać się do pracy. Przeglądał kolejne tomiszcza, sporządzając sobie przy tym na brudno notatki z zamiarem zebrania ich później w jedną spójną całość, kiedy już będzie pisał właściwą pracę dla nauczyciela. W trakcie tego researchu nagle jasnym stało się co miał na myśli profesor, że tamten kawałek metalu – a w zasadzie wędzidło – stanowił taką małą zapowiedź tematyki kolejnych zajęć. Po spędzeniu nad książkami blisko godziny zamknął wreszcie ostatni z tomów, całkiem zadowolony z ilości zebranego materiału. Schował swoje notatki, żeby je później ogarnąć, bo teraz już nie miał na to czasu, oddał książki i opuścił tą skarbnicę wiedzy wszelakiej.