Rząd foteli i stolików, przy których można poczytać w ciszy i spokoju. Nie brakuje tu również ogromnych okien, przy których można się trochę zrelaksować po wielogodzinnym czytaniu.
Zrobiła minę typu "jak tam można" i spojrzała na księgę. -Czy ty nie wiesz, że o książki się dba? - Zapytała ostrym tonem, aczkolwiek słychać było nutkę rozbawienia, a po chwili kobieta cicho się zaśmiała. W końcu to czytelnia, a w czytelni nie można się drzeć wniebogłosy. Spojrzała prosto w oczy Jonathana i przymrużyła oczy wydymając przy tym usta co wyglądało dość komicznie. Zawsze tak robiła, gdy jej przyjaciel stał tak blisko niej. Usiadła sobie na ławce i założyła nogę na nogę. -A co może robić kobieta taka jak ja, która niegdyś uczyła we Francji. Oczywiście uczę tutaj. Przyjechałam jakieś kilka dni temu... Nie pamiętam dokładnie kiedy. - Machnęła przy tym ręką. Daty jakoś nigdy jej nie interesowały. Pewnie dlatego była kiepska z Historii Magii. Tam były same daty. Spojrzała ponownie na księgę. Te zdobienia, oznaczenia... Coś jej mózg podpowiadał, że ta księga jest ze Średniowiecza. -Piękna księga. W Średniowieczu bawili się w upiększanie ksiąg. Pozazdrościć wytrwałości... - Skomentowała okładkę. Nie zawsze doceniała stare dzieła, ale ta była wyjątkowa. Wyjątkowa księga w wyjątkowych dłoniach wyjątkowego faceta. Tak. Elisabeth uwielbiała Jonathana. Dobrze pamięta pierwsze ich spotkanie we Francji. Przybyła wtedy na rok na praktyki, by później nauczać w tamtejszej szkole magii. Spotkanie było dość zabawne, aczkolwiek oni oboje byli troszkę inni od reszty. -Rozumiem, że wróżbiarstwo? Czemu nie we Francji? - Zapytała z zaciekawieniem. Normalnie ożywiła się na jego widok. Jak Nero ją zdołował, tak Jonathan poprawił jej humor. Zawsze spokojna, opanowana i poważna Elisabeth przy tym facecie stawała się troszkę nadpobudliwa. Jakby miała ADHD i zespół Tourette'a.
- A czy ty nie wiesz, że ludzie różnie reagują, kiedy przerwie się im rozmyślania? - uniósł oskarżycielsko brew i wysunął bojowo podbródek. Mimo języka ciała, w oczach Jonathana błyszczały wyraźne iskierki rozbawienia. Kiedy Elizabeth przystąpiła do robienia ponętnych min, ten dał jej prztyczka w nos. Następnie napawał się widokiem przyjaciółki, która mruga prędko, nie do końca rozumiejąc co przed chwilą zaszło. Kobieta rzuciła coś o księdze. Pokiwał głową na jej słowa. Jej mogło się jednak wydawać, że jej najzwyczajniej nie słucha. Ze swoją namiętnością wpatrywał się w pewien bliżej nieokreślony punkt, mrużąc oczy, marszcząc brwi i przegryzając dolną wargę. „Zna mnie na tyle, że nie powinno jej to przeszkadzać. A przynajmniej nie urażać.” - pomyślał, gdy dotarło do niego to, co robi. - Tak wróżbiarstwo - odpowiedział tak nagle, jak się zawiesił, unosząc dumnie czoło. - We Francji? Mam po dziurki w nosie tego całego Beauxbatons. Z resztą próbuję na pewien sposób „skolonizować” Anglię. Brytyjscy magowie patrzą na wróżbiarstwo krytyczniej niż Francuzi. Chcę pokazać ich dzieciom, że sztuka ta potrafi być przydatna i fascynująca, jeśli tylko będą chcieli się jej nauczyć. A poza tym w żadnej innej europejskiej szkole magii nie było wolnego etatu na tą posadę, a mi nie marzą się wycieczki na drugą półkulę.
Nie umknęło Elisabeth, że Jon jak zawsze patrzył gdzieś sobie w dal sugerując niewtajemniczonym, że ma kompletnie gdzieś to co ona mówi. -Mógłbyś chociaż raz sprawiać wrażenie niezwykle zainteresowanego tym co mówię? - Zapytała po czym położyła sobie bezczelnie nogi na jego kolanach. Traktowała go jak swojego brata. W dodatku takie same imię nosili, więc tym bardziej był dla niej jak brat. Może miał trochę inny charakter, ale Ell pozwalała sobie na wiele w jego towarzystwie. Między innymi pozwalała sobie na kładzenie nóg na jego kolanach, czy też udach. Bez różnicy. Przewróciła teatralnie oczami. -Nie było takie złe. Przynajmniej łatwiej było ich uczyć. - Powiedziała z rozbawieniem. Tam uczniowie byli tak cholernie zaintrygowani mugoloznastwem, że lekcje nie miały końca. To było fascynujące! Tu nie wiadomo jak będzie, ale Ell miała nadzieję, że co najmniej tak jak we francuskiej szkole magii. -Zaopatrz się w duże pokłady cierpliwości. Na pewno jest kilkoro uczniów, którzy ubóstwiają wróżbiarstwo, ale zdecydowana większość, albo ma gdzieś ten przedmiot, albo szczerze go nienawidzi. W szczególności Slytherin. - Dodała po chwili milczenia. Co ona się tak rozgadała?
- Wiesz przecież, że cię słucham - rzucił, pokazując jej język w całej swej okazałości. Gdy kobieta skończyła mówić, schował go na powrót tam, gdzie jego miejsce i wytarł kąciki ust wierzchem dłoni. Nie zwrócił większej uwagi na nogi Ell, które w bliżej niewyjaśnionych okolicznościach znalazły się na jego udach. Chyba po raz pierwszy podczas tej rozmowy spojrzał w oczy rozmówczyni. Było to spojrzenie pełne dziecięcego zaciekawienia, ale nie pozbawione również ogromnej wiedzy i inteligencji. Dużo osób czuło, jakby Jonathan wpatrywał się wprost w ich dusze, przeglądając skrzętnie dobre i złe uczynki. Niewielu wytrzymywało ten kontakt wzrokowy. Fabien nie pamiętał, jak mają się sprawy z Elizabeth. - Zdaję sobie sprawę z tego, że nie wszyscy lubią mój przedmiot. Ale skoro go tak nienawidzą, to po ką cholerę go wybrali? Poza tym traktuję tę pracę jako coś w rodzaju misji. Chcę przekonać część uczniów do wróżbiarstwa. Czy mi się to uda? Czas pokaże... - jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Niejeden przestraszyłby się takiego widoku nauczyciela wróżbiarstwa. Po chwili Jonathan lekko przekrzywił głowę, co tylko spotęgowało przytłoczenie, które wywierało jego spojrzenie. „Ugnie się, czy się nie ugnie?” - myślał, wpatrując się głęboko w źrenice przyjaciółki.
A w duszę Elisabeth to Jon mógł się wpatrywać ile wlezie. Jednak kobieta nie gwarantowała niezapomnianych przeżyć, bo co po niektóre jej wspomnienia i uczucia budziły w innych ludziach mieszane uczucia. Spojrzała prosto w oczy Jonathana i nie odwracała wzroku. Mało kto wytrzymywał jego wiercenie duszy wzrokiem, ale Ell była inna niż reszta świata, więc mogła wpatrywać się w jego oczy, a on w jej i tak się mogli gapić na siebie godzinami co przerażało osoby trzecie. -Na pewno dasz sobie radę. Zawsze sobie dawałeś radę, więc czemu teraz miałoby się to zmienić? - Powiedziała ze spokojem. Jeżeli mężczyzna myślał, że ona się ugnie to się mylił. Nie. Co to to nie. Nie odwróci wzroku. Co najwyżej się zaśmieje z powodu zabawnej sytuacji. Nic więcej. -A co robiłeś w międzyczasie? - Zapytała zaciekawiona. Co też jej drogi przyjaciel mógł robić, kiedy jej nie było we Francji.
Zmarszczył brwi i przymrużył oczy, cały czas wpatrując się w Elizabeth. Dotknął palcami jej policzka. - Taką właśnie mam nadzieję - rzekł półgłosem, starannie oddzielając od siebie poszczególne wyrazy. - W międzyczasie? Zdążyłem zdać studia w Grecji, pracować jako pokojówka w ministerstwie magii, doznać kilku nowych wizji... - nagle stało się coś dziwnego. Jonathan przestał patrzeć na Elizabeth jako na przyjaciółkę z dawnych lat. Teraz widział w niej kobietę. Szybko jednak odsunął od siebie te wrażenie i z impetem pochwycił przegub dziewczyny. - Zobaczymy, czy od naszego ostatniego spotkania coś się zmieniło w twoim życiu - powiedział z beznamiętnym wyrazem twarzy, gdy rozprostowywał palce jej lewej dłoni. - Linia życia. Podwójna. Ten twój James ciągle kieruje twoim życiem, co? Początek ma... o! Na wzgórku Jowisza. Zawsze byłaś ambitna. To się nie zmieniło. Linię umysłu masz od niej wyraźnie oddzieloną. Jednym słowem jesteś skłonna do ryzyka. Z drugiej zaś strony jest ona nieco wygięta. Musisz uważać, bo taki kształt tej linii oznacza ostrzeżenie przed wypadkiem. Linia serca biegnie blisko rozumu, ale... - zwiesił głos - ten twój kochaneczek. Zranił cię? - spojrzał w oczy przyjaciółki, by powrócić do wróżenia. - Linia przeznaczenia jest raczej standardowa. Sporo mniejszych trudności, ale życie szczęśliwe. Nieregularna linia Apollina. Raz na wozie, raz pod wozem... Głęboka, dobrze zaznaczona linia zdrowia. Dobry omen. Nie masz linii intuicji - uśmiechnął się do niej z przytykiem - gafy to twoja pięta Achillesowa, co? Nie masz mlecznej drogi. W sumie nic dziwnego, dużo osób jej nie ma. Całą wróżbę mówił, jakby był w amoku, wzrok odrywał od dłoni tylko wtedy, gdy mówił coś do Elizabeth. Puścił nadgarstek kobiety i spojrzał na czubek jej głowy. - A ten twój James? Jak wam się układa? - zapytał z troską. Elizabeth nigdy nie zapoznała go ze swoim narzeczonym, ale nie wiedzieć czemu Jonathan mimo tego nie pałał do niego jakąś wyjątkową chęcią.
No chyba sobie żarty stroją. Już drugi facet pyta ją o związek z James'em. Zaczyna to się robić podejrzane, choć Elisabeth nie do końca wie w tej chwili co ją niepokoi. Coś z pewnością. Zacznijmy jednak od początku. -Studia w Grecji. Nigdy tam nie byłam. Bywałam w Rosji, we Francji, trochę w Niemczech, ale w Grecji jeszcze nie byłam. - Powiedziała tęsknym głosem. Chciała gdzieś wyjechać. Do miejsca takiego jak Grecja, czy Włochy. To miejsca, gdzie zaczęły się wielkie imperia europejskie. Fascynowała ją mitologia grecka i rzymska. Bardziej grecka niż rzymska, bo rzymska była swoistym plagiatem greckiej. Ell lubiła podróżować, ale nie miała specjalnej okazji wyjeżdżać poza granice swojego kraju. Szkoda. Kobieta nawet nie zauważyła, że Jonathan przez chwilę patrzył na nią nie jak na przyjaciółkę, a jak na kobietę. Biedna Elisa. Biedaczka nigdy nie widziała takich sytuacji. Jej wzrok nigdy nie wychwytywał ukradkowych spojrzeń, przypadkowych dotknięć i innych tricków poderwania, a konkretniej zwrócenia na siebie uwagi. Może dlatego, była uznawana za niedostępną i zimną. Złośliwi mówili na nią "zimna suka" w czasach szkolnych. Gdyby wiedzieli, że Elisabeth miała gdzieś opinię publiczną... Spojrzała na swoją dłoń, gdy Jon zaczął czytać z niej. -Moja instrukcja obsługi jest tylko dla wybranych, co? - Zapytała z rozbawieniem. Na to wyglądało. Dla Jonathana była to dłoń, dla Jamesa były to oczy, dla jej brata całokształt, bo on znał ją najdłużej i najlepiej, a dla Nero... umysł. Reszta mężczyzn jej nie rozumiała. Kilku chciało rozumieć, ale nie rozumiało. Z kobietami było tak samo. Nawet gorzej. Miała tylko jedną przyjaciółkę na właściwie trzech/czterech przyjaciół. Panna Shepherd była trudnym człowiekiem i tylko jej podobni mogli ją zrozumieć. Obserwowała jak Jonathan śledzi linie na jej dłoni. Dla niej to było niezrozumiałe, bo nigdy nie wgłębiała się w tajniki wróżbiarstwa tak jak on. Wiedziała tylko, że istnieje coś takiego jak linia życia i ta cała reszta z dłoni. Co do fusów to interpretowała całkiem nieźle, ale reszta to fiu fiu... Bez kija nie podchodź, bo ugryzie jak tylko powiesz, że coś robi źle w odczytywaniu znaków. -Troszeczkę. Nie zawsze mu pozwalam na to.... To dobrze, że wciąż jestem ambitna... - Odpowiedziała cicho. Przemilczała jednak kwestię ryzyka i cichych dni. Spojrzała w bok, by na chwilę oderwać się od tej chwili i znaleźć się gdzie indziej. Jakżeby chciała teraz być gdzie indziej. Może gdzieś bardzo daleko? Uśmiechnęła się, gdy mówił o linii intuicji. -To prawda, ale nie tylko gafy. Moje niezauważanie tego co jest zauważalne przez innych jest największym problemem. - Spojrzała na mężczyznę. Schyliła głowę ku dołowi, by spojrzeć na swoje dłonie, które leżały na kolanach. -Ostatnio mamy ciche dni... James za bardzo nalega na małżeństwo, a ja unikam tego jak ognia, więc się pokłóciliśmy. Nawet nie wiem, kiedy się pogodzimy, bo ta kłótnia była wyjątkowo ostra. Wyobraź sobie, że wszystko latało i to bez użycia zaklęć. - Mówiąc to miała oczywiście na myśli jej rzucanie czym popadnie w stronę James'a. Nie trudno sobie wyobrazić, że jak się wkurzy Elisabeth to będzie istny Armagedon. Przecież ją nie łatwo zdenerwować, a jeżeli już to będzie naprawdę źle. W dodatku ona nie miała w zwyczaju przepraszać i prosić o coś. Przez jej usta bardzo rzadko przepływają te dwa magiczne słowa. Nie potrafi przyznać się do własnego błędu i nie potrafi poprosić o pomoc. Typowe dla osób z zespołem Aspargena, bo Elisabeth prawdopodobnie ma właśnie ten zespół choć o tym kompletnie nie wie.
Wyłapał ból z postawy Elisabeth, chociaż wcale się jej nie przyglądał. Wzrok utkwił tym razem w jakimś nieokreślonym punkcie przed sobą. - Tak jak myślałem - rzekł w zadumie. - Twoja linia małżeństwa jest podwójna. Jeśli w ogóle się pobierzecie, nie będzie to dobry związek - mówił półgłosem, co nieczęsto mu się zdarzało. Tak naprawdę ton jego głosu zbliżał się ku szeptowi. Zdjął okulary. Zawsze uważał, że związek jego przyjaciółki z tym całym Jamesem nie był udany. Zbyt często Elizabeth opowiadała mu o zachowaniach swojego narzeczonego. Rzecz jasna były to jedynie pochopne wnioski, wszak Jonathan nigdy Jamesa na oczy nie widział. - Chciałabyś o tym porozmawiać? - zapytał blondynkę, patrząc jej między oczy. Ciekawe czy od ich ostatniego spotkania wiele się zmieniło...
Spojrzała na Jonathana. -Ale dlaczego nie byłby to dobry związek? Odkąd miałam wypadek na meczu Quidditcha zawsze przy mnie był. To on mi pomógł dojść do siebie i wrócić do dawnej formy. To on siedział przy mnie, gdy leżałam nieprzytomna... - Zaczęła się zastanawiać. Ufała Jonathanowi. W końcu był jasnowidzem i do tej pory się nie mylił. Skoro miał wątpliwości to musiał być jakiś powód. Nigdy go nie poznał. Nigdy nie widział Jamesa, więc skąd miał wiedzieć jaki naprawdę jest? -Miałeś jakąś wizję na ten temat? - Zapytała nagle. Może miał przebłysk tego co będzie w jej niedalekiej przyszłości? W końcu ile może się opierać. Kocha James'a i nie chciała się z nim kłócić o to, czy dojdzie do ich małżeństwa, czy nie. Zaręczeni byli już od jakiegoś czasu, a ślub jakoś się nie zbliżał. Jej rodzinie było to na rękę, bo rodzice mieli mieszane uczucia co do traktowania mugoli jak równego sobie. Ell też nie zadowalała ich oczekiwań, bo tak samo jak on traktowała lepiej mugoli niż większość czarodziejów. Głównie z powodu Jamesa. Kto wie jak traktowałaby, gdyby go nie poznała? Jak reszta, czy jak jej rodzina? Pewnie to drugie. Wtedy byłaby nauczycielką zielarstwa, a nie mugoloznastwa w tej szkole.
Uniósł kącik ust. Widział niezdecydowanie na twarzy przyjaciółki. W sumie nic dziwnego, że doznała pewnych wątpliwości, gdy po kilku latach przyjaźni Jonathan nie zmienił swojego nastawienia do jej przyszłego niedoszłego męża. - Nie wiem - wzruszył w końcu ramionami. - To ona mi powiedziała - wskazał brodą na lewą dłoń kobiety. - Twoja linia małżeństwa jest wyraźnie rozdwojona. Oznacza to kiepski, bądź niedoszły związek. W sumie James nie jest jeszcze twoim mężem, więc może chodzić tu o jakieś inne małżeństwo, co również jest powodem do myślenia - zdjął okulary z nosa i przetarł je brzegiem rękawa. - Żadnej wizji na wasz temat nie doznałem, ale mogę zorganizować sesję wróżbiarską dla Ciebie, jeśli chcesz - mrugnął do niej. - Na podstawie kilku wróżb łatwiej jest dojść do konkluzji. Na powrót nasadził szkła na nos. Tylko dlaczego zaproponował Elizabeth wróżenie? Nigdy tego nie robił, nawet dla przyjaciół. Kiedy pytali zgadzał się, rzecz jasna, ale nigdy nie wychodził pierwszy z taką inicjatywą. Słowa przyjaciółki przywiodły mu na myśl wspomnienia. Nie oznaczało to jednak, że się wyłączył, całkowicie topiąc się w ich natłoku. Pamiętał jak sam grał w Quidditcha. Był wtedy na pozycji ścigającego. Ileż by on dał za odrobinę wygłupów na miotle!
Aż dziwne, że Raina zawitała to miejsce. Przecież ona tak nienawidzi się uczyć, a tu rzeczywiście roi się od niemalże samych kujonowatych stworzeń. No cóż, studia nie przelewki. Trzeba spiąć dupę i dać z siebie 300% normy. Może powinna zwrócić się do Haydena bądź do Howaladna, aby pomogli jej w nauce. Przy okazji sami by się czegoś nauczyli, a nie tylko łazili za hogwarckimi panieneczkami. Ale cóż na to poradzisz droga Raino Myers? Takich Bóg ich stworzył i już. To znaczy z biegiem się zmieniają, ale już nie rozpisuję się na ten temat, bo wyjdzie mi totalne masło maślane. Wiec na czy to ja skończyłam? A no tak, o tym dziwnym zdarzeniu jakie dziś zdarzyło się w to piękne popołudnie - Myers postanowiła się uczyć. Wzięła ze sobą parę rolek pergaminu, swój niezastąpiony zeszyt od wszystkiego, tusz, pióro i inne potrzebne graty do uczenia się i odrabiania pracy domowej. Książek miała pod dostatek toteż nie brała żadnej z dormitorium. Chętnie poczytałaby jakąś ciekawą lekturę czy też poszwędać się z koleżkami po błoniach, aczkolwiek praca domowa czeka. Rozłożyła się przy pierwszym lepszym stole przy oknie. Wyjęła na wierzch swoje potrzebne rzeczy do nauki, po czym siadła i otworzyła swój zeszyt. Minęło raptem kilka minut, a gryfonka nie dotknęła się do żadnej książki leżącej na zakurzonych półkach. Tak Myers dalej się obijaj i nic nie rób. I w taki oto sposób zmiast uczyć się zaczęła rysować jakieś kółeczka na stole. Jeju jaka ona zła! Wandal jeden, kurcze się znalazł.
Wilk nie zwykł uczyć się w dormitorium. Nie lubi kuć przy kumplach, którzy się nabijają bestialsko z Wilczka, że nagle się taki kujon zrobił. Twycross zaś dobrze wie, że robią to dlatego, że mu kurczę zazdroszczą, iż potrafi wziąć swą zgrabną pupę w troki i udać się do biblioteki, aby tam oddalić się w świat starożytnych run czy 3452 bitew gremblinów. Kto by pomyślał, że z Wilka się taki odpowiedzialny człek zrobi. Hay, Spencer, Brooks? Tsa... Fajni z nich ludzie, ale do wspólnego marnowania czasu na głupotach. Tylko Amaya zawsze w niego wierzyła. Potrafiła dodać otuchy i pomagała mu dojrzeć na miano mężczyzny. A i Wilk był bardzo wienym uczniem. Chciał w przyszłości móc zajmować się Amayą i być dla niej tak ważną osobą, jak ona była dla niego. Ale dość o niej. Amaya to kolejna sprawa, którą Wilk spierdolił. Na myśl o niej nie zbierały mu się nigdy łzy w oczach, wzbierał się zaś gniew na samego siebie. Idąc dziarskim krokiem przez korytarz, trzymając kurczowo pod pachą plik pergaminu, zaczął obmyślać dzisiejszą strategię nauki. Gdy wkroczył do pomieszczenia i wyciągnął z półki niezbędną książkę, pod oknem w czytelni mignęła mu znajoma twarz. Raina? Niee.. To musiała być pomyłka. Zamrugał gwałtownie, zaczesał włosy palcami, po czym ponownie zerknął w ów miejsce. Na widok dziewczyny, Wilk przełknął głośno ślinę. Dlaczego ona jest aż tak seksowna? Tak gorące usta, które zapewne już niejednego oplotły w namiętnym francuskim tańcu, bujne włosy, które ocalają jej drobną twarz. Któżby pomyślał, że to gryfonka? Wilkie podciągnął rękawy swetra, po czym usiadł pod oknem przy jej stoliku, uśmiechając się dziarsko. - Bonżur, Mademoiselle... - wyszeptał teatralnie, dbając o ciszę ze względu na ludzi pogrążonych w nauce. - Ty. Się. Uczycsz. - dodał udawając, że każde słowo wypowiada z trudem.
Jeżeli już ma się uczyć to w gronie najbliższych przyjaciół. Aczkolwiek przyjaciele wolą pohasać po błoniach bądź popijać ognistą w Hogsie, a to niegrzeczne dzieciaczki! Zaś ona jako grzeczna uczennica odrobi dziś w to piękne popołudnie lekce, o zgrozo ona się uczy! Sam widok jest podejrzany. Co jak co, ale kto Rainę Meyers widzi w czytelni i to z lekcjami. Rzadki widok, zaś ci co teraz w niej przebywają powinni być zaszczyceni jej obecnością. Powinna do tego miejsca przyprowadzić Howlanda. Gaves jest bardziej ogarnięty od tego drugiego. Mogliby się czasem razem pouczyć i lepsze wyniki w nauce mogliby mieć, słodkie no nie? Siedziała tak i rysowała te kółeczka na blacie stołu. Przecież ona nie powinna, miała się przecież edukować, jak każdy porządny uczeń tej szkoły. No ale, kogo teraz nauka kręci? W końcu zorientowała się, że narysowała z dziesięć takich kółek na blacie, toteż zaczęła je palcem zmywać. To znaczy mogłaby różdżką, ale ona nie lubi jej aż tak bardzo używać. Tak więc zabrała się za ogarnianie ławki, do czasu kiedy pojawił się pewien osobnik, a mianowicie Wilkie. Aż jej serce zaczęło mocno bić, a przecież ona tak niby go nie lubi. Przerwała niedawno rozpoczęte zajęcie i skierowała wzrok na ślizogna. - A czy to taki dziwne? - zapytała po czym rzuciła do niego jakiś tam coś pod miły uśmiech. Czy już wspominałam, że poniekąd szaleje na jego punkcie? Nie? A to już mówię.
sorewicz za jakoś tego posta, ale brat popędzał :C
Chłopak odnosił wrażenie, że jej pytanie miało zabrzmieć retorycznie. Niestety, ale zabrzmiało wyłącznie śmiesznie. Spojrzał w oczy Rainy i wykrzywił usta w kpiący uśmiech. Pochylił się nad stołem, spoglądając na nią z politowaniem. - Tak, gryfoniątku - odparł dobitnie. - To jest dziwne. Nawet bardzo. - Dodał. Z jednej strony, gryfonka bardzo pociągała go fizycznie, ale z drugiej... była gryfonką. Piękną gryfonką, fakt. Ale gryfonką. Przygryzł wargę, podziwiając falę jej włosów od której w majestatyczny sposób odbija się słońce. Spojrzał jej w oczy z zagadkowym wyrazem twarzy. - Wiesz, jakby coś, to mogę Ci pomóc. - Uśmiechnął się łobuzersko, wstając z miejsca i zajmując się oglądaniem książek, które porozstawiała na stole. Nachylał się nad lekcjami, stosunkowo blisko niej. Ocierał się przy tym o jej ramię, co sprawiało mu przyjemność. Och, i zapach jej perfum był zniewalający. - Wiesz, nie każdemu to proponuję. Darmowe lekcje u starego Wilka to nie przelewki. - Obrócił twarz w jej stronę, unosząc wysoko brwi. Po chwili zerknął na biurko i jego usta wykrzywiły się w łobuzerskim uśmieszku. Mianowicie, właśnie podziwiał jej wandalskie wpółstarte rysunki. - Hmm... Masz imponujący talent artystyczny! - podsumował, dusząc przypływ śmiechu.
Z jednej strony Wilkie bardzo ją pociągał, aczkolwiek z drugiej strony było jakieś odrzucenie, lekka nienawiść do chłopaka. Co to w ogóle jest? Albo jest się zakochanym, albo znienawidzonym do końca życia. Dziwna relacja, czyż nie? Może właśnie za tą relację ciągnie ją do ślizgona? Jeju jakie to skomplikowane! -Podejrzanie dziwne - musiała oczywiście dodać swoje ostatnie trzy grosze. Było to nieco irytujące, oczywiście dla tych osób, które za Rainą nie przepadają. Na przykład taki Twycross. Oczywiście dziewczyna nie ma bladego pojęci, iż on czuje coś do niej. Przecież chodziły kiedyś po Hogwarcie plotki, że coś mu z Amayą nie wypaliło, aczkolwiek bardzo ze sobą trzymali. Cóż, dziewczyna nie miała zbytnio takich miłosnych przygód. Fakt, często przebywa w towarzystwie mężczyzny, lecz tylko w celu spędzenia miłego czasu. Na przykład mała partyjka w pokera. Właśnie! Dawno nie zaglądała do kart, to dobrze! W końcu wyleczy ten okropny nałóg. Chociaż partyjka z Wilkiem byłaby w sumie ciekawa. No ale, powracając do tego co się wokół nich dziele. Wcale jej nie przeszkadzało to, że często przybliżał się do dziewczyny i nawet stykali się ramionami. To miłe, bardzo. Dziewczyna nawet nie protestowała, super. - Wiesz jednak nauka to nie dla mnie, po kiego grzyba ja tu przychodziłam? - no i Raina zrezygnowałą. To już z góry było wiadome. Nigdy i to przenigdy nie siądzie na spokojnie do książek. - Chyba już wolę chodzić bezczynnie po błoniach, niż siedzenie i męczenie się nad pracą domową - jęknęła po czym oparła się łokciami o blat i zaczęła wpatrywać się, a to w Wilka, a to w okno.
Ich relacja była dość dziwna, to prawda. Z jednej strony, zachowanie dziewczyny stosunkowo irytowało, natomiast z drugiej, bardzo pociągało. Irytowało go zaś to, że dziewczyna zawsze musiała mieć ostatnie słowo. Nie, coś tutaj nie gra. To Wilk zawsze wszystko podsumowuje. - Owszem, stosunkowo... - Dodał, unosząc ostentatcyjnie brwi. Nawet nie mówił tego po to, aby cokolwiek potwierdzić. Po prostu to on musiał zamknąć temat dziwnego pobytu Rainy w bibliotece. - W sumie, to nie wyglądasz na kogoś, komu mózg czy książka przyjacielem - Skwitował, ściągając brwi i spoglądając znacząco na rozrzucone po stole książki, kawałki pergaminu czy wspomniane wcześniej malowidła. - Ale mózg czasem się przydaje... - ciągnął niefrasobliwie, a w kącikach jego ust można było wyczaić łobuzerski uśmieszek. Owszem, mógł dalej zgryźliwie komentować jej spotkanie z książkami, ale zapach jej włosów był tak kuszący. Nie chciał, żeby kazała mu pójść. Pomyślał o innym rozwiązaniu. - Ale dzisiaj się to zmieni! - Stwierdził iście mentorskim tonem, kucając przy niej, łapiąc za rękę i podnosząc ją ku górze, niczym w kimś rewolucyjnym akcie. - Zawsze mogę Ci pomóc. - Opuścił delikatnie jej porcelanową dłoń, odsuwając się z niechęcią. Ach, bliskość gryfonki była tak powalająca. - Jak skończymy to zaproszę Cię na partyjkę kanasty - przygryzł wargę. - To z czego kujesz?
Nie no nie może tak być. To Raina zawsze wszystko kończy. Coś trzeba z tym zrobić. Nie pozwoli przecież Wilkowi, aby ten skończył tą dyskusję. Tak więc na odczepnego z zaciśniętymi zębami powiedziała coś w rodzaju 'ta jasne', bądź 'wiem przecież'. Może i zrozumiał, byłoby fajnie? Bo wtedy każda osoba miałaby świadomość, że to właśnie dziewczyna zakończyła ten temat. Oczywiście nie chciało jej się uczyć. Jednak woli pohasać z koleżkami po błoniach lub zaszyć się w pokoju i po prostu poczytać ciekawą książkę, żaden podręcznik nie wchodzi w grę. - Błagam tylko nie to! - jęknęła po czym rozłożyła się na stole przy tym zakrywając połowę książek i innych pergaminów. - Ja się jednak do nauki nie nadaję. - wymruczała w stronę stołu na którym rozłożyła swoje tułowie, głowię oraz ręce. Oczywiście towarzystwo ślizgona nie przeszkadzało jej to, że tak się do niej przybliżał. Było wręcz super, ale kto tu teraz powie, że siedzi tu tylko z tego, że ta osoba ją pociąga. Trzeba coś zrobić żeby tak szybko Wilka nie spławiać. - ojezualemisienudzinienoniemoge - a tak jej się powiedziało, ciekawe czy cokolwiek zrozumiał z jej wypowiedzi?
Dziewczynie tylko się wydawało, że zakończyła ów temat. Pewnie bardzo by tego chciała, lecz nie zdaje sobie sprawy z tego, że Wilk ma doprawy wilcze zaparcie. Jest uparty we wszystkim - w dokuciu na maksa, w zdobyciu dziewczyny, w zawsze-kurewskim-prezentowaniu, toteż nie mógł odpuścić. Nie pozwoli jej zakończyć. Gryfonka chyba wyczuła zbliżającą się wojnę, więc chłopak spojrzał jej wyzywająco w oczy, nachylając w jej stronę. - Całkowita racja - wycedził, unosząc znacząco brwi. Uśmiechnął się łobuzersko, spoglądając na nią zza kurtyny gęstych rzęs. - Jesteś śmierdzącym leniem - Skwitował, przyglądając się jej reakcji na chęć pomocy w nauce (tak, Wilkie Henry Twycross oferuje komuś pomoc, dobrze przeczytałeś). Po chwili z ust dziewczyny wydobył się trudny do zidentyfikowania jazgot. Wilkie spojrzał na nią z niemałym zdziwieniem, jednakże nie skomentował tego w żaden sposób. - Jeżeli chcesz, mogę Ci pomóc, może uda Ci się zdobyć Powyżej Oczekiwań - Powtórzył propozycję, niemalże serdecznym tonem. - Jeżeli nie to możesz sobie iść, bo nie przyszedłem tutaj żeby słuchać Twoich jęków... Ty raczej też nie. - Dodał, spoglądając na nią z politowaniem. Dziewczyna fizycznie niezwykle mu się podobała. Miała bardzo powabną, kuszącą sylwetkę, wielkie oczy, które dosłownie magnetyzowały są niespotykaną głębią, ale nie miał teraz ochoty na użeranie się z nią. Mógłby ją przelecieć, to zawsze. Ale zdecydowanie wolał naukę od użerania.
Jako, że nic kompletnie nie ogarniam (eh tak to już jest, kiedy odpisuje w bardzo błyskawiczny sposób) ten post będzie mało czytelny, tak dla jasności. Poleję sobie trochę wody, którą oczywiście możesz sobie pominąć, coby cały tekst miał jakiś w miarę dobre rozmiary. Bo jakże się prezentuje post na cztery linijki? Jeszcze administracja wlepiłaby mi jakieś ostrzeżenie i nie byłoby fajnie. Tak czy owak już kończę lanie, bo kompletnie nie wiem co napisać! Wilkuś był strasznie przemądrzały i Raina oczywiście doskonale o tym wiedziała. W końcu to ona dość często na niego wpada i oczywiście nie może obejść się bez jakieś głupawej kłótni na samym środku korytarza. Poniekąd dziewczyna uwielbia te ich jałowe dyskusje. Lubi się z nim droczyć, chyba zacznie to być jej nową pasją - denerwowanie Twycrossa. Jak pięknie to brzmi no nie? Jeszcze musieli się spotkać w bibliotece. Zrozumiałaby, że gdzieś na polance czy innym zakamarku Hogwartu, ale w czytelni? Gdzie wszyscy ostro kują do następnych lekcji, czy też grzebią w książkach w poszukiwaniu ciekawej lektury. I jeszcze tyle tych krukonów, aż się Myers niebiesko w oczach zrobiło. - Chyba jednak wolę zacząć latać na miotle niż siedzieć w tych książkach i gnić w nich do usranej śmierci. Przecież tyle ciekawych rzeczy jest do zrobienia, a nauka to po prostu uniemożliwia - jęknęła po czym odsunęła swoje materiały na bok i zaczęła rysować palcem coś na kształt kółek na blacie. Swoją drogą miotła to całkiem fajny sposób spędzenia wolnego czasu. Chociaż prędzej gryfonka się na niej zabije niż uleci. Tak więc woli zostać na ziemi i obserwować jak to inni dobrze na nich latają. Nie chce przecież skończyć w skrzydle szpitalnym jak ostatnio, kiedy to założyła się z Farelyem o coś totalnie głupiego i oczywiście musiała na niej polecieć. No cóż czego się nie robi dla własnego honoru.
Lanie wody jest bardzo śmiechowe, także ja również to uczynię. Nie mam pojęcia zaś, co można pisać lejąc wodę, chociaż pewnie właśnie na tym polega lanie wody, żeby pisać nie ważne o czym, byleby pisać. Tak jak ja teraz robię. Mam nadzieję, że nikt prócz Ciebie tego nie będzie czytał, bo owe wywody są tak niezwykle żałosne, że raczej chwalić się nimi nie będę. Aczkolwiek jak już wspominałaś, sprawiają, że post staje się optycznie większy i taki mądrzejszy wręcz! Tak więc sądzę, że mądrości wystarczy i zabieram się do roboty. O tak, oboje byli bardzo przemądrzali i uparci, a zetknięcie dwóch mocnych charakterów, zwyczajowo nie wróży pozytywnych wrażeń. Gdziekolwiek się spotykali, oboje byli sobą niezwykle zafascynowani, ponieważ zwyczajnie pociągały ich wzajemnie cechy wyglądu fizycznego. Natomiast nie chcieli od siebie odchodzić, a jako, że nie kleiły im się rozmowy, szybko się irytowali i kłócili się, kłócili, kłócili, kłócili, wnerwiali, dogryzali w nieskończoność. - Wiesz, będąc analfabetką, niewielkie masz pole do popisu w tych... atrakcjach. - Powiedział, oglądając ostentacyjnie koniuszki swoich butów i robiąc wszystko, aby nie wypuścić na zewnątrz łobuzerskiego uśmiechu, który samoistnie cisnął mu się na usta. Od niechcenia przysunął się bliżej niej i przytulił wielkodusznym tonem, chciał to zrobić tak po prostu, ale oczywiście nie mógł się powstrzymać przed zgryźliwym komentarzem. Jakby się powstrzymał, to byłoby... dość dziwne. - Ale nie martw się, nie każdy na świecie musi potrafić rzucać "accio" czy "expelliarmus". - Rzekł jakże poważnym i zmartwionym tonem. Dla efektu, pociągnął jeszcze nosem, jakby miał się zaraz rozpłakać. - Aczkolwiek... Jakby wszystkie magiczne analfabetki były tak seksowne... - Dodał, przejeżdżając palcem wskazującym po udzie Rainy i uśmiechając się dziarsko.
No widzisz, czyli takie lanie wody w postach jest czasem i przydatne, bo przynajmniej wygląda jak post, a nie jak jakieś (w sumie nie wiem jak określić) coś. Lubie czasem tak polać. Popisać jakieś głupoty na przykład o mojej dzisiejszej zarobionej jedynce z łaciny, chociaż ją w miarę ogarniam, no ale. Łacina ogólnie jest spoko, ale zależy jaki nauczyciel. Taki fajny staruszek odszedł ze szkoły i zaczęła uczyć nas jakaś trzydziestoletnia czupaka. No, ale nie wnikajmy, to ja się tego języka uczę i już, koniec! Właśnie! Problem był w tym, że są bardzo do siebie podobni i nie dziwota, że nie mogą się dogadać. Zazwyczaj takie osoby z podobnymi charakterami dogadywać się umieją. W ich przypadku jest zupełnie inaczej. Aczkolwiek bardzo lubi te ich jałowe dyskusje. No i oczywiście przy okazji może bliżej i dłużej pobyć ze ślizgonem, który tak dziwnie na nią działa. Kolana jej się uginały, ręce zaczynają się nieco pocić, ach no i oczywiście włosy w dziwny sposób zaczynają jej się elektryzować. Dziwne no nie? Jeszcze nigdy Raina tak na chłopaka nie reagowała. Tym bardziej, że bardzo sporo przebywa w gronie mężczyzn i raczej nie miała żadnych ciągot. Czyżby Myers się zakochała? Przecież to nie realne. Farley ewidentnie wybuchłby niepohamowanym śmiechem, zaś Hayden nie dowierzałby i w końcu zdiagnozowałby u niej brak ciekawych zajęć, tylko naśmiewanie się ze ślizgonowatych. - Odezwał się ten co najlepiej wie i w ogóle królem wszechświata jest - odpowiedziała nieco kpiącym głosem w stronę chłopaka po czym posłała my grymaśny uśmieszek. - Ach i tu Cię zaskoczę! Accio to dla mnie pestka - burknęła i bezradnie rozłożyła się na krześle. W końcu poczuła czyiś dotyk na jej udzie. No paczcie Wilkuś zaczyna te swoje tzw. 'podperdolki do jolki'. No i jeszcze ten bajerujący tekst. Jak ona uwielbiała jego głos. Ale zaraz, zaraz. Przecież doskonale wiedziała, że Twycross to podrywacz, więc żadnych nadziei nie powinna sobie robić. -Głodnemu chleb na myśli - mruknęła i tym samym odstawiła chłopaka rękę na swoje miejsce. A szkoda, bo bardzo fajnie było (eheheh).
Huehuehue, ciekawe jest te offtopowe lanie wody w poście. Dodaje tak mega dużo tekstu i wcale nie jest takie trudne. Bo pisanie o czymś bezsensownym nie jest trudne. Chociaż po chwili zaczyna brakować pomysłów i nagle staje się trudne. Więc Wilk rzecze, że kolejnym pomysłem co pisać, jest właśnie taki, aby pisać o tym, że nie ma o czym pisać. Nie wiadomo też kiedy się skończy, bo właściwie to można nigdy nie kończyć, bo takie pisanie o niczym jest mega przyjemne. Pozostaje fakt, że droga Rajna zapewne za chwilę uśnie, więc należy kończyć. To smutne ;c. - Ok ok, drogi gryfoniątku. - Wydął smutno usta i spojrzał na nią z politowaniem. - Wiara we własne możliwości, to podstawa! - Dodał, puszczając do niej oczko i uśmiechając się z widoczną kpiną. Dlaczego Wilk zdecydował się, by pogłaskać Rainę po udzie? Może pomógł w tym fakt, że jej wielkie, czekoladowe oczy, patrzyły na niego tak wyzywająco i szczerze, jakby właśnie wygrały milion galonów na magiotto. Może dlatego, że jej pełne usta, kusiły z każdym zaczepnym, niekoniecznie miłym komentarzem? Może dlatego, że jej włosy, opadające na ramię czarną kaskadą, odsłaniały zgrabną, ujmującą szyją? Nie da się dokładnie wykazać składnego powodu. Po prostu zrobił to. Zawsze mu się podobała, mimo tego, że tak uwielbiał jej dogryzać i słuchać, jak nieporadnie się broni. Dlatego, że była wtedy taka słodka, że najchętniej gadałby te głupoty wciąż i wciąż cały dzień! Czyżby kolejna dziewczyna zafascynowała Wilka? Owszem. Czy zakochał się? Owszem. Oj, Wilkuś jest tak nieładnie kochliwy. Ale cóż poradzić? Tyle piękności się kręci w tym Hogwarcie. Każda jest inna, każda jest piękna, każda jest wyjątkowa. Ale czy jedyna? Nie, raczej nie. Gdy ta odrzuciła jego rękę, spojrzał na nią z wyraźną smutną podkową na ustach. - Mi nie chleb na myśli... - Wymruczał, patrząc ostentacyjnie na jej szyję. - Aczkolwiek jestem z Ciebie dumny, że użyłaś tak trudnego, ironicznego wyrażenia! - Rzekł, spoglądając na nią z łobuzerskim uśmieszkiem. - Można Cię nazwać niemalże... inteligentną. - Dodał, biorąc jeden kosmyk jej włosów i bawił się nim, plącząc go między palcami. Spojrzał na nią wyzywająco, przygryzając dolną wargę, aby nie pozwolić uśmiechowi pojawić się na ustach.
Teraz akurat mam ochotę trochę polać wody. Jest piątek, zaczął się weekend, jest po prostu cudownie. No i oczywiście do bógwiejakiej godziny można siedzieć przy komputerze, pić ciepłą herbatkę i pisać spokojnie posta. Uwielbiam po prostu ten stan i z wielką przyjemnością piszę. Forumowicze powinni być ze mnie dumnie, że zaczęłam odpisywać hihihi. Ale nie przynudzając, bo zaraz uznasz, że nie warto dalej czytać przejdę do rzeczy. - Dzięki Wilkkie za zepsucie tego jakże pięknie zapowiadającego się dnia, a raczej popołudnia w towarzystwie eliksirów i zielarstwa. - burknęła po czym nieco zjechała z krzesła i gniewnym wzrokiem zaczęła wgapiać się w stos równo ułożonych książek nieopodal kolejnego stolika, gdzie zasiadał pewien krukon. Właśnie! Jeszcze te mundurki. Jak ona nie lubi paradować w kieckach i obnażać swoje krzywe kolana. No ale cóż. Wytrzymać musi, a potem zrzuci z siebie to coś i włoży w miarę wygodne ubrania. Mogła i wcześniej to uczynić, aczkolwiek wolała wcześniej skończyć 'naukę' niż lecieć znów do dormitorium by się przebrać. Raina rzeczywiście lubi, kiedy to tak Wilk zaczyna wymądrzać się, chociaż z deka robi się to irytujące. No ale co się nie robi dla głupiego zauroczenia. -No to bardzo się cieszę, że jesteś ze mnie dumny - i ponownie zaczęła rysować jakieś kółeczka na blacie. Tym razem do ręki wzięła ołówek. Straszne! wybacz za jakość :C
To że panna Wodnicov znalazła się w czytelni nie bylo znow czym nadzwyczajnym. Od samego początku było wiadome że bardziej odpowiadało jej bowiem towarzystwo książek niz ludzi, ostatecznie moglbyc jeszcze zwierzeta. Czemu ta blondynka umiłowała sobie właśnie książki? Książki nie pytały, nie zadawaly bezsensownych pytań, ani nie oczekiwały żadnych odpowiedzi. Dodatkowo albo przenosiły w genialną karine, zabierały na przygodę, albo też uzbrajały w wiedzę, ktora nie raz przydawała się w życiu. Dlatego też Nastka często szlajała się pomiędzy regałami szukając pozycji której jeszcze nie przeczytała. W szkolnej bibliotece było jeszcze sporo takich których nie trzymała w swych dłoniach. Tym razem miał! Ochote na jakiś kryminał. Tajemnicza zagadkę, która rozwiązywała by się wraz z przebiegiem zdarzeń. Dlatego też skierowała sie w strone półek na których pietrzyły się powieści kryminalne. Zaczęła przechadzać się między półkami w poszukiwaniu jakiegoś chwytliwego tytułu bądź tez ujmującej okładki. W końcu znalazła. Leżała na najwyższej półce przy końcu mebla wypełnionymi ksiazkami. Stanęła idealnie pod książką i zadarla głowę w górę. Zaraz jednak rozejrzala się po sali szukając drabiny czy też podestu by moc siegnac upragnioną książkę. Jak na zlosc nic jednak ni widziała. Przy stoliku siedziała jakas męską dusza, lecz wizja poproszenia kogos o pomoc przerażała ją bardziej niż samodzielne wdrapanie się na mebel. Co też zaczęła robić. Modląc sie w duchu by nie przewrócić się razem z półka o wątpliwej konstrukcji
A propos lania wody, to może ja również się skuszę na zapełnienie pościka owym laniem wody. Lanie wooody, lanie wooodyy, lanie wooody, wooody allen. No matter. Lanie wody działa niekorzystnie na mózg, co można obserwować, poprzez stopniowe pogarszanie się kondycji pierwszego akapitu moich drogich pościków. Jest coraz gorzej, a na końcu meanwhile moment kulminacyjny, który właśnie się dzieje, nagle staję się mądralą, analizującym własną schizofremię. Schizofremię. Pfu pfu.. Odpukać! Nic takiego nie napisałam. Co prawda jest to udokumentowane powyżej, aczkolwiek ściemniam w żywe oczy. Okey, koniec. Nie polecam kontynuowania tej konwersacji, ponieważ źle się dla obu stron skończy. - Do usług. - Odparł, opierając się nonszalancko i zakładając nogę na nogę. Dziewczyna była już wyraźnie zirytowana, jej zachowanie wyraźnie na to wskazywało. Wilk spoglądał na nią z politowaniem, dusząc każdą kolejną zgryźliwą uwagę. W ostateczności, siedzieli w ciszy, każdy zajęty czymś innym. Ona - rysowaniem kółeczek na blacie, on - podziwianiem idealnych rysów jej twarzy i czekoladowych oczu. - Jestem ciekawy, czemu wyglądasz na tak kurewsko poddenerwowaną - Zrobił minkę szczeniaczka i oparł się niewinnie podbródkiem o kant stołu, spoglądając na nią zmartwionymi oczkami. Do pomieszczenia wkroczyła jakaś wątpliwej postury blondynka, w żółtych szatach, przedstawicielka pucholandu. Grzebała w książkach, więc Wilk tylko zwrócił na nią od niechcenia uwagę, prawie natychmiast przewracając szczenięcy wzrok na Rainę.
Coraz gorzej to pisanie mi wychodzi. Za każdym postem tak to jest. Oczywiście ja nic nie mam do gry z tobą, bo bardzo lubię Wilka, ale te moje posty to totalny przypał. Tyle w nich literówek można wyłapać i nie składnych zdań. Sorki, że tak wodę leję, ale musi ten post jakoś w miarę ładnie wyglądać, o! Poleję sobie o łacinie. Kocham ten język, jest cudowny. Bla bla bla już koniec przechodzę do rzeczy. Raina już nie wiedziała kompletnie co powiedzieć. Z jednej strony Willkie strasznie ją irytował swoim zachowaniem. Tym jego wywyższaniem się i pewnością siebie. Aczkolwiek woli siedzieć z nim niż sama tylko rysując te beznadziejne kółeczka. Nawet nie wiedziała jak już odszczekać się Twycrossowi. Nie miała już siły, kompletnie. - Powinieneś zacząć pocieszać ludzi wiesz, takimi krzepiącymi tekstami zapodajesz! - odparła z nutką ironii. Od tak. Niech się dzieje co chce, ona to z nim zostaje. Nagle do środka weszła pewna puchonka. Raina zbadała ją wzrokiem po czym posłała jej uśmiech i wróciła do okładania ławki. Tak jej się zaczęło nudzić, że zaczęła bawić się nosem Wilka za pomocą ołówka. Od tak sobie pykała ołówkiem go w nos. Ale fajne! Nawet zaczęła się uśmiechać. Swoją drogą to ślizgon rzeczywiście ma ładny nos. Dupny post, dziękuję dobranoc!