Spore okna, jednak w dość dużej odległości, nadają korytarzowi nieco tajemniczości. Jedynie nieliczni wiedzą, że za jednym z wielu posągów znajduje się tajne przejście, prowadzące wprost do Miodowego Królestwa. Skorzystanie z niego jest możliwe jedynie przy znajomości odpowiedniego zaklęcia...
Pierwsza myśl Simona "O Chryste panie w co ja się wpakowałem!". Westchnął i podjął; -Ja tez nie jestem jakoś szczególnie fanem mojego wzrostu-pstryknął kości palcy-Ale powiedzmy sobie szczerze...po co się przejrzejesz tym co mówią ludzie co?-popatrzył jej żabie oczy,i zaśmiał się gdy ta teatralnie smarkała nos.
On i kompleksy?- pomyślała w myślach Ingrid cały czas gapiąc się na Simona. -Jak to? Ja bym dała wszystko, żeby być taka wysoka jak tym. Uwierz mi bycie niskim jest okropne. - rzekła dziewczyna chowając chystczkę do kieszeni. -Ja mam powody. Nie byłbyś zadowolony gdyby ktoś do ciebie mówił kurdupel czy uważał Ciebie za goblina - opowiedziała dość sarkastycznym tonem.
-Ingrid ja teraz muszę iść. Jestem już umówiony. I nie przejmuj się tym co mówią ludzie. To bez sensu...To narazie-mrugnął do niej wstał i oddalił się w głąb korytarza. Tak naprawdę,nie był z nikim umówiony. Dotarło do niego,że Ingrid tez siedziała w trzech miotłach,i ona tez zaatakowała jego i Connie. A tego na pewno jej nie przepuści! Nie jego ulubioną koszule!
Wysłuchała uważnie swojego przyszłego męża nie do końca wiedząc, czy chce się jej lecieć na ten korytarz o którym mówił chłopak. Może nawet by się poddała i uznała, że najlepiej jak sobie posiedzą i poczekają, aż zjawi się dyrektor, ale przypomniała sobie o odczuwaniu wspólnego bólu. To jakoś ją zmotywowało do tego, by jednak mimo wszystko posłuchać tych jego jakże klarownych instrukcji. - Dobrze Borisie Lavrov, ewentualnie przecież, jeśli zamiast nauczyciela spotkam znów jakiś szalony posąg, będziesz doskonale czuć, że coś mi grozi - pokiwała poważnie głową, a na koniec leciutko się uśmiechnęła. Niech sobie nie myśli, że bezboleśnie będzie sobie tu siedział! - Tylko nie rań się, nie wywracaj ani nie obijaj! - Niczym matka pouczyła go odwracając się w kierunku schodów. Oczywiście nie mówiłaby tego gdyby nie fakt, że później i ona będzie mieć siniaki. Swoją drogą ciekawe kto na nich rzucił taką więź... Zbiegła szybko po schodach trafiając skrótem na trzecie piętro. O dziwo korytarze były zupełnie puste, co było jednak zaskakujące o tej porze, gdy Hogwart zwykle tętnił życiem. Dziewczyna rozejrzała się uważnie i dostrzegła jakiegoś nauczyciela. Pobiegła więc pustym korytarzem w jego kierunku. Nagle jednak tuż przed nią spadł jakiś wielki głaz. Była to tak wielka kula, że dziewczyna na tyle przerażona z krzykiem skoczyła do tyłu aż upadając na posadzkę. Z niedowierzaniem patrzyła na gigantyczny kamień. Kiedy jednak spojrzała w stronę sufitu nie widziała ani śladu po jakiejś dziurze w suficie, czy czymś w tym stylu. Oddychając szybko, cofnęła się. Chciała wyjrzeć w kierunku tamtego nauczyciela, za kamień, jednak tej osoby już tam nie widziała. Czyżby zniknął, gdy spadł ten głaz?
Całe szczęście głaz nie toczył się dalej, tylko stał nieruchomo przed nią. Effie więc ostrożnie podniosła się na równe nogi. Chciała wyminąć kamień i pobiec dalej. Wiedziała, że najlepiej by jak najszybciej odnalazła jakiegoś nauczyciela. Ten którego widziała przed chwilą, zupełnie zniknął. Postanowiła więc, że zawróci i uda się do pokoju marzeń o którym także wspomniał Boris. Szybko się więc zerwała i puściła pędem przed siebie. Całe szczęście nie rozpędziła się zbytnio, bowiem nagle przed nią zaczęły spadać kolejne głazy. Dziewczyna krzyknęła z przerażenia i zaczęła się cofać. Z sufitu zaczął się sypać jakiś deszcz kamieni. Zakrywając głowę rękoma zaczęła biec pod ścianę, gdzie stało jakieś niewielkie biurko. Bez namysłu wbiegła pod nie, by to właśnie tam przeczekać aż te kamienie przestaną się sypać. Próbowała wyjrzeć w stronę sufitu, by zobaczyć, co się właściwie dzieje, ale tak się wlazła pod to biurko, że nic nie była w stanie dostrzec. Dlatego też siedziała sobie, wybijając długimi palcami o nogę biurka rytm jakiejś piosenki Fatalnych Jędz. I miała wielką, naprawdę wielką nadzieje, że to cholerstwo przestanie spadać z sufitu. W końcu nie zamierzała tu spędzić więcej czasu, nieprawdaż? Swoją drogą, dlaczego nikt w zamku jeszcze nie zauważył co tu się dzieje? Przecież te głazy robiły straszny hałas! Niepewnie spojrzała nawet na stolik pod którym siedziała, zastanawiając się, czy zaraz jakieś kamienie nie rozwalą tego mebla. Póki co kamyczki jedynie dudniły o wierzch.
Nie mogła tam siedzieć wiecznie. Musiała czym prędzej się wydostać, bowiem nie zapowiadało się na to, by ten deszcz kamieni przestał padać, ani by którykolwiek z nauczycieli wreszcie się tu pojawił. Nie była pewna czy jakieś zaklęcie tarczy pomoże jej na to, co tutaj się działo. Wszakże to były kamienie, zaklęcia, które jej przychodziły na myśl, broniły od zaklęć. Stwierdziła, że spróbuje szybko przebiec między padającymi głazami, tak by w miarę możliwości uniknąć zranienia. Deszcz nie był tak gest by było to niemożliwe, ale mimo wszystko, nie było to prosty zadaniem. Nie miała czasu na wahanie. Szybko acz niepewnie wydostała się spod stołu i zaczęła biec w stronę końca korytarza. Nagle jednak, dostrzegła, że uderzy ją jeden z tych głazów i już nie zdąży zupełnie odskoczyć. Widziała jak uderza o jej nogę… i znika. Nic nie poczuła. Automatycznie aż stanęła w miejscu. Kolejne kamienie zaczęły na nią wpadać, ale ciągle nic. Po prostu znikały. Iluzja? Szybko pojęła, że to co widzi, nie jest prawdziwe, albo odpowiednio zaczarowane. Nie wiedziała z jakiego powodu są tu rzucone tego typu czary, jedyne co przyszło jej do głowy, to to, że podczas wizyty w szpitalu coś zaczęto majstrować w zamku. Może sprawdzali jakieś uroki? Albo ten korytarz miał być zamknięty dla uczniów, iluzja zaś pewnego rodzaju odstraszaczem? Zaszokowana tym odkryciem zaczęła się oddalać. Ciągle w szoku patrząc na padające kamienie dotarła ponownie do schodów. Zaraz, gdzie to ona miała iść? Ach tak, pokój marzeń.
Głośny stukot obcasów zwiastował przyjście panny Ink. Zmierzała właśnie do Sali Luster, jednak bez pośpiechu. Ni jednej żywej duszy - to dziwne. W końcu rok szkolny przecież się zaczął, a godzina raczej niezbyt późna. No cóż. Zaczesała niesforny kosmyk włosów za ucho, idąc dalej dość długim korytarzem. Jej wzrok padł na widok za oknem. Niestety, już zaczynało się robić ciemno - jesień zbliżała się wielkimi krokami, dzień był coraz krótszy. Granatowe niebo było upstrzone gwiazdami, które sprawiały wrażenie, że ktoś rozłożył swój płaszcz nad zamkiem. Pokręciła głową, karcąc się w duchu za tę głupią metaforę i brnęła dalej. Korytarz z każdym krokiem zdawał się nieco mroczniejszy i słabiej oświetlony.
Szedł bezgłośnie z drugiej strony, ciesząc się mrokiem, no dobrze bardziej snuł się, a z odległości przypominał plamę cienie w rozwiewającym się czarnym płaszczu podszytym szkarłatem, jedyną jasnym akcentem była jego maska, w dłoni dzierżył laskę akurat jego ulubioną mahoniową z srebrną głową feniksa. Przymknął oczy i stanął w ciemnym korytarzu, przechylając lekko głowę wsłuchując się w czyjeś kroki, wyostrzonym nieco słuchem.
Zapadała się w mrok, który ogarniał jej postać. Szła jednak niestrudzenie przed siebie, wysuwając odruchowo różdżkę. Jedyna linia obrony. Okna nadal ukazywały ciemnogranatowe, spokojne niebo, które dodawało otuchy - jej myśli zaczęły krążyć wokół niepoznanych konstelacji, cichych nadziei. Rozmarzenie zaowocowało uśpieniem marthowej czujności, nawet nie zwróciła uwagi na szelest peleryny. Przystanęła na chwilę, zastygając w zupełnym bezruchu. Jak posąg. Wtedy też poczuła czyjąś obecność. Odwróciła się prędko do źródła odgłosów i wyciągnęła różdżkę przed siebie. "Lumos", pomyślała wyraźnie, a końcówka jej różdżki rozjarzyła się ciepłym światłem. Szare tęczówki, choć zdeterminowane, przejęte były lękiem. Gdy blask padł na cały korytarz, dojrzała obok siebie... Aleksandra!
Podeszła tak blisko a jednak nie zauważyła mnie póki nie ugodziła moich oczu światłem, a było już tak przyjemnie ciemno, a teraz eh, przysłonił trochę oczy przed nachalnym światłem, wyciągnął różdżkę- Nox- wyszeptał przygaszając światło do delikatnej widmowej poświaty, która nie raziła w oczy. Uśmiechnął się w jej kierunku, chowając różdżkę- OJ OJ czyżbyś się przestraszyła, Droga Damo, jeśli tak to przepraszam, a nawiasem mówiąc przecież nic Ci tu nie grozi i byłbym wdzięczny gdybyś już nie mierzyła w moją stronę z tej różdżki, przy okazji.-Powiedział spokojnie w jej kierunku odsuwając delikatnie dłonią jej różdżkę w bok.
Ostatnio zmieniony przez Aleksander Brendan dnia Sob Sie 27 2011, 23:20, w całości zmieniany 1 raz
"Och", bąknęła nieco zmieszana i opuściła różdżkę, by mruknąć pod nosem ciche "Nox". Tak było przyjemniej, bez dwóch zdań. Mrok na nowo otulił ich osoby, sprawiając że na nowo stali się dla siebie mniej wyraźni. Martha, nieco nerwowo, przesunęła palcami po karku. - Dobry wieczór, Aleksandrze. Nie ukrywam, że przestraszyłeś mnie i to nie na żarty - odpowiedziała po chwili, już nieco spokojniejszym tonem. Mimo wszystko, w jej szarych, dużych oczach krył się nadal jakiś lęk. - To chyba wszystko przez tę atmosferę - tutaj wskazała brodę na ciemnośc korytarza i pięknie rozgwieżdżone niebo. - Miło Cię widzieć - dodała po chwili, a na jej bladej twarzy pojawił się uśmiech. Szczery, niekłamany, zrodzony w kącikach ust.
- Nawzajem również i Mi miło cię widzieć-odpowiedział spokojnie, chowając ręce pod płaszczem razem z laską- Skąd ten lęk w twych oczach-zapytał delikatnie, spojrzawszy w jej piękne szare oczy- przecież jesteś Silną i Inteligentną czarownicą, przynajmniej ja tak sądzę, po tym Co pokazałaś na Dziedzińcu- posłał jej delikatny uśmiech- więc nie masz się czego lękać, szczególnie z mojej strony absolutnie nic Ci nie grozi ani przy mnie, to mogę Ci Moja Droga zapewnić- Wyprostował się.- A tak atmosfera jest cudowna, lubię nocne spacery dają mi odrobinę wytchnienia w trakcie moich badań- delikatnie westchnął-a co Ciebie sprowadza w te okolice o tej porze.
Główka feniksa zniknęła pod jego płaszczem tak prędko, że nie zdążyła przyjrzeć mu się dokładnie. A szkoda, ceniła użytkową sztukę. Ponownie spojrzała prostu w oczy Aleksandra. - Silną i inteligentną... - powtórzyła, kręcąc przy tym lekko głową. Blond włosy zafalowały przy tym gwałtownie. - Być może. Mimo wszystko, daję się zaskoczyć. Jestem roztrzepana jak każdy myśliciel. Reakcja jest natychmiastowa - powiedziała ciszej, podchodząc do okna. Pokazała mu delikatną dłonią miejsce obok siebie, wsuwając się na zimny kamień. Przyłożyła czoło do szyby, wpatrując się w granat rozpościerający się nad zamkiem. - Lęk jest rzeczą ludzką, czasem boję się nawet tych, których znam - powiedziała spokojnie, jednak jej głos był spokojny i ciepły. Zaczekała, aż usiądzie, po czym oparła głowę o jego ramię. Miała nadzieję, że nie urazi go ten gest. Po prostu, potrzebowała męskiego oparcia, chwilowego wytchnienia. - Badania? Nad czym? - uniosła wzrok, a szare tęczówki patrzyły na niego z dołu z pełnym zaciekawieniem.
Zasiadł obok niej przy oknie, uśmiechnął się gry oparła głowę na jego ramieniu. Objął ją delikatnie. - Nie ganie cię za to że tak otwarcie o tym mówisz że się lękasz- spokojnie zaczął mówić- sam niejednokrotnie też czuję lęk, ale nie pozwalam mu kontrolować swoich reakcji, a co do moich badań, nie pozwól mi Cię zanudzić, trochę Alchemii trochę Historii Zaklęć, no dobrze sporo Historii.- sprostował- Szukam starych receptur zbieram je i przywracam do życia jak i starych i zapomnianych zaklęć-wzniósł głowę- sama widzisz nic specjalnego czy porywającego-uśmiechnął się tajemniczo.
Poczuła przyjemne ciepło, gdy ją objął. Nie odrywała wzroku od jego twarzy, zakrytej w połowie maską. W duchu uważała, że dodaje mu to uroku. Był jedynie bardziej tajemniczy, skryty. Zupełnie, jakby skrywał za nią swoje tajemnice, nieco bardziej mroczne, niż by się wydawało. - Nie potrafię nie poddawać się strachowi, czy innym emocjom. Może to i nierozsądne, ale jestem impulsywna - powiedziała cicho, prawie szeptem, bo i po co przerywać brutalnie przyjemną ciszę, która tak ich otulała? Przymknęła po chwili powieki, słuchając go uważnie. - Nic specjalnego? - wyszeptała, a Martha cicho prychnęła. Otworzyła oczy, patrząc na niego z dezaprobatą. - To piękne, że ktoś nie chce, by magia zaniknęła przez wieki. Stara, potężna i piękna magia - dodała po chwili, uśmiechając się delikatnie, samymi kącikami. - Choć przyznam, że Historia Magii nieco odrzuca - rzuciła z cichym śmiechem, który przyjemnie odbijał się od ścian korytarza, wypełniając ciszę.
Zaśmiał się:- Rozumiem, że nie ma nic ciekawego w moich badaniach szczególnie za strony technicznej szczególnie początkowej -puścił jej oko- Ot siedzisz przy księgach, wydobywasz receptury i tak dalej, a na końcu pozyskujesz jakiś stary sekret. W sumie jeśli będziesz chciała daj mi znać to może wtajemniczę cię w moje badania, o ile dobrze pamiętam-zastanowił się- nad czym to teraz pracuje a tak nad pracą dyplomową, ale to nic ciekawego. Jak będziesz chciała to również udostępnię Ci moją prywatną bibliotekę, choć uprzedzam musisz nać wtedy kilka języków obcych by przez nie przejść jak i znajomość masy symboli i kodów zapisu. Ale nie strasze czy chwalę się ale szczerze informuje-skończył
Dla niej to i tak było fascynujące. Prastara magia była równie tajemnicza, co potężna. Wtuliła się w niego, zamykając oczy i wyobrażając sobie Aleksandra przy księgach, kociołkach, miksturach. To do niego pasowało, bardzo. - Z językami nie mam problemów - odparła spokojnie, przypominając sobie prywatne lekcje w domu. Tak, nie były to i może przyjemne wspomnienia, jednak z całą pewnością przydatne. Opanowała cztery mugolskie języki do perfekcji, biegle nimi władając. Swoją drogą, przypominała je sobie na każdym balu, na które była zaproszona jej rodzina. Z lekkim wzdrygnięciem przypomniała sobie te imprezy. Nic przyjemnego. - Daje Ci to satysfakcję? - wyszeptała zaciekawionym tonem, wciągając jego przyjemny zapach.
Czuł jej przyjemne ciepło, gdy się w niego wtuliła.- Skłamałbym gdybym powiedział, że nie daje mi to satysfakcji, cała ta pogoń za legendą, rozszyfrowywanie znaczeń i interpretowanie, czyni to całkiem przyjemnym zajęciem- objął ją czulej- ale i tak naprawdę ciekawe receptury pozyskuje się ciekawymi drogami. Ostatnio poświęciłem masę czasu na poznanie receptury Maści czarownic afrodyzjaku tak potężnego jak to tylko możliwe, że nie sposób było poznać jego oryginalnej receptury, a tu nagle w zamian za moją pomoc uzyskałem jej oryginalny skład i tak też można odkrywać skarby- Spojrzał w jej oczy.
Margaret zmierzała długim i zimnym już korytarzem... No własnie, gdzie ona szła? Zapragnęła po prostu wyjść i może zabić jakoś tą dławiącą ja już nudę. Zdała sobie sprawę, że w sumie robiła błąd nie chodząc na żadne zajęcia. Traci wtedy szanse na spotykanie się z nowymi ludźmi. Jednak póki co nie planowała zacząć się uczyć. Jakoś nie miała do tego głowy. No więc szła sobie spokojnie, mając nadzieję, że natknie się na kogoś, kogokolwiek z kim mogłaby zamienić kilka zdań. Zatrzymała się na moment i sięgnęła do kolorowej torby, która swobodnie wisiała na jej ramieniu. Poszperała w niej i już po chwili trzymała w dłoni mleczną czekoladę, którą przywiozła ze sobą z domu. Trzymała ja na chwile, kiedy będzie musiała poprawić sobie humor. Już miała ją rozpakowywać, kiedy upadła jej na podłogę. Zaklęła pod nosem i kucnęła, żeby ją podnieść.
Bum cyk, cyk. Nigan przechadzał się właśnie po zamku, próbując się nie pogubić w labiryncie korytarzy, których było tu tak dużo, jak gwiazd na niebie. Problem tylko w tym, że mapę nieba znał, a Hogwart nadal był zagadką nie do rozwiązania. Może gdyby poprosił kogoś o oprowadzenie, przestałby się chociaż gubić w drodze na śniadanie… ale niee… przecież taki duży chłopiec jak on poradzi sobie znakomicie i bez niczyjej pomocy. I nie, to, że rozglądał się na prawo i lewo z przerażeniem w oczach wcale nie znaczy, iż kompletnie nie wiedział, gdzie jest. Po prostu naszła go ochota na gimnastykę, o. Tak oto ćwicząc, nie zauważył jakiejś kucającej niedaleko dziewczyny. Znaczy… zauważył, ale z lekkim opóźnieniem. - Wszystko ok.? – nie ma to jak odpowiednio dobrane do sytuacji słowa.
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Spokojny dzień. Za spokojny. Nic się nie dzieje, spokój cisza i ogólna żałoba. Nero nudził się na potęgę. I co by tu porobić...? No tak można udać się na dyżur. Na dyżurze zawsze coś się dzieje. Bójki, wyzywanki, czasem gwałty. A Nero jest sadystą. Lubi kaleczyć innych. A gdzie najwięcej się dzieje? Korytarz na III piętrze. Tam zbiera się cała śmietanka życia towarzyskiego Hogwartu. To tam uczniowie stosują nowo poznane techniki wszelkich niedozwolonych rzeczy. Więc tam nigdy nie jest nudno. Spokojnym krokiem, ze schodów udał się na korytarz. Póki co nic tu się nie dzieje. Ojjj do czasu...
Właściwie, to uczniowie wszędzie stosowali niedozwolonych rzeczy, chociaż największy owoc tego powstawał w dormitoriach. Ale faktycznie, korytarz na trzecim piętrze- tutaj pojawiały się wszystkie zmory i to tutaj planowało się atak łajnobombami do gabinetu. Nie taki był jednak jej cel dzisiejszej podróży. Będąc w czarnej sukience i czarnych stopkach przemierzała korytarze chcąc powoli udać się na wyższe partie Hogwartu, chociaż jej się to naprawdę rzadko zdarza. Ale łatwiej jest uciekać w dół, niż w górę jeśli zajdzie taka potrzeba. Obejmowała się rękami przechodząc wolnym, ślimaczym krokiem i raz po raz potrącając młodszych uczniów, świadomie podkładając im nogi tak, jakby to miało poprawić jej humor. O dziwo dla odmiany to nie działało, co nie znaczyło, że zaprzestanie tej czynności.
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Nero rozglądał się za jakąś rozrubą. Ale nigdzie nic nie ma. Wszyscy spokojni, mało ludzi i wgl. I wtedy nadeszła Corin. Już sama jej obecność przyprawiła Nero o ciarki. To ta z lekcji. Nero zastanawiał się dlaczego był dla niej taki niedobry. Przecież ona nic nie zrobiła... Nero słyszał o niej wiele rzeczy. Plotki roznoszą się po Hogwarcie z wiatrem. Najpierw pomyślał, że może się z nią przekomażać. Ale po co? Może to jest najodpowiedniejsza chwila, aby polepszyć relacje... Ale jak? Na początek trzeba ją obserwować... Zobaczymy co panna Somerhalder odstawi..
Jak na razie panna Somerhalder przechodząc bezpośrednio obok Nero w jakże niesamowicie delikatny i uprzejmy sposób... Podstawiła jakiemuś 12 latkowi nogę, przez co tak ładnie wyrżnął się na ziemię i widocznie ledwo się trzymał, żeby nie zacząć płakać z powodu zbitego kolana. Dziewczyna uniosła twarz z pożałowaniem biedaka oczywiście sarkastycznym i ogromną kpiną w oczach po czym odrzucając twarz ruszyła sobie najzwyczajniej w świecie kawałeczek dalej nadal rozsiewając wszędzie złowrogą aurę i ignorując bachora, który spojrzał na nauczyciela z jakąś tam nadzieją, czy czymś innym. Nie wiem. Corin ma go gdzieś to i autorka powinna.
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
No cóż. Normalny nauczyciel powinien zareagować. Ale Nero nie. Popatrzył na dzieciaka miną:"Masz rączki, masz nóżki, radź sobie sam." Po czym ponownie zaczął obserwować Corin. Najwyraźniej ona jest jakimś postrachem młodych. I czemu go to nie dziwi. Ale nie zamierza jej temperować. W końcu nauczyciel to nie ojciec prawda? Jak będą chcieli się zemścić, to się zemszczą. Ale sami. Wracając do obserwacji. Corin spokojnie szła, i psuła dzień każdemu napotkanemu dzieciakowi. Co za potwór. To dopiero sadyzm. Bywają też tacy.... Ale jakby tu ją zaczepić? Ni to zagadać, bo tak jakoś głupio, ni zaczepić bo nie wypada... No to jak?
No cóż. Corin ostatnimi czasy nie zwraca na nikogo uwagi. Po prostu ignoruje wrogów, przyjaciół. Przede wszystkim pozostaje w niej jakaś samotność, która ciągle i bez przerwy odrzuca od niej wszystkich ludzi. Nie pozwala nikomu do niej dojść, nikogo nie dopuszcza. Ale oto pojawiła się szansa bowiem Nero mógł poczuć, że na jego ramieniu coś siedzi. Siedzi, a po chwili schodzi po ręce i boleśnie wbija dwa siekacze w jego palec. Tak tak, to jest oczywiście sławny w każdym towarzystwie zbyt mądry szczur imieniem Dracon jak zwykle musiał coś na broić i bez wiedzy swojej pani wylazł z dormitorium, by łazić za nią i przysparzać jej kłopotów np. zmuszając palec nauczyciela do krwawienia.