Prosta kamienna komnata znajdująca się na szczycie jednej z wież. Cztery monotonne kamienne wilgotne ściany, naprzeciwko drzwi znajduje się małe okienko, z okiennicami. Poza nim w komnacie znajdują się małe biurko krzesło, proste łózko z siennikiem, mały piecyk z odrobiną paliwa, oraz drzwi do malutkiej skromnie urządzonej łazienki z toaletą. Komnata zamykana jest grubymi drzwiami.
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Byli swoimi przeciwieństwami w tym temacie. Max byłby zdolny podjąć się próby uwarzenia eliksiru bez przepisu, mają podane tylko składniki i ich właściwości oraz efekt jaki musi osiągnąć. Taki rodzaj hazardu bardzo mu pasował. Zresztą, nie tylko taki, bo nie potrafił odmówić sobie chociażby partyjki durnia. -Tutaj masz rację. Coś tam trzeba wiedzieć, żeby przejść do praktyki. Ale nie zawsze tak jest. - Przynajmniej tak się Solbergowi wydawało. Nie wierzył, że w każdej dziedzinie życia teoria jest zawsze przed praktyką. W końcu nikt nie uczy dziecka, jak pracują mięśnie i które trzeba ruszyć, żeby wstać, a taki bobas przecież uczy się chodzić. Wszystko zależało od tego ile jesteś w stanie poświęcić i która metoda jest dla Ciebie odpowiednia. Dla Maxa nie było coś takiego jak "zły sposób" uczenia się. Jeżeli coś było głupie, a działało, znaczyło że nie jest głupie. Proste. -Poprzednia szkoła? Gdzie chodziłeś? - Nie wiedział, że Adrian nie jest stąd. Po raz kolejny puchon miał rację. Zły nauczyciel potrafił zniszczyć wszystko. Na całe szczęście Max raczej nie należał do osób, które tak łatwo do czegoś zrazić. -Całe szczęście tutaj mamy też świetnych mistrzów eliksirów. A raczej mistrzynię. - Poprawił się, przypominając sobie, kto od niedawna pełni to stanowisko w Hogwarcie.
Adrian Von Neuhoff
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizna na nadgarstku po opaleniu papierosem. Długie do ramion kręcone blond włosy.
W ogóle uważał, że są całkowitymi przeciwieństwami. Jednakże czy przeciwieństwa się nie przyciągają? Adrian miał różne poglądy na te sprawy, ale był nieufny wobec innych i Maximilian do takich osób należał. Przecież praktycznie go nie znał więc jaką miał pewność jakie ma wobec niego zamiary. Wolał dmuchać na zimne. Owszem, nie można było tylko bazować na teorii, bo książki też nie zawsze piszą prawdę. Przeczytał już wiele książek i zdawał sobie sprawę, że książki to tylko dodatki które pomagają, ale w pełni nie da się nimi sugerować. - Oczywiście masz rację. Ale zależy w których dziedzinach, ja bez książki do kociołka nie podejdę i podejrzewam, że Ty również. - mruknął do niego żartobliwie. Nie wiedział na jakim poziomie eliksirów znajduję się chłopak, ale nawet najwięksi czarodzieje wspomagają się, żeby nie popełnić żadnego głupstwa. Wiadomo uczniowie warzyli eliksiry, które najwyżej trochę ich okopcą, ale również są odważni i próbują czegoś więcej. Od kiedy poznał eliksiry zawsze chciał się nimi zajmować w dorosłym życiu. Co prawda do tego jeszcze daleka droga, ale jednak był nimi dość mocno zainspirowany i na każde zajęcia szedł z uśmiechem na twarzy. Ale wszystko się zmienia, a również i Adrian się zmieni. Będzie musiał, bo z takim podejściem jakie miał do tej pory to on daleko nie zajdzie, a ludzie zrobią z niego kukłę, którą będą manipulować. On dobrze zdawał sobie z tego sprawę, ale lubił się takiego jakim był i na razie nie miał zamiaru się zmieniać. Jeżeli komuś to nie odpowiadało to jego problem. - Trausnitz. Od trzeciego roku uczę się w Hogwarcie. Tak wyprzedzam Twoje kolejne pytanie. Lepiej było tam... - wzruszył ramionami. Z niektórymi do tej pory wymienia korespondencje. Ale nie może nic zrobić, niestety. Musi przywyknąć do szkoły. Mimo iż minęło już kilka lat czuje się tutaj jakoś dziwnie niechciany, obcy. - Ale też mamy sporo czasu żeby dojść do perfekcji, prawda? - spojrzał na niego. Wstał w końcu z posadzki i podszedł do niego. - To co wiesz o tym gwiazdach, astronauto? - zapytał śmiejąc się z niego.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zamiarem Maxa była dzisiaj jedynie konwersacja i bliższe poznanie tajemniczego chłopaka. Ostatnimi czasy często zdawał sobie sprawę ile twarzy kojarzy ze wspólnych zajęć, czy korytarzy szkolnych, a jak niewiele o tych twarzach wie. Często ograniczało się to tylko do znajomości imienia i domu, do którego dana osoba należała. A przecież każdy człowiek krył swoją historię. Max chciał poznać ich jak najwięcej, dopóki jeszcze miał na to czas. -Tutaj akurat się mylisz. - Roześmiał się lekko na wysnute błędnie podejrzenia Adriana przypominając sobie, co było powodem jego pierwszej w tym miesiącu wizyty w skrzydle szpitalnym. -Lubię ryzykować i tworzyć coś z głowy. Receptury są bezpieczne, ale nudzi mnie warzenie kolejny raz tego samego eliksiru. Czasem wystarczy mi zmiana koloru, czy zapachu mikstury, byleby wprowadzić jakieś urozmaicenie. - Zazwyczaj oczywiście kończyło się to na dużo ambitniejszych próbach zmiany, ale od tego właśnie Max zaczynał swoje eksperymenty. Dzięki temu wypracował sobie własny styl pracy z eliksirami. -Nie zamierzałem pytać, ale zainteresowałeś mnie. - Uniósł lekko brew na wyznanie puchona. Znał kilka uczniów, którzy się tu przenieśli i opinie krążyły różne. Jednak Adrian był pierwszą osobą z tej właśnie szkoły, jaką Max miał przyjemność spotkać. -W czym w takim razie Hogwart jest gorszy? - Nie uważał swojej szkoły za placówkę idealną. Zdawał sobie sprawę z jej mankamentów, ale jednocześnie czuł się tutaj jak w domu. Ciężko było mu wyobrazić sobie przeniesienie na stałe do innej szkoły. -Prawda, prawda. Jak to mówią, przed nami całe życie. - Na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmieszek. To powiedzonko było tak ogólnikowe, jak tylko się dało. Przecież dla jednej osoby całym życiem mógł być kolejny dzień, a dla innej następnej 50 lat... -Zależy, co Cię interesuje. Jak mówiłem znam głównie historie z dawnych wierzeń, tłumaczące jak niektóre układy powstały. Zazwyczaj są to opowieści miłosne. - Nie spodziewał się, że chłopak sam z siebie powróci do tematu. W pewien sposób poczuł się lżej, gdy Adrian wstał i zbliżył się do niego.
Adrian Von Neuhoff
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizna na nadgarstku po opaleniu papierosem. Długie do ramion kręcone blond włosy.
Miał dużo do opowiadania, ale nikomu praktycznie o tym nie opowiadał. Jedynie o jego dzieciństwie wie sporo Yuuko, ale chyba nawet nie wszystko. Poza tym mało kto interesował się jedynie mugolskim życiem zanim trafił do Hogwartu. Owszem było kilka osób, które zainteresowały się szkołą z której pochodził. To było oczywiste. Będąc cały czas w Hogwarcie pytają się jak to jest w innej szkole, bo nigdy tego nie doświadczyli. Zmiana szkoły to był najgorszy moment w jego życiu. Przynajmniej dla niego. On dość to przeżył, a zmiana otoczenia, ludzi to była masakra. Wiedział, że to był zły pomysł, jednakże sytuacja jaka go spotkała go do tego zmusiła i tak sobie to tłumaczył. Babcia była dla niego wszystkim i zostawić jej samej było czymś nie do pomyślenia, najważniejsze, że faktycznie przyjazd tutaj pomógł jego dziadkowi i cieszył, że nie na marne tutaj się przeprowadzili. - No wiesz jeżeli jesteś na tyle odważny to szacun. Nie powiem, bo sam po kryjomu również dodaje nowe składniki, mam kilka fiolek w dormitorium i czekam na okazję, żeby je przetestować, jednakże testować na ludziach... - nie dokończył. Musiałby mieć chyba naprawdę jakiegoś wroga na którym chciałby się zemścić, bo nie podałby fiolkę komuś kogo lubi i szanuje. No chyba, że bardzo by tego chciał. - Przede wszystkim ludzie... Szkoła jak szkoła, na pewno Hogwart jest o wiele większy i zacniejszy, ale ludzie tam są bardziej przyjaźni i bardziej optymistyczni. - mruknął do niego. On pochodził z rodziny mugoli więc o żadnej szkole do jedenastego roku życia nie miał pojęcia. Babcia pokazywała mu różne plakaty, których się dorobiła, ale w żaden sposób nie przypominały stanu faktycznego. Była naiwną kobietą, taką jaką jest sam Neuhoff więc nic dziwnego, że dała się na to nabrać. Pamiętam jej pierwsze wejście do takiego świata, kiedy to musiał zrobić zakupy na kolejny rok szkolny i zabrał ją ze sobą. Wszystko ją ciekawiło, wręcz zachowywała się jak małe dziecko, które chciało wszystkiego dotknąć. Jego to śmieszyło, bo już przez rok poznał magię. - Miłosne? - zapytał lekko się czerwieniąc. - Nie no to faktycznie chyba nie będziemy ciągnąć tego tematu. - mruknął i oparł się o parapet. Szczerze powiedziawszy dość dobrze mu się z nim rozmawiało.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
No tak testowanie własnych eksperymentów nie było zbyt etycznym rozwiązaniem. Poza tym bycie odpowiedzialnym za kogoś też nie do końca pasowało Maxowi. Dlatego też raczej nie szukał sobie królików doświadczalnych. -Wszystko testuję na sobie lub roślinach. O ile uda mi się ukończyć eliksir oczywiście. - Nie wyobrażał sobie ryzykowania życia innej żywej istoty. Nawet najmniejszego zwierzęcia. Był w stanie zaproponować komuś fiolkę swojego wywaru dopiero, gdy miał pewność, że działa tak, jak powinien. Nigdy nie rozdawał mikstury w czasie jej testów. Wyznanie Adriana co do szkoły jeszcze bardziej pogłębiło zdziwienie na twarzy Maxa. Nie uważał nigdy, że Hogwart jest mało przyjaznym miejscem. Może wszystko zależało od tego, jakie doświadczenie miało się wcześniej, a poprzednia szkoła Solberga była raczej średnio sympatyczna. -Naprawdę uważasz, że ludzie tutaj są mało przyjaźni? - Potrafił się zgodzić, że można było natknąć się na kogoś wyjątkowo wrogo nastawionego do ludzkości, ale takie ewenementy wszędzie były spotykane. Nawet w najbardziej miłej i kochanej szkole. Max uważał też, że nawet najbardziej przyjazna osoba może mieć przecież zły dzień i to pierwsze wrażenie mocno zależy od tego, co uważasz o danej osobie. Niestety. Solberg nienawidził tego krzywdzącego patrzenia na świat. Sam był idealnym przykładem, że nie zawsze ktoś jest taki,jaki się wydaje. -Liczyłeś na coś bardziej ekscytującego? Niestety te wszystkie mity i legendy zawsze kręcą się wokół wielkiej romantycznej miłości. - Przewrócił aż oczami na myśl o tych wszystkich przesłodzonych historyjkach o poświęcaniu się dla ukochanej osoby i bezgranicznym oddaniu. W życiu nie był świadkiem czegoś takiego i nie wierzył, że ludzie naprawdę są w stanie do takich czynów tylko i wyłącznie ze względu na miłość.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Adrian Von Neuhoff
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizna na nadgarstku po opaleniu papierosem. Długie do ramion kręcone blond włosy.
Identycznie zachowywał się Adrian. Miał sporo fiołek w swoich dormitorium, a nawet jakby pogrzebać w jego torbie pewnie by się coś ciekawego również znalazło, ale nie musiał na szczęście tego robić. Każda fiolka była elegancko podpisana, co to takiego jest więc krzywdy by mu na pewno z tym nie zrobił, ale po co ryzykować? Robił to dla własnej przyjemności, a nie po to, żeby kogoś tym częstować. Nie raz z Yuuko szaleli i wtedy jakieś tam eliksiry połykali, ale tylko takie nieszkodliwe, które bardziej sprawiały zaciesz na ich twarzach niżeli jakieś poważniejsze uszczerbki. Ostatnio robił dość mocny eliksir, ale dopiero teraz Max mu podsunął pomysł, żeby wypróbować go na roślinie, o to naprawdę był bardzo dobry pomysł, będzie musiał nad tym pomyśleć. Kiwnął jedynie przytakując na temat uczniów Hogwartu. Oczywiście puszków praktycznie wszystkich uwielbiał. Nie zmieniał zdanie o szkole z prostego powodu. Z nikim nie zagłębiał się w lepsze relacje, jedynie koleżeńskie. Są rzecz jasna wyjątki, ale to faktycznie wyjątki. Jednakże co to da użalanie się nad sobą. Do poprzedniej szkoły choćby nie wiem jak się starał to i tak nie wyjedzie, to jego rozmyślania są bez żadnego uzasadnienia. - Jednakże mam nadzieję, że zmienię jeszcze zdanie. - mruknął jedynie. Może też dlatego, że po prostu kochał Niemcy. Wydawało mu się, że tam bardziej kulturalne osoby chodzą po ziemi. Wzruszył ramionami. Rzeczywiście robiło się już jednak dość późno dlatego przekręcił głowę patrząc na chłopaka. - Nie wiem jak Ty ale ja spadam, mam jeszcze pracę z Zielarstwa do odrobienia... - pewnie chętnie by tutaj z chłopakiem został, ale jednak nauka była dla niego najważniejsza. Max wydawał się być bardzo miłym ślizgonem, ale wiedział, był raczej pewny, że prędzej czy później znowu będzie dane im ze sobą porozmawiać. - Trzymaj się!
/zt
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Solberg nie wyobrażał sobie używać nietestowanych eliksirów, a rośliny bardzo dobrze nadawały się do roli pacjenta zero. Oczywiście nie wszystkie mikstury był w stanie na nich sprawdzić, dlatego resztę testował na sobie. Poza tym, taką roślinę do testów można było zerwać dosłownie wszędzie. Wystarczyła zwykła trawa. -Też mam nadzieję, że zmienisz zdanie. Można trafić na naprawdę świetne osoby, tylko czasem trzeba kogoś lepiej poznać. - Racją było, że najbardziej przyjazne były borsuczki. Jednak to nie tak, że reszta uczniów była mało sympatyczna. Czasami wystarczyło po prostu przebić się przez pierwsze wrażenie i lepiej poznać kogoś żeby się dowiedzieć, że nadajecie na tych samych falach. -Jasne, leć. Ja tu jeszcze chwilę posiedzę. Ziele mi nie ucieknie. - Uśmiechnął się do Adriana odprowadzając go wzrokiem do drzwi. Gdy te zamknęły się za puchonem, usiadł na parapecie ciesząc się ciszą i nocnym niebem. Jakiś czas pozostał w sali rozmyślając, po czym około północy on też udał się do swojego dormitorium, mając nadzieję, że nikt go nie złapie na szwędaniu się po korytarzach o tak późnej godzinie.
/zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Cóż za romantyczne miejsce, prawda? Chuj z tym. Max czuł się tutaj całkiem dobrze i po prostu lubił tutaj przesiadywać, gdzie mógł w spokoju uczyć się i ćwiczyć swoje zdolności wróżbiarskie. Nie mógł odkładać ich na bok, bo to było w chuj beznadziejne, w końcu nie dało się powiedzieć sobie - nie robię, pierdolę, a później zmagać się z tym, co dokładnie robiły z nim wizje i jak bardzo to wszystko rozpierdalało. Zdawał sobie z tego w pełni sprawę, więc po prostu koncentrował się na igraniu z przyszłością, na kuszeniu jej i czekaniu, co się stanie, kiedy już do niego przyjdzie. Trzeba było też naszykować się na to pierdolone spotkanie kółka, którego zadanie niesamowicie go bawiło, ale dobra, skoro profesorowie chcieli tak, a nie inaczej, to on nie zamierzał się, kurwa, wtrącać, tylko zacząć napierdalać się z boku, jak zobaczy miny pozostałych zebranych. Wiedział, że niektórzy z nich nie traktowali tego całkiem serio, wiedział doskonale, że spora część z nich miała po prostu wyjebane, więc nawet nie patrzył na nich jakoś szczególnie mocno, jedynie koncentrując się na tym, żeby samemu coś wyciągnąć ze spotkania. Może liczył na to, że ktoś powie coś mądrego, może chciał, żeby tak było, ale w gruncie rzeczy, tak całościowo, to go to po prostu klasycznie jebało. Siedział teraz spokojnie na ziemi, wsparty o jeden z filarów, w narzuconej na ramiona bluzie i wspierał na kolanach ciężką książkę dotyczącą medycyny. Nie chwalił się tym, czego się uczył, nie chciał tego, nie zamierzał każdemu o tym opowiadać, więc wolał zaszyć się w takim miejscu i po prostu w spokoju czytać, ile to będzie możliwe, żeby przekonać się, co dokładnie jeszcze kryje w sobie uzdrawianie. Karty twierdziły, że powinien pójść tą dokładnie drogą, więc chciał ich posłuchać, ale jeśli tak - to musiał zacząć zapierdalać, a nie kręcić nosem, czy robić coś podobnego, bo to do niczego by nie prowadziło. Rozkładanie się jednak z tym całym gównem na środku pokoju wspólnego równało się, mimo wszystko, dodatkowym, skomplikowanym pytaniom, na które nie chciał odpowiadać, a kłócić jakoś też mu się nie chciało, więc ostatecznie zaszył się tutaj, licząc na to, że nikt nie postanowi zbyt szybko zakłócić jego spokoju. Pobożne życzenia? Może, w sumie koło chuja mu to dokładnie latało, ale jak na razie koncentrował się po prostu na nauce, ignorując właściwie całkowicie otoczenie i jedynie gryząc ołówek, który trzymał cały czas wsunięty do ust. Może to pomagało mu się skoncentrować? Zresztą, chuj z tym, było jak było i robił, co robił, to w gruncie rzeczy nie powinno nikogo obchodzić i tyle, no bez zbędnego pierdolenia. W każdym razie - jeśli ktoś miał się tutaj teraz zjawić, to pewnie Max prędko na niego nie zareaguje, bo naprawdę zdążył się już całkiem nieźle wciągnąć w to, co czytał.
Peregrine sam sobie skomplikował życie na własne życzenie, nie żeby mu się to nie podobało, bo on nie lubił jak było normalnie, inaczej nudno. Lubił jak coś się koło niego dzieje, a z pewnością się działo. Czekał z niecierpliwością na wiadomość od Russeau w sprawie treningu, ale coś siedziała cicho, co jest grane? Przecież nie mogła się ponoć go doczekać, a teraz tak jakby go unikała. Sam nie wiedział o co jej chodziło. Może to przez ten wypad z Tori? Słyszał o ich spinach, więc może się o tym dowiedziała, że doskonale bawił się z Sorrento? Być może, ale tego pewien nie mógł być, a na pewno sam sobie nie będzie przystawiał noża do gardła pytając ją o to. Miał nadzieję, że Vittoria nic konkretnego nie powie, ale z tego co się dowiedział od kilku osób to to, że było o tym głośno. Czyżby gryfonka zrobiła sobie z niego jaja? Czy tylko chciała wkurzyć tym ślizgonkę? No jeżeli tak to na pewno będzie ciekawie. Phill nie lubił gdy wykorzystywało się go w taki sposób. Tym bardziej, że miał ochotę na Kath, na spędzanie z nią czasu, ale po ostatnich wydarzeniach obawiał się, że wszystko już przekreśliła. Jednakże może w niedługim czasie się do niego odezwie, a jak nie to on coś z tym zrobi, bo to mu się z pewnością zaczynało nie podobać, tym bardziej, że nakręcił się na ślizgonkę. Co robił dzisiejszego dnia w Hogwarcie? Sam nie wiedział, bo pogoda nawet dopisywała, ale siedział cały czas w szkole tak jakby za karę. Od Lucasa nic specjalnego nie mógł się dowiedzieć, często się widywali w końcu mieli łóżka obok siebie, ale jak nie był zmęczony to nie miał zwyczajnie ochoty z nim gadać. Co się z nim do cholery działo? Wszystko zaczęło się od spotkania Lucasa z tą dziewczyną z Ravenclawu. Czyżby rzeczywiście coś ich łączyło i to wszystko zaczynało nabrzmiewać? Szczerze to bardzo go to interesowało, w końcu to jego najlepszy kumpel więc chciał się dowiedzieć czy ta ślicznotka już jest jego czy jeszcze z tym walczy. Z siostrą nie widział się sam na sam już ogrom czasu. Również była zajęta i dobrze wiedział czym. Pewien puchon był nią bardzo zainteresowany i ponoć już byli parą, ale nikt mu o tym oficjalnie nie powiedział nawet ona, główna zainteresowana. Tess. Tęsknił za nią, ale od jakiegoś czasu nie mieli ze sobą dobrego kontaktu. Dobrego. Żadnego. Nie wiedział co się z nią dzieje, zawsze raczej nie spowiadała mu się, ale spotkanie się to nie oznacza od razu spowiedzi, nie? Prędzej pewnie dorwie tego pana, który jej zawrócił w głowie. Czy był o nią zazdrosny? Pewnie tak, w końcu to była jego siostra i chciał dla niej jak najlepiej. Wszedł do wieży gdzie rzadko, bardzo rzadko przebywał. O dziwo zobaczył tam pewnego chłopaka z którym miał dość intymną relacje, ale na szczęście żaden z nich nie wyobrażał sobie jakiekolwiek wspólnego związku, co to to nie. Phill pewnie z żadnym facetem nie stworzyłby czegoś poważniejszego, prędzej to były zwykłe zabawy, a z nim zwłaszcza. W tej kwestii gryfon mu się bardzo podobał. Podszedł do niego klepiąc go w ramię, jednakże równie dobrze mógłby mu skraść całusa i pewnie również byłoby to miłe przywitanie. - Siema kochasiu! - przywitał się z nim i ulokował się obok niego. - Dobrze że Cię widzę, bo już powoli zaczynałem tęsknić za Twoim ciałem... - zaśmiał się. Widząc, że chłopak czyta jakąś książke spojrzał na niego z lekkim zażenowaniem. Co prawda zbliżał się koniec roku i sam powinien coś z tym zrobić, ale po co? Najwyżej nie zda, przecież nic się takiego nie stanie, chociaż wierzył w swoje szczęście, że jednak mu się uda.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max w ostatnim czasie zdecydowanie miał co robić i nie miał najmniejszych nawet powodów do tego, żeby narzekać na jakąś jebaną nudę. Działo się u niego tak wiele, że momentami nawet za tym wszystkim nie nadążał, a od czasu, kiedy zarobił wizją związaną z Finnem, zaczął nosić przy sobie wizzengera, gdyby temu znowu coś odpierdoliło i chciał z nim pogadać. Nie mieli na razie innej formy komunikacji i nawet nie sądził, by jej potrzebowali, w końcu nigdy nie brał nic szczególnie na serio, ale w pewien sposób martwił się o Puchona, na płaszczyźnie, jaką rzadko kiedy poruszał, bo dotykała jego własnych problemów i spraw. Poza tym w ostatnim czasie naprawdę miał sporo powodów do tego, żeby móc odpierdalać, nieźle się bawić, a na pewno nie miał powodów do tego, żeby z nudów leżeć na łóżku i gapić się w przestrzeń, bo to po prostu do niego nie pasowało. Znaczy, do tego nowego jego, który mimo wszystko jakiś tam cel miał i chociaż początkowo robił wszystko bardziej z uwagi na obietnicę, jaką otrzymał, jeśli będzie robił to, tamto i jeszcze sto innych rzeczy, tak teraz zaczynał się w to całe gówno poważnie wciągać. Dorastał? Może. Może to, że wyrwał się ostatecznie spod wpływu pewnego kutasiarza również dobrze mu zrobiło, a ostateczna rozmowa z kartami pokazała mu, że dokonał słusznych wyborów i powinien przestać się tak ze wszystkim pierdolić, tylko wziąć sprawy w swoje własne ręce. Wizja mieszkania z Alise, wizja mieszkania gdziekolwiek indziej niż w jebanym rodzinnym domu, nadchodzące studia i cała reszta burdelu, jaki na niego czekał, najwyraźniej na tyle poskładała go do kupy, że teraz nieco się zmienił. To oczywiście nie oznaczało, że nagle stał się jakimś jebanym, słodkim aniołkiem, czy czymś takim, a gdzie tam, kurwa jego mać, po prostu tłumaczyło to, chociażby fakt czytania opasłego tomu dotyczącego medycyny. Jeśli chciał zdawać kursy na uzdrowiciela, to była to najwyższa pora na to, żeby zainteresować się tematem. - Nikt się nie złapał na twoje słodkie słówka? - odparował mu w odpowiedzi, lekko unosząc brwi. Cóż, może sam miał po prostu obecnie więcej szczęścia. Uśmiechnął się półgębkiem, wspominając ostatnie spotkanie z Finnem, które zakończyło się w sposób zdecydowanie nieprzewidziany, ale zdecydowanie przyjemniejszy niż się zapowiadało. Wyciągnął nogi przed siebie i zaraz przeciągnął się cały, aż mu wszystkie kości strzeliły, na co w sumie miał dość mocno wyjebane, a później przekrzywił nieznacznie głowę i przyjrzał się Ślizgonowi, który sprawiał wrażenie, jakby nadal miał na wszystko wyjebane. I pewnie miał, chuj tam z tym, w sumie to niewiele go to obchodziło, bo nie gadał z nim raczej o jakiejś filozofii czy coś, ich relacja nie skupiała się na tym i Max nie sądził, by kiedykolwiek miała. Nie potrzebował tego, to proste. - Wyglądasz, jakby ci ktoś podsunął jakieś gówno - zauważył jeszcze, nieco rozbawiony jego spojrzeniem. Chuj go w sumie obchodziło, co robił? Nie miał najmniejszej potrzeby, żeby mu się spowiadać, a Ślizgon wyglądał, jakby był zdegustowany jego nagłym pędem do nauki, czy coś.
On był takim człowiekiem, że nawet jakby nie wiadomo co się w jego życiu prywatnym nie działo miał na wszystko wyjebane. Zlewał praktycznie wszystko i wszystkich, którzy mało znaczyli w jego życiu. A tych którzy się dla niego naprawdę liczyli była garstka. Ale zdarzało się, że i ich olewał, by mieć święty spokój. Ich problemy zawsze go interesowały, ale czasami gadali tak jakby rzeczywiście nie mieli o czym. Czasem bardzo go to irytowało, ale przymykał na to oko. Od pewnego czasu nie miał z nimi żadnego kontaktu, jedynie z Lucasem spotykali się gdzieś w okolicach lochów, ale też te rozmowy były dość szybkie i spontaniczne. Wiedział, że zbliżają się jego urodziny i Kath więc będzie musiał wybrać się na jakieś zakupy, ale kompletnie nie miał żadnej koncepcji jeżeli chodziło o niego. Bo Kath pewnie kupi coś co się świeci i będzie z tego prezentu bardzo zadowolona. Ale ogromnie miał chęć iść na tę bibę, nieco się rozerwać i zobaczyć co tak naprawdę u nich słychać. Lucas miał ponoć nową pannę, już na nocy wiedział, że coś z tego będzie, ale dobrze znał ślizgona i wiedział, że pewnie za bardzo się w to nie angażuję. I dobrze. Phill będzie go w tym wspierał całym sercem. Jeżeli chodzi o Maxa to nie mieli ze sobą jakiś wymagających relacji. Rzadko kiedy się ze sobą widywali, może raz czy dwa wylądowali w łóżku, ale ślizgon naprawdę tego czasami potrzebował. Bliskości innego faceta, a skoro Max nie protestował to co mu zostało? Przecież on nigdy nie wypuści takiej okazji ze swoich rąk. Tym bardziej, że gryfon rzeczywiście zasługiwał na to, żeby się za nim oglądać. Był przystojny i Phill dobrze o tym wiedział, ale jakikolwiek stały związek z facetem całkowicie odpadał. Nie wyobrażał sobie takiej relacji męsko-męskiej. Więc niech lepiej zostanie tak jak jest teraz a wszyscy będą zadowoleni. - Na moje słówka praktycznie co druga laska w Hogwarcie się łapie, więc spokojna głowa. - powiedział i zaśmiał się szyderczo. Nigdy nie miał problemów ze zdobywaniem dziewczyn. Wiadomo były łatwe i trudniejsze, ale rzadko kiedy któraś mu odmawiała, chociażby pójścia na kawę, bo jednak do spędzenia wspólnych, erotycznych chwil to Phill nie decydował się na każdą. O dziwo, rzadko kiedy się na to decyduje, zazwyczaj traktuje takie relacje tylko zabawą i nic poważniejszego nie wchodziło w grę. Pewnie wiele osób o nim myśli, że przeleciał już pół Hogwartu, ale tak absolutnie nie było, a co myśleli o nim inni to już tylko ich sprawa. On się tym nigdy nie przejmował, bo dobrze zdawał sobie sprawę, że w wielu sytuacjach krążą o nim bardzo złe plotki. - Kurwa, wszyscy wzięli się teraz za naukę jak zbliża się koniec roku. Gdybyś pracował cały rok nie musiałbyś teraz tak zakuwać. - oznajmił. Pewnie w późniejszym czasie Maxowi również rzuci się widok Peregrine'a czytającego jakąś książkę, bo chcąc nie chcąc musiał do tego przysiadywać od czasu do czasu, ale nie miał zamiaru całymi dniami zakuwać, to nie on. Pewnie chciałby mieć jak najlepsze oceny, ale nie za taką cenę, żeby nie mógł się spokojnie napić ognistej czy innego trunku ze znajomymi.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Urodziny Lucasa. Wiedział, że nie został zaproszony przez niego, bo ten prędzej pewnie by go w tym basenie utopił, ale i tak zamierzał się wybrać i przekonać, co może mu zrobić, jak bardzo opierdolić i jak szybko pokazać Alise, że zadaje się z jakimś cienkim kutasem, który ma w głowie pływające gówno. Nie przepadał za nim, a jego obłapianie dziewczyny na lekcjach było czymś, co Maxowi skutecznie podnosiło ciśnienie i powodowało, że chciało mu się rzygać. Wszystko miało swoje granice, więc z wielką przyjemnością wywróżyłby Lucasowi jakieś parchy albo chorobę weneryczną - w najbliższym czasie - by spierdalał z horyzontu. Kat nie znał właściwie w ogóle, a jej popis na mugoloznawstwie był tak komiczny, że Brewer aż parskał na samo wspomnienie, bo to było jasne pokazanie, jak zrobić z siebie skończonego debila. Do swojego imiennika nie miał nic, nawet go lubił, a skoro ten chciał, żeby wpadł na jego urodziny, nie miał nic przeciwko temu, aczkolwiek Solberg powinien liczyć się z tym, że dojdzie tam do jakiegoś jebanego mordobicia, czy czegoś podobnego. Pokoju nie mógł mu zagwarantować, a skoro wszystko miało dziać się nad basenem, to robiło się to jeszcze zabawniejsze. - Ależ z ciebie Casanova - parsknął z ubawienia, na słowa Philipa, który chyba w tym momencie próbował sobie podbudować ego, czy coś tam, bo jakoś nie chciało mu się wierzyć w takie bzdurne gadanie. Miało mu to, kurwa, zaimponować, czy co? Jego podobne rzeczy chuj obchodziły, nic zatem dziwnego, że potraktował to jak debilne beknięcie ze strony chłopaka i tyle, przechwałki godne osoby w jego wieku, ale Maxa to totalnie nie ruszało, tym bardziej że sam również nie próżnował, a że z natury lubił flirtować i drażnić innych, to nic dziwnego, że łapał kilka srok za ogon, ot, dla własnej, w żaden sposób nieskrywanej przyjemności. Nie przejmował się tym, co inni gadali, miał to głęboko w dupie i nie zamierzał rozpaczać nad tym, że nikt nie chce być z nim w związku, bo to było dla niego w chuj krępujące i do niczego mu niepotrzebne, nie potrzebował za nic w świecie kogoś, kto się na nim uwali i będzie wymagał od niego jakiegoś zainteresowania. Kurwa, chuj tam z tym. - Ty tak robiłeś? - rzucił na to nieco zaczepnie. - Poza tym, mogę to robić dla własnej przyjemności, a nie do egzaminów - zauważył, z przyjemnością czepiając się jego słówek. Drażnił się z nim, ciekaw, dokąd to ostatecznie doprowadzi. Właściwie chuja go obchodziło, jak Philip to przerobi i czy dalej będzie chciał do niego przychodzić, czy nie, tak mu się dobrze go podjudzało, więc nic go nie interesowało. Uśmiechnął się lekko na wspomnienie tego, jak uroczo wkurwiała się Lou, kiedy robił coś, co jej nie pasowało, ale nie sądził, żeby Peregrine zachował się podobnie do niej. Chociaż, kto wie? Może się mylił i znajdzie sobie rozrywkę, jakiej potrzebował?
Peregrine był ślizgonem i sam lubił wkurwiać inne osoby, więc jak najbardziej mu to odpowiadało. Poza tym nie zależało mu tak bardzo na ich relacji więc nie miał powodu, żeby się wkurwiać na to jak on się zachowuje. Trochę go znał i wiedział jaki jest, więc wszystko to puszczał koło uszu i udawał jakby to był najlepszy kabaret jaki słyszał. Nigdy nie starał się o relacje męsko-męską więc zwyczajnie nie był do tego przyzwyczajony. O Maxie tak naprawdę bardzo mało wiedział. Nie wiedział z kim się buja, jaki tak naprawdę jest. Ale grunt, że dobrze się przy nim bawił i to mu wystarczało, reszta nie miała dla niego w ogóle znaczenia. To, że nie lubił się z Lucasem dla niego nie miało żadnego znaczenia. Co z tego? Przecież Phill również nie wielbił Brewera więc nie interesowało go to. On zazwyczaj na swój temat mówił zawsze jak najlepiej. Chyba nie spotkał się z tym, żeby powiedział coś co by ugodzić jego ego. Dla niego zawsze najważniejszy jest on sam, a reszta dopiero później. Taki już był. Więc jeżeli ktokolwiek usłyszy z jego ust, że jest dla niego najważniejszy to zwyczajna bujda, żeby tylko narobić sobie u tej osoby plusów, które później i tak lecą do kosza. - Różnie mówią... - parsknął. Nigdy nie przejmował się opinią innych, bo musiałby chyba powiesić się na najbliższym lampionie. Dobrze wiedział, że to tylko i wyłącznie zagrywki ze strony gryfona więc kompletnie się nimi nie przejmował, a nawet bardzo go to kręciło i bawiło. Max jako facet bardzo mu się podobał, więc dlaczego miał rezygnować z takiej relacji jaką wspólnie dzielili, chociażby dla własnej satysfakcji. - Szczerze powiedziawszy to ja nigdy nie byłem wybitnym uczniem więc rzadko kiedy można było widzieć, żebym się uczył. Ma się tę wrodzoną inteligencje i do tej pory doskonale sobie dawałem radę. - oznajmił wzruszając delikatnie ramionami. Oczywiście, że będzie chciał przychodzić do Maxa, mimo iż tak naprawdę nie musiał, ale gryfon miał coś w sobie co kręciło Philla może to, że jest nieco podobny do niego. Jakby tak się przyjrzeć to rzeczywiście. - Nie wiem jaka jest prawda, więc nie będę się spierać, a Ty choćbym i powiedział prawdy to dla własnej satysfakcji będziesz mówił, że nie mam racji. - puścił mu oczko. Rzucił swój zad gdzieś pod ścianę i przyglądał się chłopakowi. - To mówisz, że nie mam dzisiaj na co liczyć? - zapytał widząc jak przeciwnie jest dzisiaj do niego nastawiony. Ale przecież też w każdej chwili może wszystko rzucić, ale Phill na pewno nie będzie na niego naciskać, nie to nie.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Cóż tu dużo mówić, Maxa również chuj obchodziło, co tam w życiu robił Ślizgon. Dobrze się bawili? Owszem, ale obecnie miał nieco inne ciekawostki na horyzoncie i to na nich się skupiał, a skoro przy okazji mógł pobawić się we wkurwianie chłopaka, to nie czuł z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia, czy czegoś podobnego. Robił dokładnie to, na co miał ochotę, a że Phillip najwyraźniej nie do końca wyłapał jego sarkastyczny przytyk, to już nieco inna kwestia. Sam również mógłby zacząć teraz sypać jak z rękawa opowieściami o tym, co to nie on, ale nie musiał biegać po zamku i każdemu o tym gadać, po prostu dobrze się bawił tym, co było, tym jak było i tego tylko się trzymał, bo dla niego najważniejsze było to, by było mu wygodnie i przyjemnie, nie przejmował się za bardzo innymi ludźmi, choć oczywiście istniały w tym zakresie pewne wyjątki, ale znowu - nie musiał o tym mówić na głos, a nawet nie chciał, bo mimo wszystko to było dość intymne i nie chciał, żeby inni wiedzieli, jak potencjalnie wbić mu szpilę. Oczywiście, o Alise wiedzieli chyba wszyscy, ale trudno było mu ukrywać to, jak bardzo zależy mu na przybranej siostrze, nic zatem dziwnego, że obecnie stanowiła jego jedyny słaby punkt. Parsknął na jego uwagę, ale podarował sobie pytanie, czy jedną z tych opcji jest nazywanie go artystą ze spalonego teatru, bo Phillip zaczął znowu coś gadać, na co Max uniósł lekko brwi, dochodząc do wniosku, że zachowanie chłopaka jakoś nie do końca mu odpowiada, a może obecnie go jakoś wkurwia, sam nie wiedział. A może dopiero teraz zaczął go nieco uważniej słuchać i efekt był, jaki był. Na stwierdzenie o inteligencji spojrzał na Ślizgona bez większego wyrazu, ale obserwował go z pewną dozą zaciekawienia. - I ta inteligencja pozwala ci, chociażby na to, żeby wymyślić jakieś zajebiste zaklęcie? - zapytał całkiem neutralnie, ciekaw, do jeszcze usłyszy tego dnia. Uśmiechnął się zaczepnie, na jego kolejne stwierdzenie, bo mimo wszystko miał rację, a Max po prostu z zadowoleniem się z nim droczył, starając się sprowadzić go na tory, jakie jemu się podobały. Widać jednak Phillip nie zamierzał się tak z nim bawić i wolał od razu przejść do rzeczy, na co Max przeciągnął się leniwie i popatrzył na niego, jakby zastanawiał się, jak wielkie ten ma ciśnienie. - Zły numer. Ten tutaj jest zajęty - rzucił na to, nieco zaczepnie, a później po prostu położył się na plecach, na chłodnej podłodze, z książką na brzuchu, co w niczym mu nie przeszkadzało i było w gruncie rzeczy całkiem przyjemne. Nie miał pojęcia, czy chłopak zrozumie, co chciał mu przekazać, ale w gruncie rzeczy to nawet jakoś szczególnie go to nie obchodziło. Nie miał jednak ochoty na żadne szaleństwa, tym bardziej że miał je zapewnione zupełnie gdzie indziej.
Znając Pergrine to pewnie miał ochotę zabawić się z Maxem, ale ten albo udawał niezainteresowanego albo zwyczajnie taki był. Przecież każdy mógł mieć ten tzw. zły dzień, prawda? On również takowe posiadał i tak naprawdę Phill rzadko kiedy uprawiał z kimkolwiek seks. Może go to tak bardzo nie kręciło jak zwykłe podrywanie? Może jeszcze zwyczajnie do tego nie dorósł? Owszem jak najbardziej lubił się zabawić pewnie tego nigdy by nikomu nie odmówił, ale sam z siebie raczej się o to tak bardzo nie stara, tym bardziej gdy widzi, że nic z tego nie będzie. Tak też było w tym przypadku. Widział, że Max był nie zainteresowany jakimś głębszym werbowaniem ślizgona więc zwyczajnie postanowił odpuścić. Tak, jeżeli chodzi o facetów oni mieli u niego jakiś taki dziwny plus, dzięki któremu Phill aż tak bardzo na nich nienapierał. Po Phillu trudno było stwierdzić kiedy sobie żartuję, a kiedy mówi prawdę. Dlatego był jedną, wielką zagadką dla wielu osób, może dlatego parę osób było nim szczególnie zainteresowanych. Ale czy on również się nimi interesował? Pewnie nie. Ale dlaczego miał nie skorzystać z dobrej zabawy, która sama podsuwana jest mu pod nos. - Przy odrobinie chęci i oddaniu się temu z pewnością coś by mi się udało wykrzesać, ale jak sam nie wiesz, to że jestem inteligentny nie skutkuję tym, że mi się zawsze chce. - oznajmił i prychnął. Wiele osób, a zwłaszcza jego rodzina twierdziła, że gdyby tylko chciał mógłby być bardzo dobrym czarodziejem, ale co on poradzi na to, że był patentowanym leniem. Wiele potrzebnych rzeczy nie robił, a skupiał się na tych mało ważnych. Ale to zazwyczaj tak jest i to nie tylko w jego charakterze. - Jasne, przyjdzie pan z podkulonym ogonem. - wytrzeszczył na niego oczy niczym jastrząb na swoją ofiarę i kolejny raz prychnął. Czy przyjdzie czy nie tak naprawdę mało go obchodziło. Co prawda szkoda byłoby takiej relacji, ale nic na siłę, zwłaszcza że dla niego to panowie byli tą słabszą płcią o którą raczej by się nie zabijał a jedynie walczył, ale nie musi wcale być dobry w te klocki, nie? - Już wiesz na jaki kierunek się wybierasz, co Cię najbardziej by interesowało? - zapytał kompletnie z powietrza, ażeby zmienić jedynie temat. Po co mieli maglować temat, który tak naprawdę był zbędny. Przyjdzie odpowiedni czas to się jeszcze spikną. Albo i nie.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max nigdy nie naciskał, nigdy nie nalegał, bo tego nie potrzebował i generalnie to chuj go to wszystko obchodziło. Nie potrzebował nie wiadomo czego, nie potrzebował w ogóle związku i dobrze czuł się, mogąc robić dokładnie to, co chciał. I nie przejmował się ani trochę tym, że komuś to się mogło nie podobać, nie zamierzał również przejmować się tym, że ktoś ostatecznie może mieć muchy w nosie, bo mu odmówi. Nie był zabawką, którą można było sobie wykorzystywać, jak się chciało, a jeśli ktoś tego nie rozumiał, to równie dobrze mógł spierdalać, bo Gryfon na pewno nie zamierzał się z nim dłużej zadawać. Na razie zaś drażnił się z Phillipem, bo właśnie to mu w tej chwili odpowiadało, a po ostatnim spotkaniu z Finnem zdecydowanie nie potrzebował kolejnych rewelacji. Daleki był od tego, by uznać, że jest spełniony, ale znowu, nie chciało mu się zupełnie wskakiwać z kimś do łóżka, bo po prostu nie czuł obecnie takiej potrzeby, nie było mu to koniecznie potrzebne do życia i wolał zajmować się czymś innym, więc w gruncie rzeczy uwagi Ślizgona puścił mimo uszu. Inna sprawa, że ta pewno Peregrine była jakoś wyjątkowo wkurwiająca i nic dziwnego, że Max w chwili obecnej był dość bliski pokiwania głową z politowania, bo tak naprawdę miał wielką chęć powiedzieć mu, że jeśli już, to on będzie skomlał mu pod drzwiami. Jakoś nie widział tych tłumów, które biegały rzekomo za Phillipem, a jego przechwałki, zamiast robić na nim dobre wrażenie... wywoływały całkowicie odwrotny efekt. Jego pytanie spowodowało zaś, że Max uniósł lekko brwi, bo tego to się w chuj nie spodziewał, a później lekko wzruszył ramionami. Mógłby mu od razu powiedzieć, ale nie chwalił się tym na lewo i prawo, a co najważniejsze, uważał, że musi naprawdę dobrze zdać ten jebany egzamin, żeby faktycznie móc ostatecznie powiedzieć, że on, kurwa, zamierza zostać uzdrowicielem. Bo obecnie to były raczej zabawne mrzonki i nic więcej, czy coś. - Chyba. Ale zobaczymy, bo jak mi wjebią trolle i inne nędzne oceny, to chuja sobie mogę z tym zrobić - stwierdził prosto i przeczesał palcami dłuższe kosmyki ciemnych włosów. Zerknął na Phillipa, po czym przymknął nieznacznie powieki. - A co z tobą, Casanovo? Będziesz żył z podrywania bogatych bab? - zapytał zaczepnie, chcąc sprawdzić, jaki dokładnie wywoła efekt. W końcu nie wiedział, co siedzi w Ślizgonie, bo właściwie tak naprawdę niezbyt dobrze go znał, ale byli tacy ludzie, których chciał drażnić, on zaś był jedną z nich. Co prawda Max nie zamierzał za długo tutaj z nim siedzieć, ale chuj z tym, mógł jeszcze chwilę zamarudzić, żeby osłodzić mu te gorzkie łzy, jakimi zapłakał, kiedy odmówił mu seksu. Nie wszystko w końcu można było mieć na zawołanie, czy coś tam, chuj z tym zresztą. Przesunął palcami po wielkiej książce, jaką właśnie czytał, mimowolnie zastanawiając się nad tym, jak sobie z tą sprawą poradzi i do czego może doprowadzić jego stawienie się przed profesor Whitehorn, która chyba pamiętała go raczej jako tego, który przeklinał, niż jako kogoś innego.
Jedyną osobą, która mogłaby wpłynąć na jego zachowanie to była jedynie Thereska, ale ona na szczęście za bardzo nie mieszała się w jego życie więc tak naprawdę nie miała możliwości go jakkolwiek móc zmobilizować do normalnego traktowania ludzi. Czasami miał wrażenie, że Thereska kompletnie o nim nic nie wiedziała bo niby skąd? Jedynie z plotek, ale tego nie trzeba było słuchać, bo nie zawsze jest to prawda. Tak jak wizyta w Meksyku z Vittorią. Wszyscy dookoła myślą, że wyprawiali nie wiadomo co, a tak naprawdę do niczego nie doszło, ale ona dąży do tego, żeby wszyscy myśleli inaczej. Sam nie wiedział w co tak naprawdę grała, ale coraz bardziej miał ochotę się tego dowiedzieć. Wiedział, że to raczej nie będzie miła rozmowa tym bardziej, że dziewczyna zrobiła z niego debila i erosomana w oczach innych uczniów i studentów, a to go bardzo wkurwiło. Ale na jej szczęście gdzieś nie mógł na nią wpaść, podejrzewał, że mogła go unikać, ale był pewny, że prędzej czy później nie będzie miała wyjścia by się z nim nie skonfrontować. Maxowi tak naprawdę nie ufał w pełni, był tak naprawdę obcym człowiekiem dla niego. Może i czasami dość mocno się zagłębiali w swoją relacje, ale oby dwoje zdają sobie sprawę z tego, że to zwyczajna zabawa i nic innego. Kto wie czy jeszcze przyjdzie dzień kiedy będą razem to robić, ale tak naprawdę na razie mu na tym kompletnie nie zależało. Nigdy mu na tym specjalnie nie zależało. Zawsze wychodziło to w trakcie gry, a że było im ciężko wtedy odmówić to potrafili się dobrze zabawić. - No tak, nie wiadomo jak się za to zabrać. Ja również niby jestem przyszykowany na najgorsze, ale czasami potrafią podłożyć nogę przez którą bardzo łatwo jest się wypierdolić. - powiedział i westchnął. Czasami miał wrażenie, jakby nauczyciele specjalnie nie dawali szans uczniom, żeby się nieco podnieść w nauce, a zwłaszcza jeżeli chodzi o niego. Nie było nowością to, że psorzy nie lubieli Peregrine, w młodości dość mocno zalazł niektórym za skórę, a nikt im w notatki zaglądać nie będzie i mogą wystawić ocenę jaką tylko będą chcieli nie zawsze zgodne z tym co jest na pergaminie. Ale to zawsze tak było jest i będzie. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie. - Oooo widzisz! Nigdy o tym wcześniej nie myślałem, ale to całkiem dobry pomysł! - rzucił podnosząc dłoń zaciśniętą w pięść na góry w geście triumfu. On nigdy nie narzekał na pieniądze, zawsze miał to czego chciał, więc nie zależało mu na tym, żeby jakoś specjalnie się spinać. Ale przecież zdobył pracę z której był bardzo dumny i na razie nie miał zamiaru jej zmieniać. Może nie płacą jakichś kokosów, ale zawsze to coś, tak? - Ale ja nie jestem nauczony siedzieć nad książkami, a nigdy moje oceny nie były takie złe, bardziej liczę na łut szczęścia, a jak nie to zawsze można pracować w Ministerstwie jako sprzątacz. - zaśmiał się. Żadna praca nie hańbi, tak?
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Priorytety Maxa nieco się zmieniły. Mówiąc nieco, trzeba było stwierdzić, że właściwie całkowicie, co nie było znowu takie dziwne, skoro udało mu się trafić na to, co naprawdę chciał robić w życiu, nic zatem dziwnego, że napierdalał, jak tylko się dało, żeby być w stanie sięgnąć po coś, co uznał za swoje, jakkolwiek by to nie brzmiało, powołanie. W sumie całkiem dobrze mu z tym było i nie zamierzał przejmować się jakimiś tam drwinami, czy innymi podśmiechujkami, jeśli okaże się, że profesor Whitehorn widzi w nim potencjał i jeśli faktycznie uda mu się napisać ten egzamin z uzdrawiania na poziomie, jaki będzie go zadowalał. Wiedział doskonale, że potrzebował w tym względzie przynajmniej Powyżej Oczekiwań, tak więc zapierdalał teraz, ile się dało, co pewnie ostatecznie jakoś się tam na nim odbije, jakoś go pierdolnie, jakoś mu zadzwoni we łbie, ale nie był w stanie przestać. Czytał te jebane książki, trenował zaklęcia, co łatwe nie było, bo jego różdżka nadal robiła sobie momentami, co chciała i obawiał się, że w czasie praktycznej części egzaminy postanowi pierdolnąć jakimiś iskrami albo zrobi coś równie genialnego, ale nie zamierzał o tym gadać, pochylać się nad tym i w jakikolwiek sposób martwić się tą kwestią, bo po prostu nie był w stanie nic z nią zrobić, nie ma co się oszukiwać, kurwa. - Czasami? Założę się, że egzamin u Cortez albo Dear to będzie zajebisty roller coaster, gdzie zaryje się ryjem o pierwszą możliwą przeszkodę - oznajmił na to, po czym aż parsknął z ubawienia, bo chyba nikt nie spodziewał się łagodnego traktowania po tych kobietach, tym bardziej że pomysły na zadania domowe miewały fantastyczne, zwłaszcza ta pierwsza. Na całe szczęście Max nie zamierzał zdawać obrony przed czarną magią, bo chwilowo nie była mu potrzebna, nie wiedział jednak, jak wyjdzie z tymi eliksirami i naprawdę momentami chciało mu się rzygać, jak o tym myślał. Ostatecznie bowiem to akurat było niesamowicie istotne w jego przyszłości, więc nie chciał tego w żaden sposób zjebać, ale wiedział równie dobrze, jak nikt inny, że to najczęściej było właśnie tym, gdzie wpierdalało się w jakieś gówno. - Predyspozycje masz, tylko dobrze je wykorzystaj - rzucił jeszcze zaczepnie, a później parsknął, nieco z ubawienia i zerknął znowu na chłopaka. Przynajmniej nie miał jakichś wygórowanych założeń, oczekiwań, czy coś tam, chuj z tym. - Zawsze możesz pomagać Fawleyowi, myślę, że chętnie przyjąłby jakiegoś ambitnego współpracownika, który pomógłby mu gonić tych gnojków, którzy łamią regulamin - stwierdził jeszcze, a później podniósł się i przeciągnął, mając wrażenie, że od tego siedzenia na dupie wszystko go już boli. Inaczej jednak nie był w stanie czytać, co prowadziło, w prosty sposób, do tego, iż potrzebował teraz jakiejś porządnej dawki ruchu, jeśli nie chciał skończyć jak jakiś zastany, leniwy gumochłon.
Peregrine miał nadzieję, że dobrze napiszę egzamin i nie będzie musiał się za siebie wstydzić. Nigdy nie przejmował się ocenami, ale jednak wiele osób znajomych, przyjaciół pyta się jak mu poszło więc lepiej się mówi, że dobrze niżeli źle. Z pewnością będzie musiał przysiąść w ostatnich tygodniach przed egzaminami, żeby nie zrobić z siebie błazna. Bo mimo iż słynął z tego, że był dość nadzwyczajnym ślizgonem to jednak zależało mu na dobrej opini na swój temat, a z pewnością mając dobre oceny będzie mu z tym o wiele łatwiej. Poza tym nie chciał wyjść na nieuka w oczach swojej siostry i starszych braci, którzy dość się mu przyglądali kiedy zbliżały się oceny końcowe. Czasami miał wrażenie że im bardziej na tym zależało niżeli jemu. Ale dobrze, bo oni dawali mu kopa do działania. Miał nadzieję, że będzie miał okazje poćwiczyć jakieś zaklęcia, być może z Kath, której zależało na tym, żeby nauczyć go jeszcze więcej, a uważał, że naprawdę dość dobrze mu szło. - No nie powiem, bo ja też się ich najbardziej obawiam. Oby dwie są dość wymagające, ale z eliksirów zawsze byłem z siebie zadowolony więc myślę, że nie będzie aż tak źle, ale po ostatniej lekcji wychowawczej mam pewne obawy. - zaśmiał się. Nie miał pojęcia czy Max o tym słyszał, ale minęło już trochę czasu i pewnie coś tam do niego doszło. Cortez nie musiał się obawiać, bo nie miał zamiaru zdawać z tego przedmiotu więc jedna z głowy, ale na myśl o samej Dear robiło mu się słabo. Ale eliksirów nie mógł sobie odpuścić gdyż uważał, że to jego najmocniejsza strona. - Ty o mnie się nie bój... Spokojna głowa - rzucił i sam zaczął się po nosem śmiać. Zawsze to jakieś utrzymanie, nie? Chociaż nigdy nie wpadłby na tak genialny pomysł i pewnie i tak nigdy by go nie zrealizował. Nigdy nie interesowały go aż tak starsze kobiety. Russeau była od niego starsza, ale jednak nadal była studentką i to był dla niej wielki plus inaczej pewnie nawet by na nią nie spojrzał. - Mam większe ambicje. - oznajmił i prychnął. Wstał widząc, że rozmowa i tak była o dupie marynie, a jednak Max zmotywował go do tego, żeby jednak zajrzeć w te jebane książki. Podszedł do niej klepiąc go w ramię i opuścił miejsce.
/zt
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
- Pewnie nas nie puszczą na wakacje, jak ujebiemy i każą nam pisać poprawki do września - stwierdził rozbawiony tą możliwością, co oczywiście nie było najmądrzejsze na świecie i równie dobrze sam mógł wpakować się w takie gówno, ale akurat mało go to w tej chwili obchodziło. Nie czuł się jakoś specjalnie źle, jeśli chodzi o kwestię eliksirów, ale do jebanego geniusza to było mu na pewno w chuj daleko, liczył więc na to, że przypadkiem trafi na coś, z czym naprawdę mógłby sobie poradzić, a nie na jakieś gówniane pierdoły, gdzie nawet nie będzie znał połowy składników. Doskonale pamiętał, jak Dear wkurwiała się, kiedy na zajęciach ich eliksir wybuchł i podejrzewał, że w czasie egzaminu nie byłaby łagodniejsza, tylko wręcz przeciwnie, przypierdoliłaby mu jeszcze bardziej za podobne wybryki, więc pozostawało jakoś mocniej przysiąść nad tymi jebanymi eliksirami. Niemniej jednak to uzdrawianie było teraz jego priorytetem. - Czekam na twój wielki sukces - rzucił jeszcze zaczepnie, zastanawiając się, do czego tak właściwie chłopak zamierzał dążyć, ale nie chciało mu się w to jakoś zagłębiać, było co było i tyle, nie czuł żadnej potrzeby, by przekonać się, czego ten jeszcze mógł chcieć albo oczekiwać. Jak tam sobie miał jakąś laskę, to niech ją tym wszystkim bajeruje, Max miał zdecydowanie inne sprawy na głowie i na tym zamierzał się skupić, w dupie mając to, czym dokładnie zajmuje się Peregrine. W sumie to nie potrzebował go jakoś szczególnie w swoim życiu, więc może dopiero kiedy znudzi się samotnością, jeśli ta go dopadnie, sprawdzi, czy chłopak nie ma aby przypadkiem chwili czasu.
Pogoda wreszcie stała się dość znośna i nie było tak upierdliwie ciepło. Śnieg mieli beznadziejny, bo co biały puch zdążył zakryć, na drugi dzień topniało, zamieniając się w błoto i pluchę ku niezadowoleniu jasnowłosej dziewczyny. Westchnęła ciężko, przesuwając spojrzeniem za brudną szybę jednego z okien w opuszczonej wieży kamiennego zamku. Wróciła z Norwegii dopiero dwa dni temu, bo problemy rodzinne i choroba ojca sprawiła, że musiała pomóc z łodzią i przygotowaniami do zimy, a potem były święta i wyprawy do kaplic Odyna czy innych Bogów, aby oddać im hołd i złożyć ofiarę. Niestety, w tym roku również nie załapała się na kluczowe obrządki, mogąc jedynie obserwować i modlić się w ciszy. Na szczęście widząca nie widziała niczego niepokojącego w jej przyszłości, co znaczyło, że Bogowie nie mieli jeszcze na nią planu. Uspokajające i niepokojące jednocześnie, ale wciąż twierdziła, że niewiedza jest lepsza niż przepowiednia dla żony jej brata, której Frigg zdecydowała się podarować bliźnięta w nadchodzącym roku. Przymknęła oczy, kręcąc głową i odgarniając te myśli z głowy. Wstała leniwie, przeciągając się i poprawiając swój grubszy, granatowy sweter w skandynawskie wzorki i przerzuciła wysłużoną, skórzaną torbę przez ramię, szykując się do wyjścia i powrotu do głównej części szkoły, szukając sobie zajęcia. Los chciał jednak inaczej. Może to i lepiej? A przynajmniej tak sugerował uśmieszek, który zatańczył na jej buzi, gdy dostrzegła siedzącą tyłem do niej postać. Chociaż chodziła cichutko, co miała wyuczone przez sposób życia w Norwegii oraz poprzedniej szkole, zsunęła buty i w skarpetkach przemykała przy kamiennej ścianie, chcąc wykorzystać efekt zaskoczenia. Była świadomą pół wilą, nie było to specjalnie trudne, więc gdy tylko znalazła się w zasięgu, czmychnęła tak, że kucnęła za jego plecami i bezceremonialnie objęła szyję, opierając głowę na ramieniu i obdarzając go pociągłym, zaczepnym spojrzeniem, uśmiechnęła się łobuzersko. Jasne kosmyki dość długich, srebrnych włosów spłynęły do przodu, osadzając się na prefektowej szafie. - Tyś tęsknił trochę za mną? Całe szczęście, że Bogowie mają Cię w opiece i to błoto nie sprawiło, że skręciłeś kark. Ja już wczoraj się wywaliłam, ale to nic. - wzruszyła ramionami z charakterystyczną dla siebie szczerością, niewiele sobie robiąc z jego ewentualnych protestów i marudzenia. Cmoknęła Darrenowy polik, zaraz uciekając i przechodząc tak, że usiadła stopień niżej, grzecznie kładąc ręce na kolanach i rzucając torbę na bok, odsłoniła ucho, w którym tkwiła jedna tłumaczka. - Dziękuje. Też Ci coś przywiozłam, ale nie myślałam, że nas los już dziś ze sobą zetknie, Potworku.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Co tego dnia i o tej godzinie Darren Shaw robił na schodach do opuszczonej wieży astronomicznej? Załamywał ręce nad broszurą zabraną z biblioteki, która była częścią pakietu przygotowującego do egzaminu na licencję na posiadanie rzadkich, magicznych stworzeń. Ten dokładnie folder opisywał zwyczaje ghuli. Jedno takie właśnie stworzenie przypałętało się do Darrena niedawno w Dolinie Godryka i - cóż - szczerze mówiąc, Krukon nie miał serca zostawiać go na zimnym cmentarzu, więc na razie ulokował go w piwnicy w domu jego rodziców w Lancashire. Jego matka jednak jasno dała do zrozumienia, że po przeprowadzce do Exham Priory jej syn ma zabrać ghula ze sobą, gdyż we wnętrznościach zwierzęcia zniknęły już co najmniej dwa przeżute fartuchy. Jakimś cudem unikając zawału przez astridowy atak od tyłu - co ta dziewczyna miała ze straszeniem Shawa? Ostatnio dostała pięścią w brzuch, teraz, gdyby się od razu nie odezwała, prefekt pewnie od razu cisnąłby jakimś zaklęciem za swoje plecy - Darren zwinął broszurę w rulon wyrzucając z głowy informacje na temat cyklu dobowego ghuli - starsze osobniki śpią nawet szesnaście godzin na dobę! - schował ją i odetchnął ciężko, uspokajając poruszone nerwy. - Przez ostatnie dwa miesiące tęskniłem tylko za poduszką, przykro mi - oznajmił, zgodnie z prawdą zresztą. Krótka przerwa świąteczna pozwoliła na regenerację sił, wzmożony ruch w Biurze Bezpieczeństwa postarał się jednak by wyssać je wręcz błyskawicznie - I też się cieszę, że... nie skręciłaś karku - dodał nieco pytającym tonem. Kto tak mówi? Półwile wychowane w lesie, one tak mówią, ot co. Darren uśmiechnął półgębkiem, widząc wystającą z ucha dziewczyny tłumaczkę. Sądził, że prezent był trafiony - szczególnie dla kogoś, kto zapewne mylił jeszcze takie słowa w obcym języku jak "kapelusz" i "Mateusz". - Cała przyjemność po mojej stronie. I nie trzeba było, naprawdę - powiedział, choć tym razem druga sentencja była czystą kurtuazją - mimo wszystko Shaw rozpromienił się nieco, a w jego oczach pojawiło się zaciekawienie na temat tego, co może mieć dla niego Astrid. Może coś z Norwegii? Choć znając ją - o ile ktokolwiek mógł powiedzieć, że ją "zna" - mógł to być ładny kamień, który w nordyckiej mitologii znaczy coś pomiędzy "wojną" a "śmiercią", a akurat na żadne z tych haseł Darren nie miał obecnie ochoty.
Zaskoczenie według Astrid było tym elementem, które wywoływało najszczerszą reakcję na widok znajomej lub nieznajomej twarzy. Może była ciekawa lub po prostu odrobinę złośliwa, uwielbiając zachodzić mu za skórę? Trudno stwierdzić. Do nietuzinkowych form przywitania musiał jednak przywyknąć, stając się widocznie ulubionym towarzystwem jasnowłosej Norweżki w zamku. Nie umknęła uwadze jej błękitnych ślepi broszura, jednak na razie nie planowała niczego w związku z jej ewentualną kradzieżą w celu przejrzenia tego, nad czym Krukon tak dumał. Prychnęła za to z udawanym oburzeniem na jego odpowiedź, zaraz jednak parskając śmiechem i kręcąc głową, aby gdy tylko zajęła miejsce, klepnąć dłońmi w swoje uda. - Mogę być i poduszką, leże ze mnie wygodne i ciepłe. - oznajmiła pogodnie, nie zważając na poprawność użytych słów lub ich gramatykę, wiedząc, że Darren i tak zrozumie. Zawsze ją rozumiał i nie komentował, nawet jeśli czasem zerkał niczym na prawdziwą idiotkę. Nie była jednak kimś, kto się przejmował. Ruchem głowy zgarnęła mieniące się srebrem pukle na plecy, obdarzając go pociągłym spojrzeniem, upewniając się, że wszystko było z nim dobrze, przynajmniej na pierwszy rzut oka. - No tak, oblodzone ścieżki są takie niebezpieczne. I cóż to byłaby za niegodna śmierć, tak od uderzenia w głowę o kamień przy drodze? Nie jestem pewna, czy satysfakcjonowałaby ona mnie, a co dopiero Odyna i pozostałych w Wahali. To byłaby dla niej prawdziwa tragedia. Pokazała mu, że nosi prezent — niezwykle trafny. Brunet należący do kruczego domu wykazywał się olbrzymimi pokładami inteligencji, a ona lubiła przydatne rzeczy. Ułatwiały jej życie, chociaż wciąż zdarzały się sytuacje, że brakowało jej słów. Tych dobrych. - Jesteś moim towarzyszem, to było konieczne. - uniosła brew, stwierdzając najbardziej oczywistą rzecz na świecie, sięgając zaraz do torby. Niezbyt ładnie ułożyła ją na kolanach, grzebiąc w zakamarkach materiału pełnego kieszonek. Były tam lizaki, zioła, książki i pewnie setka innych przydasiów. - Przywiozłam Ci browaru prawdziwego, ale tego nie mam ze sobą, bo mało praktyczne. Od mojego brata, gwarantuje, że sama Frigg ześle Ci chęci na przyjemność, gdy z owsianym piwem przesadzisz. Zaczęła z rozbawieniem, unosząc brwi w jego stronę i pokazując figlarny, nieco może flirciarski uśmiech. Nie była wstydliwą dziewczyną, wiedział przecież i nawiązywanie do stref intymnych było dla niej czymś naturalnym, wszak przyjemności były darem od Bogów. W końcu triumfalnie wyciągnęła lniany, ściągany woreczek, zaciskając na nim palce. - Dawaj dłoń. - oznajmiła tylko, wyciągając swoją i rozkładając tak, aby mógł wygodnie się o nią oprzeć. Jeśli miała działać, musiała być podarowana odpowiednio, a z tradycją i zwyczajami nie było sensu dyskutować. Jasne oczy dziewczyny podniosły się ku górze, na kilka sekund odszukując Darrenowe spojrzenie. Nie zamierzała kusić jednak losu, zaraz uśmiechając się w charakterystycznym dla siebie, zaczepnym przesłaniu i zerkając ze zniecierpliwieniem na jego rękę.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren puścił mimo uszu uwagę Astrid, ciągle mając gdzieś z tyłu głowy to, że była półwilą - szczególnie że ta wieżyczka Hogwartu była "opuszczona", a przed wściekłą harpią to Shaw mógłby co najwyżej uciec. - Wiesz co - zaczął Shaw - Na razie nie satysfakcjonowałaby mnie żadna śmierć - powiedział. Na drugi świat nie było mu jeszcze śpieszno - choćby dlatego wymienił się niedawno listami z profesorem Voralbergiem na temat ochronnych zaklęć, którymi można było opleść nie tylko własną osobę, ale całe domostwo. - Wstrzymaj konie z tym "towarzyszem" - z cichym śmiechem powiedział prefekt - Nie mam ochoty na rabowanie żadnych wiosek - dodał, nawiązując oczywiście do "wikingowo-dzikiego" zachowania Gryfonki. Szczerze mówiąc, Darren nie zdziwiłby się gdyby po cofnięciu się paręset lat wstecz znalazłby dziewczynę na jakimś drakkarze, wracającą z obrabowania i wymordowania jakiegoś angielskiego klasztoru. Krukon uśmiechnął się na wspomnienie alkoholu. Przypomniał sobie, że Astrid rzeczywiście coś wspominała o tym, że jej rodzina parała się produkcją napitków i że - jakżeby inaczej - lokalne trunki jej niezbyt odpowiadają, choć zapewne wciąż nie spróbowała Dymiącego Piwa Simisona. Przewrócił jedynie oczami i zgodnie z prośbą - a może raczej poleceniem - Norweżki wyciągnął dłoń. Cokolwiek znajdowało się w woreczku - było nieco spóźnionym, ale świątecznym prezentem. A to zawsze było miłym gestem, nawet jeśli w środku znajdował się jakiś niepozorny na pierwszy rzut oka drobiazg, na przykład nieco morskiej soli czy jodłowych igieł. Choć, szczerze mówiąc, Darren po Astrid spodziewał się prędzej oka wydłubanego jakiejś bogu ducha winnej bestii albo szczypty barwnika do namalowania sobie na twarzy wojennych barw, czy coś w tym stylu.
Nie musiał się jej bać i miała nadzieję, że o tym wiedział. Był na tyle dobrym towarzyszem, że nie wykorzystałaby mocy wobec niego świadomie, a jeśli ta zaczęłaby wymykać się spod kontroli, zwyczajnie by go ogłuszyła, żeby przeczekał. To było bezpieczniejsze niż ucieczka. Nawet jeśli był bystrzejszy i jego głowa była tęższa, na dłuższą metę w kwestii fizycznej trudno byłoby mu z nią wygrać. - Masz rację! Nie osiągnąłeś jeszcze tyle, żeby iść w chwale do Wahali i wypić kielicha z Odynem, ale jak trafię tam przed Tobą, na pewno Cię wspomnę. Będą patrzeć przychylniej. - oznajmiła pewnym siebie głosem, szczerząc się w radosnym i dumnym ze swojej obietnicy uśmiechu, bo przecież śmierć była dla niej chwałą i powodem do dumy, zwłaszcza jeśli byłaby w walce. - Nie pojechałbyś ze mną na podbój? Czy Ty wiesz, jak cudowne są letnie wyprawy? To znaczy teraz mniej, bo licho świat odkryty i skarby złupione, ale... - westchnęła z rozmarzeniem, przymykając na chwilę oczy i pozwalając oczyma wyobraźni dostrzec błękit bezkresnego morza i wręcz poczuć na twarzy krople bryzy o słonym posmaku. Przygryzła dolną wargę z podekscytowania, czując dreszcz na ciele i mając minę dziecka, które dostało właśnie paczkę lizaków. - Piękne to były czasy, wojownik mógł się wykazać, Jarl być godnym tego stanowiska. Dodała z nutą nostalgii w głosie, wracając już uwagą do towarzyszącego jej bruneta. Czekała z woreczkiem w wolnej dłoni, drugą mając wyciągniętą w oczekiwaniu na pojednawczy gest z jego strony. Astrid bardzo przykładała uwagę do takich rzeczy, więc gdy tylko spełnił jej zachciankę, uniosła woreczek, ciągnąc zębami za wystający sznurek, jednocześnie zaciskając z niezwykłą delikatnością palce na jego skórze. Coś, o co nikt jej przecież nie podejrzewał. - To symbol. Runy. - wyjaśniła, łapiąc w palce rzemyk od bransoletki i wypluwając worek na bok, przysunęła ją w stronę Darrena. Ręcznie wykonana błyskotka miała obręcz z ciemnej, wytrzymałej skóry w formie sznureczka, gdzie przeplecione były trzy kamyki runiczne. O nierównych kształtach, ale podobnej wielkości, gładko wyszlifowane, natomiast same runy wyrzeźbione były dłutem oraz nosiły ślady czerwonego koloru na jednej z nich. - Pierwsza znaczy to, jak Cię widzę. Druga to, jaki jesteś. A trzecia symbolizuje więź. Wyjaśniła, wskazując kolejno małym palcem na kamyczki, zabierając się za zawiązanie rzemyków na jego nadgarstku, przez co obróciła dłońmi jego rękę tak, aby było jej wygodniej i mogła to sprawniej zrobić, stosując jeden z supłów wyuczonych przez ojca.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Napad kaszlu Darrena zamaskował - miejmy nadzieję - skutecznie fakt, że w przypadku istnienia potencjalnego życia pozagrobowego, to Valhalla byłaby całkiem daleko na liście wymarzonych zaświatów Krukona. Szczerze mówiąc, potrafił wyobrazić sobie dziesiątki lepszych sposobów na spędzenie wieczności niż picie piwa ze spoconymi wikingami. - Wątpię, czy "podbój" albo może "rabunkowa wyprawa w celu złupienia stosu złota"... - zaczął Darren - ...wystarczyłaby, żebym dostał urlop - westchnął, przypominając sobie o stosie papierów który czekał na niego jutro w pracy. W końcu kto inny jak nie on mógł przedrzeć się przez nie i przydzielić im nowe klasyfikacje w bezowocnej próbie zapanowania nad bałaganem w Brytanii poprzez wydawanie nowych dyrektyw, których jedyną zasługą było więcej papierów na biurku Shawa. - Wspominasz te czasy jakbyś je pamiętała - skomentował Krukon - Nie dopuściłaś nigdy myśli, że nie było aż tak kolorowo? - spytał, zastanawiając się co mogło to spowodować. Ostatecznie "wychowanie w lesie i dziczy" w dzisiejszych czasach równie dobrze mogło się równać "obozowi harcerskiemu" przez cały rok, nie prawdziwemu przetrwaniu w obliczu gniewu natury - lub właśnie życiu jak "kiedyś". Kiedy runy wysypały się na dłoń Darrena, ten uśmiechnął się lekko pod nosem - z dwóch przyczyn. Pierwszą był żart który przyszedł mu do głowy - czyżby Astrid sugerowała, że symbolizuje go parę chudych kresek? Jednak uznał, że zawiłości językowe mogły przerosnąć Norweżkę. Drugim powodem było oczywiście zwykłe rozczulenie po rozpoznaniu znaków wypisanych na kamyczkach, lekcja run z Foresterem dotycząca nordyckich alfabetów była w końcu wciąż żywa w jego pamięci. - Hmm, dziękuję - powiedział z uśmiechem Krukon, podnosząc rękę pod oczy i oglądając rzemyki z nanizanymi nań kamieniami. Mimo wszystko był to całkiem gustowny drobiazg - nierzucający się mocno w oczy, ale też bardzo estetyczny nawet dla kogoś, kto nie znał znaczenia tych run - Jak minęły święta? - spytał, zostając w temacie prezentów, jednak przechodząc na nieco szersze wody. W końcu, z tego co zrozumiał, to Astrid spędziła je w Norwegii - i może, oby nie, spaliła jakąś na przykład wioskę albo chociaż kościół.