Izba Pamięci znana jest przede wszystkim z nudnych i długich szlabanów, polegających na polerowaniu medali, pucharów i odznak byłych uczniów Hogwartu. Jednak czasem, warto spojrzeć na to pomieszczenie z odrobinę innej perspektywy i zastanowić się nad wspomnieniami tu zachowanymi. Niektóre są niewiele młodsze od samego zamku! Na pewno każdy znajdzie coś, co go zainteresuje.
Autor
Wiadomość
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Drugi ze szlabanów nie wyglądał lepiej. Chłopak już na wstępie potknął się o dywan i wpadł na szafkę, potrącając jakieś stare nagrody. Chociaż podejrzewał, że nawet, jakby je rozbił, nie sprawiłoby to wiele problemu. Mieli ich tu od groma. Można oczywiście naprawić, ale przy tej ilości wszelkich pucharów, dyplomów, Oskarów czy innych Darwinów jakie wypełniały gabloty po brzegi, Neirin nie sądził, aby strata trzech kogokolwiek zabolała. Czy aby w ogóle ktoś na to zwrócił uwagę. Skierowany został do biurka, a upadłymi nagrodami zajął się pracownik, aby potem skupić uwagę na szlabanowiczu. I tym razem odebrano chłopakowi kijaszek. No cóż. Teraz także nie zamierzał narzekać. Zdążył przekonać się, z czym się te szlabany je. Oczywiste, że wiążą się z pracą fizyczną, to jest najgorsza kara dla czarodzieja, który nie wyobraża sobie życia bez różdżki. Zabrał się za przepisywanie, ciesząc się, że jest oburęczny. Kiedy jedna ręka się zmęczyła, przerzucał pióro do drugiej, kontynuując. Machinalnie. Bezmyślnie. Nawet nie potrafiłby powiedzieć, co przepisuje. Tylko jakieś słowa, które odruchem jego oczy rozpoznawały, a palce kreśliły, ale cały proces skrzętnie omijał tę część mózgu rudzielca, która odpowiedzialna jest za świadomość. Na torturach nie byłby w stanie wyznać, czego dotyczyło ostatnie napisane przezeń zdanie. Przynajmniej do momentu, aż nie wyłapał czegoś znajomego. To jedno nazwisko uparcie przebiło się z podświadomości do świadomości, sprawiając, że aż rudzielec zamrugał. Tullia. Hej, to nie było nazwisko rodziny Liama? Coś mu się w głowie kołatało, że to jakiś jego krewny. Rozmawiali kiedyś o rodzinie, chociaż mocniej to Liam paplał, a Neirin słuchał - niemalże jak zawsze. Ale tych faktów Walijczyk nie znał. Wątpił też, aby sam Rivai o nich wiedział. Nikt nie przyznaje się do takich rzeczy w domu... A tutaj są całkiem ciekawe notki na temat poszczególnych osób. Zerknął po pilnującej go osobie, uznając, że za długo nie może bezczynnie siedzieć i ograniczać się do czytania historycznych wyskoków ślizgońskiej części rodziny jego przyjaciela. Wrócił więc do przepisywania, teraz zapamiętując wszystko, co czytał, skupiając się na tym ponad własną miarę. Zasiedział się niemożebnie nad papierami, ale przynajmniej ma parę intrygujących faktów do przekazania Liamowi.
Jego próba wymknięcia się na festiwal okazała się finalnie klapą, gdyż został przyłapany i sprowadzony z powrotem do szkoły, ale cóż, zdecydowanie nie żałował swojej decyzji. Co prawda nie udało mu się finalnie być na wszystkich koncertach, na jakich chciał, ale i tak liznął nieco z całego tego wydarzenia, zgarniając całkiem sporo rzeczy z loterii. Co prawda wydał na to naprawdę sporo galeonów, ale cóż, raz się żyje jak to powiedział kiedyś jakiś (nie do końca) mądry człowiek. Teraz jednak przyszło mu za to zapłacić, a karą miało być przepisywanie starych, pożółkłych kart akt z wielkiego pudła. Robota nie wyglądała na jakoś wybitnie mocno zachęcającą, ale dobrze wiedział, że nie miał wyboru. Jeśli nie zepnie się i nie zrobi tego dzisiaj po prostu będzie tutaj wracał, aż się z tym nie upora. Tak, zdecydowanie trzeba było ogarnąć to dzisiaj. Właśnie dlatego, z głośnym westchnięciem i średniego sortu radością na twarzy usiadł przy biurku i patrząc z tęsknotą za odebraną różdżką, która mogła mu pomóc przyśpieszyć znacznie całą tę robotę, a następnie zgarnął pióru, zaczynając przepisywać pierwsze akta. Po około dwóch godzinach sumiennej pracy nagle rozległ się donośny huk, któremu towarzyszyło wywrócenie się na podłogę kilku trofeów. Było to na tyle niespodziewane, że poderwał się na nogi, z lekkim zdumieniem rozglądając się na boki. Dostrzegłszy walające się na ziemi puchary chciał do nich podejść i sprawdzić, co dokładnie stało za tą dziwną sytuacją, ale widząc, jak zdecydowanie zbyt ciężka gablota leci na ziemię uznał, że coś mu się w tym wszystkim nie podoba. Być może był to strach wywołany zmęczeniem, lub też (pierwsze w życiu) logiczne ocenienie sytuacji. Nie ubiegłszy zbyt daleko natrafił na nauczyciela, który zamiast go okrzyczeć zamknął drzwi, co zdecydowanie nie spodobało się rudzielcowi. Co na gacie Merlina znajdowało się w Izbie Pamięci? Cóż, raczej nie miał mieć okazji do przekonania się o tym, ale też nieszczególnie na to narzekał. Jedynym plusem było to, że nieco szybciej zakończył swój szlaban, z czego od razu skorzystał, udając się pośpiesznym krokiem w stronę swojego dormitorium.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Dzień pełen wrażeń... który uparcie nie chciał się kończyć. Blaithin ogarnęło poważne zmęczenie, a powieki około dwudziestej już zaczynały ciążyć. Po burzliwej bójce z Krukonem o wdzięcznym imieniu - Gabriel - poszła tam, gdzie pierwotnie zamierzała przez wpadnięciem w bandę niebieskich. W szklarni przesiedziała krótko, próbując umilić sobie i magicznym roślinom czas, słuchając The Veels. Uwielbiała takie metalowe, ostre brzmienia i liczyła na to, że fale dźwiękowe nie zaszkodziły kwiatkom. Cóż, powinny się uodpornić dzięki temu, że słuchały codziennie gwaru i krzyków pierworocznych. Zazwyczaj przejmowała się ich losem bardziej niż tym ludzkim, ale po pojedynku pozostawała ponura oraz niechętna do okazywania lepszego humoru. Głównie przez ból oraz siniaki. Złagodziła to kilkoma lekkimi zaklęciami, powstrzymując silną odrazę do leczenia się za pomocą magii. Dalej na niektórych partiach szczupłego ciała byłej Gryfonki wykwitły ciemnofioletowe plamy oraz zadrapania, a bieganie w ogóle odpadło. I co będzie robić jutro rano na błoniach, skoro rytuałem Fire było kilka rundek dookoła Hogwartu? Przez Elijaha kostka trochę spuchła, ale dało się przeżyć. Zresztą, to była Dear. Co miałoby ją zabić? Na szlaban szła spokojnie i powoli, żeby dać sobie chwilę na odpoczynek. Nie obawiała się, że ponowne spotkanie z Gabrielem okaże się kolejną walką - nawet jeśli tak by się sprawy potoczyły to świetnie. Polubiła to, a wręcz wyczekiwała momentu, kiedy znowu stanie naprzeciwko chłopaka. Może jednak Izba Pamięci nie była odpowiednim do tego miejscem. Zwłaszcza, że po przekroczeniu jej progu woźny odebrał dziewczynie różdżkę. Posłała mu wściekłe spojrzenie, ale przemilczała. Mogła denerwować się na Riley'a. W jakiś dziwny sposób sprawcę całego zamieszania pozostawiała bez winy. Gdyby wleciał w nią z premedytacją, żeby zrobić drobnej Szkotce krzywdę, wtedy byłby bucem i chamem bez kultury. Ale podniósł jej kapelusz i pozbierał książki! Trochę równoważył tym swoje barbarzyńskie podejście. Fire przebrała się w luźne ubrania, czyli kurtkę skórzaną, koszulkę z krótkim rękawkiem oraz jeansy z ćwiekami. Wzięła także dwie porcje gorącej kawy, które lewitowała obok siebie w drodze do miejsca ich kilkugodzinnego cierpienia. Cóż, potrzebowała tego boskiego napoju i miała gdzieś, że może tym dołożyć im sporo roboty, jeśli przypadkiem wyleje się na któryś puchar. Na razie Gabriela nie było w pobliżu, więc usiadła w kącie pomieszczenia, kładąc obok siebie kubki oraz westchnęła cicho. Na wielu pucharach widziała dość znane nazwiska, może nawet jacyś Dearowie i Swansea się przewinęli. Wzięła pierwszy lepszy z brzegu, po czym z niechęcią i wybitnym brakiem werwy rozpoczęła szorowanie.
Ostatnimi czasy nie poznawał sam siebie. Coś go drażniło w jego własnym zachowaniu, miał wrażenie, że gubi się we własnej osobowości. Jak gdyby przechodził jakiś nastoletni bunt. Może to jego wewnętrzny gryfon się budził? W końcu podobała mu się walka z Fire, a był wtedy w centrum uwagi - coś czego nienawidził od wczesnego dzieciństwa. Już w wieku jedenastu lat miał problem z wyjściem na środek sali do Tiary Przydziału - gdyby nie to, że wychodził po kolei z Elaine i Elijah pewnie zamarłby tam i byłby pierwszym uczniem bez przydziału, nie przyjętym do placówki. Gdzie się podział tamten Gab, co się z nim działo? W sumie, im więcej czasu mijało od tamtego zdarzenia, tyn bardziej wracał do tamtego "spokojnego" siebie. Najwidoczniej to Blaithin była w tym wypadku jakimś zapalnikiem. Nie chciał wiedzieć (a przynajmniej tak sobie wmawiał), co by się stało, gdyby kapitan nie rozdzieliły ich zaklęciem. Walczyliby do pierwszego nieprzytomnego? W sumie on już wtedy miał galaretowate nogi, a Dear położyła samą siebie. Dalej nie był pewny co to było za zaklęcie, szczególnie, że od tamtego zdarzenia nie miał okazji spotkać się ze swoją przeciwniczką. Aż do teraz. Tak jak chciał, informacje o szlabanie prefekt naczelny wysłał mu przez sowę. Nawet po całym wydarzeniu wróciło mu poczucie humoru i kazał mu się nie pozabijać z Fire. Biedny Riley, on chyba serio myślał, że Krukon wraz z Gryfonką będą żywili do siebie urazę. Na ten moment, obydwoje byli chyba o wiele bardziej źli na Fairwyna niż na samych siebie. Przynajmniej Gabriel był. Blaithin zawsze mogła go przekląć wraz z chwilą gdy przekroczy drzwi sali z trofeami, a on nawet by nie narzekał. Zapomniał o fakcie zabierania różdżek przez woźnego przed przekroczeniem progu sali pamięci, co sprawiło, że trochę się zawiódł, gdy już dotarł na miejsce. Z żalem oddał swój, jak to powiedziała Pandora "magiczny patyczek" i wszedł do pokoju by zacząć szlaban. Ze zdziwieniem stwierdził, że Fire już była w pomieszczeniu. Podszedł do blondynki dość cicho, by jej jej nie przeszkadzać, ale na tyle głośno, by się nie wystraszyła przez jego nagłe pojawienie się. W końcu tyn razem nie miała jak się obronić za pomocą magii, a nie chciał wiedzieć jak by to zrobiła bez niej. Podszedł do rogu, w którym się znajdowała bi przykucnął tuż obok, żeby zrównać różnice wzrostu między nimi, chociaż i tak to nie dało zbyt wiele. Uśmiechnął się do niej lekko na przywitanie i ukradł jeden kubek z kawą. Bez pytania, jak jakiś prostak. Blaithin następnym razem będzie mogła dolać trucizny do napoju i nawet nie będzie musiała się tłumaczyć z morderstwa, skoro on sam tak chętnie sięgnął po kubek, bez zbędnego zawahania. Skrzywił się na smak, który poczuł na języku. - Następnym razem weź czarną, bez cukru. Jesteś wystarczająco słodka. - Mruknął do dziewczyny, a jego usta ozdabiał wyzywający uśmiech. Po chwili siedział koło niej i czyścił puchar za jakieś zasługi dla szkoły. Czasami się zastanawiał czy te wszystkie nagrody nie były przyznawane tylko po to, by można było w jakiś sposób ukarać niesfornych uczniów i studentów. Swoją drogą, wiedział całkiem sporo znajomych nazwisk. Gdzieś się nawet pojawiał Elijah. - Może sobie jakoś urozmaicimy tę szalenie ciekawą rozrywkę? - Powiedział nagle, zerkając na swoją towarzyszkę z jedną brwią uniesioną do góry. Nie chciał aż tak bardzo marnować popołudniu.
Scheiße, jak to mówią niemieckie Viole. Szlaban nie był czymś, co uderzyło w dumę Duns. Co prawda dostała go od samego Kruczego Władcy Ravenclawu, co samo w sobie sprawiało, że wypadałoby go odrobić, ale... No, powód jego dostania był mocno dyskusyjny i jedyną osobą, na którą mogła łypać spode łba był Cromwell, któremu wypadałoby wyciągnąć sztandar z dupy. No dobra... Voralberg troche też, bo specjalnie czekał z terminem do momentu, aż będzie promocja w sklepie z dobrami dla fanatyków eliksirów. Promocja, na którą czekała tyle czasu, że jak się dowiedziała, że nie skorzysta, serduszko ją zabolało. A na język cisnęło jej się proste, słowiańskie "Co, kurwa?". Samoopanowanie sprawiło jednak, że nie rzuciła tym w najbliższą osobę. I tak oto wzięła i zamiast w sklepie fiolki przebierać, to siedziała w Izbie Pamięci polerując puchary. No, porywające zajęcie, nie ma co. Po jakiejś godzinie rzucania kąśliwymi uwagami pod nosem znudziło jej się siedzenie w ogólnym stanie niezadowolenia zajmując się odznaczeniami we względnym spokoju przecierając je od niechcenia szmatką z warstw kurzu. Jeszcze do co chwilę woźny zerkał, czy czasem Duns w połowie roboty nie zwinęła się do domu, ale nie. Jak już siedziała, to do końca i tak oto po zakończeniu roboty ruszyła w swoją stronę.
z/t
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Szybko zebrałem najpotrzebniejsze mi rzeczy i wyszedłem z dormitorium, kierując się na miejsce spotkania. W listę tych przedmiotów w sumie wliczała się jedynie różdżka, bo tego dnia raczej niczego więcej nie potrzebowałem. Tym razem miałem bluzę z innym magicznym zespołem - był to duet Czysta Krew, który wyjątkowo mnie zaciekawił całym swoim pomysłem scenicznym, typem muzyki, która wyjątkowo mi podchodziła i wykorzystaniem magii w swoich koncertach. Proximę zostawiłem w dormitorium, uznając, że przy nauce innej niż artystycznej nie był mi potrzebny. Zszedłem po Wielkich Schodach niemal na sam dół i wszedłem do Izby Pamięci, gdzie miałem spotkać się z Felixem. Chwile siedziałem sam, ale po chwili zjawił się i Ślizgon z którym się przywitałem, wymieniłem paroma słówkami na dzień dobry i od razu przeszliśmy do sedna. - Wydaje mi się, że jesteś w tym znacznie lepszy, dlatego pozwolisz, że przekażę ci pałeczkę. Czego dziś się staramy nauczyć?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Chwilę spóźniony wszedł do Izby pamięci. Musiał cofać się do dormitorium, gdyż zapomniał zabrać ze sobą niezbędnego im dzisiaj kielicha. Gdy otworzył drzwi, Shawn już tam siedział. Przywitali się szybko i Max zaczął tłumaczyć cel ich spotkania. -Mistrzem nie jestem, ale coś tam wiem. - Uśmiechnął się stawiając przed sobą kielich i napełniając go wodą przy pomocy Aquamenti. -Kielich, woda..Nudy no nie? Dużo ciekawiej byłoby, gdyby w naczyniu pojawiło się winko. - Mrugnął do Shawna. Zaklęcie było dość trudne, ale liczył, że może taniego sikacza dzisiaj uzyskają. -Jak pisałem, inkantacja brzmi Aqua Vini. - Wyjął z torby podręcznik do transmutacji i otworzył na odpowiedniej stronie. Chwilę wpatrywał się w znajdujące się tam instrukcje, po czym wrócił do Shawna. -Gest wygląda jakoś tak... - Machnął różdżką nie wypowiadając jeszcze zaklęcia. Najpierw trzeba było się upewnić, że mają odpowiednie ruchy, zanim wezmą się za całe zaklęcie.
//przytargał ze sobą 2x totem (łącznie +4 do transmutacji)
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Wto Kwi 28 2020, 03:03, w całości zmieniany 1 raz
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Owszem, mistrzem przecież nie mógł być - dlatego właśnie się tutaj spotkaliśmy, nauczyć się czegoś pożytecznego. A co bardziej pożytecznego mogło być od tego zaklęcia? Gdy Felix przedstawił mi jego działanie, zaśmiałem się szczerze, dawno tak otwarcie nie pokazując rozbawienia, gdyż zazwyczaj byłem bardziej skrytą osobą. - Przekozak, bardzo przydatna rzecz. - Przyznałem, godny podziwu, że Max odnalazł tak ciekawe zaklęcie na naszą wspólną naukę. Ale nie było czasu gadać, trzeba było brać się za naukę, by jak najszybciej opanować techniki młodego alkoholika, który już nigdy więcej w życiu nie będzie potrzebował żadnego baru czy klubu, bo wystarczała mu zwykła woda z kranu w własnym mieszkaniu. Wyciągnąłem różdżkę, zza głowy Felixa patrząc do podręcznika z transmutacji, który zawsze wydawał mi się przeintelektualizowany, tak jakby te stare dziady nauczyciele chciały dobitnie podkreślić jak trudnym przedmiotem jest transmutacja. Przewróciłem oczyma na samą myśl, chwile potem wracając do Ślizgona, który pokazywał mi gest. - No dobra, to spróbuje pierwszy. - Powiedziałem i wycelowałem moją pięknie wyrzeźbioną, kruczoczarną różdżkę w kielich i wypowiedziałem inkantację wyraźnie: - Aqua Vini - Pech chciał, że powiedziałem to w mowie węży i nawet nie zauważyłem, psując również i ruch nadgarstka, który okazał się trudniejszy niż myślałem. - Spróbuj teraz ty. - Może na takiej zasadzie uda nam się w końcu dojść do wyznaczonego celu.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Co jak co, ale był pewien, że krukonowi spodoba się to zaklęcie. Wystarczyło pomyśleć o ilości zaoszczędzonych galeonów! Oczywiście najpierw trzeba było to zaklęcie opanować, a do tego im było daleko. Puścił Shawna przodem, aby ten jako pierwszy podjął próbę zamiany wody w coś przyjemniejszego. Jednak zamiast inkantacji, Max znów usłyszał z ust Shawn dziwny syk. -Jesteś wężousty? - Zapytał prosto z mostu. Gdyby zdarzyło się to pierwszy raz, może puściłby to mimo uszu, ale już kiedyś był świadkiem, jak krukon syczy zamiast mówić jak człowiek. -Aqua Vini - Powiedział celując w kielich swoją różdżką, gdy Shawn ustąpił mu miejsca. Podczas wypowiadania inkantacji, Max zająknął się lekko i widział tylko, jak powierzchnia wody lekko drgnęła. Zdecydowanie nie było to efekt, jaki zamierzał osiągnąć.- -Myślisz, że mógłbym przypadkowo wywołać tsunami w tym kielichu? - Jak zwykle zaczął uciekać myślami gdzie indziej. Z takim podejściem do sprawy, jego alkoholizm będzie musiał raczej opierać się na galeonach Maxa niż jego magii.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Nawet nie chodzi o zaoszczędzonych galeonach, bo alkoholu akurat miałem pod dostatkiem - raczej sama zabawa i satysfakcja z zrobionego własnego alkoholu i ogromne ułatwienie było najbardziej kuszące w tym zaklęciu. Choć oczywiście, nie każdy pochodził z rodu, który zajmował się od pokoleń produkcją alkoholi, dla niektórych ten urok musiał być niczym odkrycie magii dla pierwszych czarodziei. Przytaknąłem głową, nie kryjąc się ze swoją umiejętnością, choć też nie wiedziałem czemu nagle zapytał mnie o tą właśnie zdolność. Czyżbym przez przypadek palnął coś nie po angielsku? Dziwnie w ogóle to się złożyło, że za każdym razem, kiedy się spotykaliśmy, nie miałem ze sobą Proximy - był on niemalże moim znakiem rozpoznawczym, a Felix był całkowicie pozbawiony tego mojego wizerunku. Maxowi również się nie udało, choć u niego woda przynajmniej zadrżała, dając znać, że nie jest to głupi wymysł jakiś psotniarzy, a może naprawdę takie zaklęcie istnieje. - Z odpowiednią desperacją do chlania, myślę, że zrobiłbyś to nawet specjalnie, byleby to było tsunami z wina, nie wody. - Zwróciłem uwagę, lekko się uśmiechając. Ponownie była moja kolej. Wyciągnąłem różdżkę przed siebie, odetchnąłem głęboko i powiedziałem dokładnie: - Aqua Vini - byłem niemalże pewny, że sama inkantacja wyszła mi bez zarzutu. Problem w tym, że tak się na niej skupiłem, że nie dograłem w odpowiednim czasie ruchu różdżką, przez co nici wyszło z tej próby. Wzruszyłem ramionami, dając ponownie chłopakowi spróbować.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Co racja to prawda, Max nie miał rodziny produkującej własny alkohol. Za to miał ambicję, która brzmiała "własna bimbrownia". Jeszcze się za to nie zabrał, ale wiedział, ze kiedyś ten dzień nadejdzie. Wystarczyło tylko chwilę poczekać. W domu rodzice czasami produkowali swoje nalewki, ale nie miało to nic wspólnego z magią. -Wężousty krukon, tego jeszcze nie widziałem. - Zawsze myślał, że osoby obdarzone tą zdolnością trafiają do Slytherinu, a tu proszę... Lekkie zdziwko. Faktycznie, mieli jakieś takie szczęście do spotkań, że Solberg nie miał pojęcia o istnieniu Proximy, ale był kilkukrotnym świadkiem wężoustości Shawna. -Może właśnie tego mi brakuje. Despreacji. - Zaśmiał się przeglądając ponownie instrukcję z księgi. Alkotsunami to byłoby coś. Na pewno nie raz by z tego korzystał. Chociaż nie mógł powstrzymać myśli, ze równie dobrze jak niezłą imprezą mogło się to skończyć utopieniem w alkoholu. -Mocnego startu to nie mamy. Aktorzenie szło nam dużo lepiej. - Skomentował ich pierwsze próby. Ponownie podszedł do kielicha i wypowiedział zaklęcie. Woda wydawała się nadal tylko wodą. Ewentualnie lekko mętniejszą, ale do wina to nawet nie było podobne. Spróbował jeszcze raz i ponownie nie zobaczył żadnego efektu. Nie miał pojęcia, gdzie do końca leży jego błąd. -Myślałem, że teraz jestem wystarczająco zdesperowany. - Z każdą minutą nabierał coraz większej ochoty napić się czegoś ciekawszego. Jeżeli im się uda będzie miał okazję, w innym wypadku będzie musiał obejść się smakiem.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Własna bimbrownia brzmiała wspaniale i gdybym wiedział o jego pomyśle, w pełni bym go w nim wspierał, może kiedyś nawet dokładając swoją magiczną cegiełkę do całego projektu. Póki co, wszystko to pozostawało w świecie fantazji, tak jak i mój plan z stworzeniem własnych używek, by zapisać się w historii, zaraz obok mugolskiego Alberta Hofmana, twórcy LSD. - Tego jeszcze w tym cyrku nie grali, masz rację - mówiąc o cyrku, miałem na myśli cały Hogwart, choć uśmiechnąłem się lekko, w rzeczywistości nie myśląc tak źle o tym gotyckim zamczysku. Było tu nawet umilnie, fajnych ludzi przyszło mi poznać. - Jeszcze chwila, a i tego nie będzie ci brakować. - Odpowiedziałem, przypatrując się z zaciekawieniem jego próbie, która mogła zmienić coś w ich sposobie nauki, by szło im lepiej. - Aktorzenie nie wymaga magii na tym etapie, a przynajmniej nie tego typu. - To prawda, artystyczne zajęcia trochę się różniły od tego typu zajęć. Wzruszyłem ramionami na jego uwagę, nie wiedząc jeszcze w czym tkwił ich błąd, przez który nie dawano nam w spokoju schlać się własnej produkcji winem. Stanąłem przy kielichu i chwile spoglądałem na ciecz, która może i była nie tak całkiem przezroczysta, jednak do czerwonego wina ciągle brakowało, dość dużo bym dodał. Zacząłem trochę kombinować, modyfikować ruchy nadgarstkiem, ciągle wymawiając tę samą inkantację, mając nadzieje, że któraś kombinacja zadziała. Niestety tak się nie stało i popatrzyłem na Ślizgona zrezygnowany. - Na pewno będzie nam dane posmakować dziś alkoholu, Felix?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zdecydowanie musieli częściej mówić o swoich myślach. Ostatnio zarówno Maxowi jak i Shawnowi wpadła do głowy Gabrielle, a teraz ich plany na przyszłość. Z pewnością byliby tym zainteresowani. Gdyby Solberg dowiedział się o planach krukona, na pewno zaoferowałby mu jakąś pomoc. W końcu dobre używki są dobre. Może nawet stworzyliby jakąś wspólną alko-narko firmę. -Cała Twoja rodzina gada z wężami? - Co prawda nie słyszał o nikim, kto był w stanie nauczyć się tego języka, ale zawsze warto było pytać. Może istniały jakieś wyjątki na tym świecie. -Nie powiem, że nie. Do w aktorstwie chęci robią dużo większą robotę niż w magii. - Co prawda wolał zajmować się eliksirami i zaklęciami, ale nie zamierzał udawać, że sztuka sprawiała mu przyjemność. Ich wspólna próba była osobliwa, ze względu na przedstawienie jakie wybrali, ale dość udana. -Chyba tylko jeżeli masz jakiś przy sobie. - Coraz bardziej tracił nadzieję, że ich zdolności wystarczą do opanowania tego zaklęcia. Kombinacje krukona raczej nie miały szansy powodzenia, chyba że przypadkiem wykonałby prawidłowy ruch. Było jednak zbyt wcześnie żeby się całkowicie poddać. Felix wziął różdżkę, machnął ją w stronę pucharu i wypowiedział inkantację. Spojrzał do kielicha i zobaczył zwykłą wodę. Powtórzył zaklęcie, rozluźniając lekko nadgarstek i tym razem efekt był natychmiastowy. Ciecz w kielichu przybrała różową barwę i zapachniała zgniłymi winogronami. -Patrz! Wino to nie jest, ale na pewno jakiś etap fermentacji. - Lepszy marny sukces niż żaden. Gdyby dolać tam trochę spirytusu może dałoby radę nabrać kogoś, że jest to magicznie stworzony alkohol. -Chyba jednak plan otworzenia bimbrowni brzmi teraz bardziej realnie niż zamiana tego w wino. - Westchnął ponownie podnosząc różdżkę. Ponownie rzucił zaklęcie i tym razem płyn pozostał różowy, ale zapach zmienił się na bardziej kwiatowy. Zdecydowanie nie o to mu teraz chodziło.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Jeśli ta znajomość przetrwa lata, byłbym skłonny zatrudnić go do naszej rodzinnej firmy, która była właśnie spełnieniem jego i moich marzeń i spełniała wszelkie nasze oczekiwania. Nie zostałbym przy okazji wydziedziczony za tworzenie konkurencji na rynku alkoholowym i tym bardziej nielegalnym. - Prawie. Mój brat bliźniak nie, ale siostra już tak. - Odpowiedziałem, mimowolnie pozwalając sobie na lekki grymas, przy wspomnieniu o bracie. Ciekawe co ten śliski chuj Voldemorta teraz robił. Nie chciałem na niego wpaść na korytarzu - żeby jeszcze ten jebany błotoryj miał mnie poniżać i wywyższać się na każdym kroku, kiedy się widzieliśmy. A niech go rogogońska kurwa porwie! Opanowałem się i przyjrzałem sukcesom chłopaka. Najpierw sama ciesz faktycznie pachniała w zbliżony do pożądanego produktu, choć nim nie była, za drugim zaś razie tylko miała różowawy kolor i nic więcej, bo raczej wino kwiatami nie pachniało. - Coraz bliżej do celu, może dzisiaj nawet do czegoś dojdziemy. - Wzruszyłem ramionami, czując jak cały nagły popęd do nauki powoli opadał, ze względu na brak widocznych przeze mnie sukcesów. Podobnie było i tym razem, zrobiłem bardzo podobny ruch nadgarstkiem co Felix i wypowiadając inkantację w dobrym momencie, jedynie zagęściłem barwę cieczy, że miała ona bardziej szkarłatny kolor, ale dalej pachniała kwiatami. Spróbowałem jeszcze kilka razy, lecz nic więcej się nie działo. Przekazałem pałeczkę Maxowi, może w ciągu moich prób wpadł na jakiś pomysł co zrobić.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Coraz więcej się dowiadywał o Shawnie. Nie miał pojęcia, że chłopak ma tyle rodzeństwa. A do tego ta ciekawa zdolność u krukona. Jedno Max musiał przyznać, McKellen był intrygującym człowiekiem. Gdy po raz kolejny nie wyszło mu zaklęcie, Solberg usiadł na chwilę robiąc sobie przerwę i myśląc, jak tu zmienić i lekcję w sukces. -Musi być jakiś powód dla którego nadal jest tutaj woda. - Kartkował podręcznik szukając jakiegoś wyjaśnienia. Niestety nic nie znalazł. -Niby bliżej, ale nadal nie ma efektów. - Nadszedł czas na jego turę. Podrapał się różdżką za uchem i wycelował w kielich. Tym razem zamknął oczy i na wyczucie wypowiedział zaklęcie, razem z gestem. Miał nadzieję, że gdy spojrzy znów w czarkę kielicha, zobaczy tam pięknie pachnący alkohol, a nie jakiś szlam, czy inne gówno.
//Pysiek jedziemy w kosteczki
Dla Maxa:
1,3 - W pucharku pojawia się czysty spirytus 2,5 - Woda nabiera głębokiego wiśniowego koloru jednak nic poza tym 4,6 - Uzyskujesz najgorszej jakości Amarenę
Dla Shawna:
1,3 - Z różdżki wylatują kolorowe iskierki, które po dotknięciu z wodą w kielichu powodują powstanie ognia na powierzchni wody 2,5 - Udało Ci się zrobić sok dyniowy 4,6 - Brawo! Woda jest teraz gazowana
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
- Możliwe, że jak spotkałeś mnie na korytarzu, ale nie zwracałem na ciebie uwagi to tak naprawdę to nie byłem ja, tylko mój brat. Jesteśmy bliźniakami jednojajowymi. - Dopowiedziałem, żeby wszystko było jasne co do mojego rodzeństwa. - Nie mam pojęcia stary, ale póki co średnio widzę dzisiejsze uchlanie - zażartowałem z uśmiechem, obserwując jak teraz mu pójdzie. Cóż, Felix przynajmniej się do całej nauki przygotował, miał podręcznik, ja za to nie mogłem poszczycić się nawet kartką zeszytu, na której byłoby cokolwiek o transmutacji. Niestety nawet podręcznik na niewiele się zdał bo próba Ślizgona zakończyła się fiaskiem, zresztą jak każda póki co. Przyszła moja kolej i oddychając chwilę głęboko, próbowałem skupić wszelkie moje myśli tylko na tym jednym kielichu i wodzie, która w nim była. Powoli podniosłem różdżkę i wymówiłem inkantację, robiąc, w mojej opinii, bezbłędny ruch różdżką. Coś pstryknęło, coś zaczęło się dziać! Spojrzałem do kielicha, gdzie woda, dalej była wodą, aczkolwiek pojawiły się w niej bąbelki, które mogły oznaczać tylko jedno. - Stary nie przejmuj się, nie potrzeba nam wina, mamy wodę gazowaną! - Rzuciłem sarkastycznie z uśmiechem na twarzy i dałem teraz Maxowi się wykazać.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Uśmiechnął się na sprostowanie Shawna na temat jego bliźniaka. Nie miał pojęcia, że po Hogwarcie kręci się dwóch identycznych McKellenów. -Wow, stary, no nie powiem, rodzinkę masz ciekawą. - Sam zawsze chciał mieć jednojajowego bliźniaka. Wiele razy wyobrażał sobie niezliczone możliwości, jakie to stwarzało. Niestety, a może i na całe szczęście, był biologicznie jedynakiem. -Z bąbelków wolę szampana, ale zawsze jest jakiś efekt. - Zażartował, widząc, jak woda zmieniła się w gazowaną. Może nie było to do końca to, czego oczekiwali, ale już jakiś progres. Zaczynało to wyglądać coraz lepiej. Gdy Max rzucił ponownie zaklęcie, zobaczył jak woda zmienia barwę na różowoczerwoną, a z kielicha unosi się zapach alkoholu. -Panie i Panowie, chyba mamy to! - Bez większych ceregieli podniósł naczynie do ust i wziął potężnego łyka. -Na Merlina. - Skomentował prawie wypluwając płyn. -Może i jest to wino, ale raczej takie dla meneli. Masz, spróbuj. - Podał Shawnowi kielich, by mógł sam się uraczyć tym cudownym trunkiem. Gdy naczynie było już puste, Max ponownie napełnił je wodą. -Zaklęcie działa, teraz trzeba popracować nad jakością, bo tego się pić nie da. - Wycelował różdżką w kielich i kolejny już raz wymówił dzisiaj Aqua Vini.
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Momentalnie uśmiechnąłem się, lekko tajemniczo, na słowa Felixa o mojej rodzinie. Byle tylko wiedział jak ciekawą. - Wiesz jak jest, mogłem trafić gorzej. Przynajmniej brak w naszej rodzince zaściankowego rasizmu w stosunku do mugoli, jak to często bywało w rodach czystokrwistych. - Wzruszyłem ramionami, szczerze ciesząc się, że nie musiałem wstydzić się własnej rodziny, która mogła być równie zacofana co większość czarodziejskiej arystokracji. Przyglądnąłem się jego dokonaniom i pokiwałem z uznaniem głową, mając nadzieje, że w końcu dochodziliśmy do sedna i zaczynaliśmy łapać. A przynajmniej Ślizgon, który z transmutacji jest lepszy ode mnie, ja zaś niczym nie wyróżniam się na tle innych ludzi. Skosztowałem trunku i skrzywiłem się nieznacznie, będąc przyzwyczajonym raczej do wysokiej jakości trunków. Może gdybym jeszcze nie był synem właściciela wielkiej firmy rozsyłającej magiczny alkohol po świecie, mógłbym być w stanie wypić to coś, jednak w obecnej sytuacji ciecz nie chciała przejść mi przez gardło. - Postaram się coś jeszcze zdziałać - rzuciłem, choć sam nie byłem do tego przekonany. Póki co, moim największym osiągnięciem było stworzenie gazowanej wody, co nie brzmiało zbyt optymistycznie. Wyciągnąłem różdżkę przed siebie i zacząłem powtarzać sobie w myślach inkantację Aqua Vini, tak jakbym chciał ją sobie zaprogramować. Stałem tak z dziesięć sekund z zamkniętymi oczami i zrobiłem ruch nadgarstkiem wymawiając słowa zaklęcia. Coś błysnęło, przez chwilę miałem wrażenie, jakby wreszcie mi się udało - popatrzyłem do kielicha, w którym była czerwono-krwista ciecz. Przyłożyłem ją sobie do buzi, wąchając najpierw - była bezwonna. Upiłem drobny łyczek i natychmiastowo się zawiodłem - smakowało to jak zwyczajny sok malinowy. Popatrzyłem z rezygnacją na Felixa. - To nie dla mnie chyba, nic mi nie wychodzi. Chyba dziś nie będzie mi dane upić się napojem bogów, który tobie udało się wyczarować.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Na całe szczęście Max nigdy nie musiał się martwić o rasizm w domu. Prędzej padał jego ofiarą jeżeli chodziło o czystość krwi. Jego zastępcza rodzinka była wniebowzięta, gdy okazało się, że Felek posiada magiczne moce i to takie prawdziwe, a nie jakieś tanie sztuczki dla iluzjonerów z ulicy. -Zauważyłem, że nie patrzysz na mnie krzywo jak niektórzy "kumple". - Dla Maxa było to idiotyczne, żeby oceniać inną osobę przez pryzmat statusu krwi, ale rozumiał, że niektórzy byli tak wychowani i nie potrafili inaczej. Kolejna próba zamiany wody w wino poszła mu podobnie. Zaklęcie było udane, ale jakoś trunku nie powalała. Musiał oczywiście poddawać swoje próby degustacji, bo jak inaczej wiedziałby, czy coś się poprawiło? -Sok malinowy to bliżej wina niż woda gazowana! - Poklepał Shawna po plecach. Zaklęcie było dość trudne i nie oczekiwał, że od razu im wyjdzie. Pocieszała go jednak myśl, że udawało im się osiągnąć jakiekolwiek efekty. -Nie martw się, chętnie się z Tobą podzielę. - Max po raz ostatni podniósł różdżkę i wymruczał zaklęcie. Woda w kielichu natychmiast zmieniła się w wątpliwej jakości winiacza. Somelier by raczej tego nie tknął, ale dla Solberga wystarczał fakt, że były tam procenty. Jakiekolwiek. -To do dna brachu! - Podzielił się z Shawnem swoim ostatnim dziełem. Zaczynało się robić późno i Max wątpił, że uda mu się dzisiaj wyczarować winko z najwyższej półki. Poza tym, Shawn też był już zmęczony. Zwinęli więc graty, pożegnali się i rozeszli każdy w swoją stronę.
// zt x2
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Cudownie... Szlaban. Zamierzała wejść do spiżarni, wziąć dżem i wyjść. Tymczasem nie dość, że trafiła na Lucasa. Nie dość, że zatrzasnęli się w środku. Nie dość, że zmusił ją do rozmowy (nie, żeby wcale nie musiała mu odpowiadać na nic). Nie dość, że naruszył jej przestrzeń osobistą i zmusił do przypomnienia sobie tego, co działo się rok temu... To jeszcze dostali szlaban! Co więcej, oskarżono ich o schadzki! ICH! Ją i cholernego Lucasa! Ostatnie, co między nimi wydarzyłoby się w tej spiżarce to... Uh. Do teraz ją mdliło - przynajmiej tak sobie wmawiała. Że to właśnie mdłości czuła idąc w stronę Izby Pamięci, gdzie mieli spędzić następne godziny na polerowaniu pucharów czy innych metalowych drobiazgów. Mdłości! Nie motylki czy cokolwiek innego wskazującego na pozytywne uczucia. Kuźwa... Znowu razem. I do tego z pełnym zakazem używania magii. I za co to wszystko? Następnym razem zanim pójdzie robić coś nielegalnego najpierw upewni się, że nie natknie się na tego ślizgona. Weszła do Izby Pamięci ze spiętymi w wysoki kok włosami, będąc ubrana w swoje ukochane trampki (czasem można by się zastanowić, czy ona w ogóle posiada inne buty), krótkie dresowe spodenki i koszulkę z napisem "If I were a zombie, i never eat your brain...". Strój idealny do sprzątania - wygodny i pozwalający skakać po drabince, czy cokolwiek będzie musiała zaraz robić. Wycieraine pucharów, przepisywanie starych papierów... Idealny wieczór. A mogłaby teraz włóczyć się gdzieś ze swoją bandą wariatów. CU DO WNIE. Miała ogromną nadzieję, że Lucas postanowi narazić się nauczycielowi i się tu nie pojawi.
Taaak, to był bardzo zły pomysł. - myślał Sinclair wspinając się na trzecie piętro. Musiał leźć do tego schowka po to żarcie dla Landryny. To wszystko przez to pierzaste ptaszysko! Gdyby go nie denerwowała i nie dopominała się cały czas o jego atencję to nie wpadłby na pomysł, żeby wkradać się do spiżarni i szukać dla niej czegoś do jedzenia. A gdyby nie wpadł na tak genialny pomysł, to nie musiałby się chować tej klitce w pośpiechu przed Gwizdkiem i nie spotkałby swojej byłej. Tak, miał to zajebiste szczęście, że znalazł się w tym samym miejscu i w tym samym czasie z dziewczyną, z którą unikali się od prawie już półtora roku. I jeszcze gdyby tego było mało, jakimś cholernym trafem drzwi w tej głupiej spiżarni zatrzasnęły się, uziemiając ich tam na te pół godziny. Lucas podchwyciwszy okazję, chciał spróbować wyjaśnić sobie z Sorrento to co zaszło miedzy nimi w tamtym roku (a że przy okazji wyszło, że trochę poznęcał się nad nią psychicznie, to już inna sprawa). Mógł po prostu zostawić to i potulnie pogodzić się z tym, że Gryfonka szczerze go nienawidzi (bo przecież tego chciał, kiedy uknął swój genialny plan spotkania z inną dziewczyną, po to, aby Tori była na niego wściekła i zerwała z nim kontakt), ale przecież nie byłby sobą gdyby nie próbował sprawić, żeby blondynka wyznała mu czy wtedy szczerze obdarzyła go uczuciem. I po tej rozmowie, wiedział dobrze, że każde słowo, które wypowiedziała wtedy dziewczyna mijało się bardzo z prawdą. Planował tego popołudnia sprawić, aby Tori wreszcie była z nim szczera. Stanął przed drzwiami Izby Pamięci, po czym wziął krótki wdech i opuścił lewą rękę, którą jeszcze przed chwilą podtrzymywał bolesną po lekcji miotlarstwa, prawą kończynę, zgiętą w łokciu. Otworzył drzwi normalnie, jak gdyby nigdy nic, choć ręką dawała jeszcze o sobie znać. Wszedł do środka, zauważywszy jasnowłosą Gryfonkę. - Sorrento, jak miło Cię widzieć. - zadrwił, wiedząc, że ona tak samo cieszy się z jego widoku.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
On uważał, że to wina ptaka. Ona, że jego. Więc wychodzi na to, że Landryna była podwójnie winna. Biedny ptak, który był po prostu głodny - a wywołał takie zamieszanie. Zresztą, zamieszanie to mało powiedziane. Całe szczęście, że nie dostali ujemnych punktów dla domów, bo wtedy to Vittoria by go chyba zabiła przy pierwszym kontakcie. Tak jak zazwyczaj rzucała się na ludzi z radosnym okrzykiem i tylko po to, by ich przytulić, tak on dostałby znienacka zaklęciem po plecach... O ile zdążyłaby to zrobić zanim któryś z gryfonów dorwałby ją. Na wszelki wypadek jednak, gdyby któryś nauczyciel wpadł na to żeby jednak ukarać ich jeszcze bardziej, nikomu nie przyznała się do sytuacji w spiżarni. Nawet Sophie, która doskonale wiedziała co czuła do Lucasa i jako jedyna miała pojęcie, dlaczego jest jej jedynym ex dla którego jest aż taka cięta. Zresztą... Chyba nie było o czym mówić, choć w głębi ducha zastanawiała się co by się stało, gdyby nie zaczęły latać wokół nich przedmioty. Szybko jednak odpędzała od siebie te myśli, a po wszystkim jedynie co, to zrobiła sobie zdjęcie z zielonymi plamami i wrzuciła na wizzbook, bo było na prawdę zabawne. Gdy drzwi się otworzyły zerknęła w ich stronę z zaciekawieniem, które natychmiast przeszło w niezadowolenie. Tylko pogłębione sposobem, w jakim się z nią przywitał. Fuknęła pod nosem w pierwszej chwili, dopiero potem obdarzając go równie uprzejmą odpowiedzią. -Sorrento ma imię, Sinclar - Nie ma to jak dopominać się o imię, gdy samemu mówi się do kogoś po nazwisku - Aczkolwiek pewnie mylą Ci się Twoje wszystkie zabaweczki, więc może Ci przypomnę. Vittoria - Kiedy imię wybrzmiewało w całości to znak, że robi się groźnie. Tym bardziej, że w 99% przypadkach mówiła o sobie "Tori" i tak też się zwyczajowo przedstawiała. -Nie spieszyłeś się, co? - Uprzejmości ciąg dalszy - Mamy robotę - Mruknęła podnosząc z ziemi szmatę i rzucając ją w jego stronę. Po tym jak ostatnio stał blisko niej, a ona miała wrażenie że ciało odmawia jej posłuszeństwa, postanowiła trzymać się jak najdalej od niego.
No i najlepiej zwalić winę na biedną sowę. Tylko po Ślizgonie można było się spodziewać czegoś takiego. Szykanie winnego tej całej afery z Tori szło mu wyśmienicie, bo wystarczyło, że wmawiał sobie, że on nie ma sobie nic do zarzucenia. W końcu nie miał ciągnąć tego ich "związku" właśnie dlatego, żeby ani on ani Gryfonka nie zaangażowali się za bardzo, bo potem byłoby dużo, dużo trudniej to odkręcić. Wtedy też nie było łatwo, bo jednak jak widać, coś dalej było na rzeczy, ale Sinclair był święcie przekonany, że zrobił dobrze. Sam też nie darowałby sobie, gdyby stracili punkty, bo też zależało mu na tym, aby uzbierać ich jak najwięcej dla domu, a nie zgarniać ujemne, zwłaszcza przy okazji takiej pierdoły. A chłopak doskonale wiedział, że blondynka najchętniej ukręciłaby mu kark, więc miał się już od dawna na baczności na szkolnych korytarzach. Gdyby nie te atakujące ich przedmioty pewnie udałoby by mu się wyciągnąć więcej z Tori. Takie miał przeświadczenie. Wydawało mu się, że Gryfonka chce kłamać, bo tak jest jej wygodnie, ale jej zachowanie ją zdradzało. Także ton głosu i to jak patrzyła na niego, działało zdecydowanie na jej niekorzyść. Gdyby nie zamach tych wszystkich puszek i orków z mąką, prawdopodobnie posunął by się do bardziej radykalnych czynów, aby dowiedzieć się tego co chciał z niej wyciągnąć. I zdecydowanie przekraczałoby to jej przestrzeń osobistą... Usłyszawszy jej ociekające jadem powitanie, usprawiedliwił siebie w duchu za swoje. To prawda, on zaczął, jednak to było wiadome, że ona także potraktuje go lekceważąco. Puścił mimo uszu pierwszą część jej wypowiedzi i widząc jak wstaje i chwyta za kawałek materiału i rzuca go w jego kierunku, automatycznie poderwał ręce do góry, żeby schwytać rzucany przedmiot. Jednak ten ruch spowodował piekący ból przedniej części ramienia i chłopak skrzywił się, a szmatka wylądowała u jego stóp. - Muszę Cię zmartwić, dzisiaj nie jestem w najlepszej formie, więc musisz z większością rzeczy radzić sobie sama. - oznajmił, schylając się po ścierkę i podtrzymując drugą ręką kontuzjowaną kończynę, wyprostował się - O ile ściągniesz mi na dół kilka tych jakże pięknych pucharów, to będę polerować, ale nie ma mowy o sięganiu wysokich półek z tą ręką. Nie dam rady. - dorzucił, podchodząc bliżej oszklonej szafki, a tym samym bliżej dziewczyny.
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
No cóż Lucas, pomyślałeś za późno. Nigdy nieangażująca się Vittoria jednak się zaangażowała - choć jeśli wszystko pójdzie po jej myśli, to ten się nigdy o tym nie dowie. W sumie nie można było jej się dziwić. Był przystojny. Był inteligentny. Zaczepny, a jednocześnie uroczy. Był jedynym facetem, który potrafił ją speszyć bez szczególnych starań. Jedynym, który nie nudził jej się nawet jeśli widywali się codziennie. Jedynym, z którym czuła, że może pogadać o wszystkim i jedynym, z którym mogła sobie po prostu pomilczeć. No i znał ją dzięki temu świetnie. Poza tym wiecie - gryfonka i ślizgon, teoretycznie niczym słońce i księżyc. Niby nie mogli istnieć jednocześnie, a z drugiej strony jedno bez drugiego... Vittorii myśli szły o krok dalej - czy gdyby zrobił jeszcze te pół kroku które ich wówczas dzieliło, czy dałaby radę się opanować? Nie zapanowała nad potokiem słów, nad swoim spojrzeniem, nad reakcjami organizmu. Możliwe więc, że zrobiłaby o jedną rzecz za dużo. Taką, której bardzo by żałowała. Jeśli pozwoliłaby mu się choćby dotknąć, przegrałaby wojnę którą toczyła z nim już tak długo - zazwyczaj w ukryciu, ale ostatnio trafiali na siebie coraz częściej i nie podobało jej się to. Nie rozumiała, dlaczego akurat teraz Lucas znów śmiał wkroczyć w jej życie - no bo w końcu to on władował się do spiżarni gdy ona tam była, a nie odwrotnie. Uniosła brew z zaskoczeniem gdy nie złapał szmatki. Widziała grymas na jego twarzy, zawsze zwracała szczególną uwagę na subtelne zmiany w jego mimice. Zauważyła też, że dziwnie trzyma się za jedną z rąk. Nie jest w formie? Przełknęła ślinę. - Świetnie... Mogłeś w ogóle nie przychodzić, skoro masz mi tak pomagać... - Burknęła przewracając na niego oczami koniecznie tak, by to zauważył, po czym odwróciła się plecami do niego szukając wokół siebie czegoś, na czym mogłaby stanąć żeby dosięgnąć do najwyższej półki. Udało jej się dostrzec jakąś skrzynkę. Może to nie był najbezpieczniejszy pomysł świata, ale nie bardzo się teraz tym przejmowała. Właściwie, to nigdy się nie martwiła o swoje bezpieczeństwo dlatego też przesunęła ją sobie do szafki. Nim jednak weszła na nią odwróciła się jeszcze w stronę Lucasa. Widać było, że nad czymś bardzo intensywnie myśli - szczególnie w jej oczach można było dostrzec jak się w niej kotłuje. Zresztą, to działo się już od momentu, gdy się od niego odwróciła, ale wtedy nie mógł tego dostrzec. W końcu wypuściła z siebie głośno powietrze i zaraz po tym się odezwała. - Bardzo Cię boli? - Nie było to wścibskie "Coś sobie zrobił idioto?". I nie nienawistne "I dobrze Ci tak". Nawet nie ignoranckie "Mam gdzieś coś odwalił, wskakuj na skrzynie". I choć starała się, żeby jej głos pozostał niewzruszony albo nawet zimny, tak znając ją dobrze można było usłyszeć nutkę zmartwienia. Tak. Martwiła się o niego. Nawet jeśli to kolejna z rzeczy, do której by się na głos nie przyznała.
Nigdy nie można było przewidzieć zaangażowania drugiej osoby. To przecież proste, że ani ona nie wiedziała jak Lu będzie po jakimś czasie traktował tę relację, ani chłopak nie mógł domyślić się jak w rozwiną się jej uczucia z biegiem czasu. Wiedział, że normalni ludzie zawsze oczekują, że zaangażowanie raczej będzie rosło, jednak on nie należał do tej grupy ludzi. Miał świadomość także, że wzbudzał dość duże zainteresowanie wśród dziewczyn, więc mógł po tym stwierdzić, że ma cechy, które są u nich pożądane i to zwykle dodawało mu jeszcze więcej pewności siebie, którą niestety przekuwał w tę niezbyt pozytywną stronę. Czasami zdarzało mu się wykorzystywać to, że akurat któraś niewiasta wodziła za nim maślanymi oczyma i prosił wtedy o jakieś przysługi. Bo dlaczego niby miałby nie skorzystać z okazji? Skoro i jemu to przyniesie korzyści i ona będzie szczęśliwa, że mogła z nim porozmawiać, pożartować i miło spędzić czas, to dlaczego by nie? Jednak Tori chyba nie zdawała sobie do końca sprawy, jaki tak naprawdę był Sinclair. Owszem, widać było, że go nienawidziła i po tym co jej zrobił miała go za dupka, ale nie miała świadomości jak bardzo beztrosko przychodzi mu interakcja z jakąkolwiek dziewczyną. Niemalże automatycznie. Czasami nawet zbyt wiele nie myśli, po prostu robi to co ma w naturze. Z Vittą było podobnie. I właśnie to uwielbiał w Tori najbardziej. Zawsze była zapaloną wojowniczką, która jak tylko coś sobie postanowiła, to tak właśnie miało się stać. W spiżarni też uparcie trwała przy swoim, próbowała słowami zatuszować swoje zachowanie i do końca twierdziła, że nie da się przechytrzyć jego sztuczkom. Jednak koniec końców, tak niewiele brakowało, żeby mógł zobaczyć co tak naprawdę, podświadomie zrobiłaby gdyby nadarzyła się okazja bliskości z byłym chłopakiem. To nie tak, że chciał znęcać się nad nią, po to aby postawić na swoim. Chciał tylko udowodnić jej, że kłamstwo jakie sobie wmawia nie pozwoli jej zapomnieć i uleczyć tej rany. Musi spróbować w inny sposób. Widział na sobie wzrok Gryfonki, kiedy schylał się po rzuconą do niego ścierkę. Wiedział, że zauważyła jego kontuzje i wgłębi duszy wcale nie oczekiwał jakichś nadzwyczajnych przywilejów, jednak bardzo polubił ostatnio robienie jej na złość. Skoro ona tak bardzo chciała mu pokazać jak go nienawidzi to on też nie chciał pozostać jej dłużny. - Gdybym nie przyszedł, to mogliby nam obojgu nie zaliczyć tego szlabanu, a nawet wlepić nam drugi - poinformował ją, kiedy jej wzrok padł na jakąś starą skrzynię. Jak tylko przysunęła skrzynię do szafki, popatrzył na nią z niedowierzaniem i szybko, popchnął nogą klocek aby ten wylądował jak najdalej od dziewczyny, zanim ta zdąży wpaść na pomysł, aby na niego wychodzić. - Chyba nie masz zamiaru wylądować od razu w skrzydle... - mruknął, nie odwracając od niej wzroku uparcie, westchnął przeciągle i nagle zniknął za jedną z wielkich szaf na medale. Zaraz postawił przed nią niewielką, stojącą drabinę. Na szczęście znajdowała się tam gdzie zawsze i w nie musiał jej daleko nosić, więc naciągnięty mięsień tylko trochę dawał o sobie znać przy podnoszeniu przedmiotu. Jaka szkoda, że nie mógł wyciągnąć różdżki. Kolejne słowa blondynki, wprawiły go w lekkie zakłopotanie. Zdecydowanie nie spodziewał się, że dziewczynę może obchodzić jego stan. Nie dał jednak po sobie poznać, lekkiego osłupienia i spojrzawszy mimochodem na prawą rękę, przeniósł na nią wzrok. - Już mniej. Ale jestem dopiero po jednej porcji eliksiru, więc dopiero tam wszystko zaczyna wracać na swoje miejsce. - odparł, przyglądając się dziewczynie. Miał dziwne wrażenie, że oczekuje od niego czegoś na co jego nie jest stać. I wcale nie chodziło tutaj o jakieś głupie pucowanie pucharów, ale o ich sytuację. Obawiał się, że Gryfonka, może gdzieś w głębi duszy chcieć wrócić do tego co było kiedyś/ Ale nawet choćby było na tych samych warunkach to czy Lu byłby w stanie się na to zgodzić?
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Rozmowa to podstawa każdej relacji, no nie? Ciekawe jak teraz byłoby między nimi, gdyby ona wyjawiła mu to, co ćwiczyła w myślach wiele razy nim dowiedziała się, że z jego strony to było jedno wielkie nic - że był w stanie całować ją tak, że nie potrafiła oddychać, a następnego dnia obściskiwać się z kimś innym. Co by sobie o niej pomyślał, gdyby powiedziała mu: "Słuchaj Luca, wiem że rozmawialiśmy o tym, że mamy się w sobie nie zakochiwać, ale... Zależy mi na Tobie i nie chcę być tylko przelotną znajomością. Znaczysz dla mnie więcej niż jakikolwiek inny facet w moim życiu. Moglibyśmy spróbować wiesz... Zostać taką normalną parą? Chcę być z Tobą. I być Twoja.". Te słowa jednak nigdy nie wyszły z jej ust na głos, a sytuacja potoczyła się jak się potoczyła. Ona co kilka dni bywała na zupełnie bezowocnej randce z kolejnym facetem przy okazji jego omijając szerokim łukiem, ewentualnie rzucając niepochlebne uwagi na temat jego osoby. Spiżarnia była błędem. Tuszowanie tego, co na prawdę myśli - wręcz przeciwnie według niej. I zamierzała to kontynuować tak długo, jak tylko będzie w stanie. Zamierzała dawać mu do zrozumienia przy każdej możliwej okazji, że nic dla niej nie znaczy. Czy jednak go nienawidziła... Nienawiść, to bardzo mocne słowo. Choć między nim a miłością jest bardzo cienka granica, po której spacerowała sobie czekając, aż w którymś momencie się potknie i spadnie na którąś ze stron. - O nie, ostatnie na co mam ochotę to drugi szlaban z Tobą - Odpowiedziała natychmiast podkreślając po raz kolejny, jak bardzo nie odpowiada jej towarzystwo Lucasa. Jego pomoc przy wchodzeniu po puchary też jej nie odpowiadała, to też widząc lecący ku niej klocek zerknęła na niego poirytowana. - Co cię to w ogóle obchodzi, co? - Warknęła nie chcąc, żeby się troszczył o jej zdrowie. Nie potrzebowała tego z jego strony... Ale na skrzynkę nie weszła. Poczekała na drabinę. Dziewczyna zdecydowanie była mistrzem mówienia jednego, myślenia drugiego, a robienia jeszcze trzeciego w jego przypadku. Co było równie mocno widać po jej pytaniu, jakie skierowała w jego stronę. Wysłuchała jego odpowiedzi bez przerywania mu, wpatrując się przy tym w jego oczy dość intensywnie, jakby czegoś szukała. Potem jednak odwróciła się w stronę drabiny by wejść na nią i ściągać na dół dwa najbardziej zakurzone puchary. Dopiero wtedy odpowiedziała, choć pewnie już nie czekał na odpowiedź. - To dobrze - To był szept, może nawet była przekonana, że jej nie dosłyszy. Czy chciała czegoś od niego? Czy chciałaby znowu poczuć jego bliskość? Cóż. Mówimy o osobie, która zdeptała jej uczucia, a potem jeszcze roztarła podeszwą na chodniku. Czy odpowiedź nie jest oczywista? Czy nie powinna być jedyna? Kto normalny by się nad tym zastanawiał...