Izba Pamięci znana jest przede wszystkim z nudnych i długich szlabanów, polegających na polerowaniu medali, pucharów i odznak byłych uczniów Hogwartu. Jednak czasem, warto spojrzeć na to pomieszczenie z odrobinę innej perspektywy i zastanowić się nad wspomnieniami tu zachowanymi. Niektóre są niewiele młodsze od samego zamku! Na pewno każdy znajdzie coś, co go zainteresuje.
Zapadła przeraźliwa cisza, i trawała, a Mia chciała uciec, ale nie miała wystarczająco dużo siły, by wprawić mięśnie nóg w ruch. Jedyne na co się zdobyła, to uniesienie dłoni do twarzy, przyciśnięcie jej do ust i czekanie. Na dźwięk zatrzaskiwanych drzwi, na odgłos kroków, na słowo, na dotyk, na cokolwiek, byle tylko przerwało to milczenie. I doczekała się. Fabiano przeprosił. Przeprosił. To jedno, głupie przepraszam kołatało się w jej głowie, nawet zapomniała o jego pytaniu. Tylko to głupie przepraszam, będące chyba najgorszą rzeczą, którą Mia mogła usłyszeć po tym, co zrobiła. Już prawie zdobyła się na to, by coś odpowiedzieć, gdy usłyszała klaskanie. Odwróciła się w stronę, z której dobiegał dźwięk - to Chiara, Chiara Ana Morello, chyba ostatn ia osoba, którą Mia miała ochotę teraz oglądać, tym bardziej słuchać. Jej słowa uświadomiły jej, jak to wygląda faktycznie, nawet jeśli miały być tylko złośliwością, wymierzoną nawet nie w nią. Chciała coś powiedzieć, ale jedynym słowem, jakie pamiętała, było "przepraszam". Patrzyła więc tylko z pogardą na to godne podziwu przedstawienie.
Nie mam pojęcia co zrobiłabym w sytuacji, w jakiej znalazł się Fabiano. Mam nadzieję w takiej nigdy się nie znaleźć. Stał jak głupek intensywnie myśląc: CO TERAZ? Ha, nie miał dużego pola manewru. Myślałby tak aż do skończenia świata, gdyby nie ta, która zawsze wie gdzie i kiedy się pojawić. Trzask zamykanych drzwi i klaskanie. Nie musiał się odwracać, żeby wiedzieć, kto ich nawiedził. Ile to razy układał w myślach scenariusze ich ponownego spotkania? Głupi zapomniał, że przy Niej niczego nie można być pewnym, z góry czegoś zakładać. A teraz Chiara Ana Morello stoi sobie jak gdyby nigdy nic i kpi sobie z nich. Fabiano uporczywie próbował zachować twarz pokerzysty. Trochę mu to nie wychodziło, ale doceńmy chociaż to. Gdy spojrzała mu w oczy, te starania poszły na marne. Całkowicie mimo woli i oderwanie od chwili popatrzył na nią z czułością, lecz się opamiętał a jego twarz przybrała wyraz urazy. - Chiara Ana Morello. Haha, witam - wymuszony sarkazm?, oj, nie wyszło. Brzmiało to trochę komicznie, w efekcie czego Włoch się troszeczkę speszył. Zdążył jeszcze popatrzeć ze współczuciem na Mię, na tyle znacząco, aby przesłać jej, że słucha na własną odpowiedzialność. Biedna Mia. Z jednej strony Fabiano chciał tę niemożliwą Chiarę objąć i pocałować, z drugiej, mając jeszcze na wargach smak ust Krukonki, miał ochotę na Ślizgonke nawrzeszczeć. Za wszystko. Albo przestraszyć. Albo wyjść bez słowa. - I co teraz zamierzasz, hm? Rzucić się na mnie jak przednim razem? Hm, też zaczniemy od kłótni? - po tych słowach zabawnie, acz wymownie ruszył brwiami. Nie wiem, co się z grzecznym chłopcem stało.
Obrzuciła Mię obojętnym spojrzeniem, lustrując ją od góry do dołu. Wyglądała żałośnie. Brakowało jeszcze tylko tego, żeby była zasmarkana i jej obraz by się dopełnił. Ale dzielnie się trzymała, chociaż ukrywana pod osłoną pogardy niepewność nadal była widoczna. Och, awansowała? Ta-Która-Zawsze-Wie-Gdzie-I-Kiedy-Się-Pojawić. Trochę za długie, ale w tłumie ujdzie. W każdym razie miło, że miała taki instynkt, przynajmniej miała przyjemność uczestniczenia w takich scenkach jak powyższa. Słodkości. Scenariusze? Paliła je wszystkie, przechodziła po popiole, który z nich został i tańczyła na stercie spalonych liter taniec zwycięstwa. Właściwie… pasowali do siebie. Obydwoje nie potrafili utrzymać się w roli, którą chcieli zagrać. Obydwoje żałośnie próbowali ukryć swoje słabości i obydwoje psuli to, czego się dotknęli. Bo przyznajmy, że potrafili w pięknym stylu zniszczyć przyjaźń, jaka między nimi zakwitła. Zdawali sobie sprawę z tego, że to, co było już nie nadejdzie? Widziała ją. Tę czułość. Sekundowy przebłysk. Ale była bardzo dobrym obserwatorem, nic jej nie umykało. Gdzieś w głębi cieszyła się, że jeszcze widzi taką reakcję na jej widok. Ale twarz pozostawała pogardliwa, pełna ślizgońskiej wyższości. Pokręciła głową z politowaniem na jego próby zachowania twarzy. Czy on się nigdy nie nauczy, że to mu nie wychodzi? Chciała się zaśmiać, ale w końcu zrezygnowała. Nie chciała być aż tak wredna. Z tego, co zdążyła zauważyć, Fabiano i tak się speszył. Ucieczka? Niemęskie. Oj, niemęskie. Po kolejnych jego słowach nie wytrzymała. Parsknęła nieprzyjemnym śmiechem. - Zauważ, że ja nigdy nie rzucam się na ofiary. One same do mnie przychodzą. Poza tym… było, minęło, prawda? To już się nie liczy. Ty masz kogoś nowego, ja mam kogoś nowego. – Wzruszyła ramionami. Tak, dobrze jej wychodziło granie obojętnej. Lata praktyki. Tylko dlaczego wewnątrz niej rosła ogromna kula bezsilnej wściekłości? - Aha, Mia… pamiętaj, że jeśli powie ci, że cię kocha, to jeszcze nic nie znaczy. Jak widać, u niego miłość znika z czasem, prawda Fabiano?
Nie wdając się w dewiacje na tematy prze najróżniejsze, przejdę do fabuły. Otóż, Fabiano Martello bardz-bardzo starał się nie wypaść z roli dowcipnisio-cwaniako-uwodziciela, ale niestety jakoś mu to nie wychodziło. W efekcie czego zua i nikczemna Czarka go przejrzała na wylot (w sumie zawsze to robi). A tak wracając do niefabuły, to TAK, pasowali do siebie. Słuchał jej słów, śmiechu, obserwował ją, a sam wewnętrznie trząsł się z niepewności. Do tego sam nie wiedział, czy tę niepewność nie lubi. A może to właśnie nie chodzi o bliskość, między Chiarą a nim. Chodzi właśnie o te unikanie, niepewność, przyciąganie, według Ślizgonki, niewątpliwie - zabawę. Może oni nie umieją inaczej? Rozmyślając nad tym w czasie, gdy ona wypowiadała, jakże podobną do niej kwestię, wpadł na genialny plan. Ale na tę aluzję dotycząca aktualnych partnerów, na jego twarzy ukazała się zbolała mina, którą prawie natychmiast opanował. - Tak tak, dobrze, jak uważasz. - powiedział bardzoneutralnym tonem po czym zrobił megatajemniczą minę i uśmiechnął się w ten sam sposób. Gdy pokazał Czarce to wszystko, pocałował ją króciutko próbując wlać w nią ich wspólne wspomnienia, znów uśmiechnął się tajemniczo, odwrócił się na piecie i wyszedł.
Och, dlaczego? Dewiacje są takie przyjemne! Łudził się, że mu się uda? Że oszuka tak doświadczoną aktorkę, jaką jest Chiara? Że da radę zmylić jej bardzo wrażliwy na wszelkie przekręty radar? Naiwny, naprawdę. Jak dziecko albo nawet gorzej. Udawała częściej, niż była sobą, więc naprawdę trudno było ją oszukać. Zua? Nikczemna? Nie. Po prostu bystra. Powinnaś powiedzieć, że NIE, nie pasowali do siebie. To było o Mii i Fabiano! Smuteczek. Niepewności nie da się lubić. Wątpliwości nie są przyjemne i nie niosą ze sobą nic, poza kłopotami. W życiu trzeba wybierać. Uważnie, ale też szybko, by życie nie uciekało przez palce. Przez wahania traci się czas. Pytać Chiarę o chęć związania się z kimś, to jak wejść do rzeki pełnej aligatorów. Samobójstwo. Nie, ona nie umie inaczej. Inność boli. Genialny pomysł? U niego? Oho, powinna zacząć się bać. To jeszcze nigdy nie skończyło się dobrze. Czyżby to go zabolało? No tak, czemu się temu dziwiła? Przecież wiedziała, że nadal ma na niego ogromny wpływ, że nadal mu na niej zależy. Mimo to, jego zachowanie wzbudzało w niej zaskoczenie. Może dlatego, że sama nie mogła pozwolić sobie na podobne działania i uczucia? Już chciała coś odpowiedzieć, a raczej odburknąć, ale zamknął jej usta szybkim pocałunkiem. Zamurowało ją, nie wiedziała, co się dzieje. Ale podobało jej się. Oj, tak. Kiedy już wybudziła się z tego transu, co trwało parę sekund, obrzuciła Mię pogardliwym spojrzeniem i wyszła z pomieszczenia. Na jej ustach pojawił się uśmiech.
Jakiś czas po napisaniu do Clary listu w którym podała miejsce spotkania, zawędrowała do Izby Pamięci. Już nawet nie pamiętała kiedy była tu ostatni raz... znaczy, na pewno dawno temu. Rok, może dwa? To było wtedy, kiedy znalazła puchar Edgara. Spojrzała na gablotki znajdujące się w pomieszczeniu. Znowu była ich odpowiednia liczba, jakby ktoś naprawił tą kiedyś zniszczoną. Ciekawe czy to była sama magia czy ktoś jej pomagał? W torbie zarzuconej na ramię miała wszystko co potrzebne, ale jak na razie, położyła ją na podłodze przy ścianie, a sama udała się do jednej ze szklanych gablotek. Gdzie on był... czy nagrody były ustawiane nazwiskami? A może datami? Szkoda, że nie znała zaklęcia, które mogłoby szybko znaleźć to, czego szukała. Westchnęła i tak czekając na przyjaciółkę, czytała napisy na nagrodach.
Kilka minut upłynęło, zanim Clara dostała wiadomość od Bell i udała się do Izby Pamięci. No cóż, sowa Gryfonki - Amelie, nie należała do sów, które mogły się pochwalić swoją rozgarniętością i zanim sowa dostarczyła list do odbiory, musiała z dziesięć razy zatrzymać się, ponieważ coś na ziemi przyciągnęło jej uwagę. W każdym razie Clara również dawno nie odwiedzała Izby Pamięci. Ostatnim razem odrabiała tutaj chyba jakiś szlaban... - Bell ! - już od wejścia zawołała przyjaciółkę, która czytała napisy na nagrodach.
Niewątpliwie... pucharów było mniej niż kiedyś. Jakby ktoś je zwyczajnie ukradł. To swoją drogą dziwne, że w takim opmieszczeniu nie było żadnych zabezpieczeń, przecież część nagród musiała być zrobiona z metalów szlachetnych... a znowu sporo ludzi zostawiało tu puchary, odznaki itd. Na ich miejscu, Bell wolałaby coś takiego trzymać we własnym pokoju nawet, gdyby potem, dzięki temu jej dzieci, wnuki, czy ktoś tam mogli dowiedzieć się, jaka to świetna była w niektórych dziedzinach. Znalazła w końcu niewielki puchar "za wybitne osiągnięcia w obronie przed czarną magią", żadnych szczegółów, tylko to. A pod spodem imię i nazwisko Edgar Wolff. Akurat wtedy pojawiła się Clara. Bell odwróciła się do niej i posłała jej uśmiech. - Hej. Zobacz co znalazłam. Kojarzysz to nazwisko? - podała gryfonce puchar i wskazała odpowiedni napis palcem. - Jest taki nauczyciel, no nie? Poznałam go dopiero kilka dni temu.. ciekawy zbieg okoliczności z tymi nazwiskami... Myślisz, że to tylko przypadek? - zapytała, międzyczasie patrząc na inne nagrody. Jeśli chodził do Hogwartu, to, była pewna, musiał należeć do drużyny quidditcha. Tylko gdzie były te tabliczki? Otworzyła jakąś drewnianą szafeczkę, w której oczywiście było jeszcze więcej trofeów.
- Może nie przypadek...Ten Wolff jest nauczycielem quidditcha prawda? W takim razie ten Edgar mógł być jego dziadkiem czy kimś tam, który też przebywał w Hogwarcie. - Clara wzruszyła ramionami, podeszła bliżej przyjaciółki i zajrzała jej przez ramię. - Widocznie był rewelacyjny w Obronie przed czarną magią. - Bell...a tak właściwie szukasz jakiejś konkretnej nagrody ? - zapytała, wciąż przyglądając się dziewczynie, która otworzyła jakąś szafkę z której nieomal wysypały się następne puchary i medale.
Pokręciła głową, zastanawiając się jednocześnie nad wiekiem jednego i drugiego Wolffa. - Nie, za mała różnica wieku, to było nie możliwe... szczególnie biorąc pod uwagę, że to może być najzwyklejszy przypadek. Tak, musiał być rewelacyjny - urwała na chwilę, a kiedy znowu zaczęła mówić, robiła to zdecydowanie ciszej. - Wiesz, Edgar był, a może nawet ciągle jest, moim wujkiem - znowu zamilkła. Wyjęła przestawiała jakieś nagrody na bok, wyciągała inne, przyglądała się napisom, po czym znowu je odstawiała. - Szukam tabliczki pamiątkowej drużyny quidditcha... och, jest! Patrz to rok 2005, Hufflepuff (w sumie to nie jestem pewna, ale powiedzmy...). No i jest Shane. - Przejechała palcem po jego nazwisku. Ścigający, kapitan drużyny. Wzięła tabliczkę i wsadziła ją do torby, to samo zrobiła z wcześniej znalezionym pucharem. - Tak, więc... no tego szukałam. A ty nigdy nie próbowałaś tu znaleźć znajomego nazwiska? Grzebała jeszcze w swojej torbie, aż wyjęła dwie poduszki (położyła je na podłodze tak, żeby mogły na nich usiąść, jedną z nich sama od razu zajęła), szklaną kulę, filiżankę zdobioną w kolorowe wzorki, paczkę z herbatą w fusach. Oczywiście, wszystkie te rzeczy zmieściły się tylko i wyłącznie dzięki zaklęciu zmniejszająco-zwiększającemu. Czy tam na odwrót, kto by to pamiętał! - To co, zacznijmy. - To zdecydowane bardziej było twierdzenie niż pytanie. - Co... co chciałabyś wiedzieć dokładnie?
Pomimo tego, że Bell nieco ściszyła głos, Clara usłyszała ją doskonale. - Ten Edgar to twój wujek ? -nieco zdziwiona przeniosła wzrok na przyjaciółkę, ale po chwili zrozumiała już dlaczego dziewczyna chciała znaleźć akurat tą nagrodę. Wydawało jej się czy Bell znów chciała szukać jakichkolwiek informacji o swoim ojcu? - W takim razie ciekawe czy Shane również jest z Tobą spokrewniony, czy to tylko czysty przypadek... -powiedziawszy to, spojrzała na tabliczkę, którą Bell właśnie znalazła i z uśmiechem pokręciła głową kiedy dziewczyna włożyła sobie do torby oba przedmioty, w tym puchar, po czym zajęła miejsce na jednej z poduszek przyniesionych przez przyjaciółkę. - To zaczynajmy ! -klasnęła w dłonie.- A co mi..em proponujesz ? - Clara parsknęła śmiechem, ale w tym momencie nie wiedziała co dokładnie chciałaby wiedzieć.
Bell pokiwała głową w zamyśleniu. - No, właśnie dlatego mam zamiar to sprawdzić. Wiesz, Bell detektyw, nic się przede mną nie ukryje - wyszczerzyła ząbki. - A potem pójdę do niego i się dowiem co o tym wie... Właściwie to trochę bała się spytać profesora. Nawet nie wiedziała dlaczego, tak jakoś. Nie miała pojęcia co z tego wyniknie, czy zrobi z siebie idiotkę snując tak nieprawdopodobne teorie, bo przecież nazwisko mogło nic nie znaczyć (nie żeby nie był pierwszą osobą tak się nazywającą którą poznała...) i okazałoby się, że ma jakieś urojenia i głupie pomysły, zresztą za każdym razem jeśli chodziło coś związanego z Gaspardem. Powróciła myślami z powrotem do wróżenia. Spojrzała na Clarę i uśmiechnęła się do niej szeroko. - Pytanie ty musisz wybrać, nie wywróżę ci wszystkiego, za dużo tego! Alee... przyznam ci, że nie bardzo potrafię posługiwać się kulą, właściwie to nigdy się tego nie uczyłam, a sama nie próbowałam. Więc zacznijmy na początek z fusami, w tym jestem specjalistką. - I wyszczerzyła się jeszcze szerzej, jeśli to możliwe. W tym momencie przypomniała sobie, jak przepowiedziała, że Jay zostawi Christine. Nie żeby to było oczywiste, heheh. Wzięła filiżankę, wsypała do niej herbatę, po czym wlała wodę za pomocą Aguamenti i też zaklęciem podgrzała wodę, aż ta się zagotowała. - Teraz musisz to wypić, ale zostaw fusy na dnie. Tylko uważaj, gorące - podała przyjaciółce filiżankę.
- Ojj wiem, wiem. -zaśmiała się- Booże, Twój upór prawie dorównuje mojemu, to niedobrze. Chociaż wiesz co? W sumie to dobrze. -wzruszyła ramionami z uśmiechem - Wiesz, jeśli ten Shane może się okazać spokrewniony z Edgarem, który prawdopodobnie był bratem Twojego ojca, to może się okazać, że wie coś więcej na jego temat. To już jakiś punkt zaczepienia. - Clara miała szczerą nadzieję pomóc przyjaciółce w szukaniu jakichkolwiek informacji na temat jej ojca, ale z drugiej strony nie chciała się mieszać w nie swoje sprawy lub coś podobnego. Ewentualnie mogła ją motywować. - W takim razie niech będą fusy! -wzięła od Bell filiżankę i duszkiem wypiła, przy okazji parząc sobie język. Po chwili podała ją przyjaciółce, nie zapominając o tym, żeby zostawić fusy na dnie. - Teraz pytanie, tak?
- A jeśli nie, to uzna mnie za idiotkę i w ogóle nie będzie wiedział dlaczego mu taki kit wciskam - powiedziała szybko, spuszczając wzrok na torebkę z herbatą. Schowała ją do swojej granatowej torby. Rany, tyle rzeczy się w niej mieściło... a wszystko dzięki zaklęciu, ale niestety ciężar już mi nie podlegał, więc po noszeniu tego jakiś czas zawsze miała wrażenie, że zaraz jej ramię odpadnie. - Tak, myśl teraz nad nim bardzo intensywnie. I wypowiedz je na głos, nie musi być bardzo konkretne, może być coś w stylu "co się stanie w wakacje?" albo... "jaki on będzie?", wiesz, żeby magia mogła się na czymś opierać - powiedziała, uśmiechając się lekko i patrząc na Clarę z tym swoim tajemniczym błyskiem w oku typu zaraz zobaczysz co się będzie działo. - Okej, zaczynamy, mów je, a ja będę robić co trzeba! I podczas kiedy gryfonka zadała pytanie, Bell zakręciła fusy w filiżance kilka razy, w odpowiednią stronę i w ogóle wszystko tak, jak powinna robić. Zamknęła przy tym oczy i sprowadzała na siebie moc! Ammmmmmmmm.
- Nie uzna Cię za idiotkę..najwyżej za wścibską Krukonkę, która robi jego drzewo genealogiczne. - zaśmiała się, chociaż ten temat do zabawnych nie należał. Chciała dodać Bell pewności siebie w tej sprawie, no. - Jej, w sumie to jeszcze nikt nie wróżył mi nigdy z fusów, więc...no cóż, zawsze musi być ten pierwszy raz. - wzruszyła ramionami i zamknęła oczy aby nie tyle co skupić się na pytaniu, ale żeby dodać tej chwili takiej nutki.. podniosłości ? - W takim razie...- powiedziała wolno, chcąc zadać jak najlepsze pytanie - Czy na balu końcowo-rocznym stanie się coś ciekawego? - wypowiedziała pytanie, i otworzyła jedno oko chcąc przyjrzeć się poczynaniom Bell.
wiem, szybko :bauns: ale moje wróżby będą może bardziej prawdziwe, dzięki temu : >
To co Clara mówiła, było właściwie całkiem niezłym pomysłem, więc Bell rzeczywiście zaczęła zastanawiać czy nie udawać kogoś takiego, niż od razy tłumaczyć co i jak. Pewnie już na wakacjach... Po chwili Bell otworzyła oczy, spojrzała na fusy, które ułożyły się na spodzie filiżanki w jakiś kształt. Przechyliła naczynie, żeby ostatnie krople herbaty spadł na podłogę. Nie były potrzebne, jeszcze by fusy rozwaliły. - Hm hm hm, co my tu mamy... - Bell przyglądała się temu, co tam powstało. Był niby jakiś kwadrat, ale trochę przypominał... powiedzmy, że aparat. O tak, kiedy stwierdziła to w myślach, była już pewna. Z innej perspektywy, wyglądał jak fontanna, a znowu po na ściance filiżanki osadziły się jakby dwa złączone ze sobą niewymiarowe kółka, które mogły tworzyć klepsydrę. - To bardzo obszerne pytanie, myślę, że nie da się na nie odpowiedzieć tak jednoznacznie. Mogę za to stwierdzić, że jak poprzednim razem pytałam się czy masz kogoś na oku to nie powiedziałaś mi całej prawdy - urwała i spojrzała na Clarę podejrzliwie. Ha, jeśli coś ukrywała to tym bardziej była ciekawe o co chodzi. - Poza tym dużo ludzi... i, hm, wydarzy się coś nieprzyjemnego, jednak trudno powiedzieć do czego konkretnie to się będzie odnosiło, czy będzie związane z tym owym twoim kimś... - Patrzyła jeszcze chwilę na fusy. Kółka, co znaczyły zwyczajne, pojedyncze kółka? - Ktoś też coś wygra. Nawet jeśli od razu tego nie zrozumie... Potem będzie szczęśliwy, właśnie dzięki wydarzeniu ba balu. Przeniosła wzrok na Clarę. Więc, można było powiedzieć, że będzie całkiem ciekawie. Ciekawe co potem, jak wakacje. - To chyba tyle. Co powiesz?
Kiedy Bell otworzyła oczy i spojrzała na kształt ułożony z fusów, Clara również nachyliła się do filiżanki. Co prawda gryffonka widziała w tam tylko przypadkowo ułożone kształty, które ewentualnie mogłaby wziąć za kształty jakiś dziwnych zwierząt, ale to nie ona była tutaj Panią Wróżbitką, no. Clara jak to Clara - kiedy ktoś jej zadał nie wygodnie pytanie, lub nawet ją zawstydził to na jej policzkach od razu pokazywały się rumieńce i nic nie mogła na to poradzić - a jakże to było niewygodne! -Kogoś na oku? No cooś Tyy..- lekceważąco machnęła ręką w i posłała Bell "spokojny" uśmiech. -Nieprzyjemnego? Z...owym kimś? - dziewczyna spojrzała na przyjaciółkę zdziwiona, a w jej głosie można było usłyszeć nuteeczkę zaniepokojenia. Zwykle dobrze jej wychodziło ukrywanie takich rzeczy, ale teraz nawet jej się nie chciało udać innej reakcji. Dalsza część wróżby bardziej przypadła Clarze do gustu. - Ciekawa jestem co wygra...i kto? I do czego się to odnosi.. - naprawdę była ciekawa czy wróżba się spełni, lub do jakiego stopnia okaże się prawdziwa. Szczerze mówiąc to miała nadzieję, że tylko ten pozytywny aspekt okaże się prawdziwy, ale z drugiej strony...
Clara jak to Clara, z tym, że była też Bell jak to Bell, czyli Bell, która im bardziej chce się coś ukryć, tym bardziej zależy jej na dowiedzeniu się co to takiego. Zresztą, czyż nie taka była natura niemal każdego człowieka? - Nie próbuj na mnie tych swoich sztuczek, wiesz, że na mnie to nie działa! - pogroziła jej palcem, jak matka nieposłusznemu dzieciakowi. Uśmiechnęła się cwanie, dając tym samym znać przyjaciółce, że dowie się w taki czy inny sposób. - Nieprzyjemnego z owym kimś - powtórzyła, niemal z zadowoleniem w głosie. - Więc przyznajesz, że on istnieje fusy nie kłamały... Powiem ci dokładniej o co chodzi, jeśli ty opowiesz mi o nim - zarządziła, siadając wygodniej na poduszce. Postawiła filiżankę obok i podparła się rękami z tyłu.
Westchnęła, widząc, że i tak nie zniechęciła przyjaciółki do zadawania pytań odnośnie TEGO KOGOŚ. W sumie nie była jakoś specjalnie zdziwiona - przed Bell mało rzeczy dało się ukryć, zwłaszcza jeśli nie specjalnie się o to starało. - Ojj, no wiem Bells, ale to naprawdę..to naprawdę nic takiego. - na widok cwanego uśmiechu Krukoni, również nie potrafiła się nie uśmiechnąć. - Nie mówię, że nie istnieje, ale no..ee..wolę nie zapeszać, no! - zaśmiała się widząc, że w Bell naprawdę zaczyna się budzić detektyw. - Nie ma nic do opowiadania, naprawdę. - właśnie zaczęła się zastanawiać, który raz w tej rozmowie użyła słowa 'naprawdę'. Poza tym, ciekawa była kogo bardziej tym się starała przekonać - Bell czy samą siebie? - Jeśli jeszcze coś zobaczyłaś to mi powiedz, prooszę!
U Bell wcale nie trzeba było budzić detektywa, on przecież był tam ZAWSZE tylko czasami się nieco ukrywał i właśnie udawał, że go nie ma, o. Przewróciła oczami słysząc, jak Clara ciągle nie chce powiedzieć o co chodzi. - Okejjjj.... nie mów, ale przecież wiesz, że nie dasz rady tego długo ukrywać i głupio ci potem będzie jak sama to odkryję. I zobaczysz, wtedy będzie taka szopka, że będziesz żałowała, że teraz nie zdradziłaś co to za szczęściarz! - Dalej z jej twarzy nie znikał ten uśmiech co wcześniej. - Nie wierzę ci - dodała jeszcze, kiedy mówiła, że naprawdę to nic takiego. Pffff. Nie była głupia, żeby przyjmować takie kłamstwa. - Ale nie martw się, ta nie przyjemność nie dotyczyła jego. Tylko ogólnie... balu. Może ktoś posprzecza, zerwie ze sobą? Coś w tym rodzaju, nie mam pojęcia - wzruszyła ramionami. Schowała filiżankę do torby i wszystkie inne gadżety. - Nic tam już nie ma... Wiesz co, może chodźmy. Niedługo ten bal, trzeba się przygotować, a potem... potem wakacje. Wstała z poduszki, ją również wrzuciła do torby i czekała aż Clara poda jej tą, na której siedziała.
zakończ już, niedługo hogwart zostanie zamknięty, więc nie ma co tego wątku ciągnąć :3
- Bell, powiem Ci jeśli rzeczywiście coś się zdarzy, bo na razie naprawdę nie ma o czym mówić. Z resztą, nie sądzę, że w ogóle coś się w tym temacie zmieni, więc...można powiedzieć, że całej sprawy nie ma. - Clara mimowolnie westchnęła. Nie chciała, żeby w Bell pomyślała, że nie ma do niej zaufania, lub coś podobnego, ale po prostu najpierw sama chciała się jakoś uporać z tym wszystkim. - Obiecuję, że będziesz pierwszą osobą, która dowie się dowie jeśli coś się w tym temacie zmieni. - uśmiechnęła się, po czym wstała z poduszki podając ją Bell - Masz rację, trzeba się zbierać bo inaczej nie zdążę się przygotować na ten bal..- Clara uspokoiła się nieco słysząc wyjaśnienia przyjaciółki, odnośnie balu - Dzięki Bell za te wróżby. Musimy to koniecznie powtórzyć..- dziewczyna uśmiechnęła się na pożegnanie i po chwili już szła w kierunku swojego dormitorium.
Elena poszła do woźnego i (jak się tego spodziewała) nie dostało samoczyszczących sprzętwó, tylko te starsze, przez naczone specjalnie na szlabany... ochyda. Potem to wszystko musiała przenieść do izby pamieci... musiała sie zabrac na dwa razy, bo bez różdżki się z tym nie zabrala. Gdy w końcu skończyla rozejrzała się po sali. W sumie nie było tak źle... widać było, że większość pucharów była niedawno polerowana, te wystarczyło tylko przejechać wilgotną szmatką. jednak znalazło się tez trochę takich które chyba od lat nie były ruszane. i to było jej zadanie. Do tego kurze i podłoga... Spojrzała na sklepienie. Ile tam było pajęczyn!! To też trzeba będzie postrzątać. I chyba będzie lepiej jak od tego zacznie. Wzięła najdłuższą miotłę jaką dostała i próbowała dosiednąć domków biednych pajaczków. Ale była za niska, więc z jakiegoś dość wysokiego stolika ściagnęła masywny puchar, za jakieś wyjątkowe męstwo dla niejakiego "Allana Krincha", ściagnęła buty i staneła na ów meblu. Ścianie pajęczyn zajęło jej jakieś pół godziny, bo z tym stolikiem musiała krążyć po całym pomieszczeniu. gdy skończyla, ściągnęła wszystkie pajęczyny z włukien miotełki, w rękach zwinęła je w kłębek i wrzuciła do kominka. Dalej znów przeszła się po całej sali pozbierała wszystkie puchary, medale i odznaki, które wymagały polerowania... A było tego chyba z sześdziesiąt sztuk. Z wiaderka od woźnego wyciagneła magiczną pastę do polerowania, ktora trzymała przez 10 lat i szmatkę. No i wzieła sie do roboty. Kilka godzin później tak ja ręce bolaly... Ale nie zwróciła na to większej uwagi. Za każdym razem jak przeszło jej przez myśl, ze ma już dość, slyszała głos matki. "Masz dość? Jesteś nic nie wartą, słabą szumowiną... O? Twierdzisz, ze nie? To udowodnij!" I w ten sposób, bo wypolerowaniu wszystkich pucharów, medalow i odznak, ktore tego wymagały, chwyciła na szmatkę i zaczęła dokładnie ściarać wszystkie kurze. Co znowu zajeło jej kilka godzin. Teraz podloga... najpierw ja pozamiatała... trzy razy. Bo tyle trzeba było... Potem chwyciła za mopa... podłogę musiała myć kolejne pięć razy... Kiedy ktokolwiek ostatni raz tu mył podłogę?! Zastanawiała się w myślach. Gdy skończyła myć, przypomniało jej się, że musi jeszcze wyczyścić stolik, na którym stwała, by zebrać pajęczyny. poczekała aż kamienna posadzka wyschnie i przeszła przez salę, by to zrobić, gdy skończyła była padnieta. Ale oczywiscie nie dała tego po sobie poznać. Spojrzała przez ono i zorientowała się, ze zaraz będzie switać. czy to możliwe, ze siedziała tu całą noc?! Zadowolona z siebie zebrala wszystkie strzety i odniosła do woźnego. [zt]
Kame przyciągnął swoją towarzyszkę tutaj. Izba pamięci tak tutaj znajdowała się w sumie całą historia tej szkoły. - Czy ty zawsze musisz tak na wszystkich napadać. Nie możesz być chociaż odrobinę milsza - Mruknął i spojrzał na nią. Nie lubił takiego zachowania. Może on sam nie należał do tych najbardziej przyjaznych ludzi, ale na pewno nie rzygał nienawiścią do innych. - Dobra nie ważne. To jest izba pamięci tutaj znajdują się wszystkie puchary, medale itp - Powiedział i wskazał ręką na gabloty w których stały wielkie złote puchary. - Każdy dom co roku walczy o puchar domów. Chociaż jak dla mnie to debilizm totalny jest. Nie lubię takich podziałów na lepszych i gorszych. - Powiedział i podszedł do jednego z pucharów i wbijał wzrok w napis który się na nim znajdował. No tak ten puch zdobył akurat Slytherin. - Ale również lądują tutaj wszelkie puchary z wygrane mecze - Powiedział pokazał dziewczynie jeden wielki puchar stojący na samym środku izby.
Gdy trafiliśmy do tej sali poczułam się o niebo lepiej, bo nie widziałam tutaj już żadnego lodu. Miałam już dość zimna. Teraz czułam się wspaniale. Wsłuchałam się w słowa chłopaka, robił mi wyrzuty, a mimo to nie byłam na niego wściekła. - Taka już jestem, a po za tym, to ona pierwsza napadła na nas - zauważyłam. - I nie myśl, że będę miła dla kogoś, kto mierzy mnie wzrokiem. Przyjrzałam się uważnie gablotą aby zapomnieć o tamtym temacie. Znajdowały się tutaj naprawdę piękne puchary. Od niektórych nie mogłam nawet oderwać oczu. Zerknęłam na puchar, który wskazał chłopak. Quidditch nie bardzo mnie pociągał, wolałam zaklęcia. - Grasz w Quidditcha? - spytałam go. Rozejrzałam się jeszcze po sali oglądając puchary. Nie szło po mnie w ogóle zauważyć, że jeszcze chwilkę temu naskakiwałam na jakąś uczennicę. Wyglądałam tak, jakby tamta sytuacja w ogóle nie miała miejsce. Praktycznie to nie przejmowałam się tamtą osóbką i przestałam o niej myśleć. Była dla mnie nic nie wartym śmieciem. Powinna się cieszyć, że nie użyłam na niej żadnego zaklęcia z tych, które wyuczyli mnie moi rodzice.
- Kiedyś - Odpowiedział krótko. Owszem grał kiedyś, ale zrezygnował. Powód był bardzo prosty po prostu znudziła mu się ta gra. Bo ile można latać na miotle i robić to samo. - Byłem chyba w piątej klasie. Grałem na pozycji ścigającego, ale ile można unikać tłuczków - Powiedział i zaśmiał się cicho. No tak kilka razy przez te piekielne piłki wylądował w skrzydle szpitalnym, ale na szczęście pielęgniarka umiała wyleczyć nawet najgorsze złamanie. A w jego wypadków było ich całkiem sporo. - Pamiętam, że kiedyś dostałem tłuczkiem prosto w brzuch. Nie trudno się domyśleć, że żebra były do pozlepiania, no i jeszcze spadając z miotły pogruchotałem sobie rękę - Mało ciekawy incydent, ale cóż ta gra miała to do siebie. Bardzo często była brutalna i nieprzewidywalna.
- Ja nigdy, nie przepadam za tą grą - przyznałam. Nudziła mnie. Mimo tego, że cały świat czarodziejów szalał za tym sportem ja byłam innego zdania. Ta gra nie wciągała mnie. Zawsze jednak chodziłam na mecze z rodziną i zawsze się nudziłam. Bywało tak, że taki mecz trwał nawet z dwa dni. To była prawdziwa tragedia. - Lepiej ich unikać niż stać spokojnie i dostać prosto w nos - zauważyłam. Wysłuchałam jego słów uważnie. - Oto uroki tej gry - skomentowałam wypowiedź chłopaka o jego połamanych żebrach. - Całe szczęście, że przeżyłeś. No tak. Nawiązałam rozmowę na temat Quidditcha, gry za którą nie przepadałam. - A mimo tego, że zrezygnowałeś z gry, to lubisz patrzeć na mecze? - zapytałam.