Korytarz w skrzydle zachodnim jest jednym z najdłuższych w tej części zamku. Brakuje tu kamiennych ławek do przesiadywania - podobno wiele lat temu Irytek wysmarował wszystkie Trwałym Przylepcem i zostały składowane w Pokoju Życzeń. Od tamtej pory jakoś nikt nie kwapił się do ponownego umeblowania tego piętra, a więc pozostaje przesiadywać na zimnej podłodze bądź ograniczyć się do opierania o ścianę.
O rzesz kuźwa, mamy problem. A właściwie dwa problemy. Pierwszy jest taki, że Norbert wyraźnie nie zamierzał odpuścić i szykował się do bitki. I wiedział, że nie jest w go w stanie uspokoić gdy wszyscy na około podburzali puchoniątko. No dobrze, bez różdżek? To będzie ciekawe. Wiedział, że nie będzie mógł się wtrącać więc jedyne co mu pozostało to patrzeć na Edzia i... Tu się właśnie pojawił drugi problem. Jego brat dostał głupawki. Ostatnio pojawiały się u niego takie stany emocjonalne i to się zawsze źle kończyło. Opowiadał mu nawet, jak podczas seksu z Vittorią nagle przerwał i rzucał koszulką po pokoju czy jakoś ta. Nie mógł wyrobić ze śmiechu. Jednak wtedy to nie był problem. Ale teraz? Jeśli ten chce ananasa, to Norbert go zabije. I to bez większego problemy bo nie był ani dużo niższy, ani dużo mniej umięśniony – przynajmniej tak się wydawało w ubraniu. Spojrzał na Vittorię licząc, że ta ich uspokoi, ale najwyraźniej była równie bezsilna. Dlatego zarówno on, Titi jak i Dorian wyszli za chłopakami na korytarz będąc ciekawymi jak to się rozwinie. Może ktoś powinien polecieć po nauczyciela? Jay tego nie zrobi. Ed by go za to zabił.
W jednym poście można opisać maksymalnie 3 konkretne ataki. Przeciwnik ma szansę rzucić kostką na obronę.
1,3 - Obrona się udała, można przystąpić do ataku. 6 - Obrona się udała, ale będziesz miał tylko 2 możliwości ataku. 2,4,5 - Obrona się nie udała, obrywasz.
Jeśli zależy wam na tym kto wygra walkę, to proponuję prostą zasadę - ten który oberwie 10 (?) razy trafia do Skrzydła Szpitalnego (stan niezdolnego do dalszej walki). Wpadnę nauczycielem i wtedy to ogarnę. Wklejam wam też kod do zamieszczenia pod postem.
Chłopak westchnął pod nosem kiedy już znaleźli się na korytarzu. On w przeciwieństwie do puchona nie miał zamiaru się bawić się w coś co nazywa się honor. Miał zamiar skończyć tą walkę jak najszybciej i iść do domu po ananasy. Więc kiedy ledwo znaleźli się na korytarzy ruszył w jego stronę i zamachnął się z całej siły próbując trafić chłopaka w to samo miejsce co wcześniej. Miał nadzieję, że znów uda mu się wybić go z równowagi na kilka minut. Bez względu na to czy atak się udał wrócił do pozycji wyjściowej i kontynuował atak. Może porwę Vittorię, jak powiem jej, że mam ananasy, to powinna pójść ze mną bez żadnego narzekania -… DO JASNEJ CHOLERY ED! Nie wiem czy wiesz, ale w tym momencie walczysz o kobietę, a ty myślisz o ananasach?! Chłopak podniósł nogę i spróbował kopnąć chłopaka w bok z kolana po czym odskoczył do tyłu i przybrał pozycję do obrony. Ciekawe, czy mam czekoladę w domu… trochę niezdrowo, ale przynajmniej będzie dobre…
Jak było powiedziane, coś co nie posiadało honoru to nie zacznie go mieć od tak. Więc kiedy tylko wyszli od razu odskoczył do tyłu podnosząc ręce wysoko, lewa ręka nieco niżej, bliżej ciała. Zgarbił się lekko i ugiął kolana i wtedy jak się spodziewał leciał cios. Zrobił krok do przodu schodząc na prawą nogę i wprowadzając ciało w lekki ruch. Przeszedł pod jego ręką robiąc unik przekradając się bliżej. Kolejne leciało kolano więc opuścił prawą dłoń wbijając się pomiędzy nogę a jego ciało blokując atak. Zamierzał skorzystać z tego prezentu i złapać go za nogę nie pozwalając jej upaść z powrotem na ziemię i korzystając z tego że wprowadził swoje ciało w ruch, oraz był na tyle blisko niego kopnął z całej siły w jego drugą nogę chcąc by ten stracił równowagę i wylądował na ziemi.
Niestety żaden z ciosów nie przyniósł skutku. Mimo swojego rozmyślenia i rozkojarzenia nie był z tego do końca zadowolony. Zmrużył oczy przygotowując się na kolejny atak, zauważył ruch jego ciała i udało mu się uniknąć zatrzymania jego nogi. To mogło się źle skończyć, dlatego postanowił bardziej uważać następnym razem. Puchon nie próżnował, dlatego automatycznie wycelował w jego drugą nogę. Trzeba przyznać, że udało mu się uniknąć tego ataku dosyć zwinnie. W takcie tego uniku przez jego myśli szybko przeleciało kilka ruchów jakie mógłby wykonać i oprócz tego wizja ananasów, ale nie ważne. Postanowił zaryzykować i wykonać to. Ed zatrzymał się dopiero za plecami chłopaka i spróbował trafić go w zgięcie kolana, by ten stracił równowagę i poleciał do przodu. Kolejny cios wycelował w łydkę przeciwnika. Jeżeli uda mu się uszkodzić w jakiś sposób jego nogi, to będzie miał chłopak problem z utrzymaniem równowagi, a to byłoby tylko pomocne. Ostatnim ruchem, jaki zamierzał wykonać był chwyt. Chciał złapać go pod ramionami w taki sposób, by jego ręce nie mogły wykonywać zbyt wiele ruchów.
Musiał mu to przyznać, że sprawnie umknął jego atakom. To spowodowało, że mimowolnie się uśmiechnął. Miał tego pecha, że przyszło mu walczyć z Słowianinem. Prędzej będzie już jedną nogą w grobie niż się podda i przestanie walczyć. Więc im dłużej miała trwać ta walka to on zdawał się być bardziej zadowolony. Lechy tak już mają, że choćby nie wiadomo jak byli spokojni w codziennym życiu to jeśli tryb do wojaczki się włącza to nie da się zatrzymać tego zewu krwi. A ten Polak po prostu kochał się napierdalać. Zwłaszcza jeśli miał to robić z angolem, chyba jedynie nie lubił bardziej Rusków i Szwabów. Więc kiedy to poczuł kopnięcie w zgięte kolano - które swoją drogą jedynie zgięło się nieco bardziej... Bo nic innego się z nim stać nie mogło. Przeciwnik obszedł go od tyłu i chciał go kopnąć, lecz on podniósł nogę i postawił trochę dalej, co było tak naturalną kolejnością patrząc na poprzednio zgiętą nogę, że aż dziwne iż Edzio o tym nie pomyślał. Kolejnym jego krokiem było złapanie Norberta w klincz. Może i to miało by sens jakby było więcej przeciwników by to ktoś mógł go atakować od przodu, ale w pojedynkę? Podniósł dłonie chwytając dłonie Edwarda które przytrzymał. Zastanowił się czy ten bardziej chciał mu zrobić krzywdę tym chwytem, czy też sobie zaszkodzić. Nachylił się jeszcze bardziej do przodu by spowodować, że jego przeciwnik musiał się wyciągnąć nad nim by jakoś utrzymać swój chwyt, który Czaruś zacisnął na swoim karku zaplątując palce blokując jego dłonie. Przez co spowodował u przeciwnika wyprost w stawie kolanowym i wtedy wykonał trzy ataki w staw kolanowy nie oszczędzając przy tym ani odrobiny siły lecz skorzystać jeszcze bardziej z tego iż mógł wziąć większy zamach podciągając swoją kończynę dolną pod samą klatkę piersiową. Sprawa była bardzo prosta, zamierzał wyłamać mogę z stawu kolanowego kopiąc w nogę trzy razy tuż nad stawem chcąc doprowadzić do przeprostu. (złamać dość boleśnie) Gratuluję Edziu być może awansujesz na czaplę i będziesz mógł zginać nogi w kolanach do przodu.
Udało mu się. Miał nadzieję, że jego żelazny chwyt chociaż na chwilę uspokoi chłopaka. Westchnął głęboko rozluźniając się trochę, co było jego największym błędem w tym momencie. - Dobra, starczy tej zaba… – czy on starał się to przerwać? Nie bez powodu złapał go w taki sposób, który wcale nie pomógłby mu wygrać walkę. Nie zdołał skończyć zdania, ponieważ poczuł silny ból w okolicach kolana. Po dwóch uderzeniach puścił chłopaka i jakby na zawołanie, TĄ SAMĄ nogą zamachnął się i spróbował kopnąć chłopaka w bok. Bez względu na to czy trafił, to co zrobił tylko pogorszyło sytuację. Przy zderzeniu z ciałem tylko pogorszył jego stan. Pieprzona adrenalina. Przez całe jego ciała przeszedł nieprzyjemny prąd, a jego ciało jak na zawołanie załamało się w dół. Spadł do klęku i nie mógł zatrzymać drżenia, które ogarnęło jego ciało. Wstać już nie wstanie. Jednak nie zamierzał tak rezygnować. - Nieźle – wydukał z lekkim uśmiechem i zaśmiał się pod nosem. Nie ruszał się z miejsca, obserwował go z dołu, a kiedy puchon postanowił się do niego zbliżyć zrobił kolejne głupstwo. Zamachnął się i spróbował podciąć mu nogi, by ten upadł na ziemię. Nie był to trudny do uniku atak, ale i tak teraz miał bardzo ograniczone ruchy, więc musiał próbować czegokolwiek. Wraz z tym ruchem z jego ust wydobył się syk bólu, a on podniósł się prawie natychmiast do pozycji prostej, przygotowując się na jego ruch. W jego pozycji było widać, że cały ciężar opiera na jednej stronie ciała, a noga, w którą oberwał i którą zadał teraz te dwa ataki unosiła się lekko w powietrzu. Kurwa…
Nie mogła na to patrzeć. Wprawdzie wyszła ze wszystkimi na korytarz, ale zamierzała od razu do przerwać. Starała się jeszcze jakoś przemówić im do rozumu, ale nikt jej nie słuchał. I jedynym pomysłem jaki miała było po prostu stanięcie między nimi i przypilnowanie, by nie mieli do siebie nawzajem dostępu. Niestety @Jay Harper najwyraźniej wyczuł jej zamiary, bo niemal od razu po wyjściu złapał ją za ramiona. Jakby się bał, że ta rzuci się w ich stronę. Może to dlatego, że młodszy Harper doskonale wiedział, że Edward będzie starał się uniemożliwić walkę Norbertowi, a nie go pokonać. To też był spokojny o to jak się to rozegra. Gryfon miał mu uniemożliwić ruch i na tym zakończyć całą tą szopkę. Vittoria jednak widziała to całkowicie inaczej. Zawziętość i upartość Norberta sprawiała, że obawiała się jakiejś krwawej rzeźni. I spoglądała to na jednego, to na drugiego z przestrachem w oczach. Najgorsze jest to, że poczuła się bezsilna. I na cholerę jej to wilkołactwo? Żeby w ciemnościach korytarzy lepiej widzieć jak się okładają? Powinna coś zrobić i dlatego właśnie kilka razy szarpnęła się, ale Jay nieprzerwanie ją trzymał jedynie mocniej zaciskając palce na jej ramionach i wciąż wpatrując się w walkę ze spokojną twarzą. Cholera. Że też kuźwa mać musiała ich na siebie podburzyć. Już dawno powinna uświadomić Edwarda, że ich związek jest dla niej jedynie przyjemnością. Czymś otwartym. Może i przed przemianą wskazywała mu na co innego, ale jakie to ma znaczenie teraz? Zasługiwała na coś więcej niż bycie rzeczą swojego pana. I choć czasem jej to odpowiadało, to jednak nie na tyle by zaprzepaściła swoją wolność i brak ograniczeń dla stałego związku... Z rozmyślań wyrwa ją głos Edwarda. Ponownie spojrzała na to, co się dzieje. Chłopak akurat trzymał Norberta za ramiona i coś do niego mówił. Chyba faktycznie zamierzał to przerwać, ale kolejny cios poleciał tak szybko... Na prawdę nie miała siły na to patrzeć. - Dobra. Pozabijaliście się już, czy możemy skończyć tą waszą durną szopkę?! Przestańcie! - Krzyknęła chcąc jeszcze raz wyrwać się Jayowi, ale ten nie dawał za wygraną. Spoglądała to na Norberta, to na Edwarda licząc, że jakoś się ogarną.
Norbert z racji silnej kontuzji nogi Edzia otrzymuje możliwość jednego przerzutu do wykorzystania w dowolnym momencie – musi wybrać drugą kostkę.
Usłyszenie słów Vittori powoduje rozproszenie, a więc jeśli Norbert/Edward zwrócą na nie jakąkolwiek uwagę automatycznie nie są w stanie obronić jednego z ataków (dla ścisłości niech będzie to drugi z opisanych ataków).
Nie miał pojęcia, czy Edward często miał okazję tak walczyć. Puchon robił to natomiast często, najczęściej właśnie z powodu swojego charakteru, więc jeśli ktoś bywał zbytnio nachalny to Norbert stawiał pomiędzy kobietą, a danym gogusiem. A jako, że bywał tak często w klubach, a to tam się zdarza częściej niż potrzeba do odlania się po alkoholizowaniu organizmu. Prawda była taka, że przez długi czas zazwyczaj żałował tego czynu, bo kończył poobijany. Lecz łeb Lecha jest twardy i wyniki bójek zaczęły się zmieniać. Trzy kopnięcia, dwa weszły w kolano. Chwyt zelżał po pierwszym trafieniu, po drugim całkowicie się od niego uwolnił. Wydawało mu się, że ten próbował coś wybełkotać. Ale na prawdę go to guzik obchodziło. Teraz najważniejszym pytaniem było to w jakim stopniu słowa, które powiedział Dorianowi po polsku były obietnicą, a w ilu jedynie wylewaniem złości. Bo jeżeli to była obietnica... @Jay Harper idź lepiej szykować dla swojego bro szkiele-wzro. Im wcześniej zacznie go pić tym szybciej będzie mógł przestać go zażywać. Obrócił się na pięcie i już miał zamiar się zamachnąć i zaserwować mu soczystego prawego sierpowego. Ale szybko noga chłopaka wbijając się w jego bok spowodowała, że porzucił ten pomysł. Syknął i uniósł wzrok na gryfona. Przesyłając nieme "Masz przejebane". Tamten się przewrócił, więc żal byłoby nie wykorzystać tego prezentu. Doskoczył do niego i to co zrobił było tak żałosne jakby już w ogóle nie myślał jak wojownik, a miotał kończynami zrozpaczony licząc na to, że coś dosięgnie Norberta. Wcale nawet to go nie zdziwiło. @Vittoria Brockway coś tam krzyczała, ale sens słów jej wypowiedzi nie dotarł do Oskara. Więc kiedy to Edward wykonywał swój atak rozpaczy, Norbert uniósł jedynie nogę do góry i opuścił tak szybko jakby to miał grom spaść z nieba. Cel był prosty i wystawiony w jego stronę - to samo kolano. Napierając całym ciężarem i przenosząc tak nogę do przodu ustawiając stopę bokiem do Edwarda. Przez to mógł się zdradzić kolejną intencję, ale dzięki temu drobnemu ruchowi w kolejny cios władował nie dość, że całą siłę to jeszcze impet rzucający jego ciałem w bok. A dokładniej drugą nogą, która jeszcze chwilę temu stała na ziemi z tyłu i już pędziła prosto w głowę Edwarda. Zagramy w football? Ciekawe czy mu odleci ta głowa.
Prychnął pod nosem widząc, że chłopak uniknął tego ataku. No cóż widocznie to jest jego porażka, ale jakoś nie bolało go to za bardzo. Coś w nim wciąż się gotowało i tak jakby miał przeczucie, że mimo wszystko to źle nie wyjdzie. Jeżeli walka do samego końca była żałosna, to trudno powiedzieć, by cokolwiek było dobre w tym pojedynku. On do samego końca starał się jednak to zatrzymać. Nie chciał mieć później chłopaka na sumieniu. Ale to nie znaczy, że chciał przegrać. Nie było widocznie innego wyjścia, czasami jest się na szczycie, a czasami… a co do tego, co Norbert zrobił później. Trzeba przyznać, że ten jego tak zwany honor właśnie ukazał się w momencie, kiedy postanowił skopać leżącego. Najpierw poczuł silny ból w kolanie i gdy odruchowo wykonał gest w stronę kolana poczuł sile uderzenie w głowę, a to co się stało później… Prawdę mówiąc to był koniec walki. Kopnięcie było na tyle silne, że przed oczami chłopaka pojawiła się ciemność, a on padł na ziemię nieprzytomny.
Wiedziała, że odbędzie się dzisiaj impreza Amerykańska i miała w związku z tym złe przeczucia. Dlatego gdy trwała już dość długo i jeszcze nikt do niej nie przyszedł postanowiła wyjść ze swojego ciepłego gabinetu i osobiście pójść sprawdzić jak bawią się uczniowie. Niestety, ale konflikt między Salemczykami i Hogwartczykami był na tyle poważny, że po prostu była pewna iż to skończy się jakąś awanturą. Dobrze, że niemal stale przebywała w Hogwarcie. Mogła szybko reagować na takie sytuacje, nawet późnym wieczorem. I akurat dzisiaj wieczorem przydało się to wyjątkowo, bo nawet nie musiała wejść do sali. Już dostrzegła bijatykę! Tylko co zaskakujące biło się dwóch chłopców z Hogwartu! Wprawdzie w tym towarzystwie była Salemka, ale znaczną większość stanowili jednak podopieczni Hogwartu. Podbiegła do grupy i od razu zaczęła wydawać odpowiednie polecenia. - Dorian proszę wrócić do siebie do pokoju. Jay proszę zaprowadzić ze mną Edwarda do Skrzydła Szpitalnego w tej chwili. Vittoria ty weźmiesz Norberta do mojego gabinetu i macie tam na mnie czekać... Cała piątka, macie oczywiście szlaban! Ale nie będę się tym teraz zajmować – Jednym zaklęciem wzięła Edwarda na magiczne nosze i udała się z nim w odpowiednim kierunku zmuszając grupkę do rozejścia się.
Wyszła z sali zachowują ostatnie resztki spokoju, żeby za chwilę ruszyć przed siebie w kierunku schodów, gdzie w pierwszej myśli, miała zamiar udać się do pokoju, żeby może wyrzucić złości w poduszkę, a nie zbić po drodze doniczki czy czegoś innego, równie delikatnego. W połowie swoje przechadzki zmieniła zdanie i po prostu skręciła gdzieś, chcąc najpierw się przejść i samej ochłonąć; w końcu nie wiedziała, czy ktoś jest już w dormitorium, a teraz potrzebowała ciszy i uspokojenia się we własnym towarzystwie. Gderanie koleżanek nie byłoby teraz pomocne, bo cóż, uwielbiała je - to trzeba przyznać - ale teraz naprawdę była zbyt rozdrażniona i mogła by im coś powiedzieć nie miłego, jak to miała w zwyczaju podczas takiego stanu. Przystanęła przy jednej ze ścian i przymknęła oczy, biorąc parę uspokajających oddechów. Nie miała silnych nerwów, łatwo można było ją wyprowadzić z równowagi i naprawdę chciała zrobić coś, co oderwie ją od uciążliwych wydarzeń, kłótni i dziecinny zachowań Taehyunga, od których nadal bolał ją tyłek. To nie był ból dupy o to, że wyszedł sobie w środku zajęć, tylko od "niefortunnego" przewrotu na krześle. Nie, nie, nie. Teoretycznie ona też mogła uciec i pokazać - jej zdaniem - słabość, ale jednak postanowiła zostać dalej i pokazać choć krztę szacunku nauczycielowi, chociaż i tak wystarczająco zniszczyli mu lekcje. Gdy teraz tak myślała, idąc ze spokojem pomiędzy z lekka zakurzonymi zbrojami, to naprawdę było jej głupio. Może nie za teksty kierowane w stronę Taesia i jego kolegi, co za kompletne zepsucie wykładów. Przycisnęła mocniej do klatki piersiowej książkę od astronomii i odsunęła się od ściany, kontynuując swoją drogę do pokojów, która dość mocno się wydłużyła. Błądziła wzrokiem po ścianach, to wbijała wzrok w podłogę. Czuła się dość nieswojo, a zarazem była dość rozkojarzona, jakby myślami była gdzieś daleko od Hogwartu.
W porównaniu do reszty uczniów, Axel miał naprawdę dobry dzień. Spotkał się z bliźniaczką na zajęciach, podczas których oczywiście nie obyło się bez wygłupów, zjadł dobry obiad i ogólnie wszystkie zajęcia zleciały mu jakoś szybko. Jedynym minusem tego wszystkiego była góra zadań domowych, ale i na to umiał spojrzeć pozytywnie. W końcu od czegoś ma się brata krukona! W sumie to powoli zapominał o całej sytuacji z Neptuną. Zaczął traktować to wszystko jak wygłup. Może naprawdę się pomylił i tylko wydawało mu się, że coś do niej czuje? W końcu znał ją od dziecka, mógł po prostu kochać ją jak siostrę. Rogers znów zaczął patrzeć na to wszystko z weselszej strony i oto tym sposobem powoli, małymi kroczkami wracał stary, dobry Axel Rogers. Szatyn szedł korytarzem, zastanawiając się, czy nie pójść z Amy na błonia, bo chciał z nią pogadać o ostatnim meczu Quidditcha, ale jego bliźniaczka jak zwykle się gdzieś zapodziała. Ax poprawił swój szary sweter i delikatnie rozluźnił czerwony krawat, który zaczął go powoli irytować. I kiedy szedł korytarzami szkoły, zauważył dosyć znajomą posturę. Na początku nie zwrócił na to szczególnej uwagi, w końcu ile tutaj jest brunetek? Jednak po chwili, zatrzymał się, jakby ktoś poraził go prądem. Rozszerzył z zaskoczeniem oczy, po czym podbiegł do dziewczyny od tyłu i położył jej dłoń na ramieniu. Jak się pomyli to jakoś z tego wybrnie, w końcu wychodziło się z gorszych, bardziej krępujących sytuacji. - Hej, Faith? - zapytał cicho. Naprawdę nie spodziewał się, że zobaczy swoją barową towarzyszkę w tej szkole! Ha, czy ten świat jest taki mały jak się wydaje?
Gdyby tak pomyśleć, to Faith przez swój brak humoru jedynie obiad podzióbała. Kolejny powód, żeby zaliczyć ten dzień do tych nieudanych! Jedzenie w końcu jest najlepsze na każde zło, a nawet gdyby teraz ktoś dał jej tabliczkę czekolady, to nie byłaby jakoś szczególnie szczęśliwa. Pewnie później doszłaby do wniosków, że przytyje od tego i będzie patrzeć w lustro, jak jej dupa rośnie w oczach, a potem będzie się żalić, że będzie kota kupować. Ostatnio nad tym rozmyślała, ale nie kusiło ją, żeby aż na gwałt kupować zwierzaka. Może utuczy swoją sowę, żeby była jej towarzyszką w niedoli? Czy to się już zbliża okres? Jedyne co ich łączyło w obecnej sytuacji to fakt, że Faith też nie wiedziała, gdzie się jego brat podziewa. Co prawda nie bliźniak, ale sam fakt. Nie żeby ją to przesadnie interesowało, w końcu relacje z Jaydenem też nie były wybitne. Ech, kolejny minus życia. Trochę przestraszyła się, czując rękę na swoim ramieniu. Podskoczyła w miejscu, nieświadomie wypuszczając podręcznik z rąk i przybrała swoją naburmuszoną minę. Obróciła się na pięcie, wcześniej podnosząc książkę, chłodno spoglądając na swojego "atakującego", ale jakoś widok Axel sprawił, że może jej wzrok troszkę zmiękł. No jak już kiedyś, z lekkim szumieniem w głowie, wspomniała - wyglądał jak on kuleczka szczęścia, a teraz wydawał się być w... lepszej formie niż ostatnio, kiedy zapijał swoje smutki. - Heeej, Axel - powiedziała, przedłużając nieświadomie samogłoskę. Wydusiła na swoje usta uśmiech, jak tylko najlepiej umiała. - Dawno się nie widzieliśmy, jak tam ci minął pierwszy miesiąc szkoły? - Kreatywność pierwsza klasa, ścisnęła mocniej mocniej palce na książce, bo nie chciała ukazywać przed chłopakiem swojej powoli mijającej wściekłości. Po prostu chciała z nim porozmawiać, a do tego musiała się jeszcze troszkę uspokoić.
Axel nie mógł ukryć zaskoczenia, widząc jej reakcję. Miał wrażenie, że przeszkodził jej w przemyśleniach... A może po prostu miała zły humor? W końcu każdemu się to zdarzało, a on sam miesiąc temu chodził przygnębiony. To było straszne, bo większość osób myślała, że na coś zachorował. Okej, zasmucony Ax był rzadkim widokiem, ale bez przesady! Też był człowiekiem. Kiedy książka wyleciała jej z rąk, chłopak chciał rzucił się, aby jej pomóc. Ot, taki dżentelmen. Faith niestety była od niego szybsza i sama sobie sprawnie poradziła. Rogers odetchnął z ulgą, kiedy zdał sobie sprawę, że to jednak była jego koleżanka. Dzięki Bogu, bo nie miał dzisiaj ochoty znowu się tłumaczyć, że pomylił tę dziewczynę z kimś innym. To bardziej żenujące niż zaczepianie ludzi na ulicy i pytanie, czy chcą zniżki do McDonalda. Axel zrobił duck face, słysząc jej słowa. Jego reakcja była zupełnie inna niż jej - ona w ogóle nie wydawała się być zaskoczona tym, że widzi go w Hogwarcie, a on nie wiedział, czy skakać ze szczęścia, czy co, bo był naprawdę zszokowany. W końcu z tego co pamiętał to ostatnim razem naprawdę fajnie im się gadało! - Całkiem dobrze - odpowiedział, marszcząc brwi. - Nie wiedziałem, że jesteś... no wiesz... stąd - dodał po chwili, kątem oka zerkając na jej krawat. Po chwili przeniósł wzrok w jej ciemne oczy. - Wszystko w porządku? Wydajesz się być zdenerwowana? - zapytał spostrzegawczo. Dopiero jakby po chwili ogarnął to, w jakie barwy ubiera się jego koleżanka. Od razu spochmurniał, cofając się o krok. Zupełnie, jakby bał się, że zarazi się jakąś chorobą.
W pewnym sensie ją wyrwał z zamyślenia, ale zdecydowanie widok wkurzonej Faith jest częstszym widokiem niż obraz zasmuconego Axela. Jednak Rogers należał do tego grona osób, gdzie nie zabije za przerwanie jakiejś czynności, bo po prostu ich lubiła. Jednak to nie znaczy, że dla nich zawsze jest słodziusia, milusia, pierdusia i nie wiadomo co - o to to nie! Miała dość mocny charakter i nawet osobom, które lubi, czasami się dostanie opieprz, jak tylko się za bardzo wkurzy. Taki już jest, jej nieznośny charakter. Trochę niezręcznie. Shepherd kompletnie nie spodziewała się tego, że Ax nie wie, że chodzą razem do szkoły. To teraz będzie wyglądać, jakby za bardzo zwracała na niego uwagę, czy coś w ten deseń. Młodsza koleżanka aka stalkerka? No nie chciała na taką wyjść! Aczkolwiek to chyba całkiem normalne, że młodsze dziewczyny rozglądają się po szkole za starszymi, przystojnymi kolegami? - Jakoś tak nie było okazji, pogadać, a poza tym, chyba za szkołą za bardzo nie można. - Wzruszyła ramionami, przejeżdżając rękoma po swojej spódniczce. Nie żeby nie wiadomo jak przestrzegała zasad i była bardzo pilna, ale w ostatnie dni wakacji nie chciała mieć wizyty z Ministerstwa Magii, czy coś równie pewnie nieprzyjemnego. Wywróciła oczami i westchnęła cicho pod nosem. - W porównaniu do poprzedniego mojego stanu wkurwienia to tak, teraz jestem tylko zdenerwowana - powiedziała, spoglądając uważnie na jego twarz. - To po prostu... nie jest dobry dzień - dorzuciła tylko. Zmarszczyła brwi, kiedy odsunął się o krok. Faith była w tym momencie mocno zdezorientowana, co było widać dosyć po jej twarzy. Ktoś za nią stoi? Duchy latają? Odwróciła tylko na moment głowę, ale no tam nikogo nie było, dlatego jeszcze raz spojrzała na swojego kolegę z niemym pytaniem. Spostrzegła wcześniej, że przyglądał się jej krawatowi, ale nic nie powiedział, więc stwierdziła, że nie jest Gryfonem robiącym problem do jej domu. - Co się stało? - zapytała, nadal uważnie mu się przyglądając. Nie chciała przegapić ani jednej reakcji, a też miała szczerą nadzieję, że myliła się w głębi duszy i to nie chodzi o to, że jest Ślizgonką.
Axel nie do końca przemyślał swoją reakcję. Dobra, prawdę mówiąc to w ogóle nie myślał, dlatego teraz czuł się odrobinę zażenowany swoim niemiłym zachowaniem. W końcu mogła coś sobie o nim pomyśleć, ale on naprawdę nie spodziewał się, że Faith będzie ślizgonką. No dobrze, może miała kilka cech, które mogłyby świadczyć o tym, że jest w Slytherinie, ale pozory mylą, prawda? Może Axel wyglądał na rasowego gryfona, ale co do Shepherd zacząłby zastanawiać się długo... To pewnie przez to, że w ogóle jej nie znał, a poza tym nawet nie wiedział jak to jest z jego rodziną. - Taa, to prawda - odpowiedział wymijająco. Wiedział, że nie można mówić o świecie magii z mugolami lub ogólnie poza światem czarodziei, ale jednak... Jednak się nie spodziewał, a poza tym zaczął odnosić ciche wrażenie, że dziewczyna od samego początku wiedziała, że Axel uczy się w Hogwarcie. Co jak co, ale go to nie dało się przegapić. - Co się dzieje? - zapytał, mimo wszystko nadal trzymając się na dystans. W końcu nie odwróci się nagle i nie odejdzie w stronę zachodzącego słońca tylko dlatego, że jego nowa koleżanka jest z domu, którego nie lubił. Ax zacisnął usta. Naprawdę nie lubił w sobie tego, że z góry oceniał wszystkich ślizgonów. Starał się nad tym panować, ale powoli wchodziło mu to w krew. Szatyn przeczesał dłonią włosy, opuszczając wzrok na swoje tenisówki. - Powinnaś zjeść jakieś ciastka - rzucił, żeby trochę rozluźnić atmosferę. - To zawsze poprawia mi humor - zakończył, unosząc leniwie jeden kącik ust.
No pomyślała sobie, nie ma co ukrywać. Zastanawiała się tylko, dlaczego się od niej odsunął; ciekawiło ją to, co sprawiło, że w sumie nagle oddalił się o ten krok. Może teraz, w normalnym świetle stwierdził, że w zasadzie to jest brzydka, a pomimo że w barze byli całkiem blisko siebie, to po prostu nie widział do końca. Albo wypił więcej, niż twierdził, dlatego mu się obraz rozmazał i stąd te błędne wnioski - a to też jest jakaś opcja. Słysząc jego odpowiedź, wbiła wzrok w ziemię. Bała się, że zacznie snuć jakieś dziwne teorie, sugestie, że może Axel się jej podoba? Nie, nie, nie znała go praktycznie, bo może z wyglądu był pociągający, to ona w dużej mierze patrzyła na charakter. Co się nagle stało, że straciła swoją wiarę i pewność siebie? Może nie całkowicie, nie przesadzajmy, ale jakieś jej przekonanie do wszystkiego osłabło. Chyba miała dość na dzisiaj kontaktów między ludzkich, powoli zaczynała zachowywać się jak nie ona, co zauważyła choćby po tym, że pod koniec zajęć była dość cicha. Co było z nią nie tak? Na pytanie co się dzieje, wzruszyła ramionami i z jakiegoś punkty w tle, przeniosła spojrzenie na jego oczy. - To chyba dłuższa historia. Tak na oko gdzieś... - Uniosła wzrok w sufit, żeby w myślach szybko obliczyć, ile zna się z Minem. - Gdzieś około dziewięcioletnia historia - westchnęła cicho. Szmat czasu. Może po prostu zmęczyła się dręczeniem swojego (nie)bliźniaka? - Chyba przepychanki słowne i długa walka z kimś, w końcu może kogoś pokonać. - Uśmiechnęła się słabo. Zmarszczyła lekko nosek, kiedy w pewnym sensie wyminął jej pytanie. Utkwiła w nim niepewne, ale czujne oczy. Jak nie teraz, na pewno kiedyś się wypyta! - Ty chyba też w takim razie powinieneś. Nie wyglądasz na osobę z super samopoczuciem - powiedziała, chociaż pewnie się myliła. Wcześniej miał super humor, skąd mogła wiedzieć, że jego dystans wziął się przez nią? A bardziej jej kolory na ubraniu? - Jak chcesz to... możemy zjeść razem ciastka albo po prostu się gdzieś przejść? - zapytała, traktując to jako pewnego rodzaju próbę. Żyła w przekonaniu, że jak serio nie będzie lubić jej za dom, to pewnie odrzuci jej propozycję. Zobaczymy!
No nie ukrywajmy, kto jak kto, ale Faith zdecydowanie nie należała do tych “brzydkich” dziewczyn. To znaczy Axel uważał, że nie ma brzydkich; są tylko te, które swoją piękność albo ukrywają albo nie doceniają i przez to wszyscy odnoszą wrażenie, że nie są ładne. Wielka filozofia, ale mając tyle dziewczyn w domu łatwo zdać sobie z tego sprawę. Prawdę mówiąc Ax byłby niesamowicie zadowolony, gdyby dowiedział się, że podoba się takiej dziewczynie. Hm, może nawet byłby odrobinę zawstydzony? W końcu nie codziennie dowiadujesz się takich rzeczy, a poza tym Axel dawno nie był w związku. A to jednak robi swoje. Chłopak szybko się zreflektował, znowu zbliżył się do dziewczyny, co mogło wyglądać dosyć dziwnie. Krok do przodu, krok do tyłu, mogło to wyglądać, jakby chciał tańczyć, ale nie do końca mu to wychodziło. Szatyn poluzował swój krawat, czując się co najmniej niezręcznie. Nie był przyzwyczajony do takich reakcji względem kogokolwiek, a już szczególnie do dziewczyny, z którą spędził naprawdę miły wieczór. Rogers wbił w nią zaciekawione, ale też odrobinę nieśmiałe spojrzenie. To prawdopodobnie dlatego, że zobaczył jej dom. Naprawdę nie mógł uwierzyć, że coś tak nieistotnego zmieniło jego nastawienie względem Shepherd. Ax włożył dłonie w kieszenie spodni, wypuszczając powoli powietrze z ust. Jest okej. - Ktoś ci się naprzykrza? - zapytał, unosząc pytająco brew. Po jej słowach właśnie takie odebrał wrażenie. Osiemnastolatek potrząsnął głową, w końcu doprowadzając swoje myśli do porządku. Nie będzie jej oceniał od razu; byłby szalony, gdyby to zrobił. W końcu zna ją tylko przez jeden wieczór… W sumie to w głębi duszy na serio cieszył się, że uczy się tutaj. Może dzięki temu, będzie mógł ją poznać bardziej? A chętnie z takiej okazji skorzysta. Propozycja brunetki sprawiła, że Axel zaśmiał się cicho i rozluźnił się. Chwycił Faith za rękę, splatając ich palce razem i pociągnął ją w stronę parapetu. Być może był to zbyt szybki albo raczej niespodziewany i nieprzemyślany gest, ale Ax nie czuł z tego powodu zakłopotania. Chociaż nie ukrywał, że trzymanie ją za rękę było… miłe. Rogers przysiadł na parapecie, czekając aż to samo zrobi dziewczyna, po czym sięgnął do swojej torby i wyjął z niej dyniowy pasztecik. Niestety miał tylko jeden, ale nie powstrzymało go to przed podzieleniem się. Rozpakował smakołyk i przedzielił go na pół, podając jedną część Faith. - Słodycze zawsze poprawiają humor, nie sądzisz? - zapytał, zerkając na nią kątem oka. - Chcesz mi opowiedzieć co się dzisiaj zdarzyło? - dodał po chwili, unosząc wyżej dyniowy pasztecik. Chyba miał obsesję na ich punkcie.
Jednak wiadomo raczej, jak dziewczyny patrzą na sprawy swojej urody - nie zawsze pozytywnie i pomimo, że mogłyby być najpiękniejszymi kobietami świata, to zdecydowana większość znajdzie w sobie coś, co jej zdaniem dyskwalifikuje ją z tego tytułu. Nigdy nie będzie dobrze, chociaż pewnie raz po raz znalazłaby się kobieta, uważająca się za piękność. Najważniejsze jest to, żeby lubić siebie, a Faith... chyba miała dużo kompleksów. Shepherd była raz w związku, który można było nazwać poważniejszym, a skończyło się to niewypałem - jak większość rzeczy jej życia emocjonalnego. Od tego czasu ma uraz i nawet boi się angażować? Boi się, że ktoś jej złamie serce, bo pomimo że jeden raz spotkała ją taka sytuacja, to już jej uraz został. Chyba, że jest taką amebą straszną, która nie nadaje się do życia z drugim człowiekiem, a może dokładnie z płcią przeciwną? Może nie zawsze, ale jej okropność widać chociaż w relacji z Tae. Patrzyła jak się znowu przybliżył i uniosła lekko brew. Nie rozumiała go, nie czaiła tego zachowania i to nie było dziwne tylko ze względu na tańce, które odprawiał. - Bardziej ja komuś uprzykrzam. Chociaż ta druga osoba też już to robi - westchnęła i machnęła ręką, jakby to było nic. W sumie Rogers jest starszy, jest chłopakiem, może jej pomoże w jakiś magiczny sposób trochę okiełznać swoje zachowanie ku Minowi. Słysząc, jak się zaśmiał, lekki uśmiech mimowolnie wszedł jej na twarz. Nie spodziewała się, że chłopak weźmie ją za rękę i jeszcze splecie ich palce i... czemu jej serce szybciej zabiło? To było dla niej tak niespodziewane, że chyba skrępowała się za ich dwójkę, skoro Axela to nie obeszło. Dała się mu pociągnąć i na szczęście nogi nie weszły do tego dziwnego bezwładu, przez co nie wylądowała twarzą na podłodze, tylko poszła za nią i zaraz usiadła obok na parapecie, będąc jeszcze zmieszaną od tego nieoczekiwanego kontaktu ich rąk. Co dla niej też było przyjemne, ale za nim sobie to uświadomiła, musiała pozbyć się pierwszego szoku. - Taak, zdecydowanie poprawiają humor - powiedziała i spojrzała na niego z uśmiechem. - Chyba, że jesteś u babci i masz zły humor przed obiadem - rzuciła, mrugając do niego i jednocześnie nawiązując do ich poprzedniej rozmowy, kiedy do Ax mówił o jedynym zakazie jego babuni. Wzięła od niego połówkę pasztecika dziękując i spuściła wzrok na swoje dłonie, kiedy zapytał się, czy chce mu o tym powiedzieć. - Po prostu... mam kolegę, którego znam od dziewięciu lat, za bardzo się nie lubimy, najpierw ja mu trochę... cisnęłam, ale koniec końców on teraz też po mnie jedzie. Dzisiaj był na astronomii i chyba zaczął się spotykać z jakimś chłopakiem i żeby nie było, jestem kompletnie tolerancyjna, chociaż może czasem tego nie widać - przerwała na chwilę i uniosła spojrzenie do góry, żeby spojrzeć mu w oczy. - I... chyba po prostu powiedziałam o parę słów za dużo - dodała ciszej, trochę speszona tym, że przyznała się do własnego błędu. ONA przyznała się, że jej zdanie, jej słowa nie były dobre, nie były odpowiednie. Radzę to gdzieś zapisać, bo nie wiadomo, kiedy będzie następny taki moment. - I w sumie nie czuję się z tym źle - rzuciła, bo jej głębsza natura dawała o sobie znać - dopóki o tym nie zaczynam bardziej myśleć - zakończyła i wzięła gryza pasztecika mając nadzieję, że jakoś jej to magicznie przywróci humor.
Chłopcy są po to, aby uświadamiać dziewczynom, że są piękne. Axel wiedział o tym, jak to z kompleksami bywa, w końcu widział, jak Amy często narzeka na swój wygląd, co było nie co przykre, w końcu była jego bliźniaczką. A poza tym chłopcy też mieli niską samoocenę i nie byli wcale lepsi od bab - na przykład taki Axel, kiedy miał podły nastrój potrafił być nieznośny i umiał zakryć całe lustra kocem, żeby tylko siebie nie widzieć w ten dzień. Momentami naprawdę zachowywał się jak dziwak… Axel miał kilka dziewczyn, ale nie było to nic poważnego. Na dłuższą metę - tak na serio - był tylko z Bettie, o której wolał teraz nie myśleć. Sam nie wiedział jak przełamał swoją dawną nieśmiałość i jakim sposobem udało mu się w ogóle do niej zagadać. Teraz Ax nie był już taki zawstydzony w towarzystwie dziewcząt… Chwała Bogu, bo to byłoby dziwne, gdyby ktoś taki jak on spalał buraka przy lasce, do której ma zamiar podbić. Wracając. - W sumie to dobrze - powiedział, powstrzymując uśmiech. - Zastanawiałem się, czy powinienem się zacząć martwić - dodał po chwili namysłu, jakby zastanawiając się, czy to zdanie jest odpowiednie do poziomu ich obecnej znajomości. No, ale hej, mógł się martwić o znajomą, prawda? Skąd mógł wiedzieć, że wróg Faith to nieszkodliwy szesnastolatek z burzą nieogarniętych hormonów? Pomyślał prędzej o jakimś bysioru, który nie ma co robić z życiem, a wtedy to Axel na pewno pomógłby jej w rozwiązaniu tej sprawy. Twarz Shepherd rozjaśnił piękny uśmiech, który sprawił, że Ax poczuł dumę, iż mógł sprawić, że to on był jego przyczyną. Podskoczył, żeby usiąść wygodnie na ciężkim parapecie i wyjrzał za okno, patrząc na opustoszały dziedziniec. Dzień powoli dobiegał końca. Szatyn znów poczochrał swoje włosy, zaciskając usta, jednak słysząc aluzję do jego babci, zaśmiał się cicho. Przeniósł wzrok na brunetkę, czując niemałe zaskoczenie, że zapamiętała tak mało znaczący fakt. - Babcie czasami potrafią być groźne - zauważył mądrze. Zmarszczył brwi, po czym złapał między palce kosmyk ciemnych włosów dziewczyny, przysłuchując się jej historii. Nawinął je na palec i puścił delikatnie. Sam nie wiedział czemu to zrobił; po prostu nagle poczuł się swobodnie w jej towarzystwie. Zupełnie jakby zapomniał o sytuacji, która miała miejsce przed chwilą. “Może nie jest jak inne ślizgonki. Dopóki nie zobaczę jej w tym stanie, w którym znam resztę, to powinno być okay”, pomyślał. - Jakaś niezgoda z dzieciństwa? - zapytał czysto retorycznie. - Nie powinnaś się wkurzać z jego powodu, tak czasami jest. - Wzruszył lekceważąco ramionami. - Nie da się wszystkich lubić, sam coś o tym wiem. - Uniósł lekko kącik ust, wbijając zaciekawione spojrzenie w jej brązowe tęczówki. - A jak twoja relacja z jego… chłopakiem? - zapytał wyraźnie zainteresowany. Jakoś jej życie wydawało się być o wiele ciekawsze od jego. - Może ten twój kolega jest po prostu idiotą? To też dosyć często się zdarza - zaśmiał się.
To pewnie Faith nie byłaby lepsza od Amy, w sumie to chyba taki... urok dziewczyn? I urok chłopaków, że mówią im, jakie są piękne, a one... czasami się pewnie obrażą, bo pomyślą, że kłamią. Kobiety trudne są do zrozumienia, ale faceci też nie lepsi! Obydwoje powinni mieć przy sobie instrukcje! Jakby tak jednak pomyśleć, to chyba każdy ma dni, kiedy niska samoocena robi swoje i każdy na to reaguje inaczej - płacz, wredota większa niż zwykle, ukrywanie się przed światem, czy zasłanianie luster. Nawet te bardzo "skromne" osoby mają dni zwątpienia, że może nie są takie fantastyczne - na pewno! Nikt teoretycznie nie jest idealny, ale chyba każdy na świecie ma, w pewien sposób, tę perfekcyjną osobę. Jest on jedna, ale jest, kiedy czasami wady stają się jej zaletami! Nieśmiały Axel musiał być uroczy. Pewnie gdyby się nie zmienił, to ona by go zawstydzała zuchwałymi gestami, a nie on ją, że musiała bardzo unikać zarumienienia się. Odciągać myśli, chociaż to było trudne. Jednak naprawdę się cieszyła, że na niego wpadła, bo czuła się... spokojniejsza? Tak, chłopak zdecydowanie jakoś wszedł w jej psychikę i pomógł wyzbyć się tego gniewu - ale spokojnie - to pewnie chwilowe! Znając życie, jej wkurwienie wróci, jak tylko w zasięgu jej wzroku pojawi się znienawidzony Krukon. - Ojejku, jesteś słodki - palnęła, sama uśmiechając się uroczo. Po chwili jednak uświadomiła sobie co powiedziała. Przymknęła oczy i po sekundzie otworzyła je, a uśmiech z super cute zamienił się na całkiem zakłopotany. - Nie musisz się martwić. Dam sobie radę. - Kiwnęła lekko głową. Kto jak nie ona! Oprócz czasami ciętego języka, powinna chyba popracować nad większym myśleniem, kiedy coś mówi. Jest szczera, ale teraz przez to czuję się niezręcznie. Lubiła ten moment w Hogwarcie, kiedy dzień dobiegał końca, po korytarzach mało kto chodził, a jedynym, większym zbiorowiskiem jakie ją czekało, była kolacja. W tym czasie, kiedy paru uczniów wracało jeszcze z ostatnich zajęć, mało kogo spotykała podczas jakiś przechadzek, których czasami potrzebował do odcięcia się od innych - na przykład właśnie w takie dni jak teraz, kiedy przez cały dzień nazbierał się jej ogrom emocji i musiała sobie wszystko ze spokojem uporządkować, żeby nie wybuchnąć gniewem wobec kogoś, kogo lubi. No była nerwowa i to wie każdy, kto ją zna. Ostatki spokoju zachowywała jedynie, kiedy komuś coś tłumaczyła, ale nie w relacjach, kiedy ktoś ją denerwował - wtedy nie było mowy o zachowaniu opanowania. - Jak jednak zjesz słodycze przed obiadem to na pewno. Wtedy będziesz musiał poznać gniew brukselki. - Której ona osobiście nie lubiła. Małe, niedobre kulki, które są dziełem samego szatana. Tak jak innym warzywom mówi zdecydowane "tak", to brukselka dostaje trzy razy "nie". Obserwowała uważnie jego ruchy i przez chwilę miała wrażenie, że znowu zamiera, ale to po raz kolejny było.. miłe. Tym bardziej, jak uwielbiała, gdy ktoś bawił się jej włosami. - Nie do końca z dzieciństwa. Poznaliśmy się jeszcze przed Hogwartem, ale wtedy za bardzo nic z tego nie robiłyśmy. Znajomość jak każda inna, a dopiero później zaczęło się - westchnęła cicho. - Jego nie da się tak po prostu ignorować - wymamrotała. - Z jego chłopakiem? Jedynie z widzenia, dzisiaj tylko mogłam z nim wymienić parę słów i wydaje się o niebo lepszy od Tae. - Oparła głowę o ściankę wnęki okna za nią. - Tae to ten chłopak, wokół którego wszystko się dzieje, tak jakby co. I zdecydowanie jest idiotą - zawtórowała mu śmiechem.
Axel uśmiechnął się głupio, słysząc jej słowa, które ewidentnie połechtały jego ego. Nie codziennie słyszał, że jest słodki, a nie ukrywajmy, że miło było wiedzieć taki rzeczy. Chłopak kiwnął głową, żeby nie wyjść na zupełnie obojętnego. Nauczył się chłopak ukrywać emocje; w końcu kilka lat nie przyznawania się do zadurzenia robią swoje. To nie tak, że zabujał się w Faith! Po prostu wiedział jak opanować swoje uczucia, które czasami przechodziły siebie. Oczywiście, każdy miał wykreowany jakiś swój własny wzór ideału. Czy sam Ax miał jakiś typ dziewczyny perfekcyjnej? Chyba nie; jakoś nigdy nie zastanawiał się czy wolał blondynki, czu brunetki. Naprawdę nie zwracał na to większej uwagi, bo co mu po ładnej dziewczynie, skoro będzie tępa jak but? Albo kto by chciał mieć dziewczynę, która nie ma szacunku nawet sama do siebie? - Dzielna dziewczyna - zaśmiał się, po czym poczochrał jej włosy, przez co wyglądała jakby dopiero wstała z łóżka. Po sekundzie opuścił dłoń, uśmiechając się szeroko. Jakoś poprawił mu się humor przez tę rozmowę z Faith, która mimo swojego wieku wydawała się być dojrzałą osobą. - W razie czego to wiesz, jestem do dyspozycji - powiedział, powstrzymując kolejny wybuch śmiechu, bo mimo że miał szczere intencje i nie miałby problemu w tym, żeby pomóc koleżance, to nie wyobrażał sobie siebie, grożącemu swojego młodszemu krukonowi. - I ty też jesteś całkiem słodka, tak swoją drogą - zakończył, znowu wbijając wzrok w widok za oknem. Tym razem uniósł kąciki ust, zdradzając swoje rozbawienie, a także krztę nieśmiałości. Axel podwinął rękawy swojego swetra aż po łokcie i spojrzał na brunetkę. Jego oczy wesoło błyszczały, zdradzając jego dobry humor. A mówią, że to dziewczyny są zmienne! - W wykonaniu mojej babci to nawet brukselka jest dobra - parsknął. Wysłuchaj jej słów ze stoickim spokojem, po czym westchnął ciężko. - To nie dobrze - odpowiedział. - Jakkolwiek nie powinnaś się nim martwić; ani nim, ani jego chłopakiem. Szkoda twoich nerwów. - Machnął ręką. Chłopak odchylił głowę, wbijając wzrok w sufit, jakby się nad czymś zastanawiał. - Mówiłaś skąd jesteś? - zapytał, znów na nią zerkając.
Wystarczyło chociaż spojrzeć na jego uśmiech, żeby stwierdzić ponownie, że jest słodki. Faith, patrząc na jego uśmiech była przekonana, że Axel ten swój urok na pewno wykorzystuje przeciwko innym, a zwłaszcza, gdy coś chce! Może nawet robi to nieświadomie, ale gdyby była na niego zła i uśmiechnąłby się do niej w taki sposób, to pewnie choć trochę by zmiękła i stwierdziła, że to nie jest sprawiedliwe zagranie! Cholerne dołeczki! Podejrzewała, że mu tym trochę schlebiła - w końcu kto nie dostałby +10, jak nie więcej, do ego po takim tekście? Najlepiej, żeby była pewna siebie, inteligentna, szanująca siebie i innych, a dodatkowo piękna i z figurą modelki. Kto takiej by nie chciał? Zawsze znajdzie się jakiś mankament, ale szukać zawsze warto. Może mu się u jakiejś poszczęści! Shepherd zawsze chciała być wysoka. Nie za dużo, ale jednak troszkę więcej - życie obdarowało ją takim wzrostem, że zostało jej tylko cieszenie się z faktu, że w szpilkach i tak jest niższa od większości chłopaków. Gdyby też nosiła wysokie buty nie wiadomo jak dużo... Nie ma co marudzić - mówią, że małe jest piękne! Kompletnie nie spodziewała się, że Ax poczochra jej włosy, przez co został obdarowany spojrzeniem spod byka i tym jednym, z najbardziej gromiących spojrzeń. Nie dość, że przez jego wszystkie ruchy, jak splecenie palców i bawieniu się jej włosami, była na pewno na twarzy bardziej różowa niż zwykle, to na dodatek teraz ją poczochrał, przez co... no było jej bardziej dziwnie. - No ej! - zareagowała, żeby nie myślał, że pójdzie mu to na sucho. - Psujesz to, na co tak codziennie pracuje! - powiedział, bo oczywiście jej włosy nie były posłuszne i rano musiała się ogarnąć, żeby przypadkiem nie wystarczyć całego Hogwartu. Przeczesała dłonią włosy i stanęła minimalnie na palcach, żeby mu również trochę zmierzwić te loczki, ale westchnęła ze zrezygnowaniem, bo bardziej dodało mu to większe uroku. Ciężkie życie. - Okej, zapamiętam na przyszłość - zaśmiała się i znowu trochę ją zawstydził. Co to jest dzień - zawstydź Faith? Jednak jej też... było to miło słyszeć. - Gratuluje, ja nawet bym nie spróbowała. Moja mama raz zrobiła i... nie była dobra - mruknęła i poczuła się przy tym nieswojo. Nie rozmawiała o rodzicach, a zwłaszcza o mamie, z której zostały jej wspomnienia typu niedobra brukselka. I to jeszcze uraz z tak młodego wieku! - Zresztą nie ważne. Lepiej jeść obiady na ładną pogodę - urwała temat i uśmiechnęła, niby promiennie, żeby tylko odwrócić myśli od przygnębiających myśli. - Pewnie masz rację - westchnęła, chociaż nie zawsze było to łatwe. - Nie, chyba nie. Ale jestem z Londynu. Całe życie tutaj. - Wzniosła spojrzenie ku sufitu, a następnie spojrzała na Axela. - A ty... nie jesteś stąd, prawda? - zapytała, spoglądając na niego zaciekawiona, ale zarazem niepewna. Nie chciała strzelić gafy, ale tak się wydawało, choćby po minimalnie różniącym się brytyjskiego akcencie. Widać, że wszedł już mu w krew, ale jednak nie do końca!
Słodki uśmiech i duże oczka działy niestety tylko na mamę (i tylko w wyjątkowych sytuacjach), a więc nawet, gdyby Axel zdawał sobie sprawę ze swoich atutów, to nie miałby jak ich wykorzystać. Zazwyczaj walczył o swoje jakimiś innymi sposobami, które były raczej robione pod wpływem swojego dosyć silnego charakteru. Poza tym, jeżeli chodziło o bliskie osoby to osiemnastolatek umiał je podejść, aby poszły mu na rękę. Mimo wszystko fajnie było wiedzieć, że ma się ładny uśmiech - co jak co, ale to potrafiło dodać pewności siebie. Tu się akurat nie myliła - małe jest piękne, a Axel zdecydowanie należał do tych chłopaków, którzy woleli niższe dziewczyny. Gdyby jednak ktoś spytał go czemu to prawdopodobnie sam nie umiałby odpowiedzieć. Takie dobrze się przytula, przynajmniej według niego. Akurat jej spojrzenie sprawiło, że Ax wybuchnął śmiechem. Prawdopodobnie miało wyjść groźnie, ale nie do końca się udało, przynajmniej w jego odczuciu. Grozą nie powiało, a on powiedziałby nawet, że wyglądała jeszcze bardziej uroczo niż zwykle. A może ona taka po prostu była? Urocza, a zarazem nieprzewidywalna? Sam nie wiedział co o niej myśleć, ale hej, to dopiero drugie spotkanie. Może czuć się swobodnie w jej towarzystwie, ale nigdy nic nie wiadomo, prawda? - Och, nie przesadzaj - zachichotał, wywracając oczami. - Przecież i tak wyglądasz dobrze - dodał po chwili, a kiedy wyciągnęła rękę, żeby i mu poczochrać włosy, pochylił głowę w jej stronę. Zupełnie mu to nie przeszkadzało, bo tak czy siak miał na łbie busz, którego nie mógł powstrzymać. Ale takie uroki posiadania odrobinkę dłuższych włosów? - Coś nie tak? - zapytał, kiedy westchnęła z frustracją. Wydął dolną wargę, powstrzymując uśmiech. Nie chciał wyglądać jak jakiś idiota, który szczerzy się bez powodu, ale on tak miał - uśmiechał się prawie bez przerwy. Axelu Rogersie, daj nam przepis na bycie szczęśliwym. - Masz fobię przed brukselką? - zapytał, unosząc brew. Pokiwał głową, kiedy powiedziała, że jest z Londynu. Znał dużo osób, które nie pochodzą stąd i miło było poznać prawdziwą Brytyjkę. - Cóż, ogólnie pochodzę z Australii, wiesz, kraj kangurów i te sprawy. No, ale tak jak skończyłem dziesięć lat, coś około tego to wyprowadziłem się z rodziną do Londynu, więc... Czuję się pół na pół. - Uśmiechnął się ładnie, nieco spokojniej, niż poprzednio.