Korytarz w skrzydle zachodnim jest jednym z najdłuższych w tej części zamku. Brakuje tu kamiennych ławek do przesiadywania - podobno wiele lat temu Irytek wysmarował wszystkie Trwałym Przylepcem i zostały składowane w Pokoju Życzeń. Od tamtej pory jakoś nikt nie kwapił się do ponownego umeblowania tego piętra, a więc pozostaje przesiadywać na zimnej podłodze bądź ograniczyć się do opierania o ścianę.
Autor
Wiadomość
Gale O. Dear
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : szkocki akcent | mała blizna przy dolnej wardze po prawej stronie
Bycie naciskanym i przymuszanym, wywołuje w nim strach, a także złość. Zwłaszcza kiedy atak następuje ze strony ojca. To on ma władze nad życiem Gale'a. Zawsze ją miał. Nauczyciele też nie mogą być wiecznie pobłażliwi. Stawiają granice, każą przestrzegać reguł i określonych zasad. Gale nie jest typem buntownika, ale i mu zdarza się sprzeciwić, kierować ciekawością czy zwykłym dreszczykiem emocji, przemieszczając się po ciemnych korytarzach, grabiąc składzik i przygotowując po ciemku eliksiry. Zwykła rutyna. Decydowanie o sobie traci, kiedy tylko przychodzi na świat z nazwiskiem Dear, a kiedy Juliusa zamykają w Azkabanie, na chwile może odetchnąć i wziąć przykład z siostry, byłej wychowanki domu Godryka Gryffindora; ale nigdy nie miał w sobie takiej odwagi. Zachowanie Christophera jest całkowicie normalne, ostrożne, wręcz przyjazne. Dlatego tak bardzo niebezpieczne dla ślizgona. Gale zawsze widzi w ludziach zagrożenie, podszyte lekko paranoją. Zwierzanie się ze swoich problemów nigdy nie było jego mocną stroną. Ufność prowadzi do rozdawania noży swoim wrogom, a wtedy nie wiesz, który pierwszy wsadzi ci ostrze w plecy, ta myśl podsyca jego umysł już od najmłodszych lat; pewnie dlatego nie ma zbyt wielu znajomych — nie potrzebuje ich. Nauczyciele stoją tylko na straży nauki i zasad, nigdy też nie pozwalał i im się zbliżyć to oni siali najwięcej chaosu, a tajemnice nie istniały, kiedy chodziło o dobro ucznia. Nie wiedzieli, że największy kat jest w rodzinnym domu Dear'ów. - Tak, tak to właśnie ta roślina... - Mówi cichym spokojnym głosem, spodziewając się być może jakiejś reprymendy, że chodzi w nieodpowiednie miejsca, że nie uważa, ale przecież żadnego regulaminu nie złamał. - Trafiłem od razu do szpitala. - Jak przez mgłę pamięta ten feralny dzień. Izba przyjęć, w świętym Mungu, głos nieznajomego, potem widok siostry; afera w domu. - Słyszałem, że stosuje się ją do przygotowania trucizn. - Rodziny interes zobowiązywał go do wiedzy w tym zakresie, ale nie chce wchodzić na grząski grunt. Dostaje wybór, z którego korzysta na swój sposób i nie może to być zaglądanie do otchłani, czających się w głębi potworów, a zwykłej rozmowie o groźnych roślinach; bezpieczny temat? - Chyba mogę powiedzieć, że miałem szczęście. Jej elektryczny ładunek powalił mnie na ziemię, ale nie był na tyle silny, żeby pozbawić mnie całkowitej przytomności. - Odnosi się do tego, co Chris powiedział wcześniej, że glicynia błyskawiczna gromadzi ładunki, z drugiej strony na samą myśl tego wydarzenia, przysiągłby, że robi mu się niedobrze. Jak mięśnie ciała ścisnęły się w bólu, a teleportacja, której użył mężczyzna, aby go przenieść do szpitala, wywołała w jego głowie zawroty i gdyby nie prąd krążący w jego ciele pewnie puściłby pawia. Na szczęście to była już przeszłość, która odcisnęła swój ślad na jego prawej łydce.
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Zaufanie nie było czymś łatwym. Nigdy nie było czymś, z czym można było tak po prostu sobie poradzić, czymś, za czym można było podążyć bez większego zastanowienia. On również miał z nim problem, nie miał zbyt wielu znajomych, nie otaczał się rzeszą przyjaciół, a ci, których miał, nie znali jego wszystkich sekretów. Odsłaniał je powoli, stopniowo, nie pozwalając na to, by inni nadmiernie się do niego zbliżali, choć był człowiekiem miłym i otwartym. To była pewna sprzeczność, ale mimo to Christopher był w stanie łączyć to w jedno, był w stanie tworzyć z tego jeden, zwarty obraz, od którego nie musiał i nie chciał uciekać. Nie próbował grać kogoś, kim nie był, bo zwyczajnie potwornie by się tym zmęczył, toteż Gale miał teraz przyjemność poznać prawdziwą twarz swojego profesora. - Cóż, z pewnością miałeś wiele szczęścia. Spotkanie z glicynią może być bardzo niebezpieczne, również dla osoby pomagającej. Czasami zdarza się, że chwytając poszkodowanego, taka osoba również doświadcza porażenia. Skoro jednak trafiłeś do szpitala, to na pewno opowiedzieli ci o wszystkim, co związane z tym wydarzeniem? Wskazali na problemy, jakie mogą wystąpić? – powiedział prosto po chwili milczenia, widząc, że Gale dawkował słowa, że niemalże je cedził, że powoli ujawniał to, co wydawało mu się słuszne, choć jednocześnie nie mówił niczego niesamowicie wielkiego. Nie wspomniał, gdzie wydarzenie miało miejsce, nie wspomniał, dlaczego znalazł się w pobliżu glicynii i czy nie chciał jej przypadkiem zebrać. To jednak nie było coś, w co Christopher powinien wchodzić, domyślając się, że ostatecznie spłoszy chłopaka, który już teraz zachowywał się, jakby spotkało go coś niesamowicie złego. Miał jednak pomysł, a przynajmniej tak sądził, jak spokojnie pociągnąć tę rozmowę, by dowiedzieć się, czy Dear nie potrzebował aby na pewno pomocy. - Wszyscy myślą, że glicynii nie da się przegapić, ale to tylko świadczy o tym, że niewiele o niej wiedzą – powiedział, uśmiechając się lekko. – Po okresie kwitnienia jest w końcu tylko pędami i jestem pewien, że sam również w takie mógłbym wpaść. To fascynujące, że ta roślina potrafi zbierać wyładowania, chociaż nie jestem do końca pewien, na ile pomagają jej ze wzrostem. A na dokładkę te zdolności do wywoływania halucynacji – stwierdził, kręcąc lekko głową, bo naprawdę było to coś, co można było podziwiać i zastanawiał się, czy wypadek, który spotkał Gale’a nie wziął się przypadkiem z tej chęci dowiedzenia się czegoś więcej o roślinie, która była taka wyjątkowa.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Któreś z okien na korytarzu zostało uchylone. Dopiero po długim przyglądaniu się ruchom powietrza można było zauważyć, że do środka wpada przez nie delikatny, przezroczysty pyłek. Osiadał powoli na posadzce oraz ścianach, aż w pewnym momencie podmuch chłodnego wiatru wpuścił go znacznie więcej. Może wizję wywołało rozbrzmiewające właśnie słowo "halucynacji", może nic konkretnego. Gale nie poczuł dużej zmiany względem tego, co widzi. Nadal był to stary zamek o wysokich, strzelistych wieżach, ale w jakiś sposób zupełnie inny niż Hogwart. I nie znajdował się tu już sam na sam z profesorem Walshem. Także szkolna szata zmieniła się na elegancki garnitur, jaki zakładało się tylko na najbardziej uroczyste okazje. Ludzi było pełno, prawdziwy tłum, ale nie naciskał chłopca, a po prostu go sobą otulał z każdej strony, co tak czy siak mogło przyprawić o lekkie poczucie przytłoczenia. Ślizgon nie mógł się jednak dopatrzeć żadnej z twarzy, wszystkie zdawały się w ostatniej chwili uciekać gdzieś na bok. Słyszał za to sporo podnieconych szeptów. - Już tu jest - powiedział jeden z nich wyraźniej oraz głośniej, ale wtedy wszystko rozpłynęło się w jednej chwili. Jakby ktoś na chwilę zgasił światło, a potem je zapalił. Korytarz znacznie opustoszał, ale w powietrzu dalej można było dostrzec ślady specyficznego pyłku, który drażnił nos, jeśli akurat koło niego wirował. Wspomnienie tego chwilowego oderwania od rzeczywistości pozostawało bardzo wyraźne, ale już po kilku minutach mogło zacząć blednąć w pamięci.
~Blaithin 'Fire' A. Dear
______________________
Gale O. Dear
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : szkocki akcent | mała blizna przy dolnej wardze po prawej stronie
Trudy przeszłości odciskają na nim swoje piętno. Każdy ma w sobie coś takiego, co go uwiera, sprawia ból, ale młody Dear może ma na swoich barkach nieco za dużo. Zaufanie nie jest tym czymś, co rozdaje się na prawo i lewo, a jednak jego brak powoduje, że inni to wyczuwali. Dlatego trzeba było umieć lawirować między otwartością a intymnością. Niektórzy nie potrzebują zdradzać za wiele, inni zakładają maski. Gale sam nie wie, do których należy. Czasami po prostu trzeba się dostosować do sytuacji. Nauczyciele zawsze wydawali mu się tacy zdystansowani, nie wszyscy, ale on troski nie potrzebował, dlatego z ostrożnością słucha i obserwuje profesora. Nawet jeśli to jest jego prawdziwe oblicze, on tego nie wie, bo mrok zawsze przesłaniał mu to, co można w innych zobaczyć dobrego. Słowa Christophera dają mu do myślenia. Wraca wspomnieniami, nie za wiele pamięta. Czy ktoś mu mówił, jakie problemy mogą wystąpić po porażeniu glicynią? Z pewnością w szpitalu świętego Munga pracują kompetentni ludzie, ale czy słuchał? Czy się przejął tym, co go spotkało? Raczej było to zaskoczenie i strach związany z konsekwencjami, ale nie ze strony rośliny, a bliskich. Chociaż nic złego nie zrobił, nawet nie zamierzał jej zbierać, po prostu znalazł się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. - Hmm... Chyba tak. - Mówi niepewnie, słuchając Walsha. Nadal za wiele z Gale'a nie można wyciągnąć, ale dobrze jest dowiedzieć się z pierwszej zielarskiej ręki, jaka to niebezpieczna i fascynująca roślina, chociaż Dear'a bardziej interesuje zastosowanie eliksirowarskie. Może to tylko przypadek, dziwny zbieg okoliczności, że na słowo halucynacje Gale czuje się dziwnie, jakby ta sugestia coś wyzwoliła. Jakieś małe zło, które wpada przez okno, niewidoczne. Nie to nie może być glicynia błyskawiczna, ten wypadek to przeszłość! A jednak obraz przed jego oczami dziwnie się zmienia, niby nic konkretnego nadal jest zamek, nadal stoi przed nim profesor... Szata się przeobraża w elegancki garnitur, a on przygląda się swojemu ubiorowi zdezorientowany. Ciężko jest zastygnąć w bezruchu i udawać, że nic się nie dzieje, kiedy wyimaginowany tłum otacza ze wszystkich stron introwertyka. Rozgląda się na boki, widocznie przestraszony, zdezorientowany, chcąc wyłapać kogoś w tłumie znajomego, kto mógłby potwierdzić, to co widzi, ale nie... twarze uciekają, a skoro tak to tylko oblicze Christophera musi być prawdziwe! - Kto jest? - W tej samej chwili, gdy wyrwa mu się z ust to pytanie, na które oczekuje odpowiedzi, wszystko znika jak zaczarowane. To tylko chwila, która wydaje się umykać z pamięci niczym po przebudzeniu z sennej krainy. - Co się stało? Widział to profesor? - Zaniepokojony chłopak skupia całą uwagę na nauczycielu, pragnąc z całego serca, aby potwierdził jego wizje. Gdzieś kątem oka coś unosi się w powietrzu. Gale wyciąga dłoń przed twarz, chcąc uchwycić wirujący pył.
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher nie zamierzał naciskać na Gale'a. Doskonale wiedział, jak trudno było rozmawiać, kiedy się tego nie chciało, kiedy coś podobnego uwierało, tak samo mocno, jak odsłanianie własnego ja, jak pokazywanie, kim się właściwie było, kim się czuło i jak się czuło. Sam był pod tym względem naprawdę podobny i w pełni rozumiał, jak trudne może być konwersowanie z drugim człowiekiem, doświadczył również odrzucenia w rodzinie i pojmował, że świat nie był na pewno miejscem idealnym. To wszystko jednak nie było czymś, o czym mógł powiedzieć, nie wiedział bowiem zupełnie, co w tej chwili męczyło chłopaka, z jakimi problemami się mierzył i co musiał zrobić, żeby dotrzeć gdzieś dalej. Spojrzeć tam, gdzie do tej pory nie spoglądał. Czasami ludzie w ogóle tego nie robili i Christopher to szanował, w końcu nie każdy musiał łamać własne bariery, nie musiał się zmieniać, żeby zadowolić innych. - To dobrze. Glicynia to dość przebiegła roślina, więc lepiej byłoby, gdybyś miał w pamięci, do czego może doprowadzić to porażenie. Gdybyś chciał dowiedzieć się czegoś więcej albo zapytać, możesz zawsze do mnie przyjść, pewnie pani Finch też nie będzie miała nic przeciwko - stwierdził spokojnie, mając świadomość, że Gale wyraźnie nie chciał z nim rozmawiać. Miał coś dodać, kiedy chłopak zaczął się rozglądać, kiedy zaczął czegoś szukać, jakby ktoś jeszcze tutaj był. W pierwszej chwili Christopher pomyślał o Irytku, ale kiedy Dear się odezwał, a później zapytał go, czy również coś widział, zdał sobie sprawę z tego, że chodziło o coś innego. Halucynacje nie powinny się pojawić, jeśli Gale nie miał ponownej styczności z glicynią, jeśli jej nie zjadł, nie wypił jej soków albo nie zrobił czegoś podobnego. Teoretycznie. Choć nigdy nie było wiadomo, jak sprawy się miały i może Christopher podążyłby tym tropem, gdyby nie wirujący w powietrzu pył, który i on dostrzegł. Kurz? Nie. Zmarszczył lekko brwi. - Co dokładnie widziałeś? - zapytał spokojnie, a później potarł czoło, przypominając sobie ostatnie wydarzenia, myśląc znowu o artykułach w Proroku Codziennym, rozglądając się pospiesznie, by wkrótce namierzyć uchylone okno. - To chyba ten smog - mruknął bez większego przekonania.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Gale O. Dear
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : szkocki akcent | mała blizna przy dolnej wardze po prawej stronie
Taki po prostu jest. Niezbyt rozmowny, nigdy nie ufający, trzymający się na dystans i prawie wiecznie poważny. Do ekstrawertyka mu daleko, dlatego rozmowa z nim mogła wydawać się istnym piekłem, biciem głową w bariery, które ciasno go okalały, ale nie ma co się dziwić. Młody wiek dostarcza wiele zmartwień, a także przeszłość, która go stworzyła, nadała mu cech tajemniczości, uważnej obserwacji i czujności. Gotowy zawsze na coś, co mogło się nigdy nie wydarzyć. Potrzeba obserwowania uważnie zewnętrznej struktury sprawia, że Dear dostrzega więcej, biorąc z otoczenia, co tylko mu się przyda do przetrwania, do grania w grę dorosłych lub jego ojca. Nie ma za wiele przyjaciół. Chyba tak musi być, a tych, co darzy jakimkolwiek zainteresowaniem, a nie są czystokrwiści, nawet nie zaprosiłby do domu. Posiadłość Dearów ma specjalne zabezpieczenia. Forteca nie dla skażonych mugolską krwią czarodziejów na czele z ogarem — pustnikiem, który pilnuje mieszkańców, jak i domu. Dziwić się, że jego ślizgońskie sny są pełne koszmarów. Ciężko jest mu zaufać, kiedy tak wiele w jego życiu wskazuje mu na to, że cokolwiek powie lub zrobi, nie ma żadnego znaczenia, że dorośli wcale nie mają takiego wpływu, jak im się wydaje. Władze jedynie ma jego ojciec, władza należy do ludzi takich jak Julius Dear, wie, że zawsze będzie w tym cieniu. Mroku słabych, uwięzionych w szponach silniejszych. Musiał się z tym pogodzić, a każdy dzień, miesiąc daje mu czas na to, wpychając go w ciężkie, przygnębiające emocje. Wspomnienia przy wigilijnym stole zostaną z nim na dłużej, może już na zawsze, a może tylko do następnego rodzinnego pandemonium. Mógłby dowiedzieć się więcej i zapytać, ale jednak woli skorzystać z książek. Grube tomiszcza są łatwiejsze w obyciu niż niebezpieczni ludzie, chociaż profesor Walsh sprawia wrażenie neutralnego. Trzyma dystans, nie dopytuje, nie chce na siłę zburzyć muru, którego Gale tak się mocno trzyma — tu jest bezpiecznie. Nikt nie może przejść. Tak musi pozostać. Na jego twarzy nie od razu pojawia się ulga. Profesor tego nie widział, tej dziwnej psychodelicznej wizji, ale na szczęście to nie glicynia. - Ten wróżkowy? - Pyta, sam czytając coś w proroku codziennym, ale czy to nie miało być podobno bezpieczne? Nie stanowić zagrożenia? - Tłum ludzi, wszyscy ubrani w ładne stroje i... szepty, jakby ktoś na kogoś czekał, jakby oni wszyscy na kogoś czekali. - Wspomnienie dziwnej halucynacji szybko blaknie, a Gale ma wrażenie, że snuje opowieść o ostatnim ze swoich snów. Chociaż w porównaniu z wróżkową wizją jego koszmary to kraina przepełniona klątwami i czarną magią. - Ktoś powiedział... Już jest i wszystko znikło.- Nie lubi, kiedy coś dzieje się z jego zmysłami, że jakaś siła tutaj pył mieszał mu w głowie. - Profesorze czy to jest niebezpieczne? - Patrzy zaniepokojony na Christophera, ale już z ulgą, w końcu to nie ta roślina co go poparzyła, ani mu nie odbijało. To tylko... smog? Zastanawia się, czy nauczyciel odpowie mu szczerze, czy skłamie, młody ślizgon wyczulony na takie rzeczy nie spuszcza z oczu nauczyciela. Chce wiedzieć, czy Walsh jest kolejnym belfrem.
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Mury były czymś, co Christopher znał wręcz doskonale. Sam również bardzo długo siedział w podobnej skorupie, nie chcąc, żeby inni się do niej dostali, dlatego też z wielkim spokojem podchodził do zachowania chłopaka. Miał również świadomość, że nie był jego rówieśnikiem, a jednym z jego nauczycieli, co z całą pewnością wywoływało dodatkową nieufność. Nie atakował, nie próbował na siłę go do czegoś przekonać, bo to nie byłoby ani trochę mądre i prowadziłoby zapewne do większych problemów, pozwalał młodemu Dearowi samemu wybierać tematy, w jakich chciał się poruszać, w jakich chciał działać, o jakich w ogóle chciał mówić. Kiedy zaś nie doczekał się zbytniej reakcji na kwestie związane z glicynią, zwyczajnie uśmiechnął się lekko, dochodząc do prostego wniosku, że nie było sensu dalej o tym mówić. Chris miał już zacząć coś sugerować, kiedy nagle wydarzyło się coś dziwnego, właściwie całkowicie zmieniając to spotkanie, powodując, że zaczął się poważnie zastanawiać nad tym, co się działo. Smog, jeśli to był smog, działał na człowieka tak samo, jak na zwierzę, czy roślinę, to nie ulegało wątpliwości, ale jednocześnie było w tym coś innego i obcego. Przynajmniej w przypadku Gale’a, który najwyraźniej doświadczał faktycznie halucynacji. Dziwnych, a jednocześnie było w nich coś, co można byłoby uznać, za całkiem znajome. Brzmiało to jak skończone szaleństwo, ale tak naprawdę zielarz widział w tym pewien wzór, coś, na co powinni koniecznie zwrócić uwagę. - Nie jestem pewien, Gale. Widziałem, co zaczęło się dziać, rośliny wchodzą w okres wegetacji, a widzisz, jak jest zimno i śnieżnie. Podobno dzieją się też inne rzeczy, a skoro coś widziałeś, to znaczy, że poza napadami śmiechu ten pył robi coś jeszcze. Jeśli jest tak, jak twierdzi Kingfisher i ma to coś wspólnego z wróżkami, to raczej niezbyt przyjemne zabawy, ale nie coś więcej. Bądź jednak ostrożny, a gdyby coś zaczęło się dziać, idź do pani Finch, ona na pewno będzie wiedziała, jak ci pomóc – odparł całkowicie szczerze, nie chcąc, żeby chłopak wyrobił sobie jakieś błędne zdanie na temat tego, co się działo. Nie chciał również, żeby brał go za kłamcę, a zapewnienie, że wszystko było w porządku, leżało daleko poza zamiarami Christophera. Wiedział przecież, że wiele rzeczy nie było w porządku i nie dało się tego ukryć, a skoro sam zaczynał doświadczać dziwnych rzeczy, to musiał brać pod uwagę, że spotykają one również innych. - Trudno mi nawet powiedzieć, czy to faktycznie pył wróżek. Nie znam się na nich aż tak dobrze, więc w tym względzie wolę zdać się na fachowców, chociaż to, co widziałeś… Brzmi jak baśń, prawda? – zauważył, marszcząc lekko brwi, a później potrząsnął głową, spoglądając uważnie na chłopaka, dopytując poważnie, jak się czuł i czy nie wolał na ten przykład na chwilę usiąść. Wiadome było, że człowiek po czymś podobnym mógł mieć różne chwile słabości, bo magia, jak to magia, była czymś niesamowicie kapryśnym, więc należało liczyć się z wszelkimi możliwymi, nawet szalonymi konsekwencjami.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Gale O. Dear
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161 cm
C. szczególne : szkocki akcent | mała blizna przy dolnej wardze po prawej stronie
Z pewnością to dziwny przypadek. Rozmawiali o glicynie błyskawicznej, która związana jest nie tylko z wyładowaniami elektrycznymi, ale też halucynacjami. Niebezpieczna roślina z takich, które lepiej unikać, ale czasami nawet odpowiednia wiedza nie jest w stanie przygotować nas na niespodziewane koleje losu; a tu umysł młodego chłopca pochłonęły wizje. Miał prawo się wystraszyć. W końcu jego rana już dawno się zagoiła. Nie chciał też utracić zmysłów, a szaleństwa bał się tak samo, jak ojca. Nie histeryzował. Kontroli nauczył się już za młodu, jakby to ona gwarantowała mu przetrwanie. Czasami nie potrafił odpuścić. Co by się stało, gdyby puścił? Upadłby w czarną niewiadomą bezkresną otchłań; nie chce tego. Trochę czytał proroka, coś tam wiedział, a jednak za nic świecie nie spodziewał się, że przez uchylone hogwarckie okno dostanie się substancja zapisana na łamach gazety i dotknie go osobiście. Słucha Walsha, analizując każde jego słowo. Nauczyciel nie zbywa go, nie każe mu się nie martwić. Nie bagatelizuje tego, co tu zaszło, ani też nie dramatyzuje i siłą nie zamierza go wlec do skrzydła szpitalnego. Po prostu stoją tak jak stali, a z wizji na jawie, zostaje tylko ten pył. Niektóre informacje są dla Dear'a nowe, ponieważ jako introwertyk to wewnętrzny świat bardziej go absorbuje. Wszystko te informacje są jednak niepokojące. Napady śmiechu, wegetacja roślin mimo zimna i śniegu. Nie wie, czy może o to zapytać, zgłębić bardziej ten temat. Chyba profesor sam nie wie dokładnie, co tak naprawdę oznaczają tę anomalię. - W porządku. - Mówi z przyzwyczajenia, nawet jeśli Christopher ma racje i skorzystanie z pomocy pani Finch byłoby odpowiedzialnym krokiem przy niepokojących objawach, Gale zawsze stara się nie polegać na pomocy innych, a na sobie. - Nie wiem. - Nie zgadza się z tym, że profesor nazywa to baśnią, ale też nie robi tego otwarcie. - Co, jeśli wszyscy się tego na wdychamy, a te dziwne halucynacje staną się częścią naszego życia? Przeniesiemy się w wizje jakiegoś szaleńca? - Jego głos jest spokojny, ale ciało wydaje się prowadzić jakąś ukrytą walkę. - Nic mi nie będzie profesorze. - Nie uśmiecha się, nie chce troski, nie chce siadać. - Mogę już iść? - Pyta z uprzejmości, z podporządkowania autorytetom, a także i dlatego że jest zwykłym dzieciakiem, który, chociaż bardzo chce uciec, to nigdy nie ucieka
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Prawdę powiedziawszy, Christopher martwił się o chłopaka. Nie widział w nim co prawda żadnych objawów głębokiego szaleństwa, czy czegoś równie niepokojącego, ale zdawał sobie sprawę z tego, że nie wszystko było takie, jak być powinno. Nie tylko ze względu na wizje, halucynacje, zwidy, czy czymkolwiek było to, czego właśnie doświadczył. Chodziło również o sposób jego zachowania, o to, jak Gale był bardzo zamknięty w sobie, jak bardzo był niechętny do rozmów i dyskusji, jak bardzo nie chciał tak naprawdę poznawać drugiego człowieka. Rozumiał go, a jednocześnie miał świadomość, jak takie życie będzie dla niego trudne, jak będzie skomplikowane, jak będzie bolesne. Wyrywanie chłopaka z takiego stanu na siłę, byłoby jednak błędem, potwornym błędem, jakiego musieli uniknąć ze wszystkich sił i Christopher zamierzał się o to postarać. Wszystko małymi krokami, a więc na razie musiał się wycofać, żeby go nie spłoszyć i nie zerwać tej kruchej nici porozumienia, jaką znalazł. - Nikt tego nie wie i mam nadzieję, że nikt się tego nie dowie. To nie brzmi zbyt optymistycznie i zdecydowanie wolałbym uniknąć takiej przyszłości. Myślę, że nie tylko ja i pewnie dlatego Ministerstwo szuka wszystkich sposobów na to, żeby jakoś temu zaradzić - stwierdził prosto, bo też nie miał ochoty jakoś bardzo głęboko wdawać się w dyskusje na temat, jaki przypadkiem poruszyli. Bo wizja, jaką roztoczył przed nim Gale, brzmiała co najmniej okropnie i oczywiste było, że woleliby jej uniknąć, że woleliby zrobić wszystko, byle tylko stanąć na nogi i zapomnieć o katastrofie. - Oczywiście, nie będę cię zatrzymywał - powiedział spokojnie, a później skinął głową, cofając się lekko, kiedy chłopak ruszył w swoją stronę. Mówienie do niego na siłę albo robienie czegoś podobnego, mijało się całkowicie z celem i nie prowadziłoby do niczego właściwego. Nic zatem dziwnego, że zwyczajnie pozwolił mu się oddalić, pozwolił mu oddać się własnym myślom, a nie rozmawiać z kimś, z kim nawet nie bardzo chciał przebywać. I Christopher miał tego pełną świadomość, jednocześnie nie widząc w tym niczego złego.
z.t x2
+
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Numerologia była jego zmorą, ale na szczęście w końcu się skończyła i czekało go okienko. Liczył na to, że da radę chwilę się zdrzemnąć w tym czasie, bo Salazar mu świadkiem, że potrzebował odpoczynku po tym, jak ostatnie tygodnie zarywał prawie każdą możliwą nockę. Powoli już wychodził na prostą, ale regeneracja była mu potrzebna, jak dawno nie była. -Chyba nie wiem, czego oni od nas chcą. Te obliczenia to dla mnie jakaś pojebana sprawa. - Westchnął do @Jamie Norwood , który kierował się w tę stronę co Max, więc przez chwilę towarzyszyli sobie na szkolnych korytarzach. Co razem to zawsze raźniej. a widok Solberga w towarzystwie prefekta i to jeszcze naczelnego, zawsze był ciekawym zjawiskiem, nierzadko wzbudzającym wiele pytań. -Ty, co to było? - Zatrzymał Jamiego ręką, wskazując na róg korytarza, gdzie przed chwilą przebiegła jakaś figura. -To nie te rzeźby, co pospierdalały z zakazanego? - Wychylił się, próbując dostrzec, czy ma rację, czy może jednak halucynacje, ale postać zniknęła tak szybko, jak się pojawiła, więc wciąż obydwie opcje były niestety możliwe.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
- Nie prościej ci z tego zrezygnować? – zapytał, spoglądając na Solberga pytająco, nie do końca rozumiejąc po co ten chodzi na wszystkie możliwe przedmioty. – Wróżbiarstwo, numerologia, astronomia… Nie namówisz mnie, żebym poszedł na cokolwiek z tego, kiedy mogę chodzić na to, co mnie interesuje i szybciej stąd zwiewać – dodał jeszcze, uśmiechając się ledwie widocznie kącikiem ust. Kolejny raz zastanawiał się, czy warto było wspomnieć o tym, co przypadkiem usłyszał w Venetii w jego myślach, a co było niepokojące, gdy widziało się go teraz, tak wyraźnie wyczerpanym. Jednak z drugiej strony… To nie była jego sprawa. Nawet jeśli lubił Solberga. Sam też nie chciałby, aby ktoś grzebał mu w głowie i zadawał mu później niezbyt przyjemne pytania. Szybko jednak został wyrwany z tych rozmyślań, kiedy został zatrzymany w miejscu przez Solberga. Musiał przyznać, że nie spodziewał się tego, a już zupełnie nie jakiś wzmianek o uciekających rzeźbach. -Wiem, że mówili, że rzeźby uciekły, ale poważnie… Jesteś pewien, że nie są to majaki z niewyspania? – zapytał go, spoglądając na niego ze zmarszczonym czołem, ale ostatecznie położył dłoń na jego plecach tuż pod karkiem i popchnął lekko w korytarz, którym mogła rzeźba rzeczywiście uciec. – Spacerujesz z prefektem… nie ma mowy żeby się nie upewnić – dodał jeszcze, a jego spojrzenie jasno wskazywało, że nie obchodzi go w tej chwili nic. Skoro byłą prośba o pomoc w sprowadzeniu uciekinierów na zakazane piętro, a przynajmniej zgłoszenie profesorom, a do jego obowiązków należało (podobno) pilnowanie porządku, to nie było opcji, żeby to zignorować. Choć chciał.
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Spojrzał na Jamiego, jakby ten pierdolnął mu czymś ciężkim w głowę. Wyglądało to tak, jakby nie zrozumiał pytania, choć było ono banalnie proste. -Lubię być zajęty. - Odpowiedział w końcu, wzruszając ramionami. Taka była prawda. Wiele lekcji nie było dla niego szansą na zdobycie wiedzy, a na zajęcie umysłu. Nienawidził bezczynności, a przebywanie ze sobą samym było dla niego ogromną katorgą, więc starał się być między ludźmi i rozpraszać jakoś te nieprzyjemne myśli, które na co dzień gościły w jego umyśle. -Czasami nawet okazuje się to przydatne. Numerologia pomogła mi przy tworzeniu bransolety. - Przyznał szczerze, bo mimo wszystko dziedziny magii się ze sobą przeplatały, co nie było dla niego aż tak oczywiste, dopóki nie zaczął pracować nad jednym, czy drugim projektem. Na szczęście nie wiedział o tym, że Jamie słyszał jego myśli w Venetii, bo to byłoby bardzo nieprzyjemne dla Maxa, który przez większość życia pilnował, by nie dawać po sobie poznać, jakie uczucia naprawdę w nim siedzą. Sam przed nimi uciekał, a przyznawanie się do tego na głos było jedną z trudniejszych rzeczy, jakie sobie wyobrażał, choć powoli uczył się jakoś tę barierę przełamywać. Na szczęście na ratunek przyszły im uciekające rzeźby. -Bardzo śmieszne. - Choć pytanie było zasadne, musiałby się zdarzyć cud, by przyznał Jamiemu rację, a był bardziej pewien niż nie, że jednak coś widział. Dał się więc popchnąć i poszedł za ślizgonem w boczny korytarz. -Oho. Chyba muszę bardziej uważać co przy Tobie mówię. - Zaśmiał się, bo choć miał świadomość odznaki na piersi Norwooda, to zazwyczaj ją ignorował. -Widzisz! - Zauważył tryumfalnie, bo jednak wcale omamów nie miał i sztuka zapierdalała po szkole, jak zerwana ze smyczy. Nie było to specjalnie pocieszające, bo oznaczało, że coś się spierdoliło (znowu) i ożywają im rzeczy, które normalnie powinny stać i nie spierdalać ze swoich miejsc, ale nie on rządził tą szkołą i nie spodziewał się, że kiedyś w końcu rzeczy zaczną działać tu poprawnie. -Chyba trzeba to ogarnąć, jak już się natknęliśmy. - Wyciągnął różdżkę, obracając ją między palcami i zastanawiając się, jak zrobić to z najmniejszymi stratami. Najchętniej rozjebałby to wszystko Bombardą i uznał robotę za skończoną, ale domyślał się, że takie rozwiązanie nie wchodzi w grę.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
- Skoro to lubisz, to nie będę dyskutował, ale jest wiele sposobów, żeby być zajętym - odpowiedział, kręcąc głową. Zaraz też pokiwał głową, gdy Max przyznał, że numerologia zdołała mu się już przydać. On sam… Nie widział powodu, dla którego miałby na nią chodzić. Za to powinien skupić się na uzdrawianiu, tak jak na opiece nad magicznymi stworzeniami, zielarstwie i eliksirach, ale na ostatnim roku doszedł do wniosku, że uzdrawiania będzie się uczyć na własną rękę. Do założenia hodowli fogsów nie potrzebował tego, a jedynie chciał, aby nie biegać z byle wysypką u psów do magiweterynarza. Uśmiechnął się kącikiem ust, biorąc za sobą Maxa, gdy wyszedł temat uciekających rzeźb i niestety przyszło im to sprawdzać. Nie lubił zajmować się podobnymi sprawami, ale nie był typem, który ignoruje problem, gdy już się pojawił. Przynajmniej nie te, które w jakimś stopniu uważał za ważne. Ostatecznie były sprawy, które ignorował. - Nie musisz, ale bądź gotów na potencjalne konsekwencje - odpowiedział, spoglądając na niego nieco z ukosa, jakby chciał powiedzieć, że te mogły być naprawdę różne. Od szlabanu po przygodę podobną do tej, jaka teraz ich czekała. W końcu, jeśli rzeźby okażą się prawdziwe, będę musieli przenieść je na zakazane piętro - aż chciało się powiedzieć “powodzenia w nie potrąceniu dzieciaków kamienną kolumną”. - No dobra, nie masz zwidów, gratuluję… Tak… tzeba złapać i zabrać na zakazane - mruknął, przeciągając dłonią po włosach. Nie miał ochoty tego robić, ani nie chciał mieć na sumieniu uszkodzenie jakiejś rzeźby. - Myślisz, że tradycyjnie leviosa, czy bawimy się w coś bardziej skomplikowanego? Zawsze można wykorzystać obrazy i wezwać tu Pattona. Musielibyśmy wtedy jedynie przypilnować, żeby nie spierdoliły dalej - dodał kolejną propozycję, podwijając rękawy koszuli, aby nie zawadzały przy rzucaniu zaklęć.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Musiał przyznać, że Jamie miał rację. Max jednak nie patrzył na to, co najciekawiej by mu czas zajęło, a łapał się po prostu każdej okazji i o ile praca w "Luxie" i nad kociołkiem sprawiała mu radość, tak już lekcje, prace domowe, czy inne chore wymogi tej szkoły, niekoniecznie. Nawet zajęcia z eliksirów były dla niego męczarnią od kiedy w Hogwarcie nie pozostało nawet pół nauczyciela, który by jakoś pozwolił mu się rozwijać, albo przynajmniej nie nudzić. Psuł sobie więc humor obecnością w klasach, jednocześnie nie potrafiąc tak po prostu z tego zrezygnować. Wszystko było dla niego nadal lepsze, niż konieczność przebywania sam na sam z własnymi myślami. -Jestem gotów, jak nigdy. - Wyszczerzył się, bo choć Jamiego lubił, to jednak nie mógł mu obiecać, że nie będzie odpierdalał tylko dlatego, że ten znalazł się w pobliżu. Punktami się nie przejmował, choć szlabany już były dla niego bardziej uciążliwe. Jakby nie patrzeć, to jego stan głównie spowodowany był tygodniowymi zaległościami wynikającymi z takiej właśnie kary, nałożonej na niego przez O'Malleya. -Coś w życiu mi wyszło. - Skomentował, trochę rozbawiony, trochę jednak nie. Rzeźby były teraz tym, na czym postanowił skupić całą swoją uwagę, choć musiał przyznać, że przenoszenie ich pojedynczo na zakazane piętro brzmiało jak robota głupiego. Nie żeby on był mądry, ale na pewno istniało wygodniejsze rozwiązanie. I na takie właśnie wpadł Jamie. -Ja to bym go wezwał. Jak nie pilnuje swoich rzeczy, to niech chociaż tyle ogarnie. Zabetonuje się je tylko żeby nie pospierdalały nim przyjdzie i tyle. Jakiś Zlep, albo Petrificus... Chociaż, jak jebną i się rozsypią, to jeszcze trzeba będzie naprawiać... - Zdecydowanie był za tym, żeby przerzucić problem na kogoś innego, a najlepiej na nauczyciela. W opinii Maxa, skoro dostawali pieniądze za pracę w tej szkole, to powinni chociaż raz ruszyć dupska i faktycznie jakąś pracę wykonać, a nie zwalać wszystko na nich.
Taki stan Solberga był niepokojący, ale Jamie nie był nawet pewien, czy powinien poruszać ten temat. Ostatecznie nie byli tak naprawdę przyjaciółmi, nie znali się jak łyse konie i chyba sam nie chciałby, żeby Max grzebał w jego życiu, a za coś takiego uznawał ostateczne dopytywanie, czy wszystko było w porządku. Odsunął więc od siebie te myśli, próbując skupić się na rzeźbach, które uciekały korytarzem, mając nadzieję, że Ślizgon naprawdę je widział. Inaczej zaprowadzenie do skrzydła szpitalnego byłoby zwyczajnie konieczne, a jakoś... Nie sądził, żeby było to takie proste. - W takim razie pomyślę nad odpowiednimi szlabanami, skoro taki chętny jesteś - zapowiedział z czającym się w kąciku ust uśmiechem, gdy tylko usłyszał tak ochocze przyznanie się do gotowości do przyjęcia konsekwencji potencjalnych uchybień. Miał jednocześnie dziwne przekonanie, że tak naprawdę nie zdąży dać mu szlabanu, bo zwykle nie szukał ku temu powodów. Od tego byli nauczyciele, którzy regulamin znali na pamięć, choć nie wszyscy go przestrzegali. Jednak myśli dotyczące szlabanów, kar i innych przyjemności zeszły na boczny tor, gdy okazało się, że rzeczywiście stali przed uciekającą rzeźbą. Namierzenie jej to było jedno, ale złapanie, unieruchomienie i zaniesienie we właściwe miejsce to było drugie. Norwood skrzywił się na samą myśl o noszeniu ich, nawet jeśli mieliby posługiwać się zaklęciami. Nie chciał mieć na głowie profesorów z powodu uszkodzenia zabytku, czy czegoś podobnego. - Dobra, to wpierw je łapiemy, przytrzymujemy w miejscu, a potem poślemy pierwszaka po Craine’a – zarządził ostatecznie, sięgając po różdżkę, którą zaczął obracać między palcami. Potrzeba było zaklęcia, które nie zniszczy przypadkiem rzeźby, ale spętanie jej było idiotyczne. – Próbujemy Zlepem do podłogi? I może nie tyle petrificus, co Immobilus? Bo właściwie… spetryfikowane jakby są – zaproponował, spoglądając na rzeźby, które zdawały się domyślać, co się święci, bo już próbowały uciekać w kolejny zakręt, który prowadził do Wielkich Schodów. Nie mieli wiele czasu, zanim będzie można ze stanu odjąć kilka sztuk.
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Norwood miał rację. O wiele łatwiej było ogarnąć błąkające się po szkole rzeźby niż namówić Maxa na skrzydło szpitalne, czy jakąkolwiek inną pomoc medyczną. Jedynie Brewer miał u niego te szczególne względy, że imiennik dawał mu się bez problemu leczyć, choć i tak robił to tylko w przypadkach, kiedy sam nie potrafił już sobie pomóc. -Nie mogę się doczekać, co wymyślisz. - Nie schodził z radosnego tonu. Nie widział jeszcze, by Jamie korzystał ze swoich Naczelnych przywilejów i szczerze był ciekaw, jak wygląda, kiedy musi podjąć jakiejś działanie. Owszem, wolałby nie być tego celem, ale gdyby nie było innego wyjścia, poświęciłby się dla nauki. Zamiast jednak myśleć o karach od Jamiego musiał skupić się na rzeźbach, żeby zaraz nie zapierdalać za nimi po całym zamku. -Wykorzystywanie dzieci? Wchodzę w to. - Odparł z entuzjazmem, już obracając w dłoniach różdżkę, gotową do działania. -Ty, nigdy o tym nie myślałem. Może masz rację... - Podrapał się magicznym kijkiem po brodzie, kminiąc, czy rzeźby faktycznie były jakby spetryfikowane i czy zaklęcie by na nie podziałało. Zaraz jednak wyrwał się z tego zmyślenia, rzucając pierwszy Zlep na figurę, która już spierdalała w kierunku Wielkich Schodów. -No to go go powerrangers, mój przyjacielu! - Pozwolił sobie na humorystyczne wezwanie do akcji, po czym skupił się na robocie, która wcale prosta nie była. Celowanie w tak ruchome obiekty, które świadomie próbowały im spierdolić nie było przyjemne szczególnie z tak opóźnionym przez zmęczenie zapłonem. Zaklęcia jednak powoli trafiały w swoje cele, unieruchamiając dzieła sztuki na kilka chwil. -Merlinie, nigdy w życiu nie zatrudnię się w galerii sztuki, jeśli takie rzeczy dzieją się tam po godzinach. - Rzucił żartobliwie, gdy jedna z jego inkantacji ominęła niesforną rzeźbę. Musiał przebiec w inne miejsce, by lepiej wycelować i wziąć ją z zaskoczenia.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Jamie przez chwilę spoglądał na Maxa, nim ostatecznie pokręcił głową z cichym śmiechem. Nie wiedział, co kryło się w tej chwili w jego głowie, ale był pewien, że ostatecznie będzie musiał wymyślić jakieś szlabany, albo dowiedzieć się, na co mógł skazywać innych, aby sprostać oczekiwaniom Ślizgona i pokazać, że nie rzuca słów na wiatr. Jednak w tym momencie mieli poważniejsze rzeczy na głowie i Norwood nie zamierzał tracić czasu na myśli o czymś, co nie było chwilowo potrzebne. - Chociaż do takich głupot mogą się przydać, zamiast tylko wchodzić pod nogi - powiedział, przewracając oczami. Fakt, że był gotów wykorzystywać pierwszaków także do testowania eliksirów, był już zupełnie inną sprawą. Zaraz też uniósł brwi, spoglądając na Solberga, nie do końca rozumiejąc, nad czym było tu myśleć. Spetryfikowani byli zamienieni w kamień, nawet jeśli nie dosłownie. A rzeźby były ożywionym kamieniem. Dla Jamiego było to jedno i to samo - kamień. Jedynie ten musieli unieruchomić, a rzucanie zaklęcia wywołującego skamienienie mogło po prostu nie zadziałać. - To który kolor chcesz? - zapytał, gdy tylko Solberg wspomniał o powerrangersach, których pamiętał z dzieciństwa, gdy dziadkowie pokazywali mu różne mugolskie bajki. Jednak nie zastanawiał się nad tym, rzucając Zlepem w uciekające rzeźby, nie chcąc, żeby te rzeczywiście się zniszczyły. - A co, wolisz w szpitalu, gdzie pacjenci po nocach uciekają z sal? - zapytał, trafiając w kolejnych kamiennych uciekinierów.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie potrafił być zbyt poważny ani przy Jamiem, ani jego siostrze i uważał to za ogromną zaletę. Czuł się przy nich dość swobodnie nawet, gdy drugi ślizgon nie do końca potrafił to pojąć. Ciężko było jednak Maxowi podchodzić do niego inaczej, a wiedząc, że ten wcale nie pragnął swojej prefektury, tylko mocniej darzył chłopaka sympatią z jakiegoś powodu. -A tam. Mi możesz wchodzić ile chcesz. I tak wciąż się o coś potykam. - Niby powiedział to w żarcie, ale patrząc szerzej miało to głębszy sens. Życie Solberga było wiecznym tańcem między kłodami, jakie los rzucał mu pod nogi i te raczej nie wyglądały dotąd jak morda Jamiego i nie wyglądało na to, by miało się to zmienić. Kwestia petryfikacji rzeźb nie była niby niczym głębokim. Ot, eliksirowar zawsze miał je po prostu ze dzieło sztuki, ale jak teraz na to patrzył, to może faktycznie wyglądało to nieco inaczej. Nie było jednak teraz czasu na takie dywagacje, skoro musieli coś zrobić już z tym incydentem, na który się natknęli. -Oczywiście, że żółty. Daj spokój, kąsanie, lasery z dupska i sztylety? Brzmi jak ja. - Wyszczerzył się, zdziwiony po kurek, że Jamie miał pojęcie o tym dziele mugolskiej kinematografii. -A Ty co byś wybrał? - Odbił piłeczkę, unieruchamiając kolejną rzeźbę w międzyczasie. Jakie one były upierdliwie ruchliwe... -Tam to zdecydowanie się nie nadaję. Sam jestem typem takiego uciekiniera, zajebałbym konkurencję. - Prychnął, odkrywając nieco karty przed Prefektem. Nie było tajemnicą, że Max nie przepadał za pomocą medyczną, choć mało kto wiedział, jak bardzo starał się zawsze opuszczać wszelkiego rodzaju placówki tego typu. -No. Ja. Pier. Do. Lę! - Wkurzył się, gdy jedna z rzeźb ominęła już trzecie jego zaklęcie i na chwilę skupił się, by zatrzymać ją w miejscu. Wiązka z różdżki w końcu trafiła na swój cel i Max posłał jej tryumfalno-ostrzegawcze spojrzenie.
Pokręcił głową ze śmiechem, nie komentując już jednak wchodzenia pod nogi Maxowi. Domyślał się, że jeśli rzeczywiście dojdzie do czegos podobnego - do sytuacji, gdy w jego odczuciu Solberg będzie zasługiwał na szlaban, czy inną formę kary. Jednak nic takiego nie działo się w tym momencie, więc można było spuścić na to zasłonę milczenia, tak jak na wiele innych tematów, jakie mimowolnie nasuwały się na myśl z uwagi na stan Maxa. Teraz mieli misję, a było nią złapanie cholernych rzeźb i wezwanie jakiegoś dzieciaka, aby pobiegł po Craine'a. Uniósł brew ku górze, gdy uslyszał kolor, jaki wybrał Solberg, będąc przekonanym, że wybierze zielony. - Żółty to nie była dziewczyna? - zapytał, nie mając pewności, zaraz marszcząc brwi, gdy próbował przypomnieć sobie bajkę, jaką znał, ale nie miał możliwości oglądać tak często, jak mugole. - Czarny... Albo zielony - dodał zaraz, rzucając kolejne zaklęcia unieruchamiające rzeźby. W kwestii pracy jedynie pokręcił głową, samemu nie widząc się w innej pracy niż ta, jaką sobie zaplonował. Solberg też nie po to zakładał Lux, żeby szukać dodatkowych galeonów w muzeum czy szpitalu, więc temat mogli po prostu urwać, co właściwie Norwood zrobił. Miało jeszcze na to wpływ samo zachowanie Maxa, a także to co wciąż Jamie pamiętał z Venetii, a o czym nie wiedział, jak porozmawiać. Nie wiedział nawet czy chciał. W końcu mogli odetchnąć z ulgą, gdy wszystkie zdołali złapać i zatrzymać wszystkie rzeźby, które mieli przed sobą. Jamie wyczarował linę, którą obwiązał rzeźby i którą przymocował do jednego z filarów dla pewności, po czym schował różdżkę i wsparł dlonie na biodrach, rozglądając się na boki. - Dobra, to teraz potrzebujemy... Ty! Krukon - zaczął mówić, gdy dostrzegł dzieciaka z krawatem w barwach Ravenclaw, do którego od razu zawołał. Jak mógł się spodziewać, dzieciak podskoczył w miejscu i niepewnie zbliżył się do nich. Mógł być z pierwszego roku, może drugiego, choć dla Norwooda większość wyglądała zbyt młodo, żeby w ogóle chodzić do Hogwartu. Polecił zaraz dzieciakowi zawołać profesora Craine'a, podkreślając, że to prefekt naczelny go o to prosi, a gdy chłopak pospieszył we właściwym kierunku, odetchnął głęboko. - Kusi zostawić to tak i odejść... Ale jestem też ciekaw miny Patola, gdy nas zobaczy - powiedział, wspierając się o jedną z rzeźb, która wcale nie wyglądała na zadowoloną, że znowu została unieruchomiona.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zdecydowanie największym zaskoczeniem tego dnia był fakt, że Norwood kojarzył Power Rangers. Po kimś tak ustawionym, z tak dobrej magicznej rodziny, spodziewałby się większej ignorancji w stosunku do mugolskiej popkultury, a jednak pozytywnie go zaskoczono. -Była. I to jaka. - Powachlował się wymownie dłonią, pokazując to, czego nie dokończył słowami. Wiedział, że raczej oczekiwano po nim innej odpowiedzi, ale nie zamierzał ukrywać prawdy. Żółta wojowniczka zdecydowanie najbardziej mu odpowiadała w tej kwestii, co nie oznaczało, że na wiele sposobów nie podziwiał reszty bohaterów. -Zielony by Ci pasował. Z tym fletem i w ogóle. Widzę to, widzę.... - Nie naśmiewał się, choć była możliwość, że zostałoby to tak odebrane. Sam zapewne podobnie by postawił, gdyby miał dopasować jakiegoś wojownika do stojącego obok ślizgona i to wcale nie przez fakt przynależności właśnie do domu węża. Złapanie rzeźb nie było ani łatwe, ani specjalnie przyjemne, ale pokonali to zadanie, jakby robili to przynajmniej drugi raz. Może i nawet trzeci. Max o mało co się nie zakrztusił, gdy Jamie zawołał dzieciaka, a ten podskoczył, jakby spotkał stado akromantuli. Wyobrażał sobie, co ten musi teraz czuć szczególnie, że niedawno sam zgrywał wielkiego, poważnego Pana Przewodniczącego, gdy opierdalał gromadkę za coś, co sam robił regularnie. -Niezła popisówa. - Powiedział w końcu z uznaniem, gdy młodziak zniknął w następnym korytarzu, nie wyglądając ani trochę, jakby nie miał zamiaru spełnić wydanego mu przez Prefekta Naczelnego polecenia. -Na pewno bardzo się spodziewa zobaczyć akurat nas na straży prawa i porządku. - Prychnął zaraz, samemu opierając się o kamienną ścianę i w ostatniej chwili powstrzymując się przed wyjęciem szluga, by zapalić go sobie na poczekaniu. -Myślisz, że obdarzy nas chociaż mniej morderczym spojrzeniem w podzięce? - Na inny gest ze strony nauczyciela transmutacji nawet nie liczył szczególnie, że wciąż był pewien, że Patol nie jest jego fanem po tym, jak wspólnie z Victorią zamienili go w czerwcu w dojarkę.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Przez chwilę przyglądał się Solbergowi, próbując zrozumieć, czy właśnie się z niego naśmiewał, czy jednak nie. Ostatecznie wzruszył ramionami, uznając to za najlepsze wyjście z tej sytuacji. Nie był pytany o to skąd zna mugolską bajkę, toteż nie wyjaśniał niczego, w tym wpojonego przekonania od małego, że powinien wiedzieć, jak mugole wyobrażają sobie magię i że nie we wszystkim są gorsi od magicznych. Uczył się, nawet dobrze bawił przy bajkach, a później skupił na nauce, część rzeczy zapominając, część zachowując jako wspomnienia z lepszych dni. Być może kiedyś nadejdzie dzień, gdy o tym porozmawiają, a może nie… - Jedyny pozytyw funkcji – odpowiedział, opierając się o rzeźbę i patrzył w ślad za dzieciakiem. – Szkoda że nie działa na wszystkich, w tym profesorów… Patol pewnie liczy że to Krukoni będą wszystko łapać i będzie mógł ich chwalić, a nie dwóch Ślizgonów, z czego jeden zdaje się mieć wiecznie na pieńku z regulaminem… Swoją drogą stanowimy pewnie ciekawy duet w jego oczach – dodał jeszcze, uśmiechając się kąciekiem ust. Nie musieli długo czekać, aby usłyszeć dość charakterystyczny chód wicedyrektora, który już z daleka miał kwaśną minę na ich widok. Jamie od razu przeprosił, że go wzywają, dodając, że nie chcieli przypadkiem uszkodzić tak cennych rzeźb, a jednocześnie nie mogą się spóźnić na kolejne zajęcia. Pochylił głowę przez Crainem, po czym pociągnął za sobą Solberga, kiedy upewnił się, że profesor liczył rzeźby, z niechęcią dziękując im za pomoc.
z.t. x2
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Nykos Lush
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 187
C. szczególne : jest małomówny, nosi dużo biżuterii, w tym kłódkę z grawerunkiem A zapiętą na szyi, zapach: balsam jodłowy, czarna cykuta, mech, kadzidło, gorzka mirra
Kiedy dowiedział się, że posążki i figurki, zdobiące sale i okolice Hogwartu, ożyły i rozbiegły się po zamku - jegon pierwszą reakcją było parsknięcie śmiechem. Miał wrażenie, że w tej karuzeli szaleństwa już tylko brakowało ganiających po zamku centaurów z marmuru i wypchanych gęsi, człapiących po sufitach. Mimo to podjął się zadania, jak na członka koła przystało i jak zwykle poszukał najpierw Wacka, by zgarnąć go do wspólnej pracy. Nie mając pewności, czy Wodzirej jest zorientowany w okolicznościach, z jakimi związane jest porwanie go do roboty, uznał za stosowne mu trochę nakreślić: - Ogólnie ponoć rzeźby dostały nóg, dosłownie i teraz biegają po całym zamku. Mamy je złapać i odnieść do Rosy. - powiedział - Słyszałem jak dwóch małoletnich krukonów mówiło coś o gargulcu na czwartym pietrze, więc tam idziemy. - dodał w ramach wyjaśnienia. Jeszcze nie miał pomysłu jak się za to zabrać i co poza samym immobilusem można by takiemu gargulcowi ożywionemu zrobić, by go spacyfikować (poza bombardą, która rozumiał, że była zabroniona - przedmioty należało złapać i unieszkodliwić, a nie zniszczyć, w odróżnieniu od likwidacji brzytwotrawy), ale pomyślał, że tym się pomartwią, jak już coś znajdą. - Myślę, żeby zrobić imprezę Andrzejkową. - wyznał drugiemu puchonowi zupełnie niespodziewanie, gdy wychodzili zza zakrętu, zerkając na niego jakby trochę badawczo.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Szedł korytarzem potulnie jak baranek, ale w pewnym momencie stanął. Po pierwszy, żeby złapać oddech na schodach. Po drugie, żeby upewnić się, że dobrze usłyszał. Iść prosto we wrota śmiertelnej pułapki i to nie tyle, aby ją zniszczyć, co złapać i donieść w stanie nienaruszonym. Im dłużej o tym myślał to swoje stanie zmienił w siedzenie. Tak, aby Nykos się zbytnio nie rozpędził z tym wdrapywaniem wysoko do paszczy bestii. - Terry i ja już zaliczyliśmy z takimi przygodę - nie był to wielokąt, ale rzeźby miały potencjał. - Wolałbym, żeby już mnie napastowało trzech Francuzów zamiast tego. I ty chcesz iść teraz do gargulca? - Oczy otworzyły mu się szeroko ze strachu. Osuną się na ziemię i niemal już na tych schodach leżał. - Czuję się pokonany samym pomysłem - wyznał półżartem. Chociaż rzeczywiście co było na rzeczy i Wackowi nie chciało się ruszać dla jakiś bezsensownych potyczek. Nawet gdyby walka z gargulcem miała do niego przyjść sama. - Chcesz zrobić imprezę pułapkę dla ożywionego posągu? - Dopytał, bo to już totalnie Puchona wybiło z równowagi. Bardziej może ze trzeźwego rozumienia, bo w ogóle nie wiedział, co się wokół niego dzieje. Zatem wyciągnął w stronę kolegi dłoń, aby ten mógł mu wstać. Otrzepał się z kurzu schodów, które od dekady nie widziały mopa i postanowił zmierzyć się z tym absurdalnym wyzwaniem. - Jeśli oblejemy go woskiem to zaliczymy jednocześnie i wróżbę, i go unieruchomimy. Genialne w swoim chillerskim stylu - przyznał mu rację.
Nykos Lush
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 187
C. szczególne : jest małomówny, nosi dużo biżuterii, w tym kłódkę z grawerunkiem A zapiętą na szyi, zapach: balsam jodłowy, czarna cykuta, mech, kadzidło, gorzka mirra
- O. - wydał z siebie krótko, zaskoczony tym, że Wodzirej posiadał doświadczenie związane z tymi ożywionymi dziełami sztuki - I jak wam poszło? - zainteresował się. Wspinaczka po schodach nie stanowiła dla niego wyzwania, ale wiedział, że Wacław nie oszczędza swojego organizmu pod wieloma względami, więc z pełną wyrozumiałością przystawał, kiedy wydawało się, że oddechy drugiego puchona stały się za ciężkie, a ruszał, kiedy i ten podejmował trudy dalszej wycieczki. - No tak. Sprawdziłem gzymsy i myślę, że to ten z północnego skrzydła. Powinien być taki o. - pokazał wzrost gdzieś do połowy swojego uda - Nie większy. Bez obaw. - uśmiechnął się lekko, bo miał wrażenie, że na czole Wacka zaperlił się pot stresu. Zaraz jednak uśmiech przerodził się w lekką wesołość i śmiech, łapiąc się na tym, że po raz kolejny myśli jego szły szybciej, niż jego usta dawały radę łączyć narrację: - Nie, to niezależnie od gargulca. Pomyślałem po prostu, że bym sobie poandrzejkował. - przyznał szczerze - I zastanawiam się, co Ty na to. Czy przyszedłbyś popatrzeć mi w fusy, a ja Tobie w dziurkę - przechylił głowę - od klucza. - nie miał wielu ludzi, z którymi lubił spędzać czas. Był wbrew pozorom dość niechętny zbiorowiskom towarzyskim i chciałby Wacka na takich andrzejkach jako jednego z może trzech? Czterech osób? Gdzieś w głębi korytarza słychać było jakieś dudnięcie, które skutecznie przyciągnęło Nykosową uwagę.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Wizualizacja gargulca jako małej poczwary poprawiła morale Wacława. Ten miał w głowie obraz strasznego strażnika rodem z Dzwonnika z Rotterdam czy innego serialu z przygodami śmiesznych kaczek. - Cóż, żyjemy, nie mamy jakiś strasznych ran na ciele - nawet zerknął po swoim kończynach czy oby wszystko było na miejscu. Tak wyglądało, co najwyżej miał jakiś chwilowy zanik pamięci. - To było straszne. Szedłem korytarzem, chillowałem bombę i nagle Terencjusz krzycz, że ktoś mi macha szpadą przed mordą. Przestraszyłem się, sparaliżowało mnie a on mnie zabrał w bezpieczne miejsce - uśmiechną się na tę myśl. - Mój mały, dzielny bohater - podsumował całą akcje, a więcej Nikoś się nie dowie, bo wątek z Terym jest w trakcie realizacji. Przeżycie wstrząsnęło Wacławem na tyle mocno, aby nie chcieć tego powtarzać. Okey, teraz to Puchoni mieli przewagę liczebną, ale kto wie, co z tymi zaczarowanymi rzeźbami może się jeszcze stać. - Okey, czyli bez wosku na gargulca, też damy radę. - Chociaż ten plan ze śmieszną cieczą się mu podobał. - Mogę ci nawet wsadzić - zmierzył go spojrzeniem i zastanawiał się jak chce skończyć zdanie - szpilkę w kartkę - czy jak ta zabawa z przekuwaniem imion się nazywała. - To co? Myślałem, żeby zrobić coś kameralnego? Tylko dla Puchonów w pokoju wspólnym? - Wacek już widział cały event, suczą solidarność, pyszne jedzenie i świetne alternatywy dla alkoholu, aby zabawa była niezależna od wieku. - Chętnie przyjdę - dodał i już się zaczął cieszyć z tej eskapady, dopóki dziwny dźwięk nie przeszył korytarza. Wacław jęknął rozczarowany. - Leć tam, a ja będę osłaniać tyłu - brzmiało to źle, ale Wodzirej wiedział, co roni. Ochrona flanki czy coś takiego. - Szybko! - Popędził go, aby chłop zaczął działać bez zastanowienia. Wtedy nie przemyśli za i przeciw. - Bo zaraz do nas przyjdzie - Polak wyjął różdżkę. Robiło się poważnie.
Nykos Lush
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 187
C. szczególne : jest małomówny, nosi dużo biżuterii, w tym kłódkę z grawerunkiem A zapiętą na szyi, zapach: balsam jodłowy, czarna cykuta, mech, kadzidło, gorzka mirra
Dzwonnik z Rotterdam był w tej szkole tylko jeden i jego życie pozbawione było śmiesznych przygód, a straszności w nim tyle, co kot napłakał. Poza tym nawet jakby się we dwóch mocno postarali, to by mogli sobie nie poradzić ze spacyfikowaniem go, więc może to i lepiej, że to zwykły, kamienny gargulec. - Ach ten Terry, bohater, co? - uśmiechnął się. Młody Anderson miał bardzo gryfońską krew, jak na borsuka. To było w nim całkiem miłe, unikatowe, czyniło go Terrym i choć się szczególnie nie kolegowali - Nykos właściwie z mało kim się kolegował - to miał do niego wiele sympatii. - Damy radę, nie panikuj, będę Twoim Terrym. - puścił mu oko, śmiejąc się, bo Wodzirej wydawał się być dzielniejszy, kiedy miał przed sobą co najmniej z jednego rycerza. Zaśmiał się wesoło, co w sumie zdarzało mu się rzadko, na tę obietnicę wróżby ze strony Wacka i pokazał go palcem, jakby chciał mu niewerbalnie przekazać "not o patrz" - Trzymam za słowo. Ja i moja kartka. Wszystkie żarciki jednak rozeszły się szybko po kościach, kiedy dupnięcie w głębi korytarza skutecznie uczyniło całe przedsięwzięcie polowania na gargulce całkiem rzeczywistym. - Co Ty, bez Ciebie nie idę. - pokręcił przecząco głową, wyciągając do niego rękę, by pomóc mu wstać - Możesz iść za mną, ale idziesz też. - dodał stanowczo, podciągając go z siadu do pionu i samemu wyciągając różdżkę, by jak dwie różowe pantery w półmroku ruszyć w stronę źródła dźwięku.