W tej przestronnej klasie na trzecim piętrze odbywają się lekcje zaklęć. Dwa rzędy dwuosobowych ławek czekają na uczniów. Duże okna przepuszczają wiele światła, co nadaje klasie przestronny wygląd. Na regałach po prawej stronie znajdują się wszelakie przedmioty na których można ćwiczyć zaklęcia. Na ścianach wiszą natomiast tablice na których są wypisane podstawowe zasady pojedynkowania się.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - zaklecia
Wchodzisz do Klasy Zaklęć, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Zaklęcia. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Marco Ramirez oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Riverside. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z OPCM i zaklęć można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Podaj ogólną definicję zaklęcia i opisz, co wpływa na jakość czaru. 2 – Przedstaw szczegółowo zagadnienie zaklęć niewerbalnych. 3 – Podaj po dwa przykłady zaklęć z każdej z grup: zwykłe, ofensywne, defensywne. 4 – Podaj dwa rodzaje przysięgi wieczystej i opisz na czym polegają. 5 – Podaj trzy zaklęcia, do których można dobrać inne przeciwzaklęcia (podaj je) niż Finite. 6 – Podaj trzy zaklęcia ochronne (np. zabezpieczenie terenu przed ludźmi) oraz opisz działanie każdego z nich.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Odpowiednimi zaklęciami uruchom mały tor przeszkód, aby piłka mogła dotrzeć na jego koniec. (Piłka na początku toru - musi spłynąć rynną - wyczarować wodę; dociera do zbyt małej bramki - powiększyć; zbiorniczek z wodą - zamrozić zanim piłka wpadnie do wody; dźwignia - nacisnąć odpowiednim zaklęciem - wtedy piłka dociera na koniec toru). 2 – Zadziałaj na ciecze w wazonach - w pierwszym oczyść, w drugim doprowadź do wrzenia, w trzecim zamroź. 3 – Przejdź przez mały labirynt (musisz obronić się przed stworzeniem, zaatakować jedno oraz pokonać dwie pułapki). 4 – Powiel kamień, a następnie wyrzeźb węża, lwa, borsuka i kruka. Zaznacz ognistym znakiem te zwierzę, do którego domu przynależysz. 5 – Spowolnij trzech przeciwników odpowiednim zaklęciem, a następnie unieruchom każdego za pomocą trzech różnych czarów. 6 – Zadziałaj na cztery przedmioty zaklęciami z każdego żywiołu.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - Zaklęcia:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Tik-tak, tik-tak, tik-tak. Budzik przy nocnej szafce Briana tykał sobie wesoło pokazując godzinę o wiele za późną od tej o której miał wstać. Biedny, znów zasnął tak szybko, że zapomniał sobie go nastawić tak żeby wstać na lekcje. Musi chyba popracować na zmniejszeniem ilości snu w dzień bo mu to stanowczo nie służy. Na kontaktach towarzyskich zaczynając, a na ocenach kończąc. Biedny on. -Aaaaa! zerwał się na równe nogi gdy kot kolegi z łóżka obok zeskoczył z zasłony z bardzo głośnym miauknięciem. Zaklął w duchu siarczyście, gdyż wyrwał go z pięknego snu, w którym hasał po łączce usianej kaktusami. Troszkę dziwne połączenie, ale co tam. Bywa. Rzucił w czworonoga, kałamarzem, który akurat stał na szafce nocnej, niestety kociak był szybszy, a pojemnik roztrzaskał się o przeciwległą ścianę wieży. No dobra, czas wstać. Zerknął tylko jeszcze na budzik, tak o, dla zasady i... a jakże podskoczył jakby właściwie usłyszał mandragorę - od piętnastu minut trwała lekcja zaklęć! Szybko wciągnął na siebie szatę (przecież nie spał w niej, nie?), może nie zobaczą trochę pogniecionej garderoby pod spodem. Rozlany atrament sprzątnie potem, no chyba, że zaśnie, taka możliwość też istnieje. Tak więc zabrał potrzebne książki, pióro (nie pomyślał oczywiście, że nie ma atramentu) i puścił się biegiem przez cały zamek do klasy zaklęć. Nie ma co się rozwodzić nad tą drogę, gdyż mimo jej długości ograniczała się głownie do przeskakiwania co dwa stopnie, czasem nawet trzy, ale to już tak na granicy połamania się. Zwolnił kroku dopiero tuż przed docelowymi drzwiami przez, które wpadł zdyszany do pomieszczenia. -Przepraszam... - Wybąkał unikając morderczego spojrzenia profesora. Gdzie by tu siąść? Zadawał sobie w myślach pytanie, na które odpowiedzią było puste krzesło przy urodziwej gryfonce, Katniss w sensie -Ee... Cześć. Można? - wybąknął, nie ma to jak dobre pierwsze wrażenie, spóźnić się na lekcje. Na szczęście odpowiedziała twierdząco tak więc przysiadł się do niej niemal natychmiast wyciągając swoje zabawki, książki znaczy. -Taka dziwna prośba... mogę skorzystać atramentu? Bo mój tak jakby... Wylądował na ścianie - Zrobił minę z cyklu "nie pytaj" po czym czekając, aż ona skończy swoje notatki układał własną ich wersję w głowie. Widział, że dużo z tego nie wyciągnie, gdyż jakby nie patrzeć nie było go na połowie lekcji, ale może chociaż zadowalający uda się wyciągnąć. A szkoda bo zaklęcia to jego ulubiony przedmiot. Kiedy gryfonka z dość dziwnym spojrzeniem podsunęła mu kałamarz od razu nabazgrał to co wcześniej ułożył sobie w myślach. -Starczy - powiedział pod nosem po kilku minutach chwytając w łapki różdżkę. Może uda mu się popisać przed dziewczyną? Fajnie by było zaimponować po takim spóźnieniu. Filiżanka... będzie ciężko. Skupił się mocno, jego mózg rzadko pracuje w takim wyciszeniu. Wypowiedział w myślach formułę zaklęcia, chciał je wykonać siłą woli, ale niestety, jak to się mówi chcieć nie znaczy móc. Przedmiot gdyby mógł to zaśmiałaby mu się w twarz. Druga próba tak samo, trzecia bez zmian. Jak dobrze, że natura obdarzyła go tak upartym charakterem. Przy chyba już dziesiątej z kolei próbie się nie poddałeś i wtedy, o Victorio! Udało mu się minimalnie powiększyć filiżankę zaklęciem niewerbalnym. Normalnie rozpierała go duma
Kiedy tylko nauczyciel wszedł do klasy, uciekła do ławki przed tą na której przed chwilą siedziała, zajmując grzecznie miejsce na krześle. Zerknęła jeszcze na brata i na ten jego uroczy uśmiech. Zaczęła szybko wyciągać pergamin i pióro, żeby móc notować, w końcu, nawet gdyby nauczyciel nie powiedział, żeby to robić i tak chciałaby mieć dla siebie notatki... Ale jakoś niespecjalnie szło jej notowanie wszystkiego co trzeba. Nie mogła się skupić na zaklęciach, kiedy w głowie były inne rzeczy. W końcu, kiedy profesor przestał mówić i uczniowie zabrali się do ćwiczenia zaklęcia niewerbalnego, odwróciła się do tyłu, do chłopaków. Patrząc na to co powstało na ich pergaminach, widać było, że udało im się zanotować niż jej. - Podzielicie się ze mną notatkami, prawda? - spojrzała na Rasheeda a potem Victora, uśmiechając się ładnie, jak to tylko ślizgon potrafi kiedy czegoś potrzebuje. Tymczasem na jej ławce pojawiło się wielkie pióro, które chyba, z tego co udało jej się usłyszeć, miała powiększyć zaklęciem niewerbalnym. Skierowała różdżkę na przedmiot i powtarzała w myślach formułkę i nie miała pojęcia co robiła źle, przecież tak bardzo się starało, ale pióro za nic nie chciało urosnąć.
Dobra spoko. Zaklęcia niewerbalne. Ogarniał, ogarniał o co biega, co i jak. Tak po części. Kiedyś matka coś o tym wspominała. Jak się tego uczyła. Podobno nic przyjemnego, bo meega dużo teorii, no ale potem już z górki. Zobaczymy, zobaczymy. Cóż, Piątek mimo wszystko dość przyjaźnie podchodził do całego zadania. W końcu to rzadka umiejętność, przynajmniej u ludzi w jego wieku. Bo w sumie jakby się tak zastanowić.. Tak. Mało znał studentów, znających takie zaklęcia. Cóż.. Cholera jasna, szkoda tylko, że spóźnił się na zajęcia. Cóż, widać tak miało być. W końcu wpadł do sali zziajany. - Przepraszam za spóźnienie, podróż zajęła mi więcej czasu niż sądziłem.. – rzucił, po czym zajął miejsce w jakieś ławce. Tragedia. Będzie musiał pogadać z Lawyersem, albo kimkolwiek innym kto mieszka jeszcze w Hogwarcie, żeby mógł sobie spokojnie ogarnąć jakiś świstoklik do Zamku. To znacznie obniżyłoby czas przeznaczony na podróż, a co za tym idzie prawdopodobieństwo spóźnienia się na zajęcia. Gdy wszedł i ogarnął się w ławce Blythe prowadził wykład. A więc o tym mówiła jego mama? Cóż. Trudno. Jakoś to przeżyje, w końcu tytuł zobowiązuje, nie? W ogóle, ile tu było ludzi?! Nieogar straszny. Jak tak omiótł wzrokiem całą salę, to zauważył tyle znajomych osób. Aaron, Amelia (chyba tak miała na imię ta jego znajoma z Quidditcha). Mało tego, Katniss, ostatnio poznana Naya, ta dziwna dziewczyna, którą poznał zimą, Echo, jakaś osoba z drużyny, Pani Kapitanowa, Nickodem.. zacne towarzystwo. Tak zacne, iż zaczął żałować, że nie przyszedł wcześniej. Cóż.. pilne sprawy, prawda? Nieważne, lekcja trwa. Notatki powinien robić, a nie! Rozłożył zatem swój pergamin i całą resztę, po czym zabrał się za dokładne sporządzanie notatek. Co?! Mieli jeszcze robić wypracowanie?! Pochrzaniło go! Do reszty. Miał ważniejsze rzeczy na głowie, jak na przykład.. no nie wiem? Spotkanie z Aiko? Cóż. W sumie, skoro chciał ogarnąć te całe zaklęcia, chyba powinien ruszyć w tym kierunku i stosować się do zaleceń nauczyciela, prawda? W końcu przystąpili do części praktycznej. Powiększyć przedmiot? Będzie ciężko. Zwłaszcza, jak się nie było od samego początku. Niemniej miał jakieś tam notatki, tak? Nie mogło być aż tak źle. Nie nie mogło. A jednak mogło, skoro to pierdolone pióro wcale nie chciało się powiększyć. Początkowo planował powiedzieć, wcisnąć nauczycielowi kit, że już mu się udało i to tyle. No, ale nie dał się nabrać, toteż za którąś próbą z kolei coś tam sobie wymruczał. Czyżby formułę zaklęcia? Bardzo możliwe, bardzo..
Jasna cholera. Niewerbalne. Kuszące, bardzo kuszące. Ale z drugiej strony.. Z tym chujem. Z tym człowiekiem, któremu obiecał śmierć. No dobra, może on nie do końca o tym wiedział, ale.. Za to wtedy.. W kryjówce. Sutna prawda, że niestety Bonnet był cholernie pamiętliwy. Kwestia czasu, jakieś okazji gdzie będzie miał sposobność to zrobić. Może nie od razu będzie zabijał, ale.. na pewno odpowie pięknym za nadobne. Wpierw jednak opanuje te niewerbalne. Bo w końcu trzeba, prawda? Kto jak kto, ale akurat Ślizgoni winni znać takie rzeczy. Zaklęcia i eliksiry. No i może jeszcze historię magii. Nie, zdecydowanie. Te trzy przedmioty. Oczywiście potem dochodziła do nich ONMS, OPCM i cała pieprzona reszta. – Dobry, przepraszam za spóźnienie. – rzucił w stronę nauczyciela, po tym jak odważył się już zaburzyć naturalny rytm lekcji nadany mu na samym początku. W sumie, nie żeby specjalnie czekał i w ogóle. Nie. nie. O to go nie posądzajmy. Zajął miejsce w pierwszej ławce z brzegu, po czym przygotował całość przyborów. Wykład. A więc tak wyglądała nauka tych zaklęć? Najpierw teoria, a potem praktyka? Cóż, trzeba było przyznać mu punkt, bo w końcu było to coś trudnego. To znaczy, bez znajomości jakiś tam podstaw z zakresu czysto teoretycznego. Szczęśliwie on nie musiał sporządzać aż tak obszernych notatek jak niektórzy, bowiem troche się kiedyś o tym naczytał. Tak więc, mając wiele rzeczy w głowie, jedynie wynotowywał te najważniejsze, najistotniejsze informacje. Gdzieś tam doszły go też słuchy o wypracowaniu, które mają oddać. Bez żadnego problemu. Zwrócił się w stronę tamtych osób mówiąc, że jeśli chcą mogą skorzystać z jego pomocy. Nieodpłatnie i całkowicie po przyjacielsku. Taki Antek. Tak bardzo bezinteresowny. Jak Margo, wróć miłość, nie lepiej Margo, zmienia ludzi. Zaklęcia? W końcu coś, co mogłoby go w jakiś sposób zaciekawić. Wykorzystywanie zdobytej w wiedzy w praktyce, jak napisałby mądrze jakiś miły Pan albo Pani w CKE. Ślizgon w spokoju czekał na swoją kolej. Opanowany, spokojny, wręcz wyluzowany, nade wszystko jednak skoncentrowany. Bo t było kluczem do wszystkiego, szczególnie w zaklęciach. Ostatnie wydarzenia z jego życia, trening nowych czarów doskonale o tym świadczył. W końcu jego chwila. Ta wielka, największa. Początkowo nie szło mu zbyt dobrze, powiedziałbym raczej, że wcale mu nie szło. Mimo to wiedział, że da sobie radę, bo w końcu już kiedyś tam jakieś nieśmiałe próby mu się udawały. Czemu tym razem miało być inaczej? I nie miało. Nie miało być inaczej, bowiem chłopak suma sumarum rzucił poprawne zaklęcie i jego pióro powiększyło się. Prawda, nie jakoś znacząco, ale hej – to dopiero początek, nie?
JAK COŚ TO POMOGĘ Z WYPRACOWANIEM PIERWSZEJ OSOBIE! ZAZNACZYĆ MNIE W POŚCIE I WYSŁAĆ PW BYM PROSIŁ. <3
Stan: spóźniony Kostki - notatki: 5 i 6 Kostki - zaklęcie: 4 i 1 następnie zmienione na 2.
Rozsiadł się wygodniej o ile w ogóle było to możliwe na tych niewygodnych krzesłach. Ale przynajmniej się starał. Kiedy weszła jebana dzikuska tylko wywrócił oczami, później przypomniało mu się, że musi wysłać do Is list… Tyle rzeczy do zrobienia, a jak zawsze mało czasu. Na to wszystko jeszcze pojawiła się Kendra. Tej to zdecydowanie nie chciał oglądać. Jakby mało było, że czasem wpadał na nią w Pokoju Wspólnym czy innych miejscach. Myślami krążył gdzieś daleko, nawet bardzo tak, że obecność profesora zarejestrował dopiero po kilku minutach. Dlatego pierwsze jego słowa gdzieś mu przepłynęły między palcami, ale później już starał się uważać. Szkoda tylko, że najpierw była teoria. Znał ją przecież, umiał czytać i już nie jedną książkę na ten temat podsunęła mu matka. Sam też nie raz w bibliotece wynajdował sobie kolejne pozycje, która mogły w jakimś stopniu uzupełnić jego wiedzę. No ale słuchał, robił jakieś notatki i o dziwo szło mu całkiem nieźle. Aż sam się sobie dziwił. Zazwyczaj kiedy szło o teorię szybko się nudził, a później zamiast notować rysował na pergaminie dziwnie rzeczy zupełnie nieprzydatne mu do niczego. A tym razem było inaczej. Może będą z niego jeszcze ludzie. Przynajmniej jeżeli chodzi o zajęcia z zaklęć. Bo na każdych innych jego pisanie notatek zakończyłoby się o wiele wcześniej. Filiżanka. Też coś. Podszedł do zadania od niechcenia i efekt było widać od razu. Widać dzisiaj tylko teoria mu szła, gorzej z praktyką. Jeszcze do tego jak przyszło mu rzucać zaklęcie to odwrócił się niepotrzebnie po klasie i wzrok zatrzymał na dłużej na Kendrze. Niepotrzebnie, bo teraz jakoś mu nie szło. Wszystko oczywiście zwalił na nią, bo na kogo innego? Z tej złości to zapomniał, że chodziło o zaklęcia niewerbalne i formułę wypowiedział na głos. Brawo Toinen, oby tak dalej. Zły był na siebie i wzrokiem teraz próbował zrzucić filiżankę ze stołu. Też nie wyszło.
Stan: obecny Kostki - notatki: 4, 1, 3 i ostatecznie 5 4, 4 i ostatecznie 3 Kostki - zaklęcie: 3, 5, później 1 i ostatecznie 4 -.-
Uśmiechnęła się wesoło do Echo i przytuliła ją. - Nie było czasu. Przecież wiesz, że Arch mnie męczy o to, żebym była jak najlepsza z zaklęć. A ja wolę runy, tyle że on nie może tego zrozumieć – uznała, trochę ze smutkiem, mimo że cieszyła się z widoku przyjaciółki. – Ale właściwie to chętnie się z tobą spotkam. Poszła za Echo do miejsca, które jej wskazała. Tak dawno się nie widziały, a Lyons i tak się nie zmieniła. Wciąż była tą cudowną osobą, za którą tak bardzo tęskniła. - W ogóle jak mówisz do mnie Utka to mi się to kojarzy z udkiem z kurczaka – przyznała szczerze, uśmiechając do przyjaciółki. – Cześć – zwróciła się do chłopaka, a potem wybałuszyła oczy na Gryfonkę. – Jak to chłopak? Nic mi nie mówiłaś! Jak to się stało, że dziewczyna nie poinformowała jej o tym, że z kimś romansuje? Echo?! Jej Echo ma chłopaka?! Co to się stało w tym Hogwarcie, że w końcu ktoś docenił Lyons? Ale to dobrze, wyśmienicie wręcz i sprawiało, że Utopia jeszcze bardziej cieszyła się z powrotu do szkoły. - Od kiedy w Hogwarcie jest klub pojedynków? – zapytała, niezwykle zdziwiona. – I tak, da radę – dodała szeptem. Zawsze podziwiała swojego starszego brata, choć zdawał się być nieobecny duchem. Gdy Archibald pojawił się w klasie i zaczął swój wywód, Utopia wpatrywała się w niego z mieszaniną zdziwienia, ale i smutku. Coś się musiało stać, skoro tak się zachowywał, a ona musiała się dowiedzieć, o co chodziło. Co go ugryzło? Przecież pamiętała, że był cudownym nauczycielem, który zabawiał swoich uczniów ciekawymi zajęciami, a nie zadawał im eseje. Tak bardzo pogrążyły ją myśli na temat zachowania jej brata, że przeoczyła sporą część tego, o czym mówił. Najwyżej poprosi Echo o notatki. Albo po prostu pójdzie do biblioteki. Lepiej nie przyznawać się przed Archibaldem, że nie miała pełnych informacji z jego lekcji. Gdy zadał im ćwiczenie praktyki, sięgnęła po różdżkę i przy pomocy Accio przywołała do siebie jedną ze stojących nieopodal filiżanek. Po to miała różdżkę, aby z niej korzystać, a nie spacerować między ławkami. Fakt, że ryzykowała stłuczenie naczynia przez jej nieudolność w zaklęciach, ale na szczęście udało się. Skupiła się i mruczała w myślach zaklęcie, starając się ze wszelkich sił zaczarować filiżankę. Przez moment przemknęło jej nawet, aby wyszeptać formułkę. Tyle że Arch by ją zabił. Lepiej nie ryzykować. Na szczęście chyba posiadała jakieś małe zalążki talentu, nijak porównywalne do tych starszego brata, ale filiżanka nieznacznie się powiększyła. Utopia przyjęła to z tak ogromną radością, że niemal podskoczyła w miejscu, wywracając przedmiot.
Trochę irytowało ją, że nazywał ją księżniczką, ale prawdę mówiąc podobało jej się, że się nie opierał, a wręcz nawet przejął trochę inicjatywę. Był wytrwały, skoro jeszcze nie udało się jej zrazić go do siebie na tyle, żeby przymknął jadaczkę i skupił się na lekcji. Postanowiła więc dać mu choć drobną szansę, okruszek nadziei - niech się chłopak cieszy, nawet nie zdaje sobie sprawy, jaki zaszczyt właśnie na niego spływa! Ha! Edervan nie z byle kim się umawia, a już na pewno nie z jakimś obcym o nieznanym statusie. Ściągnęła jednak usta, patrząc na niego z niesmakiem. - Uważasz więc, że możesz sobie tak po prostu mnie "kupić"? Że umówię się z tobą, bo mam w tym jakiś interes? - Zmarszczyła brwi. Miała ochotę jeszcze mu dołożyć, może nawet spoliczkować, ale zamiast tego uśmiechnęła się słodko. Zbyt słodko, żeby uśmiech ten mógł być prawdziwy. Wyciągnęła dłoń w jego stronę i złapała go za brodę, lekko nachylając się w jego kierunku i świdrując go spojrzeniem. - Dobrze. Umówię się z tobą na randkę Panie Casanova, co to się nawet nie raczy grzecznie przedstawić. - Prosić się nie zamierzała, bo to w końcu był obustronny interes. Notatki i spotkanie, w zamian za odrobinę praktyki. - Czekaj na mnie dzisiaj przed zachodem słońca na krużgankach. - Puściła do niego oko i do końca zajęć starała się już pracować w milczeniu, chociaż uśmiechała się czasami pod nosem, czując na sobie spojrzenia chłopaka.
Archibald Blythe
Wiek : 44
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : zaklęcia bezróżdżkowe, opiekun Gryffindoru
Archibald zadawał wypracowania tylko i wyłącznie wtedy, kiedy wiedział, że temat tego wymagał. Nie przepadał ani za sprawdzaniem sterty nudnych prac (wśród których niektóre były tak beznadziejne, że po ich przejrzeniu sam czuł się, jakby cofnął się w rozwoju) ani za dręczeniem uczniów, którzy na praktyczne zajęcia reagowali zdecydowanie bardziej entuzjastycznie. Nie dziwiło go to absolutnie. Jednak jęki, które rozeszły się po klasie, nawet jeśli przyjął je ze stoickim spokojem, poirytowały go. Niestety miewał swoje humorki, a że dziś trafił mu się gorszy... Bywa, moi drodzy. Nie lubił się dopasowywać i udawać, dlatego nie skakał wokół i nie rozdawał kwiatuszków komu popadnie. A już szczególnie spóźnionym, których za każdym razem zaszczycał jedynie spojrzeniem i kiwnięciem głową, co było znakiem, że mogą zostać w klasie (znajcie łaskę pana) i próbować zdziałać cokolwiek. Potem poodejmuje im punkty, w międzyczasie notował dokładnie, kto wpadł po czasie. Tak jak się spodziewał, ćwiczenie spotkało się z większym zainteresowaniem niż wykład. Bardzo smutne, bo o ile w innym temacie mogli sobie w jakiejś części odpuścić, o tyle w tym było zwyczajnie ciężko. Ruszył się jednak ze swojego wygodnego miejsca przy biurku i obserwował poczynania uczniów. - Isolde, Percival, świetnie - pochwalił Gryfonów, kiwając im krótko głową. - Ćwiczcie dalej, jeden sukces to dopiero początek - dodał jeszcze, kierując się do kolejnych ławek. - Björkson, dobra robota. Byłoby idealnie, gdybyś wytłumaczył Edervan, że ćwiczymy zaklęcia niewerbalne - powiedział, zerkając na Noemie. - Aaron, brawo, ale nie rozpraszaj Amelii - poprosił, słysząc kolejne mamrotanie pod nosem. Świetnie, widocznie bardziej zależało im na samym powiększeniu przedmiotu, a nie na zaklęciach niewerbalnych. - Naya, nie spodziewałbym się tego po tobie - rzucił niezadowolony, momentalnie jednak odwrócił się w stronę Zilyi. - Fyodorova, grabisz sobie - rzekł ostro i krótko. - Gdyby ktoś jeszcze nie zdążył zauważyć, ćwiczymy zaklęcia NIEwerbalne - powiedział głośniej. - Nie nauczycie się, jeśli będziecie oszukiwać - dodał, chociaż sądził, że to oczywiste. No jak widać - nie dla wszystkich. Szedł jednak dalej. - Echo, Utopia, Logan, dobra robota, oby tak dalej. Nie przerywajcie, nie czas na rozmowy - skomentował. - Sundström! - warknął, upominając przyjezdną, że ma mówić w głowie. Tylko. - Björkson, Edervan - dorzucił jeszcze, choć był po drugiej stronie klasy. - koniec rozmów, nie chcę was słyszeć. - Cabrera, brawo, ale mniej gadania - poprosił. - Mozesz pomóc Zilyi - dodał jeszcze, odwracając się już w kolejną stronę. Miała ogromne szczęście, że nie słyszał uwagi o okresie. - Jane, Katniss, Brian - odezwał się. - Dobra robota, ale następnym razem chcę cię widzieć na czas, Carter. - Victor - mruknął pod nosem oskarżycielsko, irytując się kolejną osobą, która oszukiwała. - Ambroge... - dodał jeszcze, informując Krukona, że zauważył jego oszustwo. - Bonnet, brawo - pochwalił Ślizgona, podczas gdy kolejny znów oszukiwał. Był z nimi jakiś wybitny problem. - Toinen, słyszałem - poinformował, nawet na niego nie patrząc. - Jeśli wam wychodzi, ćwiczcie dalej. Jeśli nie wychodzi, tym bardziej. Bez. Głosu - dodał jeszcze, zirytowany, bo w tle znów usłyszał formułę zaklęcia. - Jeszcze kilka minut na to zadanie, a później zajmiemy się następnym.
Osoby, którym nie wyszło mogą spróbować ponownie - macie na to czas do mojego następnego posta. Rzucacie tylko jedną kostką, rozpatrujecie wedlug tych samych zasad co poprzednio, przerzut za taką samą ilość punktów. Kostka oczywiście na zaklęcie, wykorzystujecie ten sam przedmiot.
Ostatnio zmieniony przez Archibald Blythe dnia Sob Maj 17 2014, 21:10, w całości zmieniany 1 raz
Mandy się nie spieszyła. Wbrew pozorom nie była typową Krukonką. Nie miała zamiaru prezentować swojej super punktualności. Przecież umiała już niewerbalnie czarować. Szła to tylko potwierdzić. Choć w sumie długo się tym nie zajmowała. Nie miała się jednak zamiaru nad tym wszystkim pastwić. Przecież była dobrą uczennicą. Zasługiwała na to by dostać dobrą ocenę i Blythe nie powinien mieć co do tego żadnych wątpliwości. Po drodze wstąpiła jeszcze do łazienki, aby ułożyć włosy, poprawić makijaż i wyprostować spódniczkę, która idealnie kołysała się na jej biodrach przy najmniejszym ruchu. Tak przygotowana przeszła przez ostatni odcinek, by zapukać i wsunąć się do środka: - Och, przepraszam za spóźnienie! Dzień dobry! - Uśmiechnęła się uroczo i dosiadła się do pierwszej lepszej osoby, by zapytać co robią. Miała napisać esej! Och cudownie, że już kiedyś go pisała dla Ramirez'a. Wystarczy jedynie go wzbogacić o nowe informacje! Potem przystąpiła do losowania przedmiotu, który przypadł jej do powiększania. Breloczek z podobizną Hampson'a nie wydawał się być dobrą opcją do powiększania, lecz zamachnęła się różdżką kilkakrotnie, by stwierdzić że nie działa. Zatem mruknęła coś pod nosem w momencie gdy Blythe przechodził obok. Niemiła wiązanka i do domu? Phi! Przecież się nie podda, jest zdolna i na pewno się jej uda następnym razem.
Spóźnionej MMS jest przykro ;/ Wypracowanie: 5,4 - post będzie, list się napisze Kostki:6,3 (dwie wymiany były i dupa)
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Rasheed w prośbie Laury nie dopatrzył się niczego dziwnego, zwłaszcza, że sam stosował dość podobne praktyki, gdy była taka potrzeba. Po prostu wziął to za kolejną okazję do zrobienia pysznej lemoniady - innymi słowy jeszcze wyciśnie z Laury jakąś przysługę, hehs. No cóż, biedna trafiła na bardzo mało nieinteresownego Ślizgona. - Jasne. - i tutaj uśmiechnął się w ten przebiegły sposób. Brr. - Po lekcji gdzieś w lochach? Bibliotekę pewnie będą okupowały szumowiny. O i tutaj zupełnie przypadkiem zerknął na D’Angelo. Niemniej jednak dalej nie zawracał sobie nią głowy, bo przyszło do ćwiczeń i szło mu dość… no nie szło mu w ogóle. Próbował więc dalej, uparty jak zwykle i można powiedzieć, że to się opłaciło, bo wreszcie po dziesiątkach prób i setkach przekleństw wymruczanych w myślach, udało mu się nieznacznie powiększyć owoc. Sukces Sharker, sukces.
Kostki - zaklęcie-ponowna próba: [2], z ponownego rzutu [3]
Ta Kendra wszystko psuła. Siedziała mu w głowie od… jakiegoś czasu. Wywrócił oczami, kiedy profesor zwrócił mu uwagę. Sam też przecież słyszał, że wypowiedział zaklęcie na głos. Nie był durny. Tak mu się wyrwało ze złości. Po prostu, o. Każdemu się mogło się zdarzyć, szkoda tylko, że musiało jemu. Nadal patrzył zabójczym wzrokiem na filiżankę, jakby to miało mu w czymkolwiek pomóc. Ale widać przyniosło to jakiś efekt, bo po kolejnych próbach udało mu się. Filiżanka była większa i to bez rzucania zaklęcia na głos. Tym razem się nie zapomniał. Patrzył teraz uważnie na marne zapewne próby Kendry. Z uśmiechem przysiadł się do niej i zaraz zaczął jej pomagać. Oczywiście więcej w tym było rozpraszania, ale dla innych naprawdę mogło to wyglądać jakby chciał pomóc swojej koleżance. Z jednego domu. No i nie ważne, że taki dobry nie był. Żeby pomagać innym za darmo. Nie wszyscy go znali, więc nie każdy musiał widzieć w tym jakiś podstęp czy coś. Taki Madness po prostu co poszedł pomagać innym. I niech Kendra to doceni.
Westchnęła tylko i zabrała się za ponowną próbę przećwiczenia zaklęcia. Nie była zadowolona ze swojego pierwszego podejścia, więc liczyła, że tym razem jej się powiedzie! Była tak zdesperowana, że po kilku nieudanych próbach, spróbowała małego oszustwa. Oczywiście wszystko wyszło jak należy, ale coś kuło ją w sercu, że uciekła się do tak podłych metod, żeby tylko osiągnąć pozorny sukces, bo przecież taka lekcja absolutnie NIC jej nie dała. No cóż - będzie musiała jeszcze poćwiczyć i to niemało.
Tym razem przynajmniej nie próbowała oszukiwać. Była jednak niezadowolona, że profesor ją ucisza. Miała ochotę robić to, co uważała, za słuszne. Dużo osób rozmawiało i część z nich osiągała doskonałe rezultaty! Nie sądziła, żeby to był jej problem. Westchnęła i podwinęła nieco rękawy. Spróbowała jeszcze raz. I jeszcze jeden. I jeszcze. I jeszcze. Nic. Absolutnie nic. Była wściekła i rzuciła Leonardo spojrzenie w stylu "jaktytokurwazrobiłeś?". Nie odezwała się jednak ani słowem, tylko marszczyła nosek w niezadowoleniu przyglądając się, jak innym udaje się osiągnąć to, czego jej się nie udało. Cóż... Nie była zbyt zdolną uczennicą - nigdy nie była też zbyt pilna, więc nie było się czemu dziwić. Mimo wszystko - nie cierpiała czuć się "gorsza" od tych wszystkich ludzi, bądź co bądź NIŻSZEJ kategorii.
Chapman, jak na prawdziwego Ślizgona przystało, oczywiście nienawidził przegrywać. Gdy zobaczył, że wszystkim wokół niego zaklęcie wychodzi idealnie, skrzywił się nieznacznie i postanowił zrobić co, co zrobiłby każdy mieszkaniec zielonego domu na jego miejscu. Oszukiwać. Przecież wszyscy to robili. Co prawda profesor wyłapał niektórych, ale Tanner obiecał sobie, że zrobi to na tyle cicho, że nikt się nie zorientuje. Nie wiedział oczywiście jak bardzo był w błędzie, bo gdy tylko wypowiedział zaklęcie, zapanowała idealna cisza, akurat w tym momencie. - Engorgio! - wymamrotał najciszej jak się dało, a jego słowa i tak potoczyły się po klasie. Miał nadzieję, że Archibald nie zorientuje się, że to właśnie on postanowił posłużyć się zaklęciem werbalnym. Jego nieduża piłka nagle powiększyła się do rozmiarów kafla od Quidditcha. Tego nie przewidział. Teraz każdy zauważy, że Chapman zamiast próbować swoich sił w zaklęciach niewerbalnych wolał pójść na łatwiznę i po prostu wymamrotać zaklęcie pod nosem. Cóż, tak jednak właśnie byli wyszkoleni. Tyle osób próbowało już to zrobić. Był pewien, że gdyby miał więcej szacunku do jakiegoś nauczyciela, to nie pomyślałby nawet o oszustwie. Tak więc, to w minimalnej części także wina profesora. Tanner siedział w swojej ławce, znów wracając do poprzedniej pozycji - podpieranie głowy ręką było dzisiaj zdecydowanie najciekawszym zajęciem.
Stan: spóźniona Kostki - notatki: 2, 4 Kostki - zaklęcie: 1, 2 Oczywiście, że na lekcje przyszła spóźniona. Nigdy nie nauczy się punktualności. Wszystko mogła zrzucić na samopoczucie. Gdyby poszła do Skrzydła Szpitalnego, na pewno dostałaby zwolnienie! Nie chciała dostać diabelskiego trolla, więc musiała się ruszyć. Smarowała maścią tak jak było napisane na opakowaniu i powoli oparzenia znikały. Nie chciała ocierać ran o ubranie, więc musiała obwiązać je bandażami. Czuła się trochę jak mumia. Nogi, brzuch, ręce, wszystko w bandażach. Wybór odpowiednich ubrań, aby wszystko zatuszować, zajął jej najdłużej. Przez to właśnie się spóźniła. Niestety bandaże sięgały prawie aż po nadgarstki, więc czasem można było je zobaczyć. Zwłaszcza kiedy rękawy bluzy wciąż podsuwały się ku łokciom. Wpadła w tym czasie, gdy nauczyciel zaczął mówić o wypracowaniu. Jeszcze raz opuściła rękawy bluzy, żeby nie wzbudzać podejrzeć, a następnie cicho szepnęła: przepraszam. Zajęła pierwsze lepsze miejsce, zamieniając się w słuch. Zapisała na pergaminie: ogarnij wypracowanie. Po prostu to jest to, co uwielbiała. Nienawidziła siedzieć w bibliotece w Hogwarcie. Tam było tak głośno! Gdy usłyszała o ćwiczeniu silnej woli, prychnęła pod nosem. Siedziała tu z oparzeniami, które musiała ukrywać. Czy nie była już nauczona silnej woli? Jeszcze raz od osoby obok usłyszała jęki o wypracowaniu, więc napis na pergaminie podkreśliła kilkukrotnie. Nagle zmaterlizowała się przed nią filiżanka. Świetnie, jak miała ją powiększyć do rozmiarów kubka, gdy myślała tylko i wyłącznie o własnym bólu?! Starała się skupić na przedmiocie, ale wszystko ją na początku rozpraszało. Patrzyła w stronę Archibalda i nawet stwierdziła, że jest przystojny. Westchnęła głośno, chciała automatycznie wypowiedzieć formułę zaklęcia, ale prędko się ugryzła w język. Kilka razy myślała: Engorgio, jednak filiżanka ani drgnęła. Już chciała się wściec i po prostu wyjść z sali, gdy zauważyła, że ceramika nieznacznie się powiększyła. Prawie pisnęła z radości, ale gdy tylko nabrała więcej powietrza, poczuła ból.
Gdy profesor Archibald zwrócił uwagę jej i Aaronowi, Amelia trochę się oburzyła. Przecież to nie przez to, że siedzi obok niej jakiś chłopak, nie udało jej się poprawnie wykonać zaklęcia, prawda? Wywróciła tylko oczami, ale w żaden sposób nie skomentowała docinki nauczyciela. W końcu miał prawo się tak zachować, przeszkadzali mu w lekcji. Amelia nie cierpiała, gdy ktoś przeszkadza komukolwiek w lekcji. - Dziękuję - szepnęła tylko cicho do Aarona, który zaoferował jej swoją pomoc i więcej już się nie odezwała. Przynajmniej do momentu, gdy profesor oznajmił, że mogą spróbować jeszcze raz. Chcąc udowodnić sobie, a może profesorowi, że nieważne kto siedzi obok niej i tak jest tak samo dobra, po wielu, wielu próbach i walce toczącej się bez użycia słów w jej głowie udało jej się powiększyć sztuczne jabłko leżące przed dziewczyną. Uśmiechnęła się do siebie z satysfakcją, szturchając lekko jej kolegę z ławki, żeby pochwalić się wykonanym zadaniem. Może nie za pierwszym razem, jak on sam, jednak udało jej się rzucić zaklęcie nie używając słów. To było dla niej naprawdę coś! Bardzo chciała nauczyć się tej sztuczki i wiedziała, że potrzeba do tego wielkiego wysiłku, prób i mobilizacji. Udało jej się na pierwszych zajęciach, czy to nie zna, że dalej może być tylko lepiej?
Naya skrzywiła się, gdy usłyszała słowa nauczyciela, bowiem miała jednak cichą nadzieje, że nie zauważy jej małego oszustwa. Wywróciła oczami i ponownie zabrała się za wykonanie zadania. Wzięła do ręki różdżkę, zamknęła na oczy i w myślach powtórzyła formułkę zaklęcia. Tym razem nie odważyła się oszukać nauczyciela. Próbowała i próbowała i nic z tego nie wychodziło. Jej pióro nie powiększyło się nawet o milimetr. Zrezygnowana usiadła na krześle i bawiąc się różdżką, znudzonym wzrokiem obserwowała wyczyny innych uczniów. Niektórym wychodziło, niektórym nie. Może zaklęcia niewerbalne po prostu nie są dla niej? Szczerze zaczęła obawiać się następnego zadania, skoro pierwsze jej nie wychodziło, a wiadomo, że im dalej, tym trudniej. Jednak wszyscy mówią, że początki zawsze są najtrudniejsze, więc może później będzie tylko lepiej. W sumie gorzej być już chyba nie może...
Odwzajemniła uśmiech Rasheeda, doskonale wiedziała co on może oznaczać. Ale to nic, czy ślizgoni nie powinni się wspierać? Zresztą, pomogłaby mu nawet nie myśląc czy otrzyma coś w zamian. Może dopiero po dłuższym czasie by się przypomniała, gdyby rzeczywiście zaszła taka potrzeba. Nigdy nic nie wiadomo, a przysługi były wyjątkowo opłacalną walutą. - Jasne. Tam nie kręci się aż tyle głupich ludzi - odparła, a potem znowu poświęciła uwagę rzucaniu zaklęcia. Widziała, że niektórym się to udaje. Przecież to niemożliwe, żeby była gorsza od nich wszystkich. Była niezwykle uparta, powtarzała Engorgio Engorgio Engorgio chyba z tysiąc raz, aż wreszcie... sama nie wiedziała dlaczego akurat teraz, pióro jakby odrobinę zwiększyło swój rozmiar. Tak wyglądało. Nie do końca była pewna i nie rozumiała co zrobiła inaczej, że tym razem się udało.
Jak to się mogło stać? Jak mogła dopuścić do tego, że dziś otworzyła oczy za późno? Za późno, aby była w stanie zdążyć na lekcję. Nawet, gdyby teleportowała się w bieliźnie, w której spała. Nawet, gdyby potem biegła najszybciej, jak się dało. Niesamowicie wkurzona zebrała się, nie będąc wcale przekonaną co do tego, czy będzie mogła jeszcze uczestniczyć w zajęciach. Nie mniej zapaliła papierosa, w międzyczasie zbierając się do wyjścia. Aportowała się do Hogsmeade, a stamtąd szybkim krokiem udała się w stronę zamku, dokańczając swoją fajkę. Włosy miała rozwichrzone, w nieładzie. Gdyby nie to, że musiała założyć mundurek, z pewnością ubrałaby jakieś zwykłe legginsy i powyciągany, za duży sweter. Nawet nie zdążyła się wymalować. Nie miała na to czasu. Pełna zrezygnowania i złości, weszła do klasy. Spojrzała po wszystkich zebranych, którzy coś notowali, a profesor Blythe zdążył już powiedzieć co nieco. Przywitała się cicho i przeprosiła za spóźnienie, zajmując jedno z wolnych miejsc, gdzieś z brzegu. Wyjęła niezbędny do zajęć ekwipunek, starając się to zrobić bezszelestnie. Jak na kogoś, kto przyszedł za późno, zrobiła całkiem niezłe notatki. Na rogu wykrzyknikami zaznaczyła, że musi napisać wypracowanie i postanowiła, że zrobi je najlepiej jak tylko się da. Oczywiście świadoma była, że nawet jeśli napisze rewelacyjnie, nie dostanie maksymalnej oceny. Westchnęła, widząc, że przyszedł czas na praktykę. Wzięła ołówek, próbując... jakoś siłą woli? Czymkolwiek? Powiększyć ten przedmiot. Wpatrywała się w niego długo i z determinacją, oczekując jakiejkolwiek reakcji ze strony ołówka. I w końcu się udało, bo ten się nieznacznie powiększył. A więc... chyba nie było z nią tak tragicznie.
Scarlett spóźniła się na kolejną lekcję. Ale u niej nie było to niczym zaskakującym. Po prostu wolała pospać sobie dłużej, a potem zrobienie się na bóstwo także długo trwało. Nie mogła być przecież nieidealna. Nie mniej zostało się jeszcze spakować i wtedy... no, wtedy było już idealnie. Spokojnie szła sobie w mundurku, z torebką, lustrując wszystkie klasy. Ach, tak, to ta. Uśmiechnęła się lekko, wchodząc do środka. Zajęła jakieś miejsce pewnie niedaleko Mandy czy Rasheeda czy kogokolwiek innego. Nieistotne. Najistotniejszym było teraz ogarnięcie notatek, bo skoro wszyscy coś zawzięcie bazgrali na pergaminie. Także i ona wzięła się za robienie tego, co inni. Oparła głowę na ręce, kiwając nią od czasu do czasu i skrzętnie zapisując wszystkie słowa nauczyciela. Chyba nie poszło jej tak źle, ostatecznie. Zapisała sobie jeszcze informację o wypracowaniu, a potem bez większego entuzjazmu zabrała się za część praktyczną, czyli to, co było w tym wszystkim najlepsze! Wzięła jakieś duże pióro i wpatrując się w nie próbowała je powiększyć. Mijały sekundy, potem minuty, ale... nic się nie stało. Zdenerwowana więc opadła na oparcie krzesła i założywszy ręce na piersi obserwowała zmagania innych w tej dziedzinie.
Życie, moi drodzy, życie. Nawet przykładna uczennica, kapitan i prefekt w jednym. Było jej niesamowicie źle, kiedy się obudziła, a tu się okazało, że lekcja zaklęć jest w toku. Była z nich beznadziejna, więc tym bardziej powinna była się postarać! Zerwała się na równe nogi, oporządzając się w ekspresowym tempie. Spakowała się i potem wystrzeliła jak burza, dopadając klamki od klasy zaklęć. Gorąco przepraszała profesora, którego pewnie tak bardzo zawiodła! Zważywszy na to, że był opiekunem Gryffindoru. Nie mniej desperacko wyjęła wszystko na ławkę, kiedy wreszcie udało jej się zająć jakieś miejsce i skrupulatnie notowała. Niestety, weszła na zajęcia tak późno, że nie za wiele udało jej się przyswoić, w związku z czym jej notatki były katastrofą. Była świadoma tego, że może wypracowanie jeszcze poszłoby jej na znośnym poziomie, ale... to jej nie satysfakcjonowało, zdecydowanie. Zrezygnowana podeszła nieco do części praktycznej, ale... ostatecznie, po długim skupieniu i wpatrywaniu się w przedmiot, czyli w jakieś sztuczne jabłko, udało się je odrobinę zwiększyć. Ładnie! Chyba praktyka powinna być oceniana lepiej, niż teoria...? Cóż, połudzić się zawsze można.
Śpiący Królewicz Jack Reyes również wreszcie zaszczycił wszystkich swą obecnością. Co prawda nie obyło się bez dosyć niedbałego oraz szaleńczego zbierania swoich manatków z pokoju, a także szybkie ogarnianie siebie samego, ale w końcu udało mu się teleportować, cudem unikając rozszczepienia, doprawdy. W końcu szybkim truchtem podbiegł do zamku, a tam już znalazł klasę zaklęć, mimo, iż nie bywał w niej często, a i w Hogwarcie jest od roku. Dopiero, albo już, zależnie od interpretacji. Mruknął jakieś powitanie i przeprosiny do profesora, po czym nie wiedząc, że tyle osób się już spóźniło, zajął któreś z miejsc. Losowo, najpewniej. Nie mniej usiadł w ławce i wyjął rzeczy niezbędne do pisania. Notował, bo wypadało, ale nie wszystko wychwycił, nie wszystko też zdążył usłyszeć przez to, że się spóźnił. Bez przekonania opierał głowę na ręce, próbując jak najwięcej spamiętać i zapisać. Oczywiście wypracowanie zepchnął gdzieś na dalszy plan, nie zapisując sobie przypomnienia, BO I PO CO. Jasne. W każdym razie bez emocji podszedł do szalonego zadania rzucania zaklęć niewerbalnych. Dostał mu się breloczek z dyrektorem, co za tandeta. Nie mniej skupiał się bardzo na zadaniu, wpatrując się w przedmiot, lecz ten się nie zwiększał. W końcu zirytowany mruknął pod nosem odpowiednie zaklęcie i TADAM. UDAŁO SIĘ. No czyż nie jest genialny? Na zaklęcie niewerbalne najelpsze są... słowa, oczywiście. A to chytry oszuścik.
Spóźniona, cudownie, teraz brakowało jej tylko tego. Od początku wiedziała, że gdy wciągnie się w lekturę, będzie miała problem z przerwaniem w odpowiednim czasie. Kiedy stało się jasne, że nie ma najmniejszych szans na przybycie na czas, zwyczajnie wyszła wolno z dormitorium, zamiast lecieć na łeb, na szyję. Widziała jak kilka osób przed nią wchodzi jeszcze do klasy, więc przyspieszyła dopiero przed samymi drzwiami, aby chwycić klamkę zanim zdążyły się zamknąć. Jej cudowne szczęście jak zwykle kręciło się w pobliżu, po drugiej stronie drzwi stawiając Reyesa. Zmierzyła go krótkim, chłodnym spojrzeniem, zapominając przeprosić profesora za wtargnięcie po czasie. Przedziwnym trafem, nagle nabrała ochoty na złośliwości. Bo czemu nie? Usiadła obok Reyesa, tym samym ćwicząc swoją koncentrację i nerwy. Próbowała zanotować cokolwiek, widząc, że wszyscy to robią. Wypracowanie? Usłyszała od kogoś w pobliżu, że mają je napisać. Syknęła poirytowana, ale nie narzekała. Jej notatki pozostawiały wiele do życzenia, ale trzeba było wziąć pod uwagę to, że się spóźniła. Ostatecznie chyba nie było tak źle. Praktyczne zadanie wydało się Elsie banalne, nawet jeśli przed momentem nauczyciel powtarzał coś o skupieniu i samych trudnościach w temacie opanowania zaklęć niewerbalnych. Spojrzała na swoją sztuczną truskawkę i dźgnęła ją końcem różdżki, myśląc o niej leniwie. Nic. Zero. Zmusiła się więc do koncentracji i skupiła myśli na strukturze owocu. Mimo tego każda próba kończyła się porażką. Uśmiechnęła się pod nosem, słysząc jak Jack oszukuje. Ona nie miała zamiaru. Zawzięła się tylko bardziej, więc nic dziwnego, że w końcu jej się udało. Świetnie, to teraz mogła skupić się na rozpraszaniu otoczenia.
Hoho, Thiago sobie przypomniał, że ma zajęcia! Bo wiecie, myślał sobie o Mathilde oraz o pewnych paru innych osobach i ogółem stracił poczucie czasu. Co dziwne, zaplanował dziś sobie, że przeczyta wiele książek, lecz kiedy usiadł do jednej z nich, nie mógł się zupełnie skupić na treści. Ostatecznie więc rzucił to w kąt, ale wtedy było już za późno. Wpadł do dormitorium, aby przebrać się w mundurek i zabrać wszystkie rzeczy potrzebne na zajęcia, a dopiero potem zaczął iść do klasy. I szedł i szedł... aż w końcu trafił, choć musiał popytać parę osób o kierunek, bo jeszcze się gubił w tym ogromnym zamczysku. W końcu jednak wszedł do pomieszczenia, uśmiechając się uroczo. - Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie, ale nie orientuję się jeszcze w topografii zamku - powiedział spokojnie, po czym zajął jedno z miejsc. Następnie wypakował się, a potem zabrał do notatek. Trochę późno przyszedł, więc nie zapisał wszystkiego. I ogółem całkiem nieźle poszło, nie są kompletne, ale coś tam nabazgrał. I nawet sobie zapisał, żeby napisał wypracowanie, choć nie miał raczej problemów z pamięcią. Kiedy przyszło do praktyki, spojrzał z powątpiewaniem na te duże pióro, które miał powiąkszyć. Nie mniej postanowił się skupić i... no nic. Ani drgnęło. A może jednak? Sam już nie wiedział. Chyba oczami wyobraźni widział swój sukces, który nie przekładał się na rzeczywistość. Smutek.
Jeanette bardzo się irytowała, spędzając nad swoim przedmiotem kolejne sekundy. Skupienie najwyraźniej nie było jej dziś pisane, być może przez obecność Nickodema. Jasne, najlepiej tak to sobie tłumaczyć - zwyczajnie ją rozpraszał. Po paru próbach i wewnętrznych bulwersach nie wytrzymała i przyłożyła dłoń do twarzy w zjawiskowym facepalmie. Nie potrafiła się dziś skoncentrować, a do tego w jej głowie rodziły się kolejne wymówki i powody tłumaczące jej niepowodzenia. Spróbowała kolejny raz, odganiając te niepotrzebne myśli. To zdecydowanie nie był jej dzień. Odsunęła się od ławki, niezbyt przekonana. Rzeczywiście, trzeba ćwiczeń, dużo ćwiczeń, więcej, najwięcej. Może przeszkadzał jej szum w klasie? Prychnęła w końcu, rezygnując z dalszych prób. Przynajmniej nie uciekała się do oszustw.
Emrys nie bywał na zajęciach. A jak już na nich bywał, to skrupulatnie się na nie spóźniał. No bo po co miał siedzieć całe zajęcia, jak mógł wysiedzieć ich tylko pół i i tak miał obecność nie? No tak naprawdę to nie, i każdy inny też uważał, że nie. Jednak niestrudzony nigdy i niczym EJ uważał że TAK i to mu wystarczało. -Ała! - murknął z wyrzutem do Alvy zabierając swoją dłoń od jej twarzy. Nie wyglądała na zadowoloną. Może wstała dzisiaj lewą nogą czy coś? Widząc jej niechętne zachowanie wzruszył ramionami. Powiedziałby coś jeszcze, ale przecież wszedł Blythe i trzeba było się ładnie i grzecznie usadzić z dupskiem na miejscu. Dlatego wykonał swój zacny gest z niewidzialnym kapeluszem, kompletnie nieświadomie naśladując profesora, który chwilę potem zwrócił się do niego podobnym gestem, uchylając jednak prawdziwego nakrycia głowy. -Panie psorze.Tak na prawdę zgubiłem się w drodze do baru i uznałem,-wzruszył ramionami -że raz kozie śmierć. - zażartował odpowiadając półkrzykiem profesorowi, więc pewnie cała sala go słyszała. Cóż, jak to Mooler lubił być w centrum uwagi. Lubił też ich opiekuna, bo pomimo tego, że z Blyth'a był całkiem niezły freak, to też był całkiem niezły nauczyciel i człowiek. Gdy zaś Alva odwróciła się w jego stronę puścił jej oczko, tylko po to, by zaraz pociągnąć ją za dreda. Zamierzał ją dziś gnębić do upadłego. To znów nie pozwoliło mu zrobić idealnych notatek. Ale Emrys nie był jedną z osób, które potrafią w skupieniu słuchać jakiś wykładów. On chciał CZAROWAĆ bez RÓŻDŻKI a nie robić jakieś notatki. Dlatego zapisał kilka zdań i zajął się dręczeniem Alvy. Właściwie całe te zajęcia nie szły mu najlepiej. Dostał breloczek z dyrektorem i choć bardzo chciał go powiększyć, a w myślach aż darł się nic z tego nie wychodziło. Toteż uznał, że pomoże sobie trochę bardziej i wyszeptał zaklęcie. Cóż, ujmijmy to tak, mimo, że przedmiot się powiększył nie było to jego największe magiczne osiągnięcie. A profesor zganił go już chwile po tym, jak wypowiedział formułę. Dlatego uznał, że tym razem mu się uda. I próbował raz za razem, mają wrażenie, że za chwilę normalnie coś rozwali. No bo ile można? Że tak mu ciągle nie szło. Jednak w końcu, po litrach postu, który spływał z jego czoła udało mu się odrobinę powiększyć breloczek. -No w końcu dyrektorku. -krzyknął uradowany do breloczka, co spowodowało że kilka osób obróciło się i spojrzało na niego, a sam profesor posłał mu najpewniej jakieś litościwie spojrzenie. On jednak omamiony swoim sukcesem nawet na nikogo nie spojrzał.
Stan: obecny Kostki - notatki: 1,5 Kostki - zaklęcie: 2,5>6