W tej przestronnej klasie na trzecim piętrze odbywają się lekcje zaklęć. Dwa rzędy dwuosobowych ławek czekają na uczniów. Duże okna przepuszczają wiele światła, co nadaje klasie przestronny wygląd. Na regałach po prawej stronie znajdują się wszelakie przedmioty na których można ćwiczyć zaklęcia. Na ścianach wiszą natomiast tablice na których są wypisane podstawowe zasady pojedynkowania się.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - zaklecia
Wchodzisz do Klasy Zaklęć, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Zaklęcia. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Marco Ramirez oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Riverside. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z OPCM i zaklęć można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Podaj ogólną definicję zaklęcia i opisz, co wpływa na jakość czaru. 2 – Przedstaw szczegółowo zagadnienie zaklęć niewerbalnych. 3 – Podaj po dwa przykłady zaklęć z każdej z grup: zwykłe, ofensywne, defensywne. 4 – Podaj dwa rodzaje przysięgi wieczystej i opisz na czym polegają. 5 – Podaj trzy zaklęcia, do których można dobrać inne przeciwzaklęcia (podaj je) niż Finite. 6 – Podaj trzy zaklęcia ochronne (np. zabezpieczenie terenu przed ludźmi) oraz opisz działanie każdego z nich.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Odpowiednimi zaklęciami uruchom mały tor przeszkód, aby piłka mogła dotrzeć na jego koniec. (Piłka na początku toru - musi spłynąć rynną - wyczarować wodę; dociera do zbyt małej bramki - powiększyć; zbiorniczek z wodą - zamrozić zanim piłka wpadnie do wody; dźwignia - nacisnąć odpowiednim zaklęciem - wtedy piłka dociera na koniec toru). 2 – Zadziałaj na ciecze w wazonach - w pierwszym oczyść, w drugim doprowadź do wrzenia, w trzecim zamroź. 3 – Przejdź przez mały labirynt (musisz obronić się przed stworzeniem, zaatakować jedno oraz pokonać dwie pułapki). 4 – Powiel kamień, a następnie wyrzeźb węża, lwa, borsuka i kruka. Zaznacz ognistym znakiem te zwierzę, do którego domu przynależysz. 5 – Spowolnij trzech przeciwników odpowiednim zaklęciem, a następnie unieruchom każdego za pomocą trzech różnych czarów. 6 – Zadziałaj na cztery przedmioty zaklęciami z każdego żywiołu.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - Zaklęcia:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
I wyglądał jak gość, który naprawdę już upadł... Towarzyszyło mu dziwne przeczucie, że świat zaraz się skończy. Od początku dnia towarzyszyły mu mroczki przed oczami, podwyższona temperatura i dziwne swędzenie ciała. Te objawy nasilały się już od jakiegoś czasu, ale to nie mogło się tak skończyć. Mogła istnieć jeszcze inna droga. Spokojnym spojrzeniem przebiegł po uczniach, którzy wchodzili kolejno do klas, jakby rzeczywiście mieli nadzieję, że gdy skończą szkołę to wszystko będzie miało jakieś znaczenie. Warknął coś niezrozumiale do kogoś, kto postanowił poświęcić mu swój cenny czas... Po co? Przecież zazwyczaj wybuchali mu w twarz śmiechem. Szydzili z niego jak z najlepszego dowcipu, który ważności nie będzie tracił przez te kilka następnych lat, a potem będziesz komentować to uśmiechem pełnym pogardy w związku z tym, że bohatera znałeś... Sposób jego śmierci również przewidziałeś. Gratuluję. Jesteś prorokiem. Możesz teraz pracować jako wróżka zębuszka... Czy tam inny frajer. Oliver szedł przez korytarz czując, że jego nogi łamią się pod ciężarem jego ciała. Nie rozumiał tego. Od ostatniej wizyty w szpitalu schudł kilka kilogramów. Czyżby to właśnie teraz okazywał się grać inwalidę? Kiedy chciał wszystko ogarnąć nie do porządku, ale do jakiegoś określonego kształtu? Rozpiął kilka guzików koszuli, a i zerwał z siebie gryffoński krawat. Tak lepiej... Oszukał organizm dokładnie na dwa oddechy, bo potem znów powróciło uczucie, że nie może złapać powietrza... Czy tak wygląda umieranie? Kiedy pchnął drzwi od sali zaklęć, te zamknęły się zanim z hukiem. Zanim zdążył wydać z siebie okrzyk błagający o pomoc, już leżał na podłodze czując, że przestaje panować nad swoim ciałem. Ręce, nogi... Zostały poddane dziwnemu rytmowi ciągłych podskoków i kolejnych uderzeń o podłogę. Gdyby tak teraz włączyć muzykę, można by odnieść wrażenie,że to kolejny taniec. Taniec, którego nie chciałbyś nazwać towarzyskim.. To ból. To te wrażenie, że zaraz odejdziesz. Oliver tracił kontakt z samym sobą. Jego ciało przejęło nad nim kontrolę. Nie mógł mówić. Z jego ust wydobywał się płyn... W postaci śliny. Choć zawsze marzył, aby wybrać sobie rodzaj śmierci... Chyba los wybrał za niego. Chyba nikt go nie zapytał o zdanie. Żegnaj Watson?
Miejmy nadzieję, że Oliver przez tak długi czas jaki czekał na przybycie jedynej w swoim rodzaju pomocy, nie zszedł dziesięć razy, a potem nie został wskrzeszony i do momentu przybycia Juno nie odgrywał roli swojego życia, niczym Prometeusz przytwierdzony do skały. Zacznijmy jednak od początku. Oliver Watson został oficjalnie wykreślony z życia Juno, a wszystkie pozostałości po nim zostały pieczołowicie usunięte, zostawiając jedynie w podświadomości ukryte, wyblakłe wspomnienia, które jedynie od czasu do czasu pojawiały się niczym nagły błysk w głowie Kavanaugh. Z każdym dniem było go coraz mniej, a wychudzona postać dziewczyny powoli odzyskiwała dawne kształty. Uśmiech, który na długo zabłądził gdzieś, nie chcąc się ujawnić, pojawiał się teraz na jej twarzy nieustannie (zwłaszcza na widok Isoldowego ciasta!). Była inna. Inna niż dotychczas. Wszystkie lata spędzone na biciu się z myślami, które dotyczyły wyłącznie osoby, która wprowadzała toksyczność do jej życia, posłużyły jej za dobrą nauczkę. Nie można mieć wszystkiego, a on zdecydowanie nie był jej pisany. Wpadli na siebie przypadkiem i błądzili, kurczowo uczepieni do siebie, codziennie upewniając wszystkich dookoła w tym, że nie powinni się nigdy poznać. To już nie te same dzieci, które latały szczerbate, trzymając się za ręcę i próbując uniknąć szlabanu za bieganie po zakazanym lesie. Czasy, w których wychodzenie w nocnych godzinach z Dormitoriów tylko po to żeby dostać się do kuchni i wykraść odrobinę jedzenia były już odległe i pokryte grubą warstwą kurzu. Oni już nie istnieli. Juno kiedy znalazła się już przy drzwiach wejściowych po skończonych zajęciach, jak głupia przypomniała sobie, że w klasie zaklęć coś zostawiła (tak, tak oryginalny powód). Prawdopodobnie była to właśnie różdżka, no bo czemu niby nie mogłaby użyć zaklęcia przywoływania tylko koniecznie musiała się po to wrócić! Zdarza się najlepszym. Nie spieszyło jej się dzisiaj nigdzie. Planowała nawet po drodze do mieszkania przyjaciółki, wstąpić do jakiejś cukierni i sprawić jakiś smaczny podarunek dziewczynie. No nic, to będzie musiało poczekać jakieś kilka minut. Powoli uchyliła drzwi i weszła do środka. Z początku nie zauważyła nawet nic co odbiegałoby normie, ale za cholerę nie potrafiła zlokalizować swojej różdżki. - O kurwa - gdyby włosy mogły stawać dęba, za pewne fryzurą różniłaby się niewiele od narzeczonej Frankensteina. Na szczęście włosom nic się nie stało, jednak ona wyprostowała się jak struna, a z jej ust wyrwał się krzyk, na granicy z jękiem i piskiem. Na podłodze leżało ciało. To nie był widok jaki specjalnie cieszył czyjeś oczy. No chyba, ze to ciało by się jeszcze ruszało czy coś. On się niestety nie ruszał. Przepychając się przez rzędy krzeseł, w kilka sekund znalazła się przy chłopaku i zaczęła nim potrząsać. Wybaczcie, BĘDĄC CZARODZIEJEM NIKT WAS NIE UCZY ZASAD PIERWSZEJ POMOCY. - Boże święty Oliver odezwij się nic Ci nie jest?! Ja pierdole halo co jest, rusz chociaż palcem czy coś, wydaj dźwięk! Ej ja nie wiem co robić, HALO JA PIERDOLE KTOŚ TU JEST MAM TU RANNEGO!-z jej ust popłynął potok słów, a ona sama nie była w stanie myśleć logicznie. Przerażona rozglądała się za czymś czym mogłaby go ocucić czy coś. Mimo, że najchętniej wzięłaby coś ciężkiego i upewniła się czy aby na pewno Watson jest trupem, jej dobre serduszko namawiało ją jednak do przywrócenia go do życia.
Wielkie szczęście dla Watsona i Kavanaugh, że akurat tędy przechodził jeden z szanowanych w tym zamku sprzątaczy i gdy tylko zobaczył ową dwójkę, a właściwie usłyszał krzyki jakiegoś dziewczęcia to ruszył z miotłą prawie biegnąc i po drodze nie gubiąc całego znalezionego dziś dobytku, czyli jednego galeona. Mężczyzna miał chyba krzywe nogi, bo utykał na jedną z nich, a przetłuszczone włosy opadały na czoło nieporadnie nie dając się odgarnąć gdzieś na bok. A kiedy już udało mi się dotrzeć do magicznej klasy, to przez dłuższy moment mocował się z klamką, bo przecież inaczej się nie da! Klął pod nosem recytując w myślach jakiejś magicznej idolki, kiedy wreszcie to co zobaczył... - ZOSTAWI GO PANIENKA. CO TO ZA PORA NA ODPRAWIANIE EGZORCYZMÓW? Wy dziewczyny, wy wyuzdane, głupie, nieodpowiedzialne... PRZECIEŻ ON MOŻE NIE ŻYĆ? CO ZROBISZ ZE ZWŁOKAMI? Zakopiesz pod łóżkiem?! GŁUPIA! - Pokazał na nią palcem odsuwając ją od Olivera przy okazji adresując wszystkie te epitety do niedobrej dziewczyny, która pewnie zabiła Olivera i gdzieś nieopodal była kałuża krwi, w której chłopaczyna miał się utopić! I w ten oto sposób Watson został szybko zabrany sprzed oczu Gryffonki i przetransportowany do Skrzydła Szpitalnego, a stamtąd? Do Świętego Munga... Taka sytuacja.
zt x2
______________________
Marco Ramirez
Wiek : 37
Dodatkowo : Opiekun Ravenclawu, Animag (Pantera), Zaklęcia bezróżdżkowe
Marco Ramirez pojawił się tu nie bez powodu. Otóż zamierzał w końcu przeegzaminować swoich uczniów, studentów, którzy ostatnio zaczęli się zachowywać jak prawdziwi mugole, co zaprawdę go irytowało. Mając w ręku narzędzie jakim jest różdżka nie można tego marnotrawić. Jednakże nie wszyscy to rozumieli. Pewnie dlatego ostatnio proponował uczniom szereg zajęć dodatkowych, aby szlifowali swoją wiedzę i potrafili z tego wszystkiego konkretnie korzystać, ale im chyba nie wychodziło. Mówi się trudno i wierzy się w młodzież dalej, prawda? Takie są założenia? Ramirez usiadł za biurkiem i ze stoickim spokojem w oczach uśmiechał się do każdego wchodzącego do sali, wszak przyjmował ich pojedynczo. Wszyscy grzecznie stali pod klasą i czekali na swoją kolejkę. Dla niektórych była to jedna z ostatnich szans, żeby poprawić przed świętami swoje oceny u Ramireza, co i tak było wielkim gwiazdkowym prezentem, bo Marco nie zamierzał w tym roku bawić się w grzeczności. A jednak. Uległ jak zawsze, choć może tym razem wpływ miało na to to, iż po prostu rzeczywiście ostatnio się nudził przy chłamie, który serwowali mu w esejach. Czas na trochę praktyki?
Studenci Zaklęcie do zaliczenia:
• Subjugatio
Działanie: Pozwala ujarzmić płomyk lub przy większej umiejętności opanowania zaklęcia, ogień w kominku. Dzięki niemu, ognik może przybrać dowolną formę, przez czarodzieja wymyśloną: zwierzę, twarz człowieka itp. Dostępność: studenci
Rzucacie dwiema kostkami:
Kostka pierwsza oceni Twoje przygotowanie do sprawdzianu, informacja jest jakby tylko dla Ciebie. 1 - chyba nie poświęciłeś na ćwiczenia zbyt wiele czasu. Wszak studenckie życie bywa naprawdę absorbujące zatem czego ten pryk od Ciebie wymaga?! 2 - Okej, zapoznałeś się z teorią i opisem zaklęcia, ale to cała Twoja wiedza na ten temat. Chyba liczysz bardziej na łut szczęścia niż na swoje umiejętności, ale kto wie! 3 - Co prawda rzeczywiście już kilka razy powiodło Ci się z tym zaklęciem, ale wciąż Cię coś rozpraszało. Nie było to tak absolutne jakby oczekiwał tego od Ciebie nauczyciel i Ty sam. Ach te ambicje! 4 - Te bezsenne noce spędzone nad zaklęciami bywają nie raz koszmarami, lecz cóż. Nauka to nauka, prawda? Kiedyś i na to trzeba znaleźć czas, więc musiałeś się poświęcić. I oto idziesz na pewniaka na sprawdzian, bo przecież z pewnością Ci się uda! 5 - Zastosowałeś metodę wmawiania sobie, że wszystko Ci wyjdzie. Przecież nie warto ćwiczyć zaklęć, wymawiania ich i tak dalej. Po cóż? Na żywioł! Żyje się tylko raz! 6 - Poświęciłeś bardzo dużo czasu na przygotowanie, może nawet więcej niż powinieneś, bo dręczyłeś nawet innych kolegów, aby pomogli Ci się uporać z zadaniem. Pilny z Ciebie uczeń!
Kostka druga natomiast oceni Twój wynik na sprawdzianie przed profesorem: 1 - chyba nie wszystko wyszło tak jak powinno, bo kiedyś już wydawało Ci się iż ujarzmiłeś płomyk to nie przybrał on wybranego przez Ciebie kształtu tylko rzucił się w Twoją stronę niczym jadowity wąż. Ups. 2 - zaklęcie udało Ci się idealnie, co prawda cały czas miałeś wrażenie, że płomyk zaraz Ci ucieknie i przestanie być taki posłuszny, ale nauczyciel jest zadowolony z Twojego wyniku. 3 - chyba coś w między czasie rozproszyło Twoje myśli. Może usłyszałeś coś nieprzychylnego na swój temat na korytarzu? Przecież plotki nie powinny tak na Ciebie działać! Zatem co? Chyba już nic. Pozostaje Ci tylko obserwować jak przez te myśli płomyk po kilku sekundach ucieka od Ciebie, a nawet ponowna próba wymówienia zaklęcia nie skutkuje. 4 - Nie jest tak źle! Nauczyciel motywuje Cię pokrzepiającym uśmiechem, ale Tobie wydaje się, że i tak wszystko zepsujesz. Wreszcie łapiesz pewniej rękojeść różdżki i przez zbyt gwałtowne machnięcie różdżką płomień szybko staje się tak posłuszny, że z wrażenia opuszcza on kominek i za nic nie możesz go tam "wsadzić" z powrotem. Ale tak, przybrał wyraz twarzy twojego przyjaciela, więc chyba trolla nie dostaniesz. 5 - Udało Ci się?! Czyżby? Tak. Idealnie. Nauczyciel prosi Cię o powtórzenie manewru jeszcze raz, a Ty z uśmiechem na twarzy prezentujesz swoje umiejętności. Zdolny z Ciebie czarodziej. 6 - Idealnie? Było idealnie, zanim nie zacząłeś bez powodu ruszać się do przodu to do tyłu, co w końcu poskutkowało tym, iż potknąłeś się i straciłeś kontakt z płomykiem. Nauczyciel pozwolił Ci spróbować jeszcze raz. Próba się powiodła, lecz Ramirez zwraca Ci uwagę, abyś był bardziej skupiony.
Uczniowie: Zaklęcie do zaliczenia:
• Lumos Maxima
Działanie: Powoduje wyczarowanie kuli światła, którą możemy kontrolować, np. zawiesić ją w powietrzu lub poruszać nią. Dostępność: wszyscy
Rzucacie dwiema kostkami:
Kostka pierwsza oceni Twoje przygotowanie do sprawdzianu, informacja jest jakby tylko dla Ciebie. 1 - chyba nie poświęciłeś na ćwiczenia zbyt wiele czasu. Wszak studenckie życie bywa naprawdę absorbujące zatem czego ten pryk od Ciebie wymaga?! 2 - Okej, zapoznałeś się z teorią i opisem zaklęcia, ale to cała Twoja wiedza na ten temat. Chyba liczysz bardziej na łut szczęścia niż na swoje umiejętności, ale kto wie! 3 - Co prawda rzeczywiście już kilka razy powiodło Ci się z tym zaklęciem, ale wciąż Cię coś rozpraszało. Nie było to tak absolutne jakby oczekiwał tego od Ciebie nauczyciel i Ty sam. Ach te ambicje! 4 - Te bezsenne noce spędzone nad zaklęciami bywają nie raz koszmarami, lecz cóż. Nauka to nauka, prawda? Kiedyś i na to trzeba znaleźć czas, więc musiałeś się poświęcić. I oto idziesz na pewniaka na sprawdzian, bo przecież z pewnością Ci się uda! 5 - Zastosowałeś metodę wmawiania sobie, że wszystko Ci wyjdzie. Przecież nie warto ćwiczyć zaklęć, wymawiania ich i tak dalej. Po cóż? Na żywioł! Żyje się tylko raz! 6 - Poświęciłeś bardzo dużo czasu na przygotowanie, może nawet więcej niż powinieneś, bo dręczyłeś nawet innych kolegów, aby pomogli Ci się uporać z zadaniem. Pilny z Ciebie uczeń!
Kostka druga natomiast oceni Twój wynik na sprawdzianie przed profesorem: 1 - Udało Ci się wyczarować kulę. Gorzej poszło już z zawieszeniem kuli przy suficie, bo tak jak na złość trzymała się wciąż na twoją głową, a kiedy z bezradności machnąłeś rękami o mało co nie spadła Ci na głowę. Masz szczęście, że w sali był nauczyciel! 2 - Choć miałeś trudności z wyczarowaniem kuli, to potem poszło już tylko lepiej. Kula wydawała Ci się próbować wynagrodzić Ci wcześniejsze problemy i oto posłusznie pozwoliła się przeganiać z kąta do kąta sali. 3 - Na początku myślałeś, że uda Ci się rzucić tradycyjne "Lumos" i oszukać nauczyciela, ale chyba nie tędy droga, bo Ramirez od razu przypomniał Ci z jakim zaklęciem masz się zmierzyć. I oto to trudne zadanie wydało się czymś nie do przeskoczenia. Jednak udało Ci się. Co prawda z trudem, ale dobrze. 4 - Już od wejścia tłumaczysz profesorowi, że najważniejsze są chęci i w ogóle podejście do życia, jednak ten zbywa zbędne gadki i nakazuje czarować. Wyczarowujesz zatem kulę, która rozpryskuje się pod sufitem. Chyba coś nie wyszło. 5 - Zaklęcie wydaje Ci się banalnie proste. Jedno machnięcie różdżką - i nic. Drugie machnięcie różdżką - drugie nic. Chyba coś nie tak? W końcu dochodzisz do wniosku, że źle wypowiadałeś zaklęcie i kiedy zmieniasz formę udaje Ci się od razu. Brawo mistrzu, do trzech razy sztuka. 6 - Zaklęcie udalo Ci się idealnie. Chyba czeka na Ciebie skromny, ładniutki - wybitny.
Ostatnio Quayle nie miał głowy do nauki. Z resztą, czy kiedykolwiek ją do tego miał? Jego oceny przecież nigdy ostatecznie nie wykraczały poza cudowne "zadowalające" i zawsze z tego powodu zdawał się być bardzo zadowolony. W minionych miesiącach jednak, czy to treningi do bludgera, czy eliminacje te oraz związane z wyścigami, a przede wszystkim osobiste miłosne dramaty sprawiły, że na jego świadectwie ciężko byłoby znaleźć chociażby te zadowalające stopnie. W momencie, gdy bludger dotarł do finału, a wyścigi miotlarskie gdzieś tam przycichły, natomiast z Madison wszystko zdawało się być w najlepszym porządku, pilnie zabrał się za naukę. Musiał chociaż odrobinę swe stopnie poprawić poczynając od przedmiotu na zaklęcia poświęconego. Subjugatio w pewnym momencie zaczęło mu się już po nocach śnić, gdy wieczory, zamiast na harce w towarzystwie Mads, poświęcać zaczął na samotne machanie różdżką. Tą drewnianą, co by wątpliwości nie było! Truł Tedowi okrutnie, by nauczył go tego zaklęcia, a gdy doszedł w tym do wprawy, w końcu pewnie ruszył na odpytywanie do Ramireza. Nie martwił się jakoś specjalnie, bo w ostatnich dniach z tego zaklęcia potrafił już jakieś cuda niemalże wykonywać, poza tym Ramirez był równym gościem! Wyglądał nawet jak zaginiony, piąty brat Quayle. Kto wie, może nim był? Może staruszkowie mieli przed nimi jakieś mroczne sekrety? Przywitał się elegancko, gdy z brzęczeniem brązowych bransoletek i dzwoneczków przy skórzanych butach (tak świątecznie!) wszedł do klasy. Zajął miejsce naprzeciw profesora i przystąpił do prób zaprezentowania swych niepodważalnie imponujących umiejętności. Raz, nie wyszło. Drugi raz, znów nic. Zdezorientowany Quayle spojrzał na swoja różdżkę z oskarżycielskim spojrzeniem, czując, że aż na usta ciśnie mu się słodkie "codokurwy". Wtem Indiańskie duchy, szepnęły mu na uszko, że trochę źle wymawia urok. Pięknym facepalmem skwitował swe pomyłki, odkaszlnął i raz jeszcze rzekł magiczne Subjugatio. Idealnie! Płomień, który próbował przekształcić przybrał ewidentnie kształt kojota, dokładnie takiego samego, jakim był jego patronus. Aż klasnął w ręce, co by sobie gestem tym pogratulować mądrości. - Może mi pan wpisać Wybitny, jestem pewien, że nikt tutaj więcej nie zrobił panu kojota, a kojoty to w kulturze Indian stwórcy świata, więc no jakby nie patrzeć, mój stwór tu będzie ojcem tych wszystkich następnych jakie będą tu panu próbowali wyczarować. Poza tym, idą święta, a ja miałem bardzo ciężki rok, niechże pan się zlituje nad sierotą, która pewnie dostanie tylko rózgę - Pogadał sobie jeszcze trochę, z resztą Ramirez sam chyba był jakimś Indianinem, tym bardziej powinien docenić tego kojota. I z takim też przekonaniem Quayle odwrócił się, by zaraz opuścić klasę, dając tym samym możliwość innym na zaliczenie zadania.
Niemożliwe, Ramirez robi gwiazdkowe prezenty? Może jeszcze przebierze się za Świętego Mikołaja i przyjdzie do nich z wielkim workiem na saniach z reniferami Pomińmy to, że blondynka wcale tak tego sobie nie wyobrażała, bo akurat ta wizja była jej nieco bardziej obca od wizji, że mężczyzna po prostu...oszalał. Lub mu się nudziło, ale musiała przyznać, że sposoby na to miał specyficzne, bo nietrudno się domyślić, że świat byłby zbyt piękny, gdyby każdy dostawał W na wstępie praktycznie za jedno durne zaklęcie... Właśnie, durne. Durne zaklęcie, o którym panienka na śmierć zapomniała, ale byłaby to mała strata, gdyby nie to, że akurat z tego miał być egzamin. Idźcie wszyscy do diabła, bo tak, wszystkich to była wina, że dziewczyna nie wiedziała, że z tego będzie odpytywana i przysięgam na Merlina, że jeśli tego nie zaliczy dostatecznie dobrze to...się wkurzy. A nawet bardzo wkurzy, znając jej wybuchy i gwałtowność, po czym uprze się tak, że wypracuje zaklęcie do perfekcji i po tym sam Ramirez będzie mógł jej buty czyścić, ot co! Tak czy inaczej jeszcze przed samym sprawdzianem była niemożliwie zirytowana, co odbijało się na otoczeniu wokół niej, gdy Angielka rzucała przedmiotami na wszystkie strony świata, bo naturalnie jej podręcznik zaklęć musiał być schowany pod toną innych rzeczy w jej kufrze i tylko cud sprawił, że pewna Ślizgonka nie dostała ciężką księgą prosto w głowę. Cóż, zapewne nie byłoby jej przykro. Szczególnie, że jej własna głowa zaprzątana była gorączkowym przyswajaniem samej teorii, by przynajmniej wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Naturalnie wiedziała, że może liczyć teraz tylko na łut szczęścia i swoje własne umiejętności, zarówno zaklęciowe jak i to, że przecież była dzieckiem szczęścia. I nie kłócić się z nią. Przekroczyła próg sali pewnym krokiem, "przez przypadek" podkładając nogę jakiejś Krukonce, która runęła jak długi, a co starło z jej twarzy zadowolony z siebie uśmiech. Nikt nie może być zadowolony, podczas gdy ona (póki co) nie jest. Przywitała się grzecznie z profesorem, chociaż wewnętrznie przewracała oczami i sama przystąpiła do wykonywania zaklęcia, które szło jej z początku nie za dobrze. Nie czuła zaskoczenia, gdy nie chciało wyjść tak, jak powinno, chociaż była przekonana, że dobrze wymawia formułkę. Całe szczęście, że mimo drobnych trudności szybko udało jej się naprawić błąd i oto zebranym ukazała się piękna, świetlista kula, którą blondynka mogła dowolnie manewrować po całej klasie. - Myślę, że zasługuję na nie najgorszą ocenę - mruknęła, przerzucając różdżkę z ręki do ręki. Po chwili opuściła jednak pomieszczenie, naturalnie nie przepuszczając okazji, by kolejnej osobie nie podstawić nogi. Nie byłaby sobą, gdyby tego nie zrobiła.
Ostatnimi czasy każdy dzień mijał tak samo. Od sali do sali, z torbą pełną książek, miliardem rzeczy do uszeregowania i myślą, że i tak nic z tego nie będzie, więc po co to wszystko. Generalnie jesień nie była porą roku, która sprzyjałaby ślizgonce. Zawsze wtedy nie wiedzieć czemu dowiadywała się czegoś niespecjalnie przyjemnego lub wplątywała się w jakieś większe problemy. W tym roku ten pech obrał sobie inny kierunek niż zawsze i postanowił wtargnąć w edukacje francuski. Miała więc ostatnio spore problemy z koncentracją, co doprowadzało ją do białej gorączki. Gdyby tylko była wylewna, na pewno wszyscy już wiedzieliby jaki beznadziejny wpływ na jasność myślenia ma zielona herbata (którą piłą dużymi ilościami z powodu jakieś głupiej diety, której doszukała się w jednym z francuskich czasopism o modzie). Dodatkowo zaczęła sypiać jeszcze mniej niż zawsze, próbując nadrobić ciągle gnający do przodu materiał. Wiadomo, w końcu siódma klasa skłania do choć drobnego wzięcia się za siebie. W tym jednak skutecznie utrudniało jej życie wino, leżące zawsze gdzieś pod ręką. Przez ostatnie wjazdy śliz gonów, nagle zrobiło się go jakoś szalenie dużo w szafkach (a może nikt go już tak starannie nie chowa?) Tak więc mogła każdego mile zaskoczyć, że na dzisiejszą lekcje przyszła całkowicie trzeźwa. Fakt, idąc na zajęcia żałowała, że nie była pod wpływem, bo mali puchonii ostatnio bardzo dawali się jej we znaki i gdyby tylko miała miej własnych problemów, na pewno zaczęłaby myśleć nad jakimiś dla nich. Wracając jednak do tematu. W progu już zorientowała się, że jej przygotowanie do zajęć pozostawia wiele do życzenia. Skoro ona tak uważała, to nauczyciel tym bardziej mógłby to zauważyć, tak więc postanowiła nie machać bezmózgo dla wprawy różdżka w prawo i w lewo. Z resztą ona nigdy niczego nie robiła bezmózgo. Każdy ruch miał swój cel, każde spojrzenie powód, każda mina miała dać zamierzony efekt. Wszystko miało pracować jak w zegarku, choć wiadomo nie zawsze jej to wychodziło. Przyjmijmy jednak, ze skoro jest trzeźwa, to nawet idzie jej zachowywanie się jak porządna, nienaganna uczennica tej szkoły. Ktoś musi mądrze wyglądać wśród tych debili. Nie czekała jednak długo, by Ramirez rozpoczął ‘praktyki’. Czarowanie święcących kul nie uznawała za swoja najmocniejszą stronę. W końcu to już by był jakiś akt desperacji. Szło jej to jednak całkiem nieźle, mino nikłego przygotowania i jakiejś wewnętrznej niechęci do robienia takich głupot. To mają być zaklęcia czy nauka oszukiwania kota? Odwaliła jednak swoje bez marudzenia (ona taka rozmowna jak zawsze, hehs), po czym wyszła z tej przeklętej sali, jak zawsze powtarzając, że nigdy tu nie wróci. rzuty:3,2 Z/T
Mathilde się ostatnio nie układało. Jak osoba o tak wielkiej chęci do życia może ciągle przegrywać? Normalnie. Karma była złośliwa. Dla niej szczególnie. Już na starcie przegrała sama ze sobą i musiała się z tym po prostu pogodzić. Nie wyszło jej z chłopakiem, nie wyszła jej też przyjaźń, wszyscy ostatnio przestali się odzywać, choć gorączkowo wysyłała do nich listy o spotkaniu przed meczem jeszcze, żeby powspominać dobre czasy i nie dołować się nawzajem. Może to ta przegrana wpłynęła tak na uczniów Red Rock? Ojciec zawsze jej powtarzał, że miała w sobie coś z polityka. Umiała zebrać ludzi w całość, żeby przekonać ich do tego, że życie jest jedno, że trzeba się nim cieszyć. Wyrzucała z ich umysłów niedobre, niepozytywne myśli. I kiedy jej tata doszukiwał się w tym potencjału do pracy w Ministerstwie, jej matka nazywała to po prostu dobrym sercem. I tak właśnie z nią było... Ale swój natłok myśli również musiała pokonać. Zatem oddała się morderczym treningom zaklęcia, które stało się jej koszmarem. Nawet kiedy udawało się jej zasnąć swoim dotykiem wszystko zamieniła w płomienie, które przybierały twarz ludzi, którzy bardzo mocno ją zranili. Nie trudno się domyslić, że królował tam Young. Cóż, życie boli... I Mathilde się o tym przekonała bardzo dotkliwie. Zatem oddała się nauce. Nawet klasówka z historii magii poszła jej bardzo dobrze. Udawało się jej chociaż w tej dziedzinie. Może nie była na tak straconej pozycji jak uważała? A może się jeszcze wszystko ułoży? To takie myśli jej towarzyszyły kiedy stała pod ścianą i czekała na swoją kolej, aby wejść i zaliczyć zaklęcie. Zależało jej już tylko na ocenie. Wydawało się jej, że jest przygotowana bardzo dobrze, więc odpuściła sobie nerwowe machanie różdżką jak to robili uczniowie stojący nie opodal niej. Nawet na chwilę nie straciła wiary w swoje zdolności. Przecież musiała w coś wierzyć. Cóż to za życie, jeśli we wszystko się wątpi. Zatem wyznając filozofię ojca z uśmiechem na ustach wkroczyła do klasy. Przywitała się z uśmiechem na ustach z nauczycielem i po chwili przystąpiła do sprawdzianu. Aczkolwiek nie miała pojęcia czemu jej myśli rozpraszało milion słoni na pustyni. Tak, dokładnie... Takie wesołe myśli jej towarzyszyły, kiedy wypowiadała formułę zaklęcia. Przez to potknęła się i straciła kontakt z płomykiem, który umknął do reszty "stada" tańczącego w kominku. Spojrzała z nadzieją na profesora, który pozwolił jej spróbować jeszcze raz upominając, żeby się bardziej skupiła. Zatem nasza Dunka skorzystała z rady i tym razem dała z siebie wszystko. Udało się. Płomień posłusznie poruszał się ze wskaźnikiem jakim była jej różdżka, a nawet przybrał kształt tańczącego słonika... Słodko. Wybitny? Przyjemny dzień. Wyszła z klasy z uśmiechem.
Wchodząc na zajęcia nie wiedziałam czego się spodziewać. Kompletnie zapomniałam o jakimkolwiek egzaminie. Weszłam do lekko mętnej sali, i usiadłam w pierwszej lepszej ławce. Spóźnienie tylko tego brakowało. Czekałam w spokoju na polecenie nauczyciela, które podał po chwili. Poszłam gdzieś w kąt i zaczęłam ćwiczyć. Mój mózg był kompletnie pusty. O niczym nie myślałam. Mówiłam formułkę zaklęcia w nadziei że szybko się go nauczę i zdam. Nie mogłam nie zdać, kochałam magię. Było by to niedorzeczne jeśli bym dostała jedynkę z czegoś co uwielbiam. Absurd. -Lumos Maxima! -Powiedziałam. Udało się. Po raz pierwszy się udało. Byłam z siebie dumna. Ćwiczyłam do końca czasu. Czekałam w swojej ławce na wyczytanie mojego nazwiska. Byłam prawię ostatnia ze względu na moje nazwisko. W głowie szykowałam moją prezentacje, wady i zalety. Najgorsze wyjście było tym że nie zdam, najlepszego nie miałam. Nie dopuszczałam tego do myśli. Ale ze mnie pesymistka, pomyślałam przewracając oczami. W końcu profesor wyczytał moje nazwisko. Podeszłam do niego, uśmiechnęłam się lekko, uniosłam dłoń i wypowiedziałam zaklęcie. Światełko przez chwile świeciło, ale nie było tak dobrze ukształtowane. Mężczyzna widząc moje nie powodzenie, i zdezorientowanie na twarzy pomachał ręką żebym zaczęła jeszcze raz. Byłam mu wdzięczna. Następnym razem udało się perfekcyjnie. Słysząc ocenę nauczyciela byłam nie zadowolona. Nędzny. Ja i ocena Nędzny?! Lepsze to niż Troll. Wyszłam z tą myślą. [zt] 5-3 :(
Ostatnio zmieniony przez Sarah El. Pauths dnia Sob Gru 21 2013, 15:08, w całości zmieniany 1 raz
Nadish Narayanan
Wiek : 30
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 178
C. szczególne : Tatuaż na ramieniu lewej łopatce i szyi.Na lewej piersi ma 5 centymetrową bliznę po odłamku szkła
Wszedł do sali, o dziwo nie spóźniając się,a już trochę uczniów było w sali. Nie cierpiał tej sali, bo brakowało w niej cholernych ławek - były tylko dwa długie rzędy i zawsze, obojętnie gdzie by nie usiąść, było widać wszystko co uczeń robił. Położył więc na skraju torbę,narażając się na przydeptywanie, ale przynajmniej będąc najbliżej wyjścia. Po zakończeniu lekcji mogł wyjść najszybciej. Głupi Puchon łudził się, że nauczycielowi coś się stało i nie stawi się na dzisiejszej lekcji. To by było piękne, naprawdę. Lumos Maxima Idealnie! wyczarowanie kuli światła, którą zawiesił na chwile w powietrzu. po czym lekko ją poruszył przed siebie. Poświęcił dużo czasu na przygotowanie się do zadania czytając książkę,aby się uporać z zadaniem. Pilny uczeń któremu zaklęcie udało się idealnie. Chyba na wybitny mnie stać. Wyszedł z klasy zadowolony z zaklęcia udało od razu za pierwszym razem.
Zaliczenie? Jakie zaliczenie? Z jakiego to w ogóle przedmiotu? Gdy chłopak dowiedział się o tym, że ma cokolwiek takiego zrobić, aż nogi się pod nim ugięły. Przez ostatnie dni w ogóle nie myślał o szkole. Skupił się na pięknej Ślizgonce, treningu Znikaczy i meczu Quidditcha. Szkoła była kompletnie poza jego zasięgiem, przynajmniej przez ten tydzień. Poza tym.. święta, halo? A tu taki prezencik? Niedobrze, bardzo niedobrze. Oczywiście, jeśli jest się gapą, to tak już się ma. Szedł więc na zajęcia z pergaminem w ręku, czytając teorię zaklęcia, coby nie wyjść na totalnego nieuka i nieroba. Dowiedział się jak ma wyczarować zaklęcie, jednak nie był do końca pewien czy uda mu się wykonać coś takiego w praktyce. Chłopak wszedł do klasy i przywitał się, cichym mruknięciem, z nauczycielem. Stanął przed nim z uśmiechem zażenowania na ustach i uniósł różdżkę do góry. - Lumos - mruknął cicho, mając ogromną nadzieję, że profesorowi nie uda się rozpoznać, jakie zaklęcie rzucił. Cóż to był za błąd! Od razu dostał opieprz, na dzień dobry. Więc jeszcze jedna próba. Dobrze, że profesor był na tyle łaskawy, że nie wyrzucił go z niezaliczonym zaklęciem z sali. Cóż.. oby ten drugi raz był lepszy, prawda? - Lumos Maxima - to zaklęcie wypowiedział już głośno i wyraźnie, pewnym siebie głosem, aż sam zdziwił się, skąd wzięła mu się ta pewność. Przecież nic nie potrafił! Nie przyłożył się ani odrobinę do tego zaklęcia. Za pierwszym razem oczywiście nie udało mu się utrzymać strumienia światła, toteż postanowił wyczarować go drugi raz, a co tam. Drugi raz był już o wiele lepszy. Z wielkim co prawda trudem, jednak był. Udało mu się. Może więc to zaliczenie nie pójdzie mu aż tak nędznie, jakby można się było tego spodziewać? Ekstra! Uśmiechnął się do siebie pod nosem, zgasił płomyk, kiwnął głową do profesora na pożegnanie i wyszedł z klasy. No to teraz jazda, trzeba przecież pójść na kolejny trening!
Amelia szła wolno korytarzem, uśmiechając się ponuro do samej siebie. Była wykończona. Nie dała sobie rady tak, jak tego oczekiwała. Nie wiedziała kompletnie, czego ma się spodziewać. Dobrze, że Violet była chociaż przez chwilę. Nie czuła się tak kompletnie osamotniona. Bała się strasznie, jednak.. jakoś przetrwała. Jakimś cudem, prawda? Udało jej się. Cóż, teraz, w każdym razie, szła sobie wolnym krokiem na zaliczenie z Zaklęć. Oczywiście, nie powtarzała nic. Może jedynie głosik w jej głowie mówił cały czas "będzie dobrze, będzie dobrze, MUSI być dobrze", ale to raczej nie ma większego znaczenia w tym, co musi dzisiaj zrobić. Nie znała nawet do końca formułki zaklęcia. Gdy weszła do klasy, w której siedział tylko sam nauczyciel i czekał na nią zniecierpliwiony, zrobiło jej się głupio. Spuściła oczy w dół i przywitała się, stając przed jego biurkiem. Na całe szczęście, powiedział jej, że jej zadaniem jest ujarzmić płomyk, który on wyczaruje, przy pomocy zaklęcia Subjugatio. Jak dobrze, że wypowiedział na głos tą formułkę. Amelia byłaby bez tego zostawiona samej sobie, co nie wróży niczego dobrego, przynajmniej nie dziś. No więc czas spróbować, prawda? Uśmiechnęła się lekko do siebie, podniosła różdżkę do góry i wymówiła formułkę zaklęcia. Wszystko szło całkiem dobrze. Chciała z płomienia ognia uformować olbrzymiego wilka i nawet, nawet jej się to udało. W ostatniej chwili jednak musiała coś spaprać. Płomień rzucił się na nią niczym wściekły wilkołak. Zrobiła kilka uników i nagle wszystko ustało. Zorientowała się, że to za sprawą nauczyciela, który wstał i podszedł do niej, starając się uratować ją przed wściekłym ogniem. - Przepraszam, bardzo przepraszam - wymruczała niezadowolona pod nosem i prawie wybiegła z klasy, nie czekając nawet na słowa nauczyciela. Cholera. No i zaliczenie wyszło kiepsko, prawda? Jednak nie to teraz było najważniejsze w jej życiu.
(5 i 1)
/zt
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
Nareszcie ulubione zajęcia Huana, a nie żadna astronomia,zaklęcia z profesorem Marco Ramirez. W sali pojawił się niemalże punktualnie (podkreślam: niemalże), zajmując swoje ulubione miejsce w tej klasie, czyli trzecia ławka pod ścianą. Ani nie z przodu, co by na Puchona nie wyjść, ani nie z samego tyłu, bo nie widziałaby wspaniałego pana profesora. Wyciągnął z torby, co tam miał wyciągnąć,mierząc wzrokiem kolejne osoby, które wchodziły. Subjugatio Najlepszą metodą jest to wmawiania sobie, że wszystko wyjdzie,wymawiania ich i takie tam.Na żywioł! Żyje się tylko raz! Cóż chyba nie wszystko wyszło tak jak powinno,a już wydawało się iż ujarzmił płomyk to jednak nie przybrał wybranego kształtu zamiast tego rzucił się w Huana stronę jadowity wąż. Ups. Wziął swoje rzeczy i wyszedł pewnym krokiem z klasy, rzuciwszy nauczycielowi krótkie "do widzenia".
Laila taki prefekt przykładny, zajęcia chodzi i uczy się dobrze. Nic tylko w złote ramki to siedzi wsadzić i pogłaskać po głowie, bo tyle dobra w jednej osobie to aż prawie niespotykane. Taktak. Wszyscy doceńmy dobrego prefekta Lailę, która ostatnio wyjątkowo sprawnie sprawowała swoje obowiązki, bo zaprawdę ładnie się starała i nawet pomagała słabszym w pracach domowych. Niestety zabrakło jej czasu, aby pójść na trening Znikaczy, ale przecież i tak nie była w drużynie, więc może kapitan się nie obrazi. Co prawda jej koleżaneczki twierdziły, że Znikacze mają teraz bardzo przystojnego kapitana, ale Laikowa musiała to wszystko zobaczyć sama i jakoś tak... Na razie nie wierzyła. Wszak władza kojarzyła się jej dotąd z gburowatymi ludźmi, którzy wszystko mają zepchnięte do mięśni, a w głowach zupełnie nic. Taka tam pustka. Uśmiechnęła się szeroko do każdego, kto powiedział jej grzeczne "cześć"... Oczywiście niektórzy odwracali się od niej. Przecież gnębiła ich ostatnio, a żeby pomogli jej z zaklęciem 'Lumos Maxima'. Taaak i niedobrze się to skończyło, bo nawet komuś włosy podpaliła, a chyba akurat się tej osóbce zmiana fryzury nie marzyła. No nie mniej jednak Laikowa nie zamierzała się poddawać i ćwiczyła sama oraz z przyjaciółmi. Zatem czuła, że jest przygotowana na sprawdzian. Jednak jak wszyscy wiemy życie zmienia ludzi, więc... Weszła na salę i zaklęła pod nosem, bo to był ten moment kiedy zapomniała wszystkiego, czego się nauczyła. Zatem próbowała rzucić tradycyjne "Lumos", jednak kiedy i się to nie powiodło to znużona musiała stwierdzić, że chyba trzeba okazać szacunek nauczycielowi i spróbować. Zestresowała się odrobinę, ale z trudem i po wielkich górach i dolinach, udało się jej wyczarować kulę, którą zawiesiła pod sufitem. Udało się Howett, ty fuksiaro.
Nie za bardzo przejął się, gdy nauczyciel postanowił sprawdzić ich wiedzę. Wiedział, że i tak nie będzie miał czasu, ochoty i chęci na naukę zaklęć, więc po prostu podarował to sobie i nastawił się na to, że, musi to zaliczyć. Domyślał się, że w końcu przyjdzie jego kolej. Podszedł do miejsca przed nauczycielem gdzie miał zaprezentować efekty swojej kilkumiesięcznej pracy.Złapał różdżkę i przez chwilę zastanawiał się co ma dokładnie zrobić, aby zaklęcia wyszło idealnie. Złapał różdżkę i spokojnie zaczął przejmować kontrolę nad płonieniem. Na początku wszystko było dobrze, do póki nie chciał zabłysnąć i zamienić go w coś innego. Płonień buchnął nagle i tak wystraszył studenta, że ten przewrócił się na ziemię. Nie widział reakcji nauczyciela, dopóki nie wstał. Jego mina mówiła sama za siebie. No cóż,zaliczenie bez przygotowania nie zawsze się udaje...niestety. Student wyszedł i nie interesowało go już dzisiaj nic, oprócz tego by ten dzień się skończył. [5,1]
Marco Ramirez
Wiek : 37
Dodatkowo : Opiekun Ravenclawu, Animag (Pantera), Zaklęcia bezróżdżkowe
Uczniowie w tym roku byli nadzwyczaj pilni. Nie zmarnowali swojej szansy i na zaliczenie zaklęcia przybyli tłumnie. To dobrze. Marco dzięki nim miał wrażenie, że produktywnie spędził czas i nie zmarnował go na pogaduszki o pogodzie. O tym nienawidził rozmawiać. Jeśli już ktoś musiał mu zajmować czas, to czymś konkretnym... Uczniowie, studenci. Sieczka na zajęciach była dość duża, co ostatnio go mocno irytowało. Hogwart chyba odszedł od dostosowywania poziomu do umiejętności. Z jednej strony szkoda, a z drugiej to przecież dzięki temu wyłowią najlepszych. Marco próbował ustalić sobie w głowie pewien nowy sposób myślenia, bardziej pozytywny. Nie wszystko się wszystkim idealnie udawało, ale w końcu i tak wszystkim wstawiał Zadowalający lub Powyżej Oczekiwań. Wybitnych nie było, wszak na wybitny trzeba mieć olbrzymie szczęście i umiejętności. A to chyba coś czego niektórym brakuje w życiu prywatnym, a co dopiero tutaj. Kto wie, może innym razem nauczy ich czegoś jeszcze bardziej ciekawego?
Georgina leniwie przesunęła opuszkami palców po policzku, przy czym leniwie sięgnęła po sweterek, który zamierzała za chwilę włożyć. Właściwie to od dwóch dób walczyła z jednym wspomnieniem, które za którymś tam razem miało okazać się marą senną, bo przecież nieprawdą. Zdecydowanie. To nie mogła być prawda. Georgina nie przespała się w sylwestra z Lorrain'em i to nigdy nie będzie miało miejsca, więc problemu nie było. Lecz nie było to wytłumaczeniem dla agresji, która ją opanowała. Rzuciła ze złością torbą w łóżko i zaraz zaczęła szukać jakiejś książki, którą mogłaby spokojnie przeczytać, aby zająć czymś skołatane myśli. Ot dla zabawy, ot dla samej siebie. Uśmiechnęła się nawet na myśl, że po raz kolejny wróci do dzieł tego samego powieściopisarza i będzie miała okazję po raz kolejny odpłynąć w świat średniowiecznych tradycji, o których lubiła czytywać. Jednakże kilka linijek tekstu osłabiło jej uwagę. W sumie to znała tą historię na pamięć. Zamknęła zatem książkę z hukiem rozpamiętując przedstawione na papierze zdarzenia w kontekście samej siebie. Nie pasowała do delikatnej głównej bohaterki, która swoją nieskazitelnością wskazywała, którędy powinieneś iść. Geo podniosła się wreszcie z zajmowanego miejsca, by stwierdzić, że do rozpoczęcia lekcji zostało około dwadzieścia minut. To ją zmotywowało do wcześniejszego wyjścia z wieży Ravenclawu. Przecież jeśli będzie szła szybko korytarzem to uniknie spotkania z Philippe oraz usiądzie spokojnie z tyłu klasy z podręcznikiem, który zdąży przekartkować co najmniej sto razy. Taka z niej pilna uczennica, że naprawdę byłaby tym razem skupiona tylko na pozornej urodzie literek. Zatem przeszła przez próg pomieszczenia. Było tu pusto. Na tyle pusto by mogła wybrać sobie miejsce przy oknie i przyłożyć zimne dłonie do jeszcze bardziej zimnych parapetów w klasie. Westchnąwszy dokładnie trzy razy odgarnęła włosy do tyłu i przycupnęła na ławce rzeczywiście wyciągając podręcznik, by gładzić go po grzbiecie... Jakby potrzebował tych pieszczot, jakby był po tym zabiegu łatwiejszy i wiedza wskakiwała posłusznie do głowy. - Fuck. - Mruknąwszy zirytowała się na samą siebie kompletnie nie wymyślając jeszcze odpowiedniej wymówki/obelgi/wyzwiska na Lorraina. Nie powinna... Nie powinna wtedy tyle pić, ani nigdy... To alkohol, to wina alkoholu.
Przyjdę wcześniej i poczytam coś albo powtórzę zaklęcia. Nikogo jeszcze nie będzie. Z taką właśnie myślą Elijah skierował się na lekcję. Nawet jeśli będzie profesor to może z nim porozmawiam. Jeden korytarz, drugi, trzeci, czwarty i przed jego oczami malowały się drzwi do klasy. Podszedł do nich i zapukał. Tak na wypadek, gdyby ktoś był w środku. Nie zamierzał jednak czekać na jakąkolwiek odpowiedź. Wszedł do środka. Ktoś już tam był. Ehh... No dobrze. Czyli jednak nie poczyta, ale rozmowa tez jest spoko. O ile Krukonka będzie chciała rozmawiać. Znał ją troszkę. Byli chyba nawet na imprezie sylwestrowej. Tej, na której Elijah prawie spalił mieszkanie. Nieważne. Podszedł do koleżanki z Domu i uśmiechną się. -Cześć, Georgina. Można? -spytał wskazując na miejsce obok niej.
Tanner wszedł do klasy szybkim krokiem, otwierając drzwi tak gwałtowanie, że pewnie sam by się wystraszył, gdyby nie fakt, że myślał, że po raz kolejny się spóźnił. Chapman stwierdził, że musi znaleźć sobie jakieś ciekawe postanowienie noworoczne. Na samym początku myślał o rzuceniu papierosów, jednak po kilku chwilach stwierdził, że są zbyt dobre, żeby z nich zrezygnować. Pomyślał jeszcze moment o swoich wadach i zostały mu tylko dwie rzeczy: bycie miłym i bycie punktualnym. To mało zaskakujące, że wybrał to drugie. Bycie miłym nie wchodziło w grę, przynajmniej nie w tym roku. Może za kilka lat, gdy skończy szkołę i nie będzie musiał mieć do czynienia z tymi przygłupami. Tak więc, wpadł do klasy zmachany, bo oczywiście całą drogę biegł, żeby się nie spóźnić. Gdy zobaczył, że w klasie siedzi tylko jego nowa koleżanka z boiska i jakiś dziwny chłopak, skrzywił się lekko, zirytowany, że tak się wygłupił. Podszedł jednak z szerokim uśmiechem na twarzy do panny de Nevers, wciskając się po jej drugiej stronie, tej nie zajętej przez jego super kolegę. - Cześć pijaczko - uśmiechnął się szeroko, oczywiście pomijając pytanie typu "mogę się dosiąść". Jeśli coś komuś nie będzie pasować, w klasie z przodu jest pełno wolnych miejsc. Nie jego wina, że on woli siedzieć z tyłu i jeśli są wolne miejsca, to wiadome, że właśnie tam się znajdzie. Zastanawiał się co powiedzieć, co chwila unosząc lekko brwi do góry i przyglądając się dokładniej chłopakowi, który siedział już wcześniej z jego koleżanką. Nie miał ochoty się do niego odzywać, jednak wypadało chociaż się przedstawić - Tanner Chapman - rzucił bardziej w powietrze niż do chłopaka, starając się, aby tamten od razu zrozumiał, że nie, nie mogą zostać kolegami. Nie wiedział, z jakiego jest domu, ale na dwieście procent nie był Ślizgonem, więc wykluczało to dalszą możliwość znajomości. Z dziewczynami oczywiście jest inaczej, toteż Tanner uśmiechnął się szeroko, przenosząc po raz kolejny wzrok na jego towarzyszkę treningu - Jak Twoja główka, nie bolała na drugi dzień rano? - zaśmiał się pod nosem, zerkając na nią z wielkim rozbawieniem. Nie wiedział czy ma prawo się tak zachowywać i miał ogromną nadzieję, że Georgina ma dzisiaj tak samo dobry humor jak ostatnio, bo inaczej mogło się to źle skończyć. Miał też nadzieję, że ten chłopak siedzący obok niej nie jest jej partnerem życiowym, bo takie zignorowanie go nie było ani miłe, ani odpowiednie. Oczywiście Chapmanowi nigdy nie było głupio w takich sytuacjach, machnąłby ręką i pewnie nawet nie zmienił miejsca. Nie chciał jednak narobić kłopotów jego koleżance, toteż miał nadzieję, że było tak, jak pomyślał.
Kiedy tak Georgina siedziała tu samotnie zdążyła przyjrzeć się bardzo dokładnie okładce książki, na której dokładnie teraz potrafiła wskazać ślady użytkowania. To dobrze, że jej rzeczy posiadały takie znamiona, to znaczy, że ktoś przy nich był. Ktoś je obejmował. Ktoś sprawiał, że nie były już czyste, prosto zdjęte z półki księgarni, ale ktoś tchnął w nie życie jakby czasem będąc zdenerwowanym, czasem uśmiechniętym... Czasem bardzo radosnym. Te uczucia mogłyby stworzyć osobowość, gdyby tylko książka żyła, pochłaniała naukę, a nie zawierała ograniczony zapis dostępny dla Ciebie dla poszerzenia horyzontów. Gdyby książka powiększała zasób swojej wiedzy... Może byłaby Twoim ulubionym kompanem do rozmowy? Z taką myślą Georgina odłożyła podręcznik na ławkę uprzednio z niej zeskakując i siadając na krzesło, jak to uczennice siadać powinny. Była studentką nie zmuszoną już do noszenia mundurka, pomimo to dziś miała na sobie spódniczkę do kolana, którą wyprostowała na nich. Miała dzień kajania się. Była naburmuszona, bo znów zrobiła jakąś głupotę i nie potrafiła temu zapobiec. W pewnym momencie jednak zauważyła, że ktoś wchodzi do środka, tak(!) ona również kojarzyła chłopca, choć zawsze miała problem z jego imieniem. Niedokładnie wiedziała dlaczego. Dlatego gdy on rozłożył swoje rzeczy na ławce zaraz po jej przyzwoleniu na zajęcie tegoż miejsca, sprytnie spojrzała na podręcznik, na którym nabazgrane było "Elijah". Teraz czuła się pewnie i żeby utrwalić tą informację w głowie zaczęła: - Cześć Elijah. Właściwie co u Ciebie słychać Elijah? Czy musiałeś płacić za spalenie im mieszkania? - Pewnie teraz w każdym zdaniu będzie powtarzała jego imię, ale fakt faktem za każdym razem akcentowała je inaczej, jakby sprawdzała czy rzeczywiście się jej podoba to imię. Wciąż nie znała odpowiedzi. A gdy tylko uniosła wzrok do góry zauważyła, że do środka wchodzi Tanner, który znów nie omieszkał nazwać ją "Pijaczką", co jeszcze bardziej pogorszyło jej nastrój, choć nie zamierzała jakby uzewnętrzniać się teraz. Jeszcze nie była tak bardzo zła. - Cześć Tanner. Hm, właściwie to u mnie wszystko w porządku, lecz o twoim tańcu moglibyśmy porozmawiać. - Dodała z przekąsem, jakby teraz się spodziewała, że chłopak się zawstydzi, lecz ten nie należał do tych, którzy się zapeszają, więc zakładała, że zrobi coś w stylu "ach daj spokój, takie rzeczy robi się codziennie". A i robi się. Geo była na tym idealnym przykładem.
Nie mogłam przegapić swoich ulubionych zajęć! Dlatego też znacznie przed czasem wybiegłam z wieży Ravenclawu, bezbłędnie docierając do klasy zaklęć. Przystanęłam w drzwiach, zaskoczona obecnością aż trójki uczniów. Zazwyczaj, gdy szłam na zaklęcia przed czasem, byłam sama w klasie, bądź zastawałam tylko profesora. - Cześć wam - bąknęłam, nieśmiało wsuwając się do klasy. Nikogo z obecnych nie znałam, ale kojarzyłam, że ta dziewczyna, blondynka, to studentka Ravenclawu. Ten chłopak, również blondyn, to Elijah, Krukon, który jest rok wyżej ode mnie. O trzecim osobniku nie wiedziałam nic.
Marco Ramirez
Wiek : 37
Dodatkowo : Opiekun Ravenclawu, Animag (Pantera), Zaklęcia bezróżdżkowe
Marco przyszedł do klasy przed zajęciami, chcąc przygotować salę do ćwiczeń z zaklęciem kontrolującym sen. Nie spodziewał się widoku trójki „swoich” uczniów i jednego Ślizgona. W końcu sam przyszedł wyjątkowo wcześnie, więc nie sądził, że ktokolwiek będzie przebywał już w sali. Ale nie będzie narzekał. – Dzień dobry. Cieszę się, że przyszliście wcześniej, to wam się punktuje. Tak bardzo jesteście spragnieni wiedzy? – nauczyciel uśmiechnął się, machając lekko różdżką. – Odejdźcie – ostrzegł uczniów w ostatniej chwili, zaklęciem sprawiając, że ławki, krzesła i pomoce naukowe odjechały pod ściany, pozostawiając pusty plac na środku klasy. – Dziś będziemy pracować z zaklęciem Lucidum Somono – przypomniał, jednocześnie wyczarowując na podłodze skromne maty i niewielkie poduszki. – Ale więcej zdradzę wam, gdy zbierze się większa grupa – dodał, mając nadzieję, że utrzyma się parzysta liczba uczniów. Inaczej sam będzie musiał wziąć udział w ćwiczeniach.
Tak, to ja. Osoba która przechadzała się po korytarzu i przypomniała sobie że ma zajęcia. Nie nosiłam zegarka więc nie wiedziałam która godzina. Pierwsze zajęcia po przerwie świątecznej, wypadało by przyjść prawda? Ruszyłam szybkim krokiem w stronę sali. Czemu nie biegłam? Bo sądziłam że i tak się nie spóźnię, a po drugie to niestety ubrałam dzisiaj nie odpowiednie buty. Wbiłam do sali jak huragan. -Przepraszam za spóź...-Widząc że w sali było zaledwie kilka osób, zdziwiłam się na widok pustego środa i stanęłam gdzieś z boku. Rozglądałam się po prawie pustej sali. Ehh musiało być bardzo wcześnie, trudno. Stanęłam tak naprawdę na ubocz, wszyscy byli bliżej, znowu trudno. Właściwie to lubiłam zaklęcia z Ramirezem. Człowiek dobry i uczciwy, oczywiście zawsze lubiłam zaklęcia, ale ten człowiek jakoś mi je ulepszył. Wytrąciłam się na chwile widząc Nimiko. Ostatnio widziałam ją jak wracałam z zakupów. Ta dziewczyna jest taka "bezbronna". Jakoś jej pierwsze słowa do mnie były takie ciche że ich nie słyszałam! Średnio lubię takich ludzi, ale co poradzę? Kolejnym kogo zauważyłam było Georgina, właściwie to nie pamiętam skąd ją znam, ale wiem że jest całkiem fajna. Tanner, i jakiś chłopak którego nie znam, ale chyba był z Ravenclawu. Czekałam, aż nauczyciel każe nam coś wykonać. Tak zapomniałam o tych zajęciach że nie wiem jakie zaklęcie ćwiczymy. Najważniejsze że miałam ze sobą różdżkę którą porwałam przy wychodzeniu.
Laura była bardzo pilną uczennicą, a Zaklęcia jednymi z jej ulubionych zajęć, dlatego pojawiła się nieco przed czasem, ale też nie za wcześnie, bo przecież nie ma po co marnować tyle czasu na siedzenie w klasie. - Dzień dobry - powiedziała do nauczyciela i rozglądając się po sali. Już w drzwiach dostrzegła Georginę i Tannera, a obok nich chłopaka którego miała nieprzyjemność poznać na imprezie sylwestrowej. Szaleniec. Ciekawe czy zaraz zacznie w nią rzucać zaklęciami, czy może wtedy był taki pijany, że nie był świadomy co robi i nie będzie nic pamiętał? Szczerze mówiąc miała nadzieję, że to drugie. Kto normalny chce spalić mieszkanie? - Cześć - powiedziała do krukonki i ślizgona, kiedy podeszła do nich, na podpalacza zaledwie zerkając, no przecież nie będzie się z nim witać pierwsza, zresztą nie miała pojęcia co powiedzieć. Może "hej, my się znamy, pamiętasz, chciałeś mnie spalić niedawno"? To by było strasznie głupie. - Jak po Sylwestrze? Nie wyglądasz najlepiej, Georgina. - Uśmiechnęła się lekko, wcale nie mówiąc tego złośliwie, tylko szczerze, w końcu krukonka wiedziała co ona myśli o tych wszystkich jej szalonych pomysłach i innych takich. Wzięła mate i poduszkę, układając sobie wygodne miejsce, żeby móc usiąść.
Już ta godzina, a młody Liddle nawet nie wstał. Za bardzo rozleniwił się podczas tej przerwy świątecznej, a tu dzisiaj bum! Ma zajęcia. Tylko, że jeden problem – nie był do końca tego świadom. Oczywiście wczoraj wieczorem grzecznie sprawdził plan zajęć no i w ogóle, ale jeszcze przed chwilą sobie spał. Ekhem! Ekhem! Jim nagle otworzył oczy i szybko uniósł się na dłoniach. -Cholera! -Krzyknął, ale na szczęście nikogo nie obudził. Chwila... kogo miałby obudzić skoro jest ta godzina i w dormitorium nie ma nikogo. Dobra, dobra, mniejsza już o to. Także Jim powoli ściągnął zadek z łóżka i poszedł się ubrać. Z racji na to, że idzie na te zajęcia wypada założyć mundurek szkolny. Czas na krawat oczywiście w barwach swego domu! Jak inaczej! Był zapewne jednym z niewielu mężczyzn, którzy potrafią zawiązać krawat. W dodatku bez użycia magii. To byłoby nie do pomyślenia, żeby tego nie potrafił bo: po pierwsze chodzi do tej szkoły kilka lat, a krawat jest częścią jego stroju, po drugie jak wiemy uwielbia tego typu stroje – z krawatami, muszkami. No więc, gdy już się ubrał, wyperfumował (tym razem nie przesadził z perfumami), wziął potrzebne rzeczy, np. różdżkę, (bo jak iść na Zaklęcia bez różdżki, hm? No właśnie...) wyszedł z dormitorium, następnie Pokoju Wspólnego i ruszył znaną dla siebie drogą do miejsca gdzie odbywały się zajęcia. Mianowicie, Klasa Zaklęć. To takie logiczne. Co prawda Zaklęcia miały rozpocząć się bodajże o 16? Tak, chyba tak. Trudno, lepiej przyjść trochę wcześniej niż się spóźnić. Racja, racja. Wszedł pewnym i zarazem powolnym krokiem do klasy i obdarzył wszystkich uśmiechem. Ooo, było tu już kilka osóbek. Rozejrzał się i dostrzegł znajome mu twarze, a dokładniej jedną – Sarah. Kiwnął do niej i pomachał dłonią. -Dzień dobry – przywitał wszystkich, tak na wszelki wypadek gdyby ktoś nie zobaczył jak wchodzi. Rozejrzał się ponownie. Zapowiada się ciekawie. Stanął gdzieś przy ścianie i oparł się.
James wszedł spokojnie do sali, po czym usiadł pod ścianą. Starał się nie zwracać na siebie uwagi. Siedział cicho, i czekał na początek lekcji. Lubił lekcję zaklęć, ale nie okazywał tego po sobie. Rozejrzał się po sali czy nie ma jego kolegów. Wyciągnął swoją różdżkę po czym ponownie spojrzał na resztę uczniów. Powiedział coś cicho pod nosem. Spojrzał na tablice, by ponownie zacząć czytać te same nudne zasady, które znał na pamięć...