W tej przestronnej klasie na trzecim piętrze odbywają się lekcje zaklęć. Dwa rzędy dwuosobowych ławek czekają na uczniów. Duże okna przepuszczają wiele światła, co nadaje klasie przestronny wygląd. Na regałach po prawej stronie znajdują się wszelakie przedmioty na których można ćwiczyć zaklęcia. Na ścianach wiszą natomiast tablice na których są wypisane podstawowe zasady pojedynkowania się.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - zaklecia
Wchodzisz do Klasy Zaklęć, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Zaklęcia. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Marco Ramirez oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Riverside. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z OPCM i zaklęć można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Podaj ogólną definicję zaklęcia i opisz, co wpływa na jakość czaru. 2 – Przedstaw szczegółowo zagadnienie zaklęć niewerbalnych. 3 – Podaj po dwa przykłady zaklęć z każdej z grup: zwykłe, ofensywne, defensywne. 4 – Podaj dwa rodzaje przysięgi wieczystej i opisz na czym polegają. 5 – Podaj trzy zaklęcia, do których można dobrać inne przeciwzaklęcia (podaj je) niż Finite. 6 – Podaj trzy zaklęcia ochronne (np. zabezpieczenie terenu przed ludźmi) oraz opisz działanie każdego z nich.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Odpowiednimi zaklęciami uruchom mały tor przeszkód, aby piłka mogła dotrzeć na jego koniec. (Piłka na początku toru - musi spłynąć rynną - wyczarować wodę; dociera do zbyt małej bramki - powiększyć; zbiorniczek z wodą - zamrozić zanim piłka wpadnie do wody; dźwignia - nacisnąć odpowiednim zaklęciem - wtedy piłka dociera na koniec toru). 2 – Zadziałaj na ciecze w wazonach - w pierwszym oczyść, w drugim doprowadź do wrzenia, w trzecim zamroź. 3 – Przejdź przez mały labirynt (musisz obronić się przed stworzeniem, zaatakować jedno oraz pokonać dwie pułapki). 4 – Powiel kamień, a następnie wyrzeźb węża, lwa, borsuka i kruka. Zaznacz ognistym znakiem te zwierzę, do którego domu przynależysz. 5 – Spowolnij trzech przeciwników odpowiednim zaklęciem, a następnie unieruchom każdego za pomocą trzech różnych czarów. 6 – Zadziałaj na cztery przedmioty zaklęciami z każdego żywiołu.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - Zaklęcia:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Villadsen misiu! Dziś Twój szczęśliwy dzień! Kai przestanie być ostatnią frajerzyną, a świat będzie dziś piękniejszy! Kwiatki będą Cię kochać. Spotka Cię coś miłego. No wstawaj, wstawaj. Spełnią się dziś Twoje wszystkie marzenia i każde z oddzielna. No chodź, przecież masz taką ładną sukienkę! - ach te zaczarowane budziki, które sprawiają przyjemność słowami, które nikt nie znajdą miejsca w zyciu realnym... Mathilde szła zatem korytarzem w jednej z tych swoich tiulowych spódniczek po drodze uśmiechała się do każdego i machała do znajomych, którzy nie wierzyli, że ona tak szybko podniosła się z dołka po meczu... Mathilde nie zamierzała się poddawać. Życie miała jedno. Tylko tyle jej dano. Nieokreślony kawałek życia. Musiała jakoś to zagospodarować. Dlatego też od dwóch dób przeglądała milion próbek tkanin. Zamierzała uszyć swojej kuzynce suknie ślubną... Nawet już miała wizję. Chciała to wszystko spełnić. Być znów szczęśliwą. Lecz jeszcze studia. Jeszcze szkoła. Zatem teraz tanecznym krokiem przemierzała korytarz co nie raz poprawiając spinkę przy grzywce, która zsuwała się złośliwie, lecz za którymś razem po prostu odnalazła klasę i pchnęła drzwi uśmiechnięta, a widzą profesora Ramireza uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - A dzień dobry panie profesorze! Wzięłam sobie do serca pańskie ostatnie rady i mój patronus jest teraz o wiele bardziej silniejszy! To bardzo miłe z pana strony, że pan mi pomógł. Właściwie to on świetnie wygląda w nocy, wie pan? Czy nie uważa pan, ze ze względu na błysk patronusów powinno się je wyczarowywać tylko w nocy?! - Paplała bezsensu zapewne denerwując mężczyznę, ale co tam!
Zaplątała się tu zupełnym przypadkiem. Wcale nie miała ochoty iść na lekcje, ostatni OPCM skutecznie ją do tego zniechęcił. Co za nauczyciel nie pieje z zachwytu, gdy jego studentka transmutuje sobie rękę w wielki miecz i spektakularnie dekapituje wilkołaka-bogina? I to wszystko w zwolnionym tempie? Ignoranci. Zauważyła jednak sporo osób wchodzących chyłkiem do jednej klasy. Zmrużyła oczy, wyczuwając jakąś konspirację. Może rozdają za darmo krem z Lulka? Podążyła za ostatnią z osób i wsunęła się do klasy, rozglądając się z nadzieją za jakimś stolikiem pełnym dobroci. Drzwi zamknęły się za nią cicho, tłumiąc odgłos jej ciężkiego westchnięcia, gdy zdała sobie sprawę, że właśnie zawitała na jakieś zajęcia. Cofnęła się o krok.
Niestety Penelopka nie miała takiego super budzika co Villadsen, dlatego jak przyjdzie kiedyś super okazja, to na bank jej zakosi ten pro – budzik, bo też chciałaby, żeby ktoś od rana jej mówił do uszka: „Mała nie przejmuj się, to tylko kolejny frajer w Twoim życiu, a to wszystko minie szybciej niż mogłabyś się spodziewać. Pamiętaj jesteś bardzo śliczna, urocza i masz wielki talent! No maleństwo… Wstajemy z łóżeczka i już nie płakusiamy, bo jakiś dupek jest po prostu dupkiem! Halo, mała! Pobuuuudka… Czas na wiele ekscytujących zajęć!” – od razu miałaby w sobie więcej siły i energii niż po wieczorze, w którym spisała wiele listów z Philippem. Próbowała ogarnąć dlaczego, ale jej po prostu nie szło. Co z tego, że się gdzieś tam spotkają, skoro w tym momencie – nie było to konieczne, prawda? Szkoła to szkoła. Prywatne życie to zupełnie inna bajka, ale czasem dobrze jest mieć łajnobomby w torebce – jednak to by była totalna siara, dlatego też Penelopka ubrana w jeansy, ocieplane trampki, bluzę „riverside” – no taki szpaner z niej, i do tego super płaszczyk i czapeczkę wpadła do szkoły, właściwie tylko na te jedne zajęcia. Bądź co bądź były ciekawe! -Ojejku, przepraszam za spóźnienie, ale mało stado gryffoników we mnie wpadło, i byli tacy uroczy i zamknęli mnie na chwilę w składziki na miotły, ale otworzyłam drzwi takim zaklęciem… Colloportus i proszę! O to jestem! – Uśmiechnęła się szeroko, a po chwili ujrzała pannicę Villadsen, która naprawdę była rozkoszna. Nie ważne. Trzeba gdzieś ogarnąć miejsce, dlatego właśnie teraz gdy zobaczyła, że szanowna Australijka jest taka super samotna, to oczywiście podeszła do niej. No Penelopa taka odważna, wow! -Cześć, z tej strony „kimkolwiek jesteś”, pamiętasz mnie?
Błądząc po szkolnym budynku, Laura zauważyła trójkę osób. Przechodząc obok usłyszała o odbywającej się lekcji. Ze względu na jej postanowienie poprawienia ocen, stwierdziła, że zjawi się na tych zajęciach, chociaż w tej chwili lenistwo jej bardzo dokuczało. Nie zwracając na nic uwagi, szybko na nie pobiegła. Dobiegając na miejsce otworzyła drzwi do sali. -Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie - powiedziała z lekkim zakłopotaniem i usiadła do ławki, gdzieś na uboczu klasy, miała nadzieję, że nikt nie zwrócił na nią za bardzo uwagi. Wyciągnęła jakąś książkę i zaczęła wpatrywać się w jej tekst.
Otworzył drzwi ciężkim butem. Było już kilka osób. Zgadywał, że jest spóźniony. Miał tak bardzo wyjebane z tego powodu. - Ja pierdole, jak ja nie lubię tutaj być. Przeszedł przez środek klasy, by odnaleźć najdalszą, najbardziej zniszczoną i zapomnianą przez bogów ławkę, która widziała więcej niż on sam. Przynajmniej ławkę miał spoko. Czy naprawdę musiał ćwiczyć jakieś pieprzone zaklęcia? Rozumiał, że wiele osób miało zaległości. Rozumiał, że wiele osób tutaj obecnych po prostu nie miało parcia na naukę czegokolwiek. Doceniał ich ignorancję. Fajnie jest czasem nie myśleć o konsekwencjach. Fajnie jest czasem, nie myśleć. W ogóle. A on musiał się uczyć, bo co mógł robić innego? Zaćpać się? Nah, to zrobi jutro, z przypadkową laską, zbyt pijaną by złożyć logiczne zdanie. Whateva. Zasiadł przy ławce w oczekiwaniu na lekcje.
Marco Ramirez
Wiek : 37
Dodatkowo : Opiekun Ravenclawu, Animag (Pantera), Zaklęcia bezróżdżkowe
– Tak, tak, moja droga, to cudowne – westchnął Ramirez, odsuwając Mathilde delikatnie na bok i przechodząc na środek klasy.
– Dobrze – zawołał Marco, nie do końca zadowolony z frekwencji osób łaknących wiedzy. – Po dzisiejszej lekcji każdy z was będzie potrafił posługiwać się zaklęciem Lucidum Somono! No, a przynajmniej będzie miał jakiekolwiek pojęcie o tym zaklęciu. Być może kilkoro z was słyszało już o tym zaklęciu – mówił, przechadzając się przed grupą. – Mogę nawet pokusić się o stwierdzenie, że dwie bądź trzy osoby już próbowały go używać. Jednak całej reszcie muszę wytłumaczyć, na czym to zaklęcie polega. Lucidum Somono to zaklęcie, które rzucamy na drugą osobę. Wywołuje ono sen. Jednak to nie byle jaki sen – czarodziej rzucający zaklęcie może ów sen kontrolować, sprawować władzę nad marami sennymi innego czarodzieja. Musicie sobie uświadomić moc tego czaru – możecie zesłać na kogoś najokropniejszy koszmar bądź najpiękniejszy sen. Dobiorę was w pary, a wy będziecie ćwiczyć na sobie nawzajem zaklęcie Lucidum Somono. To, co pokażecie partnerowi, jest waszym wyborem. Jednak – tutaj nauczyciel podniósł głos – jednak jeśli ktokolwiek wywoła koszmar lub wizję będącą nieprzyjemną dla śniącego – jego dom straci dwadzieścia punktów, a on sam dostanie karę, którą dobiorę tak, by jak najlepiej odczuł skutki swojego wybryku. Przed tym jednak muszę opisać wam mechanikę działania zaklęcia. Czy panna Pauths może mi pomóc? – nauczyciel wskazał na Sarę. Dziewczyna posłusznie podeszła do niego*. – Niech panna położy się wygodnie – polecił. Puchonka grzecznie ułożyła się na wznak na jednej z mat. – By rzucić zaklęcie, musicie wybrać oczywiście cel. Gdy już rzucicie urok, wasza „ofiara” osunie się na ziemię, ponieważ sen zadziała natychmiastowo. Dlatego też są tutaj te maty. Lucidum Somono! – powiedział mężczyzna, machając różdżką w stronę leżącej na macie uczennicy. Sarah od razu zamknęła oczy, głowa jej się przechyliła, a całe ciało stało się bezwładne, pogrążone w śnie. – By kontrolować sen śniącej osoby, musicie w własnym umyśle widzieć wyraźnie wizję, którą chcecie ją obdarzyć – mówił, wpatrując się w zamknięte oczy Puchonki. – I tutaj macie wybór. Możecie skupić się na przykład na uczuciu, wysłać śniącej uczucie szczęścia, a jej podświadomość sama wybierze taką scenerię i sytuację snu, że będzie czuła się szczęśliwa. To najłatwiejszy sposób. Inaczej możecie narzucić konkretne miejsce, może nawet wydarzenie, na początku snu, zaś potem pozostawić śniącą osobę samą sobie i wtedy ona będzie decydować, co zrobi z otrzymaną sytuacją. Najtrudniejsza zaś z metod kontrolowania snu, to pełna kontrola. Narzucamy śniącemu czarodziejowi scenerię, wydarzenie, sytuację, a także cały przebieg snu. Wymaga to dużej kontroli własnego umysłu, ponieważ sami musicie kreować ten sen i przez cały czas skupiać się tylko na nim. Śniąca osoba, w tym wypadku Sarah, nas nie słyszy. W tym momencie śni o lesie deszczowym, pełnym barw, zapachów, dźwięków, intensywności. Spotkała panterę, ale nie boi się jej. Chyba próbuje się porozumieć z tym zwierzęciem. Nie powiem, dziewczyna jest pomysłowa. – Nauczyciel westchnął i oderwał wzrok od leżącej Puchonki. Sarah momentalnie się przebudziła. Nieco zdezorientowana podniosła się do siadu. – Sarah, co widziałaś? – zapytał ją Ramirez. – Dżunglę... i dużego kota... czarnego... chyba panterę – powiedziała dziewczyna, wciąż nieco zagubiona. – Sami widzicie. Każdy po wybudzeniu z kontrolowanego snu może czuć się zagubiony, ponieważ kontrolowane sny są bardzo realistyczne – jeśli tylko się postaracie, bo gdy wizualizacja w waszym umyśle nie będzie szczegółowa, osoba śniąca będzie widziała zamglone, niewyraźnie kształty. Nie mówię, że wyjdzie wam za pierwszym razem sen idealnie szczegółowy, ale macie się o niego starać. Okej, koniec teorii! Pary. Panna Georgina z panem Jimem, panna Laura Blaise z panem Isaakiem, panna Penelope z panią Mathilde, panna Sarah z z panem Elijah (wybacz, nie wiem, jak to się odmienia), panna Nimiko z panem Tannerem, druga panna Laura z panem Jamesem. Zasady, hm, tak, zasady – nauczyciel machnął różdżką na kredę i gąbkę. Gąbka wymazała tablicę, zaś kreda zaczęła pisać zasady ćwiczeń.
1. Używamy drugiej metody kontrolowania snu – narzucamy konkretną scenerię i sytuację, potem zostawiamy śniącego wolno. 2. Nie narzucamy niczego, co mogłoby być nieprzyjemne dla śniącego. 3. Ćwiczycie zaklęcie na przemian, sen ma trwać pięć minut, nie więcej. Ćwiczycie, dopóki nauczyciel nie przerwie ćwiczeń.
– Zaczynamy, moi drodzy! Nie krępujcie się! – zawołał nauczyciel, zerkając w stronę drzwi. Może jeszcze wpadną tu jacyś spóźnialscy. Oby.
Zaczyna ktokolwiek z pary. Nie piszemy w kolejności, by nie blokować siebie nawzajem – w końcu w klasie jest sporo miejsca i sporo mat. Nauczyciel będzie się przechadzał i sprawdzał wasze postępy.
Rzucamy dwoma kostkami:
Kostka pierwsza oceni Twoje powodzenie w rzucaniu zaklęcia. Nawet, jeśli nie powiedzie Ci się rzucenie zaklęcia, kolejka przechodzi na drugą osobę z pary, nie rzucamy kostkami dwa razy pod rząd. 1 – Nie uważałeś zbytnio, gdy nauczyciel mówił, prawda? Teraz to widać. Kompletnie nie wiesz, jak rzucić zaklęcie! Twój partner wyraźnie tłumi śmiech, widząc Twoje bezskuteczne staranie. 2 – Cóż, może i rozumiesz teorię, ale z praktyką coś u ciebie nie teges. Nie wierzysz, że zaklęcie ci się uda, ale mimo to je rzucasz. Niestety robisz błąd w wymowie i wyczarowujesz stado różowych motylków. 3 – Coś rozumiesz, ale nadal nie jest to to. Za pierwszym razem zaklęcie ci nie wychodzi, ale nim Twój partner zdąży zareagować, wypowiadasz formułę po raz drugi. Wtedy udaje ci się, ale jesteś zbytnio zaskoczony sukcesem i zapominasz o wizualizowaniu snu, więc Twój partner budzi się. Nie miał on żadnego snu. 4 – Jesteś w stu procentach pewien, że zaklęcie Ci wyjdzie. Co prawda słuchałeś niezbyt dokładnie profesora, ale pozytywne myślenie czyni cuda, prawda? I właśnie dlatego udaje ci się po dłuższym skupieniu wywołać u partnera sen. Mimo twoich usilnych starań i dobrych myśli, nie utrzymujesz go dłużej niż minutę, no, ale przynajmniej COŚ CI WYSZŁO. 5 – Zaklęcie wychodzi ci niemal od razu, idzie ci doskonale, dopóki nie rozprasza cię czynnik zewnętrzny (wybierzcie sobie, jakiś hałas, błysk, cokolwiek). Przestajesz skupiać się na wizualizacji i sen urywa się w połowie. Mimo to, poszło ci dobrze. 6 – Gratulacje! Dzisiaj wyjątkowo uważnie słuchałeś Ramireza. Zaklęcie wychodzi ci od razu, utrzymujesz je odpowiednio długo, a nauczyciel jest pod wrażeniem!
Kostka druga liczy się tylko, gdy na poprzedniej wypadnie nam oczek 4, 5 bądź 6. Ocenia ona jakość snu, który wywołałeś.
1 – Cóż, udało ci się wywołać sen, jednak Twój partner twierdzi, że widział głównie mgłę i niewiele szczegółów. Musisz bardziej się skupić. 2 – Jakieś miejsce było, ale Twój partner mówi, że widział obraz jakby rysowany ręką dziecka – zamiast drzew patyki, na których zatknięto zielone kółka, patyczaki zamiast ludzi itp. 3 – Obraz był w miarę wyraźny, ale bez szczegółów. Ponadto po przejściu kilkudziesięciu kroków była biała mgła. Przynajmniej tak mówi Twój partner. 4 – Było wyraźnie i nigdzie nie było mgły, ale wciąż brak szczegółów. 5 – Bardzo dobrze Ci poszło. Były nawet szczegóły. Jednak partner twierdzi, że obraz nie był tak realistyczny, jak rzeczywistość. 6 – Genialnie! Twój partner nie może dojść do siebie przez ponad dwie minuty, taki realistyczny sen mu zafundowałeś!
Tillie właśnie walczyła ze spinką do włosów, gdy nauczyciel ją chamsko zignorował i poszedł sobie dalej. Ale dlaczego? Przecież była bardzo miła? Było jej smutno, czuła się tak jak na ostatnich zajęciach, na które poszła z Curtis i nauczycielka całkowicie zignorowała ich obecność choć Mathilde podeszła do niej, by pomachać jej dłonią przed oczami. Chyba nikt jej nie doceniał. Nie dobrze! Zasmuciła się i usiadła do ławki bawiąc się kosmykami swoich włosów, nawet śpiewała swoją ulubiona piosenkę o kucykach, kiedy nagle do jej stoliczka podeszło jakieś dziewczę i wyrwało ją z przemyśleń. Szmaragdowe oczęta pomknęły w stronę nowego gościa z warkoczykami. Uśmiechnęła się promiennie. - Tak, pamiętam. Siadaj. - Odsunęła się odrobinę, choć po chwili zrozumiała, że nici z siedzenia, bo wszyscy ruszyli do mat... Do rzucania zaklęcia. O ile zaliczenie poszło jej dobrze, to miała wrażenie, że nici z magii i teraz gdy spytała "kimkolwiek jesteś" o zaklęcie, które powinna rzucić to i ta nie do końca wiedziała o co chodzi... A gdy tylko wyciągnęła różdżkę i wycelowała nią w dziewczę mówiąc zasłyszaną gdzieś formułkę to rzuciła ją bez uprzedniego ostrzeżenia. I nic... Nie udało się. Zauważyła, że większość osób upada na matę, ale Penelopa nadal stała w miejscu, więc nasza Tillie zastanowiła się i jeszcze raz rzuciła zaklęcie tym razem powodując mały wypadek, bo włosy "kimkolwiek jesteś" stały się wściekle różowe... - Wyglądasz prześlicznie! - Zapewniła ją Mathilde jakby mimowolnie łapiąc się za swoje perłowe włosy jakby obawiała się zemsty.
Podeszłam do Ślizgona, z którym najwyraźniej miałam dzisiaj pracować. Jak mówiłam wcześniej, nic o nim nie wiedziałam. - Mogę zacząć? - spytałam nieśmiało. Zgodził się i usadowił na macie. Westchnęłam. Zaklęcie wydało mi się proste, ale nie byłam taka pewna swoich możliwości. Wycelowałam różdżkę w Tannera. - Lusidum Somono! - zawołałam, ale jedynym efektem była chmara różowych motylków wylatujących z mojej różdżki. Niemal natychmiast zrozumiałam swój błąd - źle wymówiłam zaklęcie! Eh, rzadko kiedy mi się to zdarza. Beznadzieja. Zagryzłam wargę, patrząc na chłopaka. - Przepraszam - mruknęłam. - Twoja kolej - dodałam, opadając na ziemię. Głupio mi było, że zaklęcie mi nie wyszło.
Nie słuchał. Nic, zupełnie. Zamyślił się na maksa i przez te dobre kilka minut wpatrywał się w jedno miejsce. Myślał trochę o tym co się wydarzyło w ostatnich dniach, myślał o dniu dzisiejszym, o zbliżających się dniach. Czyli po prostu myślał o wszystkim innym tylko nie o lekcji. To było trochę chamskie? Czy jak to można nazwać... w końcu nauczyciel się produkował, tłumaczył, opowiadał, a on nie raczył posłuchać. Co później się okazało. Obudził się dopiero gdy usłyszał swoje imię. Zdezorientowany wyruszył na środek, drętwo uśmiechając się do dziewczyny, która miała być jego partnerką na tych zajęciach. Nerwowo wyjął różdżkę, ale to nie było najlepszym pomysłem. -Lucisom... Luso... Somus... -Powtarzał trzymając różdżkę w górze. Żaden początek nie wydawał mu się być odpowiedni, peszek. Nie był w stanie sobie przypomnieć jakie to miało być zaklęcie. Cholera! Brawo razy dwa! -Wybacz, ale nie pamiętam. -Uśmiechnął się w stronę dziewczyny i spojrzał w stronę nauczyciela. Dobrze by było, gdyby nie zauważył tego wyczynu. Szybciutko schował różdżkę i przygryzł wargę. Nauczka na przyszłość! Na lekcji się słucha, a nie myśli o byle czym. Tak łatwo to powiedzieć, trudniej zrobić, co?
Penelopka to w ogóle nie ogarniała życia i tego co się wokół niej działo, dlatego nie dziwota, że to Tillie przejęła pałeczkę, i że to ona jako pierwsza rzucała zaklęcie, bo przecież – Gaskartch w ogóle nie słuchała. To zaskakujące? Nie! Skąd. Penelopa po prostu już taka miała, że rzadko kiedy uważała. Rzadko kiedy słuchała. I w ogóle była taka rzadka i nieobecna. No, takie biedne dziecko. Jednak kiedy Mathilde rzuciła swoje zaklęcie, które początkowo to raczej nie brzmiało dobrze, no bo jakby nie patrzeć dziewczyna trochę się poplątała. Nie ważne! Nawet to, że zrobiła Penelopce taką brutalną krzywdę nie miało żadnego znaczenia. Natomiast oczywiście Kanadyjka się nieco zestresowała, ona wyglądała teraz… Ojejku, wyglądała tak kiepsko, teraz to już w ogóle żaden facet na nią nie spojrzy i jedyne co można było zrobić, to po prostu… Siąść i płakać. -Dobrze wyglądam?! – Krzyknęła tym swoimi słodkim głosikiem, który czasami bywał taki irytujący, bo im więcej się denerwowała, to tym bardziej stawała się taką małą piszczałką, jaką bawią się dzieci. Smutne to troszke, nawet bardzo. No może nawet bardziej niż bardzo. -Moje kochane kudełki, co Ty im zrobiłaś… Przecież ja tylko się przywitałam! – W oczach Penelopki pojawiły się łzy i chwyciła się za kilka kosmyków głaszcząc je jakby były największym skarbem jaki w tym momencie nastolatka mogła mieć, ale fakt faktem – teraz była jej kolej, więc zemsta będzie słodka, choć tak naprawdę… „Kimkolwiek jesteś” robiła sobie jaja. -Szajse! – Zrobiła minkę podkówkę próbując ogarnąć fakt, że za cholerę nie pamięta zaklęcia jakie miała rzucać. To trochę przykre, nie sądzisz? Ona taka bezradna. Lorrain to miałby z niej teraz ubaw, ale to nic! -Masz tym razem szczęście! I się nie śmiej, to bardzo niekulturalne, o!
Podszedłem do Laury po czym zapytałem: -Mogę zacząć? Ona tylko kiwnęła głową, że tak. - Lusidum Somono! Zamiast zapaść w sen wokół niej zaczęły latać różowe motylki. Mruknąłem coś pod nosem i powiedziałem: - Nie wyszło rób teraz ty.-Zagryzłem wargi, i zamknąłem oczy. W mojej głowie był tylko strach.
Właściwie to jak się czułam? dziwnie. Po pierwsze byłam zdezorientowana, a po drugie Jim. No niestety noc sylwestrowa była wspaniała, a koniec zapowiadał się całkiem całkiem kiedy eliksir mi przechodził i opowiadaliśmy sobie co robiliśmy bo jakimś cudem nie bawiliśmy się razem. Nieważne, podeszłam chwiejnym krokiem do mojego partnera i uśmiechnęłam się. -Hej, jestem Sarah....-Podałam mu rękę i kontynuowałam-Mogę zacząć? Wolałabym jak na razie nie przechodzić tego znowu.-Spytałam choć zanim chłopak się spostrzegł wypowiedziałam-Luc-i-dum Somono!-I popełniając gafę, no można powiedzieć że kichnęłam w między czasie, ale zanim chłopak się spostrzegł wypowiedziałam formułkę jeszcze raz. Jednak znowu się nie udało i po prostu na chwilę usnął. Trudno, byłam teraz za bardzo zmieszana. Przewróciłam oczami. Przegryzłam wargę i przeprosiłam chłopaka. -Teraz ty?-Podparłam się i i wzięłam głęboki oddech.
Ostatnio zmieniony przez Sarah El. Pauths dnia Nie Sty 05 2014, 17:41, w całości zmieniany 3 razy
Georgina taka perfekcjonistka w otoczeniu mężczyzn. Cóż, dziś się czuła nieco nieswojo, może dlatego, że nie piła dzisiaj i po prostu brakowało jej "odwagi" by flirtować z dwoma na raz. Przewróciła oczami, gdy Tanner prezentował swą męskość ignorując Krukona, który z nią usiadł. Ona wciąż w myślach powtarzała jego imię, a gdy tylko rozpoczęła się lekcja całą swoją uwagę skupiła na słowach nauczyciela, choć właściwie... Choć właściwie to Tanner ją rozpraszał. Może rzeczywiście powinna go podrywać? Może coś by z tego było? Ach te problemy dzisiejszych nastolatek. Uśmiechnęła się nieśmiało słysząc, że został jej przydzielony jakiś Jim. Wstała zatem ze swojego miejsca, pomachała chłopakom i przeniosła się do Puchona, któremu się uprzednio przedstawiła. - Jestem Georgina. - W gruncie rzeczy nienawidziła gdy ktoś skracał jej imię do pierwszej sylaby, więc przedstawiała się pełną wersją z nadzieją, że ktoś zada sobie tyle trudu, żeby rzeczywiście tak do niej mówić. Gdy wymienili już podstawowe uprzejmości Georgina czekała aż na nią rzuci zaklęcie... Chyba się nie powiodło. De Nevers skomentowała to uśmiechem, przecież wiadomo, że czasami się tak dzieje... Ona natomiast zamierzała pokazać chłopakowi jak czaruje Ravenclaw, więc machnęła bardzo energicznie różdżką wypowiadając formułę zaklęcia, ale nie wyszło. Zatem denerwując się powtórzyła ten manewr jeszcze raz z zadowoleniem zauważając jak Jim opada na matę, lecz po chwili Champan znów ją rozproszył, więc nie mogła wymyślić żadnej wizji Jimowi, a on za to zaraz się przebudził.
- O moim tańcu? - spytał z rozbawieniem, parskając przy tym śmiechem. Przecież tańczył wspaniale, co ta dziewczyna śmiała tutaj opowiadać! Chciał już jej coś odpowiedzieć, jednak w momencie, gdy otworzył usta, profesor rozpoczął lekcję, więc zrezygnował z dalszych pogaduszek. Nie chciał wylecieć z zajęć w pierwszy dzień szkoły po tak długiej, ogromnie długiej, przerwie. Gdy profesor podzielił ich na pary, Chapman kiwnął tylko głową z niechęcią do swojej partnerki i poszedł do niej, uśmiechając się przy tym złośliwie pod nosem. Przez jakiś czas zastanawiał się, jaki sen będzie chciał pokazać swojej koleżance z zajęć. Miał ochotę przedstawić jej coś strasznego, jednak stwierdził, że ta pewnie pobiegnie do profesora na skargę, więc uśmiechnął się tylko po raz kolejny pod nosem i wrócił do rzeczywistości, zerkając na dziewczynę. - Jasne, panie mają pierwszeństwo - ah, jaki z niego dżentelmen, nie ma co. Szkoda, że nie robił tego aby być miłym, a po to, żeby nie musieć dłużej rozmawiać z dziewczyną. Nie wiedział czemu czuje do niej taki wstręt, jednak nie było to teraz kompletnie istotnie, bo dziewczyna już, już, skupiała się na rzuceniu zaklęcia. Tanner był podekscytowany faktem, że ktoś rzuci na niego ten oto urok, więc.. musicie tylko sobie wyobrazić, jak wielkie było jego rozczarowanie, gdy usłyszał, że dziewczyna źle wymawia zaklęcie. Chrząknął tylko znacząco, uśmiechając się po raz kolejny bardzo złośliwie i spojrzał na nią z rozbawieniem. - Nie martw się, tylko najlepszym wychodzi za pierwszym razem - dodał z kolejną dawką złośliwości, jaką udało mu się z siebie wykrzesać. Cóż, ostatnio zbyt długo był miły, tym razem powinien stać się.. zły. Lubił swoje dawne wcielenie, więc nie było z tym najmniejszego problemu. - No to teraz moja kolej - zacierał ręce zadowolony, wyciągając różdżkę i celując nią w dziewczynę. - Lucidum Somono! - chłopak wypowiedział formułę zaklęcia cicho, ale dość pewnie. Wiedział, że mała nutka niezdecydowania w głosie może sprawić, że zaklęcie się nie uda. Co prawda, nie słuchał za bardzo profesora i liczył tylko na swój Ślizgoński spryt oraz wrodzoną inteligencję.. i nie przeliczył się. Już po pierwszej próbie udało mu się uśpić swoją koleżankę i sprawić, że mógł pokazać jej co tylko zechce. Fakt, że nie zastanowił się zbyt dobrze, sprawił, że pokazał jej po prostu wodospad, z którego leciała sobie woda, ogromnym, wielkim strumieniem. Zaśmiał się pod nosem, starając się, aby każda kropelka była wyraźna i idealna. Zaklęcia nie udało utrzymać mu się zbyt długo, bo gdy czas dobijał już do minuty, dziewczyna obudziła się nagle. Chcąc dowiedzieć się, jak poszło mu zaklęcie, podszedł do niej zaciekawiony. Dziewczyna stwierdziła, że było całkiem w porządku, jednak wiedziała, że jest to sen. Obraz był zbyt mało realistyczny. Westchnął ciężko, wracając na swoje miejsce z szerokim uśmiechem na twarzy. On przynajmniej wywołał sen u swojej partnerki, a nie przekręcił formułę zaklęcia.
Tillie natomiast zaczęła się świetnie bawić, w sumie już podsłuchała o co chodziło w tych zajęciach i teraz pełna energii postanowiła wyczarować dla "kimkolwiek jesteś" najlepszy sen w jej życiu, a ponieważ ta była z Riverside, to w głowie Villadsen zrodził się pewien plan... Pewien pomysł, lecz nie ma czego się bać, to będzie piękny sen. Zatem wypowiedziała formułę zaklęcia, a Penelopa leniwie upadła na matę, a Mathilde zaczęła ją prowadzić przez plażę, gdzie piasek był nagrzany i łaskotał stopy z wielką lubością... Słońce muskało skórę, a woda prosiła się po to by do niej wejść. Gdzieś na horyzoncie malowała się szkoła Red Rock, lecz to nie to było teraz istotne... Villadsen prowadziła ją dalej, zachęciła ją by weszła do wody i zanurkowała. Woda była ciepła, na tyle ciepła, aby zanurzyć się dalej, a przezroczystość jej doprowadzała do tego, że można było dostrzec przepiękne podwodne rośliny, które prosiły się po to by dotknąć jednej z nich. Gdy Penelopa zbliżyła się do różowego kielicha, to z niego posypał się pył, który obsiadł na jej dłonie i sprawił, że jej skóra połyskiwała teraz tajemniczym blaskiem, który po kilku sekundach pozostawiał na skórze wzory, które potem zanikały. A gdzieś z oddali słychać jakby było piękny głos, który potrafił uśpić każdego, on potrafił rozkochać. Penelopa zapewne dlatego popłynęła w tamtą stronę... I chociażby dlatego, że to był sen nie musiała się wynurzać, aby zaczerpnąć powietrza... Jednak płynięcie w stronę tajemniczej nimfy nie prowadziło do niczego dobrego, bo ta uciekła... A może zatonęła. W tym momencie sama Mathilde zatęskniła za Red Rock i gdy ktoś dość głośno wypowiedział formułę zaklęcia przestraszyła się odskakując do boku, tym samym kończąc prowadzenie wizji. Spojrzała przestraszona na "kimkolwiek jesteś" i uśmiechnęła się słabo.
- Ja pierdole, jakie to nudne. Po kiego chuja ja tutaj jestem? Poprawił skórzaną kurtkę, ściągając nogi z ławki. Jej i tak już nic nie zaszkodzi. Spojrzał w stronę Ślizgonki, którą rozpoznawał jako tako. Wydawało mu się, że jest na pierwszym roku studenckiego życia, ale ręki nie dałby sobie za to uciąć. Co można począć? Życie wzywa. Podniósł się nieco ociężale, lekko zaspany i lekko skacowany. Zjazdy amfetaminowe nie należały do jego ulubionych. Powolnie przetarł twarz, zbliżając się do maty, przy której stała już dziewczyna. Co mógł jej pokazać? Nie, nie wypadało ściągać spodni w klasie pełnej iluzjonistów od siedmiu boleści, psiamać. Lubił swoje przyrodzenie. To byłaby strata na skalę światową. - Pozwolisz, że teraz ześle na Ciebie Twój najgorszy koszmar? Posłał jej jeden ze swoich stu watowych uśmiechów, który topił lodowce. Miał nadzieję, że złapała żart. Jeżeli nie, to jeszcze lepiej. W końcu nie żartował, prawda? Dziewczyna ułożyła się w bezpiecznej, względnie wygodnej pozycji na macie. Izzy, klęknął przy niej, odgarniając włosy z jej twarzy. - Śpij, maleńka. Lucidum Somono. Poczuł jak jej mięśnie wiotczeją. Powieki opadają ciężko, pozwalając długim rzęsom dotknąć delikatnych policzków. Nie był pewien tego co chce jej przekazać. Jedyne czego mógł być pewien, to tego, że się uda. W mniejszym lub większym stopniu. Wyczuł tę delikatną nić, jaka połączyła ich umysły. Widział biel. Smutek. Dojmujący żal za utraconym życiem. Wizualizował sobie absolutną, czystą, nie zmąconą niczym... pustkę. Chciał by czuła, a nie widziała. W jego wizji pojawiły się ściany. Płonęły. Pojawiła się ziemia. Wciąż mokra po późnojesiennym deszczu. Wreszcie niebo, czarne i hipnotyzujące. Nie spodziewał się, ze utrzymanie tak wielu rzeczy w jednym porządku, było tak trudne. Przestał się w pełni skupiać, ludzie go rozpraszali. Zamknął oczy, pozwalając by jego wyobraźnia stała się jej wyobraźnią. Ściany opadły jak tekturowy dom dla lalek. Rysował przed nią nocny pejzaż, pełen kamieni i dołów, głębszych niż znana komukolwiek nicość. Ziemia drży, w powietrzu unosi się dojmujące uczucie nieuchronnej śmierci. W jej śnie materializuje się on sam, Isaac Eisenberg w postaci ogromnego węża, o szkarłatnych oczach. Klik. Wszystko znika, gdy uderzenie ławki wyrywa ich oboje spod wpływu zaklęcia. - Kurwa mać. Klnie już bardziej do winowajcy, niż do siebie. - Wybacz, chyba coś mi przerwało. Posłał jej kolejny, tym razem sto pięćdziesiąt watowy uśmiech, który powinien ogrzać świat zamiast słońca. - Twoja kolej. Ułożył się grzecznie obok.
Cóż. Penelopka taka biedna i pokrzywdzona, że w końcu oberwała jakimś zaklęciem, i zanim się zdążyła zorientować już leżała. Nie dość, że ozdobiona oczojebnymi różowymi kudełkami, to jeszcze chodziła w mlecznej mgle, która otulała jej… Odsłonięte nogi? Tak. Pen była ubrana w koronową sukienkę, ale tak dziwną, że ona sama nie rozumiała dlaczego właśnie to jej się śniło. Przecież nigdy nie ubrałaby czegoś takiego, a każdy kto ją znał, miał tego zupełną świadomość. Nic się nie działo. Nic nadzwyczajnego. Jedynie to ta cholerna mgła. Czuła się nawet lekko zagubiona i jedyne czego potrzebowała to podanie reki i by mogła odnaleźć się w tej ciemności. Smutne to wszystko. Takie zwyczajne. Nagle się obudziła. Zmarszczyła brwi i przecierając czoło, podniosła się do pozycji stojącej. Wbiła wzrok w Mathilde zastanawiając się co ona tak właściwie zrobiła. Wzruszyła na to wszystko ramionami i ze spokojem przyznała: -Cóż… Po za mgłą nic nie widziałam, chyba za słabo się starałaś! – Znów ten słodki dzióbek w podkówkę, ale co tam. Teraz jej kolej i jak widać… Moje nieszczęsne biedactwo, któremu ostatnio nic w życiu nie wychodziło – mogło się totalnie załamać. Po raz kolejny nie wyszedł jej ten przeklęty czar. Czemu ona? Przecież starała się słuchać, naprawdę!
Jej również się nie powiodło, ale no wiadomo - zdarza się nawet najlepszym czarodziejom. Poza tym ktoś może mieć zły dzień, nie może się skoncentrować lub po prostu tak jak Jim nie słuchać nauczyciela. Teraz było mu trochę głupio, ale cóż może następnym razem się skupi na lekcji. Poza tym, że nie słuchał to jeszcze jedna rzecz - Sarah. Wiadomo, przyjaciółka, najlepsza w dodatku. Tylko, że coś się stało po Sylwestrze i trochę mu głupio teraz. Eh, sam nie wiedział czy powinien żałować... Mniejsza już o to. Uśmiechnął się do Krukonki. Tak jakby chciał ją pocieszyć, ale niby czemu, przecież nie była jakoś smutna. Przynajmniej tak mu się wydawało. -Ja jak już wiesz, jestem Jim. - Skinął głową i spojrzał na Sarah, która była gdzieś w pobliżu. Jednak szybko ponownie odwrócił wzrok w stronę nowo poznanej dziewczyny. -Jak to zaklęcie brzmiało, jeśli mogłabyś mi powiedzieć. -Uśmiechnął się ponownie i lekko zmarszczył czoło. Po co mu to wiedzieć? Chyba na wszelki wypadek, kiedyś tam może się przyda. Nigdy nic nie wiadomo, prawda? Chociaż zapewne gdyby było mu potrzebne to nie przypomniał by sobie formuły albo gorzej - nie przypomniałby sobie w ogóle o istnieniu takiego zaklęcia!
Ostatnio zmieniony przez Jim Axel Liddle dnia Nie Sty 05 2014, 19:05, w całości zmieniany 1 raz
Zasiadła sobie gdzieś tam z tyłu i nie słuchała zbyt uważnie. Potem zaczęły padać jakieś nazwiska, kiedy przydzielono ludzi do par. Ona swojej nie dostała, dlatego drogą dedukcji doszła do tego, że została jej ta osoba, która nie zebrała się z resztą. Kiedy wszyscy pozbierali się w dwójki, pozostał tylko jeden, długowłosy mężczyzna. Nie miała pojęcia, że to nauczyciel, bo nie patrzyła na niego, gdy mówił. Wyglądał też bardzo młodo. Zdecydowała zatem, że jest studentem, z którym będzie w parze. - Lusidum Somono. Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, rzuciła na niego zaklęcie, podłapawszy jego formułę od pracujących obok par. O dziwo, coś nie wyszło. Spróbowała zatem drugi raz, ale zapomniała już, co właściwie miała zrobić. Opuściła różdżkę (chociaż nie swoją, tę zgubiła jakiś czas temu i podkradała te pozostawione w różnych miejscach przez nieuważnych uczniów) i oblizała wargi. Niepotrzebne były jej żadne zaklęcia wywołujące sny. Kilka minut jej hipnotyzowania wywoła znacznie bardziej realistyczne efekty. Zwłaszcza, że mając ostatnio masę wolnego czasu, spędzała jego większość na dopracowywaniu formuł i doskonaleniu umiejętności. Zaczęła zastanawiać się, czy nie zacząć bawić się właśnie w hipnozę, co by jej partner zaczął opowiadać nauczycielowi o najlepszym, najbardziej realistycznym snem, jaki w życiu miał, ale nie mogła znaleźć wzrokiem tego drugiego.
(3)
Ostatnio zmieniony przez Lunarie S. Deceiver dnia Nie Sty 05 2014, 18:59, w całości zmieniany 1 raz
O, nie! Wiedziałam od razu, że ten Ślizgon będzie się ze mnie nabijał. Nie, nie nie. Ja tak łatwo się nie dam! Jeszcze mu pokażę, co to znaczy Lucidum Somono! Przeczekałam jego pierwszą próbę rzucania zaklęcia. Fakt, udało mu się, ale sen był dość krótki. Widziałam jakiś sobie wodospad. Kreatywne. Gdy się obudziłam, nie czułam wcale zdezorientowania ani zagubienia, o którym wspominał nauczyciel. Nie-e. Wiedziałam, że to był sen. Wizja miała to specyficzne "coś" właściwe snom. Niemal od razu podniosłam się z maty, każąc Tannerowi kłaść się z powrotem. Fakt, udało mu się za pierwszym razem, ale on był o rok wyżej! Poza tym, każdemu zdarzyć się może wtopa. Teraz mi się uda, wiem to. - Lucidum Somono! - zakrzyknęłam tak głośno, że chyba cała klasa usłyszała. Udało się! Tanner stał się bezwładną marionetką, a jego umysł wędrował tam, gdzie mu kazałam. Szybka decyzja sprawiła, że pokazałam mu mój rodzinny dom w Japonii. Nie było to nic gorszącego, jak kazał nauczyciel, nie powinno też nikomu normalnemu przynieść negatywnych odczuć, ale Ślizgon chyba był nastawiony negatywnie do mugoli i szlam. Była to taka moja mała zemsta, w dodatku wszystko zgodnie z zasadami! W swojej wizji skupiłam się na typowo mugolskich elementach domu - telewizor, komputer, telefon stacjonarny. Wieża stereo w pokoju taty. Próbowałam sobie przypomnieć te sprzęty z dokładnością co do milimetra, ale w końcu ostatni raz tam byłam, jak miałam zaledwie kilka lat. To spowodowało, że moje wspomnienie nie było aż tak wyraźne. To samo potwierdził Tanner, gdy już się wybudził. No, ale przynajmniej moje zaklęcie wytrzymało pełne pięć minut, ponad to czułam, że gdybym chciała, mogłabym tak trzymać Ślizgona kilka godzin.
(6 i 4)
Marco Ramirez
Wiek : 37
Dodatkowo : Opiekun Ravenclawu, Animag (Pantera), Zaklęcia bezróżdżkowe
– Nie spodziewałem się, że sama do mnie podejdziesz – powiedział rozbawiony Marco, widząc próbę rzucenia zaklęcia Lunarie. – Źle wymówiłaś zaklęcie. Lucidum Somono, nie Lusi – pouczył ją. – I mniej gwałtownie machaj różdżką. Nie słuchałaś, jak tłumaczyłem, o co w tym chodzi, prawda? – uśmiechnął się do Gryfonki pobłażliwie. – Lucidum Somono! – powiedział spokojnie Ramirez, patrząc, jak dziewczyna osuwa się na ziemię. W jej umyśle zrodził nic innego, jak obraz sali sprzed chwili. W śnie utworzył samego siebie, powtarzającego te same słowa i tłumaczącego to samo zaklęcie. Wszystko było dokładnie odtworzone. Jedyną różnicą było to, że tym razem Lunarie musiała wszystkiego uważnie słuchać. Po odtworzeniu tego momentu w umyśle Gryfonki, Ramirez zerwał czar. – Przemyśl to, a ja za chwilę do ciebie wrócę, sprawdzę tylko, jak radzą sobie inni.- Profesor rozejrzał się po klasie. Zgodnie z jego przewidywaniem, uczniom nie najlepiej wychodziło zaklęcie. – Pięć punktów dla Slytherinu, panie Tanner! – zawołał, widząc, jak chłopak rozmawia z młodszą dziewczyną, jego partnerką, która właśnie wybudziła się ze snu. Mimo, że krótkie, zaklęcie najwyraźniej było prawidłowe. – I pięć punktów dla Ravenclawu, panno Nimiko – oświadczył zadowolony nauczyciel, widząc, że partnerka Ślizgona niemal od razu po wybudzeniu się rzuciła na niego mocny urok, mimo poprzedniego niepowodzenia. Po ogarnięciu całej klasy wzrokiem powrócił do samotnej Gryfonki. - Czekam na kolejną próbę, panno Lunarie.
(5 punktów dla domu za prawidłowe rzucenie zaklęcia, czyli trafienie minimum 4 w obu kostkach)
Ehh... No to po kolei, od momentu, w którym nauczyciel nie wszedł jeszcze do klasy. -Elijah O'Conneght -odpowiedział tylko Ślizgonowi gdy byli jeszcze w lasie we trójkę. Zostanie kolegami zdecydowanie nie wchodziło w grę. Rozmowa też za bardzo nie. Typ arogancji prezentowany przez Tannera był wybitnie irytujący i odpychający. Byłoby najlepiej gdyby obaj egzystowali niezależnie od siebie. Najlepiej ignorując się nawzajem i ograniczając jedynie do koniecznych, wymuszonych uprzejmości. -Jest w porządku -odpowiedział na typowe pytanie "Co słychać?". Krukonka przeszła jednak tematu, o którym Elijah chyba wolałby nie rozmawiać. Tak, sylwester, podpalenie mieszkania. Nie spaliłem im mieszkania!-Nie, nie musiałem. Ten mały pożarek został błyskawicznie ugaszony, a potem kuchnia przywrócona do porządku. -wytłumaczył. -To był... niezapomniany sylwester. -dorzucił. Oby tylko tamta dziewczyna nie pojawił się dziś na lekcji. Kolejne osoby pojawiały się w klasie. W tym nauczyciel, który najwyraźniej również postanowił przybyć wcześniej. I... no nie. To ona. Laura Blaise. Dostrzegł ją kiedy wchodziła. Nie bardzo wiedział, co ma w tym momencie zrobić. Zbliżała się. Na szczęście nie odezwała się do Elijahy. Chłopak zajął oczy jakimś regałem, stolikiem, figurką czy czymkolwiek. Ślizgonka, z którą walczył na imprezie, postała chwilę po czym odeszła. Co za ulga. Co ja miałbym jej powiedzieć? Że nie wiem, co we mnie wstąpiło? Że to był głupi pomysł? Że byłem pijany? Że cholernie mi wstyd i nie mam pojęcia, co w tej sytuacji powinienem zrobić? Nowi ludzie przychodzili i przychodzili i przychodzili. Kiedy nadszedł czas by rozpocząć lekcję, nauczyciel zajął się ławkami i przygotował salę tak by dało się w niej ćwiczyć zaklęcie usypiające. Został przydzielony do dziewczyny imieniem Sarah. -Bonjour, jestem Elijah -przedstawił się również. Nie miał nic przeciwko temu, by dziewczyna zaczynała więc tylko położył się posłusznie na macie. Jego przeciwniczka/partnerka źle wypowiedziała jednak formułę zaklęcia i chłopka nie został nawet wprowadzony w żaden trans czy coś. No cóż. To teraz chyba moja kolej? Podniósł głowę i spojrzał na dziewczynę. -Nie przepraszaj -odpowiedział i odczekał kilka sekund, aż Puchonka się położy. Wycelował w nią różdżką. Jej końcówką zrobił kółko w powietrzu, jak przy zaklęciu lewitacji. -Zaraz, chwila. Co ja mam zrobić? -stanął i bezradnie rozłożył ręce. Wyglądał w tym momencie co najmniej komicznie. Rozejrzał się po klasie by sprawdzić, jak idzie innym. Dlaczego to zaklęcie sprawia wszystkim tak wiele trudności? Chyba wolę zielarstwo.
Kiedy nauczyciel zaczął dzielić w pary, miała wielką nadzieję, że nie trafi jej się podpalacz. I rzeczywiście, nie trafił, zamiast niego dostała do pary ślizgona, zdaje się, że rok starszego i kiedy na niego spojrzała nie była pewna czy jednak nie wolałaby być w parze z krukonem. Nie, żeby coś do niego miała. Nie było przecież żadnych podstaw, jedynie plotki i opowieści o tym, jaki był... dziwny, inny? To były dość bezpieczne słowa. Mimo to, Laura uśmiechnęła się do niego dość niepewnie i nic nie mówiąc, położyła się na macie, pod głowę podkładając poduszkę. Bo przecież nie może na nią zesłać koszmaru, prawda? Profesor Ramirez wyraźnie tego zabronił, wierzyła więc, że chłopak posłucha. I tak przeszedł przez nią dreszcz, kiedy odgarną włosy z jej twarzy. Nie lubiła kiedy ktoś, szczególnie nieznajomy i bez żadnego powodu, dotykał jej twarzy. Po co to robił? Nie zastanawiała się dłużej, usłyszała "śpij, maleńka" i zaklęcie. Spała. Śniła koszmar który wymyślił dla niej Isaac, gorszy niż gdyby rzeczywiście dział się w nim coś prawdziwego. Nie rozumiała nic z tego co widziała, a uczucie smutku było przeszywające, chociaż nie miała pojęcia skąd ono pochodzi. Ogień. Bała się ognia, czy wiedział? Równie przerażająca była nicość, w którą po chwili patrzyła, a zaraz potem wąż i była pewna, że to właśnie jego wizja ją przebudziła, zazwyczaj z koszmarów budziła się w najgorszym momencie. Dopiero przekleństwo ślizgona uświadomiło ją, że to jeszcze nie miał być koniec. Podniosła się szybko, cały czas z nieprzyjemnym uczuciem tego co właśnie doświadczyła, chociaż już dokładnie nie pamiętała, całą wizję wydawała się przesłaniać mlecznobiała mgła. - Co to miało być? - syknęła do chłopaka, całkiem zapominając o tym, że podobno jest nieobliczalny i nie wiadomo co mu przyjdzie do głowy. On się tylko uśmiechnął, jakby nic się nie stało, jakby zesłał na nią cudowny, przyjemny sen. Nie mówiła nic więcej, wcale nie chciała, żeby Slytherin stracił dwadzieścia punktów. - Słodkich snów - powiedziała zamiast tego i również się do niego uśmiechnęła, kiedy ten już leżał na macie. Usiadła na kolanach tuż obok, na na innej macie. Przez chwilę, z tego wszystkiego nie mogła sobie przypomnieć formułki zaklęcia, ale wreszcie odnalazła ją w odmętach pamięci. - Lucidum Somono - szepnęła, kierując na niego różdżkę. Leciał. Leciał wysoko, wiatr łopotał jego szatami. Kiedy spojrzał w dół, zobaczył bezkresny ocean, nigdzie nie było widać lądu, wszędzie jedynie ciemna, granatowa powierzchnia, gdzieniegdzie ozdobiona białymi wstęgami piany. Lot nie trwał długo, nagle powróciła grawitacja i po chwili mocno uderzył w taflę. Wciąż opadał w dół, chociaż dna wcale nie było widać, woda napierała coraz mocniej, zaczynało brakować tlenu, który jeszcze niedawno wypełniał jego płuca... Przynajmniej takie było zamierzenie, bo sen nie utrzymał się długo, dziewczyna nie potrafiła się do końca skupić. Obudził się. - Mi też chyba nie do końca się udało - powiedziała, kiedy już otworzył oczy.
- Em, Lucidum Somono. -- Przypomniałam chłopakowi nadal leżąc na macie. Właściwie to byłam ciekawa obrazu. Nie wiem czemu profesor pokazał mi dżunglę. Chyba że nic innego nie mógł wymyślić choć nie wgląda na człowieka bez wyobraźni. Wzięłam głeboki oddech i wypuściłam powietrze. Byłam bardzo ciekawa co też jego wyobraźnia dla mnie szykuje. Ukradkiem patrzyłam na Jima, rano wysłałam mu list. Dzisiaj ma urodzny, nie wiem czy mam do niego zagadać i po zajęciach pójdziemy do knajpki czy lepiej to przemilczeć. Jest bardzo niezręcznie, być w jednym pomieszczeniu po tym co się stało. Oczywiście to mój najlepszy z najlepszych przyjaciół i nie mam na świecie kogoś tak bliskiego. Nawet Anabel nie jest mi tak bliska jak on, przecież to on byl prz mnie, to on mi pomagał w ciężkich sprawach. Jest dla mnie jak brat, i najlepszy przyjaciel. Heh mówiłam że jest ważniejszy niż Anabel. Z nią moge gadać o sprawach mugolskich, a z Jimem o tym i o tym. 1 stycznia wszytko rozjabał jednym łowem. Ale wracając do Elijah który zaraz miał rzuczić na mnie zaklęcie. - Tylko żebyś mi coś fajnego wymyślił-Zaśmiałam się i poprawiłam włosy. Czułam się dziwnie. Było miło i niezręcznie. Heh trudno trzeba wytrzymać.
- Tak, nie mogłam się doczekać - rzuciła z uśmiechem, spoglądając na zupełnie niepogrążonego we śnie mężczyznę. Nie współpracował, skubany. Kiwnęła głową, gdy zwrócił jej uwagę na formułę zaklęcia. Podłapała je od pracującej obok pary... ale nie zauważyła, że ktoś wymówił je źle. serio, skopiowałam formułę zaklęcia z posta, gdzie ktoś wyrzucił kostkę z przekręceniem i nie zauważyłam xd - To nie moja różdżka. Nie słucha się mnie - stwierdziła beztrosko, ważąc w dłoniach koślawy patyczek z jasnego drewna. - Ale tak, ja też nie słuchałam. Więc mamy coś wspólnego i powinnyśmy się już dogadać. Początkowo myślała, że trafił jej się wyjątkowo przemądrzały partner, ale z kolejnymi słowami mężczyzny zaczynała zdawać sobie sprawę, iż był to nauczyciel. Gdy wyczuła pobłażliwy ton w jego głosie, wywróciła oczami. Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale zaraz osunęła się na matę i zapadła w głęboki sen. Zmuszono ją do ponownego przeżycia ostatnich kilku minut w klasie, gdy Ramirez tłumaczył zasady działania zaklęcia. Na dodatek musiała być skupiona i tym razem wysłuchać jego słów! Gdy się obudziła, przetarła oczy i zmrużyła je niebezpiecznie. - Miało nie być koszmarów - poskarżyła się zaspanym głosem. Minus dziesięć punktów dla nauczycielskiej loży. Jednak po faktycznym wysłuchaniu nauczyciela, zaklęcie całkiem jej się spodobało i aż nie mogła się doczekać, aż faktycznie je rzuci. Było w tym przecież coś podobnego do hipnozy, jej jedynej prawdziwej zdolności. Ingerowanie w umysł, zabawa psychiką, wykręcanie rzeczywistości - tylko w tym wypadku nie na jawie, a we śnie. Powinno być zatem nawet łatwiej. Gdy długowłosy Brazylijczyk wrócił do LSD, ta kołysała się na stopach z typowym dla siebie, nieobecnym uśmiechem. Kiwnęła głową, gdy kazał spróbować jej jeszcze raz. - Lucidum Somono. Udało jej się stworzyć piękny, super-realistyczny sen. Chwilę nie mogła zdecydować się na to, co wybierze, postanowiła zatem zagrać dziką kartą. Zafundowała Ramirezowi pięciominutowy erotyczny seans. No co. Był całkiem przystojny. I zupełnie ładnie wyglądał, całując jej piersi. Och, tak, bo siebie umieściła w drugiej roli głównej tego snu. Wybrała również całkiem ładną scenerię - parne popołudnie w Sycylii. Oni na zakrytym baldachimem łóżku, po prawej balkon otwierający przed nimi panoramę miasteczka, chłodny powiew dochodzący z okna i łaskoczący półprzezroczysty materiał baldachimu. Całujący się namiętnie, wplatający sobie palce we włosy, niecierpliwie pozbywali się resztek odzienia. Pożądliwie dotykali się, całowali i pieścili. A potem zaczęli się kochać, drapieżnie, gwałtownie, niemalże prymitywnie w zwierzęcym pragnieniu. Towarzyszyła im eufonia szybkich, urwanych oddechów, westchnięć, jej jęków, które nie zdążyły przerodzić się w krzyk, bo pięć minut minęło. Och. No cóż. Może następnym razem! Zerwała zaklęcie i uśmiechnęła się szeroko do nauczyciela. Pozostało mieć nadzieję, że nie oceni tego jako wywołanie koszmaru. Jej osobiście całkiem się podobało.
Kiedy Penelopie nie wyszło Mathilde wcale się nieśmiała, jak mówiły złośliwe kosteczki. Otóż ona uśmiechnęła się szeroko do dziewczyny oglądając się wokół, aby dojrzeć co takiego obie robią źle, że nie wychodzi im tak świetnie jak pozostałym. Zatem uważnie wodziła szmaragdowymi oczyma za wszystkimi i postanowiła mocno uwierzyć w to, że sobie poradzi. Wszak jej bracia dobrze sobie radzili z zaklęciami, ona również nigdy nie kulała na brak umiejętności, ojciec z nią dużo ćwiczył, a zatem czemu miałoby się nie udać. Podzieliła się swoją myślą z Kimkolwiek Jesteś, ze względu na to, że już nie chodziło o imponowanie sobie nawzajem, ale sama chciałaby zapaść w jakiś piękny sen podany przez różowowłosą. Och ile opowieści by miała dla Kaiego, albo dla Raphaela. Obaj by pewnie jej słuchali z niesamowitą uwagą i pewnie pozwoliliby jej zaczarować siebie. Po dłuższym namyśle stwierdziła, że temu pierwszemu zafundowałaby pewnie jakiś straszny koszmar, żeby bał się Villadsen. Choć bądźmy szczerzy... Ona nawet muchy by nie skrzywdziła, a pomysł na babeczki z kamieni na Riverside, umarł tak szybko jak się pojawił, bo przemocy to ona nie tolerowała. I oto teraz uśmiechnęła się szeroko do Pen prosząc, aby ułożyła się grzecznie na macie, bo ciągłe opadanie może być niewygodne i spowodować siniaki, chyba już wystarczyło, że pokolorowała jej włosy! Czyż nie? Musiała zadbać, aby Kimkolwiek Jesteś dotrwało do końca zajęć. Villadsen wzięła głęboki oddech i machnęła różdżką zamaszyście jakby pisała w powietrzu pierwszą literę swojego nazwiska. - Lucidium Somono! - Rzuciła celując w Penelopę i oto udało się jej, aby nie zawstydzić się i nie puścić tego zaklęcia zaraz zabrała Kimkolwiek Jesteś do wielkiego lasu, gdzie spadła na nią poziomka, w którą się wbiła, ale wcale nie było w tym nic dziwnego, bo w śnie Pen zawsze marzyła, aby stać się poziomką i hasanie przez las w tym stroju było całkiem wspaniałe! Oczywiście Mathilde była uzależniona od bajkowych wizji, więc zaraz poprowadziła śniącą dziewczynę na wielki plac zabaw poziomek i wsadziła ją na huśtawkę, która podrzuciła ją do chmur, które okazały się watą cukrową, która spowodowała, że smak Kimkolwiek Jesteś stał się teraz o wiele bardziej słodszy niż poprzednio. I tak pośród tych bezsensów pozwalała jej trwać, aż po prostu machnęła różdżką na zakończenie, bo nie miała już dalej pomysłu. Och, wow. Udało się jej.