Na drugim piętrze, dla odmiany, okienka są dość małe. Każde z nich ozdobione jest dwoma małymi kolumienkami, które skutecznie powstrzymują próbujące się do środka Słońce. Sklepienie jest dość nisko, szczególnie w porównaniu z innymi. W równych odstępach wiszą na nim lampy oświetlające korytarz ciepłym światłem.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 17:48, w całości zmieniany 1 raz
-Jak zawsze Andrew. Nad wszystkim co ten świat stworzył w swojej głupocie - mówiąc to nie miała na myśli idiotki w obcasach, którą nazwałaby skutkiem ubocznym tego stwarzania. Mówiła raczej o wszystkich dziwnych ludziach, pięknych krajobrazach i o wszystkim czym zachwycał się ówczesny człowiek. -Moje trampki są niezastąpione - odpowiedziała na prośbę Puchona, po czym razem z nim gapiąc się w Iana czekała aż coś powie. Ona sama nienawidziła gdy ktoś przerywał jej lekturę. Nie zgadzała się jednak z Andrewem. To nie on przerwał podróż, po świecie książki, Iaonowi, a ta dziewczyna, bodajże Gryfonka, która tak bezczelnie go potraktowała. Arabel czułaby się na jego miejscu zbulwersowana, i za pewne tak samo czuł się w tej chwili Gryfon.
Desiree przechadzała się po zamku każdego napotkanego ucznia obdarzając chłodnym spojrzeniem. Tak już miała w zwyczaju. Nic dziwnego, że miała tylu wrogów. Była wredna, to jej trzeba przyznać. Śmiać się i żartować potrafiła tylko po dużej dawce alkoholu bądź narkotyków, albo wśród najbliższych osób, a tych było niewiele. Niby była samotna, ale tak naprawdę nie była. Nie mogłaby być samotna. Panicznie bała się tego, że ktoś może ją olać, porzucić. Wokoł niej musieli być ludzie. Nieważne, że ona zachowywała się jakby ich nie była. Zza muru, który wytworzyła wokół siebie, spoglądała na innych, w duchu ciesząc się że są. Na zewnątrz ukazywała inne oblicze. Nie chciała by ktokolwiek poznał jej duszę, jej problemy, jej lęki. Nie potrzebowała współczucia, litości, pytań "co ci jest?", "dlaczego?", "może ci pomóc?". Tylko ją denerwowały. W pewnym momencie zauważyła, że na korytarzu nie ma nikogo. Była sama, sama w tym długim, szerokim korytarzu. Znikąd nadziei, znikąd hałasu, gwaru. Rozejrzała się dookoła usilnie pragnąc się wydostać z tego miejsca. Zaczęła biec. Coraz szybciej i szybciej. Serce biło jej tak mocno, że aż dziwne że nie wyskoczyło jej z piersi. Nie mogła złapać tchu, czuła jakby się dusiła. Nie widząc gdzie biegnie przewróciła się. Szybko podniosła się do siadu. Oparła się o ścianę zginając nogi w kolanach i chowając twarz w dłoniach, gorączkowo szarpiąc włosy. Miała bardzo gorące policzki. Chciało jej się płakać. Gdzie są ludzie? Gdzie wszyscy się podziali? Halo, umieram...Nie miała siły by wstać i iść dalej. Lęk opanował całe jej ciało. była w tej chwili bardzo bezsilna. Nie wiedziała gdzie jest, jak się nazywa, od jakiego czasu trwa w tej pozycji. Bała się. Bardzo się bała. Mamo, tato, gdzie jesteście? Czemu was nie ma? Nigdy was nie było. A jak tak bardzo chciałam byś mnie przytuliła i pogłaskała, mamo...Chciałam być dobrą córką. Byście mnie pokochali. Co zrobiłam nie tak? Jestem sama. Tato, boję się. Zaszlochała. Spróbowała się podnieść, wstać...Nie udało jej się. Opadła bezsilnie na podłogę.Skuliła się w kłębek, gorący ze strachu policzek przytykając do zimnej podłogi. Oddychała, spazmatycznie łapiąc powietrze. Jak ryba wyłowiona na brzeg morza. Jak rybka wyjęta z akwarium. Przymknęła oczy, coraz bardziej opadając z sił...
Tristan szedł przez korytarz, pogrążony w zamyśleniach. Miał na sobie swoje ciemno-granatowe dżinsy, oraz ciemno-niebieską koszulę. Która, jak już miał w zwyczaju, była wypuszczona ze spodni. Jego kroki, odbijały się od marmuru. Zaczynało się robić, dziwne echo, ale w końcu był sam na korytarzu. Nagle jednak usłyszał bieg, a potem cichy szloch. Co się działo? Tristan przyśpieszył kroku. Kiedy w końcu dotarł do osoby, która.. Tristanowi na chwilę zabrakło tchu. Ona wyglądała, jak by była cieniem samego siebie! Tristan ukucnął przed nią, i dotknął jej podbródka, tak by spojrzała mu prosto w oczy. Zaś sam chłopak, jak już miał to w zwyczaju, obdarzył ją swoim ciepłym, kojącym uśmiechem. Zresztą takim uśmiechem obdarzał każdego. Wroga czy... No tak, on nie miał przyjaciół. - Stało się coś? - Zapytał szeptem. Tristan, nie mógł udawać że jej nie kojarzył. Była to Ślizgonka, która traktowała wszystkich z góry, nie ukrywając swojej pogardy, oraz swojej wyższości. I zapewne wiele osób, by chciało się znaleźć, na jego miejscu, by teraz przejść obok, i skopać by dobić. Lecz nie Tristan. Nie zależnie od tego kim była i co robiła, Tristan nie potrafił by ją tak zostawić, a tym bardziej, nie spróbować pomóc. Dziewczyna naprawdę, nie wyglądała za dobrze, i za pewne i jego obdarzy tym słynnym, pogardliwym spojrzeniem, i obrzucając go kupą, pogardliwych zdań, na wszelkie możliwe sposoby. Właściwie po co Tristan się w to mieszał? Wiedział co za chwile się stanie, a mimo tego stara się pomóc. Ludzie! Czy on jest zdrowy an umyśle?!Cóż, najprawdopodobniej nie, tak twierdziło większość osób, no dobra w sumie wszyscy. Lecz to go nie powstrzymywało, by starać się pomóc. A może, dziewczyna wcale nie jest taka zła? Może to jedynie maska, bo boi się odrzucenia? Tristan już taki był, w każdym człowieku, potrafił zobaczyć tą dobrą stronę. I wierzył, że ta dobra strona w końcu zwycięży.
Nagle, jakby zza mgły usłyszała czyjś głos. Głosik w jej sercu odetchnął z ulgą i zaczął krzyczeć z radości. Desiree miała jednakże nieco odmienne uczucia. Gdy tylko chłopak złapał ją za podbródek i zmusił ją by na niego spojrzała (tak to przynajmniej odebrała xd) poczuła się lepiej, no bo nie jest już sama, ale no przepraszam bardzo! On zauważył jej stan, on wszedł w jej prywatność, on zadał to, jakże irytujące ją pytanie. Teraz będzie ją gnębił, dręczył, i nagabywał chcąc uzyskać odpowiedź na pytanie jak ta cała Courtney! No i w końcu: NIKT nie ma prawa wiedzieć o jej psychicznych problemach, nikt! Gwałtownie wyrwała się chłopakowi, obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem. -Czego?- syknęła. Uniosła głowę i wysunęła podbródek do przodu by pokazać mu, kto w tym towarzystwie jest lepszy. -Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy, dobrze ci radzę. - dopiero teraz spostrzegła z kim ma do czynienia. Puchon. Kąciki jej ust rozciągnęły się w ironicznym uśmiechu. Zapowiada się niezła zabawa. Dziewczyna dawno nie spotkała nikogo, kogo mogłaby pognębić. Miała nadzieję, że teraz odbije sobie na tym chłopaku. -A tak w ogóle, co taki Puchon jak ty robi tu o tej porze? (przyjmijmy, że bardzo późno jest) i jak ty się w ogóle, u diabła, nazywasz?! -Desiree sama nie wiedziała po co go o to pyta. Imię chłopaka obchodziło ją tyle co zeszłoroczny śnieg. Uznała, że mimo całej sytuacji powinna zachować dobre maniery itp. Hahahaha, nie no, tak naprawdę to nie. Po prostu chciała odciągnąć jego myśli od niej samej. Nie miała zamiaru mówić chłopakowi nic o sobie. Nie było mu to potrzebne. W tej chwili Desiree zastanawiała się jakim zaklęciem by go potraktować. Była na niego wściekła, po cholerę się wtrącał. No i jeszcze zobaczył ją w sytuacji, w jakiej nie chciała by ktokolwiek ją zobaczył. Była uważana za złą, wredną, bano się jej. I dobrze, odpowiadało jej to. A teraz to legło w gruzach. Bo ten chłopak już nie będzie tak o niej myślał. Teraz ma ją na pewno za słabą, beznadziejną wariatkę. Pewnie będzie jej współczuł, litował się nad nią. Na samą myśl o tym Desiree zrobiło się niedobrze. Najchętniej nasłałaby na niego Ravena, by wydłubał mu oczy i język. Wtedy nie miałaby się czym przejmować. A tak najbardziej to ona ma ochotę na fajkę,o! Zawsze paliła gdy była w stresie. A teraz niewątpliwie była. Najpierw atak paniki na skutek monofobii, potem ten wtrącający się w nie swoje sprawy, głupi i burzący jej powszechną opinię Puchon. Skoro nie miała przy sobie skręta, który uspokajał ją najbardziej to musiała zapalić choć zwykłego papierosa. A więc wcale nie przejmując się nieznajomym wyjęła z kieszeni paczkę, zapaliła zaklęciem papierosa i zaciągnęła się mocno. Wypuściła z ust dym prosto na chłopaka. Zaśmiała się szyderczo gdy tamten zaczął kasłać.
Ostatnio zmieniony przez Aileen Desiree Weaver dnia Sob Gru 03 2011, 19:02, w całości zmieniany 1 raz
Tristan wstał i spojrzał się na dziewczynę. Stało się tak jak przypuszczał, a raczej wiedział że tak będzie. Mimowolnie, jego usta rozszerzyły się w uśmiechu. Tristan przypuszczał że to jest tylko jej samo-obrona, dziewczyna jedynie się broniła, by wyjść z tej sytuacji z twarzą. Niestety, jego przypuszczenia, niemal zawsze były celne. Czasami aż za celne. Naprawdę nie rozumiał dlaczego nie trafił do Ravenclawu, ale mniejsza o to. - Tristan.- Odpowiedział. I mimo wszystko nie skomentował tego "co TAKI..." Był przyzwyczajony do szyderstw, ponieważ został Puhonem. Jego rodzina pod tym adresem najbardziej go zraniła. więc jeżeli dziewczyna chce go zranić, naśmiewając się że jest Puhonem, to niestety, musi się liczyć z porażką i z rozczarowaniem. - Faktycznie to nie moja sprawa, ale wyglądasz jak gdyby cię diabeł gonił.- Powiedział Tristan, podając jej rękę żeby wstała. Oczywiście wiedział że ją odtrąci i sama wstanie. Ot! Takie zwykłe psychologiczne zagranie, by zmusić kogoś do wstania po upadku. No i niestety, jej pogardliwe spojrzenie, wcale nie zasługiwało na taką sławę, jaką miało. A może to przez te łzy, które nie znikły? A morze przez to, że Tristan jest aż tak przyzwyczajony do pogardy, że nic go nie dziwi? Może i faktycznie, ktoś kto ma kochająca rodzinę, może przerazić, się pod wpływem takiego spojrzenia. - Wyszedłem się przespacerować, zamiast tego pomagam pewnej Ślizgonce, która wygląda w opłakanym stanie. A ty co tu robisz?
Desiree prychnęła z pogardą. Chłopak wydawał się w ogóle nie przestraszony jej postawą. Dziwne, ludzie zazwyczaj spieprzają gdzie pieprz rośnie. No cóż, mamy tu chyba szczególny przypadek. Desiree odtrąciła rękę chłopaka i wstała sama oddalając się na kilka kroków od Puchona. Uśmiechał się tak jakby, nie przymierzając, pił z dziewczyną kremowe piwko w pubie. Studentka zaczęła się zastanawiać co ten chłopak sobie wyobraża żeby tak się do niej uśmiechać. Przecież ona na to nie zasługuje! Obraża go i wyśmiewa. Ten Tristan to jakiś dziwny jest. Dziewczyna dotknęła swojego policzka, który na szczęście odzyskał swoją stałą temperaturę. O zgrozo, ona wciąż ma załzawioną twarz! Szybko wytarła ją rękawem bluzki krzywiąc się niemiłosiernie. Pewnie dlatego ten chłopak nie wziął jej słów na poważnie.I jak on śmie mówić jej jak ona wygląda! Zobaczymy kto się będzie śmiał ostatni jak ona mu jakimś strasznym zaklęciem rozwali tą Puchońską twarzyczkę. Prychnęła. -Tristan. Głupie imię. Ech, rodzice cię pokarali, nie ma co...Aileen Desiree.-tak, wiem. Nie miała się już czego przyczepić. Spokojnie, dopiero się rozkręca. Co dziwne, chłopak wcale się nie przejął jej słowami. Czyżby się jej nie bał? Czy może był tak przyzwyczajony do wyzwisk że mało go to ruszało? Desiree była totalnie załamana. I jak ona ma wyżyć na nim swoją złość skoro tego to nawet nie rusza?! I nawet mu się przedstawiła, słuchajcie! Nigdy, ale to nigdy nie przedstawiła się komuś kogo za chwilę miała zamiar zabić (a musiała to zrobić, no bo a nuż gdzieś tam mu się wymsknie, że Panna Złośnica to tak naprawdę Panna Złośnica z Psychiatrycznymi Problemami). Jeszcze jedna taka akcja z dobrymi manierami i trzeba ją będzie dać do klasztoru...hahaha...HAHAHA... Ej, zapomniała o papierosie. Paliła go przez chwilę w milczeniu lustrując chłopaka wzrokiem godnym bazyliszka. -To było sobie spacerować dalej. Czemu mi pomogłeś? Prosiłam cię o to? Nie. Więc po co? Czy ja bym ci pomogła jakby była odwrotna sytuacja?- burknęła i przerwała na chwilę by ponownie się zaciągnąć. Uśmiechnęła się ironicznie. -Nie. Nie powinno cię obchodzić co, i dlaczego tu robię. Ale odpowiem, mam dziś dobry dzień. Spacerowałam, tak samo jak ty. W pewnym momencie postanowiłam, że mam ochotę wyglądać jakby mnie diabeł gonił. -uśmiechnęła się lekko, by po chwili się opamiętać i przybrać bardziej oschły grymas. -Zadowolony?
Ostatnio zmieniony przez Aileen Desiree Weaver dnia Sob Gru 03 2011, 20:39, w całości zmieniany 1 raz
Tristan cały czas spoglądał na dziewczynę. Zapowiadał się naprawdę ciekawy wieczór. - Tristan... - Powiedział po chwili, szeptem na tyle głośnym by mogła go usłyszeć. - Oznacza "Urodzony dla smutku" Uważasz że mnie tym skrzywdzili? Może i tak, ale to była najmniejsza krzywda, o jakiej mogłem zaledwie śnić. Pewnie nie wiesz, ale pierwszy Tristan także nosił to samo nazwisko co ja. Zapoczątkował on mój ród. I był jednym z dwunastu rycerzy Świętego Graala. No, ale jemu to nie było przeznaczone. Zakochał się w pewnej kobiecie, która była przeznaczona innemu. - Po co jej to mówił? Właściwie to sam nie wiedział. Tristan podszedł do niej bliżej. - A czy trzeba prosić o pomoc by ją otrzymać? I nie martw się, doskonale wiem, że byś mi nie pomogła. Zdaję sobie sprawę, że prędzej dobijesz, niż pomożesz. To jest ta cecha która nas wyróżnia. - Tristan miał ochotę powiedzieć coś w stylu "Nie ważne kim jesteś w środku... Ograniczają cie, twoje własne postępowania" Jednak powstrzymał się od tego. Chłopak podejrzewał, że dziewczyna by nie zniosła, gdyby TAKI Puchon jak on, ją pouczał. Chociaż na swój nie zauważalny sposób i tak to robił. No dobra nie pouczał jej, lecz starał się pomóc. - Wiesz, jak nie masz tego grymasu. To jesteś całkiem ładna.- Powiedział uśmiechając się do niej ciepło. Tristan przypuszczał że naprawdę coś poważnego musiało się stać, skoro tak zimna i opanowana osoba jak ona, była w takim a nie innym stanie. Jednak na razie nie zamierzał o to pytać. Chciał zdobyć jej zaufanie, przekonać ją do siebie. Lecz jak zamierzał to zrobić? Tego jeszcze nie wiedział. Dziewczyna była otoczona grubym murem. Lecz i tak Tristan, zamierzał go zburzyć, i pokazać jej obdarzenie kogoś zaufaniem, nie zawsze kończy się katastrofą. Przynajmniej mu się przedstawiła, to już o czymś świadczyło. Taki to już nasz mały i ufny Tristan był. Zawsze wierzył w ludzką dobroć, i był w stanie za swą wiarę zaryzykować wszystko. Oj kiedyś naprawdę trafi na takiego pseudo Sami-Wiecie-Kogo i jak dostanie klątwa Cruciatus to mu się odechce tej wiary. Chociaż tak naprawdę, to Tristan ciągle był wyśmiewany i na swój sposób torturowany. Te lata bólu i bezgranicznej samotności. Zamiast uczynić z niego kogoś takiego jak ona, uczyniły z niego człowieka który nie pragnie niczego innego, jak tylko pomagać. Dziwne są koleje losu.
Z dziwnym wyrazem twarzy słuchała opowieści chłopaka. W duchu zastanawiała się po co on jej o tym gada. -Nie wiem po co mi o tym mówisz. Zdajesz sobie sprawę, z tego ile mnie to obchodzi, nie?- spytała z kpiącym uśmieszkiem na twarzy. Gdy do niej podszedł ponownie wypuściła dym z ust prosto w jego twarz nonszalancko trzymając fajkę w dwóch palcach.No, w końcu gadasz do rzeczy chłopcze... -Oczywiście, że nie trzeba ale jeśli pomagasz na siłę możesz się spodziewać że zostaniesz jedynie wyśmiany i opieprzony. Tak, to prawda. Jesteśmy bardzo różni. Z tym, że wiadomo kto lepszy. I tak naprawdę to nie wiem co tu jeszcze z tobą robię. Powinnam od razu potraktować cię Drętwotą i odejść śmiejąc się głośno. A po tym co zobaczyłeś to najlepiej od razu zabić. Nie wiem czy czasami tego nie rozgadasz czy coś. -Teraz to ona podeszła do niego bliżej wyzywająco patrząc mu w oczy. Był od niej młodszy przynajmniej o dwa lata ale i tak dosyć wysoki. -Jeśli komukolwiek powiesz o tym co tu widziałeś uwierz mi, nie pożyjesz długo. -syknęła i odsunęła się od niego jakby bała się że się czymś zarazi. Będzie ją tu pouczał. Jak on śmie w ogóle?! Co on sobie wyobraża, że kim niby jest. Na siłę starał się jej pomóc. Czy on nie rozumie, że ona tego nie chce? Że jedyne czego pragnie, to żeby nikt nie dowiedział się o jej psychicznych problemach? Tylko tego brakowało. Od razu straciłaby szacunek i poważanie jakim się szczyciła. Ludzie się jej bali a to jej schlebiało. Wiedziała, że jest od innych lepsza, ładniejsza, mądrzejsza. W sumie nie obchodziło ją zdanie innych ale gdyby ktokolwiek dowiedział się o jej maniach, fobiach i chorobach mogłaby stać się obiektem współczucia, a może nawet ktoś odważyłby się z niej wyśmiewać. Nie byłaby już tą samą Desiree w oczach innych. Straciłaby swój mur. I ta jego uwaga o jej urodzie. Dziewczyna wiedziała o tym, że jest ładna. Każdy jej to mówił. Była próżna, to prawda. A to, że cierpiała na egocentryzm to inna sprawa. -Wiem, że jestem.- rzekła wyniośle. Nie miała zamiaru dziękować czy rumienić się. Bo i po co! Spojrzała na chłopaka z ukosa. Uśmiechał się do niej ciepło. Taa, jasne. Desiree już wiedziała w co się wpakowała. Ach, że też musiało się to zdarzyć akurat na tym korytarzu! Teraz była wściekła na to że nie udało jej się zapanować nad paniką. Przecież uzdrowiciel w Mungu ją tego nauczył już parę lat temu. Jednak dziewczyna nie spodziewała się ataku akurat w tym momencie. Przyszedł tak nagle, że nim zdążyła zareagować, już była bezsilna. Musiała się poddać. Fobia wygrała. A Des nie wzięła swoich leków. Jej jedynym lekarstwem były teraz jedynie fajki i alkohol. Nie mogła nawet sobie zaćpać bo ten cholerny dyro wprowadził te nowe zasady. Tak, tak. Wiem co teraz powiecie. W jej stanie, z jej chorobami nie powinna ćpać. Ona też zdawała sobie z tego sprawę. Przez przedawkowanie raz wylądowała w szpitalu gdzie lekarz kategorycznie jej tego zabronił. Ale ona nie mogła przestać. Wpadła w błędne koło. By przetrwać musiała palić, pić i ćpać. To pozwalało jej chociaż na chwilę uciec od swoich chorób, manii, fobii, od paniki i histerii jakie dopadały ją ostatnio coraz częściej. Nie widziała innego sposobu. A teraz ten cholerny Tristan zniszczył wszystko. Już ona widziała co on planuje. Niepotrzebnie mu się przedstawiła. Dała mu nadzieję, na to że może się przed nim otworzy. Chciał zburzyć jej mur, sprawić by mu uwierzyła, by mu zaufała, by powierzyła mu swoje sekrety i problemy. Chciał jej pomóc. On?! ON?! No proszę was, co on może zrobić. NIC. NOTHING. Ona mu nie pozwoli. Nie chce mu zaufać, nie chce przekonać się do niego, nie chce by jej pomógł, nie da mu zburzyć muru, który tak starannie budowała przez te wszystkie lata. Nie ma mowy. Czy on naprawdę myśli, że jest w stanie ją do siebie przekonać? No nie, bo nie wytrzymam. Gdy Desiree zrozumiała intencje chłopaka zaczęła się śmiać. Najpierw szyderczo, potem coraz głośniej i z coraz większą wesołością. Nie zauważyła, że wypadł jej papieros, nie zauważyła, że chłopak go podniósł i zgasił. Miała gdzieś to co sobie teraz o niej myśli. Cholernie rozbawiła ją myśl, że Tristan jest tak głupi, taki naiwny, taki...dziwny. Nikt jeszcze nie chciał jej pomóc. Nigdy. To właśnie zdziwiło studentkę. Czy on jest jakiś umyslowo chory? Nie zdaje sobie sprawy z tego, że to niewykonalne? Przestała się śmiać i spojrzała na niego z powagą. - Nic mi nie jest. I nie pouczaj mnie bo i tak nic nie zdołasz. Nie pozwolę ci na zburzenie muru. Zbyt starannie go budowałam. Nie masz mi w czym pomóc. Jesteś głupi i naiwny jeśli myślisz, że zdołasz przekonać mnie do siebie. Nic o mnie nie wiesz i nic się nie dowiesz, czaisz?- spostrzegła, że nie ma już papierosa i zapaliła kolejnego. Włożyła go sobie do ust. W zasadzie chciała już sobie pójść zostawiając chłopaka z własną głupotą ale postanowiła poczekać na jego reakcję. Dopiero potem pójdzie zostawiając mu jedynie smugi dymu z jej papierosa. Wiedziała, że nie chciałaby go ponownie kiedykolwiek spotkać. Przypominałby jej tylko o porażce, o przegranej z lękiem. Całe szczęście, że on był uczniem a ona studentką. I że szkoła jest tak ogromna. Wątpliwym było więc, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczy.
Tristan oparł się o kolumny i założył ręce na piersi. Między czasie jedynie zgasił dziewczynie papierosa. To był jego jedyny ruch. Westchnął ciężko. Tak doskonale zdawał sobie sprawę z kim i o czym rozmawia. - Tak zdaję sobie z tego sprawę. Nawet nie masz pojęcia, jak z wielu rzeczy zdaję sobie sprawę. Udajesz silną a jesteś słaba. Udajesz pogardliwą, a jesteś dobrą osobą, która chcę jedynie bliskości innego człowieka. Otoczyłaś się tym murem, i nosisz na sobie maskę. Uważasz ze tak jest w porządku? Marnujesz sobie jedynie życie. Rozumiem ze w życiu nie jedno cie spotkało. - Bo tego akurat nie trudno było się domyślić.- Lecz nie ciebie jedną, i są inni którzy wycierpieli, więcej od ciebie, i radzą sobie znacznie lepiej. Zaś ty zamiast sobie radzić, to uciekasz. Chce ci pomóc bo uważam że zasługujesz na tę pomoc rozumiesz? Nie, ona i tak tego nie rozumiem. Pewnie ponownie zachowa się tak jak wcześniej i go wyśmieje. Dlaczego ludziom tak ciężko zrozumieć, że jeszcze jest ktoś kto chce im pomóc? Zamiast przyjąć tą pomoc, to odtrącają tych ludzi, a kiedy orientują siec o zrobili, jest już kilkanaście lat za późno. Tristan ponownie westchnął i otworzył oczy. W jego oczach było ciepło, lecz także i smutek. Taki sam był uśmiech, ciepły i kojący, a zarazem smutny. - Posłuchaj. Nie zależnie od tego, jak się zachowasz, nie zależnie od tego co powiesz. I nie zależnie od tego, jakim zaklęciem mnie potraktujesz. Ja i tak będę chciał ci pomóc. Ja i tak będę twierdzić że twoje zachowanie, to jedynie pozory. Mamisz ludzi pozorami, by nie dostrzegli twojego wewnętrznego piękna. Niestety, na mnie twoje pozory nie działają. Tristan podszedł do dziewczyny. - Chcesz mnie zabić? Więc zabij! Albo mnie zabijesz, albo przyjmiesz do świadomości fakt. Że nie każdy człowiek na tym świecie urodził się po to by ranić. - Tak! Bo są jeszcze tacy, którzy urodzili się by zostać zranieni. Ale to już całkowicie inna bajka. Tristan odważnie patrzył się na dziewczynę. Jako że wychowywał się w Arystokratycznej rodzinie, zawsze miał w sobie tą rodzoną dumę, i stał wyprostowany. Lecz teraz wydawał się jeszcze dumniejszy, i jeszcze bardziej wyprostowany. Nie wiedział co się teraz stanie, czy dziewczyna zrozumie, chociaż polowe z tego co do niej mówił, czy znowu będzie śmiać jak opętana. Chłopak wiedział jedynie, że chciał jej pomóc, że chciał by dziewczyna wiedziała, że jest ktoś na kim może się wesprzeć. Jednak oczywiście o tym nie musiała zaraz wiedzieć cała szkoła! Jeżeli jej tak było wygodniej, mogli ukrywać w sekrecie to, że dziewczyna ma swojego powiernika. Tak to najwłaściwsze określenie, bo miano przyjaciela, to była by za mocna przesada. Chociaż może i nie? Tristan taki był, kogo by nie spotkał, to zaraz się staje jego przyjacielem. Tristan stał tak czekając na jakąś reakcje dziewczyny.
Wysłuchała chłopaka bardzo uważnie. Mylił się. Rozumiała go bardzo dobrze. I, cholera. On miał rację. We wszystkim. To prawda. Dziewczyna jest słaba. A przez co? Przez rodziców, przez ich brak? Przez to, że nigdy nie miała nikogo do kogo mogłaby się wyżalić i wypłakać? Przez to, że zawsze musiała sobie radzić sama? Przez to że chorowała na schizofrenię, socjopatyczne zaburzenia osobowości i histerię? Że ma lęk przed samotnością, utratą urody, odrzuceniem, zrobieniem czegoś głupiego po pijaku, przed śluzem, zranieniem i włosami nie będącymi na głowie? Dlatego że jest histeryczną egocentryczką? Wariatką? Tak, właśnie tak. Chłopak spotkał ją pięć minut temu a już ją rozgryzł i to tak cholernie trafnie...Wdarł się do duszy Desiree, odczytał tam co chciał i teraz chce jej pomóc? Ona nadal będzie uparcie tkwiła, że Puchon nie da rady, że za późno, że i tak tkwi już na skraju egzystencji...Udawała oschłą bo bała się, że ktokolwiek pozna jej sekret. Odsuwała innych od siebie, by myśleli, że właśnie tego chce...Paradoks, odsuwa innych od siebie a tak naprawdę ich potrzebuje. Cholerna monofobia...Że też z setek innych musiał jej się trafić akurat lęk przed samotnością...Na niego to nie działało. On już wiedział. Wiedział, że to tylko pozory, że to tylko maska. Rozgryzł ją. Ach, jakże ona go w tej chwili nienawidziła! Już, już miała wyciągać różdżkę by się zemścić gdy Tristan podszedł do niej odważnie pokazując, że może mu zrobić co tylko zechce. On to chyba do złego domu trafił. Gryfońska postawa jak nic. Chciał być jej powiernikiem, przyjacielem, czuła to. I nie mogła mu na to pozwolić. Była jednocześnie taka bezsilna i taka zdeterminowana...Co wygra? Na pewno nie zdeterminowanie. Dziewczyna wciąż źle się czuła po ataku paniki, nie miała sił odszczeknąć się chłopakowi. Spojrzała na niego wzrokiem pełnym zdumienia, niepewności i przerażenia. Nie wiedziała co ma o nim myśleć. Jak dla niej był diabłem, który chce ją opętać i na siłę zmienić. Dlaczego? Dlaczego on jej to robi? Czy nie było jej dobrze tak jak jest? Poczuła jak w jej oczach wzbierają łzy. No pięknie Des, znowu ryczysz. Dwa razy w ciągu pół godziny..Niedobrze z tobą. Co się z tobą dzieje?? Nie chcąc by chłopak znów widział jej łzy odwróciła się i podeszła do okna. Na boisku quidditcha ćwiczyli jacyś pierwszoklasiści, jakaś para całowała się na huśtawce po gruszą...Jakże panna Weaver im zazdrościła. Tej beztroski, braku zmartwień, radości...
Tristan uważnie patrzył na nadchodzące zmiany, których był świadkiem. W jednej chwili, przez ciało dziewczyny przepłynęło tyle emocji, że musiało się to skończyć, jej skrywanym płaczem. Tristan nie chciał do tego płaczu doprowadzić. Jednak może to i lepiej że tak się stało? Może teraz pozwoli mu, się do niej zbliżyć, i pokazać jej że jedyne czego chce, to jej pomóc. Tristan podszedł do dziewczyny, i po przyjacielsku objął jej ramię, na znak otuchy i wsparcia. Nie wiedział czy to nie za dużo na jeden raz, lecz musiał kuć żelazo puki było gorące, możliwe że to jedyna szansa. - Wiesz nigdy nie jest za późno, na zmiany na lepsze. Nie musisz mi od razu wszystkiego opowiadać. Bo wiem ile to kosztuje. Możesz zacząć od czegoś mniej znaczącego. Powiedział Tristan szeptem. Z skąd wo gule myśl że dziewczyna zechce się zwierzyć? Tego nie wiedział, od tak, kierowało nim najzwyklejsze przeczucie nic więcej. Być może dziewczyna w końcu zrozumiała, że Tristan nie chce jej skrzywdzić. Że chce jej pomóc. Jednak mimo wszystko jedno było pewne. Tristan nie mylił się co do niej. Była to dobra osoba, która swoją dobroć skrywała, najgłębiej jak tylko umiała. Jednak z pewnością chłopak nie zgodził by się, że ma postawę jak z Gryfindoru. Ravenlaw to był jego dom, no ale należał do Huffelpufu. No ale, nie ma co się rozczulać, po raz kolejny nad tym samym. - Lepiej się czujesz? - Zapytał z nie skrywaną troską w głosie.
Nie zareagowała gdy chłopak do niej podszedł i objął jej ramię. Bo i po co? W pierwszej chwili chciała go odtrącić ale to chyba nie miało by sensu. Odwróciła się w stronę Tristana. -Nienawidzę cię. -nie no, nie nienawidziła go tak naprawdę. Nie cierpiała go za to, że w jednej chwili ją rozgryzł, że sprawił, że zaczęła się zastanawiać nad swoim życiem, że zwątpiła w siebie, że to co robi nie jest aż takie dobre jak myślała. -Dlaczego mi to robisz? Dlaczego chcesz mi pomóc? Było mi dobrze tak jak jest. A teraz? Teraz już nic nie wiem. -Zakończyła z widocznym smutkiem w głosie. -Chcę być mocna, a jestem nikim. Czuję w sobie pustkę. Jestem wariatką, Tristan. Wariatką. Gubię się w moim lęku. Niekiedy mam wrażenie, że przegrałam swoją walkę o życie, chociaż żyję. Nie ma dla mnie ratunku, bo pozostało mi tylko poczucie bezsensu trwania wśród żywych. Mam swój świat Tristan. Nie burz go, proszę. Nie chcę być normalna w waszym nienormalnym świecie. Jestem jaka jestem, i nie zmienię tego choćbym chciała. Ale nie chcę. - otworzyła się. Tak, moi państwo. Desiree się otworzyła. To nic, że cytowała tylko jedną z ulubionych książek. Tak bardzo oddawała ona to jak dziewczyna się czuje...-Nie, i chyba nigdy nie poczuję się całkowicie dobrze...-zawiesiła głos by ponownie spojrzeć za okno.
Tristan uśmiechnął się szerzej na dźwięk słów "Nienawidzę cię" Lecz potem słuchał uważnie. - Nie chcę burzyć twojego świata. Lecz jeżeli ciągle będziesz samotna, to w końcu się zatracisz, i przegrasz walkę o swoje życie. Mówisz tak jak gdybyś już przegrała. Wiem że ty tak to odbierasz, ze już po wszystkim. Lecz ja tak tego nie widzę. Pytasz dlaczego chce ci pomóc? Bo miałem tak jak ty, tak jak wiele osób w tej szkole. Także nosiłem maskę, odsuwałem ludzi od siebie, i pozwalałem by życie przelatywało mi między palcami. Doszło do tego, że ci z którymi kiedyś się uczyłem, nie pamiętają nawet kim ja jestem, a osoby naprawdę mi niegdyś bliskie, zatracają się w prochach. Wiesz czemu chce ci pomóc? Bo chce ci oszczędzić tego co sam przeżyłem. Uważam że potrzebujesz tej pomocy. - Tristan na chwile przerwał, i popatrzył się na swoją nowa przyjaciółkę.- Wiesz, myślę, że we dwoje damy sobie radę, z tym lękiem którym masz. Ja ci nie każe być normalną, i nie każe ci się zmieniać. Chce jedynie byś pozwoliła mi sobie pomóc. Bo chcę być zawsze w tedy kiedy masz problem, miała się do kogo z tym zwrócić, by nigdy już nie dochodziło do takich sytuacji jak przed godziną. - Tristan zawiesił głos, cicho wzdychając po czym kontynuował, lecz tym razem szeptem. - Wcale nie byłaś silna, lecz to morze się zmienić. Przelej na mnie całe swoje lęki, obawy, a nawet nienawiść. Niech w tobie zostanie tylko siła do życia.
Spojrzała na niego z ukosa. Z jednej strony go nienawidziła, z drugiej strony się go bała, bała się tego co może wyniknąć z ich relacji,w sumie sama nie wiedziała czego się boi, ale z drugiej strony...Może skoro Tristan był świadkiem objawów jednej z jej licznych fobii i nie zniechęciło go to, nie wyzywał jej ani się z niej nie wyśmiewał to może naprawdę był w porządku? Desiree nie była pewna czy naprawdę chce się przekonać. Ale gdy mówił o tym, że nie chce jej zmieniać, że chce jej pomóc, że chce być jej przyjacielem...Ślizgonka sama nie wiedziała co robi ale odwróciła się do niego przodem i uśmiechnęła nieśmiało. Nie była pewna jak chłopak to przyjmie i nie była pewna tego co robi ale w jednej chwili zaczęła mówić. -Boję się. Boję się samotności, wpadam w panikę gdy widzę włosy nie będące na głowie, histeryzuję gdy zauważam śluz, czy inną lepką ciecz, nienawidzę jak coś jest nierówne, od razu poprawiam, jestem egocentryczką, mam napady depresji i napady manii, miałam schizofrenię i zaburzenia osobowości. Boję się odrzucenia, olania przez innych, utraty urody, zranienia, przesadnie dbam o włosy by nie mieć wszy, mam napady histerii, zaburzenia osobowości. Od dziecka praktycznie byłam sama, nie miałam nikogo. Biorę leki by zlagodzić objawy zaburzeń i chorób ale one nic nie dają. Nie chcę by ktokolwiek dowiedział się o moich problemach dlatego chowam się za maską i za murem. By uciec od lęku i problemów palę i piję. Dawniej dużo ćpałam, z tego samego problemu. Teraz coraz mniej, bo po pierwsze- regulamin szkoły się zmienił, po drugie- po przedawkowaniu trafiłam do szpitala i lekarz powiedział, że umrę jak z tym nie skończę. Ale wciąż czasem ćpam. Wpadłam w błędne koło, Tristan. To cała ja. Aileen Desiree Weaver. Wariatka, alkoholiczka i ćpunka w jednym. Milutko, prawda? -zaśmiała się smutno i odeszła parę kroków dalej kończąc swojego papierosa i gasząc go na podłodze obcasem.
Tristan wysłuchał jej, zaś najbardziej ucieszył się na jej nieśmiały lecz za to piękny uśmiech! Kiedy odeszła szybko podbiegł do niej, i delikatnie złapał ją za łokieć, odwracając twarzą ku sobie. - Byłaś samotna przez wiele lat. Lecz już nie jesteś! Masz mnie! - Powiedział z uśmiechem, i po prostu spontanicznie ją przytulił do siebie. Faktycznie Desira miała dużo lęków, i obaw. Lecz we dwójka poradzą sobie ze wszystkim. Tristan od tulił się od niej, i spojrzał jej głęboko w oczy. - Jednak z narkotykami będziesz musiała skończyć, w końcu nie chcemy by ktoś tak wartościowy jak ty stracił życie prawda? - Nie wiedział co ona na to powie, lecz Tristan na pewno tego nie chciał. - Ciesze się że mi zaufałaś, i chce byś wiedziała że możesz zawsze do mnie przyjść z każdym problemem. Razem poradzimy sobie ze wszystkim. Czy Tristan w to wierzył? O tak! I to nawet nie macie pojęcia jak bardzo! Jego serce radowało się, że zdołał do niej trafić, i że ma szanse jej pomóc. Teraz na pewno już wszystko będzie szło, tylko w dobrym kierunku. Nie zależnie od tego co się wydarzy, ma jego. Swojego własnego, prywatnego powiernika. Który zawsze ją wysłucha i wesprze. Który zawsze będzie chciał, dla niej tego co najlepsze. I kto by pomyślał, że jeszcze nie tak dawno szydziła z niego, a teraz stali się przyjaciółmi. Cóż Ktoś powiedział żeby zawsze słuchać się rozumu, i gdyby Tristan tak zrobił, to zostawił by ją w tedy kiedy ją zobaczył. Lecz on posłuchał się serca, które z całych sił się radowało.
Ech...Desiree była sobą rozczarowana. Dała się ponieść emocjom, pozwoliła sobie na wygadanie się. Z jednej strony było jej z tym źle, a z drugiej...właśnie. Nie wiadomo. Odeszła od niego po to by się uspokoić i opanować. Nie powinna była mu mówić tego wszystkiego. Szczególnie, że wcale nie zamierzała zaprzyjaźnić się z tym chłopakiem. Za wiele ich dzieliło. O wiele za dużo. Nie chciała się przed nim otwierać, nie zamierzała powierzać mu swoich problemów, zwierzać mu się. Od tego ma Chiarę. Tak więc gdy chłopak podszedł do niej i odwrócił ją twarzą do siebie musiała mu o tym powiedzieć. Nie chciała dawać mu złudzeń na to,że będzie jego przyjaciółką. W głębi duszy doceniała jego dobre chęci, ale...To nie może się udać. W jego oczach widziała radość z tego, że wyszło na jego. Że się otworzyła. Ona, gdyby dowiedziała się tyle na swój temat już dawno by uciekła uznając za ciężki przypadek, a on? Chciał jej pomóc, chciał być jej przyjacielem, chciał by się zmieniła, wbrew tego co mówił tak właśnie było. Nigdy już nie pozwoli mu się o siebie zbliżyć.Ech ci cholerni Puchoni...Nie wiem co takiego w nim jest ale Desiree nie czuła się w jego towarzystwie już taka bezpieczna za murem, nie była taka pewna siebie. Nie może sobie na to pozwolić. A już na pewno nie zaprzestanie nałogów. Powoli wracała do siebie i do normalnego zachowania. Lekko odepchnęła Tristana i założyła ręce na piersi kiwając głową. Gdy się odezwała jej głos był poważny i stanowczy. -Słuchaj, Tristan...Nie jestem samotna. Nie mogę być samotna. Mam wielu znajomych, przyjaciół...Ty nim nie będziesz, wybacz. Za dużo nas dzieli. Ty jesteś Puchonem, ja Ślizgonką. Mamy zupełnie inne charaktery. To się nie może udać. A narkotyki? Mogłabym z nimi skończyć, serio. Dawno już nie ćpałam, nie mam co. A nie jestem na głodzie, nie chodzę jak cień, nie trzęsą mi się ręce. Potrafię bez nich żyć. Ale nie chcę. Taka już jestem. Zła, psychicznie chora imprezowiczka. Bez ćpania i picia byłabym inną Desiree, taką jaką nie chcę być. To skomplikowane. Wiem, że chcesz bym ci zaufała, powierzała swoje sekrety, że chcesz mi pomóc. Bym była twoją przyjaciółką. Ale to się nie uda. Uwierz mi, lepiej będzie jak każde z nas pójdzie w swoją stronę. Ale...ufam ci. Naprawdę. Gdybym była inna...Moglibyśmy się zaprzyjaźnić, a tak to...Pa. Może jeszcze kiedyś się zobaczymy. -spojrzała na niego dziwnym, nie do zidentyfikowania wzrokiem i odeszła. Wątpiła by kiedykolwiek chciała go jeszcze spotkać. Spotkanie z nim przyniosło jej za dużo wątpliwości. Za dużo strachu, że nie jest taka jak myślała. Była przyzwyczajona do swojej wizji świata i nie zniosłaby gdyby miała się ona zmienić. Musiała odejść zostawiając go z poczuciem porażki, że jednak mu się nie udało. Chciał dobrze, dziewczyna o tym wiedziała. Ale nie mogła z nim zostać, po prostu nie mogła. Szła zdecydowanie, nie oglądając się za siebie. Czuła na sobie jego wzrok, który ją palił od wewnątrz. W ostatniej chwili odwróciła się, spojrzała mu w oczy. -Dziękuję...-szepnęła cicho. Wiedziała, że już jej nie usłyszał. Zniknęła za zakrętem.
Tristan słuchał jej uważnie, a z jego ust nie znikał uśmiech. W jego oczach nadal biło ciepło, i zaufanie. Pozwolił dziewczynie odejść. Nie było sensu ją zatrzymywać, zresztą nawet gdyby spróbował, to i tak by odeszła. Prędzej czy później. Tristan patrzył w ślad za nią. Nie zgadzał się z nią. Ona tego nie widziała, ale dla Tristana, już się zaprzyjaźnili. Nie każda przyjaźń jest prosta jak linijka. Są takie, gdzie mogą się nawzajem nienawidzić, lecz oddadzą za siebie życie. Są takie, że mogą siebie unikać, a jednym spojrzenie, wejść w duszę drugiej osoby. Tristan nie zgadzał się że dziewczyna mu nie zaufa. Już mu zaufała, i już mu powierzyła, swoje sekrety, a przynajmniej ich część. Tristan nie wiedział co dziewczyna powiedziała, bo nie usłyszał. Lecz wyglądało to tak jak gdyby mu dziękowała. Może sobie to sam wyobraził? Tego nie wiadomo. Tristan odwrócił się,kiedy dziewczyna zniknęła za zakrętem. Było to bardzo dziwne spotkanie. Tristan podszedł do muru, i spojrzał na boisko quidditcha. Zamyślając się nad tym wszystkim. Stał tak przez dłuższy moment, kiedy postanowił, pójść daje się przespacerować. Tłumiło się w nim bardzo dziwne uczucie, uczucie lęku. Lecz przed czym? Każdy kogo spotykana, szybko od niego odchodzi. Nie ważne czy udało mu się mu pomóc czy nie. Tristan czuł się, jak by nie istniała żadna osoba, która mogła by zrozumieć jego dziwaczną naturę. Pragnął tego czego wszyscy pragnęli, swojej własne oazy, swojego własne Graala. Lecz on był Tristanem, i chyba tej tradycji nie uda mu się złamać. "Urodzony dla smutku" Tak, rodzice wiedzieli co robili. I nie dla niego była, własna Oaza, ani odnalezienie swojego Graala. Tak to już było, kiedy Tristan był sam, i nie mógł się skupić, na czyichś problemach. W tedy dopadały go jego własne, które głęboko skrywał. Tristan westchnął, i odszedł pustym korytarzem.
Był środek nocy, kiedy Margaret się obudziła. Po kilkunastu minutach wiercenia się w łóżku stwierdziła, że już nie zaśnie. Wyszła z łóżka, na koszulę nocna naciągnęła sweter i wyszła boso z pokoju wspólnego i zaczęła spacerować po korytarzach zamku, przyglądając się obrazom na ścianach. Wszędzie panował półmrok. Odkąd po dłuższej przerwie wróciła do Hogwartu miała mały problem ze spaniem. Podejrzewała, że to dlatego, że martwi się tym wszystkim co dzieje się w domu. Pisała do mamy listy prawie codziennie. W każdym na samym końcu podkreślała, że jeśli będzie jej ciężko ma dać jej znać. Marg była w każdej chwili rzucić wszystko dla rodziny. Na korytarzu było tylko słychać jej ciche stąpanie po zimnej podłodze. Mimowolnie zaczęła cicho nucić kołysankę, którą często śpiewała jej mama.
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Nero również nie mógł spać. Męczyły go refleksje rodzinne tak samo jak Marg. Tylko, że on rozmyślał nad tym, dlaczego jego rodzice zostali zamordowani. Przecież oni niczym nie zawinili. Nie mogąc zasnąć, wstał i postanowił się przejść. Zabrał różdżkę. Było ciemno. Szedł korytarzem w zupełnych ciemnościach. Jednak gdy usłyszał kołysankę śpiewaną przez kobiecy głos, postanowił zobaczyć kto jeszcze nie śpi. -Lumos powiedział cicho i zaczął iść za dźwiękiem kołysanki. Doszedł i ujrzał dziewczynę. -Czemu nie śpisz? Trapi Cię coś? Odpowiedział czułym głosem. Szczerze mówiąc uczennica wpadła mu w oko, ale nieprzyzwoitym by to było podrywać uczennice. Stanął na przeciwko niej, czekając na odpowiedź.
Nagle oślepiło ją światło. Przysłoniła oczy ręką i zmrużyła oczy. Nie spodziewała się spotkać kogokolwiek w środku nocy na korytarzu. Mogła jedynie domyślić się, że to nie uczeń. Był na to trochę za stary. A jeśli nie był to uczeń to musiał to być nauczyciel. Marg przeklęła pod nosem po rosyjsku. Nie powinien zrozumieć. Miała nadzieję, że nie będzie robił jej żadnych problemów. - W tym momencie mam jeden, dość nieduży problem. - Zaczęła półgłosem. - Strasznie nie lubie jak ktoś w środku nocy świeci mi różdżką prosto w twarz. - Uśmiechnęła się i podeszła do, jak jej się wydawało, nauczyciela. Chwyciła go za nadgarstek i opuściła różdżkę. Teraz mogła spojrzeć mu w twarz. To, że był wysoki zauwazyła już wcześniej. Okazało się też, że niezłe z niego ciacho. - Jestem Margert Gate. - Powiedziała radośnie. - A pan? Nie kojarzę pana nawet z widzenia.
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Różdżka zgasła, ale Margaret nadal trzymała rękę Nero. -Margaret... Widzę, że jesteś odważna. Podeszłaś do nauczyciela i chwyciłaś go za rękę. Ja jestem Nero Crow. Masz prawo mnie nie kojarzyć. Jestem nowym nauczycielem. Ta szkoła jest taka zimna i wielka, że można po drodze duszę zgubić. Może panienka zechce wstąpić do mojego gabinetu na filiżankę gorącej herbaty? Powiedział lekko wyrywając rękę spod objęć Marg. Miał nadzieję, że uczennica się zgodzi. W normalnych warunkach wlepił by jej kilka punktów ujemnych... Ale skoro jest okazja do bliższego poznania tak ładnej dziewczyny..
Nero. No ładnie... Nie mogła się nie zgodzić co do jego słów o tej szkole. Przytaknęła mu więc. Nawet nie zwróciła uwagi na to, że nie puściła jego ręki. Zrobiło jej się trochę głupio, kiedy poczuła, że chce uwolnić się od jej dotyku. Wcale tego nie planowała. Czy była odważna? Na pewno! Ale miała nadzieję, że właśnie takie zachowanie uchroni ją przed punktami ujemnymi. W dodatku zaprosił ją na filiżankę herbaty! Jest pełnoletnia, więc może uda jej się na tyle udobruchać nauczyciela, żeby do herbatki wlać coś mocniejszego. - Filiżankę gorącej herbaty, tak? - Spojrzała na niego przymkniętymi oczami. Takimi właśnie, które coś podejrzewają. - Niech będzie, w ostateczności. - Mrugnęła do niego. Oczywiście, że to jej nie wypadało, ale lubiła takie ryzyko.
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Nero zabrał dwójkę przed swój gabinet. Otworzył go mówiąc do Margaret, aby się rozgościła. Gdy dziewczyna weszła do pokoju poczuła zapach ciastek. Nero zapalił światło i wtedy Margaret ujrzała kilka wielkich plakatów sowy. Reszta ścian była oklejona plakatami dziewczyn, czarodziei itp. Nero zaczął robić herbatę. Gdy już herbata była gotowa, na stolę postawił butelkę wina. - Jesteś już pełnoletnia prawda? Skosztuj wina własnej roboty... Formuła po zmarłym ojcu... Skusisz się W oczach Nero widoczna była ekscytacja... Już od dawna nie spotkał żadnej dziewczyny z którą by mógł poflirtować. Ledwo hamował swój popęd seksualny. Jednak wiedział, że przy uczennicy musi zachować przynajmniej podstawy kultury. Po chwili podsunął uczennicy kieliszek i ruchem różdżki zaryglował dżwi.
Desiree spacerowała sobie spokojnie po zamku. Zupełnie bez celu, tak ot, dla zabicia czasu. Ubrana była dosyć letnio, białe szorty i czarna bokserka. Na ramieniu miała nieodłączną torbę. Względnie dobry humor pozwalał jej co chwila nucić sobie coś pod nosem. Było wolne, można się poopierdalać, ładna pogoda za oknem, żyć nie umierać. Taa. No więc szła tak sobie i szła już od dłuugiego czasu, aż zaszła sobie w ciążę na drugie piętro. To miejsce z czymś jej się kojarzyło. Ale z czym...tak, tu poznała Jego. Od "zerwania" minęło już trzy miesiące i mogę śmiało powiedzieć, że Desiree zaczęła się przyzwyczajać do bólu po stracie chłopaka. I żyła w miarę normalnie. Z jednym wyjątkiem. Nie uprawiała seksu. Czy to przez to że nie znalazła nikogo godnego do dostąpienia tego zaszczytu? A może wciąż pamiętała dotyk Tristana na sobie? Nie wiem. Ale z czystym sumieniem mówię, że powoli dochodziła do siebie. Na pewno już zawsze będzie pamiętała o Puchonie, pamięć o nim w niej nie zginie, nawet jeśli miałaby być ciągle wyśmiewaną przez znajomych, że tak dlugo nie może się ogarnąć. Ale się ogarnęła. Już nie płakała, nie marzyła co by było gdyby...przyzwyczajała się do życia bez niego. Ale nie zapomniała, nie przestała tęsknić, nie przestała kochać. Przystanęła przy oknie i zapaliła różdżką papierosa. Nie zauważyła nawet, że stoi w tym samym miejscu co wtedy gdy go poznała. Te mniejsze szczegóły ulatywały już z jej pamięci niczym krótki sen. Ale całokształt pozostał. Takie miejsce jak to, które kojarzyło jej się z nim nie mogło pozostać niezauważone. Stojąc tu, przypominała sobie wszystkie miłe chwile spędzone z Tristanem Paladinem. Dopadła ją melancholia i różne filozoficzne myśli. Teraz na przykład, spoglądając w okno, za którym widziała dużą część błoni i jakąś parkę całującą się pod wierzbą bijącą zaczęła rozmyślać nad sensem życia i jego ulotnością. Nie wiem co jej się stało.
Przecież w marzeniach miało być lepiej, ale my tworzymy świat, w którym ktoś znika nam… Trzy miesiące, które minęły niczym trzy lata i tak się właśnie Tristan czuł. Starszy o trzy lata, lecz czy przez to mądrzejszy? Może w pewnym stopniu właśnie tak było, ale gdyby mógł wybierać to wolałby być nadal tamtym Puchonem, jakim niegdyś był. Szczęśliwym, życzliwym i chętnym do pomocy. Z nieokreślonym źródłem nadziei i dobroci w oczach, od którego cieplej robiło się na sercu. Nadal z tym samym pogodnym uśmiechem, który był w stanie przeganiać dementrów. Niestety to już pozostawało daleko za nim. Prawdę mówiąc Tristan zgubił gdzieś po drodze samego siebie. Od dnia, kiedy pilnie musiał wyjechać z Słowacji przestawał być sobą. Wyjechać musiał by wykonywać swe rodzinne powinności. Był głową rodu Paladinów. Rodu liczącego sobie setek lat. Setki lat zachowanej w czystości krwi i choć pozostawał Tristan nie odgadnionym wyjątkiem od reguły to nigdy nie był buntownikiem. Zawsze chciał sprawiać przyjemność ojcu sprawić by w końcu ten był z niego dumny. I nawet teraz po śmierci swego ojca Tristan trwał uparcie w swym postanowieniu, które powinno zgasnąć w dniu jego śmierci. To właśnie w tedy nadarzyła się okazja nie tylko by sprawić żeby ktoś za światów czuł się dumny, lecz także po to by wypełniać swe obowiązki. W końcu nosił sygnet rodu Paladin a to do czegoś zobowiązuję. Miał wyjechać na dzień może dwa, więc, po co było jej o tym mówić? Nie przypuszczał nawet, że wpadnie w pułapkę. Że przez trzy miesiące będzie torturowany gdzieś na krańcu świata, że na śniadanie obiad i kolację zostanę poczęstowany cruciatusem. Że przyjdzie mu zapomnieć o tym, kim jest. Doprowadzony do ostatecznego upadku i zmuszony do przekroczenia własnych granic wytrzymałości. Każdy dzień był niekończącym się dniem tortur a przy życiu i zdrowym rozsądku pozostawała mu myśl o swej ukochanej. To nie była wesoła myśl, bo wiedział, że ją zostawił, że go znienawidzi. Ale kochał ją tak bardzo, że nigdy nie mógłby o niej zapomnieć. Tylko myśl o niej utrzymywała go przy życiu… Po trzech miesiącach nadszedł ratunek. To jego siostra go uratowała. Jedna z najlepszych w zawodzie Aurora i podobnież najbardziej zaangażowana w tą sprawę. Czy to przez to, że wiązało się z tym dobre nazwisko i odwieczna rywalizacja dwóch rodów? Czy może przez to, że to jej młodszy brat a obecny przywódca rodu jest na skraju życia i śmierci? Choć w to trudno uwierzyć zdaje się, że to właśnie ta druga sprawa nią przez ten cały czas napędzała i motywowała do dalszego działania. To, co się stało zbliżyło ich do siebie i choć prosiłaby Tristan pozostał w szpitalu na psychoterapii i leczeniu fizycznym ten postanowił, czym prędzej wyruszyć do Hogwartu. Chciał spotkać się z Desiree wytłumaczyć jej, co się stało i prosić o wybaczenie. Gdyby wiedział jak to się skończy porzuciłby swój stan i nazwisko byle by móc być z nią. Niestety na to było już za późno. Mógł tylko łudzić się, że zechce go wysłuchać. Szukał jej wszędzie. Pytał o nią wszystkich jednak bez skutku. W końcu zrezygnowany zaczął krążyć po zamku bez celu. Ubrany w czarne spodnie dresowe i biały podkoszulek wyruszył na drugie piętro. To właśnie tam po raz pierwszy się spotkali i to tam rozpoczęła się ich dziwna znajomość. Bo przecież go za pierwszy razem znienawidziła czyż nie? Choć to dziwne Tristan pamięta wszystko z ich każdego spotkania. Nadal pamięta zapach jej ciała i głos jedwabny niczym aksamit. To spojrzenie niczym raj dla jego duszy. To, co mu się przytrafiło bez powrotnie go zmieniło. Zaczął miewać nocne koszmary a przez codzienne i długotrwałe torturowane zaklęciem niewybaczalnym stracił dużo na umyślę. Oczywiście nie stał się wariatem. Ale posiada całkiem inne spojrzenie na świat a radość z życia gdzieś w nim upłynęła. W jego duszy zabrakło już miejsca na dobre uczucia a pozostawał gorycz ból i smutek. Nawet każde wspomnienie związane z Desiree napawało go smutkiem. Wygląd, choć bardziej dostojny stał się przerażający. Wychudły na twarzy pojawiły się bruzdy a spojrzenie odległe. Jak gdyby wpatrywał się swym spojrzeniem w przeszłość? Wygląd można odzyskać. Spojrzenie oszukać. Lecz czy jest w stanie zagoić ranę w duszy? Wymazać wspomnienia z tego, co przeżył? Zatamować ranę, z której leci tyle bólu? Kiedy doszedł na drugie piętro? Dokładnie w to miejsce, w którym ją poznał ujrzał ją niczym anioła. Anioł o czarnych skrzydłach… Stanął niedaleko przypatrując się jej. Bał się, że okaże się zwykłą iluzją. Już nie raz tak się właśnie działo. A mimo tego jego serce biło mocniej a na ustach pojawiał się uśmiech czułości oddania i miłości. Choć wyglądał tak jak by zapomniał jak to się robi. A może tak właśnie było? Tak łatwo odejść. Bez podania ręki. I zostawić za sobą tych, którzy będą tęsknić. Proszę cię nie miej do mnie żalu. Znasz mnie przecież… Pomimo tego, że właśnie to chciał powiedzieć z jego ust wyszły kompletnie inne słowa. - Nie powinnaś palić. – Szepnął nie odrywając od niej swego spojrzenia. Chociaż było one puste i pełne smutku to, kto w nich zobaczę to, co niegdyś w nich było, jeśli nie ona? Tylko ona potrafiła czytać z jego duszy jak z otwartej księgi. Czy nadal tak umie? Czy nadal go kocha i zrozumie, przez co musiał przejść tylko dla tego, że dwa zwaśnione rody nie umieją dojść do porozumienia? Czy chociaż o nim pamięta? I dlaczego wyskoczył z czymś tak banalnym zamiast powiedzieć jej jak bardzo tęsknił. Jak bardzo ją kocha i pragnie ją przytulić? Może wciąż nie może uwierzyć, że to naprawdę ona a nie jawa, którą widywał przynajmniej kilka razy dziennie. - Nie zależnie od tego, co o mnie myślisz i co o mnie słyszałaś. Nie zniknąłem dobrowolnie a to, że żyje zawdzięczam jedynie tobie. – Powiedział szybciej niż pomyślał. O tyle dobrze, że to było najbardziej szczerą prawdą, jaka tylko istnieje.
Te miesiące ciągnęły się dla niej w nieskończoność. Przynajmniej ten pierwszy. Każdy dzień bez niego był dla niej torturą. Igłą powoli wbijającą się w jej ciało, niewyobrażalnym bólem. Gdyby wiedziała co przeżywał on...to by ją zabiło. Za wszelką cenę chciałaby go znaleźć, pomóc mu...Miał wyjechać na dzień lub dwa...tak czy inaczej mógł do niej napisać, martwiła się. Myślała o nim każdego dnia, gdzie jest, co robi, czy o niej myśli. Widziała go w swoich snach. Czasami nawet rozmawiała ze swoim wyobrażeniem Puchona, co robiło z niej jeszcze większą wariatkę niż była. Ale nigdy o nim nie zapomniała, nie potrafiła. Chciała ale nie mogła. Była pewna, że on nigdy nie wróci i że ona musi żyć dalej, ale do końca nie potrafiła odciąć się od przeszłości. Dlatego właśnie często można było ją spotkać w miejscach, w których z nim była. Tak jak teraz. Stała i paliła papierosa czując jak nachodzą wspomnienia, których nie może się pozbyć. Nie płakała. Przestała płakać. Była silna i żyła dalej. jakby nic się nie stało. Jego osoba nawiedzała go coraz rzadziej. W pewnym momencie usłyszała czyjeś kroki i poczuła na sobie czyjś wzrok. Serce mocniej jej zabiło, jakby wiedziało kto to. Ale się nie odwróciła. Dopóki nie usłyszała głosu. Jego głosu. Wiedziała, że go nie ma, że to tylko zjawa. Wytwór chorej wyobraźni tak bardzo go pragnącej. Gdy powiedział uwagę o papierosie uśmiechnęła się lekko. - Zawsze mi to powtarzałeś a ja nigdy nie słuchałam. - wzruszyła ramionami i zgasiła fajkę. Potem się odwróciła. Dzisiaj wyglądał gorzej niż zwykle. Taki...wychudły i jakby starszy niż w rzeczywistości. Jakby dużo w życiu przeszedł. To było dziwne, zawsze pojawiał się jej wyidealizowany. Podeszła do niego bardzo blisko, jednak nie dotknęła go. Przyjrzała się z bliska jego oczom. Ta sytuacja różniła się od poprzednich. Te oczy były bardziej...smutne i zmęczone. Ale nadal było w nich widać miłość, którą widziała w nim zawsze. Cały czas na niego patrzyła, chcąc najbardziej go zapamiętać, w końcu niedługo zniknie. Zawsze znikał. A ona zawsze tęskniła. - Nie obchodzi mnie to co słyszałam. To co teraz mówisz też nie. I tak jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni i zaraz znikniesz. Zawsze znikasz. Pojawiasz się w moich snach, rozmawiam z tobą, a ty znikasz. Jesteś wytworem mojej wyobraźni, nikim więcej. Wiem, że nie wrócisz. I chcę w końcu się z tym pogodzić. Pojawiając się w moich snach i myślach nie ułatwiasz mi tego. Proszę...nie nawiedzaj mnie. Nie chcę rozmawiać z wytworem umysłu. I tak już jestem wariatką. Nie zapomnę o tobie i nigdy nie zapomniałam, bo nadal cię kocham. Ale nie wrócisz. A ja chcę żyć dalej. - mówiła cały czas zupełnie obojętnie, bez emocji, ale głos i tak jej drżał. Była za blisko. Dopiero teraz to zauważyła. Nie mogła przekraczać tej granicy, między jawą a snem. Przecież jego tu nie ma. Tylko to sobie wymyśliła, bo chciałaby żeby był.