Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Fonntanna w środkowej części Parku

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 2 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next
AutorWiadomość


Simon Lewis
avatar

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II
Wiek : 31
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : Teleportacja
Galeony : 149
  Liczba postów : 1357
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 EmptyCzw Lip 14 2011, 09:55;

First topic message reminder :


Fonntanna w środkowej części Parku

W środkowej części parku znajduje się pokaźnych rozmiarów fontanna. Wokół stoją ławki, na których przechodnie mogą usiąść i patrzeć na fontannę albo ochłodzić się bryzgającą z niej wodą. Wieczorami jest ona podświetlana najróżniejszymi kolorami, przez co wygląda naprawdę magicznie. Po zmierzchu można przy niej zobaczyć wielu zakochanych.

Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Quentin Tricheur
Quentin Tricheur

Student Slytherin
Rok Nauki : III
Wiek : 32
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 329
  Liczba postów : 341
http://czarodzieje.my-rpg.com/t2673-quentin-tricheur
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6043-quenio#171480
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7211-quentin-tricheur#204514
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 EmptyCzw Maj 24 2012, 20:28;

Och starzy Talaitha i Quentin. Trzeba przyznać, że to byłby jeden z najbardziej rozkosznych obrazków na świecie. Tacy mali, chudzi, pomarszczeni dziadkowie idący pod rękę nakarmić kaczki w stawie…
Quentin o mało się nie skrzywił kiedy Tala obojętnie zadała pytanie uniósł do góry brwi i pokręcił szybko głową.
- Jesteś moim skrzydłowym – odpowiedział mając na myśli, że dziewczyna powinna mu pomóc w podrywie. W każdym razie chłopak nie ruszył się oczywiście z miejsca, bo wcale nie miał zamiaru zdobywać kobiety niczym Dexter Vanberg. Najmniejszego zamiaru. W każdym razie uśmiechnął się uprzejmie do dziewczyn, które zerknęły w ich kierunku, by po chwili całkowicie skupić się z powrotem na Tali.
- Ale ja nie chcę być tłustą, mokrą foką – jęknął ze smutną miną, jakby ta kazała mu właśnie przytyć pięćdziesiąt kilo i wciskała mu do buzi pudełka pełne pączków. Jęknął po raz kolejny kiedy był cały mokry.
- Bardzo, bardzo zabawne – powiedział ratując swojego dopalającego się papierosa przed kolejnym plaśnięciem wody w jego stronę.
Zmrużył zaintrygowany oczy kiedy usłyszał, że jego brat jest razem z nim na Iterusie. Powoli osoby, które na nim były przelatywały mu przed oczami, jak mógł w zasadzie nie wiedzieć jak ma na nazwisko? Akurat zaciągał się ostatnim buchem, kiedy padło imię Claude.
Claude. Talaitha jest siostrą Klaudiusza. Odysa.
Co ciekawe pierwsze co przyszło mu namyśl to fakt, że tyle razy przecież kłócił się z chłopakiem i tak często wspominał o jego śmiesznym, cyrkowym życiu albo o tym, że jest brudasem. Nie żeby mu przeszkadzało jego pochodzenie on po prostu nienawidził Odyska, a to był łatwy powód do nabijania się. A teraz okazuje się, że dziewczyna, którą… lubił jako kumpla, też jest cyganką.
W każdym razie Quentin gapił się na nią z otwartymi ustami kiedy przestał kaszleć gwałtownie wciągniętym dymem. Na początku roześmiał się nerwowo. Po chwili jednak zerwał się z miejsca.
- Na boga to istny cud, że jeszcze żyję. Nie mówiłaś mu nigdy, że się kumplujemy? Jesteś Talaitha Lavoie? – pytał kręcąc głową, którą musiał zadzierać przy rozmowie z Talą. Po chwili jego zdumienie zamieniło się w irytację i parsknął na jej kolejne słowa.
- Ach, musisz pomóc rodzicom – powiedział dość szyderczo drepcząc w miejscu.
- Musisz pomóc rodzicom? Czy może to co innego? Coś o czym stwierdziłaś, że nie musisz mi mówić? Jak o swoim ukochanym bracie? Czy o tym, że jesteś cyganką i żyjesz w jakiejś ogromnej rodzinie? Czy ja cokolwiek o tobie wiem?
W zasadzie tylko tyle wiedział o Klaudiuszu, bo on nigdy nie zwierzał mu się zbyt często. Tricheur gestykulował przy tym i nerwowo co chwila mierzwił swoje włosy. I mówił coraz głośniej z każdym pytaniem.
- Jesteś siostrą Claude’a. Nie mogę w to uwierzyć – powiedział już ciszej zatrzymując się i wbijając wzrok w nieokreślone miejsce.
Powrót do góry Go down


Talaitha Lavoie
Talaitha Lavoie

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 32
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : animag (szczuroszczet), teleportacja
Galeony : 61
  Liczba postów : 77
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 EmptyCzw Maj 24 2012, 20:59;

...Albo łabędzie nad jeziorem...
Tala skinęła niechętnie głową na wieść o byciu skrzydłowym swojego kumpla. Och tak, wszak o niczym innym nie marzyła jak o tym, by miłość jej życia przyjaciel wyrywał dziewczyny z jej pomocą. No, tak, cudownie. Tylko dlaczego więc wciąż siedzieli w miejscu? To część jakiegoś planu?
- To co mam robić jako ten skrzydłowy? - spytała, acz niechętnie i niestety było to widać. I pomyśleć, że mogłaby teraz zająć się jakimiś fajniejszymi rzeczami typu... no dobra, aktualnie nie miała nic do roboty, tak prawdę mówiąc.
Quentin naprawdę był bardzo uroczy. Aż miała ochotę go pogłaskać. I podrapać za uszkiem. Ale to chyba byłby szczyt impertynencji. Niby typowej dla Tali, ale jednak... w stosunku do niego jakoś nie potrafiła się tak zachowywać. Starała się być w miarę wyważona i nie przesadzać ze wszystkim. Co oczywiście było cholernie trudne, dlatego najczęściej się nie udawało.
- Będziesz śliczną, pulchną foką - sprostowała czule, po raz kolejny i zaśmiała się na widok niezadowolonej miny swojego kumpla. Palenie szkodzi zdrowiu! Nawet ona się z tym bardzo ograniczała, Tricheur też powinien zacząć! No dobra, była kiepską moralizatorką.
Wciąż patrzyła się na swoje palce, ale i to ją w końcu znużyło, dlatego ponownie wyprostowała nogi, ciesząc się rozgrzanym betonem pod stopami. Wiatr delikatnie rozwiewał włosy, a żywe kolory łagodziły nieco posępne niekiedy myśli.
Wiedziała, że Quentin w końcu skojarzy, kto jest jej bratem. Jednak takiej reakcji się nie spodziewała. Więc kiedy już stała nad nim rozdziawiła szeroko usta, stojąc w bezruchu. Serce na chwilę jej stanęło, jakby się czegoś wystraszyła. Nie rozumiała, co tu właśnie zaszło, czemu jej kumpel krzyczy na nią jak oszalały i w dodatku zerwał się z miejsca jak oparzony. Oparzony szaleniec. No dobra, jego reakcja była dużo łagodniejsza, ale w panicznym umyśle Tali tak to właśnie wyglądało. Zhiperbolizowane. Zamknęła usta w wąską linijkę, słysząc jego kolejne słowa i pretensje. Zmarszczyła brwi.
- A czemu miałbyś nie żyć? - spytała pretensjonalnie. - Nie, dawno nie rozmawialiśmy. I tak, jestem Talaitha Lavoie, to źle, że nią jestem? - zadała kolejną serię pytań, czując, jak jej złość wzrasta coraz bardziej i bardziej. Chyba postanowiła się bronić przed czymś, czego nie rozumiała.
Ostatnie słowa zdenerwowały ją tak bardzo, że miała ochotę trzasnąć drzwiami i wyjść. Szkoda, że w pobliżu nie było żadnych drzwi. Jak na złość!
- Może byś wiedział więcej, jakby cię to w ogóle interesowało! - krzyknęła, wymachując rękami, aż ludzie w pobliżu zaczęli się im przyglądać. Dopiero po chwili dotarło do niej, co właściwie powiedziała i że krzyczy na kogoś, kto jest jej tak bliski. Dlatego wyprostowała się i założyła ręce na piersi, próbując się uspokoić.
- Nie wiem, co zrobił ci Claude, ale ja nim nie jestem - dodała już spokojniej, wpatrując się w Quentina. Chyba czekała na jakieś wyjaśnienia. Cokolwiek.
A co, jeśli rzeczywiście on tak naprawdę ma ją gdzieś, a teraz ma idealny pretekst do tego, aby zerwać tą znajomość? Dlaczego myśląc o tym miała wrażenie, że pęknie jej serce?
Powrót do góry Go down


Quentin Tricheur
Quentin Tricheur

Student Slytherin
Rok Nauki : III
Wiek : 32
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 329
  Liczba postów : 341
http://czarodzieje.my-rpg.com/t2673-quentin-tricheur
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6043-quenio#171480
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7211-quentin-tricheur#204514
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 EmptyCzw Maj 24 2012, 21:40;

Lepiej kaczki, łabędzie bywają straszne.
Quentin w końcu się rozchmurzył kiedy zauważył niezadowolenie Tali. Czyli jednak wcale nie chce być jego skrzydłowym! Uśmiechnął się miło do niej.
- Nic. Na razie nasz plan jest siedzieć tutaj i rozmawiać- oznajmił wzruszając ramionami. Nie miał ochoty na żadne zaczepki z innymi dziewczynami. Taki plan wydawał mu się całkiem rozsądny.
Uroczy? Mężczyzna powinien być męski, władczy i no… męski. A nie uroczy. Chyba średnio spełniał wymogi prawdziwego mężczyzny, ojojoj. Chociaż w zasadzie nie miałby nic przeciwko, żeby Tala go głaskała po głowie. Wcale nie miał. Mogłaby go głaskać po głowie, kiedy leżeliby obok siebie na łóżku i… No ten. Wróćmy do fok.
- Nie będę pulchną foką – powiedział mrużąc oczy i kręcąc szybko głową. Quentin wiele razy próbował nabrać masy. Ale cokolwiek by nie robił i tak wyglądał jakby uciekł z obozu koncentracyjnego. Zdążył już polubić swoją niedowagę.
Quentin musiał parę razy machnąć ręką i parsknąć zanim zebrał się za odpowiedź.
- Może dlatego, że twój braciszek mnie nienawidzi? I potrafi się świetnie bić, a gdyby się dowiedział, że jego siostra… się ze mną kumpluje zakładam, że nawet różdżka by mnie nie uratowała. Twój brat mnie nienawidzi Tala. Więc tak, to odrobinę źle – mówił dość szybko i z pasją, ale jeszcze nie podniósł głosu. Jednak kiedy ona krzyknęła Quentin z furią rzucił na ziemię niedopałek papierosa i odwrócił się ze wściekłą miną w stronę dziewczyny.
Niesamowite. Zdenerwowany Quentin.
- Interesuje mnie wszystko co mówisz. Ale ty zazwyczaj paplasz o mało istotnych sprawach i pijesz ze mną. Nigdy nie pytasz o nic osobistego, a kiedy ja zadam pytanie wymigujesz się pomocą w domu i nie chcesz nic wytłumaczyć.
Przekrzykiwał ją, również wymachując rękami i zupełnie nie przejmując się ludźmi, którzy patrzyli się na nich. Nawet dziewczyny do których wcześniej się uśmiechał przestały plotkować i przypatrywały się im zdumione.
Tricheur zorientował się co mniej więcej powiedział i westchnął na jej spokojniejsze słowa.
- Ale to twój brat. Nie mogę kazać ci wybierać między kolegowaniem się ze mną, a przebywaniem z nim. A nie pogodzę się z nim.
Zapatrzył się na fontannę. Pewnie Klaudiusz nic by nie zrobił mu za same zadawanie się z Talą. Chyba. Ale teraz doszło do Quentina, że cokolwiek by nie zrobił, co byłoby niezbyt koleżeńskie, a Claude się o tym dowie będzie miał spore kłopoty. Będzie miał szczęście jak skończy z połamanymi kończynami. Claude na pewno wiedział, że kradnie. Powiedziałby Tali. Może by go wrobił w coś gorszego.
Tricheur stał gapiąc się na fontannę. Najgorsze było to, że chociaż nie miał pojęcia co zrobić miał wrażenie, że chyba woli tłuc się z Klaudiuszem codziennie niż przestać zadawać się z Talą. Zdumiony tym spostrzeżeniem spojrzał na nią jakby widział ją po raz pierwszy w życiu.
Powrót do góry Go down


Talaitha Lavoie
Talaitha Lavoie

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 32
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : animag (szczuroszczet), teleportacja
Galeony : 61
  Liczba postów : 77
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 EmptyCzw Maj 24 2012, 22:23;

Fakt, gonił mnie jeden kiedyś!
Aha. Nie rozumiała tego jakże sprytnego planu, tak samo jak nie rozumiała wielu sygnałów niechcący wysyłanych przez Quentina. Ale może to i lepiej? Może zaczęłaby się karmić złudną nadzieją, a potem przeżyła jedno z najgorszych rozczarowań w jej życiu?
Wzruszyła ramionami. Dobra, to umie. Siedzieć i rozmawiać. Będzie dobrym skrzydłowym. Kumpel będzie z niej dumny. Tak, zdecydowanie. Uśmiechnęła się lekko do tych myśli. I do samego Tricheura. Dopiero po chwili zauważyła, że wzruszyli ramionami niemalże w tym samym momencie. Zabawne.
Och, oczywiście, że powinien. Nikt mu przecież tych cech nie ujmuje. Jednak nawet facet potrafi być niekiedy uroczy. Chociażby w mniemaniu dziewczyny. Która bywa wrażliwa i być może posiada instynkt opiekuńczy. No to już zależy po prostu od osoby. Tala sama siebie nie poznawała, bo raczej nie była tego typu osobą. Stąpała twardo po ziemi starając się nie okazywać podobnego pokroju uczuć. Przecież była silna i niezależna. Prawda?
Zaśmiała się. Jakoś i tak sobie nie wyobrażała Quentina grubszego. Przecież był super taki, jaki był. A przynajmniej takie zdanie miała Lavoie. Choć oczywiście nigdy by tego nie przyznała na głos.
- Nie to nie, twoja strata! - zawołała żywo. Mógłby całymi dniami wylegiwać się u boku Tali, która by go karmiła i oblewała wodą w cieplejsze dni... wszak sama przyjemność!
Słuchała go uważnie i choć doskonale wiedziała, co mówi, słowa nie chciały do niej trafić. Nie chciały zostać zanalizowane i poddane rozumieniu. Jednak zmieniła zdanie i wcale nie chciała rozumieć. Bo wiedziała, co to oznacza. Kolejna przeciwność losu. Ten się chyba na nią za bardzo uwziął. Bo znów nic nie szło tak, jak ona by tego zapragnęła. Nic. Kompletnie nic.
- Ach, więc się go boisz - rzuciła ironicznie i zrobiła nieokreślony ruch ciałem, przy okazji wznosząc na chwilę oczy ku niebu, jakby ze zniecierpliwieniem. - Mówisz co najmniej tak, jakbyśmy mieli się zaraz pokazywać u mnie w domu. Nie musicie się spotykać, wiesz? I on nie musi wiedzieć, że my to robimy - próbowała tłumaczyć, nie chcąc przyznać, że sytuacja rzeczywiście nie była zbyt komfortowa. Ale chciała koniecznie znaleźć jakieś rozwiązanie. I to nie takie, że każde idzie w swoją stronę i zapomina o drugiej osobie. Nie, takie zdecydowanie odpadało.
- A nie pomyślałeś może, że nie chcę się przywiązywać?! - krzyczała dalej, nachylając się w jego kierunku i mając wrażenie, że wszystko się rozsypuje. Nie, nie tak miało być! - A ty byś tego chciał, Quentin? Powiedz szczerze, chciałbyś się do mnie przywiązać? - spytała, tym razem cicho i spokojnie. Może nawet odrobinę rozpaczliwie. Sama nie wiedziała, czy chciałaby, aby zaprzeczył czy może potwierdził. Choć uczuciowo kierowała się oczywiście ku temu drugiemu, to wiedziała, że to tylko jej naiwność.
- Nie oczekuję, że to zrobisz - odparła z wolna. - A ja jestem gotowa wybrać - dodała stanowczo. Tylko musiała wybadać, co byłoby najlepsze. Czego chciałby Quentin. Czy w ogóle warto? Dlatego przyglądała mu się bardzo uważnie, próbując wyciągnąć jak najwięcej z jego zachowania.
Ale kiedy spojrzał na nią tak jakby widział kogoś obcego, wszelakie nadzieje prysnęły niczym bańka mydlana. Odczytała to właśnie jako "polubiłem inną Talę, ciebie nie znam, żegnaj". Stała więc zamurowana, nie wiedząc co zrobić i co się w ogóle dzieje dookoła. To wszystko zabrnęło za daleko.
Powrót do góry Go down


Quentin Tricheur
Quentin Tricheur

Student Slytherin
Rok Nauki : III
Wiek : 32
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 329
  Liczba postów : 341
http://czarodzieje.my-rpg.com/t2673-quentin-tricheur
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6043-quenio#171480
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7211-quentin-tricheur#204514
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 EmptyCzw Maj 24 2012, 22:53;

Mnie też właśnie.
No cóż. Rozumienie siebie nawzajem nie było dzisiaj ich najmocniejszą stroną, zdecydowanie. I dlaczego ona tak strasznie pesymistycznie patrzy na wszystko? W zasadzie ma całkiem dobre powody, ale mniejsza o to.
I tyle właśnie było z ich uśmiechów i wspólnego wzruszaniu ramionami. Robienie afery w miejscu publicznym.
Ach, okej to brzmi już lepiej. Poza tym patrząc na niesamowity uśmiech Quentina nie narzuca się inny przymiotnik niż uroczy. Ciekawe, że Tricheur właśnie postrzegał ją jako silną i niezależną dziewczynę i bardzo by się zdziwił gdyby się dowiedział, że ona fantazjuje na temat polewania go wodą i karmieniu, kiedy gruby on leżałby na łóżku całe dnie. Ciekawe. W każdym razie to może dobrze, że tusza jej nie przeszkadza, kiedy się zestarzeje będzie mógł bezkarnie przybrać na wadze… No cóż a przynajmniej mógłby, gdyby chociaż trochę się ogarnął w tej całej poplątanej relacji.
Kiedy skończył swoje wywody ona powiedziała, że boi się Claude’a. Duma Quentina ucierpiała ogromnie. Zrobił oburzoną minę, zmrużył oczy.
- Nie boję się go! – krzyknął, a raczej praktycznie zapiszczał. Oczywiście, że się go odrobinę bał. Nie raz przeglądał jego rzeczy. Wiedział, że się świetnie bije i na dodatek znalazł mnóstwo przedmiotów związanych z czarną magią. Musiał się odrobinę wystraszyć, że dość niefortunnie dobrał sobie wroga. Był zły, że Tala mu to zarzuciła. Bardzo.
- Pokazywać w ciebie w domu czy raczej u ciebie w wozie? – zapytał pogardliwie cofając się o dwa kroki od dziewczyny. To wszystko przez poprzednią obelgę. I nie podobały mu się jej kolejne krzyki. Nie podobał mu się nawet spokojniejszy ton kiedy zadała pytanie.
- Po co się pytasz skoro ty nie chcesz się przywiązywać? – krzyknął na jej ciche słowa i prychnął na jej kolejne. Nie odpowiedział na pytanie.
- Świetnie więc wybieraj – powiedział z udawaną pasją uśmiechając się sztucznie. – Masz do wyboru swojego brata, swoją rodzinę, którą kochasz i z którą jesteś z pewnością przywiązana – wyliczał, wciąż uśmiechając się radośnie, chociaż miał ochotę rozwalić wszystkie ławki w parku.
- Albo możesz wybrać mnie. Mam mnóstwo do zaoferowania. Mieszkam sam w Bernie. Moi rodzice są alkoholikami i wysyłam im pieniądze, ale nie widziałem już ich parę lat. Mieszkam nielegalnie w mugolskiej dzielnicy. Coś jeszcze? Ach tak, mam niesamowitą pracę. Jestem złodziejem. Potrafię zdjąć ci z ręki bransoletki tak, że zauważysz dopiero po dłuższej chwili, że ich nie masz. Niesamowite, co?
Quentin stał wpatrując się w nią już bez wyrazu. Nie zamierzał jej tego mówić. Miał nadzieję, że słysząc to po prostu zrozumie, że nie mogą się do siebie przywiązać. Nie może jej pociągnąć do takiego życia jakie ma. Z drugiej strony jego bardziej egoistyczna strona krzyczała, żeby Talaitha pogłaskała go po włosach i przytuliła. I powiedziała, że nic nie szkodzi, że ona i tak wybrałaby jego.
- Och przepraszam, zapomniałem, że nie powinienem ci niczego mówić bo ty nie chcesz się przywiązywać – powiedział wciąż bez emocji, robiąc jakiś bezsensowny gest ręką.
- Czujesz się z pewnością niesamowicie przywiązana do mnie. Marzyłaś pewnie o takiej znajomości – dodał uśmiechając się w końcu sztucznie i podchodząc blisko niej. Wyciągnął rękę, by położyć ją na ramieniu dziewczyny i ścisnąć je dość mocno.
Powrót do góry Go down


Talaitha Lavoie
Talaitha Lavoie

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 32
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : animag (szczuroszczet), teleportacja
Galeony : 61
  Liczba postów : 77
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 EmptyCzw Maj 24 2012, 23:39;

Dlaczego? Cóż, chyba wszystko po prostu na to wskazywało. A może rzeczywiście sama wolała tak myśleć, sądząc, że w ten sposób obroni się przed tym wszystkim? Bo chyba miała się przed czym bronić. A przynajmniej w jej mniemaniu.
Tak, wszystko co dobre, nagle się skończyło. Urocze, niewinne gesty, zakłopotane uśmiechy, rozbiegane spojrzenia, donośne śmiechy i zabawne droczenia. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko się rozsypało. Bo brnęli ślepo w coś nieznanego, będąc niepewnymi drugiej osoby. I wciąż odkrywali coś nowego, nie tylko o sobie nawzajem, ale też właśnie na swój temat. Tak samo jak niepasująca wizja Tali do jej charakteru.
Była przekonana, że tak zareaguje. Tak reaguje większość facetów. Urażona duma, zranione męskie ego. Zaczyna się fala zaprzeczania, byle nie wyjść na słabeusza. To było poniekąd specjalne zagranie. Jednak nie sądziła, iż zrani go do tego stopnia. Do tego stopnia, że on w odwecie zaczął ranić ją. Tak, ta stereotypowa uwaga zabolała ją. Jednak przyjęła obojętną minę.
- Skończyłeś już swoje złośliwe uwagi? - spytała chłodno, mierząc jednak Quentina wzrokiem dosyć dziwnym. W którym pomieszany był strach, ból i chęć przeprosin. Coś nieogarniętego i trudnego do rozszyfrowania. - Czy jeszcze wyskoczysz mi z tekstem, że na pewno się nie myjemy, a ja zawsze śmierdzę, tylko nie miałeś sumienia mi tego powiedzieć? - kontynuowała temat, szybko wyrzucając z siebie szorstkie słowa drapiące ją w przełyku. Nie chciała tego mówić. Mimo, iż to tylko cholerna bzdura.
- Bo może jestem za słaba, aby znieść kolejny cios od osoby, która jest mi tak cholernie bliska. - Ona z kolei odpowiedziała na jego pytanie. Nie wiedziała, po co. To i tak nie miało teraz dla niego znaczenia, prawda?
- Tak, wiesz, kocham swoją rodzinę, która każe mi wracać, bo mam wyjść za jakiegoś faceta, którego nie kocham, bo tak wypada! Marzę o tym aby do nich wrócić, wiesz? - wykrzyknęła rozpaczliwie, nieświadomie ponownie dokładając kolejną cegłę do dzielącego ich muru. Ale już nie wytrzymała. Nie wytrzymała jego drwiącego, ironicznego tonu. - Świetna przyszłość przede mną, równie dobrze mogliby mnie zabić od razu, byłoby przynajmniej lżej - dodała z goryczą. Jednak słuchała go uważnie. A kiedy skończył to owszem, marzyła o tym, aby go przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, że razem sobie poradzą. Ale złość jeszcze z niej nie opadła, więc zeskoczyła z fontanny i stała przed nim, milcząc dłuższą chwilę.
- A wiesz co? Ja nie mam nic do zaoferowania. Choć nie musiałam, to też umiem kraść, nic nadzwyczajnego. Zresztą, spodziewałeś się chyba tego po cygance, prawda? - ostatnie pytanie zadała ironicznym tonem. - A i jeszcze schudłam. I jestem animagiem. Tyle z moich wielkich, życiowych osiągnięć. Niewątpliwie zajdę z nimi daleko - przerzuciła się z powrotem na rozgoryczony głos. - No, to wszystko o sobie wiemy, co za radość. Przywiążmy się do siebie, tak będzie lepiej - dodała nagle. - Skąd wiesz, może i marzyłam? - odparła hardo. Przez chwilę patrzyła się na jego rękę zaciśniętą na jej ramieniu. Gdyby to był ktokolwiek inny, poza jeszcze Claude'm i Lyanną, zapewne dostałby teraz w mordę. Ale Tala stała uparcie się nie ruszając. Przerzuciła jedynie wzrok ponownie na Quentina. A w zasadzie to patrzyła mu w oczy.
No, to jaki jest teraz plan?
Powrót do góry Go down


Quentin Tricheur
Quentin Tricheur

Student Slytherin
Rok Nauki : III
Wiek : 32
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 329
  Liczba postów : 341
http://czarodzieje.my-rpg.com/t2673-quentin-tricheur
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6043-quenio#171480
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7211-quentin-tricheur#204514
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 EmptyPią Maj 25 2012, 02:29;

Quentin czuł się stary i zmęczony. Miał ochotę powiedzieć, że potrzebuje przerwy. Położy się, prześpi i później powie jej wszystko co chce. W normalny sposób. Albo lepiej niech po prostu się rozejdą i zapomną o tej rozmowie.
Oczywiście, że zraniła jego męskie ego. I to bardzo boleśnie prawdopodobnie dlatego, że była w tym część prawda, a kogo jak kogo, ale Claude’a nienawidził najbardziej pod słońcem. Dlatego słowa, że się go boi tak strasznie go raniły. Sam gardził sobą, że w ogóle powiedział ten zgorzkniały tekst na temat wozu. Wręcz zirytował się również, że Talaitha nie zrobiła mu za to afery, tylko chłodno odpowiedziała mu przypominając inne stereotypy o sobie i patrząc na niego dziwnym wzrokiem. Quentin skupił się na tym, żeby na nią nie patrzyć.
- Nie interesują mnie sprawy higieny twojej i Odyska – powiedział krzywiąc się lekko i zakładając ręce na piersi. Zagryzł wargi słuchając tego co ona mówi, nie odwracając się do niej nawet kiedy zaczęła krzyczeć. Oprócz przelotnego spojrzenia kiedy wspomniała o facecie. O ślubie. Nic nie rozumiał. Otworzył na chwilę buzię i zamknął ją po chwili. Był rozzłoszczony na wszystko. Na to, że to wszystko jest takie trudne, na rodzinę Tali, na Claude’a, na jej słowa. Nawet na to, że powiedziała, że kradzież to nic nadzwyczajnego. To coś naprawdę trudnego. Nie podobało mu się jak powróciła do mówienia o stereotypów. Ani jej ostatnie pytanie. Milczał przez dłuższą chwilę, zdejmując dłoń z jej ramienia. Widząc jej spojrzenie zerknął w nieokreślonym kierunku. Tyle dziwnych informacji, z którymi nie wiedział co zrobić.
- Byłaś gruba? – zapytał w końcu cicho zerkając na nią. Ach tak, właśnie ten głupi tekst jako pierwszy przyszedł mu na myśl po tym wszystkim co usłyszał. W końcu jednak westchnął i wzruszył zrezygnowany ramionami. Pomyślał, że psuje ten moment. Zazwyczaj był dobry w tych sprawach. Różne romantyczne gesty i pocałunki. Kolacje i to wszystko. Miał wrażenie, że teraz najlepiej pasowałoby podejść od niej i pocałować namiętnie. I prawdopodobnie tak zrobiłby z każdą inną dziewczyną. A teraz mógł tylko stać i zapytać się czy była gruba.
- W jakie zwierzę się zamieniasz? - zapytał jeszcze. Bawił się jej bransoletką, którą przewracał w dłoniach, bo przed chwilą ją zdjął. Po raz kolejny westchnął. Powinien powiedzieć coś lepszego niż te pytania bał się dostrzec rozczarowanie w jej oczach. Założył jej bransoletkę na swoją dłoń i podszedł do Tali tak blisko jak mógł i wyciągnął ręce. Objął ją delikatnie. Wsadził nos w jej włosy i gładził dłońmi jej plecy. Jego mokra koszulka przywarła teraz do niej.
- Co ty ze mną zrobiłaś, Tala, przecież ledwo się znamy – wymamrotał do niej, wciąż nie wypuszczając jej z objęć.
Quentin odsunął się w końcu od niej i uśmiechnął lekko. Już bez drwiny i szyderstw. Zdjął szybko swoje trampki i podwinął jeszcze bardziej swoje spodnie. Złapał ją za rękę i pociągnął w stronę fontanny syknął kiedy poczuł zimną wodę, która i tak zmoczyła mu sporą część ubrania.
- Teraz zamkniemy oczy, a ja pocałuję cię na środku fontanny, właśnie tutaj. A kiedy je otworzymy ustalimy co zrobimy – powiedział i praktycznie natychmiast ją pocałował.
Najlepszy plan na świecie.

Powrót do góry Go down


Talaitha Lavoie
Talaitha Lavoie

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 32
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : animag (szczuroszczet), teleportacja
Galeony : 61
  Liczba postów : 77
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 EmptyPią Maj 25 2012, 06:40;

Tak, ona również zaczynała być tym zmęczona. Ciągłymi drwinami i krzykami. Raz po raz ulatywała z niej energia. W zasadzie nie wiedziała, czemu to kontynuuje. Dlaczego po prostu nie obrażą się na siebie i sobie stąd nie pójdą. Pewnie chyba dlatego, że znając życie, każde z nich kierowane dumą nie przerwałoby tego milczenia między nimi i byłoby to zarazem ich ostatnie spotkanie. Pewnie dlatego chciała walczyć, choć w tak dziwaczny sposób. Mówiąc do niego dużo, aby dostał takie informacje, które nie pozwoliłyby mu po prostu odejść. Aby ruszyło go sumienie i stał tutaj z nią, chociażby tego wszystkiego jedynie słuchając. Tak, to kolejny z jakże genialnych planów Talaithy Lavoie.
Tak naprawdę nie chciała go aż tak zranić. Myślała raczej, że po prostu sprowokuje go do tego, aby przyznał, że się go nie boi. A więc nic nie stoi na przeszkodzie, aby się z nią spotykał. No bo skoro ma gdzieś Claude'a, to czemu miałby zerwać z nią kontakty? Tak, to był kolejny właśnie super fajny plan, który tak czy siak się jednak posypał.
Prychnęła, kiedy rzucił kolejną złośliwą uwagę. Odwróciła na chwilę wzrok, próbując się po tym wszystkim jakoś pozbierać.
- To świetnie, że mogę bezkarnie śmierdzieć w twoim towarzystwie - wypaliła nagle, dziwnie obojętnym tonem. Chyba za dużo na raz nałożyło się tych emocji i nie do końca potrafiła sobie z nimi poradzić. I zamiast zakończyć, przystopować, brnęła w to dalej, nie mogąc się zatrzymać. Przecież mogła zdobyć się na jakiś miły, romantyczny gest, zamiast rzucać złośliwościami na prawo i lewo, zamiast go ranić, czego przecież nie chciała. Ale czuła, jakby to była reakcja łańcuchowa. Domino.
Oczywiście, że to było coś trudnego. Tu jednak trzeba zrozumieć podejście Tali - ona nigdy nie kradła po to, aby przeżyć. Ona to robiła z nudów. Sporadycznie wynosiła coś ze sklepu albo zabierała coś przypadkowym ludziom. Nie było to wielkim wyczynem. Przynajmniej wtedy, kiedy się w to wdrożyła. Żeby teraz jednak kogoś okraść, miałaby trochę problemów, bo dawno tego nie robiła. A Quentina nie doceniła - mierzyła go swoją miarą. Dlatego nic nie zauważyła, jednak nie przeszkadzało jej to. Zdziwiona też nie była. Zresztą, nie miała teraz głowy do rozmyślań na ten temat.
Kiedy się wreszcie zamknęła, mając nadzieję na uspokojenie się, stała tak twardo przed swoim kumplem-nie-kumplem czekając na jakiekolwiek słowa, reakcje. I teraz naprawdę była zaskoczona. Powiedziała tyle istotnych, trudnych faktów, a on... spytał, czy była gruba i w jakie zamienia się zwierzę. Totalnie zbiło ją to z tropu, dlatego uciekła gdzieś mętnym wzrokiem, zastanawiając się intensywnie nad odpowiedziami, które przecież znała. A myślała nad tym co najmniej, jakby jej zadał pytanie z astronomii.
- Mhm - odpowiedziała w końcu. Niestety tylko tyle zdołało przejść przez jej gardło. Nienawidziła tamtej siebie - grubej, pomiatanej przez wszystkich i użalającej się nad sobą, ale nic nie robiącej ze sobą Talaithy Lavoie. Wywołało to kilkusekundową falę wspomnień i uczuć, dlatego zacięła się chwilowo.
- Szczuroszczet - mruknęła, bo nagle zdała sobie sprawę, że to nie jest żadne imponujące zwierzę. I choć niewątpliwie miało dużo swoich plusów, to przeciętny człowiek tego nie rozumie. Każdy marzy, aby być lwem, widłowężem czy innym groźnym zwierzęcym zabójcą, heheheh. A ona była małym gryzoniem. Ale właśnie, jak świetnie gryzła!
Zastanawiała się właśnie, czy skomentuje jakąkolwiek jej wypowiedź. Jednak nie było jej to dane póki co usłyszeć, bo... Quentin ją objął. Miała wrażenie, że fala zdumienia nie opuści ją już dziś w ogóle. Stała chwilę jak kołek, nie wiedząc, co się dzieje, jednak w końcu ona również go objęła i oparła głowę gdzieś w okolicach szyi. Mokra koszulka w ogóle jej nie przeszkadzała. Nic by jej teraz nie przeszkadzało. I stwierdziła zdumiona, że mogłaby w sumie stać tak już do końca życia. - Co ty ze mną zrobiłeś Quentin, przecież ledwo się znamy - odparła cicho parafrazując jego słowa.
A potem wszystko działo się szybko, Tala znów nie mogła wyjść z zaskoczenia nad tym, co robił Tricheur. Ale dała się wciągnąć do fontanny i uśmiechnęła się szeroko. Założyła mu ręce za szyję i zamknęła oczy, oddając pocałunek. Było tak cudownie, że w zasadzie wcale nie chciała wracać do żadnych rozmyślań. Choć było to nieuniknione.
A może dałoby się już nigdy nie otwierać oczu (nie mając oczywiście na myśli czegoś tak drastycznego jak śmierć)? To byłoby coś!
Powrót do góry Go down


Quentin Tricheur
Quentin Tricheur

Student Slytherin
Rok Nauki : III
Wiek : 32
Czystość Krwi : 50%
Galeony : 329
  Liczba postów : 341
http://czarodzieje.my-rpg.com/t2673-quentin-tricheur
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6043-quenio#171480
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7211-quentin-tricheur#204514
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 EmptySob Maj 26 2012, 04:32;

Ach Quentin nigdy nie pozwoliłby sobie, ani jej na odwrócenie się plecami i odejście w stronę słońca. On z pewnością przerwałby szybko milczenie. Tricheur odzywa się do każdego. Tyle że byłyby to słowa z pewnością tak przyjemne, jak ich ostatnia wymiana zdań. Co byłoby pewnie jeszcze gorsze. Na szczęście Quentin nie jest masochistą. Dlatego on również podtrzymywał tą idiotyczną walkę. Chociaż w zasadzie nie do końca idiotyczną. Był praktycznie przekonany, że Tala po części chociaż odwzajemnia jego uczucia. Których on w zasadzie nie znał.
On też nie chciał jej ranić. Nienawidził siebie i jej za każde słowo, które teraz wypowiadali. Ale był już wypompowany. Nie miał siły tego rozdrapywać od nowa i dalej ją przekrzykiwać. Sam fakt, że wdał się w kłótnię był wystarczająco imponujący.
Gdyby nie jej obojętny ton, prawdopodobnie on nawet by się uśmiechnął, chociaż odrobinę. Ale ta ostentacyjnie odwróciła wzrok wypowiadając te słowa. Quentin uznał, że to wcale nie było zabawne.
Ach domino, cudowna gra. Ale najlepsze jest w niej to, że w końcu się kończy, a ty potem możesz patrzeć na coś zupełnie zniszczonego, nad czym pracowałeś. A kolejną świetną sprawą jest to, że możesz ułożyć coś nowego. Może w innej kombinacji. I faktycznie, mogła wykonać jakiś czuły gest. On teraz czuł się i tak zagubiony. Zazwyczaj był całkiem niezły we flirtowaniu i innych głupotach. Ale teraz naprawdę potrzebował tego, żeby to ona pierwsza go przystopowała. Dlatego może obejmowanie jej nie dało mu tyle radości co chciał. Zastanawiał się czy gdyby on nie zrobił pierwszego kroku to czy Tali na tyle zależy, żeby przerwać to co się stało.
I tak, z pewnością go nie doceniała. Ale może kiedyś to zrobi.
I może też na jego niepewność zwalić dziwne pytania. Oraz dziwne odpowiedzi na nie.
- Więc masz skłonności do otyłości- powiedział w końcu patrząc na dziewczynę. Co mógł innego powiedzieć? Nie miał pojęcia.
- Fajnie – dodał słysząc o szczuroszczecie. I tym razem jego oczy zaświeciły się na krótko. Ileż więcej złota mógłby zdobyć, gdyby mógł na zawołanie zamieniać się w takie małe stworzenie.
Quentin poczuł dopiero ulgę kiedy powtórzyła jego słowa. A kiedy zobaczył jej szeroki uśmiech również go odwzajemnił. I pocałował. A był to najprzyjemniejszy pocałunek na całym świecie.
- Mogę cię zabrać z twojego świata, gdziekolwiek byś chciała – powiedział kiedy niechętnie oderwał się od niej i wyszeptał to do jej ucha.
- Prawdopodobnie zrobię wszystko co chcesz. Mamy czas do namysłu co z tym zrobić – dodał i spojrzał jej w oczy. Pocałował ją jeszcze raz delikatnie i zasłonił jej oczy swoimi dłońmi, prosząc o zamknięcie. Kiedy to zrobiła wyskoczył z fontanny najciszej jak mógł i skierował się szybko w stronę przystanku.
Quentin po raz pierwszy zrozumiał czym się różni miłość od zauroczenia.
Powrót do góry Go down


Talaitha Lavoie
Talaitha Lavoie

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 32
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : animag (szczuroszczet), teleportacja
Galeony : 61
  Liczba postów : 77
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 EmptyNie Maj 27 2012, 01:06;

To nie było ważne. Nic już nie było ważne. Bo ostatecznie... wszystko się dobrze skończyło? Tala aż nie mogła w to uwierzyć. Przez chwilę sądziła, że to tylko jakiś głupi dowcip, zakład, cokolwiek. Ale za dużo emocji zostało uwolnionych, za dużo słów zostało wypowiedzianych, by sądzić, iż to tylko kawał, bardzo nieśmieszny swoją drogą. Dowiedzieli się o sobie tak osobistych i trudnych rzeczy, że nie mogło to być błahe i rzucone w tak irracjonalnym celu. A to spowodowało, że dziewczyna nie mogła przestać się uśmiechać. Napawała się ostatnimi chwilami z Quentinem, tym, co do niej powiedział, byciem w jego objęciach i smakowaniem jego ust. Nie mówiła już nic, o tyciu, o animagii, higienie, wyjazdach, ustaleniach. Dała się ponieść chwili.
Żałowała jedynie, że to wszystko skończyło się tak szybko. Kiedy Tricheur odszedł, zaczęła zanim tęsknić jeszcze bardziej niż kiedykolwiek. Jednak nie miała mu tego za złe. Na swój sposób ufała mu i wierzyła. Choć może nie powinna?
Uśmiech nie schodził jej z twarzy nawet, kiedy została już sama. Wyszła z wody i założyła sandały na nogi. Obejrzała się dookoła, a świat, choć wciąż ten sam, zdawał się być dużo piękniejszy i radośniejszy.
Mogę cię zabrać z twojego świata, gdziekolwiek byś chciała.
Nareszcie będzie wolna. I szczęśliwa. I wszystko się ułoży. I będzie cudownie. Tak. Optymistyczne myśli atakowały ją z każdej strony, a ona pozwalała im się otulać. Konsekwencje? Prawdopodobne rozczarowania? Nie ma mowy.
Ruszyła raźno przed siebie, powoli wracając do Hogwartu, zaszczycając wszystkich dookoła swoim uśmiechem. Dzieliła się swoim osobistym słońcem.

z/t
Powrót do góry Go down


William Blaces
William Blaces

Student Slytherin
Rok Nauki : II
Wiek : 32
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 103
  Liczba postów : 474
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 EmptyNie Cze 24 2012, 22:07;

Mniej więcej rok temu, w okresie wakacji, młody Blaces postanowił porzucić dalsze podróżowanie i wrócić do Londynu, by odnowić stare znajomości i powrócić na studia. Śmieszne, jak to historia jednak lubi się powtarzać, bowiem dokładnie w tym momencie, niemalże w tym samym miejscu, ten sam zapalony podróżnik powrócił po raz kolejny! Tym razem jednak nie miał zielonego pojęcia, czego właściwie oczekuje od losu, wszak żaden możliwy scenariusz nie wydawał się być dobry.
Nie bacząc na deszcz, który przecież tak uwielbiał, William wybrał się na spacer po londyńskim parku, cały czas próbując poukładać myśli w głowie i odciąć się od zbędnych rozmyślań. A przechadzając się tak bez pośpiechu, dotarł do dużej fontanny w centralnej części parku i w sumie nie mając nic lepszego do roboty, przysiadł na brzegu i trochę nieobecnym spojrzeniem zaczął wpatrywać się w niespokojną taflę wody, wzburzaną co chwila przez coraz to następne krople deszczu.
Powrót do góry Go down


Cassandra Lancaster
Cassandra Lancaster

Nauczyciel
Wiek : 33
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : metamorfomag
Galeony : 620
  Liczba postów : 1718
http://czarodzieje.my-rpg.com/t171-cassandra-villiers
http://czarodzieje.my-rpg.com/t4274-cass
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 EmptyNie Cze 24 2012, 22:20;

Szła z butelką rumu, przytuloną do swojego wątłego ciała i płakała rzewnie. Gdzie miała pojechać? Co ze sobą zrobić? Hogwart zamknięty, w domu można krótko określić, że straszy. Chuck stał się dla niej okropnie irytujący i nieznośny. Nie mogła cieszyć się swoją swobodą chudości. Zabraniał jej szczególnie ćwiczyć. Nawet zabrał jej miotłę - bowiem uznał, że dzięki niej spali kalorie. Cóż, za idiotyzm! Przecież mięśnie brzucha można ćwiczyć też siedząc. Miała ich dosyć, może nawet szukają ją po całym Londynie, a ta bezkarnie (miejmy nadzieje) ucieka z miejsca do miejsca z butelką wina i liczy na to, że będzie lepiej.
Sama nie wiedziała, kogo pragnie spotkać. Może Tosię? Może Charlsa? Amelie! Gdzie jest jej cudowna Amelie! Chociaż deszcz otuli jej kruche ciało. Chciała gdzieś przysiąść, znów upić się wspomnieniami, dobić butelką rumu, która zapewne byłaby dla niej dawką śmiertelną alkoholu.
Deszcz sprawiał, że albo się dobijała albo znów potrafiła żyć. Wszystko zależało od sytuacji, w której się znajdowała, ale przez ten cały rok - siedzenia w pomieszczeniu z kratami, wychodzenia na dwór tylko wtedy kiedy jest "ładnie" i było się "grzecznym" było gorsze od niewolnictwa. Ona kochała deszcz. Tańczyła z nim. Bezczelnie, bezpruderyjnie.
Wtedy znowu stanęła jak wyryta. Spojrzała w górę, czując jak słone krople otulają jej twarz jak podle rozmazują makijaż.
- Czy Ty sobie do cholery ze mnie kpisz?! - szepnęła w stronie nieba, idąc bardzo podminowanym krokiem w stronę człowieka, którego postura była jej tak dobrze znana. Spódniczka, już przemoczona dogłębnie deszczem, przyklejała się do jej szczupłych nóg. Nie wierzyła, że to może być on. Jak trudno jest podrobić czyjeś tatuaże, nauczyć się uśmiechać jak on i po prostu być nim? Przecież to niemożliwe. Powinien być w Meksyku, Zanzibarze czy innym cholerstwie. Ale Londyn? Naprawdę? Przystanęła przed nim i dłonią strzepnęła jego kapelusz prosto do wody w fontannie.
Nienawidzę Cię życie.
- Doprawdy? Doprawdy teraz, William?! To moje miejsce, rany. - rzekła rozżalona, ocierając łzy, które stapiały się z kroplami deszczu. - Nie, ja śnie, to jakiś pieprzony koszmar.
Powrót do góry Go down


William Blaces
William Blaces

Student Slytherin
Rok Nauki : II
Wiek : 32
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 103
  Liczba postów : 474
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 EmptyNie Cze 24 2012, 23:09;

Wychodzi na to, że zarówno Cass, jak i Will nie mieli pojęcia, dokąd się udać ani co robić. Utknęli jakby pomiędzy rozdziałami książki, nie mogli już wrócić do szkoły, bo przecież ta była zamknięta na czas wakacji, a z drugiej strony nie mieli dalszych planów i zmuszeni byli do czekania na rozwój wypadków. Chuck wiedział, co robi! W sumie do tej pory Blaces nie mógł się nadziwić temu, jak bardzo zmarniała Cassandra przez ten krótki okres małżeństwa z Morphem. Czyżby jej kochający mąż nie zwracał uwagi na jej nadmierną i chorobliwą dbałość o linię i wykańczające treningi?
I kolejna dziwna zależność losu – punkty kulminacyjne ich znajomości zawsze miały miejsce w deszczową pogodę. Podczas oberwania chmury się poznali, niejednokrotnie w ulewie się kłócili i szli każde w swoją stronę i także teraz, w czasie deszczu, spotykali się ponownie. Może nie powinno to nikogo dziwić akurat w Anglii, gdzie deszcz nie był rzadkim zjawiskiem, jednak to było doprawdy zastanawiające.
Z początku William pozostawał niczego nieświadomy, bo przecież po parku zawsze kręciło się przynajmniej kilka osób. A głupie złudzenie, że odgłos zbliżających się kroków jest znajomy, wystarczyło wytłumaczyć sobie gorszym samopoczuciem i po problemie. Dlatego też zignorował zarówno kroki, jak i szczupłe nogi w cholernie znajomych butach, które znalazły się tuż przed nim. Jednak kapelusz lądujący w wodzie przy pomocy właścicielki owych nóg już ciężko było zignorować!
Jakże dramatycznie.
- W Londynie mieszka ponad 7 milionów ludzi, a my musimy wpadać akurat na siebie? Zasmucę cię, Cassandro, nawet ty nie możesz być aż tak egocentryczna, by nazwać to miejsce swoim. - rzucił z wyczuwalnym rozgoryczeniem w głosie, powoli podnosząc spojrzenie, by przelotnie zerknąć na jej posturę, a następnie wbić prosto w jej oczy. - To wyjątkowo tragiczny kawał. – dodał po chwili, coraz mocniej zastanawiając się nad tym, czy ten ktoś tam na górze, jeśli w ogóle ktoś tam jest, bawi się dobrze.
Powrót do góry Go down


Cassandra Lancaster
Cassandra Lancaster

Nauczyciel
Wiek : 33
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : metamorfomag
Galeony : 620
  Liczba postów : 1718
http://czarodzieje.my-rpg.com/t171-cassandra-villiers
http://czarodzieje.my-rpg.com/t4274-cass
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 EmptyNie Cze 24 2012, 23:35;

Dlaczego zagubione dusze zawsze trafiają na nieodpowiednie osoby? Czy one nie powinny spotykać jakieś Anioły, które naprowadza na odpowiednią ścieżkę? O to chyba miało chodzić w życiu. Pomagajmy bliźnim. Dajmy sąsiadce szklankę cukru, karton mleka i karmimy biednych, okradajmy bogatych. Czyż nie na tym polega życie? Dlaczego na ich drodze zawsze pojawiają się, o zgrozo, oni, by szerzyć własne działania destrukcyjne. Ugryzę Cię w ucho, a Ty mi wbij nóż w plecy.
Świetna zabawa w dorosłych. Bądź moją marionetką, gdy się znudzę, będę Twoja. Na zawsze. W zdrowiu i chorobie, będę okradać Twoje serce i dusze z nadziei i sił do życia. Aby uniknąć niepotrzebnego patosu, nie powiem Ci co czuję. Lubimy milczenie na temat naszych uczuć, czyż nie? Potem i tak uciekniemy, obydwoje. Najdalej od siebie, aby znów się spotkać w deszczu, o zgrozo, upijmy się wspomnieniami.
Jak z takiej odległości może rozpoznawać jego tatuaże? Hebanowe włosy jak zwykle znajdowały się w artystycznym bałaganie. Jak mógł być tak nieprzykładny? Tak… przez to niesamowicie czarujący? Nie zmienił się prawie w ogóle! Może był tylko troszkę bardziej opalony. Może skakał z klifu? Opalał się od toni wodnej, na pewno. Z kim tam byłeś Willamie? Od razu zaczęła żreć ją zazdrość od środka. Czy ktoś poza nią mógł dotykać go, wplatać palce w jego włosy, ciągnąć za nie w przypływie złości i wąchać o poranku? Ciągle pamiętała ten zapach. Dlaczego pojawia się właśnie w takich chwilach? W deszczu, w samotności, w… totalnym załamaniu?
- Owszem mogę. Od kiedy lubisz przepych fontann? Ta architektura Cię odstraszała. To pomnik amora na boga. – syknęła, słysząc jego ton. Nawet nie pytała, czy może (czy powinna) się przysiąść. Zmęczona po prostu to zrobiła. Rum przyłożyła do ust, krzywiąc się nad jego gorzkością. Miał moc, zdecydowanie. Kątem oka zerknęła na jego tatuaże. Cholera… Dlaczego była tak niestabilna emocjonalnie?!
- Dostałeś chociaż jakieś honorarium? Moje chyba pożarła sowa. – burknęła, podając mu butelkę – William, jak podróże? – spytała beznamiętnie. Raczej ich rozmowa powinna się zacząć od tego: jak mogłeś do kurwy nędzy mnie zostawić?! Jak śmiałeś, Will? Jak mogłeś?! Aż tak wzwywał Cię świat? Potrzebowałam, potrzebuję Cię. Skończona kretynka.
Powrót do góry Go down


William Blaces
William Blaces

Student Slytherin
Rok Nauki : II
Wiek : 32
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 103
  Liczba postów : 474
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 EmptyPon Cze 25 2012, 00:03;

Najwyraźniej dla zgubionych dusz nie ma ratunku. Nie przychodzą po nie żadne Anioły, które winny je naprowadzać na dobrą drogę. Nie spotykają się razem i nie debatują spokojnie, która ścieżka jest odpowiednia, a która nie. Czy zagubione dusze do końca muszą błądzić po omacku i o wszystkim przekonywać się doświadczalnie, na własnej skórze, sprawiając ból sobie i innym? Masochizm, czysty masochizm.
Bądź moją marionetką. Ja będę Twoją. Czy to przypadek, czy tylko mi wydaje się, że nikt tak naprawdę nie pociąga za sznurki, że one się po prostu nieszczęśliwie splątały i nie da się ich rozsupłać? Wyzbądźmy się patosu, jednak dumę zachowajmy. Mamy ją we krwi, my, arystokracja. Przedstawiciele dwóch rodów o historii równie wspaniałej, co okrutnej. Jakże ciężko jest rozmawiać tak, by zachować godność i nie odkryć zbyt wiele kart na raz, nie pozwolić, by wygrał ktoś inny. Nie zapomnij o wszystkich momentach, dobrych czy złych. Wracaj do nich mimowolnie, gdy tylko w szyby zaczną dzwonić niecierpliwie krople deszczu. Zamęczaj się wiecznym rozpamiętywaniem aż do następnego spotkania w deszczu, kiedy zgromadzimy jeszcze więcej niezapomnianych momentów.
Czy można rozpoznać woń perfum niesionych przez wiatr? Czy można, pomimo strug deszczu, rozpoznać jagodowy kolor spódniczki? Gdzież się podział płaszcz, słynny jagodowy płaszcz?
- Lubię przepych fontann od momentu, w którym zaczęłaś uskuteczniać samotne pijackie eskapady przed zachodem słońca. – odpowiedział wcale nie milszym głosem, obserwując ją, gdy zajęła miejsce obok niego. I gdy upiła łyka alkoholu, krzywiąc się mocno. Mniej więcej w tym momencie, gdy na nią spojrzał, doszedł do wniosku, że nie powinna więcej pić. Że to wcale nie jest pierwszy łyk dzisiaj, a może od kilku dni nie miała w ustach nic do jedzenia, bo to przecież Cass, a jej odmienne nawyki żywieniowe nie były mu przecież obce. Dlatego też, zabrał jej butelkę, upił kilka sporych łyków, po czym wylał pozostałą zawartość butelki do fontanny. Pewnie rzuciłby, tak jak ona jego kapeluszem, jednak to mogłoby mieć już gorsze skutki.
- Nic mi na ten temat nie wiadomo. – pokręcił przecząco głową, nie przypominając sobie nawet ani jednej sowy, którą by dostał. – Satysfakcjonująco. – odpowiedział z gorliwością równą tej, z jaką zadała owe pytanie. Po co się więc rozwlekać, skoro zainteresowanie jest tak ogromne. – A jak Twój… wypoczynek? – zapytał, w ostatnim momencie zmieniając końcówkę pytania. Dlaczego znów tak szybko wymagałaś ode mnie zmian i oczekiwałaś, że już nigdy więcej nie ucieknę od odpowiedzialności, gdy poczuję się osadzony? Dlaczego wywierałaś presję wiedząc, jak na to reaguję? Pieprzony tchórz.
Powrót do góry Go down


Cassandra Lancaster
Cassandra Lancaster

Nauczyciel
Wiek : 33
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : metamorfomag
Galeony : 620
  Liczba postów : 1718
http://czarodzieje.my-rpg.com/t171-cassandra-villiers
http://czarodzieje.my-rpg.com/t4274-cass
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 EmptyPon Cze 25 2012, 10:27;

A co z tymi drogowskazami w zawieszeniu dusz pomiędzy niebem a piekłem? Każdy powinien walczyć o swoich. Przecież Hitler nie mógł trafić do nieba. Wierzymy w niebo i piekło, prawda? W to że każdy znajdzie swoje prawdziwe spełnienie w jakimś niematerialnym świecie, godnego swojej duszy. Musi istnieć Anioł, który wskaże im prawdziwą, jedyną drogę. Dlaczego altruiści nie istnieją w tym świecie? Wystarczy chwycić za rękę, powiedzieć „zaufaj mi”. A oni nie. Wyśmialiby prosto w twarz Dobro i zboczyli świadomie do piekła bram. Masochizm.
Obiecywałeś, że będziesz moim królem, a ja Twą królową. Nie traćmy chwili, zróbmy koronę z cierni. Daj spokój, nie będzie bolało. I tak przecież lubisz ból. Nie próbuj się ode mnie uwolnić. Wiesz, że nie potrafimy bez siebie żyć. Te sznurki są związane ze sobą i nikt nie jest w stanie je rozwiązać. Jesteśmy już tu na zawsze, nie ma drogi ucieczki. Przyznaj to, nie potrafisz beze mnie żyć. Smakuję lepiej niż papieros. Unieś głowę wysoko, przyznaj mi rację, Arystokrato. Jesteśmy chlubą naszych rodzic. Nie znajdziesz lepszego rozwiązania. Pograjmy w grę. Nie mówmy o uczuciach, znowu wygrasz. A ja chcę, skoczmy z klifu, zapomnijmy o naszym pochodzeniu. Bądźmy znów dziećmi. Nikt się nie dowie, zaufaj mi. Czyż to nie trudne?
I tylko ten kapelusz, i tylko ten kapelusz miała w głowie. Jak lekko kołysał się na wzburzonej wodzie w fontannie. I jej przepych, jej chłód – idealny dla Arystokracji. Czyż nie wygląda to wspaniale? Uśmiech zamknięty w kamieniu, strzała, symbolizująca miłość, przytwierdzona na wieczność do dłoni – już nikt nie zostaje ustrzelony przez Amora.
- Tak bawi Cię zachowanie, którego mnie sam nauczyłeś? – spytała, podnosząc wachlarz ciemnych rzęs i spoglądając mu w oczy. Już wiedziała, że to był błąd. Jak w oczach, w tych ciemnozielonych tęczówkach, można widzieć tyle wspomnień? Tyle bólu, tyle słów, namolnie odbijających się echem w jej głowie. To nie miało być tak, wszystko miało być zupełnie inaczej. Może była już wystarczająco wstawiona, aby przestać płakać, aby uśmiechać się jak na głupią puchonkę przystało. Ale nie potrafiła. Dlaczego patrzył na nią takim wzrokiem? Jakby badał, ile zjadła, ile waży i czy nie jest za gruba. Spuściła wzrok, bojąc się go. Czuła znowu, że przegrywa.
- Gdzie tym razem… byłeś? – byliście? Williamie, powiedz, że jesteś samotnym wilkiem i byłeś tam do cholery sam!. Myśli nie dały jej się upić tak jak chciała. Miała obudzić się w trawie przy wschodzie słońca i pomyśleć sobie, że wróciła do dawnego życia, że dziś wszystko się zmienia. Wtedy dopiero zauważyła, że on nie pije tego rumu. On go wylewa do fontanny. Jak się wściekła! Najpierw otworzyła szeroko usta. Na jej twarzy pojawiły się klasyczne rumieńce, które zapewne znał na pamięć. Sięgnęła dłonią po butelkę.
- Oddaj mi ją, oddaj! Przestań do cholery! Na Merlina wylejesz wszystko! – krzyczała, próbując dosięgnąć. Dlaczego musiał być od niej wyższy?! To było takie niesprawiedliwe! W końcu, nie patrząc w ogóle na to, co robi, po prostu wdrapała się na jego kolana, wyciągając ponownie dłoń. Nie mógł tak marnować alkoholu, to było… nieślizgońskie. Jedną dłonią oparła się o jego bark, nie przejmując się tym, że pewnie wbija mu kościste kolana w uda. Ma oddać jej butelkę, teraz! I niestety jej nie trafiła. Tak mocno wojowała, że obydwoje polecieli do tyłu prosto do wody z fontanny, a raczej rozcieńczonego rumu. Na szczęście ta ozdoba była na tyle ogromna, że żadne z nich nie mogło uderzyć głową o kamień.
- Ty,Ty, Ty! – zaczęła krzyczeć, próbując ogarnąć swoje włosy, aby go widzieć i wiedzieć, w którym kierunku powinna uderzyć.
Powrót do góry Go down


William Blaces
William Blaces

Student Slytherin
Rok Nauki : II
Wiek : 32
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 103
  Liczba postów : 474
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 EmptyPon Cze 25 2012, 14:47;

Czy kiedykolwiek ktoś znalazł owe drogowskazy? Ich istnienie było równie wątpliwe, co istnienie Aniołów. Jak i piekła i nieba. Wszyscy żyją, rzadko kiedy ponosząc karę wymierną do swoich przewinień. Dlaczego więc mielibyśmy wierzyć w piekło i niebo? Coś zaczyna się i kończy, istnieje cały ten krąg życia, ale raczej nic poza tym. Życie jest krótkie i zamknięte, nie ma później wiecznej kary albo wiecznej nagrody. Zresztą mając wzgląd na ilość ludzi, która kiedykolwiek stąpała po ziemi i będzie stąpać, piekło byłoby cholernie przepełnione, przecież musi być jakiś… rynek zbytu dla dusz! Już prędzej uwierzę w reinkarnację – wszak każdy powinien mieć szansę na odkupienie swoich grzechów, więc dlaczego nie w innym ciele? Dobro jest takie nudne, to właśnie Zło jest fascynujące i plastyczne, potrafi się stale zmieniać i porwać naprawdę wielu ludzi do tego stopnia, że mając wybór, udadzą się wprost do bram piekła, o ile to istnieje oczywiście, mówiąc sobie, że zabawa będzie przednia. Masochizm jako forma rozrywki. Robi się ciekawie.
Miałem być królem, a Ty królową. Lecz co nam po koronach, skoro nasze królestwo nie istnieje? Oczywiście, że będzie bolało, ale będzie to ból z rodzaju „tego dobrego”. Będzie on stale przypominać o obowiązkach władców, o których tak łatwo zapomnieć, nie czując ciężaru korony na głowie. Tak, zdecydowanie, co nam po złocie, ciernie to lepszy materiał. Oj potrafię, potrafię. Czyż nie to udowadniam Ci za każdym razem, gdy znikam? Może i smakujesz lepiej niż papieros, może jest to smak, którego nie da się wyrzucić z głowy ot tak, ale… można przyzwyczaić się do innych smaków, prawda? Nie przyznam Ci racji, nawet gdyby raziła w oczy tak bardzo, że musiałbym je zamknąć. Jeśli jednak Ty masz ochotę przyznać mi rację – nie krępuj się. Ze względu na naszą dawną zażyłość, postaram się wyzbyć cynizmu, a całość skwituję tylko lekkim uśmiechem i skinieniem głowy. Nikt się nie dowie o tym, że to właśnie Ty się poddałaś. Nie wracajmy do niczego, co było wcześniej. Ani do klifu, ani do dzieciństwa. Czy Twoje dzieciństwo było szczęśliwe? Nie dla każdego jest to bajkowy okres w życiu. Zaufaj? Nie wiem, czy jestem jeszcze w stanie zaufać komukolwiek, skoro nie ufam sam sobie.
- Nigdy nie mówiłem, że wszystkie moje zachowania są godne naśladownictwa. A już z pewnością nie miałem zamiaru Cię ich uczyć. – ale owszem, bawi mnie. Bawi mnie to, jak bardzo zmieniła się ta kochana dziewczyna „do rany przyłóż” z Hufflepuffu, że teraz zamiast ratować świat, niszczy samą siebie. Oczy zawsze ukazywały prawdziwe emocje, były zwierciadłem, w którym odbijały się wszystkie wspomnienia. Może więc wcześniej zbyt często patrzyli sobie w oczy, skoro teraz są w stanie wyczytać z nich aż tak wiele?
- Gdzie byłem? – powtórzył, doskonale wiedząc, dlaczego się zawahała. Jednocześnie bez pośpiechu ujął dłonią jej podbródek i obrócił jej twarz ponownie ku sobie. O nie, kochana, przyszłaś tu, zniszczyłaś już ten dzień, więc teraz nie uciekniesz spojrzeniem na bok, gdy tylko poczujesz, że sprawy nabierają nie takiego obrotu, jakbyś sobie tego życzyła. - Tu i tam. Trzeba korzystać z życia, nieprawda? W końcu tak łatwo i tak szybko wszystko się wali, czyż nie? – kontynuował, od niechcenia wzruszając ramionami.
Zaśmiał się krótko, widząc jej niemą złość i wykwitające na jej twarzy charakterystyczne rumieńce, jednak gdy sięgnęła po butelkę, odsunął rękę dalej, by jej to udaremnić.
- Już wystarczy na dziś. – wyjaśnił oschle, wylewając bez zawahania zawartość. Zaskoczyła go tym, z jakim uporem walczyła o swoją własność. Chociaż w sumie nie spodziewał się, że uśmiechnie się lekko i powie „tak, Will, masz rację, nie powinnam pić”. Może marnowanie alkoholu było nieślizgońskie, ale zmarnowałby się tak czy siak, czy teraz w fontannie, czy później w parkowych krzakach, w dość przetworzonej formie, kiedy już wyniszczony organizm Cassandry nie wytrzyma takiego obciążenia. Żeby dziewczyna nie wylądowała na ziemi, automatycznie objął ją ramieniem, odchylając się trochę do tyłu i potrząsając butelką, by wylać wszystko co do ostatniej kropli. Jednak nie docenił determinacji Cass i gdy ta zaczęła się wdrapywać, stracił równowagę i w jednym momencie chwiali się przez sekundę na krawędzi fontanny, a już w następnym znajdowali się po jej drugiej stronie, w wodzie, w której już rum zdążył się rozprzestrzenić i nie było po nim ani śladu. Gdy wpadali do środka, chwycił ją jeszcze odruchowo, pamiętając, jak boi się wody, nawet w basenie w łazience, jednak gdy tylko się wynurzyli, od razu ją puścił i oparł się o ścianę fontanny, nie zważając zbytnio na jej krzyki.
- Ja? To Ty fundujesz nam wątpliwą przyjemność kąpania się w fontannie. – prychnął zniecierpliwiony. O, tak się jeszcze złożyło, że znajdował się teraz całkiem blisko kapelusza, więc sięgnął po niego, wylał z niego wodę i założył z powrotem na głowę. W końcu i tak był cały przemoczony.
Powrót do góry Go down


Cassandra Lancaster
Cassandra Lancaster

Nauczyciel
Wiek : 33
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : metamorfomag
Galeony : 620
  Liczba postów : 1718
http://czarodzieje.my-rpg.com/t171-cassandra-villiers
http://czarodzieje.my-rpg.com/t4274-cass
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 EmptyPon Cze 25 2012, 16:42;

Stwórzmy więc własny świat dla zgubionych dusz. Jego granice będą stanowiły krzewy cierniowe. Muszą być bardzo dobrze strzeżone. Postawimy przed każdą bramą dwóch najseksowniejszych ludzi, jakich piekło nawet nie widziało na oczy. Wysmarujemy ich oliwką, zakropioną afrodyzjakiem. Nikt nie będzie w stanie powiedzieć nie. Krąg życia będzie się tu zaczynał i kończył. Raj w piekle, tak będą mówić o tym terenie. Sława będzie nas otulać. Lecz my jesteśmy egoistyczni. Nikogo tam nie wpuścimy, prawda? Masochizm na tym właśnie polegał. Będziemy ranić siebie, wierzyć w pieprzoną reinkarnację, aby w kolejnym pokoleniu być butem, a Ty kwiatem. Zło obezwładni mnie całkowicie, zbyt dobrze mnie znasz. Nie wpuścimy tam nikogo prawda? Będziemy upijać się jak bogowie nektarem z prawdziwych pszczół prosto z raju. Nikt nie będzie miał tak dobrze jak my.
Nasze królestwo będzie istnieć. Ból będzie naszą dumą. W końcu kochamy niszczyć siebie. Alkohol, narkotyki, kult jedzenia – czyż to nie nasze słabości? Cierpienie to część życia. Cassandra bała się już płakać i tęsknić za nim. Cały czas miała uczucie, że jego obecność jest tylko iluzją. Niedługo stanie się tylko przelotnym znajomym, a ta – skończona kretynka – i tak będzie go ciągle kochać. William był niepowtarzalny. Musiała się nim delektować, zapamiętywać. Na jak długo dziś zostajesz? Nie zostawisz mnie, prawda?
- Czasem przyzwyczajenia zmieniają się w nawyki, William. – jakże można być złośliwym i tak masochistycznym i nie zwracać się do niego „Will”. Pamięta do dziś jak go nazwała „Willuś”. Czy dziś pozwoli sobie na to? Chciała, aby każda sekunda z nim nie uciekła na zawsze. Nie mogła ot tak przeminąć, veto! William przecież doskonale, zbyt doskonale, ją znał. Kiedy była poprawną dziewczynką? Cassie przestała nią być gdy tylko weszła przemoczona do Trzech Mioteł. On również niszczył sam siebie. Imprezami, miłością. Ileż można tkwić w takim układzie? Ileż można walczyć?
Syknęła, gdy podniósł jej podbródek. Miała ochotę przymknąć oczy jak mała dziewczynka i pokazać język. Nie będzie mu patrzyła prosto w oczy. Nie jesteś przecież taka słaba, nie jest tchórzem. Walcz, walcz, Cassandro. Wiedziała, że jeśli tylko znów będzie blisko niego, cały mechanizm totalnego udupienia emocjonalnego ruszy od nowa. Ktoś posmaruje koła specjalnym smarem i krzyknie „dąż do destrukcji, Cassie!”.
- Przywiozłeś coś stamtąd nietuzinkowego? – czy masz coś dla mnie? Tęskniłeś? . Zupełnie przypadkowo spojrzała na jego usta. Dlaczego pokusa była aż tak silna? Keith miał rację. Jest cholernie słaba! Bo Will to takie ciastko, któremu nie może się oprzeć. Zawsze był w jej myślach. Nie potrafiła odpędzić jego zapachu. Nawet gdy ciężko było jej zasnąć, wyobrażała sobie, że przytulał jej kruche ciało, tak jak zawsze. Czy była w czyiś ramionach bardziej „bezpieczna”?
- Nic nie wystarczy, nie dziś, kocie, nie dziś! – jęknęła niezadowolona, rozpoczynając walkę, prawdziwą walkę ze ślizgonem o butelkę. Dlaczego dziś był taki podły? Trzymałby jej włosy, pocieszał, że płuca i żołądek zostaną na swoim miejscu i po prostu będzie wszystko w porządku. Ona chciała to zrobić. Pragnęła nie pamiętać dzisiejszego dnia, zatonąć we własnym smutku i tego jak bardzo jest nieprzystosowana do życia i jak bardzo nie potrafi być stabilna emocjonalnie, psychicznie. Zaraz znów zacznie płakać, jęcząc, że chce truskawkę. Bo dziś pragnęła tylko być przytulona. Nic więcej. Ale nie! Pieprzony losie, skończ swój cyrk!
Gdy ją tylko złapał w wodzie, poczuła się zupełnie inaczej. Jakby się uspokoiła. Co jej pomogło znaleźć jakiś grunt, usiąść, próbować zaczesać włosy do tyłu, cokolwiek widzieć. Była w wodzie. Jak to jest, że nie panikowała? W sumie jej głębokość nie była aż taka popisowa.
- Przynajmniej dbam, aby w Twoim życiu były jakieś przyjemności! – dodała oburzona. Zaczęła wzrokiem szukać butelki, może coś da się z niej uratować? Nie potrafiła znów na niego spojrzeć. Była cholernie słaba. Na kolanach zaczęła iść w jego stronę, przeklinając pod nosem, jakim jest durniem, że wylał tyle dobrego alkoholu! Czuła jak skóra na kościstych kolanach ociera się o dno pełne monet. Już miała łzy w oczach. Dlaczego, dlaczego wylał ten alkohol! Wyciągnęła łapki i znów się wdrapała na niego.
- Podły drań z Ciebie – szepnęła, ocierając łzy. Zerknęła na swoje kolana, które powoli zaczęły stawać się czerwone. Małe kropelki krwi wydostawały się z ran. Zdjęła ponownie jego kapelusz, bo ma być do cholery zdjęty! Zaczęła się nim bawić w dłoniach, zginając go i gniotąc.
- Tam było beznadziejnie – rzekła, wpadając na pomysł. Podły pomysł. Nalała wody do kapelusza i prędko uniosła ją nad fontannę, a następnie oblała Williama. Podły drań.
Powrót do góry Go down


William Blaces
William Blaces

Student Slytherin
Rok Nauki : II
Wiek : 32
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 103
  Liczba postów : 474
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 EmptyCzw Cze 28 2012, 00:54;

Raj, o którym wszyscy marzą, piekło, które wszystkich kusi. Raj i piekło w jednym. To będzie właśnie nasze królestwo. Nie wiadomo, czy krzewy cierniowe wyznaczające granice uniemożliwiają dostanie się do środka, czy ucieczkę z tego miejsca. Będziemy na siebie skazani. Już do końca naszych dni. Nie wpuścimy nikogo, bo i tak nikt inny by z nami nie wytrzymał. Niby egoizm, a jednak uzasadniony. Ciekawe, czy w następnym życiu też będziemy się tak wzajemnie wyniszczać? Zmienimy ciała, a wtedy but zdepcze kwiat, a kwiat wbije w niego swoje kolce?
Ból, ból, ból. Dlaczego pojawia się na każdym etapie naszej wspólnej historii? Jeszcze trochę i nie będziemy gorsi od Wertera, jeszcze trochę i Weltschmerz nas wykończy, do kompletu z naszymi nałogami. I słabościami. Mówi się, że miłość jest najpiękniejszą rzeczą, jaka może się przytrafić. Winna ona odurzać niczym cudowne perfumy o niepowtarzalnej woni. Dlaczego więc bardziej przypomina łaknienie wina odczuwane przez pijaka? Pijak wie, że jego pragnienie niszczy wszystko, co dla niego cenne. Wie, że jutro poczuje do siebie nienawiść, a mimo to nie potrafi się wyrzec wina! Ich miłość nie była piękna. Ich miłość była toksyczna.
- Nigdy nie prosiłem, być przywykła do tego samego, co ja. – potrząsnął przecząco głową, ledwo kryjąc irytację. W jego głowie pojawiła się myśl, że właściwie nigdy nie prosiłem o nic. To ona, nie wiedzieć czemu, chciała go zmienić. Po co? Żeby udowodnić samej sobie, że swoją dobrocią potrafi okiełznać nawet nadętego Ślizgona? Jedyne, o co mógł ją prosić, to żeby zniknęła z jego życia. Wszak żyło mu się łatwiej, gdy jej nie znał. Ona jednak tego nie zniknęła trwale, a i on, mimo wszystko, nie chciał o to prosić. Mógł wypierać się tego z całych sił, ale bał się, że za którymś razem go w końcu posłucha i zniknie, zostawiając po sobie beznadziejną pustkę. Blaces także pamiętał, jak zwracała się do niego „Willuś”. I zazwyczaj bardzo go to denerwowało, ale za to, w przeciwieństwie do Cassandry, nie miał nic przeciwko swojemu pełnemu imieniu, więc wcale nie potraktował tego za złośliwe.
Zaśmiał się z jej reakcji. Było dokładnie tak, jak przewidział! Znał ją aż za dobrze. Jednocześnie nie mógł pojąć, dlaczego za każdym razem, gdy atmosfera jest niemiła, tak wzbrania się przed patrzeniem mu prosto w twarz. Bała się go? Ona? Dzielna Cassie?
- Wspomnienia. – odpowiedział po raz kolejny wyjątkowo elokwentnie. Ale to specjalnie. Chciał, żeby nie wiedziała, co robił, żeby się zastanawiała gdzie był i z kim był, żeby niepewność i zazdrość ją doprowadzała do szału. Okropny z niego dupek, ale doszedł do wniosku, że skoro ona już tak okrutnie mu popsuła ten dzień, to i on nie pozostanie dłużny.
- Obawiam się, że jednak musi. – rzucił, cały czas oddalając od niej butelkę, nawet wtedy, kiedy była już pusta. I kiedy wpadali do wody, dalej ją ściskał, uciekła mu nie wiadomo w którym momencie, by swobodnie dryfować na powierzchni wody. Nie popierał rozwiązania, jakie Cass uznała za jedyne słuszne. Jasne, sok też nie rozwiąże żadnych problemów, ale jaki sens ma upijanie się do takiego stopnia, w którym jest się już tylko absolutnie żałosną namiastką człowieka, ukazującą swoją słabość i niezdolność do walki ze światem?
Z jednej strony od zawsze panicznie bała się wody, a z drugiej strony, w chwili obecnej jej zachowanie, to jak siląc się na opanowanie usiadła na dnie i zaczęła zaczesywać włosy, z których lały się strugi wody, było takie… nie wiem, jak to określić, arystokratyczne właśnie? Chociaż wszystko w niej mogłoby wołać „Cassie, wypierdalaj z wody jak najprędzej, zaraz się utopisz!”, ona przykrywała to dumną miną i nie dawała po sobie niczego poznać. Jej rodzice byliby z niej zdecydowanie dumni, gdyby to widzieli. Owszem, głębokość nie była jakoś szczególnie powalająca, ale wiadomo, zdolny człowiek potrafi, a gdy dochodzi do tego panika, można się utopić nawet w kałuży.
- Jakże miło z Twojej strony, że zapytałaś się mnie czy tego sobie życzę! – powiedział głosem pełnym udawanej wdzięczności. Niby na jakiej podstawie była oburzona? Wpycha go do fontanny i jeszcze mu zarzuca nie wiadomo co? Świat zwariował.
- To żadna nowość, czyż nie? – zaśmiał się, gdy nazwała go draniem. Przecież miał to wpisane w swoją historię, chyba mało kto spodziewałby się po nim czegokolwiek innego. I znowu unikała jego spojrzenia. I jeszcze „szła” w jego kierunku, szurając kolanami po nierównym dnie usłanym starymi monetami. I po raz kolejny w ciągu zaledwie paru chwil zaczęła się na niego wdrapywać. Momentalnie zamilkł i spojrzał na nią zdenerwowany. Wtedy też na domiar złego postanowiła ponownie doczepić się jego kapelusza i już miał to skomentować, otworzył nawet usta, kiedy wylała na niego wodę. Ale nic straconego, bo przecież do jego ust nalała się ta okropna woda o metalicznym posmaku, więc wypluł ją. Prosto w twarz Cassandry.
- Możesz mi, z łaski swojej, powiedzieć, co Ty właściwie wyrabiasz? – zapytał gniewnie, zdejmując jej ręce z siebie i w ogóle zdejmując ją całą z siebie. I jeszcze odsunął się na bok. Bez przesady, tego już było za dużo. Mimo wolnie zerknął na jej szklące się od łez oczy i na jej poranione kolana. Głupia, głupia Cassie. Co ona kurwa wyrabia. Szwenda się po Londynie, upija się samotnie, dobrowolnie podchodzi do tego niby drania, który podobno złamał jej serce, zamiast odejść niezauważoną i swoim zachowaniem i wyglądem wzbudza litość niczym małe dziecko.
- Nie sądziłem, że człowiek może upaść tak nisko w zaledwie rok. – stwierdził cierpkim tonem, odbierając jej może nie tak lekkim szarpnięciem kapelusz i po raz kolejny obrzucając ją spojrzeniem, w którym widać było wściekłość. Nie przypominał sobie, kiedy ostatnim razem ktoś wytrącił go z równowagi prawie tylko i wyłącznie swoim postępowaniem. W tym wypadku, wygląda na to, że złoty medal należy się Cassandrze, brawa!
Powrót do góry Go down


Cassandra Lancaster
Cassandra Lancaster

Nauczyciel
Wiek : 33
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : metamorfomag
Galeony : 620
  Liczba postów : 1718
http://czarodzieje.my-rpg.com/t171-cassandra-villiers
http://czarodzieje.my-rpg.com/t4274-cass
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 EmptyCzw Cze 28 2012, 13:53;

To życie „po” jest kojarzone jedynie z ukojeniem cierpienia. Tam przecież nie oberwie się chmura, w końcu znajdujemy się hen nad ziemią lub hen pod nią. Czy nie ma być to życie – marzenie? Budzenie się na tym samym boku, na którym się zasnęło, z kołdrą na ciele, a nie pod łóżkiem… Na pstryknięcie palców, bez magicznych zdolności w stylu „accio kawa”, pojawia się mały duszek, poddający gorący i pięknie pachnący kubek. Nikt na nic nie nalega. Nie czujemy odpowiedzialności za drugiego człowieka, a ucieczka zaczyna być czymś irracjonalnym. Gdzie może Ci być lepiej jak nie tu?
Ich raj był parą kajdan i wieczną siłą, która miała ich w końcu pogodzić. Królestwo miało stać się osobistym więzieniem uczuć. Ty zranisz mnie, coś zrani Cię podwójnie. A my nadal błądzimy w tym labiryncie. Specjalnie podstawiamy sobie nogi, wystawiamy nadgarstki w stronę ostrego ostrza. Nie potrafimy pożegnać się na stałe z odwagą i po prostu istnieć. Nie jako Ty i ja, jako my. Król i królowa – wieczna niewiadoma. Zejdźmy z szachownicy na „śmierć i życie”. Oddeleguj żołnierzy, odstaw pionki, wieże i koniki. Nikt już nie chce Twoich strzał. A jak tak… to strzelaj. Tylko prosto w serce, chociaż ofiaruj mi śmierć, w której nie będę cierpieć.
- To się po prostu stało. Jak wszystko z resztą. – odpowiedziała, widząc jego postawę. Będzie tylko gorzej. Dlaczego, dlaczego do cholery?! „Skończ waść wstydu oszczędź!”. W tym raju nie wolno dopuszczać się do marzeń. Chcesz szczęścia? Po prostu wypierdalaj. Nikt nie ma ochoty w zabawę w księżniczkę, która śmiała sobie wyśnić życie. Ogromną wadą Cassandry było to, że nie potrafiła go zostawić. Przecież nigdy nie słuchała Williamia. Bała się zostać znów sama. Czasem siedziała w ciemnym pokoju z zasłoniętymi specjalnie zasłonami, patrząc w jeden punkt. Chciałaby był i trwał przy niej. Nieważne, czy miałaby słyszeć jak ją nienawidzi czy kocha. Aby był. Tym tchórzem i draniem. I właśnie, obwiniając go za to, wtedy spojrzała mu w oczy.
- Warte pamiętania czy te które już dawno wyrzuciłeś? – spytała dość bezczelnie. A może Williamie przez przypadek, za pomocą takiego czegoś jak ognista w whisky, nie wiesz, co się wydarzyło?. Cassandro, dlaczego nie dasz mu po prostu sobie życia ułożyć? Dlaczego chcesz być jego częścią? Specjalnie o to spytała, specjalnie chciała pogorszyć swój nastrój. Może nawet usłyszeć, że jest zakochany? Czy odpuściłaby wtedy? Czy nie stałaby się tą pijaczyną, którą wykańcza alkoholizm na zmianę z anoreksją? Właśnie, co ona dzisiaj jadła…
- Dlaczego się o mnie troszczysz? – rzekła żałośne, będąc już w tej nieszczęsnej wodzie, czując jak krew leci jej z kolan i jak cholernie jest jej źle. Łzy zaczynały piec jej oczy, a rany coraz bardziej boleć. Już nie czuła jego bliskości, została zrzucona z kolan w wir własnego strachu. Jak można się bać wody? Podsunęła kolana aż pod brodę, obejmując je szczupłymi dłońmi. Mówiła już łamiącym się głosem, bo nawet tak dumna arystokratka nie może długo ukrywać własnych uczuć. To była w końcu Cassandra. Ona się w nim gubiła, zachowywała się tak jakby wpadła w pajęczynę wielkiego pająka, który kuje ciało, wpuszczając toksynę.
– Dlaczego po prostu nie zostawisz mnie w spokoju, nie będziesz zajmował TEGO miejsca? Zawsze gdy czuję, że umiem już żyć bez Ciebie, że jest mi lepiej, pojawiasz się i wszystko rujnujesz. – nie miała siły na niego nawet krzyknąć. Szeptała jakby do siebie, ocierając co chwila łzy. Dlaczego po prostu nie da jej ze sobą skończyć? W ten bądź inny sposób. Czuła jak woda otula jej ciało i jeszcze bardziej się wszystkiego bała. Była po prostu sparaliżowana i nie mogła się ruszyć. Jak mała dziewczynka poczeka aż wyciągnie ją z ta policjant i da piękny autograf z wpisem do jej dokumentów. Ona nie była zdolna do walki ze światem. Już miała wszystkiego dosyć. Kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie. Przezabawne uczucie. Zabija ją od środka własna dobroć.
- Nie ma za co, dopiszę to do Twojego rachunku. – burknęła. Naprawdę do cholery o niego dbała! Martwiła się i tak chciała, żeby był szczęśliwy. Oczywiście najpierw z nią, bo byli kiedyś niewyobrażalnie sobie potrzebni, dlaczego miało teraz być zupełnie inaczej? Spuściła wzrok, patrząc na strzałę amora wbitą w dno fontanny. Dziwny wymysł rzeźbiarza. Aż chciała po nią sięgnąć i zobaczyć, czy da się wyjąć i pokazać Williamowi, ale ogarnęła ją szeroko pojęta niemoc.
- Nie lubię Cię nazywać draniem, wolę Willusiem, Willem – rzekła cicho znowu. Nie lubię tego, jaki jesteś teraz, jakiego próbujesz się sprzedać. Znam Cię, Blaces!. Jeszcze mocniej przyciągnęła kolana do siebie, w ogóle nie przejmując się tym, że pewnie jej spódniczka dryfuje na wodzie i panowie przechodzący obok mogą mieć widoki. Nic już nie było ważne. Chciała żyć w swoim raju, otworzyć bramę na określony czas i powiedzieć : osiem liter, dwa słowa – powiedz to, a jestem Twoja. A jakby nie przyszedł? Zgniłaby w samotności, okuta krzewami cierniowymi. W imię Merlina.
Przymknęła oczy i milczała. Właśnie, co ja teraz wyprawiam?!, spytała samą siebie. Jakże ona siebie nie znosiła! Co miała powiedzieć? Cześć, po prostu mnie kochaj? Było to idiotyczne. Przygryzła wargę, skrywając się we własnym ciele. Była już słaba, tak cholernie słaba. Miał rację, opadła na dno. Nie powiedziała nic więcej. Siedziała, zwinięta w kłębek, czując jak leci jej krew i jak cholernie jest jej źle. Alkohol uderzał jej do głowy i jak to bywa podczas takiego nastroju, spotęgował go co najmniej czterokrotnie. Nie miała pojęcia, czego chce – czy ma ją zostawić, kochać, przytulić czy cokolwiek innego. Ona chciała tylko bajki. Nic więcej.
- Wiesz, Will, masz rację. Człowiek upada bardzo nisko. Ale Ty mnie dogoniłeś. Jesteśmy w tym samym bagnie jak zawsze. Nie wiem, co wyprawiam. Przecież i tak pewnie odejdziesz. A mi zostanie ten pierdolony rum. Dalej, łap wspomnienia. – to były najcięższe słowa, jakie kiedykolwiek wypowiedziała. Mogła krzyczeć, że go nienawidzi, okładać drobniutkimi pięściami, a i tak wiedziała, że go kocha. Teraz powiedziała najszczerszą prawdę. – Co wyprawiam? Boję się, William, że znowu mnie zostawisz, że udajesz podłego drania, aby zobaczyć mnie taką. – ciągnęła dalej, unosząc już głowę. Wyglądała doprawdy żałośnie. Był już wieczór, więc i zaczął wiać wiatr. Trzęsła się z zimna w tej lodowatej wodzie, próbując otulić swoje ciało dłońmi. Makijaż spływał po jej policzkach. Bransoletki tym pustym głosem trzęsły się razem z nią. Czerwonymi oczami, zapuchniętymi od płaczu, patrzyła na niego, ciekawa co zrobi. Odejdzie? Po prostu tylko mnie kochaj, bez medalów. – Brawo, Will, jesteś osobą, która potrafi doprowadzić mnie do takiego stanu. Kup sobie medal albo wyślę Ci go sową. Salazar, będzie dumny. – pokiwała głową, unosząc dłoń do policzków, chcąc zmazać czarne smugi.
Powrót do góry Go down


William Blaces
William Blaces

Student Slytherin
Rok Nauki : II
Wiek : 32
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 103
  Liczba postów : 474
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 EmptyWto Lip 03 2012, 20:50;

Czy to dobrze, że jest kojarzone jedynie z ukojeniem cierpienia? Przecież musi czekać jakaś kara na wszystkich zwyrodnialców tego świata, ich życie „po” wcale nie będzie bajecznie proste i przyjemne, wszak powinni odkupić swoje grzechy. Nikt na nic nie nalega, nikt nic nie musi, nikt o nic nie prosi, bo przecież wszystko już ma – ile można wytrzymać w takich warunkach i nie zwariować? Miesiąc? Rok? Dwa? Po pewnym czasie każdy normalny człowiek popadnie w odrętwienie, w końcu ile można nic nie robić? Ludzie bez obowiązków nie potrafią sobie zorganizować czasu, a bezczynność ich zabija.
W miejscu, z którego nie ma ucieczki, z pewnością musieliby się kiedyś w końcu pogodzić. Problem w tym, że tylko Bóg raczył wiedzieć, po jakim czasie ma nastąpić ten cud. Ile razy jeszcze się pokłócą. Ile jeszcze nerwów sobie naszarpią. Ile razy skrzywdzą siebie nawzajem. Ile łez wyleją. To była jedna wielka niewiadoma. Tak naprawdę nie było już żadnych żołnierzy, pionków, wierzy, koników ani nawet gońców. Wszyscy uciekli w popłochu, wyczuwając napięcie. Ta walka była już tylko ich, a nikt nie zamierzał złożyć broni jako pierwszy. Wręcz przeciwnie – wydawali się być wręcz gotowi walczyć do upadłego. Tylko co było wygraną? Przekonanie, kto jest większym kretynem i kto wszystko zaczął?
- Los drwił sobie z nas od początku. – skomentował jej wypowiedź. To bez sensu, jak coś mogło się dziać tak „po prostu”? Blaces nigdy nie wierzył w przeznaczenie ani w predestynację, ale coraz częściej nachodziły go wątpliwości, czy jest to słuszne. W końcu nie ważne, co robił, dokąd szedł, z kim spędzał czas. I tak nie mógł się uwolnić od Cassie, której drogi zbyt często krzyżowały się z jego, nawet w zupełnie przypadkowych miejscach.
- Po co pytasz, skoro najwyraźniej wiesz lepiej? – zapytał ostro. Nawet w takich okolicznościach nie potrafiła normalnie z nim porozmawiać, pozostać na neutralnym gruncie, sięgała w przeszłość, bezlitośnie i bezczelnie czepiając się czego tylko mogła. W tym momencie był w stanie powiedzieć jej wszystko. Skłamać bez zająknięcia, patrząc prosto w jej oczy. Ona się nie powstrzymywała, więc z jakiej racji on miałby postąpić inaczej? Wszak wiedział, że nic nie rani jej tak mocno, jak słowa i niepewność.
- Kiedyś łączyło nas coś wyjątkowego. – odpowiedział, krzywiąc się nieznacznie, choć właściwie co to była za odpowiedź? Sam nie wiedział, dlaczego w ogóle siedzi jeszcze w tym parku, przecież już od samego początku powinien nie reagować na żadne jej słowo i po prostu odejść, nie odwracając się. Może w ten sposób próbował się zabezpieczyć przed ewentualnymi wyrzutami sumienia, pomimo że upijać się zaczęła już wcześniej, przed ich jakże niefortunnym spotkaniem. Słysząc jej słowa, pokręcił przecząco głową z lekkim uśmiechem na ustach.
- O nie, Cassandro, ja wcale nie zamierzam wtrącać się w Twoje zapewne idealnie ułożone życie. Za każdym razem wracam po prostu do tego miasta, do szkoły, w której spędziłem najpiękniejsze lata swojego życia i gdzieś na siebie wpadamy, zupełnie tak jak dzisiaj. Jest to zaskakujące, bo przecież moglibyśmy wpaść na kogoś zupełnie innego, a wpadamy właśnie na siebie. I za każdym razem nie potrafisz tego zignorować i żyć dalej, nie potrafisz przejść obok i udawać, że nic nie było, nie ma i nie będzie. Więc w tym momencie pada pytanie, czy to faktycznie ja rujnuję wszystko czy to Ty sama przejawiasz skłonności masochistyczne i niszczysz wszystko na własne życzenie? Bo widzisz, Cassandro, ja nie zamierzam przeprowadzać się na drugi koniec świata tylko dlatego, że moje relacje z kimś tam się popsuły. Wrócę wcześniej, czy później. Tu są moi znajomi. Tu jest moje życie, nie tylko Twoje, jak najwyraźniej Ci się zdaje. Uwierz, że nie cały świat kręci się dookoła Ciebie.
Jej wypowiedzi odnośnie rachunku już nie skomentował, zacisnął tylko usta, które ułożyły się w wąską kreskę. Powiódł za jej spojrzeniem i także przez pewien czas wpatrywał się w kamienną strzałę. Może oznaczała ona, że wszystkie potencjalne ofiary Amora uciekły i to dlatego bezużyteczna strzała wbiła się w ziemię? Następnej wypowiedzi Cass także nie skomentował. Jestem jaki jestem, tylko Ty nie potrafiłaś tego zaakceptować i próbowałaś mnie zmienić. Więc czy znasz naprawdę mnie czy swoje wyobrażenie mojej osoby? Zapewniam, że przechodzący obok panowie w ogóle nie mieli żadnych widoków, bo tak samo jak reszta przechodniów, zauważywszy, że w dwójka w fontannie wcale nie prowadzi przyjemnej konwersacji, odsunęli się na bezpieczny dystans i omijali fontannę dużym łukiem.
Nie rozumiał, dlaczego nie potrafiła się zachować tak, jak wymagałaby tego sytuacja. Dlaczego nie potrafiła najzwyczajniej na świecie usiąść obok i porozmawiać z nim, jak dorosła kobieta, którą przecież była. Na Merlina, przecież tyle przeszła w życiu, wliczając w to ślub po pijaku, niespełnione macierzyństwo i rozwód. Dlaczego więc zachowywała się jak mała rozpieszczona dziewczynka, wrzucając go do wody, ochlapując, wdrapując się na niego jak gdyby nigdy nic. Nie tak to miało wyglądać. Wytrącało go to z równowagi i on sam już także nie był w stanie prowadzić rozmowy na poziomie. A już na pewno nie był w stanie wyrzec się wszystkich nieprzyjemnych słów i zaproponować, żeby zapomnieli o tych wszystkich wcześniejszych nieudanych próbach i żeby jeszcze raz zaczęli tworzyć swoją bajkę. Już nie wierzył w bajki.
- Wiesz, jak to jest. Za każdym razem, kiedy próbujesz wyjść z tego bagna, albo nawet kiedy wydaje Ci się, że już Ci się udało, że oto stoisz bezpiecznie na stałym gruncie, okazuje się, że ktoś cały czas trzymał Cię za kostkę i teraz z powrotem wciąga Cię do bagna, nie pozwala Ci z niego tak szybko uciec. Ja mam tak teraz. Nie rozumiem, dlaczego tak się dzieje, ale cały czas trzymasz mnie za pierdoloną kostkę i ciągniesz w dół, niżej i niżej, aż na samo dno. Powiedz mi, dlaczego? Co chcesz uzyskać? – mogli sobie oszczędzić wyznań, kto kogo bardziej nienawidzi, to już wyrzucili sobie wcześniej ze sto razy co najmniej. Nie wiedział, jaki w ogóle sens ma cała ta rozmowa. Najchętniej zacząłby się drzeć jak opętany, że ma wszystkiego dosyć i uciekł z tej przeklętej fontanny. Ten chłodny wiatr był wyjątkowo nieprzyjemny, siedzenie w wodzie to nie był dobry pomysł. Oparł dłonie na brzegu fontanny i podciągnął się, żeby na nim usiąść.
- Ależ najdroższa, medal należy się Tobie, to przecież Ty jesteś odpowiedzialna za swój stan. Dodałbym jeszcze, że gdyby nie moja interwencja, w tym momencie nie tylko siedziałabyś w fontannie, ale byś jeszcze do niej rzygała. – powiedział głosem przesyconym ironią, patrząc na tą żałosną postać i nie mogąc uwierzyć, że to właśnie Cassandra, Cassie, arystokratka, wiecznie uśmiechnięta i zadbana. Patrzył na nią przez dłuższą chwilę, po czym zeskoczył z powrotem do wody i podszedł w jej stronę. – Już wystarczy tego użalania się. – stwierdził odrobinę uprzejmiej niż wcześniej, po czym chwycił ją za łokieć i pomógł jej wstać, a następnie podniósł ją i posadził na brzegu fontanny. Trzęsła się z zimna i może nawet bohaterski William dałby jej swój sweter czy coś, ale tak się złożyło, że nie miał ani jednej suchej części garderoby. I nawet nie ta myśl naszła go pierwsza, tylko to, jak łatwo było podnieść dziewczynę.
- Ile Ty właściwie ważysz? Tyle samo, jak kiedy miałaś siedem lat? Mniej? – zapytał, lustrując ją spojrzeniem. Wyglądała strasznie i nie chodziło tu tylko o mokre ubrania czy rozmazany makijaż. Chyba nigdy nie widział jej tak wychudzonej.
Powrót do góry Go down


Alice Wonderland
Alice Wonderland

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II
Wiek : 31
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : teleportacja
Galeony : 50
  Liczba postów : 68
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 EmptySro Sie 01 2012, 16:06;

Londyn! Kochany, wspaniały, upragniony Londyn! Dzień wcześniej wróciła z wyjazdu nad jezioro, do którego namówiła ją jej kochana babunia, a żeby ją poskręcało, by pokazać jej, jakie to "fascynujące" zioła można znaleźć na przesiąkniętych wilgocią łąkach pełnych komarów i pokrzyw. Czasami zastanawiała się, która z nich bardziej wygląda na czarownicę-ona, w jej czystej szacie i z różdżką w dłoni, czy seniorka rodu, z pęczkiem ziół w jednej ręce i zardzewiałym nożem w drugiej, w tych swoich dziwnych cygańskich ciuchach.
Lecz wreszcie, po tygodniach katorgi-była w Londynie! Oczywiście pierwszą dobę przespała, na próby budzenia reagując groźbami wymazania pastą i oblania wodą podczas snu. Gdy jednak znalazła już w sobie dostateczne pokłady energii, by zwlec się z łóżka i wziąć kąpiel, pierwszym miejscem, do którego postanowiła się udać było jej ukochane Hyde Park, w niczym nie przypominające chaszczy znad bagienka. Oczywiście nie obyło się bez małych zakupów w jej ulubionej mugolskiej czekoladziarni, ale to tak oczywiste, jak fakt, że niebo jest niebieskie. A niebo pyszniło się tego dnia najczystszym odcieniem błękitu, i tylko od czasu do czasu przeleciał po nim biały obłoczek. Alice mogła więc dziarskim krokiem, ubrana w luźną koszulkę i krótkie spodenki, maszerować z małymi pysznościami w ręku, robiąc wielkie oczy na widok tłumów ludzi. Londyn zawsze był oblegany przez turystów i logicznym było, że w okresie wakacyjnym poza Pokątną nie będzie się dało wyżyć, teraz jednak ludzi było naprawdę w ch... dużo. Zaraz jednak oprzytomniała-igrzyska olimpijskie! No tak! W końcu jest już, jakby nie patrzeć, sierpień, miesiąc przeznaczony przez mugoli na ten ich dziwny konkurs z pucharami. Alice nigdy nie dbała o takie rzeczy, zawsze jej to umykało. Ledwo orientowała się w mugolskich dyscyplinach sportowych, dlatego nigdy nie kibicowała. Wystarczyło jej, że ogarniała, kiedy kafel wlatuje to obręczy, i kiedy szukający łapie znicz (i oto kolejna przyczyna kompletnego braku zainteresowania igrzyskami-w końcu jakoś teraz miały być mistrzostwa quidicha [tak to się pisze, co nie?], wszyscy mówili o tym, zamiast przejmować się jakimiś mugolskimi tradycjami). Wszystkie te okoliczności nie zmieniały jednak faktu, że ludzi było sporo, a najwięcej tych w czerwono-białych strojach. Jak oni się nazywali...Polanie, czy jakoś tak. Chyba mieli stamtąd kilku uczniów w Hogwarcie.
Znacznie mniejszy tłum można było zauważyć przy fontannie (mugole jak zwykle nie doceniają tego, co naprawdę piękne), tam też przysiadła Alice, z nadzieją, że tłum wraca z jakiegoś meczu i zaraz porozłazi się do okolicznych pubów
Powrót do góry Go down


Jiro Moore
Jiro Moore

Student Gryffindor
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : teleportacja
Galeony : 326
  Liczba postów : 379
http://czarodzieje.my-rpg.com/t3778-jiro-izo-moore
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5555-zla-sowa#160908
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 EmptySro Sie 01 2012, 18:34;

Życie jest do dupy. Wraz z tą optymistyczną myślą Jiro przemierzał ulice Londynu, szukając czegoś godnego uwagi. Niestety, bez skutku. Pół dnia włóczył się bez celu, by w końcu wstąpić do pobliskiego parku. I jeszcze chcieli od niego za to pieniądze! Pfff, to mu powinni płacić, że w ogóle chce się tu pojawić. No, bywał próżny. I co z tego? Miał powody. Zajebistość w czystej postaci (tak, tak, eheś).
Żar lał się z nieba, ale mimo wszystko- było lepiej niż w Egipcie. Uśmiechnął się jednak na wspomnienie tych wakacji, bo wcale nie były takie złe. Wręcz przeciwnie- były jednymi z lepszych. W lipcu odwiedziła go Gianna, a on chodzi dumny jak paw, trzymając ją za rękę, gdy spacerowali po parku. Kupował jej lody i kawę, a potem ładnie odstawiał pod drzwi hotelu, by za kilka godzin znów do nich zapukać i porwać na zakupy. Przez tydzień byli nierozłączni, a potem ona musiała wyjechać. Zobaczyli się ponownie w Egipcie, ale... to jakby nie było już to samo. Ona musiała zajmować się sprawami organizacyjnymi, nie miała czasu na wygłupy i randki na plaży. Więc ich "związek" stracił sens.
No i był jeszcze ten przeklęty Lizard. Co on sobie w ogóle myślał, całując go wtedy na korytarzu, a potem jeszcze kilkakrotnie w czasie wakacji? No i Namida. Głupia randka w ciemno, w którą wrobili go znajomi. Miał spotkać się z miłą, słodką i piękną dziewczyną, a skończył z jakimś Japończykiem z gitarą. Było miło, ale potem i tak nieźle posprzeczał się z kolegami.
A teraz wylądował tutaj, w Londynie, u cioci, która zaprosiła go wraz z całą rodziną. Młodszy, denerwujący kuzyn nie dawał mu spokoju ani na chwilę i teraz cudem się go pozbył, a wujek usilnie próbował przekonać go do "ekstra" rozrywki, jaką było łowienie ryb o piątej rano. Nie, dziękuję, postoję.
Z torbą przewieszoną przez ramię, w ciemnych okularach, szortach w kratę i białym podkoszulku dzielnie przepychał się przez tłum turystów z aparatami, w wielkich kapeluszach, by dostać się do budki z napojami i przekąskami. Był spragniony. Spragniony i głodny, a pół batona, które trzymał w kieszeni ciężko było uznać za posiłek.
Zadowolony, z hot-dogiem w jednym ręku i kubkiem kawy w drugiej, pomaszerował przed siebie, by spokojnie oddać się konsumpcji, ale jego żołądek nagle się zbuntował, robiąc fikołka i każąc Jiro się zatrzymać. Przed nim, kilka metrów dalej, na ławce przy fontannie siedziała ta urocza Puchonka, dziewczyną, którą obserwował już od kilku miesięcy, z ukrycia, jak jakiś psychopata. Już prawie, prawie o niej zapomniał, ale jej widok sprawił, że po plecach przeszły przyjemne dreszcze, a twarz poczerwieniała delikatnie, co Jiro zwalił na wysoką temperaturę.
Mocniej zacisnął palce na biednym hot-dogu, robiąc kilka kroków w przód. Co miał powiedzieć? Co zrobił, by zwróciła na niego uwagę i by nie wyjść przy tym na natręta? "Cześć, jestem Jiro i chcę cię zjeść"- boziu, nie!
Jedyne co przyszło mu do głowy to po prostu efektownie się wywalić, tuż przed nią. A potem może Alice będzie na tyle dobra i opatrzy jego rany wojenne? I doceni to, że tak się dla niej poświęcił? Taaa, jasne, bez szans.
-Cześć- powiedział nagle, nie bardzo nawet wiedząc kiedy i podszedł do niej, machając jedzeniem. Sos z hot-doga niemal natychmiast wylądował na jego białej koszulce, a niewiele by brakowało, by i kawa do niego dołączyła, gdy student usilnie próbował walczyć z pierwszą plamą.
Powrót do góry Go down


Alice Wonderland
Alice Wonderland

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II
Wiek : 31
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : teleportacja
Galeony : 50
  Liczba postów : 68
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 EmptySro Sie 01 2012, 19:26;

Alice jadła właśnie piąte z dziewięciu czekoladowych ciasteczek, wystawiając jednocześnie twarz do słońca, próbując złapać kilka piegów. A może powinnam się opalać przez sitko...pomyślała zmartwiona. Jej skóra potrzebowała spędzić kilka godzin na słońcu, by wyglądać na choć muśniętą brązem. Tymczasem ponura chatka przy jeziorku była praktycznie kompletnie odseparowana od światła słonecznego i na nadgarstkach puchonki dało się zobaczyć dwa razy więcej żył, niż u przeciętnego człowieka. Oczy już ją bolały, rozejrzała się więc po zgromadzonym wokół fontanny tłumie, mrugając oczami. Zdawało jej się, że widzi...nieee, to przecież niemożliwe! A jednak wzrok ją nie mylił. W kolejce do budki z fast foodem stał Gryfon, na którego przez cały ostatni semestr spoglądała ukradkiem, gdy tylko nie patrzył, jak jakaś pierwszoklasistka. Miał na imię Jiro, i kilka razy nawet udało jej się z nim pogadać, były to jednak konwersacje nie wykraczające poza "masz może ochotę...pożyczyć mi ołówek?". Alice kompletnie nie radziła sobie z facetami, bo nikt jej tego nie nauczył. Zawsze to oni robili pierwszy krok, a potem już jakoś się wszystko toczyło. Co prawda znajome udzielały jej zawsze rad, co powinna zrobić, jak zagadać, gdy jednak przychodziło co do czego, zamierała, po czym..."pożyczysz mi trochę pergaminu?".
O boże, idzie tu! Szybko Alice, jakaś poza! Wcale nie zwróciłaś na niego uwagi, w ogóle go nie rozpoznałaś, tak w sumie, to jesteś tylko opalającą się mugolką! Obserwowała go spod przymrużonych powiek. Widziała jak stanął, patrząc na... "nie, nie, nie, nie, nie..."niestety, nigdy nie miała zdolności telepatycznych. Chłopak jeszcze chwilkę sterczał w miejscu, by potem krzyknąć "cześć". Cześć! Tak po prostu cześć! I jak ona ma to teraz zignorować, co? Udając, że dopiero co go spostrzegła (w końcu chciała zostać aktorką, prawda?) popatrzyła na niego ze zdziwieniem, po czym uśmiechnęła się, pilnując, by nie wyszło to głupkowato.
Pomachała do niego. Pech jednak chciał, że Jiro, nie mając żadnej ręki wolnej, zaczął machać tą z hot dogiem i...Alice musiała stłumić chichot, gdy na śnieżnobiałej bluzce chłopaka wylądowała porcja sosu, nie potrafiła jednak nie wybuchnąć śmiechem, gdy Gryfon zaczął "tańczyć", rozpaczliwie próbując wyczyścić plamę.
-Czekaj-zatrzymała go na chwilę w tym jego tańcu-połamańcu, w którym całe reszta z rzeczy, które miał w rękach o mały włos podzieliłaby los sosu. Nie miała przy sobie różdżki, miała natomiast chusteczki higieniczne, z pewnością dużo bardziej skuteczne niż kubek od kawy. Poczęła bezmyślnie wycierać plamę, i dopiero po kilku sekundach zorientowała się, jak to mogłoby wyglądaś z punktu widzenia postronnego obserwatora. Spojrzała do góry-chłopak może i nie był gigantem, ale z jej 1.67 była skazana na patrzenie na podbródki większości rówieśników-po czym zrobiła coś, co jej zdaniem jak najbardziej pasowało do sytuacji, choć nikt o zdrowych zmysłach nie pomyślałby nawet o takiej możliwości
-Ciasteczko?-spytała, unosząc do góry torbę ze słodkościami.
Powrót do góry Go down


Jiro Moore
Jiro Moore

Student Gryffindor
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : teleportacja
Galeony : 326
  Liczba postów : 379
http://czarodzieje.my-rpg.com/t3778-jiro-izo-moore
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5555-zla-sowa#160908
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 EmptySro Sie 01 2012, 19:41;

Zakochani to jednak są głupi. W ogóle to ta cała miłość jest jakaś dziwna. Bo jak to się stało, że Jiro w ciągu tych kilku miesięcy nie odezwał się do niej prawie słowem, prócz kilku "mhm" i "masz", gdy go o coś prosiła? Nigdy nie był zbyt rozmowny, bo uważał, że nikt nie zasługuje na jego uwagę, ale... do cholery. Z innymi dziewczynami, tymi na imprezach, w klubach, czy nawet na korytarzu- nie miał większych problemów. Podchodził i zagadywał, tak zwyczajnie, a teraz...
Teraz stał jak palant, pozwalając jej czyścić swoją koszulkę, choć wcale nie byłby zły, gdyby ją bardziej ubrudziła. Wybaczyłby jej wszystko, gdyby tylko uśmiechnęła się tak słodko, jak kiedyś, gdy rozmawiała z przyjaciółką. Wtedy tak bardzo, bardzo chciał zrobić jej zdjęcie, lub ją narysować, ale jak wyglądałby facet z aparatem w dłoni, schowany za posągiem, czający się, jak do ataku na niewinną ofiarę? Pewnie niezbyt normalnie.
-Dzięki- mruknął, przekładając kubek z kawą to do jednej to do drugiej ręki, byleby tylko się czymś zająć. -Może zapoczątkuję tym nową modę, co sądzisz?- spytał, po czym bez zastanowienia sięgnął po jedno ciasteczko z jej torby, które umoczył w kawie i ugryzł. Potem jej także podsunął parujący kubek, wciąż z ciastkiem z buzi i pytającym spojrzeniem.
-Jiro- przedstawił się w końcu, uważając to za dobry początek. Bo skąd miała wiedzieć, jak się nazywał? On oczywiście wiedział! Alice, Alice, Alice. Alicei Jiro, ładnie brzmi, nie? Nie? Oj tam, oj tam. -Nie kubek, ja- dodał szybko, w końcu wyciągając w jej stronę dłoń i uśmiechając się lekko. Zrobiły mu się te słodkie dołeczki w policzkach i w ogóle... z tymi okruszkami wokół ust wyglądał jakoś tak niewinnie i uroczo. Ale biada temu, kto mu to powie!
Powrót do góry Go down


Alice Wonderland
Alice Wonderland

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II
Wiek : 31
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : teleportacja
Galeony : 50
  Liczba postów : 68
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 EmptySro Sie 01 2012, 20:12;

Alice nie miała pojęcia, jak się słodko uśmiechać, tak samo jak nie wiedziała, jak się słodko kica, ani jak się słodko je czekoladę. Osobiście uważała, że wszystko, co robi, robi najzupełniej normalnie, i niespecjalnie przykładała wagę do tego, czy jest przez innych uznawana za słodką. A jednak, o czym sama nie wiedziała, jej gestykulacja dostosowywała się do jej psychiki siedmiolatki, przy czym wiele rzeczy robiła w sposób wręcz przeuroczy.
Zaśmiała się, lekko nerwowo, mając jednak nadzieję, że tego nie dostrzegł
-Tak, najlepiej ze stuprocentowej bawełny, żeby jeszcze było "eko". Zobaczysz, ludzie się na to rzucą.- próbowała żartować, maczając ciastko w kawie, co wyszło jej zadziwiająco dobrze, bo zwykle jedna połowa ciastka lądowała w kawie, a druga na podłodze.
A więc jesteś Jiro? Nie gadaj! Ale jesteś pewien? Wiesz, pytam, bo mogłam źle zrozumieć! Oczywiście, że wiedziała, jak ma na imię! Za kogo on ją miał! Okres wzdychania do bezimiennych modeli z mugolskich pism dla kobiet miała już za sobą. Jeszcze gdyby to było jakieś zwykłe imię- Tom, czy inny Jerry- wtedy można by mieć wątpliwości. Ale Jiro znała tylko jednego, trudno było więc mówić o pomyłce
-Alice- przedstawiła się, gdy już przełknęła ciastko.-chodzimy razem na studia, prawda?-brawo, Alice! Pokaż, że nie jesteś taka pierwsza lepsza! Tak, jak cię uczyła Corin! Chociaż to się nie musiało skończyć dobrze, bo Corin była piękna i mogła pleść trzy po trzy, a faceci i tak do niej lgnęli...
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 QzgSDG8








Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Fonntanna w środkowej części Parku

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 2 z 7Strona 2 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Fonntanna w środkowej części Parku - Page 2 JHTDsR7 :: 
londyn
 :: 
Mugolskie miejsca
 :: 
hyde park
-