Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Fonntanna w środkowej części Parku

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 7 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
AutorWiadomość


Simon Lewis
avatar

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II
Wiek : 31
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : Teleportacja
Galeony : 149
  Liczba postów : 1357
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 EmptyCzw 14 Lip - 9:55;

First topic message reminder :


Fonntanna w środkowej części Parku

W środkowej części parku znajduje się pokaźnych rozmiarów fontanna. Wokół stoją ławki, na których przechodnie mogą usiąść i patrzeć na fontannę albo ochłodzić się bryzgającą z niej wodą. Wieczorami jest ona podświetlana najróżniejszymi kolorami, przez co wygląda naprawdę magicznie. Po zmierzchu można przy niej zobaczyć wielu zakochanych.

Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Ruben R. Skuja
Ruben R. Skuja

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 179 cm
C. szczególne : przywidziało Ci się coś
Galeony : 45
  Liczba postów : 140
https://www.czarodzieje.org/t18445-ruben-r-skuja?nid=9#525864
https://www.czarodzieje.org/t18472-rubensowe-listy#525879
https://www.czarodzieje.org/t18454-ruben-r-skuja?nid=10#525866
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 EmptyPią 3 Kwi - 19:42;

Bywał w Londynie praktycznie co weekend, odkąd przyjechał do Anglii. W pierwszej kolejności kierował się do Św. Munga – upewnić się, że Penelopa wciąż twardo śpi i wypytać wszystkie pielęgniarki, czy przypadkiem nie poruszyła w tym tygodniu małym palcem, nie mrugnęła, nie odetchnęła jakoś głębiej. Odkąd ten jeden raz przegapił moment, w którym się na chwilę ocknęła, nie stało się to już ani razu, od pół roku. Niezłomnie spędzał kilka godzin tygodniowo u jej boku, opowiadając jej historie i nie tracąc nadziei, że kiedyś odpowie mu na nie zaspanym głosem. A kiedy już nie było ani jednego nieodrętwiałego miejsca w jego ciele, przychodził tutaj. Lubił miejsca, w których był zupełnie anonimowy – może to dlatego tak bardzo upodobał sobie mugolski Londyn. Nikt go nie zaczepiał, nikt się na niego nie gapił i nikt nie miał do niego interesu. Nikt nie pytał o głos ochrypnięty od jednostronnych szpitalnych monologów. Czasami to on zagadywał starszych ludzi i pomagał im karmić ptaki, wyciągając z nich ciekawe opowieści, które mógłby przekazać później Penelopie lub odłożyć do swojego mentalnego archiwum w oczekiwaniu na kłamstwo, w które wpasują się jak puzzel z innej układanki, który przypadkiem ma idealny kształt i rozmiar.
Roztarł obolały od wiszenia nad książką kark, zatrzymując się przy fontannie. Dziś znów nie udało mu się zamienić słowa z Penelopą. Nie tylko dlatego, że nie mogła uczestniczyć w rozmowie – dziś jedna z pielęgniarek kręciła się ciągle w okolicy, jakby nie rozumiejąc, że śpiącemu też można chcieć powiedzieć coś prywatnego, co nie zostanie podsłuchane. Zimny, gryzący wiatr przeczesywał mu włosy i wyciskał łzy z oczu. Odwrócił się gwałtownie, żeby iść wraz z kierunkiem podmuchu i natychmiast wydał z siebie okrzyk zaskoczenia, gdy prawie staranował jakąś drobną dziewczynę.
Uwaga – powiedział głupio, tak jakby to ona stworzyła zagrożenie. Zamrugał potem kilka razy, przyglądając się jej twarzy. – Ja cię znam – oznajmił powoli, przyglądając się jej z ostrożnością. Tylko skąd? Miał niejasne wrażenie, że sam powinien sobie szybko przypomnieć, skoro już wdał się z nią w rozmowę – za kłamstwami trzeba w końcu nadążać, a stuprocentowo pewien był tylko tego, że nie opowiadał jej wtedy historii swojego życia.

@Freja Nielsen
Powrót do góry Go down


Freja Nielsen
Freja Nielsen

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 169cm
C. szczególne : śnieżnobiałe włosy; pojedyncze rzemyki na nadgarstkach
Galeony : 742
  Liczba postów : 520
https://www.czarodzieje.org/t18384-freja-nielsen
https://www.czarodzieje.org/t18412-freja-nielsen#524470
https://www.czarodzieje.org/t18386-freja-nielsen#523423
https://www.czarodzieje.org/t18418-freja-nielsen-dziennik#524592
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 EmptySob 4 Kwi - 12:46;

W jej jasnych tęczówkach mury Hogwartu prezentowały się bardzo topornie. Nie można im było odmówić klasycznej wytworności, ale coraz częściej wzdychała tęsknie do konstrukcji znanych z Oslo. Stavefjord, choć stawiane lodem i mrozem, nie pozwalało jej chować sinych od chłodu dłoni w kieszeniach plecionego francuskim ściegiem swetra. Nostalgia nasiliła się szczególnie teraz, w okresie, w którym wszystko budziło się do życia. Kwiecień w Stavefjord nie był najcieplejszym miesiącem w roku (bo i skandynawskie trzysta sześćdziesiąt pięć dni ciepłe miało tylko tygodnie), odbijał się od szkolnych lodowców gradem i silnym deszczem, a czasami osiadł jeszcze śnieżną pierzyną na którejś z kolumn. Nie było jednak nic piękniejszego od odbijających się promieni słonecznych na lodowych posadach – świetliste promyki tańczyły w oczach tych, którzy zdecydowali się poświęcić chwilę na coś innego niż usytuowana powtarzalnością codzienność.
Monotonia stopniowo wypełniała karty i jej kalendarza. Budziła się aby zastać na dole pogrążonych w sennym jeszcze letargu uczniów. Chowała nos w rękawach gdy ktoś w jej obecności otwierał pastę o ciemnobrązowej barwie i intensywnym zapachu. Nie zdążyła zapałać miłością do brytyjskich zwyczajów żywieniowych – smarowidło Marmite podważało majestat jej kubków smakowych, dlatego na tostach, które sobie przygotowywała, można było ujrzeć co najwyżej śliwkowe powidła.
Londyn był chłodny, niebo szare, a samo miasto – gwarne. Każdy pędził w tylko sobie znanym kierunku (zapewne powiązanym z życiem zawodowym), przyklejony dłońmi i policzkiem do telefonu, a drugą ręką ściskając parasol lub podtrzymując dużą torbę. Wbrew pozorom, bardzo ta nieczarodziejska część Londynu przypominała jej centrum Oslo i Bergen. Duże miasta nie różniły się aż tak między sobą. Narzuciła kaptur na głowę, aby choć odrobinę poskromić szarpane co rusz mroźnym wiatrem kosmyki, które ograniczały jej widoczność. Nie tylko ona miała chwilowy problem ze zorganizowaniem sobie prywatnej przestrzeni - wydawało jej się, że wprost spod ziemi wyskoczyła na jej drodze szczupła postać.
- Ben? - zapytała niepewnie, mrużąc oczy i próbując dopasować charakterystyczne rysy twarzy do konkretnego imienia. Poznała go w Irlandii, kiedy zwrócił uwagę na okładkę trzymanej przez nią książki autorstwa Tove Jansson. Pracuję w wydawnictwie. Redaguję to, co umknęło autorowi dzieła - poprawiam logiczne nieścisłości, wskazuję luki fabularne. Wydanie książki to proces. Spędzili na wspólnej rozmowie ponad dwie godziny, a na koniec kiwnęli sobie uprzejmie głowami i każde poszło w swoją stronę, bez większego żalu na myśl, że mieliby się już nigdy nie spotkać. - Zmieniłeś miejsce zamieszkania czy pracę? A może podróżujesz zawodowo i wspomagasz promocję jakiegoś nowego tytułu na targach książki? - zapytała z tlącym się w kącikach ust uśmiechem, zupełnie nie zdając sobie sprawy, że serce ruBena musiało po chwilowym zatrzymaniu zabić z ulgą, gdy zupełnie nieświadomie pomogła mu w znalezieniu odpowiedniej stronicy w bogatej księdze fałszywych tożsamości.

@Ruben R. Skuja
Powrót do góry Go down


Ruben R. Skuja
Ruben R. Skuja

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 179 cm
C. szczególne : przywidziało Ci się coś
Galeony : 45
  Liczba postów : 140
https://www.czarodzieje.org/t18445-ruben-r-skuja?nid=9#525864
https://www.czarodzieje.org/t18472-rubensowe-listy#525879
https://www.czarodzieje.org/t18454-ruben-r-skuja?nid=10#525866
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 EmptyPon 6 Kwi - 16:03;

W badawczym spojrzeniu niemal widać było trybiki jego mózgu, obracające się w próbie wydobycia z niepamięci odpowiedniego wspomnienia. Dopiero gdy usłyszał (prawie) swoje imię, coś kliknęło.
Freja! – przypomniał sobie, pstrykając palcami. Kiedy usłyszał jej głos, łatwiej było skojarzyć twarz z imieniem. Teraz już pamiętał – wszedł do mugolskiej księgarni w Irlandii, a zamiast wystaw z książkami, w pierwszej kolejności jego wzrok przyciągnęła biała plama jej włosów. Nie mógł wiedzieć, że ma do czynienia z czarodziejką, więc naturalnie, podał się za osobę niemagiczną. Niecałe dziesięć minut wcześniej mijał w uliczce sąsiada swoich irlandzkich dziadków, który był redaktorem – to jemu ukradł elementy tożsamości, kiedy już wdał się w rozmowę z dziewczyną. Oby tylko pamiętał, w jakich proporcjach mieszał je z prawdą i innymi kłamstwami – albo oby ona nie pamiętała zbyt wielu szczegółów z tamtej rozmowy, ale gdyby jednak, to oby podzieliła się z nim tak jak garścią informacji, która przed chwilą sprowokowała małą eurekę.
Dostałem awans – to było pierwsze, co przyszło mu do głowy, a w końcu gdyby zastanawiał się długo nad odpowiedzią, równie dobrze mógłby napisać sobie na czole KONFABULANT. Nie mógł ryzykować ujawnienia tajemnicy o czarodziejskim półświatku przypadkowej mugolce, której prawie nie znał, prawda? – A awans wiązał się z przeprowadzką, bo siedziba wydawnictwa jest w Londynie. Chcieli mnie bliżej centrali – improwizował dalej, ostrożnie unosząc do góry kąciki ust i pilnując, czy przypadkiem jakiś sceptycyzm nie pojawia się w jej twarzy. – A ty? Co tu robisz? – Nie była przecież Brytyjką. Pamiętał to dobrze, bo temat wyszedł od rozmowy na temat książki, którą trzymała, kiedy się poznali i pochodzenia jej autorki, a kiedy już został napomknięty, Freja do końca rozmowy ciągle wtrącała ciekawostki na temat Skandynawii. W jej ustach Norwegia układała się na kształt baśniowej krainy, słuchał jej wtedy z wypiekami na twarzy, żałując, że jego aparycja wywoływałaby spore wątpliwości, gdyby kiedykolwiek próbował podszyć się pod Norwega.
Powrót do góry Go down


Freja Nielsen
Freja Nielsen

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 169cm
C. szczególne : śnieżnobiałe włosy; pojedyncze rzemyki na nadgarstkach
Galeony : 742
  Liczba postów : 520
https://www.czarodzieje.org/t18384-freja-nielsen
https://www.czarodzieje.org/t18412-freja-nielsen#524470
https://www.czarodzieje.org/t18386-freja-nielsen#523423
https://www.czarodzieje.org/t18418-freja-nielsen-dziennik#524592
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 EmptySro 8 Kwi - 13:48;

RuBen miał to szczęście, że widzieli się w życiu tylko raz, i to w sytuacji niewymagającej wzajemnego obdarowywania większą dozą emocji. Zdołali zapisać się w swojej pamięci jedynie jako obcy sobie przechodnie, którzy miło pogawędzili na tematy nie wpisujące się w rejestr drażliwych czy konfliktowych. Pamiętała jego spokojny, pogodny ton i delikatny uśmiech, kiedy pokrótce objaśnił jej jak przebiega rytm jego pracy i z czym na co dzień zmaga się w wydawnictwie. Nie miała zwyczajnie pojęcia jak Skuja reaguje na sytuacje wymagające wprowadzenia dozy fikcji, zwłaszcza że kilka miesięcy temu skutecznie i płynnie częstował ją kolejnymi nieprawdziwymi historiami. Ewentualne zakłopotanie, które przez sekundy mogło się pojawić na jego twarzy, przypisała zwyczajnie do tego, że miał prawo nie wiedzieć z kim aktualnie rozmawia. Miała świadomość, że równie dobrze mógł jej nawet nie pamiętać albo przynajmniej udać, że kompletnie nie kojarzy jej osoby. Mógł nawet zakończyć to niespodziewane spotkanie słowami przepraszam, musiałem cię z kimś pomylić i ruszyć szybciutko w drugą stronę, zanim i ona zdołałaby dopasować konkretną sytuację z życia do jego twarzy.
-  To cudownie, gratuluję! - powiedziała, mając nadzieję że i w tym przypadku awans jawi się w życiu człowieka jako coś, co poszerza jego horyzonty, poprawia sytuację finansową i faktycznie wprawia w poczucie dumy i docenienia przez innego człowieka. Nie znała go. Może ten awans mimo kilku plusów jawił się w jego życiu jako przekleństwo ze względu na zmianę planów związanych z dotychczasowym prowadzeniem spokojnej egzystencji na terenie zielonej Irlandii? Może wcale nie chciał się przeprowadzać, ale niepozwalające mu spać w nocy myśli o nawarstwiających się rachunkach do opłacenia zadecydowały o tym, że postanowił wyruszyć w podróż za pieniądzem, który zagwarantuje mu spokój? Czy miał rodzinę, którą musiał utrzymać? W gruncie rzeczy nie wiedziała o nim nic. - I jak? Podoba ci się tutaj, dobrze się odnajdujesz w nowym mieście? Ludzie w porządku, czy zadzierają nosa? - pytała nieco ostrożnie, nie chcąc wkroczyć na niebezpieczne tereny. W gruncie rzeczy czuła się odrobinę niezręcznie, a nagle wstępujące czerwone rumieńce już szczególnie informowały o jej zakłopotaniu. Była w Londynie. Dlaczego? W Irlandii spędziła czas jako towarzysz zawodowej podróży ojca, który miał chwilowe problemy z zamknięciem zlecenia swojego klienta. Powiedziała prawdę. Takim samym odruchem, mechanicznym i nieprzemyślanym, kierowała się i tym razem, gdy z ust Bena wypłynęło pytanie związane z powodem jej pobytu w Londynie. - Och, studiuję, bo jest tu znacznie więcej nowych... - zaczęła zanim ugryzła się w język. Szlag! No przecież nie powie, że uzupełnia ruchomy zeszyt o kolejne listki i kwiaty, które mogą pomóc komuś zniknąć albo w których hoduje się tańczące koniki morskie. - ... nowych możliwości. Niż w Norwegii. Całej Skandynawii? Bo w gruncie rzeczy to chyba będę szukać pracy tutaj. W Londynie. Albo po prostu na terenie Anglii.
Gdyby mogła, to wskazałaby palcem w dowolnym kierunku krzycząc do Bena ej, zobacz, spójrz tam! a potem schowałaby się pod peleryną niewidką, aby zniknąć mu z oczu. Dziękowała niebiosom, że wciąż ma na głowie kaptur, który choć odrobinę maskował plamy zakłopotania na jej twarzy. - I widzisz, tak to jest... - rzuciła, kopiąc wprzód drobny kamyk, który zaplątał się przy jej stopach. - Życie wysyła nas w miejsca, których nawet nie braliśmy pod uwagę, co?
I podrzuca nam po drodze ludzi, których nie spodziewaliśmy się już więcej zobaczyć.

@Ruben R. Skuja
Powrót do góry Go down


Ruben R. Skuja
Ruben R. Skuja

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 179 cm
C. szczególne : przywidziało Ci się coś
Galeony : 45
  Liczba postów : 140
https://www.czarodzieje.org/t18445-ruben-r-skuja?nid=9#525864
https://www.czarodzieje.org/t18472-rubensowe-listy#525879
https://www.czarodzieje.org/t18454-ruben-r-skuja?nid=10#525866
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 EmptyCzw 16 Kwi - 23:24;

Uśmiechnął się trochę uprzejmie, a trochę niemrawo. – Dzięki – powiedział, starając się ubrać to słowo w ton, którym wypowiedziałby się człowiek faktycznie zasługujący na jakiekolwiek gratulacje. Wyszło to trochę kulawo w jego mniemaniu, dlatego postanowił skupić się na dodatkowych pytaniach i szybko tym samym chociaż trochę odbić od tematu. Zastanowił się chwilę teatralnie, chociaż w istocie w ogóle nie wiedział, co odpowiedzieć na jej pytanie. Nie znał za dobrze Londynu, a już zwłaszcza jego mieszkańców, z pewnymi nieliczącymi się zanadto wyjątkami. Nie mógł jej przecież poopowiadać o nietaktownych pielęgniarkach w Mungu. – W centrali wszyscy – powiedział w końcu, mając na myśli zadzieranie nosa. – Na szczęście pracuję przeważnie z autorami – dodał, nie mając w zasadzie zbyt wielkiego pojęcia na temat pracy w redakcji i nie będąc pewnym, czy to, co mówi, ma w ogóle jakąkolwiek rację bytu. Przyjął jednak taktykę mówienia wszystkiego z całą pewnością, żeby dziewczyna nawet nie miała powodu, żeby zastanawiać się nad chwiejnością w konstrukcji tej historii. Ostatni raz rozmawiał z sąsiadem-redaktorem właśnie wtedy, kiedy ją poznał. Już nawet niewiele pamiętał z tego, jak w ogóle wygląda praca w wydawnictwie! Miał to gdzieś zapisane, ale przecież nie mógł zacząć wertować przy niej swojego notesu zawierającego wszystkie tego typu szczegóły. – Ale tęsknię za Irlandią – tu szczera nostalgia pojawiła się w jego głosie. Zapatrzył się w dal, nagle dużo poważniejszy, niż dotychczas. – W małych miejscowościach jest mniej możliwości, ale wolniej się żyje, niż tutaj – stwierdził. Przed oczami stanęła mu na chwilę burza rudych włosów matki; z jakiegoś powodu wróciło do niego wspomnienie, w którym Penelopa próbowała zaciągnąć go na spacer po lesie, ale on w wielkim nieszczęściu uparcie tkwił w przekonaniu, że w tamtym momencie plac zabaw był tym, czego potrzebował bardziej. Wyrwał mu się smutny uśmiech, ale szybko odgonił te myśli, skupiając się na jej słowach.
O, co studiujesz? – zapytał, szczęśliwy, że może oddać dziewczynie głos. W jego głowie już układał się plan, w którym zasypuje ją taką ilością pytań, żeby nie była w stanie nadążyć za odwdzięczanie się własnymi. Z tego, co pamiętał, umiała dobrze opowiadać – tym bardziej podobał mu się taki plan.
Życie wysyła nas w miejsca, których nawet nie braliśmy pod uwagę, co?
Aż się zaśmiał, tak prawdziwe było dla niego to stwierdzenie. Nigdy nie brał pod uwagę wyjazdu do Łotwy i znalezienia się w zasięgu wpływów swojego ojca. I nigdy nie brał pod uwagę, nawet kiedy to się już stało, że jego życie wywróci się do góry nogami już na zawsze. Nie mogła o tym jednak wiedzieć.
Prawda... – powiedział ostrożnie, przyglądając jej się przy tym, żeby w razie czego wychwycić na jej twarzy jakiekolwiek nuty sceptycyzmu. – Chyba nie ma po co robić szczegółowych planów, bo... no... życie – stwierdził na koniec, potykając się o słowa. Aż pokręcił lekko głową z zażenowaniem, słysząc swój własny głos. Po co w zasadzie zaczynałeś tę rozmowę, Skuja?
Powrót do góry Go down


Freja Nielsen
Freja Nielsen

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 169cm
C. szczególne : śnieżnobiałe włosy; pojedyncze rzemyki na nadgarstkach
Galeony : 742
  Liczba postów : 520
https://www.czarodzieje.org/t18384-freja-nielsen
https://www.czarodzieje.org/t18412-freja-nielsen#524470
https://www.czarodzieje.org/t18386-freja-nielsen#523423
https://www.czarodzieje.org/t18418-freja-nielsen-dziennik#524592
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 EmptyPią 1 Maj - 2:34;

To, co mówił o małych miejscowościach było prawdą. Wiedziała, że ten nachalny zgiełk, tak przecież charakterystyczny dla życia dużych miast, nie jest dla niej. Byli ludzie, którzy żywili się energią wyskakującą z każdego rogu, niesioną pospiesznie wraz z ludźmi przemieszczającymi się szybkim krokiem w tylko sobie znane miejsca. Dla jednych egzystencja w takim trybie działała jak paliwo do dalszych działań, wzmacniała i motywowała do dalszej rywalizacji. Freja była jednak ukształtowana w sposób, który sprawiał, że gubiła się wśród nadmiaru ludzkich spojrzeń i czuła niekomfortowo w większych skupiskach ludzkich. Pokiwała głową na jego słowa i westchnęła niesiona tęsknotą do domu, który ulokowany był nieco na uboczu, pozwalając na korzystanie z dobrodziejstwa okolicznych lasów na wyłączność.
- Wszystkiego trzeba jednak spróbować. Tak wiesz, żeby móc się przekonać na własnej skórze - uśmiechnęła się nieśmiało w stronę nieznajomego i zdjęła kaptur z głowy, przeczesując na szybko palcami rozwichrzone jasne kosmyki. Zanim przybyła do Londynu wydawało jej się, że odnajdzie tu coś na wzór wzmocnienia posiadanych fundamentów dotyczących jej kwalifikacji i umiejętności zawodowych, które zapunktowałyby jaśniejszą przyszłością splecioną ciasno z zielarstwem. Na miejscu okazywało się jednak, że wiele już wie, a tłumaczenie rosnącego rozczarowania kiwaniem głową nad tym, że przynajmniej ma szansę odświeżyć sobie stare wiadomości, nie przynosiło większej ulgi. Natłok prac domowych i odbywających się godzin lekcyjnych sprawił, że nie miała nawet czasu na przeglądanie opasłych książek i poszukiwawcze spacery z przeglądem angielskich terenów na własną rękę. Może los jasno dawał jej znać, że to nie jest droga, którą powinna obrać w życiu?
A co jeśli w najważniejszym momencie postawiła po prostu na złą kartę? Myśl ta wywołała w niej dyskomfort i strach, które ujawniły się ciężkim uczuciem w gardle. Z trudnością przełknęła ślinę, kiedy do jej uszu dotarło pytanie dotyczące kierunku studenckich podbojów.
- Och naprawdę, to nic szczególnego... - zaczęła powoli, aby zyskać na czasie. Przygryzła dolną wargę i rozejrzała się nerwowo na boki, jakby ktoś zaraz miał wyskoczyć zza krzaka i oskarżycielsko wskazać na nią palcem ku uciesze gawiedzi. Jakie znała nieczarodziejskie kierunki studiów? Medycynę i prawo. Czy istniała medycyna roślin? Na Merlina, przecież ją zapyta czy przeprowadza na nich jakieś operacje... Na pewno wszystko ma swój odpowiednik, ale jaki? - Wiesz, wyleciało mi z głowy- co studiujesz, kretynko? to ci wyleciało? - bo chciałam szybko wspomnieć o takim niecodziennym kierunku co zajmuje się uzdrawianiem roślin, wyśmianym notabene w gazetach, więc może miałeś szansę usłyszeć - zaryzykowała, spoglądając na niego niepewnie, ale widząc jak jego brew szybuje pytająco w górę, zdecydowała się kombinować dalej zanim poczęstuje ją kolejnym pytaniem i tym samym zmiecie z powierzchni ziemi. - Nie wiem co by tam mieli robić, rozkrajać łodygi? Przecież po tym pewnie ciężko z pracą - machnęła niby lekceważąco dłonią, ale w środku drżała jak osika. - Ja zdecydowałam się na inżyrerje... inżynierię środowiska - poprawiła się szybciutko, czując, jak ponownie jej policzki płoną. Wydawało jej się, że wspomniany kierunek może być najbardziej zbliżony do zielarstwa, a jeśli nie, to miała zdecydowanie szczere intencje i nie chciała bawić się w układanie szytych grubymi nićmi kłamstw. Skoro życie sprawiło, że spotkali się w tak niespodziewanych okolicznościach, to może jeszcze raz będzie miało okazję gdzieś ich ze sobą zestawić? Nie chciała ryzykować, bo nie zawsze szło się przez życie z wiatrem. W tym momencie znacząco nabrał on na sile, zmuszając nawet przyzwyczajone do zimna frejowe ramiona do szczelniejszego opatulenia się ciepłem bawełnianej garderoby. - Oho, chyba ta pogoda pokrzyżuje moje plany ze spokojnym załatwieniem miejskich spraw - odpowiedziała, wskazując kiwnięciem głowy na pochmurne niebo, z którego zaczął siąpić deszcz, bardzo szybko przybierający na sile. Rozejrzała się w popłochu, gdzie można było się skryć, ale w najbliższej okolicy mieli tylko drzewa i ławki. Głupio było tak stać jak widły w gnoju i moknąć, dlatego z ulgą zarejestrowali obecność okolicznej altany, pod której daszkiem postanowili się schować w zamiarze przeczekania największej ulewy.
Przez myśl im nawet wtedy jeszcze nie przeszło, że kto sieje wiatr, ten zbiera burzę.


@Ruben R. Skuja
Powrót do góry Go down


Ruben R. Skuja
Ruben R. Skuja

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 179 cm
C. szczególne : przywidziało Ci się coś
Galeony : 45
  Liczba postów : 140
https://www.czarodzieje.org/t18445-ruben-r-skuja?nid=9#525864
https://www.czarodzieje.org/t18472-rubensowe-listy#525879
https://www.czarodzieje.org/t18454-ruben-r-skuja?nid=10#525866
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 EmptyNie 17 Maj - 23:33;

Czy wszystkiego? – zastanawiał się na głos. Nie był typem łaknącym nowych doświadczeń; zamykał się raczej w strefie swojego komfortu, otaczając się tym co znane i bezpieczne. Wychodził z niej tylko w określonych sytuacjach, zazwyczaj aby spełnić jakiś wyznaczony cel – ale i wtedy nie schodził z wyznaczonej trasy, podążając prosto tam, gdzie musiał. Stracił zainteresowanie eksploracją, kiedy zabrakło w jego życiu osoby najzacieklej podsycającej w nim gen zdobywcy marzyciela, który zasnął razem z nią. Nie podzielił się z nią jednak tymi rozmyślaniami, odbijającymi się matowością spojrzenia i cichym westchnieniem, stłumionym udawanym kaszlem.
Zmarszczył lekko brwi, kiedy zaczęła mówić. Nie miał pojęcia o mugolskich studiach, chyba że takich, których studenta postanowił kiedyś udawać – ale mógł je wyliczyć na palcach jednej ręki. Znał się jednak na kłamstwie – i na chwilę w jego głowie zaświeciła się lampka sygnalizująca wykrycie nieumiejętnie plecionej nieprawdy. Freja wybrnęła jednak gładko – światełko zgasło. Ruben pokiwał głową, słuchając jej z zainteresowaniem.
Nie słyszałem o tym. Co tam pisali? – dociekał, wcielając swój plan w życie. Chciał, żeby ona mówiła, pozostawiając go w wygodnej sytuacji słuchacza, w myślach odnotowującego co ciekawsze szczegóły z zamiarem przeniesienia ich do małego czarnego notesu spoczywającego w tylnej kieszeni jego dżinsów jako inspiracji na inną okazję. – To coś jak... ziołolecznictwo? – zaryzykował. Słyszał coś kiedyś o mugolskich mnichach kultywujących podobne praktyki. Penelopa używała zresztą niektórych tego typu niemagicznych specyfików, kiedy nie było ich stać na odpowiednie eliksiry. – A inżynieria środowiska... to nie takie rozcinanie łodyg? To znaczy, czasami... – Miał ochotę palnąć się w łeb za to pytanie – na szczęście wśród mugoli też nie brakowało ignorantów, którzy mogli nie mieć pojęcia o praktykach wspomnianych inżynierów. A praca w wydawnictwie nie zobowiązywała do posiadania takiej wiedzy.
Spojrzał w niebo; chmury faktycznie kłębiły się coraz gęściej, skutecznie poszarzając rzeczywistość, spowitą w wilgotnym półmroku. Ruben mruknął z niezadowoleniem. Nienawidził takiej pogody. Z ulgą zrzucił kaptur z głowy, kiedy już skryli się pod dachem altanki. Ciężkie krople dudniły o dach, deszcz wzmagał się z sekundy na sekundę. – Wygląda na to, że trochę tu posiedzimy – zauważył z pewnym niezadowoleniem. Gdyby nie Freja, teleportowałby się stąd do Hogsmeade a następnie skrył w objęciach ciepłego dormitorium. Nie mógł jednak przenieść się na oczach dziewczyny. – Mam nadzieję, że twoje sprawy nie były aż tak pilne – stwierdził. – Daleko stąd mieszkasz? – zapytał. Plan z zarzuceniem jej gradem pytań był wciąż aktualny.

@Freja Nielsen
Powrót do góry Go down


Freja Nielsen
Freja Nielsen

Student Ravenclaw
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 169cm
C. szczególne : śnieżnobiałe włosy; pojedyncze rzemyki na nadgarstkach
Galeony : 742
  Liczba postów : 520
https://www.czarodzieje.org/t18384-freja-nielsen
https://www.czarodzieje.org/t18412-freja-nielsen#524470
https://www.czarodzieje.org/t18386-freja-nielsen#523423
https://www.czarodzieje.org/t18418-freja-nielsen-dziennik#524592
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 EmptyCzw 25 Cze - 1:06;

Grunt niebezpiecznie palił się jej pod nogami. Coraz trudniej było splatać słowa w kolejne historie, których dźwięk brzmiałby wiarygodnie i pewnie. Miała wrażenie, że nic nie układa jej się na języku tak jak faktycznie powinno, a Ben z każdą chwilą coraz bardziej podejrzliwie zerkał w jej stronę. Nieczęsto zdarzało jej się naginać prawdę, a przynajmniej nie w taki sposób i nie w takich okolicznościach. Jeśli częstowała innych półprawdą bądź nieprawdą, robiła to raczej w celach wyższych (tak sobie to tłumaczyła) i w sytuacjach, w których czuła się przyparta do muru. Ale czy to, co miało aktualnie miejsce, nie należało podpasować pod tę drugą kategorię? Przecież nie mogła mu powiedzieć, kim faktycznie jest i czym się zajmuje. Musiała brnąć w to dalej, zakopywać się coraz głębiej. I brudziła się coraz bardziej.
- Nic ciekawego. - Im dłużej kroczyła tą drogą tym więcej potencjalnych wątków do wykorzystania pojawiało się w jej głowie. Problem tkwił w tym, że w żaden sposób nie potrafiła ich logicznie łączyć, przez co gubiła się w nieznanych jej historiach, które na szybko wypluwał język. - Że roślin się nie leczy, tylko one mają leczyć nas. I że lepiej na to drugie przeznaczyć czas i finanse. Choć przecież chora roślina niewiele nam pomoże, prawda? - Jak bardzo żałośnie ta "ciekawostka" brzmiała? Miała ochotę ostentacyjnie pacnąć się w łepetynę. Jeśli Ben miał uznać ją za jedną z przedstawicielek niezbyt dużego rozumku, to miał do tego pełne prawo. Chęć dobrego prezentowania się malała jednak z każdą chwilą - w końcu na zawsze mieli pozostać nieznajomymi, którym los nie powinien podrzucić kolejnej okazji do spotkania. Nie w najbliższym czasie, prawda?
A co jeśli jednak? W końcu na własne oczy miała okazję zobaczyć, że nie zawsze przypadkowe znajomości kończą się na jednorazowej dyskusji. Zadrżała na samą myśl o kolejnej szansie, bo o ile początek ich konwersacji był dość poukładany, o tyle wizja kolejnej okazji do rozmowy skazana była na kompletną porażkę i kompromitację. Jak miała zapamiętać wszystkie te bzdury, którymi go poczęstowała? Na pewno nie będzie w stanie.
- Tak. Jak ziołolecznictwo. - Przytaknęła bezmyślnie, choć przecież nic nie trzymało się kupy. Była mu jednak wdzięczna za próby zgadywania i składanie jakichkolwiek sugestii, bo sama nie dysponowała żadną odpowiednią wiedzą, na temat której mogłaby mówić w nieskończoność. - Rozcinanie łodyg pewnie jest tam najmniej istotną i absorbującą robotą. - Ryzykowała znowu, nie mając pojęcia jak długo jeszcze będzie musiała błądzić po tym zawiłym labiryncie. Każde kolejne wypowiadane słowo pogrążało ją coraz bardziej. Miała wrażenie, że podszyte fałszem i niepewnością hasła są wyraźnie wyczuwalne, ale zerkając ukradkiem w stronę Bena stwierdzała, że ten nie decydował się kwestionować ich w otwarty sposób. Gdyby jasno przekazał, co o tym wszystkim myśli, zapewne spaliłaby się ze wstydu. Nie ugasiłby jej nawet deszcz, który mimo wznoszonych modlitw nie zmniejszał swej intensywności.
- Będą musiały poczekać - westchnęła, naciągając nieco rękawy bluzy. Nie wiedziała, czy faktycznie było coraz chłodniej, czy może jej organizm reagował w taki sposób na stres. A ten nasilił się przy pytaniu o miejsce zamieszkania. - Nie jest tak źle, to tylko kilka przystanków metrem. - Brak konkretnej lokalizacji był najbezpieczniejszym wyjściem z sytuacji. - Jak wyobrażałam sobie kim będę, kiedy już dorosnę, to wszystko wyglądało trochę inaczej - westchnęła, chcąc zapełnić paplaniem nawarstwiającą się niebezpiecznie ciszę. - Chyba każdy się trochę zawodzi, kiedy zestawi plany z rzeczywistością. - Stop. Nie warto było zahaczać o prywatne sprawy. - Jak ci się podoba twój imiennik? Big Ben? - zapytała w końcu, z nadzieją na poruszanie się po neutralnym gruncie.

@Ruben R. Skuja
Powrót do góry Go down


Salazar Morales
Salazar Morales

Absolwent Slytherinu
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Galeony : 3186
  Liczba postów : 2025
https://www.czarodzieje.org/t21123-salazar-morales-w-budowie#680537
https://www.czarodzieje.org/t21140-salazar-morales#681116
https://www.czarodzieje.org/t21122-salazar-morales#680529
https://www.czarodzieje.org/t21131-salazar-morales-dziennik#6806
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 EmptyNie 6 Mar - 20:58;

Po ogarnięciu Maximiliana do względnego porządku, który można by określić mianem „chyba nie wyrzyga się po drodze”, złapał chłopaka pod rękę, teleportując się wraz z nim w okolice domu jego zastępczych rodziców, po raz pierwszy w życiu odprowadzając go pod same drzwi. Chciał mieć pewność, że zostawia nastolatka pod opieką odpowiedzialnych i bliskich mu osób, które nie pozwolą mu leczyć kaca kolejną dawką narkotyku. Domyślał się, że takie rozwiązanie może go kusić. Wygodnie byłoby przecież zapomnieć o poprzedniej nocy i o nieodpuszczającym uczuciu wyczerpania; sprawić że organizm znowu zacznie pracować na pełnych obrotach i iść dalej w tango. Nie został z nim jednak, nie rozmawiał z jego rodziną, zdając sobie sprawę z tego, że to dla Felixa krępujące. Po prostu odprowadził go wzrokiem w oczekiwaniu aż przekroczy próg własnego domu, a potem wrócił do zawodowych obowiązków, na których nijak nie mógł się tego dnia skupić. Cały czas zastanawiał się nad tym czy i co w ogóle powinien zrobić, żeby pomóc Solbergowi… i co takiego dokładnie chłopak o nim myśli. Nie wiedział też czy lepiej będzie na razie przemilczeć wszystko to, co zaszło w hotelu, czy wręcz przeciwnie, a od nieustannych analiz i braku odpowiedniej ilości snu powoli zaczynała go boleć głowa. Nie mógł wszystkiego zaplanować ani kontrolować, zdążył to już sobie uświadomić, dlatego ostatecznie postanowił zrobić to, co podpowiadało mu serce, z pomocą patronusa proponując chłopakowi wspólny obiad. Miał nadzieję, że Felix doszedł do siebie i że mu nie odmówi.
Czekał niecierpliwie, kiedy ekran jego telefonu zaświecił się, sygnalizując nową wiadomość sms. Co prawda na próżno było szukać w wysyłanych przez Solberga tekstach choćby krzty entuzjazmu, ale w sumie… czemu się dziwić. Na razie wolał się na tym nie skupiać, rad z tego że przynajmniej nie został przez niego odtrącony. Napisał mu, by spotkali się o szesnastej przy fontannie w Hyde Parku, naprędce podpisując w międzyczasie papiery, które ktoś śmiał bezczelnie ułożyć mu na biurku. Nawet ich nie przeczytał, nie miał na to siły.
Zjawił się punktualnie, nieco podenerwowany, bo tak naprawdę nie miał pojęcia czego się spodziewać, a już tym bardziej nie wiedział jak sam ma się zachować, kiedy tylko zobaczył go na horyzoncie. Podszedł bliżej, skrywając dłonie w kieszeniach i przez dłuższą chwilę utkwił jedynie wzrok w szmaragdowych ślepiach, jakby zapomniał języka w gębie. Mimo że chciał go na przywitanie objąć swoim ramieniem, nie zrobił tego, bo nie wiedział czy może. – Nie byłem pewien jakie miejsce wybrać. – Zaczął wreszcie, wyjątkowo jak na siebie zachowawczo, przypatrując się przy tym bacznie każdej najdrobniejszej zmianie w mimice twarzy Felixa.– Pomyślałem, że... możemy po prostu pójść na pizzę. – Ni to stwierdził, ni to zaproponował, jednak wybór nie był wcale aż tak przypadkowy. Pamiętał wszak jak chłopak mówił, że nie chce jego pieniędzy. Można więc rzec, że w pewnym sensie uszanował jego słowa, pokazując mu że dla odmiany nie zamierza się szczycić swoim bogactwem, raczyć go homarami, zapraszając do najdroższych restauracji ociekających wręcz luksusem i snobizmem. Miał wrażenie, że potrzebowali czegoś normalnego… i prawdziwego.
Powrót do góry Go down


Maximilian Felix Solberg
Maximilian Felix Solberg

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Galeony : 5402
  Liczba postów : 13174
https://www.czarodzieje.org/t18528-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18530-poczta-maxa-felixa
https://www.czarodzieje.org/t18529-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18677-max-felix-dziennik
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 EmptyNie 6 Mar - 21:25;

Czuł się jak gówno. Nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Musiał jednak wrócić do domu, bo nie czuł się komfortowo w hotelu Paco, gdzie mężczyzna obserwował go na każdym kroku. Poza tym, sam musiał przemyśleć parę spraw.
Przekraczając próg domu wiedział, że nie może iść od razu do łóżka. Samochód na podjeździe mówił mu, że przynajmniej jedno z przybranych rodziców nie opuściło jeszcze domowego zacisza i ta myśl jednocześnie przerażała jak i cieszyła nastolatka. Wszedł do domu rzucając na ziemię torbę i kurtkę, po czym od razu skierował się do salonu, skąd dochodziły go głosy codziennego życia. Widząc Nicka na kanapie, bez słowa usiadł obok niego i objął, wypuszczając z oczu kilka łez. Był padnięty, wyczerpany i bezsilny. Potrzebował teraz wsparcia. Wsparcia, którego pragnął zawsze, ale nigdy nie potrafił o nie prosić. Powoli i z trudem wyznał przybranemu ojcu o tym, że po raz kolejny się poddał i przećpał całą noc zapewniając jednocześnie, że ktoś mu pomógł i jest ponownie trzeźwy. Rozmowa, która następnie się między nimi wywiązała nie była łatwa szczególnie, że w międzyczasie do pokoju weszła Stacey, którą Max także we wszystko wtajemniczył. Nie mógł znieść widoku ich bólu, a jednocześnie nie potrafił po raz kolejny ich okłamywać.
Wspólny płacz i uściski przerwał świetlisty kojot, który pojawił się nagle w pokoju. Max nigdy wcześniej nie widział tego patronusa, ale gdy tylko usłyszał hiszpańskie słowa bez problemu domyślił się, kto go tutaj przysłał. Podziękował najbliższym za wsparcie tłumacząc, że popołudniu będzie musiał wyjść po czym od razu chwycił telefon i przy pomocy mugolskiej technologii odpowiedział na zaproszenie. Nie potrafił w końcu wykrzesać z siebie wystarczającej mocy, by wyczarować patronusa, a poza tym taka droga komunikacji była zdecydowanie szybsza. Gdy tylko ustalenia zostały poczynione, Max wrócił do Stacey i Nicka i kładąc głowę na kolanach kobiety, która delikatnie i z ogromną czułością zaczęła gładzić go po włosach, po prostu zasnął.
Obudził się wystarczająco wcześnie, by zdążyć przyszykować się na spotkanie z Paco. Zaczął od prysznica, który zdecydowanie był mu potrzebny i od wrzucenia w siebie znalezionej w lodówce zapiekanki. Pożarł wszystko, co znajdowało się w brytfance, bo łaknienie charakterystycznie nakręciło się na najwyższe obroty, próbując uzupełnić wczorajsze straty. Pobawił się jeszcze chwilę z Buddym i Gromem, by ostatecznie wziąć się w garść i teleportować do Londynu.
Z każdym krokiem zbliżającym go do umówionego miejsca czuł, jak gula w gardle mu rośnie, a nogi chcą skierować się w zupełnie przeciwną stronę. Walczył jednak z samym sobą i wciąż dzielnie szedł naprzód, choć nie wyglądał ani trochę jak odważny człowiek. Włosy w nieładzie, podkrążone oczy i wciąż blada cera, spierzchnięte wargi i zbłąkany wzrok to wszystko w parze z przydużą czarną bluzą z kapturem i spodniami dresowymi w tym samym kolorze sprawiało wrażenie chodzącej nędzy i rozpaczy - czyli idealnego odzwierciedlenia samopoczucia nastolatka.
W końcu zobaczył go pośród tłumu, zmierzającego prosto w jego stronę. Kolejna, tym razem zdecydowanie mocniejsza chęć ucieczki nawiedziła jego umysł, ale nie poddał się temu. Ścisnął w kieszeni mocniej zaciśnięte dłonie, które przed wyjściem zaleczył z powstałych w nocy ran i dzielnie stawiał kolejne kroki w kierunku Paco, próbując przygotować się na każdy wyrzut, obelgę czy pouczenie z jego strony.
Solberg ostatkiem sił uniósł oczy, by spojrzeć żałośnie w twarz mężczyzny, ale nie wypowiedział jeszcze żadnego słowa. Pozwolił, by to Paco przejął pierwszeństwo, a jego ton kompletnie zaskoczył nastolatka, który wydawał się skurczyć jeszcze bardziej w sobie.
-Nie chcę zajmować Ci za wiele czasu. - Zaczął, choć naprawdę docenił ten gest. Raczej nie zdarzało się, by Morales rezygnował z luksusowego posiłku nawet w towarzystwie Maximiliana. -Przyszedłem tak naprawdę tylko podziękować i zapewnić, że nie masz się czym martwić. Już więcej nie będę Cię nachodził ani naćpany ani trzeźwy. - Powiedział z trudem, oczami co rusz uciekając w bok, bo cholernie było mu wstyd. Nigdy nie odpierdalał tak dużej maniany, a przynajmniej nie kojarzył tego i nigdy też wcześniej nie czuł jak bardzo może tym przekraczać granicę i zawodzić innych. -Zresztą wyjeżdżam z Brytanii, więc już w ogóle możesz być spokojny. - Dodał jeszcze, znów spuszczając wzrok. Czy uciekał? Tak. Jak najdalej od miejsc, które jednoznacznie przynosiły bolesne wspomnienia i ludzi, których mimo wielkiej miłości mógłby zranić. Nie mógł pozwolić, by wczorajsza sytuacja się powtórzyła. Nie tylko przed Paco i Tori, ale przed resztą jego przyjaciół i rodziny.

______________________



 
I thought that I could walk away easily
But here I am, falling down on my knees
Powrót do góry Go down


Salazar Morales
Salazar Morales

Absolwent Slytherinu
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Galeony : 3186
  Liczba postów : 2025
https://www.czarodzieje.org/t21123-salazar-morales-w-budowie#680537
https://www.czarodzieje.org/t21140-salazar-morales#681116
https://www.czarodzieje.org/t21122-salazar-morales#680529
https://www.czarodzieje.org/t21131-salazar-morales-dziennik#6806
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 EmptyNie 6 Mar - 22:35;

Nie miał świadomości tego, co wydarzyło się w rodzinnym domu Solberga, a szkoda bo przynajmniej w części spadłby mu ciężar z serca, gdyby tylko wiedział że chłopak uczynił tak duży krok naprzód, otwierając się przed bliskimi i prosząc ich o udzielenie wsparcia. Wiedział, że jeszcze długa droga przed nim, ale przede wszystkim nie chciał, by kroczył nią zupełnie sam. Nie potrafił się wściekać o to, co wydarzyło się w hotelu. Zrozumiał, że Felix czuł się przytłoczony, a padając ofiarą własnej słabości, podświadomie szukał pomocy w otoczeniu ramion jego i najbliższej przyjaciółki. Nieważne jak się zachował; nie był sobą i nie powinien ponosić odpowiedzialności za to, że życie po raz kolejny kopnęło go w tyłek. Paco pretensje mógł mieć tylko do samego siebie, o to że nie zareagował na jego nieme błagania od razu, pogłębiając prawdopodobnie tylko jego poczucie skrzywdzenia. Pewnie właśnie dlatego nie czekał, nie starał się dalej kalkulować, posyłając do jego domu patronusa, bo po prostu musiał powiedzieć mu o tym twarzą w twarz. Problem w tym, że nie było to wcale takie proste, zwłaszcza kiedy chłopak wyglądał tak żałośnie i rozpaczliwie smutno, całym sobą przypominając mu o tym, że nie tylko jego partner, ale i on sam zawiódł jego zaufanie.
- Nie…zajmujesz mi czasu. Nie dokończył, pozwalając mu przejąć inicjatywę. Nie przyszedł tutaj przecież po to, żeby mu przerywać. Nie zamierzał go także pouczać, obrażać, ani w żaden inny sposób umniejszać jego wartości. Najzwyczajniej w świecie chciał przy nim po prostu być. – Felix… – Wydusił z siebie jego imię boleśnie, widząc jak spojrzenie chłopaka umyka wszędzie, byleby tylko nie spotkać się z jego twarzą. Nie powinien się niczego wstydzić, ale nie wiedział jak ma mu to powiedzieć. – Nie musisz mi dziękować, ani składać żadnych zapewnień, tym bardziej że... – Mówił spokojnym, łagodnym tonem, ale zaraz znowu przerwał, nie potrafiąc w żaden sposób ubrać w słowa tego, co naprawdę gryzło jego sumienie. – Proszę cię, Felix, spójrz na mnie. – Westchnął głośno, uzmysławiając sobie, że to spotkanie jest znacznie bardziej niezręczne niż początkowo przypuszczał. Nie dało się go również zaplanować. Czuł się dokładnie tak, jakby rozgrywał partię szachów, tyle tylko że każdy najdrobniejszy ruch lub słowo mogło zaważyć nie o zwycięstwie lub przegranej, a o zranieniu uczuć Maximiliana, czego za wszelką cenę pragnął uniknąć.
Spieprzyłem. Pozwól mi to naprawić. – Ledwie przeszło mu to przez gardło, ale nie ze względu na to, że przyznawał się właśnie do własnego błędu, a raczej dlatego że obawiał się jego reakcji. Nie doczekał się jej jeszcze, za to w uszach wybrzmiało mu to jedno zdanie, które sprawiło że zamilknął na dłuższą chwilę, próbując nie myśleć o przeszywającym dreszczu, jaki przemknął po jego plecach. – Nie będę spokojny. – Zacisnął zęby, by nie powiedzieć niczego, czego mógłby później żałować. Potrzebował czasu, żeby poukładać myśli w jedną spójną całość, przemyśleć następne zagranie… - Jesteś tego pewien? – Zapytał więc wreszcie, z opóźnieniem, mając świadomość tego że nie ma prawa wpływać na jego decyzje, zwłaszcza jeżeli Felix sam twierdził, że to najlepsze rozwiązanie. Trzymał emocje na wodzy, a przynajmniej tak mu się wydawało, dopóki jego dłoń nie spoczęła na ramieniu chłopaka, a on sam… poddał się, nie będąc w stanie dalej udawać, że mu to odpowiada. – Nie chcę żebyś wyjeżdżał. – Mruknął ściszonym głosem, jednak ze znacznie większą stanowczością, niżby zamierzał.
Powrót do góry Go down


Maximilian Felix Solberg
Maximilian Felix Solberg

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Galeony : 5402
  Liczba postów : 13174
https://www.czarodzieje.org/t18528-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18530-poczta-maxa-felixa
https://www.czarodzieje.org/t18529-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18677-max-felix-dziennik
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 EmptyNie 6 Mar - 22:55;

Do kogo miał się zwrócić o pomoc jak nie do ludzi, dzięki którym po raz pierwszy w życiu poznał miłość i ciepło? Nastąpiło to zdecydowanie za późno, gdy chłopak miał już osiem lat, ale może właśnie dlatego tak bardzo doceniał ich poświęcenie i wszystko, co dla niego robili i to, jak znosili jego odpierdalanie przez tyle lat, jednocześnie wypruwając sobie żyły by jakoś mu pomóc.
Nie było mu łatwo to wszystko z siebie wydusić, ale wolał mieć już to za sobą i jak najszybciej wrócić do domu żeby skulić się na kanapie i jakoś przetrwać ten dzień. Pewnie powinien uzupełnić zapasy dictum, czy też kontynuować remont lokalu, albo i popracować nad jednym ze swoich wynalazków, ale jedyne na co miał ochotę to zaszycie się w kącie, by w końcu zdechnąć. Zresztą nie do końca wyobrażał sobie, żeby Paco w ogóle chciał z nim rozmawiać, a zaproszenie na kolację przyjął, by skorzystać z okazji żeby faktycznie mu podziękować, choć szczerze nie do końca wiedział, czemu świetlisty kojot w ogóle pojawił się w jego salonie, ale raczej przypuszczał, że czeka go opierdol, a nie cokolwiek miłego.
Z ogromnym trudem przeniósł spojrzenie szmaragdowych tęczówek na twarz Salazara. Oczy nastolatka były nienaturalnie puste, jakby te wszystkie iskierki, które tak chętnie zazwyczaj rozpalał, nagle zgasły i nie miały zamiaru już nigdy ponownie zapłonąć. Przygryzł dolną wargę, próbując w ten sposób też rozładować kumulujące się w nim napięcie i niepewność, a dodatkowo jakby jego ciało chciało w ten sposób zakotwiczyć go w tym miejscu. Byleby tylko nie poddał się chęci ucieczki i wytrwał tu jeszcze te pięć sekund.
Szczere zdziwienie pojawiło się na zmęczonej twarzy, gdy usłyszał kolejne słowa. Nic z tego nie rozumiał i nie był pewien, czy chce nawet wiedzieć o co Moralesowi teraz chodzi.
-Zrobiłeś wszystko co się dało i ostatecznie zatrzymałeś mnie w tym pokoju, więc nie ma co naprawiać. - Odpowiedział przekonany, że Paco mówi o poprzedniej nocy i o tym, że mógł zrobić coś więcej, żeby Max doszedł do siebie po upadku, jakiego po raz kolejny był świadkiem.
Czy był pewien tego wyjazdu? Niekoniecznie, co chyba odbiło się na jego twarzy, gdy zrobił znaczącą pauzę nim odpowiedział. Chciał się uwolnić od tego wszystkiego i dać innym wolność od jego odpierdalania, ale też wiedział, że nie jest to coś czego naprawdę pragnie. Nie wyobrażał sobie życia bez Lucasa, Brooks i całej gromady, ale uważał też, że jego bliscy zasługują na coś znacznie lepszego niż nieustanne walczenie z wiatrakiem o nazwie Solberg.
-Tak będzie najlepiej. - Powiedział ostatecznie, dość oczywiście wymijając własne zdanie na ten temat. Nie wiedział jeszcze, gdzie się osiedli na stałe, ale przecież relokacja też nie była złym rozwiązaniem. Wyjazd do Kanady wspominał zajebiście i choć teraz emigracja miała inny powód, a serce Maxa biło w zupełnie innym rytmie, był pewien, że jakoś sobie poradzi. Musiał.
-Sam mówiłeś - todo o nada. Wychodzi na to, że "wszystko" wiąże się również z tym całym bagnem. - Nie mógł już dłużej na niego patrzeć, gdy poczuł dłoń na ramieniu i usłyszał te kilka słów, których po części mógł się spodziewać, ale zdecydowanie nie wypowiedzianych takim tonem. -Na świecie jest pełno dobrych kochanków, znajdziesz następnego. - Próbował zażartować, ale choć nikły uśmiech pojawił się na jego twarzy, ciało nastolatka nie przejawiało nawet grama rozbawienia.

______________________



 
I thought that I could walk away easily
But here I am, falling down on my knees
Powrót do góry Go down


Salazar Morales
Salazar Morales

Absolwent Slytherinu
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Galeony : 3186
  Liczba postów : 2025
https://www.czarodzieje.org/t21123-salazar-morales-w-budowie#680537
https://www.czarodzieje.org/t21140-salazar-morales#681116
https://www.czarodzieje.org/t21122-salazar-morales#680529
https://www.czarodzieje.org/t21131-salazar-morales-dziennik#6806
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 EmptyPon 7 Mar - 0:01;

Maximilian z pewnością potrzebował miłości i ciepła. Całe szczęście, że chociaż zastępczy rodzice, którzy przygarnęli go pod swoje skrzydła, potrafili mu je dać i nie zawodzili go w najtrudniejszych chwilach, mimo że nie łączyły ich przecież z synem więzy krwi. Prawdopodobnie byli wspaniałymi ludźmi, ale Paco nie mógł o tym wiedzieć. Nigdy ich nie poznał. Pozostawała mu nadzieja, że chłopak znajduje ukojenie przynajmniej w swym rodzinnym gnieździe. Skłamałby mówiąc, że nie przeszło mu nigdy przez myśl, że chyba jednak nieszczególnie sobie radzą, skoro ich dziecko ucieka z domu, wciągając kreski po nocnych klubach, ale teraz o wiele lepiej rozumiał ich bezsilność. Niełatwo było Solberga upilnować, zwłaszcza kiedy życie non stop rzucało mu kłody pod nogi. Poza tym byłby hipokrytą, gdyby źle oceniał jego ojca lub matkę, skoro on także nie tylko nie potrafił mu pomóc, ale prawdopodobnie jeszcze mu zaszkodził. Nieważne, że tego nie chciał czy że starał się wyciągnąć go z tego pieprzonego bagna. Prawda była taka, że wiele razy wręczył mu narkotyki do rąk, a mimo że tak samo wiele razy ratował go potem z opresji, to jednak traktował go wówczas jak najgorszego ćpuna, który znowu przyszedł nagrzany. Czyny przeczyły jego słowom albo raczej słowa przeczyły jego czynom, a on nieświadomie wpędzał byłego kochanka w jeszcze większe poczucie winy.
Patrzył z bólem w szmaragdowe ślepia, które zwykle kusiły diabelskim blaskiem, teraz zaś świeciły nienaturalną, bezkresną pustką. Chciał ją wypełnić, zaprószyć na nowo ogień w chłopięcym spojrzeniu, ale wiedział że w tym momencie to niemożliwe. Mimo to nadal dostrzegał piękno jego oczu, i to właśnie tego piękna pragnął się kurczowo trzymać. – Zatrzymałem cię w pokoju, ale w złości zatrzasnąłem drzwi. – Zawoalowany sposób, żeby powiedzieć komuś, że pochopnie wyrzuciło się go z własnego życia, czyż nie? Wygodniej było mówić rebusami, zamiast wyrazić wprost to, co już od dawna leżało mu na sercu… cóż, przynajmniej mówił, a w jego przypadku oznaczało to jakiś postęp, nawet jeżeli nijak nie wyjaśnił, że nie miał na myśli wyłącznie poprzedniej nocy.
Dłuższa chwila milczenia tylko zagęściła unoszącą się wokoło atmosferę, ciężką niczym ołów, której żaden z nich nie potrafił najwyraźniej rozgonić. Paco nie pokazywał tego po sobie, ale w rzeczywistości był wkurwiony, bo nie wyobrażał sobie po tym wszystkim ot tak puścić Felixa samopas w świat. A może to była decyzja jego rodziców? No tak, wypadałoby pewnie zapytać, a zamiast tego trwał w miejscu jak słup soli, bezgłośnie błagając chłopaka, żeby tego nie robił. – Najlepiej dla kogo? – Nie planował wcale wyrzuć z siebie tych wątpliwości; same uwolniły się z jego ust. – Nie będę cię zatrzymywał, jeżeli to właśnie tego chcesz. – Po raz kolejny niezwykle zgrabnie ujął to, co myśli. Słoń w składzie porcelany. Próbował dać Maximilianowi do zrozumienia, że nie chce wywierać na niego wpływu, a zamiast tego przypadkiem zasugerował, że może faktycznie tak będzie najlepiej. Zorientował się dopiero po chwili, przez co sam zagryzł dolną wargę, jednocześnie zaciskając dłoń w pięść. Całe jego ciało chciało wykrzyczeć teraz głośno MIERDA. Dlaczego to musiało być tak piekielnie trudne?
- Kurwa mać, Felix. – Tym razem nie zdołał się powstrzymać, zapominając o tych pieprzonych szachach i ostrożnym przesuwaniu figur. – Myślisz, że o tym nie wiem i że wysyłałbym ci patronusa, gdybym… – Przerwał, zaciskając mocniej palce na jego ramieniu, kiedy chłopak znowu odwrócił od niego wzrok. – Myślisz, że dlaczego chciałem się z tobą spotkać? – Zapytał przewrotnie, jakby to z niego chciał wydobyć odpowiedzieć, która drzemała gdzieś w głębi jego duszy, a która to przecież sama nasuwała się na myśl. Wystarczyło ją wypowiedzieć na głos, ale nie zdążył kiedy instynktownie prychnął pod nosem, słysząc jak Solberg stara się obrócić wszystko w żart. Sęk w tym, że żadnemu z nich nie było wcale do śmiechu. – Nie dorastał ci nawet do pięt. – Przybrał podobny do niego ton, nie uściślając o kim dokładnie mówi, chociaż była tylko jedna osoba, do której mógł odnosić się ten komentarz. Blondwłosy chłopak, który wczoraj minął się z Maximilianem i Tori w drzwiach. Prawdopodobnie niepotrzebnie w ogóle o nim wspominał, ale niewykluczone że była to swoista reakcja obronna na to, co chciał powiedzieć parę sekund później.
- Nie chcę szukać innego, Felix. Chcę poznać tego, którego wczoraj trzymałem w swoich ramionach. – Miał wrażenie, jakby to ktoś inny, a nie on sam, był autorem tego wyznania, a jednak wykrzesał z siebie wystarczająco odwagi, by nie krążyć jedynie wokół tematu, w rzeczywistości nie dotykając nawet jego sedna.
Powrót do góry Go down


Maximilian Felix Solberg
Maximilian Felix Solberg

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Galeony : 5402
  Liczba postów : 13174
https://www.czarodzieje.org/t18528-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18530-poczta-maxa-felixa
https://www.czarodzieje.org/t18529-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18677-max-felix-dziennik
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 EmptyPon 7 Mar - 0:27;

Już w tym momencie ta rozmowa ciągnęła się dłużej niż Max chciał i zakładał. Miał przecież tylko przyjść, powiedzieć swoje i wrócić do domu, a zamiast tego stał tutaj, nie potrafiąc zrobić kroku w żadną stronę i choć cały czas myślał o tym, by wrócić do domu i się zaszyć w kącie, tak naprawdę w głębi duszy pragnął postąpić te kilka kroków na przód i zamknąć się w ramionach Salazara. Były to jednak zdecydowanie zbyt trudne kroki, które i tak nie przyniosłyby nic dobrego. Był o tym przekonany, bo w końcu Morales sam kazał mu wczoraj wypierdalać i choć został pomagając chłopakowi nieco się pozbierać, to jednak Max nie chciał już więcej nadużywać jego pomocy.
-Widocznie tak było trzeba. - Rzucił, wciąż nie mając bladego pojęcia, o czym tamten mówi. Paradoksalnie będąc na haju myślał dużo trzeźwiej niż teraz, gdy przecież powinien mieć swobodę pełnej analizy obecnej sytuacji.
Sam nie wiedział, co jest cięższe - atmosfera wokół nich, czy bijące zdecydowanie zbyt szybko serce, które zdawało się chcieć wyskoczyć z pokaleczonej piersi nastolatka. Nieco mocniej przygryzł wargę przypominając sobie, że wczoraj obnażył ten sekret przed Tori i Paco, ale cieszył się, że temat ten nie został poruszony ani wtedy, ani co gorsza teraz. Nie wiedział, co by miał na to odpowiedzieć i czy w ogóle byłby w stanie wydusić z siebie cokolwiek. Pamiętał tylko błagalne wołanie o pomoc skierowane do byłego kochanka i delikatne objęcie jego ramion, które nastąpiło chwilę później. Ile by dał, by móc teraz poczuć to bezpieczeństwo, które mu dawały.
-Dla wszystkich. - Powiedział krótko, po czym ledwo widocznie skinął głową, jakby dziękował, że Paco nie ma zamiaru wpływać na tę decyzję. Dopiero teraz dotarło do niego, że chyba po raz pierwszy od kiedy się znają tak naprawdę Morales daje mu pełną swobodę. Nie rozumiał czemu i co to miało znaczyć. Przez chwilę nawet utkwił w nim na dłużej spojrzenie szmaragdowych tęczówek, ale ostatecznie ponownie potrzebował odwrócić wzrok, dając sobie choć tę namiastkę komfortu.
No i w końcu choć coś wydawało się być normalne. Przekleństwo, które opuściło usta Moralesa sprawiło, że Solberg zaczął nieco lżej oddychać licząc na to, że zaraz rozmowa wróci na normalne dla nich tory, ktoś nazwie kogoś ćpunem, debilem albo kutasem i w spokoju będą mogli rozejść się każdy w swoją stronę. Niestety. I tym razem się przeliczył.
-Nie wiem. - Przyznał szczerze, bo jakoś nie potrafił skleić tego wszystkiego w logiczną całość. -Pewnie chciałeś mnie zjebać na trzeźwo, bo wiedziałeś, że za dużo wczoraj do mnie nie dotarło. - Strzelił w jedyną opcję, która jakkolwiek miała dla niego sens. Zresztą nie pierwszy raz by się tak działo, gdy Morales czekał aż Max wytrzeźwieje, by przekazać mu wypowiedź z jakimkolwiek sensem.
-Jak nie ten to inny. - Dodał jeszcze, jakby chciał pocieszyć Paco, żeby nie tracił nadziei. Ciężko było mu zaprzeczyć, że jest dobry w tych sprawach, ale niekoniecznie potrafił zrozumieć, czemu ktokolwiek miałby go przy sobie trzymać jeżeli nie chodziło właśnie o uciechy cielesne. Zresztą taka była przecież ich umowa od początku, a Salazar sam na Malediwach przyznał, że każda bliższa relacja jest tylko pierdoloną słabością, z czym Max ostatnimi czasy niestety zaczął się chyba zgadzać.
Już miał jebnąć, że przecież sam powiedział, że koleś nie dorasta mu do pięt, gdy chyba nagle umysł się rozjaśnił i do Maxa w końcu coś dotarło. Nieco uważniej przyjrzał się czekoladowym tęczówkom, szukając w nich cienia żartu, kpiny, czy czegokolwiek innego. Bezskutecznie, co o dziwo wcale nie poprawiało obecnej sytuacji.
-Ale... Nie rozumiem. Po co? - Powiedział, nie mając pojęcia, jak ubrać w słowa ten mętlik, który panował w jego głowie. Musiał też automatycznie umniejszyć swojej wartości, choć te dwa słowa nie były nawet blisko tego, co tak naprawdę teraz o sobie myślał. -Wyraziłeś się wczoraj jasno i naprawdę dziękuję, że mi pomogłeś. Nie powinienem był nadużywać Twojej pomocy po raz kolejny. - Powtórzył, uparcie trzymając się tej jednej wersji. Rozumiał swój błąd i to, jak chujowo się wczoraj względem Paco zachował. Mężczyzna powinien wywalić go na zbity pysk, a zamiast tego dał chłopakowi opiekę i troskę, której ten potrzebował w ciężkiej chwili. Jedyne czego Max nie rozumiał, to dlaczego.

______________________



 
I thought that I could walk away easily
But here I am, falling down on my knees
Powrót do góry Go down


Salazar Morales
Salazar Morales

Absolwent Slytherinu
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Galeony : 3186
  Liczba postów : 2025
https://www.czarodzieje.org/t21123-salazar-morales-w-budowie#680537
https://www.czarodzieje.org/t21140-salazar-morales#681116
https://www.czarodzieje.org/t21122-salazar-morales#680529
https://www.czarodzieje.org/t21131-salazar-morales-dziennik#6806
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 EmptyPon 7 Mar - 1:51;

Rozmowa dłużyła się przede wszystkim dlatego, że obaj zachowywali się jak skończeni kretyni. Maximilian nie potrafił przyznać, że w głębi serca pragnie znowu utonąć w jego ramionach i skrywając się za swym bezpiecznym murem, nie dopuszczał do siebie myśli, że komukolwiek może jeszcze na nim zależeć, a Paco zamiast go w tych ramionach zamknąć, czekał chyba na cud, nie będąc w stanie wprost wyjaśnić chłopakowi, że tak naprawdę nigdy nie chciał, żeby wypierdalał. Przeciwnie, sam go potrzebował, bo wbrew pozorom wnosił do jego życia znacznie więcej barw niż wylana na dywan żółć. Pomógłby mu więc jeszcze nieraz, byleby tylko nie wypuszczać go ze swoich objęć.
- Felix… – Ponownie wydusił z siebie tylko jego imię, jakby tym samym przekonując go, że jest dla siebie zbyt surowy i zbyt krytyczny. Rzeczywiście wczorajszej nocy Paco zrobił to, co było trzeba, ale świadomie nie wspominał przecież o jego okaleczonym torsie, ani o rozemocjonowanym stanie wywołanym narkotykami płynącymi w krwiobiegu. Zaprosił go na obiad właśnie po to, by pokazać że nie zamierza wytykać mu jego błędów i że nie obwinia go o nadużywanie jego pomocy. Nie bez powodu zresztą znosił cierpliwie jego obelgi, sprzątając uczyniony przez niego bałagan. Nadal uważał, że był wart tego, by wyciągnąć do niego pomocną dłoń. Nie potrafił również pozostawać obojętnym wobec jego niemego błagania o wsparcie. – Nie wiem czy dla ciebie, ale na pewno nie dla mnie. – Odpowiedział mu zdecydowanym tonem, burząc zarazem jego koncepcję; wszak skoro się wyłamał, Maximilian nie mógł już mówić o wszystkich. Mimo swoich zapewnień Salazar w jakimś sensie chciał jednak uświadomić mu, że może nie mieć racji, nawet jeżeli to do niego należała ostateczna decyzja. Patrzył więc na niego łagodnie. Dawał argumenty, ale nie odbierał prawa wyboru.
Przekleństwo, które mimowolnie opuściło jego usta nie było zaproszeniem do kolejnej kłótni, a raczej wyrazem jego własnej niemocy. W przeciwieństwie do Felixa nie oddychał więc wcale lżej, raczej ciężej, a serce jak oszalałe przyśpieszyło swój rytm, jak gdyby chciało wymusić na nim niezbędny teraz napływ szczerości. Całkiem skutecznie, bo po słowach Solberga poczuł się śmielej, mimo że zabolało go to, jakie złe chłopak miał najwyraźniej o nim mniemanie. – Nigdy nie powinienem był tego robić. – Postanowił się wyspowiadać, bo chyba dotarło do niego, że chociaż łapał go za każdym razem kiedy ten upadał, tak tym jak go traktował skutecznie podcinał mu skrzydła, zaniżając również jego samoocenę. W tym samym momencie odsunął też dłoń ułożoną na jego ramieniu, wcześniej poklepując po nim delikatnie Maximiliana. Nie wiedział tylko czy dodaje otuchy jemu czy raczej sobie samemu.
Pewien był za to jednego. Nie chciał go znowu stracić, a gdy po raz kolejny napotkał pytające spojrzenie jego szmaragdowych ślepiów, postanowił posilić się na odwagę i bezpośredniość, wyciągając wreszcie z kąta zakurzoną wieżę. – ¿Verdad por verdad? – Uśmiechnął się nawet półgębkiem, odnosząc się do niedawnej rozmowy na Malediwach. – Wiesz o czym pomyślałem, kiedy zrobiłem ci wczoraj najgorszego w historii drinka z tequilą i dictum w roli głównej? – Pozwolił sobie nawet na ten niewinny żart, umniejszając tym razem swoje barmańskie umiejętności, którymi zwykł się szczycić. – Nie tylko o nocy spędzonej w hotelu, ale o twoim uśmiechu, kiedy wybierałeś kolor cadillaca i kiedy zbierałeś kurz ze wszystkich półek w aptece Johnsona. Cieszyłeś się wtedy jak dziecko… – Kąciki jego ust uniosły się jeszcze wyżej na skutek jednego z tych żywych, szczęśliwszych wspomnień, mimo że na krótką chwilę utkwił wzrok w podłożu. – Nie wiem, które słowa tak bardzo zapadły ci w pamięć… ale nie nadużywasz mojej pomocy. Nigdy jej nie nadużywałeś. – Podniósł ponownie głowę, pewniej patrząc mu w oczy. – Chcę żebyś wiedział, że chcę ci pomóc. Chciałbym też zobaczyć raz jeszcze ten uśmiech, kiedy zabiorę cię do Sztokholmu albo do Oslo… – Przypomniał mu również o złożonej niegdyś obietnicy. – Muszę wiedzieć tylko czy mi na to pozwolisz i czy jesteś w stanie mi zaufać. – Prawda za prawdę. Nie powiedział jedynie tego, jak bardzo potrzebuje go teraz objąć. Pragnął tego całym sobą. Nawet zbliżył się do niego o krok, unosząc delikatnie dłonie, ale w ostatniej chwili wycofał się, jakby nie był pewien czy ten subtelny dotyk nie sparzy jego skóry.
Powrót do góry Go down


Maximilian Felix Solberg
Maximilian Felix Solberg

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Galeony : 5402
  Liczba postów : 13174
https://www.czarodzieje.org/t18528-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18530-poczta-maxa-felixa
https://www.czarodzieje.org/t18529-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18677-max-felix-dziennik
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 EmptyPon 7 Mar - 2:31;

Widać obydwoje pragnęli tego samego, choć Tori miała rację - byli do dupy w wyrażaniu swoich potrzeb i myśli, nie mówiąc już o czymkolwiek co przypominało uczucia. Maxowi jednak nie można było się zbytnio dziwić. Wciąż przeżywał rozstanie, które bez względu na scenariusz nie miało szans by nie zostawić na jego duszy dość znaczącego piętna.
Nienawidził tego, jak Paco powtarza jego imię, a raczej tego, jak na to reagował. Może i nie raz towarzyszyły temu obelgi i irytacja, ale dużo częściej słychać było wtedy w głosie mężczyzny czułość, która była dla nastolatka jak narkotyk. Czułość, której zawsze podświadomie pragnął, bo nigdy nie miał wystarczająco czasu by się nią nacieszyć. Czułość, którą otrzymywał tylko wtedy, gdy dotykał dna, a ktoś akurat zlitował się na tyle, by postanowić go z tego dna wyłowić. Możliwe, że był to jeden z powodów, dla którego tak łatwo sięgał po prochy skoro wiedział, że dzięki temu choć przez chwilę będzie mógł poczuć się bezpieczny i zaopiekowany.
-Pierdolisz jak potłuczony. - Stwierdził tylko, gubiąc się w tym, co Paco naprawdę myślał. Chciał go w końcu zatrzymać, czy dawał mu wolną rękę? Te dwie rzeczy nie łączyły się Solbergowi, który znał Salazara z tej zaborczej i bardzo posesywnej strony.
Nawet gdyby Morales go teraz postanowił poobijać fizycznie lub werbalnie, Max nie miał siły walczyć. Był raczej gotów posłusznie zwiesić głowę i przyjąć wszystko na klatę, choć nie pragnął już bólu tak samo jak jeszcze niecałą dobę temu. Co prawda chętnie wywołałby nową strużkę świeżej krwi na swoim ciele, ale nie był w stanie, skupiając się zbyt mocno na próbie zrozumienia tej pojebanej sytuacji.
-Należało mi się. Zresztą miałeś rację. Za każdym jebanym razem. - Niechętnie mu to przyznał, ale przecież choć ton wypowiedzi Moralesa w tych chwilach nie był przyjemny, to mężczyzna nie wymyślał sobie niczego. Max przychodził do niego nagrzany lub najebany jak szpada, a zazwyczaj nawet stosował kombinację tych używek. Był nieodpowiedzialnym debilnym dzieciakiem, który szukał śmierci i nie patrzył na nikogo wokół, odpychając wyciągnięte ku niemu w geście pomocy dłonie. To wszystko było prawdą i to właśnie ta świadomość bolała Solberga, który nie potrafił się z tego wszystkiego wyplątać.
Poczuł mimowolny żal, gdy dłoń opuściła jego ramię. Czy był to znak, że Paco zamierzał się wycofać i puścić go wolno? Choć dawno się nie widzieli, Max miał nadal zakodowane w głowie pewne zachowania, które automatycznie odpalały się przy mężczyźnie i wiedział, że nawet gdyby stracili kontakt na dziesiątki lat, kolejne spotkanie i tak odkurzy stare nawyki, zmieniając osobowość Felixa w uległego dzieciaka, który pokornie akceptuję rolę bezwartościowego kochanka.
Skinął głową tym samym zgadzając się na taki układ. Nie był pewien, czego Paco od niego chce, ale i tak nie miał już nic do stracenia, więc mógł odpowiedzieć na jedno, czy dwa pytania. Chciał po prostu zrozumieć całą tę sytuację i w końcu oczyścić nieco atmosferę, której ciężar coraz mocniej osiadał na jego duszy. Czekał niecierpliwie na puentę upewniając się tylko, że brak fiolki z Dictum nie był przypadkiem, a to ohydztwo, które wlano mu podstępem do gardła faktycznie było mieszanką mającą oczyścić jego organizm. Musiał przyznać, że nawet szanował ten podstęp choć wczorajsza reakcja wskazywała coś zupełnie przeciwnego.
Gdy Paco skończył w końcu mówić, Max nie miał już najmniejszego problemu z wpatrywaniem się w jego twarz. Wiele pytań kłębiło się teraz w jego głowie i wiele słów, które chciał a jednocześnie których ni chuja nie chciał powiedzieć. Mętlik z minuty na minutę się powiększał, choć w pewien sposób sytuacja się klarowała. To wszystko było zbyt popierdolone jak na jego umysł. Mimowolnie wystawił jedną z nóg do tyłu, jakby automatycznie chcąc się cofnąć na widok zbliżającego się Moralesa. W ostatniej chwili powstrzymał jednak ten odruch, zostając w tej pozycji w której stał.
-To... To był naprawdę udany wyjazd. - Wbrew wszystkiemu sam uśmiechnął się lekko na to wspomnienie bo może nie było idealnie, ale takiej apteki to w życiu chyba nie zapomni. Był to też pierwszy raz, kiedy Morales poniekąd potraktował go jak człowieka, a nie zabawkę i jeśli miałby nakreślić moment ich relacji, do którego chętnie by wrócił, bez wątpienia kupiłby pierwszy bilet do Havany.
-Ja... - Spojrzał na niego, ponownie przygryzając wargę i mocniej zaciskając dłoń w kieszeni, wbijając paznokcie w okryte materiałem udo, jakby ze wszystkich sił chciał zatrzymać w sobie cisnące się na usta słowa. -Nie jestem w stanie zaufać sobie. - Zaczął i choć wzrok uciekał na bok, nastolatek usilnie próbował zatrzymać w sobie tę odwagę, by dokończyć i wypełnić wymianę prawd. Tym zdaniem pokazał jednak, że nie chodzi o kwestię zaufania do mężczyzny, ale problem leży po stronie młodszego z nich. -Paco.... - Powiedział cicho, wciąż się zbierając, bo to co w nim siedziało wcale nie było takie proste. -Ja... Wtedy... Nie wiem, czy jestem jeszcze w stanie to z siebie wykrzesać. - Przyznał, a jego oczy po raz kolejny w ciągu ostatnich dwudziestu czterech godzin się zaszkliły. -Pomóż....Nie zostawiaj mnie. - Wyszeptał, gdy pierwsza duża łza opuszczała jego powieki spływając powoli po policzku. Nie mógł już dłużej tego wytrzymać. Nie tylko tej ciężkiej atmosfery, ale i bólu, który z każdą sekundą rósł coraz bardziej, coraz mocniej podkopując jego samopoczucie i wiarę w siebie. Bez zastanawiania się postąpił krok do przodu i wyjmując w końcu dłonie z kieszeni przylgnął do Moralesa, wtulając się w jego pierś, jak zagubione dziecko, które w końcu odnalazło bezpieczną przystań.

______________________



 
I thought that I could walk away easily
But here I am, falling down on my knees
Powrót do góry Go down


Salazar Morales
Salazar Morales

Absolwent Slytherinu
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Galeony : 3186
  Liczba postów : 2025
https://www.czarodzieje.org/t21123-salazar-morales-w-budowie#680537
https://www.czarodzieje.org/t21140-salazar-morales#681116
https://www.czarodzieje.org/t21122-salazar-morales#680529
https://www.czarodzieje.org/t21131-salazar-morales-dziennik#6806
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 EmptyPon 7 Mar - 4:08;

Nawet tego nie zauważył, ale zwykle kiedy chciał okazać chłopakowi czułość i troskę, wypowiadał właśnie jego drugie imię, któremu zawsze towarzyszył wówczas łagodny ton. Nie zauważył, bo był do dupy nie tylko w wyrażaniu drzemiących gdzieś na dnie serca pragnień, ale momentami naprawdę zastanawiał się czy w ogóle zdolny jest cokolwiek czuć. Czarna magia co prawda nie wyżarła jeszcze jego duszy do cna, ale mając krew na rękach i pozostawiając za sobą trupy, dosyć łatwo było zatracić się w brutalnej nicości, zapominając o prawdziwych, pozytywnych emocjach i tak palącej potrzebie bliskości, która pozwalała zachować resztki człowieczeństwa. Potrafił cieszyć się życiem, zbierając owoce swojej ciężkiej pracy i pławiąc się w otaczającym go luksusie, ale poszukiwanie ukojenia w ramionach przygodnych kochanków – jakkolwiek wyzwalające – działało krótkotrwale, nie wypełniając pustki tkwiącej od dawna w jego wnętrzu. Nie chciał tego otwarcie przyznać, ale mimo brudnych interesów i grzechów, za które mógłby smażyć się w piekielnym kotle, tęsknił również za normalnością, a uśmiech Felixa nie tylko go uszczęśliwiał, ale był dla niego czymś w rodzaju światełka w tunelu. Po prostu potrzebował tego uśmiechu, tak samo jak Maximilian potrzebował jego silnych, męskich ramion.
- Może. Może całkiem już oszalałem. – Wzruszył bezradnie ramionami, musząc przyznać Solbergowi rację. Pierdolił jak potłuczony, bo nie wiedział jak ma mu inaczej powiedzieć, że ma tu do cholery zostać, nie będąc jednocześnie tym samym zaborczym skurwysynem, za jakiego niestety chłopak słusznie go uważał. Słusznie, bo naprawdę pragnął go mieć na wyłączność i tylko dla siebie, ale jednak nie do końca… bo pomimo posesywnego podejścia, którego Felix tak bardzo nienawidził, zależało mu również na jego szczęściu. Niełatwo było mu zrezygnować z poczucia władzy i kontroli. Wiedział, że i jego czeka długa droga, ale musiał to przepracować, jeżeli chciał uczynić z niego nie swoją wizytówkę, a równoprawnego partnera. – Nie należały ci się te wszystkie kpiące słowa. Nie powinienem wylewać na tobie własnej frustracji. – Chyba po raz pierwszy nie wyrzucali sobie wzajemnych krzywd w żalu i wulgarnych słowach, po prostu przyznając się do błędów, których obaj popełnili wiele. Moralesowi ciążyły jednak one o tyle, że nie miał dla nich żadnego racjonalnego wytłumaczenia. Po prostu był względem tego dzieciaka jebanym kutasem, który swoimi pieniędzmi i remem próbował uwiązać go na smyczy, sprowadzając go do roli bezwartościowego kochanka, bo w ten sposób łatwiej było mu utrzymać kontrolę. Nie potrafił także przyznać przed sobą samym, że najzwyczajniej w świecie mu na nim zależy i że jego odejście rozerwałoby jego serce na strzępy.
Tym razem to on ugiął się pod naporem jego spojrzenia, uciekając wzrokiem od jego szmaragdowych oczu, żeby poukładać cały ten chaos, jaki zagnieździł się pod jego kopułą. Mimo że wyznał mu prawdę, wcześniej czyniąc ten jeden krok naprzód, tak teraz poczuł się obnażony i słaby, jakby jedno złe słowo Maximiliana mogło pozostawić na jego ciele bliznę głębszą i bardziej bolesną od sectumsempry. Nie poruszył się jednak z miejsca. Czekał w milczeniu na jego odpowiedź, choć miał wrażenie że ta cisza go zaraz zabije. Wreszcie jednak usłyszał jego głos, a kiedy podniósł głowę, zobaczył uniesione kąciki ust, na powrót przywołujące uśmiech również i na jego twarzy. Nie uciekał już i nie pośpieszał go, jakby podświadomie czuł, że bariery komunikacyjne zniknęły i że zdołają wreszcie przebrnąć przez nie razem. Patrzył więc uważnie na jego przygryzioną wargę, mimo że nie odpowiedział na jego pierwsze słowa, pozwalając mu dokończyć myśl urwaną wpół. Wierzył, że wszystko się ułoży, ale dopiero gdy w uszach wybrzmiało mu jego własne imię, zyskał taką pewność.
Widząc zaszklone oczy, wreszcie zbliżył dłoń do jego twarzy, otulając ją opuszkami palców. – Nie zostawię cię. – Wyszeptał, kciukiem wycierając samotną łzę spływającą po jego policzku, a gdy tylko Felix odważył się przekroczyć tę granicę, którą nie wiedzieć czemu przed sobą postawili, zamknął go w objęciach swoich ramion, w duchu przysięgając sobie że więcej go z nich nie wypuści. – Todo va a estar bien… – Mruknął ściszonym, ale pewnym głosem, jeszcze mocniej przytulając go do swojej piersi, delikatnie przesuwając dłonią po jego plecach. – Nie ufasz sobie, ale ja wiem, że jesteś w stanie to wykrzesać. – Zamiast podcinać mu skrzydła i podkopywać jego samoocenę, wolał pokazać że w niego wierzy; tak zresztą było. Pamiętał przecież jego krnąbrny charakter, ognisty temperament i ogromną siłę perswazji. – Po prostu musimy zacząć wszystko od nowa. Małymi kroczkami. – Przekonywał go również, że nie każe mu iść tą drogą samemu i że podniesie go, niezależnie od tego ile razy by się na niej nie potknął. Na razie jednak pozwolił mu trwać w tej bezpiecznej przystani, dopiero po dłuższej chwili decydując się na rozgonienie ciężkiej atmosfery, bo chociaż udało im się przed sobą otworzyć, tak obaj musieli na jakiś czas zapomnieć o bólu i cierpieniu. – Proponuję zacząć od pizzy. – Przypomniał mu więc o pierwotnym planie, nie mając jednak serca się od niego odsunąć, zwłaszcza kiedy był świadkiem jego łez. Wolał poczekać, aż to Felix będzie gotowy uwolnić się z jego ramion.
Powrót do góry Go down


Maximilian Felix Solberg
Maximilian Felix Solberg

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Galeony : 5402
  Liczba postów : 13174
https://www.czarodzieje.org/t18528-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18530-poczta-maxa-felixa
https://www.czarodzieje.org/t18529-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18677-max-felix-dziennik
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 EmptyPon 7 Mar - 9:06;

Gdy po raz pierwszy natknęli się na siebie w zakamarkach Nokturnu żaden nie spodziewał się, że ich relacja przetrwa tyle czasu. Choć burzliwa, pełna dystansu, agresji i braku zaufania cechowała się też namiętnością i ukrytym ciepłem, za którym obydwaj gonili chociaż żaden wprost nie potrafił tego przyznać. Max był tylko nastolatkiem, którego życiowe doświadczenia dorównywały, jeżeli nie prześcigały niejednego osobnika w wieku Paco, ale jego psychika była delikatna niczym tego zagubionego ośmiolatka, który jedyne co znał to chłód, dragi i walkę o przeżycie. Był tylko osiemnastoletnim dzieckiem do cholery. Nie powinien się z tym borykać a już na pewno nie sam i w końcu, po wielu latach  zaczynał się godzić z tym faktem i rozumieć, że czasem trzeba poprosić o pomoc. Powoli, ale jednak stawiał kroki naprzód.
-Daj spokój jestem tylko jebanym ćpunem. - Po raz kolejny pokazał jak marne ma o sobie mniemanie. Nie potrafił jednak winić Paco za te wszystkie ostre słowa, które zresztą nie raz sprowadzały go na ziemię. Poza tym równie dobrze przechowywał w pamięci te chwile, kiedy mężczyzna porzucał wszelkie złośliwości i że spokojem szeptał mu do ucha, że wszystko będzie dobrze, zapewniając mu bezpieczeństwo własnych ramion. Ten kontrast był niemożliwy, a jednak stał się w jakiś sposób podstawą ich relacji tak samo kiedyś, jak i na Malediwach, czy podczas wczorajszej, niezaprzeczalnie ciężkiej nocy.
Nagle rolę się odwróciły i teraz to od taktyki Maxa zależała cała misternie rozgrywana partia. Morales odsłonił swoją słabą stronę a od ruch nastolatka miał zadecydować o tym, czy gra będzie toczyć się dalej, czy jednak w końcu nastąpi upragniony mat. Sprawa była jednak taka, że Maxowi nie zależało na obaleniu króla przeciwnika. Jedyne czego pragnął to uczciwa rywalizacja z czystymi zasadami. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek dane mu będzie oglądać Moralesa w takim stanie, choć na Malediwach poniekąd już dostał przedsmak jego wrażliwości. Wbrew temu, co chciał pokazywać światu, Salazar nie był tak zimnym skurwysynem, jakiego grał bez względu na to ile razy słyszał z ust Maxa podobne obelgi. Max cieszył się jednak, że Paco mu nie przerwał bo wtedy pewnie już nigdy by nie wywalił z siebie tych wszystkich słów. Nieważne jak mocno go one bolały i tak poczuł się nieco lepiej, gdy zrzucił z piersi tę drobinke noszonego ciężaru i choć był to zaledwie wierzchołek góry lodowej wiedział, że od czegoś trzeba przecież zacząć.
Przemknął oczy czując dotyk na policzku, a następnie ruszył bliżej, by dać się zamknąć w bezpiecznych ramionach, których tak bardzo potrzebował. Emocje wzięły górę, a pod zamkniętymi powiekami po raz kolejny pojawił się pożar i ciało nastolatka zaczęło niekontrolowanie drżeć. Atak jednak nie rozwinął się mocniej. Solberg choć czuł się otoczony ogniem miał wrażenie, że obserwuje go z wnętrza bezpiecznej bańki, którą w Arabii sam roztoczył nad Dori i Drakiem. Wszystko będzie dobrze...
-Dziękuję. - Wyszeptał raz jeszcze, nieco mocniej chwytając jego koszuli. Może nie wierzył, że te zapewnienia mogą się bez problemu spełnić a małe kroczki zwiastowały kolejną długą drogę przez mękę, ale teraz nie miało to znaczenia, gdy czuł, że miał wsparcie, na które mógł liczyć.
Nie wiedział, jak długo stał tam wtulony do jego piersi, próbując przywrócić się jako tako do porządku. Nie przejmował się łzami. Ostatnimi czasy przelewał ich tyle, jakby chciał nadrobić wszystkie te chwile, kiedy nie mógł sobie na tę wrażliwość pozwolić. Nigdy jednak nie przejmował się specjalnie opinią innych na ten temat. I tak nie byłby w stanie nic na to poradzić.
-Tylko pod warunkiem, że weźmiemy największą i dorzucisz podwójne bazyliszkowe. Łeb mi pęka a migrenowy zostawiłem w domu. - W końcu odkleił się od Paco, ale nie zrobił nawet kroku w tył jakby się bał, że ten dystans wywoła powrót całego cierpienia. Uśmiechnął się nieco radosniej, co tym razem odbiło się w jego tęczówkach, jakby czające się tam iskierki ponownie dostały tlenu, który je zaprószył.

______________________



 
I thought that I could walk away easily
But here I am, falling down on my knees
Powrót do góry Go down


Salazar Morales
Salazar Morales

Absolwent Slytherinu
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : blizny ciągnące się przy lewej nerce i po prawej stronie żeber | niewielkie, krwawe znamię w kształcie krzyża na grzbiecie prawej dłoni | krwawy znak w kształcie obrączki
Galeony : 3186
  Liczba postów : 2025
https://www.czarodzieje.org/t21123-salazar-morales-w-budowie#680537
https://www.czarodzieje.org/t21140-salazar-morales#681116
https://www.czarodzieje.org/t21122-salazar-morales#680529
https://www.czarodzieje.org/t21131-salazar-morales-dziennik#6806
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 EmptyCzw 10 Mar - 19:09;

Omiatając spojrzeniem sylwetkę Solberga w cienistym zakamarku Nokturnu, myślał wyłącznie o wykorzystaniu jego bezradnego położenia dla własnej korzyści. Potraktował rema jako walutę, a Maximiliana jako produkt, który kupował zresztą z myślą, że odłoży go na półkę po jednej lub kilku upojnych nocach, wymieniając go na inny, nowszy model kiedy tylko do sypialni wkradnie się nuda. Nie przypuszczał, że ich relacja zakiełkuje, a poza dobrą zabawą zacznie towarzyszyć jej uczucie przywiązania i czułość, której niestety nie zawsze potrafił chłopakowi okazać. Pragnął mu pomóc, ale jednocześnie chciał go za wszelką cenę utrzymać obok siebie, przez co ostatecznie stał się dla niego nie tyle wsparciem, co raczej dostępem do darmowych narkotyków i luksusów. Wylewał również na niego swoją wściekłość, bo najwyraźniej czuł się wobec jego problemów bezsilny, zwłaszcza gdy tak brutalnie został przez niego odtrącony. Potrzebowali obaj tego ukrytego ciepła i bliskości, obaj również za nimi gonili, ale nie umiejąc otwarcie przyznać się do własnych potrzeb, za każdym razem zataczali błędne koło.
Skrzywił usta w bolesnym grymasie, przez chwilę gotów nawet wygarnąć Felixowi, że pieprzy wierutne bzdury, ale nie sądził aby wyliczanie w obecnej sytuacji wszystkich jego zalet wybrzmiało naturalnie, a już tym bardziej żeby dodało dzieciakowi skrzydeł. - A ja pieprzonym dupkiem. Każdy ma jakieś wady, czyż nie? – Wolał więc obrócić wszystko w żart, skoro i tak podczas tej rozmowy obaj spowiadali się z popełnionych błędów i grzechów. Niestety byli wyłącznie ludźmi, a ci lubili coś niekiedy spieprzyć. Zarówno on, jak i Maximilian ewidentnie nie radzili sobie zbyt dobrze z emocjami. Nie mówili o nich również wprost. Nic więc dziwnego, że łącząca ich więź, tak przepełniona niedopowiedzeniami i kontrastowymi zachowaniami, z jednej strony zdawała się silna, z drugiej raziła wręcz brakiem wzajemnego zaufania i chłodnym dystansem.
Kiedyś musieli się jednak przed sobą odsłonić i pokazać swą prawdziwą twarz. Nie było to łatwe. Paco nienawidził tego uczucia utraty kontroli nad sytuacją, a teraz w oczekiwaniu na reakcję Solberga, gdy cała drzemiąca w jego wnętrzu wrażliwość została wyciągnięta na wierzch, czuł się nagi i wyjątkowo słaby. Nie był aż takim zimnym skurwysynem, a przynajmniej nie chciał nim być wobec Felixa. Nie miał jednak pojęcia czy po tym wszystkim chłopak jest jeszcze w stanie spojrzeć na niego przychylniej. Dzielili spory bagaż doświadczeń, ale wiedział też jak wiele zła i krzywdy mu po drodze wyrządził. Nie był pewien jak powinien mu je zrekompensować, więc na razie jedynie otarł łzę spływającą po chłopięcym policzku i zamknął go w objęciu ciepłych ramion, pozwalając mu chwycić jak najmocniej swoją koszulę. Dziękuję to tylko puste słowo, podobnie jak i jego zapewnienia, że wszystko będzie dobrze, ale i tak czuł się szczęśliwy, mogąc wreszcie przytulić go do swojej piersi.
- Podwójne bazyliszkowe w mugolskiej okolicy? Widzę, że nie zamierzasz mi niczego ułatwiać. – Spojrzał na niego z nieco szerszym, weselszym, ale i bardziej zadziornym uśmiechem, zastanawiając się już w jaki sposób najszybciej zorganizować wymarzoną przez niego kawę. – Możemy wziąć i trzy, jeżeli jesteś taki głodny. – Dodał również a propos pizzy, mimo że początkowo - podobnie do Maximiliana - nie poruszył się nawet o krok, uwalniając go jedynie ze swojego uścisku. Delikatnie uniósł dłoń, chcąc ją podać chłopakowi, ale jakoś nie potrafił się przemóc, więc ostatecznie objął go, zaciskając palce na jego barku. – Chodźmy, ale będziesz musiał parę minut na mnie zaczekać, w porządku? – Upewnił się, że Solberg nie postanowi mu przez ten czas zwiać, a gdy zaszli w bardziej odludne miejsce, machnął swoją różdżką, żeby teleportować się na jedną z magicznych alejek w pobliżu Pokątnej, na końcu której można było zakupić czarodziejską kawę na wynos. Niezbyt może kulturalnie, ale przekupił poczciwego staruszka, by ten przepuścił go w kolejce, a wreszcie powrócił do Felixa, wręczając mu kubek, z nad którego unosiła się gorąca para.
- Zgodnie z życzeniem, podwójne bazyliszkowe. Pod kolor twoich pięknych oczu. – Nie uciekał się zbyt często do takich czułostek i komplementów. Nawet teraz nie próbował mu się przypodobać; prędzej chciał mu uzmysłowić, by nie przejmował się przekrwionymi, zaszklonymi ślepiami i nie wstydził się swoich łez. – Gotowy na zmiany… i najbardziej kiczowatą randkę w swoim życiu? Bardziej tandetny byłby chyba tylko McMagic. – Pokręcił głową ze zrezygnowaniem, wzdychając przy tym ciężko, bo wspólne wyjście na pizzę brzmiało zdecydowanie bardziej trywialnie niż homar w ekskluzywnej restauracji i wieczory spędzone na Kubie… ale może czasami potrzeba było i takiego zwyczajnego popołudnia, wszak treść niosła za sobą wartość o wiele większą niżeli forma, w jaką się ją ubrało.

+
Powrót do góry Go down


Maximilian Felix Solberg
Maximilian Felix Solberg

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Galeony : 5402
  Liczba postów : 13174
https://www.czarodzieje.org/t18528-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18530-poczta-maxa-felixa
https://www.czarodzieje.org/t18529-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18677-max-felix-dziennik
Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 QzgSDG8




Gracz




Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 EmptyCzw 10 Mar - 19:55;

Widać nie potrafili się dogadać już w fundamentalnych sprawach. Max nigdy nie lubił czuć się ograniczany, a posesywność Salazara była wręcz ucieleśnieniem tego wszystkiego sprawiając, że nastolatek chciał coraz bardziej testować jego granice i udowadniać swoją niezależność, czym podnosił mężczyźnie ciśnienie doprowadzając do większych lub mniejszych spięć. Potrafili jednak się dogadać, co przecież udowodnili w Havanie, kiedy to można by pomyśleć, że nagle wszystko stanęło na głowie, a oni naprawdę miło spędzili czas.
-Znam gorszych. - Uśmiechnął się lekko również żartując, choć Paco zdecydowanie nie był na samym dole jego listy osób, z którymi chciałby spędzać czas. Zresztą świadczył o tym chociażby fakt, że czasem był dla niego miły i tylko dwa razy mu wyjebał!
Czy musieli się odsłonić, czy też nie i porozmawiać o tym, co tak naprawdę w nich siedzi i kim są, było już kwestią sporną i nie tak ważną dla nastolatka w tej chwili. Co prawda Morales zmienił mu plan na życie całkiem, przekonując do zostania na Wyspach, ale szczerze Solberg nie żałował. Nie wykluczał kolejnej podróży w celach naukowych czy po prostu dla relaksu, ale żegnać te okolice na dłużej? Nie potrafił sobie tego wyobrazić. Co jak co, ale ze Szkocją był cholernie związany, a w Londynie powoli otwierał się jego klub!
Fizyczna bliskość i ciepło bijące z ramion Paco spełniły swoje zadanie. Max mógł przez chwilę uciec od świata, skryty w tej bezpiecznej przystani i bardzo dobrze wiedział, że gdyby chciał, nie musiałby odrywać się od niego jeszcze przez długi czas. Nie mogli jednak spędzić tu wieczności, a poza tym nastolatek naprawdę zaczynał się czuć coraz bardziej głodny i coraz bardziej powracały fizyczne konsekwencje nocy, które raczej skłaniały go do wzięcia głębokiego oddechu i uspokojenia wszelkich emocji. Choć nie było to łatwe.
-A czy ze mną kiedykolwiek cokolwiek było łatwe? - Dawny Maxio rozbudzał się znów do życia, patrząc zadziornie na Paco. Już miał mówić, że żartuje i tak naprawdę wystarczy mu jakakolwiek kawa, bo szczerze zapomniał, że są w miejscu, gdzie prędzej dostaną koktajl Mołotowa niż Ognistą Whisky, ale ostatecznie następne słowa mężczyzny znów pokrzyżowały mu plany. -Umieram z głodu, to fakt, ale linia sama się nie utrzyma. - Parsknął wskazując na swoje wykończone dzisiaj, ale nadal lekko umięśnione ciało. Gdyby tylko kiedykolwiek się tym przejmował. Całe szczęście, że wrócił do treningów i nie był już tak przeraźliwie wychudzony jak jeszcze pół roku temu.
Choć bardzo nie chciał, by Paco go teraz opuszczał, skinął głową, siadając na brzegu fontanny i pozwalając mu się oddalić. Znów poczuł się dziwnie samotny, ale wiedział, że mężczyzna niedługo wróci posyłając to uczucie w niepamięć. Po prostu czuł wewnętrznie, że ten go w tym momencie nie zostawi. Nastolatek ochlapał sobie nieco twarz zimną wodą z brodzika, po czym odpalił w końcu szluga czując, jak napięcie powoli umyka wraz z nikotynowym dymem.
W końcu znajoma sylwetka ponownie zjawiła się na horyzoncie niosąc w dłoni kubek z parującym napojem. Solberg z niedowierzaniem pokręcił głową, wyciągając rękę po magiczną kawę. Typowy Paco...
-Jesteś pojebany, wiesz o tym? - Zapytał ironicznie, choć nie było w tym ni grama złości. Wręcz przeciwnie, było to swego rodzaju podziękowanie, za to niewielkie poświęcenie, jakiego Salazar się dopuścił, byle załatwić mu odpowiednią kawę. -Podwójne espresso, czy dobre Americano też by wystarczyło. - Pokiwał jeszcze głową z niedowierzaniem, by już po sekundzie zatopić usta w gorącym napoju i poczuć tę uprawnioną goryczkę, która miejmy nadzieję, miała nieco poprawić jego samopoczucie.
-McMagic`a to mi nie obrażaj! W tym stanie wypiłbym nawet beczkę tłuszczu, byle pomogło. - Wiedział jednak, że jest to dopiero początek, bo serce wcale nie stało się lżejsze. Wręcz przeciwnie, w jakiś sposób zrobiło mu się nawet trochę gorzej. Pozwolił jednak, by Paco poprowadził ich do lokalu, a on sam w tym czasie wyjął telefon, by dać znać Stacey, że jednak nie wróci na obiad...


//zt x2
+

______________________



 
I thought that I could walk away easily
But here I am, falling down on my knees
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 QzgSDG8








Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty


PisanieFonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty Re: Fonntanna w środkowej części Parku  Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Fonntanna w środkowej części Parku

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 7 z 7Strona 7 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Fonntanna w środkowej części Parku - Page 7 JHTDsR7 :: 
londyn
 :: 
Mugolskie miejsca
 :: 
hyde park
-