W tej średniej wielkości klasie znajdującej się na pierwszym piętrze, od lat odbywają się zajęcia z Obrony Przed Czarną Magią. Ze względu na średnie wymiary pomieszczenia, dwa rzędy ławek są stosunkowo blisko siebie ustawione. Nie jest to najlepiej oświetlona klasa. Jednak ściany zdobią różne lampy dające nieco jasności. W rogu pomieszczenia, nieopodal biurka nauczyciela, znajduje się gablota na której można znaleźć wiele nieco poniszczonych już książek dotyczących OPCM.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - OPCM
Wchodzisz do Klasy Obrony Przed Czarną Magią, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Obronę Przed Czarną Magią. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Marco Ramirez oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Aash Al Maleek. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z OPCM i zaklęć można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Jak działa zaklęcie Riddikulus? Na czym się go używa? 2 – Jak bronić się przed dementorem? Opisz działanie odpowiedniego zaklęcia. 3 – Podaj trzy odmiany zaklęcia Protego i opisz każdą z nich. 4 – Podaj trzy sposoby na wykrycie trucizn. 5 – Jak postępować w przypadku natknięcia się na podejrzane, magiczne artefakty? 6 – Wymień trzy zaklęcia niewybaczalne i opisz je.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Obroń się przed zaklęciem Drętwota trzema różnymi zaklęciami defensywnymi. 2 – Znajdź i zneutralizuj trzy pułapki magiczne. 3 – Zastaw dwie pułapki - na człowieka i dowolne stworzenie. 4 – Ukryj się przed członkiem komisji, używając nie więcej niż trzech zaklęć. 5 – Pokonaj trzy boginy. 6 – Używając tylko zaklęć defensywnych, przez dwie minuty nie daj przeciwnikowi do siebie podejść.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - OPCM:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob 6 Wrz 2014 - 17:35, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
W sumie to ciężko stwierdzić, kto był bardziej zaskoczony - fakt faktem Leo z radosnym uśmiechem wpatrywał się w Rasheeda, gdy ten z takim zdziwieniem się na niego patrzył. Cóż, jakąś tam wiedzę posiadał, nie? Skinął głową z wdzięcznością, tym samym dziękując za przydzielone Gryffindorowi punkty. Mruknął też subtelne "też jestem w szoku", ale ogólnie w dyskusje się nie wdawał. Prawdę mówiąc nie zwrócił większej uwagi na zdrobnienie jego imienia, zakładając, że to oczywista oczywistość. Większość nauczycieli już się przyzwyczaiła i o ile nie używała nazwiska, to mówiła właśnie tak. Czemu jego przyjaciel, asystent profesora, miałby postępować inaczej? - Szczerze, to bardziej martwię się o swoje - przyznał z rozbawieniem, pokładając nieprzyzwoicie wielką wiarę w tym, że @Anthony Wilder ulegnie nieprzyjemnym skutkom zakłóceń magicznych. O ile jego własne pierwsze zaklęcie jako tako zadziałało, o tyle nie przyniosło oczekiwanego efektu - młodszy Gryfon zupełnie nie dał rady rzucić Ceruisam. Leo zacmokał z dezaprobatą, odruchowo potrząsając różdżką, jak gdyby to miało naprawić wyimaginowane usterki. Zaraz wycelował ją z powrotem w przeciwnika, tym razem próbując niewerbalnie rzucić Expelliarmus. Niby zaklęcie wyszło, ale czemu znowu miało zmienione działanie? Frustracja rozproszyła chłopaka i jego własna obrona wyszła dość zaskakująco i przy okazji widowiskowo - rzadko widzi się ponad dwumetrowego Gryfona przelatującego przez pół sali i zatrzymującego się dopiero na ścianie. Czy coś się nagle zmieniło i teoria szła mu lepiej od praktyki?
Kolejne zaklęcie, kolejna udana obrona ze strony Lysa. Ilia już naprawdę zaczęła wątpić, czy choć raz chłopak popełni jakiś błąd. Od początku była nastawiona na taki przebieg pojedynku, ale gdyby i on ucierpiał, a nie tylko ona obrywała zaklęciami... Jedyne, co mogła teraz zrobić to wziąć się do roboty, bo inaczej nie ma co liczyć na efekty. Tego dnia była wyjątkowo bardzo skupiona. Czuła jeszcze ból pleców przez przyjemne lądowanie na ścianie, ale nawet to nie było w stanie jej rozproszyć. Teraz liczyła się tylko obrona, która musiała się udać. Tym razem nie przyjmowała nawet do wiadomości, ze znowu zawali. Skoro wcześniej udało jej się z magią niewerbalną, to teraz chyba też jej się uda, nie? Tak czy inaczej postanowiła zaryzykować. Wypowiedziała w myślach formułę Protego, machnęła różdżką i wyczarowała tarczę. Nareszcie jej się udało coś dobrze zrobić na tych zajęciach! Zaklęcie było na tyle mocne, że odbiło to rzucane przez chłopaka. Tym razem to nie ona znów oberwie. No cóż, zła karma wraca.
Cała sytuacja przestawała bawić młodego gryfona. Ostatnie problemy z rzucaniem nawet najprostszych zaklęć zdecydowanie nikomu nie odpowiadały. A w dodatku utrudniały życie codzienne tak jak Anthony'emu w tym momencie. Bo nawet najprostsze zaklęcie tarczy nie raczyło zadziałać jak należy. A co dopiero mowa o czymś trudniejszym?! Tony na samą myśl zaczynał się gotować w środku. Na całe szczęście Leo również nie mógł poradzić sobie z nagłymi utrudnieniami, które gwarantowało im otoczenie. I dobrze, może w dzisiejszych zajęciach to była jedyna szansa Wildera na jakiekolwiek poradzenie sobie z tą beznadziejną sytuacją. Dlatego niezmiernie ucieszył chłopaka obrazek upadającego na ławki za sobą Leonardo. Mówią, że nie wolno śmiać się z cudzego nieszczęścia. Ale Tony się nie śmiał, on tylko miał nadzieję na to, że uda mu się zmusić swoją różdżkę do współpracy i tym samym wykorzystać sytuację. Dlatego w myślach odmówił modlitwy do wszystkich bogów jacy istnieli prosząc o to, aby mu się powiodło. A potem wycelował różdżką prosto w klatkę piersiową gryfona i powiedział -Clamor. Z nieskrywaną radością zaobserwował, jak chłopak prawidłowo reaguje. W końcu, zaklęcie Tony'ego zadziałało! I z wyszczerzonymi w uśmiechu zębami mógł obserwować płaczącego wielkoluda. Co prawda, zaklęcie mogłoby być trochę silniejsze, ale hej! Udało się, to było najważniejsze! Pozostawało tylko jeszcze rzucić zaklęcie tarczy. I błagać los o to, aby różdżka dalej się słuchała swojego pana. I chyba coś było nie tak, skoro dwa razy pod rząd zadziałała poprawnie, mimo, że zaklęcie tarczy nie było już tym razem tak mocne, jakby sobie tego Wilder życzył. Miał nadzieję, że jednak to wystarczy.
Clamor: 1. Zakłócenia 2. Moc Protego: 1. Zakłócenia 2. Moc
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Te zakłócenia nie były takie tragiczne - Leo potrafił przeżyć bez dziennej dawki zaklęć. O wiele gorzej się robiło, kiedy trzeba było się pojedynkować. Zaklęcia zmieniające swoje właściwości mogły być bardzo niebezpieczne, co pokazywał chociażby żałosny efekt Protego. Gryfon nawet wątpiąc w swoje umiejętności miał świadomość, że to wyjątkowo nie jest jego wina. Potrafił rzucać tarczę i pewnie, wielokrotnie bez zakłóceń by to spieprzył (rozpraszał się przecież notorycznie i czym tylko mógł), ale nie do tego stopnia i nie tak nagminnie. Nie winił wcale swojego przeciwnika, jeśli ten przypadkiem się ubawił podczas małego przedstawienia... Prawdę mówiąc na jego ustach wykwitł pełen niedowierzania uśmiech, niestety w tej samej chwili zaczęło działać Clamor. W oczach Vin-Eurico mignęło przerażenie, które zaraz zakryła szklista warstwa łez. Na całe szczęście stał przy tej ścianie i mógł się po prostu do niej odwrócić, pociągając rozpaczliwie nosem i zalewając łzami jak dziecko. Nawet nie próbował powstrzymać dygotania ramion i z każdą chwilą wydawało mu się, że robi się coraz bardziej i bardziej zmęczony - nie miał jak zapanować nad urokiem, a niestety podczas upadku upuścił różdżkę i nawet magia niewerbalna go nijak nie ratowała. W końcu musiałby się ruszyć i poszukać magicznego patyczka, a właściwie nic nie widział i koncentrował się na tym, żeby w pełni nie stracić oddechu. Gryfon nie miał pojęcia czy to on jest tak nieprzystosowany do płaczu, czy faktycznie jest to zjawisko zupełnie obezwładniające. Tak czy inaczej, sterczał idiotycznie przy ścianie, nie chcąc za bardzo prezentować się ludziom, a jednocześnie modląc się o kogoś ze wprawnym Finite. Oficjalnie chyba mógł uznać Clamor za swoje najbardziej znienawidzone zaklęcie...
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Ezra z jednej strony uwielbiał współpracować z Leonardo na wszelkich zajęciach. Zawsze było jakoś tak zabawniej i milej, i nawet parcie Ezry na wysokie wyniki malało. Vin-Eurico swoją osobą znacząco łagodził presję. Ciężko było się spinać, kiedy to jego ćwierćolbrzymie słoneczko tak radośnie go witało. Jaka była wada? Obrona przed czarną magią i wymienienie przy tym słowa "praktyka" oznaczało, że musieli będą w kogoś miotać zaklęciami, a Ezra niekoniecznie chciał to robić w Leo. Co to była za zabawa, kiedy chciało się dawać fory drugiej stronie? Rozbawione "cześć gwiazdeczko" powstałe analogicznie do słodkiego przezwiska, którym sam został obdarzony, zaraz zostało zastąpione przez sceptyczne spojrzenie. Ezra pokiwał głową, śmiejąc się pod nosem. - Możesz spróbować, ale ostrzegam, że musisz być w szczytowej formie, żeby stanąć na wysokości zadania - odparł, puszczając mu oczko. Niestety Leo mylił się w kwestii par; nikt nie szedł na łatwiznę, dobierając ich zgodnie z usadzeniem. Westchnął zawiedziony, robiąc smutną minkę do chłopaka zanim odszedł w stronę Gemmy, którą jedynie kojarzył z widzenia. Uśmiechnął się do niej lekko, trochę rozbawiony odgórnymi przeprosinami. - Nie będzie za co - odpowiedział na zaczepkę z rozbawieniem. Jak najbardziej chciał, żeby dziewczyna dała z siebie wszystko. Nie używali przecież żadnych bardzo niebezpiecznych zaklęć i jakoś bardzo się nie obawiał. Clarke może trochę za bardzo się nastawił na mocny czar, bo nawet trochę za wcześnie rzucił "Protego" - które w dodatku niezbyt mocno pchnęło go do tyłu. Gdyby tylko zaklęcie Gemmy zadziałało, byłby zupełnie bezbronny. Prędko przeszedł do kontrataku, nie wahając się ani sekundy. Dobitne "Obscuro" uciekło z jego ust, a z różdżki popłynął stały i silny strumień energii. Już wtedy wiedział, że Gemma nie będzie miała jak się obronić, to był naprawdę dobry czar. Czego nie można było powiedzieć o tarczy Puchonki, która dosłownie wyrzuciła ją na ścianę. Clarke nie mógł się nawet więc na cieszyć swoim sukcesem, bo zbyt mocno się zmartwił. Natychmiast przerwał działanie zaklęcia, podchodząc do Gemmy. - Nic ci nie jest? - Źle mu się patrzyło na zełzawione oczy koleżanki, ale ona szybko zapewniła że sama sobie da radę dotrzeć do pielęgniarki, więc nawet nie próbował się narzucać. Tym właśnie sposobem pozostał bez partnerki. Stanął więc sobie gdzieś na uboczu i z zainteresowaniem obserwował wyniki innych par. Nic dziwnego, że najwięcej uwagi poświęcił Leonardo - skoro chłopak tak się chwalił, musiało mu teraz iść fantastycznie. Cóż. Szło jak zwykle. Może nieszczęście Gryfona nie powinno go tak bawić, ale i tym razem obserwując zanoszącego się płaczem chłopaka, po prostu otwarcie się zaśmiał. Przez kilka sekund po prostu to obserwował, podejrzewając, że partner Leo zaraz zakończy jego upokorzenie. Tak się jednak nie działo i kiedy różdżka wypadła z rąk Vin-Eurico, uznał że chyba można się włączyć. I tak już się wynudził. - Finite - mruknął i zaklęcie, oczywiście, zadziałało bez zarzutu. Miał chyba dziś dobry dzień. Tym bardziej zatem żałował, że nie dostał do pary Leonardo. - Szczytowa forma, co? - rzucił jeszcze zaczepnie, nie mogąc sobie odmówić tej drobnej przyjemności.
Koncentracja: 6 Obscuro zakłócenia 5 Obscuro siła 6 (+1) Protego zakłócenia 1 Protego siła 1 (+1) Na resztę nie rzucałam bo Gemma sobie poszła :c Finite dla Leo, zgodnie z normalnymi zasadami zakłóceń, bo zaklęcie nie jest częścią lekcji, ale jak coś to krzyczeć - 2
Z nieskrywanym zainteresowaniem obserwował dalszy rozwój sytuacji. Wiedział, że z pewnością będzie ciekawie. I nie zawiódł się. Całkowity rozwój zdarzeń przerósł jego najśmielsze oczekiwania. Bo zamiast niepowodzenia mógł obserwować coś o wiele bardziej imponującego. Bo jak często widzi się ponad dwu metrowego faceta, który kwili w kącie niczym malutka dziewczynka nie zdolna do tego, aby zapanować nad drżącymi ramionami i potokiem łez wydobywającym się z pod jej powiek? Anthony nie mógł się powstrzymać przed wyszczerzeniem zębów w najszczerszym uśmiechu. Wiedział, że nie powinien ale to po prostu było silniejsze od niego. Ale spokojnie, nie był aż tak podłym człowiekiem aby pozwolić bliźniemu tak cierpieć w wyniku dziwnych zdarzeń, które ostatnio były coraz częstsze ze względu na problemy z rzucaniem zaklęć jakichkolwiek. Już miał rzucić Finite, a przynajmniej spróbować, gdy ktoś go ubiegł. Rozejrzał się dookoła i zobaczył Ezrę z wyciągniętą różdżką w ich kierunku. No tak, chłopak Leo nie mógł przecież pozwolić na to, by tamten tak spektakularnie cierpiał. No cóż, nic dziwnego, w końcu byli parą. Tony'emu nie pozostawało nic innego, jak podejść do rosłego gryfona. A bardzo musiał się przy tym starać, aby nie parsknąć śmiechem. - Żyjesz stary? - zapytał, podchodząc do Leonardo i poklepując go delikatnie po plecach. Sięgnął do kieszeni szaty i wyjął z niej chusteczkę, którą podał chłopakowi. Miał taki odruch, że po prostu zawsze chociaż jedną miał przy sobie. Zazwyczaj nimi osuszał łzy kobiet, no ale jak widać czasem i mężczyźni płaczą, wbrew temu co wszyscy na ten temat sądzili. - Chcesz kontynuować, czy wolisz poczekać chwilę? - w jego tonie można było wyczuć szczere zainteresowanie i troskę o stan jego partnera do dzisiejszych ćwiczeń. Tony już taki był, że czasem martwił się o innych.
Ach to ten nowy nauczyciel będzie prowadził te zaklęcia - przypomniało jej się dopiero wtedy, gdy ten wkroczył do klasy. Jakie było pierwsze wrażenie? Gość zdecydowanie miał okres. Może specjalnie stał się nauczycielem, aby teraz męczyć uczniów? Nie wróżyło to dobrej przyszłości, ale może finalnie nie będzie aż tak źle? Może ten Sharker okaże się chociaż w minimalnym stopniu znośny, a jej uda się zdać do następnej klasy. Jednak aby to zrobić zdecydowanie musiała się jeszcze podszkolić, a najlepszą nauką są ćwiczenia praktyczne, które najwyraźniej profesor (?) preferował. Chociaż tyle. Choć z początku raczej nie było miejsca na takiego typu lekcje to to szybko się zrobiło, ławki się rozsunęły i wszyscy mogli w miarę komfortowo ćwiczyć zaklęcia. Zrozumiała na czym będzie polegać ich zadanie i dość szybko ogarnęła z kim będzie w parze, jednak nie była jakoś super skoncentrowana. Kiwnęła porozumiewawczo głową do kolegi po czym rozpoczęli swój mały pojedynek. Krukon zaczął nieudanym zaklęciem co tylko przepowiadało późniejszą masakrę. Jej obrona była równie beznadziejna jak jego atak i choć w tym przypadku nie miało to aż takiego znaczenia, to na dodatek zamiast się bronić jedyne co zrobiła to wpadła na ławkę tuż za nią. Nie przejmując się małym bólem pleców wróciła na miejsce w międzyczasie mrucząc jakieś niecenzuralne słowo. Nauczyciel tego nie słyszał? Szybko sprawdziła gdzie Sharker aktualnie się znajduje i uznała, że chyba musiałby mieć wyjątkowo czuły słuch, aby to usłyszeć. Wzruszyła ramionami i zabrała się za rzucenie zaklęcia Petrificus Totalus, wszystko super, zaklęcie się udało i w ogóle, ale niestety koledze udało się przed nim obronić. No... przynajmniej nie wykonała majestatycznego przelotu nad ławkami albo nie padła na ziemię niczym kłoda - To by było na tyle - odpowiedziała niezbyt zadowolona z dotychczasowego przebiegu pierwszego zadania.
Koncentracja: 3 Protego: 1 Petrificus Totalus: 6 i 5
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Pojedynki dalej trwały, więc wkrótce Rasheed wrócił za nauczycielskie biurko. Usiadł na jego krawędzi, obserwując jak jego znajomi lądują na ścianach czy poddawani są działaniu zaklęć, jakie sami uznali za najbardziej przydatne podczas pojedynku. Obserwowanie tego pogromu było dość niepokojące, więc wkrótce wziął w dłonie jedną z cięższych ksiąg znajdujących się na biurku. Zdaje się, że należała do profesor Bennett, ale skoro kobieta nie zgłosiła żadnych obiekcji. Uderzył nią kilka razy w blat. Głośno, aby wszyscy w miarę możliwości mogli zwrócić na niego uwagę. W międzyczasie, profesor Bennett krążyła między uczniami. Zaklęciem finite kończyła działanie czarów oraz opatrywała drobne zranienia, jakich mogli nabawić się chociażby Ci, którzy zaczęli fruwać po sali po nieudanym zaklęciu tarczy. - Wystarczy - krzyknął, chcąc przebić się przez gwar rozmów i głuche odgłosy uderzania ciał o ławki. - Zdaje się, że zaczęliśmy zbyt ostro. Niektórzy z was poradzili sobie naprawdę dobrze, ale inni zdecydowanie nie powinni byli w ogóle podchodzić do tego pojedynku. Walka podczas zakłóceń jest trudna, ale nikt nie obiecywał nam, że nigdy nie znajdziemy się w sytuacji, w której nasza różdżka będzie kapryśna czy niesprawna. Ćwiczcie to, gdyż kiedyś może was coś zaskoczyć. W związku z tym, na koniec proponuję wam proste ćwiczenie na koncentracje. Zgodnie z waszymi przypuszczalnymi umiejętnościami, pozwoliliśmy sobie podzielić was na dwie grupy. Bardziej zaawansowana będzie miała za zadanie zastosować zaklęcie liberacorpus na zaczarowanym levicorpusem szczurze. - W tym momencie, profesor Bennett znikąd pojawiła się z gromadą szczurów i czarując każdego, zaczęła rozdawać go grupie zaawansowanej. - Pozostali zajmą się rozpalaniem świecy. Macie trzy próby. Jeżeli żadne z waszych zaklęć się nie powiedzie, zobaczymy się na jakimś szlabanie, gdyż najwyraźniej nie jesteście w ogóle przygotowani do tych zajęć. Tymczasem Ci, którzy zapomnieli o pracy domowej, a mimo tego są tutaj z nami… lepiej, abyście popisali się naprawdę dobrymi czarami. Powodzenia. - Uśmiechnął się, niby to spokojnie, ale gdzieś w tym uśmiechu kryła się złośliwość. Ursulla na pewno nie pokarałaby ich szlabanem za brak pracy domowej, ale Sharker to jednak Sharker. Rozdał świece wszystkim tym, którzy ich potrzebowali, aby następnie wrócić na swoje miejsce i ponownie obserwować zmagania swoich podopiecznych. To był już koniec zajęć, więc każdy kto skończył, mógł opuścić klasę.
Każde z was rzuca trzema kostkami. Nie stosujecie się do rzutów na zakłócenia, bo w kostkach będzie ich wystarczająco wiele. Każda kość to jedna próba rzucenia zaklęcia. Każde z was, aby uniknąć szlabanu, musi chociaż raz poprawnie rzucić zaklęcie. Ci, którzy nie oddali pracy domowej, muszą poradzić sobie z zaklęciem dwukrotnie. Na końcu posta zaznaczcie ile prób było pomyślnych. Koncentracja na 6 zwalnia z rzutu - od razu zakładacie najlepszą opcję. Możecie dowolnie zaniżać swoje wyniki. Jeżeli w rzucie na koncentracje wyrzuciliście 1 lub 2, szczur gryzie was w palec do krwi lub incendio parzy was boleśnie w dłoń (w ciągu kilku dni pojawią się na niej bąble). PS. Wciąż obowiązują was punkty ujemne i dodatnie z koncentracji. Na tym etapie nie przysługują wam ŻADNE przerzuty.
Incendio:
Spoiler:
1 - chcesz, a nie możesz - to chyba najdokładniejsze określenie tego, co teraz dzieje się z Twoją świecą. Kompletnie nic się nie dzieje. 2 - ups, z Twojej różdżki zamiast ognia wystrzelił strumień wody, który przewrócił świecę. 3 - to ledwie iskra, ale okazuje się, że to wystarcza. Świecę rozpala słaby płomień, który już po sekundzie gaśnie. 4, 5 - z Twojej różdżki wydobywa się strumień ognia. Zwykłe, poprawnie rzucone zaklęcie. 6 - Siła Twojego zaklęcia zaskakuje nawet Ciebie. Świeca natychmiast się rozpala, ba, wcale nie chce zgasnąć. Dzieje się tak dopiero po kilkudziesięciu sekundach. Dobrze rzucone zaklęcie.
Liberacorpus:
Spoiler:
1 - chcesz, a nie możesz - to chyba najdokładniejsze określenie tego, co teraz dzieje się z Twoim szczurem. Kompletnie nic się nie dzieje. 2 - kręcenie młynka szczurem nie jest zbytnio humanitarne. Lepiej przerwij zaklęcie, zanim zobaczy to profesor Bennett i odejmie Ci kilka punktów. 3 - szczur zdaje się z Tobą walczyć. Kilka razy odwraca się tak, jakby zaklęcie na niego działało, ale potem wciąż wraca do odwróconej pozycji. Wreszcie zatrzymuje się i spada z głuchym plaśnięciem na posadzkę. Twoje zaklęcie skutkuje. 4, 5 - szczur odwraca się i ląduje na Twojej wyciągniętej dłoni. Zwykłe, poprawnie rzucone zaklęcie. 6 - Twoje zaklęcie jest tak silne, że przypadkowo petryfikujesz swojego szczura. Chociaż nie zawisa znowu do góry nogami, prawda? Dopiero profesor Bennett przełamuje Twój czar, chwaląc Cię przy tym za dobrze rzucone zaklęcie.
Ostatnio zmieniony przez Rasheed Sharker dnia Pon 20 Lis 2017 - 18:26, w całości zmieniany 1 raz
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Leo miał wrażenie, że zaraz się udusi - odetchnął z ulgą, kiedy w końcu Clamor zostało z niego zdjęte. Oczywiście dotarł do niego wcześniej dobrze znany śmiech, toteż gdy tylko dał radę przetrzeć oczy i posłać swojemu chłopakowi pełne oburzenia spojrzenie, to to zrobił. W rzeczywistości był naprawdę wdzięczny za pomoc, nie było nic przyjemnego w zmaganiu się z zaklęciem. Pokręcił głową, sprawiając wrażenie dogłębnie urażonego. - I ty przeciwko mnie? Trochę empatii... - Zaraz skwitował to wszystko szerokim uśmiechem, mającym robić za szczere podziękowanie. Skoro w końcu mógł odkleić się od ściany, to zainteresował się @Anthony Wilder, który i tak do niego podszedł. Miło, że pomimo ogólnego rozbawienia chciał sprawdzić, czy Gryfon jeszcze w ogóle żył. - Ledwo, ledwo. Dobre zaklęcie - zaśmiał się, przyjmując chusteczkę. Cóż, o ile bolało go to, jak często obrywał i jak beznadziejnie mu wszystko wychodziło, o tyle dalej potrafił doceniać innych i nie zamierzał ich przybijać swoimi wątpliwościami. - Poczekać? Chyba żartujesz - mrugnął do chłopaka, odnajdując (w końcu) różdżkę. Właściwie, nie był pewien, czy trzymanie jej w ogóle mu coś dawało - czary i tak zwykle nie działały, także... Zanim mogli zabrać się za kontynuację pojedynku, Rasheed przerwał zabawę i zadał kolejne zajęcie. Leo oczywiście trafił do tej grupy, która zadanie miała prostsze... I całe szczęście, starczyło mu już upokorzenia na jedną lekcję. Podchwycił spojrzenie @Ezra T. Clarke i powiedział bezgłośnie "bardziej zaawansowana, wow", imitując przy tym subtelny gest bicia brawa. Koniec końców okazało się, że i tak pracował całkiem blisko niego, usiłując rozpalić płomień świeczki. Ustawił ją sobie i z wielkim optymizmem mruknął Incendio. Z końca różdżki wydobył się mocny strumień wody, który przewrócił świeczkę i dotarł aż do nieszczęsnego Krukona, solidnie go oblewając. - Och. Och. Och, to chyba jednak było podświadome - uznał, wpatrując się w Ezrę z rosnącym na ustach uśmiechem. Na szczęście miał jeszcze świeczkę, która nie została w pełni zalana, tak więc mógł wyczarować najzwyklejszy w świecie płomyk. Postanowił jeszcze to ponowić, aby zapewnić Sharkera, że nie jest takim idiotą i wodę od ognia rozróżnia - fajnie byłoby mieć dwie na trzy próby ukończone z efektem pozytywnym. Machnął różdżką po raz ostatni, decydując się na magię niewerbalną. Tym razem zaklęcie było tak silne, że Leo zupełnie zatkało. Ogień buchnął entuzjastycznie z jego różdżki (na szczęście nie z taką skalą jak strumień wody), błyskawicznie zapalając knot świeczki. Tak ładnie skierowana strużka magii w wykonaniu Vin-Eurico zaskakiwała chyba każdego...
Tarcza Isilii była tak dobra, że sam oberwałam zaklęciem. Dostałem opaskę na oczy i młodsza Gryfonka dopiero po chwili ją ściągnęła. Minęło kilka minut zanim się pozbierałem, ale gdy to już nastąpiło pogratulowałem jej - wyczarowanie tak dobrej tarczy było nie lada wyczynem. Nie zdążyłem wdać się jednak w dłuższą pogawędkę z Isią, gdyż Sharker przerwał nasze pojedynki i zadał nam kolejne zadanie, które wydawało mi się bardzo łatwe - i w gruncie rzeczy właśnie takie było. Pierwsza próba rzucenia na szczura Liberacorpus była wzorcowa - zwierzę obróciło się i wylądowało na mojej dłoni. Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem i podjąłem jeszcze dwie próby - kolejna z nich była równie udana, lecz ostatnia niestety schrzaniłem. Jasne, zawsze mogło być lepiej, ale biorąc pod uwagę zakłócenia magii poszło mi naprawdę okej.
Kostki:4,4,2
Ostatnio zmieniony przez Lysander S. Zakrzewski dnia Pon 20 Lis 2017 - 18:29, w całości zmieniany 1 raz
Nie spodziewał się komplementu ze strony Leonardo, ale przyjął go z typowym dla siebie, szerokim uśmiechem na ustach. Miło było być docenionym a już w szczególności przez przeciwnika, który nie był w stanie obronić się przed rzuconym przez Ciebie zaklęciem. Co prawda pewnie duże znacznie w tym miał fakt, że jednak działały na wszystkich zakłócenia, ale hej, Tony nie zamierzał umniejszać swoich zasług. Uważał, że nieźle mu dzisiaj poszło. Już mieli wrócić do pojedynkowania się, gdy to zostało przerwane przez profesora Sharker. Anthony opuścił różdżkę i z zainteresowaniem słuchał tego, co miał mężczyzna do powiedzenia. Rzucanie zaklęć na świecę nie wydawało się chłopakowi szczególnie wielkim wyzwaniem. Ale nie ma co chwalić dnia przed zachodem słońca, a baby przed śmiercią. Może wszystko miało się jeszcze we wręcz koncertowy sposób posypać. Tony chwycił jedną ze świec w prawą dłoń w lewej mocno ściskając różdżkę. Miał nadzieję, że mu się uda. Chciał, żeby mu się udało. Musiało się po prostu udać. -Incendio - powiedział spokojnie patrząc na knot. Niewielka iskra pojawiła się na końcu jego różdżki i sprawiła, że niewielki płomień pojawił się na świecy. Szybko jednak zgasł. Chłopak nie mógł pozwolić sobie na to, aby to było jego dzisiejszym największym osiągnięciem. Co to to nie. Dlatego bez większego wahania ponownie wycelował różdżką w świeczkę i powtórzył zaklęcie. Tym razem ogień, który pojawił się na knocie był znacznie wyraźniejszy i dopiero po dłuższej chwili zgasł. Tony był zadowolony ze swoich dzisiejszych osiągnięć, w szczególności, że wydawało mu się, że to nie będzie dobrze spędzony czas. Pozwolił sobie na to, aby po raz trzeci wyczarować płomień. Tym razem był on znacznie większy niż dwa wcześniejsze. Płonął i płonął samego chłopaka wprawiając w podziw dla tego, co udało mu się wyczarować. Nigdy wcześniej nie poszło mu lepiej niż w tym momencie z tą durną świeczką. Może jednak się przekona bardziej do rzucania zaklęć?
Kostki: 3, 5, 6
Honey A. L. Ford
Rok Nauki : VII
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : włosy blond, bardzo jasne, wychudzona sylwetka, blada cera, kilka widocznych pieprzyków na lewym policzku
Sharker trochę pojechał Kevinowi, którego dopadła frustracja. Honey sama nie czuła się najlepiej z tymi zaklęciami, które nie wychodziły jej najlepiej, ale nie miała za bardzo na to wpływu, więc po prostu wzięła na luz. Normalnie historyczna chwila! Uwaga! Honey A. L. Ford wyluzowała. Trzeba to gdzieś zapisać, a tak na serio zajęcia z Rasheedem Sharkerem wydawały jej się nawet w porządku. Chociaż to chyba nie było dobre słowo. No, ale HALF ciężko było przekonać do zajęć z zaklęć, ONMS, OPCM... Można było jeszcze powymieniać. Mogła się dzisiaj tylko pochwalić tym, że jej koncentracja i skupienie było na wysokim poziomie, mimo, że nie za bardzo było to widać w super słabych zaklęciach. No, ale trudno! Przygotowała się do rzucenia kolejnego zaklęcia, które zalecił profesor Shark. Oczywiście zaczęła mieć obawy, że z tym zaklęciem nie będzie żartów i można było się poparzyć, ale przecież nie miała zamiaru zamykać oczów. Odetchnęła nerwowo i wykonując ruch różdżką wypowiedziała ładnie Incendio. Brawo Honey! Zaklęcie zwykłe, ładne i przede wszystkim udane. Normalnie miód na ustach. Pierwsza próba poszła jej dobrze, na co odetchnęła z ulgą. Kolejna próba okazała się podobno, chociaż wydawało się, że zaklęcie było nieco słabsze, ale może tylko się wydawało. Ostatnia próba, jak to mówią do trzech razy sztuka i wszystko perfekto! Szacun!
Kostki 4,3,5 Kostki z bonusem za koncentracje 5,4,6
Lilyanne Scarlett Craven
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Mugolski tatuaż za uchem, przekleństwa, blizny na przedramionach i udach.
Ledwie stoczyły z Gryfonką swój pojedynek, nauczyciel zakończył pierwszą część zajęć, przerywając niedokończone pojedynki niektórych par. Scar uważała, że poszło im całkiem nieźle. W końcu zakłócenia przeszkadzały nawet profesorom, więc nic dziwnego, że im też nie wszystko wychodziło dobrze. Lekko obolała słuchała dalszych poleceń nauczyciela. Zdziwiła się, gdy została przydzielona do tej bardziej zaawansowanej grupy. Nie zdążyła jednak nawet tego przemyśleć, ponieważ dostała do rąk zaczarowanego szczura. W pierwszej chwili prawie wrzasnęła, gdy poczuła w dłoni futro gryzonia. Nienawidziła zwierząt. Wszystkich. Ugryzła się jednak w język i wzięła głęboki oddech. Rozluźniła nadgarstek, po czym rzuciła zaklęcie na unoszące się w powietrzu zwierzę. Pierwsza próba okazała się kiepska. Szczur zaczął kręcić w powietrzu kółka. Scar, lekko zdezorientowana, przerwała zaklęcie. Odczekała chwilę, po czym podjęła kolejną próbę. Tym razem poszło jej zdecydowanie lepiej. Gryzoń odwrócił się i wylądował na dłoni Puchonki. Z obrzydzenia prawie upuściła tego bydlaka na podłogę. Opanowała się jednak i tylko wytarła dłoń w szatę. Trzecia próba również zakończyła się powodzeniem. Zadowolona Scar uśmiechnęła się do siebie. Biorąc pod uwagę zakłócenia magii, i tego przeklętego szczura(!), poszło jej całkiem dobrze.
kostki: 2, 5, 5
2 udane próby
Ostatnio zmieniony przez Lilyanne Scarlett Craven dnia Czw 23 Lis 2017 - 19:19, w całości zmieniany 1 raz
Niektórzy nie powinni podchodzić do tego pojedynku, blablabla... to chyba jest robota nauczyciela, żeby stwierdzić to PRZED zajęciami... phi! Szlaban jeśli zaklęcie nie wyjdzie? No jasne, czemu by kurwa nie?! Co za frajer... a ja liczyłem na fajną lekcję, tjaa... wkurzony i obolały po tych wszystkich lotach, klnąc w duchu na zakłócenia, nauczyciela i cały przedmiot OPCM, podszedłem do świecy i wycelowałem w nią różdżkę. Złość często dodaje siły, więc kiedy pierwszy raz wysyczałem przez zaciśnięte zęby "incendio", świeczka zapłonęła i długo nie chciała zgasnąć. Druga próba poszła gorzej - świeczka zapłonęła, lecz ledwie na sekundę. Trzecie zaklęcie wyszło przeciętnie, ale to wystarczyło. Cóż, tym razem szlabanu nie będzie, heh.
Kostki: 6 2 3, do każdej + 1 za koncentrację, w sumie duży sukces, mały sukces i zwykły sukces
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Może było to okrutne, ale jego naprawdę bawiło działanie tego zaklęcia, szczególnie, że był jedynie postronnym obserwatorem. Zapewne inaczej by mówił, gdyby to on wylewał rzewne łzy przed całą klasą, ale Leonardo sam sobie był winien. Nikt mu nie kazał wypisywać akurat tego zaklęcia w zadanej pracy. - Nie znam takiego słowa - odparł z uśmiechem, przewracając oczami na udawane boczenie się chłopaka. Zaraz jednak odstąpił na bok, nie wcinając się aż tak chłopakom w pojedynek oraz rozmowę. Zresztą nie nudził się już zbyt długo, bo Rasheed zabrał głos, zadając im kolejne zadanie do wykonania. Ezra nie spodziewał się, że przypadnie mu ta "bardziej zaawansowana grupka", nie mniej było to z jego perspektywy duże wyróżnienie. Tym bardziej, że sam zauważał, że w ostatnich czasach zaklęcia wychodziły mu z większą łatwością, jakby rzeczywiście coś tam przeskoczyło. Clarke mrugnął z rozbawieniem na tę subtelną pochwałę Leonardo, odpowiadając mu minimalnym, ale teatralnym ukłonem. Trzeba było przyznać, że Ezra lubił się popisywać na oczach ważnych dla niego osób. (Aż żałował, że Ruth go nie widzi, byłaby naprawdę dumna...) Nie zwracał aż takiej uwagi na to, co robił Leonardo, który jakimś trafem znalazł się nieopodal niego. Wierzył, że rozpalenie świeczki może przynieść wiele emocji, jednak ponad wszystko dobrze chciał wykonać własne zadanie. Rzucił zaklęcie w podobnym czasie, co Leo. Jednak jego zaklęcie oddziaływało na szczura, natomiast efekt zaklęcia Vin-Eurico odczuł Ezra... To nagłe chluśnięcie wodą tak go zaskoczyło, że jego czar stał się zupełnie niestabilny, przez co szczur jakby toczył z nim walkę, zmieniając kilkakrotnie zdanie czy chce wrócić na ziemię, czy też nie. Ostatecznie jednak spadł na posadzkę. - Z dwojga złego, lepiej woda niż ogień, Leonardo - skomentował, kręcąc pobłażliwie głową i podwijając rękaw szaty, bo irytowało go takie klejenie się do ciała. Rzucił przelotne spojrzenie Leo, robiąc zapobiegawczy krok w tył, aby usunąć się z trajektorii zaklęć chłopaka. Druga próba wyszła mu już bardzo ładnie (zapewne tak miało to wyglądać za pierwszym razem), a po trzeciej profesor Bennett musiała aż przełamywać czar. Ezra był z siebie naprawdę dumny, a potem zobaczył fenomenalną próbę Leo. Proszę państwa, tak się zapalało świeczki! - Patrzcie, Vin-Eurico jednak jest czarodziejem - wykrzyknął z (nie)szczerym zdumieniem na przynajmniej pół klasy. Jego szeroki uśmiech wskazywał jednak na to, że jak najbardziej był tego świadom już wcześniej, ale ten mały wyczyn i na nim zrobił wrażenie. Leo naprawdę mógł być z siebie dumny.
Koncentracja była 6, więc nie rzucam i biorę opcję 3,5,6 bo nie mogę być gorsza od Leo xD
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
W gruncie rzeczy wcale nie chciał atakować swojego chłopaka, ale być może faktycznie podświadomość odegrała w tym jakąś rolę. Leo z niewinnym uśmiechem obserwował, jak Krukon podwija rękaw szaty - nie zwrócił większej uwagi na jego odsunięcie się. Nie zamierzał popełniać więcej tego typu błędów, chociaż miał wrażenie, że jego zapał czy nawet koncentracja nie miały żadnego znaczenia. Jednocześnie nie potrafił zrzucić winy po prostu na zakłócenia magiczne, które nagle zaczynały brzmieć jak beznadziejna wymówka. - No pewnie. Moja podświadomość nie chce cię skrzywdzić, to chyba dobrze - rzucił jeszcze cicho, zabierając się ponownie za swoje zadanie. Koniec końców Rasheed nie powinien za bardzo narzekać, bo Leo aż dwie próby się udały, a ostatnia była całkiem widowiskowa. Gryfon drgnął z zaskoczeniem, słysząc prześmiewczy okrzyk - zerknął na Ezrę z rozbawieniem, uznając takie zachowanie za godne siebie. - Trochę dyskrecji słońce, bo jeszcze zaczną ode mnie czegoś wymagać - zganił go, cmokając z dezaprobatą. Zamierzał to tak po prostu zostawić i ponapawać się tym szerokim uśmiechem Krukona, ale dłoń trzymająca różdżkę całkiem go świerzbiła. Leonardo postanowił przetestować dobrą passę i przy okazji trochę z chłopaka zażartować - niezbyt dyskretnie przekierował na niego różdżkę, rzucając niewerbalnie zaklęcie Jęzlep. Otworzył lekko usta z zaskoczeniem, tym samym zapewne zdradzając kompletnie swoje zamiary. Przez jego różdżkę nie przebiegł żaden impuls, a z jej końcówki nie wystrzeliła żadna strużka energii. Było to zaklęcie tak bardzo nieudane, że Gryfon poczuł wyjątkowo nieprzyjemny uścisk w klatce piersiowej.
Cudownie nieudana zemsta:
Kostka: Przerzucam 1 na 5 Punkty w kuferku: • z zaklęć - 11 Liczba możliwych przerzutów w wątku: • wg statystyki z zaklęć - 1 Wykorzystane przerzuty: • wg statystyki z zaklęć - 1/1
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Leonardo specjalizował się w wodnych atakach i Ezra akurat nie miał na co narzekać; czym to było wobec brutalnego zrzucenia z huśtawki lub podtapiania w basenie? - Bardzo dobrze. Mam jednak nadzieję, że twoja świadomość też nie chce mnie skrzywdzić - zwrócił mu uwagę, łagodnie się uśmiechając. Pomimo obecności (uogólniając) dwóch nauczycieli, Ezra czuł się bardzo rozluźniony. Nie tyle rozkojarzony, co atmosfera sprzyjała optymistycznemu nastawieniu. Najwyraźniej jakieś ziarnko piasku było w przysłowiu, że "kto z kim przystaje, taki się staje" - Ezra nigdy wcześniej raczej nie wydzierał się, aby podzielić się swoimi błyskotliwymi myślami. Takie złośliwości kierował tylko w stronę konkretnych osób, nie robiąc nikomu wstydu. To była domena Leonardo. - Przepraszam, po prostu mnie zaskoczyłeś. Nie wiedziałem, że nie jesteś tylko maskotką Gryffindoru. - Leonardo rzeczywiście mógłby pełnić funkcję reprezentacyjną; można by go ustawić go na piedestale, sprowadzić pierwszoroczniaków i powiedzieć, że na takich wyrosną w Gryffindorze. Bez wątpienia większość chłopców zapragnęłaby zostać lwiątkiem. Clarke był zbyt spostrzegawczy, aby spontaniczny manewr Leo na niego zadziałał. Automatycznie rzucił zaklęcie tarczy, spodziewając się, że może nie zadziałać idealnie i był gotowy by czymś oberwać... To była chwila konsternacji, kiedy nie odczuł, aby jakikolwiek czar odbił się od jego protego. - Ja jestem jakiś przezorny czy tobie po prostu nie wyszło? - zapytał, wiedząc jednak, że to była kwestia Leo. Sam Gryfon wyglądał na zaskoczonego. Ezra się tym nie napawał, zresztą był ciekawy, co takiego chciał mu zrobić Leo. - Może następnym razem, słońce.
protego:
KOSTKA: 4 PUNKTY W KUFERKU: • z zaklęć - 18 LICZBA MOŻLIWYCH PRZERZUTÓW W WĄTKU: • wg statystyki z zaklęć - 1 WYKORZYSTANE PRZERZUTY: • wg statystyki z zaklęć - 0/1
Leżę tak sobie w nicości i ten brak przytomności jest mi bardzo na rękę, bo nic nie czuję - przede wszystkim, że ręka mi zaraz chyba odpadnie. Wolałabym chyba tak zostać, ale Rasheed zdejmuje ze mnie zaklęcia i znowu wracam do świata żywych. Jakoś chwiejnie próbuję wstać, nie opierając się na poparzonej ręce i sycząc z bólu za każdym razem, kiedy ruszę nią za bardzo. Kolejny, niezbyt głośny co prawda, dźwięk bólu wydaję z siebie, kiedy Rekin postanawia dotknąć mojej ręki - no co mu przyszło do głowy. Skóra jest okropnie czerwona, a ponieważ to moja wiodąca ręka to nie za bardzo mogę nią złapać różdżkę, więc póki co trzymam ją w lewej dłoni. Patrzę zła na Harriette, bo parzenie mogła sobie odpuścić. Już stojąc, czuję jak strasznie kręci mi się w głowie, a z tyłu jakoś pulsuje, w końcu przed chwilą przywaliłam całkiem mocno w ławki. Ale uśmiecham się słabo do @Rasheed Sharker, robiąc dobrą minę do złej gry. - Nie chciałabym tracić twojej lekcji - uśmiecham się odrobinę tylko złośliwie i wyciągam w jego stronę prawą rękę, skoro oferuje mi wyleczenie. Ja nawet nie pamiętam zaklęcia na poparzenia, nie mówiąc o tym, że nie byłam w stanie go teraz rzucić. Zdrowy rozsądek podpowiada mi, że jednak powinnam iść do Skrzydła Szpitalnego, umiejętnie go jednak ignoruję. Nawet nie chodzi o to, że nie wierzę w zdolności magiczne Rasheeda, a o to, że dolega mi chyba więcej niż to oparzenie. Tymczasem lekcje trwa dalej, a ja cierpliwie czekam. Podlatuje do mnie powieszony za nogę szczur i jakimś cudem nie zauważam, że jest blisko i się szamoce, próbując ugryźć mój palec. Bez problemu mu się to udaje i mój kciuk zaczyna okropnie krwawić, chociaż trzeba przyznać, że już i tak na tyle mnie boli, że to nie robi aż takiej różnicy. Wciąż zaskoczona krzyczę z bólu i odskakuję od gryzonia. Najchętniej bym go spaliła tym incendio, ale chyba by na mnie ktoś nakrzyczał za znęcanie się nad zwierzętami, a poza tym chwilowo nie mam jak tego zrobić.
to na ewentualne później 6, 5, 4 > 5, 4, 3 (bo koncentracja -1)
Ostatnio zmieniony przez Daisy Manese dnia Pią 1 Gru 2017 - 23:04, w całości zmieniany 1 raz
Moje kolejne zaklęcie nie wyszło już tak idealnie. Nie dość że było bardzo słabe, to jeszcze odrzuciło mnie do tyłu zamiast wyczarować tarczy. Jednak zaklęcie Mefisto także nie było najwyższych lotów, więc nic szczególnego mi się nie stało. Potem przyszła pora na moje drugie zaklęcie, które również zupełnie mi nie wyszło. Drętwota najwyraźniej nawet nie trafiła w mojego przeciwnika. Wzruszyłam tylko ramionami i pokręciłam głową z rezygnacją. - Najwyraźniej nic ci nie jest, więc już nieważne - wystawiłam do niego język i zaśmiałam się lekko, klnąc się w duchu, że w ogóle to usłyszał. Sharker przeszedł do drugiej części lekcji. Najwyraźniej zauważył, jak kiepsko nam szło, bo postanowił dać nam łatwiejsze zadanie. Względnie. Nie byłam pewna, czy pójdzie mi lepiej niż pojedynek. Przeszłam do rzucania zaklęcia i o dziwo, udało mi się zapalić świecę już za pierwszym razem! Byłam z siebie zadowolona. Zaklęcie było rzucone poprawnie i zakłócenia nie pokrzyżowały mi planów. Spróbowałam rzucić Incendio jeszcze dwa razy, ale z marnym rezultatem, więc odpuściłam sobie popisywanie się i cieszyłam się, że chociaż przy pierwszej próbie mi się poszczęściło.
Blaithin odpuściła sobie wściekanie za ten nieudany atak. Wzięła głębszy oddech, masując nasadę nosa i zerkając na swoją rozgrzaną dziwnym ciepłem różdżkę. Był to zaledwie niewielki patyk czarnego bzu, ale Szkotka odczuwała z nim tak olbrzymią więź, że sama się sobie niekiedy dziwiła. To nie był w żadnym wypadku przedmiot, to nawet nie było przedłużenie ramienia dziewczyny. Bolało ją mocno, kiedy różdżka nie współpracowała, ale wiedziała, nie, czuła, że to nie jej wina, ale magii wokół. - Mnie też. - zgodziła się z Puchonką, wypuszczając z płuc powietrze. Mięśnie dalej ją bolały, a gdy przeczesała palcami włosy nadal miała dziwne wrażenie, że są usztywnione zimnem. Nie chciała nic już mówić, pogrążając się w rozmyślaniach nad tym, co zepsuła. Zaklęcia wychodziły jej głównie, kiedy była wyjątkowo zdeterminowana, ale do tego potrzebowała dużej dawki gniewu. Przeniosła spojrzenie na Sharkera, kiedy zaczął tłumaczyć ich kolejne zadanie. Rozpalanie świecy i zaklęcie, którego używała w Durmstrangu w drugiej klasie? Brzmiało tak banalnie... Chyba by się zabiła, jakby jej nie wyszło. Popatrzyła na uwieszonego do góry nogami szczura i skoncentrowała się na wyobrażeniu tego, jak spokojnie opada na ziemię. Uniosła różdżkę, żeby rzucić niewerbalnie Liberacorpus, ale poczuła tylko lekki przepływ gorąca przez rdzeń. Zmrużyła oczy i postarała się jeszcze raz, a wtedy szczur powoli odwrócił się i kierowany różdżką Gryfonki opadł na jej wyciągniętą rękę. Przy trzeciej próbie zwierzątko nagle zamarło. Fire najwyraźniej zadziałała na niego zbyt mocno... Ale została pochwalona. Pogłaskała stworzonko po łebku bez szczególnej czułości.
Koncentracja na 6, ale zakładam, że pierwsza próba nieudana (1), a kolejne dwie już tak (5,6)
Ostatnio zmieniony przez Blaithin ''Fire'' A. Dear dnia Nie 26 Lis 2017 - 13:12, w całości zmieniany 2 razy
Kiedy zaklęcie odbiło się od jej tarczy i trafiło w Lysa, poczuła satysfakcję. Napawała się przez chwilę widokiem chłopaka z czarną opaską na oczach. Fajnie było widzieć, że jej zaklęcie było na tyle mocne, że zdołała się obronić, a jej przeciwnik oberwał zaklęciem, które sam uprzednio rzucił. Nie mogła jednak trwać tak w nieskończoność i w końcu zdjęła mu opaskę. Zdążyła jeszcze usłyszeć pochwałę, zanim przerwano pojedynki i podzielono ich na dwie grupy. Trafiła do tej zaawansowanej, która miała za zadanie na zaczarowanym szczurze zastosować zaklęcie liberacorpus. Proste? Zobaczymy. Profesor Bennett dotarła do Isilii i wręczyła jej stworzenie. Cóż, zbyt urodne ono nie było, ale nie na tym miała się teraz skupić. Rzuciła zaklęcie i szczur obrócił się, lądując na jej wyciągniętej dłoni. Uśmiechnęła się widząc, że próba była udana. Przy drugim podejściu już nie było tak kolorowo. Zwierzę, zamiast ponownie znaleźć się na jej dłoni, zaczęło... kręcić w powietrzu kółka. Zaskoczona i zafascynowana jednoczeście, przypatrywała się temu i dopiero po dłuższej chwili przerwała zaklęcie. Halo halo, Smith, to nie jest czas na zabawę szczurem! Spróbowała jeszcze raz i tym razem skutku kompletnie się nie spodziewała. Zaklęcie okazało się być tak silne, że niechcący spetryfikowała żyjątko. Ale to chyba dobrze, nie? Poradziła sobie z czarem, a że był zbyt mocny, to co ona na to poradzi. Zdarza się.
Koncentracja była na 6, więc biorę 5,2,6
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Jej pojedynek z Menese był tak absorbujący, że nie zwracała uwagi na to jak szło pozostałym. Najwyraźniej nie tak epicko, bo zostały nagrodzone punktami. Ettie zdjęłaby te wszystkie zakl3cia ze swojej przeciwniczki - wystarczała jej wygrana, nie była aż tak okrutna, żeby napawać się widokiem jej cierpienia, ale nie zdążyła, bo wyprzedził ją asystent. Posłała @Daisy Manese niewinny uśmiech w odpowiedzi na jen wściekłe spojrzenie. - Między nami okej, nie? - upewniła się; gdyby pojedynek skończył się odwrotnie zapewne dla równowagi miotnęłaby w nią jakimś zaklęciem, ewentualnie dopadła na korytarzu i doszła sprawiedliwości ręcznie,ale o ile sama nie umiała przegrywać, obłudnie wymagała tego od innych - Świetny pojedynek. Najgorsze z całej wiązki było zdecydowanie Ceruisam, ale o to akurat nie powinna mieć pretensji, bo sama podała je w pracy domowej. Jeżeli Ette miała za co przepraszać, to było to dodatkowe Orbis, które i tak w tym wypadku niewiele zmieniło. Zresztą nie zamierzała przepraszać, więc nie było powodu, by drążyć temat. Czekał je drugi etap lekcji. Ette zmarszczyła brwi, słysząc końcówkę wypowiedzi Sharkera. - [b]A jak ma się przygotowanie do zajęć do zaburzeń? - mruknęła pod nosem. Nie sądziła, że był w klasie ktoś, kto nie umiałby zadanych zaklęć, nie wykluczało to jednak, że komuś zatnie się różdżka. Ettie wydawało się, że każdy już zdążył zdać sobie sprawę z tego, że umiejętności czarodzieja nie miały za wiele do powiedzenia w przypadku anomalii. Asystentowi najwyraźniej władza uderzyła do głowy i skoro mógł, to postanowił pobawić się we wlepianie szlabanów. Jak sobie ktoś nie potrafił innych rozrywek zorganizować, to jego sprawa. Gdyby jen zaklęcie nie wyszło, zamierzała się kłócić, ale póki co siedziała cicho i przystąpiła do zadania. Rzuciła trzy szybkie Liberacorpus i po chwili jej trzy szczury były wolne. Wyglądało na to, że obejdzie si3 bez rozruby.
W końcu napisałam! Kostki: 4,4,5 (+1 z koncentracji, ale tylko do czwórek chcę, więc 3 piątki) @Rasheed Sharker, dawaj mie punkty
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Jeśli ktoś jeszcze będzie chciał odpisać na lekcji i dostać punkty to daję wam kilka dni. Potem odpisuję Rasheedem i ostatecznie i definitywnie zamykam zajęcia. Dzięki wszystkim za udział!
Kompletna klapa - tak można określić moje dalsze starania. Żadne z kolejnych zaklęć mi nie wyszło i Demetria musiała mocno się nudzić takim staniem w bezruchu. Uśmiechnąłem się do niej przepraszająco. - Nigdy nie byłem genialnym pojedynkowiczem, a te zakłócenia niestety niczego nie ułatwiają. - Pożaliłem się jej, a pewnie dostałem jakimś zaklęciem i odczułem przy okazji jego skutki. Tymczasem nauczyciel przeszedł do kolejnej części lekcji. Ćwiczenie koncentracji już bardziej mi się podobało. Przynajmniej byłem pewien, że nie zrobię sobie przy tym zbyt dużej krzywdy. Chyba… Odebrałem swojego szczura od profesor Bennet. Majestatycznie zawieszony przede mną zwierz wyglądał tak, jakby zamierzał mnie zjeść już tylko za to, że tak zwlekam z przywróceniem mu naturalnej pozycji. Cóż, nie zabrałem się do tego zbyt szybko ze względu na to, że pierwsza próba kompletnie mi nie wyszła. Szczur ani drgnął, więc włożyłem w to trochę więcej skupienia i siły, czego efektem było spetryfikowane zwierzątko. Na szczęście, profesor szybko naprawiła mój błąd, a ja uśmiechnąłem się z zażenowaniem nim podjąłem ostatnią próbę. Wyśrodkowawszy siłę zaklęcia odwróciłem szczura do naturalnej pozycji, ale ten wciąż dziwacznie się kiwał, jakby nie mógł się zdecydować czy woli wisieć powieszony za ogon czy jednak nie. Wreszcie spadł na posadzkę i umknął błyskawicznie, klucząc pomiędzy naszymi stopami. Popatrzyłem tylko za nim i westchnąłem cicho. -Jak Ci idzie? - Zapytałem nową Gryfońską koleżankę, wiedząc że ona ma trochę inne zadanie. Kto wie, może incendio było łatwiejsze? Przyjrzałem się jej poczynaniom.
Ykhm, tak w sumie to poczynania obojga były raczej żałosne. Gdyby tylko Sharker przyglądał się ich całemu pojedynkowi zapewne rzuciłby jakimś bardzo miłym komentarzem na ich temat. Nie wiedziała jak kolega, ale ona pewnie by się nim nie przejęła, przyjście tu było impulsem, była zupełnie nieprzygotowana i była nogą z zaklęć. Zwyczajnie spodziewała się, że nie pójdzie im za dobrze, więc uzyskanie pochwały graniczyło z cudem. Kolejne rzucone zaklęcie zdziałało mniej więcej tyle co poprzednie - czyli nic. - Ja też, nie przejmuj się. Pewnie potrzebowałabym miliona lekcji żeby wygrać jakikolwiek pojedynek - miała nadzieję, że próba pocieszenia kolegi będzie w choć małym stopniu udana. Nie musieli też długo czekać na nauczyciela i drugi etap lekcji, po wysłuchaniu instrukcji zabrała się więc za... zapalanie świecy. Doprawdy zajęcie na jej poziomie. Wzięła jedną z nich i przycupnęła sobie w okolicy Fairwyna, który molestował szczura. Na początku zerkała na to co robił, a potem wzięła się do roboty. Na początku trzymała poziom z pierwszej części lekcji, świeca nie zapaliła się, a ona pewnie rzuciła jakiś komentarz na ten temat. Nie zniechęcając się jednak spróbowała drugi raz, a rzucone zaklęcie sprawiło, że wykonała zadanie, natomiast kiedy spróbowała trzeci raz... Również się udało, zaklęcie było tak mocne, że ze zdziwienia zrobiła wielkie oczy. - Chyba nie jest aż tak źle, ale to tylko zapalanie świecy - odpowiedziała mu, ciesząc się w duchu, że nie jest aż tak tragiczna.
Prychnął cicho, gdy dosłyszał słowa Daisy. Zmierzył ją spojrzeniem. - Nie wątpię - odpowiedział od razu, autentycznie rozbawiony jej odpowiedzią. Pewnie, że nie chciała tracić jego lekcji. Byłaby chyba jedną z niewielu osób, które nie ucieszyłyby się z możliwości ewakuowania się wcześniej z klasy. Lepiej męczyć się z zakłóceniami niż przesiadywać z kumplami w pokoju wspólnym, prawda? - Uważaj, myślę że to może zaboleć. W normalnych warunkach pewnie nie próbowałbym uleczyć nawet szczuroszczeta, ale skoro nalegasz… - I także uśmiechnąwszy się nieco złośliwie, wycelował różdżką w poparzoną dłoń Daisy. - Może jednak bez leczenia. Wolałbym nie urwać Ci ręki. Fringere - Wypowiedział wyraźnie, ale bynajmniej nie raz. Tak jak się spodziewał, zaklęcie postanowiło nie wyjść. Ba, dało odwrotny skutek, zapewne potęgując solidnie katusze dziewczyny. Rasheed mruknął coś gniewnie pod nosem, wyklinając na czym świat stoi te idiotyczne zakłócenia i chyba to właśnie ta złość dodała mu sił. Przy trzeciej próbie rękę Daisy pokryła miła warstwa chłodząca. - Do końca zajęć powinno wystarczyć, potem zalecam wizytę u Piguły. - Stwierdził sucho i oddalił się od Daisy, pozwalając jej tym na spokojne wykonanie zadania. Klasa radziła sobie całkiem dobrze, więc koniec zajęć był wręcz wzorcowy. Wraz z Bennettówną pozbierał wszystkie nadpalone świece oraz zestresowane szczury, a uczniowie wyszli i miał wreszcie święty spokój. Pierwsze kuguchary za płoty, potem będzie coraz lepiej.
[zt dla wszystkich]
@Melody Kingston, @Mefistofeles E. A. Nox, @Maximilian Blackburn jeśli mi się nie pokręciło to chyba nie odpisaliście w tym etapie. Macie 24h na posta, potem będę musiała wrzucić wam szlaban z racji przyjęcia, że wszystkie próby były nieudane. Odpisujcie, nie chce dawać szlabanów :c Punkty domowe za uczestnictwo rozdam „zaraz”.
Gdyby Swann miał wybór, pewnie po raz kolejny zaciągnąłby uczniów do lasu, wyprawiając im szkołę życia. Ale Ursulla Bennett nie dała mu takiego wyboru i po raz pierwszy od naprawdę dawna był zmuszony przetrzymać swoich podopiecznych w czterech ścianach. Przywykł jednak do wolności, więc nie zamierzał bawić się w typową dyscyplinę z siedzeniem w ławkach naprzeciwko tablicy. Dlatego też pojawił się w klasie o wiele szybciej, wiedząc, że ta banda leni raczej przybiegnie na ostatnią chwilę i zajął się ustawianiem stolików. Machał różdżką, przestawiając je w miarę możliwości w wielkie koło na środku. Zakłócenie na moment sprawiło, że dwie ławki zderzyły się ze sobą, wywołując huk, ale zwróciło to uwagę jedynie pary duchów przelatujących akurat korytarzem. Posmęciły trochę na hałasy i szybko uciekły, dostrzegając zdenerwowaną minę albinosa. I to dlatego zdecydowanie bardziej wolał las, brak zaduchu i ograniczonej przestrzeni. Z dyrektorką nie mógł jednak dyskutować i skoro kazała mu naprawić swój błąd z poprzednich lekcji, musiał na to przystać. Poza tym pełnia miała mieć miejsce dzisiejszego wieczora, a gdyby ktoś zgubił mu się w lesie, mógłby się w porę nie odnaleźć, napędzając kolejnych kłopotów. Gdy stoliki tworzyły już coś na kształt bardziej bliski prostokątowi niż kołu, wysypał na nie zawartość worków, które przyniósł ze swojego gabinetu. Przez lata nazbierał najróżniejsze pióra, łuski i kamienie, przyniósł też znalezione w Zakazanym Lesie gałązki z krzewów wilczych jagód, które zawczasu poskręcał zaklęciami w koła, by uczniowie nie marnowali czasu na tak banalną sprawę oraz suszone liście tojadu. Wypisał na tablicy wielkimi literami ADOLEBIT LUPUM i oparł się o biurko, z niechęcią przyglądając fałszoskopom poustawianym na parapetach. Czekał.
Do drugiego zadania będą potrzebne pary, dlatego jeśli macie jakiegoś kandydata na to stanowisko, to uwzględnijcie to w swoich postach. Reszta zostanie rozdzielona przeze mnie.
Macie czas na zbiórkę do 9 marca, ale można się spóźniać, bo Swannowi wszystko jedno. Nie chce być w tej sali równie mocno, co Wy, ale i tak piszcie do @Margo Hayder, żeby załatwić sprawę z parami.