W tej średniej wielkości klasie znajdującej się na pierwszym piętrze, od lat odbywają się zajęcia z Obrony Przed Czarną Magią. Ze względu na średnie wymiary pomieszczenia, dwa rzędy ławek są stosunkowo blisko siebie ustawione. Nie jest to najlepiej oświetlona klasa. Jednak ściany zdobią różne lampy dające nieco jasności. W rogu pomieszczenia, nieopodal biurka nauczyciela, znajduje się gablota na której można znaleźć wiele nieco poniszczonych już książek dotyczących OPCM.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - OPCM
Wchodzisz do Klasy Obrony Przed Czarną Magią, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Obronę Przed Czarną Magią. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Marco Ramirez oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Aash Al Maleek. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z OPCM i zaklęć można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Jak działa zaklęcie Riddikulus? Na czym się go używa? 2 – Jak bronić się przed dementorem? Opisz działanie odpowiedniego zaklęcia. 3 – Podaj trzy odmiany zaklęcia Protego i opisz każdą z nich. 4 – Podaj trzy sposoby na wykrycie trucizn. 5 – Jak postępować w przypadku natknięcia się na podejrzane, magiczne artefakty? 6 – Wymień trzy zaklęcia niewybaczalne i opisz je.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Obroń się przed zaklęciem Drętwota trzema różnymi zaklęciami defensywnymi. 2 – Znajdź i zneutralizuj trzy pułapki magiczne. 3 – Zastaw dwie pułapki - na człowieka i dowolne stworzenie. 4 – Ukryj się przed członkiem komisji, używając nie więcej niż trzech zaklęć. 5 – Pokonaj trzy boginy. 6 – Używając tylko zaklęć defensywnych, przez dwie minuty nie daj przeciwnikowi do siebie podejść.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - OPCM:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 17:35, w całości zmieniany 1 raz
Na sali było względnie cicho, toteż Ruth na dobrą sprawę zaczytała się solidnie w podręczniku do obrony przed czarną magią, kończąc rozdział o inferiusach i powoli przechodząc do następnego - w końcu egzaminy stały jej podkutym buciorem na gardle i wykręcały ósemki za każdym razem, kiedy próbowała zaczerpnąć powietrza. Krócej - czuła presję czasu i uczyła się jak szalona. Ze wszystkiego, co zdawała (tak, z historii magii też). Dlatego kiedy miejsce obok zajął @William Walker, Ruth tylko podniosła na niego szybko wzrok i posłała krótki uśmiech, wracając do studiowania książki. Trudno ją było oderwać, kiedy zaczynała czytać coś interesującego. -Cześć - przywitała się i ponownie całe jej zainteresowanie zyskał podręcznik. Usłyszawszy jednak dźwięk przemieszczającego się krzesła odwróciła się w stronę źródła hałasu, które chwilę potem zaczęło jakieś słowne przepychanki z nauczycielem. O, Harriette. Ruth jak spojrzała, tak wróciła do lektury, bo w końcu ani to nie była jej sprawa, ani nie miała w planach ponownego tłumaczenia czegokolwiek tej upartej szesnastolatce, która jak widać znalazła żer w sytuacji, kiedy to nauczyciel niestety dając się sprowokować, zaczął z nią dyskusję. Miara się trochę przebrała, gdy profesor wyjął jakiś dziwny eliksir (Ruth znała tylko wodę sodową i amortencję, cała reszta wywarów była dla niej nieokreślonym płynem) i postanowił podać uczennicy. Serio? Podniesienie wzroku było jednak jednym z gorszych błędów, które Wittenberg popełniła, w końcu gdyby nie to, pewnie nie zauważyłaby (jeszcze przez jakiś czas) @Mikkel Carlsson. Zawiesiła na nim wzrok na o wiele zbyt długo i dopiero podsunięta pod nos kartka wyrwała kobietę z letargu. Bez słowa odczarowała Walkera i ponownie zawisła nad książką. Teraz wrócił. Teraz. Kiedy ona znalazła miłość życia, miała na głowie przebranżowienie się, szlaban i egzaminy ze znienawidzonych przedmiotów. Świetny timing, panie Carlsson!
Ostatnim tchem przybiegłem na lekcje, dzisiaj co dziwne niespuźniłem się ani minutkę. Za dużo miałem planów na dzisiejszą lekcje. Wszedłem dziarskim krokiem do klasy. - Dzień dobry panie psorze - powiedziałem z niezwykłą elegancką, kłaniając się nauczycielowi i udając że ściągamy kapelusz z głowy rozglądnełem się szybko po klasie. Od razu zauważyłem Erica i z uśmiechem na ustach usiadłem przy nim w ławce niezwykle dyskretnie wsadzając mu liści do kieszeni. Porozglądałem się jeszcze w te i we wte wszystkim znajomym i nie znajomym niezwykle gustownie pomachałem. Oczywiście nie dało się nie zauważych najlepszej kumpel na świecie czyli Michasi, w jej stronę równie pięknie się ukłoniłem a potem strzeliłem jej jeszcze wirtualnego żuwika. W końcu mój wzrok padł na tablicę na której było zapisane jakieś dziwne słowo. Niezbyt mnie to interesowało bo ogólnie nie przepadam za tą lekcja. Chociaż jak już pokazałem na początku lekcji niezwykle lubię i szanuję pana psorka.
Kosteczka 4
Caesar T. Fairwyn
Wiek : 27
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192 cm
C. szczególne : Brak dwóch palców, wysoki wzrost, skupiona twarz, zimne spojrzenie, wyraźna nieśmiałość wobec młodych dam.
Naprawdę nie chciał tutaj być. Nadchodził koniec roku, a on odczuwał ciepło, które panowało na dworze. Mury Hogwartu były coraz mniej zachęcające, a właściwie jedyne o czym marzył Caesar były opalanie przy jeziorze i zimne piwko z kumplami w Hogsmeade. OPCM był przedmiotem na którym głównie się skupiał i miał nadzieje zaliczyć go najlepiej jak się da, więc postanowił, że się przemęczy i na niego przyjdzie. Najwyżej potem wynagrodzi sobie go innymi wolnymi lekcjami w czasie których będzie się opierdalał na słoneczki. Z delikatnym uśmiechem na ustach wszedł do sali i rozejrzał się po niej. Nie widział nikogo znajomego, więc usiadł w jakiejś randomowej ławce. Przed lekcją podsłuchał nawet profesora Carvera, który gadał o jakiś Inferiusach, dlatego w razie czego przygotował się na lekcje właśnie z tego tematu, bo w końcu co mu szkodziło, nie?
kostka: 5 kuferek: 10
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Shawn chadzał się po Hogwarcie, czytając lekturę, która ostatnimi czasy całkowicie go pochłonęła. O dziwo nie była nawet o czarnej magii, lecz o magii użytkowej, takiej która może bardzo przydać się mu w życiu. Nie chodziło tu o zaczarowanie miotły do sprzątania, lecz do innych, szczytnych celów. Nie ukrywał, że okładka nie była adekwatna do treści - wymienił ją, gdyż owa książka była niedostępna do kupna w zwykłym sklepie. Takie bajery najczęściej można znaleźć w Departamencie Tajemnic, bądź w innym tajemniczym miejscu Ministerstwa. Reed natomiast nie był do końca pewien czy na dzisiejsze zajęcia również ma przyjść. Wcześniej nie dostał żadnej informacji, ustnej czy pisanej. Dopiero jak znalazł się w sali przeznaczonej do jego użytkowania, zauważył leżący pod oknem list od profesora Aarona. I tak właśnie, już bez książki, jedynie z różdżką, podążał na lekcję, na której miał pomagać w jej prowadzeniu. W liście streszczona była cała lekcja, tak żeby mężczyzna mógł się odnaleźć. Wchodząc do sali, omiótł wzrokiem wszystkich uczniów i bezszelestnie poczłapał do profesora. Żeby nie stać jak kołek, zaklęciem szybko przywołał sobie jedno krzesło i usiadł po prawicy profesora i zaczął mówić, tak żeby nikt nie usłyszał ich rozmowy: - Witam. Dopiero przed chwilą odczytałem list. - Nie było w jego wypowiedzi ani nuty typowo przepraszającej, lecz jedynie objaśniającej co spowodowało jego spowolnienie. Lekcja jeszcze się nie zaczęła, więc nie było tak źle, jeśli chodzi o sytuacje Reeda. Przyglądał się uczniom bez słowa i jedynie zwracał uwagę na niektóre zbyt głośne wypowiedzi. Jego mimika pozostawała niezmienna, nie zdradzająca żadnych uczuć.
Aaron przestał interesować się dziewczyną. Nie miał zamiaru poświęcać jej zbyt dużo uwagi, uważał to za zwyczajną stratę czasu. Zignorował ostatnich wchodzących uczniów, podniósł wzrok dopiero gdy przyszedł pan Reed. Wysłuchał co ma mu do powiedzenia i tylko skinął głową. Przyszedł przed rozpoczęciem lekcji, więc w gruncie rzeczy dla Aarona nie był to żaden problem. Zmierzył uczniów wzrokiem. Nie wiedział jak przebiegnie lekcja, skoro pewna Gryfonka postanowiła skutecznie go zirytować. Cóż, chyba nie miała dzisiaj szczęścia, bo będzie w jego grupie. Dźwignął się z krzesła i stanął pod tablicą. - Nie wątpię w to, że każdy z was wie czym jest nekromancja, chociaż nie wątpię też w to, że w tej klasie znajdę ignorantów. W skrócie - przywracanie zmarłych do życia, żeby każdemu wybić to z głowy dodam, że nie jest to możliwe. Czarnoksiężnik może jednak ożywić zwłoki. – mówiąc patrzył każdemu po kolei w oczy. Zaczął się przechadzać po klasie i pociągnął dalej swoją wypowiedź. - Ożywione zwłoki nazywamy Inferiusami. Nie są to przyjemne stworzenia, ale co kto lubi. Nie mają własnej woli, wykonują jedynie rozkazy czarnoksiężnika. Grindelwald swego czasu planował stworzenie armii Inferiusów. – przerwał na chwilę. – Inferiusy są odporne na wiele zaklęć, w tym na Avada Kedavra, nie odczuwają bólu, więc zaklęcia powodujące cierpienie jak np. Cruciatus nie wpływają na nie w żaden sposób. Wiadomo także, że klątwa Sectumsempra nie pokona Inferiusa, ponieważ w żyłach tych stworzeń nie ma krwi. Boją się za to ciepła i światła. Podszedł do biurka i oparł się o nie. - A teraz łaskawie podnieście swoje siedzenia. Gdy wszyscy już wstali machnął różdżką i wszystkie meble odsunęły się pod ścianę, a po dwóch końcach sali stanęły kukły. - Na tej lekcji liczą się wasze umiejętności i wyobraźnia. Pan Reed pomoże mi patrzeć na wasze próby radzenia sobie z Inferiusami. Studentów zapraszam do pana Reeda, a uczniów do mnie. Mijając Shawna, spojrzał mu porozumiewawczo w oczy, liczył na to, że list wystarczył, liczył także na kreatywność Reeda. Miał nadzieję, że bez problemu poradzi sobie z okiełznaniem płomieni, które wylecą z różdżek wszystkich zebranych w tej sali. Klasa była średnio zabezpieczona, ale Aaron nie wątpił w to, że ze spokojem da sobie radę z paroma płomieniami. Usiadł na krześle i wyczekująco spojrzał na uczniów, którzy stali jak kołki. Nie miał zamiaru ustawiać ich w jakąś kolejkę, sami sobie poradzą z kolejnością. Przecież ile oni mieli lat?
Ze względu na poziom umiejętności jesteście podzieleni na studentów i uczniów. ZASADY:
Uczniowie - grupa Aarona:
1. Jeśli w poprzednim etapie wyrzuciłeś 2 lub 5 i wiedziałeś co będzie tematem lekcji możesz dodać sobie 1 punkt do wyrzuconej liczby oczek. 2. Za każde 8 punktów w kuferku z opcm możesz sobie dodać jeden punkt do wyrzuconej liczby. 3. rzucacie jedną kostką ● 1 – nie mogłeś się w ogóle skupić, a jedyne zaklęcie, które Ci przychodziło do głowy to Lumos, Carver marszczy brwi i zupełnie nie rozumie co jest z Tobą nie tak. ● 2 – nie był to Twój dobry dzień, może nie szło Ci jakoś bardzo źle, ale zaklęciem, które pamiętałeś było Lumos Maxima, Carver krzywo na Ciebie spojrzał i wtrącił swoje trzy grosze o Twoim niskim poziomie. ● 3 – Incendio? Tylko tyle, mogłeś się bardziej postarać, przynajmniej możesz być szczęśliwy, że w ogóle udało Ci się wzniecić jakiś ogień. ● 4 – świetnie, udaje Ci się wytworzyć niewielki płomień za pomocą Lacarnum Inflamarae, może i w przypadku jednego Inferiusa, by Tobie pomogło, ale następnym razem postaraj się bardziej. ● 5 – udało Ci się odtworzyć światło słoneczne za pomocą zaklęcia Lumos Solar, gratulacje za pomysłowość, poszło Ci dobrze i Carver jest calkiem zadowolony. ● 6 i więcej – z Twojej różdżki wytryskuje strumień ognia, może zgarniesz pochwałę za użycie Relashio? Poszło Ci świetnie, na pewno dostaniesz dobrą ocenę i wiesz jak się obronić przed Inferiusami, Aaron nagradza Cię 5pkt dla domu.
Studenci - grupa Shawna:
1. Jeśli w poprzednim etapie wyrzuciłeś 2 lub 5 i wiedziałeś co będzie tematem lekcji możesz dodać sobie 1 punkt do wyrzuconej liczby oczek. 2. Za każde 8 punktów w kuferku z opcm możesz sobie dodać jeden punkt do wyrzuconej liczby. 3. rzucacie jedną kostką: ● 1 – do głowy przychodziło Ci tylko Lumos Maxima, więc pomyśl czy nie powinieneś się zastanowić skąd się w ogóle wziąłeś na tych studiach skoro rzucasz zaklęcia godne drugiego roku, a nie studenta, którym jesteś, na tej lekcji nie zapunktowałeś. ● 2 – pamiętałeś tylko o Incendio i podpaliłeś kawałek pergaminu, który leżał na podłodze, to chyba nie był Twój dzień. ● 3 – z końca Twojej różdżki wystrzeliwuje strumień ognia dzięki Relashio, Shawn patrzy na Ciebie trochę krzywo, zaklęcie jest poprawne, ale jesteś już studentem, mogłeś się bardziej postarać. ● 4 – tworzysz ognistego feniksa przy pomocy Fraxinus avis, daje świetne światło, ale zastanów się czy w przypadku Inferiusów, by Ci aż tak bardzo pomogło? Shawn woła następną osobę. ● 5 – wypowiedziałeś inkantację Firestorm i wokół Ciebie utworzył się płomienny krąg, ale przy spotkaniu z Inferiusem postaraj się użyć czegoś innego, bo w ten sposób blokujesz sobie możliwość ucieczki, możesz ze spokojem czekać na ocenę. ● 6 i więcej – Twoje zaklęcie powoduje wzbicie się z ziemi ognistych słupów ognia, może zdobędziesz pochwałę za użycie Flamego? Możesz odetchnąć z ulgą, Twoja ocena będzie wysoka i doskonale wiesz jak poradzić sobie podczas konfrontacji z Inferiusami, Shawn stwierdza, że nauczyciel może nagrodzić Cię 5pkt dla domu.
Jeśli ktoś uważa, że jest za słaby z opcm, a wyrzucił dobrą kostkę, może odjąć sobie punkty, ale NIE MOŻNA ich dodawać. Lekcja kończy się 23.06 około godziny 15:00!
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Leoś był świetny w odczuwaniu gniewu, ale w kwestii wywoływania go u innych, to już bywało różnie. Ogólnie ze swoim specyficznym, energicznym podejściem do wszystkiego całkiem nieźle radził sobie z irytowaniem osób będących w jego otoczeniu. Mimo wszystko czasem jego niemalże dziecięcy uśmiech i niewinny błysk w oku sprawiały, że ciężko było się gniewać. Można różnie to nazywać, ale Vin-Eurico wyjątkowo preferował "urok osobisty". - Ja? Arogancki? Bezpodstawne oszczerstwo - potrząsnął głową z rozbawieniem. Lubił to, że w towarzystwie Fire o wiele łatwiej było mu się rozluźnić i zapomnieć o stresie. Czasem się zastanawiał, czemu się przyjaźnią... On jest koszmarnie dotykalski, bezpośredni, gadatliwy. Ona woli zachowywać sporo dla siebie, odsuwa się na odpowiedni dla niej dystans i nie odpowiada (z wyjątkami, oczywiście) na pytanie w sposób prosty. I tak kochał tę Gryfonkę całym swoim serduszkiem i wiedział, że lepszej przyjaciółki nie mógłby sobie wymarzyć. - Nie jestem kaleką! - Oburzył się, ale jak na niego było to dość ciche i dyskretne. Posłał Fire pełne niezadowolenia spojrzenie. Skąd w niej tyle troski? - Po co mam to leczyć magicznie? I tak nie będę mógł nic zrobić, trenuję mugolskie sporty. Nie mogę zaraz po takiej kontuzji przyjść na trening jak gdyby nigdy nic - prychnął, ponieważ te słowa przypomniały mu, jak bardzo sfrustrowany jest przez tę durną sytuację. Jasne, że przesadzał - chyba miał do tego jakąś tendencję. Nie było jednak teraz co się denerwować, w końcu był na lekcji i wcale nie zależało mu na psuciu humoru sobie i innym. Wziął głęboki wdech na uspokojenie i odwrócił wzrok, żeby wbić go w jakiś inny punkt. Jak na złość spojrzeniem napotkał akurat @Ezra T. Clarke. Westchnął, nie zwracając większej uwagi na uwagę Fire dotyczącą profesora Deara. - Nie wiem. Posurfowałbym, ale... - machnął lekko zdrową ręką, wskazując na tą poszkodowaną. Nie wiedział, po co zadał takie pytanie, skoro sam nie był w stanie na nie odpowiedzieć. Z opresji uratował go profesor Carver, który postanowił zacząć lekcję. Leo słuchał bez szczególnego zainteresowania, ale mimo wszystko nie przysypiał - a więc same plusy! Posłusznie poszedł do grupy tego asystenta i nawet zaszczycił go czymś, co miało przypominać uśmiech - w rzeczywistości jednak dobry humor Leo przepadł w momencie, w którym Gryfon skończył rozmowę z przyjaciółką. Bo dla kogo miał się teraz starać? Jakimś cudem wylądował jako pierwszy - bez zastanowienia palnął Relashio. Strumień ognia był całkiem niezły i Leo przyznał sam sobie w myślach, że spodziewał się po sobie czegoś gorszego. Raczej nie był to niewiadomo jaki wyczyn, ale... Kogo to obchodziło?... Odwrócił się od swojej kukły, cofając przy okazji - a przez ten swój brak rozgarnięcia wpadł centralnie na Ezrę. Raczej do drobnych osób nie należał i przy odpowiednim impecie potrafił dosłownie zwalić z nóg... Złapał Krukona odruchowo za ramię, przy okazji częściowo samemu odzyskując pełną równowagę. - Lo siento- rzucił, po czym uniósł kącik ust z lekkim rozżaleniem. - Oficjalnie dzisiaj nie myślę.
O, czyli jednak Inferiusy. Ruth nie wiedziała, czego się spodziewać po nauczycielu, bo dla niej nie zachowywał się aż tak podejrzanie, żeby sprowadzić im tu żywe trupy na salę, ale właściwie nie miała też pomysłu, jak miałaby w ogóle przebiegać ta lekcja bez nich. Do sali niedługo przed rozpoczęciem zajęć wkroczył także bohater poprzedniej obrony przed czarną magią - @Shawn E. Reed, którego to obecności Ruth jak nie rozumiała wtedy, tak nie rozumiała teraz. Asystent w jej mniemaniu prowadził jakieś kółka dodatkowe, a jeśli pomagał w lekcji, to faktycznie była to pomoc, a nie - jak ostatnim razem - chwalenie się swoimi umiejętnościami przed uczniami. Całe tłumaczenie nauczyciela spędziła na obracaniu różdżki w dłoniach i uważnym rozglądaniu się po sali, kiedy już poproszono ją o wstanie, a profesor ustawił dwie urocze kukły do treningu dla uczniów po obu stronach sali. W sensie, że co? Ma tutaj chwalić się swoimi umiejętnościami wyczarowywania ognia? Czy on chce, żeby spaliła szkołę? Ruth była bardzo, ale to bardzo nieprzewidywalna i często robiła, a dopiero potem zastanawiała się nad konsekwencjami, ale ta zasada nie obowiązywała, kiedy rzucała zaklęcia. Priorytetem było dla niej bezpieczeństwo i nie wyobrażała sobie, że miałaby wyczarować w sali słup ognia, który w dodatku miałby okiełznać Reed. Akurat. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie pokazała asystentowi kolejny raz, że niespecjalnie wie, co on tu w ogóle robi. Celowo ociągała się z wykonaniem zadania, przepuszczając wszystkich przed siebie i z uwagą wpatrywała w widok za oknem przez cały czas (za wyjątkiem co lepszych akcji w wykonaniu studentów jej grupy). Tak uprzejmie dawała innym wykonać zadanie przed sobą, że ostatecznie wylądowała jako ostatnia z grupy stająca w konfrontacji z kukłą. -Nie chcę, żeby odebrał pan to jako atak na swoje umiejętności, panie Reed, ale jednak wolałabym przed przystąpieniem do zadania przelewitować kukłę na zewnątrz - powiedziała łagodnie, aksamitnym tonem i naprawdę brzmiała teraz, jakby ostatnim czego chciała było zrobienie przykrości asystentowi. No cóż, nie była to do końca prawda - Wyłącznie ze względów bezpieczeństwa - dodała po chwili i nie czekając na jego opinię zaklęciem otworzyła okno i zaklęciem przeniosła pomoc naukową za nie. Bruk wysadzający dziedziniec nie należał do tak łatwopalnych materiałów jak trawa na błoniach, a więc Ruth nie bała się, że jej trochę egoistyczny popis może wyrządzić komukolwiek krzywdę. Prawdę mówiąc w swojej bezmyślnej pewności siebie nie spodziewała się, żeby Reed potrafił ogarnąć pożar w tak małym pomieszczeniu, natomiast na zewnątrz...Jest asystentem, niech sobie jakoś radzi! -Flamego - rzuciła w powietrze, przecinając je różdżką i w tym samym momencie dziedziniec zaszedł czerwonopomarańczowym blaskiem, od którego biło nieznośne ciepło, mimo że wszyscy uczniowie stali wewnątrz. Słupów ognia nie było kilka. Było ich kilkanaście i w zastraszająco szybki sposób zaczęły się rozprzestrzeniać. Ruth stała jeszcze przez chwilę obrócona przodem do okna i nie odwracając się zrobiła krok w stronę Reeda. -Teraz możesz się wykazać, prawda? Nie martw się, jeśli ci nie wyjdzie, cały czas jestem w pogotowiu - szepnęła mu do ucha prawie nie poruszając ustami i choć była o wiele bardziej ciekawa umiejętności Reeda niż tego, co powie nauczyciel, naprawdę trzymała różdżkę przygotowaną do ratowania sytuacji. Wystawianie kogoś na próbę to jedno, ale podpalenie szkoły to zupełnie coś innego, nie dopuściłaby do takiego "niedopatrzenia" ze swojej strony.
kostka:4 kuferek:75(+9) bonus:1 razem:14, panie Reed, do dzieła!
Inferiusy. Jak mogą na to nie wpaść. Aż miała ochotę porządnie zdzielić się w łeb. To, że się tego nie domyśliła było ujmą na jej humorze, przynajmniej w jej mniemaniu. Z tego powodu gdy tylko nauczyciel kazał im się ustawić, pierwsza ruszyła w jego stronę. Różdżkę już miała w dłoni i była gotowa do działania. Nie było to do końca mądre, bo teraz stała pierwsz w kolejce. Kolejny wspaniały popis w jej stylu. Teraz nie mogła się wycofać, więc podeszła kilka kroków do przodu. Zaklęcie... jakie zaklęcie? W jej głowie przez dłuższą chwilę panowała pustka. W końcu coś się załączyło. Wyciągnęła różdżkę przed siebie i rzuciła zaklęcie Lacarnum Inflamarae. Niewielki płomień nie bardzo ją zadowalał ale cieszyła się, że w ogóle coś wymyśliła. Nie było najgorzej. Choć jak na jej oczekiwania, za mało. Odsunęła się i zrobiła miejsce kolejnej osobie.
Kostka: 4
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Kiedy Carver zaczął lekcję zamknęła podręcznik i oparła się na krześle. Nie słuchała go jednak za bardzo. Dopiero co czytała o inferiusach. Nic nadzwyczaj odkrywczego dla niej nie powiedział, szczególnie, że zawsze była nimi zafascynowana. Nie minęła chwila kiedy zaczęła się nudzić. Wyciągnęła więc sobie kawałek pergaminu, porwała na malutkie kawałki i zrobiła z nich kuleczki, które następnie krótko przeżuwszy, wrzucała we włosy @William Walker. Kilka z nich wpadło też w czuprynę @Ruth Wittenberg. Ups, jak przykro... Kiedy profesor w końcu przestał ględzić, energicznie podniosła się z ławki. Ogniem mogła się bawić cały czas. Już chciała się wyrwać do zadania jako pierwsza, ale po tym nagłym podrywie dała o sobie znać vomila. Kiedy ona pozwalała dojść do siebie swojemu żołądkowi, naprzeciw inferiusom wyszła jakaś Ślizgonka. Trochę je przysmaliła, ale szału nie było. Idealnie! Miała miejsce żeby się popisać. Wyskoczyła przed szereg i nie bawiąc się w półśrodki, ani nie zwracając uwagi na wykręcające się wnętrzności, rzuciła Relashio. Zadowolona pohopsała w stronę nauczyciela i skłoniła się przed nim z gracją. No prawie z gracją, bowiem kiedy tylko się pochyliła, jej żołądek się poddał. Chwilę później na butach Carvera znajdowało się całe jej śniadanie. Była tym trochę zawstydzona, ale z drugiej strony - dobrze tak ciulowi. - Przepraszam - wyprostowała się, wycierając usta rękawem - Mam też vomilę. Zamierza mnie pan znów oskarżyć o symulowanie? - zapytała tym razem szczerze przybitym tonem, bo jakby nie patrzeć, wymiotowanie do najprzyjemniejszych czynności nie należało. Właściwie to niewiele zostało z jej buntowniczej postawy. Trzymała się jak mogła, ale bolał ją brzuch, od kwaśnego posmaku i smrodu robiło jej się jeszcze gorzej, a poza tym było jej strasznie słabo i chyba wolałaby się położyć. Tak czy siak, czuła się zwycięzcą.
Nie było jej w dalszym ciągu, a lekcja właśnie się zaczęła. Ze spokojem malującym się na jej twarzy spojrzała na przechadzającego się nauczyciela śledząc go wzrokiem. Po chwili jednak zrezygnowała, gdyż ten miał najwidoczniej w planach przejście kilometrów w tę i z powrotem. Zajęła się rysowaniem kotów po okładce zeszytu. Co jak co, ale koty uwielbiała i rysowała je w każdej wolnej chwili. A lekcja była tego dobrym przykładem. Kiedy tylko nauczyciel przestał mówić podniosła głowę spoglądając na niego, a następnie na stojących uczniów. Czyżby mieli się podnieść? Ostrożnie zamknęła podręcznik i podniosła się z miejsca czekając na następne wskazówki. One jednak musiały już paść z ust nauczyciela, gdyż wszyscy zabrali się do pracy. Nie wiedziała co ma zrobić, a patrząc po innych doszła do jednego wniosku. Musiała rzucić zaklęcie związane ze światłem, a jedyne jakie jej przychodziło do głowy to... - Lumos Maxima. - efekt zaklęcia był dobry. Znaczy, wyszło. Jednak nauczyciel nie był zadowolony. I było to doskonale widać. Mrużąc oczy wpatrywała się w niego przez chwilę, aby następnie usiąść z powrotem.
kostki:6, jednak Ami nie jest wybitnie uzdolniona, a wręcz jest okropna z tego dlatego daję jej 2
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Ezra miał wrażenie, że kiedy profesor wspomniał coś o ignorantach, jego wzrok znalazł się na Krukonie. Prawdopodobnie było ono mylne i spowodowane tym, że nauczyciel próbował każdego obdarzyć uwagą. Wykładu o inferiusach słuchał tylko jednym uchem, bo większy procent jego skupienia przejęła samotna niteczka, która zwisała z rękawa jego mundurka i niesamowicie go drażniła. W dodatku była na tyle krótka, że ciężko było ją wygodnie uchwycić w palce i po prostu wyrwać. Zaciekle jednak próbował tego dokonać. Musiał się jednak poddać, kiedy do jego uszu dobiegł komunikat Carvera o podniesieniu się z ławek. Ezra posłał mu zaskoczone spojrzenie. Zaraz, o czym oni mówili? Zatrzymał się na informacji o odporności Inferiusów... Cały czas trochę rozproszony, ruszył w kierunku treningowej kukły, podpatrując jak radzili sobie inni i stąd czerpiąc inspirację dla własnego zaklęcia. Incendio chyba powinno zdać egzamin, prawda? Wrócił spojrzeniem do właściwego stanowiska, w ostatniej chwili orientując się, że niemal centralnie wpadł na Leonarda. Sądził, że uda mu się go wyminąć, ale w tym samym czasie Gryfon się odwrócił, biorąc duży krok i zderzając się z Ezrą, tak, że Krukon mocno zachwiał się do tyłu. Odruchowo zacisnął oczy, spodziewając się bolesnego spotkania z podłogą. Zamachał przy tym rozpaczliwie ramionami, próbując się chwycić czegokolwiek... a w tym wypadku był to krawat od mundurka Leo. Całe szczęście, że Vin-Eurico zdołał sam podtrzymać Ezrę za ramię, bo ściągnięcie go za sobą na ziemię za krawat nie byłoby zbyt bezpieczne. - Tak, ja też, przepraszam - powiedział, spoglądając na chłopaka ze skruchą. Powoli rozluźnił uścisk na jego krawacie i zjechał dłonią po jego klatce piersiowej, jakby próbował rozprostować jego szatę. Uśmiechnął się przy tym do niego krzywo, będąc świadomym, że Leonardo zupełnie niepotrzebnie wciąż go podtrzymywał. - Chyba powinienem rzucić zaklęcie na kukłę... - poinformował go, tym samym dając mu sygnał, że już da sobie radę.
Carver siedział i bez większej uwagi przyglądał się poczynaniom @Erin Fox, która jako pierwsza zajęła się postawionym przed nimi zadaniem. Wyczarowała zaledwie niewielki płomień. Dla Aarona nie było to nic specjalnego. Zaklęcie było poprawne i całkiem niezłe, ale dużymi umiejętnościami dziewczyna się nie pochwaliła. Uniósł brwi kiedy stanęła przed nim @Harriette Wykeham. Nikt o zdrowym rozsądku na jej miejscu nie pchałby się tak do przodu, była jednak prawie pierwsza, więc Aaron nie zdążył dość do wniosku, że poziom zgromadzonych w klasie jest na tyle niski, żeby chociaż minimalnie odpuścić. Dziewczyna całkowicie wykorzystała cierpliwość Carvera względem swojej osoby. Nauczyciel w gruncie rzeczy miał w nosie co mu zaprezentuje. Był sprawiedliwy, do czasu. Spojrzał na studentów działających po przeciwnej stronie klasy. Do jego uszu doszedł tylko dźwięk inkantacji Relashio. Nie obchodziło go jak jej wyszło to zaklęcie. Musiał jednak przyznać, że skutecznie zwróciła na siebie uwagę, tak samo jak zwróciła swoje ostatnie posiłki. Wprost na jego buty. Niewerbalnie rzucił Chłoszczyść i po wymiocinach nie było śladu. Nie obchodziło go to, czy Wykeham zrobiła to specjalnie czy nie. Faktem było, że podpadła na tej lekcji o dwa razy za dużo, a on nie był wyrozumiały szczególnie pod względem szczeniackiego cwaniakowania. Podniósł na nią wzrok i odezwał się spokojnym, ale zimnym głosem. - Panno Wykeham, nie śmiałbym oskarżyć cię o symulowanie czegokolwiek, toteż tego nie zrobiłem i poprzednim razem. Myślę, jednak, że jesteś tak bardzo wyczerpana wieloma chorobami, że powinnaś już opuścić klasę z Zadowalającym. Zmniejszymy tym ryzyko szerzenia zarazy, prawda? – powiedział. Nie miał zamiaru dłużej użerać się z dziewczyną, która zapewne chcąc zabłysnąć tylko zaczęła spadać coraz niżej. Przeszedł do kolejnej osoby. @Amelia Sandra Savage nie popisała się przed nim. Nie popisała się zresztą przed nikim. Spojrzał na nią spod uniesionych brwi. - Panno Savage, mam nadzieję, że nie pomyliłaś klas. – rzucił tylko i poprosił następną osobę.
@Harriette Wykeham w mniemaniu Aarona okazałaś mu brak szacunku, na co zwraca szczególną uwagę i oceny będą obniżane, dopóki jakoś z powrotem nie wkupisz się w jego łaski, więc nie bierz tego do siebie (albo właśnie weź ). Może w przyszłym roku uda Ci się jakoś odrobić stracone u niego punkty. Każdy Twój kolejny post (z wyjątkiem oznajmiającego o tym, że przepraszasz i wychodzisz) poskutkuje odjęciem punktów za każdy. ZASADY W TYM POŚCIE
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Leo zdecydowanie miał coś w sobie, co nie pozwalało Blaithin go tak po prostu odepchnąć. Początkowo podchodziła do tej przyjaźni z dużo większym dystansem, wkrótce przekonała się, że Vin-Eurico jest właściwie dokładnie tym typem człowieka z którym potrafiła się dogadać. Przynajmniej szanował jej prywatność, a do tego wcale nie wymagał od Gryfonki nie wiadomo czego. - Jasne, jasne. - mruknęła, przewracając oczami, bo takie przekomarzanie się było czymś, co lubiła najbardziej. Zaraz jednak musiała wzmocnić ton głosu, żeby brzmiał stanowczo. Przecież nie mogła pozwolić przyjacielowi na ból, jeśli mogło to doprowadzić do trwałego uszkodzenia. Za bardzo upierał się przy mugolskich środka leczenia, według Blaithin powinien zrozumieć, że czasami naprawdę należy skorzystać z magicznych możliwości. I tak oboje zachowywali się pod tym względem dziwacznie, bo każdy inny czarodziej bez żadnego problemu zgłosiłby się do magomedyków. - Mugole są łatwowierni, wątpię, że jedno ozdrowienie wywołałoby wielki szok. Wystarczyłoby trochę poczekać, poudawać i raczej uwierzyliby w to, że po prostu jesteś tak wytrzymały i zbyt uparty, żeby kontuzja mogła cię powstrzymać. Serio, to jest dobry plan, żeby pójść do pielęgniarki. Nie wiedziała, czemu nalega, skoro zazwyczaj w takiej sytuacji powiedziałaby "rób jak sobie chcesz". Tym razem nie chciała, żeby Gryfon tak długo odczuwał ból - zdążył się przez te parę tygodni nacierpieć bezsensownie. Dlatego jeśli nadal miał zamiar protestować, po prostu Fire dalej będzie go męczyć. W głębi wcale nie uznawała tego za jakąś troskę... Może odrobinkę. - Ale jestem kretynem, który nie chce normalnie naprawić sobie ręki? - wypaliła, zanim zdążyła ugryźć się w język. Mimo wszystko starała się załagodzić swój głos. Blaithin objęła się ramionami i zajęła lekcją, podobnie jak Leo. Niezbyt spodobało jej się to, że ich rozdzielono, ale tylko westchnęła. Przy okazji odnotowała, że pojawił się Reed i w myślach przeklęła. Nie rozumiała, czemu kisi się w tym zamku. Na szczęście nie miała być w grupie z jego osobą. Lekcja dotyczyła w pewnych sensie ognia, więc Fire uznała, że to może być naprawdę ciekawe. Poradzenie sobie z kukłą nie stanowiło dla dziewczyny żadnego problemu. Za pomocą zaklęcia wyczarowała światło słoneczne, które zadziałałoby na Inferiusa, gdyby miała z nim styczność. Mogła uznać, że nie było źle, chociaż wolałaby pobawić się prawdziwymi płomieniami, ale nie chciała ryzykować, że spali całą salę... Wzrokiem przemknęła po Leo, który znalazł się w podejrzanej sytuacji z Ezrą. Dla postronnego obserwatora pewnie nie wyglądało to dziwnie, ale Fire rejestrowała wszystko w kontekście tego, co ostatnio usłyszała... Więc zagwizdała krótko, uśmiechając się do tej uroczej pary. Zanim jednak zdołała rzucić komentarz, twarze zwróciły się na wymiotującą Harriette. Już wcześniej Blaithin zauważyła, że Gryfonka nie czuje się dobrze, poza tym wstąpił w nią chyba szatan, bo rzucała się do Carvera bez przerwy. W przypływie nagłej prefekciarskiej odpowiedzialności, podeszła do niej i złapała pod ramię, ignorując niechęć do dotyku. - Zaraz zemdlejesz. - stwierdziła bez specjalnej troski w głosie, ale lubiła Ettie i nie chciała, żeby słaniała się na nogach przed wszystkimi. Poza tym profesor był już mocno poirytowany. - Zabiorę ją do skrzydła szpitalnego. Zaofiarowała się, wyprowadzając Gryfonkę z sali. Ona też przechodziła niedawno vomilę, więc rozumiała, jakie to paskudne uczucie. Może dlatego zadbała o to, żeby Gryfonka bez problemu mogła wyjść, bo z pewnością pomoc była przydatna.
Kuferek: 13, więc +1 Kostka: 4 + 1 = 5
Fire na chwilę wyszła, ale zdąży wrócić, tylko odprowadzi koleżankę do skrzydła szpitalnego <3 @Harriette Wykeham
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Dalej nie był przekonany co do leczenia się i późniejszego oszukiwania wszystkich. Mimo to jakoś dziwnie nie miał ochoty się kłócić - chyba kontuzja poważnie dała mu się we znaki i faktycznie chciał się jej pozbyć. Mruknął coś bez przekonania na ten "cudowny" plan Fire. No cóż, dla chcącego nic trudnego... najwyżej pokręci się w innych miejscach. Zmieni swoje nawyki. Bardzo mu brakowało ruchu, bo teraz nawet bieganie stawało się uciążliwe. Leo czuł się dziwnie z taką przerwą - należał do piekielnie aktywnych osób. Prawdę powiedziawszy te pare tygodni sprawiło, że czuł się ociężały, niezgrabny i jakiś taki... nieatrakcyjny? Brzmiało to głupio nawet w głowie Gryfona, ale bardzo potrzebował popracować nad swoimi mięśniami w taki sposób, jak zawsze. Na złośliwą uwagę Fire prychnął z niedowierzaniem i obrzucił ją pełnym nagany spojrzeniem. Może to i lepiej, że ich rozdzielono na lekcji - miał chwilę aby zapomnieć o tej sprawie i nie irytować się tym, że dziewczyna robi mu wyrzuty. Stąpała po cienkim gruncie, bo choć Leo był wobec niej nieziemsko wyrozumiały, to jednak temperamencik miał. Zaśmiał się krótko, bo chyba Ezra był równie rozkojarzony, co on sam. Dobrze, że przytrzymał Krukona, bo inaczej mógłby zostać uduszony. I dlatego Leo nie lubił mundurków! - Brutalnie - odchrząknął i już miał poprawić ten swój nieszczęsny krawat, gdy zrobił to Clarke. Uśmiech nie schodził z twarzy Gryfona i, o dziwo, był on zaskakująco szczery. Jakim cudem dotyk Ezry na klatce piersiowej Leo był tak przyjemny? Jakim cudem Leo wcale nie przeszkadzało to, że byli tak blisko siebie? Jakim cudem wcale nie chciał puścić ramienia Krukona? Najbardziej szokujące w tym wszystkim było to, że chłopak nie widział w tej sytuacji nic niezręcznego i niepokojącego. - Chyba tak... powodzenia - rzucił, a następnie puścił mu oczko i grzecznie odsunął się na bok. Kątem oka zarejestrował, że Fire eskortuje chorą Harriette (prefekci Gryffindoru zawsze gotowi do pomocy!), ale w gruncie rzeczy bardziej koncentrował się na oglądaniu, jak radzą sobie inni. W tym, oczywiście, Ezra.
Mikkelowi udało się uniknąć kontaktu ze wszystkimi obecnymi w sali. Merlinowi niech będą dzięki, nie miał ochoty na przyjazne pogaduszki. Co się stało? Czemu zniknąłeś bez słowa? Wszystko z Tobą okej? Marnie wyglądasz... Jakby sam tego nie wiedział. Był znacznie chudszy niż zwykle, a to już całkiem spore osiągnięcie. Na szczęście nie było tego widać pod od zawsze za szeroką szatą. Zaczytany w podręczniku nie zwracał uwagi na nikogo, nawet na nauczyciela. Usłyszał słowo "inferiusy" i pogratulował sobie w duchu za odgadnięcie tematu lekcji. Miał tylko nadzieję, że nie będzie się od niego wymagało za dużej aktywności fizycznej, gdyż nie czuł się jeszcze na siłach i wolał uniknąć publicznej kompromitacji. Ustawił się w kolejce jak najdalej, kiedy nauczyciel to zalecił. Jak najdalej okazało się być zaraz przed@Ruth Wittenberg, która uprzejmie przepuściła wszystkich, by wykonali zadanie przed nią. Nie odezwał się jednak ani słowem. Nie był do końca pewny, na czym stanęła ich relacja i co pomyślała o nim Ruth, kiedy zniknął ze szkoły. Przyszła kolej na niego. Stanął wyprostowany, wyciągnął różdżkę przed siebie. - Flamego - wymruczał i wykonał odpowiedni ruch różdżką, a z ziemi wyrósł ogromny słup ognia, który zmusił go do cofnięcia się na krok. Efekt wyszedł taki, na jakim mu zależało. Indywidualne zajęcia naprawdę się opłaciły. Uśmiechnął się zadowolony z siebie, ale nie dał do końca po sobie poznać, jak bardzo był z siebie dumny. Odszedł z kolejki, patrząc w oczy Ruth, wciąż nie porzucając z twarzy swojego półuśmiechu. Jego mina mówiła tylko "Twoja kolej". Stanął jak najdalej od reszty, ale wciąż obserwował grupę. Chciał zobaczyć, jak zadanie pójdzie jego byłej dziewczynie.
kostka: 5 bonusy: +1 (5 w poprzednim) +1 (10 w kuferku z opcm) razem: 7
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Ezra był rozkojarzony, ale nie aż tak, aby nie usłyszeć gwizdu, który rozciął powietrze. Spojrzał w kierunku Fire i lekko przewrócił oczami na jej uśmieszek, jakby chcąc powiedzieć, żeby się odczepiła. Nie zmieszał się jednak, bo przecież Fire nie mogła być zbyt świadoma ich obecnej relacji. Bo przecież był święcie przekonany, że jako jedyny z ich trójki orientował się w niej na bieżąco. - Obiecuję, że nie chciałem cię udusić. Bardziej podobasz mi się jednak żywy... Ezra również nie uważał, żeby ta sytuacja była niezręczna. Już nie mógł się normalnie prawie przewrócić? I praktycznie zawiesić na swoim przyjacielu? Nie doszukujmy się wszędzie jakichś ogromnych podtekstów... Uśmiechnął się, bo trochę szczęścia by mu się przydało. O ile wcześniej miał jakiś pomysł na swoje zaklęcie, teraz jakoś przebłysk geniuszu zniknął. Ezra krzywo popatrzył na brzydką kukłę i wzruszył ramionami, niedbale rzucając zaklęcie Incendio. Odchrząknął, kiedy kartka pergaminu zajęła się ładnym płomieniem... I na tym skończyły się rewelacje. - Nie jesteś moim szczęśliwym amuletem, Leonardo. Mam wrażenie, że nic mi nie wychodzi, kiedy jesteś obok - poinformował go, podchodząc ponownie do chłopaka z zażenowaną miną. Zazwyczaj udawało mu się zrobić coś więcej niż podpalić kartkę papieru... - I wolałbym wierzyć, że to ty przynosisz pecha niż że tak bardzo mnie rozpraszasz... - Mrugnął do niego, przygryzając wargę i po chwili dopiero zdając sobie sprawę, że właściwie od początku lekcji z nim flirtował. I kompletnie mu to nie przeszkadzało! Jakby... Flirtowanie z nim kompletnie odbiegało od normalnego z jakąś dziewczyną. Cały czas balansował na granicy prawdy i żartu, więc to nie było tak, że Ezra próbował w jakikolwiek sposób Leonarda oczarować. Słowa w jego ustach same się w taki sposób formowały, a wypowiadanie ich po prostu sprawiało mu przyjemność, więc dlaczego miał się powstrzymywać? Leonardo raczej nie czuł się przez niego "podrywany". Czysto kumplowski flirt, właśnie tak.
kostka: 2
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Nie mógł spotkać się z Ezrą tak po prostu? Pogadać nad piwem (albo soczkiem, bo Krukon przecież alkoholu nie spożywa...), obejrzeć mecz. Oni jednak musieli wyjeżdżać na weekend, rozwalać zajęcia eliksirów, albo dusić się na Obronie Przed Czarną Magią. Leo mógł się bardzo starać tego nie lubić, ale uwielbiał swoją przyjaźń z Ezrą. Gryfon sam nie zwrócił większej uwagi na gwizd Fire - za bardzo skoncentrowany był na podziwianiu tego cudownie złośliwego uśmieszku swojego towarzysza. - Nawet cię nie podejrzewałem o próbę morderstwa... ale wiesz, podobno każdy ma jakieś fetysze czy upodobania... Obserwował Ezrę chyba trochę za bardzo, ale skoro już zwalił go z nóg swoim jestestwem, to nie zamierzał tak tego pozostawić. Skrzywił się lekko, widząc niezadowolenie na twarzy chłopaka po słabym efekcie zaklęcia. Kto by się przejmował lekcjami? Na pewno nie Leo - co widać po czekającym na niego roku powtórkowym. - Musisz brać ze mnie przykład, mi querido. Popisuj się przed kimś, kto ci się podoba. Działa, serio - zwykle w twojej obecności wszystko wychodzi mi lepiej. Ezra nie powinien tak przygryzać wargi, bo Leo ogarnęło zdecydowanie zbyt przyjemne uczucie. Miał wrażenie, że zwykle to raczej on podrywał, a podrywany bywał rzadko. Oparł się zdrowym ramieniem o ścianę, nie odwracając łagodnie rozbawionego spojrzenia od swego rozmówcy. - Jak tam Hostia? - Zapytał, powstrzymując śmiech.
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Leonardo powinien się cieszyć, że Ezra nie był typem osoby, która mogłaby robić zupełnie prozaiczne rzeczy. Ilu miał znajomych do takich spotkań? A ilu takich jak Ezra? - Nekrofilia nie jest jednym z nich... - parsknął śmiechem. Ich rozmowa zaczęła schodzić na naprawdę dziwny tor, biorąc pod uwagę, że znajdowali się w bardzo zatłoczonej klasie. Pochylił się więc w kierunku Leo i zniżył głos, by słowa zostawały tylko pomiędzy nimi. - Tylko w określonych przypadkach byłbym zadowolony, gdyby... mój partner - Uśmiechnął się znacząco, celowo używając formy męskiej - stawał się przy mnie sztywny. Czuł, że jego serce biło trochę szybciej niż normalnie. Gdyby Ezra był dziewczyną pewnie też nie odważyłby się wypowiadać takich słów, więc to, że Leo rzadko bywał podrywany wcale nie było takie dziwne. Być może chodziło tu o wciąż obecny w podświadomości stereotyp, że to chłopak powinien się starać o ukochaną, a nie odwrotnie. No i tu ogromną zaletą było to, że obaj byli płci męskiej! Żaden nie mógł poczuć się pod tym względem zaniedbany. Jednak co za dużo to niezdrowo. Jeszcze jedna taka wypowiedź Leonarda i Ezra cały się rozpłynie i stopi z podłogą! Zamiast tego krytycznie zmarszczył brwi. - Och, czekaj. To co prezentujesz to jesteś ty w lepszej formie? - Zrobił krok w tył w tym samym momencie, kiedy Leo oparł się o ścianę, z łatwością wracając do neutralnego tematu i tonu. Na pytanie o Hostię, sięgnął do kieszeni i wyciągnął zabawkową akromantulę. Czy to nie było zbyt urocze, że Ezra nosił ze sobą prezent od Leo? - Ma się dobrze i chyba wciąż mnie lubi. Chociaż raz, jak się spieszyłem na zajęcia, wydawało mi się, że ją zgubiłem, więc możesz sobie wyobrazić jakiego zawału doznałem. Na szczęście znalazła się cała i zdrowa. - Pogładził ją po miękkim futerku i zaraz schował. Jeszcze brakowało, żeby po wcześniejszym popisie, ktoś go z różową akromantulą zobaczył.
/przepraszam wszystkich, którzy to czytają xDD/
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Może to ich przyjacielskie flirtowanie nie było niczym złym, ale reakcje Leo już chyba tak. Gdy Ezra się do niego pochylił, Gryfon odruchowo wstrzymał oddech. Z kolei słowa Krukona sprawiły, że Vin-Eurico zalała fala gorąca. - Całe szczęście. Nie zniósłbym myśli, że mógłbym nie dać rady cię zaspokoić. To była niesamowita odmiana i Leo musiał przyznać, że ten rodzaj humoru jak najbardziej mu pasował. Obawiał się tylko, że jeśli nie przestaną, to zapomni o tym, że tylko żartują. W ogóle nie pomyślał przy tym wszystkim, że są na lekcji i widzi ich tyle osób... ale Leo już tak miał, że często odstawiał "show" przyciągając uwagę ludzi ze swojego otoczenia, bardziej lub mniej świadomie. - Mhm - jakimś cudem w pierwszej chwili kompletnie nie był w stanie wydusić z siebie nic więcej. Ezra miał gadane i to trzeba mu było przyznać! - Widzisz, ty się śmiejesz... a może być gorzej! - Westchnął tak, jakby jego własne zachowanie było okrutnym utrapieniem. Skinął głową na słowa chłopaka i nie powstrzymał śmiechu, gdy ten wyjął z kieszeni różową zabawkową akromantulę. - Oooo, nosisz prezencik ode mnie zawsze przy sobie? Zaraz się wzruszę...
Też przepraszam. To silniejsze od nas, ok?
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Oboje z profesorem zdawali sobie sprawę z tego, że nie miała żadnego glacialicistusa i że on o tym wiedział. Nikt nie powiedział nic dosłownie, ale też nie próbowali tego przed sobą ukrywać. Nic więc dziwnego, że Ettie trochę się w tym pogubiła i nie specjalnie pamiętała czy zarzucał jej symulowanie czy nie. Zresztą nie to było ważne. Nie miała absolutnie nic przeciwko wyjściu do skrzydła szpitalnego, szczególnie, że znów chciało jej się wymiotować, co zapewne by zrobiła, gdyby tylko miała czym. - Och, to za dużo! – skrzywiła się w złośliwym grymasie – Ja tylko zrobiłam wszystko dobrze! W gruncie rzeczy to nie obchodziły ją oceny – na pewno nie te niesprawiedliwe. Liczył się jej faktyczny stan wiedzy, a tym się nie przejmowała. Wiedziała, że w razie zajścia potrzeby, będzie umiała bronić swoich umiejętności. Carverem gardziła. Obniżanie jej oceny tylko za to, że jej nie lubił było podłe i świadczyło o nim samo za siebie. Ani myślała się tym martwić czy może wkupiać się z powrotem w jego łaski. Wręcz przeciwnie. Odchrząknęła i splunęła mu pod nogi. - Przepraszam – rzuciła bez żalu w głosie – Żółć – wyjaśniła krótko, chociaż oczywiście nie chodziło tylko o pozbycie się z ust ohydnej wydzieliny. Wyjęła różdżkę i niewerbalnie sprzątnęła swojego pluja. Nie musiał tam leżeć – wyraziła już to co chciała. Pozwoliła Fire wziąć się za ramię i wyprowadzić z sali. Odwróciła się jeszcze tylko w połowie drogi do drzwi, złapała wzrok profesora i posłała mu szeroki, impertynencki uśmiech. Profesorze Carver, witamy na froncie.
- Jakbym śmiał nie przyjść na te zajęcia. Przypominam tylko że są to moje ulubione zajęcia jeśli zapomniałaś o tym, może dlatego zrobiłem wyjątek.. nie przypominaj mi o mojej frekwencji. - Mruknął tylko kartkując swoją książkę, kiedy wreszcie zaczęła się faktyczna część lekcji zamienił się w słuch. Słuchał dokładnie co nauczyciel miał do powiedzenia, szczerze mówiąc od pewnego wybryku raczej nie rzucał zaklęcia na żywe istoty.. nawet takie jak te szkarady którymi trzeba było się zająć. Sięgnął po swoją różdżkę i wstał z miejsca, ustawił się nie na przodzie. Był czas, każdy skorzysta więc kiedy tylko nadarzyła się okazja wkroczył w starcie przeciwko Inferiusowi. Sam nie wiedział jak to się stało, jednakże te wielgachne słupy ognia mówią same za siebie że użył odruchowo jakiegoś zaklęcia o którym się uczył. A więc Flamego, robi wrażenie z tej perspektywy jednak chyba najbardziej liczyło się to że poradził sobie z tym potworem. Chyba dzisiaj Slytherin zapunktuje. Wzruszył ramionami i nie obyło się bez krótkiego uśmieszku w stronę Mikkela, coś w stylu: "Zrobiłeś to dobrze, ale ja potrafiłem lepiej". Stanął obok Oriane i odchrząknął mówiąc. - Próbuj, jak widać mi poszło łatwo.. a mimo wszystko to ty jesteś tą mądrą w tym związku. - Uśmiechnął się szeroko i skrzyżował ręce na klatce piersiowej patrząc na poczynania innych osób.
kostka: 6 bonusy: +2 (17 z opcm) razem: 8
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Byłam lekko przyćpana, więc dość pobieżnie wysłuchałam wykładu profesora. o dziwo nie robiąc notatek. Na szczęście wiedziałam co nieco o inferiusach, więc nie było to konieczne. Gdy nadeszła moja kolej na rzucanie zaklęcia wstałam i podeszłam do asystenta nauczyciela (swoją drogą mężczyzna wyglądał jak nastolatek i zawsze zastanawiało mnie co on robi na tym stanowisku) i zabrałam się do czarowania. Nie chciałam jednak wyjść na kretynkę i rzucić jakiegoś Lumos czy innego banalnego zaklęcia, a z racji na moje dzisiejsze nieogarnięcie nie miałam zbyt wiele pomysłów. - Fraxinus avis - powiedziałam w końcu, delikatnie machając różdżką. Pojawił się przede mną świetlisty feniks - nie byłam pewna czy odstraszyłby inferiusa, ale jasność mogłaby chociaż trochę pokrzyżować mu szyki. Asystent nic nie powiedział, a jedynie zawołał następną osobę, więc wróciłam na miejsce lekko zawiedziona.
Kostka: 2 Bonus: +1 (za poprzednie zadanie) +1 (za kuferek - 13 pkt) Razem: 4
Wysłuchał z zainteresowaniem tematu lekcji, choć wiedział już sporo na temat nekromancji, gdyż zdążył przeczytać informacje zawarte w podręczniku. Mimo to profesor jak zawsze opowiadał ciekawie, umiejętnie przekazując wiedzę słuchaczom. Kiedy kazał wszystkim podnieść się z miejsca, chłopak stanął w kolejce, spoglądając z ożywieniem na dwie kukły wielkości człowieka, stojące w rogu sali, które miały imitować inferiusy. Zostały ożywione za pomocą zaklęcia rzuconego przez nauczyciela, a ustawieni w kolejce uczniowie mieli się przed nimi obronić. Bocarter postanowił poskromić je za pomocą ognia, toteż wyciągnął różdżkę, trzymając ją w pogotowiu. Kiedy nadeszła jego kolej na zmierzenie się z kukłami, podniósł rękę dzierżącą różdżkę na wysokość ich słomianych głów i mocnym głosem wypowiedział zaklęcie „Relashio”. Z końca różdżki wprost na kukły wytrysnął słup ognia, sprawiając, że słomiane lalki zaczęły płonąć. Nauczyciel był z niego bardzo zadowolony, toteż przyznał 5 punktów dla jego domu. Chłopak z dumną miną powrócił do swojej ławki.
Zignorowałem uwagę dotyczącą rzucania przeze mnie zaklęć - de facto nauczyciel nie miał nawet dowodu na to, że użyłem jakiegokolwiek uroku, szczególnie po tym jak ktoś zdjął z tego idioty Walkera zaklęcie (słyszałem jego wkurwiający głos). Kątem oka przyglądałem się jednak dyskusji @Aaron B. Carver z @Harriette Wykeham - przerwałem jedynie, gdy asystent nauczyciela zakomunikował mi, że to moja kolej. Podszedłem do mężczyzny i od niechcenia rzuciłem: - Flamego! Z ziemi wzbiły się słupy ognia, za co zostałem nagrodzony przez Reeda pięcioma punktami. Już wracałem na swoje miejsce, gdy zobaczyłem, że Harriette dostała nagłego ataku vomili i obrzygała buty nauczyciela. Z trudem powstrzymałem parsknięcie śmiechem, ale przestało mi być do śmiechu, gdy Carver wyrzucił z klasy dziewczynę (którą finalnie odprowadziła do skrzydła szpitalnego Fire) - od razu się wkurzyłem. Z racji tego, że Etka grała ze mną na pałce, a na dodatek była moim głównym kompanem przy rujnowaniu szkoły czułem się za nią poniekąd odpowiedzialny - była dla mnie trochę jak młodsza siostra. Geny wili sprawiały, że lekka irytacja przerodziła się w złość. - Panie profesorze - powiedziałem gniewnym głosem - To nie fair, że wyrzucił Pan Harriette z klasy, to nie jest jej wina, że się rozchorowała. Pół szkoły ma vomilę po wycieczce do Egiptu. Gryfońskie umiłowanie dla sprawiedliwości nie pozwalało mi pozostawić tej sprawy samej sobie.
Kostka: 3 Bonus za kuferek: 3 (28 punktów)
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Odetchnął płycej, mimowolnie na krótką chwilę zjeżdżając wzrokiem na wargi Leo, a potem wracając do jego oczu. Podczas gdy on ukrywał się za dwuznacznościami, Leonardo nie mógł być już bardziej dosadny, tym samym idąc w tym wszystkim trochę za daleko. Ezra spuścił głowę, otwarcie się śmiejąc. - Ty? Słonko, czy ja wspomniałem, że to ciebie chciałbym jako mojego partnera? - zabrzmiało to trochę szyderczo i protekcjonalnie, ale Ezra nie miał w zamierze ani urazić, ani zawstydzać Leonarda, dlatego zaraz złagodził ton. Nie chciał, żeby przyjaciel nabrał jakiegoś głupiego przekonania, że musi kontrolować swoje wypowiedzi. - To znaczy, jeśli masz ochotę się pod tym względem sprawdzić to proponowałbym jednak wynieść się z lekcji. Trupy trochę niszczą nastrój... Wzruszył lekko ramionami, dając mu wybór. Rzecz jasna tak naprawdę nie proponował Leo żadnych niestosownych rzeczy, nie mniej było w zamku wiele miejsc, w których lepiej możnaby spożytkować czas. - Po prostu za mało masz motywacji... Hm. Czekaj. Jeśli kolejne zaklęcie, którego będziemy się uczyć, pójdzie ci dobrze, zrobię dla ciebie jedną rzecz, obojętnie o co poprosisz. Przysługa nielimitowana czasowo. To już powinna być motywacja. Zgoda? - Wyszczerzył się szeroko. Był gotowy na taką umowę, bo wiedział, że w razie powodzenia Leo nie kazałby mu robić niczego upokarzającego... Prędzej głupiego. Ale na głupie rzeczy Ezra i tak zgadzał się sam z siebie, więc w czym problem? - Zamknij się. Powinno ci to schlebiać, głupku. - Wydął lekko usta, czując jak jego policzki nieznacznie się czerwienią.
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Ezra był raczej specyficzną osobą i Leo musiał przyznać, że czasem zastanawiał się, jakim cudem tak dobrze się dogadują. Krukon bywał zdecydowanie zbyt złośliwy - chociaż Leo miał wrażenie, że przy nim zdarza się to zaskakująco rzadko. Mimo wszystko zawsze tego typu odzywki Clarke'a wybijały go z rytmu. Gryfon był faktycznie bardziej dosadny, ale przy tym też naiwny i pocieszny. Tylko te cechy powstrzymywały go od zirytowania się. - Nie, nie. To ja to zasugerowałem - odparł wesoło. Ciężko było go zawstydzić, poważnie. Był tą osobą, która w dobrym humorze była gotowa zgodzić się na wszystko. Wszelkie wyzwania i głupie pomysły były jego zdaniem czymś fantastycznym, dlatego szybko uodpornił się na "co inni o mnie myślą". Ale i tak ten szyderczy ton trochę go uraził i Leo zdecydowanie przez to (a może raczej dzięki temu?) spoważniał. Na propozycję Ezry niezbyt wiedział jak odpowiedzieć, bo nie był w stanie się domyślić, co chodziło chłopakowi po głowie. - Ominąłem tyle lekcji, że jak wyjdę, to już przesadzę. - W końcu niby wcale nie tracili czasu, nie? Byli na lekcji, uczyli się jak odstraszyć inferiusa... Słabym i jeszcze słabszym płomieniem, ale cóż. Nikt nie mówił, że muszą być z tego przedmiotu dobrzy. - A jeśli mi ono nie wyjdzie? To działa w dwie strony? - Widać było błysk w oku Leo. W temacie wyzwań i zakładów, Ezra trafił w dziesiątkę. Vin-Eurico nie mógł być bardziej chętny, niż już był - i nie chodziło tu wcale o to, że chciał o coś prosić Krukona. Chodziło o sam fakt, że on musiałby prośbę spełnić! I ogólnie o zabawę, cudowną rywalizację i nieziemską motywację. - Właśnie chodzi o to, że bardzo mi to schlebia. - Pokręcił głową z niedowierzaniem. Clarke zawsze się tak uroczo rumienił? Leo odwrócił wzrok, nie chcąc go już bardziej peszyć. Przegadali już chyba pół lekcji, podczas gdy inni dalej walczyli z kukłami.