W tej średniej wielkości klasie znajdującej się na pierwszym piętrze, od lat odbywają się zajęcia z Obrony Przed Czarną Magią. Ze względu na średnie wymiary pomieszczenia, dwa rzędy ławek są stosunkowo blisko siebie ustawione. Nie jest to najlepiej oświetlona klasa. Jednak ściany zdobią różne lampy dające nieco jasności. W rogu pomieszczenia, nieopodal biurka nauczyciela, znajduje się gablota na której można znaleźć wiele nieco poniszczonych już książek dotyczących OPCM.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - OPCM
Wchodzisz do Klasy Obrony Przed Czarną Magią, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Obronę Przed Czarną Magią. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Marco Ramirez oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Aash Al Maleek. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z OPCM i zaklęć można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Jak działa zaklęcie Riddikulus? Na czym się go używa? 2 – Jak bronić się przed dementorem? Opisz działanie odpowiedniego zaklęcia. 3 – Podaj trzy odmiany zaklęcia Protego i opisz każdą z nich. 4 – Podaj trzy sposoby na wykrycie trucizn. 5 – Jak postępować w przypadku natknięcia się na podejrzane, magiczne artefakty? 6 – Wymień trzy zaklęcia niewybaczalne i opisz je.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Obroń się przed zaklęciem Drętwota trzema różnymi zaklęciami defensywnymi. 2 – Znajdź i zneutralizuj trzy pułapki magiczne. 3 – Zastaw dwie pułapki - na człowieka i dowolne stworzenie. 4 – Ukryj się przed członkiem komisji, używając nie więcej niż trzech zaklęć. 5 – Pokonaj trzy boginy. 6 – Używając tylko zaklęć defensywnych, przez dwie minuty nie daj przeciwnikowi do siebie podejść.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - OPCM:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob 6 Wrz 2014 - 17:35, w całości zmieniany 1 raz
Ach, ach! Gdyby tylko wiedziała, co chciałaby jej zaproponować Skyla, chyba rzuciłaby się w jej ramiona i... może nawet by się popłakała z szczęścia? Nieee, na pewno nie. Aż tak źle z nią nie było. Ryczała jedynie pokątnie w dormitorium albo w łazience, więc nie zapowiadało się na zmiany w tymże kierunku. Ale to i lepiej, zniszczyłaby swój jakże ślizgoński wizerunek, a to byłoby skandalem samym w sobie. Niedoczekanie. Tymczasem jednak znudzona oglądała paznokcie, wciąż oczekując zajęć. Wtedy chyba odezwał się w ich kierunku jakiś puchon. Scarlett objechała go niezbyt przychylnym wzrokiem, bo to naprawdę jawny skandal, aby plebs tak bezpośrednio rozdziawiał gębę do elity. A może nie gadał do niej? Tak wolała założyć, aby się dodatkowo nie zdenerwować. Powinien był wiedzieć, iż to majestat wybiera, z kim chce konwersować, a nie takie szaraczki! Jak dobrze, że w miarę szybko pojawiła się Quinley! Od razu zrobiło jej się trochę raźniej, kiedy uświadomiła sobie, iż nie jest jedyną ślizgonką na zajęciach. - Hej - powiedziała do niej, uśmiechając się nawet. - Świetnie wyglądasz - skomentowała, przejeżdżając spojrzeniem zielonych tęczówek po całej osobie przyjaciółki. Hoho, co ją tak wzięło na komplementy? Nie no, czasem można. - Ale obawiam się, że trafiłyśmy na OPCM - skwitowała pytanie Skyli. Ona osobiście wolałaby iść na pokaz mody. Ale jej wrodzona ambicja na to nie pozwoliła. Dlatego stanęła w kolejce, jak nakazał nauczyciel. Tyle wysłuchała z jego gadki-szmatki. - Siem Laik, Jude - odezwała się jeszcze do puchonki, na której widok zawsze miała ochotę na imprezę i jakiś mocno powalony odlot. Dziwne? Zapewne! Jednakże o mało nie udaławiła się ze śmiechu, kiedy różdżka rzeczonej puchonki wyleciała w powietrze, a ta została cała ubrudzona na czarno. Hmmm, pomimo, iż ją lubiła, to ciężko było u niej z empatią. Właśnie takie podłe miała serduszko, że musiała to wyśmiać w głos, smuteczek. Sama w końcu stanęła przed szafą, będąc przekonana, że jak nie zabije bogina zaklęciem, to na pewno uda jej się to zrobić rozbawieniem. Kimże był jej bogin? Jak łatwo się domyślić, była to ona - gruba, brzydka, biedna i samotna. Na szczęście sprawnie się z tą wizją rozprawiła i zadowolona odeszła na bok, robiąc miejsce innym i przyglądając się ich zmaganiom. Póki co nie miała nic lepszego do roboty.
Urszulek natychmiast się rozpromienił słysząc, że Dahlia chętnie poszuka z Ulką chowającego się podobno kilka kondygnacji niżej - ptaka. Jakież to ekscytujące! - Koniecznie! Wiesz, rzekomo wygląda jak ptak Dodo! – powiedziała ucieszona unosząc ramionka. Szybko jednak jakiś życzliwy głos w jej głowie przypomniał jej, że Dahlia nie wychowała się tak jak Ulka i można nie znać mugolskich nazw ptaków. – Wiesz co to, prawda? – zawahała się. Jednak szybko jej uwagę odwrócił początek lekcji. Kolejny szok. Więc w szafie nie ma chochlików? Lekki zawód był dostrzegalny na Puchońskiej, rumianej buzi. Litwinka posłusznie ustawiła się w rządku, żeby stawić czoło stworzeniu-które-nie-jest-chochlikiem-niestety i zaczęła ślamazarnie przerzucać rzeczy w torbie w poszukiwaniu różdżki. Drgnęła słysząc dźwięk, który jak się okazało było śmiercią różdżki Jude i znakiem, że kolej Ulki jest coraz bliższa. Wychyliła się z kolejki, żeby spojrzeć nie biedną Puchonkę, która zaraz została ewakuowana przez Laika. Zmartwienie Ulki nawet nie zdążyło się rozwinąć, kiedy ją i bogina przestał dzielić ostatni uczeń. Ekhem. Stanęła właściwie jak ta sierotka Marysia przed widmem i jakoś tak nieswojo się poczuła, wiedząc, że zaraz zobaczy coś bardzo... bardzo nie fajnego, a nawet nie wiedziała co. Po chwili przed oczami stanął jej łosoś. To znaczy... nie miotająca się po podłodze ryba, tylko duże, unoszące się w powietrzu i groźnie pożerające ją, chwilowo tylko wzrokiem rybsko. Dziewczę pisnęło z wcale nie udawanym, jak mogłoby się wydawać, przerażeniem. Bogin wyraźnie zaczerpnął tą scenę z jednego z wielu Ulkowych koszmarów, które nawiedzały ją niegdyś co noc, po pewnym incydencie nad rzeką, kiedy wybrała się z ojcem i rodzeństwem na ryby. Nie wnikajmy. W każdym razie wróżbitka mizernie uniosła trzęsącą się rękę i skierowała różdżkę na łososia. - Riddiculus – pisnęła, kiedy ogarniało ją coraz większe przerażenie, że czar się nie uda, a ona będzie dalej musiała patrzeć na te ucieleśnienie zła i grozy. Zamknęła oczy i pomyślała o czymś miłym, o misiu, o misiu i miodzie. A ryba przeszła natychmiastową transformację w małego, bezbronnego dziedźwiadka, zlizującego miodek z łapki. Ledwo powstrzymała się żeby nie podbiec i go nie przytulić – był tak rozbrajająco słodki, ale wiedziała, że za nią stoi jeszcze kilku nieszczęśników. Tak też odeszła kilka kroków w tył, trzymając za nich kciuki.
Jeszcze przez dłuższą chwilę patrzył na Dahlię, zanim zorientował się, że znów ktoś go zaczepił i od kilku minut prowadził monolog, którego Christian miał słuchać. - Tak, masz rację... - Paplał do kumpla, który chyba nie zamierzał przestać na zwykłym: "u mnie w porządku". No co się dzieje? Przecież Christianowi nie wolno się zwierzać, kiedy wpatruje się w swój obiekt uczuć i zastanawia się nad sensem swojego istnienia... Dlatego uciszył kolegę jednym ruchem dłoni wskazując palcem na profesora, który zamierzał mówić do młodzieży... Zabawne... Serio boginy? Jakże uroczo się składało. Naprawdę miał na to ochotę dzisiaj... Na zrobienie czegoś prostego dla odmiany. Dla siebie... Pewnie dlatego stanął gdzieś w środku kolejki i obserwował, jak dziewczyny sobie radziły ze stworami, które zazwyczaj przedstawiały je w odsłonie xxxxl, co prawda był bardzo ciekawy bogina Dahlii, ale chyba się nie składało na to, by dziewczyna chciała się znaleźć blisko zadania... Zatem Chris skupił się cały w sobie i stanął oko w oko ze stworzeniem, które chyba nie przypominało niczego konkretnego... To był tylko wymysł... Christian wiedział, co oznacza ten wymysł i czemu przyjął dzisiaj taką formę... Kiedy czytał o tym znaku, to był symbol strat... Straty wszystkiego, począwszy od dóbr materialnych, po to duchowe, po ukochane osoby... Uśmiechnął się lekko nie wierząc w to, że naprawdę to go przerażało najbardziej... - Riddiculus... - Rzucił beznamiętnie i po chwili pozbył się goryczy, która zbierała się w jego sercu. Dla odmiany zobaczył teraz kolorową kulkę, która eksplodowała na sto różnych sposobów w różnych kształtach. Skinął profesorowi, że dziś już podziękuję za zajęcia... Potem odnalazł wzrokiem Slater, do której posłał uspokajające spojrzenie: "poradzisz sobie", a po chwili opuścił salę... Od tak.
[zakończenie tematu.]
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
Huan z markotną miną ustawił się przed szafą i wyciągnął różdżkę.Lepiej miec to z głowy. Gdy szafa została otwarta, wysunęła się z niej czarna peleryna, grubości około pół cala. Śmierciotula. Brr. - Riddiculus!-Zamknął oczy i pomyślał o czymś miłym.Stworzenie zmieniło się w obrus. Różowy. Szczerze mówiąc to nie miał za bardzo pomysłów, a raczej użył tego, co nasunęło mu się pierwsze na myśl. Zwyczajnie nie chciał patrzeć na to coś zbyt długo. Uff.... nienawidził tego. Przeszl go zimny dreszcz ale miał to już z głowy odszedł kilka kroków w tył, trzymając za kciuki za reszte uczniow.
Ostatnio zmieniony przez Huan Bedau dnia Nie 3 Mar 2013 - 8:18, w całości zmieniany 1 raz
Na komplement Skyla odpowiedziała lekkim uśmiechem. - Wiem. - ehehehe, ta skromność! - Ale ty też! Tylko... jesteś pewna, że nie chcesz jednak, aby twoje włosy wyglądały jak tęcza? - zapytała, bo przecież nie wiadomo, czy od ostatniego razu się coś zmieniło. Może Scarlett jednak zapragnęła zamienić swoje blond włosy w grzywę godną najrzadszego gatunku jednorożca? Warto było przecież zapytać! Saunders była przecież tak barwną osobą, taką fajną przyjaciółką! Dlaczego, ktoś taki jak ona, nie chciałby mieć takich pięknych włosów? Tego Sky często nie potrafiła zrozumieć - taka Scarlett wciąż zostawała przy blondzie, a taka Adha, wróg publiczny numer jeden warto zaznaczyć, kolor zmieniała nie rzadziej niż sama Skyla, ech. Szkoda gadać. - Chyyba na to wygląda... - westchnęła teatralnie, ustawiając się w kolejce za innymi. Wizja konfrontacji z boginem jakoś nieszczególnie napawała ją lękiem. Z miną ukazującą, iż batalie jej kolegów i koleżanek nudzą ją okropnie (kiedy tej puchonce wypadła różdżka, Sky tylko wywróciła oczami), dotarła na początek kolejki. Uch, chciała mieć to za sobą, a później pobiec po Olliego i dalej próbować rozwiązywać konflikty obrazów oraz portretów. Wreszcie stanęła przed szafą, a kiedy drzwi się otworzyły, ukazała się jej ona sama, tylko, że w wersji czarno-białej. I cóż, była prawie pewna, że nic nie zdoła wyprowadzić jej z równowagi, a tu taka niespodzianka - aż zaklęcia zapomniała! Jak to szło? Eee? - Redullso? Eee... Redumblo? - wymachiwała różdżką, ale czarno-biała Sky wciąż tam była. Koszmar. W akcie desperacji, ślizgonka odwróciła się za siebie, szukając pomocy. Odszukała wzrokiem Scarlett, która na całe szczęście jeszcze nie opuściła klasy - ona wydawała jej się jedyną osobą, która potrafiłaby zrozumieć sytuację. Na Salazara, czarno-biała Skyla... tak, to chyba była tragedia.
No cóż, Scarlett również się uśmiechnęła, bo też wiedziała, iż wspaniale wygląda. Ale z nich są uprzejme ślizgonki, hoho, kto by pomyślał! Jednak jak wiadomo, to byli sami swoi, więc można być czasem miłym i wspaniałym dla siebie. Ale oczywiście też w granicach rozsądku. - Nie chcę, aby wyglądały jak tęcza. Blond jest ładny, wszyscy myślą, że jestem głupia, a tu potem niespodzianeczka - odpowiedziała na jej pytanie, uśmiechając się nieco krzywo. Obserowała z boku zmagania wszystkich, skinęła gdzieś w międzyczasie głową odchodzącemu Chrisowi, który w zasadzie i tak jej nawet nie zauważył. Jakaś tam puchonka ją zadziwiła, nie tyle co swoim boginem, który, nie ukrywajmy, ale był dziwaczny, co swoim opanowaniem i umiejętnością pozbywania się bogina. Jednakże nie zamierzała poświęcać jej więcej czasu niż to wymagane minimum. Dlatego oparła się ramieniem o ścianę, zakładając ręce na piersi i patrząc, iż kolejnemu puchonowi się udało. To musi być fart, bo to niemożliwe aż, że nie trzęsą majtami z przerażenia na widok swoich najskrytszych lęków! Wzrok zatrzymała jednak na dłużej dopiero na Skyli, która to miała dosyć interesującą wersję bogina. Spodziewała się raczej jakiegoś martwego Olliego czy coś... no ale widocznie wszyscy ślizgoni mają fisia na swoim punkcie. A jeszcze bardziej się zdziwiła, kiedy Quinley zapomniała o zaklęciu! Aż tak się wystraszyła swojej czarno-białej wersji? Cóż, Saunders uśmiechnęła się nieco ironicznie i specjalnie przedłużała moment, aby przyjaciółka pobała się jeszcze trochę dłużej. - Riddiculus - podpowiedziała jej ostatecznie. No, niech zna jej dobre serduszko! Ten jeden jedyny raz. Nie no, Skyla jest kochana, pomoże jej jak będzie trzeba, o.
Czy ona wiedziała, co to ptak dodo? Hmmmm. Zamyśliła się na moment, wciąż trochę zwisając z biednej Urszulki. Ale na szczęście za chwilę miała już się od niej odczepić, bo puchonka, a potem gryfonka, miały spróbować swoich sił w starciu przeciwko boginom. Jaki skutek? To wszystko po reklamach! - Tak, Patty mi mówiła - odparła ostatecznie, zasmucając się na krótką chwilę. Biedna pani Johnson, nie żyje już, a Dahlii jej trochę brakowało... Co prawda Slater teraz jest w Hogwarcie, ma dużo innych osób, które są dla niej podporą, ale nikt nie zastąpi Patty. Nigdy. Obserwowała spokojnie zmagania reszty uczniów i... jednego studenta. Na którego tak naprawdę gapiła się najwięcej, ale cicho, nikt nie musi wiedzieć! I zrobiło jej się trochę żal Jude, że ta jej różdżka tak eksplodowała... a potem Shiver się na nią spojrzał tak jakoś dziwnie i sobie poszedł, a Jackson z Laikową też się zmyły i ogólnie robiło się pustawo. Bo owszem, była dobra duszyczka Skyla, ale nie mogły się za bardzo tak ze sobą afiszować w tejże postaci Dahlii. Ach, trudne życie nastolatki. Pogratulowała Ulce, która bezproblemowo rozprawiła się z wielgachną rybą, a potem sama stanęła w kolejce, czekając, aż ślizgonka przed nią również pokona swój lęk! A przynajmniej w głębi duszy jej kibicowała. Niestety, ta najpierw zapomniała zaklęcia, a potem jej różdżka wyleciała w powietrze... ok, Slater z pewnością by się wystraszyła, gdyby nie to, iż była przecież hardą gryfonką, ot co! Dlatego kiedy przyszła pora na nią, również stanęła oko w oko ze swym największym koszmarem, czyli... cóż, jej bogin nie miał określonego kształtu. Był przerażający i pusty zarazem. Jakaś szara masa. Jednak Dahlia podświadomie wychwyciła, co to takiego - samotność. Bezkresna, obezwładniająca samotność. Wysysała z niej wszystko prawie jak dementor. Dlatego gryfonka przełknęła głośno ślinę, wycelowała różdżkę, by ostatecznie pomylić zaklęcie, a magiczny patyk uległ destrukcji, zostawiając ciemne ślady na ręce i twarzy. Rozkosznie! Strach nie został pokonany, choć podchodząc do Litwinówny nie mogła przestać się śmiać. - Wyglądam jak błotoryj! - pisnęła, ledwo powstrzymując się przed płaczem ze śmiechu. Dopiero po dłuższej chwili się opanowała. A wtedy skupiła się mocno na swoim wyglądzie. Przegrupowanie komórek i... Slater była jak nowa. Ot, zaleta metamorfomagii. Choć możliwe, że miała może nos krótszy bądź dłuższy o parę milimetrów i tak dalej, ale to normalne, aż tak dokładna nie była w swych wyobrażeniach.
Lekcja jakoś mijała. Uśmiechnęła się tylko do chłopaka, który był w szatach puchońskich. Nastała jej kolej do zadania. Była praktycznie jedną z ostatnich osób, które miały przed sobą zadanie do wykonania. Była lekko nerwowa. I jakie zaklęcia miała rzucić w tę szafę? Riddiculus? I jeszcze pomyśleć o czymś śmiesznym. Ta, o czymś wesołym. Podeszła do szafy która się otworzyła i sama była ciekawa co może z niej wyskoczyć. I po chwili pojawiła się duży pająk a naszą Alice zamurowało i nie wiedziała co zrobić. Duży potworny pająk stoi praktycznie przed nią i czeka. Ktoś tam krzyknął aby wypowiedziała zaklęcia. -Riddiculus-powiedziała dobitnie i pająk zaczął się kurczyć.
Evelyn lekko zamyślonym wzrokiem obserwowała ludzi wchodzących, a nawet i kilka wychodzących z klasy. Rozpoznała kilka znajomych twarzyczek, między innymi Ulkę, którą mocno wyściskała oraz Dahlię i Laika, którym posłała jeden ze swoich promiennych uśmiechów. Były tu też osobniki, które znała tylko z widzenia, a nawet i w tłumie ujrzała gdzieś tą szlachcianą ślizgonkę, z którą walczyła ostatnio na zaklęciach. Miała nadzieję, że tym razem obejdzie się par..jak znowu miałaby walczyć z kimś tak aroganckim..pff. Jej dalsze rozmyślania przerwał głos nauczyciela, który w końcu oznajmił im, co będą wyczyniać z tą szafą stojącą na środku. Bogin..zapowiada się cudownie. Już chyba lepsze są te pojedynki.. No bo widzicie, nasza Evka wprost nie znosi tych stworzeń, można by powiedzieć, że trochę ją przerażają. Nie, nie było tak od zawsze..tylko od owego wypadku sprzed kilku lat, który na zawsze odmienił jej stosunek do tych istot. Na zawsze. Nie myśl o tym Evelyn..to się już zdarzyło. Ta rzecz należy do przeszłości i już się więcej nie wydarzy.. Przynajmniej taką żywiła nadzieję od tamtego czasu. Wzięła głęboki wdech, by się uspokoić, po czym potrząsnęła lekko głową, by odgonić od siebie te nieprzyjemne myśli. Totalnie nie pasowały one do jej wesolutkiego image'u, dlatego trzeba to szybko zmienić. Przybrała na twarz swój zwyczajny uśmiech, po czym wychyliła się z kolejki. Gdzieś tam na przodzie ujrzała swego kuzyna, któremu to zadanie nadzwyczaj szybko poszło. No tak, ale jak jemu mogło się nie udać ? to przecież krukon. Pomachała do niego ręką, gdy wychodził. Zaraz będzie jej kolej..gdy w końcu stojącej przed nią gryfonce ( Możliwe, że gdzieś jej się przewinęła w pokoju wspólnym, ona przeceiż zawsze wszystko widzi, hihi) udało się rozgromić bogina, nadeszła ta długo wyczekiwana chwila. Wyjęła różdżkę i już uspokojona stanęła przed szafą. Ale gdy tylko jej drzwiczki się otworzyły..znowu się zaczęło. Gdy zobaczyła tą kreaturę na własne oczy, znwou zaczęło jej się przypominać. Stała jak wryta. Nie mogła się ruszyć. Nic powiedzieć. W końcu jakiś głosik z jej głowy powiedział : Weź się w garść Eve ! robiłaś już gorsze rzeczy ! no dalej ! Przywoła się więc szybko do porządku, a następnie gdzieś z tyłu dobiegł ją głos podpowiadający jej formułkę. Czyżby to była Ulka? albo Lao ? musi im później podziękować. - Riddiculus- powiedziała nieco poewniej, celując swoją różdzką w boginka. Pomyślała sobie o wielkim żelkowym miśku, w który mógłby się zamienić..aż chciałoby się go teraz zjeść ! mniam... Odeszła na bok, robiąc miejsce innym uczniom. Udało się ! No i git.
Faktycznie, może i ślizgoni mieli kota na swoim punkcie... Jednakże, tę czarno-białą Skylę można rozumieć na tyyyle sposobów! Kto wie, może według pokręconej logiki Sky, gdyby nie mogła odróżnić się od innych wyglądem, nie wyróżniałaby się też charakterem? Nie poznałaby się bliżej z Olliem, a co za tym idzie, nie byliby razem? Nie, naprawdę, bez kolorów Fryderyk Donnie Turkusowy I nie byłby turkusowy i na pewno straciłby posłuch wśród innych motyli, zostałby zdetronizowany i wybuchałby motyla rewolucja... i z tego wywodu wynika, że świat w czarno-białych barwach byłby okropny, jednorożce od zwykłych koni odróżniałby tylko ten róg (kolorowe grzywy i takie tam), a Sky cierpiałaby niemiłosiernie, nie mogąc wybrać między truskawkowym, a porzeczkowym, które prawdę mówiąc się dla mnie niczym nie różnią, ale dla takiej Sky to na pewno były tak inne, jak inne od siebie były czarny z białym. Odchodząc od tych górnolotnych rozmyślań, powrócę do Quinley, która zamiast riddiculus, usłyszała coś na kształt rebfisulius, ale to przecież oczywiście nie jej wina, to ten Ramirez tak skutecznie potrafił uspokoić uczniów, że wszystko przeżywało erę chaosu i krzyku! W końcu Sky nabrała powietrza i rzuciła to feralne zaklęcie, co zaowocowało wybuchem jej różdżki. Smuteczek, a tak ją lubiła! I niestety nie udało zamienić jej się czarno białej wersji samej siebie w motylki, czy ptaszki, ech. Ustąpiła, więc miejsca następnej osobie, a sama podeszła do Scarlett, co rusz potrząsając głową, aby strzepać z niej popiół po zniszczonej różdżce.
Oczywiście, że nie mogła brać udziału w całej lekcji od początku do końca! To, że przyszła wcześniej nadrobiła tym, że... Przysnęła... Oparła się bokiem o ścianę i czekając na innych uczniów po prostu odpłynęła. Galopowała brzegiem morza na swoim cudownym Angliku, ale zamieszanie w klasie w końcu zmusiło ją do otworzenia oczu. Rozejrzała się przecierając zaspane oczy. No proszę! Wygląda na to, że lekcja powoli dobiegała końca, ponieważ kolejni uczniowie wychodzili z klasy. Nawet nie zdążyła się z nimi przywitać! Natychmiast zerwała się z ławki, żeby nauczyciel przypadkiem nie zauważył, że spokojnie sobie drzemała. Wygrzebała różdżkę z torby i podeszła do szafy z nadzieją, że pamięta zaklęcie. Drzwi otworzyły się, a przed nią pojawił się Ultrasil. W pierwszej chwili strasznie się ucieszyła z tego widoku, jednak zaraz zorientowała się, że coś jest nie tak. Noga... Jego prawa, tylna noga była widocznie złamana. Dla konia oznaczało to tylko jedno... Przerażona wyciągnęła różdżkę przed siebie. - Riddiculus! - Krzyknęła wyobrażając sobie swojego gniadosza z kolorowym rogiem na głowie i ze świecącymi skrzydełkami rodem z mugolskiej bajki "My Little Pony", któą oglądała w dzieciństwie. Bogin zniknął, a Issie odetchnęła z ulgą. Będzie musiała wysłać sowę do dziadków i zapytać, czy wszystko u Ulka w porządku.
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
Puchon w końcu się ocknął, wziął swoją książke ktorą zostawił gdzies z boku,pospiesznie wyszedł z sali. Musiał koneicznie odwiedzić bibliotekę, aby uzupełnic notatki na temat poznanych zaklęć i przypomnieć sobie te, które już zna. - Powiedział uśmiechnięty po czym ruszył w stronę wyjścia z klasy... -Do widzenia - Odparł serdecznie do nauczyciela po czym zniknął za drzwiami klasy
Skwapliwie Saunders zgodziła się na spotkanie, choć tak naprawdę to ona je zaproponowała. Ale to nic. Nie od dziś przecież uwielbiała wywracać wszystko do góry nogami, zwalając winę na innych. Ona zawsze była niewinna, a kto śmiał twierdzić inaczej, był po prostu zazdrosnym palantem. Takie to oto motto przyświecało jej niemalże od zawsze i nic w tej kwestii się nie zmieniło. Jedynie była starsza, ale wcale nie znaczy, że mądrzejsza. Wewnętrznie jakiś głosik mówił, jej, że źle robi. Ale hej, miała swoje potrzeby. A to, że Wilkie gdzieś zniknął i nie raczył jej o tym nawet powiedzieć to... to jego wina, ot co. Nie powinien mieć do niej żadnych pretensji. Dlatego starała się uciszyć ów natrętny głos, sugerujący ewidentnie, że powinna mieć wyrzuty sumienia, bo robi źle. Awcależebonie. O. W krótkiej, obcisłej sukience, lekkiej kurteczce, cielistych rajstopkach (chyba już przywykła do swej wielkiej blizny na udzie po ataku akromantuli) i butach na obcasie, przyszła do sali. Wcale nie była taka nieuczęszczana i w ogóle. Casper coś ściemniał jak zwykle. Pokręciła z niezadowoleniem swoją blond główką, która tym razem była ozdobiona wieloma spiralkami włosów. Ostatnio chodziła tylko w wyprostowanych, czemu więc tym razem nie pokusić się o coś innego? Przemierzała długość sali pomiędzy ławkami, robiąc hałas stukaniem obcasów. Minęła biurko nauczyciela, by podejść do gabloty znajdującej się w rogu pomieszczenia. Otworzyła ją, by spojrzeć po grzbietach książek. No tak, nic dziwnego, że same tomy o OPCM. Jednak jedna o dziwo ją całkiem zainteresowała, dlatego sięgnęła po nią i otworzyła na pierwszej stronie, by zacząć czytać.
Był taką chodzącą cholerą rzygającą własną osobą i stosunkiem, który miał do ludzi. Jak na Ślizgona przystało widział tylko czubek własnego nosa i akceptował tylko swój system wartości, albo jego brak. Ogólnie do ludzi nic nie miał, nawet szacunku... Każda panna to była, albo panna, albo jakiś szit niewarty uwagi. A chłopcy? Albo kumple, albo geje. Był nietolerancyjny. Nie widział w sensu mizianiu się za pałki. Ale najwidoczniej niektórzy nie lubili się trzymać za ręce, więc trzymali się za coś innego podczas spacerów. Cholera, jaki on chamski. Chrząknął biegnąc przez kolejne korytarze zatrzymany przez nauczycielkę, która od dwóch tygodni nie widziała go na swoich zajęciach... Teraz w głowie przeszukał listę, kto ostatnio umarł w jego rodzinie i z kwaśną miną wyjaśnił, że jego matka popadła w depresję po stracie ukochanej siostry i potrzebowała wsparcia. Udzieliła mu się zła atmosfera i bardzo to przeżył... I po tej bajce zanotował sobie w myślach, że na drugi raz musi przyjść i zaliczyć jakieś sprawdziany. Normalnie zaliczyłby kogoś innego, albo coś, ale była za mało atrakcyjna...
Zbiegł z ostatniego piętra i pogrzał dalej, już teraz bez zahamowań. Serio nie znosił, kiedy ludzie zatrzymywali go, kiedy miał swój cel. A cel był jeden i miał na imię Scartlett, przynajmniej dzisiejszego wieczora. Uśmiechnął się delikatnie sam do siebie zastanawiając się czy ta rozgrzewka dobrze wpłynie na ich krążenie krwi... Gdzie ta klasa do opcm? Już tu? Na dole? To dobrze... Tu zwolnił i zaczął podążać nonszalanckim krokiem spodziewając się, że zaraz ujrzy swojego anioła... A jakże. Stała tam w rogu i czytała jedną z książek. A on oparł się o framugę drzwi i patrzył na nią nieco podniecony jej wyglądem. Była taka piękna.. Egzotyczniejsza od tych Puchonek i lepsza w łóżku. To nie ulegało wątpliwości. Popatrzył na nią nie mogąc się nasycić i wreszcie odezwał się: - Pieprzymy się ostro czy trochę zwolnimy dla przyjemności? - Zaśmiał się i zaczął iść w jej kierunku po drodze wiedząc już, gdzie chciałby ulokować dłonie... Położył je na jej ramionach, aby jedną dłonią zjechać po plecach i zatrzymać ją na tyłku SMS... Cały Kacper.
Książka jednak nie bya tak fascynująca, jak mogłoby się dziewczynie zdawać, dlatego westchnęła ciężko i już miała ją odkładać na miejsce, kiedy do środka z impetem wpadł nie kto inny, jak Casper. Cóż, nie da się ukryć, iż to właśnie na niego czekała. Uśmiechnęła się pod nosem, jednak ślizgon nie mógł tego widzieć, bo był po pierwsze za daleko, a po drugie stała do niego tyło-bokiem, o ile takie określenie w ogóle istnieje, ale chyba nawet nie. Nieważne. Wiadomo, o co chodzi! Zapewne gdyby poczuła czyjś dotyk na sobie, wzdrygnęłaby się z powodu niespodzianki. Jednak tym razem mogła się na to psychicznie przygotować, albowiem zajęło mu chwilę, aby się znaleźć przy Scarlett. Nie zareagowała też na jego rękę na jej tyłku, całkiem normalna sprawa. Zresztą, na Merlina, widzieli siebie nago już tyle razy, że chyba nic nie mieli przed sobą do ukrycia, czy do wstydzenia się w jakikolwiek spokój. No i należy mieć na uwadze, iż sama Saunders do najbojaźliwszych dziewcząt nie należała. No, przynajmniej pod tym względem. Zastanowiła się chwilę nad jego pytaniem, spokojnie odkładając książkę na uprzednio zajmowaną półkę. Ciężko jej było określić, na jakie tempo ma właściwie ochotę. Bo tak naprawdę to biedna była tak bardzo zaniedbywana, że chyba zadowoliłaby się wszystkim! Ale do tego się oczywiście na głos nie przyzna, bez przesady. Zamiast tego odwróciła się do Villiersa przodem, zarzucając swoje ręce na jego szyję i patrząc mu prosto w oczy. No, zadzierając głowę do góry, oczywiście. - Och, uwielbiam te twoje maniery - rzuciła ironicznie, po czym przegryzła dolną wargę. - Zaskocz mnie - dodała na zakończenie, będąc ciekawa, czy rzeczywiście Casper przejmie inicjatywę. A może to ona powinna dziś rządzić? Hmmm, zobaczymy w następnej rundzie!
Zaśmiał się patrząc na nią... Faktycznie znał jej ciało bardzo dobrze. Może zbyt dobrze... Ale jednak dobrze czuł się z nią, w niej, przy niej, na niej, pod nią, obok... Cholera... Ile pozycji... I to wszystko to dopiero początek listy. Tyle w tym seksu, opieki, namiętności, desperackiej potrzeby drugiego człowieka... Delikatnie przyciągnął ją do siebie zatrzymując ręce na jej tyłku, który ścisnął i przysunął do siebie, aby poczuła bezpośrednio to co wzburzy do powstania. Już niedługo, nie? Choć w jego przypadku nie wolno mówić o miłości to niezaprzeczalnym faktem było to, że wobec każdej swojej partnerki żywił uczucie pożądania... I teraz również tak było... Czując narastanie przyspieszonego oddechu delikatnie zamknął jej usta w pocałunku, aby delikatnie przesunąć się z nią oprzeć ją o nauczycielskie biurko, na którym niewątpliwie ktoś ostatnio postawił mu 'zadowalający'... Czas zobrazować zatem tę ocenę podbijając ją o dwa stopnie na 'wybitny'... Ależ on był chamski. Uśmiechnął się lekko odrywając od niej. - Chyba nie tylko to we mnie uwielbiasz. - Wtrącił zanim zdecydował się wcisnąć dłoń pod jej spódniczkę i zatrzymać ją tam na dłuższy czas, aby po chwili pomóc ja podciągnąć nieco do góry... Oczywiście nie mógł zapomnieć o ściągnięciu kurteczki, która ładnie prezentowała się na podłodze. Wręcz idealnie... - Oj Sms... Chyba dawno mnie nie czułaś. - Zauważył może sam nieco zdziwiony tym faktem, ale przecież zawsze można temu zaradzić, nadrobić zaległości... Choć na drodze miała mu stać jeszcze jej garderobą to uniósł ją delikatnie, aby usadzić ja na biurku i stąd napierać na nią całym, kacprowym ciężarem. Po drodze dotykając ją i drażniąc jej narządy... Wszelkie części ciała. Uwielbiał tę zabawę... Prawa ręka, która wędrowała do tylnego zamka sukienki szybkim ruchem rozpięła go i pozwoliła mu na odgięcie materiału, który odsłonił jeszcze bardziej dekolt dziewczyny, na którym złożył pocałunek przekształcony w malinkę... Ach.
Uśmiechnęła się lekko, kiedy ją do siebie przyciągnął i ścisnął za pośladki. Zazwyczaj był cholernie nieokiełznany, ale to właśnie w nim lubiła. Bez zbędnych ceregieli, gadek-szmatek i innych niepotrzebnych bzdur. Czysta fizyczność, prawda? A to, że czasem bywała o niego zazdrosna, to przecież nieprawda, pfff. Przecież ona też może mieć każdego! I teraz tego pragnęła, bo była baaardzo zaniedbana. Ech, tak nie można. Oddajesz się jednej osobie, która się na ciebie wypina, nie powiedziawszy słowa na pożegnanie. A Saunders tak absurdalnie mocno pragnęła jakiegoś uczucia. I się zawiodła. Czy to było więc tego warte? Chyba lepiej pieprzyć się po kątach z kim popadnie, przynajmniej jest przyjemnie. I bez zranionego serduszka. A zazdrość można szybko zniszczyć! Zdjęła ręce z jego szyi, by złożyć je na biodrach, a potem ostatecznie wsunąć pod jego koszulkę i delikatnie masować klatkę piersiową. Przy okazji oddawała też żarliwie pocałunek, jakim ją obdarzył. Poczuła przyjemne ciepło pożądania, którego w zasadzie nie czuła już od dawien dawna. Ech ta monogamia! - Nie bądź tego taki pewien - rzuciła, kiedy oderwali się na chwilę od siebie i zmrużyła oczy. Postanowiła nie pozostawać dłużna i ostatecznie zdjęła z niego koszulkę, by móc podziwiać jego nagi tors. A potem dziwnym trafem rączki z jego ramion zjechały na plecy, a potem na pośladki, pod spodnie i bokserki. No cóż, miał fajny tyłek, choć oczywiście nie tak fajny jak Scarlett, nie oszukujmy się. Jej nikt nie dorównuje. Przynajmniej tak ona twierdzi. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, kiedy wylądowała na biurku, ale sama nie przestawała pieścić jego tylnej części ciała. Jęknęła cicho z przyjemności, kiedy ten pocałował ją w dekolt, a ona sama postanowiła zdjąć ze swych stóp szpilki, które z głuchym łoskotem uderzyły o ziemię. Cóż, łatwiej się będzie ściągać rajstopki, hehe. I na zakończenie tej sceny, objęła Casperka nogami, odchylając się nieco do tyłu. Nie, nie odpowiedziała nic na jego ostatnie słowa, bo to była po prostu prawda. Tęskniła. Bardzo. Ale do tego by się akurat nie przyznała.
Kompletnie nie rozumiał, kto by się w ogóle miał przejmować takimi sprawami, jak uczucia... Na co to komu potrzebne? Zniżki w sklepach ludzie za to mieli? Czy może żyli o sto lat dłużej? Albo wyglądali seksowniej? Beznadzieja. Związki są dla frajerów, którzy nie umieją dogadać się z dziewczynami i znajdą jedną ofiarę i pukają ją na prawo i lewo... Kretyni. W życiu Casperka to się dopiero działo. Tu fajt, tu hejt, tu seks i znowu seks... Ale żeby to z jedną partnerką! On był niemożliwy. On po prostu miał mieć każdą... SMS była jedną z tych osób, których nie chciał nikomu oddać jednocześnie nie składając jej żadnej deklaracji. Nie dość, że była genialna w łóżku to miała coś w sobie, co go do niej ciągnęło, ale o tym nie mówimy głośno. Bo jeszcze zacznie frajersko mówić mu o miłości i oboje się porzygają. Ble. Zaraz po tym pociągnął zębami za materiał stanika i rozpinając go z tyłu ręką... W ten sposób całkowicie go ściągnął z ciała dziewczyny i obserwował ją już prawie nagą wobec niego... On też odwdzięczał się jej dobrymi widokami biorąc pod uwagę klatkę piersiową pokrytą tysiącem tatuaży, które nie były bohomazami, mogła na niego liczyć! Miała na co patrzeć! Uśmiechnął się do niej leciutko i musnął ją w jedną pierś, a potem drugą... Wrócił do pierwszej i delikatnie się do niej przyssał czując, jak staje się ona dla niego otwartą krainą rozkoszy... Nawet nie zauważył kiedy lewa dłoń wskoczyła pod sukienkę i zaczęła się pozbywać rajstop SMS, które wydawały się teraz zbędnym elementem tego ubioru... Chyba specjalnie nałożyła na siebie tyle przeszkód, żeby miał się czym pobawić. Traktował to jako rozgrzewkę. Naparł na nią mocniej i przez chwilę patrzył jej prosto w oczy... Wtedy odrzucił rajstopki do tyłu i znów zbliżył do swoich spodni, w których już coś się działo... Działo się dla niej i z jej powodu... Śmiejąc się zdążył odpowiedzieć: - Hmm... Chciałabyś mi coś powiedzieć na ten temat kochanie? - Zapytał i zaczął uśmiechać się do niej szeroko powolnymi ruchami zsuwając sukienkę... Nie ukrywajmy, że pozostawił jej tylko majtki.
Związki w zasadzie nie były potrzebne, kiedy chcesz być niezależnym. Gorzej, kiedy chcesz zbudować z kimś głębszą relację, a nie możesz, bo nie masz z kim. Nie masz się komu wypłakać, wygadać, przytulić... niby od tego są przyjaciele, ale w przyjaźń też trzeba się zaangażować. Po prostu zależy, kto czego potrzebuje. Bo jeżeli jedynie do szczęścia potrzebujesz niezobowiązujących schadzek w różnych, ciekawych miejscach, to oczywiste, że wyznawać nikomu miłości nie będziesz! I choć Scarlett wiedziała, że jest jedną z wielu w życiu Caspra, to mimo wszystko godziła się na to, sądząc naiwnie, że może kiedyś uda jej się go zatrzymać przy sobie na dłużej. Bo skoro nie udawał po jednej przygodzie z nią, że jej nie zna, to chyba już jakiś sukces, prawda? Ale Saunders miała to do siebie, że w każdym romansie doszukiwała się czegoś więcej, nie wiadomo jak wielkiej miłości, nawet, gdy potrzebowała jedynie seksu. A potem piła zrozpaczona, że wszystko układało się nie tak, jak powinno. I próbowała ze sobą skończyć, z marnymi skutkami! Ach, fatalna, toksyczna logika owej ślizgonki przyprawia o ból głowy. Tymczasem zaś korzystała z chwili, która... o tak, była cholernie przyjemna. Uśmiechała się wciąż uroczo, kiedy ją rozbierał. Nie przerywała masowania jego pośladków, uznając je za wyjątkowo seksowne i fajne! Jednak kiedy Villiers zabrał się za jej piersi, machinalnie uniosła dłonie na jego plecy, by tam zacisnąć je dosyć mocno. Myślę, że chłopak mógł poczuć lekkie wbijanie się paznokci w jego skórę. Sama Scarlett zaś przegryzła wargę, czując ogromne ciepło rozchodzące się po jej ciele. Oj tak, była bardzo zaniedbana! Oczywiście ułatwiła mu ściąganie z siebie rajstop oraz sukienki, jest przecież przykładną uczennicą. Sama zaś zabrała rączki z jego pleców na kroczę chłopaka, by je wpierw ładnie pogłaskać, a potem rozpiąć guzik i rozporek w spodniach. Ale niestety, nie umiała dozować emocji, albowiem ściągnęła za jednym zamachem zarówno spodnie, jak i bokserki. I zrobiła wyjątkowo zadowoloną minę, widząc, cóż się pod spodem kryło. Nie, zdecydowanie nie chciała już nic mówić na ten temat! Chyba jej mimika mówiła więcej niż tysiąc słów. Niczym Rafaello.
Nie znał kobiety, z którą byłoby mu niedobrze. Zawsze potrafił je zaspokoić... Doprowadzić do krawędzi zmysłów, gdzie kierowały się już tylko pożądaniem... One wszystkie były, jak kwiaty... Szkoda, że było ich mnogo jak na łące. Nie był z siebie dumny, nigdy sam siebie nie podziwiał, ale akceptował to co się z nim działo... To coś nowego... Czemu nie chciał zostawić Scarlett? Dlatego, że się w niej zakochiwał? Przecież Casper nie umiał kochać, więc o co chodzi. Skąd te wszystkie motylki w brzuchu u frajerstwa, które wydawało pieniądze na czekoladki w kształcie serc. Dokąd ta młodzież zmierza? On przecież był ponadto... SMS była dobra w łóżku, potrafiła grać w jego grę i była świadoma, że to nie ten typ, który obieca dwójkę dzieci i dom z ogródkiem. Ona też chyba nie była dziewczyną, która chciałaby słuchać takich obietnic... Te myśli teraz nie występowały w głowie Villiersa. On miał teraz inne zajęcia. Kierował się zaspokojeniem jej. Pokazaniem tego, czego jej brakowało. Obejmował ją całą. Nie chciał stracić nawet milimetra tego, co mógł teraz brać całe... Pozbywał się opakowania... Po chwili była całkowicie naga... Podobnie, jak on... Uśmiechnął się do niej lekko i delikatnie przejechał językiem wokół jej piersi, a potem delikatnie dmuchał na nie gorącym oddechem... Wreszcie, kiedy pobudził je wystarczająco zszedł do niższych partii ciała... Obcałowując okolice poniżej pępka... Widział to, jak na niego reagowała... Poczuł, jak wbijała paznokcie w jego ciało, ale nie przeszkadzało mu to. To był tak, jakby język ich zdarzeń... A więc wszystko, co mogłoby się teraz zdarzyć już przeżywali. Tylko dziwne było to, że dziś jakby trochę inaczej... W tym akcie pieszczenia jej zrezygnował z szybkiego pieprzenia i zdecydowanym ruchem ujął jej drobne ciało skupiając się na całowaniu jej i pobudzaniu... Chciał ją słyszeć, odczuwać... Być w niej. Ale jeszcze nie teraz. Jeszcze nie była gotowa. Ta cisza nie była niczym złym. Była nawet bardzo wymowna. Krzyczała za nich... Przyspieszone oddechy, jakby zaczęły się synchronizować.
Cóż, tak naprawdę to mało osób widziało o tej lepszej stronie Scarlett - wrażliwej, uczuciowej i wiernej. Nie afiszowała się z tym, a wręcz przeciwnie - to było coś, co trzeba ukrywać! Coś, czego należy się wstydzić! Bo przecież ona jest niezależna, wyprana z emocji i twarda, a nie jakąś ofiarą losu. Taką miała opinię, choć oczywiście ta była dużo mniej wybredna i pochlebna. Jednakże nie zamierzała tego w żaden sposób roztrząsać - nieważne co mówią, byleby mówili! Dziś targała nią jedynie namiętność i pożądanie. Ostatnie wzniosłe uczucia żywiła do Twycrossa, który ją zostawił bez słowa, jednocześnie zamykając serduszko ślizgonki na wszelakie spusty. Co z tego, że pomimo wszystko wciąż się łudziła, że będzie jej dane doświadczyć jakiegoś głębszego uczucia... Ona również go obejmowała. Rękoma, a nawet nogami w pasie, ściskając mocno. Jakby się bała, że zaraz jej gdzieś ucieknie. Niby wiedziała, że tu chodzi tylko o fizyczność i przyjemność, ale chyba jednocześnie przywiązywała się do swoich "kochanków" w ten czy inny sposób. I lubiła z nim być, chociaż spędzali czas dosyć prozaicznie i płytko. Nieważne. I tak uwielbiała jego ciało, dotyk, zapach, oddech na swojej skórze... tak, jej serce przyspieszyło jeszcze bardziej, zaczęła też intensywniej i głośniej oddychać, czując, że nie może się doczekać tego, co Casper usilnie odwlekał. To było dziwne, bo zazwyczaj załatwiali sprawę krótko, acz intensywnie. Spodobało jej się jednak to, iż ślizgon wkładał w to więcej uczucia aniżeli swojego popędu seksualnego. Coraz mocniej zaciskała ręce na jego plecach, by potem je jednak zabrać na tors, który usilnie masowała, przegryzając jednocześnie usta. Podobało jej się, bez dwóch zdań! Choć starała się, aby nie było widać, iż jest spragniona pieszczot i seksu samego w sobie. Wierność, kiedy facet miał ją w dupie i nawet się nie odzywał, ewidentnie źle na nią działała.
Czasem trzeba zadbać o kobietę... Nawet jeśli nie jest bezpośrednio Twoja... Caspra jarała jeszcze bardziej Scarlett, kiedy zorientował się, że zdradzała swojego chłopaka, który się zmył i raczej nie zamierzał wracać... I dobrze. Niech patrzy. Casper zawsze na straży, on już zaraz ją zaspokoi i zaprowadzi na krawędź. A tamten niech sobie tkwi w czarnej dupie... Casper za nim drzwi zamknie... Ulala... Powrócił do zwiedzania jej ciała pocałunkami i dłońmi... A potem? Zmierzył ją wzrokiem bacząc czy oby była gotowa. Jeśli nie? Jeśli nie to będzie jeszcze ostrzej. Na ostro. Jak zawsze dla nich. Przyjmowali siebie tylko bez granic, bez żadnych gościnnych czułości, więc nic dziwnego, że bez uprzedzenia wszedł w nią i zaczął przyglądając się jej ciało jeszcze z większą uwagą... Pieścił ją i szybko się w niej poruszał. Czas nadszedł, by się przy nim rozpadła i przeżyła coś o co tak bardzo zabiegali oboje i na czym im tak bardzo zależało... Pomrukiwał cicho jej imię wypowiadając je z uwagą, aby nie stracić żadnej sylaby, aby wiedziała, że nie myli jej z żadną inną partnerką... Nadal czuł jej wbijając paznokcie się w jego ciało... Hm... Ta brutalność jeszcze bardziej go podniecała... No cóż. Cała Scarlett stanowiła dla niego prezent od losu na dzisiejszy wieczór... Złapał ją mocniej za biodra rozstępując sobie drogę jeszcze bardziej, mocniej, intensywniej... Taki czas, taka karma, taki seks... Taki im dobrze, nie? - Moja Scarlettt... - Pomrukiwał cicho czując ją... Było mu dobrze, a jej zapach delikatnie drażnił jego nozdrza... Może to już nie był jej zapach, ale ich? Wspólna kombinacja splecionych ciał? Rozczochrane włosy dziewczyny domagały się jeszcze większej troski, więc wtargnął w nie dłońmi z brutalnością... Pieprzyli się z pewną nieznaną jeszcze intensywnością.
Z jednej strony Scarlett gdyby znała myśli Villiersa, chyba by go rozszarpała. Z drugiej zaś była mu wdzięczna za to, co się tu teraz działo. Brakowało jej tego. Jakkolwiek dziwacznie to nie brzmi. No cóż, niektórzy nie należą do grzecznych czy też niesamowicie intelektualnych person. Saunders owszem, miała głowę na karku, ale przyświecały jej takie beznadziejne wartości, że włos się jeżył niektórym na głowie. Typowe dla hedonistów i lekkoduchów, a taka właśnie była nasza tutaj blondynka. Ale miała gdzieś opinie innych, robiła to, co jej w danym momencie pasowało i to było najważniejsze. Ślizgonka również obdarzała go pieszczotami. Nie tylko jego plecy czy tors były masowane, ale również pośladki. Przycisnęła go do siebie nogami jeszcze bardziej, mocniej oplatając je wokół jego bioder. Nietrudno się domyślić, że pragnęła w tej chwili jednego. I kiedy to dostała, wygięła się do tyłu w łuk, jęknąwszy głośno. Ich ciała podskakiwały, robiąc niemały hałas, szczególnie, iż biurko nie było pierwszej nowości i skrzypiało okrutnie, nie wspominając już o dudnieniu spowodowanym szybkimi ruchami osób znajdujących się na nim. Dodatkowo klasę wypełniały szybkie oddechy oraz stękania, robiące się w pewnym momencie tak głośne, że kto wie, czy nie było ich słychać za drzwiami? No ale cóż, Scarlett nie ograniczała się z tym za bardzo. Nawet fakt, iż każdy mógł w każdej chwili tu wparować, nie miał większego znaczenia. Był nawet całkiem podniecający! Zsynchronizowała ruch swoich bioder wraz z gestami ślizgona, drapiąc jednocześnie jego plecy, a pewnym momencie zaczęła nawet wgryzać się w jego ramię, by być choć odrobinę ciszej. Jednakże na próżno, za bardzo jej się podobało! A szepty Caspra dodatkowo ją nakręcały, choć zdawało jej się to bardzo dziwne... "moja"? No ale nie zamierzała tego teraz roztrząsać!
Uśmiechnął się lekko zastanawiając się dokąd ich to wszystko zaprowadzi. Wiedział, że manipulował nią słowami i wcale mu to nie przeszkadzało. Dzięki temu to co robili było jeszcze bardziej intensywniejsze i hoho... Piękne... Nawet lepsze niż to ostatnie z jakąś Gryffonką. Najwidoczniej musi zrobić ranking i po prostu wyselekcjonować najlepsze jednostki... Ale później się tym zajmie, teraz faktycznie musi skończyć to co zaczął, aby delikatnie... Cholera jasna! Nie zabezpieczyli się! O jasny gwint! Cholera jasna! Czajnik, prześcieradło, porodówka! Boże! Junior Villiers powstaje? LOolololol. Boże, zatrzymaj świat... Ale to było tuż po tym, jak Casper finiszował w niej, całkowicie oddając w posiadanie swoje ciało dla niej i ciesząc się nią... Kiedy delikatnie w niej dochodził i wprost krzyczał jej imię... No ładnie... Jeszcze ją pieścił i delikatnie przytulał... Cicho szeptał jej imię, czując jak jej ciało się pod nim napina... Szczytowali razem... To prawda. Meble były bardzo stare i w ten sposób to jeszcze bardziej go podjarało... Jeśli wiecie o czym mówię. Podniecała go myśl, że to wszystko może prysnąć... Co prawda nie spodziewał się tu gości, ale pomimo wszystko... - Jesteś genialna Scarlett... - Skomplementował ją kończąc swoje dojście, czując, że opada z sił, ale stać go jeszcze na kilka akcji... Wszystko dla niej... To w tej chwili zorientował się, że poniosło go, a mugolskie zabezpieczenie pozostało tam na dole... W spodniach, które pałętały się po zimnej podłodze... Ale o tym jeszcze jej nie mówił... Zachowywał się cicho upojony chwilą, delikatnie całował ją i błądził dłońmi po jej ciele... Zataczając koła opuszkami palców... Miał nadzieję, że jej nie łaskotał, choć jej chichot zawsze łagodził jego uszy...
Hm, może Scarlett też powinna pomyśleć o jakimś rankingu? Cóż, na razie zdecydowanie o tym nie myślała, poddając się totalnie chwili. Która była niesamowicie przyjemna, co było zresztą widać i przede wszystkim słychać. W ogóle było iście baśniowo, doszli razem, w tym samym czasie! To się dopiero nazywa symbioza. Czy coś takiego. Wygięła się znów, by jęknąć po raz ostatni, a potem uśmiechnęła się szeroko. Próbowała uspokoić swoje ciało, bicie swojego serca, które tłukło się w klatce piersiowej jak oszalałe. Nie myślała o czymś takim jak zabezpiecznie, bardzo frywolnie zresztą. Najwyżej wypije odpowiedni eliksir i po sprawie. Bo zapewne zaraz się skapnie, że chyba nie było tego podniosłego momentu zabezpieczania się. I nieee, żadnych Villiersów juniorów, akysz! - Wiem - odparła, z typową dla siebie pewnością, ale jednocześnie było to dosyć zadziornym stwierdzeniem, ponieważ wciąż się uśmiechała. Przy okazji smyrała Caspra po plecach, zastanawiając się co się stało, że okazuje jej tyle czułości? Coś się zmieniło w ich relacjach? Raczej sądziła, że skończy i zacznie się ubierać, a tu takie coś! W każdym razie oczywiście odwzajemniała pocałunek, czując, jak jest jej teraz naprawdę przyjemnie. Nie żeby wcześniej jej nie było, oczywiście!
Hm. Ciekawe czemu nie chciała małego Villiersa. To na pewno byłby uroczy chłopiec, a połączenie ich charakterów stworzyłoby człowieka idealnego. Ale trudno. Kiedyś poruszą tę kwestię i będzie dobra zabawa... Teraz jeszcze trwała pewna chwila, którą niektórzy nazywają uniesieniem... Uśmiechnął się lekko do niej i teraz powoli z niej wyszedł czując jeszcze przez chwilę drżenie jej ciała... W tej ciszy zaczął odnajdywać bieliznę i ubierać się całkiem powoli szukając wzrokiem koszulki czy czegoś... Hm. Urocza sytuacja. Ale za to: 'włosy po seksie' pasowało Scarlett o czym na razie nie mówił. Przyglądał się temu, jak trwała naga jeszcze siedząc na biurku... Kiedy udało się mu już wciągnąć spodnie na tyłek podszedł do SMS i skradł jej pocałunek jeszcze raz delikatnie przejeżdżając dłonią po jej ciele, przy czym napastliwie ścisnął jej piersi... Nie jego wina, że dziewczyna była seksowna. W sumie to niczyja wina, to walor... To zdecydowana zaleta, którą każdy doceniał... - Jesteś genialna i pewna siebie. - Mrugnął do niej podtrzymując temat... Co to za zabawna historia, że teraz mu się wydawało, że to wszystko zaraz pryśnie... Ale to nic. Zaspokoił ją i wiedział, że teraz długo na jego widok będzie czuła tą sytuację z biurka... W sumie mogliby postawić sobie za cel zaliczenie wszystkich klas łącznie z gabinetem dyrektora. To by było niezłe... Zastanawiał się czy powinien jej to zaproponować, acz na razie nie zdradzał swoich planów... Tak, jakby chciał to chyba zachować dla siebie... NA RAZIE.