Jest to jedno z wyjątkowych pomieszczeń Hogwartu. Jeśli przyjdziesz tu zimą, możesz mieć... lato! Jego wyjątkowość polega na tym, że - używając odpowiedniego zaklęcia - można zmienić porę roku. Na ścianie, naprzeciw wejścia, wypisane są cztery czary, każdy dotyczący innej pory roku.
Ver factus - wiosna Aestate Fieri - lato Autumno Fieri - jesień Hieme Fieri – zima
Rzucone odpowiednio zaklęcie zmienią pogodę na charakterystyczną dla danej pory roku. Zimą może spaść śnieg, jesienią drzewa zgubią liście, wiosną zrobi się cieplej i zaczną kwitnąć kwiaty, a latem będzie upał. Oczywiście można też trafić na burze, zamiecie, deszcze, gradobicia... Wszystko zależy od szczęścia! Warto jednak spróbować, jeśli z utęsknieniem czeka się na ulubioną ćwiartkę roku.
Nie miała pojęcia, jaki dokładnie żartowniś postanowił, że to będzie niesamowicie śmieszne, tak śpiewać do siebie bez żadnego sensu, ale w pewnym sensie było to też dobre ćwiczenie. Dzięki temu sprawdzała, na ile jest w stanie się skupić, jak daleko może dotrzeć, nim jej myśli rozlecą się gdzieś po drodze, nim okaże się, że nawet proste zaklęcie jest w stanie stracić na mocy, bo w jej głowie będzie zawodzić żałośnie Celestyna, której nikt nie powstrzyma! Czuła się nieco oszołomiona, ale nie zamierzała się poddawać, chwyciła zatem mocniej talerz, by skoncentrować się na nim, odpowiednio poruszyć ręką i dotknąć końcem różdżki naczynia, jednocześnie wypowiadając niewerbalne renevo, które postanowiło z całą mocą nadać talerzowi jego dawny, cudowny kolor i nawet kwiatki na nowo się pokolorowały, co mocno rozbawiło Brandon, bo wyglądało na to, że w to wszystko włożyła aż nazbyt dużo wyobraźni i serca! Liczyło się jednak widać było, że talerz teraz lśni! - Skup się, skup się, będziesz żył jak król - odpowiedziała Violi, jednocześnie unosząc lekko brwi, a później zaśmiała się rozbawiona, bo to jednak było coś komicznego, to wszystko, co właśnie się dookoła nich działo. Cały czas rozmawiały sobie tekstami piosenek, a jednak - rozumiały się. Potrafiły przekazać sobie chyba to, o co im chodziło, choć przecież wydawało się to niesamowicie dziwne. Na pewno jednak nie było nudne, tego Victoria powiedzieć nie mogła, a im dalej w las, tym lepiej się bawiła, ot co!
III post nauki
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Strauss byłaby nawet skłonna stwierdzić, że był to efekt jakiegoś zaklęcia czarnomagicznego choć faktycznie nie znała żadnej klątwy, która mogłaby spowodować coś takiego. Może to był taki czar Marleigh i Celestyny? O potężne wiedźmy, których uroku ciężko si pozbyć. Chyba jedynie mogła przeczekać ten durny efekt, licząc na to, że sam minie z czasem. Spojrzała jedynie na Victorię, która rzuciła tekst odnośnie życia. Oczywiście, że Violetta musiała podłapać tę linijkę i dorzucić od siebie coś z repertuaru Hazelton. W o wiele bardziej pesymistycznej wersji, bo jakby nie patrzeć to jednak nie należała do wielkich optymistek. - Życie, kochanie, trwa tyle co taniec: fandango, bolero, be-bop. - niezwykle piękna sentencja, która zapewne na długo pozostanie w sercu Brandon. Co do tego nie było wątpliwości. Brunetka po raz kolejny wytężyła swój umysł, starając się sobie wyobrazić zabrudzony talerz w jego dawnej świetności i przywrócić mu ten stan. Odpowiedni ruch różdżką, skupienie się na niewerbalnej formule zaklęcia i faktycznie efekt się pojawił. Nie był on zjawiskowy, ale chociaż z nieco rozmazanym wzorem i kilkoma rysami talerz wyglądał prawie jak nowy. Oby tylko szło jej tak dalej.
Nie szło im aż tak tragicznie, ale Victoria musiała przyznać, że do wielkiego sukcesu było jeszcze daleko, nie było zresztą sensu oszukiwać się w tym temacie. Zamierzała oczywiście ćwiczyć dalej, chociaż ich śpiewne wstawki nieco jej przeszkadzały, a im dalej to szło, tym bardziej miała ochotę tańczyć i zachowywać się, jakby uczestniczyły w jakimś wiejskim festynie. To dopiero było męczące! Starała się jednak zachować twarz, bo nie chciała skończyć jak jakaś wariatka, aczkolwiek musiała przyznać, że śpiewająca Strauss była niesamowicie zabawna. Podejrzewała, że ona również zachowuje się równie irracjonalnie i gdyby ktoś teraz je obserwował, bez dwóch zdań turlałby się po ziemi, zastanawiając się, o co im dokładnie chodzi. - Jest czas na kochanie, na pracę i na sen - oznajmiła na to, wyraźnie zachęcając swoją koleżankę do tego, by się nie poddawała i dalej walczyła z tą przebrzydłą transmutacją, żeby naprawdę poszło jej dobrze i było coraz lepiej i lepiej. Mocno wierzyła w to, że Strauss da radę, więc starała się jej kibicować. Zaraz też wzięła głębszy oddech, ale przypomniała sobie, że nie rzuci zaklęcia normalnie, bo przecież zaraz znowu wyśpiewa coś o magii, bo Celestyna i takie piosenki miała, więc sięgnęła prędko po kolejny talerz i zamachała nad nim różdżką, po czym wymówiła w myślach renevo, skupiając się na tym, by pozbawić naczynie przebarwień, jakie pojawiło się tam nie wiadomo skąd. To był pierwszy etap jej działania, na razie starała się wybarwić talerz do jego dawnego koloru, co całkiem jej się udało, teraz trzeba było jeszcze kombinować dalej.
IV post nauki
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Mogło być zdecydowanie lepiej, ale i tak nie było już źle. Jeszcze trochę musiały się natrudzić nad tym, by jakoś to wszystko im wyszło. Zwłaszcza Strauss, która z transmutacją nie radziła sobie aż tak dobrze choć była zdecydowanie na dobrej drodze. Choć czasami trudno było zachować skupienie i powagę, gdy słyszało się teksty Celestyny... i odruchowo odpowiadało się na niego linijkami z piosenek Marleigh. - W sumie nie jest źle, no bo cóż: ręce sprawne mam i parę nóg - skomentowała swoje wyczyny, bo faktycznie jeszcze nic nie udało jej się uszkodzić ani wysadzić. To chyba znaczyło, że coraz lepiej sobie radziła z transmą. Przez chwilę zastanawiała się, co jeszcze mogłaby zrobić, aby przywrócić talerz do swojego prawowitego wyglądu. To jej w sumie o czymś przypomniało. Wcześniej o tym nie pomyślała, ale ćwiczenia z Victorią przypomniały jej o tajemniczej kulce, którą znalazła w archiwum w czasie lekcji z Loulou. Dotychczas nie wiedziała do czego on może służyć ani czym może być, ale nie próbowała użyć na nim zaklęcia transmutacyjnego. Sięgnęła ręką do kieszeni szaty, gdzie wciąż tkwiła srebrna kulka, czekająca tylko na to, aż Strauss nagle olśni. Zanim jednak spróbowała coś wykombinować rzuciła raz jeszcze niewerbalne Renevo, starając się odrestaurować jeden z talerzy. I poszło jej naprawdę nieźle. Kolory stały się żywsze i wyglądały jak nowe, a wszelkie rysy i pęknięcia zniknęły z powierzchni. Dopiero wtedy skupiła się na swoim wcześniejszym znalezisku. Postanowiła na nim użyć niewerbalnego Disclore, aby odkryć czy przypadkiem nie był to jakiś interesujący przedmiot zaklęty przy pomocy transmutacji w zwyczajną kulkę.
Uśmiechnęła się lekko do swojej współlokatorki, której, zdaje się, szło coraz lepiej, a przynajmniej tak jej się wydawało, po czym poruszyła różdżką, z której sypnęły się kolorowe gwiazdki, jakby nie mogła się już doczekać dalszych czarów. Victoria odchrząknęła, chcąc powiedzieć coś o tym, że warto byłoby ćwiczyć dalej, w końcu było dość wczas i jeszcze mało zrobiły, a skończyło się na tym, że znowu uraczyła dziewczynę uwagą wyśpiewaną dzięki niezapomnianym tekstom Celestyny: - Biec muszę biec na koniec świata. - Westchnęła ciężko, bo pod pewnymi względami robiło się to męczące, a ponieważ nie do końca umiała się powstrzymać i chcąc niejako wyjaśnić swoją myśl, powiedzieć, że chce dalej ćwiczyć, dorzuciła dalszy ciąg tej samej piosenki oznajmiając radośnie - Jak promień światła pokonać mur - co właściwie zgadzało się z jej zamiarami pokazania, że transmutacja nie jest dla niej żadną tajemnicą, ale naprawdę mogłaby to zrobić bez tego wszystkiego, co z siebie wyrzucała. Zmarszczyła lekko brwi, kiedy zobaczyła, że Viola bierze się za coś nowego i popatrzyła na nią niepewnie, ale nie chciała jej przeszkadzać, skoncentrowała się zatem na odnowieniu kolejnych talerzy, w które uparcie posyłała niewerbalne renevo, koncentrując się na tym, by zastawa odzyskiwała swój dawny blask. Miała być czysta, gładka, bez rys. Krukonka koncentrowała się również na tym, by talerze na nowo otrzymały swoje wzorki, może nie nazbyt eleganckie i efektowne, ale cóż - to nie jej wina, że kiedyś się tam znajdowały, prawda? Ciekawie zerkała jednak na to, co robi również Viola, więc była pewna, że będzie musiała wprowadzać w swojej pracy pewne zmiany i korekty.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Sro 17 Cze 2020 - 1:23, w całości zmieniany 1 raz
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Wyglądało na to, że użyte przez nią na kulce Disclore faktycznie zadziałało i już po chwili mogła podziwiać szereg zmian zachodzących w przedmiocie, który w końcu wyewoluował w przepiękny model smoka. I to taki, którego jeszcze nigdy nie widziała. Chyba trafiła jej się edycja limitowana. Nic tylko się cieszyć. Dlatego też z uśmiechem wyciągnęła dłoń do swojego nowego nabytku, by czule pogłaskać go po łuskach. Śpiewawszy niezastąpioną Marleigh bo jakżeby inaczej! - Trzeba mi wielkiej psoty, trzeba mi psoty, hej! Na wszystkie moje tęsknoty, ochoty duszy mej - wyrzuciła z siebie, zajmując się swoim nowiutkim przyjacielem. Zaraz jednak oprzytomniała, bo jednak miały tutaj coś do zrobienia. Dlatego zamiast kontynuować śpiew i tańce ze smokami po raz kolejny skupiła się na znajdującym się przed nią talerzu, by w końcu wykonać nad nim odpowiedni ruch różdżką i niewerbalnie rzucić na niego Renevo. Wyglądało na to, że zyskała wprawę, bo tym razem wyglądał on niczym świeżo ściągnięty ze sklepowej wystawy. Calutki i nowiutki.
Victoria zerkała na to, co robi jej koleżanka i pewnie właśnie dlatego nie mogła do końca skupić się na zaklęciach, była jednak ciekawa tego, co za chwilę się wydarzy i kiedy Viola otrzymała niewielki model nieznanego jej smoka, aż zamrugała. Ha, tego to na pewno się nie spodziewała, chciała nawet zapytać, skąd to właściwie ma i co może z tym zrobić, ale oczywiście, nie była w stanie, bo w głowie miała jedynie Celestynę, która nie zamierzała przestawać do niej, na nieszczęście, mówić. Nic zatem dziwnego, że chcąc powiedzieć Violi, co o tym wszystkim myślała, rzuciła całkiem znamienne: - Widziałam w twoich oczach tamten blask - chociaż ta piosenka nie miała nic wspólnego z tym, co właśnie się działo i w ogóle trudno byłoby się do niej odnosić w chwili obecnej, ale widać, nie mogła trafić na nic innego, co dobrze by do niej przemawiało! Tak czy siak, odetchnęła głęboko, pokiwała głową i stuknęła znowu różdżką w talerz. - Czekałeś na ten dzień tyle lat, ruszaj z nami, z wątłymi marzeniami - powiedziała na to, by przypomnieć dziewczynie, co właściwie tutaj robiły i co zamierzały dalej robić, więc zaraz wzięła się za ponowne rzucanie renevo, by zastawa wróciła jednak do dawnego blasku, którego nie dało się w żaden sposób ukryć. Kolor stał się przejrzysty i piękny, jak za dawnych czasów, a rysy zaczęły powoli, zgodnie z wolą Victorii, znikać z trzymanego przez nią talerza.
VI post nauki
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Może lepiej było nie wnikać w to skąd ma tę magiczną kulkę. Albo raczej w okoliczności w jakich ją znalazła, bo to już była zupełnie inna historia, którą nie powinna dzielić się z panią prefekt. Z drugiej strony prawo nie działa wstecz także raczej nie ukarze jej za coś, co zrobiła wcześniej, ale nie została na tym przyłapana, prawda? Przynajmniej miejmy taką nadzieję. Wyrwiszpon usadowił się na jej ramieniu, a Violetta podrapała go jeszcze przy pyszczku, spoglądając przy okazji na swoją towarzyszkę, która wydawała się być naprawdę zainteresowana małym smoczkiem. W końcu jak mogłaby nie być skoro był taki uroczy, prawda? No, ale nie była teraz pora, by się nad nim rozczulać. Powinna skupić się przede wszystkim na czarowaniu. Dlatego po raz kolejny uniosła różdżkę nad jeden z talerzy i niewerbalnie rzuciła na niego Renevo, obserwując zbawienne skutki zaklęcia, które sprawiło, że kolorowe wzory na brzegach naczynia odżyły dawnymi barwami, a wszelkie uszczerbki jakich doznał talerz w przeciągu wielu lat swojego użytkowania po prostu zniknęły. - Ech mała, nie szalej. Za testem goni test. Takie życie, mała, takie jest - odśpiewała jej, gdy tylko dotarła do niej uwaga odnośnie marzeń. Chwilowo jedynym o czym mogły marzyć były dobre oceny na egzaminach, a do tego z pewnością trzeba było się przyłożyć.
Oczywiście, że była zafascynowana! Jeśli dobrze kojarzyła, to takiego modelu smoka jeszcze nie widziała, co czyniło go z miejsca wyjątkowym. Nie chciała jednak teraz wpadać między wódkę a zakąskę, doszła zatem do wniosku, że o smoka zapyta już w dormitorium, wieczorem, kiedy będą miały na to wszystko więcej czasu. Teraz w końcu miały na głowie zdecydowanie inne zajęcia. - Ważne jest to, o czym nie wiem to co się wydarzyć ma - odpowiedziała jej na to śpiewnie, jasno sugerując, że teraz najważniejsze faktycznie są egzaminy i skupienie się na nich, co w pewnym sensie robiły! W końcu ten trening, ta nauka, to też było ważne i właściwie była przekonana o tym, że dzięki temu o wiele lepiej pójdzie im z transmutacją! Nie musiały ćwiczyć niesamowitej liczby zaklęć na jeden raz, wystarczyło, że koncentrowały się na jednym i dawały sobie z nim radę, bo w końcu właśnie to czyniło mistrza, czyż nie? Renevo spłynęło zaraz prosto z jej różdżki, z jej umysły, na wyszczerbiony talerz, przez który biegła głęboka rysa wskazująca jasno na to, że jeszcze chwila i ten element zastawy po prostu pęknie. Dzięki jej zabiegowi proces ten został jednak wyraźnie odwrócony, cięcie znikało, a zniszczone brzegi wygładzały się. Do tego również barwa stawała się o wiele żywsza, co bardzo ją cieszyło, aż skinęła z zadowoleniem głową. Widać nieustanne powtarzanie tego samego dawało naprawdę dobre efekty!
VII post nauki
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Kiedy tylko wrócą do dormitorium to z pewnością będą miały wystarczająco wiele czasu, aby móc się nacieszyć widokiem rzadkiego i wyjątkowego smoka. W końcu z pewnością w końcu poruszą ten temat, bo jako dwie interesujące się praktycznie wszystkim Krukonki z pewnością za jakiś czas będą rozmawiały o smokach. Tym bardziej biorąc pod uwagę zbliżające się egzaminy. Z takim przekrzykiwaniem czy raczej prześpiewywaniem się tekstami piosenek ze zwykłej pogawędki dosyć łatwo mogły przejść na tematy niemalże filozoficzne. - To, co wczoraj straciłeś, jutro los odda ci bowiem czas, czas wszystko zmienia - odpowiedziała nieco tajemniczo. W zasadzie sama nie wiedziała skąd brały jej się niektóre teksty i czemu z nich korzystała. Chyba był to efekt jakiejś dziwnej klątwy lub po prostu czegoś w tym stylu. Miała tylko nadzieję, że nie będzie to trwało zbyt długo i niedługo będzie mogła wrócić do normalnych rozmów bez rzucania Marleigh na prawo i lewo. Zamiast jednak na jakże pokrętnej mowie skupiła się przede wszystkim na zadaniu, które wciąż ją czekało. Spojrzała na jeden z leżących przed nią talerzy i po raz kolejny machnęła różdżką w odpowiedni sposób, który opisany był przy Renevo w jednym z podręczników transmutacji, który czytała jakiś czas temu. Zaklęcie oczywiście zadziałało. Rysy zniknęły, kolory odżyły, wracając do swojej dawnej świetności i naczynie wydało się od razu dużo nowsze i... czystsze. Chyba naprawdę nie szło jej aż tak źle z tą transmą.
Egzaminy były bardzo, ale to bardzo blisko i Victoria podejrzewała, że lada dzień zaczną po prostu bardzo intensywnie wszystko powtarzać, zaczną się zagłębiać we wszystkie możliwe tematy i nie będzie dało się ich już powstrzymać, bo w końcu od samego początku walczyły o swoją edukację, dobre oceny i pokazanie, że nadają się do czegoś więcej niż inni. Były niesamowicie ambitne, więc nawet jeśli dla Victorii opieka nad magicznymi stworzeniami nie była jakoś niesamowicie fascynująca, to kwestia tego rzadkiego smoka była już czymś zupełnie innym! W końcu takie rzeczy były niesamowicie fascynujące, tak samo jak to, skąd właściwie wzięło im się to całe śpiewanie nie wiadomo o czym, nie wiadomo po co, a przede wszystkim - nie wiadomo dlaczego dokładnie przez te artystki! To było, co tu dużo mówić, dość szalonym doświadczeniem i dziewczyna nie do końca umiała sobie wyjaśnić, jak do tego doszło. Ot, wielka, aczkolwiek nie do końca słodka, tajemnica. - Nie odnajdzie więcej nas, ta sama chwila. Niech każdy dzień dodaje nam sił! - skomentowała słowa Violi, chociaż tak naprawdę trudno było powiedzieć, co dokładnie się za tym kryło. Poziom abstrakcji, na który właśnie się wspinały, był tak wysoki, że Victoria wolała się nawet na tym nie koncentrować, w końcu zastawa nadal wymagała napraw! Nic zatem dziwnego, że chwyciła za poszarzały i już nieco wyszczerbiony dzbanuszek na mleko i energicznie nakreśliła w powietrzu znak dla odpowiedniego zaklęcia, wypowiadając jednocześnie niewerbalne renevo i koncentrując się na tym, by naczynie powróciło do swojego dawnego blasku. Kolorów nabrało prędko, wzór był nieco bardziej skomplikowany, ale najłatwiej szło ze wszelkimi rysami, co Victorii bardzo się podobało. Dodawało jej również wiary w to, że poradzi sobie naprawdę z każdym rodzajem transmutacji. W końcu to był ledwie początek drogi, ale była przeświadczona, że jeszcze wiele ścieżek przed nią.
VIII post nauki
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Z pewnością zdobędą wiele wybitnych i powyżej oczekiwań. Czy można było się od nich spodziewać czegoś gorszego? Z pewnością nie. Violetta wierzyła, że pani prefekt będzie miała już niezwykle dobre oceny i jeszcze udowodni wszystkim czemu to Krukoni są tymi inteligentnymi w zamku. Nie miała żadnych wątpliwości co do niezwykle wysokich wyników Brandon. Dlatego na jej miejscu nie przejmowałaby się już teraz nauką. W końcu za późno na to, by powtarzać materiał z całego semestru. - Przyjdzie dzień, gdy dorośnie Maryla,jeszcze rok, jeszcze dzień, jeszcze chwila - zaśpiewała jeszcze skoro już tak mówiły o tej chwili, która miała nadejść. Jakiej? Tego to już chyba nawet obie nie wiedziały. Najważniejsze jednak, że wiedziały co miały robić i dzięki temu raz jeszcze wskazany przez nią różdżką talerz zmienił się w nową i lepszą wersję starego siebie. Po raz kolejny rzucone przez nią niewerbalnie Renevo odniosło spodziewany skutek i przywróciło dawną chwałę zmaltretowanej porcelanie. Chyba robiły właśnie jakiś dobry uczynek odnawiając szkolną zastawę. Może powinny za to jakieś punkty dostać?
Victoria wcale nie była taka pewna, czy uda im się tak, cóż, śpiewająco zdać egzaminy, w końcu była pomna wszystkich swoich wcześniejszych porażek i bardzo poważnie zastanawiała się nad tym, co dalej. Nie wiedziała, jak powinna podchodzić do tej sprawy, czuła, że serce mocno jej bije, że jest nerwowa, że nie do końca umie znaleźć sobie miejsce, ale właściwie powtarzało się to, co roku, powinna już się przyzwyczaić. Oczywiście, nie było to wcale takie proste, ale jedno to mówić, drugie to robić. Potrząsnęła głową, starając się skupić na tym, o czym właśnie rozmawiały, czy może raczej na tym, co robiły, bo tej abstrakcyjnej wymiany zdań dyskusją na pewno nie dało się nazwać. - Jak niebo dla ziemi, jak ziemia dla nieba kręci się, musisz i Ty znać miejsce swe - oznajmiła z powagą, jakby chciała powiedzieć Violi, że mimo wszystko to już najwyższa pora na podejmowanie jakichś decyzji, ale tak naprawdę - nie miała nawet pojęcia, jakich dokładnie, więc było to nieco oderwane od jakiejkolwiek rzeczywistości. Wzruszyła na to nieznacznie ramionami, bo tak po prawdzie nie bardzo wiedziała, co miałaby z tym ostatecznie zrobić, więc wolała skupić się na zadaniu, jakie sama przed nimi postawiła. Nic zatem dziwnego, że ponownie skoncentrowała się na zastawie, przyglądając się nieco krytycznie cukiernicy, bo ona również potrzebowała nieco powiewu świeżości, a z jej umysłu poprzez rękę spłynęło na różdżkę renevo, które wyszło jej tym razem niesamowicie wręcz gładko i za chwilę cukiernica wyglądała, jak nosa - żadnych rys, śladów użytkowania, barwa była dokładnie taka, jak być powinna, a przynajmniej tak wydawało się Victorii, która aż pokiwała głową z zadowoleniem. To jej odpowiadało! Mogłaby zawsze tak dobrze czarować, choć to nie było wcale aż tak łatwe. - Spójrz - rzuciła rozbawiona - słońce maluje kwiaty - dodała zaraz, nadal śpiewnie i nadal trzymając się piosenek Celestyny, co wcale nie było takie łatwe, ale jakimś cudem pamiętała je wszystkie!
IX post nauki
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Trzeba było tylko odpowiednio dobrać sobie egzaminy. Wiadome, że nie pójdą na coś, co im chujowo idzie (jeszcze zobaczymy) to wtedy na pewno zdobędą naprawdę przyzwoite, a nawet bardzo dobre oceny. Wszystko było kwestią odpowiedniego przygotowania i dobrania do siebie przedmiotów. - Jest takie miejsce na suficie, gdzie czasem widać rzeczy sedno. Wystarczy długo się wpatrywać, wtedy gdy jest ci wszystko jedno... - odpowiedziała jeszcze Victorii skoro już pozostawały w podobnych klimatach. Akurat znalezienie własnego miejsca nie było wcale takie proste jak ktoś mógłby podejrzewać. Zresztą to już było zależne od tego czy mówimy o tym w sposób metaforyczny czy raczej dosłowny, gdy chodziło o kupno domu czy mieszkania. Zresztą z tym również byłby problem biorąc pod uwagę to jak skromne fundusze obecnie Strauss posiadała. Chociaż może to się nieco zmieni jak w końcu zacznie pracować i zarabiać prawdziwe galeony? Podobne myśli na bok. Najważniejsze w końcu było to, aby dokończyła zadanie, które na nią czekało. Talerzy jeszcze sporo przed nimi i dlatego warto się nimi zająć, aby potem móc zanieść je na ich właściwe miejsce. Po raz kolejny Strauss z uśmiechem, skupiła się na działaniu Renevo, które pod wpływem ruchów jej różdżki zadziałało cuda po raz kolejny odnawiając kolejny talerz, który spokojnie mógłby się znaleźć na sklepowej wystawie. Tym razem szło im naprawdę dobrze.
- Stare, mądre księgi czytaj po kryjomu. O najbliższych planach nie mów nikomu. Nie przeklinaj losu! - odpowiedziała śpiewnie, niemalże zabierając się do jakiegoś tańczenia, jakby chciała powiedzieć Violi, że nie powinna się smucić, czy martwić, a jedynie skupić na tym, co najważniejsze - na wiedzy. Była pewna, że jeśli tylko dostatecznie mocno się skoncentrują, jeśli tylko się postarają, to faktycznie to właściwe miejsce się znajdzie, będzie dla niego czas, będzie gdzie usiąść i wszystko nabierze sensu, a one znajdą właściwe drogi. I, a jakże, odpowiednio dobrze zdadzą egzaminy, co pozwoli im nieco lepiej ukształtować swoją przyszłość. Gdyby teraz ktoś ich posłuchał, zapewne doszedłby do wniosku, że prowadzą jakąś szaloną dysputę filozoficzną, sprawdzając, czy wyśpiewywanie pewnych fragmentów ma sens, czy też nie, ale ani trochę nie zamierzała się tym przejmować! Renevo! Popłynęło z jej myśli ku wyszczerbionemu talerzykowi deserowemu i przez dłuższą chwilę mierzyła się z nim, po tym jak nakreśliła odpowiedni ruch ręką. Zaklęcie było mocne, trwałe, ale wymagało od niej koncentracji, bowiem ten akurat przedstawiciel swego porcelanowego gatunku, nie miał się nazbyt dobrze. Przywrócenie mu dawnego blasku zajęło Victorii więcej czasu, poczuła również, że różdżka nieco się nagrzała, musiała jej potem dać chwilę na to, by trzymała się należycie. Nie chciała, by coś jej się stało, ostatecznie bowiem eukaliptus spełniał swoje zadanie zadziwiająco dobrze, a ona była zachwycona z efektów, jakie była w stanie osiągnąć. Tak więc i talerzyk deserowy stał się takim małym, eleganckim dziełem sztuki! Aż wzniosła triumfalnie ręce.
X post nauki
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
- Czy zdanie okrągłe wypowiesz, czy księgę mądrą napiszesz, będziesz zawsze mieć w głowie tę samą pustkę i ciszę - odpowiedziała, nie bardzo przywiązując wagę do słów Brandon. To nie tak, że była negatywnie nastawiona do egzaminów. Była w ten sposób nastawiona do całego życia, które definitywnie wydawało się pozbawione większego sensu. Człowiek tyle lat starał się, by coś osiągnąć, a koniec końców i tak się to nie udawało, a jego śmierć jedynie skreślała wszystkie wysiłki... Wszystko kiedyś obróci się w proch i zniknie w przestworzach wszechświata... Od podobnych myśli mogła jedynie uciekać, starając się zamiast na nich skupić na rzucanym co chwila zaklęciu, które w niewerbalnej formie wymagało od niej jeszcze większego zaangażowania. Choć przez tyle lat używania magii opanowała ja w takim stopniu, że nie musiała wypowiadać prawie w ogóle inkantacji, gdy nie było to wymagane. Dlatego też i tym razem Renevo rzucone przez nią na leżący w pobliżu talerz wygładziło jego poharataną sztućcami powierzchnię, pozbywając się wszystkich rys i przywróciło dawny błysk. Zniknęły również wyszczerbienia na brzegach, które dotąd szpeciły zastawę, teraz prezentującą się wprost przepięknie.
Kolejne renevo było nieco koślawe, musiała je zatem poprawić, bo talerzyki, za jakie się zabrała, nie bardzo chciały odzyskać swojego dawnego blasku. Była przekonana, że jednak robi się już nieco zmęczona, a różdżka była nieznacznie nagrzana, co wskazywało na konieczność zaprzestania tego całego czarowania. Próbowała jednak jeszcze, w końcu nie mogły skończyć gdzieś w pół kroku, co ona powiedziałaby skrzatom? Poza tym, że zapewne zaśpiewałaby im jedną z piosenek Celestyny, co byłoby co najmniej żenującym momentem i wolałaby go jakoś jednak ominąć. Tak więc powtórzyła renevo, licząc na to, że tym razem pójdzie lepiej i faktycznie trzymany przez nią talerzyk zaczął nabierać odpowiednich barw, jednocześnie tracąc pierwsze rysy. - Nie pytam jak jest, nie pytasz skąd wiem. Cisza jest jak lek, cisza jest jak sen - zakomunikowała, nadal równie śpiewająco, co wcześniej, ale właściwie czuła już, że nieco ją to męczy i chyba miała tego powoli dość, bo, na Merlina, ile można! Widać było po niej, że nieco ją już to męczy i może zakładała, że kiedy się przejdzie albo zdrzemnie, nieco jej to minie i jakoś się w pełni ogarnie. Domyślała się, że Viola również wolałaby zachowywać się normalnie, a nie tak, jak teraz. Wszystko ostatecznie miało swoje granice i jeśli nawet było początkowo zabawne, to teraz naprawdę czuła się, jak jakaś wariatka, kiedy wypowiadała kolejne słowa piosenek Celestyny. Na całe szczęście głos miała całkiem znośny! Liczyła jednak na to, że kiedy skończą z zastawą, a było jej już dość mało, będą miały szansę na to, by zacząć rozmawiać normalnie.
XI post nauk
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
W zasadzie w tej chwili czuła się jakby była jakąś cholerną Pytią rzucającą niezbyt jasne przekazy, z których ktoś miałby sobie ułożyć przepowiednię tego, co czekało ją w przyszłości. Może powinna w takim razie zdawać wróżbiarstwo skoro natchniona tekstami Marleigh Hazelton tak pięknie mówiła tajemnicze i pełne jakiejś tajemniczej mocy zdania? To musi jeszcze wyraźnie przemyśleć. - Matka Noc nie chodzi spać, budzi nas... - odpowiedziała, opuszczając różdżkę, gdy tylko usłyszała jak Brandon wspomina coś o śnie. Ostatnimi czasy może nie tyle była niespokojna, ale wyraźniej coraz częściej męczyły ją kłopoty ze snem, które nie pozwalały jej normalnie zasnąć w dormitorium. Nie wiedziała czy Victoria zwróciła kiedyś uwagę na to, że brunetka co chwila przewracała się z boku na bok albo w końcu z rezygnacją wychodziła z dormitorium, by bez budzenia współlokatorek móc spokojnie poczytać książkę w pokoju wspólnym przy rzuceniu prostego lumos sphera. - Więc nie mów mi "dobranoc" kiedy budzi się zew. Pod peleryną nocy wre gorąca krew. Więcej już nie miała do dodania. Po prostu machnęła różdżką po raz kolejny stosując Renevo na jeszcze jednym talerzu, by zainicjować jego metamorfozę. Zgodnie z jej wolą wszelkie ślady użytkowania zniknęły. Kolory odżyły, zabrudzenia i uszkodzenia zniknęły. Było dobrze. Całkiem dobrze...
Z uwagi na to, że sama ostatnimi czasy sypiała raczej jak kamień - w końcu przygotowania, wszelkie powtarzanie tematów na egzaminy i cały ten bałagan z nimi związany, były na tyle wymagające, że Victoria nie była w stanie utrzymać zbyt długo świadomości, poddawała się temu, co na nią spadała i zapadała w głęboki sen. Czuła również większe niż zazwyczaj zmęczenie i nie do końca wiedziała, jak sobie z nim radzić, nic zatem dziwnego, że teraz również miała poczucie, że powinny już skończyć. I jeszcze te piosenki! To również było męczące, bo nie pozwalało jej na wyrażenie tego, co wyrazić naprawdę chciała i opowiadała jakieś skończone bzdury bez pokrycia. Nie lubiła podobnych zachowań, nie pasowały do nich i czuła się nimi, w pewien sposób skrępowana. - Jest noc po ciężkim dniu. I chłód, Liverpool. I brama, i strome schody w dół - oznajmiła, jakby chciała podkreślić, że faktycznie jest już zmęczona, a może po to, by zasugerować, żeby jednak na koniec rzucić zaklęcie na ten pokój i wybrać sobie zimową porę roku. Chłód pewnie dobrze by zrobił na te gorące głowy, jakie teraz miały. - Zatrzymam sen, nim zniknie znów, tak jak noc po ciężkim dniu - dodała jeszcze, a później strzeliła palcami, ujęła na nowo różdżkę i skoncentrowała się bardzo mocno, by rzucić na talerzyki, już właściwie ostatnie z zastawy, renevo, które wyszło jej dość koślawe. Zarysowania znikały powoli, jakby się im nie chciało i gasły, gasły, lecz ich blednięcie było nad wyraz słabe. To wskazywało wyraźnie na to, że Victoria ma już dość czarowania, ale przecież jeszcze chwila i na pewno naprawią wszystko dla skrzatów. Zaklęcie jednak wyślizgnęło się z jej myśli i pozostawało rzucać je jeszcze raz.
XII post nauki
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Zmęczenie zdecydowanie pomagało zasnąć. Szkoda tylko, że nie zawsze było na tyle duże, by zadziałało. Gdyby tylko nie ścisła godzina policyjna w Hogwarcie zapewne wychodziłaby na błonia, by polatać na miotle, może poodbijać jakieś tłuczki lub poprzerzucać kafla i może dzięki temu mogłaby wtedy spokojnie zasnąć. W sumie alkohol również wspomagał sen, ale jej wątroba by nie wytrzymała czegoś takiego. Same problemy, a zero rozwiązań. - Bo to... bo to jest właśnie noc, gdy wychodzimy w mrok, by śnić na jawie aż do rana! - zacytowała raz jeszcze ten sam utwór, gdy tylko Brandon odpowiedziała jej Celestyną w podobnym tonie. Ta piosenka chyba po prostu za bardzo jej się wkręciła w czasie jednej z celtyckich nocy, które Marleigh Hazelton uświęcała swoim wystąpieniem. Zresztą jak wszystkie podobne imprezy od... zawsze. Dobrze jednak, że nie zaczęła śpiewać dalej. Jej umysł musiała przede wszystkim skupić się raz jeszcze na rzucaniu Renevo. Prawie skończyły swoje zadanie i wypadałoby doprowadzić wszystko do końca i zwrócić talerze skrzatom domowym. W zasadzie pewnie same mogłyby odnowić zastawę, ale czemu skoro uczennice tak chętnie zgłosiły chęć pomocy? Zaklęcie po raz kolejny w formie niewerbalnej. Proces odmładzający i tym razem przebiegł bez większych przeszkód, a talerz wyglądał zdecydowanie o wiele lepiej niż jakiś fresk w hiszpańskim kościele odnawiany przez emerytkę. Przynajmniej tyle dobrego.
Odetchnęła głęboko, starając się nabrać sił do zadania, jakie jeszcze ją czekało, ale miała wrażenie, że to nieco za wiele i nieco ją to przerasta. Przez chwilę po prostu przyglądała się zastawie, oddychając nieco głębiej i zerknęła na Violę, kiedy ta wyraziła kolejne niesamowicie błyskotliwe zdanie i aż pokręciła głową, nie mogła się jednak powstrzymać przed wyrażeniem własnych myśli, które chyba odnosiły się bardziej do ostatniego fragmentu cytowanej przez nią piosenki Celestyny, niż do całokształtu. Wybierała zresztą te wszystkie słowa w jakiś dziwny, nie do końca zrozumiały sposób, na którym wolała się nie opierać i nie rozkładać go na czynniki pierwsze, bo to do niczego dobrego nie prowadziło. - Dzień za dniem błądzi, dzień za dniem rodzi się, gdy w nas słońce zachodzi - wyjaśniła Violi z dość poważną miną i aż pokręciła nad tym głową, bo było to tak niesamowicie idiotyczne, że aż szkoda gadać, jednak nie była w stanie tego w żaden sposób pominąć. Znowu odetchnęła, spojrzała na różdżkę, a następnie skinęła głową. Dobrze, ostatni raz! Zamknęła na moment oczy i spróbowała wykonać raz jeszcze odpowiedni ruch ręką, jednocześnie pozwalając, by niewerbalne renevo powoli, nie nazbyt spiesznie, spłynęło z jej myśli, wprost na talerzyki, które w jej głowie stawały się jasne, czyste, posiadały piękny wzór i wyglądały, jakby dopiero co opuściły zakład, w którym powstały. Skoncentrowała się na tym tak mocno, że aż na sam koniec musiała usiąść na kanapie, bo niemalże straciła dech. Za dużo na raz tej transmutacji! Była z niej, na razie, gorsza niż w zaklęciach i nie pozostawało jej teraz nic innego, jak w pełni skoncentrować się na tym, co zamierzała robić w przyszłości. Musiała ćwiczyć więcej i więcej, o tym była przekonana, a jakże. Spojrzała na Violę i uśmiechnęła się do niej zmęczona.
XIII post nauki
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Skąd taka błyskotliwość intelektu oraz niezwykle filozoficzne teksty nie wiedziała. Chociaż zdecydowanie lepiej, że takie rzeczy się jej tu trzymały niż miałaby śpiewać na głos Szparkę-sekretarkę, bo na pewno umarłaby na miejscu ze wstydu jeśli nie znieczulić jej wystarczająco sporą dawką alkoholu. Został jej do oczarowania ostatni talerz i to właśnie na nim się skupiła, gdy wybrzmiały ostatnie słowa Brandon naznaczone wpływem Celestyny. Chwilowo nic nie odpowiedziała, Renevo było o wiele ważniejsze. I całe szczęście wyszło jej w zasadzie poprawnie. Nie było wielkich fajerwerków, ale zdecydowanie zmaltretowany życiem i użytkowością talerz wyglądał teraz o wiele lepiej. Kolejnym machnięciem różdżki Strauss ustawiła swoje małe dzieła w zgrabny stosik i spojrzała na Victorię. - Ale to już było i nie wróci więcej. I choć tyle się zdarzyło to do przodu. Wciąż wyrywa głupie serce - skąd jej się ten tekst wziął sam z siebie Merlin jeden wie. Najważniejsze jednak, że i pani prefekt sprawiała wrażenie jakby skończyła swoją robotę. Dlatego obie zabrawszy odnowione talerze wyszły z pomieszczenia, by skierować się do kuchni.
z|t x2
Narcyz Bez
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : Wiecznie goszczący na ustach uśmiech, twarda angielska wymowa z wyraźnymi końcówkami
Co z tego, że płatki śniegu wirują w powietrzu, kiedy nigdy nie utrzymują się na ziemi? Wiem, że klimat nieustannie się zmienia za sprawą ludzkiej działalności i być może niedługo wcale nie będzie prawdziwie mroźnych zim w tej części Europy. Jedno to wiedzieć, drugie doświadczać w ostatnich tygodniach przed świętami, kiedy alejki powinny być już zasypane gęstym śniegiem lub co najmniej pokryte zdradzieckim lodem, na którym jakiś nieszczęśnik codziennie wywinie orła - z dużym prawdopodobieństwem chociaż kilka razy byłbym to ja i wcale bym tego nie żałował. Jestem przekonany, że Hogwart wyglądałby zimą wspaniale, stąd tak duże rozczarowanie, które się we mnie utrzymuje i każdego ranka wyciąga z łóżka, by spojrzeć za okno, by upewnić się, że nic się nie zmieniło. A jako, że wcale się nie zmienia, muszę wyglądać trochę śmiesznie idąc przez korytarze zamku w grubej puchowej kurtce, po czubek nosa owinięty szalikiem i z kieszeniami wypchniętymi przez rękawiczki. Pewnie mądrzejsze byłoby ubranie ich dopiero pod Pokojem Czterech Pór Roku, ale myślenie naprzód nigdy nie było moją najmocniejszą stroną, zamiast tego więc zgrzewam się w grubych ubraniach, kiedy wspinam się po schodach aż na czwarte piętro. Nastawiam się na to, że zastanę pokój w neutralnej kondycji, gdy więc popycham drzwi, a w moją twarz natychmiast uderza lodowaty podmuch, wzbudzający gęsią skórkę nawet pod kurtką i swetrem, można powiedzieć, że jestem trochę zdumiony. Ochoczo wchodzę jednak do pomieszczenia, z przyjemnością wsłuchując się w skrzypienie śniegu i tylko trochę mrużąc oczy od sypiących się intensywnie płatków. Pewnie dlatego nie widzę od razu, że to wszystko Twoja sprawka, stając się dla Ciebie łatwym celem, gdybyś tylko chciała mnie zaskoczyć.
Zima była w kalendarzu Nancy tą najmniej lubianą porą roku. Nie dogadywała się z tą panią, przez którą musiała ubierać się w szaliki i czapki zasłaniające pole widzenia, a od jej mroźnego oddechu na rzęsach osiadały zimne kropelki wody. Największy problem miała jednak w okresie świątecznym, bo z jedne strony chciałaby marudzić na ujemne temperatury i narzekać na ciapę, która już od jakiegoś czasu zalegała na ziemi, ale z drugiej strony ciężko było mieć zły humor, kiedy dookoła wszędzie wisiały już piękne dekoracje, a w powietrzu unosił się zapach cynamonu. W tym okresie jakoś mijała jej ta cała niechęć do zimy, a czasem nawet miała takie szalone myśli, że śnieg może wcale nie jest taki zły, a to, że natura stworzyła go tak nieprzyjemnie zimnym to przecież nie jego wina. Ba! Zdarzało się, że już w grudniu zerkała kontrolnie za okno, by sprawdzić, czy może w tym roku dane im będą białe święta. I choć do gwiazdki pozostało jeszcze trochę czasu, to czuła, że i tym razem niestety nie dostaną od natury takiego prezentu. Na szczęście w magicznym zamku człowiek mógł znaleźć wszystko, o czym tylko zamarzył, więc gnana jakąś nagłą, szaloną myślą, zupełnie do niej niepodobną, wyruszyła na poszukiwanie zimy na czwartym piętrze. Pokój czterech pór roku zazwyczaj wykorzystywała odwrotnie, szukając ciepłych promieni słonecznych i letnich upałów, dlatego najpierw musiała sprawdzić odpowiednie zaklęcie, ale już po chwili znalazła się w bajkowej krainie. Dookoła zaczęły wirować płatki śniegu, a podłoga pokryła się cieniutką warstwą lodu. Stanie w miejscu w tej sytuacji nie było najlepszym pomysłem, bo już czuła jak lodowate powietrze wkrada się szczelinami pod kolejne warstwy jej ubrań. Musiała się ruszać! Bez chwili namysłu, ale z szerokim uśmiechem na ustach, zrobiła kilka energicznych kroków i ślizgiem przejechała się w poprzek pokoju. I to w zasadzie już by jej wystarczyło, wcale nie miała zamiaru tutaj długo siedzieć i marznąć, chciała tylko sobie przypomnieć, jak wygląda zima z prawdziwego zdarzenia i wracać pod kocyk. Ślizgiem ruszyła w kierunku drzwi, ale te nagle się uchyliły, a do środka weszła jakaś postać. W pierwszej chwili go nie rozpoznała, bo chłopak stał bokiem, a do tego śnieg padał na tyle gęsto, że ciężko było dostrzec szczegóły, ale w krótkim czasie zorientowała się, że to Narcyz również przyszedł szukać zimy. Na jej twarzy pojawił szeroki uśmiech, nieco przebiegły, bo w głowie już układał się pewien plan. Dojechała do ściany, licząc, że przy odrobinie szczęścia pozostała niezauważona, a następnie schyliła się, by nabrać w dłonie trochę śniegu, uformować krzywą kulkę i posłać ją w kierunku Puchona na powitanie.
Skłonność do wybierania bezpiecznych opcji silnie przenika przez większość moich wyborów w życiu, zaczynając się już od kolorów noszonych koszulek. Mam szczęście, że wiele wieków przede mną był ktoś taki jak Arystoteles, który zebrał to pod zaszczytną nazwą "etyki złotego środka". Zapewne nasze motywacje u gruntu zupełnie się różnią, szczerze jednak mogę powiedzieć, że skrajności do mnie nie przemawiają. Od odbierających chęć do życia letnich upałów i przeszywających do szpiku zim wolę neutralną i spokojną aurę wiosenną. Ludzka natura przemawia jednak głośniej niż wyuczone prawdy greckiego filozofa, więc zamiast cieszyć się, tym co mam i tak tęsknię do tego, czego nie mam. Może przez chwilę trochę żałuję, że nie zaprosiłem nikogo ze sobą, bo mimo pewnej społecznej niezręczności lubię spędzać czas wśród znajomych zdecydowanie bardziej niż w samotności. Waham się przez chwilę, czy w pierwszej kolejności chcę ulepić bałwana, czy po prostu rzucić się na śnieżną pokrywę i odbić na niej anielską postać. Zanim podejmuję decyzję, w moją klatkę piersiową uderza śnieżna kula, rozpryskując się pod siłą uderzenia i wydzierając mi z gardła piskokrzyk zaskoczenia. Kilka drobinek śniegu przedostaje się pod kołnierzyk, wzbudzając we mnie więcej dreszczy. - Nie można atakować nieświadomego! - wołam do Ciebie w oburzeniu, nawet nie zdając sobie sprawy, że odruchowo przechodzę na język polski. Kiedy już wiem, że kryjesz się za śnieżną zamiecią, o wiele łatwiej jest mi Cię zlokalizować; szeroki uśmiech obejmuje moje usta, gdy rozpoznaję Cię po włosach i sylwetce i już wiem, że to nie był atak podszyty złą intencją. - O nie, teraz wypowiedziałaś wojnę! Przykucam, żeby nabrać w ręce trochę śniegu i odpłacić Ci się za to powitanie, ale najwyraźniej nie doceniam Twojego refleksu - a on wyjaśnia, dlaczego jesteś kapitanem naszej drużyny...
1,2 - Twój przeciwnik sprawnie ucieka przed śnieżkami albo to Ty zupełnie nie masz cela! 3 - Nie miałaś czasu ulepić odpowiednio zbitej kuli. Ta rozsypuje się w powietrzu, a kilka drobinek wpada do oczu Twojego przeciwnika. To Twoja szansa, by zaatakować jeszcze raz! 4 - W ulepionej przez ciebie kuli znalazła się przypadkiem bryłka lodu. Od tego chyba będzie siniak... 5, 6 - Co tu dużo mówić, idealnie posłana śnieżka.