Na czwartym piętrze, z myślą o studentach powstał obszerny Pokój Rozrywek. W miejscu tym, każdy uczeń może się nieco zrelaksować. Zapewne dlatego miejsce to jest tak popularne i raczej nigdy nie świeci pustkami. Znajdują się tutaj dwa duże stoły bilardowe, tarcza do gry w rzutki, kilka stolików do gry w szachy, a także do eksplodującego durnia. Na szafkach znajduje się kilka klasycznych czarodziejskich gier, chociaż można tu znaleźć i coś bardziej mugolskiego. W rogu pokoju stoi nieco zniszczona, stara kanapa, zwykle przez kogoś zajmowana. Natomiast za nią jest duży kosz, który dzięki zaklęciom, zawsze chłodzi jego zawartość, czyli różne butelki z napojami. Zazwyczaj pod sokami dyniowymi ukryte są butelki piwa kremowego, a i niekiedy można znaleźć tam coś innego.
Delikatnie się zaczerwieniła, kiedy Fillin zdradził swoje (oczywiste? ona chyba nie była aż tak domyślna) intencje, na szczęście nie była jednak na tyle trzeźwa, żeby to ją faktycznie speszyło. Po wypitym w tym tempie drinku i z rozmachem zaczętym kolejnym, nie licząc tych paru łyków prosto z gwinta - nie tak łatwo było ją zawstydzić, na szczęście. Uśmiechnęła się jedynie do niego delikatnie, no, przynajmniej w swoim mniemaniu, bo to był trochę pijany i dosyć szeroki uśmieszek. Na swojej przegranej wbrew pozorom dobrze wyszedł, bo satysfakcja ze zwycięskiego rzutu sprawiła, że gryfonka miała jeszcze lepszy humor. To był naprawdę dobry dzień, miała wrażenie, że wszystko jej sprzyja. W końcu przekroczyła próg Hogwartu, przywitała znajomych i nawet poznała przystojnego chłopaka, który wydawał się być nią zainteresowany. Pozostało tylko korzystać z imprezy, a to oznaczało taniec, oczywiście. Żywy i energiczny, a nie jakieś tam smętne kołysanie. Przesadziła? Zabolało. Na szczęście miała w sobie sporo znieczulającej substancji, która działała prawdziwe cuda. W związku z tym, zamiast z pokorą przyjąć uraz i wstać powoli, próbowała zerwać się na równe nogi, co tylko pogorszyło sytuację. Syknęła. - Nie, nie, jest świetnie! Przecież mogę stać. Tańczyć pewnie też, daj mi chwilę - zrobiła krok do przodu i skrzywiła się wyraźnie, kulejąc lekko. - Okej, trochę boli, ale to nic wielkiego... raczej nic sobie nie skręciłam, to mała wysokość, nie? - odkaszlnęła i wzięła łyka pozostawionego na dole alkoholu licząc, że wzmoże przeciwbólowe działanie. - No dobra, może nie tak trochę- przyznała, kiedy jakiś tańczy szturchnął ją przypadkiem. Trudno było powiedzieć, czy skrzydło szpitalne było konieczne, ale z całą pewnością stanie na sali pełnej pijanych, ruchliwych ludzi to nie była najlepsza decyzja w tej chwili.
/ztx2
Aconite 'Haze' Larch
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 165
C. szczególne : Bardzo oszczędna mimika, tatuaże, dość płynne ruchy - zarażona gracją od tańca
Poczuła, że Moe wysuwa się jej z dłoni, więc posłała niezadowolone spojrzenie w stronę Bruna. Przeklęta kocimiętka. Ten wielki Pan Loczek mu nie wystarczy? Musi zabierać jedyną dziewczynę, która ją w tym pokoju interesuje? Nie żeby z resztą Gryfonek coś było nie tak, albo im czegoś brakowało (w pewnych aspektach nawet miały coś, czego Pani Kapitan brakowało [*wymowne mrugnięcie od autorki*]), ale one po prostu... nie były Davies. Wyprostowała się i omiotła spojrzeniem towarzystwo, wyciągając jedyny słuszny wniosek - była za trzeźwa w porównaniu do nich. Przygarnęła nawet jakąś butelkę, którą ktoś jej podał, ale ledwo zetknęła usta ze szkłem, to cofnęła ten gest, nie biorąc nawet łyka. Zadziwiająco, nawet dla niej samej, nie miała ochoty na alkohol. Była zirytowana, choć nie do końca uświadamiała sobie co tę irytację spowodowało i zadecydowała, że w takich okolicznościach whisky może zadziałać negatywnie, zamiast poprawić jej humor. Rozluźnić ją mógł już tylko taniec, więc poruszyła barkami, chcąc otrząsnąć się z zesztywnienia i wsunęła się między tańczących uczniów, przez jakiś czas bawiąc się sama, ale nie w samotności. Nie mogła jednak wrócić do stanu sprzed incydentu z rzutką, kiedy to odcięła się od otoczenia, żyjąc każdą wychwyconą nutą, bo co chwila rozpraszała się ciekawskimi spojrzeniami w stronę innych tańczących. W końcu westchnęła i w takt muzyki przysunęła się od tyłu do @Morgan A. Davies, aby położyć dłonie na jej zdecydowanie zbyt sztywnych biodrach, napierając na nie na zmianę to z prawej, to z lewej strony, chcąc je wbić w odpowiedni rytm. Zwilżyła usta, nachylając się w stronę jej ucha, aby skomentować, że na miotle lepiej potrafi je rozbujać, ale wycofała się z tego, nie będąc pewna czy to odpowiednie słowa, zamiast tego unosząc tylko wzrok na @Bruno O. Tarly i poruszając ustami na kształt "odbijam".
//jak widać - nie wiem co się dzieje xD jak coś przekręciłam, to pisać na gg
Ostatnio zmieniony przez Aconite 'Haze' Larch dnia Sro Gru 18 2019, 19:33, w całości zmieniany 1 raz
Lazar Grigoryev
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : Tatuaże, kolczyk w języku, przekłute uszy, silny rosyjski akcent
Na szczęście dziwne samopoczucie po wypitym alkoholu w końcu w pełni mu minęło i mógł cieszyć się swoją jakże świetlistą egzystencją we względnym spokoju. Oczywiście jeśli otaczającą Cię, przybierającą na intensywności imprezę można uznać za coś spokojnego. Jemu w zupełności to odpowiadało i czuł, że wystawiony ostatnio na spore próby humor wraca do swojej optymistycznej i z reguły dobrej formy. Trochę obawiał się tego czy między nim i Brunem po tej nieszczęsnej lekcji zielarstwa będzie wszystko w porządku, ale skoro potrafili ze sobą przebywać, to najwyraźniej nic się nie zmieniło. A to dobrze, bo bał się, że przez głupie wybryki straci osobę, którą zdążył już polubić. Nagle uśmiechająca się do niego Gryfonka i jakiś Ślizgon wskoczyli na stół i zaczęli tańczyć, a wokół nich szybko pojawiła się cała reszta. Co się zresztą dziwić, skoro sam namawiał na to Bruno? Nie zwlekał ani chwili, dołączył do tego tańczącego zgromadzenia, na dłuższą chwilę bawiąc się w najlepsze. Kiedy @Aconite 'Haze' Larch podeszła żeby odbić ciemnowłosą Gryfonkę (czy to nie była ta, która rzuciła w niego pieniędzmi?), Lazar nie zastanawiając się długo, złapał Bruna za nadgarstek i przyciągnął bliżej siebie, żeby zostawić dziewczynom więcej swobody. Nie miał pewności czy kumpel sam zrozumie o co chodziło Haze, a wolał żeby nikt nie stał między nimi, skoro widział tam tak wiele chemii. Szybko puścił jednak jego rękę, zajmując się odstawianiem swoich głupich tańców. Bał się pokazać, że mu na nim zależy.
- Bridget ci miło? Bridget? Ta z Huffelpuffu? - zapytał głośno, by przebić się przez muzykę, ale nie miał pewności czy go zrozumiała - on jej z pewnością nie. Wyszczerzył się, poruszył zaczepnie brwiami, gdy obiecała mu obserwację. Zdjął ze swojej szyi krawat i wyrzucił go za siebie, zapewne zrzucając go na losową osobę, ale nie spoglądał kto oberwał jego garderobą. Wybuchnął ogromnym śmiechem widząc kocie ruchy Albiny i nie trzeba było wiele, aby w kącikach jego oczu pojawiły się łzy rozbawienia. Gryfoni szaleli z tańcem, widział kątem oka akrobacje taneczne Bruna i Lazara i szczerze mówiąc był szczęśliwy na tej imprezie. Alkohol, piękne dziewczyny, nadający na tych samych falach kumple i prawdziwa zabawa! Nie kazał Albinie dłużej czekać, bezbłędnie dotrzymał jej kroku i odbił pałeczkę swoim nowym tańcem, ozdabiając to odpowiednią mimiką. - Ej, Albina! - zawołał do niej, przypominając sobie przy okazji jak naprawdę brzmiało jej imię. Oj tak, zapamięta je już do końca życia! Nie spotkał jeszcze dziewczyny, która by w taki sposób tańczyła, a w dodatku potrafiła dotrzymać mu kroku z poczuciem humoru. - Świetne ruchy, ale cho, powtarzaj za mną! - stanął obok niej, podwinął rękawy, przygryzł kącik ust i popatrzył na jej profil. Po sekundowej chwili zwłoki rozpoczął serię taneczną, zachęcając Albinę do powtarzania po nim kroku, a gdy tylko udało się wpaść w odpowiedni rytm, dorzucił skłony i potem od początku. Skoro kilkoro osób poszło tańcować sobie na stole, to postara się, by oboje przejęli parkiet! Wczuwał się, tańczył całym sobą, nie oszczędzał się, a i w dobry sposób pożytkował energię. Sięgnął w trakcie po czyjeś whiskey i upił łyk, by jeszcze bardziej się rozluźnić. Popatrzył na dziewczynę z większą uwagą i w tańcu podszedł do niej bliżej z wielkim wyszczerzem. - Ej, co tak ciasno ci przy szyi? Zdejmij krawat, idziemy się bawić na całego. - poruszył palcami, rozkładając ręce na boki i oferując swoje zacne towarzystwo do końca wieczoru. Skoro potrafi tak tańczyć i skupiła na sobie uwagę Dunbara to pewne, że teraz przez dłuższy czas się nie odklei z jej towarzystwa.
- Będziu! - krzyknęła jeszcze na tę nieszczęśną Bridget, ale machnęła ręką bo challenge taneczny się rozkręcał na dobre. Klasnęła kilkukrotnie na kocie ruchy @Lazar Grigoryev kiwając z uznaniem głową bo kręcił biodrami tak, że nawet ją by wpędził w kompleksy gdyby to było możliwe; zaraz jednak Jeremy przywołał ją zachęcającą propozycją tańca synchronicznego, równie cudacznego co ich wygibasy sprzed kilku chwil. Obserwowała go równie krótką, acz wymownie intensywną chwilę kiedy on oceniał jej profil, a potem pokręciła głową z niedowierzaniem na jego propozycję "świetnych ruchów". Nie trzeba jej było długo tłumaczyć, podłapała miękkie nogi niemal natychmiast i ze śmiechem wtórowała Dunbarowi w rytm muzyki ku uciesze nie tylko swojej co nawet kilku mniej śmiałych uczniów z młodszej klasy noszących barwy domu węża. Trudno powiedzieć, czy to alkohol czy świetne towarzystwo Dżemiego, Albinie zupełnie wypadło z głowy zmartwienie Anfimem, które powoli jak cień pojawiało się gdzieś z tyłu pamięci jeszcze piętnaście minut temu. - Bawit na calego? - zaśmiała się gorąco odrzucając aż głowę w tył. Mógł się uważać za króla imprezy i pierwszego ministra głupich tańców, ale proponowanie Abrasimovej 'zabawy na całego' szkodziło ubytkami w zdrowiu i inwentarzu. Ostatni raz kiedy bawiła się na całego spaliła sąsiadom stodołę wraz z krowami.- Ależ proszu tjebia bardzo. - zmrużyła zaczepnie jedno oko wpatrując się Jeremiemu w oczy z dziwną mieszanką wyzwania i podtekstu, powoli ściągając z szyi krawat i łapiąc go nim jak na lasso i gwałtownie przyciągając do siebie jakby miała niecne zamiary i planowała podarować mu coś znacznie gorętszego od tanecznego partnerowania, a co również wymagało dwóch figlujących osób - zaraz jednak z głośników uderzyła wyjątkowo głupia piosenka, a niebieskie oczy Abrasimovek aż zaskrzyły się radośnie. To był jeden z tańców którymi lubiła denerwować swoje nauczycielki baletu, bo nie dość, że był związany z mugolską piosenką zza granicy to jeszcze przyniosła ten wygibas do domu nauczona przez jakiegoś półkrwi mieszańca, czego jej rodzina nie mogła absolutnie znieść. Boom, watch me, watch me, puściła krawat i cofnęła się kilkoma głupimi krokami zamierzając w swoich kocich ruchach być wcale nie gorsza od Lazara. Może ie miała w sobie tyle seksapilu co petersburski ogier, starała się jednak - podobnie zresztą do Jeremiego - braki nadrabiać odpowiednio kuriozalną miną. Zrobiła piruet zakańczając go serią przedziwnych klaśnięć
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
Momentalnie przeniósł ciemne ślepia na Lazara, któremu Albina tak gorliwie przyklasnęła. Widząc jego kocie ruchy parsknął śmiechem tak intensywnie, że się zatoczył i całkowicie wybił z rytmu tanecznego. Wsunął dwa palce do ust i bardzo głośno zagwizdał wobec wygibasów rosłego Rosjanina. Po chwili wrócił pełną atencją do Albiny, aby zachęcić ją do naśladowania śmiesznych kroków. Najlepsze w tym wszystkim było to, że on się nie zastanawiał nad tańcem. Ot, kopiował to, co wiele lat temu obejrzał w filmach i serialach i dodawał od siebie niektóre gesty, mając przy tym nadzieję, że wygląda to jako tako rozśmieszająco. Wyszczerzył się, gdy poszła w jego ślady i bezproblemowo dotrzymała mu kroku. Dostrzegłszy ten rozbawiony, wyzywający i pełen podtekstu wzrok aż zrobiło mu się gorąco, a w ciemnych ślepiach zalśniła ekscytacja zmieszana z nadmierną ciekawością. Sięgnął jeszcze po losową butelkę alkoholu, by napić się porządnego łyka i wbił zafascynowany wzrok w poruszające się ciało Albiny. Nie trzeba było mu wiele, udawał, że dał się złapać na lasso i nawet podszedł w jej kierunku bliżej niż wypada, susząc przy tym zęby jak wariat. Dziewczyna się powoli przed nim rozbiera. To nic, że to dopiero krawat. Najważniejszy jest pierwszy krok! Między jedną salwą śmiechu a drugą próbował naśladować jej oryginalne wygibasy choć trzeba przyznać, że stracił już rezon przez łzy w kącikach oczu. Zgiął się w pół, oplatając swój brzuch i chichrał się w głos czując, że więcej chyba nie wytrzyma. O nie, Albina dalej go zaskakiwała. Zanim zdołał się uspokoić, wesoła piosenka ustąpiła następnej. Otarł oczy, ścierając z nich wilgotne łzy. - Chodź się napić, mistrzyni parkietu. Przyćmiłaś resztę, daj zabłysnąć tym kulom dyskotekowym. - jego ramiona zadrżały od powstrzymywanego śmiechu. Sięgnął do jej dłoni i przyciągając ją w swoją stronę jeszcze zainicjował piruet, obracając ją przed sobą wokół własnej osi. Mijając stolik sięgnął po butelkę whiskey i nalał im obu po jednej szklance ognistej. Podsunął dziewczynie i zaprowadził ją do lewej części pokoju, skąd wciąż mieli świetny widok na parkiet. - Za nasz zajebisty duet! - wzniósł toast i ochoczo wlał do siebie więcej alkoholu. Miło szumiało w głowie, ale wciąż było to za mało. Oparł się plecami o ścianę, puszczając jej dłoń, by rozpiąć przy szyi dodatkowy guzik koszuli. - Taka z ciebie cicha woda, a na parkiecie wychodzi z ciebie lew. Gdzie się nauczyłaś tak tańczyć? Aż dziwne, że Gryffindor o tobie jeszcze nie trąbi. Wierz mi, będziesz popularna po tej imprezie. - wyszczerzył się olśniewająco i puścił do niej oczko.
Alkohol na dobre rozgościł się w żyłach Bruno. Procenty przemieniały się w promile szybciej, niż Gryfoni wygrali mecz z Krukonami. Świat mu wirował, a i on sam kręcił kółka i wyczyniał najdziwniejsze rzeczy na parkiecie. Bądźmy jednak szczerzy - gdyby był zupełnie trzeźwy, tańczyłby tak samo. Albo może jeszcze gorzej? Któż to wie, bez alkoholu jeszcze nie próbował. Zapraszając @Morgan A. Davies do tańca, nie spodziewał się, że dziewczyna wyrazi zgodę i chęci na wspólne pląsanie po parkiecie. Nie wierzył w siebie i swój dar przekonywania. Nie wiedział, czy jest bardziej zaskoczyny, czy zadowolony. Przyjął ją jednak z ogromnym uśmiechem i wyciągnął w jej kierunku swoją dłoń... A potem przesunął ją o kilka centymetrów, bo jednak nie wycelował swojej kończyny w stronę Morgan. Czyżby obraz zaczynał mu się rozmazywać? Pod wpływem alkoholu jego wada wzroku zdawała się pogłębiać... Nie zauważył nawet, w którym momencie efekt podejrzanej whisky przestał działać. - Hej, jesteś wspanjałą tancerką! Ruszasz się na paaraa… prakata… p a r k i e c i e - trudne słowo - prawie tak śiwietnje, jak latasz na mjotle! - wybełkotał komplement. Nie dało się ukryć, że procenty uderzyły mu już do głowy. Język się plątał Tarly'emu prawie tak samo jak nogi. No ale starał się chłopak. Okręcił dziewczynę dwa razy w piruecie, który wyszedł całkiem zgrabnie, o dziwo. I wtedy przyszła Haze. Bezczelnie zabrała mu jego partnerkę. Ale może to i lepiej. Nie zamierzał oponować, tym bardziej, że na swoją stronę ściągnął go @Lazar Grigoryev. Poddał się chłopakowi, no bo jakżeby mógł się mu oprzeć. Tutaj nie była potrzebna amortencja czy inne magiczne specyfiki. I to ciepło jego ręki, ach... Posłał tylko na odchodne gest "obserwuję Cię!" w kierunku @Aconite 'Haze' Larch, oczywiście w żartobliwym kontekście. I... pozwolił, by melanż go poniósł. Łapsnął od jakiegoś randoma kubeczek z bliżej nieokreślonym trunkiem i upił z niego sowity łyk. Nie mógł przecież pozwolić na to, by jego organizm wytrzeźwiał. Rzucił okiem po parkiecie i dojrzał na nim znakomity duet stworzony z @Albina Abrasimova i @Jeremy Dunbar. Poczuł się trochę zazdrosny. Też chciałby wywijać tak w tańcu z Balbinką. Ale Dubaj był lepszym tancerzem i widocznie miał też lepszy dar przekonywania. Cieszył się, że dziewczyna dobrze się bawi. I on też zamierza, choć w głowie szumi mu coraz mocniej... - Lazur, a umiesz tak? - zawołał i zaczął ruszać swoim ciałem w dziwaczny sposób. Tańczyli tak jeszcze przez chwilę, aż Bruno, zziajany, zgiął się wpół i począł głośno dyszeć. Starość nie radość, kondycja już nie ta. - Usiądziemy... na... chwilę? - wysapał w kierunku Rosjanina. Przyda im się chwila przerwy. No i nie uraczyli się jeszcze tym, co Tarly przechowywał w kieszeni spodni.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Rzuć kością, aby przekonać się, jaką nagrodę otrzymałeś/łaś za udział w zabawie (każda mini-butelka wylosowanej ognistej whisky to dawka na jedną osobę i dwa posty działania). Efekty po ich wypiciu:
1 - stajesz się pół metra wyższy. 2 - Twoja skóra zaczyna się jaskrawo świecić. 3 - przybierasz wygląd wybranej, w jakimś stopniu znanej Ci osoby ze szkoły. 4 - niezależnie od płci, wyrasta Ci długa broda i siwieją włosy. 5 - robisz się pół metra niższy 6 - składasz swoje wypowiedzi od końca
Taniec zdecydowanie nie był aktywnością, w której by się szczególnie dobrze czuła. Być może przez brak praktyki, czy zrozumienia całego zjawiska, bo raczej nie przez brak odwagi (pf!). W końcu zgodziła się na propozycję Tarly'ego, nie przejmując się szczególnie tym, że gwiazdą parkietu szybko się nie stanie. Prędzej mopem. Zrezygnowała z komentarzy na temat tańca na miotle, czy pochwał dla Bruno za profesjonalne wywijanie w tańcowankach. Wyszczerzyła jedynie zęby w uśmiechu i klepnęła chłopaka w ramię, posyłając go w kierunku, w którym co jakiś czas zapalczywie zerkał. Następnie odwróciła się, starając się jednocześnie dotrzymać tempa w kołysaniu bioder. Wyciągnęła dłonie przed siebie i oparła przedramiona na barkach Aco. Wbiła w nią roześmiane, iskrzące spojrzenie. - Jesteś zła. - stwierdziła bez zmiany wyrazu twarzy i zbliżyła się do Gryfonki jeszcze bardziej niż dotychczas. W jakimś stopniu potrafiła już czytać jej skromną mimikę i komunikaty, jakie nią przekazywała, niejednokrotnie, wydawałoby się, nieświadomie. Po chwili, powoli opuściła jedną rękę, przesuwając dłonią wzdłuż ramienia Larch, aby wreszcie odnaleźć nią talię dziewczyny. To chyba jednak nie był żaden taniec.
Szczerze się cieszyła przez tych kilka chwil kiedy wygłupiali się w tańcu z Jeremym pląsając po parkiecie jak dwa rażone prądem węgorze. Dawno nie tańczyła, dawno nie wygłupiała się ot tak po prostu, dawno nie śmiała się aż tyle i aż tak szczerze co w ten jeden wieczór. Nawet już nie potrzebowała alkoholu, nawet już nie oglądała się za jakąś drogą ucieczki. Przyglądała się Dunbarowi z wielką uwagą, czego pewnie nie było łatwo dostrzec pomiędzy salwami śmiechu i przedziwnymi synchronizacjami rąk i nóg - co takiego i jak to robił, że dawał jej tyle swobody w czasach i świecie w którym dawno nie dała sobie na to przyzwolenia. Ani w latach młodzieńczych kiedy była wychowywana restrykcyjnie na szlachciankę, ani później, w Anglii, w dni przepełnione ciężką fizyczną pracą i nudnym mugolskim życiem. Zdawało jej się, że tak proste rzeczy jak wspólne wygłupianie się zwiędły i uschły dawno temu w latach najwcześniejszej młodości. Kiedy zaproponował napitek skinęła głową z miną "wygrałam!" i uniesionymi brwiami, choć też zaśmiewała się głupio, szczególnie po tej serii małpich min, które przecież do tańcowania były niezbędne. - Eta Twaju zasługa, Ty otlicz.. Ty super partnier. - puściła mu oczko chwytając go za dłoń. Zawirowała wpadając na niego i złapała go w pasie, coby nie stracić równowagi. Z pewnym sceptycyzmem przyglądała się butelkę, którą Dunbar wziął w dłoń bo zasadniczo po poprzednich próbach alkoholizowania się nabrała pewnego dystansu i ograniczonego zaufania względem zawartości butelek, jednakże skoro już jej podał szklankę to jak rosyjski gest wymagał, nie można było odmówić napitku chyba, że się było w ciąży bądź niezdrowym na umyśle. Powędrowali w głąb sali, przy czym Albina z rozbawieniem oglądała poczynania innych uczniów na parkiecie, bo choć rzeczywiście z Dżemim deklasowali większość konkurencji to i tak widać było perły wśród pozostałych. - Wyjebanu w kasmos duet! - powiedziała z dumą zwrot, którego nauczył ją nie kto inny jak @Boyd Callahan, jednocześnie pamiętając, że to wielki komplement jednakże nie do użycia względem nauczyciela. Jeremy pasował do wytycznych, zasługiwał na wielki komplement i nie był nauczycielem. Wszystko się zgadzało! Stuknęła szklanką o szklankę Dunbara i równie ochoczo chlupnęła wprost do gardła przyglądając się gryfonowi wspartemu o ścianę. - Tsicha woda. - powtórzyła po nim, z czymś się jej kojarzył ten zwrot, nie mogła sobie jednak przypomnieć z czym- Mne nie trzeba popularności, to Ty ugadał mienia tak tancowat. - pokręciła głową odstawiając szklankę i rozpiąwszy mu jeszcze jeden guzik ujęła oba jego policzki w dłonie i pocałowała go prosto w usta- Eto bylo bardzo fajnu, spasiba. - uśmiechnęła się i puściła go rozglądając się za jakąś mało podejrzaną butelką.
Aconite 'Haze' Larch
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 165
C. szczególne : Bardzo oszczędna mimika, tatuaże, dość płynne ruchy - zarażona gracją od tańca
Ten rosyjski kociak Bruna wydał jej się całkiem rozsądny, a przynajmniej zareagował o wiele szybciej od samego Gryfona, który pewnie dalej kręciłby w głowie Moe tymi swoimi dzikimi piruetami, nie zwracając uwagi na to, że Haze przykleiła się do jej pleców. Musi sobie gdzieś zanotować, żeby przenigdy nie brać Tarly'ego jako skrzydłowego na imprezę. Chyba, że od razu w duecie z jego nowym kolegą. Wstrzymała oddech, bo gdy Moe się obracała, to dłoń w drodze z biodra do biodra zahaczyła o pośladki, a ona sama spięła się, by nie zdradzać po sobie, że wywarło to na niej jakiekolwiek wrażenie, więc jedyną poszlaką mogło być tylko chwilowe wybicie z rytmu. Nie było jednak pewne czy Moe w ogóle ten rytm czuje, więc równie dobrze mogła założyć, że jej niekontrolowana zmiana ruchów była jak najbardziej celowa. Rozluźniła się jednak pod wpływem jej rozbrajającego spojrzenia, chociaż musiała przyznać, że specjalnie podeszła od tyłu, żeby czuć się w tej sytuacji pewniej, więc serce zabiło jej nieco szybciej od poczucia, że traci kontrolę. Wzrok jednak jej złagodniał, a kąciki ust zadrgały, rozbawione wystawioną diagnozą, która chyba tuż po jej wypowiedzeniu straciła na ważności. Czując jak jej dłoń pomyka w stronę talii, spanikowała lekko, że policzki ją zdradzą, więc przysunęła się bliżej, obejmując Moe i opierając brodę o jej ramię. Starała się bujać nimi w rytm muzyki, by nie odstawały za bardzo od innych tańczących, ale umówmy się - ich tempo zupełnie nie pasowało do melodii w tle. Wzięła głęboki wdech i wykręciła głowę w jej stronę, by przyznać się do czegoś szeptem, otulając ciepłym oddechem jej ucho: - Chcę zagrać w butelkę. Tylko we dwie, dodała już tylko w myślach, i tak wątpiąc, by jej zachcianka się spełniła.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Chwilę potem tańczyły już swoich objęciach, a ich ruchy były zdecydowanie wolniejsze od tempa, jakie dyktowała muzyka. Davies już jednak nie słyszała muzyki. Nie, kiedy czuła oddech Aco na uchu i szyi. Po jej propozycji przymrużyła oczy, na moment zamykając się we własnym świecie skłębionych myśli. Następnie odsunęła się i odjęła jedną z dłoni od Gryfonki, aby drugą złapać ją za przedramię i powoli, acz stanowczo, pociągnąć dziewczynę za sobą. Z zuchwałym uśmiechem wycofała się jeszcze o kilka kroków, aby wreszcie zająć miejsce przy jednym ze stolików i usadzić Larch na jakimś fotelu naprzeciw siebie. Sięgnęła po pustą butelkę, którą sama na ten blat odstawiła i położyła ją przed sobą. Potem pchnęła palcem szyjkę. Nieznacznie, bo butelka obróciła się może o 60 stopni. Jawne oszustwo. Oszustwo zakończone tym, że szkło wychodzące od Nitki wycelowane było prosto w Davies. Jej brwi na ułamek sekundy udały zdziwienie, a ona sama zaczęła spoglądać wyczekująco na drugą z 'graczek' tej ustawionej abominacji. Tylko, czy komuś rzeczywiście zależało na większej liczbie graczy albo sprawiedliwym losowaniu?
Aconite 'Haze' Larch
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 165
C. szczególne : Bardzo oszczędna mimika, tatuaże, dość płynne ruchy - zarażona gracją od tańca
Drgnęła i spojrzała na nią czujnie, gdy ta się od niej odsunęła i po jej zachowaniu założyła, że przyjęła propozycję gry, więc zaraz powinna głośno poinformować o tym obecnych, aby każdy chętny mógł dołączyć. Tym bardziej zdezorientowana usiadła na wyznaczonym przez Davies fotelu, by zaraz spojrzeć na nią podejrzliwie, po czym rozchyliła usta na milimetr, gdy dotarło do niej, że dziewczyna spełnia jej niewypowiedzianą propozycję. Legilimencja? Alkohol? Może wypiła coś podejrzanego? A może... po prostu też tego chce? Zwilżyła usta i posłała nerwowe spojrzenie po obecnych, gotowa ogłuszyć zaklęciem każdego, a już zwłaszcza Aspa, jeżeli tylko próbowałby im teraz przeszkodzić. Zaraz jednak wróciła wzrokiem do butelki między nimi, zakładając zbuntowane loczki za uszy, po czym uniosła wzrok na Moe, uśmiechając się nieco, widząc jej udawane zdziwienie. Zawahała się na chwilę, ale zaraz zmobilizowała się do większej odwagi. Musi poczuć, że panuje nad sytuacją. Uniosła się, pochylając do przodu, by jedną ręką oprzeć się o naramiennik siedzenia Gryfonki, drugą dłonią wędrując do jej policzka, by przechylić jej głowę w górę, bliżej swojej. Zamarła, zaskoczona szybszym biciem serca, które przecież potrafiło spokojniej reagować podczas czarodziejskiego pojedynku i przez chwilę szukała odpowiedzi na tę zagadkę w zielonych oczach. Nie potrafiąc jej odnaleźć przymknęła powieki, decydując się na następny krok i złączyła ich usta, przesuwając dłoń dalej, by palce zagłębiły się we włosach. Sprowokowana przyjemnym ściskiem w żołądku rozchyliła jej wargi swoimi, by pogłębić pocałunek i niekontrolowanie przysunąć się bliżej, napierając na Moe, by wsparła się plecami i tyłem głowy o oparcie fotela. Gdy tylko to poczuła, uświadomiła sobie w pełni co się dzieje i odsunęła się na kilka centymetrów, dopiero teraz czując palące rumieńce na policzkach. - Ja... - zaczęła cicho, na tyle blisko, że wciąż czuła na sobie ciepło oddechu przyjaciółki, ale zaraz wycofała się w tył, czujnie, ostrożnie, bez płochych ruchów. Co powinna teraz zrobić? Przecież sama tego chciała i chce nadal, a jednak natłok myśli wywołał w niej falę wątpliwości, rozkazując jej się wycofać. - Idę na spacer - rzuciła nagle, gdy tylko udało jej się oderwać wzrok od Davies, co miało znaczyć tyle co "idę ochłonąć", po czym pomknęła w stronę wyjścia.
|zt
Lazar Grigoryev
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : Tatuaże, kolczyk w języku, przekłute uszy, silny rosyjski akcent
Spędzili na parkiecie jeszcze sporo czasu, wygłupiając się w najlepsze. Czuł się naładowany pozytywną energią, a przy tym zupełnie zrelaksowany. Nie musiał przejmować się tym, czy ktoś go tu ocenia; właściwie nigdy się tym nie przejmował, ale miał tę przyjemną świadomość, że to nie jest tylko kwestia tego, że ich olewa. Poczuł się tutaj jak wśród swoich, chyba pierwszy raz odkąd tu przyjechał. Co prawda nie należał do tych osób, które potrzebowały mieć wokół siebie stado i na co dzień wolał polegać raczej na samym sobie, ale miło było wiedzieć, że ma się jakąś alternatywę. W pewnym momencie, kiedy poczuł się już zmęczony tańcem i zrodziła się w nim potrzeba zaczerpnięcia oddechu, krzyknął do Bruna — Bruno! Chodź, zapalimy — dołożył do tego porozumiewawczy uśmiech i ruchem głowy wskazał mu kanapę pod ścianą, która zachęcała nie tylko swoją miękkością, ale i tym, że nikt jej teraz nie zajmował. Ruszył w jej stronę, licząc, że chłopak zrobi to samo. Po chwili kręcenia, hm, papierosa, wyciągnął z kieszeni smoczą zapalniczkę i opalooki antypodzki smok posłusznie podleciał, by służyć mu swoim wątłym płomieniem. W następnej chwili delektowali się uspokajającym dymem, a jeszcze później na ich twarzach pojawiły się głupawe uśmiechy. Lazar coś tam powiedział, Bruno coś tam pokiwał głową, trochę pochichotali, a potem razem wyszli z imprezy, żegnając się ówcześnie z tymi, którzy jeszcze tam byli.
| z/t Lazar i Bruno
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Impreza powoli miała się ku końcowi, a jej, również ze względu na topniejące towarzystwo (a zwłaszcza przez ewakuację jednej, bardzo istotnej dla Moe towarzyszki) zaczęło się dłużyć. Okazywanie radości mieli za sobą, przynajmniej takie, którego wymagało zwycięstwo nad Krukonami - wspólne. Całą resztę emocji mogła już zostawić dla siebie, przygotowując się na osobności na to, co miała przynieść pozostała część sezonu. Chwilę jeszcze siedziała w miejscu, w którym zastygła po pocałunku, po czym wymieniła się uprzejmościami i pożegnaniami z nieliczną grupką zainteresowanych dalszym balowaniem Gryfonów, aby następnie udać się pod gorący prysznic i do łóżeczka na zasłużone spanko. Przez cały ten czas zastanawiała się, co takiego spotka ją w dormitorium, kiedy już do niego trafi.
[z/t]
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Urodziny. Jeden dzień w ciągu całego roku, który dla Oliv był naprawdę wyjątkowy, z tego względu, że zawsze zaczynała go od porcji lodów czekoladowych zjadanych na śniadanie. Była to niepisana tradycja dziewczyny, o której wiedzieli tylko nieliczni - właściwie tylko Boyd i szkolne skrzaty zamieszkujące Hogwart. Podśpiewując pod nosem "sto lat", trzymając miseczkę lodów w dłoni oraz jedną ich porcję na łyżeczce w ustach - w myślach licząc ile zajmuje ich rozpuszczanie - przeskakiwała z nogi na nogę, stając przy tym na wybranych przez siebie kamieniach tworzących podłogę zmierzając do pokoju rozrywek. Pomieszczenie to wydawało jej się idealnym pomysłem, aby uczcić dzisiejsze święto, gdyż na więcej nie mogła niestety liczyć. Wiele razy marzyła o tym, aby kiedyś urodziny spędzić w wesołym miasteczku, lecz póki co była to nieosiągalna fantazja, nawet jeśli do dyspozycji miała magię. Uśmiechnęła się szeroko stając przed odpowiednimi drzwiami, wyjęła łyżkę z ust, którą dodatkowo oblizała, nie pozwalając by chociaż miligram lodów się w jakiś sposób zmarnował. W głębi duszy miała nadzieję, że pokój nie będzie zapełniony po brzegi ludźmi, bo chodź bardzo lubiła towarzystwo dziś miała zamiar ograniczać je do minimum. Po ostatnim niespodziewanym spotkaniu z Jeremym, który w rzeczywistości okazał się być zupełnie inny niż w wyobrażeniach Liv unikała podobnego rodzaju sytuacji, a patrząc na wyjątkowość dzisiejszego dnia, nie chciała psuć sobie humoru. Włożyła kolejną łyżkę lodów do ust, nakładając na nią odrobinę za dużo, przez co ubrudziła sobie usta, więc z czekoladowym wąsem tuż nad górną wargą przekroczyła próg… Zamrugała kilka razy. - O bsze puchto - powiedziała z pełnymi ustami, w których wciąż tkwiła łyżka, zaskoczona widokiem pokoju pozbawionego żywej duszy. Nie czekając nawet sekundy, prawie wypuszczając miskę z dłoni ruszyła w stronę jednego ze stołów bilardowych, na który wspięła się i zaczęła radośnie tańczyć wymachując przy tym miseczką oraz łyżką trzymaną w dłoniach oraz wystawiając z uśmiechem język.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Już sam nie wiem czy to ja przypomniałem Boydowi, że jego siostra ma urodziny, on mi, czy może wizzbook nas uprzejmie poinformował w odpowiednim dniu. Ważne, że obydwoje to jakoś ogarnęliśmy i już wcześniej zaopatrzyliśmy się w prezenciki. Miałem wysłać go po prostu, albo wyszkolić Juniora, żeby przyniósł go, ale niestety FUJ po raz kolejny okazał się być odporny na próby przekonania go by iść i coś zanieść. Wobec tego stwierdziłem, że w sumie sam mogę się przypałętać do siostry mojego najlepszego ziomka. Najpierw szukałem ją tam gdzie powinna mieć według planu zajęcia, potem tam gdzie znalazłem w końcu jej rocznik okazało się, że pognała już gdzieś, chyba do kuchni. Odtwarzając żmudnie jej kroki w końcu widzę długie włosy znikające w pokoju rozrywek. Szybkim krokiem idę do pokoju, gdzie zastaje mnie dość zaskakujący widok. Tak sobie myślę, że Olivia to jednak ta sama krew co mój Boyd, kiedy tak tańczy dziko na stole, wymachując łyżeczką do lodów. Przez chwilę nie przerywam jej tego działania, aż w końcu wychodzę bardziej na środek pokoju, byś mogła mnie zauważyć. Zwykle traktuję Cię jako kogoś w stylu młodszej siostry. Od której co prawda co jakiś czas dostaję dwuznaczne teksty i dziwne listy, ale staram się raczej ignorować te podszepty, które czasem wydają się od Ciebie przemawiać. Rozbawiony macham do Ciebie z dołu. - Wszystkiego najlepszego - mówię i wyciągam w Twoim kierunku niewielką torebkę, kiedy w końcu staję przed Tobą, albo raczej pod Tobą, technicznie rzecz biorąc. W torebeczce znajduje się futerał na okulary. Bardzo patriotyczny, w barwach Irlandii. - Ostrożnie otwieraj - mówię o pudełku, bo jest zaczarowane i okulary automatycznie wpadają do niego po otwarciu, sadowiąc się tam bezpiecznie.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Taniec na stole bilardowym należącym do wyposażenia pokoju rozrywki był jednym z licznych, małych marzeń Oliv, jednak pomieszczenie zawsze po brzegi wypełnione ludźmi nie dawało możliwości jego spełnienia, aż do dziś. Brunetka nie mogła powstrzymać szerokiego uśmiechu, który mimowolnie wkradł się na jej usta, będąc wyrazem czystej radości, widocznej również w roześmianych, niebieskich tęczówkach. Przymknęła na chwilę powieki, całkowicie poddając się tylko sobie znanej melodii, której strzępki usłyszeć można było w głośnym nuceniu dziewczyny, kiedy jest otworzyła, spomiędzy jej ust wydobył się zdławiony pisk na widok osoby stojącej przed/pod nią. Stanęła w miejscu niczym kamienny posąg, kiedy dotarło do niej, że niespodziewanym gościem okazuje się być Fillin. Opuściła głowę, pozwalając aby brązowe kosmyki na chwilę zakryły jej twarz oraz malujące się na niej uczucia wstydu i zażenowania, które ustąpiły gdy ujrzała rozbawioną minę Ślizgona. Odstawiając miseczkę z łyżka na zielony materiał, usiadła mając teraz twarz chłopaka naprzeciwko swojej. Rozchyliła delikatnie różowe wargi w wyrazie zaskoczenia. - Mmm… Pamiętałeś? - zapytała, patrząc na niego czułym wzrokiem, odbierając od niego niewielką torbę. Założyła brązowe pasmo włosów za ucho, ruszając w zabawny sposób nosem, gdy okulary zsunęły się jej nieco niżej; poprawiła je ruchem ręki. - Jesteś taki kochany - powiedziała, patrząc mu w oczy, po czym całą swoją uwagę skupiła na podarunku - i słodki! - dodała, uśmiechając się przy tym szeroko. Zdjęła ozdobny papier, jego strzępy odrzucając na bok. Widząc dobrze znane sobie barwy, uśmiech Oli automatycznie powiększył się. Obróciła futerał kilka razy w dłoniach dokładnie go oglądając, ale również doszukując się ukrytego haczyka, słysząc ostrzeżenie padające z ust Ślizgona. Zmarszczyła brwi, posyłając mu podejrzliwe spojrzenie, choć w głębi duszy wiedziała, że nie byłby on zdolny do tego, aby zrobić jej jakiegoś psikusa. Zbyt mocno lubił Boyda i ją chyba trochę też? Myśli Gryfonki od razu skupiły się na jego osobie, która w obyciu była znacznie przyjemniejsza niż Jeremy i choć doskonale wiedziała, że Ó Cealláchain traktuje ją jak młodsza siostrę nie potrafiła odmówić sobie tej przyjemności i od czasu do czasu robić w jego kierunku dwuznaczne aluzje. Nigdy nie ukrywała tego, że jej się podoba - podobnie jak połowie szkoły - nawet jeśli z góry skazana była jedynie na byciu siostrą przyjaciela w jego oczach. - Powinnam się chyba jakoś odwdzięczyć za ten prezent - oznajmiła, patrząc na niego z swawolnym uśmiechem na ustach, oparła dłonie na drewnianych rantach stołu, wychylając się w kierunku Ślizgona jakby miała skraść mu zaraz całusa.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
O mały włos sam nie podskakuje, kiedy tak piszczysz znienacka i aż się zatrzymuję na chwilę, by rozejrzeć się na prawo i lewo, czy aby tuż za mną nie idzie jakaś szyszymora. Szybko jednak orientuję się, że raczej tu chodzi o kwestię zażenowania z sytuacji, nie zaś nic faktycznie strasznego. Ponieważ ja wciąż jestem bardziej rozbawiony, nie w żaden sposób zawstydzony przyłapaniem na głupich tańcach, podchodzę do dziewczyny z moją paczką. Wzruszam ramionami, kiedy jesteś szczerze zdziwiona, że pamiętałem o urodzinach. W końcu co roku coś tam Ci dawałem, tylko zazwyczaj na spółkę z Boydem, teraz jednak nie mogliśmy się dogadać co do tego (co jest dość ironiczne, jak na fakt, że obecnie mieszkamy ze sobą) i w końcu każdy z nas wymyślał coś swojego. - Mhm - mówię tylko kiedy wymieniasz moje zalety w postaci bycia kochanym i słodkim, bo zazwyczaj jest mi nie do końca zręcznie, słysząc to od kogoś kto dzielił ten sam brzuch z Boydem. Macham ręką, byś otworzyła jak najszybciej pudełeczko, równocześnie mając nadzieję, że nie usłyszę więcej komplementów. - Ale nie ugryzie Cię - zaręczam jeszcze, bo wyglądasz jakbyś właśnie tego się najbardziej bała. Zawsze starałem się być dla Ciebie uprzejmy, głównie ze względu na Boyda, potem już uznałem, że jesteś przyjemnym towarzystwem. Zazwyczaj, bo czasem Twoje droczenie się ze mną sprawiało, że byłem bardzo przerażony, skoro do ucieczki, bądź czasem zwyczajnie zły, kiedy byłem nie w humorze na straszne dla mnie żarty. Szczególnie, że teraz jesteś jeszcze na tyle młoda, a ja z Boydem na tyle blisko, że granica między nami jest dla mnie wyjątkowo wyraźna; co nie przeszkadza mi żyć w ciągłym strachu, że kiedyś się może zatrzeć, kiedy wypije zbyt dużo, czy coś w tym stylu. Mam jednak nadzieję, że do tego czasu już znajdę kogoś kto będzie chciał mnie nosić na plecach przy każdym upiciu i pilnować przed robieniem głupot. Skoro ponoć podobam się połowie szkoły (byłbym bardzo zaskoczony tym stwierdzeniem), powinna się znaleźć jakaś silna niewiasta. - Nie wiem jak miałabyś się odwdzięczyć, jesteś dość bezużyteczna - droczę się z Tobą z szerokim uśmiechem, przy okazji cofając się o dwa kroki kiedy ty również próbujesz ze mnie żartować. W Twoim dniu Ci jednak wybaczę. - Planujesz dziś tańczyć sama po wszystkich stołach w Hogwarcie? - pytam jeszcze o Twoje plany urodzinowe, rozglądając się w poszukiwanie jakichś Twoich koleżanek, czy czymś w tym stylu.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Głównym powodem zaskoczenia Olivii był fakt, że Fillin wręczył jej prezent sam, a nie jak miał to w zwyczaju wraz z Boydem, którego dziewczyna uważała za głównego powodyra całego przedsięwzięcia związanego z jej urodzinami. Nawet przez myśl dziewczynie nie przyszło, że Ślizgon tak sam z siebie robił coś takiego dla niej. Gdy sobie to uświadomiła, dziwne ciepło rozlało się wpierw w sercu, a później po po całym ciele brunetki, wywołując uroczy uśmiech na wąskich ustach. Niebieskie oczy zalśniły wyraźnie wpatrzone w postać bruneta, z wyrazem delikatnego rozmarzenia. Och! Jakby chciała być czasem i w jego spojrzeniu ujrzeć coś więcej, jakiegoś rodzaju zainteresowanie poza tym zwykłym, przeznaczonym dla siostry najlepszego przyjaciela. Pokręciła z rozbawieniem głową, widząc jak w nieco krępujący sposób chłopak przyjmuje komplementy, skierowane w jego kierunku, choć w gruncie rzeczy Olivia mówiła szczerą prawdę. Być może zbyt mocno dała mu odczuć, że lubi go bardziej? Czy było to widoczne w jej spojrzeniu, gestach i słowach? Ależ oczywiście, że tak! I była tego bardziej niż świadoma, a jednak wciąż bawiło ją to, jak bardzo Fillin chce od tego uciec; ten głupi kodeks przyjaciół. Słysząc zapewnienia Ślizgona, raz jeszcze obdarzyła go podejrzliwym spojrzeniem, jednak ostatecznie z dużą dozą ostrożności otworzyła etui, a sekundę później - nie zdążyła w porę zareagować - okulary z jej nosa wylądowały w pudełku. Otworzyła zaskoczona usta, które mimowolnie ułożyły się w literę "o", jednak przenosząc ponownie wzrok na chłopaka uśmiechnęła się szeroko, pokazując białe zęby. Oli zdawała sobie spraw z różnicy, jaka istniała między nią a Ślizgonem; była dużo młodsza, była siostrą najlepszego przyjaciela, bywała irytująca. Jednak w odczuciu samej Olivii nie stanowiło to żadnego problemu, bo przecież tak naprawdę liczy się chemia między ludźmi, a nie jakieś poboczne sprawy, czyż nie?! Gdyby tylko Gryfonka wiedziała, czego tak naprawdę Fillin szuka w dziewczynie swoich snów zapewne zrobiłaby wszystko, byleby tylko w niej ujrzał te cechy. Może nawet je posiadała? Tylko zaślepiony honorem i wiernością względem przyjaciela, chłopak nie potrafił dostrzec ich u Callahan. Może była jeszcze zbyt nieokiełznana przez co ciężko było ujrzeć w niej tą delikatność i kobiecość, którą charakteryzowały się inne dziewczęta w Hogwarcie? A może zwyczajnie chodziło o to, że zbyt często i szybko potrafiła zauroczyć się innym chłopakiem, zapominając na chwilę o brunecie,choć zawsze pozostawała wierna - wracając. Zmarszczyła brwi widząc, jak chłopak cofa się. Czyżby się bał, że ona naprawdę zdolna jest go pocałować? - Potrafię znacznie więcej niż przypuszczasz - odpowiedziała przekornie, zakładając brązowe włosy za plecy. Pozostając w tej samej pozycji, zaczęła machać nogami w powietrzu, przygryzając delikatnie górną wargę, przez chwilę z uwagą przyglądając się otrzymanemu prezentowi, by po chwili wyjąć z niego okulary i założyć je ponownie na nos - bez nich widziała znacznie gorzej. Odłożyła etui na bok, biorąc miseczkę z lodami w dłonie od razu pakując sobie ich porcję łyżeczką do buzi. - Dlaczego ode mnie uciekasz, hm? - zapytała beztrosko, jednak ciekawa była odpowiedzi, której udzieli. Na pytanie padające z ust Ślizgona, pokręciła przecząco głową. - Ten jeden był moim marzeniem - odpowiedziała ze szczerym uśmiechem. - Nikogo poza nami tu nie ma, więc… - oznajmiła widząc, jak się rozgląda. Przybrały trochę subtelnie zmysłowy ton głosu, oblizując łyżkę, gdy zrobiła dwuznaczną pauzę w swojej wypowiedzi - możemy to wykorzystać - dodała, starając się zachować powagę, co wymagało od niej wiele samokontroli, gdyż mina chłopaka była wręcz zabójcza.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
W zasadzie mogłem po prostu wysłać prezent, byś mogła go odkryć rano po obudzeniu. Ale zwyczajnie o tym nie pomyślałem, uznając że po prostu spotkam Cię gdzieś po drodze. Oczywiście bardzo szybko tego żałowałem kiedy biegałem niemądrze od sali do sali; i tak naprawdę gdybym Cię tu nie spotkał, pewnie poszedłbym w końcu zwyczajnie wysłać Ci paczkę. I teraz też tak sobie myślę kiedy patrzysz tak na mnie wzrokiem, który mnie peszy i nie wiem co w zasadzie mam z nim zrobić. Boję się, że jakimiś próbami wytłumaczenia Ci bezsensowności Twoich prób, mogę Cię jakoś zranić, a co jak co, ale siostry najlepszego ziomka, nie mogę ranić. A poza tym, jestem przekonany, że doskonale sobie zdajesz sprawę z tego jak Cię traktuję i po prostu sprawdzasz tylko, czy wciąż jestem bardziej lojalny w stosunku do Twojego brata, niż dla Ciebie. Po prostu nie przejmujesz się, że stawiasz nie w niestosownej sytuacji i nawet jakbym Ci to powiedział, trudno by był Ci zmienić nagle swoje postępowanie. I wyszłoby jeszcze bardziej niezręcznie. No przynajmniej póki nie robisz nic więcej oprócz gadania i robienia wielkich oczu, nie muszę podejmować żadnych radykalnych kroków w postaci mówienia o Twoich uczuciach. Na samą myśl o tym przechodzi mnie dreszcz. Oczywiście moje zachowanie wynikało z tego, że po pierwsze, wciąż jednak byłaś sporo młodszą ode mnie siostrą Boyda, po drugie często miałem wrażenie, że robisz to specjalnie, żeby robić na złość bratu swoimi tekścikami; wprawiając nas w zakłopotanie. Obstawiałbym, że gdybym nagle oznajmił, że możemy ze sobą być, ty byś przez chwilę była zafascynowana i zakochana, ja bym wystawił na próbę moją przyjaźń z Boydem, a skończyłoby się to wszystko farsą. A oprócz tego nie mam pojęcia jeszcze czego szukam w kobiecie tak naprawdę, póki co próbuję to odkrywać wśród wielu z nich. - Mhm - odpowiadam równie niemrawo co poprzednio na Twoje słowa, unosząc do góry brwi, kiedy cofałem się ostrożnie. - Wydaje ci się - odpowiadam lakonicznie na pytanie o uciekaniu, bo przecież dobrze wiesz dlaczego uciekam. A ty dalej kontynuujesz swoje gadki, a ja robię zmieszaną minę i zwyczajnie odchodzę od Ciebie dalej, mrucząc jakieś Eh, pod nosem. Wyciągam różdżkę, by machnąć nią bez wypowiadania zaklęcia, a kij bilardowy ląduje w moich rękach, zaś drugi staje przed Tobą. - Okej, to wykorzystajmy ten czas. Mogę z tobą zagrać jeśli chcesz, a potem muszę lecieć - proponuję i ponownie wykonuję ruch różdżką, a bile samodzielnie układają się na środku. - Umiesz sterować? - pytam i macham różdżką, siadając na pierwszej lepszej kanapie; mój kij bilardowy porusza się wraz z nią, podrygując w tańcu do muzyczki, której mu gram.
Gierka:
1,2 - Nic się nie dzieje 3 - Wrzucona bila przeciwnika 4 - Jedna z magicznych bil rzuca się na Ciebie i uderza. 5,6 - Wbicie swojej bili
+ trzy takie same cyfry pod rząd to wbicie czarnej!
Bile: Fillin 0/3, Olwia 0/3
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Olivia nie potrafiła dokładnie określić, co takiego miał w sobie Fillin, że gdy znajdował się w pobliżu - nawet jeśli wokół niego zgromadzonych było kilka innych osób - jej wzrok mimowolnie spoczywał na nim. Wówczas na ustach brunetki pojawiał się szeroki i uroczy uśmiech, zaś w niebieskich tęczówkach iskierki radości wymieszane z uwielbieniem. W zasadzie Ślizgon mógł wysłać prezent pocztą, zamiast szukać Oli po całym zamku, a jeśli to zrobił to musiało mu w jakiś sposób zależeć na tym, aby osobiście jej go dać. Nie spodziewał się jednak reakcji dziewczyny, która była aż nazbyt entuzjastyczna a możliwość okazania swojego zainteresowania Fillinem była zbyt kusząca, by się jej przeciwstawić. Gryfonka zachowywała się wobec chłopaka w taki sposób, że wywoływała u niego zawstydzenie, jednak wydawała się tym zupełnie nie przejmować. Może dlatego, że dla niej była to jedynie swego rodzaju gra? Zabawa, mająca na celu nieco urozmaicić ich życie. Olivia doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że dzieli - a jednocześnie łączy - ich zbyt wiele, by mogło między nimi dojść do czegoś więcej. W dodatku Callahan nie była zbyt mocno rozwinięta w relacjach damsko-męskich i poza pocałunkami czy też mało znaczącymi spotkaniami nie oczekiwała żarliwej miłości. Na tego rodzaju ekscesy była zbyt młoda i zbyt wiele rzeczy chciała jeszcze w swoim życiu spróbować z różnymi osobami. Dlatego w swoich zauroczeniach zupełnie się nie ograniczała, co i raz zmieniając obiekty swoich westchnień. Spojrzała na chłopaka podejrzliwie, lecz z ust brunetki nie schodził zawadiacki uśmieszek. Oboje wiedzieli, że prawda jest zupełnie inna. Nie skomentowała jednak próby oszukania jej. Liv była osobą bardzo nieprzewidywalną, jej humor, jak i nastawienie zmieniały się wraz z upływającym czasem, dlatego widząc, że Fillinowi coraz bardziej dokucza jej postawa, postanowiła zmienić taktykę. Westchnęła głośno, uderzając stopami o posadzkę. - Fillin, przestań się tak mną przejmować - rzuciła, uśmiechając się do niego uroczo, choć próżno było szukać w tym uśmiechu, jakiegoś głębszego zainteresowania, a tym bardziej uczucia. - Właściwie to jestem umówiona na randkę - dodała, mając nadzieję, że ta informacja go trochę uspokoi, a on sam rozluźni się nieco. Pochwyciła kij, który lewitował koło jej ciała, widząc jak bile w odpowiedni sposób układają się na stole. - Tak - odpowiedziała pewnie skłaniając się ku kłamstwu, gdyż nigdy wcześniej nie grała w bilard, ograniczając się jedynie do lotek. Złapała kij w dłonie, tak jak widział, że kiedyś robią to inni, lecz gdy wykonała ruch, nic się nie wydarzyło. Spojrzała na Ślizgona przygryzając wargę. - Dobra. Nie umiem grać - przyznała się, posyłając mu niewinny uśmiech.
Po całym tygodniu nauki każdemu należała się chwila na złapanie oddechu. Czy to leżąc do góry brzuchem w dormitorium, wychodząc z zamku w towarzystwie przyjaciół czy po prostu poświęcając trochę tego czasu rozegranie partyjki eksplodującego durnia. Nareszcie udało jej się umówić z @Lilyanne Scarlett Craven i po dogadaniu rano szczegółów, ustaliły spotkanie w pokoju rozrywek równo na 18. Ta godzina wydawała się być najlepsza, pozostawało jedynie pytanie, czy o tej porze znajdą tam jeszcze miejsce na swoją grę. Pomieszczenie było mocno oblegane przez uczniów i możliwość zastania go pustego była mała. Isilia nawet nie liczyła na to, że będą same. Chciała po prostu dwóch wolnych krzeseł przy stoliku. Kilka minut przed umówioną godziną Smith stanęła przed drzwiami i pociągnęła za klamkę. Nie mogła uwierzyć w to, że pokój okazał się być pusty. Nie było ani jednej żywej duszy. Przeszła przez próg i zamknęła drzwi, żeby wolnym krokiem skierować się w stronę stolików. Położyła na jednym z nich talię kart do tarota i zaśmiała się. Naprawdę miały dzisiaj szczęście, że uczniowie postanowili wybrać inne formy rozrywki, a w każdym razie nie tutaj. Tym lepiej dla nich, będą mogły się rozgościć i niczym nie przejmować. Wiedziała, że za kanapą znajduje się kosz, którego zawartość niekiedy bywała naprawdę imponująca i tam też po chwili się znalazła, wyjmując dwie butelki kremowego piwa. Mignęło jej coś, co mogło być alkoholem, ale póki co nie miała ochoty na nic mocniejszego. Nie wiadomo, jak się potoczy rozgrywka, a musiała jakimś sposobem dostać się później spowrotem do dormitorium. - To jak, gotowa na przegraną? - powiedziała na przywitanie, słysząc zamykające się drzwi.
Wasilisa Fiodorow
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : króciutkie włosy; piegi; wyłupiaste oczy
To nie było fajne. Poranne śniadanie było pyszne tak jak zawsze, a sok dyniowy smakował zupełnie normalnie. Dlatego Wasia, gdy po godzinie zmieniła się w starszą wersję siebie i nagle przybyło jej zmarszczek, nie miała pojęcia kogo o to obwiniać. Ostatnio przecież była miła dla wszystkich. Żadnych żartów, żadnych głupszych wyskoków… Pomogła nawet jakiemuś niepewnemu siebie pierwszakowi w lekcjach! A tu nagle zmieniła się w siebie w wieku około 45 lat. Wasiula podejrzewała, że ktoś, kto musiał zrobić wcześniej niezły research postanowił się za coś odegrać. Może i zasługiwała – kto wie, ona nawet nie pamięta wszystkich swoich wyskoków. Co nie zmienia faktu, że nagła utrata słodkiej młodości mocno nią poruszyło. - Ktokolwiek dodał mi eliksir postarzający do jedzenia, Z DUPY NOGI POWYRYWAM! – wrzasnęła w dormitorium Gryfonów. – JAK TYLKO SIĘ DOWIEM KIM JESTEŚ, BĘDZIE ŹLE. Co prawda były to czcze groźby – mimo że Wasia czuła się nieco niepewnie w nowym ciele, to nadal było to jednak całkiem zabawne. Zemścić się - zemści, to na pewno, ale raczej bez odrywania kończyn i wrzasków. W każdym razie postanowiła się nie pokazywać szerszej publiczności w dormitorium. Opuściła swoją grupkę znajomych, wzięła kalimbę i ruszyła korytarzem, by zaszyć się w którejś z sal. Na początku chciała wybrać jakąś mało uczęszczaną, ale po chwili uznała, że nie chce być sama. Ruszyła na czwarte piętro, do Pokoju Rozrywek. Nie było tu dużo ludzi, co ją nieco zdziwiło – tylko jakaś parka czwartoroczniaków chichocząca w kącie, może ktoś jeszcze w drugim kącie. Wasia rozejrzała się po pokoju i podeszła do stołu bilardowego. Nie bardzo wiedząc co robi, złapała kij i chciała pochylić się nad stołem by odbić jedną z kolorowych kul, ale coś nagle boleśnie strzyknęło jej w plecach. – Szto je parodia jakaś… - wymamrotała, rozcierając bolesne miejsce. Dobra, zero ruchu w takim razie. Rozejrzała się po pokoju i w końcu zasiadła na fotelu. Pomacała się po twarzy. Zmarszczka, zmarszczka, o! Zmarszczka. Wspaniale… Wyciągnęła więc kalimbę i zaczęła na niej brzdąkać jeden z klasyków – najpopularniejszą piosenkę Dudniących Kelpii, oczekując końca działania eliksiru.
Leonardo był wściekły. Nigdy wcześniej nie spotkał się w Hogwarcie z taką sytuacją. Gdy po zjedzeniu posiłku w Wielkiej Sali ruszył żwawym krokiem w stronę dormitorium, zaczął się zastanawiać, dlaczego ludzie tak dziwnie na niego patrzą, co chwilę chichocząc. Może ubrudził się jedzeniem? Tak, to było najbardziej logiczne wytłumaczenie, zawsze to robił podczas posiłków. Na pewno na twarzy miał jakąś zaschniętą resztkę pokarmową, która budziła ogólne rozbawienie. Z przyzwyczajenia więc podniósł rękę do twarzy, żeby przetrzeć ją wierzchem dłoni, jednak nagle znieruchomiał. Jak to? Jakim cudem jego twarz jest aż tak obwisła? Postanowił jak najszybciej wejść do jakiegoś pomieszczenia z lustrami. Na ratunek przyszedł mu Pokój Rozrywki, gdzie jeśli nie lustro, to z pewnością znajdzie się jakaś szyba, w której odbije się jego twarz. Tak też się stało. - Co to ma być? - zapytał na głos, zaskoczony tym, jak wygląda jego twarz. Może trudno uwierzyć, ale lustrze zobaczył człowieka, starszego od siebie o jakieś trzydzieści lat. Twarz była pomarszczona, worki pod oczami tak ogromne, że ledwo rozpoznał swoje odbicie. Przekrzywił głowę, wpatrując się tak w siebie. - Chyba czas wyprowadzić się z tej zasranej szkoły, może we własnym domu nikt nie będzie robił takich okrutnych żartów - jęknął cicho, rejestrując, że jego głos stał się jakby trochę bardziej zachrypnięty. Spojrzał na swoje dłonie, stare, pomarszczone, z widocznymi zwyrodnieniami. Jezu. Co za straszne doświadczenie. Stał tak, wpatrując się w siebie i zastanawiając głośno czy taki żart dotyczył większej części uczniów, czy konkretnie on podpadł jakiejś osobie, która chciała się na nim w jakiś sposób zemścić. Oglądając się z każdej strony mamrotał pod nosem stek przekleństw, zastanawiając się, co może teraz zrobić i jak długo utrzymuje się działanie tego eliksiru.
Wasilisa Fiodorow
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : króciutkie włosy; piegi; wyłupiaste oczy
Na początku Wasia nie zwróciła uwagi na mężczyznę, który wszedł do pokoju. Dalej brzdąkała na kalimbie i zastanawiała się nad własnym losem i pomysłem na zemstę. Bo zemściś się trzeba. Po chwili jednak mężczyzna zaczął mamrotać coś o okrutnych żartach, a to zdecydowanie zwróciło jej uwagę. Podniosła głowę znad kalimby i spojrzała na mężczyznę, który wpatrywał się w okno i złorzeczył nad głos. Wasiula widziała go z boku, ale od razu mogła stwierdzić, że mężczyzna jest zbyt stary jak na zwykłego ucznia. A profesorów znała wszystkich. Szybko zaświeciła jej się lampka w głowie – ten ktoś również został tak okropnie potraktowany i go postarzyli! Natychmiast odłożyła kalimbę na bok i podniosła się z fotelu. Kolana jej strzyknęły, ale Wasia jakby tego nie zauważyła. - Hej, staruszku! – krzyknęła. Podbiegła bliżej mężczyzny i wyszczerzyła zęby. Facet miał na oko… pięćdziesiąt lat? Coś koło tego. Dłuższe niż jej włosy i błękitne oczy. - To miejsce tylko dla uczniów i studentów, proszę pana… Nie no, żartuję. Ciebie też zmienili? Bo ja TOTALNIE nie wyglądam tak zazwyczaj. Wasia jestem, Wasia Fiodorow, z Gryfków. No, ale słuchaj. Ja Ciebie znam? Nie, chyba nie znam. A może znam? Nieważne. Ważne, że Tobie również podali ten eliksir… No, to jest nas dwóch. Trzeba tych ziomków złapać i wymyślić im coś równie okropnego. Też zacząłeś się zmieniać jakiś czas po śniadaniu? Bo to było serio straszne… znaczy wiesz, zabawne, ale jednak nie czuję się za dobrze w takiej niezbyt… zręcznej i nieprezentatywnej formie. Jakbym była zamknięta w niewygodnym, niedzisiejszym kombinezonie. Y-y, nope. Stała tak naprzeciwko niego, przy swojej przemowie żywo gestykulując, przechodząc od szerokiego uśmiechu, po zamyślenie, aż do zniechęcenia. Ale teraz uśmiechała się do niego zachęcająco. Wasia była bardzo żywa i ekspresywna, nie miała też problemu, by zupełnie nieznajomych ludzi traktować od razu jako przyjaciół – tak też podeszła do nieznanego jej mężczyzny. Od razu zakładała, że mogą być świetnymi kumplami.
Na pierwsze wołanie kobiety w ogóle nie zareagował. Staruszku? To przecież na pewno nie do niego, on jest piękny i uroczy jak młody bóg, a nie jakiś staruszek. Po chwili zreflektował się jednak, że ludzie również postrzegają go teraz jako pomarszczonego człowieka. Uśmiechnął się lekko i obrócił w stronę kobiety, lustrując ją od góry do dołu. Również wyglądała, jakby padła ofiarą jakiegoś dowcipu. Może to jednak nie on komuś podpadł, tylko wszyscy Gryfoni? - Wygląda na to, że ja też padłem ofiarą tego kretyńskiego dowcipu. Z imienia kompletnie nie mogę Cię skojarzyć, a z wyglądu - wzruszył bezradnie ramionami. Nie był w stanie na tej podstawie nic powiedzieć. Przecież to niemożliwe, żeby wszyscy tak wyglądali. To jakaś straszna pomyłka. - Też jestem z Gryffindoru, ale długo mnie nie było, masz prawo mnie nie kojarzyć. Leonardo Taylor Björkson - uśmiechnął się szeroko, wyciągając do niej rękę. Z reguły było to urocze, ale czy teraz, z twarzą pięćdziesięciolatka zachował dalej swój urok osobisty? - Tak, to stało się właśnie po śniadaniu. Czy wiesz, jak długo ten eliksir będzie działał? Jestem totalnie zielony, a mam jeszcze dzisiaj tyle spraw do załatwienia.. - wymruczał pod nosem, zerkając na dziewczynę z nieukrywanym rozdrażnieniem. Przypomniał sobie o wszystkich planach na dzisiejszy dzień, które nagle diabli wzięli. Dobrze, że trafił na kogoś, kto przeżywa dokładnie to samo co on. Może jakoś łatwiej będzie mu przez to przejść? - W ogóle to strasznie dawno mnie tu nie było. Jednak to miejsce, jak i prawie cały Hogwart w ogóle się nie zmieniły - uśmiechnął się szczerze, wędrując do baru i kopiąc pod sokami dyniowymi. Chciał znaleźć kremowe piwa, które zawsze były tam u kryte i bingo! udało się. Wziął jedno dla siebie i jedno dla dziewczyny, uśmiechając się od ucha do ucha. - Cóż, może chociaż to odrobinę poprawi nam humor? - oparł, mrugając do niej wesoło. Dalej nie mógł się nadziwić, jakim cudem zmienił się w siebie z przyszłości. Odkrył jednak z ulgą, że ruchomość stawów, mimo że odrobinę spowolniała, to nie była wcale jakoś strasznie ograniczona. Chociaż tyle dobrego. Za kilka lat nie będzie musiał się martwić o to, że nie uda mu się zawiązać butów.