Na czwartym piętrze, z myślą o studentach powstał obszerny Pokój Rozrywek. W miejscu tym, każdy uczeń może się nieco zrelaksować. Zapewne dlatego miejsce to jest tak popularne i raczej nigdy nie świeci pustkami. Znajdują się tutaj dwa duże stoły bilardowe, tarcza do gry w rzutki, kilka stolików do gry w szachy, a także do eksplodującego durnia. Na szafkach znajduje się kilka klasycznych czarodziejskich gier, chociaż można tu znaleźć i coś bardziej mugolskiego. W rogu pokoju stoi nieco zniszczona, stara kanapa, zwykle przez kogoś zajmowana. Natomiast za nią jest duży kosz, który dzięki zaklęciom, zawsze chłodzi jego zawartość, czyli różne butelki z napojami. Zazwyczaj pod sokami dyniowymi ukryte są butelki piwa kremowego, a i niekiedy można znaleźć tam coś innego.
Od jakiegoś czasu temat animagii a stałe wygrzebał sobie miejsce w jej mózgu pośród sterty innych głupich rzeczy. Rozpostarł się tam bezwstydnie i zajmował dziewczynie zdecydowaną większość jej wolnego czasu. Nie wiedziała dlaczego aż tak jej na tym zależało, niemniej nie szukała przyczyny. Korzystała z faktu, że posiadała już jakąś wiedzę i udoskonalała, rozwijała ją, jak na razie w swoim własnym zakresie. Miała w planie wykorzystać dostępne dla niej sposoby na to, aby nauczyć się więcej, a jeśli to wciąż będzie za mało, zacznie szukać pomocy w ramionach innych ludzi, którzy będą na tyle mili, aby jej tej pomocy udzielić. Przesiadywała w pokoju rozrywek, ponieważ wiedziała, że tutaj nie zostanie odnaleziona przez swoich znajomych z Gryffindoru. Ci wzięliby ten pokój za ostatnie miejsce, w którym można odnaleźć dziewczynę. Ona sama potrzebowała skupienia, a wbrew pozorom, ta dziwna atmosfera, jaka panowała w tym miejscu, pomagała jej ten stan osiągnąć. Głosy, krzyki i piski innych uczniów jak i studentów, odbierała jako przyjazne szeleszczenie w tle, dzięki któremu miała sposobność odciąć się i skupić na własnym głosie, słyszanym tylko przez nią. Przeciągnęła się w zajmowanym fotelu, prostując ręce i nogi przerzucone przez przeciwległe oparcia. Po chwili wróciła pergaminem przed swój nos, aby znów skupić się na czytanej właśnie recepturze. Dotychczas udało jej się ustalić, że aby przemienić się animagicznie po raz pierwszy, należało wpierw uwarzyć odpowiedni eliksir. I tutaj pojawiał się pierwszy problem, jaki dotychczas Gryfonka napotkała na swojej drodze; była beznadziejna w eliksirach. Porzuciła ten przedmiot tak szybko, jak było to tylko możliwe i nigdy nie wróciła na lekcje. Tymczasem los postanowił spłatać jej figla i postawić tę dziedzinę magiczną na jej drodze do opanowania animagii. Dlatego też od dłuższego czasu ślęczała nad recepturą eliksiru animagicznego, z której to nie rozumiała praktycznie nic. Równie dobrze ktoś mógłby mówić teraz do niej po chińsku, a zrozumiałaby dokładnie tyle samo z tego bełkotu. Jej spokój i skupienie zostały przerwane przez głos. Normalnie nie zwróciłaby na to w ogóle uwagi, jednak właściciel tego głosu wielokrotnie uprzykrzał jej życie, przez co Imogen rozpoznawała go w ciemno, bez najmniejszego problemu, w samym środku nocy. - Interesujesz się czymś więcej niż zaliczeniem kolejnej dziury? - odbiła od razu, nawet nie podnosząc na chłopaka wzroku. Odrzuciła kosmyk włosów, który to pojawił się na jej piegowatym licu i spróbowała znów skupić na odpowiednim fragmencie. Niestety, nie mogła go odnaleźć kiedy miała świadomość, że Wacław był tak blisko niej. Szlag by go trafił...
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Spojrzał się na Gryfonkę z niesmakiem, słysząc jej pytanie. Uznał za retoryczne. Przynajmniej niewarte odpowiedzi, Wacław nie miał zamiaru się zniżyć do jej poziomu. Przedszkolnego, jak już wcześniej to ustaliliśmy. Było coś drażniącego w jej tonie, ledwo wyczuwalna nuta pogardy zmieszanej z chłodną, pozornie niewinną uszczypliwością. Co prawda, gdyby sytuacja była inna, być może mógłby się nawet dopatrzyć w tym pewnej zmysłowości – subtelna arogancja w innych okolicznościach mogłaby mieć urok. Teraz jednak wszystko, co mówiła, brzmiało dla niego niesmacznie i pretensjonalnie. Coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że Imo to jedynie wyniosła, kapryśna seksistka, która szuka okazji, by wywyższyć się cudzym kosztem. Nie to że sam był lepszy. - Może to ja jestem dziurą i chcę, żeby ktoś zaliczył mnie? - Odpowiedział pytaniem na pytanie, żeby trochę jej uschło w ustach. Po wypowiedzeniu tych słów dopiero się zastanowił czy rzeczywiście mają taką moc, jak w jego głowie. Przecząca odpowiedź go nieco rozczarowała, ale niezachwiana pewność siebie musiała przejąć wyższość. - Znaczy... Po co mam się interesować czymś innym skoro w zaliczaniu jestem dobry? - Wzruszył ramionami od niechcenia po czym się do niej dosiadł, perfidnie spoglądając na jej pergamin. Zaśmiał się pod wąsem, jakby rozbawienie ogarnęło go nagle i całkowicie, a jego usta wykrzywiły się w szerokim, kpiącym uśmiechu – niczym dziecko, które nie może oderwać wzroku od słodyczy. Wyraz jego twarzy jednak szybko zmienił się, gdy dojrzał, co Gryfonka tak namiętnie studiowała. Początkowa wesołość ustąpiła miejsca pełnemu politowania uśmieszkowi, gdy jego wzrok natrafił na schemat – precyzyjny, szczegółowy diagram, wyjaśniający proces przemiany w animaga z biologicznego punktu widzenia. Była to ilustracja zaczerpnięta z książki, której treść wydawała się nie tylko trudna, ale i wyjątkowo zaawansowana. Większość pojęć i nazw skomponowano z łacińskich terminów, a tekst przepełniały specjalistyczne zwroty, których znaczenie wymykało się przeciętnemu zrozumieniu. Nawet Wacek lubiący się w eliksirach raczej domyślał się większości treści niżeli szczerze i bez problemu ją rozumiał. Obserwując Gryfonkę tak pochłoniętą tą niełatwą lekturą, nie potrafił powstrzymać się od myśli, że jej wysiłki są cokolwiek daremne – wszak transformacja animagiczna była sztuką, która bardziej zależała od talentu i intuicji niż od książkowej wiedzy. Wodzirej siedział przy dziewczynie i nie odzywał się. Spojrzenie wbił sobie w tyłki osób grających przy stole do bilardu i czekał aż jego osoba sama z siebie zacznie wkurzać dziewczynę.
Miała szczerą nadzieję, że te słowa, które skierowała w stronę Wacka wystarczą, aby chłopak odpuścił i poszedł sobie w siną dal. Niemniej okazało się, że ten dalej zamierzał ją nękać, cokolwiek przez to rozumiał. Nie bardzo wiedziała, skąd brało się to wszystko, dlaczego ich relacja wygalała w ten sposób, jednak utarło się to wszystko już na tyle, że wciąż powracali do tego niemiłego względem siebie zachowania, jak do czegoś kompletnie normalnego. Niesnaski z przeszłości, które powinny być już dawno zapomnianymi, zbyt mocno odcisnęły na nich piętno i prawdopodobnie tak miało pozostać przez jeszcze bardzo długi czas. Nie wytrzymała i podniosła na niego wzrok pełen politowania, kiedy usłyszała kolejne jego słowa. Delikatny uśmiech zagościł na jej wargach, pokręciła z niedowierzaniem głową, nie bardzo wiedząc, jakim cudem podobne zdanie mogło paść z jego ust. Autor chyba sam szybko doszedł do wniosku, że coś tutaj było nie tak, bo zaczął się poprawiać w miarę szybko, jednak eliksir się rozlał i raczej było już za późno. Imogen pozostawało z głęboki westchnięciem wrócić do studiowanego przez nią przepisu, który stanowił o eliksirze animagicznym. Śmiech, który wydobył się spomiędzy jego warg sprawił, że Imogen mimowolnie znów się oderwała od eliksiru i podniosła na niego swój wzrok. Coś w jego minie sprawiło, że jej własne brwi mimowolnie się ściągnęły, a ona zaczęła się zastanawiać o co chodzi. Ciekawość wykiełkowała w jej mózgu i powiększała się z każdą kolejną sekundą. W końcu nie wytrzymała i przełamała się. Ciekawość wygrała nad ogólną niechęcią, którą odczuwała względem Puchona. - Powiesz mi o co chodzi, czy będziesz dalej siedział tak napuszony jak jakaś sowa? - zapytała, odkładając przepis na bok. Zaplotła ręce na wysokości klatki piersiowej i wpatrywała się w niego upartym wzrokiem. Opcje w jej opinii były dwie; albo powie jej to, co chciała wiedzieć, albo pójdzie w cholerę i przynajmniej przestanie wkurzać i przeszkadzać swoją gębą w skupieniu się przez dziewczynę. Obie były nader kuszące w jej odczuciu i nie mogła się doczekać aż Wacław wybierze jedną z nich. Widząc jak ten usiadł obok niej, jak gdyby nigdy nic, jej brwi powędrowały jeszcze wyżej. - Serio? Z całego tego pomieszczenia musiałeś wybrać akurat to miejsce na usadzenie swojej dupy? - nie wytrzymała i musiała o to zapytać, ponieważ jej irytacja powoli osiągała stan zbliżony do krytycznego. Choć miała dziwne wrażenie, że ten akurat fakt sprawi mu pewnego rodzaju satysfakcję.
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Dominacja czasem przejawia się brakiem okazywania emocji – umiejętnością trzymania ich na wodzy, jakby były niczym więcej niż tylko drobną, łatwą do kontrolowania częścią siebie. Opanowanie, wstrzymywanie reakcji, przeciąganie chwili ciszy – te małe gesty mogą okazać się niezwykle skuteczne w wywoływaniu irytacji u drugiej osoby. Puchon doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Z reguły niewiele go to obchodziło, bo miał swoje własne sprawy na głowie, ale czasem przyłapywał się na myśli, jak zabawne i ironiczne jest to, że własne panowanie nad sobą może rozproszyć spokój innych. A on uwielbiał obserwować, jak jego pozorna obojętność sprawia, że ktoś traci grunt pod nogami. - Czyli mój tyłek dalej zajmuje ci większość myśli? - Zapytał, uśmiechając się szelmowsko, trochę jak zdobywca. Było w nim coś z tryumfatora, jakby za każdym razem, kiedy rzucał takie słowa, stawał się królem sytuacji, czerpiąc satysfakcję z drobnych wygranych. Czy robił coś złego? Może trochę, ale czyż to nie tylko niewinne igraszki? Najpierw słowne zaczepki, droczenie się, a potem... cóż, nie zaszkodzi przecież seks na zgodę. Nigdy nie działało to w ich relacji, ale kto by się przejmował logiką, skoro zabawa była przednia, a Wacław – jak zawsze - nie postrzegał Imo w takich kategoriach. W przestronnym pokoju do rozrywki unosił się delikatny zapach świeżości, jakby ktoś niedawno przewietrzył pomieszczenie. W miękkim, rozproszonym świetle, które wpadało przez wysokie okna, widać było dwa młode chłopaki grające w bilard. Właściwie bardziej wyglądali, jakby rozgrywali jakąś skomplikowaną partię szachów – ich miny pełne skupienia, zaciśnięte usta i lekko zmrużone oczy sugerowały, że ta gra to dla nich coś więcej niż tylko sposób na spędzenie wolnego czasu. Stoły bilardowe o ciemnozielonym obiciu idealnie komponowały się z wystrojem pokoju, pełnym wygodnych kanap, książek i różnych gier rozrzuconych po kątach. No i tyłki graczy były przednie. - Czemu czytasz coś, z czego nic nie rozumiesz? - To był tekst o eliksirach, a może coś zahaczającego o animagię, jak podpowiadały mu widoczne rysunki i notatki. - Nie jest to praca domowa z trnsmutacji, bo nie operują tam łacińskimi nazwami ziół. Nie jest to też nic z eliksirów, bo unikasz ich jak ja celibatu. - Zaczął swój tok rozumowania na głos. Nie wiedział jak skończyć argumentowanie swoje hipotezy. Liczył, że dziewczyna sprowokuje się i wyprzęgli.
Nawet nie miała sił skomentować tego, co zaserwował jej Wacław. Zamiast tego wolała spojrzeć na niego z politowaniem, kiedy usłyszała, że jego tyłek rzekomo zajmował dużą część jej myśli. Nie miała pojęcia, jakim cudem doszedł do właśnie takiego wniosku, na podstawie tego, co powiedziała, ale nie zamierzała dochodzić tutaj jakiejkolwiek prawdy. Mogłaby się tylko zagubić pośród gąszczu zakrętów w jego mózgu, a tego zdecydowanie wolała unikać. Pokręciła z niedowierzaniem głową, gotowa wrócić do przerwanej lektury, jakby nigdy nic się nie stało. Ignorować jego obecność najlepiej, jak była w stanie. Podniosła na niego wzrok, kiedy zaczął dalej mówić. Lekko zmarszczyła brwi, delikatnie skonsternowana. Czy to nie było oczywiste? - Czytam, ponieważ chcę to zrozumieć, zapoznać się z tym - wyjaśniła i o dziwo w jej tonie nie kryła się żadna kpina czy konsternacja. Po prostu stwierdzenie faktów. Podrapała się wolną dłonią po głowie. - Przynajmniej będę wiedziała, jakie zadać pytania osobie, którą będę męczyła o pomoc - dodała po chwili, nieco cichszym głosem, jakby to akurat mówiła sama do siebie. Zamyśliła się, niepewna ile powinna powiedzieć Wackowi na temat tego, czemu w ogóle zaprzątała sobie tym konkretnym eliksirem głowę. Nigdy nie miała z nim najlepszych relacji i jakoś wydawało jej się, że akurat ten Puchon był ostatnią osobą, z którą powinna na ten temat rozmawiać, ale jednak... - Jest to receptura eliksiru animagicznego, potrzebnego do tego, aby wywołać pierwszą przemianę animagiczną - powiedziała w końcu, patrząc na niego nawet bez mrugnięcia okiem. Była niezmiernie ciekawa jego reakcji na te słowa. - Ostatnio się dowiedziałam, że jest on niezbędny, choć sam w sobie bezużyteczny dopóki nie doda się do niego liścia mandragory, którego musisz żuć bez przerwy przez cały miesiąc. Ale sam eliksir... - westchnęła, pokręciła głową. - Sam eliksir mnie przerasta, bo jak powiedziałeś, no eliksiry nie są moją mocną stroną - przyznała w końcu po chwili, sama nieco zaskoczona tym, że akurat w jego obecności tak bez najmniejszego problemu przyznała się do swojej słabości. Dość niecodzienne, ale jednak zdarzyło się. Imogen przygryzła nieco wargę, ciekawa tego, jak Puchon zareaguje na jej słowa. Miała dziwne wrażenie, że nie obędzie się bez kpiny.
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Śmiałe zwątpienie wstąpiło na twarz Wacława, kiedy okazało się jaka jest odpowiedź Imo na jego pytanie. Taka wręcz kpiąco oczywista. Gdyby miał się zapytać o coś, co widzi to przecież nie zawracałby sobie tym gitary przecież. Niemniej skoro chcieli się droczyć o takie duperele i drobnostki to Puchon sobie postanowił odpuścić. To że nie lubił dziewczyny, a chciał trochę nieznośnego towarzystwa nie jest usprawiedliwieniem dla znęcania się. A tego Wacek chciał uniknąć - pastwienia się nad kimś. - Zapytaj się może od razu zamiast się męczyć samej? - Zaczął nawet kiwać głowa jak taki pies podróżujący na masce samochodu, który w rytm dziurawej drogi i kradzionego radia kręci jakiś danse. Poza tym Polak stwierdził, że odkrył Amerykę. Nauczony doświadczeniem wiedział, że jak coś mu nie wychodzi w danej dziedzinie to powinien to skonsultować z kimś ogarniętym, aby w ogóle odkryć drogę, którą ma zmierzać. A nie kręcić się jak smród po gaciach. Wacław siedział obok Imogen, przysłuchując się jej wywodom o trudach zostania animagiem z niechętnym, lecz pełnym skupienia wyrazem twarzy. W palcach obracał swoją różdżkę, z rzadka podnosząc wzrok znad prostego przedmiotu, jakby był dla niego znacznie ciekawszy niż sama rozmowa. Mimo to, od czasu do czasu kąciki jego ust drgały w rozbawieniu, a pod wąsem pojawiał się ledwie zauważalny uśmiech, gdy Imogen opisywała swoje wątpliwości i obawy. - Kiedyś był taki czas, że chodziłem z Drejkiem - nie chciał się wynurzać ze swoich głębokich uczuć, ale w tym tłoku rozhulanych studentów, poczuł się dziwnie bezpiecznie. - Zainteresowałem się wtedy tym tematem. Szczególnie po tym, jak odkryłem, że jest wilkołakiem. Nie chwaliłem się tym nikomu. Byłem przerażony tym, że to jakoś było przede mną ukrywane. Nikt mi nie mówił. Załamałem się po fakcie. Jednak chciałem zrozumieć - spojrzał w końcu na Gryfonkę. Z nadzieją, że ta rozmowa zostanie zabrana do grobu. A przynajmniej do momentu, kiedy Wacław nie opuści murów szkoły na zawsze. - Chciałem zrozumieć jego zwierzęcą naturę i stwierdziłem, że zostanie zwierzęciem będzie do tego świetną drogą. Osiągnąłbym harmonię ze sobą, a później z nim. - Tak bardzo zależało mu na kimś, iż był gotów poświęcić swoje człowieczeństwo. Chociaż do tego głośno już się nie chciał przyznawać. - Znam ten eliksir na pamięć, ale nigdy go nie robiłem - wydął z siebie, drapiąc się niezręcznie po wąsie.
Niby poproszenie kogoś o pomoc w rozszyfrowaniu tego przepisu, wydawało się być bardzo prostym i sensownym rozwiązaniem, ale prawdę mówiąc, nie na tyle oczywistym, aby Imogen od razu na nie wpadła. Nic więc dziwnego, że na jej twarzy pojawiło się pewnego rodzaju zakłopotanie, kiedy właśnie takie rozwiązanie Wacław zaproponował. Szybko się jednak zreflektowała, pewna że przecież nie może pokazać, że okazała się aż tak głupia. No przecież w takiej sytuacji Puchon na pewno zabiłby ją śmiechem. - Po prostu chciałam spróbować poradzić sobie z tym sama - powiedziała w końcu, jakby w ten sposób próbując się wytłumaczyć. W dużym stopniu była to prawda. Imogen miała dziwne wrażenie, że sukces, o ile takowy osiągnie, będzie smakował lepiej ze świadomością, że osiągnęła go samodzielnie, bez proszenia się o pomoc. Tyle że, choć znajdowała się na samym początku swojej animagicznej drogi, miała wrażenie, że dotarła do momentu, gdzie niewiele osiągnie, działając sama. Niemalże zapomniała, że rozmawia z kimś, kto nawet nie pałał względem niej żadnym ciepłym uczuciem. Że był tutaj tylko po to, aby prawdopodobnie wyśmiać jej kolejne próby, których to zamierzała się podjąć. Tym bardziej nie spodziewała się usłyszeć z jego ust takich historii, tak osobistych i bądź co bądź, zapewne nie do końca przyjemnych. Zasłuchała się na tyle w jego słowach, że kiedy skończył mówić, potrzebowała chwili, aby powrócić myślami do tego, co tu i teraz i toczonej właśnie rozmowy. Dźwięki rozchodzące się po pomieszczeniu zaczęły ponownie docierać do jej uszu, ona sama zaczęła dostrzegać więcej, myśleć nad tym wszystkim. Aż w końcu, w jej głowie pojawił się pewnego rodzaju pomysł. - A co powiesz na współpracę? - zapytała w końcu. Usiadła normalnie i przeniosła całą swoją uwagę na Wacka. - Ja posiadam dużo informacji na temat tego, w jaki sposób należy przygotować się do procesu pierwszej animagicznej przemiany. Posiadam doświadczenie w transmutacji ludzkiej, ponieważ jestem metamorfomagiem - I jakby dla potwierdzenia swoich kompetencji, niepytana po prostu całkowicie zmieniła swój wizerunek. I tak, za chwilę obok Wacka siedział Wacek-Imogen, idealnie odwzorowany w każdym calu. Wszystkie widoczne elementy zostały przeniesione na jej ciało, poza kolorem tęczówek. Te niezmiennie pozostały tak samo błękitne, jak zawsze. - A ty możesz pomóc z częścią dotyczącą eliksirów - dodała po chwili, Wackowym głosem, patrząc wprost w jego oczy. W końcu ponownie transmutowała swoje ciało w naturalne, gdzie jej policzki były całe usiane piegami, a blond włosy bezładnie opadały na twarz. Ogarnęła je na bok, unosząc jedną brew ku górze. - Co ty na to? - zapytała po chwili, naprawdę ciekawa, czy chłopak był gotów podjąć się współpracy, byle razem osiągnąć jakieś efekty, czy jednak personalne animozje względem siebie nawzajem, staną im w tym momencie na przeszkodzie.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Wacław nie mógł zrozumieć, co właściwie się wydarzyło. Wciąż miał w uszach własne słowa, rozbrzmiewające dziwnie obco, jakby opowiadał komuś zupełnie innemu niż sobie. Oparł się o zimną, kamienną ścianę pokoju zabaw, czując na ramionach nieprzyjemny ciężar – mieszankę wstydu i gniewu na samego siebie, która zdawała się dusić go od środka. Gryfonka, której twarzy nie mógł teraz nawet przywołać bez poczucia irytacji, usłyszała coś, czego nie powinien mówić nikomu, a już na pewno nie jej. Dlaczego był tak szczery? To pytanie kotłowało się w jego głowie bez odpowiedzi. Wcale jej nie ufał, wręcz przeciwnie – ilekroć widział ją na korytarzu, czuł niechęć. Gryfonka, od zawsze z podniesioną głową, pełna dziwnej dumy i odwagi, której sam nigdy nie rozumiał i chyba nawet nie szanował. A teraz ona wiedziała. O rzeczach, które trzymał głęboko zamknięte, jak skrzynię z zaklęciem na klucz. Czuł, jakby sam sobie zrobił podstęp. Zacisnął zęby, wyobrażając sobie, jak Gryfonka będzie w myślach ważyć każde jego słowo, analizować je i, być może, nawet przekręcać. Przecież nie mieli nic wspólnego. Co go podkusiło, by otworzyć się przed nią? Może jej ciekawski wzrok, może chwila słabości. Ale myśl, że to jego własna decyzja – jeśli można to w ogóle tak nazwać – napawała go jeszcze większym wstydem. Miał wrażenie, że zdradził samego siebie, jakby własna siła woli zawiodła go w momencie, kiedy najbardziej jej potrzebował. I mimo tego wszystkiego, jego dusza chyba zaznała dziwnego, niezrozumiałego spokoju. - Współpracę? - Wydął z siebie nieufanie. Miał już kategorycznie zaprzeczyć. Szczególnie, że oferta dziewczyny zdawała się taka niepożądana przez niego. On też cos o transmutacji wiedział. Znał teorie a jakieś skrawki wiedzy również wpadły w jego ręce. Oferta Imo była więc jałowa i niekoniecznie wnosiła coś w jego życie. Ot, może nieco rozbudziła w nim ponowną chęć do ukończenia przygody z animagią, ale to też naciągana wersja. Dopiero kiedy Gryfonka wyoutowała się jako matemorfomag, zrobiło się ciekawie. Początkowo serce Wacława ogarnęła trwoga, później zmieniła się w zachwyt nad samym sobą. Chłopak uśmiechnął się rubasznie, jego ciało stało się luźne i nawet zbliżył się do swojej podobizny o pięknych, błękitnych oczach. Z nieukrywanym zachwytem ułożył kciuk na twarzy Gryfonki, by sprawdzić czy Jej-jego skóra również będzie szorstka od małych, ostrych włosków. - Teraz to bym się nawet z tobą przelizał - wyznał po czym totalnie się od niej odsunął, jakby nic się nie zadziało. Nawet wstał z miejsca, zakładając na siebie ręce. - Myślę, że potrzebujesz mnie bardziej niż ja ciebie. Okey, może masz te swoje fajne sztuczki i rozumiesz biologię swojego ciała lepiej. - Chociaż Wacław też umiał robić ze swoim szokujące rzeczy. - To ja jestem bardzo dobry z transmutacji organicznej, od ponad roku zbieram różne materiały i zaczynam czuć się w tym bardziej pewny niż kiedykolwiek - zaznaczył ostro. - Gdybyś potrzebowała pomocy z eliksirem możesz mi za niego zapłacić. Jeśli chcesz współpracować, czekam na lepszą ofertę - chyba ktoś się spojrzał w ich stronę, ale Puchon jakoś sobie niezbyt coś z tego robił.
Imogen nigdy nie była jedną z tych osób, które to bezczelnie naśmiewały się z ludzi, kiedy tylko miały ku temu sposobność. Dlatego też nie zamierzała rozpowiadać wszem i wobec o tym, co Wacek jej właśnie powiedział. Pomimo swojej niechęci względem tego Puchona wiedziała, jak bardzo mogłaby go skrzywdzić, mówiąc o tych sprawach, a ona nie była okrutną osobą, wbrew temu, co mógł sądzić o niej świat. Niemniej, nienawidziła debilizmu i nie tolerowała go i innych ludzi, a kiedy miała z nim styczność, mówiła o tym w dość oczywisty sposób. Może właśnie dlatego, że miała takie a nie inne nastawienie do życia, odnosiła się z takim chłodem względem Wacka, od kiedy tylko mieli ze sobą jakąkolwiek większość styczność. Wielokrotnie, w ocenie Imogen, chłopak okazywał się być po prostu skończonym kretynem, który nie zasługiwał na to, aby poświęcała mu choć krztynę ze swojego jakże cennego czasu. Nic więc dziwnego, że kiedy zobaczyła go tutaj, to wkurzyła się, a jej irytacja tylko rosła, wprost proporcjonalnie do czasu spędzonego w jego towarzystwie. Kiedy zaproponowała mu współpracę, naprawdę miała nadzieję, że chłopak będzie w stanie przezwyciężyć jakieś animozje, które powstały między nimi i naprawdę zainteresuje się tematem. Szczególnie że z taką pasją opowiadał o tym, jak to chciał stać się animagiem dla Drake'a. Tymczasem okazało się, że tylko po raz kolejny upewnił Skylight w przekonaniu, jakie posiadała względem jego osoby. Odsunęła się od niego, z wyraźną odrazą wymalowaną na jego-jej licu, kiedy to dotknął jej policzka, cholera tak naprawdę wie po co. Za chwilę Imogen stwierdziła, że dość pokazówki i należało skupić się na prowadzonej właśnie rozmowie która okazała się być... jałową. - Wolałabym pocałować sklątkę tylnowybuchową w dupę, niż Ciebie gdziekolwiek - oznajmiła z obrzydzeniem, którego nawet nie musiała udawać, bo ten jego wąs zawsze działał na nią co najmniej odpychająco. Zaciekawiona jego punktem widzenia, uniosła jedną brew ku górze, kiedy to Wacław, w swojej całkowitej nieomylności zaczął jej wyjaśniać, jak to głupia była sądząc, że ma cokolwiek wartego dla niego uwagi. Parsknęła nawet śmiechem, ale pozwoliła mu dalej mówić, bardzo ciekawa tego, do jakich ostatecznie wniosków dojdzie. W końcu pokręciła z niedowierzaniem głową, naprawdę rozbawiona całą sytuacją. Wstała z zajmowanego miejsca, dalej uśmiechając się z politowaniem i zaczęła zbierać swoje rzeczy. - Eliksir jest potrzebny tylko na samym końcu tego precedensu, a jak sam wspomniałeś, każdy głupi go zna, skoro ty go znasz, więc znaleźć odpowiednią osobę do tego, nie będzie problemem. - wrzuciła swoje rzeczy do płóciennej torby, w której wszystko przyniosła. Dopiero wtedy przeniosła wzrok na przemądrzałego Puchona. - Gdybyś był tak dobry w transmutacji organicznej, jak sądzisz że jesteś, wiedziałbyś, że niekontrolowane, trwałe przemiany animagiczne, podczas pierwszej przemiany, zdarzają się raz na dziesięć przypadków. A to tylko oficjalne statystyki, więc prawdopodobnie te przemiany są częstsze - uśmiechnęła się szerzej. - Wiedziałbyś również, że animagia i metamorfomagia opierają się na tej samej podstawie, czyli na odpowiednim kontrolowaniu samego siebie i swojej mocy magicznej, oraz rozdysponowania jej w jednostce czasu, dzięki czemu nie wystrzelasz się na początku i nie skończysz na byciu... w zasadzie to nie wiem czym - wzruszyła ramionami, bo to, co się stanie z chłopakiem podczas jego pierwszej przemiany, już ją nie bardzo obchodziło. - Ale śmiało, baw się dobrze z przemianami, o ile będziesz miał jaja, aby w ogóle ich spróbować, skoro jesteś tak dobry z transmutacji organicznej - To powiedziawszy, Imogen pomachała mu i obróciła się na pięcie, z zamiarem odejścia. Skoro miał takie podejście względem jej osoby, nic tu po niej. Nie zamierzała dać się obrażać dla jakiejś jego uciechy czy podbudowania męskiego ego.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Oparł się ciężko o kamienną ścianę pokoju zabaw, niemal słysząc, jak złośliwość Gryfonki odbija się od ścian pomieszczenia, niczym uparty boomerang, który zawsze wraca, by uderzyć cię w twarz. Oczy Wacława zwęziły się, gdy dziewczyna wyrzucała z siebie kolejne słowa, każde ostrzejsze od poprzedniego. W połowie jej tyrady przestał naprawdę słuchać – nie z braku zainteresowania, ale dlatego, że potok jej słów zdawał się być wręcz przewidywalny, jak nudna, przejrzana już wcześniej sztuczka iluzjonisty. Kiedy Imogen ostatecznie zebrała swoje rzeczy, Wacław dalej stał nad nią z kpiącym uśmiechem, tak typowym dla niego w chwilach, gdy gniew przeplatał się z niezdrową dawką samozadowolenia. Skrzyżował ręce na piersi i spojrzał na nią z lekką drwiną, w jego postawie było coś, co wręcz zapraszało do kolejnej słownej potyczki... – Powiedz mi, Imogen, czy kiedykolwiek zrobiłaś coś, co wymagało od ciebie więcej niż rzucenie kilku kąśliwych uwag i wyciągnięcia wniosków z podręcznika? Bo wiesz, mogę być głupi w twoich oczach, ale przynajmniej próbuję. A ty? Cóż, chyba bardziej ci odpowiada rola tego wszystkowiedzącego obserwatora, który patrzy z boku i szydzi, niż kogoś, kto faktycznie ryzykuje – zakończył z fałszywie miłym tonem, jakby jej dogryzał, ale jednocześnie rzucał wyzwanie. Ona była Gryfonką, z pewnością nie bała się robić śmiałych rzeczy. Albo głupich rzeczy. W ogólnym rozrachunku pewnie żadnych się nie bała. – A skoro już mówimy o kontrolowaniu samego siebie i swojej mocy magicznej – jego ton nabrał bardziej rzeczowego, niemal dydaktycznego brzmienia – to może nie zauważyłaś, ale dokładnie to robię. Każde moje ćwiczenie, każdy eksperyment to krok w tym kierunku. A to, że nie potrzebuję twojej łaski, nie oznacza, że nie potrafię tego zrobić sam. Skoro wolisz odchodzić z dumą na ustach, zamiast faktycznie zbudować coś wspólnie... droga wolna. Nie wszyscy są na tyle odważni, by spróbować. - Wacław odwrócił wzrok i zajął się pozornym porządkowaniem swoich rzeczy, dając jej do zrozumienia, że to, co miało być powiedziane, zostało już wypowiedziane. Jednak jego ciało, napięte jak struna, zdradzało, że czeka na jakąś reakcję – na kolejne starcie, iskierkę gniewu czy choćby błysk w oku Gryfonki, który dałby mu przewagę. Odetchnął głęboko. Ręce zacisnęły mu się mocno na ramionach, a ból fizyczny powoli przeważał nad gniewem emocjonalnym. Nie wiedział czemu taka jedna dziewczyny wkurwia go tak bardzo. - Durny emocjonalny mózg - zaklął sam na siebie po polsku. Gniewne spojrzenie wbił w sufit i podbiegł do Imo. - Przepraszam, chcę spróbować może to okazać się bardzo owocne - już nawet nie chciał jej wypominać, że... Chciał jej wypominać, ale wolał wykazać skruchę. Przecież przeprosiny to nie moment, aby wchodzić jej na ambicję i mówić, że ma łatwiej, bo metamorfomagia to geny i ją się dziedziczy, że opanowanie tego tkwi w jej DNA. To przecież jak taryfa ulgowa.