Na czwartym piętrze, z myślą o studentach powstał obszerny Pokój Rozrywek. W miejscu tym, każdy uczeń może się nieco zrelaksować. Zapewne dlatego miejsce to jest tak popularne i raczej nigdy nie świeci pustkami. Znajdują się tutaj dwa duże stoły bilardowe, tarcza do gry w rzutki, kilka stolików do gry w szachy, a także do eksplodującego durnia. Na szafkach znajduje się kilka klasycznych czarodziejskich gier, chociaż można tu znaleźć i coś bardziej mugolskiego. W rogu pokoju stoi nieco zniszczona, stara kanapa, zwykle przez kogoś zajmowana. Natomiast za nią jest duży kosz, który dzięki zaklęciom, zawsze chłodzi jego zawartość, czyli różne butelki z napojami. Zazwyczaj pod sokami dyniowymi ukryte są butelki piwa kremowego, a i niekiedy można znaleźć tam coś innego.
Tyle tu się dzieje. Winona już nie wie kto stoi z kim i z kim ona sama rozmawia. Zarówno jej, jak i jej autorce trudno się rozeznać co właściwie stało się na tej dziwacznej imprezie. Winnie przyjmuje drobne ciałko Ceres w swoje chude ramiona. Jakiś czas Winona podskakuje w miejscu, zmuszając do tego samego przyjaciółkę i powtarzając w kółko jej imię. Jej śliczna Ceres wróciła do niej! Co prawda powoli zaczynała być w bliższych kontaktach z Carmą i Winona nie wie czy będzie tak samo, ale obecnie podpita Hensley zupełnie o tym nie myślała. Potem chyba leci do Vittori i zaczepia ją najpierw @Cyrus Lynford, do którego Winnie energicznie macha głową. - Ona musi tutaj czuć się jak w niebie. W końcu w Salem najwyraźniej była dosłownie nikim – mówi rozbawiona, bo właśnie @Quietus Ettréval pyta kim w zasadzie ona jest. – Jest zdrajcą – oznajmia mu poważnie, robiąc do niego wielkie oczy, by dodać jeszcze większej dramaturgii słowom Daisy. Chyba mniej więcej wtedy podchodzi do niej @Deven Quayle, a Winona pozwala się pocałować w usta, ale krzywi się kiedy Indianin coś się ponownie tłumaczy na temat Holly. Uznaje jednak, że później się tym zajmie, bo szybko prawi jej komplement, więc Winnie obejmuje go w pasie i całuje bardziej namiętnie w usta. - Musisz poznać moich znajomych najpierw, a potem pomyślimy – mruczy do niego z uśmiechem, ale na chwilę odrywa od niego wzrok, bo oto zakrwawiona @Katherine Russeau wpada w ramiona Cyrusa. Niepomiernie zdziwiona Winona odprowadza ją wzrokiem, wychylając się ponad ramię Kanadyjczyka. Winona ciągnie swojego chłopaka, bo chce stanąć za murem złożonym z @Mikkel Carlsson, @Cyrus Lynford i @Quietus Ettréval, by móc zobaczyć co tam się w zasadzie dzieje. Słucha wszystkiego ze szczerze zdumioną miną, co jakiś czas zerkając zaniepokojona na Devena. Miała nadzieję, że dostanie jakieś potwierdzenie od Indianina, że nie jest aż tak pijana i wszystko to dzieje się naprawdę. Gdzieś pojawia się @Ameth Ettréval, który jak zwykle ją ignoruje, więc Królowa Teksasu ostentacyjnie wtapia się jeszcze bardziej w ramiona swojego Indianina. Oczywiście na dokładkę przybywa naćpana Holly, Winona kręci głową na absurdalność całej sytuacji. - Widzę, że jesteś dziś uzdrowicielem od wszelkiego rodzaju chorób, fizycznych, psychicznych – mówi Winona do Cichego, lekko szarpiąc go za ramię. – Deven na pewno ją naćpał, a teraz udawał, że tylko jej pomagał – żartuje Wins wskazując na Indianina stojącego obok niej. – To mój chłopak - dodaje jeszcze w stronę Ceres i Cichego, bo przecież wyjechali na milion lat i nie mają pojęcia co tam u niej.
Julius. Zadziwiające, że nikt o niego nie pytał. Zupełnie tak, jakby wszyscy wręcz czekali na to, aż twój brat zniknie z powierzchni ziemi – a przyznaj, ciebie zabolało to najbardziej. Początkowo wasza wyprawa zmierzała ku niekończącej się przygodzie i wiecznemu szczęściu. Skończyło się na tym, że twój brat opuścił waszą czwórkę na wezwanie dziadka. Od zawsze pociągał za sznurki w waszym niewielkim gronie, z tylko sobie znanych powodów szkoląc armię młodych szaleńców, i choć darzyłaś go wielkim zaufaniem, tak po prostu postanowił zabrać ci cały świat. Czym zasłużyłaś na ten najwyższy wymiar kary? Dlaczego dziadek postanowił wybrać Juliusa? Czy miało to jakikolwiek związek z przedmiotami, które posiadaliście? Zbyt wiele pytań mąciło ci myśli – dlatego nie pozostawało ci nic innego, jak po prostu oderwać się od rzeczywistości. Iść na imprezę. Zatracić się pośród używek i choć na chwilę wyłączyć myślenie. A później przychodzi wielka radość, bo w końcu możesz chociaż na chwilę znowu znaleźć się w ramionach @Winnie Hensley, która też była przesiąknięta szaleństwem - jednak zupełnie innym od tego, jakie tliło się w twojej głowie. Winnie była dziką burzą, albo tornadem, które wciągało ciebie za każdym razem do swojego zwariowanego świata i, kto wie, może gdyby nie ona, tak naprawdę nigdy nie wiedziałabyś, czym jest dobra zabawa, tonąc gdzieś w morzu starych pergaminów. Dzięki Winnie zachowywałaś jakąś zdrową równowagę między byciem amerykańską nastolatką, a... no właśnie, kim? W każdym razie z pewnością nie chciałabyś, aby wasze relacje zmieniły się z uwagi na nowe, szkolne znajomości - o tym jednak nie mogłać jeszcze wiedzieć. Paradoksalnie, nawet nie byłaś świadoma tego, że zatęskniłaś za niezwykle wyszukanym poczuciem humoru @Cyrus Lynford. - Cy, nigdy nie byliśmy znajomymi. Udaję, że cię lubię, żeby Winonie nie było przykro. - Wyginasz usta w podkówkę, a w twoich słowach na próżno doszukiwać się jakiejkolwiek nieszczerości. Wszyscy wydają się dziwnie spięci, a ty przecież masz nastrój bardzo imprezowy. Uśmiechasz się więc demonicznie do Megary, rzucając jej wyzwanie doścignięcia Królowej Teksasu w tym pijackim wyścigu. Alkohol rozluźnia mięśnie i umysł. A ty potrzebujesz, aby twój znalazł się na granicy elastyczności. Czując na sobie czyjś wzrok, odwracasz się powoli, a twoje oczy w kolorze lipcowego nieba napotykają spojrzenie chłopaka, który zdaje się przyglądać tobie z pewną ciekawością i chłodnym dystansem (@Mikkel Carlsson). Byłaś już nawet gotowa ruszyć w jego stronę, ale na lewo od jego ramienia dostrzegłaś Cichego, który najwyraźniej źle znosił brak twojego towarzystwa. Gdybyś tylko dowiedziała się o tym, że widziałby cię zamkniętą w wieży przed całym złem tego świata – co w zasadzie nie było aż tak bardzo niewykonalnym zadaniem, w końcu włamanie mu się do głowy mogło zakończyć się powodzeniem – zapewne nie byłabyś zadowolona z takiej wizji. Miałaś przecież naturę niespokojną, która przyciągała cię jak magnes w miejsca skrajnie niebezpieczne, do rzeczy zakazanych, do magii zapomnianej. Prędzej spojrzałabyś śmierci w puste oczy, niż dała się w jakiś sposób spętać. A jednak podążałaś za @Quietus Ettréval za każdym razem, gdy tylko skinął na ciebie palcem – tak jak teraz. Lubiłaś mówić, że żadna siła nie jest w stanie cię ujarzmić. Kiedy jednak stanowiła ją forma obłąkania dorównująca twojej, musiała być na tyle potężna, iż najwyraźniej tworzyła własną grawitację, której ciężko było się opierać. W stronę Cichego szłaś już krokiem znacznie lżejszym, z typowym dla siebie zadziornym uśmiechem. Na całe szczęście nie ominęła cię dramatyczna historia @Katherine Russeau, choć analizując jej treść zaczęłaś zastanawiać się, czy może przypadkiem nie przesadziłaś z alkoholem, który pomieszał ci zmysły. Na pytanie @Daisy Manese parsknęłaś śmiechem, w porę chowając twarz w ramieniu Cichego, który zachował się iście rycersko. - Szlachetnie. Masz, Ethan. Nagroda za prawość i niesienie pomocy. - Wciskasz mu w ręce kubek z drinkiem, podłapując to przedziwne imię. - Możesz być spokojny. Gdybym chciała cię otruć, nie zrobiłabym tego przy świadkach. - Dodajesz, tak na wszelki wypadek. W końcu przyrządzenie trucizny, która byłaby niemożliwa do wykrycia nie stanowiło dla ciebie większego wyzwania. - Nie poznaliśmy się chyba jeszcze. Ceres. - Nadal stojąc obok Cichego, wyciągasz dłoń w kierunku chłopaka, z którym chwilę wcześniej złapałaś kontakt wzrokowy. A później Winnie wypowiada trzy magiczne słowa, które ściągają twoją uwagę na @Deven Quayle. Widziałaś ją już wcześniej w towarzystwie tego Indianina, ale nie sądziłaś, że sprawy zajdą aż tak daleko - choć w przypadku twojej przyjaciółki niczego nie można było być pewnym. - Deven, co takiego jej dałeś? Masz więcej? - Skoro już wiesz, że to chłopak twojej przyjaciółki, od razu niwelujesz dystans do zera i pytasz go, podtrzymując żart Winony. A może po prostu nie chcesz, aby okazał się żartem?
Właściwie powąchanie eliksiru, zupełnie nie miało na celu wykrycia jakichś trucizn, tylko po prostu zaspokojenie ciekawości, czym jest ta mikstura. Lubiłem eliksiry i byłem ciekaw co to takiego, by móc ot na pierwszy rzut okra określić co znajduje się w fiolce. Takie zboczenie kogoś, kto musi ich sporo pić. - Wiem, daj spokój. Rozważam, czy sam mógłbym tego trochę łyknąć - odpowiedziałem spokojnie do @Quietus Ettréval, a jak powiedziałem, tak też na końcu zrobiłem. Co mu w ogóle przyszło do głowy, żebym posądzał go o jakieś trucie Hogwartczyków na dużej imprezie? W międzyczasie obudziła się Katherine, obok której sam usiadłem na kanapie, a która to raczyła nas dość emocjonującą opowieścią na temat zajścia w łazience. Kolczyk, bliźniaczka, złamany nos, psychiczna Lilith - tego było naprawdę sporo, a ja usilnie próbowałem połapać się w całej tej historii. W efekcie zrozumiałem, że Kath po prostu zdradził facet, więc ta zaplanowała na niego i jego laskę, odwet. - W takim razie, pewnie mu się należało - wzruszyłem ramionami, nie bardzo wiedząc jak inaczej skwitować tą całą sytuację. Nie, żebym sam był wzorem cnót do naśladowania i bym jakkolwiek prawo postępował, ale raczej ogarniałem dość dobrze, że tego typu sytuację mogą wywołać dość gwałtowne reakcje, zwłaszcza u osób tak porywczych jak Kath. U mniej porywczych w sumie, też. Miło było z jej strony, że zaoferowała nową koszule, niekoniecznie się tego spodziewałem, ale warto było docenić fakt, iż zdawała sobie sprawę z tego, jak dbam o nienaganny wizerunek. Uśmiechnąłem się do niej pokrzepiająco, umieszczając dłoń na jej udzie, w celu lekkiego poklepania. - Nie przejmuj się tym Kath, ogarniam, że to wyjątkowa sytuacja - przyznałem zgodnie z prawdą, co by pewna była, że za nic tutaj nie musi przepraszać. W gruncie rzeczy, dobrze było słyszeć, jak ta przyznaje, że ma jakieś tam zasady i nie zadźgałaby tam tej Lilith, bo tak naprawdę w bractwie potrzebne były osoby, które też niejako potrafiły zachować odrobinę racjonalności. Ostatecznie wstałem z kanapy, rozglądając się po reszcie osób. W całym tym zamieszaniu, dostrzegłem przechadzającego się @Ameth Ettréval, któremu kiwnąłem głową na przywitanie, bo nasze dawne konflikty zeszły na boczny tor, chociaż dalej nie potrafiliśmy zrozumieć pewnych swoich działań. Potem obserwowałem nóż, który przeglądał Quietus, a który ja już wcześniej też widziałem. Znów rzuciłem kilka spojrzeń na ten przedmiot, zastanawiając, czy może mieć inne właściwości, jak ten mój. Holly dziwnie się zachowywała, ale bardzo szybko dostałem wytłumaczenie tej sytuacji, uznając, że skoro się po prostu naćpała, a otacza ją połowa osób z Salem, to już oni się tam nią pewnie zajmą. To też porzuciłem uwagę na niej skupioną, tą przenosząc ostatecznie na @Ceres O'Shea, a która to właśnie wygłaszała swoje opinie na mój temat. To było tak dziwne, że przez chwilę po prostu ją obserwowałem, usiłując ogarnąć, czy mówi serio, czy po prostu żartuje. Nigdy nie zastanawiałem się realnie, jaki blondwłosa ma do mnie stosunek, dlatego, że po prostu byliśmy w jednej paczce, czasem wymienialiśmy jakieś listy, czasem gadaliśmy o pierdołach, a ja zawsze bardziej kumplowałem się z jej bratem (a i tak wolałem jej powrót, niż jego), no i jej przyjaciółką. Finalnie nie potraktowałem jej słów zbyt poważnie. - Podróż Ci służy Ceres, wreszcie po ośmiu latach naszej nie-znajomości, zebrałaś się na to, by powiedzieć na głos, jakie masz do mnie nastawienia - skwitowałem luźno, nie wiedząc, co niby mam jej na to powiedzieć. Alkohol znajdujący się w mej krwi, również nie pomagał mi w zrozumieniu sensu ten sytuacji, więc uznałem, że po prostu zajmę się czymkolwiek innym. Dolaniem sobie drinka, chociażby. Obok paradowała Winona, ze swoim udręczonym chłopakiem, który wyglądał na mocno spiętego i hiperpoważnego. Nie ogarniałem, czemu Wins z nim kręci, bo nie wyglądał na kogoś kto miałby jakkolwiek podobne do jej, podejście do życia. Ale czy ja miałam kiedykolwiek bardziej pozytywne nastawienie do jakiegokolwiek z jej romansów (mimo ewentualnie dobrej miny)? Wątpliwe. Gdzie w ogóle w tym całym chaosie była moja dziewczyna? @Caroline Carrier chyba skupiła się na tyle mocno na butelkowaniu, że nie brała udziału w Salemowskim zamieszaniu.
Mikkel skoro już doszedł do siebie, zauważył, jak bardzo ta cała sytuacja była niedorzeczna. @Katherine Russeau przybiega bez pardonu wykrzykując oszczerstwa na temat małej gryfonki cała umazana krwią. Nic dziwnego, że się przeraził. Wydawać by się mogło, że stało się coś poważnego z dramatycznymi skutkami. Ale kiedy wszyscy poznali prawdziwą historię, Carlsson zaczął się obwiniać, że wpadł w takie zdenerwowanie. No, ale skoro sprawa została wyjaśniona i bliżej jej było do komedii niż tragedii, chłopak mógł się skupić na kontynuowaniu obfitującej w wydarzenia imprezy. Obecne wydarzenia urozmaicała @Hollywood Ainsworth wciąż leżąca mu na kolanach. Zrozumiał nieme pytanie @Quietus Ettréval i tylko pokręcił głową, otwierając trochę szerzej oczy (coś w tym stylu). W ten sposób dając mu do zrozumienia, że jest tak samo zdezorientowany jak on. Ale że urocza dziewczyna nie przeszkadzała mu, kiedy tak sobie leżała, używając jego nóg jako poduszki, to nie miał zamiaru jej wyganiać. Ze swoich obserwacji wywnioskował, że ktoś musiał ją nieźle naćpać. No bo chyba nie zachowywała się tak normalnie. Pech chciał, że uczucie podchmielenia po wypiciu alkoholu jemu już całkiem minęło, przez co Mikkel czuł się trochę odosobniony. Spojrzał po zgromadzonych i stwierdził, że właściwie przydałoby się uzupełnić trochę promili w krwi. Uciekł na chwilę od towarzystwa, żeby przynieść sobie całą butelkę tequili, a co. W tym momencie do ich słodkiego grona przyszła również @Winnie Hensley, której posłał przyjazny uśmiech, razem z @Deven Quayle. A także tajemnicza istota, którą wcześniej uważnie zmierzył spojrzeniem (@Ceres O'Shea). - Mikkel - uśmiechnął się do Ceres i ujął jej dłoń w geście przywitania. Już chciał powiedzieć coś więcej, kiedy i jego uwagę złapały słowa Wins o Devenie. Mój chłopak, zabrzmiało w myślach echem to wyrażenie. Niby wiedział, że ta dwójka ze sobą kręci, ale nie spodziewał się, że to już tak oficjalnie. W końcu tutaj to chyba każdy z każdym całuje się przy dogodnej okazji. Chyba w tym momencie zgasły wszelkie jego nadzieje, że Królowa Teksasu okaże zainteresowanie jego osobą. Spojrzał znacząco w kierunku @Cyrus Lynford i pokręcił głową. To był dobry moment na upicie części butelki, którą trzymał w ręku. Pierdolę, pomyślał tylko i tak zakończył swoje nieudolne starania o blondynkę z Ameryki. - Podziel się jakimiś resztkami, co? W geście pojednania - rzucił w stronę Devena, podchwytując żart nowo poznanej Amerykanki. Wciąż pamiętając małe spięcie ze strony gryfona, jak tylko zobaczył, że ślizgon rozmawia z Wins. No ale chyba pora zakopać topór wojenny. Ponownie usiadł na kanapie wciąż w większej części zajmowanej przez Katherine. I dla zabicia czasu ponownie zaczął przyglądać się zagubionej Holly, która najwyraźniej myślami była przy nieznanym nikomu Ethanie. Ta urocza rudowłosa magicznie poprawiała nastrój ślizgonowi. Choć pewnie wcale nie miała takiego zamiaru i nic na ten temat nie wiedziała. W samej jej obecności było coś podnoszącego na duchu i pogodnego.
Holly była coraz bardziej śpiąca i coraz mniej kontaktowała co dzieje się wokół niej. Oparta na kolanach @Mikkel Carlsson, znalazła sobie wyraźnie dobrą pozycję, bo wcale jej nie zmieniała. Przymknęła oczy, czując jak dłoń ślizgona prześlizguje się pomiędzy jej rudymi pasmami włosów, na moment przed tym, jak to samo zrobił @Quietus Ettréval, mówiąc coś do niej. Z bliska jednak wcale już jak Ethan nie wyglądał. Przyglądała się mu uważnie, bo nawet otworzyła oczy, bo i jak Ethan nie brzmiał, ale wszyscy wokół podchwycili to imię więc nie miała powodu, żeby nazywać go inaczej. Słyszała każde słowo pod swoim adresem. Mimo, że wszyscy zdawali się kompletnie ignorować fakt, że dalej tu siedziała i słyszała, ja mówią o tym, że jest naćpana. Była? Wstrząsnęła głową, bo naćpanie to taki skomplikowany stan, do którego samowolnie by się nie doprowadziła. Uniosła się na rękach, patrząc z dołu pytająco na Mikkela, jakby on miał mieć większe pojęcie co się tu dzieje od niej. I co dzieje się z nią samą. Zaraz jednak wyprostowała się całkiem, odnotowując przyjście nowych osób. @Winnie Hensley mówiła coś o fizycznych i psychicznych dolegliwościach, co Holly mogłaby uznać za bardzo niemiły przytyk, gdyby potrafiła doszukać się w ludziach zgryźliwości. Tymczasem, słysząc to i dobrze wiedząc, że były to słowa prawiące o niej, wyprostowała się, opierając się rękoma na swoich udach. Siedziała pod kanapą doszukując się w słowach Winnie troski, dlatego uśmiechnęła się do niej pokrzepiająco i chciała znów oprzeć się na kolanach Mikkela, ale chłopak jej uciekł. Natrafiła na pustą przestrzeń. Zachwiała się w miejscu i zamachnęła ręką w powietrzu aż w końcu bezwładnie oparła się na ziemi jedną dłonią. Milczała, a że uciekała jej znaczna część wypowiedzi i czuła coraz większe zmęczenie, przetarła oczy dłonią. Wydawało jej się, że trwało to chwilkę, ale przykładała dłoń do twarzy przez kilka minut. @Mikkel Carlsson zdążył już wrócić więc. Kiedy spojrzała na niego znów, patrzył w jej kierunku. Długo spoglądała w tamtym kierunku trochę bez zrozumienia, aż w końcu uśmiechnęła się i przysunęła znów do jego kolan. Tym razem oplotła ręce wokół jego łydek i oparła się bokiem głowy o kolano, ziewając, przysłaniając sobie jedną ręką usta. — Ethan, nie jesteś na mnie zły? — spytała wprost, zapominając już, że Cichy do jej Ethana wcale nawet nie był podobny. Zacisnęła dłonie na nogawce Carlssona, czekając na jego odpowiedź, a jej wzrok zbłądził gdzieś z @Ceres O'Shea, do której uśmiechnęła się promiennie, rozpoznając w niej znajomą twarz, do @Ameth Ettréval, go kojarzyła mniej, dlatego wpatrywała się w niego przez chwilę nie tyle podejrzliwie co bardziej z ciekawością.
Nie rozumiał, dlaczego @Winnie Hensley się skrzywiła i poczuł, że po raz kolejny traci grunt pod nogami i wcale mu się to nie podobało. Dobrze chociaż, że udało mu się ją ugłaskać komplementem, ale nawet pocałunek nie poprawił mu na długo nastroju. Jej bliskość była przyjemna, ale jednocześnie budziła w nim niepokój. Nie rozumiał, co zrobił źle i nie potrafił się odnaleźć wśród Salemczyków, których otaczała jakaś dziwna aura. Nie potrafił tego nazwać, ale jego instynkt ostrzegał go przed czymś niedobrym, czymś, co wisiało w powietrzu i sprawiało, że miał ochotę natychmiast się stąd ulotnić. Mimo to skinął głową, również oplatając Wins ramieniem i akceptując konieczność poznania jej przyjaciół. Uniósł brwi na widok zakrwawionej @Katherine Russeau, a potem pozwolił się zaciągnąć w kierunku Salemczyków. Osobiście wcale nie był ciekawy, co tym razem ślizgonka narozrabiała, ale Winnie wyraźnie była zaintrygowana. Wysłuchał historii ślizgonki z kamienną twarzą, czując najwyżej niesmak i znużenie tymi ciągłymi dramami, których jakoś nikt nie trzymał w tajemnicy. Widząc pytający wzrok Wins, uniósł tylko brwi i pokręcił głową w geście dezaprobaty. Kiedy przytuliła się do niego mocniej, uśmiechnął się lekko, ale szybko zdał sobie sprawę, że było w tym za dużo ostentacji. Z drugiej strony, Winnie była już nieźle podpita, więc nie powinien traktować jej zbyt serio. Niezbyt podobało mu się to drwienie z Holly. Gdyby byli dobrymi przyjaciółmi, zabraliby ją do dormitorium i doprowadzili do stanu używalności. Uśmiechnął się lekko, słysząc dowcip Winnie, który wcale go nie rozbawił. To nie tak, że wcale nie miał poczucia humoru - po prostu były rzeczy, z których nie należało się śmiać. Poczuł się dziwnie, kiedy poinformowała wszystkich, że jest jej chłopakiem. Było to w równym stopniu miłe, co krępujące - miał wrażenie, że nagle wszyscy zaczęli się w niego wpatrywać... Uśmiechnął się do jasnowłosej przyjaciółki Wins, która podchwyciła ten nieszczególny żart. - To... hm... nie moja sprawka, ale pachnie zielem peruwiańskim - wyjaśnił spokojnie, myśląc sobie, że słabość Rivera do różnych używek raz w życiu mu się do czegoś przydała. Jednak nie miał najmniejszej ochoty na "pojednanie" z @Mikkel Carlsson, który wodził za Winnie spojrzeniem w sposób, który doprowadzał Quayle'a do białej gorączki. Mimo to uśmiechnął się powściągliwie. Fakt, że Holly wybrała właśnie kolana Carlssona jakoś nie przypadł mu do gustu, ale starał się robić dobrą minę do złej gry. - Pojednanie... czemu nie, ale nie mam czym go przypieczętować - poinformował go spokojnie, ale nie wrogo, prześlizgując się spojrzeniem po @"Holly Ainsworth". Jego szklanka z whisky też gdzieś wsiąkła, ale wcale nie miał ochoty wypuszczać Winnie z objęć. Miał ochotę zasugerować, żeby ktoś wziął Holly do sypialni i wpakował do łóżka, ale powinni sami na to wpaść, a on... chyba miał dosyć bycia jedynym sprawiedliwym. A póki Holly nic nie groziło... może faktycznie lepiej było mieć ją na oku.
Wcale nie była jakoś bardzo zajęta, a już na pewno sprawa nie była jakaś poważna - raczej zabawna. Dlatego kiedy @Hollywood Ainsworth pocałowała ją w policzek, Daisy poczochrała ją po głowie i również cmoknęła, a potem przysiadła na podłokietniku kanapy, opierając się o kogoś kto tam siedział, pewnie o @Mikkel Carlsson, bo ile można tak stać. Wtedy zobaczyła @Ameth Ettréval i jak dopiero co usiadła, to poderwała się ze swojego miejsca tylko po to, żeby wyściskać i wycałować Ametha. - Co ty, nie wiedziałeś, że imprezę robimy? - skomentowała jego słowa do Cichego. Swoją drogą, dopiero kiedy on (Cichy) powiedział, że Holly się naćpała, to i ona zauważyła, że coś istotnie może być z nią nie tak. Chociaż wcale nie twierdziła, żeby była zbyt wesoła. Może wręcz przeciwnie? Zbyt spokojna? Chociaż jak tak zaczęła się zastanawiać to stwierdziła, że nie jest pewna jak Holly zachowuje się zazwyczaj. Obecnie na pewno była równie urocza jak zawsze, kiedy tak kleiła się do Mikkela. Który, jak tak na niego patrzyła, chyba nie wiedział już w którą stronę skierować wzrok. W końcu obok stała Wins razem z Ceres, na którą wyraźnie się gapił, na kolanach miał Holly, a dalej jeszcze Kath, co się nią tak przejmował. Nie mogła nie zauważyć jak @Ceres O'Shea ukryła swój wybuch śmiechu i dźgnęła ją pod żebrami, szczerząc się do niej szeroko, bo miała wrażenie, że dziwnym trafem nikt więcej nie widział, jakie zabawne to wszystko było. Do @Quietus Ettréval wystawiła język. Prawdę mówiąc, odkąd Zoell zniknął, Daisy brakowało kogoś takiego kto byłby dla niej starszym bratem, ale przecież nie powiedziałaby tego wprost, pokazując raczej, że nie jest jej potrzebna żadna taka opiekuńczość. - Ethan? - spojrzała pytającą na Quietusa, zastanawiając się dlaczego go udawał, wciskając biednej Holly jakieś kity. - To nie Ethan, Holly - powiedziała do niej, nie będąc pewną czy to dobrze zdradzać jej ten sekret. Nie myślała w końcu tak znowu jasno, a w ręku pewnie cały czas trzymała butelkę szampana, którą jakoś wcześniej dał jej Cichy i może nawet nie zabrał.
Gdy tylko @Ceres O'Shea zjawiła się u jego boku, dziwnym trafem bardziej się rozluźnił i z ludzkiej bezsilności, postanowił na chwilę obecną nie strofować w towarzystwie @Ameth Ettréval. Przestał więc go obdarzać swoimi typowymi spojrzeniami, aby jego brat zaczął się wreszcie kiedyś doroślej zachowywać. Ostatecznie tylko westchnął przeciągle i zaciskając lekko wargi, pokręcił nieznacznie głową do swoich myśli. Mimo niewielkiej różnicy wieku między nimi, czasami odnosił nieprzyjemne wrażenie, że odkąd Blaze dał nogę i zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach - przejął wszelkie ojcowskie nawyki i na siłę starał się o to, aby jego młodszy brat obrał w życiu właściwą ścieżkę. Zabawne, że na razie podążał dokładnie taką samą drogą jaką kroczył Quietus. A to nie był powód do dumy, a raczej do sporych zmartwień. Nie chcąc jednak urządzać młodszemu awantur godnych na miarę rodziny Wiecznych, machinalnie objął Ceres w talii i z nieukrywanym rozdrażnieniem pozwolił sobie na to, aby jego kościste palce mogły się swobodnie prześlizgiwać po materiale amerykańskiej flagi w którą owinięta była jasnowłosa. Obdarzył również półuśmiechem @Winnie Hensley, gdy ta szturchnęła go nieznacznie w ramię więc na jej słowa tylko zachichotał złośliwie, mimo woli podrywając brew do góry. - Ja nie uzdrawiam, tylko uzależniam od siebie i swoich wynalazków. Chcesz się umówić na terapię? - zarzucił z lekkością w swoim głosie i chociaż starał się aby jego głos zabrzmiał śmiertelnie poważnie, to można było łatwo zauważyć, jak kąciki ust Cichego drgnęły w łobuzerskim uśmiechu. Po chwili jednak przeniósł swoje ślepia na chłopaka Winnie (@Deven Quayle) i z ciekawością mu się przyglądając, wyciągnął do niego dłoń. - Dla znajomych, jestem Cichy. - przedstawił się swoją ksywą, która chyba przylepiła się do niego od wczesnego dzieciństwa. Zabawne jak bardzo była ona nienaturalna dla jego niespokojnego ducha i jeszcze dzikszego usposobienia życiowego. Na żarty reszty towarzystwa odnośnie tego, iż to właśnie chłopak Winsa miałby odurzyć małą @Hollywood Ainsworth, skrył rozbawiony uśmiech i poklepał nieznacznie chłopaka po ramieniu. - Przyzwyczaisz się. - powiedział krótko i tym samym, opierając brodę na ramieniu Ceres, ponownie zerknął na rudowłosą. Jej ruchy były zdecydowanie zbyt rozlazłe i chwilę później zbyt narwane, aby nie nabrać stuprocentowej pewności, że jej organizm rzeczywiście przyjął zbyt wielką dawkę jakiejś substancji odurzającej. Westchnąwszy cicho, pokręcił lekko głową na jej słowa. - Nie jestem na Ciebie zły, Holly. - odpowiedział nieco zmienionym głosem i zgrabnie przejmując szklankę z drinkiem od jasnowłosej, posłał jej krzywy uśmieszek gdy bezczelnie na jeden haust wypił całą jego zawartość. - I nie boję się Ces. Wiadomo, że gdybym nagle padł trupem to podejrzenia padłyby na Ciebie. - rzucił wesoło i obracając w palcach pustą już szklankę, obdarzył ją wariackim uśmiechem. Być może właśnie prowokował dziewczę do tego, aby spróbowała go otruć? Jasne, że to było bardzo głupie posunięcie z jego strony, ale gdyby dziewczyna miała prawdziwe chęci aby go otruć - zrobiłaby to już z milion razy i to w bardziej sprzyjających okolicznościach. Doskonale wiedział, że ze swoimi umiejętnościami i naturalnym talentem do eliksirów, już dawno przekroczyła granice warzenia zwykłych mikstur. Dałby więc sobie dwie ręce uciąć, że w całym Hogwarcie - jak i nie w Salem – tylko ona jedna dorównywała swoimi zdolnościami jego szaleńczej, warzelniczej ekstrawagancji. Dopiero słowa @Daisy Manese, zwróciły jego uwagę. Oczywiście, że również pokazał jej język. I wykonał gest, jakby chciał jej zabrać butelkę szampana, bo zepsuła mu plan na udawanie nijakiego Ethana. Niestety bądź jednak stety, butelka musującego szampana zapewne była już opróżniona do tego stopnia, że bardziej się już nie da - więc Cichy jedynie pogroził Stokrotce palcem i przybrał minę wielce obrażoną. - Zepsułaś. - jęknął cicho i wychylając się zza Ceres, dźgnął Daisy lekko palcem gdzieś w okolice biodra.
pogubiłam się już w tym wszystkim więc wybaczcie za nieogar posta :<
Nie miałam planów na ten wieczór. Byłam raczej przekonana, że będzie to kolejna, nudna noc którą spędzę w domu. Otulona ciepłym kocem z książką, oraz kubkiem gorącej kawy w ręku – ta myśl mi jak najbardziej odpowiadała. Mimo tego, że brzmiało to dość nudno, tak jak wcześniej wspominałam. Jednakże nie narzekałam. Odkąd pamiętam lubiłam tak spędzać wieczory, mogłam się zamknąć we własnym świecie i odizolować od toksycznego wpływu rówieśników. Może to się wydawać zabawne, lecz wciąż nie byłam przekonana co do tej szkoły. Minęło już sporo czasu, a jednak wciąż było coś co mi nie odpowiadało. Siedziałam w fotelu czytając książkę, gdy nagle usłyszałam ciche pukanie w szybę. Automatycznie odwróciłam głowę by zerknąć w kierunku okna. Zauważywszy sowę z listem w dziobku, odstawiłam kawę i odłożyłam książkę. Odwinęłam koc i podniosłam się z miejsca, kierując się w stronę szyby zza której dobiegał dźwięk pukania. Otworzyłam okno i wpuściłam sowę do środka. Pogłaskałam sowę, po czym otworzyłam kopertę i zaczęłam czytać list od Kath – mojej dobrej przyjaciółki. Poznałyśmy się w Ameryce, przez pewien czas utrzymywałyśmy kontakt listowy, lecz teraz, gdy przybyłam do Anglii mogłam poświęcać jej więcej czasu. Nie ukrywam, ucieszyłam się, czytając list. Kath namawiała mnie, żebym wpadła na imprezę Salemczyków. Czy to był dobry pomysł? Mogłam się nad tym zastanowić, lecz nie miałam na to najmniejszej ochoty. Chwyciłam pióro w dłoń i niemalże od razu odpisałam na list. Oczywiście, że przyjęłam zaproszenie. Nie mogłam przeoczyć spotkania z tą ślizgonką. Każdy kto znał Kath wiedział, iż jest to dziewczyna temperamentna – Victoria bardzo to w niej lubiła. Wypuściłam sowę, po czym dopiłam kawę i zaczęłam się zbierać. Byłam podekscytowana, a przez to nieco roztargniona. Nie wiem już jak długo trwały moje przygotowania, lecz chyba nie upłynęła godzina a ja byłam gotowa do wyjścia. W jak najszybszym tempie opuściłam mieszkanie i skierowałam się do Hogwartu. Nie miałam problemu z trafieniem pod podany adres, dość szybko znalazłam się w wyznaczonym miejscu. W pomieszczeniu było już sporo osób. Udało mi się dostrzec Daisy, którą traktowałam jak bardzo dobrą koleżankę. Podeszłam do niej i się przywitałam. Na imprezie nie mogło również zabraknąć dobrze znanego jej chłopaka, Cyrus Lynford stał nieopodal mnie, rozmawiając z jakąś osobą, której chyba nie znałam. Stałam przez chwilę, obserwując chłopaka, który podobał mi się od dłuższego czasu. Ucząc się w Salem był czas, że ze sobą kręciliśmy. Teraz Cyrus miał dziewczynę, a ja? Ja jak zwykle byłam sama i na chwilę obecną nie chciałam szukać chłopaka. Nie mogę ukrywać, na widok Cyrusa wciąż robi mi się ciepło. Posłałam mu delikatny uśmiech i machnęłam do niego dłonią w geście powitania. Przeciskałam się przez tłum w poszukiwaniu osoby na której tak mi zależało, znalazłam ją. Katherine Russeau stała, opowiadając jakąś historię. Obok Niej była również Daisy, którą mijałam chwilę temu. Wszystko byłoby w porządku gdyby nie to, że Kath była ubrudzona krwią. W co ona się znowu wpakowała?. Pomyślałam, po czym bez chwili wahania podeszłam do ślizgonki. - Hej, Kath! Tak jak mówiłam, jestem! Przytuliłabym Cię, ale nie chcę się pobrudzić. Rety, dziewczyno! W coś Ty się tym razem wpakowała? – Zapytała, obserwując ją uważnie od góry do dołu i wyczekując odpowiedzi złożyłam ręce na klatce piersiowej.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine już się odrobinę zamotała, zbyt wiele się wokół niej teraz działo. Odgarnęła włosy do tyłu głowy i spojrzała po twarzach wokół niej. Uśmiechnęła się nawet lekko do @Cyrus Lynford gdy poczuła w ramach otuchy jego dłoń na swoim udzie. Nałożyła swoją dłoń na jego, by przez moment okazać mu ten wyraz szacunku i sympatii względem jego osoby. Potem jednak zaczęły się znowu pytania o jej nóż. -Tak, jestem Katherine, Katherine Russeau- przedstawiła się w miarę przyjaznym , jak jej się wydawało tonem. -Dziękuję za pomoc i przepraszam za mój wybuch. Tak reaguję na silny stres, nie powinnam się tak zachowywać, ale to trudne, mam z tym problemy- widać że odrobinę się zamotała, mówiąc te słowa. -Zwykły sztylet, nic takiego. Ty nigdy nie bawiłeś się nożami? Ja lubię ten jeden bo jest pamiątką po ukochanym dziadku- powiedziała odrobinę zbyt beztrosko, no ale jak to cała Katherine. Jej nie szło przewidzieć, a co dopiero czasem zrozumieć. Miała ochotę by w tej chwili o wszystkim zapomnieć. Nie chciała niczego wspominać. Spojrzała po wszystkich twarzach tutaj obecnym i uśmiechnęła się do nich lekko. Wiedziała, że po wyjściu z tej imprezy wszystko się zmieni a ona będzie miała przechlapane u wielu osób. Nagle jednak pojawiła się osoba, którą Kath ukochałaby wręcz nad życie. Gotowa była za tą osobą wskoczyć w ogień gdyby zaszła taka konieczność. Zerwała się wiec z kanapy i rzuciła w jej ramiona. Była już czysta więc helloł bejbe, nie ubrudziłam cię już ! -Vicky, zaszlachtowałam słodkiego króliczka, było mnóstwo krwi, króliczek jest martwy- powiedziała smutnym tonem, a potem po prostu widząc minę dziewczyny po prostu wybuchnęła śmiechem. -Żartuję, złamałam nos swojemu facetowi, bo dobierał się do gryfonki Nox. Każdy uważa ją za jakąś świętą i nietykalną, masakra jakaś. Zawsze trafiam na beznadziejnych facetów- powiedziała po czym wtuliła się w nią a z jej oczu popłynęły łzy. Nie ma to jak w jednej chwili się śmiać a w drugiej już płakać. Czemu życie musiało być tak beznadziejne? Mimo iż starała się być idealna, to w tej chwili nie chciała, by każdy zobaczył jej słabą powłokę dawnej Kath. Katherine, która zaczynała tutaj naukę była inna. Teraz też przed wszystkimi stała inna Katherine. Obok nich stało dużo osób, najbardziej zabolało ją to, że Mikkel mimo iż był kiedyś z nią w związku to chyba nie był jej prawdziwym przyjacielem. Gdyby miał wybierać to ją by porzucił na pastwę losu i to ją bolało, bo sądziła od dłuższego czasu, że miała w nim oparcie choćby moralne.
/przepraszam jak pominęłam kogoś, dużo tego się nazbierało.
Czy istnieje miejsce, które lepiej się nadaje do tej gry, niż pokój rozrywek? Ale co tu dużo mówić! Siadajcie do gry! Na środku sali leżą wygodne pufy, na których możecie się rozsiąść. Karty już leżą i zdają się czekać na tę rundę. Obok znajdziecie coś do picia - sok dyniowy, jakąś lemoniadę i inne takie, żeby nie zaschło wam w gardłach od nadmiaru emocji!
Jest to pierwszy etap rozgrywek. Gramy do momentu, aż zwycięży jedna osoba - to ona przechodzi dalej. Zasady gry znajdziecie tutaj. Gracz, który nie zareaguje w ciągu pięciu dni, gdy przypada jego ruch, zostaje zdyskwalifikowany, a gra toczy się dalej między pozostałymi osobami.
Skład grupy II:
Spoiler:
• Naeris Sourwolf • Letta Libro • Ezra T. Clarke • Amy Rogers
Nie zaczynajcie, dopóki nie dostaniecie listów!
______________________
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Mimo że Ezra nie odkrył niczego nowego, o poranku w dormitorium Krukonów kilkakrotnie z jego ust rozbrzmiewało głośne "Eureka!". Jednak to nie spontaniczna radość owe okrzyki wywabiała. Była to wyłącznie zasługa szarogłówki południowej, będącej donosicielką listów Ezry. Wyjątkowo złośliwą, bo nie było chyba razu, by sowa nie rozrzuciła jakiś pergaminów lub nie zbiła ulubionego kubka swojego właściciela lub mocno go nie dziobnęła. A najlepiej to wszystko razem! Jedynym pocieszeniem było to, że treść listu wydawała się brzmieć obiecująco. Rozgrywki Klubu Durni? Merlinie, nareszcie! Prawie zapomniał, że do takiego klubu się zapisał. To był pierwszy raz, kiedy Krukon postanowił wziąć udział w tej zabawie. Słyszał, że to świetna alternatywa na wolny czas. No i Ezra po prostu uwielbiał karty. Każde. W pokoju rozrywek zjawił się jako pierwszy, co było zadziwiające, biorąc pod uwagę, że to on zazwyczaj nigdzie się nie wyrabiał. Teraz jednak mógł wygodnie rozsiąść się na mięciutkiej pufce i rozkoszować się smakiem soku dyniowego w oczekiwaniu na resztę graczy. Był ciekawy, ilu się ich zjawi. Będą to kobiety czy mężczyźni? Weterani czy, tak jak on, zupełne żółtodzioby? Westchnął i zabębnił palcami o blat. Trzeba było czekać...
/przez kilka dni mogę mieć problem z internetem. Nie zlinczujcie mnie jak odpisze z trzydniowym opóźnieniem, proszę/
Ucieszyła się na wieść o liście o rozgrywce Durni. Ostatnie dni spędziła naprawdę miło, bo nie dosyć, że jej lekcje naprawdę szybko mijały i dość przyjemnie, to na dodatek mogła spędzić trochę czasu z przyjaciółmi, bo nie miała aż tak dużo rzeczy do roboty. Nie było co narzekać, więc dziewczyna radośnie wyszła z pokoju o odpowiedniej godzinie, żeby nawet przybyć na miejsce parę minut przed czasem. Bo po co miałaby się specjalnie spóźniać? Pierwszy rok zapisała do się do tego klubu gier i pomimo, że grała już parę razy, ale jedynie ze znajomymi, gdzie zasad trzymali się różnie, to teraz miała lekki stres. Znała zasady gry, ale cóż; zawsze pozostawała jej jakaś niepewność. Weszła do pokoju jako druga i już widziała chłopaka, który siedział, popijając sok dyniowy. Nie miała nigdy okazji poznać chłopaka, więc lekko uśmiechnęła się w kierunku szatyna i usiadła na drugiej pufie, obok niego. - Hej - przywitała się. - Jestem Amy, miło mi - dodała, zdradzając chłopakowi swoje imię. - Ciekawe, ile jeszcze przyjdzie osób? - zagadnęła go.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naeris grała już wcześniej parę razy w Durnia, najczęściej w skromnym gronie swoich przyjaciół. Znała zasady w miarę dobrze, choć od jej ostatniego razu minęło już sporo czasu, więc pozapominała znaczenia niektórych kart. Nadal jednak pamiętała, jak bardzo polubiła tę dość niebezpieczną grę. Co prawda, chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło się Krukonce wygrać... Najczęściej prześladował ją pech, ale nie grała po to, żeby wygrać, tylko żeby dobrze się bawić. Co prawda, tutaj dobrą zabawą nie było na przykład pożądlenie przez wściekłe osy... Mniejsza. Odsunęła książki od transmutacji na bok i nałożyła coś luźnego, bo chodzenie cały dzień w szacie już ją męczyło. W czarnej, męskiej bluzie z kapturem i wymiętych dżinsach weszła do pokoju, w którym miała odbywać się cała ekscytująca rozgrywka. Na pierwszy rzut oka nie rozpoznała wcale dwóch obecnych tu osób. Twarz dziewczyny wydała jej się później troszkę znajoma. W każdym razie uniosła dłoń na powitanie. - Cześć, jestem Naeris. - standardowa formuła za nią. Kiedy rozsiadła się na jednej z puf, podciągając nogi pod siebie, tak by usiąść po turecku, poczuła się swobodniej. - Mam wrażenie, że jesteśmy tylko my. - dodała, spoglądając krótko w stronę drzwi. Sięgnęła dłonią po kartę i zmarszczyła lekko brwi widząc, co wylosowała. Grając w Durnia trzeba było się nastawić na możliwość zdradzenia swoich sekretów... Na szczęście Naeris nie miała ich aż tak wiele. Co prawda, jeden był ważny. Ale to jej na razie nie groziło. Ciekawiło ją, jak ta gra się potoczy. Poprawiła swoje włosy związane w kucyk i czekała na rozwinięcie akcji.
5 cesarz
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Na szczęście nie musiał zapijać swojej samotności w soku dyniowym zbyt długo, ponieważ dosłownie chwilę po nim próg Pokoju Rozrywek przekroczyła kolejna osoba. Ezra uniósł głowę i mało dyskretnie zlustrował nieznajomą od stóp do głów. Niestety nic w jej wyglądzie nie wydawało sie mu znajome. W dodatku dziewczyna do najwyższych nie należała i obstawiał, że podczas przeciskania się po tłoczonych korytarzach główka okalona brązowymi puklami włosów i sięgająca do wysokości, na której zazwyczaj znajduje się klatka piersiowa po prostu musiała mu umknąć. Nie uważał tego jednak za rzecz straconą. - Cześć. Ezra jestem. - Uśmiechnął się szeroko do swojej przyszłej rywalki. Ezra nie martwił się tym, że mogła być wkrótce świadkiem jego jakiegoś okropnego upokorzenia. On w ogóle prawdopodobnie przejmował się tym wszystkim zbyt mało. - Z tego, co wiem do rozgrywek już nikogo nie potrzebujemy... Ale to liczba minimalna, poczekajmy jeszcze chwilę. Zetknął na zegarek niecierpliwie, ale wskazówka zdecydowanie była po stronie anonimowego gracza o ile takowy miał się jeszcze zjawić. Już miał zamiar zaproponować powolne rozpoczęcie gry, gdy drzwi się otworzyły i trzecia osoba pojawiła się w pokoju - O wilku mowa. Rysy kolejnej dziewczyny wydały się mu być nieco bardziej znajome niż te Amy, jednak niewiele o blondynce potrafił powiedzieć. Z jakiego domu była? Z jakiego rocznika? Nic mu się nie kojarzyło. - Ezra - powtórzył jeszcze dla nowoprzybyłej i idąc w ślad za nią, wybrał z talii kartę. Kartę o właściwości dość niepokojącej jak na pierwszą, ktorą miał w rękach. Ezra nie chciał odpadać już na samym początku, dlatego miał nadzieję, że jego nowym koleżankom szczęście poskąpi bardziej niż jemu.
Mimo, że chłopak swoim wzrostem do jej wydawał się być nawet i olbrzymem, to i dla Amandy chłopak był zupełnie obcy, chociaż spoglądając na niego, miała wrażenie, że szatyn parę razy rzucił jej się w oczy. Może dlatego, że po prostu zwracała uwagę na innych ludzi? Była ciekawa i lubiła chociaż kogoś kojarzyć, chociaż i tak często miała momenty, w których pytała samą siebie od kiedy ta osoba chodzi do Hogwartu? Nic dziwnego, przy tak liczebnej szkole nie dało się spamiętać tych wszystkich twarzy, które może i gdzieś codziennie przewijały się obok nich, to jednak były całkiem obce. - Okej. Może ktoś dojdzie, a zawsze będzie zabawniej grać w większym gronie - powiedziała, uśmiechając się kątem ust. Stresowała się trochę; to chyba normalne, ale nie na taką skalę, żeby po przegranej mieć depresję czy coś w tym stylu. Podchodziła do rozgrywki całkiem luźno, bo jak nie uda się teraz, to może kiedy indziej jej się poszczęści! Chyba, że jest totalnym przegrywem i nie mam szczęścia w kartach, zarówno jak w miłości, no to cóż... Może i czas im się dłużył, ale jakoś nieszczególnie długo czekali na swoją kolejną rywalkę. Uśmiechnęła się do dziewczyny, a co do skali znajomości miała podobne odczucie jak i u Ezry. Może nawet lepiej, że spotkali się w takim całkiem sobie obcym gronie? - Jestem Amy - odpowiedziała Nae i zaraz po swoich rywalach wyciągnęła kartę z tali, no która też za ciekawie nie wyglądała.
Koniec rundy I! Przegrywa ją @Amy Rogers, w którą uderzają dwa pioruny! Biedaczka jest nieco wstrząśnięta, włosy sterczą jej we wszystkie strony, a ubranie jest lekko osmalone.
Amy:Naeris:Ezra - 1:0:0 (@Letta Libro zostaje zdyskwalifikowana, jako że nie odpisała w wyznaczonym czasie) Czas na rundę II!
______________________
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Może powinna się nawet trochę pospieszyć, bo chyba rzeczywiście pozostali gracze zaczęli się już niecierpliwić. W końcu nic dziwnego, to pierwsze rozgrywki w tym sezonie i każdy na nie od dawna czekał. Naeris sama się dziwiła tym, z jak wielkim opanowaniem podchodziła do dzisiejszej gry. W przeciwieństwie do Amy, która zdawała się odczuwać lekki stres. Naeris odpowiedziała ciepłym uśmiechem dziewczynie, kiedy ta zdradziła swoje imię. Na słowa Ezry też zwróciła uwagę. Wilku? Rozbawiło ją to na tyle, żeby w jej zielonych oczach rozbłysły nikłe ogniki. Nie byłoby kłamstwem, gdyby powiedziała, że jest mocno związana z tym zwierzęciem. Patronus Krukonki z pewnością by się z nią zgodził. - Ciekawe imię. - rzuciła do chłopaka krótko, bo pierwszy raz się z takim spotykała. Wszystko, co oryginalne wydawało się Naeris godne większej uwagi. No i wtedy zrobiło się cicho. Przedstawili się i tyle, koniec, brak dalszych tematów do rozmowy. Dziewczyna skubnęła rękaw swojej bluzy i pociągnęła lekko nosem. No nie, chyba zanosiło się na przeziębienie. Huk, jaki poniósł się po całym pokoju, sprawił, że niemal podskoczyła. Otworzyła szeroko oczy, wpatrując się w Amy, którą właśnie rąbnęły dwa pioruny... Naeris niemal odczuła ten ból. - W porządku? Masz tu trochę popiołu... - wskazała na jej ramię. Przejęła się, mimo że wiedziała, że tak naprawdę nic się dziewczynie nie stało. Gdyby to było AŻ TAK niebezpieczne, dyrekcja nigdy nie zezwoliłaby na taką grę. - To... z jakiego domu jesteście? - spytała, patrząc na kartę, którą wyciągnęła. No jak to możliwe, że znowu miała zdradzić jakiś jej sekret? Jeden raz to nic dziwnego, ale kolejny... Naeris chyba zaczęła w końcu myśleć nad tym, czy tym razem rozgrywka nie potoczy się za daleko. Ale z drugiej strony... To były zupełnie jej nieznajome osoby, więc nie powinna się mocno obawiać. Choć ich nie znała. Mogła się mylić, co zdarzało się tej dziewczynie często. O tej porze nikt już nie miał zajęć, także naprawdę tylko wyjątki pozostawały w szkolnych szatach z krawatami na szyi. Patrząc wcześniej na Ezrę, zwróciła uwagę na dość elegancki ubiór chłopaka. A zaraz potem spojrzała na swoje ciuchy i od razu zauważyła, jak wiele niedoskonałości mają. A to jakaś plamka, chyba po piwie kremowym, a to wypruta nitka z bluzy, parę włosów kota (swoją drogą, skąd one się wzięły?). Skuliła się bardziej i od razu odpowiedziała na własne pytanie, żeby zaraz nie pomyśleli, że będzie wypytywać tylko ich, a sama pozostanie tajemnicza. - Ravenclaw pozdrawia.
3 kapłan, po dogrywkach 5
Ostatnio zmieniony przez Naeris Sourwolf dnia Pon Lis 07 2016, 23:32, w całości zmieniany 1 raz
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Zaśmiał się cicho, ale skinął głową, przyznając Naeris rację. Ludzie czasami żartowali sobie z jego imienia i przekształcali je na żeński odpowiednik Ezri. Krukonowi wcale to nie przeszkadzało, lubił to, że mógł poszczycić się rzadkim imieniem. Mógł przecież zamiast na drugie to na pierwsze mieć Thomas. Ale wtedy zawsze byłby Thomasem którymś tam, który zbyt często musiałby się odwracać na korytarzu, sądząc, że to jego wołają. A będąc Ezrą tego problemu nie było, bo Ezra był tylko jeden... - Ałć - mruknął ze współczuciem, oceniając stan Amy po uderzeniu. Na szczęście sterczące w każdą stronę włosy i podniszczone ubranie były jedynymi widocznymi efektami karty. Nie wydawało mu się, żeby dziewczyna jakkolwiek ucierpiała, ale medykiem nie był. Gdyby jego trzasnął piorun też pewnie byłby mocno oszołomiony... Ezra nie poczuł się jednak w żaden sposób zniechęcony. Właściwie był nawet bardziej ciekawy, co kryje się pod resztą kart i jak się wszystko potoczy. Wyciągnął z talii kolejną kartę i rzucił okiem na postać, którą przedstawiała. Nie był pewny jaką właściwość miała cesarzowa, skoro jednak nie zapadło mu to szczególnie w pamięć to nie mogło być tak źle, prawda? Skupił ponownie wzrok na Naeris i nieświadomie zaczął przekładać kartę pomiędzy palcami. Kusiło go, żeby wziąć do ręki cały stos i zacząć go tasować - to był jego tik, może niekoniecznie nerwowy, ale Ezra po prostu lubił mieć czymś zajęte ręce. Uśmiechnął się do blondynki, kiedy przyznała się do przynależności do Krukonów. Nie żeby faworyzował którykolwiek dom, ale ta informacja sprawiła, że Nae miała u niego na starcie malutkiego plusa. - To musi być jakaś opatrzność, że nie dość, że moje przeciwniczki to dwie piękne dziewczyny, to jedna z nich jest jeszcze przyszła z tego samego dormitorium, co ja. - Ezra miał tendencję do niepotrzebnego komplikowania odpowiedzi. No bo przecież klasyczne "Ravenclaw" byłoby zbyt proste. Zerknął na Amy, która w ich małym gronie jako jedyna pozostawała zagadką. - Z którego jesteście rocznika? - zaciekawił się. Nie chciał strzelać, bo spotkał zarówno wiele przerośniętych i wyjątkowo dojrzałych małolat, jak i dorosłych kobiet o delikatniejszych rysach. Do których bliżej miały one?
3, cesarzowa, po dogrywkach 1
Ostatnio zmieniony przez Ezra T. Clarke dnia Pon Lis 07 2016, 23:38, w całości zmieniany 1 raz
Może i przez chwilę zapadła w pokoju cisza, która może Amy wydawała się lekko niezręczna. Wolała słuchać, chociaż w obecnej chwili była dodatkowo lekko zestresowana, więc nie wiele brakowało, a jeszcze zaczęłaby im nawijać coś kompletnie od czapy. Jej towarzyszów uchroniła zakończona wojna pomiędzy kartami, a tym samym Rogers dostała dwoma piorunami w jej osobę, prawie że spadając z pufy, na której siedziała. Podparła się jedną ręką o ziemię, cudem utrzymując równowagę, kiedy trochę jej się zakręciło w głowie. Serio, czuła się, jakby co najmniej dziesięć razy okrążyła siedzisko i ktoś teraz kazał jej pobiec do ściany. Oprócz tego lekkie dyskomfortu oczywiście nic jej nie było. Coś czuła jedynie, że będzie nieźle otumaniona do końca rozgrywki. - Tak, chyba w porządku. Wydaje mi się, że mogę czasami wszędzie mieć trochę popiołu - odpowiedziała Naeris i spojrzała na nią, mimo wszystko lekko się uśmiechając. Otrzepała trochę spodnie i bordową bluzę, przez co jej ręce też trochę były osmalone. Westchnęła pod nosem i kiwając lekko głową, sięgnęła do talii, z której wyciągnęła kolejną kartę i położyła ją na stolik. Mag; chyba dzisiaj miała wyjątkowe szczęście co do wybuchów, smoły i tego typu rzeczy. - To miłe - skomentowała wypowiedź Ezry, spoglądając na chłopaka, który swoją osobą już od początku wydawał się nietypowy. Cóż, udowodnił to bez banalnego, krótkiego słowa. - Ja niestety, albo stety, jestem z Gryffindoru. - Niestety, bo zaburza tą harmonię Krukonów (byłoby zabawnie, gdyby trafiła się sama rozgrywka Ravu, albo gdyby Letta jednak z nimi grała), ale dla niej stety, no bo lubiła swój dom i jakoś nie wyobrażała siebie nie jako Gryfonkę. - Dziewięćdziesiąty siódmy - powiedziała. Czasami wiedziała, że przez jej wzrost czy twarz niektórzy uważali ją o parę lat młodszą. Ale to na szczęście nie wszyscy. - A ty? - Spojrzała na chłopaka, który się o to zapytała i zerknęła na Nae, na której odpowiedź również ciekawie wyczekiwała.
Naeris też nigdy nie mylono na korytarzu. Czasami była wdzięczna rodzicom za to, że postanowili popisać się i nie nazwali jej Kate albo Jessica. Ale z drugiej strony niektórym nawet wymówienie tego imienia sprawiało drobny problem. A jak ktoś miał już silny akcent z innego kraju to masakra. Jeśli chodzi o Ezrę i Amy to podejrzewała, że oboje są z Anglii, podobnie jak ona. Ale nie znała się na akcentach aż tak dobrze, więc zakładała również pomyłkę. Uspokoiło ją trochę zapewnienie Amy, choć nadal miała ochotę w jakiś sposób jej pomóc. Jakieś zaklęcie, które pozwoliłoby trochę ogarnąć jej wygląd? Na szczęście gra w Durnia zezwalała na używanie w trakcie zaklęć. Tym razem jednak na myśl przychodziło Naeris tylko chłoszczyść, ale stwierdziła, że już nie będzie ingerować w sprawy Gryfonki. I tak zawsze się pchała do pomocy innym, a niektórzy ludzie sobie tego nie życzyli. Niemym gestem przysunęła dziewczynie szklankę z sokiem dyniowym. Żeby tylko się nie zniechęcili do dalszej gry. Właściwie to tutaj mogło człowieka spotkać coś gorszego niż takie dwa pioruny. - Właściwie to nie dosłownie z tego samego dormitorium. - bąknęła Krukonka, troszkę gniotąc nieświadomie kapłana w dłoniach. Ten komplement ją zaskoczył (a który jej nie zaskakiwał...). Nie byłą przyzwyczajona do towarzystwa tak otwartych i pewnych siebie chłopaków, a Ezra wyglądał na takiego, które naprawdę mało czym się przejmował. W przeciwieństwie do tej oto Krukonki. Sama nigdy nie dałaby rady czegoś takiego powiedzieć. Inna dziewczyna zapewne odpowiedziałaby równie błyskotliwie Ezrze, ale Nae tylko odchrząknęła cicho. Poczuła ciepło na policzkach i odwróciła wzrok. Zawsze musiała głupio reagować, ZAWSZE. Na szczęście chociaż Amy normalnie odpowiedziała na miłe słowa. - Czemu niestety? W Gryffindorze jest mnóstwo fajnych osób. - stwierdziła, nawet się nad tym nie zastanawiając. Na pieńku miała jedynie ze Slythem, głównie ze względu na swój status krwi. Nie razi nie dwa trafił się taki Ślizgon, który postanowił uprzykrzać jej życie. Przez to zaczęła już trochę sceptycznie podchodzić do tych zielonych. - Dopiero co zaczęłam studia. - a też postanowiła nie odpowiedzieć tak wprost. - Niby człowiek narzeka na ten Hogwart, ale właściwie to nie chce stąd odchodzić. - powiedziała, ciesząc się, że mogła wypowiedzieć się na inny temat. No i podejrzewała, że zebrali się tutaj akurat sami studenci. - Oj... ta karta nie jest zbyt dobra... - przez przypadek spojrzała na to, co Ezra trzymał w dłoniach. No super, jeszcze jak przegra to dopiero będzie zabawa. Co prawda, w Durniu chowanie kart nie było jakimś przymusem, kto chciał mógł je odkryć. - W ogóle byliście na tym całym balu z okazji Nocy Duchów? - spytała, przypominając sobie, że całkiem niedawno takie coś miało miejsce. Ona sama się nie wybrała, uznając, że po pierwsze, nie za bardzo ma z kim, a Jamesa ciągnąć trzeci raz już nie chciała, bo naprawdę zaczęto by uważać ich za parę, a po drugie niezbyt ją kręciły takie strachy. Nie żeby się bała. Na festiwalu weszła do domku naszpikowanego wampirami, duchami, zombie i przeżyła! Po prostu jakoś straciła już ochotę. Gdyby jednak zgłosiła się na tego prefekta na pewno musiałaby pójść, żeby pilnować dzieciaków, więc zaczynała dostrzegać plusy swojej decyzji. - Dyrekcja ostatnio organizuje sporo takich rzeczy... Sięgnęła ręką po kolejną kartę, zadowolona, że jeszcze jej się nie oberwało. Uniknęła dwa razy niebezpiecznej sytuacji, co było jak na Naeris wyjątkowym szczęściem. Zapomniała, co oznacza pustelnik, ale miała nadzieję, że coś w miarę łagodnego. - Ciągle pada... - zanuciła jedną z mugolskich piosenek, patrząc w okno za którym panowała już ciemność. Tylko głuchy szum świadczył o deszczu. Wtedy też okazało się, że rundę przegrał Ezra. Wspaniale. Wykrakałaś, Naeris.
4, Pustelnik
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Być może było to okropne, ale Ezra czerpał lekką satysfakcję z zawstydzania ludzi. Na pierwszy rzut oka Naeris nie wydała mu się osobą nieśmiałą, niedowartościowaną czy po prostu niepewną, dlatego było to dosyć fascynujące odkrycie. - No dobrze, z sąsiadujących, panno czepialska. - Przywrócił oczami wymownie w stronę Amy, jakby chciał powiedzieć "ci Krukoni". Właśnie w tym momencie poczuł coś w okolicach żołądka, jakieś ściśnięcie, jakieś przyjemne napięcie... I właśnie wtedy przyszło mu na myśl, że Amy nawet z tymi naelektryzowanymi włosami wygląda bardzo ładnie. Wcześniej jakoś mu to umknęło, ale dziewczyna miała w sobie coś przyciągającego uwagę, coś, co robiło na Ezrze ogromne wrażenie. - Zdecydowanie stety - wymsknął mu się komentarz, zabarwiony nutką rozkojarzenia. Gryffindor był domem dobrym jak każdy inny - Ezra nie sugerował się żadnymi stereotypami. Lubił nawet Ślizgonów, mimo, że sam spotykał się z szykanami z powodu tego, że był mugolakiem. - Zatem jestem najdłużej stażem w Hogwarcie, bo z dziewięćdziesiątego szóstego. Jak sobie myślę, że następny rok będzie już moim ostatnim... - zawiesił głos i ze słabym uśmiechem pokręcił głową. Kiedy spędzało się w jednym miejscu tak dużą część życia, po prostu nie można było do takich spraw nie podchodzić emocjonalnie. Tym bardziej, że przed Hogwartem Ezra miał naprawdę niewiele. To tej szkole tak naprawdę zawdzięczał to, kim był w tym momencie. - Macie już jakieś plany na to, co dalej? Rzucił okiem na Naeris, którą teraz obdarzał nieco mniejszą uwagą, trochę zdziwiony jej opinią. Jeszcze raz spojrzał na kartę, ale niestety wciąż nie miał pojęcia, o czym była mowa. Tym bardziej, że nie nastąpiła żadna drastyczna zmiana - oprócz tego, że nagle uroda Amy stała się bardzo rozpraszająca. - Co masz na myśli? Jakoś nie czuję się gorzej. Chłopak wziął kolejną kartę i tym razem otwarcie położył ją na blacie. Najpierw cesarzowa, teraz cesarz... Miał chyba szczęście do kart o wysokich "pozycjach". W tym wypadku znał jednak jej działanie i nie byłby zadowolony, gdyby dwie panie poznały jego największy strach. Liczył, że mimo wszystko mu się upiecze. Wykrzywił usta i pokręcił głową. Nie przyciągnęła go ta cała Noc Duchów, może dlatego, że niekoniecznie miał osobę, z którą chciał się tam pojawić i zabawić? Jakkolwiek jednak doceniał inicjatywę szkoły to po prostu nie miał na to ochoty. Może gdyby poznał Amy kilka dni wcześniej, miałby nieco inne nastawienie? Kto wie? - Nie. To nie pierwsza i nie ostatnia taka impreza, więc załapię się po prostu na następną. Szum deszczu tworzył klimatyczny akompaniament do cichego głosu Krukonki. Kojarzyło mu się to z taką domową, przytulną atmosferą, kiedy jeszcze nie miał pojęcia o swoich magicznych zdolnościach i do znudzenia grywał z młodszą siostrą w planszówki. A sądził, że te wspomnienia już dawno w nim wyblakły.
Skinęła lekko głowę w stronę Naeris, która podała jej szklankę z sokiem dyniowym. Wzięła łyka napoju i zerknęła na dwójkę ich towarzyszy, kiedy wdali się w krótką dyskusję o tych dormitoriach. Uśmiechnęła się delikatnie, tym samym rozbawiła ją trochę mina Ezry. Spuściła wzrok na jego kartę i uniosła lekko brwi. Nie dało się powiedzieć, na którą z nich magia zaczaruje jego serce, ale to było ciekawe. Zerknęła na swoją szklankę, którą trzymała w dłoniach. Wolała ją mieć niż odkładać, bo zawsze mogła zająć chociaż przez chwilę czymś ręce, kiedy powoli obracała ją w palcach, sumiennie uważając przy okazji, żeby dodatkowo nie oblać sokiem siebie jak i całego otoczenia. - Nie kwestionuje tego - powiedziała do Naeris, podnosząc wzrok na dziewczynę. - Bardziej niestety w tym sensie, że mogła być trójka krukonów. Jednak lubię swój dom. - Wzruszyła ramionami i zerknęła na chłopaka, kiedy powiedział swój komentarz. - W każdym domu są fajni ludzie. Oczywiście zdarzą się ewenementy, które nam nie podpasują, ale to jak wszędzie - dodała. W sumie zawsze dziwiła się i śmieszył ją mały fakt, że z całej rodzinki, piątki rodzeństwa, wszyscy praktycznie wylądowali w Gryffindorze tylko Ben, w dodatku jedyny z rodzeństwa bez bliźniaka, wylądował w osobnym domu. Ich niebieska owieczka w stadzie, ale co poradzić; może i ich tata twierdzi, że wszystkich traktuje równo, ale młody zawsze jest bardziej na plusie przez taki sam przydział, jakim kiedyś obdarowała tiara ich ojca. - Zgadzam się z wami. Chyba za tym miejscem po prostu nie można nie tęsknić. Zwłaszcza, jak jest się tutaj przez dłuższy okres. - Albo jak na przykład w jej przypadku od początku swojej edukacji. Co prawda miała dwuletnią przerwę, ale tutaj sprawdza się teoria, że naprawdę człowiek przywiązuje się do tego miejsca. Australijska szkoła magiczna nie równała się z tym, co było tutaj. - Nie do końca. - Pierwsza mruknęła jako odpowiedź, na pytanie Clarke'a. - Zastanawiałam się nad uzdrowicielką, ale... to tylko jakieś wstępne plany robocze. - Wybór jakiegoś przyszłego życia był dla niej trudny, chociaż to właśnie to najbardziej przychodziło jej na myśl. W końcu potrzebne do tego zawodu przedmioty były jej ulubionymi. Wzięła kolejną kartę i już ją widząc, miała ochotę ziewnąć. Miała przynajmniej nadzieję, że następna rozgrywka będzie dla niej pomyślna, bo nie miała zamiaru zasnąć tutaj przy swoim kompanach, a może obudzić się z wymalowanymi wąsami na twarzy! - Również nie byłam - powiedziała. Nie miała ochoty na ten bal, nie wiedziała za kogo się przebrać. Zawsze mogła poprosić Tae o pomoc, bo jego kreatywna, młoda główka by coś wykombinowała, ale jednak odpuściła i spędziła z koleżankami wieczór w dormitorium. Przynajmniej się wyspała! Zerknęła za okno. Deszczu nie ubywało ani na chwilę, bo praktycznie cały czas chociaż trochę mżyło. Dziewczyna westchnęła, wcześniej gdzieś odłożyła szklankę i przejechała dłońmi po swoich nogach, a dokładnie tych nieszczęsnych osmolonych spodniach. - Nie wiem, czy lubię tę pogodę, czy może bardziej uważam ją za przygnębiającą - rzuciła w chwili rozmyślania. W sumie miała swój klimat i całkiem jej odpowiadała, ale chowała się przy dużej ilości słońca w Sydney. Ech.
Najwyraźniej ziewanie było zaraźliwe, bo Ezra zaraz zawtórował Gryfonce. Nawet nie dlatego, że był znużony - jego organizm chyba po prostu chciał okazać dziewczynie solidarność... Otrząsnął się z tego stanu, biorąc potężny łyk soku dyniowego i skupiając się na kontynuowaniu rozmowy. Cieszył się, że trafił na osoby, których stosunek do Hogwartu był bardzo podobny do jego. Chłopak mógłby naprawdę długo wyliczać drobne mankamenty tej szkoły i narzekać. To było jednak nieistotne, ponieważ w głębi serca Ezra wiedział, że żadna z tych rzeczy nie mogła przyćmić pozytywnych uczuć, którymi ją darzył. - Poważne plany - stwierdził, a jego brwi uniosły się lekko pod wrażeniem. Jeszcze większe było ono z tego powodu, że Ezra miał naprawdę znikomą wiedzę na temat pierwszej pomocy, więc darzył szacunkiem osoby, które podejmowały się zawodowi, od którego zależały ludzkie życia. - Ja jeszcze nie mam tak sprecyzowanych pomysłów... W sumie lubię zwierzęta i Numerologię. I innych rzeczy po trochu. - Wzruszył ramionami. Tak naprawdę jego wiedza była dosyć obszerna... niestety rzadko dotyczyła rzeczy naprawdę istotnych. - Nae? Pozwolił sobie na zdrobnienie imienia dziewczyny. Nie wiedział, czy będzie to przez nią zaaprobowane, ale w końcu byli z jednego domu i znali się już kilkanaście minut... Dla Ezry byli już na etapie znajomości, w którym zdrobnienia stawały się dozwolone. Czekając na odpowiedź Krukonki, wyciągnął kartę do kolejnej rundy Durnia. Nie był najlepsza, nie był najgorsza... Właściwie Ezrze wydawało się, że wszyscy mieli naprawdę dużo szczęścia jak na razie. Słyszał o rozgrywkach, w których uczestnicy atakowani byli przez żądlibąki albo ich ciało zaczynało znikać... Bo przecież, jak przegrywać to z efektem. Ezra naprawdę czekał na taki rozwój spraw. - A czy nie możesz lubić czegoś przygnębiającego? - zapytał, szczerze zaciekawiony. Według niego te dwie rzeczy wcale się nie wykluczały. W zasadzie, gdyby tak było, nie powstałoby tyle książek i spektakli o tragicznych, melancholijnych treściach, a nie dość, że istniały to jeszcze były naprawdę uwielbiane. Człowiek to jednak zabawne stworzenie, pomyślał Ezra z rozbawioną refleksją, tworzy te wszystkie przygnębiające rzeczy, jakby w jego życiu nie było już wystarczająco dużo smutku.