Na czwartym piętrze, z myślą o studentach powstał obszerny Pokój Rozrywek. W miejscu tym, każdy uczeń może się nieco zrelaksować. Zapewne dlatego miejsce to jest tak popularne i raczej nigdy nie świeci pustkami. Znajdują się tutaj dwa duże stoły bilardowe, tarcza do gry w rzutki, kilka stolików do gry w szachy, a także do eksplodującego durnia. Na szafkach znajduje się kilka klasycznych czarodziejskich gier, chociaż można tu znaleźć i coś bardziej mugolskiego. W rogu pokoju stoi nieco zniszczona, stara kanapa, zwykle przez kogoś zajmowana. Natomiast za nią jest duży kosz, który dzięki zaklęciom, zawsze chłodzi jego zawartość, czyli różne butelki z napojami. Zazwyczaj pod sokami dyniowymi ukryte są butelki piwa kremowego, a i niekiedy można znaleźć tam coś innego.
Panienka Sharewood pochwyciła wyzywające spojrzenie @Rasheed Sharkera i uśmiechnęła się bardziej, niż zamierzała. Zapewne było to spowodowane alkoholem, który już dawno zaczął działać na nią po takiej ilości spożycia, za jednym razem. Może alkoholiczką nie była, raczej gustowała w czymś mocniejszym i bardziej nielegalnym. Przysunęła się do chłopaka. - No, hejka. - Walnęła bez namysłu, przyglądając się przez chwilę chłopakowi. Jego twarzy i lekkim zaroście. Jest w moim typie. Liznęła krawędź szklanki prowokacyjnie i jakby nigdy nic upiła łyk wina. Patrzyła na kręcącą się butelkę. - Nuda. Dlaczego mnie nie wylosują? Byłoby zabawnie. - Westchnęła sfrustrowana. - Dobrze chociaż, że jest alkohol i pełno ciekawych osób. - Zerknęła ukradkiem na @Rasheed Sharkera. Raczej pełno gorących mężczyzn. Obserwowała, jak inni się bawią, rozbierają i całują. No i nagle padło na nią, a wylosował nią, nie jak to inny @Jay Harper, który zwrócił jej uwagę na samym początku. - Tylko buta? - Posłała mu niewinne spojrzenie, po czym zaczęła losowanie osoby i zadania, które miała wypełnić. - Beznadziejnie. Sama siebie mam całować? Co to za frajda? Jeszcze raz... - Na kogo padnie? @Carma C. Charisme. Podirytowana, podeszła do krukonki i podarowała jej lekkiego całusa w usta, po czym wzięła szklankę z Kłębolot'em, popijając ten niechciany smak Carmy. - Może pomożesz zabić mi smak tego zadania? - Zapytała @Rasheed Sharkera i usiadła ponownie obok niego, licząc na coś z jego strony?
Klaszcze wesoło kiedy Neptune i Cyrus tańczą razem ślicznie. Kiedy dziewczyna wraca, obejmuje ją spontanicznie. Najlepsze przyjaźnie rodzą się po mniejszej lub większej dawce alkoholu. - Dzięki – mówi do niej szczerze w tej chwili wzruszona, na to że jest śliczna. Dla wstawionej Hensley każde pocieszenie jest w tym pijackim momencie na wagę złota. Zerka już tylko przelotnie na Holly, którą teraz otacza Deven oraz Sheila. Wins parę razy zastanawiała się czy dziewczyna nie powinna przypadkiem spędzić więcej czasu w jakimś szpitalu. W końcu patrząc na jej zachowania, jest dość niebezpieczna dla samej siebie. Z zamyślenia wyrywa ją kościsty palec stukający irytująco w ramię. Winnie próbuje go przepędzić i wali w dłoń irytującego kogoś, gotowa wygłosić mu jakąś przemowę, ale tylko otwiera buzię po odwróceniu się. - Quietus! – krzyczy Winona i podrywa się z miejsca. Bez pytania wskakuje na przyjaciela i obejmuje go nogami w talii tuląc mocno do siebie. Zapewne rozlewa drinka na jego plecy odrobinę, ale cóż z tego. Entuzjastycznie całuje go w obydwa policzki i zaśmiewa się głośno do niego. Nie zauważa pewnie jeszcze Ceres, która czai się gdzieś z tyłu. - Gdzie byłeś? – pyta Winnie i zgrabnie zeskakuje z chłopaka, po czym daje mu kuksańca w ramię, żeby jakoś ukarać go za to okropne zniknięcie. Neptune również przytula się do Salemczyka , co tylko upewniło Wins w przekonaniu, że dziewczyna jest w porządku. Jej przyjaciel tonie w kobiecych uściskach i w tym samym momencie wybucha jakieś zamieszanie i Winona przygląda się całej sytuacji. @Daisy Manese jak dobry gospodarz odpowiednie interweniuje. Jednak jej wzrok padł szybko na @Vittoria Brockway. Dziewczyna zupełnie nie zadawała się z Salem, jakby całkowicie już utożsamiała się z Hogwartem. Wins nie słyszała, żeby miała kontakt z kimkolwiek od nich. Dlatego kiedy zanim dziewczyna wychodzi, łapie ją za ramię, przytrzymując na chwilę. Winnie jest impulsywna po alkoholu i jeszcze bardziej przywiązana do swojego obywatelstwa niż na co dzień. - Może po prostu poproś Garetha, żebyś mogła przystąpić do jednego z domów, to zupełnie odetniesz się od Salemi będziesz mogła uganiać się za angielskimi chłopcami, udając, że należysz tutaj – mówi do niej oschle, po czym puszcza swoją koleżankę z drużyny quidditcha i wypuszcza z uścisku, by mogła wyjść razem ze swoją ekipą z Hogwartu.
Szampan najwyraźniej strasznie ją rozkojarzył, bo nie miała bladego pojęcia, co się wokół niej działo. Duża część osób odeszła z gry, gdzieś tam w tle zauważyła nawet @Quietus Ettréval, ale że spotkali się dość dawno temu, to tak właściwie na pierwszy rzut oka go nie poznała. Po zepchnięciu brata z kolan (co oczywiście wydarzyło się w poprzednim poście, którego jeszcze nie ma, hehe), spojrzała na negatywną reakcję @Neptune Leighton na Salemczyka, by już chwilę później stracić z pola widzenia @Winnie Hensley, która najwyraźniej podążyła do wyjścia za swoją koleżanką. Nie żeby marudziła na brak towarzystwa, ale mentalnie poczuła się opuszczona. Po poprzednim wylosowaniu Liama, z ulgą przyjęła fakt, że musi go jedynie niewinnie rozebrać - oczywiście nie zdecydowała się na nic... śmielszego? Właściwie to do gry zaciągnął ją @Norbert O. Czarnkowski, a że sam zniknął, Carma nie miała większego powodu, by dalej brać w niej udział. Pozbywając się jednej butelki, automatycznie została wylosowana przez drugą. @Sonya Sharewood najwyraźniej nie ucieszyła się na taki obrót spraw, ale zdecydowanie nie była z tego powodu aż tak niezadowolona, jak sama Carma. Do tej pory gra ją oszczędzała, także uczestnictwo w owej zabawie było o tyle ciekawe, na ile mogła integrować się z innymi bez żadnych konsekwencji. Całus Sonyi zestresował ją w znacznym stopniu, szczególnie dlatego, że nawet dziewczyny nie kojarzyła. Zniesmaczona, zerknęła na Ślizgonkę, obserwując chwilę jej zachowanie wobec @Rasheed Sharker, które... No cóż, było na tyle jednoznaczne, że Carma nie musiała nawet słuchać ich rozmowy. Niby nie miała żadnych podstaw do bycia zazdrosną o chłopaka, z którym widziała się prywatnie raz, do tego na imprezie, ale... Zdecydowanie nie można było jej nazwać zadowoloną. Prawdopodobnie traciła głowę z powodu zmieszania wina z bąbelkami, jej obraz świata był zdecydowanie zniekształcony, o emocjach nie wspominając. Bez słowa, z grobową miną zakręciła butelką, która wylosowała @Elisabeth Wonderwood. Z opanowaniem przeczytała etykietę z zadaniem, nie dając po sobie zauważyć minimalnego niepokoju, myśli ciągle mając zajęte przez flirtującą z Rekinem Sonyę. Upiła spory łyk szampana, tym sposobem chcąc dodać sobie odwagi, która towarzyszyłaby jej irytacji. Skoro Rasheed flirtował z kimkolwiek... Wstała, oddając butelkę @Sheuti V. Charisme, by już chwilę później kucnąć przy rudowłosej dziewczynie, prezentując wszystkim zgromadzonym, dlaczego pocałunek z języczkiem nazywanym był francuskim. Wracając na swoje miejsce była już przekonana, że gra wcale jej się nie podoba, jak i cała impreza. Typowe, niezadowolone dziecko, w tej chwili będąc podobną do swojego brata w stopniu przynajmniej znacznym. Usiadła obok niego, wyciągając z torebki Słodkie Pufki o smaku winogron, zastanawiając się nad odejściem z gry. Odpalając papierosa obdarzyła tylko Rekina długim spojrzeniem, a przy wypuszczaniu dymu z płuc przeniosła je na Neptune, ciekawa jej reakcji. - Ćpunie, masz coś ciekawego? - rzuciła w kierunku brata pełnym miłości głosem, dając upust swojej złości właśnie w tym pytaniu.
Jeśli ktoś obecnie ma butelkę (nie zdążył jeszcze napisać posta losującego kolejną osobę) zostanie wylosowany po raz kolejny inną butelką, to dokonujemy przerzutu.
Ostatnio zmieniony przez Carma C. Charisme dnia Sob Kwi 16 2016, 20:34, w całości zmieniany 1 raz
Wyglądało na to, że Winnie jak zwykle fantastycznie się bawi. W tej chwili nie miał nic przeciwko temu, zmartwiony stanem Holly, która najwyraźniej była naćpana. Dyskretnie pociągnął nosem i przyjrzał się jej źrenicom, po czym westchnął ciężko i przeniósł spojrzenie na nieznaną mu Amerykankę, którą kojarzył co prawda z widzenia, ale na tym ich znajomość się kończyła. - Wydaje mi się, że to peruwiańskie zioło, no wiesz, Małoujarana - mruknął, widząc pytający wzrok @Sheila Violence Villadsen, która z jakiegoś powodu nazwała Holly jakimś innym imieniem. Widział już takie rzeczy, takie reakcje i znał ten zapach - będąc bratem Rivera Quayle Deven całkiem nieźle znał się na narkotykach. Raz czy dwa sam się naćpał - zupełnie bezwiednie, padając ofiarą głupich dowcipów starszego brata, który wziął sobie za punkt honoru zdeprawować swojego małego braciszka. Deven był z natury odporny na takie manipulacje, ale w obliczu podstępnie dosypanego do herbaty narkotyku był zupełnie bezradny. - Pachnie miodem i ma rozszerzone źrenice, więc to chyba to... no i ta senność... - zmarszczył brwi i spojrzał na Holly bezradnie. Po chwili rozejrzał się, szukając Winnie, która oczywiście już znalazła się w innej grupce. Niby słyszał, że gdzieś tam znowu ktoś zaczyna się awanturować i zanosi się na burdę, ale prawdę mówiąc, niewiele go to obchodziło. - A w ogóle to jestem Deven. Słuchaj, mogłabyś się nią chwilę zająć? Nie sądzę, żeby... no wiesz, żeby coś się mogło stać, zwłaszcza teraz... em... kiedy jest trochę otumaniona i senna... a ja... chyba powinienem pójść do Winnie. Może któraś z dziewczyn będzie szła do dormitorium... czy coś... nie wiem, Holly może powinna się położyć. Albo trochę poczekać, aż dojdzie do siebie... Przepraszam, muszę iść. To nie problem? - spytał Sheili z trochę zakłopotaną miną, czując się źle, zostawiając Holly pod opieką kogoś innego, choć na pewno znała tę dziewczynę znacznie lepiej niż jego. Ech, jego słynne poczucie odpowiedzialności jak zwykle dawało mu popalić. Delikatnie dotknął włosów rudego stworzonka i posłał jej łagodny uśmiech, po czym podniósł się i ruszył w stronę @Winnie Hensley, która akurat skończyła rozmawiać z Vittorią. Nawet on wiedział, kim jest ta brunetka - zawsze znajdowała się w centrum zdarzeń, zwykle tych niezbyt przyjemnych. Podszedł do swojej jasnowłosej Jankeski i objął ją mocno ramieniem, przy okazji składając na jej ustach delikatny pocałunek. Była już dobrze wstawiona i zarumieniona. - Holly chyba się naćpała peruwiańskiego ziela. Chyba nic jej nie będzie, ale nie zniosła tego zbyt dobrze - mruknął tytułem usprawiedliwienia. Miał nadzieję, że to wystarczy, żeby udobruchać Winnie. - Pięknie wyglądasz. Co teraz robimy? - spytał, gładząc jej talię i uśmiechając się lekko. Będąc przy Winnie, czuł dziwne zawroty głowy i napięcie, które nie dawało mu spokoju. Bardzo chciał stąd wyjść, ale myśl o biednej, przyćpanej Holly jakoś nie pozawalała mu w pełni cieszyć się towarzystwem królowej Teksasu.
Cichy uśmiechał się szeroko do każdego. Jednak nie zapomnieli o nim przez tych parę miesięcy - to przecież wspaniała wiadomość! Widział doskonale te niemałe zaskoczenie malujące się na buzi Winsa, gdy tylko jankeska obróciła się ku niemu i ujrzawszy jego wariacką osobę - wprost rzuciła się na niego. I Quietus naprawdę w ostatniej chwili zdążył złapać przyjaciółkę w swoje ramiona, aby jej przypadkiem nie upuścić tuż pod swoje stopy. Obawiał się, że gdyby chociaż delikatnie i (całkiem niecelowo!) uszkodził jej ciało, to Wins zapewne naruszyłaby zarówno jego powłokę cielesną, jak i wytrzepałaby z niego samą duszę; i to pewnie za pomocą jakiegoś cholernie bolesnego uroku. Dlatego jasnowłosą bardzo mocno podtrzymał w obawie o własne życie i jedynie wywracał oczyma na jej pytania odnośnie ich bardzo krótkiej nieobecności w szkole. Pozwolił też ucałować swoje lica przyozdabiając jednocześnie gębę swoim typowo krzywym uśmieszkiem i jak przystało na lojalnego przyjaciela, sam ucałował jej czoło tym samym podkreślając, że raczej zwiewać z Hogwartu już nie będzie. Przynajmniej nie w tym tygodniu! Wzdychając odstawił Winsa na podłogę, pokrzywił się trochę na to, że jankeska umorusała mu jego amerykańską bluzę, jakimś słodkim drinkiem i jedynie wetknął swoje łapy do kieszeń podartych spodni. - Byliśmy w Stanach. Zatęskniło nam się za dawnym, gorącym klimatem. - stwierdził bardzo beztrosko jak na tak drażliwy temat ich dawnej, spalonej szkoły i szczerząc się niewinnie do jasnowłosej, odsunął się nieznacznie, by swoim wzrostem nie przyćmiewać reszty wesołej zgrai, która dziwnym trafem cholernie cicho siedziała. Posłał oburzone spojrzenie do Ceresowej i Megary (które aktualnie, zgrywają się jakby siedziały pod niewidką t.t ) i bez żadnego ostrzeżenia wypchnął je przed siebie, aby również ukazały się hogwarckiej społeczności. W międzyczasie wyściskał również mocno kochaną Stokrotkę, uprzednio słysząc jak dziewczyna z pełną werwą głosiła wszem i wobec, iż nie sympatyzuje z czarną magią. Odruchowo powstrzymał się od puknięcia w czoło na jej szczere oświadczenie, ale doszedł do wniosku, że musi w tym tkwić drugie dno i tylko uśmiechnął się szelmowsko. - Grzeczna Daisy, no kto by pomyślał. I w Stanach byliśmy, Stokrotko. - odpowiedział jej z wyjątkowo rozbawioną miną po czym wzruszył niedbale ramionami jakby ten fakt nie był wcale taki istotny. Ogółem czuł się bardzo mocno kochany w tym momencie, serio. Nawet Tunia wyściskała jego wątłą osobę i po chwili idąc w ślady Winsa, zaserwowała mu również porządny cios, który na krótką chwilę niemalże pozbawił go tchu. Zatoczył się lekko, bo halo - nie spodziewał się takiej reakcji! - i oczywiście potoczył się w kierunku swojego brata. (łap mnie chłopie :c) Zmarszczył groźnie brwi i już miał się pokazowo skrzywić do różowowłosej, gdy ostatecznie zrezygnował z tego i zaciskając mocno usta, postarał się wykrzesać z siebie - na pierwszy rzut oka, dostatecznie przyjemny uśmiech. - Nie bij. - zawarczał do niej przyciszonym tonem głosu i pstrykając kościstymi palcami tuż przed nosem dziewczęcia, zadarł prowokująco brew do góry. - Bo otruję. - dorzucił z pełną satysfakcją w głosie. Gdy padło któreś z rzędu pytanie, gdzie był - westchnął dramatycznie i wskazał brodą na Ceres. - Czy ja mówię w innym języku, Ces? - zagaił ją i z pełną werwą udając załamanego ich postępowaniem, zwiesił bezradnie ramiona wzdłuż ciała po czym zaczął obserwować towarzystwo. Kilka znanych twarzy przewinęło się przed jego oczyma i rozpoznając między innymi Carmę (@Carma C. Charisme), która chyba była już dostatecznie mocno pod wpływem - obdarzył ją pogodnym uśmiechem. W końcu jutro będzie mieć problemy ze wstaniem z łóżka. Przyszły mistrz eliksirów bezbłędnie odgadnie kto dnia następnego będzie umierać z samego rana po zbyt mocnym zerowaniu alkoholi. Z pewnością jego koleżanka. Dostrzegł też kilka osób z ich amerykańskiego Instytutu i zacmokał z niezadowoleniem. Nie do każdego pałał miłością, jak do nielicznego grona, które chwilowo poświęciło mu czas na tej imprezie. Widział jak Daisy (@Daisy Manese) podleciała do ich znajomej z Salemu, bo jacyś małolaci wszczęli dość interesująco zapowiadające się mordobicie. Ciekawe. Hogwartczycy piorący się po gębach z powodu dziewczyny z Salem? Wins zaczepiająca ów dziewczynę, stała się chyba punktem kulminacyjnym jego narastającej ciekawości bo mimo woli podsłuchując co jego przyjaciółka miała jej do powiedzenia - na tyle go to wszystko zaciekawiło, że postanowił na nowo podbić do Daisy i Winsa - i bezczelnie pochylając się nad dwoma dziewczynkami, uśmiechnął się do nich jak na czarującego szaleńca przystało. Gdzieś od kogoś, podebrał też butelkę szampana i racząc się musującym obrzydlistwem, po chwili wepchnął butelkę w ręce z którejś z dziewczyn, by również się nim uraczyła. - Ta co wyszła. Powinienem ją znać? - spytał jakże dociekliwie i po raz ostatni spojrzał w stronę drzwi, za którymi zniknęła dziewucha prawdopodobnie z jego starej szkoły.
Wiatr poniósł cię daleko, bo za swój geniusz i szaleństwo zaprzedałaś mu własną dusze. Tak naprawdę jednak nie chciałaś się przyznać, że to wcale nie żywioł tobą miotał, a raczej podążałaś na oślep za niezbadaną ciszą, której natura nie pozwalała ci spokojnie funkcjonować. Już dawno zresztą przestałaś wierzyć, że kiedykolwiek zaznasz spokoju – nie był ci pisany taki los, i chyba nie tego chciałaś. Na przyjęcie podążałaś z pewną obawą, czy przypadkiem nie zostaniesz wyklęta przez pozostałych za swoją ignorancję, ale w przeciwieństwie do brata wróciłaś niczym bumerang. Z resztą w murach tej szkoły nierozsądnie było dzielić się między sobą. Aby nie pozostawiac cienia wątpliwości ku temu, dokąd należysz, swój skromny strój, na który składały się proste dżinsy z rozdarciem na udzie i za krótka, biała podkoszulka, wzbogaciłaś poprzez okrycie cię amerykańską flagą. Aż dziwne, że @Winnie Hensley w pierwszej chwili umknął ten przyciągający wzrok motyw, ale może faktycznie Quietus wypełnił swoją - wcale przecież nie tak ogromną - osobą całą przestrzeń. To jej pierwszej właśnie rzuciłaś się w ramiona, zaraz po tym, jak wypuścił ją Ettréval, licząc na to, że jednak nie postanowi na oczach wszystkich zacząć wyrywać ci włosów z uwagi na absencję. Później przyszła kolejno pora na @Daisy Manese (szkoda, że pojawiłaś się odrobinę za późno, wymijając się z możliwością przypatrzenia się, któż taki z Hogwartczyków interesował się magią, która ze szlachetnością nie miała zbyt wiele wspólnego), a także przelotne powitanie z @Cyrus Lynford, który jednak wydawał się bardzo zajęty imprezowaniem. Reszta nie wydała ci się absorbująca na tyle, byś odczuwała jakąkolwiek potrzebę wymiany czułości – może dlatego, że pozostała część towarzystwa składała się głównie z Hogwartczyków, przeciwko którym w zasadzie nie miałaś szczególnych zastrzeżeń, ale którzy nadal pozostawali dla ciebie zupełnie odrębnym światem. - Przykro mi, Ettréval, najwyraźniej brzmisz mało wiarygodnie. Chociaż to dziwne, ludzie pod wpływem alkoholu są zwykle zadziwiająco ufni. - Mówisz, pozwalając mu na to, aby wsparł się na twoim drobnym ciele. Jak zawsze zresztą. Przez chwilę oboje obserwujecie przedstawienie burzy hormonalnej, w której rolę pierwszoplanową zdaje się odgrywać dziewczyna z Salem. Spoglądasz na całe zajście z obojętnością i chłodnym dystansem, takie zajścia nigdy nie wydawały ci się w żaden sposób absorbujące. Kiedy Cichy odkleja się od twoich ramion (co w zasadzie przyjmujesz z niechęcią, ale przywykłaś już chyba do tego, że ma naturę turysty, która popycha go od jednych do drugich, i tak bez końca), pociągasz za sobą @Megara M. Herondale w stronę stołu zastawionego alkoholem, bo odnosisz dziwne wrażenie, że dzisiejszego wieczoru potrzebujesz wlać w siebie zaskakująco duże ilości Ognistej Whisky.
Winona miała racje, zwracając uwagę na to, jak Vittoria odcięła się od Salem. Aż sam się dziwiłem sobie, że wcześniej o tym nie pomyślałem. Może Brockway odcięła się już na tyle, że średnio mnie interesowała, bo mentalnie przypasowałem ją już do grupy Hogwartczyków? Same słowa Wins zainteresowały mnie jednak na tyle, że stanąłem sobie obok niej, popijając whiskey i tymczasowo nie zajmując się grą w butelkę. - W towarzystwie Amerykanów widziano ją ostatnio chyba jak Salem nie było jeszcze kupą gruzów. Jestem pewien, że jest bardzo zadowolona z tego upadku szkoły, bo wreszcie może się cieszyć zainteresowaniem, wiesz, jest dla Brytyjczyków niemal egzotyczna, bo pochodzi za wielkiej wody. Chociaż czy ona ma cokolwiek z Ameryką jeszcze wspólnego, poza dormitoriami, to ja nie wiem - skomentowałem, mówiąc to wszystko konspiracyjnym tonem wyłącznie do Winony, tym samym pokazując jej, że zupełnie się z nią w tej kwestii zgadzam. Vittorii już nie było w tym pomieszczeniu, a ja nie mogłem sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz tą dziewczynę widziano w towarzystwie Amerykanów. Moim zdaniem, próbowała zanadto usilnie wpasować się w tutejsze mury. Szybko jednak moja uwaga na temat mało patriotycznej Amerykanki, została oderwana w kierunku zupełnie innym i znacznie ciekawszym. Bo oto jak gdyby nigdy nic, stała przede mną Ceres i Cichy. A ja pomyślałem, że mam halucynogenny drink. - Wiedziałem, że robię imprezy, które wszystkich ściągają - skomentowałem w pierwszej chwili, wciąż wpatrując się w tą dwójkę ze sporym zdziwieniem. Jakby nigdy nic, jakby minął dzień. Wszyscy wyjeżdżali do Ameryki, potem wracali. Tylko ja i Daisy wydawaliśmy się być trwale uwiezieni w tej szkole. Oczywiście pięknie się wszyscy przywitaliśmy, a mi po głowie chodziło jedno, bardzo kluczowe pytanie. Czy Julius też zamierzał wrócić? Poczułem się jakoś dziwnie dwojako. Skutecznie obalałem właśnie pozycję brata Ceres będącego przewodniczącym bractwa, mimo, że z tym się przyjaźniłem. To nie była postawa godna pochwały, a wcale jej nie żałowałem. Przeciwnie, nie chciałem, by on tu wracał. - Cholera, jak dobrze, że już wróciliście. Musieliśmy tutaj zacząć imprezować z tymi Brytyjczykami, żeby się nie czuć jak frajerzy bez znajomych - skomentowałem wbrew dwojakim myślą na temat tych niewiarygodnych powrotów i tego, z czym mogły się wiązać, a jedynie robiąc przerażoną minkę, jakby impreza z Hogwartem była co najmniej wyczynem iście piekielnym. A ostatnio siedzenie z tymi Anglikami wcale nie było dla mnie aż tak ognistymi katuszami. No, ale nie ma to jak impreza w Salemowskim kręgu.
Butelka kręciła się i kręciła. W końcu nie trzeba już było siedzieć w kole, jak na grupie wsparcia. Wstała więc z miejsca i przyczepiła się do gryfona, koło którego siedziała. @Dorian Bristen zdawał się nawet nie zauważyć, kiedy do niego się przysiadła. Niewzruszona i już pod całkiem niezłym wpływem alkoholu, nic jej nie robiło różnicy. Wtem butelka zatrzymała się na niej i panna Charisme miała za zadanie namiętnie pocałować puchonkę. Cóż, Elisabeth to w żadnym stopniu nie przeszkadzało. W końcu to była przede wszystkim gra, a po drugie dziewczyny także należały do jej zainteresowań. Francuzka była jednak trochę zmieszana, co nie umniejszyło jakości jej pocałunku. Jak to przystało na dziewczynę z Francji. Kiedy @Carma C. Charisme oddaliła się, przyszła pora na kręcenie butelką przez Beth. Butelka wylądowała przy @Sheuti V. Charisme. Co za zbieg okoliczności. Najpierw jego siostra, teraz on. Elisabeth miała chyba niezłe szczęście. Zadaniem Elisabeth było pozbawić go którejś części ubrania. Przeszło jej przez myśl, żeby pójść na łatwiznę, ale wyszłaby na hipokrytkę. Podeszła więc do chłopaka i zsunęła z jego ramion marynarkę, czy inną wierzchnią część ubioru, jaką miał na sobie. Wracając na miejsce, spojrzała się znacząco na @Rasheed Sharkera. Nie bawiła się w żadne flirtowanie, bo przecież ślizgon kompletnie nie byłby nią zainteresowany. Ona też nie była. Ale chciała się trochę z niego pośmiać, więc ten wzrok miał raczej żartobliwy charakter. Wróciła na miejsce i podeszła do @Dorian Bristena. - Ta butelka to miłe urozmaicenie. Ale przyszłam głównie po to, żeby znaleźć mojego partnera korespondencyjnego. Słyszałam, że mają listę par. Wiesz coś o tym? - uśmiechnęła się uroczo do gryfona. Wydawał jej się bardzo w porządku.
Mikkel wypił jeszcze po szocie tequili za seks na blacie kuchennym i rozbieranie w miejscu publicznym. Takie rzeczy nie były mu obce. W końcu nazywał się Carlsson. Po czym poczuł swój nabrzmiewający pęcherz, więc po prostu wyszedł z sali bez pardonu, żeby zwolnić miejsce na dalsze trunki. Wypił już całkiem sporo, ale że miał mocną głowę, to wcale dużej różnicy nie czuł. Wrócił i zobaczył, że już nikt nie siedział w kręgu, a butelka krążyła po sali. Podszedł więc do grupy Salemczyków, których nagle zdało się namnożyć. - Przepraszam, kochana - zwrócił się do @Daisy Manese, której należały się przeprosiny za to nagłe wyjście - Widzę, że coś mnie ominęło - spojrzał się na @Quietus Ettréval. Nie był pewny, czy powinien się z chłopakiem przywitać. Wyglądało na to, że dobrze się znał z Cy'em i panną Manese i zapewne resztą przyjezdnych. Ale Mikkel widział go po raz pierwszy. Postanowił poczekać więc aż @Cyrus Lynford albo Stokrotka go przedstawią. Zwrócił też uwagę na @Ceres O'Shea, której wcześniej nie widział. Taką dziewczynę na pewno by zapamiętał. Odwrócił się nawet za nią, kiedy odeszła do stołu z alkholem. Pomyślał, że koniecznie będzie musiał się tej zjawiskowej postaci przedstawić, prędzej czy później. Wciąż czekał na odpowiedź dotyczącą tej czaszki na ulotce. Wciąż nie wiedział, o co z nią chodziło. Cy musiał ją umieścić z jakiegoś konkretnego powodu, który Carlsson musiał w końcu poznać.
BUTELKA I WYLOSOWANA OSOBA: Rekin @Rasheed Sharker (taniec, kostka 5)
Został bezczelnie zrzucony z kolan własnej siostry. Postara się to przeżyć, no naprawdę. Zobaczymy czy Carma-jego-najcudowniejsza-siostra znowu będzie taka agresywna, kiedy zacznie się domagać od niego trochę hajsu, na nowe kiecki, aha! Na swoje szczęście (no jakże by inaczej) obdarzył dziewczynę tylko dziwnie rozweselonym uśmiechem i ponownie strzelając oczyma po całej sali - tknęło go, że marynarkę, którą przed chwilę oddał w ręce białowłosego - prawnie mogła należeć do niego. Musiał naprawdę przesadzić ze swoimi szczęśliwymi dropsami, skoro aż tak mocno go złapało, że znajomych twarzy nie rozpoznawał! Nie wspominając o Tuni. Jej też nie poznał. Okey dokey, bro. Mentalnie kopnąłby zapewne siebie samego w twarz, ale jako, że nie lubił nawet w myślach krzywdzić samego siebie ( bo wolał innych, ale to już historia na inny dzień!) to jedynie przesunął swoją dłonią po twarzy i mierzwiąc swoje i tak już potargane kosmyki włosów, westchnął uciążliwie. Spojrzał spode łba na Carmę, gdy jego siostra zdążyła się już wymienić śliną z inną dziewczyną i nie ukrywając swojego zniesmaczenia, poderwał brew do góry. - Zmieniasz bramki, czy co? Bo wydawało mi się, że lecisz na tamtego, o. To nic, że cały Hogwart już o tym, wie. - wymruczał cicho jej na ucho, dyskretnie przy tym wskazując swoją brodą na Rekina. Plusy mieszkania w tym samym domu, tak. Doskonale zdawał sobie sprawę z niemałego zauroczenia Carmy. I doskonale się bawił jej pokręconą sytuacją - w końcu miał pełne prawo do tego, by komentować jej nieistniejący związek i wspierać ją w najtrudniejszych chwilach, tak. Bywał bardzo kochającym bratem. Uśmiechnął się głupio do starszej Charisme i przejąwszy od niej butelkę szampana, bez namysłu w pięknym stylu wyzerował butelkę do dna. Z pewnością się przewróci, gdy tylko się podniesie, gdyż głowę miał cholernie słabą do alkoholi. Ale czego się nie robi, by wesprzeć rodzinę w kryzysowych sytuacjach? Jednocześnie skrzywił się, gdy starsza wspominała o jego nielegalnym biznesie pod urokliwą i chwytliwą nazwą hapihapi. Marszcząc czoło, powstrzymał się od pokazania jej palca, aby się odczepiła od jego źródła utrzymania i milcząc przez dłuższą chwilę, ostatecznie wywrócił oczyma i rzucił jej na kolana swoje pseudo-cukierki, sam się uprzednio częstując jej fajkami. Skoro ma z rana konać, to w iście królewskim stylu. Podpalając zgrabnym i co najważniejsze - wyćwiczonym gestem papierosa, przybrał identycznie niezadowoloną minę, co Carma i jedynie wzruszył niedbale ramieniem na jej pytanie. - Zawsze. Nie znasz mnie? - odpowiedział pytaniem na pytanie i obserwując toczącą się grę, uniósł lekko brew do góry, gdy podeszła do niego laska, która kilka minut wstecz całowała usta jego siostry. Przyglądając się z namysłem rudowłosej, obdarzył ją po chwili krzywym półuśmieszkiem i pozwolił rozebrać się ze swojej ciemnej marynarki. Zbędny element ubrania, odrzucił gdzieś na bok i siedząc teraz w białym podkoszulku, zakręcił butelką. Padło na Rekina. (@Rasheed Sharker) Wyznając zasadę, że zawsze mogło być gorzej, spojrzał sceptycznie na Carmi i gdy już tylko ustał na nogach, pochylił się nad nią z bezczelną miną. - Ciesz się, że to ja, a nie jakaś narwana laska. - szepnął bezgłośnie i ruszył na środek. Trochę chwiejnie, bo w głowie zaczynało mu już nieco szumieć, ale olać. Rekina gdzieś tam po drodze zaciągnął i wzdychając, zaczął się poruszać w takt jakiejś tam melodii. O dziwo, będąc nawet wstawionym umiał zgrać się w tańcu ze starszym chłopakiem. Powiedzmy sobie szczerze - na złość siostrze mógłby zrobić wiele nieprzyzwoitych rzeczy, aby wyłącznie popatrzeć później jak się ona czarująco na niego wścieka. Dlatego łapiąc kontakt wzrokowy z jasnowłosą, następnie obrócił się ku Rekinowi i spoglądając na niego przeciągle, nieznacznie przybliżył się do niego w krótkim tańcu i dla zwykłej pokazówki, oparł swoją dłoń na jego biodrze. - Nie zjeb sprawy z moją siostrą, co. - mruknął bez żadnego zahamowania i uśmiechając się krzywo, po chwili zabrał swoją rękę i wcisnął mu butelkę do dalszego rozkręcenia gry. - Twoja kolej, jak to mówią. - dorzucił jeszcze jakże złośliwie i wrócił na miejsce tuż koło siostry. Standardowo zajumał jej kolejne papierosy i podpalając sobie kolejnego, zwrócił ku niej swoje pociemniałe ślepia. - Masz u mnie chyba dług, co?
Nagle zrobiło się bardzo miło i amerykańsko. Daisy wyściskała Cichego, a potem Ceres i pewnie Megarę, chociaż ta na razie jakoś tak milczała. - Co? - spojrzała dziwne na Quietusa. No, na pewno byłą grzeczna, ale nie wiedziała co mu po głowie chodziło. - Jak to w Stanach? - zdziwiła się bardzo, będąc jednocześnie strasznie zazdrosną! Bo jak to tak mogło być, że wszyscy sobie do domu jeździli tylko nie ona (jak mnie nie będzie miesiąc to też powiem, że w Stanach była, hehe). Pewnie dlatego, że rodzice niekoniecznie chcieli ją tam widzieć, a sama nie potrafiła się jeszcze teleportować. W pokoju zrobiło się chyba spokojniej kiedy kłócąca się grupka na dobre sobie poszła. Przynajmniej tak się Daisy wydawało, bo nikt jakoś głośno nie krzyczał, a cała jej uwaga została zaprzątnięta przez jej amerykańskich znajomych. Zarzuciła @Quietus Ettréval rękę na szyję, żeby go tak od boku objąć i zbliżyć, jakby z Wins miały mu przekazać tajemnicę. - Chyba niekoniecznie. Jest z Salem i na moim roku, ale zadaje się tylko z ludźmi z Hogwartu - powiedziała mu cicho. - Na pewno coś knuje. Chciała jeszcze dodać, że pewnie ma być u nich wtyką, ale w porę przypomniała sobie, że przecież Cichy w bractwie nie jest. Przyjęła od niego butelkę szampana i wypiła parę łyków ale skrzywiła się, bo zdecydowanie wolała swoje picie, które znowu gdzieś zapodziała, stawiając pewnie na którymś regale. Tymczasem do ich amerykańskiego kółeczka dołączył @Mikkel Carlsson, Daisy nawet nie zauważyła, że międzyczasie gdzieś sobie poszedł. Nie była teraz w nastroju, żeby obrażać się na jego wcześniejsze olewanie, dlatego tylko się do niego uśmiechnęła. - Mikkel, to Quietus, właśnie wrócił z Ameryki - przedstawiła ślizgona, akcentując ostatnie słowo, wciąż nie mogąc przeboleć, że tylko jej i Cyrusa nie było tam przez ostatni prawie rok.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine wracając z łazienki szła jakby na oślep. Jej oczy były pełne łez. Długo już walczyła z tym by poprzez agresję, albo też niekontrolowany śmiech, niczym u wariatki, przysłonił jej ból i rozpacz po tym co ujrzała. Jeszcze ta myśl, że Lucas rzucił się na nią, gdy przedstawiła się jako Nadia. Nie miał tego robić pod żadnym pozorem. Nie zdał tego testu, a ona w tej chwili miała jego krew na rękach mimo iż tak naprawdę nikogo nie zabiła, a Lilith co najwyżej lekko tylko podrażniła szyję. Zaledwie kilka malutkich kropelek krwi tylko się pojawiło na ostrzu sztyletu. Weszła do pokoju rozrywek niczym otumaniona. To było wiele emocji w tej chwili na jej drobne nerwy. Gdzie był Brandon? Nigdzie nie mogła go teraz dostrzec. Potrzebowała go, ale nie chciała bratu narobić wstydu, więc szukała kolejnej osoby, która mogłaby jej pomóc. W jednej chwili praktycznie nie myśląc znalazła się w ramionach Cyrusa, praktycznie się w nich chowając wszak była drobną istotką. Na pewno @Cyrus Lynford musiał być tym faktem zdziwiony, ale ona w tej chwili traktowała go raczej jako przyjaciela, czyli kogoś na kim może polegać. Nie było tutaj praktycznie nic z miłości. -Lucas pieprzył się z suką z Gryfindorru Nox- powiedziała głośno, wręcz mechanicznym tonem. To było dla niej bolesne, a ona z ledwością przełknęła ślinę. Cyrus mógł czuć zapach jej włosów, ale zapewne go już poznał jakiś czas temu. Chciała, by każdy usłyszał jaką dziwką jest Lilith Nox, ale widocznie nie było jej to dane, odsunęła się lekko od Cyrusa i widząc jak obok stoi @Mikkel Carlsson wyciągnęła zakrwawioną dłoń w jego kierunku. Wtedy jednak stało się coś niespodziewanego bo oczy panny Russeau zaszły mgłą i po prostu zobaczyła ciemność. Przez chwilę nie było nic poza mrokiem, który otaczał ją zewnątrz.
Uśmiechnął się nieznacznie, gdy @Daisy Manese zarzuciła mu ramię na szyję, i czy tego chciał czy też nie, pochylił się delikatnie nad dziewczęcym towarzystwem, aby w skupieniu wysłuchać tego, co do powiedzenia miała mu Stokrotka. Nawet nie był zaskoczony nowymi informacjami. Tylko jedno zdanie o prawdopodobnych intrygach nijakiej Vittorii, rozbawiło go na tyle, że wywindował brew do góry i spoglądając przelotnie na twarze Stokrotki, Winsa i Cy'a, obwieścił z niemałą wesołością. - Knucie? Więc nie przynależy do kółkaWyjątkowych aktorów Salem? - spytał z krzywym uśmieszkiem, bezczelnie przekręcając nazwę pewnego amerykańskiego kółka wzajemnej adoracji. Wyszczerzył się również do Cy'a (@Cyrus Lynford) i ściskając mu dłoń w ramach przywitania ( nie wiadomo, który raz z rzędu), z pełną powagą przytaknął głową na jego bardzo rezolutną konkluzję. - Cholera, wiedziałem, że powrócimy w odpowiednim czasie. Swoją drogą, to co się tutaj działo, że ponad połowa naszych nawiała do Stanów? Z Julkiem natknęliśmy się na całkiem sporą grupę innych salemczyków. - powiedział cicho i skanując wzrokiem resztę towarzystwa, natknął się na @Ceres O'Shea, która dalej owinięta w swoją amerykańską flagę, tkwiła przy stole z alkoholami. Z niepokojem obserwował jak wlewała w siebie coraz większe pokłady magicznej przepalanki pod urokliwą nazwą Ognistej Whiskey i próbując nawiązać z nią chociażby krótkotrwały kontakt wzrokowy, wlepił w nią swoje ślepia. Czuł się zdecydowanie lepiej, gdy stała u jego boku. Nie zamierzał jednak krzyczeć na całą salę, więc postanowił nawiązać z nią niewerbalną relację. Wiedząc z własnego doświadczenia, że przy takich ilościach alkoholu, mentalna obrona umysłu staje się wręcz niezauważalnie słabsza - westchnął cicho i korzystając ze swoich sztuczek umysłowych, wysłał w stronę jasnowłosej delikatny impuls, aby zwróciła na niego uwagę. Nigdy nie miał zamiaru włamywać się do jej myśli. Jakie to szczęście, że ich dwójka mogła się pochwalić takimi fajnymi umiejętnościami. Wykonał delikatny ruch ręką, aby Ceres do niego podeszła i dalej trzymając wyciągniętą w powietrzu dłoń, uśmiechnął się do niej niedostrzegalnie. Cała sytuacja trwała zaledwie chwilę, więc nie był pewien czy ktokolwiek zauważył jego dziwne zachowanie, ale nie przejmował się tym aż nadto. Zareagował dopiero wtedy, gdy do ich grupki podszedł jakiś chłopak. (@Mikkel Carlsson) Dyskretnie mu się przyglądając, zdążył już w swojej głowie dość powierzchownie go ocenić, przekrzywiając przy tym lekko głowę na bok. Nie spodobało mu się, że wzrok chłopaka zdecydowanie zbyt długo spoczął na j e g o jasnowłosej Ceres. Zaciskając nieznacznie wargi, zmusił się jednak do delikatnego uśmieszku błąkającego się na jego pobladłych ustach, gdy Stokrotka ich sobie przedstawiała - i jak nakazywała tego etykieta, wyciągnął w jego stronę dłoń. - Cichy. Z Ameryki jak powiedziała Daisy. - przedstawił się po swojemu i mimowolnie zaczął się zastanawiać co studenta z Hogwartu, tak bardzo ciągnie akurat do jego znajomych z Salem. Podebrał butelkę szampana od Daisy i upijając ponownie nieco jego słodkiej zawartości, niemalże się zakrztusił gdy na ramionach Cy'a zawisła pewna ślizgonka. (@Katherine Russeau) Posyłając chłopakowi bezbrzeżnie zdziwione spojrzenie, z wrażenia ponownie napił się z butelki i nie spuszczając z nich swojego badawczego spojrzenia, wysłuchał co ślizgońska dziewczyna miała im tak bardzo ważnego do zakomunikowania. Powstrzymał się od głośnego śmiechu i dziękując samemu sobie od przyodziania na twarz maski obojętności, po prostu stał spokojnie, pozwalając aby Daisy dalej sobie na nim wisiała. Gdy Katherine, określiła nijaką Lilith Nox od bardzo rozpustnych kobiet, wzruszył niedbale ramieniem i wywrócił oczyma. Bardziej go zainteresowało to, że ciemnowłosa była umazana we krwi. A potem zasłabła. Głupio by było tak ją zostawić, więc wyciągając z kieszeni amerykańskiej bluzy pewną fiolkę (skrzywiona psychika Cichego i jego eliksirów, yolo), podrzucił ją do ręki Cy'a. - Niech wróci do żywych. Szkoda, żeby dywan się zabrudził krwią. - zauważył jakże rozsądnie, wskazując brodą na utytłaną w owej cieczy dziewczynę.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
W ramach hołdowania nieskładnym postom, wynikającym z ogarnięcia autorki, Rasheed na pewno wypił za seks na blacie kuchennym, rozbieranie w miejscu publicznym i za czarną magię, nie wiem czy za coś jeszcze też nie, tak się pogubiłam no, ale mniejsza. Pocałunek @Carma C. Charisme i @Elisabeth Wonderwood był dość nieoczekiwanym sprowadzeniem na ziemię. Nie spodobał mu się, krótko mówiąc i może tylko dlatego, chłopak popatrzył na Ślizgonkę (@Sonya Sharewood) trochę nie chętniej niż przed chwilą. - Najpierw mnie wylosuj, maleńka. - odpowiedział jej, pierwszy raz w życiu robiąc unik przed pocałunkiem, bo prawda była taka, że zupełnie stracił ochotę na zabawę, zwłaszcza już po tym, jak Carma namiętnie pocałowała koleżankę, którą pozbawił wcześniej buta. @Hollywood Ainsworth nawet nie zauważył, za bardzo skupiony na tłamszeniu złości, narastającej miarowo w jego piersi, a szkoda. Mógłby wtedy odejść od gry, mając ją po całości głęboko gdzieś. Zająłby się rudą i nie musiałby tego wszystkiego oglądać. Spojrzenie, które posłał Carmie mogło miażdżyć góry, ale mimo wszystko, nie była to czysta irytacja. Gdzieś pod tym wszystkim kryło się coś zaskakująco niepodobnego do Rasheeda. Jakby trochę krzywdy, chociaż przecież to była gra, a ich nie łączyło nic więcej poza wspólnym paleniem jointów i wizytą w basenie… prawda? Sam nie wiedział. @Sheuti V. Charisme chyba musiał go uświadomić, że nie ma zielonego pojęcia o tym, jak ich relacje wyglądały z zewnątrz. Zmuszony do tańca, Ślizgon nie podszedł do zadania Cienia zbyt mocno entuzjastycznie. Potańczył z nim chwilę, starając się ignorować gorąco płonące mu w piersi, co chyba nie do końca mu wyszło, kiedy Azjata dotknął jego biodra. Momentalnie chwycił go za rękę, strącając ją z siebie, ale jego twarz nie ukazała niczego więcej poza niewielkim ostrzeżeniem. Mógł mieć naprawdę wiele wad, ale jedno trzeba było mu przyznać, potrafił powstrzymać się od niestosownego zachowania w towarzystwie. Po jego słowach, uśmiechnął się drwiąco, przyjmując od niego butelkę. - Najpierw trzeba zadbać o to, żeby ona jej nie spieprzyła. - wysyczał do niego na odchodne, a kiedy Charisme odszedł, Rekin zakręcił butelką tylko po to, aby przykleić się do boku @Caroline Carrier. Tyle ludzi było na sali, a jemu musiała trafić się właśnie ona. W dodatku skręcała właśnie skręta. - Chyba jesteśmy na siebie skazani. - mruknął do niej, podając jej butelkę, aby mogła nią zakręcić, obserwując zielsko, którym obracała. - Co skręcasz? Ciekawość przeważyła nad niechęcią. Zresztą, był tak poirytowany przez te wszystkie dziewczyny wokół, że pogadanie z Caroline wydawało mu się bezpieczną opcją. Ona przynajmniej nie będzie się do niego kleić.
Siedziała i przyglądała się wszystkim z nieukrywanym zainteresowaniem. Naprawdę cieszyła się, że butelka jeszcze ani razu jej nie wskazała, przez co spokojnie mogła pić alkohol i śmiać się z obecnych ludzi. Gdy padło na jakiegoś puchona, którego w ogóle nie znała, naprawę zaczęła mu współczuć. Taniec z Katherine musiał być dla niego naprawdę sterującym przeżyciem. Sięgnęła po swój kubek, który dziwnym sposobem cały czas był pełny. Nie miała zamiaru zastanawiać się nad tym fenomenem. Skoro sam się napełniał to nawet i lepiej. Jedyne co ją martwiło to zachowanie małej Nox. Wydawała się zupełnie inną osobą niż w momencie ich rozmowy. Coś jej nie grało, jednak sama nie potrafiła dojść do tego co to było. A może się jej tylko wydawało. No cóż, na dziś chyba przestanie analizować poszczególne zachowania osób. Nawet swoje. Przecież nie przepadała za Salemczykami od dnia feralnego balu, gdzie została ranna. Uważała, że każda impreza potrafi zostać popsuta przez nich. Jedynie Vittoria była wyjątkiem i ze względu na prośbę Lilith postanowiła dać im drugą szansę. Współczuła osobą które musiały pozbyć się ubioru przez tą grę. Gdyby to na nią trafiło już dawno siedziałaby w samej bieliźnie. Z pewnością wtedy każdy by się dowiedział, że ma tatuaż. W sumie, nie interesowało jej to. Były różne pytania i różne zadania, jednak słysząc Ja nigdy nie uprawiałem seksu na stole kuchennym zaśmiała się. Poważnie? Jeszcze powiedzcie mi, że zdarzyło się to tutaj, w Hogwarcie. Wyszczerzyła się do Vitki zdając sobie doskonale sprawę iż chodziło o nią. W końcu wzrok Edwarda mówił sam za siebie. Ona jednak nie wypiła za to. Nie robiła tego nigdy na stole i nie było sensu pić aby się tylko napić i pokazać jaka to ona nie jest. Głupie by to było. Co jakiś czas spoglądała to na Vittorię, to na Edwarda. Czuła, że taniec dziewczyny źle się skończy. Nie chciała jej jednak odbierać przyjemności z niego. Pokręciła głową i wróciła do gry. Widząc jednak jak Lilith wychodzi powiodła za nią zaciekawiona. Czyżby miała już dość imprezy? Przecież to ona ją tutaj zaciągnęła, co jest? Była jakaś taka... Dziwna. Ty bardziej jak spojrzała w stronę... Lucasa? Nie, na pewno się jej wydawało. Jednak nie mogła zignorować uczucia, że coś jest nie tak. Upiła kolejny łyk alkoholu chcąc zagłuszyć to uczucie. I... Pięknie. Przez jedno z okien wleciało nowe wydanie obserwatora. To co w nim zobaczyła... była w szoku. Przecież nie takie odpowiedzi udzielała! I na nie takie pytania! Zmięła go od razu i wyrzuciła za siebie. Nie miała zamiaru czytać tych głupot. I kolejne pytanie. Nigdy nie rozbierała się w miejscu publiczym. Pić czy nie pić... Wypiła. Owszem, rozbierała się. Może nie notorycznie, bo zdarzyło się jej to tylko raz. Nawet nie zaobserwowała, gdy Lucas wyszedł. A chwilę później za nim Kath. Nigdy nie miałam styczności z czarną magią... Oczywiście, że miała. Bez wahania wypiła za to. U niej w rodzinnym domu była ona codziennością. Znała dzięki temu wiele zaklęć których, tak naprawdę, nie mogła nigdzie użyć. I... Przyszła kolej na nią. A raczej w pierwszej kolejności na puchona który tańczył z Kath. Ten to miał pecha. Przykleił się do niej za pomocą zaklęcia obowiązującego w grze. Ria jedynie uśmiechnęła się do niego, mając nadzieję, że wypadnie na niego ponownie i będzie mogła stąd wyjść. Niestety. - Nigdy nie przespałam się z osobą 15 lat straszą. - taa, jasne. Był jej to pierwszy facet, nauczyciel w dodatku. Od razu wypiła za to opróżniając cały kubeczek. Ciekawa była kto jeszcze miał taką sytuację, a może była jedyna... No cóż, wtedy będzie miała się z czego śmiać. I zapewne śmiała by się z tego, gdyby do pokoju nie wróciła Kath. Jej słowa zmroziły ją całą. Jak to Lucas i Lilith? Przecież ... Nie, na pewno nie. Kath musiała się myli. W tym momencie pragnęła jedynie wydostać się stąd i udać do wspomnianej przez nią łazienki. Jednak nie mogła. Nadal była sklejona z Puchonem. Dopiero gdy wypadło na niego wstała ze swojego miejsca i wyszła pośpiesznie, zostawiając gdzieś koło kanapy swoje buty.
Zakrwawiona Katherine Russeau na moich rękach zdecydowanie nie była czymś, czego mogłem jakkolwiek spodziewać się w najbliższych minutach. Kiedy opadła na moje ręce na dodatek mdlejąc, przez dobrą minutę stałem, po prostu ją trzymając i nie ogarniając, co tu się w ogóle dzieje. Nox z Gryffindoru? Chyba kojarzyłem, pewnie widziałem ją już na lekcji, ale czemu w ogóle Kath obchodziło czy pieprzyła się z jakimś Lucasem (jej facet, czy co?)? Chyba nie byłem najlepiej zorientowany w ich Hogwarckich dramatach. Rzuciłem jeszcze bardzo zaskoczone spojrzenie ku @Mikkel Carlsson, bo ten znał Kath chyba jednak trochę lepiej niż ja. Z resztą dziewczyna, zaraz i jego złapała za rękę, najwyraźniej licząc i na jego pomoc. Trzymałem ją, żeby nie padła na ten dywan i dopiero słowa Quietusa mnie otrzeźwiły. Skoro mogła zabrudzić dywan, to tym bardziej moje, bardzo drogie ubrania. Bardzo prędko wziąłem od Cichego miksturę, którą krótko powąchałem. Musiał to być eliksir pobudzający, bo ja też w ich kwestii nie byłem ignorantem, na dodatek, dość często je popijałem. - Dywan przynajmniej nie jest mój - rzuciłem do niego, zaraz zaciągając Kath na kanapę obok, by tam móc nalać w jej usta kilka kropli eliksiru. W ogóle wyglądała mocno kontrowersyjnie przez te zakrwawione ręce, więc wyciągnąłem prędko różdżkę i rzuciłem kilka chłoszczyść na jej brudne od krwi, ręce. Dobry wizerunek, to przecież podstawa. - Zadźgałaś ją tam, czy co? - Zapytałem krecac głową, wcale nie będąc pewnym, czy już odzyskała przytomność, żeby odpowiadać na pytania, ale to zbyt cisnęło mi się na usta, by z nim zwlekać. Szalona Kath.
Mikkel zauważył ze strony chłopaka (@Quietus Ettréval) pewną niechęć i może jakiś dystans. Na co najzwyczajniej w świecie zlał, kolokwialnie mówiąc. Jak przystało na osobę dobrze wychowaną, zastosował się do zasad savoir vivre. - Mikkel - przedstawił się, podając mu rękę, po tym, jak @Daisy Manese wyjaśniła co to za ciekawa persona. Usłyszał też tęsknotę w głosie dziewczyny, kiedy wspomniała o swoim byłym miejscu zamieszkania. - Nie martw się, Daisy - zwrócił się do niej, czule obejmując - jak tylko będziesz chciała to Cię tam zabiorę - to nie był taki głupi pomysł. Miał w końcu zdany egzamin na teleportację zarówno indywidualną jak i łączną. Ta podróż nie powinna im zająć zbyt długo. Zaczął się nad tym poważnie zastanawiać, kiedy to do ich grona doczłapała się @Katherine Russeau. Była cała umazana we krwi i zaczęła krzyczeć, że nie kto inny, jak Lilith Nox pieprzyła się z tym skończonym idiotą - Lucasem. Mikkel otworzył szeroko oczy ze zdumienia, kiedy dziewczyna uwaliła się wręcz na Cyrusie. Spojrzał na przyjaciela, podnosząc brwi z niedowierzaniem. Lilith? Przecież to nie możliwe, pomyślał. Jeśli to była prawda, to mała gryfonka właśnie straciła w jego oczach. Wyglądała na bardzo niewinną, uroczą istotę. Co ona miałaby robić z kimś takim jak Kray? To było za dużo jak na Carlssona. Kath wyciągnęła rękę w jego kierunku i wtedy Mikkel oprzytomniał. Krew... - Kath, błagam Cię, powiedz, że to nie jest krew Lilith. Co ty zrobiłaś? - spytał poważnie zestresowany - Temu Lucasowi to nie ujdzie na sucho, więc błagam, niech ona należy do niego - patrzył na pannę Russeau, czekając na odpowiedź, ale dziewczyna nagle osunęła się i zemdlała. Cy od razu przeniósł ją na kanapę, jak powinien. Wtedy ten cały Cichy dał mu jakąś fiolkę, którą poczęstował Katherine. Mikkel był bardzo roztrzęsiony. W dupie miał, że Lucas właściwie zdradził Kath. Bez niego byłoby jej lepiej, ale nie mógł uwierzyć, że był na tyle durny, żeby zrobić krzywdę Lilith. Próbując okazać jakieś opanowanie, po prostu usiadł na tej kanapie, nie patrząc nawet, by ubrudzić się krwią. Przełknął ślinę i odetchnął głęboko. Czekał aż ślizgonka się obudzi, bo jeśli jak Cy powiedział, zadźgała Nox, to on za siebie nie ręczył. Nawet, jeśli przekreśliłby swoją przyjaźń z Katherine.
Ze stoickim spokojem obserwował całe te zajście. Gdy Cyrus przejął od niego pobudzający eliksir i jeszcze sam go osobiście sprawdził za pośrednictwem zmysłu powonienia - automatycznie wygiął wargi w niewielki grymas. - Przecież nie otrułbym jej. - stwierdził sucho do kumpla i marszcząc lekko brwi, nachylił się nad ciemnowłosą dziewczyną. Ze skupioną miną wpatrywał się w twarz @Katherine Russeau i pokręcił nieznacznie głową, że kilka kropel eliksiru, które zaaplikował jej Cy - nie przywrócą tego dziewczęcia do pełni świadomości. Głupio mówić, ale początkowo podirytowana dziewczyna do pewnego stopnia go rozbawiła. Romanse innych uczniów - bawiły go wyjątkowo mocno od momentu, gdy pewna dziewczyna sama go zdradziła i to jeszcze z inną dziewczyną. Dlatego odczuwszy niewielkie wyrzuty sumienia; mruknął coś pod nosem i leniwym ruchem wyciągnął różdżkę z przetartych dżinsów. Bez słowa skierował koniec magicznego przekaźnika mocy w okolice klatki piersiowej ślizgonki i ciche zaklęcie Enervate, uciekło z warg Quietusa. Teraz trzeba było tylko czekać aż ciemnowłosa rzeczywiście zdecyduje się powrócić do pełnej przytomności. Pomimo wcześniejszej niechęci do @Mikkel Carlsson przekrzywił głowę do boku i obserwując jak ten niemalże się trzęsie z nerwów, szturchnął go łokciem pod żebra aby się uspokoił. W końcu to nie jego wina, że Cichy w odniesieniu do Ceres, zachowuje się jak typowy egoista i najchętniej zamknąłby ją w wysokiej wieży aby uchronić ją przed każdym czyhającym na nią niebezpieczeństwem. Ironią jest to, że największym dla niej niebezpieczeństwem był wyłącznie ON sam. Westchnął do własnych myśli i mimowolnie krzywiąc się na swoje postępowanie, utkwił spojrzenie gdzieś ponad kanapą na której leżała ślizgonka. - Sorry. - rzucił cicho do nowo poznanego. Tyle wystarczyło. Sytuacja mogła wyglądać do pewnego stopnia nawet przerażająco, dopóki przynajmniej Cy nie oczyścił dziewczyny z krwi. Na pierwszy rzut oka, nie wyglądało to na to aby ona sama odniosła jakieś rany. Jednak słowa Mikkela mogły mieć jakieś tam odzwierciedlenie w rzeczywistości. Co się stanie jeśli naprawdę ta nieprzytomna dziewczyna, upuściła nieco ponad kwartę krwi innej osobie? Rozglądając się po twarzach innych - zerknął z niepokojem na Daisy. - Myślisz, że byłaby do tego zdolna? - spytał cicho z pewną obawą w swoim głosie bo jakoś nie uśmiechało mu się już pierwszego dnia lądować u dyrektora, by wciskać mu jakąś bajeczkę wymyśloną na poczekaniu. Dla zabicia czasu ukucnął tuż przed Russeau i przekierowując swoje spojrzenie na Ślizgona obok niej, zadarł brew do góry. - Nie mam uspokajającego przy sobie, ale oszczędzaj siły aż ona się obudzi. - wymamrotał pojednawczo i tym razem zdobył się na nikły aczkolwiek prawdziwy uśmiech. Nawet mu nie wpadło do głowy, aby po prostu sprawdzić czy dziewczyna rzeczywiście ma przy sobie jakieś ostry przedmiot. Przecież na taką nie wyglądała, racja?
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Dziewczyna miała oczywiście przy sobie nóż, ale schowanym, ba nawet nie wpadłaby na to, aby go wyjąć. Gdy nagle wszystko zniknęło pod osłoną czarnej kurtyny, nie wiedziała już nic co się wokół niej dzieje. Dawno nie miała takiej sytuacji. Gdyby tutaj był Nathaniel wiedziałby, że w ten sposób panna Russeau reaguje na wyjątkowo silny stres. Otworzyła w końcu swoje duże i teraz wyjątkowo wzburzone oczy. Nie zdążyła zareagować, gdy wlano jej jakiś płyn do ust. Nie zapytała nawet co to jest. Nad nią stali @Quietus Ettréval , @Cyrus Lynford i @"Mikkel Clarsson" . Jedyne co pamiętała to moment, gdy wpadła po prostu na Salemczyka. Jakie to było upokarzające. W tym momencie miała ochotę po prostu zapaść się pod ziemię. Z każdej strony ruszyły w jej kierunku pytania. Spojrzała na swoją dłoń, ale na niej już nie było krwi. -Przyłożyłam jej nóż do szyi, ale puściłam wolno, wisiałam jej przysługę, ale była bezczelna. Zachowywała się jak psychiczna. Poszłam tylko do łazienki, a tam ona była naga i zabierała się za rozporek mojego faceta. Od miesiąca około chodzimy z Lucasem, ale to był chyba błąd. Miał nie zdradzić- powiedziała w miarę głośno, by oni słyszeli. Starała się by jej głos był pewny siebie i żeby nie drżał co było naprawdę trudne w tej chwili do osiągnięcia. Schowała głowę między ramiona, a włosy opadły jej na twarz. Tkwiła przez moment w tej pozycji. Pamiętając słowa Cichego co mówił znowu podniosła twarz. -Nie jestem niebezpieczna. To była krew Lucasa, dobrał się do mnie myśląc, że jestem Nadią. Moją siostrą bliźniaczką. Ona nie ma kolczyka tutaj- pokazała na język. -Złamałam mu dość poważnie nos- dodała jakby siląc się na uśmiech - mam nadzieję, że tu nie wróci bo mu poprawię- mruknęła niezadowolona z tego faktu. Spojrzała też od razu na koszulę Cyrusa. -Jeśli cię ubrudziłam przepraszam. Napiszę sowę do ojca i jutro otrzymasz koszulę z najnowszej kolekcji,nie chciałam jej zniszczyć- wyjaśniła odrobinę przepraszającym tonem. Tatuś bądź matka zrobią dla niej to, jeśli tylko ich poprosi. Jej ręka mimowolnie podążyła w miejsce w którym leżał sobie schowany sztylecik. Zawsze ją do niego ciągnęło, a ona go uwielbiała. -Gdy poczułam gniew widząc jak oni się do siebie mizdrzą, ręka sama powędrowała do tego sztyletu. Podświadomość kazała mi go wyjąć i zabić, ale moje ja mówiło, że tak nie wolno. Miałam zasady. Kazałam jej uciekać, bo zachowywała się jak wariatka, śmiała się na widok noża. Nikt nie powinien mnie poniżać inaczej pożałuje- powiedziała pewnym siebie tonem, a w jej oczach zapłonęły nieprzyjemne ogniki. Oparła plecy o tył kanapy i usiadła na niej podwijając nogi pod tyłek. Spojrzała kolejno na każdego z nich. Również w kierunku @Daisy Manese powędrowało przepraszające spojrzenie.
Odwzajemniła krzywy uśmiech Cichego, nie będąc pewną o którym dokładnie kółku mówił. Gdyby był w bractwie to obstawiałaby to jedno, bo czy istniały jeszcze inne? - Niespecjalnie, nawet jej nie znam, chyba tylko Cy trochę. Nie żebym była do niej negatywnie nastawiona, ale chyba się nie da inaczej - stwierdziła szczerze, bo Vittoria naprawdę chyba nie chciała dać się lubić. Wpadnięcie Kath przerwało im miłą pogawędkę i Daisy puściła Quietusa jakoś wtedy, kiedy ten dawał eliksir Cyrusowi. Ślizgonka wyglądała upiornie, nie dało się nie zauważyć krwi. @Mikkel Carlssonod razu zaczął się denerwować, Daisy stanęła obok niego i położyła mu uspokajająco rękę na ramieniu. A pomyśleć, że dopiero co wypiła z Lucasem za początek przyjaźni, a ten takie rzeczy odstawia! - Może - szepnęła do Cichego, w zasadzie nie mając pojęcia, bo nie była wszechwiedząca i nie wiedziała tak jak ja, że ślizgonka latała wszędzie ze sztyletem. Ale patrząc na to, że zdecydowanie aspirowała do bractwa... to dlaczego nie? Zasztyletowanie nie było tak dalekie od czarnej magii, chociaż sama Daisy nie umiałaby w taki sposób kogoś skrzywdzić. Kath w końcu się obudziła i Daisy stała nad nią razem z resztą, wysłuchując całej tej jej historii. - Tak mu złamałaś nos, że całe ręce miałaś we krwi? - Było to pierwsze pytanie jakie przyszło jej do głowy. Uśmiechnęła się dyskretnie, bo jednak cała te sytuacja ją bawiła, a wybuchać teraz śmiechem chyba nie byłoby zbyt grzecznie. Mimo wszystko bardziej lubiła niż nie lubiła Kath i nie chciała robić jej przykrości, kiedy ta wyraźnie przejmowała się całą sytuacją.
Wzrok Holly wędrował po zebranych wokół basenu i butelki. Słyszała słowa Devena jak przez mgłę. Nie do końca była świadoma tego, ze coś do niej mówił, sama w tym czasie wypatrywała znajomych twarzy. Chciała zamachać @Daisy Manese, ale wtedy dostrzegła uciekające jej plecy indianina. Nie odebrała ani jednego słowa, które jej przekazał, dlatego tylko odprowadziła go wzrokiem. Nie widziała jego rozmowy z koleżanką ze szkoły, dlatego wstała z miejsca, potykając się gdzieś tam, o kogoś przepraszając przestrzeń wokół siebie. W zamiarze szła w kierunku @Daisy Manese, ale kilka razy ktoś zagrodził jej drogę. Zmieniła więc swój tor ruchu, kierując się w stronę innej znajomej twarzy "Carma C. Charisme" stała niedaleko, a gdzieś w jej pobliżu @Rasheed Sharker. Zanim do nich doszła, zatrzymała się, żeby przyjąć od kogoś szklankę z alkoholem, którą pochlonęła bardzo łapczywie, wyjątkowo czując suchość w ustach i pragnienie wypełnienia czymś żołądka, choćby właśnie tymi niszczęsnymi procentami. Znów zapomniała w jakim kierunku szła. Tylko przypadkiem znalazła się obok @Daisy Manese. Dziewczyna była czymś zajęta, jakąś rozmową, więc Holly czując niezwykłą potrzebę zwrócenia na siebie uwagi, chwyciła ją najpierw za ramię, a potem wspięła się na palce, żeby pocałować koleżankę w policzek. Jako, że jednak rozmowa wydawała się dość poważna, wycofała się, z rezygnacją siadając na ziemi pod kanapą. Oparła się o nią, w zamiarze, jak się potem okazało, ręce rozłożyła na kolanach @Mikkel Carlsson. Gdyby ni spożyte zioło i alkohol, najpewniej to co działo się wokół wywołałoby w niej atak paniki, tymczasem opadające nieznane jej emocje bardzo dziwnego podekscytowania, opuszczały ją, zamiast tego zastąpione przez zwykłe zmęczenie. Była wyjątkowo senna, kiedy uniosła dłoń o twarzy nieznanego jej chłopaka, przejeżdżając z ciekawością opuszkami palców po jego policzku. Wyglądał na gładki, w rzeczywistości taki był. Uśmiechnęła się do niego, zupełnie nieświadoma wydarzeń jakie miały tu miejsce. Podniosła się nieznacznie, opierając się na jego nogach i przedstawiła: — Jestem Holly. Wyglądasz na... — samotnego? Smutnego? Zrezygnowanego? Żadne z tych jej się ni spodobało, dlatego nie skończyła wypowiedzi. — ... na bardzo atrakcyjnego. Mówił Ci to ktoś kiedyś? Masz bardzo miękką skórę. Ostatnie zdanie dodała w nawiązaniu do dotknięcia jego twarzy i jak gdyby nigdy nic, znów oparła się na swoich rękach na jego kolanach, patrząc z tej pozycji na pas @Quietus Ettréval. Zadarła nieco podbródek, ciekawa kto zasłaniał jej widok. — Ethan! — ucieszyła się, bo dawno go nie widziała. Cholera wie dlaczego wydawało jej się, ze właśnie tak się nazywa.
Ostatni raz przeciągnął się na swoim łóżku w dormitorium, zdając sobie sprawę z tego, że właściwie został w nim całkowicie sam. Człowiek chwilę się przespał i co? Wszyscy, dosłownie wszyscy, wyparowali nie wiadomo gdzie i po co. Wygrzebał się z mięciutkiej pościeli, przez dobrą minutę analizując sytuację, jaka go zastała. No cóż, nie łapał w locie wielu rzeczy, a już szczególnie chwilę po przebudzenia. Od ogarniania miał starszych braci, prawda? I wolał sobie nie wyobrażać swojego życia bez nich. W każdym razie, po tej jakże długiej minucie, przypomniał sobie o swoim przeznaczeniu. Miał iść na imprezę organizowaną przez ludzi ze swojej szkoły. - Ja pierdo, dobrze, że się za to nie zabrałem - stwierdził sam do siebie, mając komfort robienia z siebie debila w samotności. Od niechcenia zajrzał do szafy, narzucając na siebie kiedyś tam wymyślony zestaw ciuchów. Jasne spodnie, jasna koszulka, casualowa marynarka. Ogólnie to nie zwracał większej uwagi na to, co nosił, ale do flei było mu zdecydowanie daleko. Leniwym krokiem doszedł do Skrzydła Zachodniego, doprawdy podłamany, że musi wspinać się aż na czwarte piętro. Wchodząc do pomieszczenia, uderzyło go gorąco, które najwyraźniej wytworzyło się z powodu zbyt dużego zagęszczenia ludzików na metr kwadratowy. Dalej nieco zaspany, podszedł do brata i klepnął go mocno w plecy, dając wyraźnie znać o swojej obecności. @Quietus Ettréval miał właśnie do czynienia z @Hollywood Ainsworth, którą to doskonale kojarzył... jako że zwyczajnie hipnotyzowała go swoją urodą. Jakoś tak niestety wyszło, że nie mieli okazji się zbytnio poznać, a sama Holly była trochę... inna? - Mogłeś mnie obudzić, frajerze, a nie obracasz panny pod moją nieobecność - rzucił mu zjadliwie, doprawdy załamany tym, że jego brat kompletnie go olał i poszedł na imprezę sam. - Co z nią? - szepnął, ale chyba niezbyt dyskretnie, odnosząc się oczywiście do stanu rudowłosej piękności. Szybko rozejrzał się jeszcze po pomieszczeniu, dostrzegając @Winnie Hensley oraz @Daisy Manese, której to drugiej rzucił ogromny uśmiech i z impetem pomachał, waląc Cichego równie mocno w łeb. Oczywiście królową Teksasu zupełnie zignorował. Nie mógł jej wybaczyć, przecież go wykorzystała!... W przeciwieństwie do @Cyrus Lynford, którego zauważył nieco później, duma nie pozwalała mu na zapominanie takich rzeczy. - Co tu się odpierda? - dodał, jak zwykle używając skrótów, starając się minimalnie cenzurować swoje wypowiedzi. W każdym razie uwaga została rzucona z powodu stanu @Katherine Russeau, która to ubabrana była w krwi, oby w swojej. Kojarzył większość Hogwartczyków z widzenia, ostatecznie sam kiedyś był Gryfonem... W każdym razie wiedział, że niektórych osobników stać było na więcej, niż innych.
Mikkel zauważył zmianę nastawienia wszystkich dookoła jak zobaczyli, że się poważnie denerwuje. W końcu znał Kath najlepiej z nich wszystkich i naprawdę się obawiał, że mogła kogoś skrzywdzić. Kogoś, to znaczy Lilith. Dziewczyna przypominała mu jego (zaginioną w akcji) siostrę i jeśli stałoby jej się coś złego, to naprawdę nie wiedział, czy mógłby się powstrzymać. @Quietus Ettréval szturchnął go w żebro, co właściwie trochę pomogło. Przyjął przeprosiny chłopaka i był mile zaskoczony, że w ogóle takowe otrzymał. Na nic takiego nie liczył. Momentalnie jego zdanie o tajemniczym Salemczyku od razu się zmieniło. Zdecydował, że wydaje się być bardzo w porządku, skoro nie boi się przepraszać, gdy normalny człowiek zwyczajnie by to olał. Mikkel sam chyba by się na to nie zdobył. Docenił też wsparcie od @Daisy Manese i siedząc na kanapie był już mniej zdenerwowany niż chwilę wcześniej. - Dzięki - odwzajemnił uśmiech Cichego, który okazał prawdziwą empatię, co się bardzo ceni. Przy nich znalazła się nagle @Hollywood Ainsworth beztrosko siadając koło nich. Mikkel zwrócił swoją uwagę na dziewczynę i z zaciekawieniem obserwował jej wręcz dziecięce zachowanie. Kiedy złożyła ręce na jego kolanach, spojrzał na nią z niemałym zmieszaniem. Bo właściwie to się nie znali, a ona wyglądała na bardzo pewną siebie, mimo zagubienia w oczach. Dziewczyna dotknęła dłonią jego twarzy, a Carlsson był zbyt zdziwiony, żeby cokolwiek odpowiedzieć. Kiedy powiedziała, że wygląda na bardzo atrakcyjnego szczerze się roześmiał. Zupełnie zeszło z niego zdenerwowanie, którego przysporzyła mu @Katherine Russeau. - Nigdy w tak uroczy sposób - odpowiedział Holly - Dzięki, że doceniasz moją… skórę - uśmiechnął się ponownie, nawet odsłaniając swoje śnieżnobiałe zęby. Co za niezwykle interesująca osoba, pomyślał. Kiedy ponownie położyła się na jego kolanach, nie omieszkał delikatnie przeczesać jej rudych włosów. Wtedy zauważyła Cichego, ale zwróciła się do niego per Ethan, co ponownie wprowadziło Mikkela w zdezorientowanie. Chyba jednak się pomyliła. Przed chwilą chłopak mu się przedstawiał i Carlsson był przekonany, że powiedział coś innego. W końcu Kath się ocknęła i powiedziała, że Lilith jest cała i zdrowa. Co jeszcze bardziej go uspokoiło. Mimo że już ciśnienie z niego zeszło, dzięki pannie Ainsworth, to teraz dopiero mógł odetchnąć z ulgą. - Uff, Kath, na brodę Merlina, nie strasz mnie tak więcej - powiedział trochę ze złością - Daj sobie spokój z tym całym Lucasem. To idiota. Nie wiem, czemu w ogóle się nim przejmujesz - gdyby tylko mógł, to sam złamałby mu nos. Miał nadzieję, że faktycznie tylko tyle się stało. Chociaż pytanie Daisy też go zaczęło zastanawiać. Musiała go nieźle walnąć, skoro tak się zbrudziła. Właściwie z tego co wiedział Mikkel, to nos przy najmniejszych urazach, potrafił nieźle krwawić, więc był skłonny uwierzyć w słowa Kath. Do ich uroczego grona dołączył też @Ameth Ettréval, którego Mikkel tylko zmierzył spojrzeniem, nie siląc się na następne powitanie, bo ta cała sytuacja trochę go wyczerpała.
- To zmienia postać rzeczy, Katherine, tak? - Postarał się aby ton jego głosu nie podniósł się przypadkiem oktawę wyżej, gdy dziewczyna z totalnym spokojem w swoim głosie, przekazywała mu istotną informację, iż wcale nie należy do kręgu niebezpiecznych. Nabrał teraz cholernej ochoty na to, by sięgnąć po różdżkę i rzucić krótkie zaklęcie w stronę ciemnowłosej, aby rzeczywiście sprawdzić w jej głowie i osobiście się przekonać - czy jest osobą stabilnie emocjonalną. Do pewnego momentu rozumiał jej oburzenie. Sam wiele razy działał pod wpływem silnego wzburzenia i tylko inne osoby w których znajdywał swoiste oparcie, powstrzymywały go od czynów dalece zakazanych. Dlatego posłał w stronę @Katherine Russeau blady i dość wymęczony uśmiech i gestem nakazał jej, aby podała mu swoje dłonie. Chyba dzisiaj przyjął posadę cholernego uzdrowiciela, ale znając życie i niepisaną zasadę w bójkach - łamiąc komuś nos, niechybnie złamiesz swoje palce - nie mógł raczej pozwolić, aby dziewczyna aż nadto cierpiała. Dla świętego spokoju sprawdził jej obrażenia i nie doszukując się niczego poważniejszego niż kilku drobnych otarć naskórka bez słowa z powrotem schował swoją różdżkę do kieszeni. Wszak zainteresowało go co innego. Mianowicie tajemniczy sztylet. Skoro w pewien sposób wywierał wpływ na podświadomość dziewczyny, siedzącej tuż przed nim.. to oznaczało tylko jedno. Zakazana magia. - Katherine, a pokażesz ten nóż? Lubuję się w takich zabawkach. I lepiej się już czujesz? - Rzucił miękko, byleby tylko rzucić okiem na jej egzemplarz i zerkając kątem oka na @Mikkel Carlsson odetchnął z ulgą, że chłopak w końcu powrócił do stanu używalności. Jego spojrzenie podążyło również w stronę @Daisy Manese, ale dostrzegając jej drgające kąciki ust i ten typowy, bardzo dyskretny uśmiech jakim przyozdobiła swoją buzię podczas wysłuchiwania historii Kath - odruchowo sam przyjął podobną minę i pieszczotliwie przeczesał jej długie loki. Z pewnością miał problem, aby nie spoglądać i nie traktować Stokrotki jak swojej .. młodszej siostry? Wzbudzała w nim dosłownie opiekuńcze instynkty i gdyby mógł to za jakąkolwiek krzywdę jaka by się jej nie stała - otrułby połowę tejże szkoły. Czasem łapał się na tym, że z największą chęcią wszystkie najważniejsze dla niego osoby pozamykałby z dala od innych. To się dopiero nazywa życie na krawędzi szaleństwa. Jeżeli o szaleństwie mowa to właśnie doczłapał się do ich grupy totalny przegryw życiowy; innym bardziej znany jako @Ameth Ettréval. Zacisnął mocno wargi gdy jego młodszy brat dowalił mu na powitanie nocy, swoją wielką łapą prosto w plecy i tylko łypnął na niego groźnie, gdy odwrócił łeb w stronę kogoś - kto wyglądał zdecydowanie na starszego od niego samego. Nie miał pojęcia jakie zakazane suplementy diety, spożywa ten gówniarz ale poprzysiągł sobie, że albo włamie się do jego szafek i zrobi mu przegląd roku, albo po prostu odetnie go od swoich eliksiralnych zapasów. Nie bacząc na resztę towarzystwa - w końcu był prawie wśród swoich - całkiem uprzejmie i z pełną braterską miłością, zarzucił bratu ramię na szyję i przyciągnął go mocno do siebie, przy okazji ciągnąc jego durny łeb ku ziemi. To było jeszcze przed tym, gdy on sam oberwał od niego jego paskudnie kościstym łokciem w głowę. - Frajera to sobie najpierw znajdź, gówniarzu. I kontroluj język przy kobietach, albo znajdziesz go nazajutrz przybitego do drzwi swojego dormitorium. - odparł ckliwie do młodszego i tarmosząc mu włosy w końcu puścił go wolno. Czasem się zastanawiał za jakie grzechy musiał i jego towarzystwo znosić. Wywracając oczyma, pchnął nieznacznie brata biodrem, by bliżej podszedł do ich grupy - bo nawet jak bardzo, by go nie denerwował, to zdecydowanie wolał mieć na niego oko. I z całego zamieszania wyrwał go cichy głos pewnej rudowłosej dziewczyny, która w dziwnej pozycji siedziała tuż obok kolan @Mikkel Carlsson. Lustrując ją swoim spojrzeniem, w pierwszej chwili mógł określić dwie kwestie. 1) Z pewnością była z Salem. Czyżby Dolly? Holly? 2) Dziwnym trafem, była według Cichego za wesoła, a to oznaczało tylko jedno: - Naćpaliście ją? Przecież to jeszcze dziecko. - wymamrotał zdezorientowany do reszty towarzystwa i z powrotem lokując swoje ślepia w młodą buzię dziewczyny, westchnął ciężko. Jego zapas magicznych fiolek z okazjami na wszystko, wykluczał eliksir na odwrócenia skutków ućpania nieletnich. Dlatego uśmiechnął się tylko pobłażliwie do dziewczęcia i dla świętego spokoju, przytaknął na jej entuzjastyczny okrzyk. Kto to do cholery Ethan? - Tak, to ja. - skłamał gładko i niepewnie wyciągnął dłoń aby pogłaskać ją dość niezgrabnie po czuprynie. W tym samym czasie, posłał zaskoczone spojrzenie w stronę @Mikkel Carlsson z bezgłośnym zapytaniem - i co teraz?