Przez podziemia ciągnie się długi korytarz oświetlony nielicznymi pochodniami. Podłoga jest wykonana z czarnego kamienia co wcale nie ułatwia utrzymywania ciepła w tym miejscu. Wyraźnie czuć wilgoć, jako że cześć drogi prowadzi pod jeziorem.
***
Usłyszala wołanie Lily. Postanowiła odpowiedzieć, co jej szkodziło. - Tak, Lily, idę do dormitorium. Chce mi się już spać - powiedziała i jak na zawołanie ziewnęła przeciągle. - Zresztą, sama widzisz - dodała.
(Juliette Joan Parker) Lubiła ten korytarz. Ciemno, mrocznie - takie klimaty jak najbardziej jej odpowiadały. Wsunęła ręce do kieszeni i brnęła do przodu, patrząc przed siebie.
Autor
Wiadomość
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Niewiele działo się przed egzaminami, każdemu uczniowi i studentowi w tym momencie głowa zdawała się parować od nadmiaru przyjmowanej wiedzy i chęci nadrobienia przez miesiąc materiału z całego roku. No niestety ale takie były uroki tych zaliczeń. I w Hogwarcie była jedna istota wielce niezadowolona w tym okresie roku szkolnego. Nasz szkolny poltergeist – Irytek. Który wielce znudzony brakiem uczniów na korytarzach robił psikusy gdzie popadnie. Nie ograniczając się już tym razem do starych opuszczonych sal, czy wielkich schodów, a także przenosząc swoje psoty na szkolne korytarze. A tak się składało, że jako Ślizgon często przechadzał się tymi korytarzami. Rzadko jednak zmierzając w jakimś konkretnym celu. Ot tam gdzie go poniosą nogi, tym razem poniosły go do woźnego. Który widząc Corteza zaproponował, czy chłopak nie chciałby mu pomóc w sprzątaniu ostatniego psikusa Irytka. Ten ponoć wysmarował ściany owocowym dżemem, który ukradł skrzatom w kuchni i powypisywał zbereźne żarty i obelgi względem uczniów i profesorom. Zapewne nie przejąłby się tym nawet na chwilę gdyby to nie chodziło o lochy, miejsce ich zielonej ostoi, legowiska Żmijek. Zgodził się więc, i łapiąc dodatkowego mopa i wiaderko ruszył za woźnym. Na miejsce dotarli szybko i bez większych problemów. Najwidoczniej poltergeist wyniósł się gdzie indziej uznając, że tutaj wystarczająco mocno napsocił. Woźny wcale, a wcale nie żartował z tym dżemem na ścianach. Przez co Aleksnadrowi chciało się śmiać i mimowolnie parę razy wymsknął mu się chichot kiedy to zobaczył wymyślne teksty Irytka. Rymowanki o możliwości zostania zgwałconym w lochach przez pewnego Ślizgona sprawiały, że aż żal mu było tego się pozbywać ze ścian. Najczęściej rzucał zaklęcie Chłoszczyć, lecz nie zawsze poskutkowało. Wtedy wkraczało Aquamenti. Lecz i z nim nie przesadzał, bardzo dobrze pamiętał to nieprzyjemne zdarzenie z powodzią w lochach. Już nie pamiętał nawet kim była ofiara załamań magii. Która to zdemolowała całkowicie ich pokój wspólny i dormitoria, wpuszczając ogromne ilości wody z jeziora w mury szkoły. Salazar musiał mieć ich w opiece, że nikt więcej tam nie zginął. On sam jedynie nabawił się przeziębienia, po przymusowej kąpieli. A skończył serfując na desce jakiegoś mebla po korytarzu w lochach. Zaiste warte zapamiętania i uwiecznienia była to chwila. Jednak wolałby tego nie przechodzić jeszcze raz. Za bardzo był przyzwyczajony do magii i czarów, przez co nawet sprzątanie korytarzu nie wydawało się być tak strasznym zajęciem. Nie kiedy mógł czarować. Bo pamiętał też szlabany i brak tej możliwości. A przynajmniej teoretycznie. Więcej się musiał wtedy nagłowić jak tutaj udać, że sprzątał niż faktycznie to robił. Posiadając dwie różdżki zawsze korzystał z magii. Idąc dalej natrafił na wiadomość o nim samym... Zatrzymał się przy niej przekręcając nieco głowę na bok i czytając rymowankę.
Na górze róże, Na dole Azkaban Czterdzieści szlabanów A po nich krata Mimo to w zamku dalej Żmija lata Kąsa, wije się i syczy Lecz z kagańcem w formie matki Cortez już się nic nie liczy
Parsknął śmiechem i wskazał palcem tekst odwracając się w stronę woźnego. - No proszę bardzo nawet coś o mnie się znalazło – rzucił z szerokim uśmiechem i dziwnym błyskiem w oku. On im jeszcze bowiem da dowód na to, że nie ma znaczenia, czy jest pilnowany przez jedną matkę, czy całe grono nauczycielskie. To jeśli chce komuś zrobić krzywdę to nic go przed tym nie powstrzyma. Zaczął więc czyścić kolejny tekst i tak aż do samego końca korytarza. Po tym zmęczony wrócił do dormitorium by uczyć się dalej. A przynajmniej miał taką nadzieję, bowiem dość szybko zasnął.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Początek roku szkolnego, kurwa jego mać. Miało być tak pięknie, ale jak zawsze ktoś musiał to zjebać. Jasne, Strauss sama nie była aniołkiem, ale z pewnością nie czarowała pucharów, które zaczynały latać po całym zamku i siać zamęt. I jeszcze musiała to sprzątać. Niech ich cholera. Specjalnie zeszła do samych lochów, gdzie zaczarowane puchary straszyły uczniów na śmierć, przyprawiając ich o zawał przez wydawanie przerażających odgłosów metalu uderzającego o kamienne ściany. Krukonce się to wszystko nie podobało. W jednej dłoni ściskała gotową do akcji różdżkę, a w drugiej trzymała sporej wielkości worek, do którego miała wrzucać schwytane przedmioty. Cudownie… Gdyby mogła z pewnością zamruczałaby z niezadowoleniem, ale przez te cholerne syreny była pozbawiona nawet tego. Jebana Luizjana. Przechadzała się korytarzem, nasłuchując podejrzanych odgłosów. Kiedy tylko udało jej się jakiś wyłapać to starała się kierować w jego stronę choć echo w podziemiu czasem sprawiało, że trudno było wyłapać źródło pojedynczego dźwięku. Minęła jeden z obrazów, który wyraźnie krzywił się na docierające do niego hałasy. Szła dalej, oświetlając sobie co ciemniejsze zakamarki przy użyciu Lumos. Dopiero za kolejnym zakrętem, prowadzącym do ślepego zaułka zauważyła dwa niesforne puchary, które uderzały rytmicznie to jeden to drugi w kamienną ścianę zupełnie jakby chciały się przez nią przebić. Strauss zareagowała niemal natychmiast. Pierwszym, co zrobiła było rzucenie zaklęcia Immobilus, aby unieruchomić swoje cele. Nie było to szczególnie trudne. Dopiero wtedy przyzwała je do siebie dzięki krótkiemu Accio, by wrzucić je do trzymanego worka. Skrzywiła się, gdy tylko poczuła jak rana na dłoni przeszyła ją krótką falą bólu. Cholerna magia Laveau. Szybko jednak się opamiętała i po upakowaniu dwóch pucharów ruszyła w dalszą drogę. Kiedy przechodziła obok jednej z odnóg głównego korytarza coś z impetem wpadło jej pod nogi, sprawiając, że niemal się przewróciła. Kolejny puchar postanowił ją zaatakować, a następnie spróbować uciec z lochów. Strauss jednak była od niego szybsza. Odpowiedni ruch nadgarstka wystarczył, by mogła rzucić niewerbalne Carpe Retractum i przywołać do siebie uciekający puchar. Dopiero wtedy mogła z triumfem wsadzić go do worka. Kolejne zwycięstwo! Przeczesała jeszcze nieco podziemnych korytarzy, ale nie natknęła się na inne zaczarowane puchary poza tymi, które aktualnie wciąż wierzgały w jej worku. Wyglądało na to, że były to wszystkie, które zawędrowały do lochów. Postanowiła zatem powoli kierować się ku izbie pamięci, by odnieść je na miejsce. Nie było to wcale takie proste. Jednak dopiero, gdy się tam znalazła i zamknęła za sobą drzwi, otworzyła worek, by móc rzucić niewerbalne Finite na złapane puchary i zdjąć nałożony na nie czar. Następnie przyjrzała im się uważnie, odczytując znajdujące się na nich inskrypcje i postawiła je na należnym im miejscu. Gotowe. Rozejrzała się jeszcze wokół i stwierdziła, że niestety wciąż brakuje wielu pucharów. Zapewne znajdowały się w innych częściach zamku. Miała jedynie nadzieję, że wszystkie zostaną szybko odnalezione.
z|t
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ten dzień był dla Maxa wyjątkowo ciężki. Obudził się z cudownym samopoczuciem, ale gdy tylko wstał z łóżka poczuł, że coś jest nie tak. Czuł się wykończony, jakby nagle ktoś wyssał z niego wszelkie siły witalne. Na szczęście był weekend i nie musiał obchodzić terenu zamku naokoło, by dotrzeć na lekcje i nikt nie maltretował go ćwiczeniami fizycznymi. Uznał, że nic mu nie zrobi lepiej, niż popołudnie na błoniach. Wyszedł więc ze swojego tymczasowego dormitorium u puszków i ruszył powoli w stronę wyjścia z lochów. Nim jednak tam dotarł, bo jego krok był pięć razy wolniejszy niż zwykle, zobaczył w oddali znajomą twarz. -Olcia! Też wybrałaś się na spacer po lochach w to piękne popołudnie? - Przywitał się z nią, powoli zmniejszając dystans, który ich dzielił chociaż było to dość ciężkie zadanie.
Coś ewidentnie było nie tak od samego rana. Najpierw miała problem z podniesieniem się z łóżka - dosłownie. Kołdra zdawała się ważyć niepoważnie dużo, ale zrzuciła to na karb treningu, jaki sobie zrobiła dzień wcześniej. Nie zastanowiło ją przy tym, że w ogóle nie czuła zakwasów. Później było tylko gorzej. Każda najdrobniejsza czynność przychodziła jej z trudem, jakby nagle opadła ze wszystkich sił, bo o dziwo nie wiązało się to z bólem fizycznym. Nie mogła wytrzymać już dłużej w pokoju wspólnym, w którym siedziała od powrotu z obiadu, a nawet wcześniej nie zawędrowała nigdzie dalej niż do Wielkiej Sali i kuchni, skąd zabrała trochę ciastek. Czuła się, jakby ktoś do jej kończyn przywiązał niewidzialne kule na łańcuchach, przez które nie była w stanie normalnie funkcjonować. No nawet doniesienie ciasteczek do dormitorium stanowiło dla niej problem! O takim czymś to jeszcze nie słyszała. W końcu jednak postanowiła rozruszać kości, łudząc się, że może krótka wycieczka po korytarzu w pewnym stopniu jej pomoże. Poza tym potrzebowała jeszcze więcej cukru, a skrzaty na pewno miały mnóstwo do zaoferowania. Wracała właśnie z kuchni tempem godnym wyścigowego żółwia, kiedy na swojej drodze napotkała Solberga. - Piękne? Siedzę dzisiaj cały dzień w lochach, a tu nawet nie dociera światło, więc nie jestem w stanie powiedzieć, czy faktycznie na zewnątrz jest tak ładnie, jak mówisz - westchnęła i uśmiechnęła się smutno, dopiero po chwili zwracając uwagę na zawrotną prędkość, z jaką zaczął się do niej zbliżać. Uniosła zaskoczona brwi. - ...chyba że to tylko tak o, ironicznie, bo widzę, że też masz małe problemy z poruszaniem się - dodała, również zaczynając iść w jego kierunku i potrząsając torebkę wypełnioną ciasteczkami, co chyba jednak nie było najlepszym pomysłem, bo jej ręka gwałtownie opadła w dół i chyba sam Merlin czuwał nad słodkościami i nie pozwolił im się wysypać. - Czy tak wygląda starość?
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Możliwe, że w zamku panowała jakaś epidemia, która odbierała wszystkim siły witalne, a może po prostu był to zwykły zbieg okoliczności. Po zeszłorocznej akcji z nagłą pobudką w starszym i do tego kobiecym ciele, Max raczej nie spodziewał się, że jeszcze cokolwiek go tak zaskoczy. Nie lubił jednak czuć się słaby. Świadomość, że będzie w stanie sam dotrzeć na śniadanie w Wielkiej Sali była czymś, czego w życiu potrzebował, a dziś zostało mu to odebrane. -Oczywiście, że ironicznie. No nie jest najlepiej chociaż nie wiem dlaczego. Masz jakieś podejrzenia? - Zapytał z góry zakładając, że ich spadek formy jest jednak jakoś ze sobą powiązany. -Zdecydowanie nie. Jako babcia Felicja byłem w dużo lepszej kondycji. - Zaśmiał się na wspomnienie tamtego dnia, który zdecydowanie był jednym z ciekawszych w jego życiu. -Słuchaj. Jako, że obydwoje umieramy i nie mamy na nic siły proponuję... Wyścig. Stąd na wieżę astronomiczną. Co Ty na to? - Bardziej logicznego pomysłu skleić nie mógł Ledwo szli po prostym korytarzu, a co dopiero mówić o bieganiu i to jeszcze na czas. To był jednak cały Max i miał dziwne wrażenie, że Ola mu dzisiaj nie odmówi.
W przeciwieństwie do Solberga, Aleksandra jeszcze nie miała okazji obudzić się ani w ciele starszej wersji siebie samej, ani w jego męskiej wersji, choć to niewątpliwie byłoby dość... ciekawe przeżycie. Oczywiście, że słyszała o takim incydencie od swoich znajomych czy nawet z plotek, ale ją samą jakoś to ominęło i nie potrafiła stwierdzić, czy to dobrze, czy źle. Trochę jednak żałowała, że nie znalazła się w tym kręgu 'wybrańców', bo chciałaby zobaczyć, jak wyglądałaby w wieku kilkudziesięciu lat, chociaż też ciekawe, czy faktycznie w przyszłości prezentowałaby się tak samo. W każdym razie nie powiązała nagłego spadku kondycji z tamtymi zdarzeniami, których sprawką był podobno jakiś eliksir czy Merlin sam wie (lub nie) jaką inną podejrzaną substancję. Ktoś miał tupet, nie ma co! - Nie mam zielonego pojęcia, o co może chodzić. Na początku myślałam, że to może przez zakwasy, ale no jednak praktycznie nie jestem w stanie normalnie funkcjonować, a nawet jeśli czasem miałam tak, że dzień po intensywnym treningu każdy krok sprawiał mi ogromny trud, to teraz jest zupełnie inaczej, bo to nie boli... Po prostu czuję się, jakby ktoś zabrał mi wszystkie mięśnie? Nie wiem, jak to określić - powiedziała, zapominając gdzieś po drodze o oddechu, wobec czego na końcu gwałtownie zaczerpnęła powietrza. Przynajmniej to mogła robić bez problemu. Prychnęła na jego słowa o babci Felicji. Akurat w tym wydaniu go wtedy nie widziała, a wielka szkoda, bo musiał wyglądać naprawdę dojrzale. Słysząc jego kolejne słowa spojrzała na niego jak na debila, tylko po to, żeby zaraz wybuchnąć głośnym śmiechem. Wyścig w ich stanie i to jeszcze na sam szczyt, na wieżę astronomiczną, to było coś, na co wpaść mógł tylko Max. - Wiedziałam, że po tobie nie powinnam się spodziewać niczego mądrego. A że ja to ja, to... Zgoda! - krzyknęła entuzjastycznie. Oczywiście, że się zgodziła, nawet nie brała innej opcji pod uwagę. Nagle ten spadek kondycji wydał jej się wręcz jakimś błogosławieństwem, dzięki któremu mogła przeżyć całkiem fajny dzień, a w każdym razie jego część. - Może jakiś zakładzik, tak dla zaostrzenia rywalizacji? - zaproponowała z błyskiem w oku. Coś czuła, że ten dzień wcale nie musi się skończyć tak źle, jak się zapowiadał. Naprawdę dobrze się złożyło, że trafiła po drodze na Solberga, bo ten to zawsze miał pełno pomysłów w głowie i potrafił wybrnąć chyba z każdej sytuacji. - Aaale! Najpierw zahaczymy o kuchnię, bo muszę odłożyć w takim razie ciastka. Stamtąd możemy zaczynać - powiedziała, potrząsając nieznacznie torebeczką trzymaną w ręce.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Pokiwał głową myśląc o tym, co powiedziała Aleksnadra. Bardzo dobrze rozumiał, co miała na myśli. To nie były zwykłe zakwasy czy zmęczenie mięśni. Dzisiejsza sytuacja była naprawdę nienaturalna. -I za to Cię kocham. - Puścił jej oczko, gdy zgodziła się na jego niebywale genialny plan. Jeżeli przeżyją ten wyścig będzie naprawdę z nich dumny. Ale nie miał wysokich nadziei. -Jak przegrasz przychodzisz na nasz mecz z gryfonami w stroju węża. - Powiedział, a w jego oku zobaczyć można było błysk. Hazard zawsze go ożywiał, a już wyobrażał sobie Olę całą w łuskach i z kłami na wierzchu. W sumie to nie wiedział, komu chciała kibicować, ale nie przyjmował do wiadomości, że mogłaby być za gryfonami. -A jaki koszt mojej przegranej? - Zapytał jeszcze, bo przecież nie mógł latać w przebraniu chyba że chciał zostać wyjebany z boiska w trybie natychmiastowym. -Idealni pomysł! Ale podziel się jednym. - Wyciągnął rękę i ukradł smakołyk z torebeczki. Trzeba było w końcu naładować baterie przed wyścigiem. W kuchni zamienili parę słów ze skrzatami i ustawili się do startu. Poprosili jednego z nich, by dał im znać do rozpoczęcia wyścigu, a gdy zobaczyli magiczne iskry, rozpoczęli rywalizacje. Solberg był ciekaw, jak to wszystko się rozegra.
Wyścig kalek:
Zaczynamy z kuchni. Celem jest dotarcie na wieżę astronomiczną. Wygrywa pierwsza osoba na mecie. Przez cały wyścig obowiązują kostki.
Start: Rzucasz kostką k100 by zobaczyć, kto pierwszy startuje. Im większy wynik tym szybciej opuszczasz kuchnię. Dorzucasz k6, by zobaczyć, co czeka Cię po drodze. 1- Już myślałeś, że uda Ci się bez problemu wyjść z lochów, a nagle za drzwiami potykasz się o skrzata. Dojście do siebie zajmuje Ci chwilę, Twój przeciwnik Cię wyprzedza.
2 - Kuchnię opuszczasz bez problemu. Może i ciężko Ci się oddycha i bieg to męki, ale w miarę bez problemu docierasz na parter.
3 - Tyle lat w zamku, a Ty nadal nie pamiętasz, że kamień jest śliski. Poślizgujesz się na podłodze i nabawiasz stłuczonego kolana. Zwalniasz i Twój przeciwnik Cię dogania.
4 - Nie masz siły i trucht Ci niemiły. Postanawiasz skorzystać ze skrótu i lądujesz od razu na pierwszym piętrze.
5 - Docierasz na parter spokojnym truchtem, ale zadyszka jest niemiłosierna. Potrzebujesz chwilę oddechu, którą Irytek wykorzystuje, by zrzucić na Ciebie misę z kompotem śliwkowym.
6- Jakiś pierwszak zgubił się w lochach i musisz wskazać mu drogę do Sali Eliksirów. Marnujesz na to czas i przeciwnik zyskuje przewagę.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
3 - Tyle lat w zamku, a Ty nadal nie pamiętasz, że kamień jest śliski. Poślizgujesz się na podłodze i nabawiasz stłuczonego kolana. Zwalniasz i Twój przeciwnik Cię dogania.
Pomysł z wyścigiem był tak głupi, że aż genialny, co tu dużo mówić. Naprawdę nie musiała się dwa razy zastanawiać nim podjęła decyzję, oczywistą chyba zresztą od samego początku - przecież była to niepowtarzalna okazja! To znaczy taką Krawczyk miała nadzieję, bo śmiech śmiechem, ale jednak nie chciała, aby ten dziwny 'efekt' utrzymywał się dłużej niż dzień. Było to serio męczące i nie dało się przez to wykonać najprostszych codziennych czynności, nie wspominając nawet o jakimś sporcie, tak więc zapowiadało się szalenie ciekawie. Przez chwilę po słowach, które padły z jego ust jedynie otwierała i zamykała buzię, niezdolna do wypowiedzenia niczego. Wysoko postawił poprzeczkę, nie ma co, chociaż sama sobie była winna, bo w końcu to nie kto inny jak ona zaproponowała zakładzik dla zaostrzenia rywalizacji. Przyjście na mecz Ślizgonów w stroju węża... Chyba już powinna się na to szykować mentalnie. - Okeeej, ale jeśli ja wygram to... - przerwała, przygryzając w zamyśleniu wargę. Z Solbergiem był taki problem, że on był zdolny dosłownie do wszystkiego. - Wciśniesz się w strój wróżki i zrobisz sobie kilka rundek na miotle wokół zamku, śpiewając piosenkę Christoffa Tailora albo Marleigh Hazelton, tu już twój wybór - powiedziała w końcu. Może nie był to najlepszy w świecie pomysł, ale cóż, mogło być interesująco. Przez chwilę rozważała nawet, żeby zrobił to nago lub w samych bokserkach, ale ostatecznie z tego zrezygnowała, bo już i tak nauczyciele mieli na niego oko, a nie chciała, żeby nabawił się kto wie jakich problemów przez głupi zakład. - Masz problem z matematyką? - parsknęła, widząc, że zamiast tak jak mówił jednego ciastka, wziął dwa. Nie miała nic przeciwko, niech naładuje baterie przed startem, bo nie zamierzała pozwolić mu wygrać. Jeszcze tego by brakowało! Ustawili się w kuchni w równej linii i kiedy tylko w powietrzu zawisły iskierki, wypruli do przodu jak prawdziwe żółwie wyścigowe. Jakimś cudem udało jej się nawet zyskać przewagę i jako pierwsza opuściła pomieszczenie, znajdując się z powrotem na korytarzu. Dzielnie zmierzała do przodu, ku parterowi, aby stamtąd dostać się na wyższe piętra. Droga jednak nie była krótka ani łatwa i w pewnym momencie, gdy postanowiła spojrzeć przez ramię i zobaczyć, jak daleko jest Solberg - poślizgnęła się na kamieniu, z piskiem lecąc do przodu. Zanim zdążyła złagodzić upadek rękami, jej kolano uderzyło o podłogę, co oczywiście niosło ze sobą konsekwencje. Okropny ból i przede wszystkim spowolnienie sprawiły, że Max ją dogonił. I tyle było z jej przewagi! Nawet upadek nie był w slow motion, choć poruszała się przecież, jakby się znajdowała w jakiejś galarecie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Słuchał warunków przegranej, które Ola postawiła przed nim. -Latałem już jako sexy glina to mogę zostać i śpiewającą wróżką zębuszką. Nie ma problemu. - Wyszczerzył się już wyobrażając sobie tę przepiękną scenę. -Im więcej zjem, tym większa szansa, że dostanę kolki i nie dotrę na szczyt wieży. - Skomentował jeszcze swoje matematyczne problemy i już ustawiał się na start. Sygnał dany i dwójka kalek ruszyła! Ola jakimś cudem pierwsza opuściła kuchnię. Widział, jak dziewczyna powoli zbliża się do wyjścia z lochów, gdy nagle epicko poleciała na kamienną posadzkę. -Żyjesz? - Zapytał mijając ją, ale już zaraz do Solberg stracił przewagę, gdyż jakiś zapłakany pierwszoroczniak poprosił go o zaprowadzenie do klasy eliksirów, której szukał już od godziny. Max z ciężkim sercem wziął dzieciaka i odprowadził pod same drzwi, tym samym tracąc cenny czas. W końcu, gdy dotarł już na parter zauważył, że Ola już tam była i zmierzała przed siebie w kierunku wyższego piętra.
ETAP II
Kostki:
Zajęło to dłużej niż chcieliście, ale obydwoje docieracie na parter. Ola ma minimalną przewagę.
Ponownie obydwoje rzucacie k6:
1- Silna zadyszka jeszcze bardziej osłabia Twój organizm. Powoli wspinasz się na pierwsze piętro. Musisz jednak co jakiś czas przystanąć by złapać oddech. Tracisz dużo czasu.
2- Cudowne zapachy dobiegają Cię z Wielkiej Sali. Postanawiasz zrobić malutką przerwę na doładowanie organizmu jedzeniem bądź ciepłym kakao. Zostajesz na tym piętrze.
3- Już wydawałoby się, że pierwszy wskoczysz na platformę pierwszego piętra, gdy nagle wpadasz na stopień pułapkę. Tracisz czas, by się z niej uwolnić.
4- Nie poddajesz się i znajdujesz skrót, który prowadzi Cię wprost na drugie piętro!
5- Napotkałeś/łaś Irytka! Duszek rzuca w Ciebie mosiężnymi pucharami. Tracisz czas i siły na obronę. Zostajesz na tym piętrze.
6- Bez przeszkód, ale z zadyszką docierasz na pierwsze piętro.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
5- Napotkałeś/łaś Irytka! Duszek rzuca w Ciebie mosiężnymi pucharami. Tracisz czas i siły na obronę. Zostajesz na tym piętrze.
Wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem na wspomnienie o nieszczęsnym stroju gliny, w którym musiał latać. Widok jedyny w swoim rodzaju i nadal bawiło ją to tak samo jak wtedy. Koniecznie musiała jeszcze zobaczyć Ślizgona we wróżkowym wydaniu ze skrzydełkami na plecach. Kiedy już torebeczka z ciastkami została bezpiecznie ulokowana na blacie, gdzie - jak zapewniły Krawczyk skrzaty - miała spokojnie czekać na powrót Puchonki, mogli przygotować się do startu i rozpocząć wyścig. Musiała przyznać że była strasznie ciekawa, jak to wyglądało tak z perspektywy osoby trzeciej, bo tempo mieli naprawdę wybitne i nie da się ukryć, że ściągali na siebie spojrzenia innych mijanych uczniów. Na szczęście raczej usuwali się oni w bok, więc mieli względnie 'czystą' drogę, ale i tak lepiej było uważać - a nuż ktoś dla zabawy postanowi podstawić któremuś stopę? Mogło się to też stać oczywiście zupełnie przypadkowo, przez nieuwagę. Po prostu musieli skupiać się na tym, co się działo dokoła. Można też było tak jak Aleksandra zrobić sobie przejażdżkę po kamiennej podłodze i poczuć się niemal jak na lodowisku. - Żyję, możesz być o to spokojny. Zaraz cię dogonię - zapewniła, spinając wszystkie mięśnie i starając się przyspieszyć, mimo bólu kolana. Solberg zresztą zaraz gdzieś zniknął z jakimś dzieciakiem, a ona korzystając z chwili jego nieobecności wyciągnęła różdżkę i zaklęciem leczniczym złagodziła ból. Nic poważniejszego oprócz stłuczenia się chyba nie stało, bo wtedy raczej nie mogłaby tak zawzięcie podążać przed siebie, ku parterowi, który był już tuż, tuż. Szkoda tylko, że na nim najpierw rozproszył ją zapach jedzenia wylewający się z Wielkiej Sali, a kiedy już oprzytomniała i przypomniała sobie o wyścigu, to znikąd pojawił się Irytek, który rzecz jasna nie mógł jej minąć obojętnie, bo chyba by go pozostałe duchy wyśmiały. Tym razem jednak przegiął. Umościł się wygodnie na wysokości, na której nie można go było dosięgnąć z ziemi i wyjmując z worka mosiężne pucharki, zaczął nimi rzucać, obierając sobie za cel nikogo innego, jak właśnie ją. Czy mogło być gorzej? Podniesienie rąk sprawiało jej dzisiaj niewiarygodnie ogromny problem, więc zanim zdążyła się nimi osłonić, to zarobiła kilka siniaków, wyklinając przy tym tego nieznośnego ducha. - Niech cię hipogryf kopnie, Irytku - burknęła, chowając się za jakimś filarem. Musiała przeczekać ten atak, nie było chyba lepszego wyjścia, bo przedmioty, które leciały w jej stronę wcale do lekkich nie należały. Z zazdrością i pewnym smutki w oczach patrzyła na Solberga, który wdrapywał się już po schodach. Miała do nich tak blisko, a jednak tak daleko...
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zauważył, jak Ola skręca w stronę Wielkiej Sali. -Ej, Krawczyk! Wieża jest w tę stronę! - Zawołał, ale zaraz tego pożałował, bo o mało co nie wpadł na jakiegoś ucznia. Przeprosił go i zaczął mozolną wspinaczkę po ruchomych schodach w kierunku pierwszego piętra. Krok za krokiem, wspierając się o barierkę, wędrował coraz wyżej, aż nagle poczuł, jak jego prawa noga została uwięziona. -Nosz w dupę akromantuli. - Zaklął, gdy zorientował się, że padł ofiarą znikającego stopnia. Widać nie tylko mięśnie mu wysiadły dzisiaj, ale też skleroza postanowiła zawitać. Próbował się wydostać z pułapki, sam nie wiedział jak długo. Zaklęcia nie pomagały i Max musiał po prostu poczekać, aż stopień ponownie całkowicie zniknie. Zaczął zastanawiać się, gdzie się podziała Ola, bo powinna go minąć. W końcu, gdy był znów mobilny, zaczął wspinaczkę i szczęśliwie dotarł na pierwsze piętro zamku.
ETAP III
Max- 1 piętro Ola - parter
Kostki dla Maxa:
Rzuć k6: 1- Przechodzisz przez zły portret i lądujesz w ciemnym korytarzu. Tracisz czas, a końcowo znajdujesz się znów w punkcie wyjścia
2- Potykasz się i prawie spadasz ze schodów. Potrzebujesz pomocy Oli, by wrócić na trasę.
3- Znajdujesz skrót prowadzący prosto na 3 piętro.
4- Potrzebujesz chwilę oddechu więc zagadujesz przelatującego obok ducha. Tracisz mnóstwo czasu na pogadankę.
5- Bez problemu docierasz na drugie piętro
6- Zahaczasz szatą o jakiś wystający element, Ola Cię dogania i obydwoje docieracie na drugie piętro
Kostki dla Oli:
Rzucasz k6: Parzysta- bez problemu docierasz na pierwsze piętro. Rzuć dodatkowo tę samą kostką co Max Nieparzysta - Niestety kondycja nie ta i nie dasz rady wdrapać się wyżej. Zostajesz na 1 piętrze
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Nieparzysta - Niestety kondycja nie ta i nie dasz rady wdrapać się wyżej. Zostajesz na 1 piętrze.
To ewidentnie nie był jej dzień. Chociaż pogodziła się w jakiś sposób z myślą, że jej kondycja nie istnieje, to jednak liczyła, że w wyścigu pójdzie jej nieco lepiej, a tu póki co wszystko się wobec niej sprzeciwiło. Przecież tak nie mogło być! Nie zdążyła na szczęście przejść przez drzwi do Wielkiej Sali, bo chyba już kompletnie by przepadła w tym wielkim pomieszczeniu, ale i tak straciła czas, cholernie cenny, jak się okazało, bo odwróciwszy się, napotkała lecący w swoją stronę pucharek. Była niemal pewna, że zdążyłaby umknąć przed Irytkiem, jeśli tylko nie dałaby się wcześniej rozproszyć zapachowe jedzenia, ale teraz już nie było co nad tym rozmyślać. Poltergeist zresztą musiał się prędzej czy później znudzić, choć ona była gotowa dać wszystko, aby nastąpiło to wcześniej. Miała w końcu co wygrania wyścig, więc nie widziało jej się stanie za filarem w nieskończoność. Jedynym pocieszeniem było to, że Solberg najwyraźniej również napotkał małe problemy w postaci schodka-pułapki i przynajmniej na chwilę go to spowolniło. Jeszcze nie wszystko było rozstrzygnięte, jak by nie patrzeć to dopiero wyszli z lochów, a ona nie zamierzała odpuszczać. Zdecydowała się w pewnym momencie na przejście do schodów. Nie była pewna, czy Irytek nadal siedział w górze z amunicją w ręku, ale musiała coś zrobić, bo takie bezczynnie stanie było dla niej jeszcze gorsze. Wzięła głębszy oddech i ruszyła do przodu, od razu wychodząc zza filara, a nie wyłaniając się powolutku. Zacisnęła zęby, przygotowując się na ostrzał, ale ku jej zdziwieniu usłyszała zduszone krzyki gdzieś z drugiej strony. Duch najwidoczniej postanowił obrać sobie za cel kogoś innego, ku jej zadowoleniu. Nie marnując okazji przyspieszyła na tyle, na ile mogła sobie pozwolić w swoim stanie i zaczęła wspinaczkę po schodach, już od dołu czując niemiłosierne zmęczenie wywołane wcześniejszymi unikami. A tych stopni było tak dużo... Dało się słyszeć coraz głośniejszy oddech, kiedy tak wdrapywała się jeden po drugim, żeby w finalnie dotrzeć na pierwsze piętro i zrobić sobie na nim chwilę przerwy. Musiała. Bez tego by chyba wypluła własne płuca. Unormowała oddech i zaczęła wspinaczkę na kolejną kondygnację, nie unosząc wyżej głowy, bo nie chciała nawet widzieć, ile ma przed sobą schodów. Nie zdążyła jednak dobrze wejść na drugi stopień, kiedy coś - lub też ktoś, jak się okazało - walnęło ją prosto w twarz, przez co aż się cofnęła, o mało nie spadając przy tym ze schodka. Zaskoczona przyłożyła dłoń do czoła, w które całkiem nieźle oberwała, dopiero po chwili przenosząc spojrzenie na winnego całego tego zajścia. - SOOOLBEERG! - Podniosła głos, wyraźnie wytrącona z równowagi przez zdarzenia z ostatnich kilku minut, ale w jej głosie nie było złości, a raczej bezsilność z powodu pecha, który się jej uczepił. - Patrz, jak chodzisz, a jak masz spadać ze schodów, to może lepiej odpuść? Zagrażasz życiu nie tylko swojemu, ale też innych - westchnęła, wyciągając ręce, aby pomóc mu utrzymać równowagę. Mogła mówić co chciała, ale nie pozwoliłaby, aby zrobił sobie teraz krzywdę, kiedy ona stała obok i mogła jej zapobiec.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
To nie był dzień żadnego z nich, chociaż Ola wydawała się być dużo bardziej rozporoszona niż Max. Ślizgon w tempie godnym najstarszego żółwia, powoli zdobywał kolejne piętra zamku. Udało mu się dotrzeć aż dwa poziomy wyżej niż lochy, co w tym stanie naprawdę powinno kwalifikować się na jakiś order, czy Nobla, czy chociaż medal z chochlika. Musiał się o to upomnieć, jak tylko rywalizacja z puchonką dobiegnie końca. Narazie widział przed sobą tylko jeden cel - wieżę astronomiczną. No i gdyby zamiast tego patrzył pod nogi, nie znalazłby się w takiej sytuacji. W jednej chwili stawiał stopę na kolejnym stopniu, a w drugiej już leciał na łeb na szyję. Zatrzymał się dopiero, gdy uderzył w biedną, zdyszaną Krawczyk. -Ola! Jak miło Cię widzieć. - Wyszczerzył się do niej z poziomu gleby. -Będziesz tak uprzejma mi pomóc? - Wyciągnął rękę, by jakoś wspólnie wybawić go z tej sytuacji. Jego długie kończyny tak się zaplątały, że nie był w stanie sam podnieść się z miejsca. -Gdzie mi zniknęłaś, jak Cię nie było? - Zapytał prawie zmartwiony, że tak długo nie mógł zauważyć puchonki na trasie.
Etap IV
Max -1 piętro Ola - 1 piętro
Kostki:
1- Noga nadal boli po spotkaniu ze znikającym stopniem i upadkiem ze schodów (w przypadku Oli po spotkaniu ze spadającym Maxem). Idziesz trzy razy wolniej i tracisz mnóstwo czasu.
2- Jakiś uczniak podbiega do Ciebie krzycząc, że go atakują, a zaraz za nim widzisz kolejną osobę, która wymachuje w waszą stronę różdżką. Musisz się bronić. Docierasz wyżej, ale przeciwnik Cię dogania.
3- Jesteś dzisiaj w szczycie formy! A przynajmniej na tyle, na ile możesz. Drugie piętro zdobywasz niczym Mount Everest. Możesz być z siebie dumny.
4- Przelatujący obok duch wskazuje Ci tajne przejście prowadzące aż 2 piętra wyżej!
5- Schody wyjątkowo Cię dzisiaj nie lubią. Prowadzą Cię piętro wyżej, ale potrzebujesz wiele czasu, by wrócić na właściwy tor wyścigu. 6- Dajesz się wplątać w pogawędkę z portretem. Tracisz mnóstwo czasu, ale zdobywasz kolejne piętro.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
3- Jesteś dzisiaj w szczycie formy! A przynajmniej na tyle, na ile możesz. Drugie piętro zdobywasz niczym Mount Everest. Możesz być z siebie dumny.
- Mhm, Ciebie też, co za cudowne spotkanie po latach - powiedziała z wyczuwalną w głosie ironią i specjalnie zaakcentowała ostatnie dwa słowa, których nie mogła sobie darować w ich aktualnym położeniu. Jej twarz zdobił lekki uśmiech, choć nie dłużej jak chwilę temu oberwała w czoło, które nadal bolało i zapewne przybrało śliczny, czerwony kolor, który mógłby reprezentować dom samego Godryka Gryffindora. - Wiesz co, mogłabym wykorzystać sytuację i popędzić po schodach, ale nie jestem człowiekiem bez serca. Tylko błagam, pomóż mi, bo sama Cię nie udźwignę, zwłaszcza dzisiaj - poprosiła, posyłając mu przy tym jedno ze swoich 'nie odmówisz mi' spojrzeń. Złapała jego dłonie i jakoś ta cała akcja ratunkowa im się powiodła, choć Krawczyk mogłaby przysiąc, że trwała dobre kilka minut. - A byłam tu i tam, obleciałam z pół zamku i zdążyłam wrócić, a ty jeszcze nie doczłapałeś na górę... Słabo, Solberg, słabo - zacmokała i kilka razy wolno pokręciła głową, jakby naprawdę była zawiedziona. - A tak na poważnie to Irytek postanowił poćwiczyć rzuty mosiężnymi pucharkami do celu. Nie muszę chyba mówić, kto był tym celem - odpowiedziała na jego pytanie i ściągnęła usta w wąską linię. Jeśli już poltergeist chciał się trochę pobawić, to przynajmniej mógł wymyślić coś, przy czym potencjalne obrażenia nie groziłyby wizytą w Skrzydle Szpitalnym, ale z drugiej strony Krawczyk spędziła już w Hogwarcie kilka lat i wiedziała, że taka była po prostu natura tego ducha - chciał robić wszystkim na złość, nieważne jakim kosztem. - Starujemy na sygnał, tak jak z kuchni? - zaproponowała, bo wydawało jej się to najrozsądniejszym i najbardziej sprawiedliwym rozwiązaniem. Sama zresztą sięgnęła po swoją różdżkę i skoro tylko usłyszała zgodę z jego strony - wystrzeliła obłok złotych iskierek. Na tyle przynajmniej umiała się posługiwać tym magicznym patykiem. I znowu kompletnie oddała się uciążliwej wspinaczce po schodach, nie zwracając przy tym uwagi na Solberga, który podążał sobie gdzieś obok, choć równie dobrze mógł ją już przegonić lub zostać w tyle. Skupiona na równym tempie i oddechu nawet nie zauważyła, kiedy dotarła na drugie piętro, nie napotykając tym razem po drodze żadnych problemów. Czyżby zła passa mijała?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zdecydowanie podróż aż tutaj wydawała się wiekami. Max był pewien, że minęła co najmniej godzina, podczas gdy zwykle ta trasa nie zajmowała mu więcej niż 15-20 minut. Gdyby mieli jakieś lekcje, na pewno by na nie dzisiaj nie dotarli. -Jasne, że pomogę, skrzacie. - Wyszczerzył się do niej i zaparł, by pomóc Oli podźwignąć go na nogi. Potrzebował kilku głębszych oddechów, by ponownie być gotowym do postawienia chociaż jednego kolejnego kroku. Bycie kaleką zdecydowanie nie było przyjemne. -To ja może już pójdę szyć kostium wróżki. Może uda mi się załatwić latające skrzydełka. - Tyle czasu włazili po tych schodach, że osoba w normalnym stanie kondycyjnym zapewne minęłaby ich już z trzy razy. Ale nie... Oni musieli dzisiaj praktycznie się czołgać zamiast chodzić. -Tak mi się wydawało, że słyszałem jego słodziutki głosik. Nic Ci nie jest? - Zapytał zauważając plamę na czole dziewczyny. Irytek potrafił być naprawdę nieprzyjemny w obyciu. -Dawaj. Będzie najbardziej fair. - Przystał na propozycję równego startu i już po chwili znów wspinał się po schodach. Ola szybko go wyprzedziła, a Max... Znowu musiał pomagać jakiemuś zagubionemu uczniowi. Tym razem okazało się, że dzieciak stał się ofiarą ataku. Max najszybciej, jak potrafił wyciągnął różdżkę i zaczął bronić dzieciaka. Starszy uczeń, który obrał sobie chłopca za cel, nawalał w Solberga zaklęciami, jakby strzelał z kałacha. Na szczęście ślizgon tak łatwo się nie dał i już po chwili napastnik leżał spraliżowany. -Nie dziękuj. Leć młody nim ten gamoń się ocuci. - Rzucił do dzieciaka i kontynuował wspinaczkę, aż w końcu dotarł na kolejne piętro.
Etap V
Max - 2 piętro Ola - 2 piętro
Kostki:
1- Spotykasz starszego ucznia, który pyta dokąd tak “biegniesz”. Opowiadasz mu o wyścigu, a on wspaniałomyślne, przy pomocy “Levicorpus”, transportuje Cię dwa piętra wyżej.
2- Wpadasz w korytarz, gubisz się i jakimś cudem lądujesz piętro niżej. Dorzuć k6:
Parzysta - zostajesz na 1 piętrze Nieparzysta - udaje Ci się wrócić na 2 piętro
3- Powoli człapiesz się w górę, aż nagle przelatuje przez Ciebie duch. Tracisz równowagę i potrzebujesz trochę czasu, by powrócić do sił i wdrapać się piętro wyżej.
4- Skręcasz w korytarz tylko po to, by wskoczyć w tajne przejście i znaleźć się na czwartym piętrze
5- Bez problemu lądujesz na kolejnym piętrze. Płuca powoli odmawiają, ale po krótkim odpoczynku jesteś w stanie kontynuować wyścig.
6- Zatrzymujesz się w połowie schodów, niezdolny/a do dalszej wędrówki. Zostajesz tam.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
1- Spotykasz starszego ucznia, który pyta dokąd tak “biegniesz”. Opowiadasz mu o wyścigu, a on wspaniałomyślne, przy pomocy “Levicorpus”, transportuje Cię dwa piętra wyżej.
Nie było nawet mowy, żeby dali sobie radę latać po całym zamku z sali do sali. Najgorsze w tym wszystkim było to, że w Hogwarcie niemożliwa była teleportacja, więc gdyby to był normalny dzień, to musieliby się nieźle nagimnastykować, żeby dotrzeć na wszystkie lekcje... Lub po prostu część z nich odpuścić. Sama mogła zresztą poprosić kogoś o zabranie jako 'dodatkowego bagażu' na barana, bo była drobna i lekka, ale gorzej się sprawa miała z Solbergiem, bo to był kawał chłopa, zwłaszcza, jeśli patrzeć na wzrost. Pewnie by coś jednak wymyślili, bo przecież dla chcącego nic trudnego. - Nie zapomnij, żeby na stroju był brokat. Duuużo brokatu - wtrąciła i na samo wspomnienie o tych błyszczących drobinkach oczy jej rozbłysły. Chociaż to może też za sprawą tego, że przypomniała sobie jak kiedyś w domy rozsypała pojemniczek wielkości piąstki dziecka z brokatem, którego nie dało się sprzątnąć i który później był dosłownie wszędzie. Szalenie łatwo się roznosił, a całkowite pozbycie się go graniczyło z cudem. - Jakoś udało mi się wyjść bez większych obrażeń, ale nie wiem jak tam poradzili sobie inni - odparła i skrzywila się nieznacznie, bo istotnie po niej ofiarami zostali inni uczniowie, którzy akurat się napatoczyli. Nie znasz dnia ani godziny, kiedy Irytek postanowi zaatakować. Jej na szczęście udało się wyjść cało, może z kilkoma siniakami, ale to było naprawdę niewiele i doceniała to, bo mogło się skończyć gorzej. Pogaduchy pogaduchami, ale też mieli do zakończenia wyścig, choć nie znajdowali się jeszcze nawet w połowie drogi. Drugi start też nie mógł pójść tak zupełnie gładko i kiedy na półpiętrze zerknęła przez ramię, zauważyła, że Max znowu został wciągnięty w pomaganie jakiemuś uczniowi. Nie próbowała się jednak zorientować bardziej w sytuacji i szybko znów skierowała wzrok przed siebie, nie chcąc zaliczyć kolejnej gleby, która teraz byłaby o wiele bardziej bolesna i niebezpieczna niż w lochach. Choć tempo miała powalające, to i tak jakiś mijający ją z naprzeciwka uczeń zapytał, dokąd tak pędzi. W wielkim skrócie wyłożyła mu całą sprawę i już miała ruszyć dalej w drogę, kiedy ten wspaniałomyślnie postanowił jej pomóc i 'podrzucić' dwa piętra wyżej. To dopiero było coś! Z szerokim uśmiechem i niekończącymi się podziękowaniami zapewniła go, że kiedyś na pewno się odwdzięczy, bo wyswiadczyl jej naprawdę wielką przysługę. Od razu wróciła jej energia do działania.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Rozumiał, że zakaz teleportacji wynika z kwestii bezpieczeństwa, ale na Merlina, czy nikt nie pomyślał o uczniach? Przecież godzina niedowładu w nogach i już człowiek był skazany na porażkę przy tych wszystkich schodach, korytarzach i zakamarkach. A do tego wszystkiego dochodziły jeszcze błonia! Nawet skrzydło szpitalne leżało na piętrze, na które trzeba było się jakoś dostać. Założyciele tej szkoły mieli naprawdę niebywałe poczucie humoru. Przewrócił teatralnie oczami na wspomnienie o brokacie. Nienawidził tego cholerstwa. Wystarczyło spojrzeć na pojemniczek z brokatem, a ten już był wszędzie i za chiny ludowe nie dawał się do końca posprzątać. To dopiero była magia, a nie jakieś machanie kijkiem na prawo i lewo. Inni w tej chwili aż tak Maxa nie obchodzili. Liczył się szczyt wieży astronomicznej, który chłopak zaczynał wątpić że zdobędzie. Zaczął z trudem zdobywać kolejne piętro, gdy zobaczył krwawego barona, który... No za bardzo się obecnością ślizgona nie przejął i po prostu przez niego przeleciał. Solberg zachwiał się i zadrżał z zimna, które nagle przeszyło jego ciało. Musiał wesprzeć się o poręcz, by nie wylądować znów na ziemi. Dopiero po kilku minutach czuł, że jest w stanie ruszyć dalej.
Etap VI
Max- 3piętro Ola - 4piętro
Kostki:
Kostki:
1- Czujesz, jak stopy przylepiają Ci się do podłoża. Jakiś żartowniś postanowił unieruchomić Cię w miejscu. Zostajesz na tym piętrze
2- Widzisz w górze jakiś filar. Postanawiasz oszukać trochę system i przy pomocy Carpe Retractum podskoczyć nieco wyżej. Znajdujesz się 2 piętra wyżej.
3- Zza zakręu wypada chmara chochlików kornwalijskich. Uciekasz przed nimi. Spadasz jedno piętro
5- O mało co nie potykasz się o zabłąkanego kota, jakiegoś studenta. Udaje Ci się nie uszkodzić zwierzaka, ale musisz tłumaczyć się właścicielowi, że nie chciałeś go zabić. Docierasz piętro wyżej po dłuższym czasie.
6- Wspinasz się bez większych problemów, ale po drodze znajdujesz pudełko kociołkowych piegusków. Rzuć k6:
parzysta - idziesz dalej nieparzysta - jesz jednego i dostajesz kolki. W następnej turze nie możesz wejść wyżej niż o 1 piętro.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Zaoferowana przez nieznajomego studenta pomoc znacznie poprawiła jej humor - w końcu udało jej się dzięki temu zaoszczędzić trochę czasu i sił, a to było w tej chwili najważniejsze. Czekało ją jeszcze kilka pięter do zdobycia i nawet nie wiedziała, ile to może zająć. Raczej nie było mowy o kilku minutach, w czasie których zwykle pokonywała ten dystans w 'normalnych' okolicznościach, bo dzisiaj poruszała się przynajmniej dwa razy wolniej i bardziej niezdarnie, ale z drugiej strony do kolacji powinni się wyrobić... chyba. O ile żadne z nich nie znajdzie się nagle jakimś sposobem piętro czy dwa niżej. Skoro można było błyskawicznie przedostać się na te wyższe, to z pewnością równie łatwo można było wrócić na dół. I nie miała nic przeciwko, jeśli znaleźliby taki sposób, ale już na koniec wyścigu, żeby móc raz-dwa znaleźć się w Wielkiej Sali i nie męczyć się schodzeniem z wieży astronomicznej aż na sam parter. Katorga. Z nowym kopem energii - choć dość dziwnie to brzmiało w tej sytuacji - podjęła się mozolnej wspinaczki na kolejne piętro. Schody mieniły jej się w oczach i już szczerze mówiąc miała dość wpatrywania się w nie, ale musiała jeszcze chwilę wytrzymać. Powtarzała sobie ciągle, że już niedługo dotrze na szczyt, do mety, gdzie będzie mogła spokojnie oczekiwać Solberga z triumfalnym uśmieszkiem na twarzy i w pewnym momencie nawet roześmiała się głośno, odchylając głowę do tyłu. Może właśnie przez to nie zauważyła jakiegoś chłopaczka, który najwyraźniej postanowił pobawić się trochę zaklęciami i dosłownie przykleił ją do podłoża, o czym przekonała się, chcąc zrobić następny krok i o mało się przy tym nie wywalając, kiedy nogi wcale się nie podniosły. - Zdejmij to zaklęcie - rzuciła surowo, piorunując go wzrokiem. Nie było czasu na przepychanki z tym szczeniakiem, który chyba miał za dużo czasu wolnego. Już ona się postara, żeby od jutra nie cierpiał na jego nadmiar... Trochę było jej też wstyd, bo jednak była starsza i powinna sama potrafić usunąć przykre skutki czaru, ale nie wiedziała, jak. Pozostawało jej czekać na pojawienie się kogoś na tyle miłego, żeby jej pomógł i modlić się, aby Solberg w tym czasie nie ukończył wyścigu.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ola wydawała się mieć przewagę i raczej nie zapowiadało się na zmianę ról. Max, chociaż zwykle w lepszej sytuacji ze względu na dłuższe nogi, dzisiaj był jak staruszek o lasce, która bardzo mocno go spowalniała. Rozglądając się, czy przypadkiem znów jakiś duch nie chce przez niego przelecieć, gorączkowo myślał, jak zwiększyć swoje szanse na wygraną. Nagle go olśniło. Skręcił w boczny korytarz, aż doszedł do portretu, za którym znajdował się jeden z dobrze znanych mu skrótów. Małym nakładem wysiłku, już po chwili znalazł się piętro wyżej. Ze zdziwieniem zobaczył przed sobą Olę, dosłownie przyklejoną do podłogi. -Jak miło, że poczekałaś. Widzę, że Cię zamurowało na mój widok. - Zażartował, przy okazji niewerbalnie kończąc działanie zaklęcia. Szanse znów się wyrównały. -To co, tradycyjnie, na znak? - Zapytał po czym wypuścił z różdżki iskierki i ponownie rozpoczęli wyścig.
Etap VII
Max- 4 piętro Ola - 4 piętro
Kostki:
1- Nie masz dzisiaj szczęścia. Na Twojej drodze wybucha nagle kieszonkowe bagno, które kompletnie blokuje przejście. Możesz posprzątać je lub ominąć. W każdym wypadku jesteś brudny i dużo później docierasz na kolejne piętro.
2- Podchodzi do Ciebie jeden z uczniów, zmartwiony Twoją zadyszką. Gdy pyta się, czy wszystko w porządku opowiadasz mu o wyścigu. Student rzuca na Ciebie Rennervete. Zyskujesz siły i biegniesz aż 2 piętra wyżej!
3- Zmęczenie sprawia, że zaczyna Ci ciemnieć przed oczami. Zatrzymujesz się, by zwymiotować i dopiero wtedy możesz wspinać się dalej.
4- Czy w tej szkole nigdy nie będzie spokoju? Ktoś ożywił stojące po bokach korytarza zbroje, które pilnują przejścia. Pozwalają Ci iść dalej tylko jeżeli odpowiesz na ich zagadkę. Rzuć k6, by sprawdzić, czy udało Ci się iść dalej.
parzysta - Niestety nie jesteś w stanie logicznie myśleć. Zostajesz na tym piętrze. nieparzysta - Brawo! Może Tiara Przydziału pomyliła się i powinieneś być w Ravenclaw? W każdym razie możesz przejść dalej.
5- Bez problemu docierasz na wyższe piętro.
6- Słyszysz okropny lament obiegający z jednego z obrazów. Okazuje się, że ktoś zniszczył dzieło. Musisz pomóc je naprawić. Przeciwnik zyskuje przewagę.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Walczyła dzielnie, próbując uwolnić się z pułapki, w jaką została podstępnie wpakowana. Przecież to się nie godziło! Oni tu mieli ważny wyścig do skończenia, a ten smarkacz nawet kiedy mu streściła całą sytuację jedynie bezczelnie się zaśmiał i odwrócił na pięcie, odchodząc w podskokach. I oczywiście nie zdejmując zaklęcia, bo po co. Choć Krawczyk nie miała nie wiadomo jak świetnej pamięci do twarzy, to była pewna, że tego jednego ucznia zapamięta i jeszcze kiedyś pożałuje, że taki pomysł w ogóle mu przyszedł do głowy. Szkoda, że nie była prefektem, bo na pewno odjęłaby mu za to punkty dla domu. Gorzej, jeśli okazałoby się, że był z Hufflepuffu, ale jakoś by to przełknęła. Zirytowała się, choć jeszcze przed chwilą humor jej dopisywał. - Och, uwierz mi, że wcale nie chciałam, ale tak jakby nie miałam wyboru - powiedziała, uśmiechając się ironicznie do Solberga. Znowu spróbowała poruszyć nogami, nie zauważając przy tym, że Ślizgon postanowił ją uwolnić, czego skutkiem była kolejna zjawiskowa gleba. Która to już była tego dnia? Tak po trzeciej chyba przestała liczyć... - Tak, ale daj mi się najpierw podnieść - stęknęła, powoli się podnosząc. Czuła, że mięśnie zaczynają być jeszcze słabsze niż przed rozpoczęciem wyścigu, choć już wtedy miała wrażenie, jakby nagle dosłownie zanikły, wyparowały. Najchętniej zostałaby na podłodze i tam spędziła resztę dnia, czekając, aż ten koszmarny efekt odpuści i znów będzie mogła normalnie funkcjonować. Zamiast tego po dłuższej chwili udało jej się dźwignąć na nogi i zajęła miejsce koło Solberga. - Dobra, lecimy z tym. Zaczekała na pojawienie się charakterystycznych iskierki i wystartowała, ramię w ramię z chłopakiem. Ciężko było stwierdzić, które radzi sobie lepiej, dopóki w pewnym momencie przed nią nie wybuchło bagno, kompletnie blokując jej dalszą drog i przy okazji brudząc jej koszulkę i spodnie. Cudownie. - No nie, czy to jakiś dzień żartów? - jęknęła, rozglądając z bezradności ręce. Co chwila coś się zdarzało, to musiała być jakaś zmowa! Owszem, może i w zamku nie było zupełnie spokojnie, ale żeby aż tyle niespodzianek napotkać w czasie samego wchodzenia po schodach... Czy uczniowie naprawdę nie mieli żadnych prac domowych czy innych zajęć, na które mogli poświęcić swój czas wolny? Miała dwie opcje - posprzątać to bagno (w przenośni i dosłownie) albo je ominąć, choć wtedy nadłożyłaby drogi. Czasu i tak już trochę straciła, kiedy zszokowana zatrzymała się w miejscu, nie będąc przygotowaną na taką sytuację. Ostatecznie postanowiła za pomocą Chłoszczyść uporać się z bagnem, żeby też nikt inny się w nie nie władował i roznosił po szkole brudu. Filch na pewno nie byłby z tego powodu zadowolony. Nie chciała nawet myśleć, jak bardzo w tyle przez to została, ale wreszcie udało jej się dotrzeć na piąte piętro. Musiała wyglądać jak prawdziwy wojownik z rumianymi policzkami i plamami błota na ubraniu, ale zupełnie się tym nie przejmowała. Trzeba było się poświęcić.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Mógł zostawić Olę przyklejoną do jednego miejsca i tym sposobem bardzo łatwo wygrać wyścig, ale mimo wszystko wolał uczciwą walkę. Dlatego też pomógł się dziewczynie wyswobodzić. Zaśmiał się widząc, jak puchonka zalicza spektakularną glebę. -Może powinniśmy zrobić zawody w czołganiu? - Skomentował, chociaż w głębi ducha uważał, że to wcale nie byłoby takie gorsze niż bieganie w ich kondycji po chodach. Gdy Ola oznajmiła już gotowość do działania, nadszedł czas na wznowienie rywalizacji. Do szczytu było już naprawdę blisko i Max nie miał zamiaru teraz rezygnować. A pewnie powinien. Osłabiony organizm chłopaka nagle zaczął dawać mu znaki, że nadchodzi przemęczenie. Solberg dzielnie pokonywał kolejne kroki i nawet udało mu się wyprzedzić Olę, przez co nie zauważył wybuchającego na Olę bagna. Niestety los nie chciał ułatwić mu sprawy i już po kilku kolejnych krokach, Solberg musiał się zatrzymać. Osłabiony organizm spowodował, że zaczęło mu ciemnieć przed oczami. Solberg oparł się o barierkę, by następnie przez nią zwymiotować. Miał tylko nadzieję, że spadająca zawartość jego żołądka nie trafi komuś prosto na głowę. Wziął kilka głębokich wdechów i gdy poczuł się lepiej, ruszył dalej. Dopiero na platformie piątego piętra pozwolił sobie na porządniejszy odpowczynek.
FINAŁ
Max- 5 piętro Ola - 5 piętro
Kostki:
1- Twoja zła passa minęła. Bez problemu wchodzisz na klatkę prowadzącą prosto na wieżę astronomiczną!
2- Wchodząc po schodach nagle słyszysz trzepot skrzydeł. Nim się orientujesz, sowa zaplątuje się w Twoje włosy. Docierasz na wieżę po dłuższym czasie.
3- Przy życiu trzyma Cię już tylko myśl, że ostatni etap dzieli Cię od wygranej. Powoli pokonujesz stopnie, ale ślizgasz się na kamieniu obijając sobie przy okazji kość ogonową i łamiesz palec u stopy. Mimo obrażeń udaje Ci się ukończyć wyścig
4- Czy to ptak? Czy to samolot? Nie! To Irytek! Jeden z uczniów z Wielkiej Sali powiedział mu o wyścigu i postanowił utrudnić wam zdobycie mety. Zastawił schody kuframi i krzesłami. Musisz poświęcić czas, by zrobić sobie przejście.
5-Szczyt był już tak blisko, a tu nagle otwierasz nie te drzwi i…. lądujesz w Sali Wejściowej!
6- Przeklinając w myślach brak wind w zamku, wspinasz się po schodach, które nagle zamieniają się w gładką powierzchnię. Zjeżdżasz na wejście do klatki i musisz ponownie rozpocząć wspinaczkę, przez co tracisz dużo czasu.
Jeżeli obydwie osoby dotrą na szczyt rzucacie k100. Większy wynik oznacza wygraną.
Od k100 odejmij -10, jeżeli w k6 wylosowałeś 2 lub 6. Odejmij -15 jeżeli wylosowałeś 4 lub 3.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Może nie powinna aż tak wierzyć w ludzi, ale była pewna, że Max, jeśli tylko będzie mijał ją przyklejoną do podłogi nie przejdzie obojętnie i jej pomoże. W przeciwieństwie do tamtego gamonia i kilku innych uczniów, którzy jedynie śmiali się pod nosem z jej nieporadności. Miłe to nie było, a skoro aż tak ich to bawiło, to najwyraźniej sami musieli być mistrzami zaklęć i w ogóle, ale nie raczyli nawet machnąć palcem. - Nie kracz, bo zaraz faktycznie skończymy, czołgając się na wieżę - westchnęła i zadarła głowę, chcąc na niego spojrzeć, ale z pozycji, w jakiej aktualnie się znajdowała (czyt. rozpłaszczona na podłodze), nie było to wcale takie łatwe. Była na poziomie zero, podczas gdy chłopak mierzył sobie prawie dwa metry, więc to chyba mówiło samo za siebie. Swoją drogą, przydałby im się jakiś komentator. 'Ruszyli, proszę państwa, cóż za tempo! Trzy schodki za nimi, idą łeb w łeb! To już ten etap wyścigu, w którym wszystko się rozstrzygnie, kto wygra i zasłuży sobie na miano najszybszego ucznia Hogwartu?' Przecież to by idealnie dopełniło tła tego jedynego w swoim rodzaju wydarzenia. Następnym razem będą musieli się postarać o odpowiednią obstawę. Solberg w pewnym momencie został w tyle, przewieszony gdzieś przez barierkę, choć ona zajęta wdrapywaniem się na kolejne piętro nawet tego nie zauważyła. Była teraz zbyt ostrożna, zbyt skupiona na potencjalnym wrogu, który mógł ją zatrzymać, a tego nie chciała. Im wyżej się znajdowała, tym mniej kręciło się wokół uczniów, co było zdecydowanie na plus - oznaczało to bowiem mniejsze prawdopodobieństwo trafienia na jakąś niespodziankę. Wreszcie znalazła się na ostatniej prostej. Dosłownie. Miała do pokonania jeszcze jedno piętro, aby dotrzeć do mety - wieży astronomicznej. Solberga nigdzie na horyzoncie nie widziała, ale nie mogła wykluczyć, że znalazł skrót czy też pomógł mu jakiś uprzejmy uczeń, tak jak jej wcześniej. Mimo wyraźnego zmęczenia zebrała wszystkie siły i zaczęła żmudną wspinaczkę... ...która niespodziewanie została przerwana przez lecącą wprost na nią sowę. Nie miała szans, żeby się uchylić. Biedny ptak zaplątał się w jej włosy i szarpał jak opętany, tylko pogarszając w ten sposób swoją sytuację. Puchonka nie chciała zrobić sówce krzywdy, dlatego zaczęła się trochę pieklić, kiedy skrzydła raz po razie smagały ją po twarzy. Nie wiedziała, ile minęło, ale finalnie stworzenie odleciało wolne, a ona dotarła już bez żadnych przeszkód do celu. Udało się. Naprawdę jej się udało! Postanowiła poczekać na Maxa, robiąc sobie tym samym chwilę odpoczynku (w pełni zasłużonego!), jednak gdy po minięciu kwadransa chłopak się nie pojawił - z westchnięciem ruszyła w drogę powrotną na parter. Przecież musiała spotkać go na którymś z pięter, prawda? Chyba że zasłabł wtedy, kiedy ostatni raz się widzieli i ktoś przetransportował go do skrzydła szpitalnego... Miała nadzieję, że do niczego takiego nie doszło. Wieki trwało schodzenie na dół, choć oczywiście w pewnym momencie skorzystała ze znanego sobie skrótu, bo ileż można było? Odetchnęła jednak z ulgą i zaraz po tym uśmiechnęła się triumfalnie, napotykając wzrokiem sylwetkę Ślizgona przed Wielką Salą. - Myślałam, że coś ci się stało! Dobrze widzieć cię całego, no i liczę na to, że już niedługo widzę cię we wróżkowym stroju - powiedziała wciąż się szczerząc i w myślach zastanawiając się, jak uwiecznić ten moment dla potomności. Nie chciała im odbierać możliwości zobaczenia czegoś tak widowiskowego i niezapomnianego.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ostatni etap. Szczyt wydawał się już tak blisko. Praktycznie na wyciągnięcie ręki. Zostały do pokonania tylko ostatnie, kręte schody i już można było cieszyć się słodkim smakiem zwycięstwa. Obydwoje wystartowali równo, ale to Max szybko został w tyle. Wymiotowanie musiało go jeszcze mocniej osłabić, bo czuł, jak ledwo podnosi nogę by postawić kolejny krok. Patrzył, jak puchonka coraz bardziej znika z jego pola widzenia i zastanawiał się, jakby tu ją dogonić. W końcu przed oczami ponownie zaczęło mu się robić ciemno. Zobaczył parę drzwi i przekonany, że po tak długim czasie wspinaczki, będą to już drzwi na platformę wieży, pchnął je. Ujrzał kolejny korytarz ze schodami. Cały czas miał wrażenie, że dąży do góry. Dysząc, starał się nie zwalniać tempa i ciągle iść przed siebie. Jakie było jego zdziwienie, gdy nagle znalazł się tuż przed Wielką Salą. Kilka razy zamrugał oczyma, by poukładać sobie to wszystko w głowie. Teraz już nie było wątpliwości, że przegrał. Skoro jednak Oli nigdzie nie było, a musiała jeszcze zejść całą drogę na parter, Max postanowił zregenerować się. Usiadł przy jednym ze stołów i nalał sobie szklankę soku dyniowego oraz włożył do ust jakieś leżące na srebrnych paterach ciastko. Cukier zdecydowanie dobrze mu robił. Trochę odpoczął i uznał, że wypadałoby iść sprawdzić, czy dziewczyna przypadkiem nie skoczyła na dół, by ulżyć sobie cierpienia kolejnej wędrówki. Ledwo wyszedł z Wielkiej Sali i już na nią wpadł. Stała, uśmiechając się tryumfalnie, a jej twarz wyrażała ogromne zmęczenie, ale i szczęście. -Nie wiem, jakim cudem idąc w górę zostałem zesłany tutaj, ale nie narzekam. Nawet za cenę bycia brokatowym chochlikiem na miotle. - Wyszczerzył się do niej. -Gratuluję! Oficjalne jesteś najbardziej sprawną kaleką w zamku. Wyślę Ci sowę z zaproszeniem na mój lot wstydu. A teraz pozwolisz, że pójdę się położyć, bo zaraz mi wszystko odpadnie. - Szczerze pogratulował jej wygranej, po czym rozeszli się w swoje strony.
// zt x2
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Prudence Nordman
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 170
C. szczególne : Blizny, różnej długości, głębokości i szerokości, głównie na plecach i nogach, choć zdarzają się też na ramionach; dołeczki w policzkach
Problem z niuchaczami był taki, że niezależnie od tego, ile się angażowało ludzi w ich wyplenienie, ciągle było ich za dużo; nowe pojawiały się na miejsce starych w zdwojonych ilościach, jak szkodniki, nadające się jedynie do wyplenienia. Przynajmniej za przeciwdziałanie ich rozmnażaniu była przewidziana pewnego rodzaju nagroda, choć zdecydowanie nie robiłam tego tylko dla niej. Nawet nie interesowało mnie, co to do końca było. Wszechobecne chochliki i małe, futrzaste kulki były dostatecznie irytujące; życie w Hogwarcie chyba naprawdę nie było takie skomplikowane! Co rusz zaraz skądś wybiegało to małe cholerstwo, a jak już się za nim zaczęło biec, to lądowało się w zupełnie innym miejscu. Jak ja teraz, z wieży w podziemiach; może przynajmniej trochę stracę na wadze przez to całe bieganie, a może nabawię się jakiegoś urazu słuchu. Znowu pełna, rycerska zbroja runęła na ziemię tuż przed moim nosem, ale żeby to jedna, to szłoby wytrzymać; nie lubiłam tego hałasu. Z reguły to pierwszoklasiści przewracali się o nie, ale kiedy to chochliki utrudniały życie... Może i to ból głowy, albo po prostu tak się skupiłam, że nawet nie zauważyłam, że na kogoś wchodzę. I to nie byle kogo! - Panie Levitt, bardzo pana przepraszam - i choć patrzyłam mu przez moment na twarz, przez jego ramię zerkałam na ziemię, szukając tego małego stworzenia, za którym dotarłam aż tutaj. - To przez niuchacze... - wytłumaczyłam się jeszcze, pod koniec zdania patrząc znów na woźnego. Może nie odejmie mi punktów przez to, że wpadłam na niego, goniąc te stworzenia? , @Dev Levitt
H - chochliki porwały z kuchni naczynia i rzucają nimi w Ciebie, w otoczenie - a są tam noże! Co prawda stołowe ale nie są bezpieczne rzucone z taką siłą. Jeden z niuchaczy w trakcie gonitwy został od takowego ranny. Jeśli poświęcisz oddzielnie czas na udzielenie mu pomocy (post poza wątkiem na 2000 znaków oraz podanie zwierzęciu z własnej kieszeni 1 porcji eliksiru wiggenowego) to otrzymasz 1 punkt do ONMS.
To już trzeci korytarz, który Levitt odwiedza dzisiejszego dnia. Na każdym z nich musiał użerać się z nieproszonymi gośćmi Hogwartu - magicznymi stworzonkami typu: kret wannabe, ale z korzeniami żydowskimi oraz niedorozwinięte, latające skrzaty w kolorze niebieskim. Także na tym korytarzu nie mógł się niczego innego spodziewać. Już na wejściu chochliki przywitały go, celując w woźnego różnego rodzaju naczyniami i sztućcami, które podwędziły z kuchni. Że też chciało im się targać te rzeczy taki kawał do podziemnych korytarzy... Mężczyzna zwinnie unikał posyłane w jego stronę przedmioty, jakby już nie raz doświadczył tego rodzaju ćwiczeń. Kiedy wiedział, że nie zdoła uciec, wspomagał się odpowiednim zaklęciem, aby odrzucić naczynia, które w niego leciały. Nawet nieźle się przy tym bawił. Prawie zapomniał o tym, jak wielki robią bałagan. Potłuczona porcelana oraz szkło było wszędzie wokół, a mężczyzna patrząc na to wszystko już szykował się, aby dać gagatkom nauczkę. Nagle wpadła na niego uczennica. Kolejny raz przydarzyło mu się coś takiego. Tym razem jednak nie była to wstydliwa Puchonka, lecz inna, jeszcze nieznana mu dziewczyna. - Mam nadzieję, że irytują cię te wszystkie stworzenia co najmniej w połowie tak samo, jak mnie. - przytaknął na jej wytłumaczenie, po czym dodał - Panno... ? - miał pytający wyraz twarzy i wzrok wędrujący po jej sylwetce, który ostatecznie zatrzymał się na jej tęczówkach, w oczekiwaniu na jej odpowiedź.
Prudence Nordman
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 170
C. szczególne : Blizny, różnej długości, głębokości i szerokości, głównie na plecach i nogach, choć zdarzają się też na ramionach; dołeczki w policzkach
- Nordman. Prudence Nordman, Ravenclaw - bo przecież nauczyciele i pracownicy nie muszą kojarzyć nas wszystkich; jest nas zbyt dużo, by pamiętać każde nazwisko, ale po kolorach szat nierzadko można skojarzyć chociaż domy. Zapamiętanie każdego imienia, ba, nawet, chociażby, nazwiska pracownika nie było aż tak skomplikowanym zadaniem, biorąc pod uwagę to, że po prostu była ich mniejsza ilość. O dziwo, co niektórzy nauczyciele przedmiotów to prawdziwe asy i im nietrudno wskazać palcem kogokolwiek i wywołać go z imienia i nazwiska, tylko czy można tego samego oczekiwać od woźnego? Przecież on tu tylko sprząta; jedyne co to może przyłapać kogoś w schowku na miotły, a pewnie i tak nie zapamięta nazwiska, jedynie twarze i widok; w zależności, w którym momencie zdecydował się na wejście smoka. - Wiadomo przynajmniej, skąd się bierze ich taki ogrom? - jakaś klątwa, albo po prostu taka pora roku, że szukają ciepła we względnie ciepłych, Hogwarckich murach? Przecież z dnia na dzień ich przybywało; przynajmniej nie było z nimi aż tak źle, jak ze szczurami. - Proponowałabym pogoń za nimi, zanim całkiem stracimy je z oczu.