Przez podziemia ciągnie się długi korytarz oświetlony nielicznymi pochodniami. Podłoga jest wykonana z czarnego kamienia co wcale nie ułatwia utrzymywania ciepła w tym miejscu. Wyraźnie czuć wilgoć, jako że cześć drogi prowadzi pod jeziorem.
***
Usłyszala wołanie Lily. Postanowiła odpowiedzieć, co jej szkodziło. - Tak, Lily, idę do dormitorium. Chce mi się już spać - powiedziała i jak na zawołanie ziewnęła przeciągle. - Zresztą, sama widzisz - dodała.
(Juliette Joan Parker) Lubiła ten korytarz. Ciemno, mrocznie - takie klimaty jak najbardziej jej odpowiadały. Wsunęła ręce do kieszeni i brnęła do przodu, patrząc przed siebie.
-Zrobiłem go pod wpływem chwili. A co do twoich kolczyków zauważyłem jakiś czas temu.-i posłał Namidzie uśmiech. O tak Simon dobrze znał to koszmarne uczucie. Chciał powiedzieć coś co nikogo by nie uraziło,i było by całkiem taktowne a zazwyczaj wychodziło na to że spuszczał głowę i opowiadał mrukliwie monosylabami,ale nie! Dziś będzie inaczej: -Może po prostu...powiedz to co myślisz-zaproponował patrząc wytrwale w oczy ślizgona.
Teraz nie zamierzał popełnić tego samego błędu, co wcześniej. Także starał się patrzeć Simonowi w oczy i chociaż lubił mieć kontakt wzrokowy z ludźmi z którymi rozmawia, teraz się tego trochę obawiał. - Żeby to było jeszcze takie łatwe... Mam pustkę w głowie... - zaczął niepewnie, biorąc głębszy wdech, po czym zaczął mówić. - Ogólnie jest tak, że faceci to podobają mi się właściwie odkąd pamiętam... Ojciec nigdy nie był zachwycony tym faktem, ale już tak jest, nic na to nie poradzę... W każdym bądź razie, mam tendencje to szybkiego zakochiwania się... Nie jest to fajne, bo zwykle przez to ranie ludzi, na których mi zależy... Chodzi o to, że kiedy jestem w tym stanie, to robię wszystko dla tej drugiej osoby, i kiedy już ją mam to... jakby mi przechodzi... Nie jest tak zawsze, oczywiście... Byłem kiedyś zakochany tak "naprawdę", no, ale nie wyszło... A szkoda... No, ale cóż! - noo i znowu się rozgadał... właściwie nad tym nie panował, ale kiedy tylko się zorientował, ze schodzi z tematu, otrząsnął się. - I no... Ty na przykład mi się podobasz.... Nie wiem, czy można to nazwać zakochaniem... Nie, właściwie nie, ale... jest to dosyć silna sympatia... Bo lubię Cię nie tylko jak przyjaciela, ale... może trochę za bardzo... Nie wiem... sam głupio się czuję z tym, że tak między nami zamotałem... - przeczesał palcami włosy, targając je nieco a później przesunął dłoń na szyje, drapiąc ją lekko. Zawsze tak robił, kiedy był zakłopotany i nie wiedział, co robić z dłońmi...
Simon oparł się o ścianę,i słuchał przyjaciela. Notował w pamięci każdy gest,każde słowo każdy ruch twarzą Namidy. Gdy ślizgon skończył,Simon zaczął strzelać z palcy mówiąc: -Ja generalnie-tym razem strzelił kość żuchwy-nie potrafię obchodzić się...tak to odpowiednie słowo...z facetami. Nawet przyjaźń z nim dla mnie jest trudna. A co do innych uczuć-chłopak spuścił głowę-tez nie jestem jakiś stabilny,ani hmm dobry w te klocki.Tak właściwie nie potrafię kochać...-przełknął ślinę. Nawet sobie nie wyobrażacie ile go te słowa kosztowały- A ty,jesteś jedna z niewielu osób które obdarzyłem...można to nazwać uczuciem.-i znów spojrzał w oczy Namidy.-I wtedy jak zeszyłem z dachu,to nie dlatego że mnie zakłopotałeś ,czy że chciałem unikać tematu nie! Ja po prostu się przestraszyłem....pierwszy raz usłyszałem ze komuś na mnie zależy....I nie wiedziałem co mam robić...-Simon spuścił wzrok,czekając w napięciu na reakcje Namidy.
W milczeniu słuchał tego, co mówił Simon, tak samo uważnie, jak on wcześniej słuchał jego. I wiele rzeczy jednocześnie chodziło mu po głowie. Cudem powstrzymywał się, żeby mu nie przerywać, nie potwierdzać, nie zaprzeczać... Ale milczał, i słuchał... I jak tak słuchał, to aż mu się serce krajało... I serce właśnie w tym momencie mówiło mu, co ma robić... Będziesz tego żałował... I to bardzo będziesz tego żałował! krzyczał rozum, jednak teraz to było zupełnie nieważne. Cudem opanował drżenie rąk, które wyciągnął w stronę Simona. Chwycił go pewnie za ramiona przyciągając do siebie, i zwyczajnie, najprościej w świecie go mocno przytulił. Nie był to może najbardziej męski uścisk świata, ale nie o to mu chodziło. Chciał po prostu przyjacielowi dać to poczucie, że jest ktoś mu bliski... I że jest ktoś, komu mocno zależy... - Nie ma się czego bać. - szepnął, bojąc się, ze jeśli powie coś głośniej, głos także mu się zatrzęsie. - Nie jestem można najlepszy na świecie... Nie chcę Ci motać w głowie... Po prostu ciężko jest mi ukrywać uczucia... Wybacz.
Simon naprawdę bał się reakcji Namidy. Był pierwsza osobą której o tym wszystkim powiedział. Chyba nawet z Danielem nie był tak szczery jak teraz, jak tu.Ale.... Bał się że przyjaciel go wyśmieje, powie że plecie bzdury, że to nie możliwe. Ale zamiast tego poczuł ciepłe ciało, pewne ręce które go obejmowały. Czuł szybkie bicie serca, i zapach perfum ślizgona. Usłyszał szept przyjaciela, wsłuchał się uważnie w jego słowa: -Nie, Namida- powiedział pewnie, ale także szeptem-Ty jesteś najlepszy…Po prostu najlepszy…-może to nie były najwznioślejsze słowa świata, ale płynęły prosto z serca krukana.
Przez swoją cholerną wrażliwość Namida czuł, że za moment się rozklei... Ojciec mu zawsze powtarzał, że beczą tylko kobiety, Gryfiaki i Puchoni. Ślizgon nigdy nie zapłacze. Ale on wcale taki nie był... Nigdy nie był dobrym ślizgonem, chociaż zawsze starał się za takiego uchodzić. Tak, jak teraz było mu dobrze. Czuł się ważny, a czy nie tego potrzebuje każdy człowiek...? Na dodatek słowa chłopaka sprawiały, że mało co a wyrosły by mu skrzydła i zaczął by latać po całych lochach! Mogłoby jednak być lepiej... ... Jednak Nami wiedział, że cokolwiek by nie zrobił, Simon nagle nie zacznie"grać" w jego drużynie, jeśli jest pewny swojej osoby... Chyba, że nie był, to wtedy Namida byłby skłonny pokazać mu cały świat... dosłownie. - Dzięki... - mówił nadal cicho, jakby nie chcąc niszczyć atmosfery... którą przez swoje niezdarstwo pewnie i tak za chwile spaprze. - I wiesz... Ty też jesteś najlepszy... I najważniejszy. I już nie jesteś sam, więc... niczego się nie obawiaj.
Ojciec Simona i Namidy byli na swój sposób do siebie podobni...Ojciec krukona powtarzał że,mężczyźnie,a tym bardzie Hiszpanowi nie wolno okazywać słabości,nigdy przenigdy. Ale pal licho z zasadami. Tak czy siak złamał dziś kilka... Po jego policzku,poleciało parę łez na co nie mógł nic poradzić. Nie pamiętał aby kiedykolwiek było mu tak ciepło na sercu,tak dobrze... Teraz Simon nie był już pewny niczego. Znów usłyszał głos przyjaciela,a w nim chyba troskę.: -Dziękuje Namida...Naprawdę...Ja...-i znów nie miał pojęcia co powinien powiedź co powinien zrobić...z dziewczyną raczej nie miałby problemu...ale....Przejechał dłońmi,szorstkimi od gry na gitarze i od mrozu po plecach ślizgona.
Odsunął się nieco, ale tylko troszeczkę. Widząc łzy na twarzy chłopaka, od razu starł je delikatnie z jego policzków. Strasznie zrobiło mu się przykro, kiedy widział go takiego... Chciał dla niego szczęścia, nie smutku... I tak trzymał go mocno, świadom, że to może dziwnie wyglądać, skoro Simon był od niego sporo wyższy. [teraz wyczytałam w karcie, ha ha xD] - Ewidentnie nie jesteś jednym z tych facetów, którzy lubią gadać o uczuciach... Ale wychodzi Ci to całkiem dobrze. - powiedział, śmiejąc się przy tym cicho. Czując dłonie chłopaka na plecach, przeszedł przez nie niekontrolowany dreszcz, który błyskawicznie dotarł do serca, rozgrzewając je jeszcze bardziej. Namida wręcz uwielbiał to uczucie... Mieć tą ważną osobę tak blisko siebie.
Simon uśmiechnął się do Namidy. jego przyjaciel pomyślał pewnie że jest mu smutno..ech. Generalnie musieli wyglądać całkiem dziwnie ale co tam..(tylko 10,5 cm) -Zdecydowanie masz rację-puścił oczko do przyjaciela uśmiechniety Simon doskonale czuł bicie serca Namidy,każdy jego wdech i wydech,było to na swój sposób magiczne uczucie. No i było to jedną z rzeczy która utwierdzał krukona że to wszystko nie jest sen...
I stali tak... I właściwie Namida nie wiedział, czy powinien powiedzieć coś więcej... Czy w ogóle nadal powinien mówić... - Cieszę się, że porozmawialiśmy... i w ogóle... - wydukał... zawsze tak się działo, kiedy już nie wiedział, co mówić, więc mówił byle co, byle by mówić... - No i dziękuję. - spojrzał chłopakowi w oczy. Już dawno temu zauważył, jaki cudny mają kolor. Niby takie zimne, szare... a on widział w nich tyle ciepła... Nie myślał... Najwyraźniej nie myślał. W jego głowie wyłączyły się wszystkie ważniejsze przełączniki odpowiadające za racjonalne myślenie... Uniósł się na palcach, co w trampkach było średnio wygodnie, ale miał to gdzieś. I nie był pewien, czy to zadziałały jakieś resztki zdrowego rozsądku, czy może to był przypadek... Ale jego usta spoczęły lekko na policzku Simona, zamiast na ustach, za co dziękował losowi. Nie był pewien, czy jego przyjaciel by to zniósł... Dlatego właściwie dobrze się stało. Odsunął się, chociaż nadal stał lekko uniesiony. Czuł jak pieką go policzki z zażenowania, jednak starał się nie zwracać na to uwagi, skupiając się całkowicie na oczach chłopaka.
Simon wypuścił z objęć Namidę, jednak nadal stał blisko niego. Faktycznie nastała cisza,ale Nami zaraz ją wypełnił. Simon stał patrząc się w oczy przyjaciela. No i dziękuję-usłyszał i już,już miał opowiedzieć gdy poczuł na policzku miękkie usta Namidy. Krew w nim zabulgotała wesoło,a po plecach przebiegł szybki dreszcz.A oczy oczy były szczęśliwe. A wszyscy dobrze wiemy że ze szczęścia ludzie robią różne rzeczy,zazwyczaj nie przemyślane. I taką rzecz właśnie zrobił Simon Lewis. Ugiął nogi w kolanach lecz tylko troszkę,wplótł palce w włosy Namidy i pocałował go...w usta...
Nosz czego jak czego, ale tego Namida z pewnością się nie spodziewał. Myślał raczej, że usłyszy może coś miłego i może pójdą zjeść coś bardzo niezdrowego, jak to kumple... Ale stało się coś zupełnie, kompletnie i bez uprzedzenia innego... Nami miał taki mętlik w głowie, jak chyba jeszcze nigdy w życiu. To jednak kompletnie nie przeszkadzało mu w tym, żeby owy pocałunek odwzajemnić. Zacisnął dłonie na koszulce Simona, nie chcąc za nic, aby się odsunął. Normalnie zabiłby by chyba bez skrupułów! No, może miałby wyrzuty sumienia ale... oh! Miał nadzieje tylko, ze się jednak nie odważy! Uniósł się jeszcze troszkę, starając się jednocześnie w miarę stabilnie utrzymać na nogach. Motyle w jego brzuchu szalały, jakby chcąc go rozerwać od wewnątrz, dosłownie wszystko w nim buzowało i nie było w nim nawet cienia obawy odnośnie tego, co będzie za chwile, kiedy to się skończy. Po prostu się tym nie przejmował. Starał się nie przejmować większej inicjatywy, nie chcąc Simona wystraszyć, bo zapewne robił to pod wpływem emocji... A tak, jak teraz, było dobrze...
Usta Namidy były miękkie,cholernie przyjemne. Generalnie cała ta sytuacja była cholernie przyjemna.Gdy slizgon zacisnął ręce na jego koszulce odwzajemniając pocałunek,chłopakowi nagle zrobiło się gorąco. Przysunął jeszcze ślizgona do siebie,całując nieco namiętniej. Ale oczywiście do drzwi umysłu Krukona pukał Pan Zdrowy Rozsądek. Nagle Simon sobie uświadomił ze... Chyba nie powinien tak z tym wyskakiwać.Delikatnie (i bardzooo wolno) oderwał się od Namidy i szepnął czerwieniąc się po czubek głowy: -Przepraszam.... ja...Nie powiem tak... Wybacz-spuścił wzrok,czując się głupio, że nie zapanował nad emocjami.
Żałował, że ta "cudowna chwila" tak szybko sie skończyła... Ale jak powszechnie wiadomo, to co jest zajebiście dobre, bardzo szybko się kończy... I chociaż żałował, to uśmiechał się szeroko, strasznie zadowolony. Nienawidził się tak uśmiechać, bo wtedy jego oczy wyglądały komicznie, bo nie dość, że miał azjatyckie rysy, więc były wąskie, to jeszcze przy uśmiechu je mrużył, a bardzo tego nie lubił. Ale teraz... miał to gdzieś, wszystko miał gdzieś, liczyło się tylko to, co miało tu miejsce, i chłopak stojący przed nim, tak strasznie blisko. - Przepraszasz...? Zupełnie niepotrzebnie. - Bez skrępowania zarzucił Simonowi ręce na szyje i smyrając go lekko palcami po karku, czując się tak... tak fajnie! - Mnie się podobało... Miał tylko nadzieje, że nagle chłopak nie rozmyśli się, nie powie czegoś w rodzaju "to nigdy nie miało miejsca, zapomnijmy" lub czegoś podobnego, ale w bardziej lub mniej delikatnych słowach. Ale nie zdziwiłby się. Nie miałby jednak zamiaru robić mu z tego powodu wyrzutów. Ludzie robią różne rzeczy pod wpływem emocji, nie zawsze właściwie.
O nie! Simon nie miał ochoty o wszystkim zapominać...wręcz przeciwnie chciał więcej. Serce chłopaka wywinęło dwa koziołki gdy usłyszał: -Przepraszasz...? Zupełnie niepotrzebnie.Mnie się podobało... Nami zarzucił mu ręce na szyje. Kurna krukon naprawdę czuł się szczęśliwy i wcale nie zamierzał się powstrzymywać. Mimo iż był bardzo blisko ślizgona chciał być jeszcze bliżej. Pocałował go rozchylając delikatnie jego wargi językiem i przez co po chwili znalazł się (język oczywiście) na języku Namidy... i zaczoł go całować. Co chwile po plecach Simona przechodziły przyjemne dreszcze podniecenia.
Oh, i cóż Namida mógł począć? Także oddał się pod władania uczuć. A było to niesamowicie przyjemne. Był zdziwiony nieco, z jaką łatwością Simon potrafił całować... Większość facetów raczej na myśl o pocałunku z innym jest raczej sceptyczna... I musiał przyznać, że Krukon całował cudownie, a Namida całkowicie się mu poddawał, zakolczykowanym językiem drażniąc jego wargi. Dłońmi, nada ułożonymi na jego karku, smyrał go, co chwila drapiąc przydługimi paznokciami, jakby chcąc dodać wszystkiemu nieco pikanterii... Po prostu nie mógł uwierzyć w to, że to faktycznie się dzieje. Myślał o tym, jasne, ale nigdy nie przypuszczał, że to stanie się rzeczywistością. W tej chwili już nic innego nie miało znaczenia, póki miał obok siebie Simona. Ta chwila mogłaby trwać wiecznie.
Simon złapał Namidę w pasie całując coraz namiętniej. Czuł się jak w niebo wzięty...nie chyba nawet lepiej. Oj krukon uwielbiał się całować. Z swoim jakże nie licznym gronem byłych dziewczyn robił to całkiem regularnie. Ale teraz nie o nich...tylko o Namidzie.... Nikt i chyba nic nie sprawiło krukonowi takiej przyjemności jak obecnie trwająca chwila.On nigdy nie myślał aby coś takiego miało miejsce,ale jak widać los lubi nam płatać figle. Krukon prawa dłonią przejechał wzdłuż kręgosłupa ślizgona,zatrzymując ja w okolicy lędźwi.
Zupełnie jak zwykle, zaczął mruczeć cicho, od nadmiaru przyjemności. Był strasznie wrażliwy nie tylko emocjonalnie, ale i pod tym drugim względem. Łatwo było go nakręcić, a ten pocałunek, na dodatek z tą osobą... to było ogromne przeżycie. Bardzo, cholernie bardzo, bardzo niechętnie przerwał jednak, odsuwając się jedynie, dosłownie, na maleńkie centymetry. Nie mógł się powstrzymać, żeby nie spojrzeć na Simona, zwyczajnie spojrzeć mu w oczy. - Mam nadzieje, że nie uważasz, że ściągnąłem Cię na złą ścieżkę...? - rzucił rozbawiony, przeczesując palcami włosy chłopaka w pieszczotliwym geście. Cieszył się dosłownie jak małe dziecko. Znał siebie, niestety... Kiedy był zakochany, był gotowy zrobić dla drugiej osoby wszystko. Kiedy jednak już ją zdobywał, szybko się nudził... Czuł jednak wyraźnie, że w tym przypadku jest zupełnie inaczej. Bo sam do końca nie był pewny, co właściwie do Simona czuje. Nie był pewien tego uczucia, ale jedno wiedział- bardzo je lubił i chciał, żeby trwało jak najdłużej. - Lubię Cię... - powiedział już nieco poważniej, chociaż cały czas z uśmiechem na ustach. Tak, sformułowanie "lubię" było jak najbardziej bezpiecznie... Chociaż z pewnością było w tym coś więcej, niż przyjaźń.
Chłopak spojrzał w oczy ślizgona,w pewnym sensie z czułością. Najpierw trzeba umieć patrzeć z czułością aby tak patrzeć ale mniejsza o szczegóły. Gdy do uszu naszego bohatera doszły słowa Namidy : - Mam nadzieje, że nie uważasz, że ściągnąłem Cię na złą ścieżkę...? uśmiechnął się szczerze rozbawiony."Ściąganie na złą ścieżkę" kojarzyło mu się z namówieniem do podpalenia domu,szkoły,dormitorium. Albo zabijaniem żabek. Nie z tym ostatnim to trochę przesadzono. -Nie Nami-patrzył w czekoladowe oczy chłopaka-W żadnym wypadku.-i w tym momencie po ciele krukona przebiegł dreszcz. Wcześniej tego nie zauważył (z wiadomych przyczyn),ale po prostu było u cholernie zimno. Na całych rękach wystąpiła gęsia skórka a usta zaczęły lekko siniec jak zawsze gdy było mu zimno. Przeklinał się w myślach ze nie zarzucił na plecy żadnej koszuli bądź bluzy. Jak widać ie myślał.....
- No to bardzo się cieszę. - cmoknął go w uroczy sposób prosto w usta. Cóż, lochy nie należały do najcieplejszego miejsca w zamku, wręcz przeciwnie. Nami przesunął dłońmi po chłodnych ramionach Simona, uśmiechając się rozbrajająco. - Może pójdziemy gdzieś, gdzie jest cieplej? Nie lubię, jak jest zimno... - przyznał. Oj, to fakt, Namida nienawidził chłodu, i nie chciał narażać na zamarzniecie ani siebie, ani tym bardziej Simona.
Simon uśmiechnął się i powiedział szczekając zębami: -Z największą przyjemnością. Ja jestem wręcz uzależniony od słońca-puścił perskie oko do Namidy. Chciał jak najszybciej opuścić to jakże zimne miejsce: -Prowadź mój drogi,byle gdzieś gdzie będzie ciepło-jeszcze raz spojrzał w oczy ślizgona,i wypuścił go z objęć.
"Mój drogi" ... Jak to cudnie brzmiało z ust chłopaka, że Namida uśmiechał się tylko szeroko, uszczęśliwiony. To było takie... takie miłe, słyszeć coś tak słodkiego. Chwycił więc Simona za rękę, kompletnie nie skrępowany, i pociągnął go do wyjścia z lochów. Przed nimi długa wędrówka na 7 piętro, ale co tam. Z Tym chłopakiem mógłby pójść nawet na koniec świata! - Jest takie jedno miejsce... Miło można spędzisz czas. - dodał, jakby chcąc zachęcić. No i poszli.
Aniele zawstydziła się na brzmienie słów Roberto. To było dla niej za dużo. Na jej policzkach wykwitły rumieńce. Speszyła ją bezpośredniość chłopaka. Puściła jego ręcę i powiedziała: - To...piękne, co mówisz, ale...to się dzieje dla mnie zbyt szybko. Ja...muszę już iść Pocałowała go przelotnie w policzek i pobiegła szybko w stronę łazienki. Musiała pomyśleć, a najlepiej myślało jej się w ciepłej wannie.
Roberto patrzył za dziewczyną w milczeniu,jego wyraz twarzy nic nie określał,kiedy dziewczyna zniknęła mu z oczy nie wytrzymał... - KURWA JEBANA W DUPĘ ZAJEBANA MAĆ!!!!!- Wykrzyknął na cały korytarz nie dbając o nic,jeżeli ktoś się przyczepi,ktokolwiek nauczyciel,dyrektor prefekt,nie ważne i tak zabije.Oh jak on teraz żałował,że przeoczył jedyną w swoim życiu szanse,by ją pocałować,dobra pewnie by go odrzuciła,ale przynajmniej by spróbował! Roberto był tak zły na siebie,że zaczął walić pięściami w ścianę,a kiedy stwierdził że już nie wytrzyma,oparł czoło o ścianę i zastygł w miejscu.Jego życie znowu stało się szare,kiedyś mu to nie przeszkadzało,ale poznał ją.Ona nadała jego życiu barw,i już nie potrafi żyć w tym szarym świecie, najchętniej w tym momencie popełnił by Harakiri,i skończył z tym wszystkim.
Czy Arabel zawsze musiała trafiać do takich miejsc? Pech czy szczęście, zawsze sprowadzało ją do wariatów. Idziesz normalnie korytarzem, a tu jakiś puchon, może nie jakiś bo akurat znała go z widzenia, wykrzykuje brzydkie słowa i bije się ze ścianą. Ciekawe co się stało Roberto, tak, chyba tak właśnie miał na imię. Stała na środku zszokowana, nie czuła strachu, ale widok faceta w takim stanie był zaskakujący. Wyglądał nawet śmiesznie jako rozwścieczona ofiara... za pewne miłości. Po chwili zastanowienia ruszyła w jego stronę. Trzymała ręce w kieszeniach, gdyby "beksa" podniosła różdżkę by ją zaatakować, ona szybko podniosłaby go za kostkę. Tak po za tym czuła się dosyć bezpiecznie, ale jako desperatka, nie odważyłaby się tego zrobić nawet z zagrożeniem życia. -Coś się stało?- zapytała podchodząc bliżej.
Roberto po dłuższej chwili,odwrócił się i oparł o ścianę,zaś jego wzrok skierowany był na przeciwległą ścianę.Myślał o wszystkim i o niczym,musiał się teraz pozbierać,Roberto nie należał do osób które lubią się użalać się nad sobą,to po prostu kolejne chore i przykre doświadczenie w jego życiu,o którym pragnął by zapomnieć,a tak naprawdę będzie je dusił w sobie.No i dobra, stanę się jeszcze bardziej,pojebany i nie obliczalny,w czym problem? Pomyślał Roberto,otóż problem był w tym,że ta dziewczyna nie wdarła się tylko w jego umysł,lecz także.... - Pieprzyć to...- Roberto zacisnął pięści,i po chwili pojawiała się ta dziewczyna,chyba ją znał,zresztą czy to ważne? - I tak cie to nie obchodzi,a ja i tak nie chce o tym mówić.- Roberto przeczesał ręką włosy,i westchnął cicho,usłyszeć swój własny głos,tak odległy,tak nie obecny... To było dziwne uczucie,ostatni raz tak się czuł jak jego brat,zabił mu najbliższą osobę.A teraz sam na siebie podpisał wyrok śmierci.I jak tutaj komuś zaufać? Jak się nie zrażać do ludzi? Wszystko jest teraz takie obojętne,takie odległe,już mu nie zależało czy jego brat przyjdzie i go zabije czy nie,lepiej żeby przyszedł i z nim skończył.Szybko i bez boleśnie,bo w innym wypadku on skończy ze sobą.Roberto spojrzał na dziewczynę,tym swoim nie obecnym wzrokiem,jego źrenice już nabrały pełnej mocy... - Gdzie tutaj można się upić?- Zapytał Roberto,no dobra może wcześniej nie pił alkoholu,ale teraz pragnie się upić,sam czy w towarzystwie tej dziewczyny,wszystko jedno.Byle by się upić i choć na chwilę zapomnieć...