Sala ta wyróżnia się jedną rzeczą - zaczarowanym sklepieniem do takiego stopnia, iż żadne zaklęcie nie jest w stanie tego odczarować. Sklepienie reaguje na najsilniejsze emocje w osobach, które tu się znajdują. Złość, zawiść, kłamstwo, frustracja, zazdrość etc - na niebie kłębią się czarne chmury, gdzieniegdzie rozświetlane jest błyskawicami. Słychać grzmoty, a jednak temperatura pomieszczenia nie ulega zmianie. Miłość, szczęście, rozmarzenie, nadzieja etc - świeci mocne słońce, pozbawione efektów prawdziwych promieni - nie jest ani ciepłe, a jedynie odrobinę oślepiające. Niebo jest jasnoniebieskie i czasami pojawiają się białe chmurki przybierające różne kształty.
- Ok! Pasuje mi! - kiedy chłopak ją przytulił, dziewczyna poczuła chwilę słabości. Nieświadomie zacisnęła piąstki na jego koszulce i zadrżała wpatrując się w przestrzeń. Co się z nią działo? Poczuła się taka mała, taka niepotrzebna, taka samotna. Ktoś trzymał ją w ramionach w taki sposób dawno temu i teraz… po prostu przypomniało jej się to uczucie. Lilith zamknęła oczy wsłuchując się w bicie serca gryffona. To wszystko trwało ułamki sekundy, aż nagle dziewczyna puściła go i odsunęła się od niego spoglądając na niego z dołu tymi lekko smutnymi oczkami, w ten ciszy. Wyglądała poważnie jakby chciała wyjawić mu największy sekret w życiu. Jej oczy drżały, a ona intensywnie wpatrywała się w niego mają delikatnie uchylone usta. Wyglądała jakby czegoś oczekiwała, a rumieńce na jej policzkach powiększyły się nieznacznie. - Jay – wyszeptała nie odrywając od niego spojrzenie. Przegryzła dolną wargę jakby kusząc go, by odebrał to, czego tak podświadomie pragnie – mogę do arbuza? - … jako autora spadłam z krzesła.
Nie szarpała się i to go zaskoczyło. Wcześniej ściskał ją mocno. Chciał ją dla zabawy zacząć podduszać, ale to jej odprężenie sprawiło, że sam rozluźnił całe ciało. Nos wsadził w jej włosy wdychając zapach dziewczyny. Automatycznie zamknęły mu się oczy. Miał ochotę tak z nią spać, jednak to wszystko trwało tak krótko. Nawet nie dała mu się nacieszyć tą bliskością, choć nie wiem czemu miał taką potrzebę. Potem się odsunęła, a on spoglądał na nią po cichu. Dlaczego znowu była smutna? Ta przegryziona warga... A potem wszystko zepsuła. Spoglądał na nią przez chwilę w ciszy, a potem po prostu zrzucił. - A idź dupku – Mruknął wyraźnie niezadowolony. Wstał i niby to wielce obrażony odszedł kawałek od niej. Odszedł pod najjaśniejszą gwiazdę w całym pokoju. Mimo piżamy w krótki muszę przyznać, że w tym świetle wyglądał na prawdę przystojnie.
Dziewczyna wybuchła śmiechem widząc jego minę i reakcję. Musiała jakoś odreagować ten smutek i samotność. Musiała się zaśmiał, a to była jedyna rzecz, która przyszła jej na myśl. A oprócz tego chciała… a raczej nie chciała dopuścić do tego, do czego ciągnęło ją ciało. Do teraz nie wiedziała dlaczego tak bardzo ją w tym momencie przyciągnęło do niego. Chwila słabości? Tęsknoty za nim? Była bardzo słabą kobietą, która potrzebowała ze strony płci przeciwnej ciągłego wsparcia. Sama obecność faceta poprawiała jej nastrój, a kiedy był jego brak, czuła się okropnie krucha i delikatna jak porcelana. - Jay! Przepraszam – powiedział po chwili gdy się uspokoiła i wstała z ziemi wręcz podbiegając do chłopaka i stając przed nim. Lilith pochyliła się w jego stronę wpatrując w jego twarz – no przepraszam! – dodała po chwili. Musiała przyznać, że… był przystojny, miał wokół siebie jakąś taką aurę, która automatycznie wymusiła na niej tą myśl. - Jay – wyszeptała łapiąc jego dłoń i nie odrywając od niego swojego spojrzenia – nie złość się na mnie, proszę… – wydukała trochę bardziej poważnie.
Kiedy go przeprosiła tylko zrobił na nią głośne „Pfff” i założył ręce na klatce piersiowej stają do niej tyłem. Słyszał jak wstaje i biegnie i był przygotowany na wszelki wypadek jakby próbowała się na niego rzucić. Przysięgam, że odsunie się i walnie wtedy dziewczyna na ziemię. W sumie, to ja nawet nie wiem czemu się tak zirytował. Przecież ona mu się tylko nie dała poprzytulać. Nie ma to jak się obrazić z byle powodu. Dobrze, że była na tyle kochana, że od razu chciała go udobruchać. Przynajmniej nie wyszło na to, że strzelił focha bez powodu. Ciężko mu się czasem przyznać do błędu. - No nie wiem czy... - Chciał zacząć jakąś gadkę o wybaczeniu, ale wtedy stało się coś dziwnego. Niebo w sali zaczęło zmieniać kolor. Podniósł głowę będąc ciekawy jaki przybierze kolor. Nie raz zabierał tu dziewczyny żeby wmówić im, że jakiś konkretny jego odcień to miłość. Leciały na ten bajer. Ale to? Widział po raz pierwszy. Lazurowe sklepienie upstrzone pojedynczymi obłoczkami, których kształt zdawał się dopiero formować, choć wydawało się, że przypomina serduszka. Od razu na myśl przyszła mu pęknięta butelka, kiedy powiedział, że najbardziej kocha swojego brata. Zamrugał zaskoczony i spojrzał na Litkę. W tym lazurze to ona wyglądała pięknie. Jak aniołek. Nawet nie wiedział kiedy to się stało. Po prostu. Zrobił to (0:10). Myślę, że dokładniejszy opis jest zbędny.
Lilith wlepiła swoje zdezorientowane spojrzenie w niebo, a zachwyt jaki po chwili powstał na jej twarzy był niesamowity. Oczy świeciły jej tak, jakby ściągnęła z nieba dwie gwiazdy i umieściła je tam celowo. Rumieńce na policzkach się powiększyły, a ona nieświadomie zacisnęła dłoń chłopaka nie mogąc oderwać od tego widoku spojrzenia. Ona nie wiedział co się dzieje, jedyne co była w stanie przyswoić, to fakt, że to niebo było najpiękniejszym niebem jakie widziała w całym swoim życiu. - To jest… – odwróciła się i spojrzała na chłopaka wręcz oniemiała. Dlaczego właśnie w tej scerii wyglądał jeszcze lepiej niż kilka sekund wcześniej. Odebrało jej mowę, naprawdę nie była w stanie dokończyć zaczętego zdania. W jakim była szoku, kiedy chciała powrócić zawstydzona do sklepienia pokoju, a chłopak… Przez krótką chwilę wpatrywała się w jego twarzy z szokiem wymalowanym w jej oczach. Nie była wstanie uwierzyć w to, co się właśnie teraz tutaj działo. Całe jej ciało sparaliżowało uczucie wychodzące… nawet nie wiedziała skąd. Po prostu czuła jak żołądek przewraca jej się na drugą stronę, a przez całe jej drobne ciało przechodzą naprzemiennie fale dreszczy i ciepła. W końcu zamknęła oczy pozwalając sobie zatopić się w tej chwili w tym… pocałunku. Kiedy tylko chłopak się odsunął, otworzyła pół przytomna oczy i wypuściła z siebie całe powietrze, które przez ten krótki czas wstrzymywała. Miała lekko uchylone usta, a jej wzrok błądził po całej jego twarzy jakby szukając klucza do męczących ją pytań.
To wyszło tak. Szybko. Tak spontanicznie, nieprzemyślanie. Całe jego życie właśnie takie było. Składało się z myśli i kaprysów, które połączone w jedno dawały właśnie takie sytuacje. Po prostu ją pocałował. Przyciągnął do siebie i nie pozwolił się oderwać przez kilka sekund. Nie był namiętny pocałunek. Nie był też czuły. Był taki... Badawczy. Po prostu wpił się w jej wargi czekając na to, co będzie dalej. A kiedy nie nastąpił żaden cios, żaden krzyk – po prostu się odsunął. Spoglądał na nią z góry. Wpatrywał się jej głęboko w te piękne, duże oczy. Przez dłuższą chwilę między nimi zagościła tylko cisza przerywana jego cięższym niż zwykle oddechem. Nie mogli jednak tak stać w nieskończoność. Puścił ją, a jego dłoń powędrowała na głowę. Podrapał się z zakłopotania i uśmiechnął w zakłopotaniu. - Wiesz... Ja jestem trochę inny niż Edward – Zaczął tak niespodziewanie. Wszyscy wiedzieli, że bliźniaki się różnią charakterem choć doskonale potrafili grać siebie nawzajem. Czyżby nagle poczuł potrzebę powiedzenia jej, że nie są jedną osoba? Przecież wiedziała. Nie da jej długo czekać na dalszy ciąg tej wypowiedzi. - On... On chyba nie chce mieć nikogo. A ja... Ja jeszcze nie znalazłem. Pamiętasz, jak graliśmy w butelkę? Pękła gdy... Gdy padło w moją stronę to pytanie od Oriany. Wtedy myślałem, że to przypadek, bo podałem imię brata. Potem zacząłem się zastanawiać. Z całego towarzystwa fizycznie najbardziej kręci mnie Oriana. Jednak najbardziej lubię Ciebie. I wiesz, ja chyba jestem trochę romantykiem. Wierzę w taką wiesz... Iskrę. Z Rią jej nie było kiedyś, dlatego się rozstaliśmy – Odwrócił wzrok wiedząc, że „rozstaliśmy się” brzmi dużo ładniej niż „kilka razy ją zdradziłem” - Myślałem, że może będzie z tobą.
Dziewczyna z uwagą słuchała każde jego słowo z wielką uwagą. Musiała, sama nie była w stanie nic wydusić. To był… Ta dziewczyna była bardzo staromodna. Nie miała jeszcze żadnego chłopaka, nawet do roku wstecz nie myślała o żadnych romansach. Do czasu, aż nie wpadła na niego i poczuła coś, czego nigdy wcześniej nie czuła. Wtedy uzależniła się od jednej osoby i nie myślała o tym, żeby ktoś inny był w stanie się nią zainteresować, czy… uzależnić od siebie. W jej głowie pojawiło się wspomnienie z imprezy. Niepewnie opuściła wzrok wlepiając go w posadzkę. Myślała. Pamiętała ten moment, kiedy Nix zaczęła się wykłócać, że powinien odpowiedzieć prawdą. Ale gdy ktoś jej nie znał, to co wtedy? Lilith na przykład nie wiedziała, że jej prawdziwym ojcem nie był Jonathan, a jakiś inny mężczyzna. Dziewczyna ponownie spojrzała na niego tymi swoimi niewinnymi wielkimi oczami jakby oczekiwała od niego niemożliwych odpowiedzi. Nie chciała komentować całej tej wypowiedzi, najbardziej interesowała jedna, tylko jedna kwestia. - Było? – zapytała niepewnie. Nie wiedziała, dlaczego tak bardzo zależało jej na tej odpowiedzi. Wiedziała jaka będzie. Ona jest zwykłym dzieckiem, które jeszcze wygląda jak dzieciątko więc dlaczego ktokolwiek miałby poczuć coś do niej. Nie chciała popsuć ich relacji, lubiła Jaya, chciała się z nim przyjaźnić. Czuła się przy nim bezpieczna, tak bardzo szczęśliwa, tak naturalna w swoim ciele. A po stracie rodziców… on był osobą, która pozwoliła jej się otworzyć, zrozumieć tak wiele. Gdyby miała go teraz stracić chyba umarłaby z rozpaczy.
Sam doskonale pamiętał imprezę. Kiedy Nix na niego wyskoczyła nie wiedział co powiedzieć, choć Edward był szybszy i doskonale go wybronił. Kłamstwo nie należało do jego mocnych stron mimo że tak doskonale zwodził kobiety w swoim otoczeniu. Komplementy wychodzące z jego ust zawsze były szczere. Tak samo jak nie był w stanie pomóc bratu z kobietą, która fizycznie mu się nie podobała. Był po prostu uczciwy w stosunku do siebie, choć nie zawsze w stosunku do innych. W tym wypadku powiedział Lilith całą prawdę. Jak na spowiedzi wyznał jaki cel miało to piżama party, choć wpadł na to dopiero kilka chwil temu. Na początku to miała być tylko durna, wymyślona w jego zwariowanej głowie zabawa. Nie spodziewał się, że to wszystko skończy się w taki sposób. Było? Nie wiedział, czy odpowiadać na to pytanie. Patrzył się na nią jak ciele w malowane wrota i nie wydusił z siebie nic na samym początku. Nie wiem czego się spodziewał dokładnie, ale nie poczuł tego. Nie latały wokół fajerwerki. Nie czuł się jakby latał. To był po prostu pocałunek. Przyjemny, to fakt. Jednak po prostu zwykły cmok, jakich w jego życiu było mnóstwo. Tylko, czy powiedzenie jej prawdy nie sprawi, że poczuje się źle? Czy nie zrani jej mówiąc, że kompletnie nic nie poczuł? I przede wszystkim, czy w ogóle to, co sobie wyobrażał istnieje? - W sumie to nie mam pojęcia – Rzucił uśmiechając się głupio i całkiem odsuwając do dziewczyny. Kiedy przestali się dotykać przywrócili nagle niebu normalny kolor. To zdecydowanie pozwoliło mu odetchnąć. W jakiś sposób zmieniało atmosferę na lżejszą. - Może spróbuję z arbuzem? - Zagadnął widząc, że na talerzu został już ostatni kawałek. Miał ogromną nadzieję ją sprowokować i dzięki temu odwrócić uwagę od tego całego pocałunku.
Z tego zamyślenia chyba nie dało jej się wybić. Nie oczekiwała od niego żadnej odpowiedzi. Nawet gdyby powiedział, że nic nie poczuł, to nie byłaby na niego zła. Nie miała o co być zła. Cała ta sytuacja była dla niej zaskoczeniem i nie wiem czy uda jej się wrócić do normalnej rozmowy mimo iż sama tego pragnęła w głębi serca. - Tak jak myślałam – wyszeptała kiedy chłopak już odszedł od niej, a ona wlepiła swoje oczy w niebo, które tak nagle wróciło do swojej poprzedniej wersji. Stała tak dosyć długo, dopóki nie usłyszała, że chłopak coś mówi. - Co? – wydukała widocznie zdezorientowana tym co się teraz wokół niej dzieje. W końcu dotarło do niej co chłopak chce uczynić, rzuciła się jak oparzona na ratunek, tylko po to, żeby po drodze się potknąć i klatką piersiową uderzyć w talerz z tym jedynym arbuzem i roztrzaskać go na drobny mak. Kiedy obolała dziewczyna się podniosła i spojrzała na to co się stało, w jej oczach pojawiły się łzy, a ona zrozpaczona wpatrywała się w martwego ar buza. Po policzkach spłynęły łzy. - Nie… – wyszeptała, cała się trzęsła jej głos również drżał – zabiłam cię… ja… ja właśnie – wydukała podnosząc zmasakrowaną skórkę, nie żeby i ona była mokra i opaćkana, na klatce piersiowej, ramionach i szyi – myślałam o tym, że jedyne co mi potrzebne przed śmiercią – czyżby ona naprawdę o tym przed chwilą pomyślała? – pocałunek mam za sobą… potrzebuję jeszcze się kochać z mężczyzną, zjeść talerz spaghetti i… i… – przytuliła do siebie te biedne zwłoki i… wróć czy ona naprawdę to powiedziała!? – chciałam Cię zjeść! – zaczęła prawie że wyć jak dziecko. Nagle odwróciła się w stronę Jaya natychmiast wręcz – TY! – krzyknęła wskazując na niego palcem i wstając z ziemi, cały obraz miała rozmazany przez łzy, które oczywiście nie były prawdziwe, chciała zrobić krok do przodu i… znów się potknęła lecąc do przodu, ale czy padła na ziemię, czy coś innego się stało to nie wiem, tak czy siak ocierając łzy z policzków dokończyła swoją myśl – Zabiłeś moją miłość! – ta rozpacz i smutek malujący się na jej twarzy nagle wyparował, a oczka zmieniły wygląd, spoglądała na niego kocimi oczkami i dodała po chwili już całkowicie spokojna – Teraz musisz mi kupić nowego Arbuza - wyszczerzyła się do niego w szerokim uśmiechu.
Nie pogniewała się. Czyli jednak jego wymijająca odpowiedź zadziałała. I dobrze. Nie chciałby w jakikolwiek sposób pogorszyć stosunków między nimi. Na prawdę ją lubił. Najwyraźniej mimo tego, co podpowiadało mu niebo była dla niego tylko jak siostrzyczka. W sumie, to siostrę też się kocha. Choć gdy przyglądał się jej wargą miał ponownie ochotę je pocałować. Wyczuwał jednak, że jest to tylko i wyłącznie fizyczny pociąg. Pewnie taki, jaki czuł do Oriany. Kiedy zaczęła biec zaśmiał się pod nosem widząc, że jego plan jak najbardziej się powiódł. Dalszych zdarzeń się jednak kompletnie nie spodziewał. Wybałuszył oczy widząc, jak ta się potyka. Nie miał szans jej złapać, ale na szczęście była blisko materacu, to też wiedział, że się nie zabije. A widok lądującej jej w arbuzie... Bezcenny! Będzie go dręczył nocami już do końca życia. Nie mógł się nie zacząć znowu śmiać. Pewne jest to, że chłopak się przy niej w końcu udusi. - Zabrałem Ci pierwszy pocałunek? - Tylko to udało mu się po chwili wyciągnąć z tej całej rozmowy. Znaczy się to, o kochaniu się z mężczyzną i zjedzeniu spaghetti też słyszał. Ale tylko to najbardziej go ugodziło w tej całej sytuacji. Słyszał, że dla dziewczyn to jest ważne. Czy to możliwe, że odebrał jej coś, co takie naiwne dziewczyny zostawiają dla „tego jedynego”? Cóż, nie wydawała się tym faktem jakoś szczególnie załamana. To znaczy, że jej się podobało. - Kupię kupię – Odpowiedział nie chcąc, by na jej twarzy trwała złość lub smutek. Nagle przerwała im sowa o wielkich, wyłupiastych gałach. Wleciała do pokoju ewidentnie chcąc mu przekazać jakiś list. Odebrał go od maluszka i pogłaskał po piórkach aż ten cicho zahuczał i odleciał. Otworzył kopertę i... Cały pobladł. - Lilith ja bardzo Cię przepraszam, ale... Ale ja muszę iść.
Gdy zadał to pytanie zamyśliła się. Cóż miała mu odpowiedzieć. Może i było to dla niej coś ważnego i cennego, ale nie czuła żadnej różnicy po tej ‘stracie’. Żyła za pomocą filozofii mówiącej, że nasz pierwszy raz jest dopiero wtedy, gdy go za takiego uznamy. Jednak to była racja, jeszcze żaden mężczyzna wcześniej nie pocałował jej. - No tak – powiedziała bez żadnego oporu czy zawahania. To co się dzisiaj stało nie było dla niej bez znaczenia, wręcz przeciwnie… zrozumiała kilka bardzo ważnych rzeczy. Cała ta akcja z obijaniem się o wszystko wcale nie była zaplanowana, ale widocznie dzięki temu udało jej się całkowicie rozluźnić atmosferę. Gdy przyleciała sowa dziewczyna ściągała z siebie kawałki arbuza i jeden większy wrzuciła do buzi. NO CO! Był połamany, ale całkowicie dobry! Widząc jak jego reakcję natychmiast zmieniła nastawienie i bez chwili namysłu powiedziała. - Leć, ja tutaj trochę ogarnę – ten delikatny uśmiech i ton, który rozumiał całą tą sytuację. Nie miała pretensji, nie robiła awantury, tylko najzwyczajniej w świecie wysłała go do brata. Mimo iż nie wiedziała do kogo go wysyła. To były tylko podejrzenia.
Jej odpowiedź już teraz nie była dla niego zaskakująca. I chodź myślał, że będzie się czuł z nią fatalnie, to jednak był poniekąd dumny. W sumie nie zdarzyło się chyba jeszcze, żeby zabrał komuś pierwszy pocałunek. Raz była taka dziewczyna. Rose. Zresztą poznały się z Lilith na imprezie. Jednak u niej mimo wszystko pierwszy był Edward, on ją tylko dla niego poderwał. To też Lilith była jego pierwszą z pierwszy – jakkolwiek to brzmi. No to widzisz, przynajmniej kawałek arbuza się uchował, a to było najważniejsze. Choć akurat dla niego obecnie była ważniejsza sprawa. Edward. Spojrzał na dziewczynę przepraszająco. - Wynagrodzę Ci to – Obiecał po czym złapał szybko swoje ubrania i ubrał je na piżamkę w krówki. Była naprawdę cudowna, że tak po prostu pozwoliła mu iść. Rozczochrał ją jeszcze przed wyjściem i poleciał.
Cieszył się, że może się spotkać z krukonką. Lubił się z nią spotykać. Nawet tak bez powodu. do takich spotkań nie było trzeba powodu, ale tym razem miał powód. Legenda. Miał piętnaście minut na dotarcie do sali i przygotowanie się. W sumie to nie pamiętał co to za legenda miała być. Ostatnio miał za dużo na głowie, a dodatkowo przypominały mu się inne stare legendy. Żył w większości legendami. Nie miał pojęcia dlaczego akurat taka sala. W sumie to jeszcze nie był w niej. Chyba nie był, przynajmniej jej nie kojarzył. Jednak kiedy wszedł do środka zaczęło mu się podobać. Było tu całkiem... romantycznie? Niemożliwe. Chyba mu się coś w głowie poprzewracało. Clarissa nie wybrałaby takiego dla nich miejsca. Może chciała by wypadło strasznie. W końcu to miała być opowieść o diable? Właściwie to nie był diabeł! Ale niech będzie. Zamienił się w diabła i tylko dlatego mu się to skojarzyło! Ciekawy był czy Jay dostał sowę o gotowaniu. Z ulgą stwierdził, że dotarł tu pierwszy. Przystanął na środku rozglądając się jeszcze po pomieszczeniu.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Gdyby nie to, że zaczytała się w jednej z jej ulubionych książek już dawno znajdowałaby się w gwiezdnej sali. Jednak nie! Ona musiała zacząć czytać i tym samym nie zauważyła, że pozostało jej tylko pięć minut do spotkania. Pewnie gdyby nie przeszkadzające co chwila koleżanki leżałaby nadal na swoim łóżku. W sumie to bardzo dobrze, że zaczęły jej przeszkadzać bo widząc która jest godzina na zegarze od razu zerwała się na równe nogi. Adam pewnie ją zabije za spóźnienie. Złapała ze sobą tylko różdżkę i czym prędzej wybiegła z dormitorium w stronę sali. Czemu akurat ta sala? Nie wiem. Może dlatego, że było to najciemniejsze miejsce w Hogwarcie? Tak naprawdę tylko tyle zdołała się dowiedzieć. Być może nikt nie chciał jej zdradzić do czego tak naprawdę służy z obawy przed skorzystaniem z tego? Kto wie. Zdyszana wbiegła do sali stając obok Adama. Posłała mu tak duży uśmiech na jaki w tej chwili było ją stać. Zważywszy, że walczyła o każdy haust powietrza. Delikatnie położyła mu dłoń na ramieniu. Musiała się czegoś złapać inaczej z pewnością wylądowałaby na podłodze. Uspokoiwszy się trochę spojrzała na niego raz jeszcze. - Wybacz mi spóźnienie. Długo tutaj czekasz? - wpatrywała się w niego swoimi oczami choć tak naprawdę mało widziała. W tej sali było zdecydowanie za ciemno.
Ledwie co skończył się rozglądać coś wpadło do pomieszczenia. A właściwie ktoś. Ale tak szybko jakby coś się stało. atakowali ich? Widząc, że próbuje złapać powietrze dał jej się oprzeć i posłał jej szeroki uśmiech, zresztą jak zawsze kiedy ją widział. - Spokojnie tylko. Ledwo co wszedłem- uspokoił się. Chyba dziewczyna pierwszy raz w życiu się spóźniła. nigdy nie widział takiego niepokoju na jej twarzy. Czy to było dziwne? W sumie krukoni tacy już byli, nie wszyscy, ale przeważnie. Poczekał chwilę aż odetchnie. W sali niezbyt było na czym usiąść w sumie. Albo po prostu nie zauważył przez to padające światło. Potarł się po policzku patrząc na dziewczynę. - siadamy na podłodze czy...- tak, był dobry z transmutacji, ale jak miał sobie z niczego wyczarować krzesło, kanapę, czy cokolwiek? Zrobił kilka kroków do przodu jakby chciał się upewnić czy czasami czegoś nie ma. - zawsze możemy to zrobić na stojąco- powiedział i zsunął się się po ścianie prosto na podłodze. Nie twierdził, że ta legenda będzie ciekawa czy długa. Po prostu stojąc czuł się niepewnie. Podał dziewczynie dłoń zapraszając ją tym samym by usiadła obok niego.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Widząc wyciągniętą w jej stronę rękę uśmiechnęła w ten swój specyficzny sposób i chwytając za nią usiadła obok niego kładąc głowę na jego ramieniu. Nie musiała się bać, że pomyśli sobie coś innego niż ten gest miał znaczyć w rzeczywistości. Wiele razy flirtowali ze sobą ale doskonale wiedzieli, że jest to tylko zabawa. Choć słowa She podczas gargulków dały jej do myślenia. Naprawdę tak wyglądali jak mówiła dziewczyna? Nie, na pewno nie. Każdy kto ich znał wiedział jaka jest między nimi relacja. She... Ona ich nie znała więc skąd mogła wiedzieć. - Kak khorosho. - przymknęła na chwilę oczy lecz po chwili zorientowała się, że wypowiedziała zdanie w swoim ojczystym języku. - Wybacz. Czasami zapominam się i mówię po rosyjsku. - nie chciała jednak powtarzać go znów. - Tak więc o czym będzie legenda? - z ciekawością malującą się na twarzy jak i w oczach spojrzała na chłopaka unosząc głowę. Po chwili jednak ułożyła ja z powrotem na jego ramieniu. Było jej zbyt wygodnie aby zrezygnować z tej pozycji.
Kiedy usiadła zaczął się w nią przez chwilę wpatrywać, ale ułożyła się w takiej pozycji, że nie miał szans. Może i lepiej? Ale w takiej pozycji było mu dobrze. Ta legenda nie była zbyt miła i w razie potrzeby przecież mogła się w niego wtulić, prawda? Teraz już nie był pewien czy powinien jej opowiadać takie rzeczy, ale już się nie wymiga. Jak na niego wpłynęły słowa krukonki na gargulkach? Po prostu przejrzał na oczy, że naprawdę są przyjaciółmi i zawsze nimi będą. Nie liczył na co innego. Nie powinien był. Zaczął się bawić jej włosami zaczynając mówić. - to jest legenda znana z Japoni. Ale legendy lubię niemal tak bardzo jak transmutację - powiedział i uśmiechnął się do siebie. - Mąż oskarżył swoją żonę o niewierność. Był bardzo zazdrosny i podejrzliwy. Jego żona była bardzo śliczna i z pewnością wielu mężczyzn by się z nią przespało. A więc co zrobił mąż? Rozciął jej usta najbardziej jak się dało. Oczywiście tak by już nikt nie pokochał jej. - nie miał pojęcia czy dziewczyna już o tym nie słyszała. W końcu to było bardziej znane. Jednak zaczął dalej mówić. - jej duch nawiedza japonskie dzielnice do dziś. Zazwyczaj są to mgliste noce z chirurgiczną maseczką na twarzy. ofiarę pyta "jestem piekna?" zazwyczaj ofiara odpowiada "tak" a wtedy zdejmuje maskę chirurgiczną i ukazuje swój uśmiech oszpecony przez męża i ponownie pyta "a teraz?" jesli ofiara powie "nie" wtedy bierze nożyczki i wycina ofiarze taki sam usmiech jaki ona ma. Zaś jeśli powie "tak" zniknie i pojawi się dopiero gdy będziesz w domu by dokończyć swe makabryczne dzieło. Jak ją zmylić? powiedzieć najlepiej "jesteś przeciętna" będzie wtedy w lekkim osłupieniu. Jednak na tyle dużym, że ofiara zdąży uciec. - dokończył. Czy mówił mu już kiedyś, że jego legendy są beznadziejne?! - przepraszam, że to nijak ma się do diabła, ale chyba po prostu mi się wtedy skojarzył.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Wsłuchiwała się w każde jego słowo. Legenda naprawdę ją zainteresowała i pomimo wcześniejszych zapewnień krukona, że już ją słyszała nie potwierdziła ani nie zaprzeczyła. Prawdą było, iż słyszała to po raz pierwszy. Zawsze interesowały ją inne kultury lecz Japonia przerażała ze swoimi barbarzyńskimi praktykami. Wśród mugoli przede wszystkim. Kto normalny obwiązywał kobiece stopy, a wręcz je krępował aby wydawały się mniejsze i bardziej... seksowne. Tak, właśnie seksowane. Do tej pory nie potrafiła tego zrozumieć choć mugole porzucili już te metody. Podobno w każdej legendzie istniało ziarnko prawdy. Co mogła wywnioskować z tej? Że faceci to wariaci! Jak on mógł własną żonę okaleczyć w ten sposób! Musiała jednak przez cały czas pamiętać, że jest to tylko legenda i po prawdzie ni jak się miała do rzeczywistości. Przecież nie wszyscy mężczyźni byli źli. Niektórzy, tak jak Adaś, byli kochani. Przechyliła głowę chcąc spojrzeć na niego. - To... było... straszne... - musiała to powiedzieć, jednak po chwili na jej ustach wykwitł uśmiech. Tylko Adam potrafił opowiadać takie rzeczy. - Nic nie szkodzi. Zresztą, jedyną rzeczą jaką mówiłam naprawdę na poważnie było to, że naprawdę wyglądałeś uroczo z tym ogonem i rogami. - coraz częściej zaczynała żałować, że nie miała ze sobą wtedy aparatu. Na przyszłość będzie musiała pamiętać aby ze sobą go zabrać. - Musze Ci coś powiedzieć! - cała podekscytowana uniosła głowę i usiadła bokiem do ściany, a przodem do jego profilu. - Uwaga, uwaga.... Wynajęłam mieszkanie. - jej oczy świeciły z podekscytowania. - Nie sama bo z Carmą i Lotte ale to zawsze swoje co nie. Musisz przyjść do nas. Jest bajeczne. A w szczególności mój i Szarlotki pokój. - teraz to już całkowicie odpłynęła.
Czy wyglądał uroczo? Wszystko możliwe. Sam miało ochotę siebie zobaczyć. Jednak robienie zdjęcia chyba nie było dobrym pomysłem. Być może jeszcze trafi na ta kartę grając w durnia. Dobrze jednak, że chłopak nie mógł nic powiedzieć. Już widział co by powiedział. - Tak, jestem pewien, że chyba tylko to chciałaś powiedzieć. - mruknął ściszonym głosem. Miał powiedzieć jej, że jak durny chce zrobić Bal? Nie, Jay to zrobi. Przecież może dla niego to zrobić, prawda? Widział przecież bardzo dobrze jakie relacje mieli na durniu. Pewnie zrobi to nawet z przyjemnością. A może jednak powinien zapomnieć o tym głupim balu i zająć się czym innym? Musiał to jeszcze przemyśleć. Jak na razie o jego szatańskim planie wiedziały dwie osoby. Kiedy się odwróciła podekscytowana skupił uwagę na niej. Dom? Sam by chciał już przestać walczyć ze swoimi dwoma twarzami. W Hogwarcie był soba a w domu musiał zgrywać idealnego syna, który ciągle siedział i uczył się. Czy oni nie wiedzieli jeszcze, że nie zmarnuje sobie życie jak inne dzieciaki w jego wieku? Wiele razy mu wypominali, że dali mu życie a on nic. Cóz... własny dom na razie odpadał. Jednak się cieszył szczęściem dziewczyny. Uśmiechnął się szeroko i zaczął się jeszcze bardziej wsłuchiwać. Chłopak żadnej z dziewczyn nie znał. Nie kojarzył. Powinien był? Cóż... nie. Może to jakieś dziewczyny, które go znienawidzą już na starcie? Nie pójdzie tam dla nich tylko dla Clarissy! - Tak, na pewno kiedyś cię odwiedzę, obiecuje
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Spojrzała na niego z wielkim uśmiechem. Tak bardzo była podekscytowana domem i możliwością samodzielnego mieszkania, że kompletnie odpłynęła. W głowie zaczęła układać nawet imprezę dla Szarlotki. W końcu miała mieć już jutro urodziny. A może by tak połączyć opijanie domu z jej urodzinami? Mogło być ciekawie. Musiałaby tylko porozmawiać z Carmą na ten temat. Podejrzewała, że dziewczyna zgodzi się. W końcu sama była chętna na imprezę. I Adaś mógłby od razu spełnić swoja obietnicę. Nie chciała jednak na razie o tym informować. Mogłoby przecież w ogóle do niej nie dojść. - Mam nadzieję, że to "kiedyś" będzie szybko. - skierowała w jego stronę wskazujący palec w ramach ostrzeżenia. Wiedział doskonale, że jak ktoś złożył jej obietnice musiał za wszelką cenę jej dotrzymać. W przeciwnym wypadku robiło się bardzo nieprzyjemnie. Znaczy, ona robiła się bardzo nieprzyjemna. Rozejrzała się po sali opuszczając rękę. Gwiezdna sala... Gwiezdna sa... Gwiezdna sala! Już przypomniała sobie czemu to miejsce było tak bardzo wyjątkowe. Wielu uczniów przychodziło tutaj aby dowiedzieć się czy osoba z którą aktualnie się spotykała naprawdę ją kocha. I w tym momencie do jej główki wpadł szatański pomysł. Spojrzała na Adama z chytrym uśmieszkiem pochylając się do przodu. - Widzisz tą najjaśniejszą gwiazdę na sklepieniu? - skierowała swój palec wskazując ją gdyby jednak miał jej nie zauważyć. - Podobno gdy się pod nią stanie i złapie za rękę to sklepienie zmienia kolor. Może spróbujemy? - mówiąc to stała już na równych nogach wyciągając dłoń do Adasia z zachęcającym uśmiechem.
Nie miał pojęcia kiedy będzie odpowiedni moment by ją odwiedzić. Nie chodził tak sobie poza Hogwart codziennie przecież. Nie miał powodu by się włóczyć. Do domu? Nawet na wakacje nie chciał tam jeździć, ale to tylko były dwa miesiące. no nie całe, bo odwiedzał przyjaciół! - Tak, na pewno będzie dość szybko. Może nawet za kilka miesięcy mnie zobaczysz- mruknął i się zaśmiał. Kiedyś to było bardzo ogólne słowo, prawda? wiedział, że nie tego się spodziewała, ale co poradzić?! Adam... on naprawdę nic nie wiedział o tej sali. Jednak był pewien, że nie była taka zwykła sala. Byłaby zupełnie inna od środka, zupełnie taka sama jak wszystkie, a jednak czymś się różniła. Podniósł głowę i spojrzał we wskazanym kierunku. Niebo i gwiazda. To samo już miało coś dziwnego w sobie, prawda? Sklepienie zmieniało kolor kiedy ktoś stawał pod gwiazdą? Ale od czego to zależało? Dziewczyna to wiedziała? nie wiedział czy chciał wiedzieć. Jednak złapał ją za reke i wstał. Staną równo pod gwiazdą ni nie puścił ręki dziewczyny. Gdyby tak się nad tym zastanowić nawet jemu się to podobało, przywykł by do tego. Spojrzał w sklepienie, a ono faktycznie miało inny kolor. W pomieszczeniu zrobiło się nieco jaśniej. Sklepienie przybrało lazurowy kolor, a pojedyncze obłoczki miały kolor różowy i miały kształt serca. Nie puszczając dziewczyny ręki spojrzał na nią. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że stoją bardzo blisko siebie. - co to oznacza?- zapytał niepewnie. Zaczął się zastanawiać czy to przypadkiem nie jego wina.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Ja mu dam za kilka miesięcy! Takiej opcji Clarissa nie przewidywała i z pewnością jeśli nie pojawiłby się u niej w ciągu tygodnia wysłałaby mu milion listów. Prawdopodobnie byłoby to przyczyną śmierci jej kochanego kruka Asmodaja (tak, na cześć Asika xD). A co do wakacji... Kto wie, może Clari zaprosi go do siebie jeśli nie chciałby wracać do rodziny... Clarissa też nic o niej konkretnego nie wiedziała. Wszystkie informacje jakie miała były od innych uczniów którzy to opowiadali jakie śliczne niebo jest w zależności od relacji lub uczuć jakie łączyły daną parę. Nikt jednak nie powiedział jej co oznaczają poszczególne kolory. Pewnie oni sami nie byli pewni. Gdy stanęli pod ową gwiazdą pokój rozjaśnił się, a niebo przybrało barwę lazurową z chmurkami w kształcie serca. Zmarszczyła brwi przyglądając się temu. Nie miała pojęcia co mogło to oznaczać. Chociaż... Byli przyjaciółmi. Może właśnie to chciała przekazać im sala, że naprawdę miedzy nimi jest przyjań. Bo niby co innego? Słysząc jak ją pyta o znaczenie wzruszyła jedynie ramionami. Po chwili dopiero oderwała spojrzenie od sklepienia i spojrzała na niego. Widząc jak blisko siebie stoją trochę ją to wystraszyło. Tylko czemu? Przecież to był ADAM! Czemu miałaby się jego bać? - Niestety tego nie wiem. - posłała mu uśmiech nie spuszczając z niego oczu. Bała się, że to właśnie przez nią niebo miało taką barwę. - Może ty masz jakąś teorię? - spytała z zaciekawieniem jak i nadzieją w oczach.
Nie miał zielonego pojęcia co powiedzieć dziewczynie! Byli przyjaciółmi. Tak mówiła nawet na gargulkach i rozum mu podpowiadał, że tym właśnie dla niej był. Ale... doszukiwał się w tym innego dna. Inaczej się przy niej czuł niż na przykład przy Christianie. Kiedy ta siadała mu na kolana to było takie zwyczajne jakby to robili zawsze. A nigdy nie wyobrażał sobie, że na jego kolanach siedzi właśnie Clarissa. Zauważył, że się przestraszyła jego bliskości więc niezauważalnie troszeczkę się odsunął. Musiał jej powiedzieć, że to była jego wina! Przecież nigdy do tego nie dojdą, a wątpił by przyjaźń oznaczała różowe obłoczki w kształcie serca. - hm... nie przejmuj się. To pewnie moja wina.- nie chciał dalej w to brnąć. Dobrze, że urwał w odpowiednim momencie. Co z tego miało wyniknąć? Nic dobrego. Kiedy kiedys wyznał miłość Crystal, ta wyznała miłość swojej najlepszej przyjaciółce. Nie widział jej dobry rok. Miał w to dalej brnąc? Nie przeżyłby takiej rozłąki z dziewczyną. Bardzo lubił z nią przebywać i miał zmarnować to głupimi słowami. - nie przejmuj się. Byc może ta gwiazda się zepsuła. Może chcesz spróbować jeszcze raz?- zapytał chociaż wiedział, że to nic nie da.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Jego wina? Ale czemu? Przecież nie zrobił nic złego. Bynajmniej tego nie zauważyła. - Przestań! To nie twoja wina. Bo niby czemu? - spojrzała na niego swoimi oczkami lecz po chwili przeniosła spojrzenie na ich złączone dłonie. Delikatnie uśmiechnęła się na ten widok, a jej serce zaczęło troszkę szybciej bić. Delikatnie przejechała kciukiem po wierzchu jego ręki. Normalnym dla niej było trzymanie się z nim za ręce. Dziś jednak, w tej chwili, czuła ciepło na sam ten widok. Było to z lekka ekscytujące. Od dłuższego czasu czuła się trochę inaczej w jego obecności lecz nie mogła mu tego powiedzieć. Nie chciała go stracić przez jakieś wyznanie. Możliwe, że gdyby wiedziała, że chłopak ma ten sam problem już dawno by się do tego przyznała. Przecież była z natury szczera do bólu. - Być może masz rację. Jeśli masz ochotę możemy spróbować raz jeszcze. - wyszczerzyła się w charakterystyczny dla mniej sposób i puściła jego dłoń. Trwało to zaledwie chwilkę. Gdy sklepienie nabrało początkowych barw ujęła na nowo jego rękę. Długo czekać na reakcję nie musieli. Sklepienie na nowo zrobiło się lazurowe, z gdzieniegdzie różowymi obłoczkami w kształcie serca. Nie miała sił zastanawiać się nad tym dłużej. Przymknęła oczy i z bladym uśmiechem wystawiła twarz do jednego z przebijających się promieni. - Ta gwiazda chyba zna nas lepiej niż my sami siebie. - zaśmiała się nie otwierając oczu.
kiedy puściła jego dłoń, wiedział doskonale, że to nic nie da. Będzie to samo. I tak było. Jednak nie puścił jej dłoni, co więcej splótł jej palce ze swoimi. Uścisnął je mocniej jakby chciał przekazać jak bardzo boi się tego co zaraz powie. Nie, nie bał się samych słów, ale bał się tego, że może ją stracić. Na zawsze. Ale... ich relacje już były tak zagmatwane, że pytali się ich czy długo się na siebie czają! Przecież już niedługo zaczną chodzić dziwne pogłoski. - może to dlatego, że zaczynam czuć więcej niż tylko własną przyjaźń? Wiem, że to głupie, ale... nawet nie wiem kiedy to się stało.- zamilkł i przygryzł wargę. Nie patrzył na dziewczynę tylko na swoje buty. Wydały się bardzo fascynujące. Nie chciał powiedzieć, że jego uczucia co do niej są głupie. Tylko było głupie, że nie dał rady się otrząsnąć kiedy miał na to czas. Tyle miał czasu i go zmarnował. I co teraz będzie? Wybiegnie z krzykiem, że go nienawidzi? Jednak ulżyło mu. Powiedział to. Chociaż nie dość dokładnie. - a więc to dlatego może być moja wina- wyjaśnił
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Jego słowa sparaliżowały ja. Dosłownie. Nie mogła ruszyć żadnym mięśniem jak i wypowiedzieć, przez dość długi czas, żadnego słowa. On czuł do niej więcej niż przyjaźń? Kiedy to się zaczęło? Dlaczego tego wcześniej nie zauważyła? Co rusz nowe myśli pojawiały się w jej głowie. Otworzyła swoje oczy i spojrzała na niego zdziwiona słowami jakie wypowiedział. W głębi jednak duszy skakała z radości. Przecież ona też do niego czuła więcej niż przyjaźń. Tylko była jeszcze Szarlotka. Jak niby maiła jej to powiedzieć? Przecież ona tego nie zrozumie. Nie chciała psuć jednak tej chwili wątpliwościami i niepotrzebnymi pytaniami. - W takim razie nie jesteś sam... - zamilka na chwilę czekając aż spojrzy na nią. W końcu nie chciała mówić tego w przestrzeń. - Ja też uświadomiłam sobie, że zaczynam czuć coś więcej. Nie wiem jeszcze co to ale... - zamilka na chwilę nabierając powietrza - ale z pewnością nie jest to już przyjaźń. Jest to coś więcej. - Roweno, jak ona denerwowała się w tej chwili. A podobno taka odważna z niej bestia. - Więc z pewnością nie jest to tylko twoja wina. - stanęła twarzą do niego uśmiechając się uroczo. Nie wiedziała jak by zareagował na inny przejaw zainteresowania jego osobą.