Sala ta wyróżnia się jedną rzeczą - zaczarowanym sklepieniem do takiego stopnia, iż żadne zaklęcie nie jest w stanie tego odczarować. Sklepienie reaguje na najsilniejsze emocje w osobach, które tu się znajdują. Złość, zawiść, kłamstwo, frustracja, zazdrość etc - na niebie kłębią się czarne chmury, gdzieniegdzie rozświetlane jest błyskawicami. Słychać grzmoty, a jednak temperatura pomieszczenia nie ulega zmianie. Miłość, szczęście, rozmarzenie, nadzieja etc - świeci mocne słońce, pozbawione efektów prawdziwych promieni - nie jest ani ciepłe, a jedynie odrobinę oślepiające. Niebo jest jasnoniebieskie i czasami pojawiają się białe chmurki przybierające różne kształty.
Jak uczucie tęsknoty mogło być dla kogokolwiek obce? Alva zapewne by tego nie zrozumiała. Choć na pozór to dość smutne odczucie, w rzeczywistości miało pozytywy. Świadczyło o przywiązaniu i miłości, o chęci bycia blisko czegoś, co ważne. Może dla niektórych to słabość, ale dla Cabrery było siłą, której nie chciała utracić. Brakowało jej nawet krzyków babci na temat Chupacabry i dlatego nazywała tak teraz swojego brata – żeby utrzymać przy sobie cząstkę Argentyny, która stała się dla niej prawdziwym domem w przeciwieństwie do Szwecji. - Że Sfiks to rywalizacja to ja wiem. To chyba oczywiste – mruknęła, wzruszając ramionami. – Gorzej z tymi domami. Hogwart wszczyna konflikty tam, gdzie powinna być zgoda. To nie jest Theravada, żeby różne narody miały się ze sobą nawalać. Ta szkoła jest chyba jedyną, która ogranicza się do jednego państwa. Tak, Alva, cudowne spostrzeżenie. Szybko się zorientowała! A tak poza tym to każdy jest wybitny na swój własny sposób. Jeśli nie był dobry w czymś, co kwalifikowało się do projektu, najwidoczniej miał inne mocne strony. I być może kiedyś Cabrera je odkryje, żeby mu to uświadomić. - O co chodzi w Sfinksie? – Powtórzyła, zastanawiając się przez moment, jak mu to wytłumaczyć, żeby zrozumiał. – Są cztery grupy – Vesper, Noctis, Austri i Mane, każda dotyczy innych przedmiotów. Moja, czyli Vesper, między innymi zaklęć i obrony przed czarną magią. Musimy wykonywać różne zadania za które dostajemy punkty. Na koniec zostaną cztery najlepsze osoby, po jednej z każdej grupy i w finale wygrywa tylko jeden. Nawet fajne, choć czasem męczące. Poza tym zastanawia mnie ten finał, skoro każdy zna się na czymś innym. Po raz kolejny włączył jej się tryb długiego mówienia i przez moment miała nawet wrażenie, że przynudza Neville'a, choć i tak zrobiła dla niego streszczenie streszczenia opisu całego projektu. Na szczęście chyba jednak tak się nie działo, a gdy on się odezwał, wysłuchała go z uwagą, choć mina nieco mu zrzedła. - Według mnie to fajne. Ja lubię, gdy wokół jest dużo ludzi – stwierdziła. Nie bez powodu wychodziła w wakacje na miasto, kiedy kręciło się po nim mnóstwo turystów, zwłaszcza w wielkich grupach. – W Hechiceros nigdy nic się nie dzieje. Ludzie chyba się boją przyjeżdżać ze względu na trolle górskie. I wcale mi nie wyglądasz na szarego ucznia. Wystawiła do niego język niczym małe dziecko, co często jej się zdarzało, zwłaszcza w towarzystwie Thiago. Po chwili jednak skrzyżowała ręce na piersi, patrząc na niego z lekką urazą. W końcu to kobieta! One wyłapują wszystko i przeinaczają to w głowach tak, żeby brzmiało przeciwnie do intencji. - Zmęczeni wymianami? – Fuknęła. – Zabrzmiało trochę, jakby Ci nie odpowiadało nasze towarzystwo. Chciała wręcz powiedzieć „moje”, ale coś w głowie jej podpowiedziało, że to już zabrzmiałoby zbyt egoistycznie. Pewnie Neville nie miał złych zamiarów, ale Alva jak to Alva – odebrała po swojemu.
Nie była pewna czy gwiazdy w tej sali odpowiadają tym, na prawdziwym niebie. Niemniej, zaopatrzyła się w tomisko o gwiazdach, gwiazdozbiorach i innych takich i tutaj przyszła. Był środek dnia, ale w tym pomieszczeniu panował przyjemny półmrok, na tyle delikatny, że i tak była w stanie czytać. Podobno zresztą wzrok nie psuje się przez czytanie po ciemku, tylko przez nierównomierne oświetlenie, tutaj więc na pewno nic takiego jej nie groziło. Czuła, że kolejne zadanie Sfinksa zbliżało się wielkimi krokami, dużo już czasu minęło od poprzedniego. Miała nadzieję, że tym razem dotoczyć będzie eliksirów, ale na wszelkich wpadek i na przyszłość i tak wolała poduczyć się astronomii, bo z wróżbiarstwem na lekcjach szło jej całkiem nieźle. Usiadła sobie na poduszkach, nie zabierając się jak na razie do nauki, bo tak naprawdę, to wcale jej się nie chciało. Czuła tylko, że powinna, chociaż ta powinność jakoś się rozmywała w czasie.
On kompletnie nie wiedzial co się teraz w szkole dzieje. Ostatnio rzadko tutaj przychodzil i jedynie na lekcje i potem znikał, dlatego nie miał czasu śledzenia tych nowych przyjezdnych i o co z nimi tak na prawdę chodzi. Być może znajdzie kogoś kto mu w tym pomoże? I sam nie wiedzial dlaczego, ale właśnie pomyślał o pannie Blaise. No gdyby nie on przecież nie byłaby taka dobra z eliksirów, prawda? Co prawda chłopak się o nią starał w młodszych latach, ale nic z tego nie wyszlo. Laura go po prostu olewała i nie zwracała uwagi na jego dogaduszki w jej kierunku. No szkoda, byliby bardzo dobrą parą. A dlaczego wybrał się do Gwiezdnej Sali. Lubił ją, kiedyś spotkał się tutaj z panną Lailą, puchonką z siódmego roku. Chociaż czy to było tutaj? Już teraz nie pamiętał, ale to miejsce dość szczególnie kojarzył. Wszedł do sali i od razu spostrzegł Blaise. Kurde, przyciąganie czy co? - Właśnie o Tobie myślałem Lauro... - powiedział do niej i lekko się uśmiechnął. Przecież nie miał do niej żadnego żalu za to, że dziewczyna go olewała no trudno się mówi.
Poduszki były tak cudownie miękkie, a małe oświetlenie pomieszczenia wyjątkowo sprzyjało senności... Nic więc dziwnego, że oczy ślizgonki po niedługim czasie zaczęły się zamykać i prawie, że by usnęła, kiedy ktoś wszedł do klasy. Usłyszała głos i natychmiast go poznała, w tym samym momencie zrobiło się jaśniej, sala zmieniła swój kolor, już nie była gwieździsta, był dzień, chyba późne popołudnie. Słońce jeszcze było na niebie, ale wydawało się, że może za godzinę będzie zachodzić. Totalnie zdziwiona tą całą zmianą otworzyła szerzej oczy. Słyszała opowieści o tym pokoju, co dzieje się z gwiazdami kiedy są w niej dwie osoby... ale co to niby miało znaczyć? Podobno pogoda, chmury, słońce, pory dnia w jakiś sposób podobno odwzorowywały relacje dwóch osób. - Na pewno - powiedziała nieco ironicznym tonem. Już ona go znała! Starał jej się wmówić słodkie rzeczy, żeby tylko dostać jedno. - Cześć, Adrien - przywitała się potem. Lubiła go, chociaż jego zachowanie kiedyś tam na przemian ją irytowało i śmieszyło. W zasadzie ostatnio niezbyt często rozmawiali, nie wiedziała co będzie teraz. Uśmiechnęła się do niego. - Przyszedłeś pomóc mi w nauce astronomii? Po twoich lekcjach eliksirów tak się za nie wzięłam, że teraz biorę udział w Złotym Sfinksie. Podniosła się na łokciach na poduszkach i uniosła głowę, żeby móc widzieć ślizgona.
Do Laury nigdy nic nie miał. Była na prawdę bardzo fajną dziewczyną, ładną, inteligentną. Na prawdę nic nie można było jej zarzucić. Być może nie znał jej na tyle, ale może to niebawem się zmieni. To miejsce w którym teraz się znajdowali chłopak był tutaj po raz setny. Bardzo lubił to pomieszczenie i wiele o nim się nasłuchał. Nie którzy je lubili nie którzy nie. Chociaż dlaczego ktoś go nie lubił? Co było nie tak w tym miejscu? Pomieszczenie samo stroiło nastrój, nawet nie trzeba było znać relacji osób tutaj się znajdujących, ażeby dowiedzieć się co tak na prawdę ich łączy. Zazwyczaj bywał tutaj sam, bo rzadko ktokolwiek tutaj przesiadywał, dlatego bardzo go zdziwił widok Laury, ale z drugiej strony bardzo ucieszył. Stare znajomości warto ciągnąć dalej. Chociaż teraz nie miał zamiaru znowu dziewczynie nadskakiwać, już chyba z tego wyrósł. Nie miał zamiaru podrywać każdej dziewczyny jaką spotkał samotną na korytarzu, bo tak właśnie we wcześniejszych latach było i wcale tego nie ukrywał, chyba już każdy sobie o nim taką opinie wyrobił. - Mówię poważnie, nie mam powodu, żeby Cię okłamywać moja droga... - powiedział do niej, ale jakoś zbytnio nie zależało mu na tym, ażeby dziewczyna mu uwierzyła. Uwierzy to uwierzy, nie to nie i też będzie dobrze. - Astronomia? Astronomia to nie moja dziedzina, wręcz przeciwnie. Nie przepadam za tym przedmiotem, dlatego raczej Ci nie pomogę, ale towarzystwa dotrzymać owszem. Jeżeli tylko chcesz. - mruknął. Nigdy nie interesował się gwiazdami i tego typu rzeczami. Co prawda na te lekcje uczęszczał, bo jednak coś wiedzieć pasowałoby, ale ta wiedza dość łatwo mu nie przychodziła i dość trudno ją przyswajał.
Gwiezdna sala niewątpliwie była niezwykle ciekawym pomieszczeniem. Potrafiła określać relacje osób i przedstawiać je za pomocą tak prostych, wydawałoby się, elementów, których człowiek wcale mógł nie rozumieć. Wiadomo, wrogość czy zachowanie były takie jakieś intuicyjne, ale reszta już niekoniecznie. Cała ta magia musiała być mocno powiązana z wróżbiarstwem, a ślizgonka totalnie się na tej dziedzinie nie znała. Ale widać, musiała mieć coś w sobie, skoro działało. Co i tak nie przeszkadzało w zastanawianiu co może znaczyć takie właśnie niebo jak teraz. To jak powiedział do niej "moja doga" kojarzyło jej się z książką Wspaniały Bradsley, której bohater zwracał się w ten sposób niemal do każdego. Wyrażenie to wdawało się w jakiś sposób dostojne i w zasadzie... podobało jej się. - Myślałam, że umiesz wszystko - westchnęła z uśmiechem. - W tym Sfinksie dają nam takie zadania... zupełnie nie przejmują się, że dobra jestem z eliksirów, a nie astronomii albo wróżbiarstwa - powiedziała, nie miała pojęcia czy go to interesuje. Trudno. - Tak? To miło. I co będziesz robić poza patrzeniem się jak się uczę? Mogłabym ci przepowiedzieć przyszłość z gwiazd, ale jeszcze niestety takich rzeczy nie potrafię - mówiła trochę dużo, jakby to, co tylko jej ślina na język przyniosła.
Wróżbiarstwo? Nie żeby Adrien nie lubił tego przedmiotu, lubił, ale nie na tyle, ażeby ją studiować. Nie wybrał tego przedmiotu. Do siódmej klasy był ten przedmiot obowiązkowy, a potem sobie darował. Jakoś nie rozumiał go i tyle. Jednak chyba do eliksirów się nadawal, bo to mu wychodzilo na prawdę dobrze. Chociaż doskonale również radzil sobie z zaklęciami obronnymi czy też defensywnymi, ale na nich dość mocno się skupiał, bo jeśli przyjdzie mu kiedykolwiek obronić samego siebie lub kogokolwiek to nie chciałby zawieść i tyle. Tym bardziej osobę którą będzie kochal i na prawdę będzie mu na niej zależało. Zazwyczaj tak zwracał się do dziewczyn, chociaż z pewnością do tych których lubił i szanował, dlatego Laura gdyby o tym wiedziała to wiedziałaby również, że za taką ją uważa. Zawsze była taka można powiedzieć planowna. Co sobie postanowiła to wykonywala. Wiedziała na czym stoi i walczyła za tym, podobnie jak on dlatego też chyba potrafili się dogadać. Adrien jakoś nigdy nie chciał się pozbyć jej towarzystwa, wręcz przeciwnie. - Właśnie co to jest ten Sfinks? - zapytał. Pewnie dziewczyna wytrzeszczy oczy i zdziwi się, że tego nie wie, ale taka była prawda wręcz nie miał o tym zielonego pojęcia a wydawało mu się, że Laura będzie idealna do tego, aby mu to wytłumaczyć. - Mogę Cię również podotykać tam i ówdzie, ale nie wiem czy tego pragniesz moja droga... - zaśmiał się. Żarty chyba nigdy go nie opuszczą, nawet jeżeliby Laura mu na to pozwoliła chyba skompletowałby to jako żart i tyle.
Prędzej wytrzeszczy oczy przy jego propozycji podotykania. To natomiast... cóż, powiedzmy, że potrafiła rozumieć, że nie wszyscy ogarniają co się dzieje w szkole, nawet jeśli to COŚ było na językach prawie wszystkich, a połowa Hogwartu brała udział w projekcie. No i chyba nie sposób było nie zauważyć tych wszystkich przyjezdnych i zastanawiać się co to za ludzie się wzięli w szkole. - Projekt naukowy - wyjaśniła mu więc. - Przyjechało mnóstwo ludzi z całego świata, są różne zadania i grupy zależnie od dziedzin. Ja na przykład jestem dobra w eliksirach, ale w tej grupie trzeba też znać się na wróżbiarstwie i astronomii - powtórzyła to trochę, ale to nic, może tym razem zrozumie o co chodzi. Bo poprzednim razem jej mówienie zapewne brzmiało dla niego jak niezrozumiały bełkot. Wtedy właśnie wysunął swoją propozycję, na co Laura najpierw zamilkła, zaskoczona, a zaraz potem się roześmiała. - Na Slytherina, naprawdę? Ty chyba nigdy się nie zmienisz - powiedziała do niego nieco z wyrzutem. - Chodź tutaj usiąść. - Wskazała poduszki obok tych na których siedziała ona, bo Adrien chyba ciągle stał i przez to musiała patrzeć w górę. - Więc... jak tam te twoje dziewczyny? Dużo ich? - spytała, uśmiechając się złośliwie. Nie od dziś wiadomo było, że Laura lubi wszystko wiedzieć, a tych których znała wypytywała się śmielej zamiast robić podchody.
Bardzo się ucieszył w duchu, że Laura wzięła to za żart z tym dotykaniem. Na prawdę nie wiedziałby wtedy jakby miał się zachować. Nie kiedy palnie coś głupiego, a potem sam nie wie co z tym fantem zrobić, dlatego odetchnął z ulgą jak tylko Laura dała znać, że nie ma mowy. A jeśli chodzi o projekt. Adriena teraz więcej nie było w szkole niż był, dlatego na prawdę trudno było mu ogarnąć to co się teraz dzieje. Niby Ci przyjezdni są nawet, nawet w porządku tylko szczerze powiedziawszy wcześniej i teraz nie poznał ani jednego, więc chyba nie przypadły mu te pomysły do głowy. Zresztą oni byli trochę dziwni, sami nie podeszli, nie zaczepili i nie zaczęli rozmawiać, a jednak to oni powinni zagadywać w końcu to oni są tutaj nowi i nie wiedzą co gdzie jest. - Mhm. No to bardzo fajnie. Ale dobrze, że mnie w to nie wciągnęli. Nie mam ostatnio w ogóle czasu, a co dopiero na jakiś projekt, chociaż w końcu to ja bylem Twoim nauczycielem od eliksirów to przeze mnie osiągnęłaś taki poziom. - powiedział uśmiechając się do niej. No co... Nie chciał siebie chwalić, ale to on jej w tym pomagał i można powiedzieć, że gdyby nie on może nie byłaby tak teraz tą dziedziną zainteresowana. - No nie wiem... Trudno mi jest to ocenić czy się zmienię czy nie. - mruknął i lekko się skrzywił na własne myśli, ale potem uśmiechnął się. Tak jak zaproponowała tak też ślizgon uczynił i zasiadł obok dziewczyny. - Ehh.. Sam nie wiem. Niby jest jedna która jest fajna i w ogóle, ale nie wiem szczerze powiedziawszy jak do niej zagadać. Wiem, że to trochę dziwne w moim przypadku, ale może zaczęło mi zależeć? - zapytał, ale chyba sam siebie i zaczął się dość głęboko nad tym zastanawiać.
Ależ on zachwalał ten swoje umiejętności i to, że kiedyś pomagał Laurze z eliksirami. Wydawało się, że to było dawno dawno temu i dziewczyna była pewna, że teraz znacznie przerosłą go umiejętnościami. - Tak, tak, niewątpliwie masz w tym jakąś zasługę... - stwierdziła, nie wdając się już w szczegóły. Od zawsze chciała zostać uzdrowicielem i akurat eliksiry były jednym z przedmiotów, który był bardzo przydatny w tym przedmiocie, chociaż może z początku jakoś świetnie sobie z nimi nie radziła. To wcale nie było tak, że Adrien się Laurze nie podobał, w sensie - fizycznie był całkiem przyjemny dla oczu, zresztą ślizgonka nie różniła się jakoś bardzo od większości dziewczyn, bo zwyczajnie lubiła popatrzeć i w myślach stwierdzać czy chłopak zalicza się do tych bardziej przystojnych. Za to, zapewne tym razem w przeciwności do większości, nie lubiła czuć się jak zdobycz, w dodatku taka, która nudziła się po paru dniach. Chłopak, z którym będzie łączyć ją coś więcej powinien być inny, powinien umieć ją zainteresować i... może przyzwyczaić do siebie, z początku nie będąc zbyt zachłannym. Jaka szkoda, że tak mało się takich trafiało. Może to dlatego Laura w tajemnicy wzdychała do swojego kuzyna. - O - powiedziała kiedy zdradził, że "jest jedna". - Kto to taki? To może jednak się zmieniasz, skoro masz takie dylematy - dodała.
Ślizgon jakoś nigdy nie myślał nad tym kim chciałby zostać w przyszłości. Niby miał jeszcze trochę czasu zanim skończy studia, ale jednak ten czas minie dość szybko, a jednak w jakimś kierunku trzeba dalej iść i on kompletnie nie wiedział w jakim. Na pewno coś tam mu się nocami przyśni i już, ale nie miał żadnego oparcia w rodzinie która ten wybór powinna mu trochę ułatwić, wiadomo nie mógłby robić tego co oni sobie zamarzą, bo to on ma o tym decydować, ale jednak jakieś dobre słowo z ich strony powinno nadejść. A jednak nie nadchodzi. Od nich listu nie dostał od początku roku. A nie... Jednak z życzeniami urodzinowymi dostał, ale na święta do domu się nie wybrał, ani na ferie. Nie miał najmniejszej ochoty. A sami najwidoczniej nie tęsknią za nim skoro nie mają żadnych podstaw do odezwania się do niego. Może to i lepiej. Zawsze dziwiło go to, że nie widział u boku Laury żadnego faceta. Przecież była bardzo ładną, atrakcyjną dziewczyną. A dlaczego Adrien się o nią nie starał? Jak to nie starał. Starał. Dziewczyna go po prostu olewała i nie widziała od niego żadnych znaków które ten jej wysyłał. Teraz może i się z tego cieszy, bo nie chciał stracić tak dobrej koleżanki, a wiadomo w związku coś pójdzie nie tak i kontakt się urywa. Daina? Właśnie... Kochał ją, co prawda w ten sam czas również zdradzał, ale czuł że mógłby na stałe z nią być. Nie wyszło, dziewczyna od tamtej pory się do niego nie odzywała, teraz to nawet nie widział jej od dłuższego czasu, a gdzie się podziewała, tego nie wiedział. Niekiedy gdy sobie przypominał niektóre sytuacje to na prawdę żałuję, że tak to wyszło. Co jak co, ale była dobrą partią dla niego. - Nadia Russeau... Ravenclaw. Ma siostrę bliźniaczkę ze Slytherinu i ją na pewno bardziej kojarzysz. Jedyne co mnie martwi, że jest między nami za duża różnica wieku, ale Nadia jest na prawdę dojrzała na swój wiek i nie czuję się przy niej jak starzec. - mruknął. Na początku ich znajomości to właśnie wiek go troche przerażał, że jest tak młoda i że po prostu przyjdzie czas kiedy wybierze młodszego, ale przekonał się do niej.
Laura czekała chyba na swojego księcia z bajki który, jak na złość, wcale nie przebywał. Nie było nawet zbyt wielu podrabianych książąt, chociaż chłopaków tak znowu mało nie znała. Taka to była okropna trudność z tymi krótkim związkami, kiedy przychodził moment, kiedy wszystko się rozpadało i ze świetnej znajomości nie pozostawało już. Często chyba lepiej było pozostać na etapie przyjaźni niż potem próbować do niej wracać. Laura nie miała świetnego doświadczenia, ale i tak wiedziała. Chociaż pewnie przyjdzie czas kiedy i ona ogłupieje przez kogoś. - Russeau... Kat, tak, znam ją. Jest w siódmej klasie, przecież to nie tak dużo... chociaż nie, szóstej, to jej brat jest w siódmej - zastanawiała się na głos, starając się wszystko uporządkować w głowie. - Trzy lata, to chyba nie tak dużo - stwierdziła po chwili. Ile to razy słyszało się o różnic dwadzieścia lat i wcale (podobno) jakieś to dziwne strasznie nie było. - Lada chwila będzie pełnoletnia i... hm, zależy co zamierzasz z nią robić. - Uśmiechnęła się, trochę tak nieśmiało, trochę przebiegle, kto tam wie. - Myślę, że przesadzasz. - Podsumowała i tak, myśląc sobie, że może powinna udzielać porad w sprawach miłosnych, chociaż jeszcze nie wiedziała czy się sprawdzają i co powie na to wszystko Adrien.
Co prawda to prawda. Chłopaka czy dziewczyny nie szuka się na siłę. Adrien niekiedy wolałby nie mieć tej dziewczyny i mieć święty spokój, ale skoro nie może zapomnieć o Nadii to znaczy, że jednak coś tam do niej czuje. Może i Adrien wcześniej zdradzał, ale jest stały w uczuciach, jeżeli kocha jedną osobę to tylko jej to powie i tak na prawdę jest. Dlaczego zdradzał? Był młodym gówniarzem i nie nauczył się prawdziwego życia i tego, że tak na prawdę rani innych. Teraz się już to skończyło, chciał sobie znaleźć pannę na całe życie. Czy to będzie Nadia tego szczerze powiedziawszy nie wiedział, bo jeszcze nie byli parą. Chciał oczywiście jak najszybciej mieć ją dla siebie, bo co jak co, ale krukonka była na prawdę bardzo atrakcyjna i może mu ją ktoś podwędzić, a tego by sobie nie wybaczył. A czy Nadia cokolwiek do niego czuje? Może warto z nią o tym porozmawiać? Przy niej zatyka mu się gardło i nie może powiedzieć tego co chce, a więc to już jest jakiś sygnał, że dziewczyna na prawdę jakoś wpływała, bo nigdy tak nie miał. Nie miał problemu z bajerowaniem dziewczyn i zdobywanie je szybciej niż powie słowo 'quidditch'. - Laura nie chodzi mi o seks... - mruknął kręcąc lekko głową. No tak, pan Goldenvild to sobie właśnie zapracował na takie opinie na jego temat, ale cóż nic na to nie poradzi. - Cztery lata różnicy to jednak jest nieco widoczne, nie sądzisz? - zapytał.
Adrien doskonale odgadł co miała na myśli, jakże by nie mógł! To było tak oczywiste... Ale i tak spuściła wzrok zupełnie jakby była zawstydzona, może zresztą i była, bo kto to tak widział, żeby o takich rzeczach rozmawiać. Na pewno nie Laura. Chociaż, jakby nie patrzeć to ona ten temat poruszyła, jednak nie wprost, wtedy tak jakoś wygodniej było. To Adrien bez wahania nazwał rzeczy po imieniu. - Hmm... - Nadal wpatrywała się w ciemno-zieloną na swoich kolanach. - A co innego? - Podniosła głowę, zerkając na ślizgona i uśmiechając się lekko. Stwierdziłaby również, że przesadza, myśląc już w tym wieku o dziewczynie na resztę życia. Czy to nie za wcześnie? Jak można było rzeczy związane z tak niestabilnymi sprawami, jakimi są uczucia, planować tak wcześnie? Ale nie wiedziała, nie powiedział jej, dlatego nie miała nic do gadania. - Ej, Adrien. - Szturchnęła go lekko w rękę, a potem oparła się o niego, kładąc głowę na jego ramieniu. Jakoś czuła, że czasy kiedy podbijał do niech ze śmiesznymi tekstami na podryw już minęły i wcale nie musi się przy nim tak krępować, szczególnie, że rozmawiali o jego dziewczynach. - Co ty tak się przejmujesz jej wiekiem, skoro nie ma nic przeciwko... to nie ma. A i jestem pewna, że wcale nie wygląda na cztery lata młodszą - powiedziała bardzo przekonana, bo teraz przecież chyba każda dziewczyna wyglądała na starszą niż jest.
Przecież znali się już tyle lat, że po co mieli się oszukiwać o co im chodzi. Głupi by się nie domyślił co Laura miała na myśli. Adrien oczywiście uważał, że seks wiąże bardziej związek i związek bez seksu byłby po prostu nudny. No ale tak nie było? Czy Adrien był seksoholikiem? Nie no na pewno nie był, nie mógł być. Ślizgon nie bał się mówić o takich rzeczach, bo niby dlaczego miałby się bać? Przecież to była normalna rzecz, a on na pewno nie miał zamiaru skrywać jakoś tego w sobie. To nie było coś czego nie powinno się nigdy w życiu robić, wręcz przeciwnie. - No po prostu jestem od niej grubo starszy, nie wiem czy to po prostu nie będzie śmiesznie wyglądać. Wiesz, że ja się opinią innych nie interesuję i ona mnie wcale nie obchodzi, ale nie chce, żeby na tym Nadia ucierpiała. - powiedział do niej i zrobił grymas niewiedzy na swojej twarzy. Sam już nie wiedział co miał o tym wszystkim myśleć. Za wcześnie? Przecież chłopak ma już prawie dwadzieścia lat, kiedy ma szukać tej wybranki, z pewnością nie chcial zostać starym kawalerem, to na pewno nie byłoby dobre dla niego. - Zresztą zobaczymy jak to będzie, na razie przestane o tym myśleć o tyle. - mruknął i uśmiechnął się do niej. Czując jej głowę na swoim ramieniu pogłaskał ją po główce. - A Tobie dziecinko poszukać jakiegoś gacha czy sobie sama poradzisz? - zapytał szczerząc ponownie do niej swoje ząbki.
No i nie odpowiedział w końcu na jej pytanie, ale to nic, tak znowu nie oczekiwała odpowiedzi, może nawet bardziej brzmiało jak retoryczne... Nie zastanawiałą się nad tym kiedy mówiła. Pokręciła głową nad tym całym jego zastanawianiem się. To było takie śmieszne, trochę irytujące ale też urocze, że tak bardzo martwił się tym czy ludzie nie będą krzywo patrzyć na dziewczynę. - Adrien Adrien Adrien - powtórzyła parę razy, przymykając oczy, pokazując w ten sposób, jaka to niby już zmęczona tym jest. Ile można? - Porozmawiają z nią. Czy coś. Podobno tak się robi jeśli na kimś ci zależy. - Posłała mu krótki uśmiech. - Bardzo dobry pomysł! - powiedziała, kiedy stwierdził, że nie będzie o tym myśleć. Prawdę mówią, liczyła na coś ciekawszego, nowe romansy, nowe byłe, dziewczyny, z których będzie można się pośmiać o których napisać do Obserwatora, a nie takie poważne miłości. Wolała chyba kiedy dookoła coś ciekawsze się działo, chociaż u niej samej niekoniecznie. - Kogoś byś zaproponował? - spytała właściwie z ciekawości, chociaż kto wie, może nie miała pojęcia o jakimś wyjątkowym przystojniaku? Kimś, kto byłby w stanie chociaż w części sprawić, żeby bez przerwy nie myślała o Theodorze.
Myśli Angie błądziły sobie po najgłębszych zakamarkach jej pamięci. Wspominała pierwsze lata spędzone w Hogwarcie, to jak zaprzyjaźniła się z Melanie, i różne akcje, które przeżyła z nią i Davidem. Przed oczami ukazał się jej dokładny obraz tego, jak w trzeciej klasie, zrzucili na jednego z nauczycieli zbroję, stojącą wówczas tuż obok jego gabinetu. Mężczyzna leżał wtedy cztery dni w Skrzydle Szpitalnym. Słyszeli jego krzyk, który urwał się, gdy zemdlał, tuż po uderzeniu w głowę hełmem. Zbroja była naprawdę ciężka. Ach, jak oni się wtedy cieszyli, że udało im się „załatwić tego kretyna”. Biegali po szkole, a Coldwater każdemu kto chciał słuchać opowiadała o całym zdarzeniu, przy akompaniamencie śmiechów i dopowiedzeń słodkiego blondynka i niziutkiej wówczas Angeli. To był pierwszy raz, gdy ich trójka dostała szlaban. - To były czasy. Te wspomnienia zaprowadziły ją ku Gwiezdnej Sali. Rozjarzone na niebie świecidełka mogły kojarzyć się z tym co było, w końcu przypominały coś na styl snu. Wspomnień się nie przywróci, tak jak i snu nie można odtworzyć. Davis popchnęła uchylone drzwi, zamykając je za sobą. Wspomniała na sklepienie pomieszczenia. Niebo wyglądało normalnie, bez żadnych chmurek, czy błyskawic. Wydawało się, więc, że nikogo poza nią tu nie ma. - Świetnie. - Uśmiechnęła się, i zaczęła kierować się głębiej w pomieszczenie.
Nie było może już najwcześniej ale David stwierdził,że musi iść się przejść. Zresztą usłyszał,że Angie,jego dawna miłość gdzieś szwenda się po szkole. Ubrał się szybko w to co popadło. Biała koszulka polo,jakieś jeansy i do tego jakieś niebieskie adidasy. Przeszedł przez wieże aż doszedł do biblioteki. Cisza spokój. Gdzie jest do cholery Angie. Pomyślał. Może tylko ktoś to mu powiedział żeby się wkurzył. A on stęskniony uwierzył. Jednak nadzieja matką głupich oraz umiera ostatnia. Szedł dalej słysząc tylko swoje kroki. Przez oczami widział te sytuacje z Angie,głupoty,wspólne imprezy,wyjazdy poza Hogwart. Pamiętał jak pierwszy raz ją spotkał. Slytherin... Była typem niegrzecznej dziewczynki. Do czasu gdy ostatni raz ją widział troche zmądrzała. Czy to David tak na nią wpłynął? Czuł się coraz gorzej. Przygnębiony. Chciał iść spojrzeć w gwiazdy. Podobno spęłniają marzenia. A może Davis też na nie patrzy? Kierował się do Gwiezdnej Sali. Słyszał,że gdy zakochani złapią się tam za ręce niebo się dla nich zmieni. Szedł korytarzem. Jeszcze kawałek. Stanął przed drzwiami. Wejść czy nie wejść? Pchnął drzwi i usłyszał dźwięk nie naoliwionych drzwi, skrzypnęły strasznie. Wszedł do sali. Nikogo. Cisza spokój. Spojrzał w gwiazdy i jeszcze bardziej zmarkotniał. Miał nadzieję,że i ona patrzy,że wciąż go kocha i,że wciąż ma naszyjnik który jej dał w schowku na miotły. Był tam napis. AD. Angie Davis albo Angie David. Jak komu wygodniej. Przeszedł kawałek przez salę. Wydawało mu się,że stoi na środku. Ale ta sala wydawała się być bez końca. -Gdzie jesteś?- Krzyknął David jakby to coś zmieniło i nagle miałaby się pojawić jego Angie.
nie minęło 10 dni od poprzedniej sesji, nie możecie sobie tutaj pisać jakby nikogo nie było
No a co miał jej powiedzieć? Powiedział prawdę, wcale nie chodziło mu o seks z Nadią. Po prostu mu się bardzo podobała i na tym etapie jak na razie chciał popracować. Szczerze powiedziawszy od kiedy przestał widywać Pernilla wszystko się skończyło. Można powiedzieć, że to co z nim niekiedy robił przechodził ludzkie wyobrażenie, ale tak było, pewnie Laura doskonale o tym pamięta. Adrien wtedy jakoś zwyczajnie się nie krył, jego znajomi wiedzieli, że dla niego płeć nie stanowi żadnej różnicy. Potrafił się zakochać i w kobiecie i w mężczyźnie. Pernill to była przeszłość, ale niekiedy wraca do tego myślami i po głębszym namyśle dochodził do wniosku, że nie było z nim aż tak źle, że ten związek nie należał do wielu jego nieudanych związków, był udany i to nawet bardzo. Pewnie jakby gryfon pokazał się jeszcze na horyzoncie mógłby wiele zmienić w życiu Adriena. Stara miłość nie rdzewieje jak to mówią, ale na razie go nie było. Wyprowadził się, czy zaczął studiować w innej szkole? Nie miał zielonego pojęcia, myślał, że doczeka do ostatniego dnia w szkole i skończy ten rok szkolny, ale jednak nie. Listów do niego nie pisał, bo uważał to za zbędne, jeżeli sam będzie chciał to z pewnością się do niego odezwie. No cóż. Laura była do takiego Adriena przyzwyczajona, ale jego już nie było i pewnie nigdy nie wróci. Nie miał zamiaru się zmieniać, zostanie taki jaki jest, a jego znajomym jeśli się to nie podoba to skreśli ich z listy znajomych i tyle. - No ale ja nie wiem w jakie typy mam trafiać... Ślizgon, gryfon? A może puchoni? Oni są tacy niewinni i słodcy. - powiedział. Lubił puchonów, ale zwłaszcza dziewczyny, chłopaki albo udawali, albo na prawdę byli takimi ofermami, że szkoda gadać.
Przez dłuższą chwilę nie miałam pojęcia kim był owy Pernill, ale już pamiętam! Jak można by o nim i o Adrienie nie słyszeć, skoro mówiła o nich cała szkoła, dzięki wizbookowi. Laura zapewne i w ten sposób o tym się dowiedziała a z przyjacielem specjalnie o tym incydencie nie rozmawiała, bo to przecież takieeee wstydliwe i w ogóle. Tylko postrzegała go sobie bardziej w TAKI sposób, wiadomo co to za taki. Czasem lepiej było więcej myśleć niż gadać. I on teraz chciał, żeby nagle przestawił się jej sposób myślenia, widziała w nim wrażliwego chłopca, który zakochuje się i nie wie co z tym zrobić jak jakiś nastolatek (ewentualnie taka Laura)? To mogło być trudne. - Nie klasyfikujmy może w taki sposób, to przecież nie ma znaczenia - stwierdziła. Wtedy do sali wszedł ktoś, wcale nie zauważając, że ktoś już tutaj jest. Laurze niespecjalnie się to podobało. - Chodźmy stąd - poprosiła czy może zarządziła. Zebrała swoje książki i poszli z Adrienem szukać kandydata na chłopaka dla Laury gdzie indziej.
Davis po chwili przebywania w sali, z przykrością musiała stwierdzić, że się chwilę wcześniej pomyliła. Nie była w nim sama. Wolałaby, bo wtedy miałaby pewność, że będzie miała spokój. Nie zamierzała jednak znikać stamtąd, i robić im przysługę. Zresztą pomieszczenie było na tyle duże, że można było, stojąc przy jego przeciwległych ścianach nie przerywać sobie rozmyślań, bo niemożliwym było spostrzeżenie choćby tego, co było z trzysta metrów dalej. Przynajmniej w tej minucie, i tym miejscu, które blondynka chwilowo zajmowała. Zaczęła się przemieszczać. Minęła jakieś dwie osoby, ale naprawdę starała się, by jej nie zauważyły. W pewnym momencie do jej uszu dobiegło czyjeś wołanie. Od razu nasunęła się jej na myśl dwójka, którą mijała. Potrząsnęła głową, potępieńczo. Późna pora, takie miejsce, a oni krzyczą. Upewniła się w przekonaniu, że tamci nie wiedzą o jej obecności. A może powinni? Wtedy nie zachowywaliby się jak dzieci z pierwszych klas. - Ech. - Westchnęła, nie wiedząc, że osoby, które tak działały jej na nerwy, już wyszły. Kucnęła, aby następnie rozsiąść się na ziemi. - Nie jesteście tu sami, do cholery! - Sama podniosła głos, gdy znów rozległ się okrzyk. Powstrzymała się od nieprzyzwoitych słów, ale poczuła straszną ochotę na papierosa.
//Tamtego postu nie było cnie.// W zamku była cisza. Grobowa cisza. David przechodził przez kolejne korytarze słysząc tylko własne kroki i cykanie kieszonkowego zegarka w którego był zapatrzony przez całą drogę. Gdy doszedł do miejsca w które podążał schował go do prawej kieszeni spodni. Pchnął drzwi i wszedł do gwiezdnej sali. Poczuł podmuch wiatru. Może mu się wydawało? Było ciemno a delikatną poświatę dawały gwiazdy. Poszedł mniej więcej na środek sali i stanął gapiąc się w gwiazdy. Cisza spokój, on i gwiazdy. Szukał wozu ale nic z tego. Stał zamyślony aż nagle coś go rozproszyło, czyżby ktoś lub coś szurnęło po ziemi? To gdzieś tam- Podpowiedział mu głosik w głowie. Więc ruszył tam skąd doszedł do niego dzwięk. Wydawało mu się,że idzie wieczność. Oczekując wszystkiego. Aż nagle ujrzał siedzącą postać. Plecami do niego. Stanął i patrzał na tą postać. Czyżby to była ta osoba? Trochę to nie możliwe. Ale włosy wydawałby się mu podobne. -Co tu robisz, Angie Davis?- Zapytał z nutką zaskoczenia. Obszedł osobę i teraz na nią spojrzał. To była ona. Ona i tylko ona. Spojrzał na nią, tak długo jej nie widział. Na szyi zauważył naszyjnik który kiedyś jej wręczył. AD-Angie David lub Angie Davis. Jak kto wolał. Wyciągnął do niej dłoń. -Przywitasz się kochanie?- Miał nadzieję,że ich stosunek jest na tym samym poziomie co kiedyś. Nie widzieli się sto lat a teraz udało im się spotkać. Ona w Hogwarcie? To nie możliwe, czyżby zegarek uruchomił w Davidzie tryb halucynacje?
Jak to jest, że pewne rzeczy odciskają na człowieku tak wielkie piętno, mimo iż wcale nie powinny? Dlaczego akurat bezpowrotna strata ludzi, rzeczy, miejsc, które sami postanowiliśmy wykluczyć z naszego życia boli.. podwójnie? Zabawne, to wszystko jest bardzo zabawne. Choć w sumie. Chyba bardziej zabawne jest podejście do pewnych deklaracji. Nienawidzę Cię… Kocham Cię.. uwielbiam.. nie cierpię.. jesteś wspaniały.. wspaniała.. wielka.. boski… Ludzie tak często używają górnolotnych słów do określenia tak bardzo przyziemnych rzeczy, nie mających z nimi zupełnie nic wspólnego. To.. straszne? Tak, chyba tak. Chyba? Na pewno tak. Bo przecież.. miłość.. samo powiedzenie kocham cię nic nie znaczy.. smutne, że niektórzy mylą to uczucie. Pół biedy jeśli jest to jakiś stan zakochania, ale gdy odczuwają ewidentny pociąg fizyczny…? Jak można być takim hipokrytom? Haha, a jak można wyrzec się własnego ojca, po czym opłakiwać go najmocniej? Ech, Toine… Czując, że pewne wydarzenia, które nie do końca chciał wspominać, zaczynają pojawiać mu się przed oczami, odbijając gdzieś tam w tyle głowy, otrząsnął się nieco. Trochę stracił chyba rozeznanie w czasie i przestrzeni. Dziwny stan można zaobserwować u niektórych osób, kiedy za bardzo się zamyślą, wręcz wyłączą, przestaną reagować na bodźce. Najczęściej towarzyszy im przy tym takie właśnie poczucie zagubienia. Początkowo błogiej, z czasem jednak, niepokojącej niewiedzy dotyczącej tak podstawowych informacji, jak pora dnia, godzina, czy też poziom bezpieczeństwa sytuacji. A może własnie takich ludzi nie było zbyt wielu? Może to tylko on generalizował tak przypadek dotykający tylko jego? By.. no właśnie, co? Usprawiedliwić się? Znaleźć jakieś moralne wyjaśnienie? Cóż, może. A może to po prostu jego ślizgońska pycha nie pozwalała mu na słabości? Szybko ogarnął całą sytuację. Gwiezdny Pokój. Tak. Na zegarze za pięć trzecia. Zatem jest na czasie, no ale jak każda kobieta pewnie się spóźni. I chwała jej za to. W końcu to taki niepisany przywilej, w sumie wynikający w pewien sposób z jakiegoś seksistowskiego stereotypu. No, ale na ile on szowinistyczny i w ogóle, skoro same przedstawicielki płci pięknej nie mają zbytnich problemów z jego używaniem? Poprawił swój strój. Miał szczerą nadzieje, że jego kreacja nie była zbyt.. formalna. Chociaż w sumie, nie. Nie ten kolor, nie ten materiał. Miał tylko szczerą nadzieję, że i Leah zastosuje się do jego prośby, no i że wszystko wypadnie zgodnie z planem. Dwie minuty do trzeciej. Zatem jeszcze na czasie. Spojrzał nieśmiało w kierunku tej najjaśniejszej gwiazdy. Właśnie pod nią stał. Niebo w pomieszczeniu nadal miało bardzo ponury wyraz...
Można się cieszyć bądź martwić, jak to zwykle bywa, kiedy człowiek na coś czeka. Każdemu pozostaje jakaś decyzja. O ile masz w czym wybierać. Raz Leah wyszła z dołka to już pojawiał się następny, a ostatnio chyba było nijak. Nie da się określić co jest gorsze. Zamartwianie się, smutek, żal... wtedy wiesz, że żyjesz. Przewrotu o 180 stopni nie było, wciąż jest sobą. Nudną, spokojną i cichą. Zmiany następują krok po kroku, tak pewnie by ktoś powiedział, ale gdy od lat żył w dołku to w końcu po jego wyjściu zobaczyłby, że słońce, aż wypala oczy. Kiedy jednak znika lekko i trwa w zawieszeniu - zachód słońca - można spróbować na nie popatrzeć. I wtedy jest piękne. W taki sposób i ona odczuwała każde spotkanie, wyjście, rozmowę z kimś. Było to coś, co przypominało, iż może normalnie funkcjonować. Że może być taką Puchonką, która reprezentuje swój dom jako pogodna, żywa, dobra, empatyczna osoba. Na prawdę chciała być dla ludzi, ale co zrobisz, gdy oni nie chcą Ciebie lub być dla Ciebie? Wtedy się oddalasz i myślisz, że to po prostu musiało tak być. Ciężko mieć w sobie coś innego i wciąż świadczyć o Tobie dobrze. Pozwolenie sobie na słabość to rzecz wyjątkowa o ile potrafi się to robić w określonym momencie. Na wszystko jest czas. Ta przedstawicielka płci pięknej nie chciała podtrzymywać tego stereotypu. Ba! Wyszła nawet wcześniej, ale musiała wrócić, bo coś... bo tamto... w końcu jest tylko kobietą. Co więcej jest taką kobietą, która kocha wyglądać dobrze dla swojej własnej satysfakcji. Kto by nie wykorzystał okazji na wystrojenie się? Napracowała się trochę, ale wreszcie wybrała sukienkę, która ją zadowalała. Nawet coś więcej. Uwielbiała ją. Wściekła, że się spóźni, ale dumna z siebie biegła praktycznie na umówione spotkanie. Dzięki Merlinowi za to, że potrafi to robić na wysokich butach, bo inaczej trafiłaby pierw do Skrzydła Szpitalnego. Weszła przez drzwi spokojnie i uśmiechnęła się radośnie. Spóźniła się jakieś 3 minuty, ale irytacja wciąż na to gdzieś została. Jednak kiedy ma się takiego towarzysza to nie można skupiać się na takich rzeczach. Odeszła od drzwi i skinęła mu głową na powitanie.
Patrzył na umieszczony w pomieszczeniu nieboskłon, bacznie mu się przyglądając, chłonąc wszystkie jego detale i inne. Chmury, gwiazdy, załamania barwy.. niewątpliwie dość ciekawy sufit. Swoją drogą, ciekawe jakimi zaklęciami, czy tam urokami można stworzyć coś takiego? Chętnie poznałby sekret, by potem powtórzyć to w swoim mieszkaniu. Nie byłoby to w końcu takie złe… Poza tym… nawet całkiem by się prezentowało – gdyby niebo było bezchmurne i w ogóle, to znaczyłoby dokładnie tyle, ze jest się mile widzianym i na odwrót. W sumie.. To był jakiś pomysł! I serio dobry! Tak, tak! Na kolejnych zajęciach z zaklęć zagadnie o to profesora, bo bez kitu szkoda byłoby tak dobrego pomysłu nie wykorzystać dalej. Notabene, gdzie jest Leah? Rozejrzał się po sali. Nadal jej nie było. Cóż, nie miał jej tego za złe, wręcz przeciwnie. Przynajmniej w ten sposób miał… więcej czasu na przygotowanie. Kogo? Czego? Dobre pytanie, bo w sumie sam nie do końca wiedział. Czyżby chciał jej coś powiedzieć? Niespecjalnie. To znaczy, nic co byłoby w jakiś sposób zobowiązujące na tyle, aby wymagało to stosownych wcześniejszych prób. Chociaż.. musiał się w sumie wyjaśnić z tej ucieczki z balu. I jakoś ładnie powiedzieć jej o ojcu, bo nie można pominąć jednego, mówiąc o drugim. I cholera jasna – czy on się właśnie zastanawiał, jak układać słowa, czy mi się tylko wydaje? Rozmyślał „w spokoju” nad wyżej wymienioną kwestią, gdy nagle usłyszał ciche trzaśnięcie drzwiami. Zostały zamknięte. Ktoś tu jest. Pewnie Leah. Jego mózg wszystko rejestrował, ale… zupełnie podświadomie, gdyż zdecydowanie, myślami Antoine był zupełnie, zupełnie, gdzieś indziej. W końcu, jakoś powrócił na ziemię – nie zajęło mu to dużo czasu, raptem kilka sekund – spojrzał w jej stronę, czule uśmiechnął, po czym ruszył, wyciągając ręce w geście powitalnego uścisku. – Cześć, przepraszam, jakoś tak.. odpłynąłem...– powiedział zgodnie z prawdą. Bo i co miał ją okłamywać? A poza tym. Ona bardzo dobrze to rozumiała. Prawdopodobnie lepiej niż ktokolwiek inny. I nieważne, że nie musiała pojmować go w całości i tak robiła to w większym stopniu niż ojciec, czy… matka… - Oderwał się od niej, po czym zwrócił uwagę na jej kreacje. – Cudownie wyglądasz, moja droga, naprawdę. – komplementował, cały czas nie pozbywając się uśmiechu. – No, ale zapewne zastanawiasz się dlaczego Cię tu ściągnąłem. Otóż, chciałem Ci serdecznie wynagrodzić i przeprosić tamtą ucieczkę z balu. Po prostu… przypomniało mi się jedno z bardziej nieprzyjemnych... – o ile tak można powiedzieć o śmierci własnego ojca, Bonnet. – ...wydarzeń. I jakoś nie mogłem sobie z tym poradzić… - A w zasadzie dalej nie mogę, można by rzec ze spokojem. I margines błędu serio byłby w tym przypadku niewielki. – Dlatego właśnie tu jesteśmy. Żeby zrobić to, co powinno zostać wykonane na balu. Tańczyć. – skończył swój monolog, po czym rzucił odpowiednie zaklęcie i w pomieszczeniu dały się słyszeć pierwsze dźwięki jakieś melodii. Tak. To był Walc. Bonnet delikatnie i niespiesznie, z należytą gracją wyciągnął dłoń, równocześnie zapraszając dziewczę do tańca.
- Hej! I to ja przepraszam. Spóźniłam się... - Nie zdarzało się to jej często, ale przypadki chodzą po ludziach. W końcu nie tylko w myślach można odpływać. Równie dobrze da się płynąć z wirem zdarzeń, a ona miała co robić. Miejsca na kłamstewka było mało. Do tego, by zrozumieć innych to trzeba z nimi bywać, a nie ich bajkami. Trochę prawdy, szczerości i pozytywnego nastawienia, a rozumienie innych staję się możliwe. Wysiłek obu stron i inne takie. Oni mieli czas, żeby ogarnąć siebie nawzajem bez zbędnych głupot, kłótni i całego bagażu przeszłości. Rodzina to inna sprawa. Ona ponoć zna nas na wylot i to pewnie dlatego nie potrafimy się z nią dogadać. Po prostu za szybko zakładamy, że wiemy, a potem... potem jakbyśmy byli sobie całkiem obcy mimo tej całej "wiedzy". - Miło to słyszeć. Chciałam powiedzieć coś mniej oklepanego, ale chyba nie stać mnie na nic innego, prócz zwyczajnego "ty również" - Chciała pochwalić to jakoś... wynioślej? Problem w tym, że zasób używanych słów, gdy musiała je wypowiedzieć znacznie się ograniczał. Ale chociaż zrobiła to na swój sposób. Taki kompletnie dziwny, prosty, ale zawsze chociaż jej, tak? Starała się odzwierciedlać każdą swoją myśl poprawnie, ale często słowa były daleko za wyobraźnią, która nie miała z kolei żadnych granic. - Nie masz za co. Naprawdę. Jednak następnym razem nie zostawaj z tym sam. Czasami łatwiej podzielić problem na pół - Uśmiechnęła się przy tych słowach pokrzepiająco. Miała nadzieję, że weźmie sobie do serca to ukryte pomiędzy słowami przesłanie. W końcu człowiek, człowiekowi powinien być winien tylko to, co posiada. A mamy uszy, by słuchać. Wspaniała umiejętność podarowana ludziom umożliwia walkę nie tylko w pojedynkę, ale także wraz ze wsparciem. Może nie jest superbohaterem, ale inni ludzie byli wciąż ważni. Są ważni. Mimo każdego zajścia. Chwyciła dłoń chłopaka i zaufała, że i tym razem skończy się to szczęśliwie. Nie żeby to, iż jest Puszkiem miało większy wpływ, ale stereotyp się lekko ciągnął. Do tego, gdy masz chęci, a Ci nie wychodzi to komplet calutki zostaje podany złośliwym. Pomijając to jednak... był w końcu czas na taniec!