Zimny kamienny tunel będącą główną arterią biegnący przez tą głęboko położoną część zamku. Po bokach znajdują się liczne składziki i opuszczone stare klasy, oraz laboratoria. Odbiegające w bok mniejsze korytarze ciągną się niby wąż pod zamkiem skrywając liczne mroczne sekrety ukryte w podziemiach szkoły. Chłód i brak światła prócz nielicznych widmowych pochodni rzucających słabe, blade światło, powoduje dreszcz u większości osób przemierzających te zakamarki.
Krążyłem jak wilk szukając ukrytych komnat kuzyna po lochach. Z moich informacji zajmował on właśnie tą część podziemi przemieniając ją na swoje prywatne komnaty i pracownie. Niezależnie jednak jak się starałem nie potrafiłem zbliżyć się do jego komnat. Silne zaklęcie ochronne blokowało drogę tak iż ilekroć podchodziłem już do jego drzwi traciłem na ułamek sekundy zmysły , odzyskując je kilka metrów od wejścia. Sfrustrowany usiadłem na przeciw zaczarowanych drzwi opierając się o ścianę naprzeciwko. Skoncentrowałem się walcząc z zaklęciem które powoli wgryzało się w mój umysł starałem się zobaczyć wreszcie wyraźnie ukryte drzwi. Mimo jednak moich wysiłków już po chwili gapiłem się dosłownie na kamienną ścianę obok miast na upatrzony świadomie punkt. Opanowałem złość i odetchnąłem głębiej. Nie pozostało nic innego jak poczekać i napisać wie około godziny wstałem i ruszyłem do wyjścia. list...
Czekałem długo lecz mimo moich pokojowych zamiarów ściana milczała uparcie . Po upływie godziny wstałem i ruszyłem na górę. Gdyby chciał otworzyć już by to zrobił. Ten stary głupiec sam na siebie ściąga zgubę , prawiąc o Honorze a sam nie rozumiejąc jego kanonów... Nic postanowiłem załatwić to po staremu ... Po chwili moje kroki niosły się już po korytarzu szkoły.
Victoria nie zamierzała podcinać skrzydeł młodszej kuzynce. Ich ostatnia rozmowa nie była nazbyt przyjemna, ale podejrzewała, że Anna mimo wszystko wyciągnęła z niej wnioski – ona również – i teraz mogły zwyczajnie skupić się na czymś innym. Na próbie znalezienia sposobu na to, by powstrzymać jednego z obwiesi przed zrobieniem czegoś niesamowicie głupiego. Skoro tak uciekał, to najwyraźniej miał coś do ukrycia, bo kręcenie się po korytarzach w czasie, kiedy panowała cisza nocna, nie było samo w sobie aż tak wielkim przewinieniem. Tymczasem, proszę bardzo! To zaś oznaczało, że zapewne chłopak, którego przez chwilę miały okazję podziwiać, miał za uszami zdecydowanie więcej, niż ktokolwiek mógł i chciał podejrzewać. - Spróbuj jeszcze raz – szepnęła pospiesznie do kuzynki, obserwując schody, do których się zbliżali. – Rozproszysz go tym, a ja zamienię schody w mało przyjemną zjeżdżalnię – dodała pospiesznie, tym samym zdradzając Annie, co zamierzała zrobić. Kiedy już chłopak nie będzie w stanie się wspinać, wyląduje pod ich nogami. Zostanie mu albo walczyć, albo próbować się obok nich przeciskać, ale niezależnie od wszystkiego taki ruch nie obejdzie się bez ich interwencji. Ta zaś, przynajmniej zdaniem Victorii, nie będzie zaliczała się do najprzyjemniejszych na świecie. Ostatecznie gagatkowi udało się nie tylko wpaść na dwójkę prefektów, ale również zmusić ich do działania, które z całą pewnością nie było tak przyjemne i zwyczajne, jak być powinno. Działo się coś, co nie powinno mieć miejsca, a to oznaczało, że ktoś musiał ponieść konsekwencje tego, co się wydarzyło i tym kimś był pewien człowiek, ale nie była to żadna z panien Brandon.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Aneczka spojrzała na Victorię z zaskoczeniem, kiedy ta zaleciła powtórkę zaklęcia. Była przekonana, że urwis będzie teraz trzymał czapkę z całych sił i nie da jej oderwać od głowy nawet o cal. Dalsze słowa wyjaśniły jednak wszystko, dlatego Puchonka skinęła energicznie głową i znów uniosła różdżkę. - Accio czapka niewidka! - powtórzyła, celując w nicość przed sobą. A potem dodała coś już całkiem od siebie, myśląc sobie nagle, że warto mieć podkładkę pod ewentualne przyszłe zażalenia. - Jako prefekt nakazuję ci się zatrzymać i ujawnić! Konsekwencje będą mniejsze jeśli przyznasz się dobrowolnie! Wątpiła, by to mogło zadziałać, zwłaszcza w przypadku gryfona, ale zawsze to jakaś szansa na polubowne załatwienie sprawy. Tymczasem wszystko zależało od Victorii i szans na to, czy jej zjeżdżalnia na schodach zadziała.
Victoria uśmiechnęła się lekko, na znak, że ze wszystkim sobie poradzą, bo dokładnie w to wierzyła. Nie uważała, żeby to, co się działo, miało je pokonać, w końcu po Hogwarcie nie dało się uciekać w nieskończoność. Tym bardziej kiedy straciło się upragnioną anonimowość i nie dało się z nią już nic zrobić. Prędzej, czy później, wszystko musiało się skończyć, a ona była przekonana o tym, że ten koniec nadszedł właśnie teraz. Nie było innej opcji, nie było innej możliwości i po prostu musiała sięgnąć po wszystkie możliwe środki, by w tej chwili najzwyczajniej w świecie zwyciężyć. - Bardzo dobrze - mruknęła, gdy zaklęcie Anny podziałało, jej przemowa jednak miała skutki odwrotne do zamierzonych. - Uważaj! - zarządziła pospiesznie, odbijając protego mknące w jej stronę zaklęcie, ale nie zdążyła poradzić sobie z kolejnym, rzuconym nazbyt prędko, więc avis przemknęło obok niej, kierując się wprost na jej kuzynkę. Victoria wiedziała, że to nie było niesamowicie niebezpieczne zaklęcie, widziała również, że gagatek, którego goniły, wbiegł na pierwsze stopnie schodów, więc sapnęła z niezadowoleniem, a następnie przystąpiła do ataku. - Glisseo - wypowiedziała pewnie, a schody pod uciekinierem wygładziły się, zamieniając się w zjeżdżalnię, po której zjechał natychmiast, zaś Krukonka rzuciła w jego stronę carpe retractum, zamierzając go złapać i przyciągnąć o wiele bliżej. - Ucieczka przed prefektami nie jest najlepszym pomysłem na świecie. Mam zakładać, że masz coś do ukrycia? Zdaje się, że musimy porozmawiać o szlabanie - zakomunikowała, zerkając na Annę, jakby chciała jej powiedzieć, że świetnie sobie poradziła w tym, co się tutaj działo. Pochwalała jej czujność, a skoro gagatek tak haniebnie próbował im uciec, to zdecydowanie trzeba było coś z tym zrobić. W rzeczy samej.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Aneczka w obliczu ataku zaklęciem straciła nieco swojej powagi i brandońskiej dumy. Pisnęła jak mysz, ale wyciągnęła różdżkę i krzyknęła na oślep: - Finite incantatem! Złośliwe ptaszki zniknęły, ale puchonka i tak została w tyle, zostawiając Victorię samą z problem. Na szczęście na tym etapie to rola krukonki była kluczowa, więc prefekcka sprawa na tym nie ucierpiała. Aneczka mogła zapanować nad przyspieszonym biciem serca, a potem podejść już spokojna do kuzynki i ujętego przez nią złoczyńcy. - Opuszczanie dormitorium po godzinie dwudziestej drugiej jest naruszeniem piątego punktu zakazów w regulaminie uczniowskim. Jeśli nie masz pisemnego zezwolenia, obawiam się, że będziemy zmuszone wyciągnąć konsekwencje. Czy masz coś na swoją obronę? Ostatnie słowa wypowiedziała z prawdziwą dumą. W końcu każdy miał prawo obronić się przed zarzutami, jeśli były niesłuszne! To był główny wniosek, który Aneczka wysnuła z poprzedniej rozmowy z Victorią, i którego pilnowała przy wszystkich okazjach. Spojrzała na kuzynkę, szukając u niej potwierdzenia, czy słusznie postępowała. I była szalenie szczęśliwa, że wszystko udało się tak, jak powinno.
Ptaszki zniknęły, co ucieszyło Victorię, pokazując jej, że Anna wiedziała, co robić, że wiedziała, jak się bronić, jak walczyć. I chociaż sprawiała wrażenie nieco przestraszonej, poradziła sobie z problemem. To zaś było najważniejsze i stawiało ją w naprawdę dobrym świetle. Aczkolwiek, czego starsza z Brandonów nie wykluczała, można byłoby kuzynkę nieco więcej nauczyć. Dodać jej pewności siebie, dodać jej również możliwości, żeby żaden złoczyńca, czy jakiś inny wstrętny parch, nie postanowił jej zaatakować i jej pokonać. To było coś, co było dumą Victorii i nie zamierzała tego tak łatwo porzucać. Na razie jednak nie komentowała tego w żaden sposób, bo miały coś innego do załatwienia. Spojrzała z góry na złapanego gagatka, który wił się jak piskorz, a później uśmiechnęła się lekko i z uznaniem skinęła głową na zachowanie Anny. Najwyraźniej wyciągnęła wnioski z ich wcześniejszej rozmowy, pokazując się teraz z naprawdę dobrej strony, robiąc to, co do niej należało. Wyraźnie nie zamierzała skakać do własnych rozwiązań i wyjaśnień, nawet wtedy gdy wina zdawała się oczywista, a to należało cenić. Tym bardziej u prefekta, który chociaż miał pilnować porządku, musiał być sprawiedliwy. W innym wypadku nic nie miało sensu i prowadziło jedynie do problemów, z jakimi mogli sobie zwyczajnie nie poradzić. Ponieważ jednak chłopak milczał, jak zaklęty, Victoria pokręciła głową. - Musimy zabrać go do nauczycieli. Któryś z nich ma dzisiaj dyżur, zaraz przekonamy się, który. Skoro nie ma ochoty rozmawiać z nami, dopełnimy w inny sposób swojego obowiązku - zakomenderowała, zauważając, że powinny również zabrać czapkę niewidkę, stanowiącą w tej sprawie dowód, jaki musiały, a jakże, wykorzystać. Potem zaś wskazała im drogę, uznając, że ancymon, którego pochwyciły, będzie szedł między nimi, ot tak, na wszelki wypadek, gdyby jednak coś strzeliło mu do tego niezbyt rozgarniętego mózgu.
z.t x2 +
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zajęcia nie były aż tak ważne, by Max żył tylko nimi. Tego dnia postanowił odpuścić sobie jedną z lekcji i zadbać o swój żołądek, który wołał o porządny posiłek. Wpakował się więc do kuchni i spędził naprawdę miłe popołudnie ze skrzatami, napychając się ziemniakami i mięsem praktycznie po korek. Opuszczając pomieszczenie żałował, że aż tak dał się ponieść łakomstwu, ale zdecydowanie nie zamierzał zmarnować tych resztek, które dostał zapakowane na później. Właśnie zmierzał w stronę dormitorium, by zapaść w sen poobiadowy, gdy wpadł na znajomą sylwetkę. -Dawno się nie widzieliśmy. - Powitał nauczyciela eliksirów ze słabym uśmiechem, bo czuł, że jak uniesie usta wyżej, to się autentycznie zrzyga. -Nie sądziłem, że to Ty będziesz przełożonym Xanthei. Muszę przyznać, że odwala dobrą robotę. - Gawędził sobie jakby nigdy nic, kompletnie nie potrafiąc mówić do niego "profesorze" ze względu na okoliczności, w jakich ostatnio się widzieli. Tym razem przynajmniej nie proponował mu loda ani alkoholu, co jak na Maxa było dość niezłym postępem.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Casey O'Malley
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : gardłowy głos, zbielałe prawe oko, blizna po oparzeniu na prawej części twarzy, tatuaże na przedramionach, mniej widoczne - uwydatnione żyły i papierowa skóra - wszystko mniej rzucające się w oczy przez wili urok
Nie pamiętał momentu, w którym przeszli sobie na “Ty”, ale jakoś nie brzmiało mu to do siebie podobnie, dlatego splótł ręce na piersi, próbując odtworzyć sobie w pamięci ich ostatnie spotkanie, nie licząc tych szkolnych w trakcie zajęć. Otaksował Maximiliana spojrzeniem bardzo oceniającym, bo ważył w głowie jego otwartość i adekwatną reakcję na nią, ale nie dlatego, że tak długo rozważał czy powinien być miły, czy nie. Tu odpowiedź zawsze była prosta – nie. Wybierał pomiędzy kilkoma stopniami szorstkości i nieprzychylności. — Szkoła. Język. Nie mów tak w obecności innych uczniów, uprzejmie ostrzegam. “Uprzejmość” Caseya zawsze przybierała dziwne formy. — Za dobrą — dodał — wymagania wobec mnie też wzrosną. NIe miał wątpliwości co do swojej wiedzy, a do chłonności umysłów, które nie potrafiły jej przyswoić, ale o tym nie musiał Maxowi wspominać, przecież miał okazję uczestniczyć w jego zajęciach, to musiał już wiedzieć, że wymagania profesora były często wyższe niż wymagał tego program. Jakby założył, że przedmiotem przewodnim każdego ucznia powinny być eliksiry – jego przecież od zawsze byly. — A coś Ci się w mojej nie podobało? – mruknął od tak, ale nic, co O’Malley rzucał, nie było rzucane bez powodu.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max mało pamiętał lekcji z Caseyem. Raczej utkwiły mu w pamięci te, prowadzone przez Beatrice i przyćmiły wszystko inne co działo się w tej szkole. No może poza torturami u Pattola, ale traumę ciężko było wywalić z umysłu. -A no tak. Szkoła, kultura i te sprawy. Będę się pilnować - Zreflektował się przy pomocy nauczyciela, obiecując poniekąd poprawę. Był już tak przyzwyczajony od faktu, że z wieloma nauczycielami posiadał mniej formalną relację, że zdarzało mu się zapomnieć. No i fakt, że ostatnio rzucał bardzo mało wypadające teksty w stronę Caseya też robił swoje. Jak dobrze, że udało mu się odzyskać tę piersiówkę! -To chyba dobrze, że uczniowie chcą się rozwijać. - Nie zrozumiał jego komentarza, ale zaraz zdał sobie sprawę, że znajduje się w Hogwarcie, a tu dobro uczniów i ich edukacja zdawały się być zdecydowanie na ostatnim miejscu listy priorytetów. Jak dobrze, że młodzież spędzała tu najważniejsze lata swojego życia! Max zgadzał się jednak z tym, że niektórych ciężko było nauczyć gotować czystej wody, a co dopiero bardziej skomplikowanych przepisów. -Po prostu nie jestem fanem programu nauczania. Za dużo odtwórczej roboty. Po siedmiu latach człowiek ma dosyć, a jak jeszcze chce się zdawać z tego dyplom i ma się wizje powtarzania znowu tego samego materiału, to można chcieć wyjąc swój własny mózg i użyć go do następnego eliksiru. - Odpowiedział szczerze, bo czemu by miał postąpić inaczej? Może Casey nie miał ochoty słuchać odpowiedzi, ale to wtedy trzeba było Solberga nie pytać. Nawet retorycznie, bo choć w eliksirach brylował, życiowo czasem był po prostu debilem. -W każdym razie jestem ciekaw tego kontrastu między wami. To potrafi inspirować. - Nie powiedziałby tego czarodziejowi prosto w twarz, ale często obserwując zachowanie ludzi, a szczególnie gdy zajmowali się tym samym, porównywał ich do składników i reakcji eliksirowarskich, co bardzo często pozwalało mu zrozumieć niektóre koncepty i nawet postąpić naprzód we własnych badaniach.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Casey O'Malley
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : gardłowy głos, zbielałe prawe oko, blizna po oparzeniu na prawej części twarzy, tatuaże na przedramionach, mniej widoczne - uwydatnione żyły i papierowa skóra - wszystko mniej rzucające się w oczy przez wili urok
To chyba dobrze, że uczniowie chcą się rozwijać – zbył te słowa wstępnym milczeniem. Widział kilka luk, uczniowie z zasady nie chcieli się rozwijać, szukali kogoś, kto przymusi ich do tego rozwoju, uczniowie z zasady lubili nauczycieli, którzy nie wymagali od nich dużo, albo potrafili zarazić ich swoją pasją, co nie znaczyło, że chociaż połowa z nich faktycznie coś w tym kierunku zrobi w przyszłości. Tym różnił się Casey od większości jego kolegów z kadry. Nie lubił angażować swojego czasu w rozwój osób, które tego rozwoju wcale nie szukały, albo nie miały do niego naturalnych predyspozycji. Dlatego ostatecznie uniósł z pobłażaniem kąt ust ku górze i skwitował to stwierdzenie inaczej. — Chcą też zarabiać miliony, siedzieć i pachnieć. Wzruszył ramionami. Chciał przez to powiedzieć, że “chcieć”, a robić coś w tym kierunku to dwie różne sprawy. Znacznie częściej spotykał się z tą grupą uczniów, które chciały wiele i wymagania też miały wysokie, ale od siebie nie dawały nic – co zabawne, to najczęściej Ci mieli najwięcej do powiedzenia o zajęciach i najwięcej zastrzeżeń do programu, sposobu prowadzenia zajęć. Maksimum oczekiwań, zero zaangażowania. — Więcej niż 90% z nich to nie wyjdzie, a przynajmniej połowa z nich nawet nie spróbuje nic w tym kierunku zrobić. Ale jasne, że chcą. Kto nie chce milionów? On też nie był fanem programu nauczania, nie było to żadną tajemnicą, często wykraczał poza schematy, jak większość nauczycieli w Hogwarcie starała się to zresztą robić. Prawda jednak była taka, że to co uczeń wyniesie z lekcji zależało tylko i wyłącznie od niego, przy tak wykwalifikowanej kadrze, jaka dobierana była w Hogwarcie nie było złych nauczycieli. Byli tacy, którzy potrafili przekazać różną wiedzę i każdy z nich miał na to swoje metody, a każda metoda innych odbiorców. Niemniej… uczniowie najwięcej uczyli się w praktyce – to był fakt, i tak zresztą będzie wyglądać całe ich życie, nie chciał go martwić, więc tylko prychnął, zatrzymując tę prostą prawdę dla siebie, bo była przecież oczywista. — Zacznij już teraz pracę w tym, z czym wiążesz plany. Wzruszył ramionami. “Resztę olej” – zdawała się podpowiadać jego postawa, ale jako nauczyciel nie powinien tego mówić głośno. — Psychologia przeniesienia Junga. Przeczytaj. Max wspomniał o kontraście między nim, a Xantheą, a Casey automatycznie skojarzył to z osobą Gustava Junga, mugolom znanego, jako psychologa, ale mało kto zapoznawał się z jego opracowaniami alchemicznymi. — Zastanów się nad przeniesieniem – co oznacza i dlaczego o tym wspominam. Może Cię zdziwić, że ten powtarzany od pierwszej klasy materiał, którym gardzisz, nigdy nie jest taki sam. Może Twoja znużona moimi belfrowskimi dyrdymałami głowa jest w stanie w siebie wcisnąć dla odmiany coś nowego. Teraz też nastąpiło przeniesienie między osobowościami – Maximilian nieintencjonalnie podrzucił Caseyowi pomysł na materiał następnej lekcji.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Obydwoje mieli trochę racji, a zarazem trochę się mylili. Ciężko było w tak dużym społeczeństwie, jakim był Hogwart, wyciągnąć jakąś średnią. To wszystko zależało od rocznika i innych takich. Max patrzył głównie ze swojej perspektywy, bo chuja go inni interesowali, ale też widział po zajęciach labmedu, że niektórzy naprawdę chcieli się czegoś nauczyć, tylko nie trafili na nauczyciela, który mógł dobrze im tę wiedzę przekazać. Prawdą było jednak, że wielu miało to wszystko po prostu głęboko w dupie. -A kto by nie chciał? - Wzruszył ramionami, choć odpowiedź znał. On bez roboty chyba by usechł. Potrzebował, by coś się działo, potrzebował ciągłego ruchu i zmiany, a praca nad kociołkiem mu to dawała wraz z nieskończonymi możliwościami. -A czy szkoła nie powinna być dumna z tych marnych kilku procent, które jednak da się nauczyć? - Zapytał, a w jego głosie słychać było ironię. Nie żeby miał coś do samego Caseya, nie, tu chodziło o to, jak działał Hogwart i jak bardzo w dupie miał swoich podopiecznych. Czy się uczyli, czy nie, czy byli bezpieczni, czy na skraju śmierci, nikogo tutaj nie interesowało. Pytaniem według Maxa pozostawało tylko, czemu wciąż ten zasrany zamek stoi. -O siebie się nie martwię. - Miał już własny biznes, który przynosił mu ogromne szczęście i bardzo dobre zyski. Do tego robił to, co kochał i na czym się znał, więc nie musiał absolutnie przejmować się sprawą życia zawodowego. Zanotował w myślach tego całego Junga i choć psychologia nie była mu ani trochę bliska, miał zamiar zobaczyć, o co mężczyźnie może z tym chodzić. Pewnie były to jakieś bzdury z chuja wyssane, ale co tam. Jakoś trzeba było znieść niektóre lekcje, więc mógł po prostu zabrać na nie dodatkową lekturę. -Szczerze, gdyby nie fakt, że muszę zdać przedmiot, by pisać z niego pracę, zapewne odpuściłbym już eliksiry. Podstawy dostałem i tyle mi wystarcza, by samemu dojść tam gdzie chcę. Ale zastanowię się nad tą kwestią, zawsze warto poszerzyć horyzonty. - Kompletnie nie zgadzał się z tym, że warzenie po raz kolejny wiggenowego cokolwiek mu da. Jeszcze bez najmniejszej szczypty kreatywności. Nie, macie przepis i róbcie, jak małe grzeczne robociki. Rzygał tym, ale fakt, planował napisać pracę dyplomową z eliksirów, więc chciał czy nie, musiał na te zajęcia chodzić.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees