Atrakcja: drin Kostki: 1 Efekty: dosko tańczę Strój: taki
Cieszył się na imprezkę na ranczu i ani trochę nie przejmował tym że będzie tam obecne głównie grono pedagogiczne - wychodził z założenia że nowych znajomych nigdy za wiele, a do tego miło było w końcu wyrwać się z domu w innym celu niż praca i obowiązki. I to jeszcze u boku @Noreen Finch, której towarzystwo stanowiło wisienkę na torcie tego wieczoru. - Fajnie, że mnie zaprosiłaś - odwdzięczył się, uśmiechając na jej widok i podchodząc bliżej, by się przywitać, na razie grzecznym całuskiem w policzek. - Do twarzy ci w dżinsie - skomplementował jego zdaniem wybitny strój dziewczyny, podał jej ramię i ruszyli razem na podbój rancza. - Na pewno będzie świetna zabawa, w to akurat nie wątpię! Chętnie się przekonam czy nauczyciele d z i k n ą pod nieobecność uczniów - zachichotał - A Atlasa miałem okazję poznać. Mamy wspólną... znajomą - dodał, zawahawszy się raptem sekundę przed wspomnieniem o Irvette, będącej pierwiastkiem łączącym go z mężczyzną. Issy'ego ani Gwen albo jeszcze albo już nie było w altance, podeszli więc do gospodarza i towarzyszących mu osób (@Joshua Walsh@Christopher Walsh@Persephone Aniston@Atlas Rosa@Bridget Hudson@Wally A. Shercliffe i jeśli kogoś pominęłam to sorki:*). Wszyscy wyglądali fenomenalnie w tematycznych strojach i na szczęście przy tym zupełnie sympatycznie. - Cześć wszystkim - przywitał się hurtowo, unosząc dłoń do ronda kapelusza, bo Noreen była na tyle miła, że zaprezentowała go towarzystwu. Dobrze że samym imieniem, inaczej zgromadzeni tu profesorowie mogliby patrzeć na niego przez pryzmat rodzeństwa i z góry założyć, że był skończonym pajacem jak oni, a to kiepsko wróżyło nowym znajomościom. Przystał na propozycję partnerki by rozpocząć od drinków, ruszyli więc w stronę baru Ogórka. - Myślę że nic gorszego niż twoje bekanie jabłkiem i tak już nas nie spotka - zauważył, chichocząc, ale rzeczywiście nie odważył się sięgnąć po cydr, tylko poczęstowali się autorskimi drinkami skrzata. Już po pierwszym łyku poczuł, jak bioderka zaczynają mu się bujać do znanego tylko sobie rytmu, złapał więc Norkę za rękę i bez wahania pociągnął w miejsce, z którego dobiegała muzyka. - Na Celtyckiej nie dotarliśmy na parkiet, musimy to teraz nadrobić! - zawołał, idąc tanecznym krokiem i uniósł w górę ich złączone dłonie, próbując zaaranżować wykonanie przez Noreen efektownego piruetu.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Zdziwiła się, gdy Ogórek pojawił się w jej szklarni z zaproszeniem na przyjęcie. Nie tylko została zaproszona na spotkanie towarzyskie, ale jeszcze jedno z tych przebieranych. Wiedziała, że nie jest to stricte impreza urodzinowa, ale nie potrafiła przeoczyć faktu, że Atlas właśnie w tym czasie będzie mógł dodać kolejną cyfrę do swojego wieku. Wzięła więc wolne popołudnie i pojechała do Francji, by tam, u jednego z najlepszych jubilerów, zakupić stosowny prezent. Długo kazała biednemu rzemieślnikowi pokazywać swoje towary, nim w końcu coś spełniło jej oczekiwania. Miała nadzieję, że i w gust gospodarza uda jej się trafić. Dobrze wiedziała, że Rosa uwielbiał wyszukane błyskotki, ale nie poprzestała na tym, nie wyobrażając sobie przyjęcia w ogrodzie bez odpowiedniej butelki wina. Zaopatrzona, jak na gościa przystało, wróciła do Anglii, czekając na dzień spotkania. Gdy w końcu nadszedł, przywdziała strój kowbojki, który wcześniej skompletowała. Nie była pewna, czy wpasuje się w klimat imprezy, ale czuła się w nim pewnie i pięknie, a przede wszystkim kobieco. Postawiła na bardzo delikatny makijaż, nie ukrywając tym razem swoich piegów, które sklejały cały look. Upewniła się jeszcze, że prezenty bezpiecznie leżą w torebce, wdziała na nogi kowbojki i ruszyła na ranczo. -Bonjur, mon cher. - Przywitała się z @Atlas Rosa, posyłając mu promienny uśmiech, po czym objęła go ciepło. -Wszystkiego najlepszego. Mam nadzieję, że będzie odmierzał tylko dobre chwile. - Wręczyła mu zakupiony prezent wraz z butelką wina, której komentować nie musiała, po czym rozejrzała się krótko wokół, dostrzegając na ten moment jedynie @Gwen Honeycott i @Bridget Hudson , którym posłała również uśmiech, nie opuszczając jednak na razie gospodarza.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Chris uniósł lekko brwi i uśmiechnął się do Josha, kiedy ten wspomniał o pilnowaniu, stwierdzając jedynie, że był niemalże pewien, że impreza skończy się gdzieś w okolicznych krzakach, kiedy żołądki po eksperymentach Ogórka i tańcach najnormalniej w świecie nie wytrzymają. On sam nie uczestniczył raczej w takich imprezach, a jeśli faktycznie mu się to zdarzało, to najczęściej był tym kołkiem, który podpierał ściany, więc nie do końca był w stanie stwierdzić, czy będzie się dobrze bawić. Już teraz czuł, że chociaż znał tutaj większość osób - lepiej albo gorzej - był nieco spięty i skrępowany, bo zwyczajnie nie przepadał za tłumami, rozmowami jeden przez drugiego i wszystkim, co się z tym wiązało. - Nie czujesz się, jak na jakieś niepoważnej imprezie, gdzie cały alkohol zostanie tak zmieszany, że trudno będzie go nazwać, a tańce będą trwały do białego rana? - zapytał @Noreen Finch, kiedy się do nich zwróciła i uśmiechnął się lekko, kołysząc szklanką, w której miał owocowy napój, zerkając na Josha, gdy ten wspominał coś o jego własnym drinku, ale prawdę mówiąc bardziej ciekawiło go to, co opowiadał, kiedy pod adresem Persephone padł komentarz dotyczący kasztana. - A ci starsi to co mają do zaoferowania? - zapytał go, unosząc lekko brwi, jakby nie do końca rozumiał, co ten miał do powiedzenia. I chociaż się domyślał, to podobnie jak profesor numerologii, nie umiał do końca nadążyć za tym tokiem rozumowania, odnosząc wrażenie, że znajduje się na jakiejś szalonej imprezie, z której już nic nie pojmuje, a ledwie zdołał upić dwa łyki drinka, który nie miał w sobie nic wyskokowego. - Przyjmę przeprosiny, jeśli później ze mną zatańczysz - rzucił do @Persephone Aniston, brzmiąc bardzo poważnie, jakby nie brał pod uwagę odmowy z jej strony i mrugnął, by zaraz zwrócić się w stronę kolejnych gości, witając się z @Ryan Maguire i uśmiechając się lekko do @Irvette de Guise, której być może powinien się tutaj spodziewać. Zaraz jednak jego uwagę przyciągnął inny mężczyzna i zamrugał, w pierwszej chwili z pewnym trudem łącząc fakty, jakoś mimowolnie przysuwając się bliżej Josha, łapiąc go za dłoń, kiedy zwrócił się do nich @Wally A. Shercliffe. Też w pierwszej chwili go nie rozpoznał i musiał przyznać, że czuł się nieco, jakby znajdował się w jakimś tyglu, z którego nie do końca potrafił się wymknąć. - Wally? Merlinie, nie widziałem cię od... dawna! Ale spotkalibyśmy się za kilka dni, razem z twoim wydawcą. Byłem mile zaskoczony, że będę miał okazję z tobą współpracować, ale widać los uznał, że możemy spotkać się wcześniej - powiedział, śmiejąc się cicho, bo świat, jak się okazywało, był zadziwiająco mały. Mniejszy, niż człowiekowi mogło się wydawać, a w tej akurat chwili wydawał się zielarzowi w ogóle potwornie mikroskopijny. Pewnie również dlatego, że mniej lub bardziej rozpoznawał @Bridget Hudson, z którą nie miał na razie okazji współpracować, ale pamiętał ją jeszcze z czasów, kiedy kończyła studia, a on zaczynał pracę. Tymczasem najwyraźniej ją i Shercliffe'a coś łączyło, aczkolwiek Chris nie był aż tak pewien tego, czym to dokładnie było i czy się nie mylił.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
]Atrakcja: witanie i drink Kostki:4 Efekty: odnajdujesz wielką potrzebę powiedzenia czegoś z najszczerszego serca jak na świętej spowiedzi, niezależnie od tego, czy osoba obok chce to usłyszeć. Ani czy Ty chcesz to powiedzieć. Strój taki
Spojrzał na męża, uśmiechając się zaczepnie kącikiem ust, gdy tylko usłyszał jego pytanie. Czy naprawdę musiał mu mówić, co potrafią ci starsi. Pokręcił głową do @"Persefone Aniston" uśmiechając się lekko, dając jej tym samym znać, żeby nie przejmowała się tym co mówi, ale zaraz nachylił do męża. - Jeśli chcesz wiedzieć, co mogą dać starsi, musimy się szybciej zwinąć do domu... I najlepiej porwać Atlasowi trochę siana - powiedział, po czym zaczął się śmiać, wskazując na drink. - Wygląda na to, że będę mówił więcej, niż chcę - dodał, tłumacząc nieco swoje zachowanie. Mówił wszystko, co zdążył pomyśleć, mając zupełnie wyłączony filtr. Zaraz drgnął, kiedy znalazła się obok nich @Noreen Finch do której uśmiechnął się szeroko, podrzucając zaczepnie brwiami i zaraz też przyjacielsko objął ją ramieniem. - Udawaniu studentów, albo pokazaniu, że nie jesteśmy tacy starzy, choć niektórzy przyprószeni siwizną - powiedział wykonując gest, jakby chciał przesunąć dłonią po swojej brodzie, ale ponieważ trzymał w niej drinka, po prostu upił łyk. - Czyli zgodnie ze słowami Chrisa, ja piję, on tańczy, a ciebie wciągamy do jednego i drugiego, o ile twój towarzysz się zgodzi - powiedział, spoglądając z przyjaznym uśmiechem na @Ryan Maguire. Jego wzrok wędrował dalej, dostrzegając @Irvette de Guise, której nie spodziewał się na imprezie kadry i mimowolnie zastanawiał się, czyją towarzyszką była, ale widząc. jak wita się z Atlasem doszedł do wniosku, że ta dwójka znała się równie dobrze, jak nie lepiej, co Ślizgonka z Chrisem. Pamiętał, że ta dwójka naprawde często się spotykała i rozmawiała o zielarstwie... Przesuwał spojrzeniem po pozostałych, nagle unosząc wysoko brwi, kiedy usłyszał naprawdę znajomy głos i dostrzegł wyraźnie twarz, jakiej nie widział od lat. Wyczuł przy tym, że Chris przysuwa się do niego, więc bez wahania zacisnął palce na dłoni męża, chcąc dodać mu otuchy. Czuł, że za chwilę znikną gdzieś z boku, aby odsunąć się do zamieszania, jakie powstało, tak typowe dla imprez. - Wally! Chwila, wy też... - zakrzyknął w stronę @Wally A. Shercliffe, po chwili spoglądając na niego i na Chrisa z lekkim zaskoczeniem, przesuwając palcem po wierzchu dłoni męża. - Czyli twoje książki będzie teraz upiększał, mój mąż, świat jest mały. Powiedz, chociaż, że jak już wyjechałeś z Anglii, to od czasu do czasu latałeś na miotle. Nie łam mi serca, że moje wysiłki poszły całkowicie na marne - dodał jeszcze do Wally'ego i wzruszył lekko ramieniem. - Powrót do zamku był po prostu właściwym krokiem, ale to chyba nie tyczy się tylko nas - powiedział, nieco wymownie przenosząc spojrzenie na towarzyszkę znajomego ze szkolnych lat. - Co prawda nie miałem okazji dłużej cię uczyć, ale i tak nie spodziewałem się, że wrócisz do zamku - odezwał się do @Bridget Hudson, gdy Wally mówił akurat do Atlasa o jakiś winach. Uśmiechał się przy tym jak zwykle przyjaźnie, nie opuszczając boku Chrisa. Kiedy wszystko nieznacznie się rozluźniło, Josh spojrzał na męża, próbując się upewnić, że wszystko było w porządku, gotów zniknąć z nim gdzieś na boku, po drodze zatrzymując się przy Ogórku, aby podpytać go o przepis na drinka, jakiego właśnie pił.
Atrakcja: line dance! Kostki: są wyżej, w sumie to będzie -49 Efekty: póki co chyba żadne
Fokstrot był płynny. Jeden ruch wynikał z drugiego i to jej się w nim podobało. To, a także muzyka, do której go tańczono. Kowbojka z kolei… była inna. Owszem, dała się pociągnąć na parkiet i dość bezmyślnie oczarować uśmiechowi Atlasa. Starała się patrzeć z uwagą na jego kroki, ale wszystko ją rozpraszało – jego obecność, słyszane z daleka rozmowy, świadomość, że na tańczą jako jedyni. Lewa, prawa, przód tył i obrót. Pięta, pięta i krok i co dalej? Bawiła się jednak wyśmienicie, choć nie do końca nadążała z tym dzikim jak zachód tempem. Rumieniła się przy tym niemiłosiernie, bynajmniej nie z braku tchu, a okoliczności, bo chyba po raz pierwszy w życiu pozwoliła sobie na tak jawne okazywanie… no cóż, prawdziwej siebie w towarzystwie całej kadry Hogwartu i ich sympatii. Starała się jednak skupiać nie na nich, byli najpewniej pochłonięci swoimi drinkami, rozmowami i czynieniem psot, a Atlasem. Którego, mówiąc szczerze, zupełnie nie znała od tej strony. Owszem, widywali się codziennie na uczcie w Wielkiej Sali i raz po raz wymieniali uprzejmości. Ale nigdy wcześniej nie okazywał jej takiego zainteresowania. Ewidentnie robił co w swojej mocy, aby jakoś się tu zaasymilowała. Nie czuła obco, a dobrze i to ujęło ją za serce. - Bardzo to miłe – zaśmiała się jak nie ona, nie precyzując, co w istocie takie jest. Była trochę pijana i chyba nie do końca ogarnęła, że zakończyła swój wywód myślowy na głos. Po prostu dalej tańczyła, czując, jak jej ciało przyzwyczajone do dłuższych pląsów po prostu się rozgrzewa. No cóż, całe szczęście, że mają przed sobą całą noc! Zresztą mimowolnie była dłużna Christopherowi taniec, poza tym wydawało jej się, że gdzieś w pobliżu widziała latające kozy, rodeo i inne atrakcje, których z pewnością będzie chciała spróbować. Spojrzała na Rosę, a w jej oczach zalśniło szczęście. Pomimo nieprzystępnej na co dzień postawy, pomimo chłodnej aury, którą wokół siebie roztaczała, pomimo tego, że emocjonalnie nikogo niemal nie dopuszczała, zobaczył w niej człowieka. Który też chce się pobawić, usłyszeć coś miłego i przyszedł tu bądź co bądź sam. Była mu za to bardzo wdzięczna, ale nie ośmieliła się póki co powiedzieć ani słowa, po prostu póki co tańczyli.
Atrakcja: będzie pite i tańczone Kostki: - Efekty: -
Masowała nasadę nosa, szukając w głowie dobrych rozwiązań. Ostatnie, co ją w życiu kręciło, to awantury. Jasne, była w gorącej wodzie kąpana, jasne, nie raz i nie dwa sama rzucała się na ludzi jak poparzona, żeby wyjaśniać problemy, ale granicą dobrego smaku było przynajmniej nie robić tego podczas publicznych wydarzeń i nie psuć nastroju innym ludziom. Wciąż miała przed oczami skonsternowaną minę @Sid Carlton bogu ducha winnego czegokolwiek, który ledwie dołączył do szkolnej kadry, a już musiał oglądać takich ananasów z ich najgorszej strony. Z pewnością zrobili na nim dobre wrażenie. Starała się w myślach przynajmniej pocieszyć tym, że no teraz to już mogą wypaść tylko lepiej, skoro wystartowali z poziomu dna. Maszerując, obejrzała się przez ramię na @Benjamin Auster, który, rozsądnie, postanowił do niej dołączyć, choć nie bez kilku łyków whisky i papierosa. Nie była przekonana czy więcej alkoholu to dobre rozwiązanie, ale - choć zaczynała w to wątpić - był dorosły i mógł co chciał. W drodze do altanki westchnęła ciężko, przerywając ciszę: - Ben... - zaczęła, obserwując z daleka ludzi, krążących wokół altany - To trochę moja wina, że wyciągnęłam Cie do ludzi wiedząc, że nie czujesz się w pełni sił. - nie miała absolutnie żadnych problemów z autorefleksją. Była narwana, ale nie bezmyślna.- Rozumiem, że masz na pieńku z Issym. - cóż za eufemizm, no ale wciąż pamiętała, że Rain przedstawił ich znajomość jako przyjacielską, co insynuowało więcej, niż obaj mogli się spodziewać.- To specyficzny człowiek, jak każdy artysta, ale też przecież nie jest wściekłym Maltańczykiem rzucającym się na ludzi. - spojrzała na bruneta, unosząc brwi. Domyślała się, że @Issy Rain mu tego luta nie sprzedał za ojczyznę i choć projektant mógł być chochlikiem pozbawionym duszy jak każdy rudy człowiek, to Auster musiał mu czymś zajść za skórę- Nie wnikam w to, co się wydarzyło, kto jest winny kto niewinny. - zatrzymała się i odwróciła przodem do niego. Zmrużyła lekko oczy, bo akurat stał pod słońce i uśmiechnęła się pocieszająco - Jesteś dojrzałym człowiekiem. Pełnym niezwykłości. - podjęła. Nikt kto potrafił tak pisać nie mógł być emocjonalnie ubogi- Spróbuj znaleźć w sobie trochę dystansu, pozwól sobie patrzeć na ludzi z więcej niż jednej perspektywy. - osłoniła dłonią oczy, bo już zaczynały jej łzawić - Wyjaśnij sobie z nim co masz do wyjaśnienia, bo niedopowiedzenia ciągną się za człowiekiem jak smród za kłaposkrzeczkiem. A takie sytuacje nie zachęcają do zagłębiania się w bliższe relacje z Tobą. - była bezlitosna, ale stawiała sprawę jasno. Nie oceniała jego powodów, nie interesowała się jego problemami, ale jeśli sama miała się angażować w relację, jaka by ona nie była - nawet bliskiego koleżeństwa z Austerem - incydenty w których ludzie mieli tak płomienne pretensje do pisarza nie mogły mieć miejsca. Po prostu nie lubiła takich okoliczności i z pełną premedytacją, świadomie, unikała ich odcinając się od problematycznych ludzi. Co innego kłócić się z @Ryan Maguire o to kto złowił większego szczupaka, a co innego prać po mordach na garden party u kolegi z pracy. Okazało się, że o wilku mowa, bo kiedy odwróciła się znów w kierunku altanki, był tam nie kto inny, jak sam rzeczony Maguire. Wzięła głęboki wdech robiąc z dłoni tutkę i krzyknęła: - PIIII! NOOO! - po czym uśmiechnęła się szeroko i zaczęła gorliwie do niego machać. Zrobiła szybki krok w stronę pozostałych gości, jednak zatrzymała się na moment, by złapać Austera za rękę - No chodź. - i pociągnęła go do ludzi.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
- Och, oczywiście, jasne, przepraszam! Stare naleciałości, wszak człowiek jest zbiorem własnych przyzwyczajeń... - wypaliła do @Persephone Aniston, okropnie zawstydzona, że swoim brakiem pomyślunku sprawiła jej dyskomfort. Kobieta była naprawdę wspaniałą nauczycielką, ale właśnie... Była jej nauczycielką. To zderzenie ze zmianą dynamiki jej relacji z dawnym gronem pedagogicznym było dla bardzo dezorientujące i najwyraźniej, choć jeszcze w tamtej chwili tego nie wiedziała, uczucie to miało jej towarzyszyć jeszcze przez jakiś czas. Powiodła spojrzeniem po innych członkach kadry, których kojarzyła ze swojego ostatniego roku studiów (@Christopher Walsh, @Joshua Walsh) z nieco przepraszającym uśmiechem, no bo przecież do nich też mogła wypalić per "pan", zapominając na moment, że przynajmniej w kwestii zatrudnienia znajdowali się na prawie tym samym poziomie. - Muszę się szybko zorientować, czy... - zaczęła, ale reszta słów uwięzła jej w gardle, bo u bramki prowadzącej na teren ranczo ujrzała @Wally A. Shercliffe. - Wally! - zawołała do niego z daleka, stając na palcach i machając dłonią w powietrzu, jakby jej strój nie był wystarczająco krzykliwy i zwracający uwagę. Jego widok sprawił, że jej szybko bijące serce na moment zgubiło rytm, ale zatuszowała to potknięcie naprawdę szerokim uśmiechem, który rozciągał jej usta tym bardziej, im bliżej znajdował się mężczyzna. Nie spodziewała się takiego powitania przy innych ludziach, lecz nie można było powiedzieć, że przeszkadzał jej ten buziak w policzek. Wręcz nadstawiła się ochoczo na spotkanie z jego ustami, spoglądając na nie później i z zadowoleniem dostrzegając mieniące się między ich bruzdkami drobinki brokatu, najpewniej pochodzące z błyszczącego różu, którym tak zapalczywie pudrowała się w łazience. Bezpośredni dowód, że przyszedł tu dla niej. - Moi drodzy, Wally, Wally Shercliffe - przedstawiła go całej reszcie, nie kryjąc w głosie radości z tego, jak wspaniałego gościa zaprosiła na to ich garden party. Ku jej uciesze Atlas doskonale wiedział, z kim miał do czynienia i powitał go z taką klasą i tak wyjątkowo, jak poważnego celebrytę, że jej serduszko spuchło z jeszcze większej dumy. - Ot, taka niespodzianka - odparła na słowa mentora z uśmiechem, choć w głębi duszy dobrze wiedziała, że zaprosiła Waltera dla siebie samej, nie dla niego. Po prostu zobaczyła okazję i postanowiła z niej skorzystać - ostatnio dość często tak postępowała, lekkomyślnie, bez większego pomyślunku, chwytając dzień i po prostu brnąc do przodu. Zaraz okazało się, że nie tylko Rosa wiedział, kim był jej zaproszony partner, ponieważ mężczyźni poskładali puzzle w całość i rozpoznali się wzajemnie jako koledzy ze szkoły. I był to pierwszy moment, w którym jej uśmiech wypadał nieco blado w porównaniu z szeregiem poprzednio serwowanych. Zdawała sobie dotychczas sprawę, że Wally był od niej starszy. Nie była głupia ani ślepa, ale nie poświęcała temu faktowi zbyt wielu myśli, gdy znajdowali się sam na sam, bo nie miało to aż takiego znaczenia. Pracowali nad tym, do czego się zobowiązali wzajemnie i praktycznie na tym się kończyło, bo wszystkie sygnały, jakiekolwiek by one nie były, z żadnej strony do niczego nie prowadziły. Teraz jednak skonfrontowana z tym faktem, nagle zrobiło jej się jakoś... Dziwnie. - Och, jak wspaniale! - stwierdziła, gdy okazało się, że Christopher miał ilustrować najnowszą książkę Wally'ego. Nic jej nie mówił, ale w sumie dlaczego miałby? Jakie miała prawo do posiadania informacji na ten temat? - Nie wiedziałam, że kryje się tu taka twórcza dusza! - dodała nieco zaczepniej, ale oczywiście przemiło, do Walsha-zielarza, o którego pasji do rysowania nie wiedziała za grosz aż do tej chwili. - No właśnie, latałeś? - podchwyciła słowa drugiego Walsha, wbijając roziskrzone spojrzenie czekoladowych oczu w Wally'ego, ciekawa, co powie koledze sprzed lat. Podczas ich pierwszego spotkania wspomniał, że nie było mu dane odkryć miotlarskiego talentu w sobie, ale kto wie, może miał w zanadrzu jakąś ciekawą historię? Wpatrywała się w niego tak mocno, że niemal nie zorientowała się, iż kolejne słowa Josh skierował do niej samej. - Och, naprawdę? Czemu? - zapytała, zaciekawiona czyjąś perspektywą na jej potencjalne losy po szkole. Jeśli miała być szczera, powrót i badania były jej pierwotnym planem działania, ale wszystko diabli wzięli, gdy jej ukochany profesor z opieki nad magicznymi stworzeniami odszedł tuż przed końcem jej studiów. Nie mając w nim merytorycznego i mentalnego wsparcia, usiadła w swoim planie B - w klinice dla zwierząt. Kiwnęła zaraz głową w kierunku @Atlas Rosa i @Persephone Aniston, którzy opuszczali ich grupę z zamiarem tańca (posłała Atlasowi znaczące spojrzenie i tylko cudem zdusiła ubiegający się o ujście chichot), po czym odwróciła się znów do Wally'ego z miną, jakby nie do końca wierzyła, że faktycznie tu stał. Że przyszedł na imprezę pełna obcych (no, jednak nie tak obcych) ludzi, by spędzić z nią czas! - Pickles, możemy prosić o tę sangrię? Dwa kubeczki! - poprosiła uprzejmie przemykającego obok skrzata, który był bardziej niż chętny, by spełnić jej prośbę. - E tam, byle jaki kostium - stwierdziła półgłosem, by jej słowa były zarezerwowane już tylko dla Shercliffe'a. Odgarnęła kosmyk brązowych włosów za ucho, nieświadomie mizdrząc się trochę przed nim jak jakaś zauroczona nastolatka, do której w sumie wcale niewiele jej brakowało. - To jak, dasz się wyciągnąć do tańca? - zapytała, przejmując od skrzata dwa kubeczki i podając mu jeden. - Czy może za wcześnie na tak dobrą zabawę?
Kowbojce wprawdzie brakowało klasy fokstrota, jak i jego pewnego rodzaju artystycznej wytworności, bez wątpienia jednak do okoliczności altanki, ogórkowych drinków i kapeluszy z rondem pasowała znacznie bardziej. Uśmiechając się czarująco do @Persephone Aniston pokazywał jej krok po kroku proste wygibasy, jakie składały się na powtarzalną pętlę line dane'u, po czym powtórzył z nią kilkukrotnie całą sekwencję, mając z tego niepoprawnie wiele radości. Przyglądał się kobiecie z uwagą, zawsze była niezwykle powściągliwa, prawdziwa dama z wysokich sfer z dawnych lat. Kojarzyła mu się z kimś, nie umiał jednak dobrze ocenić z kim, jednocześnie każdy rozluźniający się mięsień na jej twarzy sprawiał, że było mu jeszcze bardziej miło z powodu zorganizowania tego przyjęcia. Atlas Rosa miał w sobie bardzo wiele egocentryzmu, megalomanii, którą nauczył się dobrze maskować wysoką kulturą osobistą i wyczuciem sytuacji społecznych. Organizacja przyjęcia dla kadry była po części dla radości wszystkich, ale również karmiła jego ego, kiedy widział, że goście bawili się dobrze. - Prawda? - odpowiedział jej również ze śmiechem - Prosta rzecz, a taka skoczna. Idzie Ci wyśmienicie, widać ten fokstrot zostawił po sobie znaki. - puścił jej wesołe oko. Z momentu na moment badał grunt, nie chciał jej speszyć, nie chciał, by poczuła się niezręcznie. Darzył ją kulturalnym szacunkiem, ale jednocześnie nie miał w charakterze długo chodzić wokół ludzi na palcach i chciał, by poczuła się w jego towarzystwie równie swobodnie, co on w jej. Pauzę w muzyce, swobodnie lecącej z nieokreślonego miejsca pod sufitem altanki, przerwało burczenie brzucha półwila, na co zaśmiał się pięknie i perliście jak syrenka z witraża. - Och, bardzo Cię przepraszam, ale chyba nie przyswoiłem wystarczająco dużo kalorii do tych tańców. Przerwa na przekąskę? - zapytał, wskazując ręką drewniane półki, zastawione smacznościami ogórka. Podchodząc do salaterek i talerzyków, chwycił jeden z interesująco wyglądających, pękatych pierożków, jednak zanim zdołał go ugryźć, kątem oka dostrzegł znajomy błysk płomiennej rudości, który natychmiast rozpromienił jego twarz uśmiechem. - Och Irvette, bienvenue mon ami! - ucieszył się serdecznie, widząc zbliżającą się @Irvette De Guise. Objął ją z czułością, po czym pozwolił sobie na bezdźwięczne la bise stykając się policzkiem z każdym z jej policzków.- Wyglądasz fantastycznie, cieszę się, że mogłaś przyjść. - iskra rozbawienia zatańczyła w jego oku, kiedy dziewczyna wydobyła prezenty i pokręcił głową- Bardzo mi miło, że pamiętałaś. - spojrzał na nią z jakimś rozczuleniem. Zorganizował przyjęcie w dzień swoich urodzin, choć nie planował ich świętować, nie miał nawet tortu. Smutnym i wstydliwym było to, że po prostu nie chciał tego dnia spędzać samotnie. Irvette jednak, czego w sumie mógł się po niej spodziewać - francuzi uważali urodziny za szalenie ważne święto w życiu każdego człowieka - nie omieszkała mu tego odpuścić. Ochoczo zajrzał do pudełka, podziwiając przepiękny zegarek, który mienił się w środku misternymi ozdobami i westchnął. Podświadomie wiedział, że wypadałoby powiedzieć coś pokroju "nie trzeba było" czy inne "nie wiem czy zasłużyłem", ale oboje wiedzieli, że fałszywa skromność nie leżała w jego naturze. Skinął jej głową, bo jak mało kto wiedziała, jak wstrzelić się w jego gusta. - Proszę, poczęstuj się czym chata bogata. - wskazał dłonią ogórkowe wspaniałości - Jeśli czujesz się żądna przygód zachęcam do drinków Picklesa, miał całkowicie wolną rękę i muszę przyznać, że ma do tego dryg. Tylko wychodzą mu dość mocne. - przestrzegł z rozbawieniem - W innym wypadku wino, szampan, Walter przyniósł sangrię. - obejrzał się na Percy, by upewnić się, że i jej niczego nie brakuje. Co innego, kiedy ktoś przychodził z kompanią, a co innego pojawić się na przyjęciu samemu. W geście dobrego gospodarza było zadbać o te lśniące gwiazdy, ostatnie czego by chciał, to to, że ktoś w jego domu czuje się odosobniony czy nieswój.
Atrakcja: powitania, drineczki, potem tańce i jedzonko Kostki:5 - drineczek, tańce - 9, G , jedzenie - 6 Efekty:@Joshua Walsh będziesz w moim typie Strój: a taki o mniej więcej
- Dzięki! - odpowiedziała z naprawdę szerokim, ciepłym uśmiechem, zadowolona, że jej wysiłki garderobiane spodobały się Ryanowi. Co tu dużo mówić, widział ją już w chyba każdym wydaniu - zarówno ładnie ubraną, jak i nagą, a także rozczochraną w T-shircie i majtkach. Nie oznaczało to oczywiście, że już nigdy nie chciałaby wyglądać dla niego ładnie, bo umówmy się, dla siebie by się tak nie stroiła. Jej dopasowany dżinsowy kombinezon tyle samo zakrywał, co odsłaniał, w związku z tym spełniał swoje zadanie. Tylko trochę było jej w nim ciepło, ale zobaczymy, jak będzie przebiegał wieczór. Nie nastawiała się, że będzie jej jeszcze goręcej, ale kto to wiedział, co faktycznie zgotuje im los? Dotychczas (nie licząc tej jednej nocy), podchodzili na spokojnie do rozwijania ich znajomości, nigdzie się nie spiesząc i nie nakładając na siebie wzajemnie presji. To nikomu nie służyło. - O, kogo? - zapytała za zaciekawieniem, zupełnie nieświadoma, że tajemniczą "znajomą" była rudowłosa piękność (@Irvette de Guise), którą minęli na Nocy celtyckiej. Dołączywszy już do towarzystwa, bardzo szybko została przygarnięta przez @Joshua Walsh, pod którego ramieniem spąsowiała nieco, ale odwzajemniła uśmiechy obojga. - Ależ oczywiście, po to tu przyszłam! Nie wiedzieć, co piję i tańczyć do białego rana! - zapowiedziała @Christopher Walsh, rzucając w przelocie spojrzenie @Ryan Maguire, by puścić mu oczko i poinformować go tym gestem, że tak naprawdę ściemniała, bo liczyła, że albo odprowadzi ją pod Hogwart przed północą, jak na dżentelmena przystało, albo pójdą do niego i będą się do tego białego rana przytulać. Zaraz dołączyło do nich jeszcze kilka innych osób i choć Noreen przywitała się z nimi ciepło, naprawdę potrzebowała się czegoś napić, bo słońce przyświecające w jej denimowy strój bardzo ją rozgrzewało. - Ej! - żachnęła się z rozbawieniem, szturchając go lekko piąstką w ramię za ten komentarz o bekaniu. - Czy ja chociaż przez chwilę mogłabym poudawać, że tak naprawdę jestem damą? - jęknęła teatralnie i wywróciła oczami, bo do damy może jej mimo wszystko trochę brakowało, tak przy Ryanie wyjątkowo pokazywała wszystkie oblicza tej przeciwnej strony medalu. - Pickles, poproszę jakiś specjał! - powiedziała z uśmiechem do skrzata, nie mogąc nadziwić się, jak mimo swojej z natury nieco szkaradnej postaci potrafił być arcy uroczym stworzeniem. Dostawszy ogórkowy wyrób, spróbowała łyka i... Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Skrzywić się? Mruknąć z uznaniem? Mlasnęła cicho, rzucając ponownie okiem na zawartość jej kubeczka. - Mmm - mruknęła, siląc się na uśmiech. - Bardzo... Ciekawe! - spróbowała wybrnąć, ale na szczęście (lub nieszczęście) Ryan już ciągnął ją w kierunku tańczącego Atlasa i Persephone. - O rany, ale tak poważnie? - jęknęła znowu, tym razem już mniej rozbawiona sytuacją. Nie ma to jak iść na własną zgubę, by zbłaźnić się totalnie przed facetem, na którym ci zależało. - Słuchaj, bo jest jedna ważna sprawa - powiedziała, nim spróbował wykonać nią obrót. Zachwiała się nieco i prawie uderzyła czołem w jego dłoń. - Tak naprawdę to ja nie umiem tańczyć - zwierzyła się z nerwowym chichotem w tle, jakby po tym jednym obrocie nie mógł zorientować się, że jego partnerka miała dwie lewe stopy. O ile jakąkolwiek.
Wally A. Shercliffe
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 197 cm
C. szczególne : wzrost, a oprócz tego sporo mniejszych i większych blizn, z których każda ma swoją historię. Na prawym ramieniu ma tatuaż przedstawiający wydrę.
Atrakcja: Line dance! Kostki:61 + 10 = 71, a Bri 93-10 i J (łącznie mamy 154!) Efekty:D - Dancing queen: nikt się tego nie spodziewał, czy spodziewali się wszyscy? Tańczysz jak natchniony! (+10 do wyniku), ale za to Bri ma J, więc katastrofa (i -10) Strój: hops
Wally był mile zaskoczony powitaniem, jakie zgotował mu @Atlas Rosa i od razu jego twarz rozjaśnił uśmiech, mimo że nadal czuł lekki niepokój na myśl, że ten nieprzyzwoicie przystojny facet znajduje się w dziwnie zażyłych stosunkach z Bridget. Odwzajemnił uścisk dłoni. - Ha, ogromnie mi miło, dziękuję! To były jedne z ciekawszych badań, jakie ostatnio udało mi się przeprowadzić. Choć nie mogą się równać z tymi dotyczącymi fauny norweskich fiordów. Ale nad publikacją dopiero pracuję - wyjaśnił z właściwym sobie entuzjazmem i pogodą ducha. - Mnie również jest bardzo miło, Atlasie. I wystarczy "Wally" - dodał wesoło, swoim zwyczajem skracając dystans i porzucając swoje imię z okładki książek i artykułów na rzecz tego, którym posługiwał się na co dzień. - Będziemy uważać - obiecał Wally w imieniu ich obojga, zerkając w stronę skrzata i kolorowych drinków, które najwyraźniej były jego dziełem. Nawet nie zdawał sobie sprawy, jak naturalnie przyszła mu zmiana zaimka "ja" na "my", kiedy obok znajdowała się Bri. Ich gospodarz poprowadził na parkiet swoją towarzyszkę, ale na pociechę zostawił im Chrisa i Josha, z czego Wally był szczerze rad, mimo że, jak już ustaliliśmy, nic nie cieszyło go tak bardzo jak chwila sam na sam ze słodką krówką, czyli Bridget. - Myślę, że jakieś dwadzieścia lat, plus minus - roześmiał się Wally, kręcąc z niedowierzaniem głową, ale zaraz jego wyraziste brwi zmarszczyły się. Coś mu się nie zgadzało, coś mu umykało i nie bardzo wiedział, w czym tkwi problem. - Naprawdę? To fantastycznie! Merlinie, dlaczego nie skojarzyłem twojego nazwiska? Moim ilustratorem miał być... - tu urwał i spojrzał na splecione dłonie @Christopher Walsh i @Joshua Walsh , a potem na jego twarzy pojawiło się zdumienie, ale i uśmiech. - ... Christopher Walsh. Niech mnie. Gratulacje. Długo jesteście małżeństwem? - zapytał, a w jego oczach odbijała się szczera życzliwość. Uśmiechnął się szeroko, tym swoim australijskim, promiennym uśmiechem, który w Wielkiej Brytanii zawsze wydawał się trochę nie na miejscu, a jednocześnie tak bardzo potrzebny. - Jakby ci to powiedzieć... może kilka razy się zdarzyło w sytuacji kryzysowej, ale lepiej mi w wodzie niż w powietrzu - roześmiał się Wally na słowa @Joshua Walsh , po czym zwrócił się do @Bridget Hudson , która wpatrywała się w niego tak intensywnie, że poczuł falę ciepła obejmującą jego ciało. - Josh wymyślił sobie, że zrobi ze mnie pałkarza, bo byłem wysoki i miałem trochę siły w rękach. Nie uwzględnił tylko mojego całkowitego braku koordynacji - jako nastolatek kompletnie nie panowałem nad swoimi przerośniętymi kończynami. Teraz jest odrobinę lepiej, ale niewiele - wyjaśnił z rozbawieniem. A kiedy zostali sami i Pickles wręczył im sangrię, Wally wreszcie mógł zatonąć w tych ślicznych, aksamitnych oczach, które śniły mu się po nocach. Na jego ustach pojawił się niemądry uśmiech, który być może był akceptowalny u zakochanego nastolatka, ale nie poważnego badacza dobiegającego czterdziestki. - Jeśli sprawi ci to przyjemność, mogę narazić moją godność na szwank - zażartował Wally, który na jej prośbę odtańczyłby nawet kankana na stole. - Do odważnych świat należy. Twoje zdrowie, Bri. I dzięki, że mnie zaprosiłaś - powiedział ciepło, wznosząc toast i lekko stukając się z nią kubeczkiem z sangrią. Kiedy była tak blisko i kiedy tak na niego patrzyła, tracił kontakt z rzeczywistością - gdyby do altany wpadł buchorożec, Wally prawdopodobnie nawet by tego nie zauważył, konteplując niezwykły blask oczu Bridget i czar jej uśmiechniętych ust. Wzięło go straszliwie i haniebnie i nie mógł nic na to poradzić. Dopili sangrię, po czym Wally wziął głęboki wdech i pozwolił, żeby Bridget pociągnęła go na parkiet. Nie był pewien, czy sobie z tym poradzi, ale chyba chęć zaimponowania, a przynajmniej sprawienia przyjemności Bridget okazała się silniejsza niż wrodzony brak zdolności tanecznych, bo na Wally'ego spłynęło natchnienie i zdumiewająco szybko załapał, w czym rzecz. Szło mu naprawdę świetnie, choć nie tak dobrze, jak Bridget, która hasała niczym zwinna sarenka... do czasu. W pewnym momencie rozochocona Bri wyrzuciła do góry zaciśniętą w piąstkę dłoń, trafiając Wally'ego prosto w nos. Shercliffe zobaczył wszystkie gwiazdy i wydał z siebie bolesne stęknięcie, gubiąc rytm, a z jego nosa pociekła krew. Odruchowo podniósł dłoń do nosa i westchnął, widząc na niej krew. - To nic, nic się nie stało - zapewnił niewyraźnie, lekko uciskając nasadę nosa i odchylając głowę do tyłu. Z bólu po policzkach pociekły mu łzy, na które nie mógł nic poradzić. Wielokrotnie doznawał znacznie poważniejszych obrażeń, ale uderzenie w nos zawsze paskudnie bolało - sam niejednokrotnie właśnie w ten sposób odstraszał agresywne zwierzęta.
Atrakcja: tance Kostki:36 C Efekty:nie staram się wcale tańczyć to co wypada Strój: hop
Okazuje się, że mój dramatyzm i moje gadanie wpływają bardzo dobrze na Sida. Faktycznie, znamy się tylko kilka dni, nie może wiedzieć czy przypadkiem na każdej imprezie nie chodzę nawalać obcych ludzi (co byłoby dość ironiczne zważając na moją posturę i ubrania), ale postanawia wierzyć temu co mówię. Co jest dość zrozumiałe, w końcu czemu miałby nie ufać komuś kto właśnie tak klęczy przed drugą osobą z ręką na sercu. I oto dzięki mojej interpretacji w oczach Sida to ja jestem kimś prawym, a Ben ostatnią szują. Nie wiem jakim cudem nie domyślił się drugiego dna w tej całej przeprawie, ale oddycham z ulgą i to całkiem wyraźną, trzymając dłoń na sercu kiedy słyszę jego komentarz. Każdy uznałby to za wyraz wdzięczności za wiarę w moje słowa. Ja oprócz tego cieszę się, że nie połączył kwestii bycia dwulicowym w znaczną większą ilość osób, które mogą być w to zaangażowane. Czyli mnie. Jednak powiedzmy sobie szczerze - kto by się domyślił jak dużo osób dotyka ta relacja. Jestem odrobinę speszony faktem, że muszę wprost pytać o takie rzeczy, ale nie chcę pozostawiać nic niejasności, skoro już widział mnie w moim najgorszym momencie. Słysząc jego odpowiedź chichoczę się pod nosem i macham ręką, udająca wachlarz, by podkreślić ulgę którą słyszę podczas jego wypowiedzi. - Pod warunkiem, że to nie ja będę musiał cię podnosić! Wiem, że wyglądam na silnego po złapaniu kozy... ale mam pewne ograniczenia - oznajmiam radośnie kiedy to ja w końcu jestem zapraszany zalotnie gdzieś, a nie odwrotnie. Zanim jednak uderzamy w tany pada pytanie na które ja uśmiecham się w końcu bardziej nieśmiało, niż jak zwykle z wyćwiczonym urokiem. - Powiedzmy, że przed-randka. Nie chcę żebyś zapamiętał naszej pierwszej z moim wybuchem - proponuję i ściskam lekko jego dłoń. Przez chwilę patrzę na niego zalotnie, ale po chwili widzę swojego najlepszego ziomka w tłumie. - ROMEK - krzyczę nagle i teraz ja ciągnę Sida w inne miejsce. - To mój najlepszy przyjaciel! A to Norka, nasza piękna pielęgniarka z Hogwartu. Poznałeś ją już? Bez obrazy, mam nadzieję że nie. Boże Ryan, miałem właśnie drakę z Benem, dla odmiany, więc nie możemy się bawić w ekipie, widziałeś że przyszedł z Gwen? Dobra nieważne, chodźmy tańczyć! - paplam przedstawiając prędko mojego towarzysza z @Noreen Finch. Wycałowuję też policzki zarówno Romka jak i Norki. Gdzieś w oddali słyszę okrzyk Gwen, więc tym bardziej ciągnę Sida na parkiet. Muzyka country jest czymś na czym się kompletnie nie znam i zamiast podskakiwać ze wszystkimi, zarzucam ręce na ramiona Sida. - Nie wiem jak się do tego tańczy - oznajmiam i ściągam kapelusz tak by zawisnął na mojej szyi, na tym śmiesznym sznureczku. Dzięki temu mogę bezkarnie przytulić się do bliżej Sideriusza, bez trącających się rond naszych kowbojskich czepków. - Nadal chcesz robić teraz Dirty Wizarding? Musisz powiedzieć co i jak- pytam słodko, bo nie mam nic przeciwko, o ile zrobimy sobie miejsce, ale póki co miło tak się bujać w totalnie nie pasującym do wszystkie rytmie. Przy tym głaszczę jego kark i uśmiecham się patrząc mu w oczy. Zupełnie jakbyśmy byli na dyskotece szkolnej w pierwszych klasach, a nie na dzikiej ranczowej imprezie.
______________________
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Choć bardzo chciała nie ignorować innych rozmówców, sytuacja działała na jej korzyść, ponieważ wszyscy zdawali się rozchodzić do swoich własnych, prywatnych zajęć i pogaduszek. Walshowie zamknęli się w objęciu własnych dłoni, Atlas zabawiał Percy tańcem, gdzieś w tym wszystkim pojawiła się Irvette, której Bridget pomachała delikatnie (od czasu ich felernego wypadu do Doliny nie zamieniły żadnego słowa, a Bridget wciąż czuła pewnego rodzaju zakłopotanie tamtejszymi wydarzeniami. Nie codziennie zostaje się zaatakowaną przez z natury łagodne zwierzę, prawda? Jeszcze z widownią...). I od jednego do drugiego mniejszego ruchu, znaleźli się we dwoje, te dwa czy trzy kroki dalej, mówiący półgłosem, jakby swoje słowa chcieli kierować już tylko do siebie nawzajem. Oczy Bridget iskrzyły się od tego noszonego w sobie oczekiwania, bliżej nieokreślonego, bo w istocie sama nie miała pojęcia, czego się spodziewać i czy było na co czekać. Starała się nie myśleć o tej brzmiącej dźwięcznie w jej uszach liczbie, bo brzmiała nieco przerażająco. Dwadzieścia. Dwadzieścia lat się nie widzieli. Ona miała ledwie dwadzieścia pięć, nawet nieskończone, bo do lipca zostało jeszcze kilka tygodni. Czy dalej zakładała, że wiek był wyłącznie liczbą? Nic nieznaczącym konstruktem przyjętym dla zobrazowania mijających dni? Wystarczył jeden łyk sangrii, by rozpłynęła się nad czymś innym niż własne wątpliwości. - Bardzo dobra! - skomentowała niczym prawdziwa smakoszka pijąca wino z kubka. Parsknęła niemal natychmiast śmiechem, może w reakcji na jego własny ciepły uśmiech połączony z tymi maślanymi oczami, które widziała, że zwykł robić. Dlaczego była jednocześnie tak świadoma jego sygnałów, a przy tym tak kiepska w ich odczytywaniu? - Żeby była jasność, mi nie zależy na psuciu Twojej reputacji, tylko na tańcu z Tobą! - sprostowała ze śmiechem, celując w niego palcem i przy ostatnim słowie, by dobitnie podkreślić, co tak naprawdę się tu liczyło, wymierzyła mu z rzeczonego palca dźgnięcie prosto w pierś. Pod opuszkiem napotkała opór rozpychających się pod skórą mięśni i nie zdołała powstrzymać nęcących ją demonów. Płynnie przesunęła palcem w dół, ostatecznie kładąc na moment całą dłoń na jego klatce i rozkoszując się odczuwanym ciepłem jego ciała. Spojrzała na niego z dołu z oddechem uwięźniętym w gardle, lekko onieśmielona i niezdrowo podekscytowana jego obecnością obok. Zacisnęła rękę w piąstkę, zbierając między paluszkami materiał jego koszuli, za który finalnie pociągnęła nieznacznie, dając mu znak, by się zbliżył. Ale sama również ruszyła. Och, Bridget, Ty podstępna lisico! - Chodź, pokażę Ci co i jak! To naprawdę nie jest trudne, szybko załapiesz! - powiedziała szczerząc się jak mysz do sera, dumna ze swojego podstępu, dzięki któremu zmierzali w kierunku tańczących gości. Sama nauka linę dance'u faktycznie poszła mu jak z płatka, choć podszedł do tego początkowo z bardzo wymuszonym entuzjazmem. Bridget patrzyła na tego wielkiego człowieka, jak z całych swoich sił starał się zapanować nad swoimi pewnie dwumetrowymi nogami, rękami, torsem i skoordynować się na tyle, by potupć z nią co nieco. - Jesteś świetny! - skomplementowała jego postępy, bo skoro załapał istotę tańca, mogli teraz iść na całość! Ale się nie zgrali. Najwyraźniej oboje odważyli się wykonać jakaś sztuczkę w tym samym momencie, co doprowadziło do wypadku. Jakimś cudem jej wystrzelona w górę w geście radości piąstka wyszła na bezpośrednie spotkanie z jego nosem. W pierwszej chwili jęknęła, gdy jej palce spotkały się z przeszkodą, a dopiero w drugiej połapała się, w kogo tak naprawdę uderzyła. Słodki Merlinie... - Wally, Wally, słyszysz mnie? Wally, przepraszam, najmocniej Cię przepraszam! - wyrzucała z siebie potok słów w narastającej w środku panice, między jednym a drugim dusząc podchodzący do gardła nerwowy chichot, bo przecież nie było się z czego śmiać. To była tragedia. Prawdziwa tragedia! - Błagam, powiedz, że żyjesz - prosiła, podchodząc do niego bliżej, by spróbować ocenić wyrządzone szkody. I gdy zobaczyła tę niewielką strużkę krwi spływającą z jego nozdrza, jej wielkie, napęczniałe z wcześniejszej dumy serce zatrzymało się na moment. Kurwa. - Uciskaj u góry, chodź, proszę, przepraszam - wyrzuciła z siebie, chwytając go za drugą wolną rękę i ciągnąć w kierunku domu Atlasa.
Atrakcja: small talk, jedzonko Kostki:4 Efekty: oceniam Gwen
Szedł już w jej stronę, myśląc sobie, że Issy powiedział już ostatnie słowo. Nie mógł się bardziej mylić, bo nagle usłyszał jego głos i odwrócił się na pięcie. Benji. To cholerne słodkie, czułe, tylko ich - Benji. Tylko z @Issy Rain wszystko potrafiło odwrócić się o sto osiemdziesiąt stopni w pięć minut. To była norma, a mimo to zastanawiał się - co mógł jeszcze chcieć? W pierwszej chwili spojrzał na niego, a w drugiej już łapał paczkę. Zaś w trzeciej zawstydził się co nie miara. Nie wiedział co odpowiedzieć, poprawił machinalnie koszulę, ale zanim odszedł bąknął jeszcze. - Pogadamy później – bo oboje doskonale wiedzieli, że to jeszcze nie jest koniec.
- Gwen… – odpowiedział, bo ostatnie co chciał, to żeby obarczała się winą o cokolwiek. - Przestań, proszę, jeśli ktokolwiek jest tu winny to ja… Potem już po prostu jej słuchał, bo miał jej powiedzieć, prawdę? To wszystko było takie skomplikowane, to był wynik jego nierozsądnych decyzji, z pewnością popełni ich jeszcze w życiu co nie miara. Gdy się zatrzymała, on również stanął i po prostu na nią patrzył w świetle słońca. Pomyślał sobie, że nie powinien ją w to wszystko angażować, bo jest zbyt cudowna i cóż, również niezwykła i nie zasługiwała na stanie się kolejnym z trofeum w jego łóżkowych podbojach. Zresztą trudno stwierdzić, czy z nią zakończyłoby się tylko na tym, bo wszystko co robiła dzisiaj budziło w nim jakieś dziwne i nieznane uczucia. - Dobrze… – odpowiedział po chwili, naprawdę nie wiedząc, czy kłamie czy ma to na myśli. Bo żeby wyjaśnić sobie z Issym, co tak naprawdę ich łączy, musiałby zebrać w sobie odwagę, żeby chyba po prostu to wszystko skończyć. A nie był pewien, czy jest w tej chwili na to gotowy. Nie wiedział, czy będzie gotowy kiedykolwiek. - Zrobię, co w mojej mocy bo nie chcę, żebyś mnie po prostu skreśliła. Spróbował się uśmiechnąć, lecz było w tym dużo nieśmiałości. Chciał nawet złapać ją za rękę w przypływie odwagi, ale w jednej trzymał fajka a w drugiej whiskey. To było odpowiednie dla niego towarzystwo, chyba już na zawsze. Westchnął i bez słowa wszedł za nią do altanki. Zgasił peta, wyrzucił go do popielniczki i rozejrzał się wokoło. Zdecydowanie przybyło tu kilka nowych osób, w których nie rozpoznał chyba nikogo. Co innego Gwen, o czym świadczył ten dziki okrzyk, już ciągnęła do za rękę w stronę @Ryan Maguire i jego towarzyszki (@Noreen Finch). O zgrozo, Sid i Issy już tam stali, ale chyba na ich widok czmychnęli szybko na parkiet. I bardzo, kurwa dobrze, pomyślał Ben z goryczą, niech się bawią, niech skręca sobie kostki i sczezną. On musiał skupić się na czymś innym – na byciu dzielnym dla Gwen i pilnowaniu swojej koszuli, żeby nie odkryła przypadkiem prawie już zagojonej malinki. - Cześć – uśmiechnął się do towarzyszy Honeycott. Odłożył łyszkę na stół i capnął przekąskę, bo picie na pusty żołądek to nigdy nie był dobry pomysł, nawet on o tym wiedział. To chyba było faszerowane jajko, ale kto wie, co to za przyprawy? Ben na pewno nie, ale jedno wiedział na pewno. - Ja jestem Ben i chciałbym coś zadeklarować. Stojąca tu obok mnie @Gwen Honeycott jest najsłodszą i najcudowniejszą osoba, jaką było dane mi poznać. Nie wiem, co bym dzisiaj bez niej tu zrobił, ale dla niej mógłbym dostać w mordę i ze sto razy. Znaczy co. – Nie mógł uwierzyć w to, co właściwie przed chwilą powiedział. Zrobił duże oczy, a potem spojrzał na swoje buty. Chciał przeprosić, ale zabrakło mu już słów na swoje zachowanie. Na szczęście Norka i Ryan chyba to olali, bo już mknęli na parkiet, podobnie jak wcześniej Issy i Sid. Została tam tylko Gwen i każdy, kto mógł ich usłyszeć. Doskonale. Auster spochmurniał, czując, że być może zjebał bardziej niż jeszcze kilka chwil temu. I w przypływie desperacji, zadał jej pytanie, tak bardzo nie chcąc usłyszeć twierdzącej odpowiedzi. - Khm, khm... Może chcesz zatańczyć? - I złapał ją za rękę, wolny od zakąsek, alkoholu i papierosów. Tym razem był cały jej i był gotowy zrobić wszystko, żeby tylko zapomniała o jego dziwnym wynurzeniu spowodowanym magią zaklętą w tych cholernych jajkach faszerowanych veritaserum.
Miałem skrawek sumienia Myślałem, że mam ich, a tylko znałem imienia Miałem swój stres, swój gniew, chwałę, cierpienia Wartości się jak olej w aucie wymienia
~
Ostatnio zmieniony przez Benjamin Auster dnia Sob Cze 08 2024, 11:35, w całości zmieniany 1 raz (Reason for editing : kod XD)
Atrakcja: najpierw tańce, potem jedzonko, potem obietnice, potem ucieczka Kostki:6 Efekty: no żadne właśnie
To, czy szło jej wyśmienicie, pozostaje kwestią sporną. Ale nie liczyło się, przez ten jeden błogi wieczór, by być perfekcyjną w każdym calu a to, jak dobrze się bawi. W reakcji na jego wesołe oczko, po prostu się zaśmiała, chcąc dać upust przelotnemu szczęściu, jakie w tej chwili odczuwała. Wbrew temu, co być może myślał, wcale nie czuła się speszona, osaczona czy niezręcznie. W końcu, choć nie było to wiedzą powszechną, ona również miała kiedyś jakieś życie… towarzyskie. Dzisiaj ograniczało się głównie do Hildy, ale co nawyprawiały, to już ich słodka tajemnica. Słysząc jego burczenie w brzuchu, po prostu się zatrzymała. W międzyczasie, nie wiedzieć kiedy, na parkiecie zrobiło się jakoś tak tłoczno – w sumie fajnie, że impreza się rozkręcała. Spojrzała prosto w jego oczy i machnęła ręką, twierdząc jednocześnie, że: - Och, bardzo chętnie. Jeszcze nie miałam okazji skosztować tutejszych specjałów – odparła, podążając po prostu jego śladem. Podeszła do stołów zastawionych jedzeniem, chwytając na chybił trafił pierwszą lepszą przekąskę. Był to ogórek z miodem, który nie miał w sobie zaklętej żadnej magii, ot, po prostu ciekawe połączenie. Jednocześnie usłyszała głos Atlasa, który witał kolejnego gościa, @Irvette De Guise, Aniston od razu pomyślała sobie, że dziewczyna wyglądała… przepięknie. Na swój sposób. Owszem, bardzo wyzywająco i bezpruderyjnie, w przeciwieństwie do niej – ubrała chyba jak babcia. Niemniej uśmiechnęła się do niej ślicznie, przysłuchując się krótkiej wymianie zdań. I aż uniosła brwi w geście zdziwienia. - Masz urodziny? – zwróciła się do @Atlas Rosa. - Dlaczego nic nie mówiłeś? Och, nie mam dla ciebie żadnego prezentu! – żachnęła się, obserwując piękny zegarek i butelkę wina, którą mu podarowano. Dopiero potem zwróciła się do byłej uczennicy. - Witaj, Irvette. Tylko błagam, nie mów do mnie per "pani", ten etap mamy już na szczęście za sobą. – Uśmiechnęła się ciepło do kobiety, która chyba jako jedyna oprócz niej również przyszła tu sama. Choć nie wątpiła, że na co dzień odrzucała ze sto amantów i mogła z łatwością złamać niejedno serce. Poczuła lekkie ukłucie zazdrości, ale tylko na chwilę. No cóż, jej czas już przeminął, to nie jej wina, że zmarnowała najlepsze lata życia na tego idiotę. Jakby w odpowiedzi na tę myśl zgarnęła zwykły alkohol i nalała sobie kieliszek wina. Mniej więcej w tym momencie spojrzał na nią Atlas, który, co stwierdziła dopiero w tej chwili, nie odstępował jej na krok, od kiedy tu przyszła. Pozwoliła sobie na śmiałość, jaką było położenie mu ręki na ramieniu i mruknęła na tyle cicho, żeby tylko on mógł to usłyszeć. - Atlasie, idź się baw. To w końcu twoje przyjęcie. Ja sobie poradzę, naprawdę. Jestem już dużą dziewczynką – mrugnęła porozumiewawczo i już zaczęłaby odchodzić w kierunku @Christopher Walsh i @Joshua Walsh, gdy nagle coś ją tknęło. - Ale prezentu ci nie odpuszczę, może w wolnej chwili przyjdź do mnie do gabinetu. Oferuję ciasteczko, herbatę i coś jeszcze, coś wymyślę, obiecuję. Spojrzała na niego z sympatią i powagą, bo nie zwykła rzucać słów na wiatr. A po chwili już jej nie było, skierowała swe kroki ku Walshom i przystanęła dopiero przy nich. Posłała im uśmiech numer trzy, który wcale nie wskazywał na to, że czegoś jej żal. Prawie wcale. I słuchała, próbując wtrącić się w rozmowę, w której do tej pory nie uczestniczyła. Mimowolnie bardzo, bardzo rozkojarzona. - Ominęło mnie coś ciekawego? - spytała Chrisa, obserwując towarzystwo, które się tu zebrało. Upiła łyk wytrawnego wina, myśląc sobie, że oddałaby w tej chwili wszystko, żeby mieć trzydzieści lat mniej. Może z młodzieńczą werwą choć trochę nadążałaby nad tym, co się tu dzieje.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Wiele osób zapewne czułoby się niekomfortowo na przyjęciu pełnym własnych profesorów i to jeszcze o wiele starszych. Irvette była jednak w podobnych warunkach wychowana. Można by nawet rzec, że czuła się w takich okolicznościach jak ryba w wodzie, choć obecnie nie interesował ej nikt poza @Atlas Rosa, któremu musiała wręczyć prezent, nim zacznie rozglądać się za przygotowanymi przez niego atrakcjami. -Nie mogłam odmówić zaproszenia od Ogórka. - Posłała kręcącemu się nieopodal skrzatu uśmiech, po czym wróciła wzrokiem do gospodarza. -Nigdy nie zapominam. - Zauważyła może mało skromnie, ale szczerze. Brak życzeń, czy podarunku z jej strony zawsze był intencjonalny i zakrawał o jedną z największych obelg, jaką można było od dziewczyny otrzymać, choć nie każdy zdawał sobie z tego sprawę. -Myślę, że poprzestanę na winie, a specjałów Picklesa spróbuję w bardziej... kontrolowanych warunkach. - Głowę miała wciąż niezwykle słabą i choć ostatnio częściej sięgała po alkohol, tak nadal dbała o to, by w towarzystwie nie stracić nad sobą panowania. Chciała wspomnieć właśnie coś o butelce, którą sama przyniosła, gdy obok pojawiła się kobieta, która widocznie musiała przysłuchiwać się ich rozmowie. -Dobry wieczór. - Uśmiechnęła się do @Persephone Aniston , którą bardzo dobrze pamiętała z Hogwartu. -Oczywiście. Widzę, że dobrze się bawisz. Będę musiała zapytać, którą atrakcją zająć się najpierw. Obawiam się, że Atlas może być tutaj mało obiektywny. - Bez problemu przeszła na mniej oficjalny ton z nauczycielką. Wiele osób miało do Aniston duży dystans, ale Irvette zawsze darzyła ją sympatią. Kobieta wydawała się konkretna i twardo stąpająca po ziemi, a to rudowłosa ceniła ogromnie w każdym. -Wspominałeś coś o Walterze? Kto to? - Zwróciła się ponownie do Rosy, chcąc zorientować się w towarzystwie. Odruchowo też szerzej rozejrzała się po ogrodzie, ku swojemu zdziwieniu dostrzegając @Ryan Maguire z kobietą, która towarzyszyła mu podczas Celtyckiej Nocy. Nie pokazała, by ten widok wywołał w niej jakiekolwiek uczucia, choć skłamałaby mówiąc, że tak nie było. Zaraz jednak poczuła się nieco lepiej na widok @Christopher Walsh i @Joshua Walsh, do których również uśmiechnęła się pogodnie, planując zamienić słówko przynajmniej z jednym z nich, tego wieczoru.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Spojrzał na kompankę swoich pląsów @Persephone Aniston z bardzo rzadko spotykanym wyrazem, malującym się na twarzy, mianowicie jakimś nieśmiałym przebłyskiem skrępowania, które jednak bardzo szybko zostało zastąpione przez piękny uśmiech wila. - Och co roku się obchodzi urodziny. - machnął ręką - Dzisiejsze przyjęcie ma być dla was, dla nas wszystkich, wystarczająco dużą przyjemnością jest dla mnie to, że przyszłaś. - zapełnił i choć brzmiało to dość sztampowo, to było szczerym wyznaniem. Od kilku lat Rosa nie świętował urodzin w sposób huczny. Właściwie przez tyle lat jego urodzinowe przyjęcia organizowała mu Anna i teraz takie celebracje kojarzyły mu się jedynie z nią. O ile rana w sercu zabliźniła się w końcu, to jednak echo dawnych pięknych dni pozostawało silne. Zaśmiał się pięknie, słysząc słowa Aniston o byciu dużą dziewczynką i pokręcił głową: - Nie możesz mieć do mnie pretensji, że chce zadbać o Twoją dobrą zabawę! - wyrzucił jej żartobliwie, ale pokiwał głową i kiedy odeszła, zwrócił swoją uwagę na powrót ku @Irvette De Guise. - Zrobiłaś mi ogromną niespodziankę. - przyznał i spojrzał na swojego skrzata, który dzielnie udawał, że nic nie wie, nic nie widzi i nic nie słyszy, choć poczerwieniały mu czubki wielkich uszu. Pokręcił głową i nalał dziewczynie lampkę wina, samemu pozostając przy lawendowej lemoniadzie. - Hmm... Walter Shercliffe to magizoolog. Jest specjalistą od morskich stworzeń, niegdyś współpracował z moim ojcem, ale osobiście nie miałem okazji go poznać. Do dziś. - uśmiechnął się nieco. Rzadko miał okazję spotykać ludzi ze swojego kręgu zainteresowań, a co dopiero tak wybitne persony, publikujące poważne badania naukowe na światową skalę.- Okazuje się, że jest partnerem Bridget. - pokręcił głową, dając wyraz swojemu zaskoczeniu i podążając całkiem bezmyślnie spojrzeniem za tym, czemu przyglądała się rudowłosa. Miała zbyt wiele taktu i klasy, by w jakikolwiek sposób reagować na jego gości, co więcej, nawet, mimo że nie tak dawno temu była uczennicą połowy z obecnych tu ludzi, płynnie i z gracją wpasowała się w towarzyskie kuluary kadrowego przyjęcia. Obserwował ją chwilę w milczeniu, zastanawiając się, jak długo jeszcze będzie go to w niej zaskakiwać, zanim przyzwyczai się do tego, że taka już jest. - Jeśli nie masz nic przeciwko mojemu braku obiektywizmu, może pokaże Ci jednak parę atrakcji? - zaproponował, chowając rozbawiony uśmiech za krawędzią szklanki, z której popił lemoniadę.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- Skoro mamy ustalone, kto czym się zajmuje, jestem pewien, że będę niósł was wszystkich pod pachą do zamku - stwierdził, uśmiechając się, kiedy @Noreen Finch zapewniła go o tym, po co tutaj przyszła. Bawiło go nieco to, że faktycznie wyrwawszy się poza mury zamku, zachowywali się faktycznie, jakby mieli sporo lat mniej. Chociaż nie sądził, żeby mieli za chwilę zapaść się pod ziemię albo mieli zaraz zacząć pić do nieprzytomności, chociaż oczywiście, takie przypadki również mogły się zdarzyć. Miał tylko nadzieję, że Norren sama nie postanowi jakoś mocno się w to wciągnąć, bo z zebranych to jednak ona najlepiej radziła sobie z płukaniem żołądka i podobnymi sprawami. Zanim jednak mógł o tym wspomnieć, przeszli do kolejnej rozmowy, a on zdał sobie sprawę z tego, że chociaż nie widział Waltera tyle lat i chociaż bardzo się zmienił, jedno zostało takie samo - nie znosił tłumów i czuł się na tej imprezie bardziej skrępowany, niż powinien. Zupełnie, jak ten dzieciak, który podpiera ściany, nic zatem dziwnego, że zacisnął palce na dłoni @Joshua Walsh, dając mu tym samym znać, że może przejąć stery konwersacji, bo on zwyczajnie zaczynał znowu zamykać się w swojej idiotycznej skorupie. - Świat jest mały - przyznał cicho, kiedy @Wally A. Shercliffe połączył fakty i uśmiechnął się do niego ciepło, na znak, że nie miał mu za złe faktu, że nie dostrzegł powiązania. W końcu był teraz, na pewien sposób, zupełnie innym człowiekiem. - Ponad dwa lata - dodał w formie wyjaśnienia, kiedy padło pytanie o ich staż małżeński, ze zdziwieniem odkrywając, że minęło tyle czasu. Nie spodziewał się tego, tak jak i wielu innych rzeczy, jakie spotkały go w życiu i chociaż nieco go to bawiło, były chwile, kiedy za bardzo się nad tym zastanawiał. Jak teraz kiedy na moment wyłączył się z rozmowy, popijając stworzony przez Ogórka napój, będąc pewnym, że będzie potrzebował wkrótce jakiegoś spaceru. Zaraz jednak spojrzał na @Persephone Aniston, gdy się do nich zbliżyła i skinął głową w stronę pary, która powoli już się od nich oddalała. - Nieoczekiwane spotkanie po latach. Z Walterem spotykaliśmy się czasami w Zakazanym Lesie, kiedy nikt nie wiedział, dokąd poszliśmy. Wiesz, krzaczki i zwierzątka były ciekawsze, niż grzeczne spanie do rana - wyjaśnił, zerkając jeszcze w stronę pozostałej dwójki, zastanawiając się, co właściwie ich łączyło, bo oczywiste było, że coś było na rzeczy, nawet dla kogoś takiego, jak on, kto miewał problemy ze sprawami związanymi z uczuciowością. Chociaż, dotyczyło to raczej jego samego, bo długo nie umiał w pełni pojąć zachowań Josha, jakby zakładał, że nie może kierować ich w jego stronę.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Dla Persephone to było niepojęte. Jako osoba, która zawodowo zajmowała się liczbami, a datę urodzenia miała wręcz za rzecz świętą świadomość, że @Atlas Rosa z jakiegoś powodu nie chce obchodzić swoich urodzin była po prostu przykra. Spojrzała na niego z uwagą, ale powstrzymała się od zbędnych komentarzy. Kto wie, co mogło oznaczać chwilowe skrępowanie, które dostrzegła w jego oczach? Nie jej sprawa, Aniston za świętość miała również prawo do prywatności. Nie ingerowała w życie innych, o ile ktoś jej o to nie prosił, nie rościł sobie prawa do poznania swojej przyszłości. Choć i wtedy starała się chodzić wokół kwestii wrażliwych jak na paluszkach. - Ależ na nie mam pretensji, Atlasie. To po prostu szczerze zdziwienie - odparła, w ostatniej chwili gryząc się w język. Co miała mu powiedzieć, że od lat nikt o ów fakt nie dbał. Że większości ludzi kompletne obojętne było nie tylko to, czy się dobrze bawi, ale czy w ogóle jest? Owszem, od tej reguły istniały szlachetne wyjątki, jej dzieci i nieliczni przyjaciele. Co nie zmieniało faktu, że często czuła się zwyczajnie samotne, w pewnym sensie sama skazując się na ten los. Za grzechy i winy, których wagę kompletnie niepotrzebnie zwiększała. Potem zwróciła się do @Irvette De Guise. - Jeśli lubisz tańczyć, nie może zabraknąć się na parkiecie. Atlas pokaże ci wszystkie kroki, jest w tym doskonały. - Percy uśmiechnęła się do półwila z całym czarem, jaki była w stanie z siebie wykrzesać. - Ja zmykam, bawcie się, kochani. Dodała jeszcze na odchodne i teraz naprawdę już jej tam nie było.
Nie słyszała więc o Walterze tam, ale usłyszała o nim tu. Uśmiechnęła się uprzejmie, bo o magizoologia wiedziała tyle co o rosyjskim balecie - no, niewiele. Ale zawsze miło było posłuchać o znajomościach @Christopher Walsh, w towarzystwie którego postanowiła się póki co trzymać. Z tym, że on miał kogo trzymać za rękę w tych trudnych chwilach, ona nie. Westchnęła, wysłuchała go i odparła. - Oczywiście, krzaczki i zwierzaczki w Zakazanym Lesie są przecież ciekawsze niż sen sprawiedliwego. - W jej głosie słychać było zaczepny ton, którym niewprawnie próbowała zamaskować smutek. Spojrzała na @Joshua Walsh i posłała mu ciepły uśmiech, może żeby jakoś okazać, że nie gniewa się na tamtą głupią uwagę, bo przecież nie ma na co. Póki co, był jednak dziwnie cichy, toteż ponownie zwróciła się do ich obydwu. - Może chcecie się przejść? Tak szybko zrobiło się tu tłoczno. Wydaje mi się, że na pastwisku są jeszcze jakieś inne atrakcje.
Huxley Williams
Wiek : 45
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 183
C. szczególne : biegające po ciele tatuaże, w pracy przykryte długimi rękawami, chociaż wychodzą na ręce i czasem na szyję | pojedynczy kolczyk szeherezady w uchu
Atrakcja: picie Kostki: 3 Efekty: mam super krzepę Strój: taki oprócz maski XD
Przychodzę na imprezę modnie spóźniony, niczym młody bóg, a nie czterdziestolatek z dwójką dzieci. Głównie dlatego że jedno z nich musiałem wcześniej oddać do opieki i pożegnać czule (nie te dwudziestoletnie). Jestem też sam, bo z kim miałbym przyjść? Najbliższa mi osoba organizowała ten event, a jakby Antosza nie był w Mungu, nawet nie wiem czy chciałbym zapraszać przyjaciela przez jego ciągłe spiny z Atlasem. Kiedy przychodzę do znanej mi altanki większość osób już tu jest. Pierwszą osobą do której kieruję kroki jest @Atlas Rosa, który stoi akurat z @Irvette de Guise. - Hej Irvette, miło cię widzieć - zagaduję uprzejmie, licząc na to że po szkole już nie musimy używać formalności. A potem odwracam się ku połwila z uśmiechem. - Wiem, że nie pisałeś co to jest - oznajmiam wręczając niewielką, czarną torebkę na prezent do Rosy. Podchodzę do niego by stanąć na palcach by ucałować jego policzek z okazji urodzin. W środku jest niewielki naszyjnik z fiolką, w której może pomieścić się zaklęciem więcej eliksiru niż na to wskazuje rozmiar, dzięki prostemu czarowi. Póki co nie ma w nim nic, żeby wyglądało elegancko z wygrawerowaną na szkle literką A. - Idę się przywitać z resztą, jak coś jestem tam - dodaję i wskazuję na resztę nauczycieli starszych wiekiem, bo nie chcę przerywać im rozmowy. Po drodze łapię drinka od Ogórka do którego zagaduję krótko po przyjacielsku. - Hej! - rzucam do @Joshua Walsh, @Christopher Walsh, witając ich uściskiem dłoni. - Nie wierzę, że w końcu mamy jakąś imprezę dla nauczycieli - zauważam i poważnie zastanawiam się nad tym jak smakuje mój nowy napój. Piję swojego drineczka, a potem i pochylam się do @Persephone Aniston, uznając że to na tyle lekka impreza, że mogę przywitać się mniej oficjalnie do swojej towarzyszki z kadry. Jednak chociaż obejmuję ją lekko wpół, zamiast pochylenia nagle podnoszę ją z lekkością. Zdumiony odstawiam ją na ziemię. - Wybacz, nie wiem skąd u mnie taka siła - odpowiadam rozbawiony sytuacją, ale też podejrzliwie zerkam na to co dostałem od Pickelsa do picia.
______________________
Courage is not living without fear
Courage is being scared to death and doing the right thing anyway
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Kulturalnie nie wpychała się w rozmowę Atlasa z Persephone, choć musiała wtrącić swoje trzy grosze w jedną sprawę. -Och, nie możesz mówić takich rzeczy przy mnie, Atlasie! Urodziny powinno się należycie świętować za każdym razem. - Powiedziała stanowczo, choć jednak z uśmiechem na ustach. Jeśli on nie chciał świętować, to teraz już wiedziała, że sama będzie musiała o to zadbać. Wiele mogła wybaczyć, ale urodziny były świętością i zamierzała tak je traktować również w przypadku magizoologa. -Mam nadzieję, że udaną. - Odpowiedziała lekko, spoglądając porozumiewawczo na Ogórka. Nie spodziewała się, że Atlas nie wiedział o jej zaproszeniu, ale nie narzekała. Miło było czasem się rozerwać nawet, jeśli zazwyczaj preferowała oddawać się pracy. -Ze wzajemnością. - Powitała @Huxley Williams, gdy do nich podszedł, po czym wróciła uwagą do @Persephone Aniston . -Cóż, raczej nie znam się na podobnych tańcach, ale skoro polecasz Atlasa jako nauczyciela, możliwe, że się skuszę. - Na chwilę znów wróciła wzrokiem w stronę parkietu. Nie przyznałaby tego na głos, ale choć taniec wydawał jej się nawet dobrą zabawą, obawiała się, że nie poradziłaby sobie w tych krokach. Różniły się zdecydowanie od walca i innych tańców towarzyskich, w których brylowała na salonach. -Partnerem Bridget? No proszę. Życzę im w takim razie wszystkiego dobrego. - Zachowała w pamięci informacje na temat Waltera, po czym przyjęła ochoczo kieliszek z winem i zanurzyła w nim usta, rozkoszując się bogatym smakiem trunku. -Nie mogę Ci dzisiaj odmówić. Prowadź. - Ruszyła u boku Atlasa w stronę stajni, chwilowo zostawiając za sobą resztę gości i Picklesa, który wciąż próbował wyglądać, jakby nie zaprosił tu rudowłosej bez wiedzy swojego pana.
Atrakcja: tańczę oraz upadam Kostki: 44 c Efekty:nie staram się wcale tańczyć to co wypada Strój: krowa taka
Był po prostu tak oczarowany barwną osobowością i urokiem osobistym Issy'ego, że bardzo chciał mu uwierzyć w to, że cała wina zaistniałej sytuacji spoczywa na barkach Bena. Peczołowicie przymknął też oko na fakt, że potencjalne obiekty zazdrości są w tym trójkącie dwa, dlatego po wykluczeniu Gwen zwyczajnie odetchnął zamiast nabrać dalszych podejrzeń, które zdecydowanie powinny mu przyjść do głowy, zwłaszcza po tym jak towarzysz wprost zadeklarował swoje zainteresowanie obiema płciami. Gdyby zastanowił się nad wszystkim bardziej wnikliwie i dostrzegł to wcale nie tak dobrze maskowane coś między Benem a Izydorem, pewnie nie dałby się tak łatwo zaciągnąć na parkiet, bo choć był fanem problematycznych kwestii, to wolał je w wersji zadań matematycznych albo skomplikowanych teorii, a nie relacji międzyludzkich. Nie zrobił tego jednak, zamiast przemyśleć sprawę, proponując tylko swojemu towarzyszowi romantyczny układ taneczny. - Nie ma problemu, w razie czego to ty wylądujesz połamany w szpitalu - oznajmił optymistycznie na propozycję przydziału ról, a potem zastanowił się chwilę nad odpowiedzią rozmówcy o naturze tego spotkania. Musiał przyznać, że całkiem sprytnie wybrnął. - Niech będzie. I jak skończy się źle, to w poniedziałek w zamku nie będzie tak niezręcznie jak byłoby po prawdziwej randce. Nie macie zakazu randkowania w pracy? - zainteresował się - W Qahirze wprowadzili coś takiego po tym jak jedna profesorka wylała swojemu... no, teraz już eks, chłopakowi wrzący eliksir na głowę, bo przyłapała go w schowku z pielęgniarzem... Była też plotka, że woźny poi wicedyrektorkę amortencją, bo dosłownie oszalała na jego punkcie i zaniedbywała obowiązki, ale potem się okazało, że to był tylko kryzys wieku średniego czy coś w tym stylu - podzielił się soczystymi rewelacjami z poprzedniej pracy, wcale się nie przejmując tym że Issy nawet nie wie o kim mowa. Tak samo jak Sid nie wiedział, kto to ten Romek, którego tak radośnie powitał jego kompan, ale podreptał posłusznie za nim i przywitał się z @Noreen Finch, która towarzyszyła tamtemu typkowi i okazała się być ich współpracowniczką. W międzyczasie Izydor ekspresowo sprzedał im skrót wydarzeń z pastwiska, a potem sami równie szybko pognali na parkiet. Żaden z nich nie wiedział jak się tańczy i żaden z nich nie miał ochoty się uczyć skocznych kroków, dlatego bujali się do grającego tylko w ich głowach rytmu i faktycznie Sid przez moment poczuł się jakby cofnął się w czasie o ładnych kilkanaście lat. No, prawie. - Nie, bo musiałbym cię puścić, a nie chcę. Właśnie nadrabiam wszystkie lata podpierania ścian na szkolnych dyskotekach - przyznał, trochę się z siebie śmiejąc, a trochę wyznając straszliwą prawdę, a mianowicie to że był trochę frajerem. Przynajmniej kiedyś. - Ale jak chcesz, to musisz po prostu tak z rozpędu pobiec i skoczyć... i ja cię złapię tak o... czekaj, pokażę ci - przystąpił do wyjaśnień i, przeceniając swoje możliwości, chwycił Izydora w okolicach bioder i skończyło się to oczywiście spektakularną utratą równowagi i upadkiem. No kto by pomyślał że ktoś z jego koordynacją ruchową nie da sobie rady z takim wygibasem.
Issy Rain
Wiek : 30
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : piegi, septum, rude loki, pachnie masłem shea, chodzi w kolorowych szatach czarodziejskich;
Atrakcja: żarcie Kostki: losuję 1 dla Sida Efekty: - Strój: hop
Najwyraźniej świetnie wybrałem sobie dzisiejszego towarzysza imprezy! Postanawia przecież kompletnie olać ewentualne dramy rozgrywające się wokół niego i najzwyczajniej iść ze mną w tany. Na szczęście też dla mnie, póki co, nie zna mnie też wystarczająco dobrze, by wiedzieć że jestem bardzo absorbującym towarzyszem i należy mnie bardzo pilnować, żebym nie robił głupot. Jednak póki co dopiero się poznajemy, ja mogę łudzić się, że posprzątam swój bałagan, zanim nie przejdziemy parę kroków dalej, a Sid może żyć w błogiej nieświadomości, że póki co próbuję go wodzić za nos na maślane oczy i niewinne miny. - Chyba, że spadnę ci prosto na głowę - zauważam jeszcze jak może wyglądać zakończenie tej skomplikowanej figury dla nas obydwu. Chichoczę też na to, że ma nie być miedzy nami niezręcznie, dzięki mojemu doskiemu pomysłowi. Dopiero na jego pytanie na chwilę przestaję się śmiać i zerkam na niego zdumiony takim pomysłem. Aż przez sekundę nie wiem czy to prawda czy nie, ale zerkam na stojących gdzieś dalej Josha oraz Chrisa. - Nie no, oni są małżeństwem, więc raczej na dziewiędziesiąt procent nie jest to zabronione - mówię, ale nadal rzucam podejrzliwie spojrzenia wszystkim wokół. Czy ktoś mi o czymś nie powiedział? Wielce zdziwiony słucham jego historii ze szkoły, które były równie dramatyczne co u mnie na pokazach mody, czego wcale się nie spodziewałem. - Co ty opowiadasz! Jestem dopiero pół roku na powrót w szkole co prawda, ale nie wydaje mi się, że coś takiego tu się odwalało! - stwierdzam, obecnie bardzo zafrasowany faktem, że może mamy jakiś zakaz, który po prostu Walshowie obeszli. Jednak jak to zwykle ja, przestałem się przejmować po kilku minutach, bo po krótkim powitaniu ziomków, już biegłem na dzikie (znaczy może nie takie dzikie w naszym wykonaniu) tańce. Wcale nie przejmuję się, że Sideriusz był frajerem w szkole, ja na pewno byłem jeszcze większym. Wystarczy jedno spojrzenie na mnie, by się domyśleć, że w szkole nie byłem królem balu w naszych czasach młodości. - To możemy tak po prostu... - zaczynam i już chcę przejść na jakieś kuszące tony i zalotne machanie rzęsami, ale w tym momencie Sid postanawia, bardzo mądrze, nas PODNIEŚĆ. Na pewno nie pomaga to, że nie jestem kompletnie przygotowany na coś takiego, krzyczę spanikowany NIE, SID i nawet nie wiem gdzie się złapać żeby nie runąć na glebę. Cieszę się tylko, że założyłem krótkie spodenki i wszyscy w okolicy nie widzieli moich skąpych gaci. Ze śmiechem lądujemy na parkiecie, więc niezgrabnie wstaję z miejsca i podaję mężczyźnie dłoń. - Chodź, bo to już na następny rok starczy nam tyle ruchu fizycznego - oznajmiam i kierujemy się ku jedzeniu, bo przecież tam nas chyba jeszcze nie było. - Ty wybierz mi, a ja tobie - proponuję i zastanawiam się nad wszystkimi pięknie wyglądającymi przekąskami. - Nie patrz - oznajmiam jedną ręką zasłaniam mu oczy, a drugą pakuję mu do buzi jakieś przeuroczo wyglądające bombelki.
______________________
Ryan Maguire
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : irlandzki akcent | niesforne loki | podobny do Tomasza ale wyższy i ładniejszy ofc
Atrakcja: tańce Kostki: 81, B Efekty: dosko tańczę, mamy z Norką 105 pkt gdyby ktoś pytał Strój: taki
Starannie ukrył fakt, że lekko się zmieszał gdy Noreen zapytała go o ten mianownik łączący go z Atlasem, bo jego znajomość z Irvette była trudna do określenia, jednocześnie b a r d z o bliska ale i utrzymywana w dziwnej tajemnicy, niby oficjalnie zakończona i ograniczona do spraw służbowych, a jednak wciąż bardzo żywa w jego odczuciu; miał wrażenie, że nie powinien o niej mówić, chociaż z drugiej strony, czy było coś złego w tym, że się znali? Nie, a przecież nikt tu nie musiał poznawać szczegółów. A już na pewno nie jego rozmówczyni. - Nie wiem czy kojarzysz, Irvette de Guise, właścicielka szklarni... Mijaliśmy ją na Celtyckiej, pewnie nie pamiętasz - opowiedział pokrótce z dziwnym, nerwowym uciskiem w żołądku, maskowanym łagodnym uśmiechem, tak jakby faktycznie mówił tylko o dalekiej znajomej, a nie... no właśnie. Sam nie wiedział o kim. Z ulgą wmieszał się w kręcący po altance tłum, przedstawiając nieznajomym i przysłuchując wymianie zdań Norki i Chrisa. - Doskonale się składa, bo ja też - rzucił, złapawszy jej znaczące spojrzenie, bo chociaż oczywiście był dżentelmenem, to nie stronił też od zabawy i z przyjemnością odstawiłby swoją partnerkę pod bramę zamku dopiero o świcie (albo i wcale); zaczęli więc od szalonych drinków, dosyć nieroztropnie oddając w barmańskie ręce skrzata Ogórka. - O nie nie, żadnego udawania, lubię cię tylko prawdziwą - oświadczył ze śmiechem, chociaż stanowczym tonem, kiedy zaczęli się przekomarzać i wspominać wątpliwe maniery Noreen z celtyckiej nocy. - I gdybym ci na to pozwolił, sam bym musiał pozować na dżentelmena, a dziś mi się nie chce - dodał konspiracyjnie i niewiele więcej zdążył powiedzieć, bo zakręciło mu się w głowie, a nogi same poniosły go na parkiet. - Anyż i ogórek, trzeba przyznać, ma skrzat fantazję! - zachichotał a sekundę później odwrócił się na wołanie @Issy Rain, jak zwykle bardzo zaaferowanego czymś, co Ryan nie do końca rozumiał i za czym nie nadążał. - Ale jaja, to opowiesz mi potem. Jakby się kroiła kolejna draka, to wołaj mnie, BĘDĘ MEDIATOREM ALBO PÓJDZIEMY DWÓCH NA JEDNEGO!!! - zawołał za nim, bo przyjaciel już odfruwał razem ze swoim towarzyszem. A Ryan i Noreen udali się wreszcie na ten upragniony parkiet, choć już po drodze napotkali pewne trudności w postaci nieudanego piruetu. Zachichotał pod nosem, w ogóle się nie przejmując jej zniechęceniem i brakiem entuzjazmu. I koordynacji ruchowej. I poczucia rytmu. - Tańczyć każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej, ale nie o to chodzi jak co komu wychodzi - zanucił bardzo mądrą pieśń ludową i chwycił Noreen za rękę, pokazując jednocześnie gdzie ma stanąć. Kątem oka dostrzegł gdzieś w oddali rudą czuprynę, która mogła należeć tylko i wyłącznie do @Irvette de Guise - powinien się domyślić, że tu będzie, skoro przyjaźniła się z Atlasem. Była za daleko, by się przywitać, a przecież nie będzie teraz do niej biegł, był zajęty pląsami, a przy tym taki natchniony jakby właśnie walczył o (zasłużoną) Kryształową Różdżkę w konkursie Taniec z Czarodziejami i to motywowało go do tego, by spróbować podbić parkiet i puścić w niepamięć wspomnienie Irwety. - Rób to co ja, i raz, dwa, trzy, obrót... no, albo teraz obrót... Słuchaj, świetnie ci idzie! Ała, ojej, nic nie szkodzi - mamrotał, próbując na zmianę jakoś ją naprowadzić, zachęcić, a wreszcie nie zginąć pod obcasem kowbojka. Aż wreszcie uznał, że to absolutnie nie ma sensu i chociaż sam mógłby tańczyć line dance do białego rana, bo od razu załapał rytm, to przecież był tu z nią, a nie sam; zmienił więc koncept, podpatrując kątem oka jak Issy zupełnie nic nie robi sobie z kowbojskiej melodii, i objął Noreen jak do wolnego tańca polegającego na bujaniu się w miejscu, bo to raczej nie wymagało zbyt wiele umiejętności. I od razu zrobiło się jakoś lepiej.
W ich przypadku nikt jeszcze nie mówił nic o wyłączności, wobec czego oboje mieli wolną rękę do zawierania znajomości i utrzymywania ich, choć zaznaczyć należało, że Noreen nie korzystała za bardzo z tego przywileju. I z jednej strony nie miała żadnego prawa rozliczać Ryana z tego, co robił ze swoim czasem wolnym i z kim go spędzał, ani nawet na czym go spędzał, z drugiej jednak gdyby dowiedziała się, co też wyprawiał z Irvette tu i ówdzie, prawdopodobnie byłoby jej przykro. Dobrą decyzją mężczyzny było nie mieszanie jej do swojej skomplikowanej relacji z Francuzką, ponieważ, jak domyślać się mógł z innej przeprowadzonej z nią rozmowy, Noreen miała spory problem z zaufaniem. - Nieee... - odparła przeciągle i pokręciła głową usłyszawszy personalia jego znajomej, ale dopiero po tej uwadze o Celtyckiej połączyła kropki. - Ach, ta rudowłosa? - zapytała, mając w pamięci jej piękną kreację. - Miała ładną sukienkę, takich sukienek się nie zapomina - dodała jeszcze z przekonaniem na potwierdzenie, że kojarzyła Irvette z widzenia, choć ani przed minutą, ani wtedy nie była tego świadoma. Cieszyło ją, jak naturalnie i lekko reszta towarzystwa przyjęła Ryana, a on sam zdawał się nieźle miksować z tym tłumem, uśmiechając się w ten czarujący sposób i wyłapując jej spojrzenie. Jej również uśmiech z twarzy nie schodził, gdy zerkała na niego z wewnętrznym poczuciem, że dokonała naprawdę dobrego wyboru przyprowadzając go tutaj. Drinki drinkami, alkohol jeszcze ich pewnie rozgrzeje, ale najcieplej poczuła się w chwili, gdy powiedział jej, że lubi ją "prawdziwą". Dawno nie odczuwała z kimś takiego komfortu, jak z Maguirem w tej chwili, sącząc wątpliwego smaku drineczka. Zachichotała pod nosem, gdy zwrócił się do niej z konspiracyjnym szeptem, ale niewiele zdążyli podywagować na temat dam i dżentelmenów, ponieważ dołączyła do nich inna para - @Issy Rain i @Sid Carlton, którego akurat niespecjalnie kojarzyła. Przywitała się z nim oczywiście grzecznie, z Issym buziakami w policzki, no bo taki był przecież wylewny w tych uczuciach. Wysłuchała jego słowotoku o dramie z Benem, ale ani nie wiedziała, kim był "Ben", ani nie załapała do końca, o co chodziło w całej tej drace, więc jedynie stała i przytakiwała, maskując swoją dezorientację uśmiechem. A potem znów zostali sami. - Czy to tylko moje wrażenie, czy z Issym wiecznie coś się dzieje? - zapytała, patrząc na Ryana znad swojego drinka, którego sączyła bez przekonania, bo wciąż nie wiedziała, czy faktycznie był dobry, czy może jednak trochę zjełczały. - Wolałabym jednak, żebyś nie szedł... Jak to było? W dwóch na jednego? - dodała, parskając śmiechem. Niestety nie pogadali zbyt długo, mimo że Noreen bardzo chciała jak najbardziej wydłużyć ten okres czasu ZANIM pójdą na parkiet TAŃCZYĆ, bo prawda była taka, że Ryan nie wiedział, na co się pisał. Wszystkie te kroki były bardzo skomplikowane, a jej poczucie rytmu wołało o pomstę do niebios. Nastąpiła mu na stopę chyba z dziesięć razy, przy każdym razie krzywiąc się, jakby to ją bolało, a nie jego. W końcu nawet Maguire dał za wygraną, przygarniając ją do siebie, żeby się po prostu pobujać w objęciach nawzajem. - Ostrzegałam - powiedziała, śmiejąc się jeszcze nieco nerwowo, cała zarumieniona z zawstydzenia swoim popisem. Zaplotła dłonie na jego karku, posyłając mu pełny wdzięczności uśmiech, że gotów był zrezygnować z faktycznego line-dance'u dla zwykłych przytulanek. Poza tym było to bardzo urocze z jego strony, a serduszko Noreen topiło się nieco pod wpływem zielonego spojrzenia jego oczu. - I tak byłeś bardzo dzielny. Niejeden już by uciekł - dodała z uznaniem w głosie. No ale sam powiedział, wolał ją prawdziwą, prawda?
Atrakcja: jedzenie Kostki: 4 dla issiego wylosowana Efekty: przyklejam się:))
Zachichotał na słuszną uwagę Izydora o upadku na głowę, od razu wracając myślami do pierwszego spotkania w bibliotece - właściwie dosyć niedawnego, ale miał wrażenie że od tego momentu wydarzyło się tyle, jakby minęło co najmniej trzy razy wiecej czasu niż w rzeczywistości. Podobno w dobrym towarzystwie szybko mija... Co by się zgadzało, bo u boku Issy'ego Sid bawił się świetnie, na tyle by w mig zapomnieć o jego brutalnym ataku na innego faceta. Podzielił się z nim ploteczkami i spojrzał zupełnie nie dyskretnie w stronę Josha i Chrisa, kiedy dowiedział się że w Hogwarcie nie ma żadnych obostrzeń, a ci dwaj nawet byli małżeństwem. No proszę, zero skandali tylko poważne, stałe związki! Godne podziwu. - Jacy wy porządni, kto by pomyślał! A z nich ładna para - ocenił, nie kontemplując jednak zbyt długo państwa Walshów, bo mimo wszystko najbardziej i tak interesował go tu Issy, skoro już raczył poświęcić Sidowi odrobinę swojej uwagi. Być może te pląsy skończyłyby się w sposób wskazujący na to, że spotkanie jednak aspirowało do bycia randką, niestety nie każdy miał tutaj duszę romantyka i dlatego zamiast w miłosnych uniesieniach, za sprawą Sidereusza prędko skończyli taniec w hucznym upadku. Zabolało, ale nie aż tak bardzo jak wtedy gdy Issy zaatakował go znienacka z drabiny, więc udało mu się w miarę prędko pozbierać, tak samo jak towarzyszowi; oczywiście nie mogli przy tym powstrzymać głupiego śmiechu, a humory wciąż dopisywały mimo ewidentnej porażki na parkiecie. - Na następną imprezę po prostu przyjdziemy w ochraniaczach - stwierdził, od razu chcąc zaradzić problemowi z przyszłości, a potem chętnie podreptał za Issym do jedzenia. Wybrał bogato wypełnioną kanapkę z jakby-szynką i podał mężczyźnie, bo wyglądała mu na najbardziej sycące danie. - Jedz, bo tak... - chciał zacytować ulubione słowa swojej matki towarzyszące wciskaniu mu kilogramów kuskusu na obiad, ale w międzyczasie Rain nakarmił go czymś bardzo słodkim -...mizełnie wygłądasz - dokończył niewyraźnie, na potwierdzenie tych słów klepiąc Issy'ego po chudej ręce. A raczej dotykając, bo gdy próbował się cofnąć, okazało się że nie może. - Ale się do ciebie kleję - zauważył z rozbawieniem, pochłaniając całego bombelka na raz, a potem chcąc sprawdzić czy to tylko jednorazowa akcja, dołożył drugą rękę. I oczywiście znów się przykleił, a na dodatek pozbawił się rąk więc nie mógł już nic zjeść ani wypić ani zrobić. Zetknął się jeszcze swoim czołem z czołem Issy'ego, by zauważyć odkrywczo: - Uff. Działa tylko na ręce.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
- Bez przesady, uwierz w nasze głowy - zaśmiał się jedynie do Chrisa, ale nie oponował. Miał ochotę napić się tak, jak za dawnych czasów, kiedy nie musiał martwić się, co pomyślą o nim inni, bo pili tak samo, jak nie gorzej od niego. Jednak z biegiem czasu głos rozsądku nabrał na głośności i nawet jeśli chciał skorzystać z możliwości i sprawdzić wszystkie trunki tworzone przez Ogórka, był pewien, że nie wypije więcej jak dwa drinki, z czego był już w połowie pierwszego. Widział rumieniec na twarzy @Noreen Finch i puścił ją, odnosząc wrażenie, że może po prostu za bardzo się pospieszył z podobnymi gestami. Śmiał się cicho, gdy tylko słyszał, jak Noreen z towarzyszem zaczynają się przegadywać i dobry humor nie odpuszczał go również później, kiedy @Wally A. Shercliffe pojawił się przed nimi. - Trzy lata będąc dokładnym, chyba że sylwester liczymy jako nowy rok to dopiero dwa - doprecyzował z szerokim uśmiechem. - Ale były tak intensywne, że powiedziałbym, że przynajmniej dziesięć - dodał jeszcze, na moment spoglądając ciepło na męża, nim przeniósł swoją uwagę na @Bridget Hudson, wyrażając swoje małe zdziwienie, że wróciła do zamku, zaraz też kręcąc z lekkim rozbawieniem głową. - Nie w negatywnym znaczeniu. Zwykle, gdy już wracacie, to po wielu latach, a nie tak szybko. Jednak zawsze miło zobaczyć swoich dawnych uczniów, którzy stają się kolegami po fachu - odpowiedział i uniósł lekko szklankę z drinkiem w geście niemego toastu. Niewiele później Wally i Bridget odeszli od nich i Josh był przekonany, że będą mogli zająć się sobą z Chrisem, kiedy zorientował się, że @Persephone Aniston skończyła tańczyć i kieruje się do nich. Nie miał nic przeciwko rozmowie z nią, szczególnie że wydawała się w równie dużej potrzebie odejścia na bok co Chris. - A ja z nim imprezowałem i próbowałem namówić na granie w drużynie quidditcha, ale oczywiście nic z tego nie wyszło - dodał jeszcze, skąd sam znał Shercliffe’a. Był cichy o tyle, że walczył z chęcią bawienia się jak student, a jednoczesnym pragnieniem bawienia się z Chrisem tak, żeby obojgu było równie wesoło. Więc z uśmiechem przyjął propozycję Persefony na przejście się gdzieś na bok, uśmiechając się jeszcze do @Irvette de Guise, gdy tylko zobaczył, że patrzy w ich stronę. - Możemy się przejść, nie ma sprawy. Piłaś już coś od Ogórka? Wydaje mi się, że podrasował napoje dodając czegoś, że tamten podrywał wszystkich, a ja mówię to, co ślina na język przyniesie… Ale polecam. Dobre są - powiedział jeszcze do Persefony, spoglądając po chwili na Chrisa, chcąc się upewnić, że ten nie chciał już wychodzić.