Niejako szukała w tych butelkach Guinnessa ratunku, bo ostatnimi czasy przebywanie na imprezach bywało dla niej... przytłaczające? Gdzieś na końcu listy rzeczy, które chciała robić? Gdyby był to ktoś inny, pewnie odbębniłaby przywitanie, przekazanie prezentu, pokręciłaby się chwilę wśród ludzi, po czym zwinęła się angielskim wyjściem. Ale to był Ryan. Ryan, który obiecał jej taniec i drinka, a ona była mu niemal winna to po tym, jak nie odzywała się kilka lat, a z ich ostatniego spotkania pamiętała niewiele, oprócz tego, że pomagał jej w teście równowagi. Chwyciła plastikowy kubeczek i nalała do niego zawartość butelek stojących w pobliżu: czegoś, co pachniało sfermentowanymi jagodami, bursztynowej chyba-whisky i soku żurawinowego. Może, jak ją zmiecie z planszy, to pozbędzie się tej ochoty ucieczki. W końcu, jak miałaby uciec, skoro ledwie będzie stawiać kroki. — Tylko się nie porzygać... — nuciła pod nosem, dorzucając do autorskiej mieszanki plasterek pomarańczy, zanim uznała, że lepiej (albo gorzej) już w tym kubeczku nie będzie. Nalewała po sam czubek, od serduszka, siorbnęła więc nieco, żeby nie rozlać na obrus i niemal od razu poczuła się lżejsza, jakby z każdym krokiem trochę unosiła się w powietrzu. Zerknęła znad kubeczka na mały tłumek, przesuwając spojrzeniem po zebranych, aż trafiła na @Lockie I. Swansea. A ten co tu robił? Uniosła brwi do góry, zastanawiając się, jakim cudem się tu znalazł. I nie, żeby jego obecność była jej niemiła, właściwie pomyślała, że ten wieczór stał się lepszy, a jej głupie serce znowu straciło na moment rytm. Tylko, że i tym razem źródła tych palpitacji upatrywała w alkoholowy kociołek, który sobie sprawiła w kubeczku. Pokonała salon, podchodząc do ślizgonów i dziewczyny, o której wiedziała tylko tyle, że jest obrońcą w drużynie gryfonów. Przyglądała jej się przez chwilę, wbijając spojrzenie w jej twarz, ale żadne imię nie przychodziło jej na myśl. — Jak dobrze, że jesteście, myślałam, że pozostanie mi samotne upijanie się w kącie — wyrzuciła z siebie na wdechu. Przez moment nawet brała pod uwagę zagadanie do Honeycoot albo socjalizowanie się z portretem babuni Maguire — Żadna impreza was nie może ominąć, co? Badawczo spojrzała na Lockiego, na jego umęczoną twarz, chcąc nie chcąc, taksując wzorkiem jego mostek - ale na tyle krótko, by posądzone to zostało o przypadkowe. Poza tym, cokolwiek sobie myślała, ukryła to pod uśmiechem: — Karaoke? — Przechyliła głowę w bok, jak psidwak na dźwięk piszczącej zabawki — Oho, daj mu popalić — wyszeptała konspiracyjnie do dziewczyny, puszczając jej oczko i przysunęła się do Maxa, by zrobić im przejście.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Szanuję tę kobietę trochę. - Pokiwał z uznaniem. Jego matka miała podobne podejście, tyle że w kwestii dragów. Co jak co, ale obydwoje się dobrali i to niekoniecznie z najlepszych na świecie powodów. Gdy jedzonko i pitku zostały załatwione, przyszedł czas na rozrywkę. Przecież nie przyszli tu tylko na darmowy bufet, choć ten był dość dużym plusem na każdej imprezie. -Weź, bo jeszcze nie dam rady i zaciągnę Cię w krzaki. - Udał zawstydzonego tymi wyznaniami, choć prędzej dziwił się, co nagle Lockiemu odjebało. Skoro jednak stanęło na karaoke, nie miał zamiaru odmawiać, a gdy tylko zbliżyli się do stanowiska z mikrofonami, dwie kobiety postanowiły się do nich dołączyć. -Nie tak dobrze jak Ty. - Odpowiedział komplementem, puszczając @Kate Milburn oczko, by zaraz przenieść uwagę na @Saskia Larson. -Absolutnie! Przyleciałbym i z Brazylii, gdyby zaszła taka potrzeba. - Z uśmiechem potwierdził swoją gotowość do imprezowania, po czym z dziwnym błyskiem w oku obserwował, jak jego kumpel proponuje chórki gryfonce. -Nie ma chuja, że dam się zepchnąć w cień. To otwarta wojna. Saskia, pokażemy im jak to się robi? - Wyzwał Kate i Lockiego na pojedynek, jednocześnie zaznaczając wyraźnie, że on w żadnym wypadku nie będzie stał z tyłu. Albo duet, albo tym razem do krukonka będzie musiała grać drugie skrzypce.
Zachwiał się, pociągnięty przez Milburn, absolutnie niepewny swoich możliwości wokalnych w tej chwili, ale przecież nie po to brał w rękę jagodowego, żeby nie mieć pewności. Stanął obok Kate, robiąc jakieś żałosne "uuu" i "aaa" w tle. Śpiewał, cóż, nie najlepiej, nadrabiając kocimi ruchami, a kończąc popisowym ukłonem godnym domowego skrzata. Zarzucił ramię Kate na barki, unosząc brwi do Solberga: - No i co, myślicie, że nas pokonacie? - zwinął usta w sceptyczny dzióbek, do którego zaraz przytknął kubeczek z jabolem. Nie umknęło jego oczom spojrzenie Larsonówny, lądujące na jego piersi, przez co odruchowo wolną ręką dotknął tego miejsca, jakby chciał je zasłonić przed jej oczami. Ich ostatnie spotkanie wepchnęło ich w miejsce wielkiej intymności, na którą nie był gotów. - Oho. - skomentował, kiedy poleciały pierwsze nuty nieśmiertelnej Maryli Magowicz, po czym złapał się na tym, że kibicuje Maxowi i Sasi w tej wspaniałej piosence.
Ostatnio zmieniony przez Lockie I. Swansea dnia Pon Sty 01 2024, 22:32, w całości zmieniany 2 razy
Ryan Maguire
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : irlandzki akcent | niesforne loki | podobny do Tomasza ale wyższy i ładniejszy ofc
Imprezka zdawała się powoli rozkręcać, ludzie rozchodzili się po salonie, częstowali jedzeniem i alkoholem, a Gwen zadbała nawet o to, by jak najszybciej rozruszać towarzystwo za pomocą karaoke. Już miał iść w tamtą stronę, by jest ustawić się w kolejce do atrakcji, kiedy jego oczom ukazała się postać, której absolutnie się nie spodziewał - @Irvette de Guise. Oczywiście, było mu bardzo miło że zawitała na imprezie, ale jakim cudem została zaproszona na przyjęcie organizowane przez Ruby? Czyżby siostra dowiedziała się o ich pozytywnych stosunkach i postanowiła zakopać wojenny topór? Mało prawdopodobne, ale nie niemożliwe... w końcu wszystko się może zdarzyć. Świąteczny cud, czy coś. Całe szczęście, że impreza dopiero się zaczęła, wiedział Ryan potrafił jeszcze zachować się taktownie i zamiast dać wyraz swojemu zdziwieniu, przywołał na twarz uśmiech i wymienił przyjacielskie całuski z Irwetą, by następnie przyjąć elegancki pakunek. - Bardzo dziękuję! Na pewno skorzystam - powiedział wesoło, zaintrygowany zawartością prezemtu; chciał uprzejmie zaoferować Irwecie jakiś napój, nieświadomy tego że znajoma zamierza się zaraz ulotnić - ale okazało się że Gwen gdzieś w międzyczasie zdążyła już wcisnąć jej w dłonie grzańca. Zwrócił się więc do obu kobiet: - No, widzę, że karaoke już jest oblegane, Whisky moja żono będzie musiało poczekać. To na co macie ochotę, torcik? Serniczek? Chociaż nie wiem na ile ufam wypiekom mojego brata... - stwierdził nieco niepewnie, zerkając w stronę stołu z ciastami; próbował przy okazji zorientować się, gdzie zapodziała się Ruby, od którego zdążyła go oddzielić fala gości składających życzenia. Jego uwagę odwróciła jednak @Saskia Larson czająca się przy kąciku z karaoke i zawołał do niej: - Poproszę coś z dedykacją dla solenizanta!
Kod za poprzedni post, bo się zajebałam w akcji i zapomniałam go wrzucić xD Jaka piosenka? Happy (98) K100 na śpiew:44
Zjawiła się przy nich kapitan Ravenclawu, z którą Kate przywitała się uśmiechem, nieco blednącym, gdy zorientowała się, że dziewczę było raczej chłodne w obyciu. Może jeszcze za mało pociągnęła z własnego alkoholowego kociołka, który zgotowała sobie w kubeczku? A może jej się po prostu zdawało? Gdyby była nieco bardziej trzeźwa, zwróciłaby uwagę na delikatnie gęstniejącą atmosferę w towarzystwie, ale przejęta wyborem piosenki nie przykładała do tego wagi. - Hej, Kate - zwróciła na siebie uwagę @Saskia Larson, chcąc przedstawić się i mieć to już za sobą. To, że Lockie zaoferował się jej do chórków, było wyjątkowo zaskakujące. Nie spodziewała się po nim czegoś takiego, ale prawdopodobnie był już nieco wypity. Gryfonka nie umiała specjalnie dobrze śpiewać, dobrze więc, że repertuar, który przypadł im w udziale, mógł być także pieśnią mówioną. Było też dużo klaskania, więc Lockie miał okazję się popisać jako ludzki tamburyn. Ostatecznie wyszło po prostu śmiesznie. Z szerokim uśmiechem zawisła mu na ramieniu, gdy tak przerzucił sobie jej rękę za kark. - Właśnie! - potwierdziła, jeszcze z lekką zadyszką, gdy schodzili ze sceny i ustępowali miejsca Maxowi i Saskii. Gdy z głośników dobiegły ich pierwsze nuty piosenki, Kate zrobiła nieco obrażoną minę. - Ej, dostali lepszą! - poskarżyła się Lockiemu, ale jej lekko ściągnięte brewki szybko rozluźniły się, a całą buzią śmiała się, słuchając występu konkurencji.
Saskia Larson
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161cm
C. szczególne : Duże, piwne oczy oraz charakterystyczny pierścionek z lisem na lewej dłoni.
Jaka piosenka? "Niech żyje bal" z Maxem Bardzo potężne umiejętności wokalne: 4
Wyzwanie? Bardzo lubiła wyzwania. Nawet, jeśli jej głos wciąż załamywał się przy dłuższych zdaniach, jakby groził, że ma swój limit i jeśli do niego dotrze, ponownie zaniemówi na nieokreślony czas. Kiedyś była mistrzynią pijackiego karaoke - i chociaż teraz daleko było jej od stanu nietrzeźwości, to gotowa była odzyskać swój tytuł. A przynajmniej tak jej się zdawało. Obserwowała występ Kate i Lockiego, wiwatując. Gryfonce szło całkiem nieźle, Swansea za to powinien otrzymać medal w klaskaniu do rytmu, mówiąc krótko, dali solidny pokaz. Dodatkowe punkty byłby gdyby ktoś spadł ze sceny, albo porzygał się na mikrofon, ale wieczór był chyba jeszcze zbyt młody. Wciąż uważnie obserwowała dziewczynę, doszukując się w jej przyklejonym do męskiego boku ciałku czegoś niewypowiedzianego, co wisiało w powietrzu. Czegoś bardzo prostego, co miała już na końcu języka i musiała tylko przyznać przed sobą, że kobieca intuicja nigdy nie zawodzi, ale... Maryla Magowicz zaczęła rozbrzmiewać w salonie, a w końcu nie mogła zostawić Maxa sam na sam na pastę takiego hitu, na dźwięk którego lodowce zaczynają się topić. Chwyciła mikrofon, pociągając konkretny łyk ze swojego kubeczka - a później drugi i trzeci, tak dla animuszu. Zaczęła śpiewać kilka pierwszych słów, czując się tak niewyobrażalnie lekko, tak przyjemnie, jakby... otworzyła przymknięte powieki, uświadamiając sobie, że coś jest nie tak. Solberg, który wciąż śpiewał, był dziwnie niski. Nie był już typowym dryblasem, a skurczył się do jej ramienia. Rozejrzała się oczyma wielkimi jak spodki, szukając jakiegokolwiek wytłumaczenia, ale Lockie też się skurczył. I Kate. I właściwie wszyscy. — Co do... — pisnęła, patrząc pod swoje nogi by zobaczyć, że lewituje. Unosi się nad podłogą jakieś pięćdziesiąt centymetrów, przewyższając wszystkich tak, że niemal dotykała czubkiem głowy sufitu. Wciąż czuła na języku smak dziwnego trunku. No tak, cokolwiek Ruby przygotowała, musiało być niezłe, skoro prawie dostąpiła wniebowstąpienia. — Pomocy? — Zamachała nóżkami, ale wyglądało na to, że dopóki ktoś jej nie pociągnie w dół i nie przyszpili, to będzie robiła za podwieszaną ozdobę.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Oczywiście, że myślał, że ich przebiją, co zresztą oznajmił bez cienia wątpliwości w swoim głosie. Kate i Lockie zrobili dobre show, choć wokalnie nie poszło im to najlepiej. -Dobra, teraz patrzcie, jak to się robi! - Wziął @Saskia Larson pod pachę i podał jej mikrofon, ustalając wcześniej, kto które partie wokalne bierze. Hit Marylki był znany chyba wszystkim i perfekcyjny na podobne okazje. W końcu życie to był bal i Max tańczył na jego parkiecie do upadłego. Dosłownie, bo tyle co on się na ziemi należał, to chyba nikt tu ze zgromadzonych. -Życie kochanie trwa tyle co taniec.... - Rozpoczął, zalotnie patrząc na Sasię i podając jej dłoń. Ich role cyklicznie się zamieniały, aż zamiast odpowiednich słów, Max usłyszał coś, co zdecydowanie nie pasowało do repertuaru. Spojrzał obok i zobaczył, jak krukonka unosi się w powietrzu. Nie był w stanie kontynuować występu, po srogo prychnął. -Musimy umówić się na rewanż, nie mogę. - Zakomunikował przez śmiech, po czym chwycił krukonkę za kostkę, niczym osobliwy balonik i odszedł na bok do znajomych.
Był wypity, jeszcze jak, w końcu w jego obecnej kondycji psychicznej takie spędy to samobójstwo, ale dzięki temu bawił się wcale doskonale! Kiedy Max i Saskia stanęli by wykonać swój występ Loki już gibał się na boczki do muzyki, trochę dyrygując jedną z rąk Kate jakby ta byłą małą laleczką, a on prowadził teatrzyk pacynkowy i tańczył razem z nią. Było to conajmniej dziwne. - Lepszą! - przyznał, bo Maryla Magowicz kojarzyła mu się z jego mamą, a przynajmniej z tymi momentami, kiedy jego mamie było lepiej, to zawsze miłe wspomnienia! Dośpiewał nawet do Maxowej linijki kilka słów, nim nie zaczął rechotać widząc, jak Saskia odrywa się od ziemi. Łezka rozbawienia upłynęła mu z oka, niemal wzruszony takim zakończeniem ich konkurencji otarł ją wierzchem dłoni, chwytając drugą stópkę krukońskiej pani kapitan i spoglądając na nią z dołu rzekł jak na dżentelmena przystało: - Wiesz, miałem nadzieję pierwszy raz zobaczyć Twoje majtki w trochę innych okolicznościach. - wyznał ubawiony, przyciągając ją do ziemi i kładąc jej rękę na ramieniu, ażeby posłużyła za obciążnik. - Wygraliśmy i to w pięknym stylu. I am happy. - oznajmił swojej kompance z drużyny, posyłając jej wesołe spojrzenie i podnosząc rękę do zbicia piątki, ale Saskia już zaczynała odlatywać, więc zaraz po jej zbiciu znów przyciągnął ją na ziemie. - Gdzieś tu zostawiłem brandy... - mruknął rozglądając się i od biedy chwytając za grzane wino, które tu ktoś przed chwilą porzucił. Wziął łyk, drugi, aż zaczęło robić mu się niewyobrażalnie gorąco, co mogło doprowadzić tylko do jednego - prób zdejmowania golfa przy ludziach. Nietrzeźwa część jego mózgu zaczynała walczyć z resztką świadomości, która usilnie próbowała go przed tą czynnością powstrzymać. - Maks? Strasznie tu gorąco, nie..? - przebąknął dziwnie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zejście ze sceny było zdecydowanie bardziej widowiskowe niż ich występ, choć utwór przypadł im nieziemski. -Odgryziemy się im, jak zejdziesz na ziemię. - Zapewnił Saskię, po czym przewrócił oczami na tekst kumpla. No tak, co jak co, ale Sasia pokazała więcej niż zapewne planowała. Albo nie, aż tak dobrze jej nie znał, by to ocenić. -Widziałem, jak ktoś je podjebał. - Zakomunikował Lockiemu na temat jego brandy. Ślizgon i tak już miał wystarczająco wypite, więc widok jego ręki sięgającej po grzańca zwiastowała ciekawą kontynuację tego wieczoru. A przynajmniej tak początkowo Max myślał, gdy nie poczuł wibracji w swojej kieszeni. Wyjął z niej telefon i wpatrzył się w wiadomość, która wyświetlała się na ekranie. Kilka przekleństw opuściło jego usta, a wolna dłoń zgięła się w pięść. -Co? A, tak, gorąco. - Zgodził się po chwili, gdy dotarły do niego słowa kumpla. -Muszę spadać. A Ty idziesz ze mną. Nie zostawię kobiet w Twoim towarzystwie. - Zażartował w stronę Kate i Saski, choć wcale nie miał zamiaru Lockiemu odpuszczać. Pociągnął go mocno za sobą po tym, jak już pożegnał się z dziewczynami i nakierował w stronę wyjścia z domu.
Sama się siebie tutaj nie spodziewała i owszem, zadział się cud, ale na pewno nie w postaci Ruby, która zaprosiłaby tutaj dziewczynę. Los rozdał karty nieco inaczej i pytaniem pozostawało, co jeszcze miał dziś dla niej zaplanowane. Jak na ten moment wszystko przebiegało gładko. Słodycze zostały dostarczone i odłożone na odpowiednie miejsce, a Ryan na chwilę przestał być oblegany przez przyjaciół i Irv mogła podejść złożyć mu życzenia. Najpierw jednak nieco przygasła, gdy @Gwen Honeycott zapytała o jej własnego brata. -Nie wiem. Rozpłynął się gdzieś. - Odpowiedziała sucho, jasno dając do zrozumienia, że nie chce rozmawiać o tym człowieku. Wiedziała, że Gwen się z nim przyjaźniła, ale nie miało to teraz dla rudowłosej większego znaczenia. Zamiast rozmawiać o Stephanie, podeszła w końcu do solenizanta. -Daj znać, czy smakowały. - Dodała jeszcze z uśmiechem ciekawa, co powie o jej bezowych pegazach i słodkich bułeczkach. Nim się jednak zorientowała, Gwen ponownie pojawiła się obok, wręczając jej do rąk grzańca. -Chętnie Cię stąd wybawię, ale bez tego i teraz. Nie mam zamiaru się tu upijać. - Odpowiedziała cicho czarownicy, nim nie usłyszała znowu głosu Ryana. Cóż, angielskie wyjście nie poszło jej najlepiej tego wieczoru. Posłała jeszcze kobiecie znaczące spojrzenie, które jasno wskazywało na to, że de Guise niezbyt ma ochotę tu być, choć nie miało zdolności przekazania powodu. -Naprawdę chętnie, ale będę lecieć. Nie chciałam przeszkadzać. Planowałam przekazać Ci życzenia i prezenty nieco inaczej, ale Gwen poprosiła żebym przyniosła babeczki, no więc oczywiście wolałam zrobić to osobiście, skoro już tu jestem. - Starała się grzecznie wyłgać od tej całej imprezy. Widziała już wystarczająco osób, które nie byłyby zadowolone z jej widoku, a naprawdę nie chciała psuć Ryanowi jego dnia. -Powinieneś spędzić ten dzień z najbliższymi. - Dodała jeszcze argument, na sekundę zerkając w stronę trzymanego przez siebie grzańca, który kusił ją swoim aromatem.
Akurat lewitowała na czołowe z żyrandolem, gdy poczuła, jak czyjeś palce zaciskają się na jej łydce. Max się nad nią zlitował, ostatecznie przekreślając ich szansę na wygraną, by ściągnąć ją nieco w dół, ale nie na tyle, by postawić na ziemi - zwyczajnie ciągnął ją jak dziecko balon, który wygrało w wesołym miasteczku. — Ty chujku — wymamrotała z góry elegancko, aż lokowe dłonie ją przejęły, oczywiście najpierw korzystając z tej całej sytuacji, by zerknąć w górę, w kierunku jej odsłoniętych ud, które skrzyżowała ze sobą, zakładając w powietrzu nogę na nogę. Wydawało jej się, że to nie był pierwszy raz, kiedy widział jej majtki, ale postanowiła nie wyprowadzać go z błędu. Ba, właściwie czemu nie miała odwdzięczyć mu się tym samym? Kiedy pociągnął ją w dół, złapała dłońmi jego ramiona, by na moment zrównać się z jego twarzą - coś, co na co dzień było niemożliwe, bo zawsze patrzyła na niego z dołu, dopóki się ku niej nie pochylał. — Pokażesz mi później te okoliczności? — zapytała, rozchylając wargi w uśmiechu. Niech inni ją słyszą. Nie mogło być jej to bardziej obojętne. W końcu odjęła dłonie od jego ramion, pozwalając się przyciągnąć ku ziemi, gdzie znowu poczuła jak jej stopy wspierają się na podłodze. Wciąż się go jednak trzymała, chwytając Lockiego za łokieć, bo gdy tylko pozostawała bez czyjejś pomocy, ponownie zmierzała na spotkanie z sufitem. Jednym uchem wpadała im ich wymiana zdań, a drugim wypadała, bardziej pochłonięta była utrzymaniem siebie przy podłodze, dopiero wyrwała się z amoku, gdy usłyszała słowa Maxa: — Co, już? — wystrzeliła, przeskakując wzrokiem z jednego ślizgona na drugiego, a później na Kate, próbując zrozumieć, co się nagle wydarzyło — Wiem, że to moje wykonanie Marylki było tragiczne, ale żeby od razu się z tego powodu zmywać? Zaśmiała się pod nosem, nieco rozczarowana i zdziwiona, bo ominęła ją reakcja Maxa na cokolwiek, co odczytał ze migoczącego urządzenia. Odwróciła głowę w kierunku Kate: — Wygląda na to, że zostaniemy we... dwie? — Zapytała, zerkając do trzymanego przez gryfonkę kubeczka — I to chyba czas na dolewkę?
@Saskia Larson mogła odczytać pewne rzeczy z jej ciała, gdy Lockie okręcał się jej ramieniem w przypływie chęci wykonania osobliwego tańca. Chociażby to, jak jej klatka piersiowa skręcała w jego kierunku, by możliwie jak największą powierzchnią móc do niego przylegać. Może dostrzegła błysk w jej oczach, gdy spoglądała w kierunku jego złotych tęczówek lub to krótkie przygryzienie wargi, gdy przechylił się w jej stronę, na moment zacieśniając jej uchwyt na swoim karku? Równie prawdopodobne, że nie widziała żadnej z tych rzeczy, część z nich może działa się wyłącznie w głowie lekko odurzonej alkoholem Kate, zbyt szczęśliwej, że tam był, by przejmować się czymś innym. Dla każdego high przychodzi jednak moment low, więc gdy Saskii przyszło wznosić się, dla Gryfonki przyszedł moment upadku. W pierwszej chwili zaśmiała się, gdy ujrzała, że postać dziewczyny zaczyna się unosić do sufitu. Już doskonale wiedziała, co wlała do tego swojego kubeczka - dokładny powód, dla którego sama unikała tego trunku. Pewnie gdyby znały się lepiej, byłoby jej bardziej przykro, że nie zdążyła jej uprzedzić. Max odeskortował ją za kostkę jak balon, a następnie razem z Lockiem zaczęli uziemienie. Wpierw jednak sama Kate musiała zostać sprowadzona na stały grunt z krainy swoich pijackich marzeń. Jak w zwolnionym tempie ujrzała wymianę ich spojrzeń. Głos Krukonki i wypowiadane słowa zadzwoniły jej w uszach, goszcząc w jej głowie zdecydowanie zbyt długo, niż powinna im pozwolić. To nie były głupie przekomarzania, tylko autentyczny flirt, za którym czaiło się coś więcej? Wspólna przeszłość czy obietnica wspólnej przyszłości? Jej serce przyspieszyło delikatnie, gnane tym paskudnym uczuciem, jakby wszystko przelatywało jej przez palce. Chciała złapać jeszcze trochę tej pewności siebie, którą miała przed chwilą - oparła się Lockiemu o ramię, muskając czubkiem głowy jego policzek. Czy zrobiła coś nie tak? Wciąż był jeszcze początek przyjęcia, impreza ledwo się rozkrecała, a oni już zamierzali się zbierać? - Przecież dopiero przyszliście! - zaprotestowała, lecz nie miała tu zbyt wiele do powiedzenia. Obaj zwinęli się jeszcze szybciej niż przyszli. W pierwszej chwili chciała pobiec za nimi, przecisnąć się w tłumie i dowiedzieć się, co było tak nagłym incydentem, który zmusił ich do ucieczki, ale została jej wciąż lewitująca Saskia. Gdy tylko puścili ją, Kate instynktownie przejęła pieczę nad Krukonką, by nie wleciała ponownie na czołówkę z żyrandolem i stała tak jeszcze chwilę, bezwiednie coraz mocniej zaciskając dłoń na jej barku. - Och, przepraszam - wybąkała, orientując się dość szybko, że chyba przesadziła. Upewniła się tylko, czy bez jej pomocy Saskia mogą utrzymać się na ziemi samodzielnie i gdy się o tym przekonała, całkiem zwolniła uścisk na jej ciele. Przez moment mierzyła ją wzrokiem, niepewna kłębiących się w niej uczuć. Czy to normalne, że czuła się zazdrosna? - Tak, dolewka - przytaknęła, rozglądając się za najbliższym stolikiem z wodopojem. - Co ich ugryzło? - zapytała dziewczynę, nie mogąc powstrzymać cisnących się na jej język słów. Kolejne zagryzła w ostatniej chwili. Co jest między wami?
Ostatnio zmieniony przez Kate Milburn dnia Wto Sty 02 2024, 09:57, w całości zmieniany 1 raz
- Wydawało mi się, że ostatnio byłem goblinem. Jakimś Frederickiem Fekalnym - odpowiedział, unosząc lekko brwi, ani trochę nie wstydząc się tego określenia, bo wyszło ono z ust @Ryan Maguire i było jak on, błyskotliwe. Jedynie w woda w klozecie była bardziej rącza od niego, czego nie omieszkał mu wypomnieć, bo przecież jedynie mówił prawdę. Ktoś, kto obserwował ich z boku, z całą pewnością uznałby, że są pomyleni, bo sposób, w jaki się do siebie odnosili, wskazywał na głęboką i mocną niechęć, jakiej nie dało się w żaden sposób ukryć. Poza tym, te różnice Gryfońsko Ślizgońskie zdawały się właśnie o sobie dawać znać, kiedy wręczał swój prezent. - Zapytaj Ruby, jestem pewien, że z przyjemnością ci opowie, co zrobiła, żeby wyjąć mnie z kompostownika. A kiedy już się dowiesz, jak tego dokonała, może przekonasz mnie do śpiewania - stwierdził, rzucając w ten sposób wyzwanie Ryanowi, nim zwyczajnie odszedł na bok, spoglądając jeszcze na @Gwen Honeycott, która i jemu się przypatrywała. Uniósł lekko brwi, jakby chciał jej zapytać, o co dokładnie chodzi, bo to nie było grzeczne, tak patrzeć na innych i właśnie wtedy zorientował się, że ta złapała jego świąteczną towarzyszkę od lepienia bałwanów i kolęd, i całego bałaganu, jaki przeżyli w Merfox Village. Nic zatem dziwnego, że uniósł lekko rękę, w powitalnym geście @Noreen Finch i kierując się do schodów, na których chciał usiąść, rzucił do niej: - Odnoszę wrażenie, że ma pani tutaj całą wspaniałą menażerię bałwanów - po czym faktycznie usiadł na jednym ze stopni, nie mając najbardziej bladego pojęcia, co miał tutaj robić. Był jak zwierzę w klatce, które faktycznie wystawiono na pokaz, zupełnie, jakby trafił do zoo i podejrzewał, że jeśli nie będzie miał już siły na to wszystko, zwinie się i teleportuje do Doliny, żeby wrócić do własnego łóżka. Nim jednak to nastąpiło, zdał sobie sprawę z tego, że ktoś mu się przyglądał, więc uniósł głowę i zmierzył uważnym wejrzeniem @Irvette de Guise, zastanawiając się, czego ta natrętka właściwie od niego chciała. Nie lubiła go, to było pewne, a on miał ją za kogoś impertynenckiego i co najmniej irytującego, więc zwyczajnie nie odwracał od niej wzroku tak długo, jak długo mu się przyglądała.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Dom pęka w szwach - to nie były słowa, których oczekiwał, a jednocześnie podejrzewał, że nie mogło być inaczej. Pamietał Ryana ze szkoły i podejrzewał, że jego młodsze rodzeństwo nie różniło się wiele od niego w kwestii zamiłowania do imprez. Tym bardziej cieszył się, że nie szedł sam, tak jak z tego, że mógł na miejscu spotkać innych znajomych, przez co był pewien, że nie będzie czuć się nie na miejscu. Składając życzenia @Ryan Maguire, na pewno nie spodziewał się jego pytania o znajomość z Maxem, na które wiedział, jak chciał odpowiedzieć, choć nie wiedział, czy na pewno mógł. Uśmiechnął się więc szerzej, spoglądając na moment na Gryfona obok siebie z błyskiem w spojrzeniu, nim znów wrócił wzrokiem na solenizanta. - To za długa historia, żebym opowiadał ją teraz - powiedział prosto, mimowolnie przysuwając się bliżej Brewera. - I zdecydowanie korzystaj, bo nie miał ostatnio dobrego humoru - dodał jeszcze, słysząc o planowanym spotkaniu Ryana z jego ojcem, ale nie dopytywał o nic więcej. Jak zostało powiedziane, ten wieczór miał być na zabawę, a nie na rozmowy o pracy, choć gdy usłyszał, że został nazwany demonem imprezy, jedynie uśmiechnął się lekko, przymykając przy tym oczy. Zwykle nie pił, o czym wszyscy wiedzieli, a także raczej byl typem podpierającym ściany, ale robił już postępy. Spokojnie odszedł z Maxem na bok, aby kolejny goście mogli składać życzenia Ryanowi, rozglądając się wokół za znajomymi twarzami i miejscem dla siebie, czy może czymś, co mogli robić. Nie zdążyli jednak nigdzie odejść, kiedy podeszła do nich nieznana mu kobieta, trzymająca mocno @Noreen Finch, do której Wei uśmiechnął się ciepło. - Noreen - przywitał się, spoglądając na moment na Maxa. - Myślę, że was nie trzeba sobie jednak przedstawiać, ale w razie czego, Noreen jest osobą, która jako pierwsza składała mnie, żebym nie musiał iść do Skrzydła Szpitalnego, a Max jest osobą, o której ostatnio wspominałem - dodał, podejrzewając, że większego przedstawienia nie musiał robić.
______________________
I won't let it go down in flames
Ryan Maguire
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : irlandzki akcent | niesforne loki | podobny do Tomasza ale wyższy i ładniejszy ofc
Uniósł brwi, taksując @Longwei Huang i jego towarzysza nieco podejrzliwym spojrzeniem, doszukując się w odpowiedzi drugiego dna i próbując dodać dwa do dwóch - z jego obliczeń nie wynikało jednak nic konkretnego, więc szybko się poddał. - Czyli łączy was albo zbrodnia albo romans - rzucił niczym dociekliwy detektyw, wcale nie brzmiąc szczególnie poważnie; uznał, że nie będzie drążył tematu i po prostu podpyta Longweia przy innej okazji cóż to za długa i skomplikowana historia. Zachęcił ich jeszcze raz do dobrej zabawy i poczęstowania się czymkolwiek z przygotowanego przez Rubsona i ekipę bufetu. Zarechotał jeszcze głośniej, gdy @Frederick Shercliffe zwrócił mu uwagę na błąd w tytułowaniu go i obiecał poprawę, postanawiając że od dziś będzie się do niego odnosił tylko w ten sposób. - Po prostu masz wiele twarzy, w dni parzyste ogr, w nieparzyste goblin - podsumował, a gdy usłyszał o negocjacjach z Ruby, zmarszczył brwi, od razu podejrzewając przyjaciela o jakieś niecne czyny. - No no, żeby się tylko nie okazało że w tym kompostowniku się działo coś nieprzyzwoitego - zapowiedział groźnie, a jeszcze zanim Fekalny odszedł, żeby gdzieś się zabunkrować i siedzieć z naburmuszoną miną, to Ryan złapał go jeszcze za ramię, by go zatrzymać i mruknął, dla odmiany na poważnie: - Doceniam, że wpadłeś, serio. Jak już wyczerpałeś baterie i myślisz tylko o tym, żeby wracać do swojego szałasu, to wiesz... Leć śmiało. Chociaż mam nadzieję, że jednak będziesz się nieźle bawił - i poklepał ziomka po ramieniu. Gdy ten się odwrócił i gdzieś tam przycupnął, Ryan skupił się na @Irvette de Guise. Wzmianka o tym, że w prezencie znajdowało się coś jadalnego, brzmiała co najmniej zachęcająco. - A co, jak mi nie zasmakuje? - spytał w identyczny sposób, co ona kilka dni wcześniej w Merfox Village, tylko po to by ją podpuścić; zaraz jednak dowiedział się, że kobieta planuje natychmiast wracać i wcale nie przyszła na imprezę. Och, czyli jednak nie otrzymała zaproszenia od Ruby? Czyli zaraz może rozpocząć się draka, gdy siostra zauważy w swoim domu największego wroga ze szkoły? - Rozumiem - odparł więc, nie zamierzając jej na siłę zatrzymywać, jeśli nie miała ochoty zostać; niegrzecznie jednak byłoby nie podjąć próby zachęcenia jej, prawda? - Nie przeszkadzasz - zapewnił i wskazał na trzymany przez nią kielich z grzańcem - Oczywiście, nie pogniewam się jeśli wyjdziesz, ale przemyśl chociaż wypicie grzańca. Nie możesz go teraz odstawić, towar macany należy do macanta. Szkoda, żeby się zmarnował, taki smaczny - kusił, ale postanowił nie naciskać więcej, jeśli znów usłyszy odmowę. W końcu nic na siłę.
Ostatnio zmieniony przez Ryan Maguire dnia Wto Sty 02 2024, 15:07, w całości zmieniany 1 raz
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Spodziewała się niejednej rzeczy, ale na pewno nie tej odpowiedzi, która sprawiła, że dziewczyna się zatrzymała i odważniej spojrzała w jego oczy. Na jej ustach pojawił się uśmiech, i choć nie zabrakło jej języka w gębie, to pozwoliła sobie na sekundkę ciszy, nim w końcu się odezwała. - Wtedy Guiness zginie w ściekach, a całą koniczynę strawi tajemniczy pożar. - Odpowiedziała w końcu w tonie podobnym do tego, który i on użył tamtego dnia. Bawiła się wyśmienicie i jej luźniejsza niż zwykle poza, jasno to pokazywała. Przynajmniej dla tych, co znali ją nieco lepiej, lub zwracali uwagę na takie szczegóły. Wyzywająca poza nie trzymała się jej niestety długo. Poczuła, że zbyt długo gościła w tym miejscu i czas najwyższy się ewakuować i o ile Gwen potrafiła odmówić, tak gdy sam solenizant powiedział, że nie przeszkadza, poczuła pewne zawahanie. Spojrzała na trzymany w rękach kubek i zastanawiała się, czy Ryan mówi tak z grzeczności, czy faktycznie chciałby żeby została. Rzuciła szybkie spojrzenie @Gwen Honeycott , jakby to ona miała jej na te wątpliwości odpowiedzieć. -No dobrze. Ale tylko jeden drink i uciekam. W końcu to Twój wieczór. - Postanowiła w końcu, a serce zabiło jej mocniej, bo dawno nie była tak niepewna swojego wyboru i jego słuszności. -Skoro rekomendujesz... - Westchnęła teatralnie, po czym podniosła kubek, a czerwień grzańca po chwili zlała się ze szkarłatem jej warg. -Faktycznie niczego sobie. Ale nie wyczuwam w nim Twojej ręki. - Skomplementowała, porównując napój do tego, którego miała okazję spróbować w zimowej wiosce.
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max, który nie do końca wierzył w to, że nie będzie konieczna żadna interwencja medyczna, uśmiechnął się kątem ust, jednocześnie unosząc brew, jakby chciał zapytać Ryana, czy był skłonny tak kłamać w żywe oczy. Później jednak padły kolejne pytania i kolejne wyjaśnienia, które spowodowały, że uzdrowiciel uśmiechnął się znacząco, przy tej okazji przekrzywiając lekko głowę i nachylił się nieznacznie w stronę @Ryan Maguire, jednocześnie całkowicie bezwiednie obejmując Weia, zupełnie, jakby robił to na co dzień i nie było to coś, mimo wszystko, odmiennego, od tego, co spotykało ich zazwyczaj pośród innych ludzi. - Dlaczego nie oba? - zapytał jedynie, nim faktycznie odsunęli się na bok, rozbawiony tą drobną sugestią, zastanawiając się, czy faktycznie nie łączyły ich również jakieś zbrodnie. To, mimo wszystko, było całkiem prawdopodobne, a zaprzeczanie takiemu stanowi rzeczy, mijałoby się całkowicie z celem. Zanim jednak zdołał to jakoś skomentować, wyrosła przed nimi @Gwen Honeycott, na widok której uniósł lekko brwi, tym bardziej że trzymała dość mocno @Noreen Finch, która nie sprawiała wrażenia, jakby jakoś szczególnie mocno jej to przeszkadzało, a przynajmniej takie odnosił wrażenie. - Całkiem dobrze, pani profesor. Ostatnio nawet miałem przyjemność opatulać kocykami biednych mieszkańców Hogsmeade razem z Noreen - zakomunikował ubawiony, mniej więcej w tej samej chwili, kiedy Wei postanowił dokonać swoistej prezentacji, jaka jedynie jeszcze bardziej go rozbawiła. A jednocześnie, może nieco oburzyła, bo spojrzał na niego spod przymkniętych powiek, przekrzywiając przy okazji głowę. To, że świat był mały i jednak okazywało się, że w jakimś stopniu wszyscy się znali, chociaż nie do końca mieli o tym pojęcie, nie było dla niego już niczym dziwnym. Ostatecznie w większości kończyli tę samą szkołę, gdzieś w końcu na siebie wpadali, stykając się bardziej lub mniej, więc to właściwie całkowicie pominął. Bardziej koncentrował się na sposobie, w jaki wyrażał się Wei, domyślając się, że mimo wszystko było to dla niego męczące. I chociaż nie umiał powiedzieć niektórych rzeczy poważnie i wprost, zdawał sobie sprawę z tego, że nie powinien dłużej gdzieś błądzić. - Pff, osoba? To co, mam na ciebie mówić osoba partnerska, czy jak, bo to brzmi idiotycznie - stwierdził, wyraźnie nieporuszony tym, co właśnie właściwie przyznał całkiem oficjalnie.
______________________
Never love
a wild thing
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Kręciło mu się w głowie, a oczy momentalnie nabiegły mu krwią, jakby mu pękły w nich wszystkie naczynka. Spocił się na twarzy nie będąc już pewnym, czy to efekt wypitego grzańca, czy mu się przypadkiem jakieś klątwy nie zmieszały w brzuchu, bo za dobrze się bawił i czas pocierpieć. Łapał się już za krawędź golfa, za jego brzeg, próbując w pijackiej głowie rozpracować jak to z siebie zerwać najszybciej, bo tak bardzo mu było gorąco i tylko łut szczęścia, że Solbergowi coś wypadło rzeczywiście, jakiś biznes czy inna niemiła okoliczność, że zdecydował się stąd zmywać, bo Swansea był gotów całkowicie sie roznegliżować - a to zakońćzyłoby się zapewne jego samobójstwem jutro z samego rana. - Nie..? - spojrzał na niego- Co..? - spojrzał na krukonkę i gryfonkę- Pięknie śpiewasz! - zapewnił Saskię w jakimś alkoholowym widzie, po czym podryfował jak boja za Maxem, który nie zostawiał przestrzeni na bulszit i bardzo rozsądnie - możliwe, że pierwszy raz w życiu tego duetu - zadecydował., by impreze zakończyć w odpowiednim czasie, a nie jak już Loki zdąży obrazić solenizanta, zdemolować kuchnie i nazwać matkę gospodyni starą krową.
I pomyśleć, że przyjmując zaproszenie na imprezę w ostatnim momencie, myślała, że wyjdzie z niej szybciej niż weszła, bo nie będzie nikogo znała... Tymczasem na każdym kroku migała jej przed oczami znajoma twarz. Odwzajemniła uśmiech, choć z lekką rezerwą - podejrzewała, że @Gwen Honeycott część smakołyków zaprawiła, a możliwe że i sama była już zaprawiona. Najwyraźniej chciała zachęcić również Noreen do alkoholowej rozpusty, tłumacząc się koniecznością. Wzięła do ręki wciskany kubeczek, spoglądając przez chwilę w jego środek. Wyglądało jak grzaniec, więc nie najgorzej - wolała to od brandy i zdecydowanie wolała to od jabola... Spojrzała raz jeszcze w kubeczek, poważnie rozważając rozpoczęcie alkoholizacji, lecz nie zdążyła wziąć nawet jednego łyczka, bowiem ręka koleżanki z pracy zagarnęła ją w głąb towarzystwa, by postawić ją twarzą w twarz z... @Maximilian Brewer! Wewnętrznie odetchnęła w myślach, że przynajmniej oszczędzono jej poznawania zupełnie nowych ludzi. - Cześć - przywitała się, do tej pory kompletnie nieświadoma, że próbował się z nią wcześniej przywitać. W międzyczasie dołączyła do nich @Irvette de Guise, której Noreen nie kojarzyła, toteż nie mieszała się w pogawędkę, szczególnie że obok Maxa wyrosła nowa, bardzo znajoma postać. - Longwei! - zakrzyknęła radośnie na widok kolegi, którego dosłownie dzień czy dwa dni temu spotkała w Dolinie Godryka. - Czyli jesteś, fajnie - skomentowała jego obecność na imprezie. Wszak oboje określili swoje przybycie jako raczej pewne, do ostatniej chwili nie wiedziała, czy powinna się go tu spodziewać, czy też nie. Wysłuchała słów, które do niej powiedział i dopiero po chwili ich faktyczny sens zaszczepił się w jej głowie. Początkowo zrobiła bardzo zaskoczoną minę, dopiero po chwili reflektując się, że to może wyglądać nieco niegrzecznie. Faktycznie mówił, że osoba, z którą się związał, była uzdrowicielem... Ale nie sądziła, że był to młody Brewer! - O! Och! Och, no jasne, pewnie! - wyrwały jej się te niezręczne okrzyki mające świadczyć o jej poparciu i zadowoleniu z takiego obrotu rzeczy. - Ależ ten świat jest mały - zaśmiała się, po czym zamknęła sobie usta kubeczkiem z grzanym alkoholem. - A myślałam, że nie będę się tu miała do kogo odezwać. Długo zamierzacie balować? - zapytała jeszcze, nim usłyszała kolejny głos skierowany do niej. No i wtedy to już w ogóle miała się zaśmiać. - Och, to Pan istnieje poza moją głową i ostatnią halucynacją? - odezwała się do @"Frederick Schercliffe". Gdyby miała pomyśleć o osobie, z którą rozpoczęła znajomość w najdziwniejszy możliwy sposób - byłby nią on.
//Mam nadzieję, że nie zagięłam za bardzo czasoprzestrzeni, bo połapać się teraz kto do kogo co mówi w jakiej kolejności jest niewykonalne
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
- Zdecydowanie oba - odpowiedział Ryanowi ze śmiechem, przypominając sobie kradzież pięciotrzciny w trakcie wakacji. Jeśli nie była to zbrodnia, to z pewnością znalazłby coś innego w ich wspólnej przeszłości, co mogliby pod to zaliczyć. W końcu jednak odsunęli się na bok, dając innym gościom możliwość złożenia życzeń solenizantowi, a oni sami wciągnęli się w rozmowę z innymi. Huang uśmiechnął się lekko na słowa Noreen, patrząc na nią, jakby chciał niemo powiedzieć, że nie zwykł do cofania raz danego słowa. Szczególnie gdy chodziło o słowo dane przyjaciołom jak przybycie na ich urodziny. Choć zastanawiało go, czy przyszła sama, czy z kobietą, do której Max zwrócił się jako do pani profesor, a której sam nie rozpoznawał. Zaraz jednak uśmiechnął się szerzej, kiedy Noreen zrozumiała, co miał na myśli, podejrzewając, że mógł ją zaskoczyć. Jednak nie spodziewał się, że Max jakkolwiek skomentuje jego słowa, przez co spojrzał na niego z mieszaniną zaskoczenia i ciepła. - Ja nazwałem cię bliską osobą - powiedział w stronę Maxa, zaraz spoglądając znów na Noreen - Nie zostaniemy długo, Max ma znów dyżur - odpowiedział jeszcze zanim kobieta skierowała się dalej. Dostrzegł, że nawet Frederick przybył na urodziny Ryana, ale nie była to osoba, z którą chciał rozmawiać. Zaproponował więc Maxowi, żeby podeszli do stołu z napojami i napili się czegoś, niekoniecznie alkoholowego. Jedno również nie dawało Weiowi spokoju, więc gdy tylko odeszli nieco na bok spojrzał na Gryfona z błyskiem w spojrzeniu. - Więc oficjalnie jestem twoim partnerem? Czy zostajemy przy osobie partnerskiej - zapytał z cieniem rozbawienia, wyraźnie zadowolony z tego, co mężczyzna właściwie przyznał niewiele wcześniej. Do tej pory Wei był gotów po prostu nie nazywać tego, co między nimi było, tego kim dla siebie byli, skoro mieli unikać wpisywania się w pewne ramy. Z drugiej strony, mogąc przyznawać wprost, bez ryzykowania sprowokowania do ucieczki, do wycofania się, nagle wszystko wydawało się łatwiejsze.
______________________
I won't let it go down in flames
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Jestem tak podekscytowany imprezką Ryana, którą elegancko wykminiłem z Rubsonem, że nie umiem usiedzieć w miejscu. Dobrze, że to moja siostra pomknęła z tym trollem na zakupy, bo jestem przekonany, że wygadałbym mu się po pięciu minutach. Ja natomiast dostałem zaszczytną rolę reprezentacyjną, do czego oczywiście nadaję się najbardziej spośród naszej rodziny - miałem witać przybyłych gości i zadbać o to, aby zgodnym chórem zapiać NIESPODZIANKA, gdy ten gamoń przekroczy nasze skromne progi. Witam więc każdego po kolei, starając się nie myśleć o tym, że spędzę ten dzień bez mojej ukochanej, która okrutnie się pochorowała i pisała mi non stop pełne smutku i żalu wiadomości na wizzengerze, każdą z nich kończąc pytaniem czy Ryan już przyszedł i jak zareagował. Cały w emocjach drę się w końcu w akompaniamencie gości witając Romana, wznoszę toast za siebie, bo trzeba mi i Ruby przyznać, że jesteśmy najlepszym rodzeństwem na świecie, a następnie lecę do kuchni wcielając się w rolę gospodarza, żeby Ryan nie musiał się takimi głupotami przejmować. Imprezka trwa w najlepsze, kiedy w końcu zakończyłem przygotowywać wykwintną deskę pełną znakomitych przekąsek. I omal nie wypuszczam tacy z rąk, gdy dostrzegam w salonie @Irvette de Guise sączącą elegancko grzańca. Jej obecność absolutnie mi nie przeszkadza, ponieważ wiem, że to jej mój durny brat zawdzięcza życie, z drugiej jednak strony zdaję sobie sprawę, że to ta sama osoba, która prawie owe życie odebrała Ruby. Rozglądam się nerwowo gdzie ten gryfoński pomiot szatana jest i oddycham z ulgą, że nie widzę jej nigdzie czającą się za Irwetą z nożem do krojenia sera. - Witam - podchodzę do @Ryan Maguire i wymieniam uprzejmości z byłą Ślizgonką. Szturcham brata i patrzę na niego znacząco, jednocześnie staram się być bardzo dyskretny, żeby nasza gościni niczego nie podejrzewała i nie daj Merlinie pomyślała sobie, że próbuję ją wyjebać za próg. - R y a n, Ruby wpadnie w szał, uprzedziłeś ją? Może zrób to zanim sama zobaczy kogo gości w swoim domu, nie sądzę, żeby wysyłała twojej znajomej jakiekolwiek zaproszenie - tłumaczę mu cierpliwie na ucho, bo jestem przyzwyczajony, że ten jełop w ogóle nie łączy kropek, a jego myślenie przyczynowo-skutkowe po prostu nie istnieje.
______________________
i read the rules
before i break them
Ryan Maguire
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : irlandzki akcent | niesforne loki | podobny do Tomasza ale wyższy i ładniejszy ofc
Uśmiechnął się tylko na odpowiedź Longweia i Maxa, nie do końca wiedząc czy brać ją za żart czy poważną deklarację; cóż, jeśli żart, to całkiem zabawny, a jeśli prawda, to cieszył się że przyjaciel sobie kogoś znalazł. I to całkiem niezłą partię, najwyraźniej, pana uzdrowiciela! Widział, że udało mu się trochę zaskoczyć Irwetę swoją błyskotliwą ripostą, a gdy podjęła rozmowę w tym samym tonie, również zareagował tak jak ona wcześniej i zaczął teatralnie wyrażać ból związany z tragiczną wizją pozbawienia go guinessa. I koniczyny. Jeśli chodzi o następujące później namawianie Irv, by została, kierował się głównie uprzejmością - chociaż sam chętnie spędziłby wieczór w jej towarzystwie, to wciąż nie był przekonany co do tego jak zareaguje Ruby. Nie czuł się jednak na tyle swobodnie, by uczciwie powiedzieć rudej, żeby lepiej zmiatała stąd zanim rozpęta się armagedon... choć może powinien. - Mój przepis jest nie do podrobienia - odparł, gdy pochwaliła grzaniec, bardzo dumny że jego wytwór zapadł jej w pamięć; aż sam miał ochotę spróbować tego urodzinowego, który na pewno był zrobiony na bazie jakiegoś drogiego wina podkradzionego z barku Petera, więc musiał smakować dobrze. Nie zdążył niestety kontynuować miłej pogawędki z Irwetką i powspominać więcej przygód na zimowym jarmarku, bo znienacka wyrósł obok niego brat i zaczął gorączkowo szeptać do ucha jakieś kocopoły... to znaczy tak odruchowo założył, bo Tomek mało kiedy mówił z sensem, ale jak się wsłuchał w jego słowa, to stwierdził, że o dziwo są całkiem trafne. Tylko dlaczego wypowiadane tuż pod nosem gościa? - Przepraszam. Tomasz ma mały problem emocjonalny, zaraz wracamy - uprzedził kulturalnie Irwetę i pociągnął brata za rękaw na tak zwaną stronę. - Trochę dyskrecji, gamoniu! - fuknął, ale zaraz przyznał: - No w i e m, co, myślisz że nie wiem? Ja też jej nie zapraszałem, przyniosła babeczki Gwen... i przyniosła mi prezent, złożyła życzenia, uratowała życie i od kilku miesięcy jest dla mnie tylko i wyłącznie miła i czarująca, miałem ją wyprosić?? Ty byś tak pewnie zrobił, ale ja znam zasady sawułar wiwr. Spytaj swojej dziewczyny co to znaczy, bo pewnie nie wiesz - szeptał gorączkowo, dramatycznym gestem prawie wyrywając sobie włosy z głowy i z przyzwyczajenia przy okazji szkalując Tomka, chociaż nie do niego miał tu pretensje, a... w sumie nie wiedział, do kogo. Do siebie, że niechcący zapałał sympatią do nemezis swojej siostry? Chyba tak. Westchnął ciężko, skubnął bezwiednie koreczka z tacy trzymanej przez Tomasza i dodał: - Może to jest okazja, żeby się dogadały...? - sam niezbyt w to wierzył, ale marzyć można - Gdzie ona w ogóle jest? - próbował zlokalizować siostrę, gotowy skorzystać z porady tego głąba i faktycznie jakoś kulturalnie ją przygotować na to, kto zjawił się w ich salonie. Czyżby to miała być najtrudniejsza misja dyplomatyczna, w jakiej brał udział? Być może.
Frederick wzniósł oczy ku sufitowi na ten niesamowicie elokwentny komentarz Ryana, doskonale wiedząc, że mógłby być równie dobrze błotoryjem, a ten z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu postanowiłby się z nim przyjaźnić. Może dlatego, że go to bawiło, a może powód był zupełnie inny, trudno było powiedzieć. Tak czy inaczej, łypnął na niego z pewnym cieniem pogardy, zachowując się niczym jakiś angielski szlachcic, którym z całą pewnością nie był. Choć jednocześnie oczywiste było, że jego nazwisko otwierało naprawdę wiele drzwi i tego nie zamierzał ignorować. To był miły dodatek do życia, a takich nie należało nigdy pomijać. - Myślę, że doskonale wiem, kiedy wyparować i zamienić się w kompost, nie martw się, nie narobię smrodu - mruknął, nim skierował się ku schodom, gdzie zajął miejsce po tym, jak zaczepił Noreen, spoglądając na nią kątem oka. Nie wiedział, czy go słyszała i nie wiedział, czy zamierzała wdawać się z nim w rozmowę, więc zwyczajnie przyglądał się pozostałym zebranym. Kiedy tylko kobieta zwróciła się w jego stronę, przekrzywił lekko głowę, w pewnym sensie rozbawiony jej uwagą. Z drugiej jednak strony mógłby poczuć się oburzony, bo w końcu nie brzmiało to zbyt miło, jednak Frederick sam zaliczał się do osób, które z całą pewnością przyjemne nie były, tak więc spłynęło to po nim, jak po kaczce. Zamiast tego spojrzał uważnie na swoje dłonie, jakby chciał się przekonać, czy są w pełni namacalne, czy są w pełni realne, a później skinął z namysłem głową. Spojrzał ponownie na @Noreen Finch, by stwierdzić, że być może miała zwidy podobne do gospodarza tej imprezy, ale z całą pewnością widziała go w jakiejś innej formie, niż Ryan. Skoro dla niego był ogrem, goblinem oraz kompostownikiem, dla niej zaś bałwanem, musiał występować w wielu osobowościach, w wielu formach i kształtach. Choć, tak naprawdę, miał tylko jedną postać. W dwóch wersjach jednak w obu wypadkach była niewątpliwie lisia. - Jeśli ma pani jakieś wątpliwości, możemy zapytać pozostałych, czy na pewno mnie widzą. Tak dla pewności, żeby nie myślała pani, że rozmawia z powietrzem - zaproponował całkiem spokojnie, jakby właśnie nie rzucał czymś w rodzaju zgryźliwego wyzwania.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Jeśli Ryan był ciekaw, co tak naprawdę się między nimi działo, mógł o to zwyczajnie zapytać, chociaż z całą pewnością uzyskałby co najmniej pokrętną odpowiedź i kilka idiotycznych uwag. Max w końcu nie był zbyt poważny, kiedy chodziło o jego relacje z innymi osobami i właściwie tylko Wei był w pełni świadom tego, co się między nimi działo. I tak zapewne powinno pozostać, chociaż jednocześnie Max odnosił wrażenie, że pewne sprawy było mu łatwiej powiedzieć, kiedy sprawiał wrażenie, jakby się wygłupiał. Najpewniej to właśnie powaga blokowała go w sposób, z którym nie potrafił sobie poradzić, zdając sobie sprawę, że wtedy nie było od tego żadnego odwrotu, zupełnie, jakby było, jakie było i klamka zapadła. On zaś klamek nie lubił, z różnych względów, ale wszystko wskazywało na to, że chwilowo nie zamierzał się od nich jakoś szczególnie mocno wykręcać. - Czuję się, jakbym był obiektem jakiegoś żartu - stwierdził, kiedy Wei powiedział swoje, a Noreen zareagowała, jakby nie wiedziała, co miała powiedzieć. Zachowywali się nieco, jak dzieci przyłapane na gorącym uczynku, chociaż trudno było powiedzieć, czym dokładnie ten gorący uczynek miał być. Zapewne niczym dobrym, aczkolwiek biorąc pod uwagę, przynajmniej pozorne, nastawienie do życia tej dwójki, to nie było to nic, co wpisywało się w katalog straszliwych zbrodni. Dlatego też uśmiechnął się do @Noreen Finch, by po chwili mrugnąć do niej i zrobić bardzo smutną minę. - Wiesz, jak jest, kiedy dopiero co odbierasz dyplom. Wciskają ci dyżury zawsze wtedy, kiedy są święta - stwierdził, wzruszając lekko ramionami, chociaż prawda była taka, że częściowo się z tego cieszył. Nie chciał powtórki z zeszłego roku, zdecydowanie wolałby nie brać w tym znowu udziału, żadnych imprez, na których dostawał wizji. Poza tym dzięki dyżurowi uniknął spotkania z rodzicami Weia, nie mając pojęcia, jakby miał z nimi rozmawiać, nie wiedząc, zupełnie, co powinien zrobić. I nawet jeśli teraz go zaczepiał, nawet jeśli to coś znaczyło, to tak naprawdę daleko było jeszcze do poważnych rozmów. A ich prowadzenie tutaj, nie było do końca dobrym pomysłem, więc pomachał Noreen, jakby zamierzali pójść gdzieś daleko i zerknął na Weia, gdy zadał mu pytanie. - Możesz też zostać specjalnym smokiem, jak ci się podoba - stwierdził żartobliwie, patrząc na niego uważnie i w jego ciemnych oczach czaiła się wyraźna prośba, by tę rozmowę podjęli później. Nie tutaj, nie pośród innych osób, bo była mimo wszystko zbyt ważna i chociaż dokonał pewnej deklaracji, nie chciał o tym rozmawiać, kiedy wszyscy dookoła opowiadali bzdury, pili i ogólnie się bawili.
______________________
Never love
a wild thing
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Była wniebowzięta kiedy do jej uszu dobiegło głośne „niespodzianka”. Była nerwowa przez cały dzień, choć wcale tego nie pokazywała, nie licząc nerwowego skubania skórek na palcach, którego Ryan najwyraźniej w ogóle nie zarejestrował. Opuściła na ziemie szmacianą torbę z mordą Raziela Whitelighta i szeroko się uśmiechnęła, widząc znajome i zdecydowanie mniej znajome twarze. Nie do końca wierzyła, że to wszystko wypali, ale Maguire raz kolejny okazali się absolutnie niezawodni. Oczywiście tego nigdy nie poddawała w wątpliwość. Udała jak wyciera łzę spod oka, kiedy @Ryan Maguire ją wychwalał pod niebiosa – jak powinien swoją drogą i zachichotała na jego słowa. — Oczywiście, że tak, zadbałam o to, by na jego biurku rano pojawił się stos niezamkniętych spraw, ze stemplem p i l n e i na jutro, więc nie powinien pojawić się w domu chyba wcale dzisiaj — rzeczywiście tak było, wykorzystała swoje małe kontakty i przemknęła niezauważona przez Ministerstwo bladym świtem, upewniając się, że pergaminy, które zostawiała na biurku najstarszego brata miały deadline na jutro, a biedny Piotrek widocznie wcześniej jakoś je przegapił. Znała swojego brata i wiedziała, że nie opuści Ministerstwa zanim wszystkiego nie ogarnie – albo zanim ogranie, że został absolutnie wykiwany, ale tak czy owak mieli jeszcze kupę czasu. Wzniosła za siebie toast i od razu włączyła muzykę, którą przygotowała specjalnie na tę okazję i z magicznego gramofonu poleciały same największe hity, przy których nie miała wątpliwości, że każdy będzie się dobrze bawić. Witała się z każdym po kolei, szczerząc zęby i dziękując za udział w tej niespodziance, bo przecież zawsze ktoś mógł się wypiąć i ją popsuć. Całe szczęście znajomi Ryana to były same dobre mordy i nie musiała się o to martwić. — Dzisiaj nie jesteś moją ani nauczycielką, ani opiekunką domu, tylko byłą Romka, z którą mamy dobry kontakt — powiedziała do @Gwen Honeycott, wciskając jej piwerko w rękę i stawiając sprawę całkiem jasno. Nie zamierzała się ograniczać na imprezie brata i to we własnym domu, ponieważ Honeycott postanowiła rozwijać się jako pedagog. Może i była sporo młodsza od Ryana, ale nie na tyle, by nie pamiętać tego ich romansu. Miała więc nadzieję, że Gwen niezależnie od wszystkiego co miało się jeszcze wydarzyć, przypomni sobie jak myła zęby w kiblu Maguire’ów. — Kate!! Super, że jesteś, dziękuję za pomoc i wszystko!! — zawołała do swojej koleżanki z drużyny (@Kate Milburn), gdzieś w trakcie imprezy, gdy tylko ją znalazła i ją oczywiście wyściskała – także wciskając w dłoń świątecznego guinnessa, bo przecież nie po to stała w kolejce, żeby go dostać, by teraz nikt go nie pił. Przywitała się też oczywiście ze stojącą obok @Saskia Larson, Ruby już dawno próbowała zrozumieć połączenia tutaj między gośćmi, bo nie do końca wiedziała skąd oni się z Romkiem znali, ale co za różnica, najważniejsze było to, że dom był pełen, a serce Rubsa podskakiwało z radości. — O ja też chcę dolewkę, albo po prostu kolejną butelkę, WIECIE CO musimy zaśpiewać Agnieszkę potem!! — powiedziała, kiedy Saskia zaproponowała alkohol i wzięła sobie kolejne piwko, które otworzyła z wprawą profesjonalistki – zębami. I właśnie wtedy zobaczyła kogoś, kogo tu nie chciała, ani w ogóle gdziekolwiek tak właściwie. Zmarszczyła brwi, a butelka zawisła w połowie drogi do jej ust, kiedy ujrzała @Irvette de Guise. — Co ta krowa tu robi? — zapytała tak właściwie nikogo, rzucając jedynie pytanie w przestrzeń, nie odrywając wzroku od tej rudej wywłoki, która stała z grzańcem jakby była tu mile widziana — Przepraszam was dziewczyny, zaraz wrócę — rzuciła do Larson i Milburn i już kierowała się w stronę de Guise, którą najchętniej wytargałaby z tego domu za kłaki. Zachowywała jednak względny spokój, kiedy z uniesioną brwią znalazła się tuż przed nią — Sory, ale ciebie akurat tutaj nikt nie zapraszał — powiedziała, lekceważąco popijając z butelki, choć piwko miało teraz smak popiołu. Jeśli jej bracia chcieli coś zrobić, to już było na to za późno. Ruby była wściekła, że ta głupia pinda okazała się na tyle bezczelna, że pojawiła się w jej domu. Maguire wiele wybaczała, wiele zapominała, ale wspomnienie próby wypatroszenia jakoś nie mogło opuścić jej głowy. Nie potrzebowała relacji z jakąś francuską ropuchą i było jej świetnie z tym, że nie musiała jej dłużej oglądać w szkole. Nie sądziła jednak, że spotka ją na imprezie z okazji urodzin Ryana i właściwie nie potrafiła zrozumieć co tutaj w ogóle robiła. Nikt przecież jej nie powiedział, że pomogła Romkowi po wypadku z trollami. Może niewiele by to zmieniło, ale może gdyby wiedziała, to nie musiała by tak bardzo ze sobą walczyć, żeby znowu nie przyjebać jej w twarz.
- Będzie mi przykro, jeśli nie spróbujesz tortu. - puściła Irvetcie oko, wskazując na irlandzkie ciacho, a znając Gwen, pewnie było soczyście nasączone alkoholem, więc z tym jednym drinkiem może się nie udać. Szturchnęła lekko @Noreen Finch, która zezowała w swój kubek, jakby tam pływały jakieś złote drobiny, a nie owocowe flaczki i gwiazdka anyżu. Zaraz pani doktor jednak poszła przywitać się ze swoimi znajomymi, na co Gwn dyskretnie zniknęła na chwilę, nalać sobie wody do szklanki. Jak na kogoś kto tak ochoczo i dzielnie wciskał wszystkim wkoło drinki, pozostawała trzeźwa jak szczupak i zamierzała przy tej trzeźwości pozostać. Pomachała z przejścia z kuchni do salonu w stronę @Thomas Maguire, ciesząc się, że mały Tomeczcek też pojawił się na Romusiowych urodzinach, po czym wypiła duszkiem wodę i odepchnęła się od ściany, gotowa rozpocząć rundkę w beerponga, w którego - nie chwaląc się - była na studiach zawodową królową. Wtedy od tyłu zaskoczyła ją @Ruby Maguire. - Dobra dobra, ale jak będziesz oszukiwać w beerponga to szlaban na mecze! - zagroziła jej palcem, śmiejąc się. Trudno było uniknąć bliskości ich relacji, skoro za studenckich czasów zdarzało się jej zakradać do Ryana, włamując do mieszkania przez okno sypialni dziewczyny. Parę razy nawet odpuściła napadanie jej starszego brata, zostając u małej wtedy Ruby na plotkach i głupotkach. Przyjęła do ręki piwo, które skrzętnie odstawiła gdzieś na boczek i rozglądała się za kompanami do beerponga, kiedy doszły jej uszu te okropne, okropne słowa. - Jaka krowa? - odwróciła głowę w kierunku w którym udała się właścicielka tego głosu, opowiadającego o krowach, więc i sama sie udała w tamtą stronę. Zmarszczyła jasne brwi, krzyżując ramiona na piersi z miną pewnego niezrozumienia i konsternacji, po czym cmoknęła i podniosła wzrok na Ruby: - Przyszła tu ze mną. - przyznała szczerze, bo taka prawda, unosząc brwi w zmartwionej minie, zwracając się do Ruby. Może i mogła się domyślać, że między uczennicami jest jakiś konflikt, ale kto by nie miał konfliktów w czasach szkolnych. Mimo to Irvette była jej właściwie bliska, pomogła jej z babeczkami i Honeycottównie było całkiem przykro, że musiała z jej winy i z powodu jej namowy doświadczyć takiej nieprzyjemności- To ja zaproponowałam jej, żeby została i zaoferowałam grzańca w ramach podzięki za pomoc z babeczkami. - uniosła lekko brwi, przechylając głowę i posyłając Maguire'ównie przepraszający uśmiech - Nie ma co... tak się... pieklić od razu, nie? - uśmiechnęła się szerzej, po czym spojrzała na Irvettę. Tę dziewczynę też znała wystarczająco długo, by wiedzieć, że na dwoje babka wróżyła, albo wyjdzie z domu z klasą, albo rzuci klątwą, więc szybko chwyciła wzrokiem, gdzie spierdolił @Ryan Maguire, rzucając mu minę z gatunku tych, których nie można zignorować.