Szesnastowieczna rezydencja od pokoleń należąca do rodziny de Guise. Stojąc przed frontowym budynkiem, nie widać ciągnących się z tyłu ogrodów ani szklarni.
Domek dla gości
Budynek z sypialniami przeznaczony dla odwiedzających rodzinę biznesmenów lub przyjaciół. Tylko najbliżsi zostają ulokowani w głównym gmachu.
Kuchnia
Głównie używana przez skrzaty, rzadziej przez domowników. Od czasu do czasu można jednak spotkać tam którąś z córek de Guise.
Jadalnia
Miejsce rodzinnych posiłków.
Salon
Miejsce odpoczynku, jak i pomieszczenie do załatwiania biznesów.
Sypialnia Irvette
Pokój, do którego niewiele osób miało przyjemność zajrzeć.
Ukryta biblioteka Irvette
Wstęp tutaj ma tylko Irv. Wejście chroni zaklęcie, które nie pozwala obcym wejść tutaj bez obecności dziewczyny.
Ogrody
Ogromny, schludnie utrzymany teren za rezydencją z licznymi ozdobami i ławeczkami, na których można przysiąść i odpocząć.
Cieplarnie
Przepiękne ogrody na tyłach rezydencji prowadzą do rodzinnych cieplarni pełnych tysięcy gatunków magicznych roślin.
Zarówno posiadłość jak i cieplarnie otoczone są wieloma zaklęciami ochronnymi. Dodatkowo rezydencja jest nienanoszalna.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
O omówionej godzinie spotkała się z Robin przed bramą prowadzącą do Hogsmeade. Przemyślała tę decyzję wiele razy i była pewna, że rezydencja we Francji będzie najbezpieczniejszą opcją. Warunki, jakie mogła tutaj zapewnić były z całą pewnością lepsze, a do tego dawno nie widziała się z siostrą, za którą trochę tęskniła. -Chwyć się grzebienia, zaraz ruszamy. - Poleciła ślizgonce, gdy po uprzejmym przywitaniu wyciągnęła w jej stronę świstoklik. Zdecydowanie nie wyobrażała sobie innej formy transportu. Tak było najszybciej i najwygodniej, a do tego miała pewność, że obydwie trafią pod ten sam adres. -Oh, nie zapomnij o trzymaniu mnie za ramię. Puść dopiero, gdy Ci pozwolę inaczej możemy mieć problem. - Dodała jeszcze przed podróżą. Dawno nie wpuszczała nikogo nowego do rezydencji i zdarzało jej się zapominać o licznych zaklęciach ochronnych, jakie jej rodzina nałożyła na to miejsce. Wolała by Robin nie musiała spotykać się z przykrymi konsekwencjami, gdyby magia uznała, że przybyła tam bez towarzystwa któregoś z członków rodziny. W końcu świstoklik rozbłysnął lekkim światłem i dziewczyny mogły poczuć charakterystyczne szarpnięcie, by zaraz potem znaleźć się w ogrodzie, który Irv tak dobrze znała. -Witaj w Lyon. Mam nadzieję, że ta niespodziewana wycieczka Ci nie przeszkadza. Możesz mnie już puścić. - Uśmiechnęła się do Robin, by następnie poprowadzić ją w stronę wejścia do rezydencji, skąd skierowała swoje kroki do własnego pokoju. -Bonjur, Jacinthe! Afi est-il à la maison? - Przywitała się w ojczystym języku ze skrzatką domową, którą napotkały po drodze, po czym również po francusku wystosowała niewielką prośbę. -Mam dzisiaj gościa, więc proszę przyszykuj skromny poczęstunek tam, gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał. - Nie musiała precyzować o jakie pomieszczenie chodzi, bo skrzatka nie od dziś służyła w tym domu. Ruda z małym zawodem usłyszała, że jej siostra akurat wyjechała w sprawach służbowych, na co skinęła tylko głową i otworzyła drzwi do swojej sypialni. -Minęło trochę czasu od naszej rozmowy. Ruszyłaś cokolwiek w kierunku nauki? - Zapytała w końcu Robin, podchodząc do ściany nieopodal łóżka i przykładając do niej swoją dłoń. Wyszeptała kilka francuskich słów, a przed nimi otworzyło się przejście do tajemnej biblioteki. -Zapraszam. Tutaj nikt nam nie przeszkodzi i na pewno nie podsłucha. - Na stoliku przygotowana już była herbata i słodycze, a także małe kanapeczki w razie, gdyby dziewczyny zgłodniały. -Tak jak mówiłam Czarna Magia jest bardzo wymagającą sztuką i nie obiecuję, że od razu sobie poradzisz. - Niezbyt optymistyczny początek, ale Ruda nie miała w zwyczaju owijać w bawełnę. Podeszła do jednego z regałów wyciągając kilka tomów, które uznała za przydatne, a następnie nalała im po filiżance herbaty.
Była naprawdę miło zaskoczona wiadomością, którą otrzymała od Irvette. Musiał przyznać, że natłok codziennych obowiązków przygniótł ją na tyle, że na sekundę czy dwie straciła cel z oczu, jakbym było nauczenie się hipnozy. Jej ekscytacja urosła do niebotycznych rozmiarów, kiedy przeczytała tę wiadomość. To było naprawdę dobre pocieszenie po dosyć chujowym tygodniu z którym się spotkała. – Czyli porywasz mnie, nie wiadomo gdzie i nie wiadomo, kiedy wrócimy? – upewniła się, jakby właśnie pytała, czy dzisiejsza pogoda jest odpowiednia do grania w quidditcha w terenie. Kompletnie normalne. Przecież zawsze podróżowała z mało znanymi osobami w kompletnie nieznaną przygodę. Gdyby tylko Hunter wiedział, to prawdopodobnie by ją zabił… Lecz mimo to i tak złapała świstoklik i chwilę później poczuła charakterystyczne szarpnięcie w okolicach pępka, jakby coś właśnie wessało ją do środka. Nie zdążyła dobrze wystraszyć się podróży a już lądowały w miejscu, gdzie pogoda była zgoła inna niż w Wielkiej Brytanii. Zmrużyła oczy, bo słońce, które tutaj spotkało znacznie różniło się od tego, które widziała jeszcze kilka chwil temu. Oszołomiona słuchała Rudej i rozglądała dookoła, a szczęka o mało nie odbiła się od ziemi, kiedy zrozumiała, gdzie jest i jak wygląda to miejsce. Posłusznie ruszyła za dziewczyną, nie wiedząc nawet jak to wszystko skomentować. Dopiero pytanie odnośnie jej postępów w nauce przywróciło ją do rzeczywistości. – Tak, w sumie to tak. Miałam sposobność pozyskać książkę, która pokazuje podstawowe zagadnienia dotyczące hipnozy. Jeszcze nie przeczytałam jej w całości, bo książka jest zaczarowana; przeczytana treść od razu znika, więc ją przepisuję, żeby mieć kopię. Nieco to żmudne.. – wyjaśniła jej, uśmiechając się do mijanego właśnie skrzata. A potem weszły do pokoju Irvette (chyba…) i tu już naprawdę musiała się mocno pilnować, aby utrzymać swoją szczękę w ryzach. – Merlinie, mogłaś powiedzieć, chociaż ubrała bym się nieco bardziej adekwatnie do takich wnętrz – burknęła pod nosem, kątem oka zerkając na podarte (specjalnie!) spodnie i lekko poplamiony w kąciku podkoszulek, czego wcześniej nie dostrzegła. Rzuciła szybkie niewerbalne chłoczyść, żeby nieco lepiej się prezentować. Weszła za nią do ukrytej biblioteki i rozejrzała się, by po chwili podejść do jednego z regałów. – Dobra, to co na dzisiaj zaplanowałaś? – zapytała, szczerze zainteresowana tym, co miała dziś się nauczyć.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Sama wcześniej zaprosiłaby Robin, gdyby nie fakt że miała na głowie ogromnie dużo obowiązków. Do tego jej życie zdawało się nagle obfitować w zaskakujące wydarzenia, choć na szczęście większość z nich była raczej pozytywna. Wyjątkiem tutaj było zamieszanie na bankiecie Koalicji, choć na szczęście udało jej się wydostać z tamtego miejsca. - Sama się przekonasz, czy warto mi ufać. - Uśmiechnęła się na to pytanie, bo zdawała sobie sprawę, jak bardzo nieodpowiedzialnie to brzmi. Tak naprawdę nie wiedziały o sobie nic, a Robin do tego była świadoma mocy, jaką dysponowała Ruda. Nie jeden na miejscu Doppler miałby w sercu obawy związane z tym przedsięwzięciem. Hunter prawdopodobnie im obu nastukałby do łbów za ten pomysł, choć możliwe, że byłby nieco spokojniejszy wiedząc, że to akurat de Guise wzięła pod swoje skrzydła Robin. W końcu miała niemałe doświadczenie i w dodatku ślizgon wiedział, że dziewczyna jest godna zaufania. Sama Irvette chciała zapytać, czy Dear przypadkiem nie zna Robin i co o niej sądzi, ale ostatecznie z tego zrezygnowała. Nie potrzebowała w tym momencie ogłaszać komukolwiek, co wraz z Doppler planują. W kwestii Czarnej Magii Irvette zachowywała naprawdę ogromną dyskrecję i trzeba było mieć szczęście, lub nieźle się nagimnastykować, by cokolwiek na ten temat od niej wyciągnąć. Widziała reakcję Robin na miejsce, w którym się znaleźli. Zazwyczaj nie zapraszała tu gości z poza ścisłego kręgu, którego podobne wnętrza niezbyt dziwiły, jednak postanowiła tego nie komentować. Dla niej był to po prostu dom, w którym się wychowała i dopiero przeprowadzka do Anglii sprawiła, że zdała sobie sprawę jak bardzo mogło to odbiegać od normy. -Praca żmudna, ale bardzo dobre zabezpieczenie. Widać autor, lub właściciel cenili swoją prywatność. Polecam Ci zapoznać się z podobnymi taktykami szczególnie, jeżeli chcesz pracować nad tym w Hogwarcie. Słyszałam, że mamy tam naprawdę ogromną nagonkę na Czarną Magię. - Sama raczej nie korzystała w szkolnych murach z hipnozy, ale to, co słyszała na temat podejścia kadry do Zakazanych Sztuk zdecydowanie nie zachęcało dziewczyny do próby złamania tych zasad. Zdawała sobie jednak sprawę, że w prawdziwym życiu nie wszystko jest czarno białe. Świat był pełen szarości, a Czarna Magia była jedną z nich. -Daj spokój. Mamy dwudziesty pierwszy wiek, nie jesteś jedną osobą w trampkach w tym domu, a to nie jest oficjalna wizyta. - Uśmiechnęła się do Robin, bo o ile sama Irv gustowała w bardziej formalnym stylu, o tyle nie przeszkadzały jej dziury w dżinsach Doppler, czy dresy jej młodszego brata. Co innego podczas bankietów, czy spotkań biznesowych, gdy bardziej elegancki ubiór był wręcz wymagany. Dziś nikt nawet nie wiedział, że dziewczyny tutaj są, poza skrzatką, która była mistrzynią dyskrecji (inaczej jej głowa dawno zawisłaby nad czyimś kominkiem). Kątem oka obserwowała Robin, podczas gdy sama wyciągała odpowiednie tomy. Nie chciała zanudzać dziewczyny teorią, ale jakieś podstawowe pojęcia Doppler poznać musiała. -Wytłumaczę Ci najważniejszą rzecz, którą sobie poćwiczymy dzisiaj. - Stuknęła różdżką w jeden z tomów, a ten od razu otworzył się na odpowiedniej stronie. -Pewnie się tego domyślasz, ale Czarna Magia żywi się przede wszystkim negatywnymi emocjami. Złość, zazdrość, strach, a nawet smutek czy bezradność. To wszystko odpowiednio przemienione w energię pozwoli Ci zadbać o bezpieczeństwo duszy i umysłu podczas nauki, a także wzmocni kontrolę nad magią. - Wskazała odpowiednią rycinę opatrzoną runicznym tekstem, który w tej chwili nie był przedmiotem ich zainteresowania. -Musisz nauczyć się czerpać z nich jednocześnie nie pozwalając, by przejęły nad Tobą kontroli. Oczywiście najsilniejsza jest nienawiść, ale też najtrudniej ją opanować. - Nie bez powodu zaczęła od wstępu na temat emocji. Jeżeli Robin chciała opanować hipnozę musiała zapanować nad swoim umysłem w pełni. -Zapoznaj się z tym tekstem, on pomoże Ci zrozumieć działanie tego mechanizmu, ale zaraz zobaczysz, że w praktyce może to wyglądać zupełnie inaczej. - Dała dziewczynie chwilę, by mogła przeczytać pisany po angielsku tekst na następnej stronie, tłumaczący esencję emocji w nauce Czarnej Magii. -Jeśli jesteś już gotowa zobaczymy ile z tego zrozumiałaś. - Nie bez powodu nie robiła jej tu obszernego wykładu. Nie dało się tak po prostu wytłumaczyć, jak opanować swoje emocje i przerodzić je w silną energię. Po raz kolejny uniosła swoją różdżkę, a z ukrytej szafki wychylił się manekin. Ruda nostalgicznie uśmiechnęła się w jego kierunku pamiętając początki własnej nauki. -Skup się na jednej negatywnej emocji, która obecnie przeważa w Twoim życiu i spróbuj przejąć nad nią kontrolę, zamienić w siłę i energię, którą poczujesz we własnej różdżce, a następnie zaatakuj manekina. Może być zwykła Drętwoa. Kukła została specjalnie zmodyfikowana i wyczuje ładunek w Twojej magii. Jeśli Twoje emocje będą zbyt nieokiełznane będziesz musiała się bronić. - Wyjaśniła krótko odsuwając się na bok. Była gotowa w razie potrzeby ochronić Robin, gdyby okazało się, że ta ma wyjątkowy problem z opanowaniem tego etapu.
Rzucasz k6: 1,4 - Wybrana przez Ciebie emocja jest zbyt słaba by zdziałać cokolwiek. Oczy manekina błyszczą żółtym światłem, lecz nic więcej się nie dzieje. 2,5 - Możliwe, że to jeszcze zbyt wiele dla Ciebie, albo po prostu jesteś kimś mocno uczuciowym, ale wyprowadzone przez Ciebie zaklęcie zdecydowanie pozbawione jest kontroli. Oczy kukły świecą się na czerwono i ta atakuje Cię nieznanym zaklęciem. Dorzuć k6.Jeżeli wynik będzie nieparzysty udaje Ci się obronić. Jeśli nie, Irv musi Ci pomóc. 3,6 - Czyżbyś miała naturalny talent? Bez problemu potrafisz przemienić negatywne uczucia w mroczniejszą magię, a Twoje zaklęcie robi manekinowi szkody, jakich wcześniej nie widziałaś. Dorzuć k100, by sprawdzić, jak mocny był Twój atak
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Robin cały czas zastanawiała się nad tym, jak to wszystko się skończ. W głowie wciąż odbijał jej się uparty głos, zaskakująco podobnie brzmiący do głosu Huntera, który mówił, że jest naiwna i kompletnie nierozważna. Ale uporczywie go ignorowała, przez co właśnie była w… chyba we Francji w kompletnie nieznanym jej miejscu, z praktycznie nieznaną jej osobą. Czy się bała? Cholernie! Ale jeszcze bardziej pragnęła w końcu posiąść tę wiedzę, więc nie zamierzała rezygnować. Teraz jednak znajdowała się w tajemniczej bibliotece dziewczyny i zamierzała skupić się na zadaniu, które przed nią miała postawić. Jakiekolwiek ono by nie było, chciała zrobić wszystko, aby pokazać, że Irvette nie marnuje na nią czasu. Nikt tego nie lubił, tak samo Robin. Pokiwała głową jakby chciała w ten sposób pokazać swoją zgodę z jej słowami. – Tak, ktoś definitywnie poświęcił wiele czasu i energii na zabezpieczenie zawartej tam wiedzy. Pod względem magicznym jest zabezpieczona w każdy możliwy sposób. Ale jakby spojrzeć na to od mugolskiej strony, to jest nieco lepiej – pozwoliła sobie na delikatny uśmiech, kiedy to właśnie mówiła. Obeszła system, więc powinna się z tego tytułu cieszyć. Obserwowała jak rudowłosa dziewczyna sięga po jakieś książki, delikatnie przekrzywiając przy tym głowę w wyrazie prawdziwego zaintrygowania tematem. Słuchała wypowiadanych przez nią słów, co jakiś czas spuszczając swój wzrok z oczu rozmówczyni na tomiszcze przez nią dzierżone. Pokiwała głową ze zrozumieniem. Tak, tego już się domyślała na podstawie studiowanej przez nią książki na temat hipnozy. Podeszła do niej bliżej, aby spojrzeć na wskazany obrazek. Zmarszczyła przy tym delikatnie brwi. – Czyli w przypadku czarnej magii, należy wyciszyć pozytywne emocje i skupić się tylko na tych negatywnych? – zapytała, unosząc wzrok z powrotem na Ślizgonkę. Chciała wszystko zrozumieć w jak najlepszy sposób, a zadawanie pytań pozwalało na wykluczenie ewentualnych nieścisłości. Sięgnęła po książkę i zaczęła czytać to, co było tam zawarte. Komuś znacznie bardziej doświadczonemu mogłoby wydawać się to prostym i bardzo logicznym. Dla niej takim nie było. „Emocje, niezwykle silne jak i słabe jednocześnie, pozwalają na zawładnięcie niezbadanymi zakresami magii. Żywienie się nimi pozwala na czerpanie z pokładów nieosiągalnych zasobów ludzkich, które odpowiednio ukierunkowane mogą pozwolić na pełnię wykorzystania swoich wrodzonych zdolności.” Robin potrząsnęła głową i przeczytała to jeszcze raz. I jeszcze jeden. Aż w końcu stwierdziła, że najprościej będzie w myślach przetłumaczyć to z pseudonaukowego bełkotu na swoje własne słowa. Z tego, co zrozumiała, wystarczyło się skupić tylko na jednym, bardzo konkretnym odczuciu, które będzie silnym motorem napędowym… Nie można było napisać tak od razu? – Tak, myślę… że coś zrozumiałam – powiedziała nieco niepewnie po jakimś czasie ale chciała podjąć próbę. Czuła, jak rodzi się w niej ekscytacja na tę myśl. Ale chwila, ekscytacja, to pozytywne odczucie! Przyglądała się Irvette, słuchając jej poleceń. Szukać negatywnych emocji. W jej głowie od razu pojawiła się jedna, dosyć konkretna. – Ok, to próbuję – powiedziała, kiedy pojawił się przed nimi manekin. Uniosła swoją różdżkę do góry i wycelowała prosto w pierś kukły. Wzięła głęboki oddech i pozwoliła, aby ta negatywna emocja objęła jej umysł. Jednak zanim jeszcze wypuściła ze swojej różdżki zaklęcie, czuła, że to nie wystarczy. –Drętwota! – czar trafił w cel. Oczy Robin rozszerzyły się, kiedy ślepia kukły zalśniły żółtym kolorem… i nic poza tym. Skonsternowała spojrzała na Irvette. – Dobra, nawet ja wiem, że to było słabe – powiedziała, uśmiechając się w nieco przepraszający sposób.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Strach, jaki Robin mogła teraz odczuwać, nawet jeżeli nie obezwładniał dziewczyny, mógł się przydać podczas ich nauki. W końcu była to emocja dość silna i mocno powiązana z Czarną Magią. Wbrew pozorom, to nie odwaga zazwyczaj prowokowała do posługiwania się zakazanymi zaklęciami a właśnie obawa. Irv wiedziała o tym bardzo dobrze. Pamięcią czasem wracała do dzieciństwa, gdy sama była w skórze uczennicy tej dość niewdzięcznej sztuki. Oberwała nie raz, lecz w końcu udało jej się zrozumieć istotę tej dziedziny magii. Miała nadzieję jednak, że sama będzie wobec Robin nieco bardziej łaskawa, niż jej nauczyciel, którym zazwyczaj był sam Jacques de Guise. -Na Nokturnie znajdziesz kilka odpowiednich książek, ale nie radzę wybierać się tam w pojedynkę. Sama widziałaś, że czasem bywa niebezpiecznie, a bez różdżki jesteś bezbronna. Jeżeli będziesz potrzebować lektury, mogę Ci którąś z tych pożyczyć. - Wskazała ręką na obfity zbiór, jaki je otaczał. Nie wszystkie księgi traktowały o tym, co Robin interesowało, ale zdecydowanie wiele z nich. Była nawet pod wrażeniem tego, jak dziewczyna rozwiązała problem ze znikającym tekstem i zdecydowanie postanowiła zapamiętać ten patent, by być może samemu wykorzystać go w przyszłości. Postawiła przed dziewczyną tom, wyjaśniając pierwsze i dość ważne w tym wszystkim podstawy. -Nie do końca. Tak naprawdę wszystko jest kwestią równowagi. Bez dobrych emocji nie zrodzą się te złe, a bez tych złych nie doceniasz tych bardziej pozytywnych. Cała magia oscyluje wokół tego, ale ta zakazana najbardziej zachłannie będzie czerpać z Twoich uczuć. Negatywne emocje są potężniejsze i na początek dużo łatwiej będzie Ci wycisnąć z nich energię niż szukać równowagi, która wbrew pozorom jest trudna do osiągnięcia. - Sprostowała tę kwestię, by nie wprowadzać Robin w błąd. Irv zależało, by blondynka zrozumiała tę część wyjątkowo dobrze, a powód właśnie zamierzała jej wytłumaczyć. - Jeżeli zbyt mocno zagłębisz się w same negatywne odczucia, mrok łatwiej wedrze się do Twojego umysłu. Czarna Magia jest niebezpieczna i jeśli pozwolisz jej przejąć nad sobą kontrolę może się to naprawdę źle skończyć. Wielu zbłądziło straszliwie, zbyt lekką ręką podchodząc do tej dziedziny. - Niezbyt chciała mieć na sumieniu szaleństwo Robin, gdyby ta jednak zlekceważyła te rady, dlatego starała się wyłożyć jej istotę zagadnienia jak najdokładniej. Następnie dała dziewczynie czas na zapoznanie się z tekstem i rysunkami, które bardziej szczegółowo tłumaczyły, ja wydobyć z negatywnych emocji potrzebną magią. Obserwowała jak Robin staje przed manekinem i jak zaklęcie trafia w manekina. Tak, jak się spodziewała, oczy kukły zalśniły na żółto, co jednoznacznie potwierdzało, że dziewczyna zbyt mało skupiła się na swoim wnętrzu. -Tak. To było bardzo słabe. - Przyznała szczerze. Nie widziała powodu bawić się w zawoalowane obelgi, czy fałszywe pochwały. -Żałosne wręcz. Nie wmówisz mi chyba, że to wszystko na co Cię stać? Nie jesteś z kamienia Robin. Dalej, przypomnij sobie ostatnią sytuację, która wyprowadziła Cię z równowagi. Osobę, która niesamowicie Cię wkurwiła tak, że chciałaś rozszarpać jej gardło. Chłopaka, który złamał Ci serce, lub sytuację w której byłaś tak bezsilna, że cudem potrafiłaś zachować zdrowy rozsądek. Pozwól tym emocjom Cię wypełnić. Nie powstrzymuj ich.... - Specjalnie dobierała słowa, ton i gesty tak, by nieco dziewczynę sprowokować. Wiedziała, że czasem taka sytuacja może wzbudzić większy potencjał niż perfekcyjne skupienie. Wezwała do siebie skrzatkę, by w ojczystym dla siebie języku poprosić o zamknięcie wszystkich wyjść z biblioteki, a następnie ponownie skierowała się w stronę Doppler. -A może znalazłaś się kiedyś w potrzasku, i czułaś jak ze strachu serce zaraz wyskoczy Ci z piersi? - Mówiąc te słowa, skupiła w sobie energię. Jej twarz spoważniała, a oczy stały się prawie czarne. Powoli z Irvette emanowała aura, która zdecydowanie mogła wróżyć problemy. Wszystko było tylko grą ze strony Rudowłosej, ale czy Robin o tym wiedziała? -Co teraz zrobisz, Doppler? - Dodała jeszcze prowokacyjnym tonem, a jej usta delikatnie wykrzywiły się w chłodnym uśmiechu.
2/6
Kostunie:
Sytuacja nieco się dla Ciebie zmieniła. Możesz zaatakować bezpośrednio Rudą, bądź ponownie wycelować w manekina.
Rzucasz k6. Wynik równy bądź większy 4 gwarantuje Ci sukces. Możesz wziąć pod uwagę charakter Robin. Jeżeli uważasz, że jest zbyt opanowaną osobą odejmij jej 1 oczko. Jeżeli jednak jest bardziej uczuciowa możesz dodać maksymalnie 1 oczko.
Jeśli zaatakujesz Rudą rzuć dodatkowo k100. Wynik powyżej 65 gwarantuje, że nie da rady się obronić.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Atak na Irv: Marne 2 + 1 bo Robin jest baaaardzo uczuciowa = still za mało Nie rzucam k100, bo i tak atak nie był wystarczająco mocny.
Strach zawsze motywował, napędzał do działania. W przypadku Robin nie było inaczej. Kiedy się czegoś bała, często osiągała lepsze efekty, niż kiedy była spokojna i w pełni opanowana. Jeszcze nie wiedziała, jak ta kwestia ma się w stosunku do nauki zaklęć czarno magicznych, choć mogła podejrzewać, że dosyć korzystnie. Ślizgonka wychodziła z założenia, że „jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz”. Pokiwała głową na znak, że rozumie, co do niej mówiła, chociaż miała nieco inne przeświadczenie. Zdążyła zauważyć, że Noktur to nie było miejsce dla każdego. Co nie zmienia faktu, że dalej uważała, że czasami trzeba łamać własne granice i próbować zrobić coś po swojemu. Może poprosi Huntera o pomoc… Pewnie by jej nie wybaczył, gdyby poszła tam sama. – Jasne, jeśli tylko będę potrzebować, to na pewno dam znać – obiecała uroczyście i szczerze, chociaż podróżny na Nokturna dalej nie zamierzała wykluczać ze swojego repertuaru. Nie, to by zdecydowanie zbyt mocno odbiegało od jej natury. Słuchała dziewczyny dalej, czując, że właśnie rozpoczęła się jej faktyczna lekcja. Skupiała się na wypowiadanych przez Irvette słowach i starała się wyciągnąć z nich jak najwięcej. Delikatnie zmarszczyła brwi, bo nie do końca rozumiała to, co chciała jej przekazać. – Czyli mówisz, że pierwotnie będę bazować na wszystkim tym, co złego mnie spotkało w życiu? W takim razie, dlaczego nie można bazować na tym również w późniejszych etapach nauki? – pozwoliła sobie zadać to pytanie, bo ta kwestia zaczęła ją mocno intrygować. Może jeszcze nie wszystko dosyć dobrze rozumiała, może pozostawała ignorantką. Jednak uważała, że kto pyta, nie błądzi, a ona nie chciała popełniać wiele, bardzo znaczących błędów. Szanowała czas, jaki poświęcała jej Irvette i chciała wyciągnąć z tego jak najwięcej. – Czym grozi coś podobnego? Nie oszczędzaj mnie, chcę znać realne konsekwencje swoich działań – poprosiła, naprawdę świadoma tego, że za chwilę mogła usłyszeć bardzo wiele bardzo nieprzyjemnych rzeczy. Jednak była przekonana, że będzie na nie gotowa, a jeśli nawet nie, to w życiu przyjdzie jej się zmierzyć z o wiele gorszymi rzeczami, niż wiedzą. Jej próba zakończyła się spektakularnym fiaskiem. Bezradnie patrzyła na opuszczoną różdżkę, zastanawiając się nad tym, co zrobiła nie tak. Słuchała pokornie kolejnych słów. Jednak im dalej de Guise brnęła w swoje wyjaśnienia, tym mocniej Robin zaciskała palce na trzonku swojej różdżki. Usta zacisnęła w cienką linię. Nie chciała rozpamiętywać takich rzeczy, uważając, że to nie przyniesie niczego dobrego. Aż w końcu… faktycznie pozwoliła, aby emocje chociaż częściowo rozszalały się w jej wnętrzu. Groźny wzrok utkwiła w rudej sylwetce przed nią. Widziała tę aurę, jednak nie bała się jej. Zbyt wkurwiona na fakt, że faktycznie rozpamiętywała niektóre wydarzenia, nie wydawała się zlękniona czy zastraszona. Wycelowała w dziewczynę różdżką i niewerbalnie rzuciła to samo zaklęcie. Miała nadzieję, że trafi. Że ona pożałuje tego, jak się wyrażała. Że zapragnie przeprosić za niedocenianie jej. Bo nigdy, ale to nigdy nie była słaba. I nie zamierzała taką się stać. Po to ten cały trening i to całe szkolenie, aby nikt nigdy więcej nie mógł jej skrzywdzić.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Ruda poznała strach z dość nieprzyjemnej strony i na co dzień starała się robić wszystko, by trzymać go w ryzach. Skupienie i opanowanie pomagały jej przetrwać, jednocześnie sprawiając, że była w stanie wykrzesać z siebie więcej i silniejszą magię. Gdy poddawała się emocjom stawała się chaotyczna i niezdana, co w sytuacjach kryzysowych mogło ją zgubić. Pod tym względem cieszyła się z wychowania i ciężkiej szkoły, jaką otrzymała w tym domu. Nikt nie wiedział, co tak naprawdę działo się, gdy Pan de Guise zamykał drzwi i rozpoczynał prywatną edukację swoich dzieci. Całe szczęście mieli zawsze pod ręką wyśmienitych magimedyków, a z czasem i wyszkolili domowe skrzaty w sztuce uzdrawiania, by mroczne sekrety rodziny nie wypłynęły z powodu jakiegoś śladu na ciele któregoś z de Guise. Sama Irv uważała, że Nokturn jak niebezpieczny, jest równie przydatny. Wiele z magicznych artefaktów, czy ksiąg można było dostać tylko tam i tym samym ten zakątek Londynu stawał się źródłem wiedzy o Czarnej Magii. Niezbyt jednak widział jej się pomysł, by Doppler bywała tam sama. Nawet Ruda nieraz musiała uciekać z tego miejsca, by uniknąć mało przyjaznego losu, choć bywała już na Nokturnie wiele razy. Starała się dobierać słowa tak, by dziewczyna zrozumiała główny przekaz jej wywodu. Nie chciała zbyt mocno jej "mentorować". Irvette wiedziała, że do wielu rzeczy Doppler będzie musiała dojść sama, a przede wszystkim będzie potrzebowała zrozumieć zakamarki własnej duszy, które możliwe, że wcześniej spychała na dalszy plan. -Dokładnie tak. - Potwierdziła pierwsze słowa, po czym na chwilę zamilkła, patrząc zielonymi tęczówkami w oczy blondynki i próbując nie wyjebać jej w twarz, że przecież przed chwilą wytłumaczyła istotę tej sprawy. Zamiast tego, na bladym licu rudowłosej widniał niezmącony spokój, a po kilku sekundach ponownie przemówiła. -Jeżeli całe życie będziesz czerpać z negatywnych emocji, te pozytywne zaczną ulegać zatarciu. Będą zanikać, ustępując miejsca tym negatywnym, aż w końcu sama zapomnisz, czym jest prawdziwe zaufanie, szczęście, czy miłość. Do tego magia złożona z samej negatywnej energii jest dużo mniej stabilna, dlatego tak ważne jest nauczyć się tej równowagi. - Wyjaśniła krótko, acz wydawało jej się że dość konkretnie. Podobało jej się, że Robin sama drąży temat i chce lepiej zrozumieć istotę tego, czego miała się uczyć. Irv miała przez to pewien spokój, że dziewczyna może nie dać się tak łatwo omamić temu, co czarna magia oferuje i faktycznie z sukcesem może uda jej się opanować nie tylko tę sztukę ale i hipnozę. -Ci, którzy zatracają się w czarnej magii często oddają jej swoją duszę. Zapominają o tym balansie. Pozwalają, by zło i negatywne emocje przeżarły ich doszczętnie. Wielu z nich popada w szaleństwo, obłęd. Wpadają w paranoję, wszędzie węszą spiski i tracą rozum. Przestają używać magii w celu obrony siebie, a zaczynają bawić się i torturować ludzi dla zabawy, bądź dla pewności, że mają przewagę nad wyimaginowanym przeciwnikiem. Wielu z nich ląduje w azkabanie bądź na oddziale zamkniętym w Mungu. Nie rzadko doprowadzają do katastrofy, a i nie jeden ostatecznie odbiera sobie życie. Czarna magia daje im złudzenie władzy i potęgi, choć tak naprawdę jest właśnie tym - złudzeniem. To TY musisz mieć kontrolę nad nią, by ona nie przejęła kontroli nad Tobą. - Skoro Robin chciała poznać prawdę, Ruda nie miała zamiaru jej oszczędzać. Wierzyła, że dziewczyna nie skończy w podobny sposób, ale też zawsze lepiej było być świadomym konsekwencji swoich działań, by móc im w razie czego zapobiec nim będzie już zdecydowanie za późno. Pierwsza próba była katastrofą, więc Irvette postanowiła wyrwać emocje ze ślizgonki siłą. Widziała reakcję dziewczyny. Bezradny wzrok, zaciśnięte usta, dłoń zdecydowanie zbyt mocno ściskająca różdżkę.. Widać Robin powoli pozwalała tym negatywnym uczuciom przemówić, choć wciąż wydawało się, że próbuje utrzymać je w ryzach. Francuzki nie obchodziło to, które z jej słów podziałało. Liczył się dla niej efekt i z zaciekawieniem czekała, co wydarzy się, gdy Doppler po raz kolejny uniesie różdżkę. Zaklęcie błysnęło i pomknęło w stronę gospodyni. Na pewno było mocniejsze niż poprzednia próba, a jednak Ruda bez problemu zdołała się przed nim obronić. Spoglądała na zaciętą twarz Robin, wciąż kumulując w sobie tę moc, choć pozwoliła, by aura jaką wytworzyła nieco opadła, a chłodny uśmieszek zniknął z jej warg. -Dużo lepiej, ale wciąż się powstrzymujesz. Boisz się własnej ciemnej strony. W ten sposób nigdy nie uzyskasz pełni potencjału. - Skomentowała wysiłki dziewczyny, a następnie zdecydowała, że już czas przejść do kolejnego etapu. Schowała manekina i nachyliła się do skrzatki, by wydać jej kilka instrukcji w ojczystym języku. -Przejdziemy do zaklęcia. Nie sądzę, by miało Ci się ono dzisiaj udać, ale spróbujemy. Widzę, że dużo lepiej radzisz sobie z bezpośrednią prowokacją, dlatego staniesz przeciwko mnie. - Machnięciem różdżki schowała manekina na swoje miejsce, a następnie kontynuowała. -Spróbujemy ze STRIDENS CLAMOREM. Musisz skupić się ponownie na tych emocjach, ale i na efekcie, jaki zamierzasz uzyskać. - Tym razem to Ruda wycelowała w Robin swój magiczny patyczek i rzuciła wspomniane wcześniej zaklęcie. Doppler mogła usłyszeć w swojej głowie rozdzierający dźwięk z pogranicza pisku, krzyku i wrzasku, który sprawiał wrażenie, jakby jej bębenki miały zaraz eksplodować. De Guise dość szybko jednak przerwała inkantację. Nie chciała przecież dziewczyny torturować, a uświadomić, czego powinna się spodziewać po własnym zaklęciu. -Napij się herbaty i zjedz coś nim przejdziesz do ćwiczeń. Najpierw popracujemy nad wymową. - Wskazała na stół z poczęstunkiem. Wiedziała, że nawet te kilka sekund, podczas których dziewczyna była pod wpływem zaklęcia, mogły porządnie na nią wpłynąć, więc chciała upewnić się, że otrzyma porządną regenerację nim zacznie sama wysilać się magicznie i psychicznie. -Dobrze. Pamiętaj, by stawiać akcent na drugą sylabę od końca i wypowiadać to wyraźnie. Nie słyszę żebyś sepleniła, więc powinno być wszystko w porządku. - Gdy już obydwie się nieco posiliły, poinstruowała Robin co do poprawnej wymowy zaklęcia i obserwowała, jak ta radzi sobie z tym dość nudnym, acz koniecznym wstępem.
Kostki:
Rzucasz oczywiście k100 na skupienie. Jeżeli otrzymasz więcej niż 80, możesz dodać sobie 1 oczko do poniższej k6. Jeżeli natomiast otrzymasz mniej niż 30, odejmujesz 1 oczko.
Następnie rzuć k6 na to, jak Ci idzie wymowa:
1,4- Jąkasz się lub stawiasz akcent nie w tym miejscu, co potrzeba. No generalnie to nie jest dobrze. Oj nie jest...
2,5 - Może zjadłaś jedną literkę, a może po prostu zrobiłaś to zbyt cicho. Nie jest zaskakująco dobrze, ale nie jest też tragicznie. Ruda na pewno puści Cię na dalszy etap ćwiczeń.
3,6 - Idzie Ci perfekcyjnie! Wypowiadasz zaklęcie bez najmniejszego błędu!
Rzut k6 robisz w dwóch seriach. W każdej przysługuje Ci jeden przerzut i modyfikatory z rzuconej wcześniej k100.
(czyli dwa razy próbujesz wypowiedzieć zaklęcie)
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Kostka: Skupienie 85 Pierwsza próba: 1 podniesione na 2 przez skupienie 2 - Może zjadłaś jedną literkę, a może po prostu zrobiłaś to zbyt cicho. Nie jest zaskakująco dobrze, ale nie jest też tragicznie. Ruda na pewno puści Cię na dalszy etap ćwiczeń. Druga próba:1 - taki sam efekt jak w przypadku pierwszej próby.
Miała świadomość tego, że Irvette tę sztukę prawdopodobnie trenowała od najmłodszych lat. Doskonale wiedziała, w jaki sposób działać i kontrolować w sobie wszystko, aby osiągnąć jak najbardziej przybliżone do ideału efekty. Sama Robin dopiero rozpoczynała swoją przygodę z hipnozą. Nie wiedziała, jak bardzo ważnym jest kontrolowanie emocji czy uczuć. Zgromadzone dotąd przez nią informacje w dużej mierze dotyczyły podstaw podstawy, nie rozwijały się zanadto. Potrzebowała jeszcze wiele czasu, aby ogarnąć to wszystko. Nie wiedziała, jak bardzo jej pytanie zagotowało rudowłosą dziewczynę. Widać, że ta doskonale kontrolowała samą siebie, bo nic nie zostało odmalowanym na jej licu. Robin słuchała jej uważnie, skupiając się na każdym jej słowie. Pokiwała głową ze zrozumieniem. Potrzebowała mieć niektóre rzeczy naprawdę bardzo jasno wytłumaczone. Ironia czy sarkazm kompletnie nie były tutaj wskazane, więc Ślizgona cieszyła się iż jej nauczyciela postanowiła oszczędzić jej podobnych zagrywek. - Czy w takim razie nie lepiej byłoby skupić się wyłącznie na pozytywnych emocjach? - zapytałą po chwili ciszy. Podobny wniosek nasunął się jej samodzielnie i teraz musiała to skonfrontować z rzeczywistością. A kto jak kto, ale Irvette na pewno wiedziała, czy ma to sens, czy jest go kompletnie pozbawione. Kiedy tak rozmawiały na ten temat, Robin zaczynała rozumieć coraz więcej. Jak trudne zadanie przed sobą postawiła i jak wiele wysiłku będzie kosztować ją to wszystko. Niemniej, pomimo posiadanej już wiedzy, nie chciała odpuścić. Jeszcze bardziej chciała udowodnić, przede wszystkim sobie samej, że jest w stanie zrobić coś podobnego. Obserwowała, wciąż dygocząc ze złości, jak Irvette bez najmniejszego nawet problemu obroniła się przed rzuconym przez nią czarem. Wciąż wściekła nie chciała kontynuować tego wszystkiego, ale przecież nie mogła się poddać. Była ambitna i uparta, a to, w połączeniu z zadaniem, którego się podjęła, było mieszanką wybuchową. Prychnęła pod nosem słysząc pochwałę ze strony Rudej. Nie zdążyła zrobić nic. Nawet jedno słowo nie wydostało się spomiędzy jej warg, bo Irvette już celowała w nią różdżką i rzucała zaklęcie. Krzyknęła, choć nie wiedziała, czy krzyk ten był tylko w jej głowie, czy również na zewnątrz. To, co działo się w jej umyśle było czymś nieprawdopodobnym. Nigdy wcześniej nie doświadczyła takich dźwięków. Zaklęcie zostało przerwane równie szybko jak zostało rzucone. Robin oddychała ciężko, patrząc nienawidzącym wzrokiem wprost na Francuzkę. - Popierdoliło cię?! - ryknęła w jej stronę wściekła. Jakoś dziewczyna ewidentnie zapomniała wcześniej wspomnieć, że będzie na niej testować zaklęcia czarnomagiczne. Najbardziej frustrowało ją to, że dziewczyna zachowywała się tak, jakby nic się nie stało. - Nie chcę ciastek - burknęła pod nosem. Ciastka były ostatnim czego by w tym momencie chciała. Wzięła głęboki oddech, aby się nieco uspokoić. - Stridens Calamorem - powtórzyła w końcu inkarnację. Wiedziała jednak, że jej wypowiedź była zbyt cicha. Odchrząknęła delikatnie, aby poprawić swoją wymowę i spróbowała jeszcze raz. - - Stridens Calamorem - niestety, wciąż nie wychodziło jej to najlepiej i wcale nie potrzebowała Irvette, aby ta powiedziała, jak fatalnie sobie radzi. Może to przez to wkurwienie, które ją ogarnęło. Ślizgonka zawsze o wiele lepiej działała ze spokojną głową.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
I tu Robin się akurat nie myliła. Czarna Magia była obecna w tym domu od zawsze i Irvette nie pamiętała czasów, gdy nie miała z nią styczności. Nie była to do końca dobra zabawa, ale dziewczyna cieszyła się, że miała jeszcze jedną możliwość samoobrony w wypadku jakieś ataku. Co prawda preferowała hipnozę, która nie pozostawała śladów i była praktycznie nie do wykrycia w późniejszym czasie, ale nie zawsze była to możliwa opcja. Do tego tej sztuki de Guise zaczęła uczyć się dopiero jakieś cztery lata temu i daleko jej było jeszcze do perfekcji. Ironią mogła się posługiwać na co dzień, bądź w skrajnych przypadkach, ale jeśli miała kogoś czegoś nauczyć, starała się podchodzić do tego cierpliwie i ze zrozumieniem. Sama przecież nie zawsze wszystko od razu łapała. -Oczywiście, że można, ale na początku jest to trudniejsze. I nie ukrywam wyzwala dużo słabszą moc. Stabilniejszą, ale słabszą. W momencie bezpośredniego zagrożenia, nie chcesz połaskotać przeciwnika, tylko, za przeproszeniem, porządnie mu pierdolnąć. - Pozwoliła sobie na drobną zmianę mowy, by podkreślić dokładnie to, co miała na myśli. Pozytywne emocje łatwiej było kontrolować i zmniejszały ryzyko popadnięcia w szaleństwo, ale zdecydowanie nie robiły takiej roboty, jak te negatywne. Może to, co zrobiła nie było najbardziej moralne i grzeczne, ale musiała pokazać Doppler, z czym dokładnie będą miały teraz do czynienia. Nie była jednak psychopatką i przerwała zaklęcie praktycznie natychmiastowo. Nie zdziwiła jej jednak ostra reakcja ślizgonki. Stała więc wciąż niewzruszona, nie unosząc nawet brwi, gdy ta tak kulturalnie spytała, czy jej nie popierdoliło. -Po pierwsze w końcu zaczyna wychodzić z Ciebie prawdziwa złość. Czerp z tych emocji przy rzucaniu zaklęć. Po drugie, nie mam zamiaru Cię tu zabić. Nie rzucisz jednak poprawnie zaklęcia, nie wiedząc, co chcesz nim osiągnąć. - Wyjaśniła spokojnie, nalewając herbaty do filiżanek. Machnięciem różdżki uniosła naczynia w powietrze i sama chwyciła jeden napój podczas, gdy druga nachalnie wisiała przed Robin. -Nie będziemy kontynuować jeśli się nie zregenerujesz. - Powiedziała stanowczo, ze stoickim spokojem popijając ciepły napój. W końcu jednak przeszły do ćwiczenia zaklęcia. Na pierwszy ogień poszła wymowa. Robin nie szło najlepiej, choć widać było, że dziewczyna jest naprawdę skupiona. Nie było jednak tragicznie. Irvette przez chwilę zastanawiała się, czy posiedzieć dłużej nad tym elementem. Doppler wydawała jej się raczej niecierpliwa w temacie nauki, ale Ruda nie do końca tym się kierowała. Wiedziała, że jeśli byłoby fatalnie nie mogą faktycznie zacząć rzucać czaru. Prawdopodobnie pozabijałyby się przez głupie błędy, a tego nikt z nich nie chciał. -Okej. Powtórz jeszcze raz i przechodzimy do ruchu różdżką. - Zgodnie z zasadą "do trzech razy sztuka" pozwoliła Robin jeszcze raz "na sucho" przećwiczyć wymowę. Gdy ta już skończyła, stanęła obok niej i zademonstrowała sposób, w jaki nadgarstek powinien się poruszać. -Pamiętaj, by nie zrobić tego zbyt szybko. Pętla musi być płynna. - Był to praktycznie jedyny komentarz, jaki w tym temacie mogła wygłosić. Nie był to najbardziej skomplikowany czar z tych czarnomagicznych, ale tak samo wymagał staranności jak reszta.
Kostki:
Najpierw ponownie ćwiczysz wymowę według tych kostek:
Rzucasz k100 na skupienie. Jeżeli otrzymasz więcej niż 70, możesz dodać sobie 1 oczko do poniższej k6. Jeżeli natomiast otrzymasz mniej niż 30, odejmujesz 1 oczko.
Następnie rzuć k6 na to, jak Ci idzie wymowa:
1- Jąkasz się lub stawiasz akcent nie w tym miejscu, co potrzeba. No generalnie to nie jest dobrze. Oj nie jest...
2,3 - Może zjadłaś jedną literkę, a może po prostu zrobiłaś to zbyt cicho. Nie jest zaskakująco dobrze, ale nie jest też tragicznie. Ruda na pewno puści Cię na dalszy etap ćwiczeń.
4,5,6 - Idzie Ci perfekcyjnie! Wypowiadasz zaklęcie bez najmniejszego błędu!
Potem rzucasz na gest:
Ponownie k100 na skupienie. Według zasad powyżej.
Następnie k6 na efekt:
2,3 - Jest...Przeciętnie. Może wybitna nie jesteś, ale przynajmniej nie wykułaś nikomu oka!
6,1 - Czy kiedykolwiek trzymałaś w ręku różdżkę? Machasz i machasz, a ta wypada Ci z ręki, jakby żyła własnym życiem.
4,5 - Takiego ucznia chciałby mieć każdy. Idzie Ci perfekcyjnie!
Gest powtarzasz 2 razy
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Kostki: k100 na skupienie: 58 k6 na wymowę: 3 - cicho i muszę się nieco bardziej ogarnąć k100 na skupienie podczas próby zaklęcia: 42 k6 na efekt: 3 - czyli piękna przeciętność k6 druga próba gestu:5 - perfekcja
Dotychczas sądziła, że miała dosyć dobrze poukładane w głowie wszystko to, co do tej pory mogła nauczyć się na temat hipnozy. Niestety, po dzisiejszym spotkaniu z Irvette, całe to wrażenie legło w gruzach. Robin czuła, jakby jej głowa miała za chwilę eksplodować od nadmiaru informacji, tak skrajnie różnych od tego, co dowiedziała się na ten moment. Wiedziała, że nie jest to łatwa do zrozumienia i ogarnięcia dziedzina magiczna, ale nie przypuszczała, że ze względu na źródło, można to postrzegać tak diametralnie inaczej. Jak widać, myliła się, choć nie zamierzała mówić tego głośno. Jeszcze nie teraz. Złość buzowała w jej żyłach jak jakaś trująca maź, rozprzestrzeniająca się coraz bardziej i bardziej. Oddychała płytko, patrząc na francuzkę nienawistnym spojrzeniem czekoladowych tęczówek. Słyszała to, co ta do niej mówił, ale jakby kompletnie nie rozumiała. Jakim cudem miała dobrze rzucić zaklęcie, skoro nie mogła się na nim skupić?! Przecież to nierealne. Złapała w dłoń nahalną szklankę i odstawiła ją na stolik. Płyn rozbryzgał się po jego blacie, ale Robin miała to w dupie. Chciała zrobić krzywdę i padło na Irvette. Jak to mówią, wet za wet. Wzięła głęboki oddech, który miał pomóc się jej uspokoić, a który w ogóle nie spełnił swojej funkcji. Nic więc dziwnego, że na sucho zaklęcie wypowiedziała bardzo cicho i kompletnie się nie zdziwiła, kiedy usłyszała z ust swojej dzisiejszej nauczycielki wskazówki dotyczące tego, jak poprawić inkantację. Jeszcze jeden głęboki oddech. Precyzyjnie wycelowała różdżką w stronę Irvette. Niedostatecznie mocno skupiła się na tym co robi. Ruch był mocno przeciętny i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Opuściła rękę, strzepnęła nadgarstek jakby czując kumulujące się w nim napięcie. A potem jeszcze raz wykonała dokładnie ten sam gest, niemalże tak samo precyzyjnie, jak sama de Guise. Delikatnie mściwy uśmiech pojawił się na jej ustach. Jak chciała, to potrafiła…
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Magia była skomplikowaną sztuką, a każda z jej dziedzin zapewniała jeszcze więcej odnóg, które potrafiły przyprawić o migrenę. Czarna Magia nie była tutaj wyjątkiem i wielu praktykujących podchodziło do niej na swój sposób. Irv nie uważała, że jej metoda jest jedyną słuszną, ale zdecydowanie twierdziła, że jest warta przyjęcia do wiadomości i próby opanowania. Nawet jeśli miała zakończyć się porażką, mogła ostatecznie doprowadzić do rozwoju własnego "ja", a to zawsze było warte pracy. Widać trafiła na twardą i upartą zawodniczkę. W pewnym sensie nawet Ruda ją podziwiała za tę niestrudzoną chęć nauki. Wiedziała jednak, że z takim gorącym podejściem raczej nie wróży to nic dobrego. Czy miała zamiar pokazać Robin, z czym coś takiego się wiązało? Możliwe, ale na pewno nie dziś. Dziewczyna była na tyle rozzłoszczona, że mogła nie pojąć sensu tego wszystkiego, co byłoby najzwyczajniej w świecie jedną wielką stratą czasu, a tego Irvette nienawidziła najbardziej. Obserwowała jak ślizgonka radzi sobie z zaklęciem i początkowo nawet nie zająknęła się, gdy gest był raczej dalszy niż bliższy perfekcji, lecz druga próba sprawiła że dziewczyna uśmiechnęła się cieplej. Teraz była już pewna, że w Doppler drzemie potencjał i jeżeli tylko dziewczyna nauczy się go wykorzystywać może być niesamowicie silną przeciwniczką. -Dobra, koniec tych zabaw. Walnij mnie tym zaklęciem. Inkantację znasz, gest też, a i chęci na pewno Ci nie brakuje. - Powiedziała, podnosząc różdżkę i stając naprzeciw dziewczyny. Pozycja bojowa z jej strony była jednak poniekąd czystą zmyłką, gdyż Irvette nie zamierzała nawet próbować się bronić. Dobrze znała działanie tego zaklęcia i zamiast szykować coś defensywnego, skupiła się na wyciszeniu umysłu, by nieco złagodzić skutki, które mogą pojawić się wraz z poprawnie rzuconą inkantacją ze strony Doppler.
Kostki:
Rzuć 2x k100. Pierwsza kostka to wymowa, druga to gest. Jeżeli otrzymasz łącznie 160 lub więcej, zaklęcie się udało.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Merlin jej świadkiem, że dawała z siebie wszystko. Naprawdę próbowała wykazać się dobrą znajomością wiedzy teoretycznej (choć tej nie posiadała wcale..) i zaangażowaniem w dzisiejszą lekcję. Problem jednak polegał na tym, że kompletnie nie spodziewała się takiego rozwoju wypadków! Nie do końca potrafiła pojąć to, co próbowała jej przekazać Irvette, przez co wykazywała się... no raczej słabo. Ok, była w stanie zrozumieć, o co chodziło w tym zaklęciu i po co powinna je umieć jednak nie pojmowała, dlaczego tak bardzo ważna jest negatywna energia w zetknięciu z hipnozą. Była bardziej niż pewna, z tego co zdążyła dotychczas przeczytać, że właśnie chodzi o coś kompletnie odwrotnego. Aby umieć opanować siebie i swoje nerwy, wyciszyć je w odpowiedni sposób, a nie emanować nimi na setki mil. Tymczasem okazywało się, że była w błędzie? Dawała z siebie wszystko. Ostatni gest wyszedł jej całkiem nieźle i pomimo trzymającego ją zdenerwowania, pozwoliła sobie nawet na delikatny uśmiech. Kompletnie nie spodziewała się tego, że to moment, aby użyła zaklęcia na Irvette. Uniosła na nią zaskoczone spojrzenie czekoladowych tęczówek. - Myślałam, że będziemy ćwiczyć na manekinie - przyznała rozbrajająco szczerze, mając nadzieję, ża za chwilę dziewczyna wybuchnie śmiechem i powie "tak, masz rację! No jasne, że nie będziesz we mnie uderzać zaklęciem!" Nic podobnego nie miało miejsca... Powoli uniosła różdżkę do góry. Wzięła głęboki oddech, który miał nieco ukoić jej nerwy. Dasz radę... powtarzała w duchu. Szybko wycelowała w Irvette, gotowa ją zaatakować. - Stridens Calamorem! - wypowiedziała zaklęcie. Ręka jej drżała, głos nie był wystarczająco pewny siebie. Co innego ćwiczyć zaklęcia na sucho, a co innego atakować nimi drugiego człowieka! Nie poczuła złości czy zaskoczenia, kiedy zrozumiała, że zaklęcie się nie udało. Poczuła, no właśnie, nic...
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Ruda nie wątpiła w to, że Robin dawała z siebie wszystko. Francuska wiedziała jednak, że to, czego ją dziś uczy nie jest oczywiste i proste. Mało kto odnosił spektakularne sukcesy za pierwszym razem i było to kompletnie naturalne. Patrząc na determinację Doppler, Irvette była nawet pod wrażeniem, że ta mimo wszystko nie zraża się do dalszych ćwiczeń. Miała tylko nadzieję, że tak pozostanie i dziewczyna nie straci zapału, ale też nie rozwinie w sobie obsesji na punkcie Czarnej Magii i praktykowania jej. To mogłoby się naprawdę źle skończyć. -Manekin już swoje przeszedł. Osobiście łatwiej mi będzie ocenić, jak Ci poszło. - Powiedziała z lekkim uśmiechem, ale też po części mając na twarzy pobłażliwą minę. Może i kukła była bezpieczniejsza, ale ciężej było powiedzieć, jak bardzo udane bądź nie wyszło zaklęcie, a by dobrze poprowadzić Robin dalej, Ruda musiała mieć pełen obraz sytuacji. Patrzyła więc uważnie na to, co Doppler szykuje i bez zaskoczenie okazało się, że odniosła porażkę. Irvette rozluźniła się, opuściła własną różdżkę i zbliżyła się nieco do dziewczyny. -Uciekło Ci skupienie. Nie możesz bać się mnie zaatakować. Przypomnij sobie to, co czułaś przed chwilą i atakuj. - Powiedziała pewna siebie, bo nawet jeżeli miała mieć z tego powodu jakieś przykrości, skrzatka wciąż była obok gotowa pozbierać ją do kupy, gdyby coś się nie udało. Ponownie przybrała więc pozycję bojową, patrząc wyzywająco na Robin. -Pokaż mi w końcu na co Cię naprawdę stać. - By sprowokować nieco dziewczynę, sama podjęła się ataku licząc, że refleks Doppler będzie dużo szybszy.
zasady:
Obydwie rzucamy literką. Im bliżej "A" tym szybszy refleks i ta osoba pierwsza atakuje.
Dodatkowo rzucasz tak samo jak w poprzednim poście na sukces zaklęcia. Tym razem próg jest obniżony do 120 łącznie.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Niestety, refleks Robin nie był szybszy. Kompletnie wytrącona z równowagi swoim ówczesnym niepowodzeniem, zapomniałą o tym, co chce zrobić i w jaki sposób. Nim się obejrzała, miała ponownie atakować Irvette, ale tak naprawdę... wcale nie chciała tego robić. Na Merlina, nie zamierzała iść w tę stronę! Przecież miała się do cholery jasnej uczyć hipnozy, nie tego, w jaki sposób torturować ludzi! Nie zdążyła nawet ponownie unieść różdżki, a Ruda ponownie w nią celowała i tym razem (o słodka Morgano, ciekawe jakim cudem...), była od niej szybsza. Robin nie zdążyła nawet otworzyć ust, a zaklęcie uderzyło w nią z ogromną mocą. Znów usłyszała w swojej głowie krzyk, tak rozdzierający i zabijający jej chęć do życia. Tym razem niezmiernie podobny do krzyku jej własnej matki. Łzy stanęły w oczach dziewczyny, choć nawet nie zdawała sobie z tego sprawy, próbując uwolnić się od źródła tego psychicznego bólu, co oczywiście było niemożliwe. Jej kat i jednoczesny obrońca, widocznie zbyt dobrze się bawił. Trwało to może kilka sekund, a może kilka wieków. Dla Robin nie robiło to większego znaczenia. Kiedy jednak w końcu Irvette zdjęła z niej czar, dziewczyna nie wiedziała, jak się nazywa, kim jest i jaki w ogóle jest dzień tygodnia. Miała ochotę upaść i zwinąć się w kłębek, ale wtedy podniosła głowę do góry i zobaczyła tę charakterystyczną, rudą czuprynę. Gniew zagotował krew w jej żyłach. Nie kontrolowała tego, co robi. Różdżka sama wyrwała się do rzucenia czaru, nie ostrzegając dziewczyny w żaden sposób. Zrobiła to niewerbalnie. I z ogromną satysfakcją obserwowała, jak jej oponentka wiła się w spazmach tego, co działo się w jej umyśle. Mogła odpuścić. Przerwać zaklęcie po kilku sekundach. Ale nie zrobiła tego. Dalej gnana do przodu przez przedziwne demony, które opanowały jej ciało, torturowała dziewczynę przez minutę. Dwie. Aż w końcu cofnęła zaklęcie. - Nigdy więcej, nie użyjesz na mnie czegoś takiego - obwieściła jej lodowatym tonem. W jej czekoladowych tęczówkach próżno było szukać choć krztyny ciepła. - Nigdy więcej mnie nie zaatakujesz. A jeśli spróbujesz, to cię zabiję i Merlin mi świadkiem - dodała po chwili, dalej przyglądając się dziewczynie, jakby ta była przynajmniej brzydkim płazem rozdeptanym pod jej butem. Czas wracać do domu. Koniec lekcji na dziś.
Zt x2 +
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Nie było to normalne, że zapraszała znajomych ze szkoły do swojej posiadłości we Francji, ale dzięki Harielowi ostatnimi czasy była nieco bardziej otwarta na innych. Poza tym jeżeli mieli choć słowem wspominać o hipnozie, wolała poprowadzić tę dyskusję w otoczeniu, któremu ufała. Równo o dziewiątej pojawiła się więc przy Hogwarckiej bramie i jak tylko James do niej dołączył przy pomocy świstoklika przenieśli się w jej rodzinne strony, gdzie bariera od razu ugięła się pod wpływem jej obecności i pozwoliła im wejść na teren chateu. -Witam we Francji. - Rozłożyła ręce w powitalnym geście, ale nie skierowała kroków do drzwi wejściowych rezydencji, a na ścieżkę prowadzącą na tyły posiadłości, gdzie znajdowała się oranżeria. -Masz ochotę na coś słodkiego do szampana, czy raczej stawiasz na wytrwane rzeczy? - Zapytała, jednocześnie wzywając do siebie skrzatkę Jacinthe, która zjawiła się tam w mgnieniu oka. -Rozgość się. - Wskazała na jedno ze zdobionych krzeseł, po czym sama zajęła to znajdujące się naprzeciw Jamesa.
Nie wiem co mam myśleć o tym, że Irvette w tak błahej sprawie jak obgadanie podziału obowiązków zaprasza mnie aż do Francji do swojej rodowej rezydencji. Ostatecznie dochodzę do wniosku, że albo chce mi jakoś zaimponować albo po prostu uległa mojemu niekwestionowanemu urokowi (za co nie mogę jej winić), a obie opcje mi w pewnym stopniu schlebiają. Dlatego skrupulatnie wybieram strój, bo chcę wyglądać wystarczająco elegancko. Przeglądam się w lustrze przed wyjściem i skromnie stwierdzam, że przeszedłem samego siebie. Punktualnie o dziewiątej zjawiam się pod bramą, gdzie witam de Guise i skąd świstoklikujemy się pod jej rodzinną posiadłość. - Bążur! - mówię bardzo elokwentnie i zawadiacko macham brwiami, taki ze mnie poliglota. Rozglądam się z podziwem; gdy ja kogoś zapraszam do domu to jest to po prostu zwykła chata typowej czarodziejskiej rodziny i jedyne, czym mogę się pochwalić to dmuchanym basenem i altanką, a nie takim pałacem. - Dojebana rezydencja. Jak po niej chodzisz to z mapą w ręce? - pozwalam sobie na taki wybitny żarcik i truchtam za Ślizgonką, która prowadzi mnie do... oranżerii. - Będziemy przesadzać kwiatki? - pytam zdziwiony zanim wbijamy do środka, ale kiedy widzę wnętrze to już rozumiem czemu zabrała mnie akurat tutaj. Jest naprawdę przytulnie i pięknie. - Szkolne cieplarnie wyglądają przy tym jak melina - komplementuję pomieszczenie i siadam na jednym z krzeseł, luźno wyciągając nogi przed siebie. Wyciągam zza pazuchy płaszcza szampana, bo przecież jak obiecałem to szarpnąłem się na jakiegoś drogiego. Luksusom w skromnych progach de Guise nie ma końca - pojawia się skrzatka, a Irv pyta mnie jaki catering sobie życzę. - Na słodko - wybieram najlepszą opcję i sięgam do kieszeni po paczkę feniksowych i smoczą zapalniczkę. - Mogę? - upewniam się, że jej to nie przeszkadza i jednocześnie oferuję jej jednego papieroska.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Na jego nienaganny francuski uśmiechnęła się tylko odpowiadając tym samym. Wiedziała, że raczej mało kto w szkole jest w stanie poprowadzić z nią konwersację w jej ojczystym języku, ale przecież liczyły się te małe gesty. Doceniła też ubranie Jamesa, które zdecydowanie różniło się od tego, co chłopak zazwyczaj na siebie wkładał. Widać zapowiadał się owocny i ciekawy dzień. -Nie tak dojebana jak Hogwart, ale prawda, da się zgubić. - Zaśmiała się, powtarzając jego słowa. Raczej nie często dało się usłyszeć podobne wyrazy padające z jej ust, ale po wakacjach na Malediwach wciąż była jeszcze w świetnym nastroju. Uśmiechnęła się tajemniczo na jego pytanie. Co prawda chętnie zmieniłaby spódnicę ja robocze spodnie i parę grubych, ochronnych rękawic, ale nie chciała zanudzać Farrisa grzebaniem w ziemi. -To tylko oranżeria. - Odpowiedziała skromnie, choć oczywiście ślizgon miał rację. -Jeśli chcesz, mogę oprowadzić Cię później po naszych cieplarniach. Założę się, że czegoś takiego jeszcze nie widziałeś. - Skinęła głową w stronę szyby, przez którą widać było wejście do głównej bramy zielarskiego raju, jaki się tu znajdował, a gdzie można było znaleźć chyba wszystkie możliwe rośliny, jakie czarodziej mógłby sobie zapragnąć. Szybkim okiem spojrzała na to, jakiego szampana chłopak przyniósł i była nawet pod wrażeniem. Podstawiła mu więc kieliszki bliżej, by mógł zająć się rozlaniem trunku. -Czyń honory. - Zachęciła go, w tym czasie zajmując się skrzatką. -W takim razie przynieś nam trochę bezowych pegazów i babeczek. Jeśli oczywiście macie coś ciepłego. - Była to tylko formalność, bo oczywiście Irv już wcześniej dała znać, że pojawi się tu z gościem i by poczyniono odpowiednie przygotowania. -Śmiało. Ojciec postarał się o dobrą wentylację, wielu jego klientów również pali. - Choć sama nie była fanką, nie chciała zabraniać trucia się nikotyną Jamesowi. Wszystkie pomieszczenia były na tyle zabezpieczone, by nie szkodziło to znajdującym się tam rośliną, a to było dla rudowłosej prefekt ważniejsze niż własny komfort, który nauczyła się już dawno odkładać na bok. -Proponuję toast za najbardziej przekonującą parę prefektów w historii Hogwartu! - Uniosła napełniony kieliszek czekając aż Farris zrobi to samo i dopiero wtedy zamoczyła usta w przyniesionym szampanie. -No więc, James, jest coś co chciałbyś wiedzieć o byciu prefektem? Oczywiście oprócz tego, w jakich sytuacjach używać hipnozy. - Zapytała, bo co jak co ale lubiła przechodzić do konkretów.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
James Farris
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : mała blizna na czole, heterochromia centralna, zarysowane kości policzkowe, dziwne stroje i jeszcze dziwniejsza biżuteria
– Tylko – powtarzam za nią i kręcę z niedowierzaniem głową. – No brzmi jak fantastyczna wycieczka, która zajmie chyba kilkanaście godzin – zauważam ze śmiechem, bo cieplarnie, które mi wskazała skinięciem, są przeogromne. Nie przepadam za roślinami, no chyba że takimi, z których można zrobić skręta, ale jestem tu gościem i jeśli Irvette proponuje mi pokazanie swojego królestwa to kim ja jestem, żeby odmówić! – Czemu się zgadzasz, skoro sama nie palisz? – zwracam jej uwagę, bo mojemu bystremu umysłowi nie umyka fakt, że Ślizgonka w wielu kwestiach idzie na ugodę. Co nie do końca rozumiem - jest kobietą silną, broniącą swoich przekonań, a jednocześnie pozwala na coś, czego nie toleruje. Skoro jednak otrzymałem pozwolenie, odpalam papierosa, biorę bucha i swobodnie wypuszczam kłąb dymu przez usta. – I czym zajmuje się twój ojciec? – dopytuję, bo mam wrażenie, że skoro mieszka w takim pałacu i spotyka się z klientami to musi być kimś ważnym. – Mój jest aurorem, ale moim zdaniem bardzo chujowym, bo przez kilkanaście lat nie potrafił znaleźć własnej córki. Inni uważają inaczej – zdradzam jej pozornie beztroskim tonem, ale każdy wyczułby pogardę w moim głosie. Pewnie nie powinienem dzielić się takimi szczegółami, ale nie sądzę, żeby ktokolwiek w wyższych kręgach przejmował się Farrisami, bo chociaż jesteśmy bardzo uzdolnioną rodziną (ojciec i syn hipnotyzer, matka i córka jasnowidzki) to status naszej krwi uniemożliwia nam błyszczenie wśród innych rodzin. A szkoda, bo prezentowałbym się wspaniale na każdym bankiecie. W międzyczasie nalewam nam szampana do fancy szkła i chichoczę na jej bardzo trafny toast. Uważam to za super zabawne, że dwójka hipnotyzerów została przydzielona do pilnowania porządku w szkole. – I jakże piękną parę – uśmiecham się, gdy prawię jej ten pierwszorzędny komplement i podnoszę kieliszek. – Zdrowie! Przez chwilę zastanawiam się nad jej pytaniem, sącząc szampana – równie obrzydliwego, co te najtańsze za galeona, kupowane na sylwestra. – Za ile pożałuję swojej odznaki? – zadaję pierwsze pytanie pół żartem pół serio, w gruncie rzeczy szczerze mówiąc co sądzę o tej nowej roli. – I czemu nie możemy dawać szlabanów ani dodatnich punktów? To jest naprawdę żenada – stwierdzam niezadowolony. – Hipnotyzowałaś już kogoś? – skoro od razu zaczęła do tego nawiązywać to czekam zaciekawiony na jakieś szczegóły, nie tyle dla swojej wiedzy kiedy powinienem to robić (bo i tak niewiele mnie to obchodzi) a samego faktu dowiedzenia się czegoś interesującego.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Zarumieniła się lekko na jego słowa. Dla niej to nie był jakiś wielki powód do przechwalania, choć musiała przyznać, że oranżeria była jednym z jej ulubionych miejsc na całej ziemi jaka należała do de Guise. -Gdybyśmy chcieli zwiedzić wszystkie zakątki to liczyłabym ją raczej w dniach. - Pozwoliła sobie na ten lekki przytyk z uśmiechem na ustach. -Jeśli jest cokolwiek co Cię interesuje, chętnie Ci to pokażę, jeśli nie, możemy ominąć wycieczkę. Nie martw się, nie będę urażona. - Dodała jeszcze, by James nie czuł się zobligowany spełniać jej zachcianek tylko dlatego, że obecnie znajdowali się na jej terenie. -Kwestia kultury i wychowania. - Odpowiedziała krótko. Faktycznie te dwie rzeczy się mocno z nią kłóciły, kiedy z jednej strony twardo walczyła o swoje, a z drugiej podejmowała czasem tak ugodowe decyzje, które zdawały się nie mieć najmniejszego sensu w oczach innych. Ona jednak zawsze miała w tym jakiś cel. -Nasza rodzina od wieków prowadzi te szklarnie. Robimy interesy z zielarniami, eliksirowarami i sklepami w całej Europie. Ojciec, jako głowa rodziny jest oficjalnym zarządcą firmy. - Wyjaśniła, pomijając tylko drobny fakt tego, że mężczyzna obecnie siedział w więzieniu i jego obowiązki sprawowała tymczasowo najstarsza córka Aoife wraz ze swoim mężem. -Aurorem? To dość niebezpieczny zawód. Nie obawiacie się o niego? Szczególnie teraz, gdy scena polityczna Wielkiej Brytanii nie jest w najciekawszym miejscu? - Zapytała, bo oczywiście starała się być na bieżąco w sprawach kraju, w którym przyszło jej obecnie mieszkać. Sama nie była pewna, czy chciałaby mieć za rodziców aurorów, ale musiała być ze sobą szczera - to, co robił jej ojciec też nie raz sprawiało, że godziła się z myślą, iż może on już nigdy nie wrócić do domu. Tak, fakt że to stanowisko pełnili obecnie hipnotyzerzy, którzy w dodatku wzajemnie wiedzieli o swoim darze był nadzwyczaj zabawny nawet dla Irvette, która raczej nie miałą opinii kobiety o dużym poczuciu humoru. Tutaj jednak nie potrafiła nie zgodzić się z Jamesem, bo wyglądało to wręcz na idealny duet do utemperowania niesfornego Domu Węża. Wypadało jej więc tylko uśmiechnąć się szerzej i skinąć głową, gdy dodał swoje trzy grosze do jej toastu, a następnie oderwała kawałek przyniesionej w międzyczasie babeczki i włożyła go sobie do ust czekając na pytania Jamesa. -Zależy jak do niej podejdziesz. Dużo prefektów nie do końca obchodzi zakres obowiązków, jaki na nich spada i traktują to bardzo luźno, ja z kolei skoro już dostałam tę rolę staram się wypełniać ją jak najlepiej. Myślę, że punktem przełomowym jest pierwszy nocny dyżur. Wtedy najwięcej się narobisz. - Prychnęła rozbawiona, bo zdążyła się już przekonać, że to właśnie po zapadnięciu zmroku ludziom zbiera się na wymykanie, żarciki, imprezy czy nawet intymne schadzki, które czasem trzeba przerwać i wysłać delikwentów do swoich dormitoriów. -Tak głosi regulamin szkoły niestety. Zawsze możesz zgłosić kogoś do prefekta naczelnego lub nauczyciela, jeżeli chcemy zastosować co innego niż minusowe punkty, których i tak za dużo nie możemy wlepić. - Dodała już nieco mniej zadowolona, po raz kolejny mocząc usta w szampanie. Gdy przyszło do ostatniego pytania, oderwała kolejny kawałek babeczki, pozostawiając Jamesa w niepewności przez te kilka sekund, które zajęło jej przełknięcie słodyczy i przepłukanie gardła. -Zdarzyło mi się. Ludzie czasami naprawdę nie chcą współpracować. Szczególnie Ci starsi. Trzeba jednak odpowiednio wyczuć osobę. Jeśli ktoś ma zbyt mocny umysł, lub nie daj Morgano jest oklumentą.... - Przerwała mając nadzieję, że Farris doskonale zrozumie, co miała tutaj na myśli. -Od jak dawna masz ten dar? - Zapytała teraz ona, ciekawa tego, czy doświadczeniem może chłopakowi zaufać, czy jednak powinna mieć go nieco bardziej na oku.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
James Farris
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : mała blizna na czole, heterochromia centralna, zarysowane kości policzkowe, dziwne stroje i jeszcze dziwniejsza biżuteria
– Niewiele wiem o roślinach, a co dopiero o cieplarniach – przyznaję bez wstydu, rzadko kiedy przyznając się do tego, że mało się na czymś znam. W towarzystwie Irvette mam jednak poczucie, że i tak nie wygram i w końcu wyjdzie na wierzch moja małomiasteczkowa natura, a raczej brak arystokratycznych powiązań i średnio imponujące pochodzenie. Staram się dyskretnie przełknąć gorzki wstyd i przekuwam go w coś, w czym jestem ekspertem – dowcip. – A ja właśnie liczyłem na full pakiet zwiedzania – macham sugestywnie brwiami, skoro dziewczyna aż tak otwarcie proponuje zerknięcie w każdy zakątek. – Odwołałem wszystkie spotkania do końca tygodnia, mamy czas – chichoczę jakbym faktycznie był kimś istotnym, kto poza lekcjami i dyżurami ma coś do załatwienia. Przez chwilę lustruję jej twarz, gdy mówi, że to kwestia wychowania, ale w żaden sposób tego nie komentuję. Potem wysłuchuję rewelacji czym się zajmują i uprzejmie przytakuję, a w środku zalewa mnie zazdrość, że ja nie mogę poszczycić się wielowiekową tradycją. Parskam śmiechem, gdy pyta czy się nie boimy o ojca, co z jej perspektywy brzmi pewnie kuriozalnie. – Jakby ci to najprościej powiedzieć... Gdy całe życie widzisz kogoś przelotnie, przestajesz go postrzegać jako rodzinę. Więc automatycznie przestajesz się przejmować jego losem – wzruszam ramionami, starając się być bezpośredni, ale jednocześnie jak najmniej cyniczny. – Poza tym, nie jesteśmy żadnym ważnym rodem, nigdy nie będziemy istotni na scenie politycznej – oznajmiam z obojętnością. – A nawet jeśli tak to ojciec potrafi być o wiele bardziej przekonujący niż ja – zdradzam, że to właśnie on nauczył mnie hipnozy i popijam jak gdyby nigdy nic szampana. Próbuję nadążyć za radami Rudej, która jest przecież o wiele bardziej doświadczona w prefektowaniu. – I pomyśleć, że jeszcze niedawno sam ukrywałem się przed strażnikami Teksasu, a teraz sam nim jestem – szczerzę się i czekam na to co mi powie. Nie jestem zaskoczony, że zdarzało jej się używać hipnozy na uczniach, co oczywiście bardzo sprytnie wyczytałem już parę dni wcześniej z listu, który mi wysłała. Biorę kolejnego bucha papierosa i wzdycham. – Brzmisz trochę jak mój ojciec. On non stop powtarza, że to dar i coś, co płynie w naszych żyłach, że to geny sprawiły, iż to opanowaliśmy. A tak naprawdę to paręnaście trudnych miesięcy, brak snu, czytanie notatek i ćwiczenie na ludziach, którzy.. – milknę, bo nie wiem jak łagodnie powiedzieć, że na to nie zasłużyli. – No, w każdym razie pierwsze sukcesy odniosłem rok temu. Ale im dłużej w tym siedzę tym mniej odbieram to jako osiągnięcie – stwierdzam niepewnie, nie tłumacząc czemu tak sądzę. Chyba za dużo poświęciłem. – A ty? – zmieniam od razu temat i zamierzam drążyć w życiorysie de Guise. – Musiałaś czy chciałaś? – dopytuję; skoro pochodzi z czystokrwistego rodu i mieszka w takiej okolicy śmiem twierdzić, że biznesy, które robi jej ojciec, nie do końca są czyste. Dlatego chcę wiedzieć czy to, czym się paramy, u niej również jest przekazywane z pokolenia na pokolenie czy dopiero jawi się jako raczkująca umiejętność. – Jesteś to w stanie robić płynnie czy potrzebujesz odpowiedniej motywacji? – gaszę fajkę w fikuśnej papierośnicy.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Prychnęła rozbawiona, zakładając zaplątany kosmyk za ucho. Rozmowa z Jamesem była zdecydowanie luźniejsza niż się tego spodziewała, a szampan i przekąski, które jej towarzyszyły tylko poprawiały i tak dobry humor prefektki. -Na full pakiet Cię kiedyś zaproszę. Może w wakacje? - Puściła mu oczko oczywiście wiedząc, że wypowiedź chłopaka była żartem. Sama chętnie by podobną lekcję komuś udzieliła, ale raczej wolała wybrać w tym celu kogoś, komu sprawi to przyjemność. Fakt, sama szczyciła się swoim pochodzeniem, choć wielka część tego brała się z indoktrynacji jaka miała miejsce w jej rodzinie. Nigdy nie słyszała narracji, żeby ktokolwiek mógł w ich domu popełnić błąd. Sama wraz z wiekiem zaczęła zauważyć, że wiele tego, co jej wpajano okazało się być zwykłymi kłamstwami i choć nie była już w stanie wyplenić z własnej głowy niektórych schematów i przyzwyczajeń to jednak była na tyle odważna i charakterna, by w miarę możliwości żyć na swoich zasadach. Uniosła pytająco brew i przechyliła lekko głowę, gdy James zaśmiał się na pytanie o ojca. Nie widziała w swojej wypowiedzi niczego zabawnego, więc cierpliwie czekała na wyjaśnienie, które okazało się być dość proste. -Och.... Poniekąd Cię rozumiem. Ojciec często gdzieś wyjeżdżał, ale też gdy tylko mógł starał się przyjmować klientów w domu, więc chyba można powiedzieć, że mieliśmy szczęście. - Wiele jej znajomych z czystokrwistych rodów miało podobne problemy, kiedy to rodzice praktycznie nie mieli kontaktu potomkami przez wzgląd na swoją pracę. -No i też od małego brał mnie ze sobą w różne delegacje, gdzie miałam się uczyć i mu pomagać. Myślę, że moje rodzeństwo mogło bardziej narzekać. - Dodała jeszcze po chwili zamyślenia, bo faktycznie dużo czasu sama spędzała poza rezydencją na mniej lub bardziej kulturalnych spotkaniach biznesowych. -Czyli też uczyłeś się od ojca? A Twoja siostra? Nie kusiło jej żeby też nauczyć się hipnozy? - Zapytała, przypominając sobie o dziewczynie, która przecież też błąkała się po Hogwarcie. Ruda była w rodzinie pierwszą, która podjęła od ojca temat hipnozy, a rodzeństwa miała naprawdę kilka, ale u Jamesa sprawa mogła mieć się zupełnie inaczej. -Powiem Ci, że cieszę się, że na Ciebie padło. Wyczuwam owocną współpracę. - Uśmiechnęła się szerzej, bo naprawdę pałała coraz większą sympatią do chłopaka i liczyła na to, że ich relacja nie ulegnie nagłemu pogorszeniu. -No tak, geny nie mają roli w opanowaniu hipnozy, ale w charakterze już tak, a to pomaga przy nauce. Zgodzę się jednak, że przede wszystkim jest to ciężka praca okupiona wieloma porażkami, a sukces potrafi niestety bardzo mocno na człowieka wpłynąć. Znam kilka osób, które po opanowaniu hipnozy nie potrafiły już żyć bez niej, naginając innych pod siebie w najbardziej błahych sprawach, bo nie potrafiły już znosić jakiegokolwiek innego zdania niż ich własne. - Podzieliła się nieco mroczniejszą stroną tej umiejętności, która póki co jeszcze jej nie dopadła, ale przecież nie mogła wykluczyć, że kiedyś to się nie stanie. Na szczęście miała dość mocną psychikę i ciężko było ją złamać. -Rok temu....To stosunkowo niedawno. - Mruknęła bardziej do siebie niż do chłopaka, mocząc usta w kieliszku z szampanem. -Czemu tak uważasz? Oczywiście z czasem jest to coraz łatwiejsze, ale ciekawi mnie Twój punkt widzenia. - Nieco luźniej oparła się na krześle, biorąc do rąk przekąskę i odgryzając kawałek, oczywiście pilnując, by żaden ślad jedzenia nie pozostał w okolicach jej ust, czy tym bardziej między zębami. -Zaczęłam w wieku szesnastu lat z własnej ciekawości, ale pierwsze sukcesy osiągnęłam dopiero po dwóch, czy trzech latach tu, w Anglii. Niesamowicie mnie frustrowało, jak długo wszystkie te nauki nie przynosiły efektów. Nie wiem, co było tego powodem, ale nie widzę sensu rozgrzebywać przeszłości. Najważniejsze, że w końcu udało mi się osiągnąć cel. - Wyjaśniła po krótce swoją historię, a uśmiech na jej twarzy nieco zbladł, gdy przypomniała sobie horror, jaki rozgrywał się w tej przepięknej rezydencji w dniu, kiedy jej ojciec dowiedział się o związku brata Irvette i pewnej mugolki. Wzdrygnęła się, po czym od razu wróciła do poprzedniej postawy. -Wychodzi mi to raczej bezproblemowo, choć złość pomaga w nagromadzeniu odpowiedniego skupienia. Wbrew pozorom noszę w sobie wiele negatywnych emocji, więc bardzo łatwo mi je wykorzystać, gdy akurat potrzebuję nieco poprawić czyjeś spojrzenie na świat. - Tym razem to ona zachichotała lekko, bo ton jakim rozmawiali o tak bezczelnym wykorzystywaniu ludzi był czymś iście absurdalnym szczególnie w tym pięknym i spokojnym otoczeniu.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
ingerencja z powodu zignorowania kostek w szpitalu magipsychiatrycznym @Irvette de Guise
Twoje weneckie wakacje dobiegły końca. Byłabyś zrelaksowana i wypoczęta, gdyby nie leczenie, o którym zapomniałaś. Venetianie nie bez powodu ostrzegali cię przed zapuszczaniem się na niebezpieczną wyspę, z której wróciłaś z Amantes Morbo. Westalki, które poprosiłaś o pomoc, bardzo skutecznie rozpoczęły kurację, jednak ty nie dopilnowałaś terminu kolejnej wizyty u nich i nie trzymałaś się zaleceń lokalnych uzdrowicielek. Po powrocie zauważasz, że wysypka na twoim ciele pojawia się znowu i co jakiś czas czujesz mrowienie w rękach. To chyba najwyższy czas, aby udać się do specjalisty i zacząć modlitwy, aby magimedycy w Mungu potrafili poradzić sobie z tą chorobą.
Co teraz?:
Z racji tego, że nie napisałaś wszystkich postów z leczeniem, choroba powróciła. Jeszcze nie masz pełnego paraliżu rąk, jednak musisz jak najszybciej wprowadzić odpowiednią kurację. Fabularnie skutki choroby odczuwasz aż do końca listopada. Mechanicznie musisz napisać do tego czasu min. 2 posty na 3 tysiące znaków opisujące przebieg twojej rekonwalescencji w szpitalu świętego Munga. Dodatkowo nie zapominaj uwzględniać w swoich postach i wątkach, że stosujesz lecznicze eliksiry i maści, a do uzdrowicieli wpadasz znacznie częściej i regularnie. Szybciej odczuwasz zmęczenie (zwłaszcza podczas wysiłku fizycznego i intensywnym czarowaniu i/lub hipnotyzowaniu, które wychodzi ci znacznie gorzej niż do tej pory). Pamiętaj, że to choroba zakaźna (poprzez kontakt ze śliną i drogą płciową) – wszelakie całuski i zbliżenia fizycznie mogą dla twojego partnera być opłakane w skutkach. Jeśli napiszesz posty w Mungu (w których proszę oznaczyć @Marla O'Donnell), z początkiem grudnia zdrowiejesz. Jeśli nie, oczekuj dalszych konsekwencji już znacznie mniej przyjemnych.
______________________
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Rozumiała tę nieufność, ale nie mogła go zostawić po tym, czego był świadkiem. Musiała mieć pewność, że może chłopakowi zaufać, a rozmowy na własnym terenie zawsze dawały jej przewagę. Poza tym Lyon był bezpieczny, a to w tej chwili było równie ważne. Pojawili się przed bramą, a na twarzy rudowłosej zagościł szczery uśmiech, jak zresztą zawsze, gdy znajdowała się w domu. -Jak nie chcesz umrzeć, to nie puszczaj mojej ręki, dopóki nie dojdziemy do fontanny. - Ostrzegła go, mając oczywiście na myśli zaklęcia ochronne, jakimi obłożony był teren rezydencji de Guise. Irv automatycznie wyprostowała się i śmiało zaczęła iść przed siebie, roztaczając wokół zupełnie inną aurę niż zazwyczaj. Wydawała się być bardziej dostępna i ciepła mimo, że jej postawa wciąż pozostawała poniekąd nienaturalnie poprawna. Wyczuć można było jakieś rozluźnienie, którego w Hogwarcie raczej nie miała okazji za bardzo pokazywać. -Jacinthe, mon cherie! - Zawołała ukochaną skrzatkę, która już po chwili znalazła się obok. -Jacinthe! Nous avons un invité blessé. Puis-je te demander? - Zaszczebiotała do istoty w swoim rodzinnym języku, a gdy służka skinęła głową, Irvette przełączyła się na angelski, by wyjaśnić Jamiemu, co jest grane. -Jacinthe się Tobą zajmie. Chodźmy do kuchni. Przy okazji, czego byś się napił? - Zapytała, jak na prawdziwą gospodynię przystało, przepuszczając ślizgona przez główne wejście do rezydencji. Miała nadzieję, że nie spotka nikogo z rodziny, bo dobrze wiedziała, jak zareagowali by na wieść, że Ruda połamała czarną magią dziecko aurora.
Dopóki nie dojdziemy do fontanny. Norwood spojrzał na Irvette z ukosa posyłając w myśłach w jej kierunku wiązankę przekleństw. Trzymał ją wciąż za rękę, skoro takie bylo polecenie, nie mając zamiaru ryzykować jakiejkolwiek walki z nie-wiadomo-czym, kiedy był nie na swoim terenie. Gdzie ona do cholery ich zabrała? Co to kurwa miało być? Mogła po prowstu zabrać ich do Munga. Mógł sam po prostu teleportować się do Munga, zamiast zdawać na nią, choć jednocześnie wiedział, że zwyczajnie liczył na szybszą pomoc niż w szpitalu. Noga nie bolała, ona go nakurwiała, promieniując bólem w każdą możliwą stronę, sprawiając, że musiał skupić się na tym, żeby na nowo nie przemienić się w harpię, kiedy podskakiwał obok rudowłosej. Przywołanie przez nią skrzatki w jednej chwili uświadomiło Jamiemu, że musieli być w jej domu, co z jakiegoś powodu niemal go rozbawiło. Spojrzał na stworzenie, a później na Irvette, nie wiedząc, czy był bardziej zły, czy wkurwiony, czy jednak bezsilnie rozbawiony. - Nie mogłaś jej po prostu tam wezwać, zamiast zabierać nas tu i kazać iść za tobą? - warknął pytanie, nim przymknął na moment oczy. - Cokolwiek, najlepiej z procentami - odpowiedział, siląc się na spokojny ton, marząc o winie, które pomogłoby mu się rozluźnić w tej chwili.
Mogła zabrać ich do Munga, ale tam zapewne zadawano by im pytania, a tego nie chciała. Zresztą, nikomu nie ufała tak bardzo, jak swojej skrzatce, więc nie widziała niczego dziwnego w tym, że znaleźli się akurat tutaj. W przeciwieństwie do Jamiego, ale nie od dziś było wiadomo, że empatia nie jest najmocniejszą stroną rudowłosej zielarki. -Dla was, Anglików, wszystko jest takie proste. - Westchnęła tylko, kręcąc przy tym głową. Nie miała zamiaru specjalnie się tłumaczyć ze swojej decyzji, a skoro Norwood tu dokuśtykał, to oznaczało, że nie jest umierający i daje radę. Zresztą, nie chciała go przecież zabić, więc obeszła się z nim delikatnie. Jak na de Guise, oczywiście. -Poczekaj tu z Jacinthe. - Posłała skrzatce porozumiewawcze spojrzenie, a sama zniknęła w piwniczce z winami, zamierzając wybrać dobry trunek do uraczenia gościa. W tym czasie służka powoli zaczęła zajmować się czarnomagicznym złamaniem, raz po raz rzucając po francusku jakieś sympatyczne słowa wsparcia w stronę ślizgona. -To powinno Ci zasmakować. - Ruda w końcu wróciła z odpowiednią butelką i pozwoliła sobie nalać trunek do kieliszka, który zaraz podała Jamiemu. -Wybacz, że pytam, ale skąd te problemy z kontrolą uroku? W Twoim wieku wile zazwyczaj wiedzą już, jak sobie z tym radzić. - Poruszyła temat, który ich tutaj sprowadził. Chciała wiedzieć, z czym ma do czynienia i jak w przyszłości tego uniknąć, to zdecydowanie bardziej ją interesowało niż problemy samego zainteresowanego.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.