Nieco opuszczone miejsce, w którym można znaleźć kamienne schody prowadzące wprost do kanału. Według legendy było to miejsce schadzek pewnej czarownicy i jej ukochanego trytona, często więc zapuszczają się tu zakochani na chwilę romantycznego tête-à-tête.
Uśmiechnął się pod nosem, prowadząc dalej ołówek po papierze, wydobywając z kolejnych kresek profil Anny. Skupiał się o wiele mocniej na zmarszczonych brwiach, starając się oddać gwałtowność przeżywanych przez nią emocji wraz z łagodnością, jaka ją cechowała. Starał się pokazać przejęcie dziewczyny, nie zaś zdenerwowanie, czy złość. Mimika twarzy, ale również gra światła i cieni miała tutaj ogromne znaczenie, więc nie spieszył się, nie gnał nigdzie, stawiając kolejne uważne pociągnięcia rysikiem ołówka. Odnosił wrażenie, że dzi wczyna nie zdawała sobie sprawy z tego, jak wyglądała, kiedy mówiła o wszystkim w sposób, jakby emocje nie były w stanie utrzymać się w niej, jakby musiała je z siebie wyrzucić w każdym geście, zmarszczeniu nosa, wykrzywienie ust. To było coś, co chciał przedstawić na rysunku, coś co byłoby warte uwiecznienia pod postacią rzeźby, ale też coś, co musiał prowokować rozmową. Nie chciał ryzykować, że nagle dziewczyna całkowicie się uspokoi i straci ten palący się w niej ogień. Jednocześnie musiał przyznać, że rozmowa naprawdę go zaciekawiła. Wyglądało na to, że panny Brandon potrafiły prowadzić dość abstrakcyjne dyskusje, nie gubiąc się w licznych metaforach. Nic więc dziwnego, że LJ uśmiechał się coraz szerzej, aż jego włosy zaczęły stopniowo zmieniać barwę na jasny blond. Nie zwracał na to uwagi, prowadząc dalej ołówek po papierze, dodając kolejne warstwy przy cieniach, wydobywając powoli z rysunku to, co widział przed sobą. - Niektórzy uwielbiają tańczyć z ogniem, nie obawiając się poparzenia - stwierdził z nieznacznym zamyśleniem, mimowolnie przypominając sobie jak wyglądała Victoria, kiedy dostała skrzydła stworzone z ognia. Była piękna. Tak po prostu. Zaraz jednak Larkin uniósł spojrzenie na Annę, uśmiechając się do niej samymi kącikami ust, a jasne oczy błyszczały zaczepnie. - Czyli chciałabyś być papugą, która zmienia piórka w zależności od potrzeby? - zapytał, unosząc po chwili dłonie w obronnym geście, na chwilę przerywając tworzenie rysunku. - Żartuję i wiem o czym mówisz. Rozumiem jaka chcesz być, powiedz mi więc, czy naprawdę chciałabyś, żeby twoje portrety, jakie z pewnością w przyszłości powstaną, twoje fotografie, aby to wszystko pokazywało tylko tą łagodną gołębicę? Nie chciałabyś, aby próbowano oddać ogień, jaki w tobie płonie, tę pasję, jaka przemawia przez ciebie, gdy tylko coś poruszy twym sercem? - zapytał już poważniej, wracając do kreślenia kolejnych kosmyków jej włosów, które okalały jej twarz.
______________________
ti dedico il silenzio
tanto non comprendi le parole
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
- Papugą?! - Aneczkę aż zapowietrzyło na moment z oburzenia. Ona papugą! - Już bym wolała zostać pospolitym wróblem, niż ubierać się w tak pstrokate piórka! Koszmarne ptaki, bardzo źle im z oczu patrzy. Panienka Brandon wyrażała swoje opinie pewnym siebie, zdecydowanym tonem. Mimo gołębich aspiracji przejawiała dość apodyktyczne skłonności, przynajmniej póki nie była pod wpływem uspokajających substancji, ani szczególnych uniesień. LJ miał okazję poznać jej kolejną odsłonę, bo teraz na jej twarzy malowała się niewzruszona stanowczość i gotowość szastania wyrokami na nieszczęsne ptaki. Przynajmniej dopóki nie zadał następnego pytania. - Nie. Masz rację, nie chcę być zapamiętana jako gołębica. - powiedziała znów śmiertelnie poważnie. - Ale też nie jako feniks. Bliscy, którzy znają mnie taką, jaka jestem, poznają wszystkie moje wcielenia. Ale obraz... obraz może uchwycić tylko jedno, prawda? Jest ograniczony, bo łapie ten jeden, ulotny moment. Decydując się na jedno, chciałabym portret z uśmiechem łagodnym, pełnym subtelniej delikatności, ale ze spojrzeniem tak gorejącym, że przeszywałby nawet najbardziej skamieniałe serca. By każdy wiedział, że łagodność przyodziałam z wyboru, ale wystarczy cień niesprawiedliwości, by obudziła się we mnie Valkiria! I zdecydowanie jej wzrok znów rozgorzał, dając Larkinowi możliwość szkicowania Aneczki w jej pełnej intensywnych emocji odsłonie.
Tworzenie szkicu pełnego życia i ognia było trudne, a zarazem ekscytujące i Larkin bawił się wybornie. Nie dość, że spoglądał na dziewczynę do góry nogami, to jeszcze próbował zamieścić w szkicu jak najwięcej emocji. Zapamiętywał także jej słowa, to jak chciała być zapamiętana, po chwili śmiejąc się cicho pod nosem, a jego włosy przybrały jaśniejszy, o wiele weselszy odcień blondu. - Czyżbyś zapomniała, że obrazy także mogą mówić i się poruszać? Można w nich zakląć fragment osobowości malowanej osoby, a co za tym idzie, można w pełni oddać ten ogień, o którym mówisz, przy zachowaniu łagodnego uśmiechu na twarzy - zauważył, przerywając na moment tworzenie szkicu, aby spojrzeć na dziewczynę z niemym pytaniem w spojrzeniu, czy naprawdę o tym zapomniała. On sam byłby w stanie rzucić właściwe zaklęcie na obraz ją przedstawiający, jednak choć szkic wychodził mu naprawdę dobry, nie sądził, żeby potrafił tak dobrze malować. W jego wypadku o wiele lepiej sprawdziłaby się rzeźba, jednak ich oczy pozostawały zawsze puste mimo ekspresji twarzy. - Musiałabyś znaleźć zdolnego malarza, albo zaufać moim zardzewiałym dłoniom i wówczas sprawdzić efekt, kiedy obraz nabrałby życia… Jednak szkic, który tworzę… Sądzę, że oddaje to, o czym mówisz, ale jeszcze trochę musiałabyś się nie ruszać - dodał, wracając do szkicowania, nie tracąc uśmiechu z kącika ust. - Jak podoba ci się w Venetii? - zapytał jeszcze, nie chcąc, aby dziewczyna przestawała mówić, ponieważ tylko wtedy tak naprawdę mógł wyciągnąć z niej wszystkie potrzebne emocje.
______________________
ti dedico il silenzio
tanto non comprendi le parole
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Po raz kolejny Larkin ją zaskoczył. Odwróciła na niego bardzo zdziwione, wręcz dziecięce spojrzenie pełne niezrozumienia. - Ale to chyba ma ograniczenia, prawda? - zapytała, bo rzeczywiście nie miała pojęcia jak to właściwie działa. - Nie da się uchwycić całego wachlarza osobowości, czyż nie? To zawsze będzie fragment, wycinek, odosobniona chwila, która rozpłynie się, przeminie w nicość... Podniosła wzrok na zachodzące słońce, czując, że ogarnia ją wzruszenie, smutek i melancholia. Jej myśli popłynęły w stronę innego mugolskiego dzieła, które poznała dzięki pasji wujka Charlesa, a które naznaczyło umysł dziewczęcia kolejną wzniosłą myślą. - Ponoć niektóre rzeczy są cenne właśnie dlatego, że przemijają. Czyż to nie smutna i piękna myśl zarazem? - rzuciła, nim nieco zeszła na ziemię, znów przechodząc w tryb stanowczości. - Jestem pewna, że mogę zaufać twym talentom, LJ'u. Jesteś Swansea. Nie oddałabym swego portretu w ręce nikogo innego. Pytanie o Venetię było zbyt ogólne jak na to, ile przemyśleń miała Aneczka. - To zależy o co dokładnie pytasz. - odparła po namyśle. - Venetia jest piękna. Ludzie interesujący. Maski? Niepokojące, choć trudno im się oprzeć.
Uśmiechnął się lekko, kiedy dziewczyna wyraziła swoją niepewność względem obrazów. Nie wiedział, skąd wzięło jej się przekonanie, że obraz może być tylko jedną chwilą, ułamkiem życia modela i rozwiać się w nicość, jak poetycko to ujęła. Przyglądał się jej przez chwilę, szkicując dalej, zastanawiając się mimowolnie, o czym myślała, gdy z taką melancholią spoglądała w dal. - W takim razie powinniśmy bardziej cenić życie, bo każdy dzień przydarza się nam tylko jeden raz i nic się nie powtórzy. Nigdy nie będziemy tacy sami, a nawet jeśli ponownie któregoś dnia prosiłbym cię o pozowanie, to nie będzie taki sam szkic, nie będą to te same emocje. Każda chwila przemija i nie powraca, więc jeśli urok konkretnych rzeczy jest zawarty w tym, że nie trwają wiecznie, czy nie powinniśmy spoglądać tak na wszystko, co robimy i co nas otacza? - odpowiedział jej nie mniej filozoficznie, skłaniając lekko głowę, kiedy zgodziła się, że oddałaby swój obraz w jego ręce. Cóż, może kiedyś postanowi spróbować i wręczy jej w prezencie dzieło oparte o szkic, jaki teraz tworzył i wspomnienie. - W takim razie mam nadzieję, że w przyszłości się nie zawiedziesz. Co do obrazów… Zwróć uwagę na te w Hogwarcie. Spróbuj porozmawiać z tymi postaciami. Mogą się poruszać, mogą się chować, przechodzić do innych ram. Jednak Gruba Dama nie śpiewa cały czas, potrafi być smutna, potrafi się cieszyć. Pokazuje emocje w taki sposób, w jaki pierwowzór to robił. Malarz, jeśli zna dostatecznie dobrze osobę, którą maluje, może zamknąć w obrazie jej charakter, sprawiając, że będzie reagował tak, jak reagowałaby dana osoba na konkretne zdarzenia - dodał jeszcze w ramach wyjaśnienia, po tym, gdy wysłuchał pokrętnej odpowiedzi dotyczącej Venetii. Zdecydowanie w głowie Anny działo się o wiele więcej, niż można było przypuszczać. Zupełnie, jakby nie zatrzymywała się na jednej myśli, jakby nie miała czasu, aby odetchnąć, chcąc doświadczyć wszystkiego. Była tak różna od Victorii, czy Charlotty, że było to aż niemożliwe. Posiadały jednak wiele wspólnych cech, które sprawiały, że poznawanie każdej z panien Brandon było niezwykle interesujące. - Venetia jest piękna, zgodzę się z tym. Być może mógłbym tu mieszkać, gdyby nie woda obecna wszędzie. To prowadzi do pytania, czy podobne piękno można spróbować przenieść do chociażby Doliny Godryka, aby i tam na każdym kroku była obecna sztuka - podzielił się własnymi przemyśleniami związanymi z miastem.
______________________
ti dedico il silenzio
tanto non comprendi le parole
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
- O tak, każda chwila to drobne narodziny, a zarazem śmierć wszystkiego, co nas otacza. - szepnęła Aneczka i poczuła, jak ją przechodzą ciarki. - Przerażająca myśl. Upiorna i zachwycająca. Po cóż wymyślać straszne historie, gdy świat podsuwa je nam na każdym kroku? Panienka Brandon zacisnęła palce na książce, którą trzymała wciąż w rękach, wsłuchując się w dalsze słowa Larkina. Kolejne, które dały jej do myślenia, sprowadziły chaos w jej sercu, przynosząc więcej pytań, niż odpowiedzi. - A co jeśli Gruba Dama była zupełnie inna? Jeśli jej charakter odmienny był od tego, który znamy z obrazu? Co jeśli jest tylko powierzchowną interpretacją, mylnym spojrzeniem, albo celowym wprowadzeniem w błąd? Pokręciła głową z niedowierzaniem, uświadamiając sobie ileż tajemnic skrywa przed nią świat i na ile zagadek nigdy nie znajdzie rozwiązania. - Na artystach ciąży wielka odpowiedzialność. W ich mocy jest uwiecznić człowieka, ale i na zawsze wypaczyć jego pamięć. Potężne narzędzie, możliwe do wykorzystania na niepokojąco wiele sposobów. Pokręciła znów głową i wstała ze schodków, z jakąś nieugiętą stanowczością w oczach. - Nie mogę o tym dłużej rozmyślać, LJ'u. To była bardzo poruszająca rozmowa. Niezmiernie za nią dziękuję, teraz jednak muszę pozostać z sama z myślami. A Venetia... - spojrzała jeszcze raz na otaczające ich piękno i sztukę. - Sądzę, że Venetia jest Venetią tutaj. Dolina Godryka ma swój czar. Purpurowy bez nie pachniałby tam równie mocno, tak jak świeżość górskich potoków nie mogłaby równie mocno zachwycać tutaj. Świat jest wielki i piękny. I wszystko w bim ma swoje miejsce.
- Zaklęcia używane do ożywiania postaci na obrazie wymagają od nas znajomości osoby. Żeby nadać charakter, musimy wiedzieć dokładnie, co chcemy osiągnąć. Musimy widzieć efekt, zanim skończymy malować… Czy można przy tej pomocy oszukać? Nie mówię nie, ale też artyści tworzący portrety, robią to zwykle na czyjąś prośbę, bądź zlecenie. Nie sądzę, żeby którykolwiek z nich ryzykowałby swoją karierę, dobre imię i prestiż, aby kogoś specjalnie ośmieszyć i ryzykować zniszczenie obrazu, ponieważ przedstawiłby kogoś w krzywym zwierciadle. Uważam więc, że Gruba Dama, jest taką samą Grubą Damą, jaką znał malarz, ale co kryło się w jej sercu… Tego być może obraz nie wie - odpowiedział Annie, powoli kończąc szkic, będąc z niego zadowolonym. Jeśliby tylko odpowiednio długo ćwiczył rękę, aby przypomnieć sobie malowanie, być może mógłby rzeczywiście wręczyć dziewczynie jej portret za jakiś czas. Jednak w tej chwili mógł jedynie opierać się na rzeźbach, nie uznając ich za gorsze od obrazów. Spojrzał na dziewczynę, gdy wstała ze schodów, uśmiechając się do niej lekko. Widział, że rozmowa poruszyła nią, zmusiła do rozmyślań, których być może wcale nie chciała. Jednak mężczyzna nie żałował tego, dochodząc do wniosku, że coś podobnego mogło tylko wzbogacić dziewczynę o szersze horyzonty, niż do tej pory miała. - Całkowicie to rozumiem. Dziękuję za twój czas i mam nadzieję, że twoje serce nie przestanie drżeć w odpowiedzi na otaczające cię piękno - odpowiedział, żegnając się z Anną, zamykając swój szkicownik. Odszedł, wciąż jeszcze chodząc do góry nogami przez założoną maskę, zastanawiając się przy okazji, kiedy ta odpadnie.