Wschodni brzeg wielkiego jeziora w dużej mierze zagarnęła linia gęstych drzew, dzięki czemu jest jednym z mniej okazałych. Jest także nieco podmokły, przez co niekiedy można w tym miejscu wpaść w ogromną kałużę, za to właśnie tutaj można obserwować najlepsze zachody słońca w całym Hogwarcie.
Przyglądała się @Gunnar Ragnarsson z rozbawieniem na twarzy, bo wyglądał przeuroczo z tym subtelnym zakłopotaniem, a jednocześnie było dla niej dziwne, że nie zachowywał swojej pełnej koncentracji, zwłaszcza na ulubionym przedmiocie. A przynajmniej tak kojarzyła, że była to opieka nad magicznym stworzeniami. Nie chcąc wciskać nosa w nie swoje sprawy, machnęła ostentacyjnie dłonią, że nic się przecież nie stało. - Nie martw się, Gunnar. Jestem tak mała, że łatwo można mnie nie zauważyć. Odparła, posyłając mu zaczepny uśmiech, po czym skierowała wzrok na drugą ślizgonkę, stojącą razem z nimi. Nessa znała wszystkich uczniów swojego domu, więc @Keyira Shercliffe nie stanowiła tu wyjątku. Nim zdążyła jednak się odezwać, z ust prefekta wyleciało zaskakujące dla rudzielca przezwisko, na które wlepiła w niego spojrzenie karmelowych oczu, pokazując na siebie palcem. - Więcej może od jutra, dziś wolne. Wyglądasz jak po mocnej imprezie. A oni.. Oni zawsze chcą więcej, niż możesz dać, przyzwyczaj się. - odparła na jego słowa z delikatnym wzruszeniem ramion, całkiem przyzwyczajona do swojej roboty. Wtedy też skupiła uwagę na koleżance, puszczając jej oczko i również posyłając jeden ze swoich zadziorniejszych uśmiechów. - Sama się czasem gubię, czy jesteś Bellą, Rosalin czy może Ingrid. Przytaknęła jej, robiąc poważną minę, jakby chciała potwierdzić swoje słowa. Gdy Key znów się odezwała, Nessie zrobiło się aż ciepło na serduszku, że ktoś poza nią się troszczy otwarcie o stan szmaragdów w klepsydrze należącej do Slytherina. Wysłała jej serduszko z palców. - Widzisz? Powinieneś brać z niej przykład! To jest piękne podejście. Zaraz jednak zaczęła się lekcja, a Wiking zrobił sobie z niej podpórkę, wyglądając blado i nieswojo. Dlatego właśnie nie miała sumienia nic mu powiedzieć, a jedynie posłać zaniepokojone spojrzenie. Skupiła się na Profesorze, odpowiadając na pytanie, po czym wspięła się na palce i odwróciła głowę w stronę ślizgona, mówiąc cicho, aby nikomu nie przeszkadzać. - Wszystko w porządku? Może chcesz iść do skrzydła? Profesor Cromwell prowadził jeden ze swoich ulubionych tematów, bo leciał z pytaniami niczym burza, nie dając jej szansy na skupienie się na biednym prefekcie. Mruknęła cicho pod nosem, szukając odpowiedzi, po czym skupiła wzrok na nauczycielu, posyłając mu wcześniej subtelny uśmiech. Nadal ceniła sobie jego pomoc na Islandii, ciągle o tym pamiętała. Pomógł stanąć jej na nogi. - Gatunki inwazyjne oraz introdukowane. Powodują one wypieranie lub powolną eksterminację gatunków miejscowych — głównie przez zmiany w łańcuchu pokarmowym lub konkurencji międzygatunkowej. Są też płazy agresywne, które zjadą inne, słabsze i mniejsze gatunki płazów. Obce stworzenia mogą też przynosić choroby, których nie zna układ odpornościowy miejscowych. Ciężko było wybrać jedną przyczynę, ale to przyszło jej pierwsze do głowy i jeszcze nikt z tego nie skorzystał. Wydawało się jej to poważnym, wartym wspomnienia zagrożeniem dla miejscowych gatunków. Świat się zmieniał, ludzie ingerowali w środowisko i narzucali naturze rzeczy, których nigdy nie powinni. Szkoda tylko, że nikt praktycznie nie brał na siebie odpowiedzialności za zmiany w łańcuchach, które tkwiły niezmienione od wieków.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Uśmiechnęła się do rudowłosej Puchonki (@Caelestine Swansea) słysząc jej odpowiedź, widocznie William miał dużo większe grono wielbicielek niż przypuszczała, przypadkowo do niego trafiając. Ślizgon był pierwszym chłopakiem, na którego Gabrielle zwróciła uwagę, choć znali się już od dawna, to jednak dopiero jakby te ostatnie tygodnie odblokowały w niej jakiś mechanizm, sprawiając, że ujrzała w nim coś więcej niż kolegę. - Z Willem? Mnie? - zapytała zaskoczona, patrząc w kierunku Ślizgona. Propozycja rzucona przez Cysie była kusząca, jednak jej relacje z Fitzgeraldem nie były na tyle zarzyłe, aby zgodzić się w ciemno na coś takiego. - Nie, myślę że… Nie - odparła, rumieniąc się przy tym, kiedy dziewczyna skomplementowała ich, mówiąc jednocześnie, że pasowaliby do siebie. Czy to prawda? Nie zdążyły dokończyć tematy, kiedy nauczyciel zaczął lekcję. Gabrielle uważnie wysłuchała słów nauczyciela i ciężko było się z nim nie zgodzić. W skład kompleksu żab zielonych wszakże wchodziły głównie żaba śmieszka i żaba wodna, zaś łączy je hybrydogeneza: żaba wodna stanowi mieszańca żaby śmieszki oraz jeziorkowej. Nie wypowiedziała jednak tych słów na głos, jedynie uśmiechając się z delikatnym zawstydzeniem, bo teraz sama nie była pewna swojej odpowiedzi. Nauczyciel przeszedł do omawiania odpowiedzi następnych uczniów kiedy wspomniał o krzyżówkach żab zielonych, Gab uśmiechnęła się, gdyż doskonale znała odpowiedź. Gdyby swoje myśli - kilka sekund wcześniej - wypowiedziała na głos, nauczyciel nie miałby szans na zachowanie swojej tajemnicy. Z wyraźnym zainteresowaniem Puchonka chłonęła każde słowo mężczyzny, starając się zapamiętać jak najwięcej. Kiedy wyczarował przed nimi patronusa o postaci żaby jeziorkowej otworzyła delikatnie usta w zaskoczeniu, które pogłębiło się kiedy dołączyła do nich kolejna osoba. Nigdy przedtem nie widziała na zajęciach ONMS tak licznej grupy, co zapewne wywoływało zadowolenie u nauczyciela; jedynie temat smoków czy hipogryfów wzbudzał tak duże zainteresowanie. Przytaknęła głową na zadane pytanie, wiatr zdawał się wiać coraz mocniej, odgarnęła włosy z twarzy. Słysząc kolejne pytanie musiała dać sobie chwilę na zastanowienie. Wszyscy byli dziś bardzo aktywni, więc kiedy już jakaś odpowiedź pojawiła się w głowie blondynki, a ta otwierała usta, aby wypowiedzieć ją na głos, ktoś inny ją uprzedzał, dlatego wyglądała nieco jak ryba wyciągnięta z wody, otwierając i zamykając usta. - Tak jak wspomniał kolega przede mną - zaczęła wskazując skinieniem głowy na chłopaka z Gryffindoru (@Bruno O. Tarly - Zagrożenie stanowi utrata naturalnych siedlisk, jednak dzieje się tak nie tylko na drodze deforestacji, ale również za sprawą rozwoju rolnictwa, który doprowadził do przekształcania zbiorników wodnych, ich osuszania i zanieczyszczenia, ponadto dużą rolę odgrywa również wpływ drapieżnych ryb na miejsce rozrodu. - odpowiedziała, starając się nie używać tych samych przyczyn, co jej koleżanki i koledzy.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Wsłuchiwała się w lekcję i aktywność obecnych uczniów w towarzystwie Haze i spółki, wcześniej zbliżając się do nich z uradowaną miną. - Moje orły. I Chloé, prawda? Chłońcie wiedzę. - zwróciła się do grupki w składzie Pro-Nitka-Chloé, ciesząc się, że przyczyniali się do wysokiej frekwencji na lekcji opiekuna czerwonego domu. To były chyba jedyne zajęcia, na których brak Gryfonów bardzo by jej doskwierał. Na niczym innym nie wymagała od nikogo szczególnej aktywności. Nawiązanie Haze do kółka teatralnego przypomniało jej, że w listopadzie jeszcze nie wzięła udziału w żadnych pozalekcyjnych aktywnościach z wyłączeniem spotkania runiarzy. Czy powinna to liczyć, jako odbębnioną tradycję łapania się co miesiąc jakiejś nieobowiązkowej czynności? Teoretycznie tak. Ale w sumie miała ochotę na więcej. Pytanie, czy uda jej się z tym jeszcze wyrobić. Papa Cromwell nie przestawał jej zaskakiwać, co raz po raz udowadniał podczas lekcji, dając coraz wymyślniejsze popisy angażowania uczniów w przyswajanie wiedzy. Tym razem popisał się żabim Patronusem. Czy paskówka pasowała do niego? Chyba równie mocno, co narzekanie na Ministerstwo Magii. - Mięso żab jest w wielu rejonach świata uznawane za przysmak, do tego z licznych gatunków płazów pozyskuje się składniki do, na przykład, leków. Niestety nadal potrafią to być w jakimś stopniu zwierzęta schwytane w naturze. To się ładnie nazywa 'eksploatacją populacji'. - nie nazywało się ładnie ani ładnym nie było, jednak to przemyślała sobie dopiero po zgłoszeniu się ze swoim pomysłem. - Nagadał się o chytridiomykozie, a to bardzo popularna sprawa, więc wspomnijcie o pasożytniczych grzybach. - nachyliła się do swojej grupki i wyszeptała swoją podpowiedź, licząc mimo wszystko na to, że ewentualne dziesięć punktów nagrody nie przypadnie zielonym, gdyby to Chloé zdecydowała się zabłysnąć.
Wiedza wszystkich innych zaskakiwała Caelestine. Wydawali sie tak biegli w tym temacie. — Nie tylko działalność mugoli.. – podniosła rękę, żeby się wypowiedzieć, ale nie była pewna, czy profesor ją zauważył, bo w natłoku tych wszystkich odpowiedzi, bardzo bogatych i szczegółowych, być może nie usłyszał jej wcale. Kiedy jednak część osób umilkła, dając sobie czas do zastanowienia, Caelestine spróbowała dokończyć swoją myśl. Nie była pewna czy jej wypowiedź mogła być tak samo wartościowa dla profesora, bo nigdy nie śledziła artykułów o płazach. Nie wiedziała o czym mówiła połowa osób na zajęciach, która chyba pasjonowała sie tym gatunkiem, albo może profesor kazał im się przygotować z tego działu, a ona z jakiegoś powodu o tym zapomniała? Podzieliła się jedyną informacją, jaką miała w głowie. Zasłyszaną od jakiegoś kolegi Cassiusa jako ciekawostkę. Dlatego nie była pewna czy była wiarygodna. Brzmiała wiarygodnie, ale nie był to wywód naukowy, a po prostu… odpowiedź mało zaawansowanego ucznia. Dlatego zawiesiła się, czy na pewno powinna go kontynuować. — … oczy i śledziona traszki, błony, ikra i skóra ropuch i żab, mięso i krew salamandry, są częstymi składnikami eliksirów, kosmetyków i magicznych potraw. Wiele gatunków wymiera podczas nielegalnego przewozu płazów. Przez czarodziei w celach handlu ingrediencjami, a mugoli w ramach handlu zwierzętami egzotycznymi. Przewożonymi bardzo licznie i w nieodpowiednich warunkach. Dopiero kiedy spojrzała na Gunnara, zrobiło jej się głupio, bo chyba usłyszała o tym od niego, więc może… odebrała mu szansę zdobycia punktów dla Slytherinu? Z koncentracją przeniosła wzrok na Gabrielle, nie odpowiadając jej wcześniej na pytanie, ale uznała je za retoryczne, teraz poszukiwała w niej oparcia w tej lekcji. Skąd ona sama znała tak ciężkie definicje, o których Cealestine nie wyobrażała sobie nic słyszeć?
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
To nie był jej dzień. Ba, to nie był jej tydzień ani miesiąc! I zdecydowanie było to widać po tym w jak spektakularny sposób musiała zbiec po schodach Hogwartu, bo się niemieckiej princesie zaspało na zajątka, a potem trzeba było robić biegi przełajowe, mając nadzieję, że nie złamie sobie karku lub nie spadnie z wysokości kilku pięter. Trzeba byłoby jakoś usprawnić działanie tych schodów albo najprościej w świecie przenieść pokój Krukonów na jakąś niższą kondygnację, co by jakoś uniknąć takich karkołomnych wypraw z jednego końca Hogwartu na drugi. Koniec końców jednak dotarła jakoś na ten wschodni brzeg jeziora. Dobrze w sumie z jednej strony, że się spóźniła bo tak to jeszcze czekałaby ją rozkmina z której strony w zasadzie znajduje się wschód. Nie była jakimś rannym ptaszkiem, który obserwuje wschody słońca to skąd w sumie miała wiedzieć. Zresztą geografia nie była jej najmocniejszą dziedziną, albo miała problemy z własną orientacją (przynajmniej tą w terenie). Przynajmniej hogwarckie zbiegowisko doskonale wyznaczyło jej miejsce, w którym odbywała się lekcja bez potrzeby okrążania jeziora. - Przepraszam za spóźnienie, panie profesorze - rzuciła, gdy tylko znalazła się w zasięgu słuchu i wzroku Cromwella. Miała tylko nadzieję, że zbyt wiele jej nie ominęło, albo że w razie czego jakoś wszystko w miarę łatwo nadrobi. No, ale jak wiadomo nadzieja matką głupich także zapewne obie opcje odpadną w przedbiegach.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Myślał, że znał angielski, skoro przecież posługiwał się nim połowę swojego życia, ale… proszę. Człowiek całe życie się uczy. Zmrużył w konsternacji brwi, bo jako człowiek, który lubił uchodzić za takiego, który wiedział wszystko, nawet jeśli znał się może na dwóch czy trzech dziedzinach i sporcie, czuł się niekomfortowo ze świadomością, że wykazał się tak słabą znajomością języka. Przewrócił oczami, czując dziwne rozdrażnienie, przez co chętniej przerzuciłby się teraz na norweski czy islandzki, żeby powiedzieć dziewczynie, co w jego rodzimych stronach określiłby duszą szatana. Dalsza atmosfera, kiedy podeszła do nich Nessa, wydała mu się niejasna. Nie był pewien czy Ślizgonki nie pałały do siebie sympatią, czy zakładały komitywę przeciwko mężczyznom. Ciężko było to stwierdzić, bo wysyłały mylne sygnały, a jemu naprawdę zaczynało kołować się w głowie. — Shercliffe — przypomniał sobie jej imię, nie dlatego, że dobrze je skojarzył z jej twarzą, a obiło mu się o uszy kilka słów o najbardziej zaczepnej żmijce w ich domu, używającej bardzo sardonicznego humoru. Ponadto… zdawało mu się, że profesor Shercliffe zgodnie z plotkami w Hogwarcie posiadał ciernia w stopie, w postaci własnej córki. Chyba powoli zaczynał rozumieć dlaczego… nie chciałby nigdy podpaść tej dziewczynie. Opierając się ramieniem na barkach Nessy, wychylił się ponad jej rude pasma włosów, taksując wzrokiem twarz drugiej Ślizgonki. — Co taki passive agressive? Tak lubisz? Prowokacja. Do tego go Keyira zmusiła swoimi enigmatycznymi odpowiedziami. Jeśli teraz nie dowie się jaka jest przyczyna jego złego humoru, może przynajmniej dowie się, jakie są jego efekty. Zaraz jednak skrzywił się i odsunął głowę nieco od prefekt naczelnej, bo kiedy tak sobie swobodnie rozmawiał, jej długa tyrada na temat środowiska żab przypomniała mu, że znajdują się na lekcji. — Lanceley — przyłożył jej dłoń do ust, bo łeb mu pękał, kiedy milion słów rodem z artykułów naukowych padło obok jego ucha – nic już nie mów. To nie rozprawka, a my rozmawiamy o żabach, nie smokach. Nie rozumiał tej szerokiej wiedzy uczniów o płazach i głębokiego zainteresowania poszerzeniem tego tematu. O gadach czy płazach wiedział tyle, ile przekładało się to na ciekawsze gatunki. Głos ściszył przynajmniej do szeptu, bo chociaż nie chciał brać aktywnego udziału w pytaniach nauczyciela, jednocześnie wcale nie próbował mu w tych zajęciach przeszkadzać. Zwyczajnie, mało było metod aktywizacyjnych, które mogłyby go zachęcić do dzielenia się swoją wiedzą, nawet jeśli ją posiadał. — Niezaleczony atak wilka, kugucharów i tępych osiłków kończy się właśnie dobrą imprezą — mruknął do siebie, zupełnie w tym momencie nie przejmując się pulą punktów zbieranych na rzecz Ślizgolandu. Przymknął powieki unosząc głowę w górę i uniósł kąt ust w kpiącym uśmiechu. — W skrzydle nie nauczę się wiedzy niezbędnej o szarych ropuchach i grzybach. Kiwnął głową, jakby naprawdę go to interesowało, chociaż połowę informacji z dzisiejszej lekcji wpadała mu jednym uchem, a drugim wypadała. Chociaż lubił profesora Cromwella personalnie, nie mógł tego samego powiedzieć o sposobie prowadzenia przez niego lekcji. Przyzwyczajony do pobierania nauki w terenie o stworzeniach groźniejszych i takich, o których zwykle czytało się tylko w podręcznikach, a nie powszechnie spotykało je i uczyło się ich naturalnych zachowań. Stavefjord dawało mu jednak nieograniczoną wiedzę, jakiej nie nabywał w Hogwarcie. Wydawał się niezadowolony, że wtedy brał ją za oczywistość i nie doceniał należycie.
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
No cóż, Keyira nie określiłaby swojego podejścia mianem przykładnego, ale skoro prefekt tak je postrzegała, to kim ona była, by zaburzać ten osąd? Co więcej, młoda Shercliffe uznała tą sytuację za potencjalnie korzystną, bo jako ktoś, kto teoretycznie troszczy się o dobro domu, w oczach nanaczelnego odsuwała od siebie część podejrzeń o - równie potencjalne - czysto hipoteczne (a jakże!) łamanie regulaminu, czyż nie? Cudownie, przemknęło jej przez myśl, choć wiedziała, że to naiwny sposób myślenia. Nessa nie dostałaby swojej lśniącej odznaki, gdyby była głupia, dlatego Key posłała jej tylko w ramach wdzięczności za wsparcie nikły uśmiech i nie brnęła dalej w temat. Jej nazwisko w tej sytuacji zabrzmiało w ustach Gunnara niemal jak obelga. Czarownica przymrużyła nieznacznie oczy, lustrując Ślizgona uważnie od stóp do głów, ale doszła do wniosku, że lepiej zrzucić odpowiedzialność na jego wątpliwy stan, niż czepiać się go bez powodu. Nie byli zresztą w przedszkolu, chociaż... Zachowanie niektórych uczniów mogło temu przeczyć. — Passive aggressive? — powtórzyła za nim, w zamyśleniu smakując te dwa słowa. Czy w jej wykonaniu brzmiały tak samo prowokująco jak w jego islandzkich ustach? Shercliffe uśmiechnęła się do swoich myśli, ale nim zdołała odpowiedzieć, jej uwagę znów przykuł nauczyciel. Na słowa profesora wzruszyła nieznacznie ramionami i upiła kolejny łyk kawy. — Skoro tak profesor twierdzi. W takim razie owe wsiedlanie na pewno ma wpływ na rodzimy ekosekosystem, nierzadko zapewne w sposób negatywny, co w konsekwencji może stwarzać faktyczne zagrożenie w zależności od wsiedlanego gatunku. Pozwolę sobie więc wykorzystać pańską odpowiedź, profesorze — oznajmiła, bo czyż nie chodzio w tym wszystkim o wykorzystywanie wiedzy zdobytej na lekcjach? Kilka sekund później obróciła się znów ku Gunnarowi i Lamceley, robiąc krok ku chłopakowi. Przystanęła przy jego drugim boku, ale bynajmniej nie po to, by go dodatkowo wesprzeć. Stanęła na palcach, by znaleźć się w zasięgu jego ucha. — I zachowaniach pasywno-agresywnych — mruknęła z rozbawieniem. Tak naprawdę nie wydawało jej się, by Ragnarsson poczuł się z jej strony jakoś dotknięty czy urażony, ale to w końcu były jego słowa. — Co jest, synu Ragnara, nikt nie wymasował ci plecków przed zajęciami? — zagadnęła, po czym odsunęła się i stanęła na całych stopach, by nie stracić równowagi. Ukryła zadziorny uśmiech w swoim kubku. Wtedy też jej uwagę ściągnęła na moment spóźniona uczennica i Keyira odwróciła wzrok od bruneta, by lepiej jej się przyjrzeć.
Była całkiem zadowolona ze swojej pierwszej odpowiedzi, jednakże profesor musiał dodać kilka słów do jej wypowiedzi. Przytaknęła głową, że zrozumiała. To co powiedział, było całkiem ciekawe. Nie miała zbyt dużej wiedzy na temat fauny i flory w Wielkiej Brytanii, bo mimo wszystko, zarówno w mugolskiej jak i czarodziejskiej szkole, uczyła się o gatunkach występujących na terenie Czech. Jednakże coś tam z poprzednich lekcji zapamiętała, przeczytała kilka książek i jest nieco lepiej. Powoli przestaje odstawać od swoich kolegów i koleżanek z Hogwartu. Kto jak kto, ale na mugolskim świecie Doubravka się znała, przez co mogła się pochwalić wiedzą na temat niechlubnego wpływu ludzi na środowisko. A tego było sporo – wcześniejsze powiedziane wycinki lasów, czy też rolnictwo… i wiele, wiele innych. – Ścieki komunalne są często wpuszczane do rzek, a te powodują zanieczyszczenie zbiorników. Problemem może być też eutrofizacja czyli zakwitanie sinic i powstawanie obszarów beztlenowych. Sinice zakwitają głównie z powodu dużej ilości azotu z nawozów, dostającego się do zbiorników wodnych – odpowiedziała na pytanie. I do tego nie była jej potrzebna wiedza magiczna. Uczyła się o tym na biologii w mugolskiej szkole, więc jakąś tam wiedzę posiadała w tym zakresie, którą mogła się pochwalić, a czemu by nie? Starała się nadrabiać braki w wiedzy o magicznym świecie jak tylko się dało. Spojrzała na Lazara ukradkiem, który jakoś wyjątkowo zamilkł. – Na razie nie ma tak źle – szepnęła do niego po czesku.
Jego podniesiony głos wyrwa ją z głębokiego snu. No bez przesady, ale wzdryga się, kiedy słyszy swoje nazwisko padające z ust @Hal Cromwell. Na szczęście on nie chce wyciągać konsekwencji z tego spóźnienia. Szkoda byłoby, żeby przez Ignis jej dom stracił zarobione punkty na zajęciach. Nie chce tego, zwłaszcza że na lekcji jest @Nessa M. Lanceley perfekt naczelna z domu Salazara Slytherina. Rudowłosa, drobna dziewczyna. Spojrzenie piwnych oczów Hodel kieruję się właśnie w jej stronę, jakby w obawie, że zwróciła na siebie uwagę Lanceley. Nie chce być na celowniku, ale chyba nic się nie stało. Wszyscy są zajęci żywą dyskusją o płazach? Profesor Cromwell nie zwraca już na nią uwagi i za to jest mu naprawdę wdzięczna; chyba znikła, kiedy wymówił jej nazwisko. Zdecydowanie czuje się z tym dobrze. Zaciąga się chłodnym powietrzem, ale niezauważalnie. Nie jest tą, co dzisiaj ugra jakieś punkty dla Slytherinu, prędzej je straci. Nigdy nie bierze udziału w dyskusjach. Nigdy się nie wypowiada. Nie popisze się wiedzą, nawet jeśliby coś wiedziała na ten temat, bo taka właśnie jest Ignis - niewidzialna.
/wybaczcie z spóźniony odpis, ale i tak nic nie mówię więc nie przeszkadzajcie sobie xD
Chloé Swansea
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 165
C. szczególne : Kolczyk w nosie i naturalny magnetyzm.
Coraz bardziej odlatywała myślami w inne rejony niż te, które mają związek z opieką nad magicznymi stworzeniami. Jednym uchem tylko słuchała najpierw wszystkich rodzajów płazów, które występują w Wielkiej Brytanii, a potem powodów, dla których zwierzęta te mogłyby wyginąć. Oj, zdecydowanie nie mogła się skupić dzisiaj na lekcji. Miała nadzieję, że mimo wszystko coś jej zostanie w tej głowie. W końcu egzaminy musi zdać. Kiwnęła głową z pryjaznym uśmiechem do Morgan, która podeszła do ich małej grupki. Wiedziała, że dziewczyna jest gryfonką, wydawała się bardzo sympatyczna. Dodatkowo podpowiedziała im, jak mogą odpowiedzieć na pytanie. Nie musiała się jednak obawiać, Chloé nie miała zamiaru odpowiadać na pytanie, bo nie wiedziałaby jak swoją odpowiedź rozwinąć. Dzisiaj była bardzo pasywnym uczestnikiem lekcji i prawdopodobnie zostanie tak do końca. Chyba czuła się zbyt senna.
Pro uśmiechnął się jeszcze lekko w stronę @Chloé Swansea, ściskając jej dłoń z lekkim zdziwieniem. W sumie, jeśli tak chciała. Życie nauczyło go, że ślizgoni raczej nieszczególnie przepadają za gryfonami, ale cóż, jak widać nie ma co szufladkować ludzi. Może to po prostu dodatek w postaci koloru jego czupryny i dość specyficzne imię działały tak na rozmówców. Dziewczyna w sumie też zwróciła uwagę, ale nie wydawało się, jakby miała coś przeciwko temu, więc jedynie rozszerzył nieco uśmiech, kiwając jej zgodnie głową. - Chloé, okey. Miło mi! Haze sporo o Tobie opowiadała! - rzucił, dając @Aconite 'Haze' Larch kuksańca w bok, jednocześnie nieco teatralnie wywracając oczyma na słowa gryfonki. A więc jak zwykle będzie musiał jej nieco pomóc. Będąc szczerym nawet mu to nie przeszkadzało, już nie. Przywykł do tego stanu rzeczy i nawet polubił, darząc pewną dozą sentymentu. Zaraz uśmiechnął się jeszcze szerzej, gdy ujrzał @Morgan A. Davies, która szła ku nich energicznym krokiem. Lubił, gdy na zajęciach było tylko czerwonych, a jeszcze bardziej, gdy byli to jego znajomi. - Hej, miło że wpadłaś! W sumie to kto by się spodziewał, że się tutaj pojawisz... - rzucił z lekkim śmiechem, a następnie skupił się na słowach profesora, aby następnie zastanowić się nad zadanym przez niego pytaniem. Kilka z jego potencjalnych odpowiedzi odeszło szybko w niepamięć, gdyż zebrani zdążyli je rzucić. Na ratunek jednak przybyła mu szybko Davies, rzucając podpowiedź. Rudzielec zerknął jeszcze na Haze, ale nic nie wskazywało na to, aby chciała się odezwać, a więc odchrząknął i wypowiedział na głos sugestię przyjaciółki. - Są też pasożytnicze grzyby, które rozwijają się w skórze. Powodują wiele problemów ze zdrowiem zarażonych osobników, co finalnie doprowadza do ich śmierci, zazwyczaj po kilkunastu dniach. - powiedział głośno do profesora, rzucając Moe wdzięczne spojrzenie.
Melusine O. Pennifold
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
- Co? To jedyne co zdążam mówić do Riley'a, który uprzejmie dołączył się do mnie, olewając zachwyty nad nową odznaką prefekta Slytherinu. Swoją drogą jestem odrobinę urażona, że ktoś taki jak Gunnar ją ma, a ja nie. Osobiście uważam, że jestem znacznie lepszym wzorem do naśladowania niż on! Lekcja się zaczyna, a ja wstaję do pionu. Słucham z umiarkowanym zainteresowaniem nauczyciela. Umiarkowanym tylko dlatego, że niezbyt interesują mnie te niemagiczne płazy zamieszkujące te tereny. Szczerze mówiąc nie kojarzę do końca jak one się nawet nazywają, bo najzwyczajniej na świecie mugolskie zwierzęta są bardzo daleko od moich zainteresowań. Może jakiś żabert na przykład jest ciekawszą postacią, ale zanim profesor mówi cokolwiek bardziej interesującego, już zadaje nam kolejne pytanie. Oczywiście większość uczniów obarcza mugoli o wszystko co najgorsze, a ja nie znam się ani trochę na tym świecie. Wiem, że dużo śmiecą, mają fabryki i wszystkie inne rzeczy, które pomagają im w radzeniu sobie bez magii, ale nie mam pojęcia jak bardzo faktycznie niszczą oni środowisko. - Nieodpowiednia dieta - odpowiadam na pytanie wobec tego, jakże mądrze i uśmiecham się do stojącego obok Riley'a. Kto wie, może faktycznie nie odżywiają się dobrze, bo wszystkie owady i rośliny są zatrute. Jedyne na co mam nadzieję to, że już skończymy wywody o płazach na których najwyraźniej znam się zdecydowanie gorzej niż lwia część grupy. Zaczynam myśleć czy przypadkiem nie mieliśmy się na dzisiaj z tego przygotować?
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Miałem nie iść na opiekę nad magicznymi stworzeniami, głównie dlatego, że nie jest to przedmiot za którym przepadam i niespecjalnie mnie to obchodzi. Babranie się w błocie, wśród zwierzaków nigdy nie jest moim top zajęciem. Jednak najwyraźniej w tym roku chcę dobrze wypaść na każdym przedmiocie. Dlatego dumnie przywdziewam swoją szaloną, grubą kurtkę i biegnę nad jeziora. No dobrze może biegnę jest zbyt szeroko rozumianym słowem, raczej kroczę szybkim krokiem. Zaś po drodze znajduję jeszcze czaszkę! Widzę jak ukrywa się gdzieś za drzewem i łapię ją sprawnie. To pewnie już jedna z ostatnich w tym sezonie, dlatego tak żywo za nią biegam. I pewnie przez to też znacznie spóźniam się na te zajęcia. Nie chcę mi się przepychać w tym szalonym tłumie, który dziś jakimś cudem zawitał nad brzeg jeziora. Nie znam się ani trochę na żabach i innych płazach. Myślę, że moja ignorancja w tej kwestii mogła spokojnie zakrawać o nierozróżnianie gadów od płazów, ale oczywiście za nic nie powiem tego na głos. - Hejka - szepczę do ucha @Chloé Swansea, która co prawda niemalże stała w jakiejś grupce, ale mogłem podejść ją zaczepić, skoro już się napatoczyła tak całkiem blisko. Jestem zbyt drobny, żeby próbować przebić się łokciami przez resztę moich ślizgońskich ziomków. gównopostbylebyć czaszka 5/5 złapana
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Pierwsza odpowiedź padła od Albiny, chociaż w formie pytania. A może nie była tylko pewna, czy użyła dobrego słowa. - Jak najbardziej - rozwiał wszelkie jej wątpliwości z ciepłym uśmiechem. - Chociaż to obszerny temat i można rozwinąć - dodał zachęcająco i rozejrzał się po pozostałych, szukając kogoś, kto zechce skorzystać z odpowiedzi koleżanki. Kiedy Matt zaczął mówić o używanych przez mugoli szkodliwych substancjach, Hal był pewien, że pójdzie w kierunku pestycydów, ale chłopak obrał skręt, którego mniej się spodziewał po hogwartczykach. - Bardzo dobrze, chociaż wyjątkowo mam dobrą wiadomość - dziura ozonowa była głośnym tematem ze dwadzieścia lat temu i ludzi na szczęście zaczęli działać, żeby zapobiegać jej powiększaniu się i teraz się odbudowuje. Obecnie jest najmniejsza od czasu, gdy ją odkryto. Następnie przytaknął Brunonowi, który też zdecydował się szukać nowych przyczyn, a nie rozwijać te, które padły wcześniej: - Tak jest! Szczególnie jest to problem drzewołazowatych, rzekotkowatych i żabertów. A jeszcze można deforestację podpiąć pod coś ogólniej - podpowiedział reszcie chcąc zachować jakiś porządek i poukładać im wszystko w głowach, ale widocznie chcieli otwierać nowe pudełka z kolejnymi zagadnieniami, bo następnie Nessa poruszyła temat gatunków obcych. - Bardzo dobrze, na przykład te kilka gatunków, które wymieniliście przed chwilą. I jak słusznie zauważasz zajmowanie siedlisk i wzrost konkurencyjności nie jest jedynym problemem. Inne grupy zwierząt też wpływają na płazy. Pamiętacie co mówiłem o braku nietoperzy przy Hogwarcie - zbyt duża presja drapieżnicza. Część sów może też polować za żaby, ale rzadziej. Największym problemem są koty i nie tylko ich zagęszczenie, ale w ogóle to, że nie są naturalnym drapieżnikiem. Następnie odezwała się Gabrielle, która zdecydowała się wrócić do odpowiedzi Brunona i rozszerzyć temat utraty habitatu. - Świetnie! Do niszczenia siedlisk dodałbym jeszcze ich fragmentację, która przyczynia się do powstawania małych subpopulacji, w których szaleje chów wsobny, powoduje zmniejszenie puli genów i obniżenie jakości populacji. Trochę się rozpędził i zaczął odpowiadać za nich, ale temat był obszerny, a oni bystrzy, więc nie obawiał się, że szybko zabraknie im przykładów. Przytaknął Morgan i kiedy już miał dopowiedzieć jeszcze o wykorzystywaniu części płazów do eliksirów, wyrwała się Caelestine. - Bardzo słusznie! - zgodził się z nią z uśmiechem nie przystającym do tematu - Jesteśmy równie winni co mugole i nie ma co się wypierać. Kolejne odpowiedzi wstrzymało na moment pojawienie się panny Strauss. Nie lubił, kiedy się spóźniali, bo zawsze czuł potrzebę zapoznania ich z tym, co ich ominęło, a zwyczajnie nie miał na to czasu. A z drugiej strony wiedział, że różne rzeczy się zdarzały i nie zamierzał ich za to bezkompromisowo karać, a dociekanie prawdziwości tłumaczeń też nie brzmiało jak rozrywka dla niego. Spóźnienia na jego lekcje kończyły się w najgorszym wypadku tym, że pogroził komuś palcem. - Mhm - mruknął na jej przeprosiny, po czym delikatnie się ożywił, gdy przyszło mu do głowy, że nawet mu się przydadzą spóźnieni delikwenci - Stań sobie koło Ignis, żebym o was pamiętał - dodał z niezbyt szczerą groźbą w głosie. Następnie skierował wzrok w stronę Gunnara, słysząc jego głos, ale chyba jednak nie było to nic w temacie wymierania płazów. Chłopak z resztą nigdy zbyt chętnie nie uczestniczył aktywnie w jego lekcjach. Z jednej strony Hal mógł się dziwić, spodziewając się większego zainteresowania ze strony naczelnego Fana Fauny, który dodatkowo pochodził z kraju, gdzie przyroda ogólnie była dość uboga. Mając w pamięci swoje podróże do lasów równikowych i to jak zachłysnął się tamtejszą bioróżnorodnością, spodziewałby się przynajmniej połowy takiego entuzjazmu po Islandczyku w klimacie umiarkowanym. Z drugiej zaś strony zdawał sobie sprawę, że bezsensowne było mierzenie ludzi swoją miarą. Gunnarowi zapewne bardziej odpowiadał program nauczania profesora Swanna, a Hal nie zamierzał się za to obrażać. Nie za bardzo w każdym razie, bo mimo wszystko trochę siedział w nim rozgoryczony, zakompleksiony stary dziad, chociaż on sam za nim nie przepadał. Trzeba zresztą przyznać, że jego lekcje i tak cieszyły się większym zainteresowaniem niż podejrzewał, że będą, gdy obejmował posadę. Zaraz z resztą odezwała się stojąca obok Islandczyka Keyira. - Ależ oczywiście, pozwalaj sobie ile wlezie - uśmiechnął się do niej. W istocie cieszyło go, że korzystają z wiedzy, którą starał się im przekazać. Następnie Doubravka powróciła do tematu poruszonego w pierwszej odpowiedzi. - Świetnie! Bardzo ładne rozwinięcie tematu zanieczyszczeń, o których wspomniała Albina. A swoją drogą zgadnijcie, gdzie są odprowadzane ścieki z Hogwartu - spojrzał znacząco w kierunku jeziora, ale nie rozwijał już tematu. A skoro już przy różnych syfach byli, to może własnie to natchnęło Pro do jego odpowiedzi. - Mhm, to jest właśnie chyrtidiomykoza - zdecydowanie sieje teraz największe spustoszenie wśród płazów. Powodują ją dwa gatunki grzyba Batrachochytrium, ale oprócz tego są jeszcze inne patogenne grzyby, a także pasożyty, bakterie, wirusy. Nie będę szastać nazwami, bo widzę, że dużo wiecie i jeszcze zauważycie jak gwałcę łacinę. Dobra, nie wymieniliście jednej ważnej przyczyny, ale to nawet lepiej póki co. Zaraz do tego przejdziemy, na razie podsumujmy. Na pierwszym miejscu (i to warto pamiętać, bo taką mamy smutną rzeczywistość, że dotyczy to praktycznie każdej grupy zwierząt): zanikanie i fragmentacja siedlisk. Dalej: zanieczyszczenia środowiska, gatunki obce i inwazyjne - wymieniał, licząc na palcach - eksploatacja zwierząt, patogeny (przede wszystkim Batrachochytrium), promieniowanie UV i to o czym zapomnieliście... globalne ocieplenie. I teraz moje ostatnie pytanie, od którego przejdziemy już do naszego zadania na dziś. Mamy środek listopada, prawda? Jest z dziesięć stopni, pada - jak to u nas - cały czas, a mrozów nie ma i pewnie szybko nie nadejdą tak, żeby na dłużej zostać. To gdzie, w tej sytuacji, leży problem płazów? Dzień dobry, panie Ó Cealláchain - dodał głośniej do mocno spóźnionego Ślizgona - Musi się pan witać głośniej, bo jestem stary i nie dosłyszałem - zwrócił mu uwagę, wymownie marszcząc brwi.
----------------------------------------------------------------- Pytanie za 15 punktów. Tym razem istnieje jedna poprawna odpowiedź, ale jak ktoś nie trafi, to pewnie też coś dostanie za próbę.
Odpowiadać nie trzeba, aczkolwiek jest to ostatnia szansa na zdobycie pierwszego punktu do kuferka. Jak ktoś jeszcze nie napisał posta, to niech chociaż wrzuci jakiegoś, jak słucha ;p
Spóźnieni nadal mogą wbijać, ale znów nie mają szans na odpowiedź na zadane w poście pytanie, będą mogli za to dołączyć do praktycznego zadania, do którego zaraz przejdziemy.
Odpisy dopóki nie odpowiecie, bo jednak zakładam, że zgadniecie szybko.
Pytania na priv, jakby coś było niezrozumiałe, a jeśli interesujące lub chcecie się z czymś nie zgodzić, to nie krępujcie się w postach.
Punkty na razie: Slyth: 55 (Kyeira x2, Matt x2, Will, Anfim, Nessa x2) Huff: 45 (Doubravka x2, Cael x2, Gabrielle x2) Gryf: 60 (Bruno x2, Lazar, Moe x2, Albina x2, Pro) Rav: 5 (Riley)
@Melusine O. Pennifold, przepraszam Cię bardzo, ale gdy wrzucałaś posta, ja pisałam swojego i go dopiero dziś zobaczyłam. Uznajmy więc, że Hal nie dosłyszał Twojej odpowiedzi i jeżeli chcesz do niej wrócić, to masz czas, żeby zagadać go do końca lekcji. Nie mam siły zmieniać posta, a nie mogłaby zostawić tej odpowiedzi be komentarza. Mam też prośbę do wszystkich na przyszłość, że jeśli piszecie post po terminie, to dajcie cynk. Ja takiego posta lekcyjnego męczę przez pół dnia i kiedy nareszcie go kończę, a przy w stawianiu wyskakuje mi "Nowy post", to edytuję ze łzami w oczach. Nie róbcie mi tak, proszę ;_;
Ostatnio zmieniony przez Hal Cromwell dnia 01.12.19 17:21, w całości zmieniany 2 razy
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Poziom trudności wraz z kolejnymi pytaniami nauczyciela rósł. Mimo, iż Hal starał się przekazać uczniom wiedzę tak, aby mieli jej szerokie spektrum, to ciężko było w odmętach pamięci odnaleźć te dotyczące stricte płazów. Większość - zdaniem Gab - przychodziła na lekcje profesora, aby dowiedzieć się czegoś o magicznych stworzeniach, miast słuchać wykładów dotyczących tego, co było im znane, nawet jeśli byli mugolami; nie wspominając o czystokrwistych przedstawicielach magicznych rodzin - ci często gardzili tym, co niemagiczne. Ona sama lubiła słuchać o wszystkim, co Cromwell ma im do powiedzenia, wychodząc z założenia, że nigdy nie wiadomo, co w życiu może się przydać. Uśmiechnęła się, kiedy jej odpowiedź i tok myślenia okazały się słuszne. Oczywiście nie byłaby sobą, gdyby nie podjęła chociaż próby odpowiedzi na kolejne pytanie. Temat globalnego ocieplenia był znany nie tylko mugolom, ale również czarodzieja, gdyż w rzeczywistości dotyczył wszystkich, choć Gabrielle odnosiła przykre wrażenie, że o ile ci pierwsi próbują coś z nim zrobić, drudzy mają wszystko w głębokim poważaniu. Było to przykre, gdyż teoretycznie mieli znacznie więcej możliwości. Westchnęła, starając się myślami powrócić do tematu lekcji i pytania, które padło z ust nauczyciela. Z dzieciństwa pamiętała jeszcze, jak wiele żab spotkać mogła na plantacji dziadków, lecz teraz były to tylko odosobnione przypadki. - Płazy należą do zwierząt, które zapadają w tak zwany sen zimowy, chociaż w ich przypadku bardziej należy mówić o stanie odrętwienia zimowego - rozpoczęła swoją wypowiedź patrząc najpierw po zgromadzonych uczniach, aby ostatecznie wzrok zatrzymać na nauczycielu, a widząc minimalne zainteresowanie na jego twarzy, mówiła dalej - Jesień to czas ostatnich przygotowań do zimowego snu. Brak ochłodzenia o tej porze roku powoduje to, że żaby nie zapadły dotąd w zimowy letarg. Tu rodzić może się obawa, że w razie nagłego ochłodzenia i opadów śniegu żaby nie zdążą się schować. Powinny one już siedzieć w swoich kryjówkach, a tymczasem przez wyższe temperatury o tej porze roku nadal można je spotkać. Dodatkowo czytałam gdzieś, że takie wahania temperatur wpływają również na rozwój pasożytów u tych stworzeń, które są bardziej odporne na wahania temperatur niż płazy, przez co doprowadzają często do śmierci nosiciela, ale nie wiem ile w tym prawdy. - powiedziała zdaniem tym kończąc swoją wypowiedź.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Problem z hibernacją był chyba jedyną rzeczą, jaka przyszła jej do głowy, jeżeli chodziło o pogodowe kwestie środkiem listopada. Ale mimo tego, że nie miała już więcej pomysłów odnośnie szkodliwości temperatur, udało jej się wymyślić coś względnie pozytywnego, jeżeli chodziło o ten stan rzeczy. - Być może przynajmniej wszystkie larwy zdążą się przeobrazić, żeby nie musiały czekać z tym do kolejnej wiosny. - bywało tak, że pomimo intensywnego żerowania, niektórym kijankom nie udało się wyrobić przed mrozami z metamorfozą i musiały pozostać w swoim zbiorniku wodnym przez całą zimę, czekając na ostateczne nadejście 'dorosłości'. O ile zdołały w swoich postaciach w ogóle te mrozy przetrwać. - Pewnie w ramach zadania domowego każdy z nas będzie musiał zamienić swojego Patronusa na jakiegoś płaza. - wyszeptała ze śmiechem do swojej grupki i szturchnęła Pro, jednocześnie kiwając do niego głową z miną wyraźnie wyrażającą uznanie za jego aktywność podczas lekcji. Te jej Gryfony, jak już były zmuszone do udzielania się, to całkiem nieźle dawały radę.
Chloé Swansea
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 165
C. szczególne : Kolczyk w nosie i naturalny magnetyzm.
- Och, liczę na to, że w samych superlatywach - szepnęła do Pro, obrzucając Haze pytającym spojrzeniem, w którym igrały wesołe błyski. Próbowała się skupić na kolejnych odpowiedziach, ale chyba to nie był jej dzień. Zdusiła w sobie westchnięcie zniecierpliwienia. W końcu profesor opieki nad magicznymi stworzeniami na to nie zasługiwał, był jednym z tych, których szczerze lubiła. Starała się więc chociaż wyglądać na zainteresowaną i skupioną na lekcji. I naprawdę podziwiała swoich kolegów za to, jak wiele wiedzą na temat świata zwierząt. Nagle usłyszała blisko swego ucha znajomy głos. Odwróciła szybko głowę i ujrzała Fillina. - Witam, panie spóźnialski - szepnęła rozbawiona i ponownie przeniosła wzrok profesora, który podsumowywał odpowiedzi uczniów. Czekała, ukrywając swą niecierpliwość, aż pytania się skończą i przejdą do jakiegoś zadania. I miała również nadzieję, że przynajmniej w tym zadaniu uda jej się cokolwiek zrobić. Przedtem jednak zadane zostało jeszcze jedno pytanie i Chloé spojrzała z podziwem na @Gabrielle Levasseur. Piękna i inteligentna, cudownie, że mogła ją znać!
Przez krótką chwilę słuchając wypowiedzi pozostałych uczniów czuła się jak skończony debil, bo mówili językiem, którego nawet mimo dobrych chęci nie rozumiała. Co więcej, zaczynała podejrzewać, że skrycie każdy jeden z nich był geniuszem w dziedzinie zoologii bo operowali pojęciami wyciągniętymi dosłownie z encyklopedii i nigdy w życiu by nie założyła, że ktokolwiek w ich wieku nie będący szalonym zapaleńcem pokroju Profesora czy Anfima wiedziałby zapytany w przypadkowym momencie co znaczy introdukcja gatunków, chytridiomykoza, eutofizacja czy rodzaje grzybów pasożytujących na płazach. Albo byli urodzonymi geniuszami, albo biedna Albina była po prostu ułomkiem. Na kolejne pytanie profesowa Cromwella zmarszczyła brwi, miała nawet pomysł, ale uznała, że nie znając tak kwiecistych słów i dokładnych opisów jak pozostali uczniowie zachowa swoje głupoty z głowy dla siebie. Poza tym podejrzewała, że tak trywialny powód jak brak snu zimowego nie będzie sensowną odpowiedzią. Zamiast tego wycofała się z grupy czując narastający dyskomfort i podeszła do Tarlyego. Biorąc @Bruno O. Tarly za rękę czuła się znacznie lepiej. Zachichotała nawet debilnie pod nosem słuchając o tym, że klocki studentów pływają w jeziorze. Była pewna, że widziała kiedyś jedną z lokalnych pół-rusałek, która chciała być bardzo seksowna i chlupała się na oczach jakichś chłopców. Chwilę później usłyszała, jak jedna ze studentek pucholandu odpowiada, jakże składnie i z sensem, przedstawiając pomysł braku snu zimowego, więc z ciekawością spojrzała na nauczyciela chcąc wiedzieć, czy w myślach chociaż miewała więcej racji niż w rzeczywistości. - Bruno. - szepnęła do gryfona bez powodu i oparła głowę na jego ramieniu.
Ignis C. Hodel
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.74 m
C. szczególne : powolne flegmatyczne ruchy, blada skóra, puste spojrzenie
Obserwuje i stoi sobie spokojnie. Nic nie mówi. Nie za bardzo interesuje ją lekcja przyszła po prostu i słucha to chyba dobrze. Nie udziela się, ale nigdy tego nie robi. Nie chce się wyróżniać. Nie chce błyszczeć, popisywać się czy czegokolwiek co skupiłoby uwagę innych na jej osobie. Niestety Cromwell znowu to robi; wypowiada jej imię i to kierując je do tej przed chwilą co spóźnionej @Violetta Strauss. Na chwile zerka w jej stronę, jednak szybko przenosi spojrzenie na profesora, z obawy, że wcześniej czegoś nie zauważyła. Może faktycznie zdenerwował się, że się spóźniła. Ma ochotę uciec stąd, ale wtedy na pewno zwróciłaby uwagę innych, a szczególnie nauczyciela. Tak bardzo nie chce, żeby znowu padło jej imię. Wszyscy wydają się zabsorbowani zajęciami - to dobrze. Nadal nie daje jej spokoju to, że pan Cromwell coś szykuje dla niej i Strauss. Może zostaną królikami doświadczalnymi po tym, jak padnie prawidłowa odpowiedź i przejdą właśnie do tego kolejnego etapu lekcji. Nie teoria a jakaś praktyka. Te słowa "żebym o was pamiętał" są jak zapowiedź czegoś nieuchronnie nadchodzącego. W takich chwilach Hodel żałuje, że nie ma jednak tej mocy; niewidzialności, która czasami przydałaby jej się tak na serio, poważnie. Na zawsze.
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
- Najlepiej mówić o hibernacji i wtedy jest mniej wątpliwości. Swoją drogą jest to temat bardzo szeroki i ciekawy od strony ewolucji, jeśli ktoś będzie zainteresowany, to zachęcam do zgłębienia - uświadomił sobie, że znów się rozgaduje, więc pokornie raczył się zamknąć i delikatnie skłaniając głowę w stronę Gabrielle, gestem poprosił ją by kontynuowała. - Bardzo dobrze - pochwalił ją, gdy już skończyła mówić - Można by godzinami rozmawiać o tym jak pośrednio i bezpośrednio globalne ocieplenie wpływa na płazy, ale dziś chodzi nam konkretnie o hibernację - miał tendencję do rozgadywania się, ale chcąc, nie chcąc musiał zacząć skracać, bo i tak zrobiło im się już trochę późno. - Może i... - przytaknął Morgan. Jej uwaga była na pewno ciekawa i z przyjemnością podywagowałby sobie na ten temat, ale lekcja była za krótka - Trzeba by poszukać jakichś badań. Albo jakieś zrobić. To w sumie byłby fajny temat pracy dyplomowej na przykładzie żaberta na przykład. - podsunął. - No a wracając do hibernacji. Żaby powinny się już dawno schować, a tymczasem dalej łażą i szukają pożywienia. Jak już nam mrozy nastaną, a z doświadczenia możemy już założyć, że będzie to niemal z dnia na dzień, dla wielu płazów będzie za późno, żeby zdążyć znaleźć kryjówkę i się zahibernować. Dlatego też znajdujemy się tutaj, w bodajże najbardziej płazim miejscu w okolicy. Mam nadzieję, że jesteście mentalnie gotowi na brudną robotę, bo będziecie dziś budować konstrukcje, w których nasze płazy będą się mogły schronić na czas hibernacji i będą je miały pod nosem. W zeszłym roku robiłem tu inwentaryzację, w tym możemy to nawet zrobić trochę w ramach zajęć (pod koniec roku oczywiście) i wtedy sami będziecie mogli sprawdzić, czy wasza dzisiejsza praca wpłynęła jakoś dodatnio na populację. Już wam wyjaśniam, co konkretnie macie zrobić, ale na razie zapraszam do mnie spóźnialskich. Schylił się do rzuconego przez siebie na początku lekcji pakunku. W środku znajdowały się cztery szpadle, które podał kolejno Ignis, Violetcie i Fillinowi. - Będziecie za karę kopać rowy - oznajmił im wesoło, oparłszy się o czwartą łopatę i rozglądając się po grupie w poszukiwaniu kogoś, kogo mógłby zgłosić na ochotnika. - A chodź, Gunnar - skinął na chłopaka, który już wcześniej rzucił mu się o oko, po czym wręczył mu szpadel. - Wasze konstrukcje będą w rzeczywistości stertami gałęzi, trochę wkopanymi w ziemię. Idealnie powinny mieć tak conajmniej półtora metra na wysokość, ale to raczej nie zdążycie. Zaciągnę tu jeszcze jakieś młodsze klasy, to najwyżej za was dokończą - przyznał, patrząc na zegarek. - Zaczynacie od wykopania dołu - zwrócił się przede wszystkim do dzisiejszych operatorów szpadli - Zaraz wam wskażę gdzie. Metr na dwa metry mniej więcej. Na głębokość nieduże - z pół metra wystarczy. Reszta w tym czasie zbiera gałęzie. Możecie wejść trochę do lasu, ale tak żeby was było widać. Jak będziecie mieli dół to wrzucacie tam gałęzie, liście i takie tam. I potem już wszyscy razem budujecie dalej z stosy tych gałęzi - trochę jak bobry. Możecie sobie pomóc zaklęciami, tylko ostrożnie. Podzielcie się w grupy po 5-6 osób i dołączcie kopaczy. Wskazał każdemu z czwórki z łopatami ich miejsca, w których mogli zaczynać pracę, a pozostali uczniowie do nich dołączyli. Chcąc ich jeszcze jakoś zmobilizować rzucił z entuzjazmem: - Grupa, która zbuduje największy i najsolidniejszy stos... - i w tym momencie przypomniał sobie, że tego nie przewidział - dostanie honorowy tytuł Przyjaciela Płazów - improwizował, myśląc sobie, że czasem wolałby pracować z kilkulatkami i bez większej nadziei przeszukując liczne kieszenie bojówek - oraaaz... suwmiarkę, kłębek papierowego sznurka, starą obrączkę jednego z gołębi profesora Fairwyna, to nie wiem, co to jest i kupon na darmowe małe frytki w McMagic - wymieniał kolejne wyjmowane przedmioty, a mina coraz bardziej mu rzedła - O! Ale to fajne - uśmiechnął się wyciągając coś małego z ostatniej kieszeni i po chwili pokazał innym z dumą na twarzy - Czaszka klejnotnika - znalazłem - pochwalił się, a zaraz potem schował wszystkie wyciągnięte fanty z powrotem do kieszeni, ale tym razem kurtki. - Na przyszłość się lepiej przygotuję. Na koniec lekcji pomyślimy o jakichś punktach dla domu - obiecał skruszonym tonem - Zaczynajcie zanim się lekcja skończy.
----------------------------------------------------------------------------- W poście macie napisane robią postacie - już nie będę poważać.
Macie 4 grupy: 1) grupę Ignis 2) grupę Violette 3) grupę Fillina 4) grupę Gunnara.
Wy decydujcie, gdzie dołączacie, ale w grupie nie może być więcej niż 6 osób.
Każda osoba rzuca kostką, która oznacza jej ręczny wkład w budowę stosu. Potem wyniki sumujecie i z tego wyjdzie, kto zrobił najlepszy, a kto najmniej lepszy ;) Tu nie ma przerzutów.
Dodatkowo możecie używać dowolnych zaklęć ze spisu, ale rzucacie kością: 1,6 - twoje zaklęcie bardzo pomogło w budowie, ręcznie by tak dobrze nie poszło; +3,5 do wyniku z kostki tej wyżej. 2,4 - trochę pomogło, ale ręcznie pewnie wyszłoby na to samo, tyle tylko, że się mniej narobiłeś; +1,23 3,5 - coś poszło nie tak i przez twoje zaklęcie kawałek stosu się zawalił; -2
1 przerzut za każdą wielokrotność progu na zaklęcie, które rzucacie; przykład: macie w kuferku 24 pkt, rzucacie zaklęcie za 10 pkt - macie 1 przerzut; albo macie w kuferku 16 z transy, rzucacie zaklęcie transmutacyjne za 5 pkt - macie 2 przerzuty. Przy zaklęciach z progiem 0, przerzuty liczcie tak, jakby miały 1.
Tak za dobrze Wam tych kostek nie opisuję, bo nie wiem, co będziecie rzucać. Stawiam na Waszą kreatywność. Tylko jak ktoś użyje jakiegoś totalnie bezsensownego zaklęcia, to zastrzegam sobie prawo do uwzględnienia tego w ostatecznej punktacji.
Podsumowując rzucacie kością osobną kością na manuala (otrzymujecie 1-6 pkt) i na zaklęcie (3,5-(-2)pkt).
Czas do 11.12 godz. 17.42.
Ostatnio zmieniony przez Hal Cromwell dnia 06.12.19 7:25, w całości zmieniany 1 raz
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Uniosła prawy kącik ust ku górze, nieco zawiedziona tym, że słowo "hibernacja" całkowicie wyleciało z jej głowy, jednocześnie ciesząc się poprawnością odpowiedzi, której udzieliła. W gruncie rzeczy zdając sobie sprawę z tego, że zapewne wszyscy o tym wiedzieli, tylko ona odezwała się jako pierwsza. Aktywność podczas dzisiejszych zajęć zamazać miała nieprzyjemny obraz, który zapewne pozostał w głowie profesora po ich spotkaniu w Zakazanym Lesie. Uśmiechnęła się szerzej słysząc, jak Cromwell ponownie zatraca się w omawianym przez niego temacie, mówiąc znacznie więcej niż wymagała tego sytuacja. Blondynka sądziła, że właśnie po takim zachowaniu poznać można osobę, która w życiu robi to, co naprawdę kocha. Ona również interesowała się światem fauny, jednak własnego zainteresowania nigdy nie określiłaby mianem pasji. Zaśmiała się słysząc, jakie zadanie mają spóźnialscy, lecz była pewna, że nauczyciel nie zostawi ich z tym samych - przekonała się o tym zaledwie kilka sekund później. Bez wahania stanęła przy @Ignis C. Hodel. - Stawiam na twoją drużynę - powiedziała, obdarzając Śluzgonkę szerokim uśmiechem. Gabrielle nie wyobrażała sobie być w grupie z kimś innym, gdyż panienka Hodel był jedyną jej dobrze znaną osobą, a przede wszystkim godną zaufania. - Najlepiej chyba od razu wziąć się do pracy - rzuciła, kiedy grupa była już w komplecie, sięgając do kieszeni kurtki po różdżkę. Odeszli kawałek do miejsca wskazanego przez nauczyciela, blondwłosa czarownica wyciągnęła przed siebie różdżkę z pełnym skupieniem wypowiadając zaklęcie - WINGARDIUM LEVIOSA - wycelowała w poszczególne gałęzie, które odnalazła wzrokiem, umieszczając je w konkretnym dole, stworzonym przez Ignis. Okazało sie to bardzo dobrym posunięciem ze strony Gabrielle, gdyż stos z każdą chwilą stawał się coraz większy.
Choć znał się na zwierzętach, o płazach nie wiedział wcale aż tak dużo. Ale nawet nie to było jego głównym problemem – przede wszystkim trudno było mu odnaleźć się na lekcji, bo co i rusz miał wrażenie, że czegoś nie rozumie, a czasem zawieszał się, szukając w głowie znaczenia danego słowa, dopuszczając tym samym do tego, że nie słuchał i nie był na bieżąco z dyskusją. Zresztą i tak miał wątpliwości co do tego, że zna odpowiedź... zanim zdążył złożyć w głowie coś, co nie brzmiało jakby był opóźniony w rozwoju, ktoś inny wypowiadał na głos to, co miał na myśli. Stracił w ten sposób co najmniej kilka szans, aż w końcu machnął na to ręką i zwyczajnie słuchał, starając się przynajmniej w ten sposób wynieść coś z lekcji. Denerwowało go to, że przez barierę językową tak często wychodził na debila... nawet przy najprostszych dialogach towarzyszył mu akcent, który sprawiał, że ludzie patrzyli na niego z góry. Miał w nosie ich zdanie, ale jednocześnie nie potrafił nic poradzić na towarzyszącą mu frustrację. Ożywił się, kiedy okazało się, że dyskusja dobiegła końca i przejdą do bardziej praktycznej części zajęć. To znaczy, część teoretyczna poza drobnymi niedogodnościami bardzo mu się podobała i lubił sposób, w jaki profesor Kromłel budował relacje z uczniami, ale miał ochotę się poruszać – skoro już ubrał na siebie kalosze, nic nie stało na przeszkodzie żeby trochę połazić. A i cel był szczytny, cieszył się, że będzie mógł wesprzeć maluchy w przetrwaniu zimy. Jako że nie znał tu zbytnio nikogo, złapał za rękę @Doubravka Ježekova i (jeśli nie stawiała oporu) razem z nią podszedł do losowo wybranej dziewczyny ze szpadlem w ręku (@Violetta Strauss), do której się uśmiechnął. — Takie delikatne rączki i szpadel? – rzucił do niej z jednoczesnym rozbawieniem i powątpiewaniem. Gdyby był bardziej wyrywny, pewnie zaproponowałby jej pomoc z kopaniem, jako że dla niego był to na pewno o wiele mniejszy wysiłek. Niemniej, bardziej niż kopanie interesowało go szukanie materiałów do zbudowania stosu (czy też, jak to usłyszał i zrozumiał: sztosu), toteż nie oferował się sam, uznając, że jeśli będzie chciała, po prostu go poprosi. Prośbie zaś zapewne nie odmówi. — Chodź, Doubra, zbudujemy sztos — zawołał Jeżyka i pokazał jej ręką gałęzie, który wydały mu się odpowiednie. Wyciągnął różdżkę i użył niewerbalnego windgardium leviosa, by w ten sposób przenieść gałęzie. Mógł zrobić to wszystko ręcznie, ale magia znacznie przyspieszała taki proces... a Grigoryev nie chciał żeby profesor musiał wkładać w to więcej swojego trudu, skoro przecież mogli porządnie mu pomóc. Przeniósł sporo gałęzi, nieźle radząc sobie z układaniem stosu.
W grupie z: Violetta Strauss (+ Doubravka?) Zaklęcie: Windgardium leviosa (0pkt) Kuferek: 9 Kostki: 4 → 4 → 2 → 6 (wszystkie rzuty są po kolei na tej samej stronie) | 1 Punkty grupy: 1+3,5=4,5
Ostatnio zmieniony przez Lazar Grigoryev dnia 06.12.19 12:58, w całości zmieniany 2 razy
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Po przemówieniu Cromwella musiał zdecydować, do jakiej grupy dołączyć. Prawdę powiedziawszy nie miał pojęcia, z kim chciałby pracować, zważywszy na fakt, że aż trzem z czterech zespołów przewodniczyli Ślizgoni. Ostatecznie podszedł do Ignis, która znajdowała się najbliżej. Pozostało jeszcze podjęcie decyzji czy powinien pomóc jej z wykopywaniem dołu, czy raczej nazbierać w tym czasie gałęzi. Był całkiem dobry z zaklęć, więc i tak zamierzał wspomóc się różdżką. Ostatecznie zauważył, że Gabrielle, która również współpracowała z nimi podjęła się próby zdobycia kijków potrzebnych do układania stosu, więc stwierdził, że i on się tym zajmie. W końcu grupy miały liczyć po pięć lub sześć osób, więc nie wątpił w to, że i panna Hodel nie pozostanie sama w tym podziale ról. A tak po prawdzie… po prostu jako pierwszy na myśl przyszedł mu czar, który zdawał się bardziej użyteczny w wyszukiwaniu gałęzi, niżeli kopaniu. - Dobra, to ja pomogę Gabe zdobywać gałęzie. - Oznajmił tylko pozostałym, żeby każdy wiedział, czym ma się zająć, a następnie wykorzystał niewerbalne Accio. myśląc oczywiście o gałęziach, by przyciągnąć do siebie jak najwięcej takich, które mogłyby się przydać przy budowaniu stosu. Stwierdził, że jeśli uzyskają ich wystarczająco wiele, to wtedy najwyżej dołączy do Ignis, żeby przyśpieszyć również proces kopania półmetrowego dołu.
Grupa:@Ignis C. Hodel Zaklęcie: Accio (0 pkt) Kuferek: 25 pkt - OPCM i Zaklęcia Kostka: 1 -> 5 -> 3 -> 2 -> 3 -> 4 -> 1 -> 5 -> 3 -> 6 (choć tak naprawdę nie ogarnęłam tematu i równie dobrze może być ta pierwsza 1 xD) Link do rzutów:klik i klik2 Wkład: 2 + 3,5 = 5,5
Ostatnio zmieniony przez Matthew C. Gallagher dnia 06.12.19 19:38, w całości zmieniany 3 razy
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Wszędzie ci Ślizgoni, wężowa ich mać. Wybrała grupę Ignis wyłącznie ze względu na Matta, choć jakimś czynnikiem mogło być również to, że jeszcze słabo znała 'kopaczkę' tej grupy. W tej właśnie grupie również praca najlepiej szła, a żabkom byłoby na rękę (?), gdyby otrzymały choć jedną odpowiednio przygotowaną sypialnię. Postanowiła postawić na dziedzinę magii, na której się znała. Co prawda nadal miała obawy co do swojego czarowania, ale po poprawkach dokonanych na różdżce jakoś mniej ją te wszystkie traumy prześladowały. Wycelowała w rosnący stosik gałęzi, a raczej w jedną z nich, którą uznała za najbardziej trwałą i o odpowiednich rozmiarach, po czym szepnęła inkantację zaklęcia powielającego. Nie wyszło, ale postanowiła spróbować ponownie. - Geminio. - zażądała głośniej, a nad gałązką, w którą wycelowała, pojawiła się jej siostra bliźniaczka. Davies podtrzymała zaklęcie, nadal celując w tę gałąź i pilnując, aby kolejne z pojawiających się kopii pasowały do całokształtu i nie narobiły problemów. Chwilę potem przerwała czar, aby już fizycznie wziąć się do zbierania gałęzi i odkładania ich w stosik. Mimo wszystko nadal wolała działać w ten sposób. Ale ucieszyło ją, że mogła się przyczynić do sprawy na oba sposoby.
Drużyna: Ignis, Gabrielle, Matthew
Przerzuty:5, Geminio za 5, z transmy mam 25 pkt. Klątwa:5, niewypał + 3, poszło Kostki zaklęciowe: 3, 5 powyżej + 4, 3, 6 Kostka na wkład:6 8) Wynik: 6 + 3,5
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Jakoś tak uznałem, że nie ma to jak praca zespołowa w gronie Ravenclawu, więc bez chwili wahania dołączyłem do Violetty, wyciągając ręce w jej stronę. - Mogę? - Spytałem, chcąc, aby oddała mi szpadel, bo nie zamierzałem patrzeć jak męczy się z tym sama podczas, gdy dwoje leniwych przyjezdnych jacy dołączyli w międzyczasie uznało, że poszuka sobie gałęzi na nasz stos i wymiga się w ten sposób od najcięższej roboty. Rzuciłem im krótkie, oceniające spojrzenie (koncentrując się głównie na szerokich plecach Lazara, jaki z pewnością najlepiej odnalazłby się w roli grzebiącego w ziemi) oraz rozpocząłem kopanie, o ile tylko Viola zgodziła się oddać mi swój szpadel. Tak czy inaczej nasz efekt w kopaniu rowu nie był tak znowu zależny od siły naszych mięśni, ponieważ skorzystałem dyskretnie z zaklęcia drążącego, co by nie musieć przebijać się przez zmarzniętą ziemię. W ten sposób o wiele prościej było wykopać odpowiednio głęboki dół i wkrótce praca znacznie przyspieszyła, bo tylko wyrzucałem na bok przekopaną, miękką warstwę. Potem dołożyłem też swoje trzy grosze zaklęciem sklejającym. Gałęzie zebrały się do kupy i nie rozłaziły dziwnie na boki, dzięki czemu nasz stos wyglądał już zdecydowanie lepiej.
Jakość tak dobra jak ja się czuje, nie czytajcie tego lepiej.
Odszedł na skraj lasu, gdzie oparłwszy się o drzewo, przyglądał się uczniom, pilnując, by za bardzo się nie porozbiegali, ani nie robili jakichś innych głupot jak rzucanie w siebie błotem, czy popychaniem w kałuże. To nie do końca tak, że uważał ich za bandę nadpobudliwych wariatów, którzy rozniosą siebie i wszystko wokół, jeśli spuści się ich na chwilę z oczu. On po prostu pamiętał siebie w ich wieku - wystarczy powiedzieć, że daleko mu było do wzoru do naśladowania. Poza tym nauczyciele także ze sobą rozmawiali i historie o podpaleniach oraz transmutujących się wzajemnie uczniach też do niego dochodziły. - Nie może pan, pani Fairwyn - wtrącił się w rozmowę w grupie Violetty, grożąc spod drzewa dwójce uczniów palcem. Zadanie, które wyznaczył spóźnionym, karą było wyłącznie symbolicznie, ale tym bardziej nie chciał, żeby to lekceważono. - Rów nie ma być duży, ziemi jest mokra i miękka, a Violetta w pełni zdolna do machnięcia kilka razy szpadlem. Ostrzegał wszystkich, żeby przygotowali się na brudną robotę, więc wierzył, że na zajęcia nie przeszedł żaden królewicz, ani królewna, która brzydziła się pracą. Być może była to kwestia wychowywania się na wsi, do tego w domu, w którym niezaprzeczenie rządziła jego matka, ale w jego oczach kobiety nie były delikatnymi kwiatuszkami, wymagającymi specjalnej troski.
-------------- Przypominam, że fabularnie jest początek listopada i tak jak pisałam dwa posty wcześniej jest ok. 10 stopni C, praktycznie codziennie pada, a do tego jesteśmy na terenach bagiennych. Zmienia jest miękka jak rozpuszczone masło, ewentualnie trochę ciężka od wody, ale bez przesady ;)