Wschodni brzeg wielkiego jeziora w dużej mierze zagarnęła linia gęstych drzew, dzięki czemu jest jednym z mniej okazałych. Jest także nieco podmokły, przez co niekiedy można w tym miejscu wpaść w ogromną kałużę, za to właśnie tutaj można obserwować najlepsze zachody słońca w całym Hogwarcie.
Autor
Wiadomość
Frea Ragnarsdóttir
Rok Nauki : II
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 164
C. szczególne : Mimo, że stara się nad tym panować, zdarza się jej używać złych słów lub niektórych w ogóle nie odmieniać. W rozmowie słychać również jej islandzki akcent.
Od zawsze lubiła opiekę nad magicznymi stworzeniami, dlatego i tym razem postanowiła się pojawić na zajęciach. Zgodnie z zaleceniami profesora, na nogi nałożyła spodnie i długie kalosze, a na górę jakiś stary sweter, którego nie będzie jej żal jak się zniszczy i tuż przed 9 ruszyła w stronę jeziora, przy którym wszyscy razem mieli się spotkać. Dochodząc do miejsca zbiórki, kątem oka dostrzegła @Gunnar Ragnarsson i zawiesiła na nim swój wzrok nieco dłużej, niż na kimkolwiek stojącym w pobliżu, przez parę sekund zastanawiając się nawet czy do niego nie podejść. Szybko jednak zmieniła zdanie, obróciła się wokół własnej osi i żywym krokiem podeszła do @Bruno O. Tarly i stojącej koło niego dziewczyny. -Hej Bruno, widziałam Cię jak wychodziłeś z zamku, ale stwierdziłam, że połączenie błota z tymi butami nie będzie sprzyjało moim pościgom za kimkolwiek, więc dałam sobie spokój. -Głową wskazała na swoje kalosze, po chwili zauważając, że chłopak przywdział całkiem podobne, ale jeszcze śmieszniejsze. Uśmiechnęła się lekko i znów spojrzała na Gryfona i na jego towarzyszkę. -Mam nadzieje, że nie rozmawialiście o niczym ważnym. -Dodała po chwili, na zmianę przepraszająco zerkając na przyjaciela i na jego towarzyszkę.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Nigdy nie wykazywał jakiegoś dużego zainteresowania magicznymi stworzeniami ani naturą samą w sobie, jego uwaga zdecydowanie skierowana była w innym kierunku, ale Hogwart to szkoła, a jak powszechnie wiadomo – w szkole odbywają się zajęcia. Na uczniach zaś spoczywa obowiązek uczęszczania na przynajmniej część – a w jego przypadku większość – z ów zajęć, a akurat ONMS nigdy nie wydawało mu się takie złe, przynajmniej nie w porównaniu z przynajmniej kilkoma innymi przedmiotami, nawet jeśli ze zdobytej na tych zajęciach wiedzy nie zrobi nigdy większego użytku. Czasem nawet tematyka była w stanie wzbudzić jego zainteresowanie, no i spory plus stanowiło też to, że miały bardziej praktyczny charakter. Praktyka zawsze bije na głowę kucie teorii, przynajmniej jego skromnym zdaniem. Tym prostym sposobem tego listopadowego i wcale nie pięknego poranka Fitzgerald znalazł się na błoniach, zmierzając w kierunku miejsca dzisiejszych zajęć, czyli wschodniego brzegu jeziora. I mimo faktu, że z dużym prawdopodobieństwem był już spóźniony, bo źle spojrzał na zegarek i opuścił dormitorium ze znacznie mniejszym zapasem czasu niż miał w planach, wcale nie wyglądało na to by był w pośpiechu. Szedł swoim normalnym tempem z dłońmi wciśniętymi w kieszenie ciepłej, mającej najlepsze lata za sobą bluzy dresowej, kolorystycznie akurat pasującej do barw Domu Węża. Podobnie jak i reszta tego co miał na sobie – ciemne jeansy miały jakieś przetarcia przy końcach nogawek, adidasy natomiast wyraźnie wyglądały na przechodzone. Wszystko do spisania na straty i to bez najmniejszego żalu, w końcu czekała ich dziś raczej brudna robota. Na miejscu zgromadziła się całkiem liczna grupa osób, ale nigdzie nie był w stanie dostrzec profesora Cromwella, więc na pewno zdążył przyjść jeszcze przed nim, ale nie miał już pewności czy udało mu się to, bo nauczyciel się spóźniał, czy jakimś cudem jednak zdążył na czas. Nie to, żeby miało to dla Fitzgeralda jakiekolwiek większe znaczenie. Tak czy owak, krótkim salutem przywitał się z tymi, którzy zwrócili nań uwagę, po czym przystanął nieco na boku. Barwny przebłysk w szuwarach nieopodal od razu przyciągnął jego uwagę; okazało się, że przyczaiła się tam jedna z tych kryształowych czaszek. Czerep nawet nie zorientował się co się stało, gdy Will jednym zręcznym ruchem go schwytał, a następnie wpakował do przewieszonej przez ramię torby. I nawet udało mu się przy tym nie zamoczyć butów.
Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami była jednym z ulubionych przedmiotów Gabrielle, w których z chęcią oraz dużym zaangażowaniem brała udział. Świat fauny fascynował ją bardziej niż cokolwiek innego, kochała zwierzęta; na pewnym etapie swojego życia chciała nawet zostać ich znawcą i, choć priorytety dziewczyny uległy zmianie, nie potrafiła odmówić sobie kolejnych zajęć, których tematyka całkowicie skupiała się na magicznych stworzeniach, których krew płynęła również w jej żyłach. O ile zazwyczaj uczestnictwo w zajęciach prowadzonych przez profesora Cromwella wywoływało u niej uśmiech na ustach, tak tym razem, sama myśl o nich przyprawiała ją o mdłości. Z każdym wykonanym przez blondwłosą czarownicę krokiem gula w jej gardle powiększała się. Odziana w ciepły płaszcz i żółte kalosze – zgodnie z wytycznymi nauczyciela – przemierzała teren zamku, kierując się w stronę wschodniego brzegu jeziora, który był miejscem zbiórki. Z daleka dostrzegła już sporą ilość uczniów, którzy się tam zgromadzili, co wywołało u niej swego rodzaju zaskoczenie. Hal był specyficznym nauczycielem – należał do tych, których się lubi bądź nienawidzi. Obecnie Gabrielle miała wobec mężczyzny mieszane uczucia, zwłaszcza, że był on świadkiem łamania przez nią regulaminu szkoły. Blondynka poprawiła czapkę opadającą jej na oczy, spojrzeniem odnajdując znajome twarze, którym posłała szeroki uśmiech. Nietrudno było zauważyć, że blondynka denerwowała się. Jej policzki zdobiły czerwone plamy, które powstały pod wpływem zimnego wiatru smagającego twarz, gdy coraz bardziej zbliżała się do brzegu jeziora. Powietrze tu było bardziej wilgotne przez co wydawało się dużo chłodniejsze niż w innych częściach terenów zamku. Opatuliła się bardziej szalikiem, starając się zachować, jak najwięcej ciepła.
Na lekcję ONMS tak naprawdę trafiła przypadkiem. Siedziała przy brzegu jeziora, ze szkicownikiem ulokowanym na kolanach. Silne migreny od kilku dni nie dawały jej spokoju, a jednak, dopiero teraz czuła jakąś częściową ulgę. Przyłożyła dłonie do policzków zaczerwienioną skórę i to samo chwilę później zrobiła z dłońmi, przykładając je do ust. Ciepłym powietrzem dmuchnęła na palce, które miały być siłą sprawczą podczas jej szkicu, dlatego zależało jej na tym, żeby jej nie skostniały na zimnie. Temperatura nie sprzyjała jednak takim działaniom. Z rezygnacją schowała w końcu szkicownik do torby. Nie lubiła późnej jesieni i zimy. Zima i jesień nie sprzyjały jej wenie. Czuła, że maluje znacznie mniej niż latem czy wiosną. Jednocześnie w tym okresie bóle głowy zdawały się najsilniejsze, utrudniając jej własne hobby. Kierowała się z powrotem do Hogwartu, kiedy dojrzała nawet nie tłum ludzi, ale wśród nich wszystkich @Aconite 'Haze' Larch i to tak naprawdę jej widok spowodował, że ruszyła w kierunku zgromadzenia, które normalnie ominęłaby szerokim łukiem. Zgrabnie wyminęła kilka osób po drodze, wzbijając po drodze kilka liści z trawy, ale nie dotarłą do gryfonki. Zatrzymała się w niewielkiej odległości od niej, dostrzegając obok niej @Procrastination McGregor oraz swoją siostrę. Nie była pewna co @"Chloe Swansea" wie od Cassiusa o jej niedawnym załamaniu nastrojowym, dlatego zamiast podejść, uniosła dłoń w górę, machając Haze i Chloe nienachalnie jednym, nieszczególnie zdecydowanym ruchem. Zaraz potem odwróciła się, szukając sobie miejsca wśród innych uczniów, skoro już się tu znalazła. @William S. Fitzgerald z jakiegoś powodu stał sam, a wiedziała to, bo rozglądajac się za Haze i swoją siostrą, szła trajektornią prosto na niego. Gdyby nie fakt, że rozmyśliła się, żeby do nich podejść, pewnie potrąciłaby go po drodze. Nieznacznie zmarszczyła nos, bo ta seria przypadków, która sprawiała, że już trzeci raz mogłaby na niego wpaść, zaczynała ją nurtować. Dlatego ruszyła do niego i stając dokładnie przed nim, otworzyła usta, żeby coś powiedzieć... Po czym rozmyśliła się i zawinęła się na pięcie i przeszła kawałek dalej do @Gabrielle Levasseur. — Cześć, Gabi. Już lepiej z ręką? – spróbowała jak każdy normalny uczeń zagadać o normalną rzecz, choć głos miała tak skonfundowany, jakby mówiła coś bardzo niezręcznego.
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Planował pojawić się na nad jeziorem trochę wcześniej. Zawsze stosował wobec młodzieży zasadę ograniczonego zaufania, które to dodatkowo ostatnimi czasy nadszarpywano. W czasie jego lekcji, czy jeszcze przed, wolałby, żeby nikt nie korzystał z sąsiedztwa lasu, czy jeziora i nie wszedłby do niego z sobie tylko znanych powodów. W życiu jednak różnie bywało i jednego dnia wszystko szło zgodnie z planem, a drugiego przewracało ci się pudło z karaczanami i musiałeś ratować co się dało, więc pozostawało mu mieć nadzieję, że pozostawieni sami sobie uczniowie i studenci nic sobie ani otoczeniu pod jego nieobecność nie zrobią. - Dzień dobry! - przywitał dziarsko grupę, kiedy już do nich dołączył. Na jakichś suchszy skrawek ziemi rzucił przyniesione przez siebie sporych rozmiarów, podłużne zawiniątko, z którego dobył się dźwięk uderzającego o siebie metalu. - Czyżbym zapomniał zaprosić Puchonów i Krukonów? - przejeżdżając wzrokiem po twarzach zebranych, widział tylko własnych wychowanków i Ślizgonów, przez co naprawdę zaczynał się zastanawiać, czy był tego jakiś konkretny pomysł. - A nie, jest Gabrielle - odpowiedział sobie sam po chwili, zauważając dobrze znaną sobie Puchonkę - Riley, Joe, Doubravka... no dobra, czyli chyba jednak kto miał dotrzeć, ten dotarł. Spojrzał na zegarek, upewniając się, że jest już dziewiąta, po czym schował ręce do kieszeni zielonych bojówek. - Zebraliśmy się tu dziś, aby zaopiekować się dzikimi stworzeniami - fakt, że Cromwella interesowały głównie zwierzęta, które ludzi miały w poważaniu i które w idealnym świecie nie potrzebowałyby ich szczęścia, był już chyba wszystkim dobrze znany. - Co więcej nadal pozostajemy przy płazach. Pochwalcie się, czego was już nauczyłem i wymieńcie mi krajowe gatunki. Magiczne i niemagiczne.
-------------------------------------------------------------------------------------- Zadanie 1.
Wymień gatunek (czyli np. ropucha zielona, a nie samo ropucha) występującego naturalnie w Wielkiej Brytanii. Z racji, że jest ich mało, można wymienić jeden, żeby nie zabierać szansy innych.
Daję mało czasu, bo potem jeszcze pojawią się inne pytania i zadanie główne. 20.11 godz. 19.12.
Spóźnionych zapraszam bez konsekwencji, oprócz tego, że na to pytanie nie możecie odpowiedzieć.
Zachichotała pod nosem, kiedy jego oddech połaskotał ją w ucho i przebiegła palcami łakomie po jego ramieniu. Bruno, Bruno, co Ty mi robisz? Mrugnęła do niego porozumiewawczo i wsadziła ręce w dresik wracając spojrzeniem do Anfima. - Boju się, eta ten ślimak to jest u mienia na głowie. - uśmiechnęła się łagodnie. Anfim akurat oceniał swoją kieszonkową miarką rozmiar skorupy brzuchonoga mamrocząc coś do siebie o jego niesamowitości. W wielu momentach życia Albina wcale nie ustępowała bratu swoją kuriozalnością i przedziwnymi przyzwyczajeniami, w takich jednak chwilach jak ta, kiedy obserwowała pasje Anfima, kiedy była chwila spokoju, cisza i oddech między porankiem a dniem, pozwalała sobie na ten jeden, krótki moment rozprężenia. Wbrew pozorom według jej norm wcale aż tak wcześnie nie było, zdążyła wstać, coś zjeść, pójść pobiegać, wziąć szybki prysznic, przebrać się, obudzić brata, wmusić w niego kilka kęsów tosta i przekonać do wybrania się na zajęcia z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Jakby nie patrzeć dzień musiał zacząć się znacznie wcześniej, by do tego wszystkiego doprowadzić, prawda? Pojawienie się profesora Cromwella przyjęła z głębokim entuzjazmem. Opiekun gryfonów był prawdopodobnie najsympatyczniejszym nauczycielem jakiego znała, bo z profesorami w Durmstrangu nie było co go porównywać, ale był równie dziwny co Anfim i była przekonana, że jej młodszy brat w Cromwellu dostrzega swojego życiowego idola. Miała wrażenie, że gdyby Cromwell znów był uczniem, to by razem z Anfimem w tym bagnie szukał ślimaków z równie wielką pasją i umiłowaniem. Anfimowi o Cromwellu jadaczka się nie zamykała, poza tym przykładał wielką wagę do tego, żeby i Albina do zajęć z ONMS była dobrze przygotowana każąc jej powtarzać różne materiały związane z gatunkami wymierającymi, gatunkami niezagrożonymi, stworzeniami, które nikogo nie obchodzą, jak i stworzeniami o których istnieniu najlepiej byłoby zapomnieć. Wiedza, którą posiadała z dziedzin fauny opierała się praktycznie w głównej mierze na tym co @Anfim Abrasimov wpajał jej do głowy na temat zwierząt dziwnych, bądź wiedzy, którą zdążyła jeszcze zaczerpnąć z rodzinnego domu i rodowej hodowli psów bojowych. Na zadane przez nauczyciela pytanie podniosła gwałtownie rękę w górę, zgłaszając się entuzjastycznie do odpowiedzi i uśmiechając się do brata, coby mógł być z niej absolutnie dumny, jak na łaskawego króla przystało. - Tryton hahl... - chrząknęła- Traszka grzebieniasta, triturus cristatus. Widy natywne Wielkiej Brytanii, nie grozit wyginiętiem. - mniej ruskiego, Albina, więcej angielskiego, może w końcu zaczniesz mówić biegle.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Popis Hala, związany z początkowym przegapieniem wszystkich zebranych zółtych i niebieskich wywołał u niej rozbawienie, które jednak szybko wygoniła ze swojej mimiki, żeby nie otrzymać oskarżenia o to, że patrzy na nauczyciela z zażenowaniem/politowaniem. Bo z całą pewnością tak nie było. Może i dało się przywyknąć do tego, że Cromwell bywał zakręcony i odklejony od rzeczywistości, ale był przy tym, przynajmniej w jej oczach, jedną z najbardziej zasłużonych dla szkoły i uczniów pedagogiem. Często sama myśl o tym, że czekała ją lekcja Opieki właśnie z nim sprawiała, że cały dzień stawał się ze znośnego bardzo sympatycznym. - Żaba trawna. - wymieniła zaraz bo Abi, która ostatnimi czasy całkiem sprawnie, choć w kilku sytuacjach dość niepewnie, wybijała się przed szereg i świeciła przykładem pozytywnej aktywności. Jak nie tutaj, to chociażby na Historii Magii. Czy dziewczyna przeżywała właśnie jakiś etap przełamywania się? Może warto byłoby ją w nim wspomóc, na przykład podciągając trochę jej angielski w ramach, dajmy na to, wymiany listów wymagających poprawnej angielszczyzny. Właściwie dobrze mogłoby jej zrobić cokolwiek, gdzie konieczna byłaby praca ze słownikiem. Może Davies rzeczywiście powinna zaoferować jakiś rodzaj wspólnych zajęć?
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Zatarł ręce, chuchając na nie ciepłym powietrzem, które przybrało postać mlecznobiałej mgiełki. Nie należał do specjalnych zmarzluchów, ale od takiego stania praktycznie w bezruchu nawet jemu wszechobecny chłód zaczynał nieco bardziej dawać się we znaki i liczył na to, że nauczyciel nie każe im czekać zbyt długo nim zaszczyci ich swą obecnością, chociaż kto go tam w sumie wie – opiekun Gryfonów był w końcu dość… specyficznym gościem. Od niechcenia wodził wzrokiem wokół, więc niemal od razu dostrzegł pojawienie się kolejnych osób, dochodząc do wniosku, że może wcale nie był tak bardzo na bakier z czasem jak mu się wcześniej wydawało. Na uśmiech posłany mu przez @Gabrielle Levasseur odpowiedział tym samym, uzupełniając to dodatkowo o krótki salut w jej kierunku. Przez moment zastanawiał się czy nie podejść do Puchonki, ale w tym dokładnie momencie dostrzegł, że inna właśnie zmierza w jego stronę. Przekrzywił lekko głowę na bok, obserwując zbliżającą się ku niemu @Caelestine Swansea, która – tak dla małej odmiany – tym razem nie szła z nim na czołowe, a najwyraźniej celowo postanowiła podejść. Dziewczyna zatrzymała się przed nim i wydawało się, że ma zamiar coś powiedzieć, ale nagle… zrobiła w tył zwrot i poszła jednak w kierunku Gabrielle, pozostawiając go z lekko skonfundowanym wyrazem twarzy. A co to teraz miało być? — O… kej? — rzucił za Puchonką, odprowadzając ją wzrokiem, a dłonią mimochodem przesunął po rudej czuprynie, mierzwiąc przy tym jeszcze bardziej swoje włosy. — Też było miło z tobą pogadać, musimy to koniecznie kiedyś powtórzyć! — dodał jeszcze po krótkiej chwili z rozbawieniem słyszalnym w głosie i lekko uniesionym kącikiem ust, kręcąc przy tym nieznacznie głową głową. Zaraz potem w końcu pojawił się Cromwell, więc to na niego przeniosła się jego uwaga. Cóż, płazy nie brzmiały jakoś szczególnie interesująco, ale i tak nie miał żadnych oczekiwań względem tych zajęć, więc niechaj i tak będzie. — Traszka dwuogonowa — odezwał się zaraz po Gryfonkach, wymieniając jedyny gatunek magicznych płazów jaki kojarzył, a który tu występował; w tych niemagicznych praktycznie w ogóle się nie orientował, poza tym, że są to jakieś żaby czy inne ropuchy.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Z zainteresowaniem i kącikami ust lekko uniesionymi ku górze, obserwowała rudowłosą Puchonkę, która na brzegu pojawiła się chwilę po niej; miały okazję bliżej poznać się z Caelestine podczas jednej z bezsennych nocy, a Gab polubiła dziewczynę. Obserwowała, jak trajektoria jej kroków zmienia się: wpierw szła prosto na Williama (@William S. Fitzgerald) , stanęła przed nim, otworzyła usta, aby ostatecznie rozmyślić się, minąć go i stanąć przed nią, tym samym zostawiając chłopaka ze zdziwioną miną. Gabrielle uśmiechnęła się szeroko do dziewczyny, patrząc to na nią, to na Willa, nie mogła powstrzymać śmiechu, który mimowolnie opuścił jej usta, na szczęście stłumiony został szalikiem. - Cześć, Cysia - odpowiedziała - Tak, już dużo lepiej, dzięki że pytasz. A jeśli już o pytaniach mowa - Gabrielle konspiracyjnie nachyliła się ku dziewczynie - Czy Fitzgerald Ci się podoba? - zapytała, nie owijając w bawełnę. Zielone tęczówki śledziły reakcje rudowłosej. Jeśli otrzyma odpowiedź twierdzącą, będzie musiała przemyśleć, co z nią zrobić, zwłaszcza, że i jej trochę podobał się Will. Chciała dodać coś jeszcze na temat sytuacji, której była świadkiem, jednak pojawił się nauczyciel zwracając na siebie uwagę wszystkich. - Dzień dobry, Panie Profesorze - odparła na powitanie, znacznie ciszej niż reszta zebranych. Wciąż czuła wstyd związany z ostatnim ich spotkaniem, a kiedy wypowiedział jej imię, poczuła jak fala gorąca zalewa ciało. Na szczęście była jedna z wielu, gdyż Hala zmartwiła mała frekwencja uczniów z dwóch domów, co przyjęła z ulgą, a kiedy od razu przeszedł do zajęć uśmiechnęła się. Miała nadzieję, że podczas dzisiejszej lekcji uda się jej zmazać złe wrażenie, jakie na nim wywarła w Zakazanym Lesie. - Rana ridibimda, czyli żaba śmieszka. Zasięg geograficzny formy nominalnej R. ridibunda ridibunda obejmuje środkową, wschodnią i południowo-wschodnią Europę oraz centralno-azjatycką i południowo- zachodnioazjatycką część Palearktyki. W Europie zamieszkuje ona także południową Anglię. - udzieliła nieco dłuższej odpowiedzi niż jej poprzednicy - Z magicznych, nie jestem pewna czy błotoryja można zakwalifikować do płazów, gdyż w księgach nie jest to jasno określone - powiedziała, jednocześnie ukrywając w swojej wypowiedzi pytanie, gdyż jego klasyfikacja nie jest łatwa.
Odwróciła się przez ramię za @William S. Fitzgerald, bo mimo, że zdecydowała się nie mówić nic, dobrze, że się zrozumieli, skoro w ciemno zgodził się na cokolwiek, co Swansea chciała mu powiedzieć. To wiele ułatwiało. Nie musiała już podchodzić i robić tego czego robić nie lubiła – tlumaczyć ludziom tego, co było dla niej niewygodne w wyjaśnianiu. Jedną z tych spraw była ta, z jaką chciała się do niego zwrócić. Teraz, przez jego głupi żart, uznała ją za zamkniętą. Przystając przy @Gabrielle Levasseur poświęciła jej całą swoją uwagę. Trudno było jej podejrzewać jaka była przyczyna jej następnego pytania, ale kiedy dziewczyna pochyliła się nad uchem Caelestine, Swansea na chwilę skierowała wzrok na trawę, zastanawiając się nad treścią tego pytania. Nie wydawała się nim skrępowana, wbrew założeniu, że może powinna, bo większość osób miała ją za płochliwą. Nie krępował ją temat Williama. Niewielka ilość cali dystansu pomiędzy nią, a Fitzgeraldem, kiedy na niego prawie-wpadała, to zaś był odrębny temat, który przy śniadaniu odbijał się jej czkawką. Ostatecznie podniosła spojrzenie zielonych oczu, krzyżując go z tym, jakim obdarowała ją Gabrielle. Mimo, że dzieliły ze sobą kolor tęczówek, ich barwa mimo wszystko miała zupełnie inny charakter i wyrażała sobą zupełnie inne emocje. Oczy Gabi chowały w sobie niedawną śmiesznosć i iskierki rozbawienia, jak i przejawiały ciekawość. Spojrzenie Caelestine było stonowane, enigmatyczne, a ze wszystkich emocji, jakie można było jej zarzucić, jedyna możliwa do odczytania to było zastanowienie. — Tak — odpowiedziała w końcu bez zawahania, a jej pewność wyjaśniła się już w następnych słowach, bo skierowała swoje spojrzenie na Williama, powoli przesnuwając się spojrzeniem po jego sylwetce. — Wydaje mi się że tak. Byłby dobrym modelem. Chcesz żebym Cię z nim naszkicowała? — spróbowała poznać powód pytania Gabrielle i wróciła swoją uwagą do niej, patrząc uroczo niewinnie, nieświadoma, że całkowicie błędnie odczytała jej pobudki do zadawanie tego pytania. — Ma ładny uśmiech. Pasowałby do Twoich roziskrzonych oczu. I nie zdażyła dodać nic więcej, bo pojawił się profesor i zaczęła się lekcja, a Caelestine jak na przykładną uczennicę przystało, przystanęła skoncentrowana, słuchając każdego słowa, dziś, uczona doświadczeniem nabytym od Pandory, biorąc ze sobą notatnik, żeby zanotować wszystko, co profesor Cromwell do nich mówił. Nie widziała Pandory w pobliżu, więc miała nadzieję odwdzięczyć jej się za jej ostatnią pomoc, skoro nadarzyła się okazja. — Zwykła ropucha szara. Najbardziej popularna w Wielkiej Brytanii — rzuciła jedyny znany jej gatunek płaza, jaki zapamiętała o dziwo nie z lektury prawiącej o wiedzy o zwierzętach, a z Kronik Hogwartu. Jeden z nauczycieli w Hogwarcie. Neville Longbottom podobno posiadał podobny gatunek. Jako, że dażyła jego osobę sympatią w każdym prawiącym o nim dokumencie, zapamiętała tę ciekawostkę.
Lazar Grigoryev
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : Tatuaże, kolczyk w języku, przekłute uszy, silny rosyjski akcent
Zaśmiał się w tak charakterystyczny dla siebie, gardłowy sposób, przypominający bardziej pomruk jakiegoś dużego zwierzęcia, aniżeli odgłos rozbawienia. Jej „przerażenie” cieszyło go jak małego chłopca, któremu wyszła jakaś psota. Tak zabawnie drgnęła w jego ramionach, jakby faktycznie była małym, spłoszonym jeżykiem. Tylko patrzeć jak zwinie się w kulkę i zacznie kłuć go swoimi igiełkami! — Skoro tak mówisz — przewrócił oczyma, ewidentnie widząc, że nie mówi mu prawdy, no ale kim był, by się z nią spierać, i wyduszać z niej wyznania, na które ewidentnie nie miała ochoty? Była młodsza, może po prostu tęskniła za domem? Za znajomymi? Za luzem, którego doświadczyli w czeskiej szkole, a którego tu nieco im wszystkim brakowało? Odgarnął kilka miękkich kosmyków za jej ucho w pieszczotliwym geście. Czy z boku nie wyglądali trochę jak para? Bawiło go, że ktoś mógłby tak pomyśleć. — Kromłel? — powtórzył po niej, próbując zapamiętać tę wymowę. Niestety, ale to była jego najsłabsza strona i często nieświadomie przekręcał nazwiska, czy też zwykłe wyrazy. W angielszczyźnie tak wiele słów brzmiało podobnie! Puścił ją w końcu, bo na miejsce przyszedł nauczyciel; dopiero wtedy porządnie przyjrzał się reszcie. Uśmiechnął się do @Bruno O. Tarly i zatrzymał wzrok na @Matthew C. Gallagher, by potem spojrzeć już na nauczyciela. — Żaba jeziorkowa? — odpowiedział, nie do końca pewien czy dobrze zapamiętał nazwę gatunku. Potem dodał ciszej, tak zeby słyszała go tylko Doubra — Moglibyśmy pouczyć się o jeżach.
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Nigdy by nie pomyślał, że profesor Cromwell tak bardzo troszczy się o swoich uczniów. No bo nie oszukujmy się, komu o zdrowych zmysłach wpadłoby na myśl, żeby włazić do tego jeziora? Brr, aż poczuł na plecach dreszcze. Nie pływał jakoś wybitnie dobrze, więc zwykle starał się trzymać z dala od głębokich zbiorników wodnych, szczególnie takich, w których żyły całkiem niebezpieczne magiczne stworzonka. Z drugiej strony nie każdy miał taki uraz do wody jak on, więc być może obawy nauczyciela jednak były uzasadnione? Zresztą każdy wiedział, że Hal to poczciwy człowiek i zawsze martwi się o swoich wychowanków. - Dzień dobry. – Przywitał się z Cromwellem, kiedy ten wreszcie zjawił się nad jeziorem. Zajęcia z opieki nad magicznymi stworzeniami były jednymi z jego ulubionych, toteż ciekawiło go to, co będą dzisiejszego dnia robić lub omawiać. Przede wszystkim zaś zainteresowało go trzymane przez mężczyznę w dłoni podłużne zawiniątko, z którego wydobył się dźwięk uderzającego o siebie metalu. Póki co jednak nie dowiedział się, co znajdowało się w środku, bo profesor wyraził głębokie ubolewanie nad frekwencją Puchonów i Krukonów… a przynajmniej on tak to zrozumiał. Chyba jednak nie zauważył kilku reprezentantów tych domów, którzy właściwie regularnie uczęszczali na lekcje opieki nad magicznymi stworzeniami. Nie zdziwił się, że tematem zajęć będą zwierzęta dzikie. Cromwell raczej nie był fanem udomawiania takich stworzeń i robienia sobie z nich domowych pupilków i na każdym kroku przypominał o tym, że niektórym zwierzętom można w ten sposób zrobić nawet krzywdę. Wyglądało na to, że pozostali jednak w kręgu płazów, więc Matthew od razu zaczął wyszukiwać w pamięci odpowiednich gatunków, żeby odpowiedzieć na pytanie nauczyciela i kto wie, może zyskać jakieś punkty dla Slytherinu. Wszak po ostatniej lekcji historii magii powinien się jakoś swojemu domowi zrehabilitować. - Ropucha paskówka. Jest to aktualnie gatunek zagrożony utratą siedlisk przybrzeżnych, a przez to niezwykle rzadki. Można ją spotkać tylko w kilku miejscach w Anglii i Szkocji, na przykład w rezerwacie dzikiej natury w Caerlaverock. – Podzielił się swoją wiedzą, po czym znów na dłużej zamilknął, przystając gdzieś w pobliżu @Lazar Grigoryev.
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Słowa które skierował do mnie Gunnar wybiły mnie z rytmu. Ściągnąłem brwi. - Zapytaj, Cromwella. Tylko on jeden wie. - Odparłem w gruncie rzeczy mocno obojętnie. Hal zawsze zaskakiwał mnie doborem tematów. Wciąż liczyłem, że trafi nam się coś super ekstra, ale to chyba po prostu ja miałem wymagania niedostosowane do naszego wieku i programowych potrzeb. Zbyt częste przebywanie w lesie wypacza ludzi… - Hej, Nessa. - Przywitałem się z nią, lekko zamachawszy przy tym różdżką i tym samym przypadkiem dmuchnąwszy ciepłym powietrzem w kierunku Gunnara, czego nawet nie zauważyłem. Nie zdziwiłem się widząc Lanceley na lekcji. Ostatnio najwidoczniej powzięła sobie za punkt honoru stawiać się nawet na nieobowiązkowych zajęciach, ale to było miłe w pewien sposób. Fajnie było wiedzieć, że ktoś w tej szkole w ogóle przejmuje się regularnym chodzeniem na lekcje. W tym wszystkim zapomniałem o swoich butach i dopiero słowa Keyiry sprawiły, że zerknąłem na nie ponownie. - Och, dzięki - odpowiedziałem, ale zanim zdążyłem unieść na nią wzrok, Key już pomknęła dalej w kierunku Gunnara. Pojawiła się za to Melu ściskająca moje ramię, skutecznie odwracając mogą uwagę od kuzynki, która swoją drogą wydawała się być bardziej zainteresowana Ragnarssonem. Z Pennifold również się przywitałem, na moment łapiąc ją za rękę, ale szybko i ona znalazła sobie inne zajęcie, podchodząc do jeziora. Wobec tego mogłem skupić się na wysuszeniu butów, które ukończyłem jeszcze zanim nauczyciel zdążył się pojawić. Zbliżyłem się do @Melusine O. Pennifold, jak to ja nie chcąc nikomu przeszkadzać w rozmowie. Wsuwając różdżkę z powrotem do kieszeni płaszcza przyglądałem się jak wpatruje się w wodę. Nie słyszałem jej trytońskiego zapytania. - Widzisz coś ciekawego? - Zapytałem niezobowiązująco, ale nie liczyłem na odpowiedź, gdyż dosłyszałem za plecami dziarski głos Cromwella. Odwróciłem się w jego kierunku, przysuwając się o kilka kroków bliżej, co by nie musieć wytężać słuchu. - Traszka helwecka - rzuciłem kolejną traszką, najwidoczniej zainspirowany moimi poprzednikami. Cóż, wszędzie tu tylko żaby i salamandrowate.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Roześmiał się szczerze i pogodnie na słowa @Albina Abrasimova. Może nawet zbyt spontanicznie, bo zwrócił na siebie uwagę kilku postronnych uczniów. No ale cóż się dziwić, skoro miał taki oryginalny śmiech, wyjątkowo wysoki, niepasujący do osobnika płci męskiej. Właściwie nie wiedział, dlaczego tak zareagował. Dziewczyna zawsze rozczulała go swoim specyficznym akcentem, ale tym razem na jego niekontrolowany wybuch radości wpłynął także jej dotyk. Zupełnie się tego nie spodziewał. No ale czy mógłby się spodziewać czegokolwiek od Balbinki? Nagle dostrzegł, że zbliża się ku nim @Frea Ragnarsdóttir. Tak dawno jej nie widział! Poczuł ukłucie w brzuchu, bo miał wyrzuty sumienia, że zaniedbał nieco relację z dziewczyną. A przecież była mu tak bliska. Traktował ją niemalże jak siostrę. Zdecydowanie winien jest jej piwo kremowe w Hogsmeade i długi spacer. Bardzo długi. - Hej, Frea! - uśmiechnął się do niej promiennie - Kaloszki sztosik! - skomplementował żartobliwie obuwie Krukonki. Dzisiaj wszyscy ubrani byli bardzo stylowo. Ale chłopakowi ani trochę to nie przeszkadzało. Czuł się bardzo swobodnie. Nie to, że lubił być utaplany w błocie i uświniony na co dzień, ale zajęcia terenowe należały do jego ulubionych i cieszył się, że nie musi mieć na sobie szkolnego mundurka. Na Merlina, nie jest pierwszoroczniakiem! Obejrzał się dookoła siebie, spoglądając po reszcie zebranych, ale tak jak przypuszczał: nikt nie wpadł na głupi pomysł założenia na siebie czarnej szaty z godłem Domu. Gdy się tak rozglądał, napotkał wzrokiem na @Lazar Grigoryev. Uniósł prawą dłoń w geście powitania z chłopakiem. Hmm, czy czasem nie wisi mu paru galeonów za ostatniego blanta? Wyjaśnią to po lekcji. Powrócił wzrokiem do dziewczyn. - Rozmawialiśmy o ślimakach. A konkretnie o jednym, o... - nie dokończył, bo na miejsce przybył profesor Hal Cromwell. Nauczyciel Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami jak zwykle pałał entuzjazmem i miał w sobie wiele zapału. Dzięki temu ten przedmiot stawał się jeszcze bardziej ciekawy. Bruno bardzo szanował profesora i to, w jaki sposób prowadzi swoje zajęcia. Kiedy Cromwell ułożył na trawie tajemnicze przyrządy, Tarly wysunął się nieco na przód, by lepiej widzieć. Niestety nie był w stanie rozpoznać, co to może być. Rozżarzyła się w nim ciekawość. Zamienił się w słuch, jak i pozostali uczniowie. O, płazy. Ciekawie. Dużo lepiej niż ślimaki, przynajmniej nie Anfim nie będzie się sapał z podniecenia. Gdy profesor zadał swoje pytanie, od razu nastąpiło wzajemne przekrzykiwanie się, a milion nazw gatunków została wypowiedziana w sekundę. Bruno był wolniejszy, bo nadal jeszcze zaspany. Ale mimo to powiedział głośno i wyraźnie: - Lissotriton vulgaris, czyli Traszka zwyczajna, panie profesorze. To dość popularny gatunek, o szerokim zakresie występowania. Ponoć każda traszka czy salamandra posiada w sobie odrobinę magii. Aczkolwiek jeden gatunek odznacza się wyjątkowym potencjałem magicznym i jest mocno eksploatowany przez czarodziejów, chociażby do eliksirów. Chodzi mi oczywiście o traszkę dwuogonową, którą wymienił William Fitzgerald. - zamilkł w końcu, bo zanadto popłynął w swojej wypowiedzi. Ślizgon @William S. Fitzgerald ubiegł go w wymienieniu chyba jedynej traszki, która zalicza się do stricte magicznych stworzeń i występuje na terenie Wielkiej Brytanii. Tarly musiał więc dopowiedzieć coś od siebie, bo czuł niedosyt po lakonicznej odpowiedzi chłopaka. Ale czy jego traszka zwyczajna była zbyt... zwyczajnym typem? Oczywiście, że nie! Każde stworzonko zasługuje na uwagę i docenienie. Również to niemagiczne.
Dla postronnego człowieka Lazar i Doubravka mogli wyglądać jak para – te wszystkie gesty, którymi się wymieniali, to jak ogólnie blisko siebie byli i dbali wzajemnie. Mogło to być mylące, to prawda, jednakże Ježekova się zupełnie się tym nie przejmowała. Dla niej Lazar był najlepszym przyjacielem, starszym bratem, którego obecność w Hogwarcie bardzo jej pomagała. Trochę jej tęskno było za ich szkołą, za tym luzem, którego tam uświadczyli. Za wieżą astronomiczną i za magicznym browarem, w którym spędzili nie jedną lekcję magicznego gotowania – i choć nigdy nie była specjalnie wybitna w tej kwestii, bardzo przyjemnie wspominała tamte zajęcia. – No mówię. Nie ma powodów do zmartwień. – Doceniała fakt, że Lazar się o nią troszczył, jednakże w tej kwestii naprawdę nie ma po co zaprzątać sobie głowy niepotrzebnymi rzeczami. – No, teraz lepiej – Dodała zaraz potem, gdy Grigoryev się poprawił z wymową. W kwestii języka nie miała większego problemu – matka Doubravki była anglistką, wpajała jej ten język od najmłodszych lat do tego stopnia, że mówiła do niej zarówno po czesku, jak i angielsku. Dzięki temu Ježekova weszła w życie niemalże dwujęzyczna. Czasem się jej zdarzy coś przekręcić, powiedzieć nie tak jak trzeba, aczkolwiek pobyt w Hogwarcie i używanie angielskiego na co dzień sprawia, że z każdym dniem jest coraz to lepiej. – Salamandra plamista, łacińska nazwa to salamandra salamandra – powiedziała. – Nie jest natywnym gatunkiem, aczkolwiek znaturalizowanym. – Nie wiedziała zbyt wiele w tych tematach, więc pochwaliła się swoją jakże szczątkową wiedzą. Ale lepsze to niż nic. – I żebym została obiektem badawczym? Pff – odpowiedziała również szeptem Lazarowi po czesku, uśmiechając się jednak przy tym.
Odeszła nieco na bok, nie chcąc nikomu przeszkadzać. Obserwowała uczniów w milczeniu, krzyżując ręce pod biustem i czekając na przyjście nauczyciela. Lubiła go, miała olbrzymi sentyment do swojego sąsiada, który zawsze puszczał jej płazem wspinaczki po drzewach przy jego do domu, a do tego dawał plasterki na kolana. Cieszyła się, że jego zajęcia przyciągały uczniów, bo wydawał się jej nauczycielem z powołania i hobby, a takich pozostawało niewielu. Po wielu latach przekazywania wiedzy na temat konkretnego przedmiotu bardzo łatwo było stracić serce do niego. Dlatego ona bała się iść na szkolenie nauczycielskie, a potem nauczać transmutacji, była dla niej zbyt ważna. Zresztą, nie byłaby chyba dobrym profesorem i ludzie nie traktowaliby jej poważnie. - Dzień dobry, Panie Profesorze. - przywitała się z uśmiechem, mocniej opatulając ciało kurtką. Poprawiła też kalosze, a następnie stanęła bliżej, aby móc skupić na lekcji. Dobrze, że korzystali z ostatnich dni lepszej pogody, zanim przebywania na dworze stanie się nieznośne. Z entuzjazmem i zainteresowaniem słuchała odpowiedzi innych uczniów, a gdy nastała chwila ciszy, sama postanowiła się odezwać. Nawet jeśli wszystkie rodzime gatunki zostały wykorzystane, wciąż były te, które na Wyspy sprowadzono. - Od 1930 roku naturalizowany gatunek to traszka górska. Dość często można ją teraz spotkać. Były to urocze płazy. Miała nadzieję, że jej odpowiedź będzie poprawna. Rudowłosa zrobiła pół kroku w tył, opierając się o pień jednego z tutejszych drzew, czekając na dalsze polecenia. Po ostatnich lekcjach wolała siedzieć cicho, nie wychylać się, najlepiej nie odzywać i udawać, że nie istnieje. Była trochę zmęczona, zbliżał się jeden z kryzysów wewnętrznych, który musiała przetrwać. Nawet jej zdarzało się tracić kontrolę nad własną głową.
Anfim Abrasimov
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 174
C. szczególne : silny rosyjski akcent, wyrazista ekspresyjność, mnogość nerwowych tików i odruchów bezwarunkowych
ludzie tak rozkosznie i ułomnie potrafili marnować czas na wymienianie bezsensownych grzeczności, że gdyby anfim miał czas, to z pewnością zainwestowałby go w użalanie się nad tymi upodlonymi istotami, którym przecież tak daleko było do rzeczy ważnych, istotnych, prawdziwie rozwijających. mieli wszyscy szczęście, że abrasimov - jak to on - czasu nie miał zupełnie nawet na podstawowe ludzkie czynności, których wykonywanie zanadto dręczyło go zarówno fizycznie, jak i psychicznie. dlatego też odciął się zupełnie od tych wszystkich rozmów, ignorując absolutnie pojawiające się kolejno osoby, przed totalnym wyłączeniem się ze świata zdążywszy jedynie odpowiedzieć: - tak. musisz to zrobić jeszcze raz, ale ze mną - w stronę aodkcnvui (@albina abrasimova), chociaż oboje wiedzieli doskonale, że nie umiał pływać. następnie skoncentrował całą swoją uwagę na obserwowanym ślimaku. z kieszeni dobył notesik, który nosił ze sobą zawsze poza zamkiem, w nadziei na upolowanie jakiegoś niepodejrzewającego niczego brzuchonoga, po czym zaczął wertować go uważnie, w celu sprawdzenia czy ten konkretny typ ślimaka znajduje się już w jego prywatnej encyklopedii mięczaków. należałoby w tym miejscu wyjaśnić, że czasem lekko inaczej zwinięta muszla mogła stanowić dla anfima wystarczający pretekst do rozpoczęcia analizy zwierzęcia od zupełnych podstaw, poświęcając mu nową stronę w dzienniku i zagłębiając się w opasłe tomiszcze kompendium wiedzy o brzuchonogach. w tym przypadku jednak dostrzegł zawiedziony, że podobne badanemu winniczki ma co najmniej trzy, więc skrzywił się nieznacznie, następnie chowając notatnik z powrotem do kieszeni. no cóż, czy to miało znaczenie? ślimak nadal był bardziej fascynujący niż ktokolwiek ze zbierających się na lekcję osób, zwłaszcza że afvoixja widocznie znalazła sobie innego towarzysza rozmowy. jego zainteresowanie zdobył dopiero nikt inny, niż sam profesor @hal cromwell, na widok którego anfim momentalnie wyprostował się jak struna, przesuwając spojrzenie z mięczaka na poczciwą twarz swojego absolutnie najbardziej uwielbianego nauczyciela w hogwarcie, stanowiącego jednocześnie największy i jedyny atut tej parszywej, zupełnie niedoceniającej go szkoły. owszem, być może ten mini-kult, który abrasimov praktykował względem profesora mógł z zewnątrz wydawać się odrobinę niepokojący, a nawet sama aodkcja czasem nie wytrzymywała wysłuchiwania anfimowych zachwytów nad absolutnie jedyną osobą w tym zamku, która potrafi tak ukochać ślimaka, jak należy to robić, ale w kontaktach z samym nauczycielem sprowadzało się to wszystko mniej więcej do tego, że hal zawsze był jednym z pierwszych, który dowiadywał się o nowym brzuchonogu, który znalazł się pod obserwacją abrasimova, za to anfim pierwszym chętnym do wszelkich prac dodatkowych, zaliczeń czy pełnienia roli asystenta do-absolutnie-wszystkiego, a także wysuwającym się na przód jednym z tych uczniów, którym to jadaczka się na zajęciach nie zamyka, choć - o dziwo - akurat na onms często, o ile nie zazwyczaj, mówił naprawdę sensownie. tak więc kiedy tylko słowa przywitania padły z profesorskich ust, już zaraz anfim pokonał dystans dzielący go od cromwella, stając gdzieś absolutnie najbliżej jak tylko się dało, ten jeden raz biorąc poprawkę na coś tak abstrakcyjnego i w normalnych okolicznościach niezrozumiałego dla niego jak przestrzeń osobista. - dzieńdobry - przywitał się szybko, nawet uśmiechając się przy tym całkiem szczerze i zupełnie nie był w stanie powstrzymać się od szybkiej zaczepki. - nie uwierzy profesor, jakiego ślimaka ostatnio zaobserwowałem na błoniach, mam nawet opis i rysunek, jest cudowny, koniecznie muszę go panu pokazać po lekcji - uprzedził nauczyciela o zbliżających się mękach, a to wszystko wyrzucił z siebie tak lekko, jakby wcale nie planował obedrzeć opiekuna gryfonów z co najmniej kilkudziesięciu minut jego wolnego czasu. słysząc, że nadal będą przerabiać płazy, odrobinę się zawiódł, ale tylko trochę! liczył na to, że z płazów w naturalny sposób przejdą do mięczaków i wreszcie będzie mógł poszczycić się swoją niesamowitą biegłością wiedzy, o której przecież profesor cromwell dobrze wiedział. och, ale cudowny referat byłby gotów napisać! nie, żeby do tej pory nie zasypał już hala całą masą podobnych prac, traktujących o wybranych aspektach życia zarówno magicznych, jak i niemagicznych brzuchonogów, ale... ale jak to anfim uważał, ślimaków nigdy nie za dużo. z dumą spojrzał na siostrę, no bo przecież od niego te żabole wszystkie pamiętała i wyrywając się przed siebie, co wiązało się z nerwowym drżeniem jednego z kolan, w końcu dorwał się do głosu, decydując zostać w obrębie salamander, skoro już @doubravka ježekova raczyła wymienić jedną z nich. - salamandra ognista! to magiczny gatunek małej jaszczurki, której pokarmem są płomienie. rodzi się z tak zwanego salamandrowego ognia. jest biała, ale w zależności od temperatury zmienia kolor na niebieski lub szkarłatny - wydeklamował szybko, zadowolony z siebie. - jeśli będzie regularnie karmiona pieprzem, może przeżyć nawet do sześciu godzin bez ognia, ale żyje tak długo, jak długo pali się ogień, z którego wyszła. czyli niezależnie czym będzie się żywić, jeśli zgaśnie jej płomień - umrze. jej krew jest składnikiem eliksirów magicznych. w klasyfikacji ministerstwa magii jest określona jako groźna, chociaż w kontakcie pośrednim wydaje się bardzo urocza i nieszkodliwa - zwieńczył, powołując się na własne doświadczenia, które zakończyły się tradycyjnie w skrzydle szpitalnym. nauczył się jednego - nie ufać jaszczurkom.
Ignis C. Hodel
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 1.74 m
C. szczególne : powolne flegmatyczne ruchy, blada skóra, puste spojrzenie
Idzie powolnym krokiem w stronę wschodniego brzegu jeziora. Nie spieszy się i tak jest spóźniona. Nie przychodziłaby na zajęcia, gdyby prowadził je ktoś inny. Chyba może się spóźnić. Profesor Cromwell nawet nie wygląda na takiego, co lubi odejmować punkty, myśli, gdy zjawia się tu trochę później niż pozostali. Słyszy, jak inni prowadzą dyskusje. Odpowiadają na pytanie Hal'a, który z pewnością zadał wcześniej jakieś pytanie, o którym Ignis nie ma pojęcia; lub nie. I tak wie, że nie zabrałaby głosu, gdyby nawet usłyszała pytanie i znała odpowiedź; nieważne jakby błahe ono było. Ma nadzieje, że wtapia się w tłum, a liczne głosy tylko przykuwają uwagę nauczyciela od jej skromnej osoby. Jak dobrze, że nie jest wychowanką Godryka Gryffindora. Wtedy na pewno zostałaby przyłapana na zjawieniu się na zajęciach. Profesor Cromwell wygląda na takiego, który bardzo troszczy się o swoich wychowanków. Na pewno to nie tylko jedna jego zaleta. Ignis uważa, że jak na takiego starszego pana, staruszek bywa bardzo spostrzegawczy. Uważnie obserwuje wszystkich, starając się trzymać z dala od tych najgłośniejszych, ale ci najcichsi również zwracają na siebie uwagę. Gdzie więc można ukryć się nad brzegiem wschodniego jeziora? W wodnych, zimnych głębinach — to nie jest dobry pomysł. W końcu to tylko lekcja. Tylko.
Chloé Swansea
Rok Nauki : VII
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 165
C. szczególne : Kolczyk w nosie i naturalny magnetyzm.
Chloé spojrzała dziwnie na Haze. - Co ty chcesz robić? - zaśmiała się z niedowierzaniem, ale zreflektowała się i położyła jej dłońna ramieniu. - Nie, no, wspieram cię mocno w tym postanowieniu - powiedziała poważnie, ale kąciki ust zadrgały jej w powstrzymywanym uśmiechu. - Może i mnie będziesz zaciągać i moja frekwencja się poprawi. Może zostanę prymusem? - zastanowiła się, ale po tym wybuchnęła już śmiechem. To chyba jest mało realne... Odchrząknęła, kiedy gryfonka wspomniała o owutemach. - Szczerze to ja nawet zapomniałam, że mamy te egzaminy w tym roku - zdezorientowana podrapała się w kark. - Myślisz, że jest szansa, że obleje i zostanę tu powtarzać rok? - teraz dopiero zaczęła się martwić. - Lubię Hogwart, ale bez przesady. Potrząsnęła głową, kiedy Haze zapytała o Pro. Chłopak był dość charakterystyczny wizualnie, toteż mogła z całą pewnością powiedzieć, że go dzisiaj nie widziała. - Może bierze przykład ze mnie i też ma gdzieś egzaminy? - zasugerowała, rozglądając się wokól czy na pewno nie dostrzeże rudej czupryny. Nagle Haze zaatakowała ją niespodziewanym pytaniem i na chwilę zaniemówiła. - Czego? - zapytała retorycznie. - Haze, twoje pomysły czasem mnie zadziwiają. Czy ja ci wyglądam na fana fauny? - zapytała z wesołymi błyskami w oczach. Nie chciało jej się chodzić na lekcje, a miała dobrowolnie po zajęciach uczęszczać na jakieś dziwne spotkania? No, jakoś tego nie widziała. - Próbuj dalej, może w końcu natrafisz coś co mnie zainteresuje albo akurat dotknie mnie chwilowe upośledzenie mózgu zwane szaleństwem i zgodzę się na to - zaśmiała się i obdarzyła przyjaciółkę krótkim uściskiem. W końcu pojawił się i Pro i Chloé przyglądała mu się z zainteresowaniem, jak zawsze kiedy poznawała kogoś nowego. - Rodzice mieli fantazję - stwierdziła szczerze, słysząc jego imię. - Tak zdecydowanie będzie wygodniej - zgodziła się. Chyba by wybuchała śmiechem za każdym razem, gdyby miała wymawiać pełną formę jego imienia. - Chloé Swansea, możesz mi mówić Chloé - przedstawiła się i złapała jego dłoń, mimo że nie podał jej pierwszy. Uczniowie gromadzili się, ale nauczyciela jeszcze nie było. Zjawiła się też Cysia, ale tylko pomachała im ręką. Chloé odmachała siostrze i strapiła się lekko. Chyba coś się dzieje, muszę z nią pogadać, pomyślała. W końcu zjawił się profesor i od razu zaczął od odpytywania! Świetnie. Wzruszyła ramionami, bo tak bez przygotowania to żadne płazy nie przychodził jej akurat do głowy. Zresztą chyba najprostsze już zostały wymienione, więc... Tak, idealnie nadawała się do Kółka Fanów Fauny, czego nie omieszkała powiedzieć półgębkiem do Haze.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Siostrę wypatrzył już z daleka. Przypatrywał się jej z dystansu uważnie, co w pewnej odległości było znacznie prostsze, niż kiedy znalazła się bliżej, a ich spojrzenia się spotkały. Posłał jej kwaśny uśmiech i zwyczajnie wrócił do swojej poprzedniej pozycji. Wychylił się w przód, głową spuszczając ku ziemi i przeczesując palcami tył włosów, rozmierzwiając ciemne, blond pasma, wciągnął z wolna powietrze do płuc. Oddech zdawał się odbijać nieprzyjemnym grymasem na jego twarzy. Obolałe żebra czuł przy najmniejszym nawet ruchu i zwykłym unoszeniu klatki piersiowej do zaczerpnięcia powietrza. Stwierdzenie, że nie wygląda dobrze było… cóż, dość łaskawe. Uniósł wzrok na dźwięk kobiecego głosu, a dostrzegając przed sobą właścicielkę pięknych, burzowych oczu i smukłej sylwetki z początku nie powiedział nic, zastanawiając się nad samym sensem słów. — Co z nią? Z tą duszą, skoro już tak rozmawiali bardzo spirytualnie. Wbrew temu, że spytał, mimo wszystko wyciągnął dłoń przed siebie, ale nie po to żeby z ciekawoscią sięgnąć po kubek. Bynajmniej. Bardziej interesowała go faktura jej porcelanowej skóry, dlatego trochę przypadkiem, a jednak wcale nie, objął palcami jej znacznie smuklejsze, zanim zgarnął kubek w swoją stronę. — Jakieś zioła? — powąchał zawartość z odległości, przypominając sobie podobne wywary szykowane mu przez matkę. Obwiniał za to obecność Frei na zajęciach. W innych okolicznościach niemożliwym było, zeby sam zdawał się na wspominki o zmarłej rodzicielce. Zniechęcony oddał kubek Ślizgonce. — Pokaż, że nietrujące. Pomiędzy tym wszystkim, zadzwoniło mu w uszach, że chyba zignorował kogoś jeszcze, kiedy wpatrywał się tak intensywnie we własną siostrę. Podniósł wzrok do prefekt naczelnej ich domu, postanawiając, bądź co bądź się odkupić, dlatego zaczął. — Mess, poznaj…. — zwiesił ton, bo chociaż Keyirę bardzo dobrze kojarzył z widzenia… nie pamiętał jej imienia, dlatego zgrabnie skończył – zresztą sama wiesz… Ty przecież znasz wszystkich. — A to Little Mess — przedstawił Shercliffe’ównej ich prefekt, chociaż nie musiał, a chwilę potem dodał konspiracyjne: — Cśśśś, Lanceley. Bo jeszcze zaczną ode mnie więcej wymagać. A czuł się dzisiaj jak gówno. Wolał bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, żeby nie wymagano dzisiaj od niego nic. — A ty? Jaka jest twoja wymówka na samopoczucie? Przelotne spojrzenie posłane Keyirze wskazywało na to, że dostawał oczopląsów, nie potrafiąc podzielic uwagi pomiędzy dwie tak samo piękne Ślizgonki. Dalej już tylko było gorzej, bo musiał znaleźć w sobie jeszcze koncentrację na profesora. Dźwignął się z trudem z ziemi, ręce podpierając na udach. Ostrożnie w końcu wyprostował się całkiem, w ramach pokazu większej swobody niż odczuwał, uwieszając się na ramieniu Nessy. Tak naprawdę, dlatego, że potrzebował chwili żeby zapomnieć o wrażeniu, że ma ochotę zwrócić dzisiejsze śniadanie.
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Przechyliła głowę i przez moment po prostu przygladala mu się z lekką konsternacją, nie do końca rozumiejąc jego pytanie. Potem w jej oczach zamajaczyło zrozumienie - to po prostu Gunnar nie wyłapał nawiazania. Co też, z drugiej strony, nie powinno być chyba dla niej aż takim zaskoczeniem. Zaśmiała się krótko pod nosem i przeniosła spojrzenie niżej, na własną dłoń, gdzie poczuła przelotny dotyk jego palców. Zrobił to świadomie czy przypadkiem? To chyba nie miało znaczenia. — Tak się mówi na mocną, gorzką, czarną kawę — sprostowała, tym samym udzielając Ragnarssonowi odpowiedzi na drugie pytanie. I chociaż chłopak oddał jej kubek, po wyraźnie jego twarzy Keyira szczerze wątpiła, by to napój stanowił problem. Dlatego też wzruszyła ramionami z grymasem pod tytułem "twoja strata" i odebrała swoją własność, by upić łyczek. Nie dlatego, że o to poprosił, ale po to, by zatrzymać w gardle komentarz, który cisnął jej się na usta, gdy podeszła do nich prefekt. Shercliffe uniosła brwi, kiedy okazało się, że Gunnar nie pamięta jej imienia czy nazwiska i zaraz pokręciła głową ni to z rozbawieniem, ni z niedowierzaniem i z westchnieniem podniosła się do pionu, przenosząc spojrzenie na rudzielca. Skinęła Ślizgonce na powitanie i sugestywnie przysunęła do ust wskazujący palec wolnej dłoni. — Mam tyle imion, że nie dziw, że żadnego nie zapamiętał, prawda, Little Mess? — zwróciła się bezpośrednio do czarownicy, licząc na odrobinę babskiej konspiracji. Nie była pewna czy koleżanka przymknie oko na użycie przez nią przezwiska, ale postanowiła zaryzykować. Następnie znów skupiła się na brunecie. — Slytherinowi nie zostało w zapasie wystarczająco punktów do odjęcia, bym mogła ci na to odpowiedzieć — mruknęła zgodnie z prawdą, chociaż po wyraźnie jej twarzy ciężko było stwierdzić czy to przypadkiem nie był żart. Byłby raczej trochę oklepany, czyż nie? Chwilę później Shercliffe obróciła się do nauczyciela w wyrazie szacunku, a kiedy przyszła jej kolej, zamyśliła się w poszukiwaniu odpowiedniej nazwy. — Kumak nizinny, występujący na niewielkim obszarze — rzuciła w końcu, bo co do magicznych płazów nie miała żadnej pewności poza tymi, które zostały już wymienione.
Pokręciła głową w odpowiedzi, mrużąc z niezadowolenia oczy na myśl, że dziewczyna miałaby oblać i nie byłyby już razem na tym samym roczniku. Zdecydowanie nie dopuści do takiej sytuacji, choćby miała jej siłą wciskać wiedzą do głowy. Jeśli będzie trzeba, to będzie za nią łazić z książką i czytać na głos potrzebne fragmenty do zapamiętania. Tak jak zawsze odwzajemniła jej uścisk, nie czując przy tym żadnego dyskomfortu, jaki odczuwała będąc blisko innych dziewczyn, bo Chloé… Chloé w jej oczach była niczym siostra i tak jak nie miała żadnych oporów, aby przytulić Aspa, tak też i nie krępowała się dotyku Ślizgonki. Przytrzymała ją za przedramię, patrząc na nią z nadzieją, bo przypomniała sobie, że zapisywała się też do kółka Twórczych Teatrofili. - To może kółko teatralne? - zaproponowała, puszczając jej rękę, aby zgarnąć niesfornego loczka ze swojej twarzy, po czym od razu spięła się cała, czując szturchnięcie w ramię. Odwróciła się gwałtownie, mrużąc gniewnie oczy, aby sprawdzić kto śmie ją dotykać, jednak jej wzrok od razu złagodniał, gdy mózg przetworzył informację, że jest to wyczekiwany przez nią Pro. Rozluźniła się, a jej ramiona opadły delikatnie, do czasu aż nie skrzyżowała rąk na piersi, mierząc go spojrzeniem. - Ty jesteś moim przygotowaniem, Pro. Liczę, że podzielisz się wiedzą - odpowiedziała, szturchając go lekko łokciem w ramię, po czym rozejrzała się jeszcze raz po obecnych, aby sprawdzić kto zdążył dojść na zajęcia. Kiwnęła głową do uroczo zadyszanej @Morgan A. Davies, w swoim mniemaniu dając jej wzrokiem do zrozumienia, że spokojnie mogłaby do nich dołączyć, a widząc @Caelestine Swansea odruchowo złapała Chloé za dłoń, aby chwilę później pochylić się do niej i szepnąć “Czy Cysia coś o mnie ostatnio mówiła?”. Wyprostowała się jednak zaraz, milknąc zupełnie, aby z szacunkiem wysłuchać tego co profesor ma do powiedzenia. Hal może i był miękki jak Puszek Pigmejski, ale zasługiwał na jej skupienie, nawet jeżeli z jego przedmiotu nie wiedziała kompletnie nic. Słysząc pierwsze polecenie wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z Chloé, chociaż jej własne zdecydowanie było zabarwione rozbawieniem. Miała problem z wymienieniem płazów w ogóle, a co dopiero podawać gatunki. Po co w ogóle komu taka wiedza w prawdziwym życiu? Nawet jeżeli idąc na spacer natkniemy się na żabę, to świadomość jakiego jest gatunku chyba nie odmieni naszego dnia, prawda? Pociągnęła Pro za rękaw, aby pochylił się w jej stronę i z lekko zmarszczonymi brwiami spytała go szeptem czy zna więcej niż jedną odpowiedź, w domyśle chcąc wiedzieć czy mógłby się trochę swoją wiedzą podzielić.
Ledwie zatrzymał się przed grupą uczniów, tuż przy nim wyhamował podekscytowany @Anfim Abrasimov. Hal już spodziewając się po nim jakiejś rewelacji na temat ślimaków, przywitał go jeszcze szerszym uśmiechem. - Koniecznie musisz! - zawtórował mu z nieudawanym entuzjazmem. Dopuszczał do siebie myśl, że chłopak mógł nawet wiedzieć o mięczakach więcej niż on, a co jak co, ale na ich temat z chęcią dowiedziałby się więcej. Zawsze uważał, że te niepozorne, znacznie mniej przyciągające uwagę - a więc i mniej poznane - istoty są najciekawsze. Smokami podniecał się każdy, a badanie ich względnie prosta. Bezkręgowce zaś stanowiły prawdziwe wyzwanie i kopalnie nieodkrytych faktów, czego większość ludzi nie doceniała. Nigdy nie mówił tego głośno, ale w gruncie rzeczy uważał ludzi twierdzących, że mali i niecharakterystyczni przedstawicie fauny są "prości i nudni", za faktycznie prostych i nudnych, a do tego ograniczonych. Taryfę ulgową mieli tu oczywiście młodzi ludzie, w stosunku do nich zakładał bowiem, że po prostu do pewnych rzeczy jeszcze w życiu nie doszli, bo mieli za mało czasu. Tym milej było mu, że jego życiowa ścieżka skrzyżowała się z tą Anfima. Wracając - a raczej przechodząc - jednak do płazów... Wspominając swoje początki w pracy nauczyciela mógł być dumny z tego jak wzrosła na jego lekcjach aktywność uczniów. Lubił wierzyć, że rozdawnictwo punktów nie było tego jedynym powodem. Pierwsza zgłosiła się Albina i od razu pozytywnie zaskoczyła go znajomością łaciny. Uczniom zwykle nie chciało się zapamiętywać nazw naukowych. - Bardzo dobrze - uśmiechnął się i zaraz dopowiedział: - Globalnie traszka grzebieniasta jest uznana za gatunek pospolity, ale podejrzewam, że wkrótce się to zmieni. W Wielkiej Brytanii notuje się znaczny spadek populacji traszki grzebieniastej w ostatnim półwieczu i tak to właściwie wygląda w całej Europie Zachodniej. A w Środkowej już jest najrzadszym nizinnym gatunkiem traszki. Przytaknął również Morgan i Williamowi. Odpowiedź Gabrille odrobinę go zaskoczyła i to nie jedną rzeczą. Przede wszystkim nie spodziewałby się po nikim tak dokładnej znajomości zasięgów, przy czym te zasięgi też go zdziwiły. - Przyznam szczerze, że nie słyszałem o żabie śmieszce w Wielkiej Brytanii, aczkolwiek możesz mieć jakieś aktualniejsze ode mnie dane. Chociaż podchodziłbym z nieufnością to wszelkich rewelacji odnośnie żab zielonych. Możecie się często spotkać z nazwą Pelophylax ridibundus. Pelophylax jest podgrupą w rodzaju żab właściwych, czyli Rana. Problem z żabami zielonymi jest taki, że się ze sobą krzyżują. Na kontynencie występują żaby wodne, które są naturalną krzyżówką śmieszki i jeszcze jednaj żaby zielonej, której wam na razie nie zdradzę. I te żaby wodne też mogą się krzyżować z pozostałymi, co w efekcie powoduje, że gatunki te są nie do oznaczenia w inny sposób niż badaniami genetycznymi. Ropucha szara! Bardzo dobrze, Caelestine! Aż się dziwię, że padła dopiero teraz. Jest niewątpliwie najprostsza do zaobserwowania w Wielkiej Brytanii w naturze, większość z was pewnie je wiedziała, chociaż również i ich populacja notuje spadek. Podam wam taki dowód anegdotyczny. Jak byłem w waszym wieku to w miejscu, gdzie mieszkałem ropuchy były tak oczywistym zjawiskiem jak trawa, nikt nawet na nie nie zwracał uwagi. Teraz jak tam dzieciaki znajdą ropuchę, to mają prawdziwy zaciesz. Zaraz potem Lazar powrócił do żab zielonych, a Hal nie mógł go winić za niepewność w głosie, skoro wcześniej sam zasiał w tym temacie ziarno niepewności. - Tak, żaba jeziorkowa. W odróżnieniu od reszty Europy mamy (albo mieliśmy) ten luksus, że możemy łatwo oznaczyć żaby zielone do gatunku, nie do rodzaju, bo oficjalnie mamy tylko jeden. I tak jak mówiłem, to właśnie żaba jeziorkowa krzyżuje się ze śmieszką dając płodne potomstwo w postaci żaby wodnej. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, gdy Matthew wspomniał o ropusze paskówce. - Owszem, bardzo rzadka i w bardzo trudnej sytuacji, ale mogę wam zrobić prezentację - włożył rękę do kieszeni, ale zamiast ropuchy wyjął z niej różdżkę i wyczarował patronusa. Znacznie mniejsze niż spodziewali się pewnie ci, którzy kojarzyli ropuchy szare, widmo płaza ruszyła w trasę między studentami. - W rzeczywistości nie jest oczywiście niebiesko-srebrna, tylko brązowo... biała? No taka jasna w każdym razie. Zwrócicie uwagę na jasną linię na jej plecach. Stąd właśnie paskówka. Kiedy jego patronus dokonywał autoprezentacji, Riley i Bruno wymienili kolejne traszki, a zaraz potem Doubravka dodała salamandrę plamistą, a przy tym miał już coś do dodania. - Z salamandrą możemy mieć jeszcze problemy - powiedział - Z obcymi gatunkami jest często tak, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć jak ich wprowadzenie do środowiska wpłynie na ekosystem. Z salamandrą do tej pory nie było problemów, ale są obawy, że może powybijać nam traszki. Na Niderlandach i w okolicach populacja salamander praktycznie zanikła przez pewnego grzyba w skrócie zwanego Bsal, który przenoszą i który zbiera też ogromne żniwo wśród traszek. Wymarcie salamander plamistych na naszym terenie nie byłoby problemem, dlatego, że nie jest ich to naturalny zasięg, ale o traszki już się martwimy. Traszka górska - tym razem odpowiedzi udzieliła Nessa, pozostając w klimacie gatunków obcych - jest natomiast gatunkiem inwazyjnym i jej zniknięcie byłoby dla naszej fauny korzyścią. Nie dość, że zajmuje niszę krajowych traszek, to również przenosi chorobę grzybiczą - Chytrydiomikozę. Dlatego traszkę górską już od lat 80. staramy się je wysiedlać. Kolejną salamandrę wymienił Anfim. - Tak, i jak to z magicznymi stworzeniami, także ludźmi, bywa - są odporniejsze na choroby. Ale też mają swoje problemy. Pamiętacie z reszta jak w zeszłym roku pomagaliśmy na zajęciach w ich rozmnażaniu do programu ochrony. A co do klasyfikacji Ministerstwa, to miło by było, gdyby tworzenie jej było konsultowane z magizoologami, których faktycznie by słuchano - wzruszył ramionami. Był już chyba za stary na walkę z systemem i na pewne rzeczy wolał machnąć ręką i jakoś je zaakceptować. - Panno Hodel, zajęcia zaczęły się o dziewiątej! - podniósł lekko głos i spojrzał surowo na spóźnioną uczennicę, która próbowała wmieszać się w tłum, ale wyglądało na to, że nie zamierzał wyciągać żadnych konsekwencji i tak sobie gadał, żeby przypadkiem nikt mu nie zarzucił, że jest za mało jak na swój wiek zrzędliwy. Czekał na jeszcze jeden gatunek, który jeszcze nie został wymieniony, ale uczniom widocznie brakowało już pomysłów. W końcu zgłosiła się Keyira, chociaż nie z gatunkiem, na który czekał. - Nie mamy kumaków - poprawiła ją tonem w żadne sposób nie wskazującym, żeby mu się ta odpowiedź nie podobała. Nie istniały złe odpowiedzi. Nawet te błędne wnosiły dużo, bo dzięki nim można było poruszyć jakiś temat i zwrócić na coś uwagę. - Kumaki nizinne są utrzymywane na Wyspach wyłącznie jako zwierzęta, chociaż zdarza się, że z hodowli uciekną albo ktoś celowo je wypuści, gdy mu się już znudzą. A tak jak już mówiliśmy, wsiedlanie obcych gatunków może mieć nieciekawe skutki. Ale żyjcie dobrze ze studentami z wymiany, to może was zaproszą do siebie i pójdziecie poszukać kumaków. Mają niesamowity głos i są bardzo ładne. I mają źrenicę w kształcie serca - dodał w temacie ciekawostki. - Został wam jeszcze jeden. Ktoś wie? - odczekał chwilę, ale nikt się nie zgłaszał. - Myślę, że wiecie, ale nie pamiętacie - żabert. Kojarzycie, prawda? Doczekawszy się przytaknięć, przeszedł dalej. - To było łatwe pytanie, więc niech będzie po 5 punktów za odpowiedź. Teraz będzie trudniejsze za 10: już sobie powiedzieliśmy kilka razy, że płazom grozi wyginięcie. Podajcie czynniki, które na to wpływają.
----------------------------------------------------------------- Podobnie jak wcześniej. Nie jest to zadanie obowiązkowe. Po tym będzie jeszcze jedno pytanie za piętnaście punktów. Jedna postać, jedna odpowiedź w tej rundzie. W fazie pytaniowej - jeśli chce się dwa pkt za lekcję - trzeba napisać przynajmniej jeden post, ale nie trzeba w nim podawać odpowiedzi na pytanie.
Spóźnieni nadal mogą wbijać, ale znów nie mają szans na odpowiedź na zadane w poście pytanie.
EDIT! Odpisy do 27.11 29.11 godz. 18.00.
Pytania na priv, jakby coś było niezrozumiałe, a jeśli interesujące lub chcecie się z czymś nie zgodzić, to nie krępujcie się w postach.
Widok profesora Cromwella, który jako jeden z niewielu pedagogów w szkole nie traktował Anfima z pewną specjalną troską, a wręcz żywo doceniał jego nietypową pasję sprawiał, że Albina pragnęła być jeszcze lepszą uczennicą na zajęciach z opieki nad magicznymi stworzeniami. Do zwierząt jako takich miała zgoła inne podejście niż ci, którzy uważali się za gorliwych fanatyków fauny i być może odmiennie od nich nie uważała czasu spędzonego po kolana w błocie, podczas wyczekiwania krzyku godowego żurawia, za czas spędzony wyśmienicie, miała jednak pewną wiedzę i dryg do zajmowania się nimi. Jednym wielkim zwierzęciem zajmowała się całe życie i patrzcie, jaki wyrósł ten król @Anfim Abrasimov. @Bruno O. Tarly wysunął się do przodu by zaobserwować co też nauczyciel przyniósł na zajęcia, a Balbinka z pewną dozą smuteczku puściła jego ramię w tak dramatycznym geście, jakby syna swojego na wojnę wydawała. Musnęła palcami jeszcze jego bark i wsadziła dłonie w kieszenie spoglądając gdzieś ponad ramionami ludzi w stronę kogoś, kto zupełnie nie powinien był jej interesować. Totalne zaprzeczenie wszelkich ciekawości jakie kiedykolwiek w sobie pielęgnowała. A jednak wzrok uciekał właśnie tam... Z entuzjazmem pokiwała głową na "bardzo dobrze" jakie padło z ust @Hal Cromwell, choć wszelkie gratulacje należałoby składać w stronę pana i władcy na skraju skorupy, bo to właśnie najsłodszy brat z zapamiętałością maniaka powtarzał jej łacińskie nazwy poszczególnych ras i gatunków, które zdołały go zafascynować na dłużej niż pięć minut a i gryfonka kiedy już raz coś jej wpadło do głowy miała tendencję do niezdrowego wczytywania się w zagadnienie, aż zupełnie wyczerpie swoje owym tematem zainteresowanie. Z ciekawością wysłuchała wypowiedzi profesora, niezwykle wyczerpujących i złożonych, z których wielu słów nie była przekonana, czy rozumie, ale nie miała żadnych obaw, że Anfim jej wszystko pięć tysięcy razy jeszcze wytłumaczy, a może i siedem, żeby mieć pewność, że jego siostra krew z krwi nie zawodzi w jedynym temacie, który go interesuje bezbrzeżnie. - Globalnaja urbanizacyja i zanieczyszczenje akruża... zanieczyszczenje środowiska? - zasugerowała, gdy nauczyciel zadał kolejne pytanie. Pamiętała, że na wsi wujek z ciotką nie mogli przeżyć, że sąsiad im coś wpuszcza, jakiś ciek czy ściek do strumienia za domem. Zanieczyszczenie środowiska to trudny zwrot ale wiązał się zarówno z truciem gleby, wody, a skoro krowy chorowały, to tym bardziej małe jaszczurki i żaby.
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Naprawdę nieźle się uczył, jeśli mowa o opiece nad magicznymi stworzeniami, ale wiedza Cromwella już nieraz powalała go na kolana. Tak było i tym razem, i chociaż jego wywód w głównej mierze dotyczył zwierząt występujących również w świecie mugolskim, tak słuchał go z wyraźnym zaciekawieniem, chcąc wyciągnąć jak najwięcej informacji. Musiał przyznać, że wiele z wymienionych przez innych uczniów gatunków znał, ale o niektórych usłyszał podczas tych zajęć po raz pierwszy, toteż warto było skoncentrować się na temacie lekcji i poszerzyć swoje doświadczenia. Szczególnie, że uwielbiał lekcje Hala, a i jego uważał za jednego z najlepszych nauczycieli w Hogwarcie. I to nie tylko dlatego, że w porównaniu z innymi był stosunkowo pobłażliwy. Miał po prostu w sobie coś takiego, że wychowankowie Szkoły Magii i Czarodziejstwa na jego lekcjach aktywizowali się bez większego marudzenia, a dzięki temu i same zajęcia były bardziej interesujące. W końcu profesor zadał im jednak kolejne zadanie, nad którym musiał się intensywniej zastanowić. Zdawało się bowiem trudniejsze niż wymienienie gatunków płazów, które zamieszkują tereny Wielkiej Brytanii. Wielokrotnie czytał już o tym, że stworzenia te są zagrożone wyginięciem, ale musiał sobie teraz na spokojnie przypomnieć przyczyny, dla których taki stan fauny się utrzymywał. - Mugole używają szkodliwych substancji, które sprawiają, że w powietrzu zmniejsza się warstwa ozonowa, a to z kolei prowadzi do wzrostu natężenia promieniowania ultrafioletowego. Z tego co wiem obecne stężenie nie jest aż tak groźne dla nas, ale skóra płazów i ich niezwykle delikatny skrzek są szczególnie wrażliwe na to promieniowanie. Powoduje ono różnego rodzaju mutacje. Nie wszystkie są śmiertelne, ale nawet jeśli nie są, to zdecydowanie utrudniają one i skracają życie wielu żab, ropuch czy traszek. – Odpowiedział rzeczowym tonem, chociaż nie był do końca usatysfakcjonowany. Zapomniał bowiem jak nazywa się ten gaz, którego używają ludzie niemagiczni. Kojarzył, że było to coś na literę „f”, ale nie chciał zrobić z siebie idioty, a określenie „freonu” jakoś wypadło mu z głowy. Stwierdził, że być może Cromwell przymknie na to oko, wszak powiedział o pośrednim czynniku, jakim są szkodliwe substancje, tylko nie podał dokładnie o jakie chodzi. Zresztą… akurat bezpośrednią przyczyną, jaką było samo promieniowanie UV opisał nad wyraz szczegółowo. Po swej wypowiedzi zamilknął więc, ciekaw tego, jakie inne powody zmniejszania się populacji płazów wynajdą jego koledzy i koleżanki.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Hal Cromwell był jego ulubionym nauczycielem. Tak cierpliwy i tolerancyjny, że aż słów brakowało! I nie miał na myśli tylko tego, że puszczał płazem wszelakie wybryki Tarly'ego. Bruno patrzył na tę całą akcję ze ślimakami i aż oczom nie wierzył. Powstrzymywał się, by nie wybuchnąć śmiechem, co prawie mu się udało, bo ograniczył się jedynie do krótkiego parsknięcia. Jednakże reakcja nauczyciela wcale go nie zaskoczyła: złoty człowiek. Popatrzył na @Albina Abrasimova z uśmiechem, zaraz po słowach profesora skierowanych do jej brata. Może chciał w ten sposób zrekompensować jej to nagłe odejście? A może sam przekona się kiedyś do Anfima? Czas pokaże, choć z pewnością będzie to spore wyzwanie. Wysłuchał wypowiedzi wszystkich studentów, kiwając nieznacznie głową. Zawsze tak robił, gdy się skupiał. A na tych zajęciach był wyjątkowo skupiony. Był też pod wrażeniem wiedzy pozostałych studentów i ich aktywności. Zerknął na @Frea Ragnarsdóttir i wzrokiem zachęcił ją do dołączenia do dyskusji. Wiedział, że dziewczyna ma ogromną wiedzę, ale chyba nie chciała przekrzykiwać się z pozostałymi, nieco nadgorliwymi, uczniami (sam Bruno podczas Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami ciut przeginał ze swoją swawolą w odpowiedziach). Kolejne pytanie ze strony Cromwella było idealną okazją do wypowiedzenia się na temat płazów, a także do tego, by złapać parę punktów dla swojego Domu. Tarly zamyślił się chwilę. Wysłuchał odpowiedzi Matta i Balbinki, które były oczywiście poprawne. Zmarszczył brwi. Co oprócz tego? Pytanie nie było skomplikowane, ale ubranie w odpowiednie słowa odpowiedzi nie było już takie oczywiste. W końcu jednak uniósł swoją dłoń ku górze i odezwał się: - Deforestacja. - to tego słowa szukał w głowie najdłużej - Masowa wycinka lasów wpływa na znaczne zmniejszenie naturalnych siedlisk wielu płazów. Szczególnie w Afryce i Ameryce Południowej. - nie rozwijał się zbędnie, bo chciał też dać szansę innym. A może po prostu nie chciał wyjść na kujona? Przywykł już do swojej łatki nieogarna i szkolnego błazna. Przestąpił z nogi na nogę i stanął w nieco wygodniejszej pozycji. Nadal zastanawiał się, co takiego będą dzisiaj robić i cóż to za tajemniczy mysi sprzęt przytaszczył ze sobą profesor.