Wschodni brzeg wielkiego jeziora w dużej mierze zagarnęła linia gęstych drzew, dzięki czemu jest jednym z mniej okazałych. Jest także nieco podmokły, przez co niekiedy można w tym miejscu wpaść w ogromną kałużę, za to właśnie tutaj można obserwować najlepsze zachody słońca w całym Hogwarcie.
Wzruszyła ramionami, kompletnie zignorowana przez Bruna, ale przynajmniej z jakimś zajęciem. Wzięła szpadel z kupki rzuconej przez profesora i odeszła trochę dalej do ostatniego znacznika, który okazał się być znacznikiem grupy @Gunnar Ragnarsson. Nie kwapiła się do rozmowy, a jak zaczęła kopać to też okazało się, że do kopania również nie miała weny. Niczym się to nie różniło od przygotowywania pola na jesień, nie było to też jedną z jej ulubionych czynności więc trochę zajęła się tym na odwal. Szybko zgromiona spojrzeniem pozostałych członków grupy postarała się przynajmniej poprawić to co narozwalała rozgrzebując błoto i skierowała się do lasu zbierać patyki i gałęzie. Zgodnie z przykazaniem nauczyciela nie oddalała się od brzegu lasu przynajmniej na tyle, by wciąż pomiędzy drzewami widzieć pozostałych uczniów. Uzbierawszy naręcze chrustu wróciła do wykopanego rowu. - Acuero. - obrzuciła patyki zaklęciem by móc wbić je sprawniej w ziemie i dzięki temu zrobić stabilniejszą konstrukcję. To uczyniwszy wzięła trochę sznurka i zaczęła całą konstrukcję związywać w newralgicznych miejscach coby mieć pewność, że będzie się trzymać.
Gunnar Ragnarsson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : blizna z pazurów wzdłuż kręgosłupa do połowy pleców; na ramionach tatuaże run nordyckich wpisanych w islandzką, mistyczną symbolikę i zarys skalnych grani
Chwycił od profesora łopatę, dziwiąc się trochę, że wybór padł na niego, ale ostatecznie nie robiło to przecież żadnej wielkiej różnicy. Opróćz tej jednej, że niewiele osób dołączyło do niego do grupy. @Albina Abrasimova powłóczyła nogami niechętnie. Nie nawiązała z nim rozmowy. Gunnar jeszcze chwilę stał z łopatą, opierając na niej przedramiona. Wpatrywał się w rosjankę, kiedy ta poszła zebrać chrust, ale ostatecznie oderwał wzrok, tylko dlatego, żeby nie zostać posądzonym o nieróbstwo. Wbił łopatę w miękką ziemię, stwierdzając, że wykopanie tego doła byłoby chyba dużo prostsze dla wielu dziewcząt na zajęciach za pomocą zaklęcia, chociaż dla niego samego, machanie szpadlem wiązało się z jakąś funkcją terapeutyczną. Nie wiedział ile czasu minęło zanim wykopał dół o odpowiednich la profesora wymiarach, ale było to dobre zmęczenie, na sam koniec, które go dopadło. Przyglądając się badylom przyniesionym przez nieliczną grupę, zebrał kilka podobnych do siebie gałęzi, układając je obok siebie, blisko tych, które przygotowała już Gryfonka. Biorąc z niej przykład, utwierdził konstrukcję zaklęciem transmutacyjnym, przyglądając się efektom. Musiał przyznać, że ta część lekcji leżała znacznie bliżej jego serca niż poprzednia część teoretyczna. Była to wiedza znana mu ze Stavefjord, chociaż tam zwykle budowali szałasy na zimnej, twardej glebie, nie bagnie. Tym ciekawiej, że mógł obserwować jak zachowuje się taka konstrukcja w innym środowisku.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Cóż nieco zaskoczyło ją to, że tak po prostu została oddelegowana do tego, żeby stanąć sobie z boku, ale najwyraźniej wpierw musieli dokończyć to co już mieli zaczęte i dopiero później spóźnialscy mogli się dołączyć i rozpocząć walkę o honor i punkty domu. Chociaż na to chyba musieliby sobie naprawdę ciężko zapracować... bo właśnie do jej rąk trafił szpadel i dosyć ciekawe jak na standardy Hogwartu zadanie w ramach lekcji. A babcia Brigitte mówiła ucz się dobrze, bo potem w przyszłości będziesz kopać rowy. Jak widać do tego nawet nie trzeba opuścić murów szkoły. Chociaż niewątpliwie miała kobiecina rację. Jeśli chodziło zaś o drużynę to specjalnie nie musiała się trudzić, bo już po chwili znalazł się dla niej jeden z kompanów, który oprócz tego jeszcze koleżankę chciał wkręcić do tego cudnego składu. Chyba nie będzie tak źle skoro się towarzystwo znalazło. Westchnęła jedynie na komentarz Lazara i nonszalancko oparła otrzymany szpadel o ramię. - O moje delikatne rączki nie masz się co martwić - odpowiedziała, ale już po chwili usłyszała jeszcze pytanie Rileya, na które wywróciła jedynie oczami. Czy naprawdę każdy facet musiał w podobny sposób reagować na widok kobiety z łopatą? Serio? Zanim jednak zdążyła cokolwiek odpowiedzieć zainterweniował Cromwell, który niejako stanął w obronie jej honoru i zabronił wyraźnie komukolwiek odbierania jej szpadla. - Dziękuję, profesorze - zwróciła się do niego, obdarzając go nawet delikatnym uśmiechem. - Zacząć kopać tutaj? Chciała jeszcze upewnić się, co do tego gdzie powinna zacząć wykopki i po wskazaniu przez nauczyciela odpowiedniego miejsca, wbiła energicznie szpadel w ziemię i rozpoczęła przygotowywanie gruntu pod ich mały płazi pensjonat. Wiosłowanie łopatą wcale nie było takie ciężkie jak innym mogłoby się zdawać. Oprócz tego oczywiście, że łatwo było o wysmarowanie sobie butów i ubrań błotem w podobnych warunkach, ale nie było to raczej coś z czym odrobina magii by sobie nie poradziła. Lazar dzielnie przyniósł do rowu naręcze chrustu, z którego można byłoby utworzyć całkiem pokaźny stosik, który zawstydziłby średniowiecznych łowców czarownic. Viol spojrzała jeszcze na dziurę, którą udało jej się wyżłobić w ziemi przy pomocy szpadla po czym zaczęła powoli układać patyki, które miały znaleźć się za chwilę w dole i utworzyć ścianki płazarium. W tym celu odłożyła jeszcze na chwilę szpadel, by wyciągnąć różdżkę i rzucić na kilka z nich Zlep, pomagając przy tym Rileyowi po czym mogła znowu chwycić za szpadel i pomyśleć czy wymiary rowu aby na pewno są odpowiednie i nie trzeba wprowadzić kilku poprawek projektowych.
Ignis nie za bardzo słucha profesora. Mówi o żabach, ale ten temat o płazach jest taki dziwny. W końcu to Hogwart i ONMS zawsze jej się kojarzy z magicznymi stworzeniami, a nie żabami, ale nie ma o to pretensji. Wszyscy wiedzą, że Cromwell to specyficzny człowiek. Sam ten jego patronus przybierający kształt żabki jest taki nietypowy, Ignis nigdy nie widziała patronusa w takiej formie. Może Pan Hal lubi płazy i dlatego ta lekcja ma taki, a nie inny temat; jakie może? Na pewno! Jeszcze dziwniejsze jest, to kiedy bierze od profesora łopatę. To tak planował ich ukarać! Kopanie rowów, Ignis nawet za pomocą różdżki nie pamiętała, żeby robiła coś takiego. Chwytając za łopatę, pomyślała, że nigdy więcej się nie spóźni na zajęcia profesora Cromwella; na żadne zajęcia. Punktualność przede wszystkim. Prawie otwiera buzie, kiedy profesor wali mowę motywacyjną, wyjmując z kieszeni jakieś skarby; zdecydowanie skarby to za dużo powiedziane. Chwila zawahania. Patrzy na ziemie i na swoje buty zanurzone lekko w ciemnej ziemi. Jest morko. Zastanawia się, czy ktokolwiek zechce być z nią w grupie, ale widzi @Gabrielle Levasseur na nią zawsze można liczyć. Kamień z serca już się bała, że sama będzie musiała ogarnąć ten dół. Totalnie nie ma pojęcia, jakby się miała do tego zabrać. Wykopanie dołu nie powinno być takie trudne. - Zdecydowanie. - Odpowiada puchonce i wbija szpadel w ziemie, tam, gdzie nakazuje jej profesor Cromwell. Wchodzi łatwo, jak w masło jej buty nieco bardziej zatapiają się w grząskim gruncie. Nic się nie stało. Robi to jakoś wolno, ale cały czas do przodu - to najważniejsze. Chyba ma dar do kopania dołów, bo świetnie jej idzie i kończy raz-dwa, aby zaraz rzucić zaklęcie Accio na liście, które wrzuca do wykopanego przez siebie rowu. Gałęziami zajęli się pozostali, więc już prawie, już blisko - może to grupa Ignis zgarnie te super nagrody z kieszeni Hala Cromwella?
Drużyna Ignis: Gabrielle, Matthew, Morgan Zaklęcie:2 Wkład:6 Moje punkty: 6 (wkład) + 1,23 (zaklęcie) = 7,23
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Trzeba przyznać, że William słuchał tak piąte przez dziesiąte słów Cromwella, choć nauczycielowi zdecydowanie nie dało się odmówić pasji, ale ten temat zwyczajnie go nie interesował. I kiedy inni tak ochoczo udzielali odpowiedzi na kolejne pytania, Fitzgerald z dłońmi wciśniętymi głęboko w kieszenie bluzy wodził wzrokiem wokół bez jakiegoś konkretnego celu. Szczególnie często jednak ciemnobrązowe oczy Ślizgona uciekały w kierunku dwóch Puchonek, których spojrzenia wyraźnie zwrócone w swoją stronę wychwycił jeszcze nim rozpoczęła się lekcja. Miał przez to całkiem solidne podejrzenia, że przynajmniej przez moment stał się tematem ich rozmowy i nie mógł powiedzieć, żeby ta myśl nie sprawiła mu przyjemności. Tym bardziej, że jedną z nich była Gabrielle. Część pytaniowa dobiegła końca i wreszcie przyszła pora na praktyczną część tych zajęć, więc przestał się rozglądać i powrócił spojrzeniem w stronę nauczyciela. Paru spóźnialskim przypadła bodaj najbrudniejsza robota, czyli wykopanie rowów w błotnistej ziemi przy pomocy szpadla; reszta miała do nich dołączyć i zająć się budową jakichś stosów mających służyć za schronienia dla żab czy coś w ten deseń. Fitzgerald rzucił okiem na kopaczy i bez dłuższego namysłu zdecydował się dołączyć do grupy @Ignis C. Hodel z raczej oczywistych względów. A konkretniej jednego względu. — Twoja wiedza na temat płazów jest imponująca — rzucił z uniesionym kącikiem ust, nachylając się przy tym lekko w stronę @Gabrielle Levasseur, a następnie minął ją i ruszył w stronę lasu, żeby pozbierać jakiś materiał budulcowy. Jednakże ręczne zbieranie gałęzi, liści i innego tego typu tałatajstwa było zdecydowanie mniej wydajne niż przyciągnięcie tego wszystkiego zaklęciem, więc ilościowo z jego strony szału zbyt dużego niestety nie było. Za to dużo trafniejszym pomysłem okazało się już użycie czaru Zlep, którym się posiłkował do mocowania przyniesionych przez siebie gałęzi do nabierającego coraz wyraźniejszych kształtów stosu-schronienia; ręcznie z pewnością nie osiągnąłby aż tak dobrego rezultatu. Nie ma co, szło im to naprawdę nieźle.
Uff, w końcu coś do roboty! Mimo, że wolałaby, żeby zajęcia już się skończyły i nieszczególnie chciało jej się grzebać w ziemii to jednak kopanie dołów i zbieranie gałęzi przynajmniej nieco ją rozbudzi i przyspieszy czas. Uśmiechnęła się szeroko, kiedy Cromwell oświadczył spóźnialskim, że będą kopać rowy. Jako że w tej grupie był też @Fillin Ó Cealláchain Chloé stwierdziła, że wybierze jego grupę i jako pierwsza dołączyła do przyjaciela. Chciało jej się śmiać na samą myśl o Fillinie ze szpadlem. Z rozbawieniem patrzyła na tę "parę", kiedy profesor rozpoczął zadanie. - Randka z łopatą. Mogło być gorzej - powiedziała z lekką drwiną. - Dasz sobie radę, słońce? - zapytała, unosząc brew i kącik ust. - Ja idę zbierać gałęzie na nasze gniazdo - poinformowała i oddaliła się na parę metrów, zbierając patyki, które układała w pokaźny stosik. Kiedy już uznała, że ma sporą liczbę chrustu postanowiła wrócić do Fillina, który powinien już rozpocząć kopanie dołu. Skorzystała z zaklęcia wingardium leviosa, bo nie dałaby rady przenieść tego ręcznie. Co prawda część gałęzi zgubiła po drodze, ale tak czy siak coś dotarło do ich przyszłego stosu. Potem jednak postanowiła nie męczyć się chodzeniem po to, co zgubiła tylko użyła zaklęcia accio. Kiedy dół był wykopany zaczęła wrzucać część rzeczy do środka, a pozostałe gałęzie układać w stos według wskazówek Cromwella.
GRUPA:@Gunnar Ragnarsson i Balbinka ZAKLĘCIE: Colligatus (za 0pkt.) KUFEREK: 9pkt. - OPCM i Zaklęcia KOSTKA:4 i 4 WKŁAD: 4 + 1,23 = 5,23
Słuchał pilnie wszystkich wypowiedzi i gdzieś w głowie "notował" coraz to nowsze informacje. Chciałby zapamiętać choć połowę z tych ciekawostek i fachowej wiedzy. Świat zwierząt był dla niego niezwykle fascynujący, łaknął go, chłonął całym sobotą. Ta lekcja jednak pokazała mu, że jeszcze sporo wiedzy musi przyswoić, że jeszcze nie wie wielu rzeczy. Poczuł się jednocześnie zmotywowany do pracy i tak, jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody. Nie był alfą i omegą w tej dziedzinie. Czy był zatem w jakiejkolwiek? Do tej pory myślał, że jest całkiem niezły z ONMS. Czyżby mocno się mylił? Jego mózg nie zarejestrował do końca tego, że @Albina Abrasimova przybliża się do niego i opiera swoją głowę na jego ramieniu. Jego dłoń odruchowo zacisnęła się na smukłych palcach jego drogiej koleżanki, jakby był to najbardziej naturalny gest świata. Był tak zaaferowany tym, co dzieje się na zajęciach, że styki w jego głowie się przepalały. Ocknął się dopiero, gdy dziewczyna podążyła do Gunnara, w celu wykonania zadania, jakie wyznaczył im nauczyciel. Bezwiednie podążył za nią, jednak z lekkim opóźnieniem. Minę miał nietęgą. Inżynier był z niego żaden, miał więc nadzieję, że kilka patyków go nie pokona. Byłoby to ogromną żenadą... Uśmiechnął się do @Gunnar Ragnarsson krótko i patrzył przez chwilę, jak chłopak pracuje, uwijając się szybko i sprawnie. Nie wiedział, czy może być w tej grupie, ale na pewno chciał w niej być, ze względu na dziewczynę, którą przed chwilą tak niechcący zignorował. Powrócił wzrokiem do Balbinki i patrzył, jak usiłuje związać patyki razem. - Albinko, pomogę Ci! - Zawołał i podleciał do niej, jak na skrzydłach. - Pozwól. - Dodał, kucając obok niej i całej tej konstrukcji. Posłał jej ciepły uśmiech i miał nadzieję, że chociaż trochę to zrekompensuje jego uprzednią zwiechę. Następnie wyciągnął różdżkę i wycelował nią w badyle. - Colligatus! - Wypowiedział, a patyki wnet się związały. Prawdopodobnie gdyby zrobili to ręcznie - efekt byłby taki sam, ale... miał przynajmniej jakiś wkład w pracę w grupach. I może odrobinę odpokutował?
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Chciałem zagadać coś do Chloé, rzucić jakimś rezolutnym tekstem na miarę złota (albo chociaż na moją miarę), ale niestety w tym momencie nauczyciel w końcu daje nam jakiś zadanie. I z wielkim zdumieniem podnoszę głowę, kiedy słyszę, że JA mam cokolwiek robić na tej lekcji oprócz marudzenia od drzewa do drzewa. Telepię się za pozostałą trójką przegrywów, którzy też muszą machać szpadlami. Osobiście miałem prawdopodobnie siłę na poziomie Ignis, bo nawet druga dziewczyna wyglądała jak ktoś kto lubi sobie od czasu do czasu pomachać łopatą. - Następnym razem musisz mi zorganizować jakąś lepszą randkę. Masz szczęście, że jestem takim męskim mężczyzną i na pewno sobie poradzę - mówię żywo do Ślizgonki. - Budowa wspólnego gniazda brzmi świetnie! - dodaję entuzjastycznie. Dopiero kiedy moja towarzyszka idzie sobie słodko zbierać gałęzie, ja od razu markotnieje i zrezygnowany wbijam szpadel w na szczęście podatny na to grunt. Wciąż z lekkim zdumieniem, że dostałem taką pracę kopię dół, równocześnie nie mając pojęcia ile to tak naprawdę ten metr, na półtora metra, a może dwa, albo trzy, czy ile to ja miałem wykopać, bo już pewnie zapomnieć ledwo doszedłem w miejsce gdzie miałem kopać. Ile zdążyłem pokopać, tyle zdążyłem, dopóki nie musieliśmy zacząć tego zasypywać gałęziami. Wciąż nie rozumiałem do końca natury tego zadania ani po co to robiliśmy. Moja rozległa wiedza na temat ONMS, nie przydała się do niczego. Rzucam Engorgio na te mniejsze przyniesione gałęzie, co okazało się być całkiem słusznym ruchem, bo dzięki temu stos był zdecydowanie bardziej stabilny i wydawał się być od razu lepszy. - Teraz musimy złapać bobra, rozpalić ogień i go zjeść - zgaduję do mojej grupy po co robimy ten dziwaczny stos w ziemi.
Riley znika mi nagle gdzieś z pola widzenia, w grupie gdzie jest Lazar, którego poznam dopiero na najbliższym kółko flory. Nie drepczę do moich krukońskich ziomków, nie ogarniając się w porę. Z pewną ulgą przyjmuję przejście do praktyki, ale najpierw muszę znaleźć grupę ludzi wyglądających na rezolutnych. Wobec tego podbijam do stojącego niedaleko Gunnara. Wiedziałam, że on z pewnością będzie jednym z lepszych na tych zajęciach i to było oczywiście moją strategią. Tak jak parowanie się z Theo na każdej lekcji Historii Magii, gdzie mam nadzieję, że przyjaciel mnie wybije na wyżyny oratorstwa (i ta ostatnio bywa). Islandczyk już w milczeniu pracował szpadlem, więc ja mogłam iść sobie pozbierać gałęzie. Niespecjalnie przeszkadza mi brud, błoto, niezbyt przyjemna pogoda, nawet mruczę coś pod nosem wesoło, przerzucając i rękami i zaklęciem jak najwięcej gałęzi w kierunku naszego kopanego dołu. Przyglądam się mojej grupie, która w mojej skromnej opinii radzi sobie bardzo dobrze i na dodatek rzucone zaklęcia poniekąd współpracują ze sobą. Kucam razem ze wszystkimi przy tym śmiesznym dołku, czekając aż Bruno pomoże wiązać Balbince. Póki co wszystko wyglądało bardzo solidnie. Patrzę jak mimo tego jak silna jest konstrukcja mimo wszystko odrobinę zapada się w miękkim błocie. - Impervius - rzucam na patyki, coby wytrzymały opór błota oraz odpychały od siebie ewentualny deszcz, który mógł im przeszkadzać. Uśmiecham się pod nosem na swój znaczny wkład w dołek z gałęziami mojej grupy.
Wysłuchała instrukcji nauczyciela, przyglądając się uczniom. Trudno było jej wybrać grupę, zwłaszcza że większość była dowodzona przez ślizgonów. Widząc jednak, że jej młody podopieczny ma tłumy, postanowiła wybrać Chloé i Filina. Lubiła z nimi współpracować, a do tego ich towarzystwo zawsze poprawiało Lanceleyównie humor. Było też jakoś cieplej. Zakasała rękawy, poprawiając kalosze i sięgając z torby rękawiczki, po czym ruszyła w ich stronę. Z entuzjazmem stanęła pomiędzy dwójką uczniów, klepiąc ich w plecy i obdarzając promiennym uśmiechem, spojrzała na stworzony przez nich do tej pory stosik. - Całkiem niezłe Engorgio, jestem pod wrażeniem.-zaczęła z uśmiechem, wzruszając delikatnie ramionami. Spojrzała na chłopaka z dumą, że postawił na zaklęcia z najlepszej dziedziny na świecie, podobnie zresztą, jak ona zamierzała to zrobić. Wyjęła różdżkę, obracając magicznym patykiem w dłoni i kucając, aby przyjrzeć się lepiej stworzonej przez nich konstrukcji. Przypomniało się jej jednak, że podchodząc usłyszała magiczne słowo "randka", więc na ustach rudowłosej pojawił się zaczepny uśmieszek. Spojrzała z dołu na przyjaciółkę badawczo. - Z kim znów idziesz na randkę, panno popularna? Zapytała z nutą zaczepki i ciekawości w głosie, będąc pod wrażeniem powodzenia młodej brunetki. Miała tylko nadzieję, że na tych swoich figlach się nie przejedzie i nie skończy ze złamanym sercem. Wracając jednak myślami do zajęć, spojrzała raz jeszcze na stosik i wybrała najodpowiedniejsze patyczki i inne przybory, do jego powiększenia. Przynajmniej nie musiała kopać dołu. - Geminio! - szybki ruch, płynna inkantacja i z pomocą transmutacji z jednego kijka, zrobiło się kilka - leżących obok, gotowych do użycia. Zależało jej na tym, aby się przydać, a więc korzystając z tego, jak Filin ustabilizował stosik, a Chloé przygotowywała środek — sama zaczęła szukać miejsc, gdzie konstrukcja wymagała poprawy. Kolejnym Geminio powieliła też liście, które ślizgonka zebrała. - Czegoś jeszcze potrzebujemy? Wystarczy nam jedna sztuka. Mieliście dobre pomysły z tymi zaklęciami. Wstając, otrzepała dłonie i wsunęła różdżkę do torby, chociaż w każdej chwili gotowa była do ponownego jej użycia. Stos przez niech zbudowany wyglądał naprawdę imponująco. Na słowa chłopaka, posłała mu zaskoczone, głębsze spojrzenie. - Dlaczego chcesz zjeść biednego bobra? Mieliście sprzeczkę? -skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, chcąc się nieco rozgrzać. Nawet jeśli była porządnie ubrana, to chłodne powiewy listopadowego wiatru znad jeziora potrafiły dać w kość i wywołać rumieńce na policzkach.
Grupa:@Fillin Ó Cealláchain Kostka Manualna:5 Zaklęcie: Geminio Kostka na zaklęcie:5>1 Wynik: 2 + 3,5 + 3,5 = 9
Zwabiły ją głosy, niosące się po wodzie dźwięki rozmów, wzbudzające ciekawość i chęć sprawdzenia źródła. Czarne, skórzane trzewiki zapadały się nieco w grząskiej glebie, gdy przemierzała nieco bardziej bagniste okolice błoń, każde plaśnięcie i cmoknięcie wywoływało drganie obrzydzenia w kąciku wąskich ust Eve. Szła jednak dalej, nie umiejąc pokonać narastającej ciekawości, cóż takiego mogło sprowadzić tak wielu uczniaków w tak mało uczniom przyjazne miejsce? Z daleka nie była pewna, co widziała. Duża grupa ludzi grzebiąca w ziemi bez znanego jej celu. Zmarszczone brwi wyrażały niezrozumienie, lecz już wkrótce zamierzała rozwiać swoje wątpliwości, bowiem jej wzrok padł na stojącego wśród młodzieży mężczyznę. O dziwo nie miała jeszcze okazji na bezpośrednią konfrontację sam na sam z kolegą po fachu. Dzieliła stołek z Halem Cromwellem, a chyba jeszcze nawet się sobie nie przedstawili. Niespiesznie zmniejszała odległość dzielącą ją od kopiących rowy, z daleka już krzyżując swój wzrok z drugim profesorem. Dłonią zatknęła krawędź szalika za sterczący kołnierz wełnianego płaszcza. - Kopanie rowów w ramach szlabanu? - rzuciła z miernym zainteresowaniem w głosie.
Oparty o drzewo, przyglądał się pracy uczniów, obracając jednocześnie w rękach niezidentyfikowany przedmiot, wyjęty wcześniej z kieszeni. Powyginany nieduży kawałek pręta, wyglądał jak jakiś zwykły znaleziony gdzieś śmieć, który kiedyś schował do kieszeni i o nim zapomniał, ale nie mógł pozbyć się uczucia, że do czegoś mu to kiedyś służyło. Rozważania przerwało mu wychwycenie kątem oka zbliżającej się do nich postaci. W pierwszej chwili pomyślał, że to jakiś niewiarygodnie spóźniony uczeń (w końcu miejsce, w którym się znajdowali nie należało do najpopularniejszych), ale odrzucił tę myśl tak szybko, jak tylko podniósł na nią wzrok. Żaden uczeń ani student nie miał takiej prezencji. Nie skojarzył w pierwszej chwili zbliżającej się w ich stronę kobiety z nową nauczycielką opieki, głównie dlatego, że nadal nie mieli okazji lepiej się poznać i w Halu nadal żywsze było wyobrażenie profesor Harlow, jako typowej nauczycielki tego przedmiotu, które zdążyło się ukształtować odkąd pierwszy raz usłyszał, że obejmie posadę, niż jej faktyczny obraz. Przyglądał się nieznanej kobiecie z mieszaniną zaciekawienia i poczucia, że już ją znał - podobnie jak przed chwilą patrzył na dziwny kawał żelastwa z kieszeni, który teraz ponownie tam schował - ale zaraz uśmiechnął się życzliwie, udowadniając, że najwyraźniej miał lepszą pamięć do twarzy niż przedmiotów. - Kiedyś w ramach pracy naukowej zbierałem z mugolskich dróg truchła zwierząt i jakaś pani przechodząca raz obok razem z dzieckiem powiedziała mu, żeby się uczyło, bo będzie musiało tak jak ja pracować - odpowiedział anegdotą, rozciągając usta w szerszym uśmiechu, po czym skinął jej głową na powitanie. - Chociaż może miała rację, bo dwadzieścia lat później dorobiłem się skrzatów - przyznał po chwili, wskazując uczniów. - A panią co tutaj przywiodło? - zapytał, bo jej ubiór nie wskazywał, by miała w planach spacery po bagnach.
Hibernacyjne stosy rosły pięknie, ale - jak nie byłoby mu żal - Hal musiał przerwać uczniom pracę. Nie chciał żeby przez niego pospóźniali się na kolejne zajęcia. - Okej, kończymy - zawołał do uczniów, przepraszając na chwilę towarzyszącą mu drugą nauczycielkę. - Wszystkie stosy wyglądają dużo lepiej niż się spodziewałem po tak krótkim czasie, ale na wyróżnienie zasługuje drużyna Ignis - prawie skończone. Świetnie też u Gunnara, zwłaszcza, że mieliście najmniejszą grupę. Podsumowując zajęcia, chciałbym, żebyście zapamiętali, że wszystkie płazy - także te magiczne - są pod ochroną oraz, że są jedną z najbardziej zagrożoną obecnie grupą zwierząt. Fajnie byłoby też, żebyście znali tego przyczyny i wpadali na pomysły jak je ratować. To wszystko. Dziękuję wam bardzo, możecie wracać do zamku. Gabrielle, mogłabyś zostać jeszcze na chwilę, proszę - zwrócił się jeszcze do Puchonki.
Osoby, które nie odpisały w tym etapie, przydzieliłam do grup losowo. Ponieważ była to praca grupowa, a taki nigdy nie są fair, to Hal da punkty wszystkim ich członkom, choćby palcem nie kiwnęli.
Była zaskoczona tym, jak sprawnie szła im budowa schronu dla żab, można nawet powiedzieć iż rozpierała ją dumą, gdy widziała, jak wszyscy uwijają się z chęcią pomocy słabszym. Było w tym widoku coś naprawdę pięknego, nawet jeśli po części wymusił to na nich nauczyciel. Gabrielle nie była pewna, jak wiele osób z własnej, nieprzymuszonej woli podjęłoby się podobnego zadania. Najważniejsze było jednak to, że być może uda im się uratować kilkanaście, jeśli nawet nie kilkadziesiąt żab. Blondwłosa czarownica otarła czoło, zagarniając kilka opadających na nie kosmyków włosów do tyłu. Czuła jak przeszywające zimno wdziera się pod warstwy ubrania, wywołując na ciele gęsią skórkę. Wtedy nauczyciel ogłosił koniec zajęć, co przyjęła z ulgą, skostniałym dłonią coraz większą trudność sprawiało wykonywanie odpowiednich ruchów podczas układania stosu. Dopiero kiedy nauczyciel zwrócił się bezpośrednio do niej, dostrzegła, że nie jest sam - tuż obok stała nieznana jej kobieta. Gabrielle przełknęła gule, która mimochodem pojawiła się w jej gardle. Miała nadzieję, że dzisiejszą aktywnością na lekcji, zamaże w umyśle profesora obraz niesfornej Puchonki, jednak czy mogła się mylić? Hal był wszakże pamiętliwą bestią, powinna mieć to na uwadze! Spojrzała tylko jak reszta uczniów powoli opuszcza wschodni brzeg, spiesząc do zamku, a następnie podeszła bliżej pary. Przez umysł blondynki przebiegało milion myśli,choć żadna z nich nie nasuwała pozytywnych odczuć. Zielone tęczówki utkwiła w mężczyźnie - Hm… Czy coś się stało? - zapytała niepewnie, zastanawiając się czy czasem nie czeka na nią kolejna kara za niesubordynację wykazaną w Zakazanym Lesie.
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Odpowiedział na "do widzenia" ostatnich uczniów opuszczających polanę, po czym wyszedł w stronę Gabrielle, zostawiwszy drugą nauczycielkę trochę z tyłu. Jakimś cudem nie przyszło mu do głowy, że może swoją prośbą zestresować puchonkę, szczególnie że sam czuł się odrobinę niezręcznie z tym co chciał jej powiedzieć i skupiał się głównie na tym, by przestać. - Nie, nie! Spokojnie - odpowiedział natychmiast, by zaraz potem na moment zamilknąć, jakby zastanawiał się, czy nie lepiej nie uznać, że "było, minęło" i zrezygnować. Nim jednak zdążył poświęcić tej myśli choćby dwie sekundy, podążył za swoim pierwszym planem. - Powinienem był to zrobić wcześniej - kontynuował dość luźnym tonem. - Chciałem cię przeprosić za moją reakcję na pomoście. Poniosło mnie, przepraszam.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Nie lubiła niejasnych sytuacji, te wywoływały w niej zdenerwowanie, budziły lęk, jednocześnie nie pozwalając na to, aby mogła się wycofać. Nauczyciel zaskoczył ją swoją prośbą, wywołując w blondynce mieszane uczucia, mimo tego uparcie parła naprzód stając z nim twarzą w twarz. Mimo zapewnień profesora, wcale nie czuła się spokojniejsza, zwłaszcza że ten wydawała się być jednocześnie zmieszany, jak i zamyślony, a to - jak wiedziała z własnego doświadczenia - nigdy nie kończy się zbyt dobrze. Przygryzła dolną wargę w oczekiwaniu na to, co Hal ma jej do powiedzenia, gdyż ewidentnie zbierał się do tego, aby zabrać głos. Otworzyła usta, mimochodem układające się w kształt litery "o" pod wpływem wypowiedzianych słów. W pierwszym momencie nie była pewna, jak powinna się zachować, więc zamknęła wpierw usta, patrząc na mężczyznę badawczo, szukając w nim oznak kłamstwa? Sama nie była pewna, co chciałaby ujrzeć w jego pomarszczonej upływem czasu twarzy. - Mhm… Nic się nie stało… Miał Pan całkowitą rację i to ja powinnam była przeprosić od razu - odpowiedziała, uśmiechając się z wyraźnym zawstydzeniem. Zdecydowanie nie chciała myślami wracać do wydarzeń tamtego dnia, które jawnie udowadniały jej, że w gruncie rzeczy nie potrafi nic, zaś wiedza którą posiada jest zaledwie czubkiem góry lodowej. - Jeśli to nie problem, to chciałabym żeby tamten dzień jednak puścić w niepamięć - przyznała szczerze, choć ze zdecydowaną niepewnością. Uciekła spojrzeniem na swoje stopy, czując się zdecywanie niekomfortowo. Zastanawiała się też czy powinna nadal tu tkwić czy może lepiej by było gdyby już poszła.
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Pokręcił głową, w jednej chwili odzyskując całą pewność siebie. - Nie, Gabrielle, nie miałem - powiedział śmiertelnie poważnie. - Nigdy nie pozwalaj nikomu ciebie szarpać ani na ciebie wrzeszczeć. Nieważne kim jest ani jaki ma do tego powód. Dobrze? Biorąc pod uwagę, że było to też jego przyznanie się do winy - i tym razem bez skrzętnego unikania nazwania jej - słowa te przyszły mu zupełnie naturalnie. Nie były to wnioski, które wyciągnął teraz czy w niedawnej przeszłości. Żałował, że na nią nawrzeszczał niemal natychmiast po tym jak to zrobił, a mimo to nie potrafił z całym przekonaniem stwierdzić, że następnym razem, w podobnej sytuacji, zachowa się inaczej. Nie radził sobie z własną porywczością, nawet jeśli zdawał sobie z niej sprawę. - Więcej o nim nie wspomnę - obiecał, kładąc dłoń na jej ramieniu - Ale chcę, żebyś zapamiętała to, co ci powiedziałem wtedy i teraz.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
W pierwszej chwili chciała zaprzeczyć słowom, które opuściły usta mężczyzn, jednak jego spojrzenie oraz chardy wyraz twarzy sprawiły, że zanim cokolwiek powiedziała, ugryzła się w język. Z natury była dość sporną osobą, która często miała własne rację. Czasem ją to gubiło, innym razem ratowało z opresji, jednak sama przed sobą musiała przyznać, że nawet jeśli zachowanie nauczyciela nie było zbyt delikatne, to jednak wywołane poprzez burzliwe emocje, a główną z nich był strach o nią. - Dobrze, nie pozwolę na to - oznajmiła, po sekundzie dodając To nie zmienia jednak faktu, że chciał mnie pan po prostu chronić. - o dziwo, tym razem wychodząc mu naprzeciw, zamiast obarczać mężczyznę winą o wszystko - próbowała go usprawiedliwiać. Miała wrażenie, że profesor pokazuje jej teraz zupełnie inną twarz, bardziej wyrozumiałą… ludzką. Była pod wrażeniem, nie raz ona czy też inni uczniowie byli świadkami z jaką delikatnością oraz swego rodzaju miłością profesor Cromwell podchodził do magicznych istot, jednak wobec uczniów, choć był bardzo uprzejmy zawsze wydawał się być również szorstkich, dlatego, to co teraz mogła dostrzec w nim blondynka, wzbudzał w niej zaskoczenie. - Zapamiętam - obiecała, patrząc wprost w jego oczy. I na tym zapewne zakończyłaby się ich konwersacja, gdyby myśli Gabrielle nie zaprzątała jeszcze jedna myśl. Przez kilka sekund wpatrywała się w Hala w ciszy, w głowie analizując wszystkie za i przeciw. Należała jednak do osób odważnych, więc gdyby tak po prostu stchórzyła, odwracając się na pięcie i odchodząc, plułaby sobie później w brodę. - Wiem, że wtedy to nie był może najlepszy moment, ale chciałabym poszerzać swoją wiedzę na temat magicznych istot w większym stopniu niż ten, na który pozwalają nam założenia szkoły. Myślę… nawet jestem tego pewna, że chciałabym w przyszłości zostać zwierzęcym uzdrowiecielem, w związku z tym, czy… Czy profesor mógłby, raczej czy zechciałby mi w tym pomóc? -zapytała, wypuszczając spomiędzy swoich warg potok słów, obdarzając mężczyznę niepewnym spojrzeniem.
Hal Cromwell
Wiek : 62
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : okulary do czytania, bardzo zły tatuaż na lewym ramieniu (podgląd w kp)
Miała rację, ale tak jak jej ciekawość nie usprawiedliwiała tego, że łamała szkolny regulamin i narażała się na niebezpieczeństwo, tak nerwy i troska nie usprawiedliwiały brutalności. Z resztą nawet jeżeli miał rację i nie udałoby mu się ściągnąć dziewczyny z pomostu inaczej niż własnoręcznie, to starał się jednak myśleć przyszłościowo. Nie można było uczyć nikogo, że na agresję można było sobie zasłużyć. W milczeniu słuchał tego, co jeszcze miała mu do powiedzenia z lekką obawą, że znów zacznie się tłumaczyć. Nie przerywał jednak, widząc, że jest trochę zestresowana. Jego twarz rozjaśniła się, gdy dotarła do pytania. – Oczywiście, że bym zechciał – odpowiedział łagodnie z lekkim uśmiechem. – Nie jestem wprawdzie zoouzdrowicielem, ale z pewnością będę ci mógł jakoś pomóc – zapewnił, obiecując sobie, że będzie pamiętał o jej prośbie, kiedy trafi do niego kolejne potrzebujące zwierzę. – Podobało mi się twoje wypracowanie – dodał jeszcze, żeby nie widziała, że nie miał wątpliwości do jej zaangażowania w przedmiot.
Nie potrafiła ukryć radości, której wyrazem był szeroki uśmiech na ustach blondynki, kiedy profesor zgodził się wspomóc ją w rozwoju, a co za tym idzie osiągnięciu celu. Był taki moment, w którym była już pewna, że spotka się z odmową ze strony nauczyciela, jednak Gab była typem osoby, która nie poddawała się łatwo. Zapewne chodziłaby za Halem, dopóty dopóki nie zgodzi się na jej propozycję. Nie była tylko pewna czy mężczyzna będzie w stanie przetrwać długo osaczanie jego osoby przez Puchonkę; na szczęście nie była zmuszona tego sprawdzać. - O boże, dziękuję! - odparła ucieszona, mimowolnie przytulając Cromwella. Czując spięcie jego mięśni zrozumiała swój błąd, robiąc krok w tył zmieszana. - Przepraszam, ja… ja po prostu bardzo się cieszę - wyjaśniła swoje zachowanie, czując jak policzki oblewa rumieniec. - Cieszę się bardzo - powiedziała, słysząc pochwałę z ust mężczyzny, która znaczyła dla niej naprawdę dużo, zwłaszcza, że naprawdę jej zależało. Nie była pewna czy kiedykolwiek równie mocno zależało jej na czymś innym. - Jeszcze raz dziękuję - oznajmiła, posyłając mężczyźnie uroczy uśmiech i ze słowami, że na pewno się do niego niedługo zgłosi, bo już ma kilka pytań ruszyła w stronę zamku.
Zt x2?
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Denerwowała się. Każdy krok przybliżający drobną blondynkę do miejsca docelowego spotkania budził w niej coraz większy lęk; nie miała pojęcia czy ktoś pojawi się na spotkaniu. Z każdym kolejnym krokiem coraz mocniej zaciskała palce dłoni na notatkach Gunnara, które dostała od Melusine, zastanawiając się czy wyzwanie, którego zamierzała się podjąć przypadkiem nie przerośnie jej w najmniej oczekiwanym momencie. Bycie przewodniczącym może nierównomierne było z piastowaniem stanowiska Prefektem, jednak na na niej również spoczywać będzie wielka odpowiedzialność. Stanęła przy brzegu jeziora patrząc na spokojną toń wody, pozwalając sobie na chwilę konsternacji. Ostatnimi czasy jej życie było niczym roller coaster, dlatego dobrym pomysłem wydawało się jej znalezienie czegoś, co będzie stałe i niezmienne. Potrzebowała czegoś takiego swoim życiu, co niczym kotwica zatrzyma ją w miejscu - chociaż na chwilę. Powrót Viniego dał dziewczynie kopa, będąc powiewem przeszłości i tego kim była dawniej, zmusił ją - choć nie miał o tym pojęcia - do zastanowienia się nad własnym życiem oraz tym, jak zmieniła się przez ostatni rok. Uśmiechnęła się obracając się przez ramię, jednak poza nią nie było wciąż nikogo. Schowała notatki do torby, próbując namierzyć wszystkie wykonane przez nich schronienia przy pomocy pióra rysując mapę, gdzie znajdują się poszczególne stosy.
Madeleine Ford
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
Dziewczyna wyszła prosto ze szkoły, by cieszyć się pięknem dzisiejszego dnia. Ubrana w zwykłą, mugolską odzież bo to zajęcia poza lekcjne. Przez ramię przewieszoną miała skórzaną torbę, wyglądającą na dość ciężką... Omijała drzewa zygzakiem,stanęła przy jednym z nich, jeszcze młodym, rosnącym przy samym brzegu. Ponadto dawało to widok na piękne jezioro. Spostrzegła koleżankę niedaleko, posłała jej nieśmiały uśmiech i zaraz zaczęła grzebać w swojej torbie. Z książką w ręku, mugolską oczywiście, czuła się pewniej. Otworzyła ją wertując kartki w poszukiwaniu strony, na której skończyła czytanie.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
To było pierwsze spotkanie koła od czasu, kiedy Gunnar nie był już przewodniczącym. Bruno zastanawiał się, jak poradzi sobie Gabrielle i cóż takiego zaplanowała na ich pierwsze spotkanie w tym uszczuplonym gronie. Bez Ślizgona było jakoś... dziwnie. Ale przecież nikt nie powiedział, że będzie gorzej, prawda? Tarly był pełen optymizmu, a samo wywleczenie się z Zamku też nie sprawiło mu większych trudności. Postanowił ciut bardziej zaangażować się w edukacyjną sferę swojego życia i rozwijać się tak bardzo, jak tylko było to możliwe. Dotarł na miejsce na chwilę przed wyznaczoną godziną, ale ze zdumieniem spostrzegł, że frekwencja nie jest zadowalająca. A przynajmniej póki co. Była tam tylko ich nowa przełożona i Madeleine. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, co wpłynęło na takie pustki w szeregach. Ich koło było jednym z bardziej obleganych. Pogoda też była znośna, zważywszy na to, że przecież znajdywali się na Wyspach Brytyjskich. Pomachał lekko na przywitanie Gryfonce, a potem podszedł bliżej do Puchonki i przystanął niedaleko niej, przy brzegu jeziora. Posłał jej ciepły uśmiech i uniósł dłoń. A potem sam utkwił wzrok w tafli wody. Była dzisiaj taka spokojna... Całkiem przyjemny, kojący widok.
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Spotkanie koła zawsze wywoływało w Nancy same pozytywne emocje, ale tym razem były one dodatkowo spotęgowane. Bardzo cieszyła się, że jej przyjaciółce @Gabrielle Levasseur udało się zdobyć funkcję przewodniczącego koła. Ani przez chwilę nie wątpiła, że Gabi jest idealną osobą na to stanowisko. Domyślała się jednak, że Puchonka pewnie stresuje się pierwszym spotkaniem, dlatego przygotowała się do wyjścia nieco wcześniej i udała się nad jezioro jeszcze przed czasem, by dodać nowej przewodniczącej nieco otuchy. - Cześć! - Przywitała się z zebranymi, posyłając do wszystkich wesoły uśmiech i podeszła do Gabi. - Jak tam? Co fajnego nam przygotowałaś? Nie mogę się doczekać! - Powiedziała z widocznym podekscytowaniem przytulając koleżankę na powitanie. Szybko jednak się odsunęła, bo może nie powinna jednak tak się rzucać na szyję pani przewodniczącej. Schował ręce w kieszenie płaszcza, żeby jej więcej nie korciło i uśmiechała się tylko. Zastanawiała się, co też będą dzisiaj robić. Co by to nie było wiedziała, że będzie to przyjemnie spędzony czas i nawet kiepska pogoda nie wytrąciłaby jej z dobrego humoru. Początek wiosny mijał dziewczynie spokojnie i przyjemnie. Można było narzekać jedynie na natłok zajęć i brak wolnego czasu.
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Zapisała się do koła Fanów Fauny, żeby choć trochę nadgonić wiedzą za wszystkimi z Hogwartu. Nie dość, że nie wiedziała jakie stworzenia można spotkać w Anglii, czy konkretniej w tutejszym Zakazanym Lesie, to jeszcze w Riverside zupełnie nie przejmowała się tym przedmiotem. Teraz, będąc pod opieką Hala, wolała nie zbłaźnić się na każdych zajęciach i choć trochę się podszkolić. Uznała, że zapisanie się do kółka będzie dobrym pomysłem. Niestety, z każdym krokiem, który stawiała w stronę umówionego spotkania, nabierała obaw, że jej członkostwo jest kiepski żartem. Miała nadzieję, że nie będzie tego żałować. Kiedy dotarła na miejsce, ze zdumieniem zauważyła, że kółko raczej nie cieszyło się ogromną popularnością. Przywitała sie krótko ze wszystkimi, po czym wsunęła dłonie w kieszenie i stała cicho, spoglądając na jezioro. Marzyła o tym, żeby trochę popływać... Może uda się, gdy będzie trochę cieplej? Uśmiechnęła się do własnych myśli i wróciła spojrzeniem do pozostałych zgromadzonych. Czekała a rozpoczęcie spotkania, choć podejrzewała, że jeszcze ktoś może przyjść. W końcu chyba w kółku nie było ich tylko pięcioro?
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Trochę liczyła na to, że tym razem spotkanie kółka onmsiaków nie skończy się śmiercią jakiegoś stworzenia, jak miało to miejsce podczas poszukiwań rannej bestii zorganizowanego przez Ragnaroka. Najwidoczniej Ślizgon swój pseudonim miał całkiem zasłużenie, choć właściwie tytułowała go tak tylko Davies... Mimo wszystko miała w związku z nim jakieś pozytywne skojarzenia. Może to ze względu na wspólną walkę z Irytkiem jeszcze przed świętami? - Tarly! Chyba nie liczysz na zobaczenie smoków, co? - ha, takie atrakcje tylko na feriach, choć Moe miała zamiar przenieść ten rodzaj rozrywki również do murów szkolnego zamku. Czy coś ją w tym powstrzymywało? Cóż, na nadmiar wolnego czasu nie była w stanie ostatnio narzekać. Choć w pierwszej chwili przywitała się z Gryfonem, nie zapomniała o krótkich powitaniach z pozostałymi zebranymi, czy to skinięciem głowy, czy uniesieniem dłoni. Nie zebrało ich się tutaj jakoś kosmicznie dużo, ale frekwencja wydawała się całkiem zadowalająca. Początek wiosny już na swój sposób mógł skłaniać do aktywności na zewnątrz i może nawet jakiegoś pozytywnego wkładu w życie wybudzającej się po zimie fauny.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Choć wpatrywał się w taflę wody, to jednak nie był takim snobem, by nie przywitać się choćby uśmiechem z nadchodzącymi czarodziejami. Po trochu zbierała się ich większa grupa, co podbudowało go na duchu, bo przecież powszechnie wiadomo, że w kupie siła. Im więcej rąk do pracy, im więcej głów do twórczego myślenia, tym lepiej. Może tym razem spotkanie ich koła nie zakończy się tragicznie. Chyba nikt by tego nie chciał. Nagle dosłyszał swoje nazwisko. Głos rozpoznał od razu. Pani Kapitan! Odwrócił się w stronę nadchodzącej dziewczyny i nawet zrobił w jej kierunku kilka kroków. Nie mieli okazji porozmawiać od ostatniego meczu Gryffindoru, a przecież było czego gratulować. Nawet jeśli fizycznie nie brała udziału w rozgrywce, to tak pięknie przeszkolona drużyna była tyko i wyłącznie jej zasługą. - Davies! - wykrzyknął wesoło, nie hamując uśmiechu, który zawitał mu na ryjcu - W sumie jednego bym chętnie zobaczył. Jak znów przegrywa. - uśmiech stał się odrobinę zawadiacki, a on sam niewątpliwie bezczelny - To kiedy powtórka smoczej walki? - złapał się pod boki i mrugnął w kierunku dziewczyny. Zatrzymał się na kilkanaście centymetrów od niej i silił się na to, by zuchwale nie patrzeć na nią z góry... choć kusiło. Od pamiętnej rozgrywki wzbogacił się o nowy model, bo oczywiście nie mógł odmówić sobie kupna lodowego smoka podczas ferii. Może nadszedł czas, by sprawdził go w walce?