C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Ogromna, niewyobrażalnie gruba formacja lodu robi niesamowite wrażenie już z daleka, a kiedy stanie się u jej podnóża, można się poczuć maleńkim jak lodowa wesz. Choć kiedyś był to prawdopodobnie wodospad, od stuleci nikt nie widział, by stopniał – jedynie w nieco cieplejszych miesiącach zdaje się gubić na objętości tylko po to, by w chłodniejszych nabrać jej podwójnie. Lodospad jest dla Smoczych Ludzi miejscem wyjątkowym, wspięcie się na jego szczyt symbolizuje wejście w dorosłość, dlatego mozolną drogę na górę odbywają wszyscy młodzi ludzie z plemienia. Kiedy zbliżasz się do lodospadu, u jego stóp pojawia się potrzebny do wspinaczki sprzęt – komplet raków i czekanów oraz lina. Raki same przyczepiają się do butów, kiedy tylko dotkniesz ich butem, natomiast lina przyczepia się do powierzchni lodospadu, zapewniając asekurację. Widok z góry jest niesamowity, szczególnie dobrze widać zatokę kolorowych olifantów oraz ognistą jaskinię (jeśli uda ci się wejść na szczyt, możesz wejść tam bez rzutu kostką. Koniecznie podlinkuj w niej swojego posta z lodospadu!).
W każdym poście rzuć kością k100 na postęp oraz k6 na modyfikator. Kiedy uzyskasz wynik 200, udaje Ci się dojść na szczyt.
Modyfikatory:
1. Odbijające się od powierzchni lodu słońce razi Cię w oczy. Chwiejesz się niebezpiecznie i masz już wrażenie, że zaraz zawiśniesz na linie, ale na szczęście udaje Ci się odzyskać równowagę. Musisz za to zatrzymać się na chwilę, aż sprzed Twoich oczu znikną bliźniacze Mroczki. (-10 pkt) 2. Wspinaczka, choć niełatwa, przebiega spokojnie. Nic się nie dzieje. 3. Czujesz podmuch powietrza – o dziwo całkiem ciepłego. Przyjemnie rozgrzewa i w jakiś sposób dodaje Ci otuchy, jakby ktoś rzucił na Ciebie nieznany Ci wcześniej czar. Czujesz się przypływ motywacji, a w ciele zupełnie nowe pokłady energii i siły do dalszej wspinaczki. Przy tym i każdym kolejnym poście rzuć literką, gdzie spółgłoska oznacza +5 pkt. Jeśli po raz drugi trafisz tę kość, zignoruj ją i uznaj, że nic nowego się nie dzieje. 4. Lodospad musi być zaczarowany, bo w pewnym momencie, choć wspinasz się normalnie, masz wrażenie, że znacznie poruszyłeś się do przodu – co najmniej o jakieś pół metra! Pozostaje mieć nadzieję, że magia nie działa też w drugą stronę. (+10 pkt) 5. Masz wrażenie, że spod powierzchni lodu dobiega jakaś pieśń. Im wyżej się wspinasz, tym jest ona wyraźniejsza, aż w końcu zupełnie wyraźnie słyszysz melodię i słowa w nieznanym języku. Ma idealny do wspinaczki rytm i jeśli tylko nim podążysz, na pewno droga minie Ci znacznie szybciej. (+5 pkt) 6. Czy przypadkiem zabrałeś wszy lodowe ze sobą, czy jakimś cudem dopadły Cię już przy lodowcu? No cóż, ważne jest tylko to, że towarzyszą Ci we wspinaczce, skutecznie mącąc ci w głowie i sprawiając, że jedyne, o czym myślisz, to żeby się podrapać. Przy tym i każdym kolejnym poście rzuć literką, gdzie spółgłoska oznacza -5 pkt. Jeśli po raz drugi trafisz tę kość, zignoruj ją i uznaj, że nic nowego się nie dzieje.
Dotarcie na górę zapewnia 1pkt do dowolnej statystyki oraz czekan południa (znajdujecie go na szczycie), po które należy się zgłosić w odpowiednim temacie oraz odznakę Smoczego Człowieka.
Czekan południa - niepozorne narzędzie, które skrywa w sobie dużą moc. Dosłownie, jest bowiem w stanie bez konieczności użycia dużej siły wbić się nawet w najtwardsze powierzchnie. Nieoceniony przy wspinaczce, ale również przy eksploracji, bo przy odrobinie uporu można się nim przebić nawet przez grubą ścianę.
Powyższe nagrody dotyczą tylko uczestników ferii zimowych 2023 i wątków napisanych na tym wyjeździe.
Ostatnio zmieniony przez Nathaniel Bloodworth dnia Nie Kwi 02 2023, 18:01, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Eugene 'Jinx' Queen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Przekłute uszy; czasem noszony kolczyk w nosie; drobne i mniej drobne tatuaże; pomalowane paznokcie; bardzo ekspresyjny sposób bycia; krwawy znak
k100: 94+89 = 183 modyfikator: 2 - nic się nie dzieje
Gdy jesteśmy osobno, łatwo jest mi nie pamiętać o tym, jak ważna jest dla mnie nasza relacja. Mogę nie rozumieć wszystkich decyzji moich przyjaciół - w szczególności Rivera, który zdawał się być moją bratnią duszą, a teraz zamknięty jest w okowach monogamicznej relacji, co jest swego rodzaju przestrogą, że każdego może to nieszczęście spotkać - ale w żadnym momencie się o to nie złoszczę. I z pewnością z powodu takiej błahostki nie mógłbym stracić chęci do spędzania razem czasu. Życie w nieustannym ruchu, pomiędzy ciągle zmieniającymi się twarzami, pomaga mi nie czuć żalu, gdy ktoś bliski naturalnie zaczyna się oddalać, ale wcale nie czuję, by musiało to dotyczyć mnie i Rivera. Gryfon zresztą bardzo się o to stara, wciąż wciskając dłonie w moją przestrzeń mało-osobistą, przez co uśmiech praktycznie nie schodzi z moich ust. - To oddaj, to nie aż taki wielki zaszczyt, jak ci wmawiają - stwierdzam prosto, w sekundę rozwiązując jego problem; wychodzę z założenia, że jeśli coś nie sprawia przyjemności, to nie jest warte poświęcania temu czasu. Okazuje się jednak, że odznaka to tylko czubek zmartwień Rivera, więc ściągam brwi, gdy przyjaciel się rozgaduje, a ja czuję się wyjątkowo mało kompetentny do dawania rad. - Jesteś pewny, że to już odpowiedni moment, żeby przestać go dawkować Bazylowi? Wrobiłeś go już w kupienie domu, szkoda to stracić - żartuję zatem, ryzykując że oburzony Szop przypadkiem wbije mi czekan w dłoń - tbh dziwię się, że jeszcze nie zrobił tego sobie, przy tej żywej gestykulacji. - Jedyny eliksir, jaki mam, to otwartych zmysłów, więc jak ci pasuje, to mamy deal - dodaję zaraz, zmuszając się do szybszego rytmu wspinaczki. Przez chwilę pniemy się do góry we względnej ciszy, co jest może niezbyt typowe, ale całkiem przyjemne. - Ej, ale jakąkolwiek magię tam znajdziemy, to nie daj się zamienić w nudziarza... - podejmuję w końcu, mówiąc nieco wolniej przez zimne powietrze wdzierające się do płuc i narzucone tempo. I odrobinę przez to, że wyjątkowo zastanawiam się nad słowami. - I mean, to super, że Bazyl ogarnia, życzę mu wiele sukcesów, bla bla. Ale nie chciałbym, żebyś stał się jak on... Taki poważny i wiecznie naburmuszony, bo będzie cię przytłaczał własny ogrom ambicji. I nie chcę, żebyś rzucił studia, nie będę oglądał gęby Patola jeszcze przez kolejne dwa lata bez ciebie, jasne? Masz przychodzić na moje mecze i olewać ze mną eliksiry po tym jak się najebiemy w środku tygodnia. Od tego są studia - ogłaszam przyjacielowi, nie biorąc nawet pod uwagę, że mogłoby być inaczej. Z tego przejęcia pozwalam się na chwilę zostawić w tyle, co zaraz szybko nadrabiam, okupując to cięższym oddechem. - Zresztą, Bazyl jest starszy, więc masz jeszcze przynajmniej jeden rok ignorowania dorosłości bez absolutnie żadnych wyrzutów sumienia. A jak Bazyl będzie twierdził inaczej, to zawsze będzie dla ciebie miejsce u nas i niech się pierdoli - stwierdzam buntowniczo, gryząc się w język przed stwierdzeniem, że być może właśnie powrót do nas mógłby pomóc Riverowi z tymi uczuciami i presją - dobrze wiem, że podpowiada mi je po prostu zazdrość. Nieco agresywniej energiczniej wbijam mój sprzęt w ścianę lodową, co może podpowiadać przyjacielowi, by się ze mną nie kłocił. - Jaka jest najbardziej dziecinna i nierozsądna rzecz, którą chciałbyś zrobić?
River A. Coon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 174
C. szczególne : Ruchome tatuaże, drobna przerwa między lewą jedynką a dwójką, melodyjny głos, lekko włoskie zaciąganie, zapach (figa, cytryna, czarna porzeczka, cedr)
Zaśmiał się mimowolnie, nawet jeśli humor powinien pogorszyć mu się po tym jak Jinx dość widocznie go wyprzedził będąc już pod koniec drugiej połowy lodospadu, gdy on sam dochodził dopiero do jej środka. Wizja samego siebie jako kompletnego ponuraka i nudziarza, z przerostem ambicji nad możliwościami (bo te przecież ledwo radziły sobie przy jego braku ambicji), może była dość smutna, ale paradoksalnie nie przeszkadzało jej być przezabawną w swojej abstrakcji. - Nie, nie - parsknął śmiechem w rozbawieniu, przez co źle wbił swój czekan w bryłę lodu, co jednak spotkało się z dużą wyrozumiałością lodospadu bo mógłby przysiąść, że tajemnicza magia sama popchnęła go nieco w górę. Może krążące wokół nich siły chciały docenić go za tę szczerość i gotowość do poważniejszych poglądów? - Bazyl się mnie nie czepia o takie rzeczy. Znaczy- no trochę marudzi, jeśli zapomnę o piciu wody albo o jedzeniu, ale nie czepia się o to, że, no wiesz, on ogarnia życie, a ja nie, więc... - urwał, musząc złapać głębszy wdech przy podciągnięciu się wyżej, im dalej od ziemi się znajdując tym bardziej czując, że mięśnie odmawiają mu utrzymania szybkiego tempa, rwąc go gorącem zmęczenia. - Ale dobrze wiedzieć, że w razie kłótni będę mógł go postraszyć, że ucieknę do Was na kanapę - dodał, nie będąc pewnym czy Jinx w ogóle to usłyszał, bo nie dość, że ten był już zadkiem ponad jego głową, to jeszcze sam powiedział to znacznie ciszej, walcząc z przyduszającym go chichotem. - Eee, tak nierozsądna, że mogliby mnie wywalić ze szkoły? - dopytał do doprecyzowania. - Słyszałem taką legendę, znaczy "legendę", podobno to było jakieś... dziesięć lat temu czy coś, no ale większość osób w to nie wierzy, bo nikt nie może znaleźć tego miejsca w Hogwarcie. Podobno gdzieś w lochach, całkiem niedaleko dormitorium Ślizgonów... Były takie krypty, które służyły za cmentarz jeszcze zanim powstał ten w Hogsmeade. I jakieś dwie laski postanowiły, że te krypty odmalują na jakieś weselsze kolory i że zrobią makeover dla tych szkieletów tam. Pojebana akcja i zdecydowanie niewarta wywalenia ze szkoły, ale kusi - przyznał, zatrzymując się na moment, by złapać stabilniejszą pozycję. - Z takich mniej hardkorowych rzeczy, to bym chciał piknik w bibliotece. Trochę małostkowe, bo w akcie zemsty za to, że mnie stamtąd już dwa razy wyrzucili za podjadanie przy książkach - dopełnił bardziej realistyczną wizją do spełnienia, nie odbiegając wcale swoimi pomysłami poza szkołę, więc i z dużą dozą ciekawości dopytał: - A Ty czego byś chciał?
Andrew Park
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : włosy zwykle znajdujące się w lekkim nieładzie, promienny uśmiech, zawsze ma przy sobie talię kart tarota
W przeciwieństwie do Jamiego, Park miał chyba jedynie szczęście początkującego, które potem zaczęło mu się kończyć. Przecenił najwyraźniej swoje siły i po zbyt szybkim i energicznym wspinaniu się na ścianę lodospadu musiał zdecydowanie zwolnić, aby nieco odpocząć. Tym bardziej, że słońce odbite od lodu raziło go w oczy i sprawiło, że nieznacznie się osunął. Przynajmniej dzięki temu Norwood szybciej go dogonił. Andrew obejrzał się jeszcze na blondyna, który zaczął w tym momencie rozmowę na temat ich obecnych warunków sypialnianych. Cóż, jakby nie patrzeć to spanie w jednym łóżku z dwoma innymi typami nie należało do zbyt komfortowych sytuacji, ale jakoś sobie z tym radził. - Przykro mi, ale jestem beznadziejny z transmutacji także jak coś to musimy liczyć na kogoś innego - odpowiedział z rozbawieniem, starając się wbić raki nieco wyżej chociaż miał wrażenie, że lód na jego poziomie był wyjątkowo kruchy. - Ale piętrowe łóżka nie byłyby takie złe. Mielibyśmy o wiele więcej miejsca w grocie, bo tak to praktycznie nic nie da się w niej zrobić. W tym momencie łóżka zajmowały prawie całą przestrzeń w grotach i pozostawiały niezwykle mało przestrzeni do chociażby poruszania się. Z pewnością podobny stan rzeczy nie podobał się również i pozostałym chłopakom.
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Absolutnie każdą zachciankę. Brzmiało to dość ciekawie i prawdę mówiąc, Josh nie miał nic przeciwko takiej nagrodzie. Przez chwilę, niewiele dłuższą od sekundy, starał się nie podchodzić do tego, jakby znów był nastolatkiem, ale szybko się poddał, uśmiechając szeroko do męża. Zdecydowanie zamierzał pokazać, że jest w stanie wygrać ten wyścig, przez co zaczął, wspinając się szybko, wysoko od samego początku, choć jednocześnie walczył z chęcią drapania się po głowie. Przystawał właściwie tylko na moment, kiedy mówił, nie chcąc niepotrzebnie złapać zadyszki, albo kolki, która potrafiła skutecznie udaremnić wszelkie starania. Nie sądził również, żeby miał się zaziębić, a wręcz przeciwnie - uwazał, że wspinając się w kurtce, mógłby nie przepocić z wysiłku i skończyć o wiele gorzej, niż w obecnej sytuacji. Niepewności związanych z byciem nauczycielem, opiekunem, miał ciągle i podejrzewał, że już nie miną. Czasem, kiedy Chris komentował jego zajęcia, kiedy wskazywał na zagrożenia, jak bardzo narażał uczniów, Josh wahał się, ale od pewnego czasu starał się mimo wszystko nie zmieniać swoich sposobów prowadzenia zajęć. Cieszyły się popularnością, nie były nudne, a przynajmniej w to starał się wierzyć i rozwijały dzieciaki na różne sposoby. Nie pozostawał jednak ślepy na fakt, że z czasem jego mąż przestał oponować mocniej, przestał naciskać na niego na złagodzenie zajęć. Nie wiedział, co było tego przyczyną, czy zwyczajnie Chris zaczął mu bardziej ufać w kwestii bezpieczeństwa młodzieży, czy sam zaczął inaczej podchodzić do nauczania, odkąd wybierał niebezpieczne rośliny. Miotlarz nie wiedział, co wpłynęło na tę zmianę, ale też nie widział potrzeby dopytywać. - Są wygodniccy i to bardzo. Dlatego chciałbym ich trochę przeciągnąć, żeby wysilili się nieco bardziej, jeśli chcą coś osiągnąć - zgodził się z mężem, idąc dalej w górę, mając wrażenie, że słyszy jakąś piosenkę dobiegającą spod lodu. Im wyżej się wspinał, tym wyraźniejsza się stawała, a on sam uśmiechał się nieco szerzej. - Jeśli dzięki temu nie będą się bać pobrudzić na twoich zajęciach, to będzie dodatkowy plus zajęć wysiłkowych - dodał, spoglądając na Chrisa, którego jeszcze przez chwilę nieznacznie wyprzedzał. Widział, że zielarz najwyraźniej złapał odpowiedni rytm, więc sam powinien się pospieszyć, jeśli nie chciał przegrać. - A tak przy okazji… Myślę, że na jakiś miesiąc znowu będzie mnie trochę mniej w domu… Chciałbym podciągnąć się z psychologii i myślałem, żeby jednak zrobić kurs i może staż na magipsychologa. Może dzięki temu będzie łatwiej mi ich zrozumieć i pomagać, zanim ostatecznie zdecyduję się rzucić to wszystko dla kulingów - wyznał, na koniec nie próbując nawet powstrzymać zaczepnego uśmiechu. Obaj wiedzieli, że mimo chwil zwątpienia nie zamierzał rzucać posady w Hogwarcie, ale musiał przyznać, że myśli o hodowaniu stada kulingów były nawet przyjemne.
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher chciał osiągnąć dokładnie taki, a nie inny efekt. Wciąż bawiło go drażnienie Josha i nie sądził, żeby kiedykolwiek miało mu to przejść, ostatecznie było w tym coś pociągającego. Nie robił tego oczywiście cały czas, ale w tej chwili to po prostu samo się prosiło. Oczywiście, miał tutaj na myśli dosłownie wszystkie zachcianki, jak choćby głupią ochotę zjedzenia miliona lododropsów, czy czegoś podobnego. Nie zamierzał na nic protestować, jeśli okaże się, że nie będzie dostatecznie szybki w tej wspinaczce. Musiał jednak przyznać, że po prostu był przyzwyczajony do tego, by robić wszystko z głową, rytmicznie, równomiernie, bez większych problemów, bez niepotrzebnego zatrzymywania się. W gruncie rzeczy wspinaczka kojarzyła mu się nieco z noszeniem bali drewna, zapewne właśnie dlatego pełznął w górę z niezwykłą pewnością siebie. - Jeśli – zauważył, śmiejąc się cicho. – Kiedy mają brudzić się błotem i żwirem, latać w deszczu albo wpadać na drzewa, to nie jest dla nich zbyt wielki problem, nawet im się to podoba, ale kiedy muszą zajmować się roślinami, to okazuje się, że to już niesamowicie wielkie wyzwanie – stwierdził, kręcąc lekko głową, zatrzymując się jedynie po to, żeby złapać głębszy oddech i spojrzeć w górę, by upewnić się, jaka była przed nim droga i jak powinien się teraz dalej wspinać. Nie chciał przypadkiem wpaść na Josha, bo to na pewno źle by się skończyło, więc starał się wyznaczyć sobie właściwy tor, co również chwilę później nastąpiło. Nastawił jednak uszu na to, co miał do powiedzenia jego mąż, kiwając do siebie lekko głową. Wiedział, że Josh pomagał innym, że dbał o uczniów, a jako opiekun Puchonów powinien wiedzieć, ja radzić sobie z dzieciakami, musiał reagować na ich problemy, ale nie mógł okazać się kimś głupim i niegodnym zaufania. Dlatego też jego decyzja wydawała się Chrisowi jak najbardziej oczywista i całkowicie logiczna, o czym go od razu powiadomił, pytając również, czy orientował się, kiedy mógłby faktycznie taki staż, czy też kurs, zacząć. Oczywiste było, że zejdzie na to kilka tygodni, jeśli nie miesięcy, więc to nie było coś, na co mógł sobie pozwolić choćby przed samymi wakacjami. Skoro, co było właściwie oczywiste, wybierali się na nie, jako opiekunowie. Później Chris poprawił chwyt na czekanie i ruszył w górę, by ze zdziwieniem odkryć po kilkunastu kolejnych ruchach, że dotarł na szczyt lodospadu, na który wydostał się bez większych problemów i zajął tam bezpieczne miejsce. Nie chciał stąd spaść, a lepiej się rozejrzeć i potencjalnie wesprzeć Josha w dalszej wspinaczce, gdyby tylko okazało się, że ten mimo wszystko ma jakieś problemy. Chwilowo jednak łapał głębsze oddechy, pozwalając, by jego mięśnie odpoczywały.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Josh zaśmiał się cicho pod nosem, słysząc odpowiedź męża. Rzeczywiście, mógł mieć rację, wspominając o tym, jak dzieciaki różnie podchodziły do brudzenia się i wykonywania ciężkiej pracy. Sam nie widział problemu w kopaniu w ziemi, naprawianiu domu, czy wykonywaniu innej, ciężkiej pracy własnymi rękami, ale niektórzy studenci do wszystkiego używali magii. Nic więc dziwnego, że przesadzanie roślin również stanowiło dla nich wyzwanie. - W końcu polubią grzebanie w ziemi - stwierdził jeszcze z lekkim uśmiechem, wspinając się dalej. Chciał być na szczycie szybko, najlepiej przed Chrisem, mając w głowie wiele różnych zachcianek, z których musiałby wybrać jedną. Najwyraźniej jednak za bardzo skupił się na mówieniu o tym, co planował zrobić w przyszłości, że nie dostrzegł, kiedy jego mąż zdołał go wyprzedzić, nie mówiąc już o tym, że ten dotarł na szczyt. Miał czas na to, żeby przemyśleć raz jeszcze sprawę kursu, czy stażu. Tak naprawdę nie zdążył zorientować się w tej kwestii, nie sprawdził nawet, gdzie miałby do odbycia podobny kurs, choć podejrzewał, że wszystkiego mógłby dowiedzieć się w Świętym Mungu. Planował wybrać się tam po feriach, jak tylko uda im się złapać trochę oddechu. Teraz jednak musiał skupić się na tym, żeby wspiąć się na sam szczyt, w czym skutecznie przeszkadzały lodowe wszy. Kolejny raz miał problem skupić się na tym, gdzie powinien wbić czekan, ponieważ swędziała go głowa i nie wiedział, jak się podrapać, aby nie spać. Zacisnął więc zęby i próbował to ignorować, podciągając się wyżej na lodospadzie.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- Nie sądzę - odpowiedział ze śmiechem. - Pamiętasz, kiedy Brooks przyszła nam pomagać? Nie była ani trochę zachwycona - stwierdził jeszcze, nim ostatecznie usiadł wygodnie i odetchnął głęboko, rzucając jeszcze głośno, że w takim razie życzył sobie w prezencie tutejszy model smoka i zamknął na chwilę oczy. Nie spodziewał się, że ta wspinaczka pójdzie mu tak dobrze, że zdoła tak szybko dostać się na sam szczyt lodospadu i musiał przyznać, że był z tego powodu zadowolony. Wszystko wskazywało na to, że nie był aż taką ofermą, czy starym dziadem, za jakiego mógł uchodzić. Wciąż miał odpowiednio wiele sił, żeby ścigać się ze studentami i to mu się podobało. Nie mówiąc w ogóle o tym, że był w pewnym sensie rozbawiony tym, że zdołał pokonać Josha w tej wspinaczce. To oczywiście nie był żaden wyścig, nie próbowali zrobić sobie na złość, czy coś podobnego, bo mieli dobrze bawić się razem, ale mimo wszystko Christopher musiał przyznać, że zalęgła się w nim jakaś taka lekka, chochlicza złośliwość, która kazała mu ostatecznie spojrzeć w dół, w stronę swojego męża. Obserwowanie go, gdy wspinał się na szczyt lodospadu, było przyjemne, tak samo, jak podziwianie okolicy, którą było stąd widać i Christopher oddał się temu w pełni. Nie chciał zresztą przeszkadzać Joshowi, niepotrzebnie do niego krzyczeć i tym samym rozpraszać go w czasie wspinaczki. To bowiem nie prowadziłoby do niczego dobrego i jeszcze jego mąż zjechałby w dół po tym zdradzieckim lodzie. Dlatego też zielarz spoglądał na niego co jakiś czas, by upewnić się, że ten dobrze sobie radzi, jednocześnie pozwalając na to, żeby jego mięśnie wypoczywały. Widział stąd całą okolicę, dostrzegając załomy w lodzie, które najpewniej były po prostu kolejnymi jaskiniami, kolejnymi miejscami, w które mogli się wybrać, jeśli tylko najdzie ich na to ochota. Nie zamierzał, rzecz jasna, nigdzie gonić Josha, gdyby ten nie miał ochoty na kolejne wędrówki, ale po prostu dobrze było wiedzieć, że istnieje również jakaś dodatkowa możliwość. W końcu Chris westchnął i rozejrzał się po samym szczycie lodospadu, jakby spodziewał się dostrzec tutaj coś niezwykłego. Nie sądził, żeby jego to faktycznie spotkało, ostatecznie od dawna był dorosły, ale kto wie.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Josh zaśmiał się pod nosem, gdy tylko przypomniał sobie minę Brooks, kiedy powiedział jej, z czym będą musieli sobie poradzić. Rzeczywiście nie wyglądała na największą fankę kopania w ziemi, ale dzielnie stanęła do pracy. Nie mógł narzekać w żadnym stopniu na pomoc dziewczyny, choć teraz lepiej rozumiał, co Chris miał na myśli. Nie kontynuował jednak rozmowy, nagle odkrywając, jak szybko jego mąż zaczął się wspinać. Sam próbował go dogonić, ale w pewnej chwili z premedytacją zwolnił. Wszystko po to, żeby przywołać wspomnienia, gdy we dwóch poszli szukać niuchaczy do Zakazanego Lasu i trafili na dziwne gejzery błotne. Wtedy także cieszył się z widoków, jakie miał przed sobą, a perspektywa, z jakiej teraz oglądał zielarza, pasowała mu o wiele bardziej. W końcu zganił się w myślach za zachowanie godne nastolatka i spróbował wspinać się szybciej. Niestety utrudniało to ciągłe swędzenie głowy, które sprawiało, że miał ochotę zacząć przeklinać pod nosem. - Pamiętasz, jak kiedyś powiedziałem ci, że podoba mi się widok przede mną? Dziś miałem lepszy - zaśmiał się, kiedy był już na tyle blisko szczytu, żeby mieć pewność, że mąż go usłyszy. Był ciekaw, czy sam pamiętał tamtą wyprawę do Zakazanego Lasu. - Myślisz, że pomoc w podciągnięciu się na szczyt będzie oszustwem? - dodał jeszcze, wbijając czekan tuż przy szczycie, podciągając się wyżej.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Chris drgnął lekko, kiedy usłyszał znowu głos Josha i przesunął się tak, by móc spojrzeć w dół lodospadu, wprost na swojego męża. Zmrużył oczy, mając ochotę roześmiać się w głos, ale dla własnej przyjemności zgromił go spojrzeniem, zastanawiając się, czy jeszcze tak naprawdę to potrafił, czy umiał usadzić go w miejscu jedynie na niego spoglądając, nie mówiąc nic więcej, po prostu mając ochotę, by ten spłonął za bzdury, jakie opowiadał. Oczywiste było, że nie był teraz na niego zły, że nie zamierzał go odsądzać od czci i wiary, ale po prostu uznał to za dość zabawne rozwiązanie. Pokręcił też głową, gdy ten zapytał, co myśli o pomocy. - Nic z tego, Josh. Jestem pewien, że wtedy zostaniemy zrzuceni na sam dół lodospadu i to na pewno nie trafimy na fomisie, ale na twarde podłoże. Musisz wejść tutaj sam. Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że nie masz już siły? - zapytał go zaczepnie, choć starał się spoglądać na niego z prawdziwą powagą, jakby spodziewał się, że jednak starszy mężczyzna faktycznie ma problemy z tym, żeby podołać tej wspinaczce. Nie podejrzewał go o to, w końcu był trenerem, latał od lat i naprawdę był silny i wytrzymały, jednak nie uważał, żeby takie podpuszczanie Josha nie miało w sobie jakiegoś uroku. Może nie jakiegoś wielkiego, ale jednak zawsze jakiś. - Poczekam tu i pooglądam sobie okolicę, może znajdę jakieś ciekawe miejsce, do którego będziemy mogli pójść, o ile oczywiście będziesz miał dość siły - dodał jeszcze, nim ostatecznie się wycofał, sadowiąc się wygodniej, niż wcześniej, domyślając się, że jego mąż za chwilę mimo wszystko do niego dołączy. Powinni później odpocząć, zanim postanowią wracać, ale faktycznie musiał przyznać, że widoki stąd miał naprawdę dobre, to i odpoczynek nie był dla niego ani trochę nudny.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Zaśmiał się ciepło, gdy tylko zobaczył groźne spojrzenie męża. To samo spojrzenie, które kiedyś sprawiało, że wycofywał się, wracał do właściwego miejsca. Jednak teraz był na swoim miejscu i podobne spojrzenie jedynie rozpalało w nim ogień, sprawiając, że miał ochotę przyciągnąć go do siebie. Zamiast więc przeprosić za swoje słowa, odpowiedział mężowi rozpalonym spojrzeniem, wspinając się dalej. Nie zdziwiła go również odpowiedź Chrisa w sprawie wspinaczki. Tak naprawdę wiedział, że nie mógł liczyć na niczyją pomoc, skoro wejście na lodospad było testem na to, czy było się dorosłym. - Mam ci pokazać, na co na pewno mam siły? - zapytał, gdy w końcu dotarł na szczyt, uśmiechając się zaczepnie. - Uznam to za wyzwanie na sprawdzenie, który z nas jest bardziej wytrzymały - dodał, siadając obok męża, po czym pocałował go krótko. Rozejrzał się po okolicy, próbując zobaczyć, co jeszcze mogłoby zapewnić im rozrywkę poza samą wspinaczką. W końcu dostrzegł wejście to jednej z jaskiń, na którą zaraz wskazał Chrisowi. Skoro już potwierdzili własną dorosłość, mogli iść bawić się dalej.
______________________
Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
- Zapewne na sprzeczanie się do białego rana - odparł zaczepnie Christopher, kiedy już obaj znaleźli się na szczycie lodospadu i mogli w spokoju podziwiać otaczającą ich okolicę. Nie zamierzał jeszcze stąd schodzić, wiedząc doskonale, że potrzebowali chwili odpoczynku, że musieli odetchnąć po wysiłku, żeby nie skończyło się na tym, że zalegną na kilka kolejnych dni w łóżku z bolesnymi zakwasami. To nie powinno mieć na pewno miejsca i zupełnie nic by im nie ułatwiło, więc po prostu przysunął się bliżej męża i uśmiechnął się do niego lekko, przypominając, że skoro wygrał, to mógł sobie wybrać, czego by sobie życzył. Nic zatem dziwnego, że padło na figurkę smoka, co z całą pewnością nie powinno ani trochę Josha dziwić, tak samo jak to, że zielarz oparł głowę o jego ramię i przymknął na chwilę oczy. Spoglądał w stronę, którą wskazał mu Josh, zastanawiając się nad tym, czy faktycznie mogli wybrać się na wycieczkę aż tak daleko. - Nie boisz się, że będą tam siedziały jakieś wściekłe duchy, które znowu postanowią zburzyć nasz spokój? - zapytał prosto, doskonale wiedząc, że mieli w ostatnim czasie zdecydowanie zbyt wiele przygód i powinni nieco odpocząć. Nie chciał na siłę pchać się w miejsca, które były niebezpieczne, nawet w czasie wyprawy z Salazarem uważał dosłownie na wszystko, starając się jednak nie wyrywać naprzód, nie robić głupot innego rodzaju, nie szaleć. Ponieważ zaś żył i miał się całkiem dobrze, najwyraźniej panowanie nad swoją gryfońską naturą szło mu całkiem dobrze. - To nie znaczy, że nie możemy tam iść, ale mieliśmy się bardziej pilnować, a chyba wolałbym nie spędzać ostatnich dni leżąc u znachorki - stwierdził prosto, przy tej okazji marszcząc brwi, mając świadomość, jak mogło to zabrzmieć. Uśmiechnął się jednak lekko do Josha, nieco się przekręcając, a potem odsunął się i przeciągnął. - Ale możemy sprawdzić, co tam jest, najwyżej bardzo szybko się stamtąd ewakuujemy i wcale nie mówię, że uciekniemy - dodał, a kiedy się odwrócił, dostrzegł wbite w lód dwa czekany, których wcześniej chyba tutaj nie było. Nic dziwnego, że nieco nieufnie po nie sięgnął, ale ponieważ nie wydarzyło się nic złego, podał jeden z nich mężowi. - To chyba nasza nagroda. +
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Joshua Walsh
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Prychnął pod nosem, słysząc odpowiedź męża. Sprzeczanie się do białego rana, też coś. Zupełnie jakby kiedykolwiek się sprzeczali tak bardzo… No dobrze, miewali ostrzejsze dyskusje, ale teraz nie to miał na myśli i wiedział, że zielarz jest tego świadom, ale znów wszedł w swój chochliczy tryb i nie zamierzał najwyraźniej z niego wychodzić. Nie, żeby to przeszkadzało Joshowi, wręcz przeciwnie. Nic więc dziwnego, że uśmiechał się ciepło pod nosem, pokonując ostatni kawałek lodospadu i w końcu siadając na śniegu obok Chrisa. Tak siedzieć mógłby naprawdę długo, zwłaszcza że widok mieli przyjemny. Kiedyś od razu chciałby iść dalej, nie mogąc usiedzieć an miejscu i prawdę mówiąc, bojąc się rozmowy. Teraz jednak potrafił siedzieć nieruchomo i cieszyć się chwilą, bliskością męża, ucząc się od niego cierpliwości. Przydawała się na każdym kroku, czego nie mówił na głos. Zaraz też zaśmiał się na słowa zielarza, wiedząc jednak, że miał racje. - Nie zamierzam jej eksplorować niesamowicie mocno. Po prostu pomyślałem, że moglibyśmy podejśc i zobaczyć, czy jest to zwykła jaskinia, czy może rośnie coś przy niej, albo są ślady obecności dzikich fomisiów… Masz jednak rację i lepiej chyba uważać bardziej, niż zwykle. Kolejna amnezja, czy klątwa, przez którą nie można zajmować się zwierzakami, nie jest nam potrzebna - zgodził się, zaraz też dodając, że ucieczka nie zawsze jest zła, choć lepiej nie mówić o niej głośno. - Nie wydają się całkiem normalne, ale może dzięki nim zejdziemy szybciej na dół - powiedział, odbierając od Chrisa czekan, który zdecydowanie sprawiał wrażenie przesyconego magią. Nie przypominał jednak niczego, co miałoby im zaszkodzić, więc z lekkim uśmiechem doczepił go do swojego pasa, proponując, żeby rzeczywiście przespacerowali się chwilę po szczycie i wrócili do swoich fomisiów. To, czego nie mówił to, że zaczynał powoli marznąć, żałując, że zostawił kurtkę na dole.
Beznadziejny w transmutacji. To w niczym im nie pomagało i Jamie mimowolnie nieznacznie się skrzywił, chociaż spodziewał się takiej odpowiedzi. Warunki, w jakich przyszło im bytować, były obecnie co najmniej skandaliczne i zdecydowanie wolałby spędzić ten czas gdzie indziej. Jak choćby teraz, na wspinaczce, kiedy nie musiał przejmować się tym, że musiał przebywać na zdecydowanie zbyt małej przestrzeni z dwoma innymi chłopakami. Teoretycznie mu to nie przeszkadzało, w praktyce jednak nie był z tego powodu zachwycony, nic zatem dziwnego, że szukał jakiegoś rozwiązania. Prostego. Ale widać takich nie było, o ile nie chcieli prosić o pomoc kolejnych ludzi. - Uważaj - mruknął, widząc, że Park przestaje radzić sobie z tą wspinaczką. To właściwie nie powinno go dziwić, ale mimo wszystko rzucił mu uważne spojrzenie, żeby mieć pewność, że ten za chwilę nie spadnie na ziemię i w ten sposób nie skończy tej ich całej podróży. Zaraz też Norwood westchnął, zerkając w górę i zdając sobie sprawę z tego, że najwyraźniej irytacja zaczęła zagrzewać go do dalszej wspinaczki. - Nie zamierzam spać na ziemi. Znasz kogoś, kto zna się na transmutacji? Albo po prostu rozetniemy to łóżko na trzy - stwierdził, jakby to miało w jakiś sposób rozwiązać ich problem, ale nie widział innego sposobu na spokojną noc.
No cóż, nie mógł nic poradzić na fakt, że raczej nie radził sobie z tą dziedziną magii. Wymagała od niego zbyt dużego skupienia i wizualizacji, które nie przychodziły mu tak łatwo. Jeśli naprawdę Jamie chciał szukać rozwiązania w ten sposób to musiał zaangażować kogoś innego w realizację swojego planu. Andrew był straconym przypadkiem. Sam również nie czuł się do końca komfortowo z tym, że musiał zdzielić przestrzeń z dwoma chłopakami, których do końca nie znał, bo jeśli faktycznie byłby to jego jakiś bliższy kumpel to spoko. Podobne rzeczy były dla niego jedynie nieco dziwne, gdy chodziło o kogoś z kim nie miał bliższego kontaktu. - Jest okay! - zapewnił jeszcze chłopaka chociaż faktycznie osunął się nieco niżej, ale dosyć szybko ogarnął sytuację. Nie było tak źle. Mógł kontynuować wspinaczkę i wysłuchiwać dalszych słów Norwooda, a te podsuwały coraz dziwniejsze pomysły na to jak rozwiązać kwestię wspólnego spanka, która zaprzątała mu głowę przez cały czas. - Nie znam. Ty powinieneś bardziej się w tym orientować. Poza tym jak chcesz, żeby łóżku ustało jak je potniesz na trzy? Lewitować będzie? - zapytał jeszcze, bo nie do końca wyobrażał sobie jak miałaby wyglądać faktycznie ta sytuacja z pociętym łóżkiem. Dalsza droga do szczytu zdawała się iść mu już dużo lepiej chociaż po drodze coś go zaswędziało i nie mógł powstrzymać się od sięgnięcia w to miejsce, aby się podrapać, co sprawiło, że po raz kolejny nie mógł podejść wyżej, a poślizgnął się lekko choć nie stracił równowagi. Dalej trzymał się dzielnie lodospadu.
Jamie zdecydowanie nie powiedziałby, że jest w porządku. To raczej wyglądało dokładnie odwrotnie i wszystko wskazywało na to, że Andrew za chwilę po prostu zjedzie na dół i tak zakończy się cała ta jego wspinaczka. Po dorosłość, jak twierdzili smoczy ludzie i może coś w tym było, a może były to jedynie banialuki, które miały skłonić niedowiarków do tego, żeby jednak się ruszyli i coś ze sobą w tym życiu zrobili. Biorąc pod uwagę, gdzie się znajdowali, to dla młodych zapewne nie było tutaj wielu rozrywek, a zmuszenie ich do rozwijania tężyzny fizycznej, by pewnego dnia weszli na ten szczyt, było niezłym pomysłem. - Jeśli masz inny pomysł, to chętnie go wysłucham - stwierdził nieco twardo i trudno było powiedzieć, czy mówił z przekąsem, czy nie. Niemniej jednak kwestia wspólnego spania w jednym łóżku naprawdę spędzała mu sen z powiek i na pewien sposób irytowała. Tak samo, jak te firanki zamiast drzwi. Smoczy ludzie mieli co najmniej dziwne zwyczaje i zapewne z tego powodu nie czuł się tu do końca komfortowo. - A może słyszałeś o jakimś innym sposobie albo miejscu, w którym można spać - dodał jeszcze, nim ruszył ostro w górę, chyba w ten sposób starając się spożytkować energię, jaka się go uczepiła razem z cieniem złości i tą durną wszą, która mu przeszkadzała. Na tyle, że wspiął się na sam szczyt, żeby w końcu mógł podrapać się po głowie i rozejrzeć po okolicy, dostrzegając mniej więcej jedno wielkie nic.
Andrew Park
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : włosy zwykle znajdujące się w lekkim nieładzie, promienny uśmiech, zawsze ma przy sobie talię kart tarota
Dobrze może i miał lekki problem przy wspinaczce, ale dosyć szybko go zażegnał. Jakby nie patrzeć to lód był dosyć śliski, a do tego dosyć kruchy w pewnych momentach więc znalezienie odpowiedniego podparcia stanowiło prawdziwe wyzwanie. No, ale jeszcze jakoś sobie radził i nie należało wzbudzać paniki dlatego, że raz czy dwa delikatnie osunęła mu się noga. - Nie mam żadnych innych pomysłów. Nie patrz na mnie. Jestem myślą nieskalany - odpowiedział, przechodząc od razu do defensywy, bo prawda była taka, że serio czuł się w tej chwili nieco osaczony przez Norwooda i zaatakowany jak jakieś zwierzę, gdy tylko usłyszał jego ostrzejszy ton. Naprawdę nie wiedział czemu blondyn aż tak się na tym zafiksował. Sam Park pomimo swojej niechęci szybko przeszedł nad tym wszystkim do porządku dziennego i stwierdził, że trudno skoro innej opcji nie ma to muszą się gnieździć w tym jednym łóżku zamiast na siłę szukać problemów i skupiać się przez cały wyjazd na tej jednej kwestii. Było w końcu tyle innych rzeczy do zrobienia. - Nic takiego nie obiło mi się o uszy. Chyba po prostu musimy to jakoś zdzierżyć - powiedział jeszcze, kontynuując wędrówkę w górę. Chyba przez to, że został im już naprawdę ostatni kawałek doznał jakiegoś większego natchnienia i sił do tego, aby wykonać podejście na szczyt i w końcu wdrapać się na samą górę lodospadu, gdzie mógł spokojnie odetchnąć u boku Jamiego. - Poza tym... serio aż tak ci to przeszkadza? - dopytał jeszcze choć to akurat było naprawdę ewidentne.
Jedynie wspinaczka ratowała go przed wybuchem wściekłości z powodu zaistniałej sytuacji. Nienawidził podobnych sytuacji i mimo tego, że starał się przez lata uczyć panowania nad sobą, skończyło się tym, że czuł potrzebę kontrolowania wszystkiego. Kiedy nie potrafił sobie z czymś poradzić, nie potrafił rozwiązać problemu, zaczynał zatracać się, irytować, wściekać. Teraz nie było inaczej i uderzyło to w niego dopiero na szczycie, kiedy Park zadał swoje pytanie. Jamie spojrzał na niego ostro, po chwili zakrywając oczy dłonią, starając się uspokoić. - Nienawidzę bezsilności - odpowiedział w końcu, nieco warkliwym tonem. - W tej chwili zostałem rzucony do spania z dwoma gościami, bez możliwości zmienienia czegokolwiek i nawet jeśli nie jest to tak wielki problem, mnie zwyczajnie drażni do tego stopnia, że mam ochotę w coś uderzyć, choć wspinaczka nieco pomogła - dodał, starając się mówić spokojniej, opanować złość, która w nim buzowała. W końcu nie dbając o nic, po prostu położył się na śniegu na plecach. Nie potrafił wyjaśnić tego, że gdyby dowiedział się szybciej o tym, że tak będą wyglądać warunki mieszkalne w trakcie ferii, odczuwałby wszystko inaczej, niż w tej chwili. Chodziło o przygotowanie się do wszystkiego, nie zaś bycie postawionym przed faktem dokonanym. - Spokojnie, nie będę miotał się wściekle po grocie - zapewnił po chwili, chwytając w dłoń garść śniegu, starając się zrobić z niego śnieżkę, którą mógłby rzucić. Niestety mróz był zbyt wielki, żeby mógł zrobić cokolwiek z puchu, jaki ich otaczał.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Andrew Park
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : włosy zwykle znajdujące się w lekkim nieładzie, promienny uśmiech, zawsze ma przy sobie talię kart tarota
Na ogół to właśnie Park był tym spokojnym ziomeczkiem, który godził się szybko z losem nawet jeśli coś mu nie odpowiadało. Najwyraźniej wszechświat tak chciał i jeśli jakieś rozwiązanie nie nasuwało się od razu na myśl to można było odpuścić, bo pewnie nic dobrego i tak nie będzie w stanie wykminić, a tylko czas straci. Taka była jego życiowa filozofia. Niemniej potrafił zrozumieć dlaczego Norwood mógł być w tej sytuacji sfrustrowany. - Dobra, teraz rozumiem - mruknął w zamyśleniu. - W sumie może znajdzie się tutaj coś dobrego, co można byłoby obrać za cel. Zaczął się głośno zastanawiać i nawet rozglądać po okolicy, ale raczej nic wielkiego nie udało mu się dostrzec. Może poza dwoma czekanami, które były wbite w ziemię na samym szczycie. I kiedy tak Jamie zapewniał go o tym, że nie będzie się miotał po ścianie, Andrew postanowił zgarnąć oba lodowe-kilofy i podejść z nimi do blondyna, który podjął właśnie żałosną próbę uformowania śnieżki. - Jak chcesz jakiegoś destrukcyjnego zajęcia to możemy rzucać nimi jak toporami do drzew. Zawsze coś - zaproponował chociaż miał wrażenie, że w rzeczywistości był to dosyć głupi pomysł. No, ale zawsze coś.
Jamie spojrzał ukradkiem na Azjatę, zastanawiając się mimowolnie, dlaczego miał ochotę zaśmiać się mu w twarz, gdy powiedział, że rozumie. Podejrzewał, że po proostu chodziło o teoretyczne zrozumienie jego postawy, nie zaś rzeczywiste zrozumienie jego złości, ale w gruncie rzeczy nie miało to znaczenia. Ważne, że wszystko było wyjaśnione i mogli uniknąć wspólnego oskarżania się o coś, co nie miało miejsca jak nadmierne zamartwianie się, czy olewanie, czy cokolwiek jeszcze można było wymyśleć. Zaraz też uśmiechnął się krzywo, na wpół z rozbawieniem, na wpół z ironią, słysząc, że może znajdzie coś, co mógłby obrać za cel. - Coś jak znalezienie kogoś do zaczepiania, czy znalezienie miejsca, które można podniszczyć? - zapytał, właściwie wchodząc w słowa Azjacie, zaraz spoglądając z zaciekawieniem na trzymane przez niego czekany. - Wiesz, że to nie jest aż tak głupi pomysł? Jeśli cały czas tu na nas czekały, to można uznać, że to znak, co o tym sądzisz? Pokaż - powiedział, podnosząc się ze śniegu, żeby wziąć jeden do ręki, mając wrażenie, że wręcz od razu poczuł przepływ magii. Nie był to zwykły czekan, tego można było być pewnym. - To będę mieć czym odreagować, kiedy będę naprawdę mieć dosyć - stwierdził prosto, kręcąc lekko głową. - Wracamy? Ciekawe, czy grota wciaż jeszcze stoi, czy Brewer puścił ją z dymem - zaproponował, wskazując gestem drogę powrotną.
+
Andrew Park
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : włosy zwykle znajdujące się w lekkim nieładzie, promienny uśmiech, zawsze ma przy sobie talię kart tarota
Może i Andrew nie był ekspertem od demolki, ale jeśli tylko ktoś chciał to mógł wymyślić absolutnie wszystko. Przynajmniej z tego założenia wychodził Park. Dlatego też wiedząc, że Ślizgon najlepiej by coś rozwalił postanowił faktycznie poszukać rozwiązania tego problemu i spojrzeć, co też mogło się nadawać idealnie do podobnego zajęcia. - Dokładnie o coś takiego mi chodzi - przytaknął, gdy tylko Jamie zapytał go o to co dokładnie miał na myśli. Jeszcze dumniej poczuł się w momencie faktycznie Norwood wyraził większe zainteresowanie jego pomysłem i chwycił jeden z czekanów. Nie widział tutaj wcześniej nikogo innego kto mógłby zostawić na chwilę te wspinaczkowe kilofy także mogli chyba bezpiecznie założyć, że były one bezpańskie i mogli spokojnie je sobie przywłaszczyć. Przynajmniej tak uważał sam Azjata. - Myślę, że możemy je sobie wziąć. Może się do czegoś przydadzą - potwierdził jeszcze. - Jasne możemy już się zwijać. Mam nadzieję, że się mylisz i faktycznie będziemy mieli gdzie spać... Jedno łóżko jest i tak lepsze niż żadne. Wiedział, że Jamie raczej niechętnie podchodził do wspólnego spania, ale przynajmniej mieli się gdzie podziać. Jeśli Brewer zniszczyłby ich jaskinię to naprawdę nie wiedział gdzie mogliby znaleźć zastępczy nocleg. Park rzucił jeszcze ostatnie spojrzenie na widok roztaczający się z lodospadu po czym podążył za Norwoodem drogą prowadzącą ze wzniesienia ku lodowym jaskiniom.