Najchętniej to zostałaby w swoim pokoju, zakopana pod grubym kocem, sama ze sobą i swoim nieszczęściem. Nie mogła jednak unikać lekcji w nieskończoność. Nie po to zapłaciła za powtarzanie klasy równowartość połowy nowego sprzętu do quidditcha, żeby kolejny raz zawalić rok. To był ten dzień, w którym musiała w końcu pojawić się na zajęciach, pierwszy raz od zeszłego semestru. Mało kto wiedział o tym, że nie zdała i czuła się z tym nieswojo. Idąc szkolnymi korytarzami, miała wrażenie, że wszyscy się na nią gapią i ją oceniają, choć tak naprawdę mało kto zwracał uwagę na niczym niewyróżniającą się Puchonkę w szkolnym mundurku. Tylko w jej własnej głowie odgrywał się mały dramat. Minęła chwila, zanim nacisnęła klamkę i weszła do sali. Stała tak pod drzwiami, walcząc sama ze sobą, aż ktoś z tyłu jej nie ponaglił. Nawet nie zwróciła uwagi, kto to był, po prostu wzięła głęboki wdech i weszła do środka, byle tylko zejść z drogi i nie rzucać się w oczy. Szybko przemknęła do ostatniej ławki i usiadła, nieco się garbiąc, jakby w ten sposób miało ją być mniej widać. Ukradkiem rozejrzała się po sali, aby sprawdzić, kto jeszcze przyszedł na transmutację. Nie wszystkich rozpoznała, dostrzegła jednak kilku znajomych Puchonów i mimowolnie się uśmiechnęła. Jak dobrze było ich widzieć! Miała ochotę podbiec do każdego z osobna, wyściskać, zapytać o to jak im minęły wakacje, przytulić, dowiedzieć się, czy aby na pewno wszystko w porządku i jeszcze raz wyściskać, z całą swoją borsuczą miłością. Pozostała jednak na miejscu, bo na razie nie chciała skupiać na sobie uwagi. Najpierw musiała pogodzić się ze swoją porażką i oswoić się z myślą, że powtarza rok i to wcale nie jest nic nadzwyczajnego, nie ona pierwsza i nie ona ostatnia! Poukładanie sobie tego w głowie wymagało jednak czasu...
/Zapraszam, można się przysiadać!
Autor
Wiadomość
Eugene 'Jinx' Queen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Przekłute uszy; czasem noszony kolczyk w nosie; drobne i mniej drobne tatuaże; pomalowane paznokcie; bardzo ekspresyjny sposób bycia; krwawy znak
Towarzystwo Marleny na zajęciach z transmutacji jest dla mnie bardzo wygodne - po prostu nie muszę zbyt wiele się uczyć, bo wiem, że przyjaciółka zawsze mi dopomoże i podsunie odpowiedź na jedno czy drugie pytanie. I choćby przez sam fakt, ile dziewczyna o tym gada (i gada, i gada, i gada...), powinienem już z palcem w nosie zamieniać ludzi w gustowne fotele czy ożywiać posągi, ale jakoś tak wyszło, że zatrzymałem się na poziomie zmieniania grzybów w inne grzyby. Przydatne, jak się znajduje muchomora, tak myślę. Najważniejsza jednak nie jest sama lekcja (czego nie mówię Marlenie, bo by się nade mną przeżegnała), ale omówiona szczegółowo tajna misja. Od jakiegoś czasu nie da się nie dostrzec przedziwnej chemii pojawiającej się między @River A. Coon a @Basil Kane, stąd - w trosce o naszego lwiego szopa - uznaliśmy, że trzeba tę sprawę wybadać od drugiej strony. Mnogość moich talentów (między innymi aktorskie, ale też towarzyskość oraz ogromne pokłady subtelności) sprawia, że to ja zostaję wytypowany do roli specjalnego agenta, podczas gdy Marla ma zneutralizować ewentualne zagrożenie misji w postaci Rivera. - Basilio! - wyrywam się z szerokim uśmiechem, gdy tylko dostrzegam chłopaka na korytarzu; trochę za późno zastanawiam się, że moje swobodne zarzucenie ramienia na jego barki mogłoby zostać potraktowane w kategorii ataku przez osobę ciągle przebywającą głównie pośród tych płochliwych i miałkich Ślizgonów. - Świetnie, że idziesz sam na transmę, bo ja akurat szukam pary, coby nie pracować z Camaelem... Nie wiem, czy słyszałeś, ale podobno po tym, jak żona go porzuciła, to strasznie zaczął się wyżywać na uczniach. A ja to nawet jakbym chciał, to cię nie przemienię w ropuchę, więc nie będziesz musiał szukać sobie nikogo do magicznego pocałunku - obiecuję chłopakowi, stosując prostą taktykę nie pozwolenia dojścia mu do słowa, przez co zmuszony jest do przebierania nogami, a po przekroczeniu progu klasy nie ma już dużego wyboru. - Ochhh, chyba faktycznie lekcja bardzo praktyczna i testowanie zaklęć na sobie wzajemnie, kocham to - oznajmiam wesoło, już zacierając ręce i nie mogąc doczekać się tego, jak wiele porażek mogę osiągnąć na jednej lekcji. - No, a co tam u ciebie słychać? Poza tym, że się ugrzeczniłeś. Słyszałem, że się z Riverem kumplujecie, więc fajnie nadrobić pewne rzeczy, skoro będziemy się częściej widywać.
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Z jednej strony wcale mi się nie chciało iść na transme, wciąż miał zakwasy po tym, jak go Irvette przegoniła wokół bijącej wierzby. Po dziś dzień jak patrzył na to drzewo, czuł głębokie pretensje, że nie dostał witką w łeb, by móc paść gdzieś w krzaczkach i w spokoju mieć kaca. Nauczka była prosta, zostawić konsumpcje alkoholi na weekendy, w które mógłby się ukryć przed tą rudą wariatką. Z drugiej jednakże strony podejrzewał, że choć Camael miał dużo na głowie w związku ze znikającą żoną i samotnym wychowaniem dziecka, to na bank zauważy nieobecność swojego podopiecznego, szczególnie, że Bazyl należał do niechlubnego grona transmutacyjnych anty-talentów i za każdym razem profesor Whitelight wydawał się musieć poświęcać mu więcej uwagi, niż przewidywał. Co dla obu było niezręczne. Ciągnął się więc bez większego entuzjazmy korytarzem na piątym piętrze, trzymając w rękach miniaturowe wydanie słownika języka francuskiego, bezgłośnie powtarzając sobie słówka, które obiecał swojej korepetytorce powtórzyć przed kolejnymi zajęciami, kiedy z głęboko edukacyjnego zamyślenia wyrwał go okrzyk @Eugene 'Jinx' Queen przypominając mu stare, lepsze czasy. Był Basiliem gdzieś na przełomie czwartej i piątej klasy, kiedy miał fazę na muszkieterów. Pamiętał zresztą jak Jinx dał się namówić na jednym szlabanie, żeby odegrać jego ulubioną scenę z filmu o trzech muszkieterach i smoku, który oglądał tamtego lata w magicznym kinie. To był pierwszy raz, kiedy po wykonaniu szlabany kara zamiast się wyzerować, podwoiła się. Plusem było to, że pomimo fizycznego ataku na jego osobę nie upuścił słownika. - No elo. - dobrze, że stał blisko, to od razu go poznał. Otworzył usta, by dodać coś jeszcze, ale potok słów porwał go w wir skonfundowanych myśli i poniósł prosto do klasy transmutacji, skąd rzeczywiście już nie było ucieczki. Zdołał się jedynie kontrolnie obejrzeć na zebranych uczniów i z przerażeniem zarejestrować, że to będą dziś zajęcia praktyczne, co jedynie zwiększało prawdopodobieństwo tragedii. - Lubisz coś na sobie potestować? - zarejestrował w pamięci, jako coś wartego uwagi na przyszłość i wetknął słownik w tylną kieszeń spodni. Otworzył usta ponownie, by się podzielić tym co u niego słychać, w końcu był okropnym egocentrykiem jak każdy członek domu węża, zamknął je jednak bez słowa, wpatrując się w Eugene. I stał tak. I patrzył. I się nie ruszał. I trwało to jakby małą wieczność, kiedy ślizgon wpatrywał się dwubarwnym spojrzeniem w gryfona, powoli mrużąc oczy. - A nie widujemy się wystarczająco często? - odezwał się w końcu, jak śledź wymijając niewygodne elementy rozmowy.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Humor: 3 - umiarkowany Koncentracja: 5 bo to Ruda Nastawienie: 6 (3 za Cama, 2 za nastawienie do przedmiotu, 1 za humor) Kuferek: 10pkt.
Lekcje transmutacji nigdy nie były jej ulubione z prostego względu - nie radziła sobie najlepiej z tym przedmiotem, choć zawsze chciała go opanować. Dzielnie dreptała na każde zajęcia licząc na to, że pewnego dnia w końcu coś się zmieni i będzie w stanie bez problemu zamieniać ptaki w kielichy na wodę i inne takie. Jeszcze nie doczekała tego dnia, ale determinacji nie traciła i dzielnie wspinała się dziś na piąte piętro, by podjąć kolejną próbę. -Nanael! - Zawołała za znajomą twarzą, która również człapała w tym kierunku. -Jak się macie? - Zapytała dziewczyny, gdy już wyrównała do niej. Wiedziała, że rodzina Hariela ma ostatnio ciężki czas i robiła co mogła, by wspomóc chłopaka i jego rodzeństwo. Fakt, że Camael został opiekunem slytherinu również wzbudził jej podejrzenia, ale gdy dowiedziała się, że Beatrice gdzieś zniknęła, część zagadki została wyjaśniona. -Mam nadzieję, że nie będzie dzisiaj nic przesadnie trudnego. Mam dosyć posądzania mnie o próby morderstwa w tym miesiącu. - Pozwoliła sobie na lekki żarcik, wchodząc z drugą ślizgonką do klasy, która wyglądała, jakby mieli zaraz rozpoczynać tutaj jakieś pojedynki. -Będziesz mnie wspierać? - Zapytała na wypadek, gdyby potrzebowała pomocy kogoś bardziej ogarniętego, a wierzyła, że siostra Hariela ma nieco talentu w transmutacji. Albo przynajmniej nieco więcej niż on.
Transmutacja zawsze była jednym z jego ulubionych zajęć. Pozwalała rozwijać wyobraźnię i kreatywność, a tego nigdy mu nie brakowało, stąd też lubił ten przedmiot pod warunkiem, że nie musiał być z kimś w parze. Samo to słowo, wypowiedziane przez nauczyciela na poprzednich zajęciach, sprawiło, że skrzywił się z niesmakiem. Niby z kim miał wystąpić w parze, skoro praktycznie nikogo nie znał, bo jak dotąd nie zadał sobie trudu, by kogoś poznać? Czy w ogóle był ktoś, kto zasługiwał na to, by być z nim w parze? Śmiał wątpić. Dla niego wszyscy byli jednakowo niegodni jego uwagi. I to właśnie zgasiło jego entuzjazm, gdy wchodził do sali na mające odbyć się zajęcia. Rozejrzał się wokoło po przestronnej klasie, w której póki co przebywała jedynie trójka starszych odeń uczniów. Puchon, Gryfon i Krukonka – fantastycznie. – Witam – mruknął, kładąc torbę na stół i siadając na jednym z wolnych krzeseł, w oczekiwaniu na dalszy rozwój wydarzeń.
Payton Kingston III
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.83
C. szczególne : no więc odstające uszy i mina księcia, a także okulary na nosie dla lansu w sensie, żeby mądrzej wyglądać, zawsze pachnie inaczej bo kocha olejki, perfumy i takie rzeczy
Uwielbiał wszystkich, którzy na nazwisko mieli Whitelight, z miłą chęcią wziąłby za żonę jakąś anielską panią, a jeszcze z wielką ochotą przyjął jej nazwisko. Oh, ale byłby wtedy cudowny! Prawie zaliczałby się do rodziny królewskiej, ciemne włosy przefarbowałby na blond. Nauczyciela z transmutacji wielbił, a jednak już sam przedmiot nie. Zajęcia te były trudne, skomplikowane i nie na jego prosty, płytki umysł potrzebujący popołudnia w SPA. Humor miał dobry, wybierając się na zajęcia Camaela, nawet obiadek serwowali dobry, aczkolwiek było wiele rzeczy, które poprawiłby w hogwarckiej gastronomii. Już dawno przyzwyczaił się do skrzatowej kuchni, nawet jeśli z początku, gdy dowiedział się, skąd bierze się jedzenie, przez miesiąc nie chciał nic tknąć, ale te czasy dawno minęły. Pierwszy pamiętny, szalony rok. Rozmyślał o różnych Kingstonowych pierdołach, a także plotkach na temat Camaela Whitelighta. Baba zostawiła go z dzieckiem. Przejebane miał chłop. Payton to pewnie dziecko od razu rzuciłby do rzeki, ewentualnie oddał do sierocińca. Tak to jest, jak się wiążesz z jedną kobietą na całe życie. Rodzi ci dziecko, zostawia cię, a ty potem; a potem tak to się właśnie kończy. Fu instytucja zawierania małżeństw powinna być zakazana, a dzieci powinno chować się w jakiś inkubatorach, aż skończą osiemnaście lat. - Pracujemy w parach? - Gdy wszedł do sali, na wstępie zadał to pytanie, rozglądając się po twarzach i szukając jakiejś ślicznotki do współpracy na zajęciach. - Jakaś miła dama dotrzyma mi towarzystwa? - Zarzucił tym swoim zabójczo czarującym uśmiechem.
Z transmutacji był naprawdę kiepski i nie ukrywał tego. Poza kilkoma prostymi zaklęciami nie potrafił nic, a nauka samemu nie przychodziła z taką łatwością, jak trenowanie quidditcha, czy czytanie o eliksirach. Mimo wszystko nie darzył transmutacji największą miłością, ale była mu potrzebna. Z tego powodu, ociągając się nieznacznie, ruszył w stronę klasy, zastanawiając się, czy znajdzie na korytarzu po drodze kogoś znajomego, z kim miałby chęć być w parze na zajęciach. Ulgę przyniosło mu dostrzeżenie Puchonki, z którą bycie w parze nie jawiło się w tak czarnych barwach, jak bycie z kimś losowo dobranym. - Ola! Idziesz na transmutację? Skoro zajęcia mają być w parach, może sprawdzimy, jak nam pójdzie? Chyba że już masz kogoś, albo boisz się ćwiczyć ze mną, to zrozumiem i poszukam kogoś innego - zapytał dziewczynę z wyraźnym wyzwaniem w głosie, uśmiechając się do niej lekko. Miał nadzieję, że ta podniesie rzuconą rękawicę i nie będzie musiał czekać na kogoś, kto także przyjdzie sam, albo aż sam profesor kogoś mu przydzieli. - Słyszałem, że żona go zostawiła, więc zajęcia mogą być ciekawe… Myślisz, że jest typem, który solidnie oddziela pracę od prywatnego życia, czy będzie na nas odreagowywał jak Patol? - dopytał ciszej, wchodząc do klasy razem z Olą i kierując się ku jakiemuś względnie wolnemu miejscu, gdzie mogliby spokojnie porozmawiać, zanim zacznie się lekcja.
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Augustine Edgcumbe
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 188
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Jeśli jest jakiś przedmiot na którym obecność Tomasza była przydatna... To z pewnością nie była to transmutacja. Gdyby nie fakt, że najpierw razem jedliśmy sobie obiad, wcześniej wspólnie siedzieliśmy na jakiejś nudnej lekcji, to w międzyczasie szukałbym kogoś jeszcze. Jess, Brooks, osoby znacznie bardziej skupionej. Bo o ile Tomek często na zajęciach był dobrym kompanem, to na transmutacji jego niepowodzenia za często skupiały moją uwagę. Jednak na głos oczywiście nie śmiałbym narzekać. Szczególnie teraz przy braku krukońskich ziomków wokół. Tomasz był moim BFF, jakimś cudem mimo niesamowicie małej kompatybilności jeśli chodzi o charakter, więc nawet jeśli wolałbym towarzystwo kogoś bardziej ogarniętego w transmutacji - nie mam na co narzekać, bo przynajmniej chce iść. W miarę. Sytuację Whitelightów znam tylko dlatego, że moja matka ostatnio lubowała się w opowiadaniu o tym rodzie. Pisała mi nawet do nich w listach. Często lubiła ploteczki między rodami, ale dobrze wiedziała że to mnie obchodziło jak zeszłoroczny śnieg, więc wystarczyłaby ich porcja kiedy wracam na ferie czy wakacje. Wchodzę do zastawionej sali i rozglądam się po wnętrzu. Opierając się gdzieś przy ścianie. Po drodze mijam Nanael, siostrę Cama i rzucam jej jedynie obojętne spojrzenie, na tyle ile umiem. Kiedy znajdujemy się odrobinę dalej od niej i prefektki Slytherinu. - Moja matka mnie męczy Whitelightami - mówię do Tomka krótko zawierając w tym kilka słów przekazu. Nie poinformowałem mojej matki, że z kimś chodzę, a ona zaznacza że martwi się że nic nie robię w kwestii powiększenia naszego super rodu. Albo rodzice wyszukują kolejnej kandydatki dla Tadeusza. - Mam nadzieję, że będą pojedynki - żartuję sobie z poważną miną, bo tak w końcu wygląda ta sala obecnie. A powiedzmy sobie szczerze - Tomek zwyciężyłby ze mną jedynie w bitce na słowa.
Widząc znajomą czuprynę na korytarzu, wzięła głęboki wdech i krzyknęła, aby na pewno jej nie zignorował: – Riiiiiiiiiiiiver! Ale mam dla ciebie super propozycję, zobaczysz, nie pożałujesz – uśmiechnęła się szeroko i zrobiła krótką pauzę, aby rozbudzić ciekawość Gryfona. Może i ona faktycznie zareagowałaby bardzo entuzjastycznie na taką misję, ale dobrze wiedziała, że większość jej ziomków na sam dźwięk słowa transmutacja miało drgawki. – Idziemy na transmę! – oznajmiła z taką werwą jakby właśnie mu obwieszczała, że wygrała na loterii w Proroku i postanowiła w ramach działalności charytatywnej oddać mu wszystkie galeony. – Słuchaj, nic się nie martw, obiecuję, że będzie super. Zwłaszcza ze mną. Pamiętaj, że w moim towarzystwie ryzyko zakończenia zajęć z jakąś dodatkową parą uszu czy ogonem jest minimalne. No chyba że celowo, ale równie dobrze tak się może skończyć twoja odmowa. I to jest i tak bardzo optymistyczny scenariusz dla ciebie – jasno przedstawiła swoje warunki, szczerząc się tym samym, jakby to właśnie promienny uśmiech i błyszczące radośnie oczy miały go przekonać. – A no i najważniejszy argument – jak będzie bardzo nudno to zamienię nam wodę w wino, kilka razy tak robiłam i Camael nigdy się nie zorientował. Czy potrzebujesz więcej zapewnień jak to zaraz świetnie spędzisz ze mną czas? Nie? To ideolo, idziemy – nie czekając na odmowę, złapała go pod ramię i pociągnęła w stronę klasy. – I w ogóle uważam to za skandal, że ta wiedźma od eliksirów go tak potraktowała. Czaisz? Z rok temu wzięli ślub, urodziło im się dziecko, a ona po tym ubrała płaszczyk i elo, wyjechała – opowiadała zaaferowana, aby River był na bieżąco z plotkami. – Ale może to lepiej dla niego, zawsze uważałam, że zasługuje na kogoś lepszego. O na przykład taką mnie – zachichotała i otworzyła drzwi do sali. Od razu pomachała do @Eugene 'Jinx' Queen, ale nie podeszła, doskonale zdając sobie sprawę z jego tajnej misji. – Dzisiaj go musimy olać w trosce o nasze bezpieczeństwo, bo jest strasznym tłukiem z transmutacji – spróbowała jakoś wybrnąć z braku chęci podbicia do przyjaciela.
______________________
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam piękne, wypielęgnowane loki i prawnicze powiedzonka na podorędziu
Jestem dzisiaj w wybitnym humorze, sam nie wiem do końca czemu, ale to chyba właśnie dlatego z taką werwą chcę iść na transmutację. Oczywiście jak we wszystkim – i w tym przedmiocie mógłbym brylować, gdybym się choć trochę do niego przyłożył, ale pozwalam mojemu bff być lepszym w tym jednym. – Ej ale jakby była jakaś wejściówka to twoim obowiązkiem jest mi pomóc – informuję ziomka, żeby był świadomy jak bardzo na niego liczę w tej kwestii. Może i jest to w chuj niekrukońskie podejście, ale umówmy się, że więcej nauczę się, gdy ktoś mi poda poprawne odpowiedzi niż gdy po prostu zobaczę skreślenie i informację zwrotną, że dostałem trolla. W przeciwieństwie do Augusta ja nie jestem na bieżąco z plotkami i tym co się dzieje w wielkich czarodziejskich rodach. Dlatego zagaduję go, żeby mi coś powiedział, bo w sumie jestem ciekawy co to za drama, o której ostatnimi czasy jest dość głośno na korytarzach. – Ale cię chyba z żadnym nie zeswata, co? Chociaż taka Nanael byłaby spoko partią – zastanawiam się na głos, jednak na tyle dyskretnie, aby usłyszał mnie tylko on, zwłaszcza, że obiekt naszego plotkowania jest całkiem blisko. – Może poczekają z rozwodem do czasu aż zostanę prawnikiem i poprowadzę ich sprawę, co przyniesie mi niesamowity rozgłos i sławę. To byłoby prawdziwe zaczęcie kariery z przytupem. Powiedz matce, żeby tak im doradziła – szturcham przyjaciela i dopiero kiedy Edgcumbe wspomina coś o pojedynkach, dostrzegam jakie jest ułożenie sali. – Eee, oby nie, jak chcesz się pojedynkować to możemy na pięści albo gołe klaty, nie masz wtedy żadnych szans – wskazuję znacząco na mojego bicepsa, czyli chude ramię skryte pod mundurkiem.
______________________
i read the rules
before i break them
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Właściwie na tę lekcję kierowała się z czystej ciekawości, choć raczej nie powinna tak postępować i wstyd było jej na samą myśl o tym. Plotki w szkole rozchodziły się jednak z prędkością światła i na to akurat nic nie mogła poradzić. W naprawdę dobrym humorze, z drugim już kubeczkiem kawy tego dnia zmierzała więc w stronę klasy transmutacji, pokonując po drodze chyba z tysiąc schodów i gdzieś tam spotykając chłopaka, z którym wiedziała, że nie ma szansy na nudę. Szeroki uśmiech, który z początku pojawił się na jej twarzy, ustąpił miejsca zaciętości, kiedy mówił dalej. - Ja? Mam się bać ćwiczyć z tobą? To chyba raczej ty trzęsiesz gaciami, że mogłabym cię pokonać. Wysoki jak brzoza, a głupi jak... - odparła i przygryzła wargę, starając się nie uśmiechnąć, ale na niewiele się to zdało i ostatecznie zaśmiała się, jakby opowiedziała co najmniej kawał dnia. Tak, humor miała zdecydowanie dobry. - Chodź, zobaczymy jak nam ta współpraca wyjdzie, ale tym razem bez żadnego głaskania kotów, małych i tych dużych - zastrzegła, nawiązując do pamiętnej lekcji opcm z początku tego roku. Dobrze, że profesor nie miał kija w dupie jak Patol, bo skończyliby marnie. Do końca życia będzie jej chyba jednak towarzyszyła niepewność w tak bliskim kontakcie z kotowatymi. - Nie wydaje mi się, żeby się miał na nas wyżywać. Nie wiem, wygląda mi na naprawdę opanowanego i takiego, który raczej nie daje po sobie poznać uczuć i w ogóle, a taki Patol... No, sam wiesz. Zaraz żyłka na czole zaczyna mu pulsować. Chociaż z drugiej strony nie chodzę jakoś za często na transmutację, więc mogę się mylić - powiedziała wesoło i upiła łyk kawy, kierując się do rzędu ławek ustawionych pod ścianą, żeby zaraz jak gdyby nigdy nic na jedną z nich wskoczyć. - Swoją drogą nie rozumiem, jak żona mogła go zostawić. Przecież to się nie godzi!
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Humor: 5! ale podsłuchuję co ludzie gadają i spada mi coraz bardziej! Koncentracja: 1 Nastawienie: 6 (za humor i kocham Cama) Kuferek: 4!
- Co myślisz o moim bracie? Podobny do mnie? - zagaduję do idącego obok mnie @Mun Soo-jin. Spotykam go podczas obiadu, przysiadam się i po paru świetnych żartach o naszej przygodzie w toalecie oraz paru niebanalnych konwersacjach na temat życia, stwierdzamy że pójdziemy razem na zajęcia. Dziś miałem humor dość dobry. Co prawda odkąd przestałem brać eliksir spokoju, co jakiś czas miałem napady tragicznego nastroju kiedy przypominam sobie o sytuacji rodzinnej; ale wyglądało na to, że powoli wracałem z powrotem na dobre tory. Nie mogę uwierzyć, że niedługo minie prawie pół roku odkąd życie naszej rodziny tak spektakularnie się posypało. Całe szczęście otaczam się ludźmi - nieustannie. Wtedy nie mam czasu na samotne rozmyślania i próby upijania się w świątek, piątek i w środę. Nawet jak mam wolny wieczór - idę do Camaela, by posiedzieć z małą Lalą. Wracając do mojego pytania do Muńka, jest ono dość podchwytliwe. Bo przecież jestem do niego łudząco podobny gdyby nie to jak się ubieramy, mój pieprzyk czy moje ciemniejsze oczy (w moim wypadku wiecznie ukryte za kolorowymi okularami). Ale z charakteru trudno było znaleźć podobną cechę. Nie mam jednak pojęcia czy jakkolwiek zdążył poznać Cama po niecałych 2 miesiącach. - Kompletnie nie umiem w transmutację. Będziesz mi pomagać? - pytam kolegi kiedy wchodzimy do klasy. Moje spojrzenie przykuwa @Irvette de Guise wraz z @Nanael O. Whitelight. Nie jestem pewny czy podoba mi się ta para. Macham im niemrawo na powitanie i ciągnę lekko za rękaw Muna, żeby skierować się w jakiś kąt. Wzdycham kiedy rozglądam się po tej pustej klasie. - Co on znowu wymyślił - jęczę i niczym męczennik kładę się na wybranym stole i poklepuję miejsce obok mojej głowy, by tam przycupnął sobie Mun. Miałem wrażenie, że podczas lekcji Cama ludzie chętniej odwracają głowy w kierunku moim czy Nany. Kiedyś nic mnie to nie obchodziło, a wręcz lubiłem to. Teraz nie jest już to pozytywna rzecz. Zaczepiam sobie Muna, próbując zasłonić swoją twarz jego mundurkiem, kiedy ten siedzi sobie obok mnie. Boska zabawa, ale niestety musiałem ją przerwać. Przez moją niesamowitą kryjówkę za kolegą z wymiany @Aleksandra Krawczyk nie ma pojęcia, że kiedy siada, znajduje się ławkę dalej ode mnie. Podnoszę się na łokciach i odwracam głowę ku Puchonce i jej pół - wilowatemu towarzyszu. - Możecie chociaż starać się nie plotkować o nim przy mnie - mówię z lekką rezygnacją. Uderzam lekko Muńka w ramię i schodzę z ławki, żeby usiąść bliżej wyjścia klasy, gdzie jest jakoś mniej osób. Ale okazało się, że to tragiczny pomysł. Dużo ludzi plotkuje o Camie, ale na swoim nowym miejscu słyszę komentarz @Marla O'Donnell, która ryczy jak bawół do swojego durnego gryfońskiego kumpla jeszcze przed salą. Odwracam się ku drzwiom, obok których siedziałem - Marla mogłabyś od czasu do czasu pomyśleć zanim otwierasz mordę - mówię kiedy podnoszę się do pozycji siedzącej. Co tam jakaś Puchonka, którą kojarzę tylko dlatego, że chodziła z Willem. Moja przyjaciółka właśnie wbijała mi nóż w serce swoimi żartami. Nie pamiętam kiedy ostatnio odezwałem się do niej w takim tonie. Teraz z kolei sam się denerwuję na siebie, że się tym wszystkim przejmuję. Dlatego kładę się z powrotem na ławce. - Uch, zabij mnie - mówię do Soo-jina i ponownie próbuję nakryć swoją twarz jego mundurkiem.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Szczerze to patrząc na to o co ich Whitelight poprosił w pracy domowej, miał pewne podejrzenia że dzisiejsza lekcja transmutacji będzie polegała na wzajemnym okładaniu się zaklęciami. Czyli czymś na co czeka każdy gryfon od kiedy tylko tiara go przydzieli do ich domu. Wystrój klasy tylko dodawał mu pewności że faktycznie tak może być. W sumie to niezależnie od tego co się stanie, spróbuje nie przesadzić jeśli będzie musiał okładać się akurat z Wodzirejem, którego udało mu się tu zaciągnąć. Przyda mu się trochę ćwiczeń, a puchonom kryształków w klepsydrze. Ostatnio mieli ich całkiem spory deficyt w porównaniu z resztą domów. - Spokojnie, w razie czego wyniosę Cię na rękach. - Rzucił do Wacława delikatnie się uśmiechając. Całą resztę osób wkraczających do klasy tylko obserwował kątem oka i z niektórymi się witał. Niech sobie krzyczą póki lekcja się nie zaczęła. Tak długo jak nic się nie dzieje, nie będzie musiał ingerować, a miał wrażenie że ostatnio napięcia pomiędzy niektórymi osobami są coraz większe.
Zawsze chętnie chodzę na transmutację, więc nie trzeba mnie wcale specjalnie namawiać na wybranie się na dzisiejszą lekcję, a kiedy się dowiaduję, że tym razem zajęcia ma prowadzić brat Harry'ego to tak się ekscytuję że jestem gotów rozpychać się łokciami na korytarzu, byle tylko na pewno dotrzeć do klasy na czas; nie żebym był jakimś wielkim fanem Cameleona Whiteligta, ale wystarczą mi dwa miesiące w Hogwarcie żeby dojść do wniosku że w porównaniu z drugim nauczycielem transmutacji nawet górski troll byłby wspaniałym pedagogiem. - Niemożliwe, jesteś zbyt jedyny w swoim rodzaju żeby ktokolwiek mógł być do ciebie podobny - plotę jakieś głupoty na pytanie kolegi, na które tak naprawdę nie umiem odpowiedzieć bo nie wiem nic o jego bracie. - Z wyglądu tak - dodaję, bo raz czy dwa zdarzyło mi się na widok profesora prawie do niego coś mądrze zagadać, myśląc że to Harry; orientowałem się o pomyłce najczęściej dopiero kiedy rzucił mi się w oczy bardziej stonowany strój - Mam nadzieję że barwna osobowość też jest u was dziedziczna. O, talent do transmy nie? Jasne, będę cię wspierał i dopingował - obiecuję (to na pewno będzie super pomocne), na potwierdzenie swoich słów klepiąc kolegę po ramieniu. W klasie nie widzę żadnych swoich ziomków i nie bardzo się jeszcze orientuję w tym kto tu jest kim, dlatego drepczę jak cieć za Harrym i nawet nie wiem że po drodze mijam jego kochanki i siostry. - Wszyscy z Mahutotoro pewnie nadal siedzą straumatyzowani w dormitorium po lekcji z tym drugim profesorem - stwierdzam mimochodem, używając ładnego synonimu do cisnącego się na usta epitetu na temat tego starego zgreda; rozglądam się po klasie, której pusty środek rzeczywiście prezentuje się nie tylko nietypowo ale i całkiem obiecująco. - Jak to co, na pewno jakiś talent szoł. Jak to nie będzie talent szoł, to wychodzimy - decyduję, udając że mówię śmiertelnie serio i siadam sobie beztrosko na blacie, chichocząc z Harry'ego obkładającego się mundurkiem. - Może po prostu na tobie usiądę, będzie prościej - proponuję i już bardzo dowcipnie prawie zaczynam udawać, że serio chcę to zrobić, kiedy do naszych uszu docierają jakieś paskudne plotki. Nie do końca się orientuję o co chodzi i szczerze to mało mnie obchodzą cudze dramaty i rozwody; ale Harry wygląda na przejętego sytuacją, więc solidarnie wstaję i posyłam rudej plotkarze @Aleksandra Krawczyk pełne dezaprobaty spojrzenie jak rozczarowana zachowaniem dziecka matka. No na pewno będzie zdruzgotana takim potępieniem przez zupełnie obcego typa. Siadamy gdzieś dalej, gdzie, jak się okazuje, wcale nie jest milej. Rozwrzeszczana typiarka z Gryffindoru też coś lamentuje o Whitelightach i chociaż w duchu przyznaję jej rację, że to co się tam wydarzyło to ewidentny skandal, to równie skandaliczne wydaje mi się jej bezmyślne głośne plotkowanie. Serio, mogłaby chociaż szeptać. Wzdycham ciężko i spełniam życzenie ewidentnie podminowanego Harry'ego. - Nie jest to dla mnie łatwe bo jesteś moim jedynym kolegą, ale bardzo proszę. Avada Kedavra - mówię uprzejmie i dźgam go różdżką w czoło niczym prawdziwy czarnoksiężnik. Zdejmuję marynarkę i zarzucam mu ją na głowę jak pośmiertny całun czy coś i zaglądam po chwili do środka, unosząc ją trochę - Lepiej?? - dopytuję, przy okazji sprawdzając czy się tam nie udusił. I czy moje profesjonalne mordercze zaklęcie na pewno nie zadziałało. Nie sądzę, żebym zrobił na profesorze dobre pierwsze wrażenie, gdybym niechcący zabił mu brata na jego własnej lekcji. Albo jakiejkolwiek.
Everyday I'm Hustlin’ – chyba tak można było określić życie Julki w jej ostatnim roku szkolnym w murach Hogwartu. Praca, lekcje, prace domowe i treningi. Wiedziała jednak, że to już ostatnia prosta i za rok dostanie od dyrektorki skarpetę i zostanie wolną skrzatką. No i nie oszukujmy się, była to ostatnia okazja, żeby spędzać czas z tymi wszystkimi fajnymi mordkami. Tak więc po lekcji miotlarstwa u Limiera wzięła szybki prysznic i zahaczyła o kuchnię, gdzie zostawiła miotłę, zjadła śniadanie w towarzystwie Gwizdka i walnęła sobie kawę, która miała postawić ją na nogi. Nie zapomniała oczywiście wzięciu kilku bananów na drogę. Po wejściu do klasy szybko się okazało, że tak dla odmiany, była jedną z ostatnich osób na miejscu, ale nie był to żaden problem, bo nauczyciela jeszcze nie było. Szybko omiotła spojrzeniem po wnętrzu, szukając jakiegoś miejsca dla siebie. Uśmiechnęła się lekko, widząc krukońskich prymusów, gotowych na zajęcia. Podeszła więc do Augusta i Tomka, poprawiając palcami wciąż mokrą, zwichrzoną grzywkę.
- Cześć, mój Ty krukoński przystojniaku. – Wyszczerzyła się zalotnie i… przytuliła na powitanie @Thomas Maguire . – Ciebie to się tutaj nie spodziewałam.
Potem jeszcze potarmosiła go po kędziorkach, uśmiechnęła się do @Augustine Edgcumbe , puszczając mu zaczepne oczko i poszła dalej, zostawiając im na pożegnanie po bananie. Skierowała się rzecz jasna do krukońskiej królowej transmutacji, czyli @Victoria Brandon . Przywitała się, zajęła miejsce obok, poprawiła, tak dla odmiany, poluzowany krawat i ją również poczęstowała bananem, bo tak bardzo leżała jej na sercu odpowiednia i zbilansowana dieta krukońskich miotlarzy.
Transmutacja była zaraz po ONMS przedmiotem, który najbardziej mnie interesował. Zresztą właściciele rezerwatu, w którym pracowałam byli znani nie tylko z opieki nad zwierzakami ale właśnie z transmutacji. Uważałam nawet, że ta dziedzina w wielu sytuacjach jest w stanie nie tylko zastąpić zwykłe zaklęcia czy obronę przed czarną magią ale nawet je przewyższa. W końcu człowiek transmutowany w zwierzę nie potrafi rzucać zaklęć prawda? I jak ma się wtedy obronić? Kiedy pojawiałam się na miejscu okazało się, że wszyscy połączyli się już w pary. A przynajmniej wszyscy Krukoni. No cóż - najwidoczniej jak zwykle czegoś nie doczytałam. Westchnęłam i rozejrzałam się po sali. Nieopodal stał jakiś Ślizgon, którego kojarzyłam już z innych lekcji i również rozglądał się dookoła. Podeszłam do niego. -Cześć - powiedziałam nieco niepewnie. -Widzę, że dzisiaj ćwiczymy w parach, a po Twojej minie wnioskuję, że podobnie jak ja nikogo na chwilę obecną nie masz. Może poćwiczymy razem?
Szczerze powiedziawszy nigdy nie był specem w dziedzinie transmutacji, ale to wcale nie znaczyło, że nie zamierzał próbować w niej swoich sił. Zresztą w Hogwarcie już od jakiegoś czasu starał się rozwijać nie tylko w tym, co znał i w czym sobie radził, ale także próbował nowych rzeczy. W końcu program nauczania różnił się pod pewnymi względami całkiem sporo od tego, który był w Mahoutokoro. Nie bardzo jednak wiedział czego powinien się spodziewać w momencie, gdy spostrzegł, że ławki są poprzestawiane tak, aby utworzyć wolną przestrzeń na środku. W pierwszej chwili nie wiedział czy powinien gdzieś sobie przycupnąć czy też może stać pod ścianą i czekać na to aż nauczyciel przybędzie i rozda wszystkim instrukcje.
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Jednym z głównych powodów, dla których udała się na lekcję transmutacji był fakt, że prowadzona była przez Whitelighta. Jak mogła starała się unikać zajęć prowadzonych przez Crane'a. Te prowadziły w jej opinii jedynie do upokorzenia i nieprzyjemnych doświadczeń, których nie potrzebowała w swoim życiu. Nie zdziwiło jej to też jakoś szczególnie, że wygląd klasy uległ drobnemu przeranżowaniu. Nie miała pojęcia, co też kryło się w głowie jej nowego opiekuna domu, ale liczyła na to, że będzie to raczej coś interesującego. I na tyle skomplikowanego, że zajmie większą przestrzeń. Znalazła dla siebie jakieś ustronne miejsce, gdzie mogła przysiąść i poczekać na przybycie Whitelighta. Na ten moment nie miała żadnego innego realnego zajęcia.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Zaklęcia z transmutacji zawsze brzmiały jak naprawdę dobra rozrywka. W końcu jakby nie patrzeć podobnymi zaklęciami można było się naprawdę dobrze bawić i tworzyć niestworzone rzeczy. Dodatkowo uwielbiała kiedy lekcje prowadził Whitelight, bo miały wtedy dużo przyjemniejszą atmosferę. Szczerze powiedziawszy nie przejmowała się zbytnio Pattonem i nie brała sobie jakoś do serca jego komentarzy, ale wiedziała, że te mogły niektórym utrudniać pracę. Zmiany, które zaszły w sali z pewnością wyglądały obiecująco i zwiastowały dobrą zabawę. Teraz musiała jedynie poczekać na to aż nadworny transmutator zawita w sali i ogłosi im wszem i wobec jaki był plan zajęć. Do tego czasu mogła swobodnie gdzieś sobie usiąść i na to poczekać.
Humor: 5 Koncentracja: 3, z szansą na poprawę ( jak się rozbudzi ) Nastawienie: 4, bo to transmutacja, ale humor jest nawet spoko Kuferek: 0
Transmutacja w istocie była jedną z ciekawszych dziedzin magii. Wymagała nieco więcej pomyślunku niż zwykłe czarymary, a odpowiednio użyta dawała ogrom możliwości. Niewykluczone, że i Lancaster z przyjemnością śmigałaby na zajęcia z transmutacji, a po zakończonych lekcjach trułaby profesorowi Camaelowi tyłek, żeby tylko poinstruował ją w jaki sposób nauczyć się animagii - nie oszukujmy się, zmiana w zwierzę była absolutnie najfajniejsza. Byłoby tak, gdyby nie fakt, że gdy Bóg rozdawał talent w dziedzinie transmutacji, ona stała w kolejce po nieogarnięcie życiowe. Niezależnie od tego jak się starała, niemal żadne z zaklęć do tej pory nie wychodziło jej perfekcyjnie, a największym osiągnięciem w dziedzinie transmutacji na jakie było ją stać, to zmiana kształtu swoich uszu na znacznie większe. Niezamierzona, oczywiście. Przed zaspaniem nie zdołała powstrzymać jej późna godzina, na jaką został wyznaczony początek lekcji; kiedy zorientowała się, że lada chwila zaczynają się zajęcia, nie miała zbyt wiele czasu na przygotowanie się. Tym razem musiało obyć się bez śniadania i porannej kawy - po prostu ogarnęła się, narzuciła na siebie niewyprasowany mundurek i pobiegła w stronę klasy. To, że wpadła jak burza do sali jako jedna z ostatnich, nie było niczym nadzwyczajnym; niezależnie od tego jak bardzo się starała, niemal zawsze była spóźniona. Po drodze dosyć porządnie potrąciła stojącego w drzwiach przyjezdnego, wysokiego chłopaka. Odwróciła się gwałtownie, chcąc oszacować, kto tym razem stał się jej ofiarą. - Oj, sorki. Żyjesz?- uniosła dłoń w przepraszającym geście w stronę @Andrew Park. - To chyba średnio bezpieczne, tak stać w drzwiach. Nie wiem, czy nie lepiej będzie Ci na krześle.- zauważyła, wzruszając lekko ramionami. Ku swojemu zadowoleniu, okazało się, że profesora Wielbłąda Camela Camaela jeszcze nie ma; odetchnęła z ulgą i zajęła pierwsze lepsze miejsce. Dopiero gdy rzuciła torbą na blat stołu, pozwoliła sobie rozejrzeć się po sali. Szybko dostrzegła siedzącą kawałek dalej ekipę Gryfonów - kiedy jakimś cudem skierowali na nią wzrok, zasalutowała im w geście przyjaznego powitania.
River A. Coon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 174
C. szczególne : Ruchome tatuaże, drobna przerwa między lewą jedynką a dwójką, melodyjny głos, lekko włoskie zaciąganie, zapach (figa, cytryna, czarna porzeczka, cedr)
Humor: 6 Koncentracja: 2, bo mnie wziął Hariel od początku rozproszył bezczelny Nastawienie: 9 Kuferek: 9
Orientacja w terenie nigdy nie była jego ulubionym rodzajem orientacji, więc choć w Hogwarcie spędził już dwa miesiące, to wciąż gubił się co chwilę, próbując trafić do tej czy innej klasy samodzielnie. Pogrążony w próbie odnalezienia się w sieci korytarzy zamyślił się na tyle, że ledwie w ogóle docierała do niego muzyka z wetkniętego w prawe ucho muzogramu, nic więc też dziwnego, że nagły okrzyk Marli wyrwał go z tego wyimaginowanego labiryntu na tyle gwałtownie, że niemal podskoczył w miejscu. - Masz czekoladowe żaby i wino? - podpytał błyskawicznie, ekscytując się może nieco zbyt szybko, bo już zaraz wyrywało mu się zawiedzione "Och", gdy tylko dane było mu zrozumieć, że propozycją jest lekcja, na którą i tak się wybierał. - A nie, nie, spokojnie, ja to nawet lubię transmę i... - przyznał od razu, nie potrafiąc jednak przebić się przez Marlenkowy monolog, by wtrącić, że kiedyś był z niej nawet całkiem dobry, teraz robiąc przy tym nawet minę prymusa, bo szczerze tęsknił za... cóż, poczuciem, że jest cokolwiek, w czym byłby dobry. Przynajmniej cokolwiek z tego, za co mógł być oceniany i porównywany do innych. Motywacja aż buzowała mu w sercu, więc i wzrok przyjemnie iskrzył mu się w drodze do klasy, gdy z zainteresowaniem wsłuchiwał się w sprzedawane mu plotki, mimowolnie kiwając głową na znak, że słucha i przyswaja te informacje, które wydawały się mu teraz istotniejsze od znajomości praw Gampa. - Czyli jednak winko - zauważył błyskotliwie, wyciągając z natłoku informacji tę najważniejszą, pozwalającą uśmiechnąć mu się błogo na te krótką chwilę, zanim nie ściągnął brwi w dezorientacji. - Jaka wiedźma od eliksirów? Co wam tak często się kadra zmienia? Podtruwacie ich jakość czy coś? - podpytał, bo miał wrażenie, że wciąż słyszy o jakichś nowych nauczycielach bądź o tym, co dopiero co zdążyli z Hogwartu odejść, o samej rotacji wśród asystentów nawet nie wspominając. - O Merlinie, Marla, ale jak on tak z dzieciakiem został, to weź ty może wstrzymaj te pegazy, bo zaraz zamiast hot romansu jak z Nie drażnij smoka dostaniesz socjal i nieprzespane noce. Kobieto, Ty masz karierę przed sobą i dużo wyższe standardy niż jakiś facet co go żona porzuciła - zawyrokował, mocniej łapiąc dziewczynę pod ramię, drugą ręką gestykulując przy tym równie żywo, co nieświadomie, milknąć tylko dlatego, że przekroczyć mieli próg klasy, a przecież nie mógł wcale wiedzieć czy sam Whitelight nie stoi gdzieś tuż za drzwiami. Od razu też zaczął machać pogodnie każdemu Gryfonowi, na którego tylko padło jego spojrzenie, totalnie jedynie z rozpędu machając też Bazylowi, do którego jakoś tak uśmiechnął się nawet szerzej, gdy bezmyślnie odpowiadał Marli coś w stylu "Myślałem, że jest tłukiem z każdego przedmiotu", powolnie zaczynając odbiegać myślami do tego czy Jinx nabrał ochoty na tego samego Ślizgona, na którego i on zaczął mocniej polować. Nie zdążył jednak zastanowić się głębiej czy powiększające się w nim ciepło jest efektem irytacji czy jednak ekscytacji, bo głośnym gaspnięciem musiał wbić się w wypowiadane przez @Hariel Whitelight słowa, odwracając się do Ślizgona ze szczerym oburzeniem iskrzącym w ciemnych oczach. - Ejejejej, trochę szacunku do gryfońskiej pani prefekt - wyrzucił z siebie, pochylając się nad rozłożonym na ławce chłopakiem, by zastukać ozdobionym wielkim sygnetem palcem w tę chucherkową pierś. - Królowej Transmutacji i taniego wina, Znawczyni Disco polo, Mistrzyni flanków i... och - ciągnął od razu dalej, nim nie rozproszył się gwałtownie przy odsłonięciu Harielowej twarzy spod obcego mundurka, momentalnie rozluźniając jeszcze przed chwilą ściągnięte brwi, z żywą fascynacją w oczach kradnąc ze śzgońskiego nosa kolorowe okulary. - O jakie cudowne, ja też chcę takie, skąd je masz? - podpytał szybciutko, przymierzając swoją zdobycz, by od razu odwrócić się w nich w stronę Marleny, pozując przy tym w oczywistym oczekiwaniu na komentarz czy też powinien sprawić sobie podobną parę.
Jedyne co go łączyło z transmutacją to dziwny zbieg okoliczności sprawiający że zaprzyjaźnial się tylko z osobami w tej dziedzinie biegłymi na tyle, że były w stanie zamienić kogoś w mebel - jak do tego dochodziło, nie wiedział, ale nie wnikał i po prostu pogodził się z faktem, że zostaje na te fascynujące lekcje, na których reguralnie wychodził na debila, zaciągany siłą. I choć tym razem do przyjścia nikt go nie przymuszał, ani nawet nie proponował, to poszedł, pobiegł właściwie, prawie spóźniony w ostatniej chwili; a czy motywacją było przyzwyczajenie, nagły przypływ ambicji czy fala współczucia dla biednego, porzuconego przez kobietę Camaela (dajcie spokój, swoją drogą, no czy fakt że nawet tacy idealni mężczyźni byli porzucani przez żony nie był ostatecznym dowodem na to że miłości NIE MA?) nigdy się nie dowiemy, bo i sam Bogdan nie wiedział, co go właściwie podkusiło. W klasie podbił oczywiście od razu do znajomych, gryfońskich mord i całe szczęście, że nie był świadkiem tego jak paskudnie Harold odezwał się do @Marla O'Donnell, bo jeszcze musiałby mu nastukać i kto wie jak to by się skończyło!! - Tak się za tobą stęskniłem że aż przyszedłem na transmutację - rzucił do przyjaciółki dramatycznie i czule poklepał po ramieniu towarzyszącego jej @River A. Coon, któremu znacznie bardziej do twarzy było w okularach niż tapicerce - Seksi oksy, nie zdejmuj ich i pod koniec lekcji sam Camael będzie twój - stwierdził z aprobatą, po czym klapnął sobie na najbliższej ławce obok @Summer Lancaster; z tego co kojarzył, była równie wielkim transmutacyjnym beztalenciem co on, więc wydała mu się doskonałą partnerką w zbrodni (na sztuce transmutacji). - Jak myślisz, będziemy się napierdalać? - zastanowił się, wskazując na pusty środek klasy, który bez wątpienia przypominał jakiś ring do pojedynków czy coś. Nie miał pojęcia jakiego niby zaklęcia mógłby w takim starciu użyć, ale nie narzekał, bo to i tak brzmiało lepiej niż dorabianie wzorków na filiżance czy mnożenie kasztanów.
Nanael O. Whitelight
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171cm
C. szczególne : Niezwykle jasne i mocno pomalowane oczy, styl vintage, taneczna gracja przy każdym ruchu, wiecznie perfekcyjnie pomalowane paznokcie
Humor: 6 chyba bo feeling sassy! Koncentracja: 4 bo kocha Transmu ale ma sporo na głowie? Nastawienie: 9 XD Kuferek: 22
Wydawało jej się, że przyjście na Transmutację jest właściwie obowiązkowe - zwłaszcza, kiedy jej brat stał się dodatkowo opiekunem Slytherinu. Nanael wydawało się to w jakimś stopniu niezręczne, gdy już Beatrice pełniła tę funkcję, a teraz... cóż, zdecydowanie wolała Camaela od ojca, co do tego nie było nigdy żadnych wątpliwości, ale i tak zaczynała się czuć obserwowana trochę jakby wszędzie. - Irvette! - Odbiła natychmiast, uśmiechając się jeszcze nim dostrzegła rude loki @Irvette de Guise. Nie zdążyła rzucić żadnego bezpiecznego tematu, od razu mimowolnie spinając się przy pytaniu Ślizgonki, czego z całego serca nie chciała okazywać. - Cóż, wrażeń nie brakuje, ale nie dzieje się nic z czym mielibyśmy sobie nie poradzić - stwierdziła wreszcie spokojnym tonem, tak jak zawsze, z dyplomacją przejętą prosto od matki. Skupiła się na chwilę na rytmicznym dźwięku obcasów, jedynie krótkim potaknięciem zgadzając się z Irvette, by zaśmiać się w drobnym opóźnieniu, które i tak zakryło przemieszczanie się po klasie. - Nie zdziwiłabym się, gdyby Camael jednak miał ochotę na coś morderczego... Co nie zmienia faktu, że wsparcia z mojej strony ci nie zabraknie - mruknęła, przemykając jasnym spojrzeniem po sali. Wydawało jej się, że wyłapała spojrzenie @Augustine Edgcumbe albo jego kolegi, a może to po prostu ona zapatrzyła się w ich stronę; naprawdę nie wiedziała czemu zdobyła się na pewniejszy uśmiech. Jej palce zafalowały zgrabnie przy tym powitaniu, trochę jakby go próbowała zaczarować, nim nie przeniosła bezczelnie całej uwagi z powrotem na Irvette, nie przejmując się reakcją Augusta. Było w nim coś... coś. Nie wiedziała jeszcze co - tak jak wcale nie wiedziała czy chciał zaprosić ją na nieszczęsny ślub Thaddeusa, czy może kompletnie mu się to nie podobało, a jeśli tak to czemu... - Co obstawiasz? Pojedynki? - Zagadnęła de Guise miękko, nie mogąc się jednak pozbyć cienia zawadiackiego uśmiechu z perfekcyjnie pomalowanych ust.
Camael Whitelight
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 185
C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
Wszedł do klasy równo o godzinie, o której miały rozpocząć się zajęcia. Pod pachą trzymał stertę pergaminów prac domowych, którą niedawno zadał i którą niektórzy odrobili. Liczył na to, że ci uczniowie, który poświęcili swój czas na napisanie mu chociażby i kilku zdań, poradzą sobie na tej lekcji śpiewająco. Nie pokazał swoją postawą niczego, co mogłoby sugerować, że jego życie aktualnie przypomina ruiny, które pochłania chaos. Na twarzy błądził mu delikatny uśmiech, który skierował w stronę uczniów, idąc się do biurka, stojącego na swoim miejscu jako jedyny ze stołów w całym pomieszczeniu. Jedynie głębokie cienie pod oczami i może odrobinę roztargnione spojrzenie mogły sugerować, że ostatnie wydarzenia w jego życiu pozostawiły na nim swoje piętno. A jednak nie zamierzał przecież rozmawiać o tym w klasie, nawet ze swoim rodzeństwem, któremu posłał ciepłe spojrzenie. Cieszył się, że przyszli, niemal od razu poczuł nieopisaną ulgę i nienazwaną otuchę. — Dzień dobry wszystkim — powiedział, podchodząc do biurka i odkładając na nim pergaminy, by zaraz potem odwrócić się do uczniów — Ci z was, którzy odesłali mi niedawno pracę domową, z łatwością mogą się domyślić czego będzie dotyczyła dzisiejsza lekcja, a tym, którzy szczególnie się rozpisali dziękuję za zaangażowanie, doceniam — powiódł spojrzeniem szokująco niebieskich oczu po @Drake Lilac, @Victoria Brandon, @Marla O'Donnell — Chciałbym, żebyście się dzisiaj przekonali, że nasze co lekcyjne klepanie niemalże podstaw, definicji i praw nie służy tylko temu, by zamieniać sobie niedopałki papierosów w guziki. Transmutacja ma wiele zastosowań, jedno z nich to pojedynki, walka, nazwijcie to jak chcecie i właśnie na tym opierać się będzie dzisiejsza lekcja. — odbił się od mebla, o który przez cały swój wywód się opierał i skierował się w głąb sali, by zaprosić na jej środek Victorię i Marlenę — Rozdzielę was w pary, oceniając po poziomie, który zdążyłem już poznać. Macie pełną dowolność w używanych zaklęciach, ale bardzo proszę, mierzcie siły na zamiary, nie bez powodu stale powtarzam, że transmutacja nie lubi błędów. — powiedział i zaczął rozdzielać młodych czarodziejów, jednocześnie sugerując, którzy w kolejce są — Każda para stoczy krótki pojedynek, używacie tylko zaklęć transmutacyjnych, wasze koleżanki rozpoczną kolejkę. Pamiętajcie o wszystkim czego dotychczas się uczyliście i nie traćcie koncentracji. — powiedział, odchodząc nieco pod ścianę i skinął głową dwóm studentkom, które poziomem zdecydowanie wyróżniały się na tle klasy.
Tak jak powiedział w poście Camael – na tej lekcji będziemy się pojedynkować, z założeniem, że jedynie zaklęcia jakie możecie użyć, to zaklęcia transmutacyjne.
Nie będę dzielić tej lekcji na etapy, natomiast żeby dostać 2pkt do kuferka, musicie napisać dwa posty, więc miejcie to proszę na uwadze. Fabularnie zakładamy, że każda para ma swój czas na środku klasy, a reszta czeka w trakcie tego pojedynku pod ścianami i obserwuje.
Na początek rzucacie sobie kostką k6, ta osoba w parze, która miała wyższy wynik – zaczyna atakiem. Jeśli chcecie sobie to ustalić prywatnie, nie zamierzam oponować, nie zawsze pierwszy atak będzie pasował do postaci, ale jeśli nie możecie się dogadać, to łatwo rozwiążecie sprawę kostką!
MECHANIKA ATAKU: Przypominam, że musicie spełniać odpowiedni próg punktowy ze spisu, żeby rzucić zaklęcie!
Rzucacie kostką k100 na siłę zaklęcia – im mniejszy wynik, tym mniej zaklęcie zadziałało, daję pełną dowolność w używanych zaklęciach, więc sami musicie dostosować wynik kostki do rzucanego zaklęcia. Przykładowo: rzucacie zaklęcie vincula, a k100 wyrzuciliście mniej więcej w połowie, co sprawia, że rękawy jedynie się wydłużają, ale już nie krzyżują.
Następnie rzucacie kostką k6 na celność zaklęcia, zasady będą proste, nie chcę specjalnie komplikować, dlatego przy parzystej zaklęcie jest celne, przy nieparzystej celne nie jest, możecie wybrać sobie w co lub kogo trafia! Jeśli zaklęcie trafi w kogoś innego niż Waszego partnera, proszę o oznaczenie Camaela!
MECHANIKA OBRONY:
Przede wszystkim, żeby obronić zaklęcie, musicie spełniać jego próg, jeśli go nie spełniacie (starałam się dobrać pary tak, by poziomy były w miarę wyrównane), nie macie możliwości obrony, więc możecie pominąć te kostki.
Rzucacie kostką k100, jeśli wynik będzie większy niż 65 – obrona jest udana!
MODYFIKATORY: • Humor mniejszy lub równy 2 – odejmujecie od k100 ataku 10 • Przy koncentracji 1 i 2 – odejmujecie od k100 ataku 20, do obrony potrzeba kostki większej niż 80; przy koncentracji 4 i 5 – dodajecie do k100 ataku 20, do obrony wystarczy kostka większa niż 50; koncentracja 5 sprawia dodatkowo, że zaklęcie nie może być niecelne. • Za każde 3pkt w nastawieniu, możecie dodać do k100 ataku 5 • Za każde 10pkt w kuferku z transmutacji, macie jeden przerzut dowolnej kostki • UWAGA: Jeśli używacie zaklęcia, które opisaliście na moim ostatnim zadaniu domowym, możecie albo dodać +15 do k100 ataku, albo przerzucić celność, albo mieć obronę od kostki 50. Działa to każdorazowo!
Atak: siła:60 + 20 + 5 = 85 celność:4 Obrona: [url=link]kostka k100[/url] udana/nieudana Modyfikatory: +20 z koncentrację, +5 za nastawienie
Dajesz, Vicks. Pokaż jej, gdzie Gryfoni zimują – zachęciła szeptem przyjaciółkę i klepnęła ją w ramię, kiedy to Camael wywołał ją na środek, aby jako pierwsza chwyciła za różdżkę i stanęła w szranki z Marleną.
No więc pojedynki. Gdyby to była lekcja zaklęć, nie transmutacji, czułaby się znacznie pewniej. Było jednak, jak było i pozostawało mieć nadzieję, że te wspólne zajęcia dodatkowe z Brandonówną na coś się zdały i że nie zrobi krzywdy komuś postronnemu, ani tym bardziej sobie, bo własne bezpieczeństwo ceniła rzecz jasna najbardziej. Że była do tego zdolna, to bardziej niż pewne i niektórzy z tu zgromadzonych, mogli zobaczyć jej popisy w starciu na wzgórzu, kiedy to brawurowo zamieniła swój pusty caban w dynię.
Kiedy przyszła jej pora, stanęła naprzeciwko jednowłosej i jasnookiej ślizgonki, zacisnęła bez słowa dłoń na różdżce i kiedy Whitelight dał znak, wypaliła bez zastanowienia w kierunku przeciwniczki. Plan był z pozoru prosty – zamienić za pomocą morfio materiał ślizgońskiej szaty w marmur, aby jej ciężar przyszpilił dziewczynę do podłogi. Tylko czy na pewno coś z tego wyjdzie? Przy jej poziomie umiejętności można było mieć wątpliwości, więc mogła liczyć jedynie na nieuwagę oponentki.
C. szczególne : Przekłute uszy; czasem noszony kolczyk w nosie; drobne i mniej drobne tatuaże; pomalowane paznokcie; bardzo ekspresyjny sposób bycia; krwawy znak
Atak: siła: następny post celność: następny post Obrona:99 UDANA Modyfikatory: próg to 80
- No. A pytasz, bo masz coś do zaoferowania? - upewniam się, pocierając nos z zaczepnym mrugnięciem i upewniając się, czy nasze myśli podążają w tym samym kierunku. Zakładam, że nie ma czegoś takiego jak zwykła ciekawość i nawet za najbardziej niewinnym pytaniem kryć się może możliwość. - Nah, widujemy się przecież tylko w szkole na zajęciach. Trudno się dobrze poznać w takich warunkach, jak jeszcze jakiś nauczyciel gada nad uchem o chwastach. O, powinieneś czasem wyjść z nami - ze mną, Marlą, Riverem, Ruby i każdym, kto się jeszcze przypadkiem napatoczy myślę, ale nie dopowiadam na głos, by go bardziej nie nastraszyć, skoro samo pytanie odebrało mu mowę - do baru albo na karaoke. Lubisz karaoke? Taniec? W ogóle Rivs po alkoholu się robi strasznie needy, gdyby cię to interesowało. Albo zachęcało. Powinno zachęcać, bo serio, hot - rzucam mimochodem, poruszając zabawnie brwiami i resztę pozostawiając Bazylowej głowie do interpretacji. Oczywiście szukam po jego twarzy znanych powszechnie cieni zazdrości albo niezadowolenia, spodziewając się, że w ten sposób szybciej się czegoś dowiem, niż gdybym próbował ciągnąć Bazyla za język bezpośrednio. Jak na zawołanie do klasy wchodzą @Marla O'Donnell z @River A. Coon, którym posyłam w powietrzu buziaki, ale nie wyrywam się wcale, by do nich podejść. - I to serio poważne zaproszenie. Przyjaciele naszych przyjaciół i tak dalej... Po Archiem już prawie nie widać, że kiedyś był ślizgonem, ty też kiedyś zapomnisz o tym mrocznym okresie w swoim życiu - zapewniam chłopaka z radosnymi błyskami w oczach, które nie ustają nawet, kiedy Camael wchodzi do klasy psując nam pogaduszki. - O Bazyl, patrz, patrz, to moja bfffff i współlokatorka, Merlinie, to jest as z transmy. Jak mnie wkurwisz albo zranisz Rivera, to skończysz jako kinkiet do lampy, ale bez stresu - szepczę do chłopaka, zaraz wkładając palce w kąciki ust, by przeciągle gwizdnąć - jestem w końcu największym kibicem mojej przyjaciółki. Viksie niczego nie brakuje, ale szanujmy się, nie ma drugiej takiej jak Marla, kiedy chodzi o transmutację, więc ani przez chwilę nie wątpię, że Gryfonka się popisze. - Dawaj, miejmy to z głowy, potem będziemy obgadywać ludzi pod ścianą - zachęcam Ślizgona klepnięciem po ramieniu, wyrywając się na środek. Moja koncentracja nie jest zbyt wysoka; zdążam jeszcze poposyłać uśmiechy do osób, których wcześniej nie zauważyłem, zanim unoszę różdżkę przeciwko Bazylowi. Na tyle długo zastanawiam się, jakie ja w zasadzie zaklęcie znam, że to mój przeciwnik pierwszy miota we mnie czarem, a ja - ku zdziwieniu własnym, Marli i najpewniej nauczyciela - faktycznie się skutecznie bronię. - O KURWA. To na pewno ja obroniłem, czy ty nie trafiłeś? - dopytuję na wszelki wypadek, dając się ponieść chwili ekscytacji i trochę zapominając, że był to pojedynek, w którym powinniśmy wymieniać się zaklęciami nieco sprawniej.
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Atak: Papiliofors siła:51 celność:5 Obrona: w następnym poście Modyfikatory: nie mam
Uniósł brwi z chytrym uśmiechem, przyglądając się Jinxowi. No dobra, jakiś czas już nie byli razem na szlabanie, ale za kogo on go uważał. Za świętego pańskiego? - Zawsze mam coś do zaoferowania. - zmrużył oczy, pochylając się do gryfona z uśmieszkiem. Wyznawał bowiem bardzo podobne wartości co Queen, choć może w innych sferach życia. Możliwe, że dlatego niegdyś tak dobrze się dogadywali, ani jeden ani drugi nie mieli w zwyczaju odmawiać czegokolwiek. Pociągnął nosem, oglądając się na napływających do klasy uczniów. Zajęcia transmutacji, jak za każdym razem, szczyciły się wysoką popularnością i obecność nie mogła stanowić problemu. Sam Kane zastanawiał się czemu, bo mu ten przedmiot to był tak potrzebny do życia, że wolałby umrzeć. Oczywiście nie mógł się do tego przyznawać przy ludziach, szczególnie mając Whitelighta za opiekuna. Jakieś rozbawienie wzbudziło w nim bezgłośny śmiech, tylko płatki nosa mu zadrżały, kiedy ze zdziwieniem patrzył na Jinxa, co mu odbiło, że on nagle chce się dobrze poznawać. To jakiś zawoalowany sposób na podryw w wykonaniu gryfona? Nie był pewien, nie miał odpowiednich metod badawczych ani próbek poznawczych, żeby wiedzieć, czy to po prostu dziwna gryfońska taktyka, czy to po prostu osobowość Jinxa. Z każdym kolejnym, szybko wypowiadanym przez Eugene słowem, oczy Bazyla najpierw otwierały się coraz szerzej, by potem, kiedy temat przeskoczył na Rivera mrużyć się coraz bardziej. Poza tą wymowną mimiką powiekowo-oczną jego twarz jak zwykle nie wyrażała wiele, może trochę wyglądał jakby mu ktoś w kieszeń nasrał, ale to typowy grymas niezadowolenia, który na stałe gościł na jego ślizgońskiej gębie. - Nie umiem tańczyć. - odpowiedział wybiórczo na jedno z zadanych pytań, uznając, że to jedyny sposób, by ograniczyć ilość wypadających z niego słów na raz. No, znał jeszcze inny sposób, ale nie będzie mu zatykał ust ręką tak na lekcji, jeszcze inni gryfoni pomyślą, że mu robi krzywdę i rzucą się na niego jak banda krwiożerczych wiewiórek. Akurat otwierał usta, by coś dodać, mając w pamięci, że Rivs robi się needy po alkoholu co miało w tej pamięci zostać jeszcze na długi czas, kiedy rzeczony Rivs i Marla weszli do klasy, witani wirującymi, posłanymi w powietrze całuskami. Spojrzenie dwukolorowych tęczówek przepłynęło po dziewczynie bez zainteresowania, zatrzymując się na Riverze na chwilę zbyt długą, by była przypadkowa. - O co chodzi Jinx, jacy przyjaciele przyjaciół? - zapytał, wyrwany z zamyślenia i zmarszczył brwi. Chciał jeszcze doprecyzować i zapytać skąd jego zainteresowanie nagłe nawiązywaniem koleżeństwa z Bazylem, ale widok zmęczonego, niedospanego Camaela zupełnie popsuł mu nastrój. Po pierwsze, bo miał wrażenie, że sam skończy jak taki Camael, niedospany, porzucony i zmuszany do robienia rzeczy, których ewidentnie nie chce, a po drugie, bo to oznaczało, że teraz trzeba pracować. Odsunął się z Jinxem na bok, by oglądać popisy mistrzyń transmutacji, kiedy kolejna, kuriozalna i wywołująca ciarki sugestia padła z gryfońskich ust. Często myślał o ranieniu Rivera, gdyby kiedykolwiek, cokolwiek, to przecież na bank by go zranił. Taka kolej rzeczy. Nie uważał jednak, żeby taki Jinx o tym mógł wiedzieć, chcąc więc dopytać już rozdziawiał gębę, ale ten dawaj w gwizdanie jak na meczu, boże, skąd gryfoni biorą tyle energii. - Czy Ty ćpiesz? - zapytał konspiracyjnym szeptem, co miało być żartem, ale zabrzmiało na poważnie, bo i Bazyl zaczynał myśleć, że to na poważnie. Nie doczekał się prędkiej odpowiedzi, bo poszedł za Eugenem na środek, zgadzając się, że trzeba mieć to z głowy. Ani jeden ani drugi orłem z transmy nie był, więc nie obawiał się zamiany w klosz do lampy czy tam dzbanek. Wyjął swoją różdżkę i wytężył umysł, próbując sobie przypomnieć jakieś sensowne zaklęcie transmutacyjne, które mu ostatnio wyszło. Przez myśl przemknął mu Wodzirej i jego wodo wodo zmień się w rum, ale tu nie było wody. Było za to oczekujące spojrzenie Whitelighta, więc wykonał zamach nadgarstkiem, kto wie, może nawet taki jaki był powinien być wykonany, bez większego przekonania robiąc szopkę większą niż należało i strzelił, raczej celnie, w Jinxa, mówiąc "Papiliofors!". I nic! Choć zaklęcie pizgnęło w powietrzu, Queen bardzo elegancko się obronił, na co nawet Bazyl zareagował entuzjastycznie, klaszcząc z niedowierzaniem. - Obroniłeś! A ja trafiłem! A Ty obroniłeś! - pokręcił głową, bo przecież wiedział, że Jinx jest takim samym transmutacyjnym dzbanem, jak on sam- Dawaj, może mi też się uda. - zachęcił go gestem.