Dziedziniec wieży z zegarem wydaje się być jednym z najstarszych miejsc w zamku. Łączy most wiszący z resztą budowli, a również wysoką wieżą zegarową. Na prawie samym szczycie znajduje się ogromny, przeszklony zegar. Można się do niego dostać pokonując wąskimi, drewnianymi schodkami pięć piętr. W środku znajdują się różne mechanizmy a także dzwony; niektóre ogromne, miedziane inne zaś złote. Na środku dziedzińca wybudowana natomiast została niewielka fontanna z czterema gobelinami.
UWAGA! W tej lokacji na okres październik/listopad musisz rzucić kostką kiedy tu jesteś, ze względu na wykonane tu zadanie na kółka przez Fillina Ó Cealláchaina.
Zmiana wyglądu lokacji: Z goblinów nie leci woda, a z jednego krew (albo coś co ją przypomina), drugiego mleko, trzeciego atrament, czwartego sok dyniowy. Wszystko to wlatuje do fontanny.
Rzuć kostką k6 na efekt:
1 - Próbujesz przysiąść gdzieś sobie a tutaj okazuje się, że rzucone tu było zaklęcie Spinale. Ha, ha bardzo zabawne, teraz jesteś cały w drobnych ranach na Twoich Twoich pośladkach. Dodatkowo rzuć kostką. Parzysta - podarło Ci również dużą część ubrania, Nieparzysta - nie szarpnąłeś ubrań aż tak, więc nic ci nie podarło, a jedynie lekko zraniło. 2 - Chcesz oprzeć się o kolumnę obok której stoisz... A jej nie ma tak naprawdę. Przenikasz przez coś co tak naprawdę nie istnieje i wpadasz do fontanny. Cały lub połowicznie, jak wolisz. W każdym razie ociekasz mieszanką czterech cieczy wylatujących z fontanny. Apetycznie! 3 - Nie masz pojęcia, że fontanna została odrobinę przerobiona i Kiedy chcesz usiąść na niej tak jak często robią tu uczniowie, okazuje się, że została ona lekko transmutowana i tam gdzie siadasz, wcale nie ma kamienia... Wpadasz całkowicie do fontanny. No pięknie. 4,5,6 - Nie musisz nic robić, a fontanna i tak Cię dopadnie! Co jakiś czas gobliny obracają się i robią niewielki raban na dziedzińcu. Niektóre z nich buchają swoimi cieczami gdzie popadnie, od czasu do czasu ubrudzając uczniów. Kiedy ty wchodzisz na dziedziniec, właśnie jest jeden z tych momentów. Możesz spróbować uciec przed cieczą jeśli chcesz. Rzuć kostką k6 by sprawdzić czym zostałeś oblany. 1 - mleko, 2 - krew, 3 - atrament, 4 - sok dyniowy, 5 i 6 - wybierasz sam. Dodatkowo możesz, aczkolwiek nie musisz, rzucić na unik. Rzucasz literką. Samogłoska - udaje Ci się uniknąć goblina Spółgłoska - niestety i tak zostajesz zachlapany
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 18:16, w całości zmieniany 3 razy
Spoglądała na niego z boku. Szybko pękł, ale czego innego można by było się spodziewać, po takiej akcji? Usiadła obok niego i zaczęła go głaskać po włosach, mając najwyraźniej nadzieję, że to trochę go uspokoi. Gdyby nie fakt, że nie chciała zmuszać go, by podniósł wzrok, to by go przytuliła, a tak pozwoli mu pozostawić w sobie tą dumę, że może nie być tak naprawdę świadoma jego łez. - Bo ludzie są źli – jej odpowiedź musiała zdziwić chłopaka. Zazwyczaj to świat jest niesprawiedliwy, życie wszystkiemu jest winne, a jej zdaniem to ludzie zawinili – ludziom nie można ufać, bo niszczą Ci życie i sprawiają, że cierpisz bardziej, niż normalnie… To nie jest twoja wina. Starasz się jak możesz, ale nie wychodzi. Rozumiem to… dlatego spokojnie… w końcu uda Ci się przezwyciężyć samego siebie i sprawić, że wszystko będzie dobrze… potrzebujesz jedynie czasu.
Kame gwałtownie podniósł głowę, jakoś przestał przejmować się własną dumą. Kompletnie nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Nie spodziewał się żadnej odpowiedzi. Patrzył na nią przez chwilę swoimi brązowymi oczami a kilka kosmyków jego włosów przykleiło mu się do twarzy. - Chodź tutaj - Mrukną cicho i pociągnął ją do siebie. Normalnie musiał ją przytulić. - Dzięki naprawdę dzięki. Jesteś wielka - Szepnął jej do ucha i teraz to on zaczął ją głaskać po głowie. Może i się dziewczyna mogła się przestraszyć, ale sam nie wiedział jak by miał jej podziękować.
No cóż przestraszyła się, Kidy chłopak tak nagle podniósł głowę i spojrzał na nią. Spoglądała na niego niepewnie i przełknęła silne nie wiedząc, co się może teraz stać. Nie sądziła, że chłopak ją przytuli. Na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec, a na ustach uśmiech okazujący zadowolenie. Ona uwielbiała jak ktoś ją głaskał. Spojrzała na jego włosy, bo tylko na nie miała aktualnie dostęp. Objęła go delikatnie i niepewnie, nie wiedziała czy dobrze robi. - Ja nic nie zrobiłam – powiedziała trochę późno. Musiała wszystko przemyśleć – ja po prostu pokazałam Ci prawdę, którą zgubiłeś, a którą znałeś… Po prostu pomogłam Ci wrócić – ostatnie słowa wyszeptała mu prosto do ucha i zamknęła oczy. Była zmęczona już tym wszystkim. To był bardzo męczący dzień, zwłaszcza dla niego.
- No ale musisz wiedzieć, że w moim wypadku nie jest to łatwe. A szczególnie wtedy kiedy kiedy chłopak jest lekko zdołowany tym, że dziewczyna którą polubił zachowała się w taki sposób - Mruknął cicho i wbił wzrok w ciemne niebo. - Ale cóż nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - Powiedział po chwilce i uśmiechnął się przyjaźnie do niej. - Przynajmniej nie opieprzyłaś a to jest sukces - Obiął ją delikatnie ramieniem i przybliżył ją do siebie
- Tak wiem, że to nie jest proste i wiem, że dla ciebie to wszystko jest skomplikowane, ale… - umilkła. Zamknęła oczy próbując się uspokoić. Nie musi już nic mówić, on to rozumie, więc dlaczego ona stara się go upewnić w tym co jest dla niego logiczne. A może po prostu tymi słowami chciała upewnić siebie. Uchyliła powieki nic już więcej nie mówiąc. W momencie kiedy chłopak wypatrywał nieba, ona pochłaniała ziemię, jakby została do niej przykuta na zawsze bez jakiejkolwiek nadzieji na uwolnienie. - Nie miałam prawa Cię opieprzać. Nie jestem twoją matką, żeby Cię pouczać.
- Tam nie miałaś prawa...teoretycznie mogłaś, ale w moim wypadku to nic by nie dało. Jeszcze bardziej bym się wnerwił, nawrzeszczał bym na ciebie...- Urwał na chwilkę aby swój wzrok z nieba skierować na dziewczynę. - A uwierz nie chciał bym tego zrobić, bo nawet nie dał bym rady, bo jesteś za cudowną dziewczyną - Powiedział spokojnie i uśmiechnął się lekko. Co jak co, ale w dawaniu komplementów to on był dobry. Na pewno to on mówił a nie ilość wypitego alkoholu, nie był na tyle pijany aby bredzić bez sensu. A przez dostawę świeżego i przyjemnego powietrza jeszcze bardziej wytrzeźwiał i dopiero teraz powoli dochodziło do niego to co się wydarzyło i co powiedział. - I jeszcze raz sory za tą akcję, ale po prostu nie znoszę kiedy widzę, że chłopak traktuje w taki sposób dziewczynę. Nie ważne czy ona tego chce czy nie, ale jest dziewczyną. Dla mnie dziewczyna jest taką osobą która zasługuje na wielki szacunek. Są delikatne, ale potrafią dać tyle szczęścia, że człowiek na dobrą sprawę dostaje wszystko to co chce. A przecież tak cudownej istoty nie można, nawet nie wolno krzywdzić - Przedstawił spokojnie swoje spostrzeżenie na świat. No cóż Japończyk ma swoją kulturę. Kame mieszkał może nie za długo w Japonii, ale jednak urodził się tam i przeprowadził się kiedy miał dziewięć lat, więc przesiąkł trochę tą kulturą, owszem jego rodzina i jej zachowanie wpłynęła trochę na jego obecne zachowanie, jednak chamem to on nie był. A dziewczyna która kiedyś będzie mu towarzyszyć na pewno nie będzie narzekać na brak czułości z jego strony.
Ange odetchnęła z ulgą. Zapewne gdyby chłopak nakrzyczał na nią, ona by się popłakała i nic by nie zdziałano, dodatkowo zaczęłaby unikać chłopaka obawiając się go, a on nie był zły, więc nie chciałaby tego. Kiedy komplementował ją zarumieniła się i schowała twarz w jego ramię. Zresztą wątpię, by dziewczyna dosięgała do jego ramienia! Mimo wszystko różnica wieku pomiędzy nimi to trzy lata, a do tego ona jest bardzo drobna, niczym porcelanowa lalka, tak więc spokojnie mogłaby dosięgać mu do torsu. Jego kolejnych słów słuchała w ciszy. Były dla niej niesamowite, ale również obce, ponownie schowała twarz w jego torsie i złapała mocniej jego koszulę sprawiając, że to teraz ona była przytulana. W jej oczach pojawiły się łezki, jednak nie płakała. - Możemy tak zostać przez jakiś czas? Proszę? – wyszeptała zamykając oczy i starając uspokoić się wszystkie myśli, które jak tornado przyleciały nagle i zniszczyły wszystko na swojej drodze.
Kame nie odzywał się tylko jego droga ręka przygarnęła ją jeszcze bardziej do siebie. Jakoś dziwnie się czuł, miał kilka dziewczyn, ale do żadnej jeszcze nie czuł tego co do niej. Szybko...może i tak, ale jej zachowanie w stosunku do niego było zupełnie inne. - Dziękuje - Szepnął jej tylko do ucha i oparł swoją głowę o jej ramie jak to miał w zwyczaju. Naprawdę nie ma tego złego co na dobre by nie wyszło. Po chwili przycisnął ją nieco mocniej do siebie. Jedną ręką zaczął ją delikatnie gładzić po plecach i jednocześnie zaczął wdychać zapach jej ciała.
Oczywiście jak to ma w zwyczaju, chciała powiedzieć: „Nie ma za co”, ale po co, skoro chłopak i tak jej zaprzeczy i będzie chciał jej uświadomić, że zrobiła coś niezwykłego. Przez dłuższą chwilę dziewczyna siedziała w tej pozycji przytulona do niego, zapominając o całym świecie. Jednakże nawet kopciuszek miał swój określony czas, w końcu i kopciuszek opamiętał się i wrócił do swojego domu w pośpiechu. Może ona się nie śpieszyła, ale bynajmniej się opamiętała i odsunęła zarumieniona od chłopaka. Posłała mu szeroki uśmiech i wydukała półszeptem. - Powinniśmy wracać już do domów, jest bardzo późno.
Kame oczywiście ją puścił. Przecież nie będzie jej obejmował w nieskończoność. Kiedy usłyszał słowa dziewczyny pokiwał tylko lekko głową. Wstał ze swojego miejsca otrzepał sobie portki na tyłku i podał dziewczynie rękę aby pomóc jej wstać. - Masz rację. Odprowadzić cię czy sama sobie dasz radę - Zaproponował i wsadził sobie ręce do kieszeni.
Dziewczyna wstała i objęła się rękoma. Nagle, niespodziewanie, poczuła ogarniający całe jej ciało chłód. Wzięła głęboki oddech żeby uspokoić się i spojrzała na chłopaka. - Dam sobie radę – wydukała – chyba nikt mnie nie zaatakuje po drodze – powiedziała puszczając mu oczko i wbiegając po schodach na górę. W pewnym momencie się zatrzymała i odwróciła jego stronę. - Spotkamy się jeszcze? – spytała z wielkim entuzjazmem. Kiedy chłopak udzielił jej odpowiedzi pomachała mu na pożegnanie i zniknęła.
- No pewnie, że tak - Powiedział do niej z uśmiechem na twarzy. Co jak co, ale on na pewno zrobi wszystko aby ponownie się z nią zobaczyć. Nie miał pojęcia dlaczego, ale ona była inna. Inna niż Cornelia, inna niż jak kolwiek dziewczyna z którą miał przyjemność chodzić przez pewien czas. Z każdą inną związek jednak rozpadał się dokładnie o to samo...no ale to historia na inną okazję. Odmachał dziewczynie i kiedy ta znikła z pola widzenia chłopak wsadził sobie ręce do kieszeni i zaczął spokojnym krokiem zmierzać w kierunku dormitorium. Było już późno a i Kame poczuł zmęczenie, więc czas się już położyć. z/t
Gorące, gorące wakacje! Ile bym dała, aby wrócić się w czasie i polatać miotłą po Egipcie… tym jeszcze spokojnym, albo wrócić do swojego spokojnego mieszkania na Covent Garden i przesiedzieć cały dzień z koleżankami przebierając się w coraz to inne ubrania… nawet te mugolskie, które świetnie mi pasują. Siedziałam tak w swoim dormitorium i myślałam, gdzie tu pójść. Zakazany Las? Gdyby chciało mi się szukać przygody z pewnością pobiegłabym ile sił w nogach w tamtą stronę, dziś jednak nie mam siły i ochoty. Dziś chce sobie wypocząć i udać się w spokojne miejsce. Błonia? Wszechobecny spokój i nuda. Może bym coś namalowała? To zły pomysł. Dziś nie mam weny twórczej. Trzeba jednak ruszyć się z miejsca i GDZIEŚ iść. Spojrzała się jeszcze w lustro, poprawiła swoje piękne kasztanowo-brązowe włosy, a następnie ubrała się w błękitno-białą suknię na ramiączkach . Może pójdźmy tam gdzie nogi poniosą, a oczą spodoba się to miejsce… Chodząc bez celu po Hogwarcie nie widziała żadnej żywej twarzy. To chyba tylko ja siedzę w szkolę? – pomyślała. Nagle zabiły dzwony informujące o wybitej pełnej godzinie. Głos ten pochodził z Dziedzińca na wieży. April ruszyła na dziedziniec przypominając sobie o fontannie, z którą miała wiele wspólnego. W drodze były pustki, słyszałam tylko swój szybki chód i bijące dzwony. W końcu pojawiłam się na dziedzińcu i… zmęczyłam się tą wędrówką. Usiadłam w rogu, gdzie był cień, spojrzałam na fontannie i przyglądałam się jej, nieskazitelnie zapatrzona. Dzwony już ucichły, jednak ja słyszałam je w uszach. Czekałam w ciszy na inny głos…
Meg starała się unikać wychodzenia na słońce, ale w Hogwarcie słabo jej to wychodziło. Jej skórę pokrywała cienka, przeźroczysta warstwa eliksiru blokującego promienie słoneczne, a oczy ukryte były za ciemnymi okularami w grubych oprawkach. Trzymała ręce w kieszeniach; spacerowała powoli, lekkim, niedbałym krokiem. Przeczesała prawą dłonią włosy. Usiadła na rozgrzanym progu i oparła się o ścianę. - Nie będzie tak źle - uśmiechnęła się do siebie
Po pewnym czasie promienie słońca zaczęły jej przeszkadzać - wstała, otrzepała się z kurzu i luźnym krokiem weszła do wieży Zegarowej.
W ogóle co to ma być?! Studia, studiami, ale żeby Hayden się do niego nie odzywał? No trudno. Pewnie się ten debil zakochał, i boi się że nas bóg seksu i rozpusty odbije mu tą laskę. Raczej by tego nie zrobił. Ale może ona uległaby jego oczywistemu wdziękowi i urokowi? Na sto procent.No ale nie o tym teraz. Farley musiał kuć. Kuć, kuć, kuć, kuć. Z eliksirów rzecz jasna. Bo tatuś był nie ugięty. I sprawdzał. I odcinał wszystko, i zabierał miotłę. Dlatego Howland nie ruszał się nigdzie bez podręcznika od Eliksirów. Miał już tego dość. Niby brał korepetycje u Coco,ale nie dużo mu to dawało bo zajmowali się na tych krokach wszystkim tylko ni eliksirami. Dlatego musiał radzić sobie sam. Co szło mu opornie. Miał nadzieję że świeże powietrze jakoś mu pomoże czy coś. A tu dupa. Dupa blada. Zamknął więc książkę i poszedł przed siebie. Nie pytajcie mnie jakim cudem dossedł do dziedzińca. To przecież tylko Howland.
Na dziedzińcu znalazłam się czystym przypadkiem. Tak ogólnie to chodziłam sobie radosnym, wręcz podskakującym krokiem po Hogwarcie, kiedy nagle przybiegła do mnie jakaś młoda Ślizgonka, która poinformowała mnie, że mój młodszy braciszek wdał się z kimś w jakąś bójkę na czary. Czym prędzej podążyłam za dziewczyną, by wybić to z głowy mojemu braciszkowi. Nie chciałam, by od razu interweniowała w to kadra nauczycielska. - Co ty wyprawiasz?! Marsz do swojego dormitorium! A jak zobaczę Cię gdzieś chodzącego po szkole to napiszę do ojca i nie będzie ci wesoło! - Krzyknęłam na niego tak głośno, że ten aż uciekł ze strachu. Tak... ta moja urocza siła perswazji, ponadto miałam podejście do dzieci. Z przymrużeniem oka oczywiście... Nie chciałam się tutaj znaleźć. Chodziłam sobie głównie po szkole, by ją jeszcze bardziej poznać, by odświeżyć niektóre informacje na temat jej wyglądu. Mały czort jednak musiał mi w tym przeszkodzić... I to jest niby mój brat?! Chyba ktoś podmienił go w szpitalu, jak Boga kocham... W tym momencie postanowiłam wyjść z dziedzińca i wrócić do szkoły. Byłam tak rozkojarzona, że nie widziałam żadnego człowieka, tudzież w ogóle nie zwracałam na innych uwagi. A szkoda... bo właśnie wpadłam na jakiegoś młodzieńca, który najwidoczniej dopiero wchodził na dziedziniec. - Ups! Przepraszam Cię bardzo... - Odparłam, cofając się delikatnie, a w moich dużych, ciemnych oczach było widać jakby skruchę za to, co zrobiłam. No tak... jeszcze tego mi brakowało.
Farley niezdaro, jak łazisz?! Uważaj na ludzi debilu!. Pewnie ktoś by tak na Farleya nakrzyczał, gdyby to on tak na kogoś wpadł. Ale tym razem ktoś wpadł na Howlanda. I on był tak rozkojarzony że książka poleciała wysoko do góry, i uderzyła go w głowę. I kto by pomyślał że Farley aż tyle nie ogarnia. No ale czego eliksiry nie robią z mózgiem? Nie sprawiają że jest większy. No ale gdy Howland się ogarnął, spojrzał na kogoś kto na niego wpadł. Jego czom ukazał się naprawdę śliczna dziewczyna. Ciemne oczy, włosy, śliczna buzia. Mru. Farley nie potrafiłby się na nią chyba obrazić. Piękna. Uśmiechnął się do niej kokieteryjnie i powiedział: -Nic się nie stało, nie ma sprawy- pochylił się żeby podnieść książkę. Naprawdę starał się zignorować pulsujący ból czaszki.
Ten wydatek poturbował nas obojga, to trzeba było przyznać. Poprawiłam swój strój, uśmiechając się do niego delikatnie. Chłopak co prawda podniósł książkę, ale zauważyłam jeszcze coś. Jego okulary... miały chyba jakąś ryskę na jednej z szyb. Nie dość, że książka spadła mu na głowę to jakimś dziwnym trafem ucierpiały w tym również jego okulary. Podeszłam do niego jeszcze bliżej, uśmiechając się dość filuternie, zerkając centralnie na jego twarz. Był to młody, uroczy mężczyzna, o zdrowej cerze i dość jasnej karnacji. Wyciągnęłam swoją różdżkę, którą wycelowałam prosto w jego okulary. - Oculus reparo. - Wypowiedziałam dość opiekuńczym głosem, a jego okulary pozbyły się tej niepotrzebnej rysy na szkiełkach. - Nie mogłam na to patrzeć. Wzrok byś sobie popsuł. - Dodałam, cofając się nieco, nadal się do niego uśmiechając.
Oh ona była naprawdę bardzo ładna. Farley już miał zacząć ją podrywać, gdy przypomniał sobie o Coco, i zaraz mu przeszło. Nie chciał w żaden sposób zmieszać sobie szans u tej dziewczyny. Ale popatrzeć na nią może. Już miał coś ciekawego powiedzieć, gdy podeszła do niego bliżej. Był nieco w szoku że udało mu się kogoś oczarować nie używając słów. W jego głowie rozległo się ciche "wow". Ale powinien się od niej odsunąć. Kusiała, kusiała. I tak ładnie pachniała. Gdyby chciał mógłby ją pocałować i tak dalej. Ale nie chciał. To znaczy chciał, ale nie mógł. Bo potem pewnie miałby wyrzuty sumienia. Był od niej nieco wyższy. Miał zrobić krok w tył, gdy dziewczyna uderzyła różdżką w jego okulary. Okulary? A no tak! Przecież je dziś założył. Nie był żadną ślepotą ani, nic, tylko po ostatniej metamorfozie, jakoś się do nich przyzwyczaił. Gdy dziewczyna je naprawiła uśmiechnął sie do niej: -Dzięki wielkie. My się chyba nie znamy. Farley Howland- wyciągnął w jej stronę dłoń.
Coś było w tym mężczyźnie takiego, takiego... wręcz zagadkowego. Coś takiego, że nie mogłam od razu rozgryźć jego osobowości, jego wad, tudzież zalet. Wszystkie te informacje na swój temat miał gdzieś głęboko schowane w taki sposób, że na pierwszy rzut oka nie mogłam się niczego dopatrzeć. Jego twarz też nie pokazywała mi jakby jego emocji. W ogóle! Westchnęłam cichutko, zerkając na niego, a właściwie lustrując go wzrokiem z góry i na dół i uśmiechnęłam się delikatnie widząc , że chłopak wyciąga w moim kierunku dłoń i zaczyna się przedstawiać. - Faktycznie. - Przyznałam od razu. - Nie znamy się. Czas chyba jednak to zmienić. - Dodałam z na pozór grzecznym uśmiechem. - Nafisa Dhaliwal. - Po tej krótkiej 'przemowie', chwyciłam subtelnie jego dłoń, patrząc w jego oczy.
to samo Farley mógłby powiedzieć o swojej nowej znajomej. Aż się palił żeby poznać wszystkie jej tajemnice. Wszystkie naraz i każdą z osobna. Chyba była Hinduską. Przynajmniej tak wnioskował z jej stroju i typu urody. A jej imię i nazwisko rozwiały wszelki wątpliwości. Farley już kiedyś niej słyszał. Była chyba puchonką. I chyba nawet na tym samym roku co on. I pomyśleć że nigdy jej nie zauważył na posiłku ani na żadnej z lekcji. Gdy podała mu dłoń, złożył na niej delikatny pocałunek, po czym z lekkim uśmiechem zapytał: -Co tu robisz?
Ojej! Jakie to było szarmanckie z jego strony. Mianowicie ten cały pocałunek w dłoń. Tylko prawdziwy dżentelmen mógł tak właśnie postąpić. Spojrzałam na niego z uśmiechem, poprawiając swój niesforny kosmyk włosów. To samo pytanie zasadniczo mogłam zadać temu chłopakowi. Kim on tak właściwie był? Pewnie studentem, to proste. No nic. Jak czas pozwoli to go poznam nieco bardziej. - Co tutaj robię? No wiesz... Mój niesforny brat, który jest Ślizgonem wdał się w jakiś pojedynek z inną osobą. - Odparłam dość od niechcenia. - Jest dopiero uczniem, w pierwszej klasie, a już takie rzeczy robi. To hańba dla rodziny Dhaliwal! - Odparłam z dumą, jednakże zaraz westchnęłam. - Ja nie wiem.. nikt w mojej rodzinie nigdy nie był w Domu Węża, a tu nagle mój braciszek...
Gdy usłyszał jej pogardę dla Ślizgonów, w głowie aż sie uśmiał. Nie rozumiał uprzedzenia ludzi z Slytherinu. Może i niektórzy z nich byli nieciekawi, no ale to nie znaczy ze trzeba ich zaraz przekreślać! Farley nie dziwił się temu chłopakowi. Gdyby go rodzina wyklęła za to kim jest do jakiego domu należy pewnie też by odwalał, i był "niesforny". Zmarszczył nieco brwi i powiedział: -A co jest złego w Slytherinie? Widocznie twój brat już taki jest, ślizgoński. A jeżeli wy, ty i twoja rodzina wyklinacie go tylko przez to że tiara przydzieliła go do innego domu niż resztę rodziny, to nie ma się co dziwić że tak się zachowuje. Jest młody, chce jakoś zwrócić na siebie waszą uwagę. I robi to w głupi sposób nie przeczę. Ale zapewne po to żeby poczuć się częścią waszej rodziny, mimo że jest w Slytherinie
No cóż. Chłopak na mnie 'najechał' i w sumie słusznie. To nie wyglądało tak, ze miałam jakieś mocne uprzedzenia do Ślizgonów, bo niektórzy byli naprawdę mili, ale sam fakt, że mój braciszek nie robił niczego dobrego dla naszej rodziny. - Może i poniekąd masz rację, ale widzisz.. Mój brat jest hindusem, młodym, ale to tak czy owak do czegoś zobowiązuje. Nie chce się niczego uczyć co związane z naszą kulturą... - Westchnęłam. - Powinien to już zrozumieć jako małe dziecko. On w ogóle się od nas wszystkich różni. Sądzę, że on w ogóle nie poczuwa się do bycia w rodzinie Dhaliwal. - Westchnęłam dość smutna. - Nie mamy go gdzieś, opiekujemy się nim, rozmawiamy z nim, ale jak grochem o ścianę... - Wbiłam wzrok w ziemię.
Farley znów wywrócił oczami. Dziewczyna chyba nie zrozumiała przekazu. No ale nic. Spróbuje prościej. Nie chciał dziewczyny też urazić, bo widać było że bardzo mocno jest przywiązana do swojej kultury: -A może on nie chce być tylko hindusem. Może chce zostać rockmanem, punkowcem. A wy mówiąc "hindusowi nie przystoi.." podcinacie mu skrzydła. Niech chłopak ma własne marzenia. Może nie pasuje mu noszenie tych waszych tradycyjnych stroi, może wolałby chodzić w ciasnych spodniach i wielkich podkoszulkach. Pozwólcie mu być sobą. Jakby chciał być hindusem w 1000% już by był. A po za tym wydaje mi się że jeżeli coś się komuś narzuca, to ten ktoś nie ma ochoty tego poznawać. Pozwólcie mu to robić dobrowolnie. Niech sam decyduje o tym kim chce być. Jeżeli jest gejem niech bedzię, jeżeli jest ateistą niech będzie, jeżeli pali papierosy niech pali. Kurde żyjemy w wolnym kraju!- tak, tak Howland dostał słynnego słowotoku.
Przekręciłam tylko oczami. Może i Farley miał rację, ale żeby zrozumieć myślenie mieszkańców Indii, a także zrozumieć samą kulturę trzeba po prostu się tam urodzić. Tak łatwo bowiem każdego mierzyć miarą współczesnych czasów, gdzie to tak naprawdę piękne tradycje i obyczaje zostały zapominane przez czasy pełne nienawiści, nietolerancji, a także nieczystego pożądania... Uśmiechnęłam się tylko delikatnie. - No dobra, to już w sumie nie ważne, bo wiem, że wyniknie z tego 'temat rzeka'. - Odparłam, chcąc zakończyć ów temat. - Niektóre rzeczy są ważniejsze niż wola młodocianego.. Będzie chciał przebywać w złym towarzystwie, mamy na to pozwolić? Będzie kradł, ćpał, czy co jeszcze się da? Nie, tak nie będzie. I przepraszam, ale mamy odmienne zdania. Szkoda tylko, że poniekąd nie rozumiesz mojej racji. - Stwierdziłam.