Dziedziniec wieży z zegarem wydaje się być jednym z najstarszych miejsc w zamku. Łączy most wiszący z resztą budowli, a również wysoką wieżą zegarową. Na prawie samym szczycie znajduje się ogromny, przeszklony zegar. Można się do niego dostać pokonując wąskimi, drewnianymi schodkami pięć piętr. W środku znajdują się różne mechanizmy a także dzwony; niektóre ogromne, miedziane inne zaś złote. Na środku dziedzińca wybudowana natomiast została niewielka fontanna z czterema gobelinami.
UWAGA! W tej lokacji na okres październik/listopad musisz rzucić kostką kiedy tu jesteś, ze względu na wykonane tu zadanie na kółka przez Fillina Ó Cealláchaina.
Zmiana wyglądu lokacji: Z goblinów nie leci woda, a z jednego krew (albo coś co ją przypomina), drugiego mleko, trzeciego atrament, czwartego sok dyniowy. Wszystko to wlatuje do fontanny.
Rzuć kostką k6 na efekt:
1 - Próbujesz przysiąść gdzieś sobie a tutaj okazuje się, że rzucone tu było zaklęcie Spinale. Ha, ha bardzo zabawne, teraz jesteś cały w drobnych ranach na Twoich Twoich pośladkach. Dodatkowo rzuć kostką. Parzysta - podarło Ci również dużą część ubrania, Nieparzysta - nie szarpnąłeś ubrań aż tak, więc nic ci nie podarło, a jedynie lekko zraniło. 2 - Chcesz oprzeć się o kolumnę obok której stoisz... A jej nie ma tak naprawdę. Przenikasz przez coś co tak naprawdę nie istnieje i wpadasz do fontanny. Cały lub połowicznie, jak wolisz. W każdym razie ociekasz mieszanką czterech cieczy wylatujących z fontanny. Apetycznie! 3 - Nie masz pojęcia, że fontanna została odrobinę przerobiona i Kiedy chcesz usiąść na niej tak jak często robią tu uczniowie, okazuje się, że została ona lekko transmutowana i tam gdzie siadasz, wcale nie ma kamienia... Wpadasz całkowicie do fontanny. No pięknie. 4,5,6 - Nie musisz nic robić, a fontanna i tak Cię dopadnie! Co jakiś czas gobliny obracają się i robią niewielki raban na dziedzińcu. Niektóre z nich buchają swoimi cieczami gdzie popadnie, od czasu do czasu ubrudzając uczniów. Kiedy ty wchodzisz na dziedziniec, właśnie jest jeden z tych momentów. Możesz spróbować uciec przed cieczą jeśli chcesz. Rzuć kostką k6 by sprawdzić czym zostałeś oblany. 1 - mleko, 2 - krew, 3 - atrament, 4 - sok dyniowy, 5 i 6 - wybierasz sam. Dodatkowo możesz, aczkolwiek nie musisz, rzucić na unik. Rzucasz literką. Samogłoska - udaje Ci się uniknąć goblina Spółgłoska - niestety i tak zostajesz zachlapany
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob 6 Wrz 2014 - 18:16, w całości zmieniany 3 razy
Mimo tego, że słowa siostry może faktycznie powinny nieco przemówić do rozsądku Antoinette, ona sama jakoś niewiele do siebie przyjmowała. Była stuprocentowo zdecydowana co do scenariusza w jaki sposób chciałaby spędzić resztę życia i żadne wyzwiska czy podsumowania ze strony Ślizgonki nie robiły na niej najmniejszego wrażenia. Wręcz przeciwnie. W międzyczasie doszła do wniosku, że Risse'owie naprawdę świetnie się dobrali. Co jeden to lepszy od poprzedniego. Gdyby ktoś zorganizował na najmniej ludzkiego członka ich rodziny, wybór byłby cholernie trudny, niestety. - Gdybym była na miejscu mojego dziecka, przede wszystkim wstydziłabym się, że mam taką ciotkę - odpowiedziała wciąż ze stoickim spokojem, bo przecież, jak to ona, nie dała wytrącić się z równowagi młodszej od siebie o dwa lata siostrze. - Nie zamierzam słuchać ani ciebie, ani ojca i matki, bo nie zrobię niczego wbrew sobie. Jeżeli tak bardzo nie pasuje wam to, co się stało, to, żeby było jasne, nie szukam u was żadnej pomocy ani wsparcia. Równie dobrze możecie dla mnie w ogóle nie istnieć, Kei. Tylko nie zapomnij, jaka to rodzina jest świetna, kochana i ważna, kiedy i ty zrobisz coś wbrew woli naszego tatusia. Choć nie... Przecież zniszczyłabyś jego reputację, co na pewno wykorzystaliby jego wrogowie. Wszyscy jesteście tak samo śmieszni. Cóż, przynajmniej Tośka nie nazywała jej za jej własne poglądy kretynką, o tyle dobrze. Nawet mimo to, że myślała to, co myślała. W końcu Kain Risse pokaże małej Keili swoją prawdziwą naturę i dopiero wtedy będzie płacz i krzyk. Krukonka bardzo chętnie na to poczeka. Bardzo chętnie. - Jeżeli już skończyłaś swoją dawkę dobrych rad i podsumowań, możesz sobie iść. Idź i naskarż na mnie tatusiowi, który przecież tak bardzo nas kocha, że wychowywało nas wujostwo. Idź i powiedz światu, jaką masz nieodpowiedzialną siostrę. Jak to było? A, idiotkę i brzuchatą krowę. - Pokręciła głową z lekkim niedowierzaniem. W końcu ich siostrzane relacje zostały w mgnieniu oka zdeptane, mhm. A naprawdę liczyła na jakąś normalną relację ze strony Keili. Przy okazji powstrzymała się od komentarza, że żaden partner o zdrowych zmysłach nie wytrwa u jej boku podczas niepogodnych chwil, ale po co dolewać oliwy do ognia? Wystarczy, że druga Risse rzucała ciętymi uwagami.
Westchnęła, słuchając tych pretensjonalnych bredni. Jej siostra naprawdę się napinała. Jeszcze chwila i pęknie! Och, Keila pewnie uradowałaby się takim widokiem. W końcu uznawała dalsze podtrzymywanie kontaktów z siostrą za zbyteczne. -Jeszcze wrócisz do nas z płaczem. A z twoim dzieckiem nie chcę mieć nic wspólnego. Nie zamierzam nawet oglądać tego małego plugastwa, wybacz. Nie musisz go informować o swojej rodzinie, w końcu będziesz mieć nową. Lepszą, co? Udajesz samowystarczalną, a w mig przekonasz się, że jesteś słaba jak mucha. Jeśli nabawisz się depresji poporodowej, zrobi się jeszcze śmieszniej. Poza tym zamierzasz zrezygnować z nauki czy odeślesz dziecko do jakiejś niańki? Jeśli chcesz być dobrą matką, zdecyduj się na tę pierwszą opcję. W końcu dzieci w tym wieku powinny mieć zapewnioną jak największą uwagę ze strony rodzicielki. Dowiedziesz przy okazji swojej dorosłości, zajmując się zmienianiem pieluch i zachwycaniem się konsystencją kupki własnego berbecia. Może zostaniesz z miłości obsikana lub opluta papką dla niemowląt? Byłoby doprawdy uroczo. Wyszczerzyła zęby w złośliwym uśmieszku. W sumie wciąż nie mogła uwierzyć, że taka rozmowa ma miejsce. Może aż tak bardzo zirytował ją ten wyjec od rodziców? Kto wie. -Gdyby rodzicom na tobie nie zależało, żyłabyś zupełnie inaczej. Dostawałaś ciuchy, jedzenie, miałaś gdzie się podziać? Z ich strony nie doszło do żadnego uchybienia. Nie lubię takiej pozycji roszczeniowej. Sama im teraz plujesz w twarz, ale domagasz się Bóg wie czego. Czy to nie egoistyczne? - uniosła lekko brew. -Tak czy inaczej - to twoje życie. - dodała już spokojniej. Powiedziała już chyba o wszystkim - Naprawdę się martwię, ale za nic nie chcesz dopuścić do siebie moich argumentów. Przemyśl je, proszę. Jesteś moją siostrą… i kocham cię. Nie chcę twojej krzywdy. Dziecko to masa problemów, jeszcze ten mężczyzna. Nie widziałam go nawet na oczy, a ty mówisz o życiu u jego boku. Jak mogę mieć pewność, że nic ci nie zrobi? - po tych wszystkich gorzkich słowach dziewczyna wreszcie zdecydowała się na ukazanie swojego najprawdziwszego poglądu na sprawę. Bez wyolbrzymiania, kierowała się tylko szczerą troską. -To chyba nie jest dobre miejsce na takie rozmowy. - mruknęła, widząc zbierający się tłumek - Jeśli chcesz, chodź za mną. - wstała i ruszyła przed siebie, z pewnym zadowoleniem słysząc, że Antośka podąża tuż za nią.
Zaciągała się papierosem raz, po raz, obserwują przy tym owego chłopaka. W jej całym dziwacznym życiu, jeszcze takiej sytuacji nie miała. Przyglądała się jak malował, nieustannie nasuwał się jej widok nauczyciela od rysunku. Właściwie to niebezpiecznie kojarzył się jej z nim. Lekcje malarstwa, które odbywała pod jego okiem z czasem stawały się okazją do pogłębiania fascynacji mężczyzną, a nie tyle, do nauki. Choć oczywiście przykładała się. I to jak! W całym swoim życiu tak sumiennie nie odrabiała zadań domowych. Uśmiechnęła się tylko lekko, tak trochę niepewnie, jednakże stała dalej. Stała i pozwalała się malować. Choć może powinna uciec? Kto wie. - Nie przejmuj się, inaczej pewnie byś mnie tu nie zatrzymał - powiedziała zupełnie szczerze i właściwie dość pewna tego. Bo czy jeśli po dobroci zaproponowałby jej to, zgodziłaby się? Możliwe, ale istniały na to o wiele mniejsze szanse. Wówczas właśnie na dziedzińcu pojawił się jakiś chłopak, niczym z dziczy wypuszczony, aż zakaszlnęła dymem, który chyba zbyt gwałtownie wciągnęła do płuc. - Ej, siemano Ridley! Strasznie chętnie bym Cię oprowadziła, ale takie fajne dupy z twarzy jak ja, mają ciekawsze zajęcia! - Odpowiedziała w stronę chłopaka z dziczy, po czym strzepnęła popiół na posadzkę. Cholera, aż strach pomyśleć, jaka mogła być reszta przyjezdnych! Choć z drugiej strony... Ponownie skierowała wzrok na Francuza, zastanawiając się, ile już ma narysowane.
- Panienko, helloł, dziwna jesteś. Nie ma tu normalnych dziewczyn, a nie zakompleksionych takich trochę? Ma ktoś skręta? I czy jest tutaj gdzieś mugolski McDonald`s? Chyba pomyliłem szkoły... Wzburzony i zdziwiony reakcją blondynki postanowił usiąść na trawie. Ale zaraz wstał obawiając się, że upierdzieli swoje nowe dresy. -Blondi, choć odprowadzisz mnie, może się między nami zdarzy coś fajnego? W ogóle to Ci taki komplement pierdo... Sorry... powiem: Na dole fiołki, na górze róże, a Ty dziś dla mnie zatańczysz na rurze. Hehehe. Nie daj się prosić! - z proszącą miną zwrócił się do nieznajomej blond-piękności.
Uśmiechnął się nieznacznie. Albo wcale się nie uśmiechnął, tylko skrzywił usta w grymasie uśmiechopodobnym. Ale nie. Jednak się uśmiechnął. Nie. Z pewnością nie należała do wstydliwych, to dobrze. Inaczej by się spłoniła, spłoszyła, a to raczej należało do tych niechcianych konsekwencji komplementów w przypadku wiernego odwzorowywania czyjejś postaci. Można by nawet rzec, że była lekko bezczelna, ale szczera i dość sympatyczna. Bezpretensjonalna. To dość niespotykane, jak na wile. Półwile. Nieważne. Chyba, że się mylił, ale to też nie miało większego znaczenia, na szkicu wyglądała zjawiskowo i to czyniło ją personą interesującą. Wtem.. Cóż. Sposób, w jaki to mało zachwycające studium ludzkiej muskulatury przerwało mu szkicowanie średnio mu zaimponował, podobnie jak jej obecnej modelce, co utwierdziło go w przekonaniu, że nie będzie ubolewać nad tymczasowym wyłączeniem go z użytku. W swoim magicznym, kieszonkowym przyborniku znajdującym się gdzieś w wewnętrznej stronie granatowej, luźnej koszuli odnalazł różdżkę. Odłożył na chwilę kartę i wycelował różdżką w chłopaka. Zgrabnie poruszył nadgarstkiem wypowiadając zdecydowanie zaklęcie - hm, Avada Kedavra? -Petrificus Totalus.- Nie. Jednak nie. Spojrzał tylko na efekt, który wywołał, a następnie na szkic. -Jeszcze tylko chwila. - zapowiedział. A może poprosił? Jego głos miał ton nieodgadniony. Faktycznie, nie szkicował później zbyt długo. W sumie niepokoił ją przez jakieś dwadzieścia minut. Ostatecznie wstał i wyprostował się, jednocześnie czyniąc swojej obecnej towarzyszce okazję do zlustrowania jego osoby w całej swojej okazałości. Uśmiechnął się i bez słowa pokazał jej kartę papieru. Jeszcze bez podpisu. Może chciałaby dedykację?
Ridley zastygł w bezruchu, z dość dziwnym uśmieszkiem na twarzy. Znał te uczucie, nieraz z kumplami bawił się różnymi czarami. "Żebym mógł zobaczyć, co to za pedał we mnie wcelował. Rozdziewiczę go dzisiaj w nocy, jak znajdę Steve`a. Marchewką kur*a, marchewką. Robić ze mnie pośmiewisko? Nie warto walczyć z mistrzem, nie warto."
Nieznajomy z dziczy coś tam jeszcze burczał pod nosem, jednakże Francuz postanowił go uciszyć. O Slytherinie, dzięki! Chwilę jeszcze stała, czekając, aż chłopak skończy. W międzyczasie zdążyła wypalić swojego papierosa i wyrzucić go w stronę pobliskich, uschniętych już, krzaków. Wtem blondyn wstał i wręczył jej kartkę papieru. Pierw przyjrzała się bacznie chłopakowi, dopiero po chwili obróciła arkusz i spojrzała na rysunek. Wow! Przesunęła palcami lekko, po rysunku, brudząc się przy tym odrobinę, czarnym węglem. Jednakże ten rysunek, był tak niezwykły. Kimkolwiek był owy Francuz, szybko pojęła, że jeśli jej oczy napotkają na kolejne dzieła jego autorstwa, skończy się to dla niej niefortunnie. Zbyt dobrze zdawała sobie sprawę ze swojej niebywałej słabości do artystów. Szczególnie do tych dobrych. - Jesteś wnikliwy - powiedziała dość niewiele. Oczywiście, mogłaby tu teraz właściwie wyrazić głośno swój zachwyt, ale wówczas nie byłaby już panną Fontaine. - I utalentowany - dodała nadal nie odrywając wzroku od tworu. No dobrze, była pod dużym wrażeniem. Zielone tęczówki skierowała w stronę blondyna, zatrzymując się na nim. - Jak się nazywasz? - Zapytała woląc wiedzieć, kogo twórczość przyszło jej trzymać w ręku. Spojrzała raz jeszcze na dziewczynę z kartki, po czym skierowała wzrok znów ku blondynowi. - Mogę to zatrzymać? - Zapytała przesuwając placem po rogu kartki. Miała nadzieję, że nie będzie się upierać, przy zatrzymaniu rysunku. Koniecznie chciała go mieć.
-Wydaje mi się, że za takie słowa warto podziękować. - dużo rzeczy mu się wydawało. Ale biorąc pod uwagę, że teraz wydawało mu się, iż były to komplementy... -Dziękuję. Nie byłby dobry, gdyby nie zjawiskowa modelka, ale o tym już wspomniałem. - nie uśmiechał się znacznie. Nie uśmiechał się często. Mimo tego - uśmiechał się ładnie, po prostu ładnie. I właśnie się uśmiechnął. Ewidentnie ją komplementował w sposób taki, w jaki robiłby to facet który chciałby ją wyrwać. No dobrze, w miarę subtelny i szanujący kobiety facet, ponieważ ostatnio spetryfikowany przez niego przykład obrazował raczej inny poziom wrażliwości. -Przedstawię się i oczywiście będziesz mogła go zatrzymać, jednakże uprzednio musisz mi zdradzić swoje imię. - inaczej idea wypisania dedykacji padała.
Przechyliła głowę, słuchając jego słów. Komplementował ją, co było niebywale miłe, choć nie była wielbicielką tak bezpośrednich słów. Po prostu. Chyba za długo przebywała w towarzystwie ślizgonów, którym komplementy ciężko przechodzą przez gardło. Jak choćby pannie Fontaine. - Jesteś interesującą osobą. - Powiedziała zupełnie nagle i jakoś nie przywiązując wagi do jego poprzednich słów. Właściwie to czuła się, jakby miała przed sobą kogoś bardzo zagadkowego. Jednakże w tym wszystkim chodziło jej o jego osobę, nie o aspekty urody. Po prostu był intrygujący. I jak na kogoś totalnie ciekawskiego przystało, Effie miała ochotę coś w nim rozwikłać. Po prostu, chyba poznać. - Effie Fontaine - Powiedziała kiedy wspomniał o imieniu, właściwie nie wiedziała, czemu ma się przestawić pierwsza, ale o dziwo to zrobiła. Nim jednak cokolwiek dodał, zadała pytanie, które szybko przyszło jej na myśl. - W jakim stylu najczęściej malujesz? - Zapytała, gdy na chwilę raz jeszcze spojrzała na rysunek. Choć może dziwne było, że nie dociekała imienia, tylko zeszła na tematy artystyczne. Jednakże strasznie ją zastanawiały właśnie sprawy malarskie.
Ah. Teraz to dopiero przypomniała się mu jej opinia o jego przenikliwości, gdyż zrobił z niej użytek. Patrzył na nią w ten sposób, że jego spojrzenie nie było nachalne, dość łagodne, choć jednak dalekie od obojętnego. No, może trochę nachalne. Dlaczego to też przyszło jej do głowy, co kazało jej tak myśleć? Próbował zrozumieć to w jakiś logiczny sposób i nic z tego nie wyszło. -To chyba jeden z najciekawszych komplementów, jakie chciałbym usłyszeć. - przyznał, nie cofając spojrzenia. Ach. Effie Fontaine. Effie Fontanna. Effie. Ef. Effie. Czy też inspirując się frankofonią - Efii. Gdyby wrzucić to "l" i ledwo jeden akcent, jej imię znaczyłoby tyle co "effilé" - wysmukły. Wysmukły. Powłóczysty. Właśnie. Czy mógł o niej myśleć jako o efemerycznej? Ach, ogarnijże się, miałeś coś zrobić. -Mogę? - spytał, lecz nie oczekiwał odpowiedzi. Ostrożnie wysunął swoją pracę z jej rąk i podparł ją o szkicownik, ponownie wyciągając kawałek węgla. Szybko uwinął się z naskrobaniem dedykacji: "Pour Effie Fontaine, celle qui m'a émerveillé. Raphaël Manoux". Na jej pytanie uśmiechnął się dziwnie. Jakby miał zaraz powiedzieć coś co go zarówno bawiło jak i irytowało czy też zadziwiało. -Ludzi wykorzystujących wyobraźnię nazywa się dziś surrealistami. Jestem więc surrealistą. - mówił w taki sposób, jakby wręcz nie zgadzał się z tym podziałem. -Interesujesz się sztuką. - odgadł. Niech powie "tak". Miał wrażenie, że jeśli tak powie, to sprawi mu oczywistą przyjemność. A podstawę do wyrażenia o niej takiej opinii dało mu same zainteresowanie stylem, za jakim przepadał czy też w jakim tworzył. Większość ludzi raczej po otrzymaniu szkicu/malunku/obrazu mówi "Ale ładne! Ja bym tak nie potrafił(a)!" Co jest.. Przewidywalne.
Chyba troszkę ją zamraczał tym lekko nachalnym spojrzeniem. Była w tym pewna silna bezpośredniość i nietypowość. Choć z jednej strony postanowiła, że ucieknie i będzie jak ognia unikać owego hipnotyzującego Francuza, tak z drugiej, wcale nie chciała się ruszać. Kiedy zapytał czy może, tylko pokiwała głową. Surrealizm. Aż uśmiech przebiegł jej po ustach. Właściwie to takiej odpowiedzi oczekiwała. Ta rozmowa była niebezpieczna, na prawdę. - Tak. Maluje, ale moje twory można zakreślić do przedziału abstrakcjonizmu - takowy styl preferowała dla siebie. Miało to silny związek z oderwaniem, które dla niej stanowiło malowanie, a i z pewną spontanicznością. Nie lubiła zamykać się w konkretnych kształtach, a malowanie rzeczy realnych, wierne ich odwzorowywanie nie sprawiało jej przyjemności. Na płótnie chciała czegoś innego, niż to co w koło. Chyba dlatego też, tak bardzo lubiła surrealizm. Zabrała od niego kartkę, na której teraz była dedykacja i delikatnie się do niego uśmiechnęła. - Dziękuję, Raphaelu i właściwie będę mieć nadzieje, że kiedyś natrafi mi się okazja, do zobaczenia tego surrealizmu - powiedziała, właściwie rzeczywiście będąc ciekawą jak maluje, z resztą była dziwnie spokojna, że bardzo dobrze. Choć jakiś głos w głowie, aż jej krzyczał, żeby się ogarnęła i lepiej zachwycała się tylko obrazami odległych artystów.
-Panienka. – poprawiła wesoło. Przynajmniej on zwracał na to uwagę, wielu raczej nie dbało o poprawną formę grzecznościową, co ją irytowało. Teoretycznie była dość stara jak na panienkę, przynajmniej w oczach jej archaicznej rodziny NO ALE średnio ją to zajmowało. -Tak? Hej, wydaje mi się, że Ciebie raczej kojarzę ze studiów. – zauważyła roztropnie. Może miał coś innego do załatwienia po drodze. Cokolwiek to miało być. Był bardzo miły i uprzejmy, aż raźniej robiło się w towarzystwie takich gentlemanów. -Zróbmy tak, ja mimo wszystko poniosę swoje książki a Ty dotrzymasz mi towarzystwa. – zaproponowała, nie zdając sobie sprawy z tego jak bardzo zajmował go każdy jej ruch.
Effie właśnie udzieliła odpowiedzi za miliard punktów. Sam fakt przyznania się przez nią do tworzenia dzieł abstrakcyjnych skutecznie zachęcił go do tego, by je obejrzeć. Na ustach Effie uśmiech wprost wykwitł, na jego - jedynie wstąpił. Cóż, nie był urokliwą kobietą i jakoś się z tym pogodził już jakieś dziewiętnaście lat temu. Z pewnością uznałby jej teorię sztuki za ciekawą. Tworzyć coś zupełnie nowego i niepowtarzalnego. Jednakże, jakkolwiek nie było to pociągające i choć on postępował właściwie tak samo, lecz w formie "parafrazowania" tego co widzi, dodawania czegoś od siebie czy też tworzenia zaskakujących połączeń z tego co dostrzegał.. Cóż, czegokolwiek nie preferował w tworzeniu - mimo wszystko był zdania, że pewne rzeczy były warte uwiecznienia. Jak choćby jej uroda. Na jej uwagę jego uśmiech nieznacznie się poszerzył. Podobał mu się sposób, w jaki wymawiała jego imię. -Większość prac trzymam w swojej pracowni w Paryżu, ale przywiozłem coś ze sobą. - przyznał. Zresztą, zamierzał sobie coś prowizorycznie urządzić w tej swojej sypialni, do której jakoś ostatnio nie może dostrzec. -Będziemy mogli udać się i je zobaczyć, jeśli będziesz miała czas i ochotę. A tak przy okazji, bądź świadomą tego, że ja również jestem ciekawy Twoich dzieł. - zwłaszcza, że on nie widział żadnej próbki jej talentu. Ta dziewczyna oczarowywała go w przedziwny sposób, czymś głębszym niż samo piękno jej ciała, którego przecież nie można było jej odmówić. Nie wiedział nawet, czy oczarowanie jest dobrym słowem, zauroczenie było zgoła złym... Dlatego po prostu postanowił zatrzymać się na etapie zapoznawania się z bezimiennymi emocjami, które w nim wywoływała.
Zapewne zgodziłaby się, że niektóre rzeczy, owszem, są warte uwiecznienia. Sama kiedyś przecież rysowała to co widziała, aby mieć to przy sobie na dłużej. Oczami wyobraźni już zobaczyła brudną od farby pracowanie, wypełnioną wszelakimi obrazami. W Dorset jej własny pokój odcinał się grubą linią od pozostałych pomieszczeń, właśnie ze względu na jego artystyczne zagospodarowanie. Właściwie to panował tam całkiem niezły chaos. Oczywiście tylko kiedy tam mieszkała. W innych częściach roku, jej matka dbała o to, aby było tam wedle niej samej. - Patrząc na ten rysunek, obrazy zapowiadają się bardzo obiecująco. Przywiozłeś ze sobą, ale chyba zamierzasz i tu malować? - Zapytała przyglądając mu się uważnie. Właściwie to ciekawość powoli ją zżerała. Po pierwsze Eff była osobą bardzo ciekawską, po drugie miała przeczucie, że może się po nim spodziewać prawdziwie interesujących malunków. Taka tam, intuicja. Właściwie nikomu ze szkoły nie pokazywała swoich tworów, druga sprawa, to to, że mało kto wiedział, iż panna Fontaine w ogóle malowała. Szczególnie, iż w zamku jakoś się tym wielce nie zajmowała. - Kiedy już zobaczę Twoje, to przemyślę, czy chce zaspokoić Twoją ciekawość - odparła figlarnie. Aczkolwiek rzeczywiście, postanowiła, że póki co zastanowi się z tym pokazywaniem swoich własnych malunków. Mówiąc to, niechętnie odwracała od niego wzrok, chyba było coś w nim magnetycznego. Aczkolwiek błądziła spojrzeniem to od rysunku, to do jego autora.
Zdumiał się w sobie niejako, gdy zorientował się iż nie jest w stanie sobie samemu logicznie przybliżyć powodu, dla którego niektóre swoje prace zabrał ze sobą. Z pewnością nie spodziewał się robienia żadnych, pieprzonych prywatnych wernisaży, średnio przepadał za dzieleniem się swoją twórczością z innymi. Zabrał je tutaj, być może narażając je na zniszczenie, podczas podróży lub pobytu tutaj, bo mógł się spodziewać tego, że spotka tu różnych popieprzeńców, którzy w ten bolesny sposób chcieliby mu okazać większy lub mniejszy brak sympatii. To chyba byłaby jedyna droga wzbudzenia w nim jakichkolwiek uczuć, bo sam brak przyjaznych uczuć, które byłyby skierowane w jego stronę miał totalnie GDZIEŚ. Los jego prac był mu znacznie droższy. Może to na moment krytyczny. Wsparcie w poszukiwaniu inspiracji? Nie wiedział. -Taak, zamierzam sobie tutaj coś urządzić. - przyznał. Nie wiedział jeszcze gdzie, ale na pewno to zrobi, nieważne, w schowku na miotły, w opuszczonej łazience czy własnej sypialni. Zrobi sobie pracownię, i uczyni ją niedostępną. Idealny, wprost szatański plan! Życie wprawdzie weryfikowało plany, jednak nie zamierzał dopuścić do nadmiernej ich modyfikacji. Uśmiechnął się doń enigmatycznie, przebiegła istotka! -Nie pozostawiasz mi więc dużego wyboru i zmuszasz mnie do tego, bym pokazał Ci je jak najszybciej. - zauważył.
Kiedy wspomniał o miejscu do malowania, od razu na myśl przyszła jej jedna z klas... Zaraz, zaraz gdzie to dokładnie było? - Na szóstym piętrze, jest klasa artystyczna, całkiem nieźle nadaje się na miejsce do malowania - powiedziała przypominając sobie jej położenie. - Poza tym w Hogwarcie nie można narzekać na brak opuszczonych klas czy wszelakich pomieszczeń - Dodała jeszcze i zaraz spojrzała na swój wąski, czarny zegarek na ręce. Dostrzegła tym samym, że zbliża się pora w której powinna spotkać się z Alexis. Nie pozostawało jej nic innego, jak w końcu udać się do Salonu Wspólnego. Nachyliła w stronę Francuza i dała mu krótkiego buziaka w policzek, w podzięce za dzieło, które jej dał. - Muszę już lecieć i bardzo dziękuję za rysunek - powiedziała zaraz obracając w dłoniach arkusz ze swoją podobizną. Nie miała już za wiele czasu, więc nie zamierzała przedłużać specjalnie. Właściwie powinna się już zastanowić co do tego przyjęcia, które przyjaciółka chciała zrobić. - Wyślę do Ciebie sowę w najbliższym czasie, a wówczas mam nadzieję, że pokażesz mi resztę obrazów - powiedziała do blondyna, uśmiechnęła się jeszcze lekko i zaraz obróciła. Lekkim krokiem skierowała się wprost ku wejściu do szkoły. Chwilę później na dziedzińcu pozostał po niej już tylko zapach jej perfum.
Po wyjściu ze skrzydła szpitalnego Ridley postanowił poszukać dziedzińca wieży z zegarem. Zajęło mu to dużo czasu - było już późno, a on Hogwartu prawie że nie znał. Usiadł w zacisznym miejscu i postanowił poczekać trochę na Scar, może przyjdzie? A jak nie, to ma chociaż możliwość w spokoju przemyśleć wszystkie wydarzenia dnia. Ciekawe, czy Steve zaliczył już tą piękną Rosjankę? Należało mu się to, w końcu postąpił naprawdę po przyjacielsku, rozpierniczając twarzyczkę Kory. Ridley nie miał co prawda do Rosjanina żalu za to, co zrobił, ale uważał że ów stanowczo przesadził. W końcu Ridley był po prostu szczery, jak to kumpel z kumplem.
Otworzyła oczy i zaczęła błądzić wzrokiem po dziedzińcu. Zauważyła młodego mężczyznę, pewnie był studentem. Chodziła do tej szkoły ale nie wszystkich znała, może to i dobrze. Clau oparła się plecami o jakiś zimny mur i oblizała wysuszone usta przez wiatr. Było tu tak spokojnie...aż za bardzo. Dziewczyna jednak wolała tu zostać niż iść do zatłoczonej wielkiej sali, które czasami przypominało jej zoo. Ślizgonka nigdy nie była jakąś szkolną naiwną gwiazdką. Czego to ludzie nie zrobią dla sławy...ach.
No cóż, Scar nie przychodziła, a od zbyt długiego myślenia zawsze boli głowa. A niby mówią, że pustka nie boli. Czyżby Ridley nie był wystarczająco przekonujący dla Scar? Nie, przecież Ridley był idealny... Pewnie ta smarkula zamieniła Scar w rurę wodociągową, czy coś. Dobra, trzeba było się stąd zwijać. Gdy opuszczał umówione miejsce zauważył ładną rudą nastolatkę o powalającej figurze. Może była trochę za młoda... Ale cóż, skoro już tyle czasu Ridley zmarnował, to nie szkodziło się odezwać do nowego obiektu. - Cześć. Zgubiłaś się czy szukasz miejsca odosobnienia? Jeśli to drugie to według mnie najlepsze to łazienka. Ach, Ridley. Mistrz podrywu
- Raczej unikam tłoków. - Powiedziała i podniosła głowę aby przyjrzeć się bliżej młodemu mężczyźnie. Stwierdziła, że był przystojny. Kąciki ust dziewczyny uniosły się lekko w górę i utworzyły ładny uśmiech. - Clau Persson - Przedstawiła się po krótkiej chwili i podała rękę chłopakowi. Wzrokiem zaczęła błądzić po jego ciele ale zaraz się opanowała.
- Miło mi, nazywam się Ridley Wood i jestem studentem z Salem. Wszystkie dziewczyny w Hogwarcie są takie ładne jak Ty?
Ridleyowi rudowłosa piękność się bardzo spodobała. Jak to każda piękność. Szkoda, że nie wyglądała na zbyt doświadczoną. Ale zawsze można te doświadczenie kiedyś nabyć...
- Nie wszystkie, większość to tandetne pasztety. - Wzruszyła ramionami i przygryzła bladoróżową wargę. Odezwał się w niej ślizgoński charakterek, który doprowadził do wielu kłótni między Clau a innymi uczniami. - Mnie jest również miło - mruknęła.
- Co tutaj robisz Clau? Jest świetna impreza w Skrzydle Studenckim... A tutaj tylko ja. Wiem, że jestem świetnym kompanem rozmowy, ale przecież tam jest wódka, hehe.
Ridley już prawie wytrzeźwiał, znów pojawiła się ochota na wódkę. Można by także pójść spać, ale najpierw trzeba kogoś do łóżeczka znaleźć. Na imprezce się nie udało, Scar była blisko, ale coś jej wypadło. Hmmm, chyba trzeba się bardziej postarać.
Ciekawe jak tam Steve. Ciekawe, czy już szuka nowej. Ach, ta ruska dziewoja... po nocach się śnić będzie.
- Jeśli jest impreza w skrzydle studenckim to dlaczego tutaj siedzisz? Alkohol...to jest dobry argument. - Powiedziała spokojnie i położyła dłonie na swoich biodrach. Clau łatwo popadała w nałogi. Uwielbiała czasami się uchlać i mieć zgona. Oczywiście potem tego wszystkiego żałowała.
- Pierwszy się o to zapytałem. No ale cóż, jeśli chcesz usłyszeć moją opowieść - proszę bardzo. Byłem na tej imprezce, było bardzo miło, do momentu, gdy pewien kolega ściągnął mnie zaklęciem ze stołu na ziemię. Potem ja dostałem w mordę, inny kolega dostał w mordę, wylądowałem u pielęgniarki. Ot, zwykła zabawa, jak co dzień. Przyszedłem tutaj, aby trochę ochłonąć.
Ridley nie wspominał o tym, że pojawił się tutaj, bo czekał na piękną pielęgniareczkę. Nie chciał stracić kolejnej możliwości szybkiego podrywu. Dziewczyna, mimo że nie była zbyt rozmowna to mogła być udanym zakończeniem bardzo ciekawego wieczoru. Zmęczony Ridley usiadł i czekał na spowiedź młodej sarenki z Hogwartu.
- Co ja tutaj robię? Może czekałam na CIebie? - Powiedziała zanim ugryzła się w język. Clau powoli zaczynała się rozkręcać. Przejechała językiem po bladoróżowych ustach i spojrzała na chłopaka. Miała nadzieję, że chłopak nie jest jakimś gejem szukającym przyjaciółki, która będzie pomagała mu wybierać krawat. Zmarnowałby się.