Dziedziniec wieży z zegarem wydaje się być jednym z najstarszych miejsc w zamku. Łączy most wiszący z resztą budowli, a również wysoką wieżą zegarową. Na prawie samym szczycie znajduje się ogromny, przeszklony zegar. Można się do niego dostać pokonując wąskimi, drewnianymi schodkami pięć piętr. W środku znajdują się różne mechanizmy a także dzwony; niektóre ogromne, miedziane inne zaś złote. Na środku dziedzińca wybudowana natomiast została niewielka fontanna z czterema gobelinami.
UWAGA! W tej lokacji na okres październik/listopad musisz rzucić kostką kiedy tu jesteś, ze względu na wykonane tu zadanie na kółka przez Fillina Ó Cealláchaina.
Zmiana wyglądu lokacji: Z goblinów nie leci woda, a z jednego krew (albo coś co ją przypomina), drugiego mleko, trzeciego atrament, czwartego sok dyniowy. Wszystko to wlatuje do fontanny.
Rzuć kostką k6 na efekt:
1 - Próbujesz przysiąść gdzieś sobie a tutaj okazuje się, że rzucone tu było zaklęcie Spinale. Ha, ha bardzo zabawne, teraz jesteś cały w drobnych ranach na Twoich Twoich pośladkach. Dodatkowo rzuć kostką. Parzysta - podarło Ci również dużą część ubrania, Nieparzysta - nie szarpnąłeś ubrań aż tak, więc nic ci nie podarło, a jedynie lekko zraniło. 2 - Chcesz oprzeć się o kolumnę obok której stoisz... A jej nie ma tak naprawdę. Przenikasz przez coś co tak naprawdę nie istnieje i wpadasz do fontanny. Cały lub połowicznie, jak wolisz. W każdym razie ociekasz mieszanką czterech cieczy wylatujących z fontanny. Apetycznie! 3 - Nie masz pojęcia, że fontanna została odrobinę przerobiona i Kiedy chcesz usiąść na niej tak jak często robią tu uczniowie, okazuje się, że została ona lekko transmutowana i tam gdzie siadasz, wcale nie ma kamienia... Wpadasz całkowicie do fontanny. No pięknie. 4,5,6 - Nie musisz nic robić, a fontanna i tak Cię dopadnie! Co jakiś czas gobliny obracają się i robią niewielki raban na dziedzińcu. Niektóre z nich buchają swoimi cieczami gdzie popadnie, od czasu do czasu ubrudzając uczniów. Kiedy ty wchodzisz na dziedziniec, właśnie jest jeden z tych momentów. Możesz spróbować uciec przed cieczą jeśli chcesz. Rzuć kostką k6 by sprawdzić czym zostałeś oblany. 1 - mleko, 2 - krew, 3 - atrament, 4 - sok dyniowy, 5 i 6 - wybierasz sam. Dodatkowo możesz, aczkolwiek nie musisz, rzucić na unik. Rzucasz literką. Samogłoska - udaje Ci się uniknąć goblina Spółgłoska - niestety i tak zostajesz zachlapany
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob 6 Wrz 2014 - 18:16, w całości zmieniany 3 razy
Kiedy wspomniała że śpiewa zwyczajnie pokręciłem głową i zacząłem swój wywód, a dokładnie przedstawianie swoich racji. Bo w tym przypadku miałem rację! - Choć jestem w połowie francuzem, to nie jestem zbyt muzykalny. Nie gram na żadnym instrumencie, a tym bardziej nie śpiewam, ewentualnie nucę...fałszując. Ale lubię muzykę, często jej słucham i uważam że w pewnym stopniu znam się na niej....i moim zdaniem śpiewasz naprawdę dobrze. A to wyszło wspaniale z wielu powodów. Dlatego że się tego nie spodziewałem, więc wzięłaś mnie z zaskoczenia, na dodatek piękna piosenka lubię tego typu utwory. - rozgadałem się trochę, ale miałem przecież o czym...ucieszyło mnie kiedy zobaczyłem że Ann podobał się ten mały pokaz. Zanim jeszcze pochłonąłem pierwsze ciastko powiedziałem. - Dzięki, ale są lepsi. Ja to traktuję jako hobby...choć nie ukrywam że pasjonuje mnie to. - po tym zdaniu wchłonąłem ciastko i musiałem przyznać że było pyszne, dlatego po chwili trzymałem kolejne. Kiedy usłyszałem jak nazywała ją mama, lekko przekląłem w duchu, no teraz to na pewno będę musiał coś wymyślić! - Powiedz jakie słowa kojarzą ci się z czymś miłym, lub czymś co lubisz. Mogłabyś? - choć mówiła i to całkiem sporo, to nadal była dla mnie zagadką i to mi się podobało. Nadal nie wiedziałem co mam myśleć i to nieodparte pragnienie....czemu nie mogę zapomnieć smaku jej ust?....chyba trochę się zamyśliłem. Postarałem się skupić na gryfonce.
-Nie wiem... Śpiewam tylko te, które potrafię zaśpiewać. Powiedziała zgodnie z prawdą. Śpiewała takie piosenki jak tamta. Było jeszcze parę piosenek prócz tej, ale bynajmniej tu nie zaśpiewa ich. -Rozumiem. Dodała, gdy twierdził, że są lepsi od niego. Dla niej nie było lepszych od niego, bo ich nie znała. -Nie znam się na tym, ale myślę, że jesteś w tym dobry. Wzruszyła ramionami. Trochę się zdziwiła, gdy poprosił ją o słowa, które się kojarzą jej z czymś miłym. Ciekawe po co mu to. -Słowa? Hmm... Elf, Norka Amerykańska, Tulipan, Koń, Łuk. Więcej? Podała słowa, które wpadły jej do głowy. Elf, bo chciała być elfem z książki, którą kochała. Norka, bo właśnie taki miała patronus. Tulipan, bo lubiła tulipany jako kwiatki. Koń, bo chciała w niego zamieniać się będąc animagiem. Łuk, bo zawsze chciała strzelać z łuku. Każde słowo było dla niej pod jakimś względem ważne.
No tak śpiewała to co potrafiła, tak samo było ze mną...rysowałem tylko to co potrafiłem lub ktoś inny narysował. Ale w tej kwestii różniłem się od Ann, ona śpiewała od dziecka i jeśli się nie myliłem była to jej pasja, dla mnie rysowanie to tylko etap przygotowawczy, co prawda bardzo przyjemny, ale tylko tyle. I co dość ważne nie zajmuję się tym od dłuższego czasu, więc zdecydowanie nie jestem wyrobiony. Kiedy wspomniała że się nie zna i tego typu sprawy, postanowiłem odpowiedzieć. - Masz rację jestem w tym dobry, ale dlatego że poświęciłem temu lata i kocham to robić, podobnie jest z twoim śpiewem. Nie ma możliwości byś nie była w tym dobra jeśli śpiewasz od tak dawna...- po tych słowach ucichłem trochę i zacząłem z wolna podgryzać ciastko, zadałem dość nurtujące mnie pytanie by sobie trochę pomóc. Naprawdę nie wiedziałem jak nazwać gryfonkę..dlatego poprosiłem o słowa które jej się dobrze kojarzyły. Wsłuchałem się w nie i zacząłem rozmyślać, co zdecydowanie trochę musiało potrwać. Bawiłem się słowami ich znaczeniem, nigdy to nie było zbyt skomplikowane, ale przecież musiało jakoś brzmieć! Więc dopiero po ponad minucie odezwałem się choć trochę nieobecnym głosem. - Aden...Adette...hmm...Vis...Visette...Arche....Archette, nie...to ostatnie raczej nie. - pokręciłem głową i spojrzałem na dziewczynę – Któreś z nich podoba się? - na mojej twarzy pojawił się tajemniczy uśmiech. Nie sądzę by się domyślała co mam na myśli, ciekaw jak to przyjmie. Każda z tych ksywek coś oznaczała, może dość pokrętnie, ale jednak. Pierwsze chodziło mi już wcześniej po głowie, na dwa następne wpadłem po usłyszeniu odpowiedzi Ann.
Co ma ilość, śruba i arka do Ann? Szczerze mówiąc nie wiem. Ann oczywiście nie rozumiała znaczenia słów, ale szczerze mówiąc w ogóle nie wiedziała o co chłopakowi chodzi. -A o co chodzi? Zapytała. Jakoś te słowa jej się nie podobały. W ogóle francuski jej się wydawał za trudny i dlatego uczyła się hiszpańskiego. Piękny język... Postanowiła zjeść jeszcze parę ciastek. Najwyżej pójdzie jej w pośladki i tyle. Za bardzo lubiła te ciastka, by tak po prostu sobie je odpuścić. Po chwili zobaczyła cytrynę. Kto wrzucił cytrynę tutaj? Nikt normalny, by tego nie zrobił prócz Ann. Ann wrzuciłaby i cytrynę na piknik, albo na podwieczorek. Znalazła nożyk i zaczęła obierać cytrynę. Uwielbiała tą kwaskowość cytryny, a w dodatku miała sporo witaminy C. Jej mama zawsze mówiła, że witamina C jest najważniejsza, by się nie przeziębić. Odkroiła sobie kawałek i włożyła do ust. Przeżuwała kwaśny owoc. Dawno nie jadła toteż trochę było za kwaśne dla niej, ale nie było widać po niej, że coś jest nie tak. Po prostu troszkę oczy się zaszkliły i tyle.
W głosie dziewczyny mogłem wyczuć pewną podejrzliwość, no tak to zdecydowanie musiało dziwnie wyglądać. Najpierw to moje pytanie, a następnie słowa które dla nikogo innego prócz mnie nie miały żadnego znaczenia. No trzeba będzie to wytłumaczyć. - Kiedy spotykam kogoś interesującego i zakładam że jednak to nie jest jednorazowe spotkanie staram się wymyślić ksywkę dla tej osoby. Nie zwracam się do takich osób po imieniu lub nazwisku, bo dla mnie mają inne takie które zazwyczaj coś oznaczają lub z czymś mi się kojarzą. Często bawię się słowami francuskimi ale nie zawsze na przykład Aden nie pochodzi z tego języka. - byłem ciekawy jak zareaguje na to gryfonka. Niektórzy uważali to za głupotę lub dziecinną zabawę, ale ja nie mogłem inaczej...ktoś kto jest interesujący jest wyjątkowy dla mnie i ksywki zdecydowanie o tym świadczą. - A że uważam cie za bardzo interesującą dziewczynę to właśnie się głowię nad ksywką i mam nie łatwy orzech do zgryzienia, dlatego zadałem tamto pytanie. - Fajnie wyglądała kiedy obierała cytryną i ją pałaszowała, te lekkie zaszklenie się oczu było sło...dkie? Nie to raczej nie to słowo miałem na myśli. Zdecydowanie potrząsłem głową by dziwne myśli zniknęły.
-Ja? Interesująca? Od kiedy? Zapytała i zaczerwieniła się. Przecież ona była szarą myszką, którą nikt się nie interesował. Prawie nikt, bo chociaż przyjaciele się interesowali. A nie... Ostatnio coś się nie interesowali, a to bardzo smuciło Ann. Będzie musiała ich opieprzyć za unikanie jej osoby, bo przecież ona potrzebuje ich jak tlenu. -Nie znam francuskiego. Znam angielski i duński, a hiszpańskiego dopiero się uczę. Powiedziała troszkę nieśmiało. Nadawanie ksywek nie było dziecinne. To był sposób na okazanie uczuć względem drugiej osoby. Skoro ktoś komuś nadaje ksywkę to musi naprawdę tą osobę lubić. Zaraz... On lubi Ann? Bidulka jeszcze bardziej czerwona się zrobiła, gdy doszła do tego wniosku. W sumie skoro ją pocałował i wciąż tu siedzi to chyba tak. Na myśl o tamtym pocałunku gorąco jej się zrobiło.
Uśmiechnąłem się na samą reakcję gryfonki kiedy zaczęła zadawać pytania i w pewnym sensie negować to co powiedziałem przed chwilą. Naprawdę przypominała szarą myszkę, cicha, skromna, raczej nie rzucająca się w oczy pomimo wyglądu, ale zdecydowanie pod tą powłoką kryło się coś jeszcze. Nie widziałem co to jest, ale korciło mnie dowiedzieć się co to takiego. Dlatego w żadnym wypadku nie mogłem powiedzieć że jest nudna lub zwyczajna...czasami coś się przebijało, ale było tak ulotne że nie potrafiłem tego wyłapać. - Oczywiście że jesteś interesująca, no przynajmniej dla mnie nie mogę przecież mówić za innych. - byłem lekko rozbawiony tą sytuacją, ale jednocześnie wszystko to co mówiłem było prawdą nie zamierzałem żartować w tej kwestii. - A od kiedy to nie mam pojęcia, w sumie zdaje mi się że odkąd spojrzałem na ciebie...- nie wiedziałem co więcej powiedzieć, jak się tak zastanowić to zazwyczaj nie miałem czegoś takiego że jedno spojrzenie i od razu wiedziałem że dana osoba będzie ciekawą i interesującą. Kiedy wspomniała o językach które zna lub się uczy uznałem że powinienem jeszcze jedną sprawę wytłumaczyć no i zanotowałem w pamięci że interesuje się językiem hiszpańskim. - Nie musisz znać języka francuskiego, ksywki mają specjalne znaczenie zazwyczaj tylko dla mnie. Nie wszystkim tłumaczę co one oznaczają i niekoniecznie znajomość danego języka pozwala odgadnąć ich znaczenie. Ale ważne jest dla mnie to by wydźwięk ksywki podobał się danej osobie. - tak właśnie to wyglądało, oczywiście jeśli ktoś poprosił to tłumaczyłem znaczenie ksywki, ale niektórzy nigdy nie pytali o to. Po chwili kiedy widziałem że dziewczyna się nad czymś zastanawia zauważyłem że spłonęła na twarzy, zaskoczyło mnie to przecież teraz to raczej nic nie zrobiłem...no zdecydowanie nic. Lekko przekrzywiłem głowę i postanowiłem się zapytać o co chodzi. - Coś się stało? - nie wypowiedziałem tych słów głośno, raczej cicho i z pewnym wyczuciem. Byłem ciekawy, a jednocześnie trochę zaniepokojony....tylko trudno było mi sprecyzować czym.
-Nie... Nic... Odpowiedziała szybko. Zaraz chyba nawieje sama, bo chodziły jej różne rzeczy po głowie i coraz to dziwniejsze. O nie! Ona nie będzie taka jak Cornelia, że nie będzie mogła opanować tego co jej się do tyłka przykleiło. W życiu! Zbereźnych myśli też nie będzie miała. No może trochę... ale nie będzie ich wprowadzała w życie! Nie, nie i nie. -Nie przywykłam do tego, by ktoś interesował się moją osobą tak bardzo. Powiedziała po dłuższej chwili ciszy. Zdążyła już ochłonąć i opieprzyć siebie w myślach. Chyba powinno pomóc na jakiś czas. Na jakiś krótki czas. Autorka najchętniej, by sprawiła, że Ann się rzuci na chłopaka z pocałunkami, ale po pierwsze ona wciąż kochała Luke'a, a po drugie była zbyt nieśmiała, by się tak po prostu rzucać na nowo poznanego. Nie dogodzisz...
Kiedy szybko odpowiedziała że nic jej nie dolega, uznałem że nie powinienem naciskać to na pewno była jej prywatna sprawa, a ja przecież byłem całkiem obcym chłopakiem. Raczej nic nas nie łączyło...choć to słowo „raczej” było całkiem kluczowe według mnie. Nie przywykła do takiej uwagi? Jesteśmy tutaj we dwoje, więc trudno bym poświęcał uwagę komuś innemu, poza tym chyba nie poświęcam tej dziewczynie większej uwa....no dobra tu już chyba samego siebie próbuję okłamać. Przez głowę przeleciały mi obrazy pocałunków które przecież nie tak dawno miały miejsce...a wraz z nimi pojawiło się dziwne uczucie całkiem przyjemne, ale niebezpiecznie związane z gryfonką która siedziała koło mnie. Wstałem może trochę szybciej niż zamierzałem i robiąc kilka kroków w przód odwróciłem się do Ann. - Przeszkadza ci to? - zadałem tajemniczo pytanie by dość szybko dodać kolejne słowa, choć dałem wyraźnie do zrozumienia że chciałbym na to pytanie jeszcze usłyszeć odpowiedź. - Więc żadna z tych co wymieniłem nie podobała ci się? - byłem ciekawy na które z pytań odpowie pierwsze i czy odpowie na oba. A odpowiedzi bardzo, ale to bardzo mnie interesowały...choć starałem się to ukryć to nie byłem tego dokonać w pełni.
Trochę się przestraszyła jak energicznie wstał i odszedł kilka kroków. Obraziła go? A może jest tym typem faceta co to nie lubi jak coś nie idzie według planu i od razu atakuje, albo odchodzi? Na szczęście odwrócił się i spojrzał na nią. Ona patrzyła cały czas na niego i nawet nie odwróciła wzroku, gdy ich spojrzenia się spotkały. -Nie... Powiedziała. Właściwie poniekąd odpowiedziała na oba pytania, ale z naciskiem na to pierwsze. Bardzo jej się podobało, że ktoś ją zauważył i poświęca swój czas będąc z nią i rozmawiając. Odchrząknęła, bo zaczynała mieć chrypkę. -To znaczy... Po prostu wszyscy nieznajomi i nowo poznani nie marnują czasu na mnie. Góra pięć minut. Może dziesięć... Powiedziała. Ciekawe, czy gdzieś tu są osy. Hmm... Ann z pewnością, by się ich przestraszyła, albo lepiej. Użądliłoby ją to cholerstwo, a ona zaczęłaby się dusić i próbowała sięgnąć po lekarstwo w torbie. Ciekawe co zrobiłby chłopak. No! Na razie nigdzie nie było tego żądlącego czegoś, więc mógł być spokojny. -Co do ksywek to nie wiem. Nie rzuciły mi się w oczy... Odparła szczerze.
Czułem się zdecydowanie swobodniej kiedy tak stałem w jakiejś odległości od Ann, dość dziwnie odczuwałem jej obecność....dziwnie? Powiedzmy że po raz pierwszy odczuwałem coś takiego, nawet nie zamierzałem tego uczucia, stanu nazywać. Ale przynajmniej teraz kiedy była między nami przestrzeń nie zrobię niczego niewłaściwego...przynajmniej taką miałem nadzieję. Kiedy odpowiedziała na moje pierwsze pytanie spoglądała mi w oczy co bardzo mi się podobało...jej oczy...szkoda że tak często uciekała wzrokiem. A i odpowiedź bardzo przypadła mi do gustu, prawdziwa bez większych przemyśleń. - Nie uważam bym tracił tu czas, wręcz przeciwnie...ciesze się że cię poznałem i że właśnie teraz rozmawiamy. To może zabrzmieć dziwnie, ale wyszło to naturalnie tak jak...- urwałem bo to co bym powiedział byłoby przesadą no przynajmniej w moim mniemaniu. Kiedy wspomniała że nowe osoby nie poświęcały jej wiele uwagi i czasu, pewnie mówiła prawdę. Nie łatwo było nawiązać z Ann rozmowę, a spowodować by się uśmiechnęła to już dopiero. Większość osób zapewne dawała sobie spokój, uważali że to za dużo zachodu, a ja myślałem wręcz przeciwnie. Ktoś by powiedział że jest nudna, a ja bym mu odpowiedział że jest interesująca tylko trzeba było ją lepiej poznać. - Niekiedy wymyślenie ksywki trochę trwa i szczerze myślę że tak będzie z twoją. Jak na coś wpadnę to dam ci znać i zobaczymy co z tego wyjdzie...nie zamierzam się poddać dopóki nie wymyślę właściwej. - mówiłem to rozbawiony, szczególnie zdaniem które wypowiedziała „ Nie rzuciły mi się w oczy...”. - Chciałabyś coś o mnie wiedzieć? - po głowie chodziło mi kilka pytań dotyczących gryfonki, ale po pierwsze części z nich nie powinienem zadawać, po drugie może rozluźni się kiedy rozmowa nie będzie dotyczyła dokładnie jej. Choć musiałem przyznać że szło jej naprawdę dobrze.
Ann nieśmiało się uśmiechnęła na słowa chłopaka. Kiedy urwał zdanie Ann zaciekawiło co chciał powiedzieć. -Jak co? Zapytała cicho, ale chłopak dobrze ją słyszał. Nie wydzierała się na cały dziedziniec, tylko cicho powiedziała dwa słowa. -Rozumiem. Nie wiem tylko, czy jeszcze się spotkamy. Powiedziała. Coś za niską miała samoocenę ostatnio. Niegdyś była dumna z tego, że zachowała dawne wartości szkoły, a teraz rozmawiając z chłopakiem... Nie umiała rozmawiać z płcią przeciwną, gdy nie znała delikwenta, a co gorsza gdy delikwent był przystojny. Może zacznie go unikać? Chociaż nieźle jej idzie rozmowa. Już się nie zacina, a tylko się czerwieni niepotrzebnie. Robi postępy w skrócie. -Mówiłeś, że chodziłeś do mugolskiej szkoły w Danii... Dlaczego? Nie ma to jak na sam początek zadać trudne pytanie. Ona nie miała wyczucia. Albo waliła prosto z mostu, albo zadawała niezręczne pytania. Za grosz wyczucia i delikatności w rozmowie, a sama taka delikatna jest. Okaz godny cyrku, bo z zewnątrz co innego niż z wewnątrz. Cóż... Taki miała urok. Jak się komuś spodoba i złamie jej bariery to będzie wierna na wieki wieków pod warunkiem, że i "on" będzie wierny.
Trochę mnie zaskoczyło to pytanie, nie sądziłem że pociągnie ten temat...dobra niech będzie zrobimy jeden kroczek dalej. Uśmiechnąłem się figlarnie i jednocześnie dość niebezpiecznie, ale w moich oczach można było wyczytać powagę, to nie były żarty choć mogły na takie wyglądać. Zrobiłem jeden krok w przód i zapytałem. - Naprawdę chcesz wiedzieć? Następnie podjąłem inny temat by wszystko wróciło do normy. Stawałem się niebezpieczny...nie sądziłem że spotkam tu dziewczynę która sprawi że będę zachowywał się w taki sposób! Więc spokojnie kontynuujmy rozmowę. - Nie martw się na pewno cię znajdę. No chyba że naprawdę tego nie będziesz chciała, znam znaczenie słowa „nie”. - kiedy zadała kolejne pytanie lekko się spiąłem, cóż potrafiła zadawać pytania to musiałem jej przyznać. Lekko westchnąłem i odezwałem się, nie chciałem by poczuła się źle z powodu z byt długiej ciszy. - Sam tego chciałem...- spojrzałem na Ann i zastanowiłem się ile mogłem powiedzieć tej dziewczynie. Czy przedstawić skróconą wersję, czy też powiedzieć wszystko bez ogródek. Myślę że to drugie nie będzie takie złe, gryfonka raczej nie była osobą która plotkowałaby o cudzych sprawach. - Jestem bękartem, moi rodzice nigdy się nie pobrali. Ale jako jedyny męski potomek rodziny de La Valette byłem akceptowany i traktowany jak normalny członek rodu. Mniej więcej rok temu narodził się mój brat, który pochodzi z prawowitego łoża, więc ja stałem się zbyteczny. Wyrzucono mnie i odesłano do mojej matki, dlatego przez ostatni rok uczęszczałem do tamtejszej szkoły dla mugoli. I raczej nie mam tam najlepszej opinii, można powiedzieć że uważano mnie za delikwenta... - starałem się mówić spokojnie i bez większych emocji. Choć udało mi się to niestety można było zauważyć że nadal ta sprawa mnie boli. Kiedy to mówiłem spoglądałem lekko w bok, cóż czasami czułem się z tego powodu gorszy, ale na szczęście nie bywało to często.
Ann obserwowała zachowanie chłopaka. Było coś w nim tajemniczego w tej chwili. Mimo, że był puchonem to wydawał się odstawać od reszty żółtych. Musiało coś się stać w jego życiu skoro był taki, a nie inny. Ann tym razem nie przestraszyła się. Siedziała trochę spięta, ale oczy mówiły, że jest spokojna. Przybrała maskę spokoju, choć twarz może ją w każdej chwili zdradzić i zaczerwienić się. -Nie wiem... Odparła cicho. Sama nie wiedziała, czy chce wiedzieć. Z jednej strony była ciekawska, a z drugiej bała się, że jak się dowie to będzie żałowała tego, że chciała wiedzieć. Nic nie powiedziała, gdy zaczął dalej mówić już spokojniej. Autorce od razu skojarzył się tekst z piosenką w której były słowa "A kiedyś cię znajdę". Sama nie wie czemu. Ann natomiast zauważyła, że chłopak się spiął. Trafiła w czuły punkt. Pogratulować można jej, bo ona zawsze zadaje pytania, których nie powinna. Słuchała tego co miał do powiedzenia chłopak. Miała ochotę wręcz przytulić go. Taki odruch, gdy komuś jest źle, ale umysł powstrzymał ją i przytrzymał na ławce. Obserwowała go. Widziała, że cała sprawa sprawiała ból chłopakowi mimo, że robił dobrą minę do złej gry. Ona tak nie miała. Miała szczęśliwą rodzinę, kochających ją rodziców, wujka i kuzyna. Była pewna, że nie zrobili by czegoś takiego, gdyby ona była niemałżeńskim dzieckiem. Jej rodzice byli zbyt dobrzy. Zresztą rodzina ojca nie miała nic przeciwko mugolom, a ojciec poślubił matkę z miłości, nie z obowiązku. -Nie rozumiem ludzi którzy wyrzucają własne dziecko z błahego powodu. To nie twoja wina. Nie czuj się przez to gorszy od innych, bo nie jesteś... Zachciało się jej psychologi. Jeżeli go właśnie obraziła to na własne życzenie, bo nie pohamowała języka. Mówienie tego co się myśli nie wyjdzie jej na dobre. Kiedyś może obrazić kogoś kto bez mrugnięcia oka ją zabije za zniewagę.
Możliwe że za bardzo naciskałem na Ann, cóż znam ją od naprawdę niedługiego okresu czasu i nie byłem pewien jak zareaguje. Choć słowa były raczej ucieczką to tylko one. Nadal na mnie spoglądała, a na jej twarzy nie wiele można było zauważyć prócz spokoju. Oczywiście dość powierzchownego, ale jednak. Postanowiłem zostawić ten temat na sam koniec i zająć się tym drugim, który choć dość bolesny był dla mnie mniej ważny w tej chwili. - Daj spokój, to było jakiś czas temu i przywykłem do tego...no przynajmniej w jakiś sposób. - dodałem by nie skłamać, gryfonka chciała mnie pocieszyć, ale zabawy w psychologa to nie najlepszy sposób, gdyby to powiedział ktoś inny mógłbym się praktycznie wydrzeć na taką osobę. Ale na tą dziewczynę jakoś nie byłem w stanie, chciała dobrze i byłem tego świadomy, dlatego po chwili dodałem. - ….Dziękuję ..wybacz nadal ta sprawa wprowadza mnie w nie najlepszy humor. - tym razem mój ton był pogodniejszy, przecież nie będę rozpamiętywał tego nie wiadomo jak długo. Poza tym wolę powrócić do poprzedniego tematu. - Nie musisz odpowiadać, ale więcej nie wrócimy do tego tematu, zgoda? - cóż trudno było powiedzieć czy chciałem by odpowiedziała, czy też nadal milczała, lub wspomniała że nie wie. Zdecydowanie to lekkie napięcie które mi właśnie towarzyszyło za chwilę zniknie, ale w jaki sposób to zależało od dziewczyny która siedziała przede mną.
-Przepraszam... Mruknęła trochę zdezorientowana. Wydawało się, że zaraz na nią się wydrze, ale coś go powstrzymywało. Ann nie wiedziała co. U niej z domyśleniem się też jest kiepsko. Jest człowiekiem o ciężkim charakterze i trzeba być naprawdę cierpliwym. -Nie mam wyczucia i często nieświadomie powiem coś co sprawia przykrość... Powiedziała smutno. Żałowała, że nie potrafi wyczuć odpowiedniego momentu. Żałowała, że mówiła szybciej niż myślała. Zrażała do siebie ludzi tym sposobem. Może stąd ta obawa przed nieznajomymi? Już chciała się zbierać, bo czuła, że wkurzyła chłopaka. Nie lubiła tego. Nie lubiła siebie za to. Nie chciała krzywdzić. -Dlatego lepiej jest, gdy nieznajomi nie zwracają na mnie uwagę... Odparła.
I patrzcie wystraszyłem dziewczynę, teraz naprawdę wyglądała jak mała myszka która zaraz zacznie uciekać, cholera ja i te moje nastroje. No nic teraz to już nie cofnę tego co zrobiłem i powiedziałem, więc mogłem tylko przeć do przodu. Ruszyłem zdecydowanym krokiem w jej stronę i uklęknąłem przed nią tak by nie mogła się wydostać, jednocześnie spojrzałem jej w oczy i delikatnie się uśmiechnąłem. Aktualnie nie obchodziło mnie to co czułem, a raczej nie obchodziło mnie kontrolowanie tego! Nie chciałem by od tak te spotkanie się skończyło i to nie w taki sposób. Najdelikatniej jak mogłem przeczesałem włosy i dotknąłem policzka Ann, tego samego co wcześniej i zacząłem mówić, spokojnie choć, pewne dziwne nutki były wyczuwalne. - Nie masz za co przepraszać, to nie ty mnie zdenerwowałaś tylko to co mi się przytrafiło...przecież nie mogę od tego wiecznie uciekać. A teraz odpowiem ci na to pytanie z którym jesteś tak nie pewna....- nachyliłem się i po raz drugi tego dnia pocałowałem Ann w usta. Był to delikatny długi pocałunek, powoli kosztowałem jej warg bawiąc się każdą z osobna...ale powstrzymałem się od pójścia krok dalej, to mogło przerazić gryfonkę, całkiem prawdopodobne że i tak tego dokonałem. Kiedy się odsunąłem, a moja dłoń już nie dotykała jej skóry powiedziałem lekko ochrypłym lecz pewnym głosem. - Nie uciekaj...
No nie... Tego się nie spodziewałam i teraz nie wytrzymam. Ann obserwowała jak wcześniej chłopaka. Chciała wręcz wyczuć jego zamiary, ale jak zwykle spełzło to na niczym. Próbowała... Gdy podszedł i uklęknął przed nią poczuła przyjemny dreszcz. Ta bliskość jego osoby zdecydowanie działała na nią jak światełko na ćmę. Oby nie okazał się niebezpieczny jak owe światełko. Nawet nie zdążyła odpowiedzieć, bo na ustach poczuła słodki pocałunek. Jej dłoń automatycznie dotknęła włosów chłopaka i zaczęła przeczesywać je. Odwzajemniła pocałunek. Czuła się dziwnie spokojna i dziwnie bezpieczna. Nie zawsze tak się czuła. Tylko gdy była w pokoju i była pewna, że nikt nie zakłóci jej spokoju, a teraz? Teraz na dziedzińcu poczuła się tak samo. Serce biło jak oszalałe. W końcu tyle czułości naraz, że musiało zabić szybciej. Wciąż jednak Yves nie wypędził z jej serca przystojnego bruneta z Gryfolandii. Może z czasem... Gdy oderwał się od niej (bo ona nie była w stanie nawet przerwać) spojrzała na niego. -Mógłbyś powtórzyć odpowiedź? Niedosłyszałam... Szepnęła w jego stronę. Nie miała zamiaru uciekać i to właśnie mówiły jej oczy, mówiło jej ciało i mówił jej głos. Nie chciała uciekać, bo bała się, że już nie zobaczy chłopaka. Jak do tego doszło, że zamiast siedzieć w dormitorium siedzi teraz tutaj z chłopakiem, który już dwukrotnie ją pocałował? Gdyby pisała pamiętnik to dzisiejsze wspomnienia i przemyślenia zajęłyby co najmniej dziesięć stron. Ann troszkę się zaczerwieniła, ale już nie wyglądała jak buraczek. Lekkie zaczerwienienie z powodu zaistniałej sytuacji. Patrzyła prosto w oczy chłopaka. Jakby chciała przeniknąć jego duszę i odkryć jego wszystkie tajemnice.
Kiedy poczułem dłoń Ann w swoich włosach, poczułem lekkie zdziwienie tak samo kiedy odwzajemniła pocałunek, obawiałem się że przesadziłem...ale po chwili moje obawy zostały wręcz pochłonięte przez przyjemność którą odczuwałem z tej bliskości. Jej usta tak miękkie i nieśmiałe na początku powoli się zmieniały i to mi się podobało...nie wiedziałem gdzie nas to zaprowadzi, ale to mnie aktualnie nie obchodziło to było zbyt...kuszące by z tego zrezygnować. Jeszcze bardziej mnie zaskoczyły słowa które wypowiedziała Ann, praktycznie nie mogłem uwierzyć że słyszę coś takiego z jej ust...no właśnie ust....nie zastanawiałem się długo nie było w sumie nad czym rozmyślać! - Jeśli chcesz...z przyjemnością...- ponownie połączył nas pocałunek, nie śpieszyłem się choć jednocześnie wręcz pragnąłem pośpiechu. Delikatnie bawiłem się wargami gryfonki...tak by je lekko rozchyliła...ale nie podążyłem dalej. Dlaczego? Ponieważ chciałem czekać na każdy kolejny krok nawet najmniejszy tak....rozkosz. Tym razem moja dłoń powędrowała ku szyi dziewczyny powoli gładziłem jej skórę tak by praktycznie jej nie dotykać. Tym razem miałem naprawdę spore problemy by się opanować i ponownie odstąpić od ust Ann. - A teraz....usłyszałaś? - byłem zaskoczony swoją postawą i tym co odczuwałem. Moje serce szalało w dość dziwny sposób. Przecież już całowałem nie jedną dziewczynę, ale tym razem było zdecydowanie inaczej. Spojrzałem na Ann i próbowałem wyczytać cokolwiek, przekroczyłem granicę i choć się obawiałem tego zdecydowanie nie miałem ochoty wracać.
Ann znowu poczuła przyjemny dreszcz na całym ciele. Ona w gruncie rzeczy nie całowała jeszcze nikogo wcześniej. Skądś musi być ta sława, że jest cnotką-niewydymką w końcu. Ich usta się złączyły, a Ann coraz bardziej się to podobało, choć może trochę za szybko ich relacja się zmieniała. Trudno. Wydawało jej się, że nie będzie miała dość. Jego usta były jak jakiś narkotyk. Chciała je czuć na swoich ustach całą wieczność. Poczuła dotyk na szyi. Trochę ją to łaskotało. Dobrze, że to była tylko dłoń, a nie usta, bo wtedy miała by odruch obronny przed łaskotkami. Tylko tam ma łaskotki. Gdy chłopak zaczął się odsuwać z początku dziewczyna próbowała podążyć za jego ustami, by ich nie rozdzielać, ale po chwili zaprzestała gonitwy. -Chyba tak... Szepnęła bez przekonania. Szczerze mówiąc chciała więcej. Chciała czuć ten przyjemny dreszczyk i smak jego ust. W życiu nie przypuszczała, że jej ciało będzie tak reagowało.
Ponownie zaskoczyła mnie reakcja Ann, cholera jak tak dalej pójdzie nie będę w stanie się opamiętać! Za każdym razem kiedy nasze usta łączył pocałunek pragnąłem ich coraz mocniej...teraz to...gryfonka tego chciała, ale czy rozumiała co właściwie teraz się działo i do czego to mogło prowadzić?! Taka szara myszka której nie chciałbym skrzywdzić za żadne skarby! Pewnie walczyłbym tak w nieskończoność, czy robię dobrze czy też wręcz przeciwnie i jestem potworem, ale kiedy usłyszałem odpowiedź Ann jeszcze wypowiadaną bez przekonania...walka została wygrana lub przegrana to się dopiero miało okazać. - Taka odpowiedź mnie nie satysfakcjonuje. - powiedziałem półgłosem i błyskawicznie pojawiłem się przy dziewczynie zatrzymując moje usta przy jej tak by się nie stykały, ale wystarczył tylko jeden nieznaczny ruch i...spoglądałem tak w zwierciadła gryfonki przez dłuższą chwilę. Ktoś mógł się pomylić i uważać że się zastanawiałem, ale tak naprawdę decyzja została już podjęta. Nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku, tym razem nie byłem tak delikatny jak poprzednio brałem jej usta tak jakbym nie pragnął niczego innego...mój język pieścił jej wargi powodując dodatkowe doznania, a kiedy je uchyliła zaczęło się to czego tak pragnąłem i jednocześnie obawiałem się. Nasze języki połączyły się w spólnym tańcu który wydawałoby się trwał w nieskończoność....nieskończoność przyjemności której nigdy wcześniej nie czułem. Dopiero po jakimś czasie byłem wstanie odsunąć się na bezpieczną odległość...przejechałem delikatnie palcem po ustach Ann, chciałem je jeszcze raz poczuć choćby palcami, nie miałem odwagi by ponownie ją pocałować. Kiedy tak spoglądałem na gryfonkę w moim spojrzeniu królowało pożądanie, szybko nachyliłem się nad uchem dziewczyny i wyszeptałem. - Teraz usłyszałaś. - po tych słowach z ociąganiem powróciłem an swoje miejsce.
O mamo, mamo... Ann z wrażenia zawału dostanie, albo gorzej... rozpłynie się. Ten nadmiar hormonów, którego nie spożytkowała dotychczas dał o sobie znać. Nie wiedziała do czego owa sytuacja doprowadzi. Szczerze mówiąc nie interesowało ją to co się stanie. Całą swoją uwagę skupiła na tym momencie... na tym chłopaku. Jak do tego doszło, że niegdyś spokojna dziewczyna miała ochotę wręcz zjeść puchona. Jakieś pierwotne instynkty zaczęły się w niej budzić. Ann była świadoma tego, że jej ciało nie zawsze słucha jej trzeźwego umysłu i komplikuje wszystko zakładając opaskę na oczy. W tej chwili jej hormony władały nią i o niczym innym nie myślała jak o słodkich ustach chłopaka. W końcu ich usta się złączyła. Ann znowu poczuła ten przyjemny dreszczyk. Nie chciała się rozstawać z tym uczuciem... Ale co to? Nie spodziewała się tak namiętnego pocałunku. Trzeba przyznać, że całował doskonale, choć w sumie nie ma co go oceniać, bo był pierwszym chłopakiem, który wręcz zdarł z niej maskę i rozbił wszelkie mury. Była bezbronna. Nie broniłaby się, gdyby chciał ją zaatakować. Ewentualnie próbowałaby uciec, choć to chyba nie wchodziło w grę w tej chwili. Gdy ich języki się złączyły zadrżała. Miała przymknięte oczy i ledwo widziała co się wokół dzieje. Zresztą jakie to miało teraz znaczenie. Nawet nie obchodziło ją to, że ludzie mogą zobaczyć ją w takiej sytuacji. Będzie sensacja pewnie, bo przecież Ann i całowanie się? Szybciej skrzat będzie się domagał zarobków i wolności. Gdy ta chwila się skończyła otworzyła oczy i spojrzała na chłopaka. Zdawało się, że jego oczy wyrażają wyłącznie pożądanie. Czegoś takiego jeszcze nie widziała. Gdy pewnym głosem szepnął jej do ucha ponownie zadrżała. W myślach karciła siebie za tą sytuację. Jakaś cząstka przyzwoitości mówiła jej, że nie powinna tak od razu się całować z chłopakiem. Niestety, a może stety reszta jej umysłu czuła radość z wydarzenia. Jej oczy wręcz się śmiały z radości, choć twarz miała dość poważną.
Nie uciekła, nawet się nie wystraszyła tego że tym razem nie byłem zbyt delikatny, czerpała przyjemność z tej namiętnej chwili. Przecież to czułem jak drży pod moim dotykiem, szczególnie kiedy nasze języki zaczęły tańczyć. Nadal nie mogłem uwierzyć w to co przed chwilą miało miejsce, ale to była prawda....jednym z dowodów były rozradowane oczy Ann, choć reszta twarzy była maską spokoju. Trzeba przyznać że nie wiedziałem jak się zachować, można było powiedzieć że byłem lekko zagubiony...zacząć normalną rozmowę? Kontynuować nie byłem w stanie, a raczej nie byłbym wstanie się dłużej kontrolować. Cały czas spoglądałem w jej zwierciadła, podobały mi się i to bardzo szczególnie to co widziałem wewnątrz. No ale problemem co teraz! Żadne zdanie nie przychodziło mi do głowy! Choć nie....było jedno...no może kilka, ale..zanim zdążyłem nad sobą zapanować powiedziałem pierwszą z myśli jaka się pojawiła w moim umyśle. - Wiesz że jesteś piękna? - w tej chwili właśnie tak myślałem, wcześniej uważałem że jest ładna, atrakcyjna, interesująca, ale na pewno nie nazwałbym jej pięknej. Choćby dlatego by nie zostało to źle zrozumiane, także przez samego siebie. A teraz coś się zmieniło. Cholera przecież się nie zakochałem!? Coś takiego było wręcz niemożliwe! Ale przyłożyłem dłoń do klatki piersiowej i wyczułem jak moje serce szybko bije i jakoś nie chce się uspokoić.
Bo Ann jest jedną wielką tajemnicą i tyle. Ann raczej nie chciała wiedzieć co by było, gdyby chłopak się nie kontrolował. Na szczęście Ann kontrolowała się na tyle, by w razie dobierania się do niej powiedzieć stanowczo "NIE". Była asertywna, gdy chciała. Znowu się zaczerwieniła, gdy powiedział, że jest piękna. Ona o sobie mówiła, że jest zwyczajna. Potomkowie wili mogli poszczycić się urodą, a ona? Półkrwi, zwyczajna, delikatna dziewczyna i tyle. Z pewnością nie była wyjątkowa, czy niespotykana. -Nie jestem piękna, jestem... zwyczajna... Odpowiedziała nieśmiało. Dziwne, bo sądząc po tym co przed chwilą robiła nie powinna być nieśmiała. Człowiek-zagadka. Nigdy nie wiadomo jak się zachowa. Wydaje się, że w takiej sytuacji powinna podziękować, ale nie. Zbyt skromna była chyba.
Kiedy ponownie się zaczerwieniła na moich ustach pojawił się leciutki uśmiech jednocześnie przekrzywiłem głowę. Musiałem powiedzieć ze miałem świetne miejsce, siedziałem na ziemi poniżej ławki na której znajdowała się Ann i nawet jeśli chciałaby zniżyć głowę by włosy zasłoniły jej twarz to i tak nic to by nie dało. Do tego znów ten nieśmiały głos no jak się tym nie zauroczyć?! Odetchnąłem głębiej i zacząłem, tak tego nie zamierzałem zostawić. - Nie miałem tu na myśli tylko twojego wyglądu. Choć już kiedy po raz pierwszy cię zobaczyłem zauważyłem że jesteś ładna, miałaś wtedy rozczochrane włosy, podrapaną twarz i pobrudzone ubranie, ale i tak mogłem to stwierdzić. Teraz jest pewna zmiana, nabrałaś trochę więcej kolorów i do tego twoje oczy...to największa zmiana...to co w nich zobaczyłem naprawdę mi się spodobało. Poza wyglądem jest także wnętrze, nie potrafię cię rozgryźć...na początku wydawałaś się bardzo nie dostępna i obojętna na moje towarzystwo. Potem przypominałaś szarą myszkę która się mnie bała...za każdym razem uważałem że jest coś jeszcze czego nie ujawniasz. Przed chwilą poznałem inną ciebie i co najciekawsze nadal jest to coś czego nie potrafię uchwycić zrozumieć... - mówiłem poważnie, choć ubrałem to w lekkie ton. Musze przyznać że dawno nie wypowiedziałem takiego monologu. Spojrzałem ma Ann i dopowiedziałem. - Jesteś piękna...przynajmniej dla mnie.
Ann zawsze mogła się odwrócić, by nie widział jej twarzy, ale nie zrobiła tego. Trochę się zdziwiła tym monologiem. W szczególności, że wyrażał się pochlebnie o jej osobie. Czerwona była jak flaga Chińska. Brakowało tylko żółtych kropek. -Ddziękuję... Powiedziała lekko się jąkając. No i znowu powrót jąkania się... Trochę się zestresowała. Jak ktoś kogo nie zna zbyt dobrze mówi tyle o niej ona zaczyna się stresować. Nie przeszkadza jej, gdy tak mówi przyjaciel lub chłopak, ale nowo poznany? Zawiesiła się. Za dużo komplementów. Wydawało jej się, że powinna też coś powiedzieć. Odwzajemnić słowa, ale przez gardło już nic nie chciało przejść. Po prostu zawiecha i brak słów. Obserwowała tylko chłopaka mając nadzieję, że zmieni temat, albo będzie ciągnął dalej monolog. Cokolwiek, byleby odciągnąć ją od skrępowania.