Dziedziniec wieży z zegarem wydaje się być jednym z najstarszych miejsc w zamku. Łączy most wiszący z resztą budowli, a również wysoką wieżą zegarową. Na prawie samym szczycie znajduje się ogromny, przeszklony zegar. Można się do niego dostać pokonując wąskimi, drewnianymi schodkami pięć piętr. W środku znajdują się różne mechanizmy a także dzwony; niektóre ogromne, miedziane inne zaś złote. Na środku dziedzińca wybudowana natomiast została niewielka fontanna z czterema gobelinami.
UWAGA! W tej lokacji na okres październik/listopad musisz rzucić kostką kiedy tu jesteś, ze względu na wykonane tu zadanie na kółka przez Fillina Ó Cealláchaina.
Zmiana wyglądu lokacji: Z goblinów nie leci woda, a z jednego krew (albo coś co ją przypomina), drugiego mleko, trzeciego atrament, czwartego sok dyniowy. Wszystko to wlatuje do fontanny.
Rzuć kostką k6 na efekt:
1 - Próbujesz przysiąść gdzieś sobie a tutaj okazuje się, że rzucone tu było zaklęcie Spinale. Ha, ha bardzo zabawne, teraz jesteś cały w drobnych ranach na Twoich Twoich pośladkach. Dodatkowo rzuć kostką. Parzysta - podarło Ci również dużą część ubrania, Nieparzysta - nie szarpnąłeś ubrań aż tak, więc nic ci nie podarło, a jedynie lekko zraniło. 2 - Chcesz oprzeć się o kolumnę obok której stoisz... A jej nie ma tak naprawdę. Przenikasz przez coś co tak naprawdę nie istnieje i wpadasz do fontanny. Cały lub połowicznie, jak wolisz. W każdym razie ociekasz mieszanką czterech cieczy wylatujących z fontanny. Apetycznie! 3 - Nie masz pojęcia, że fontanna została odrobinę przerobiona i Kiedy chcesz usiąść na niej tak jak często robią tu uczniowie, okazuje się, że została ona lekko transmutowana i tam gdzie siadasz, wcale nie ma kamienia... Wpadasz całkowicie do fontanny. No pięknie. 4,5,6 - Nie musisz nic robić, a fontanna i tak Cię dopadnie! Co jakiś czas gobliny obracają się i robią niewielki raban na dziedzińcu. Niektóre z nich buchają swoimi cieczami gdzie popadnie, od czasu do czasu ubrudzając uczniów. Kiedy ty wchodzisz na dziedziniec, właśnie jest jeden z tych momentów. Możesz spróbować uciec przed cieczą jeśli chcesz. Rzuć kostką k6 by sprawdzić czym zostałeś oblany. 1 - mleko, 2 - krew, 3 - atrament, 4 - sok dyniowy, 5 i 6 - wybierasz sam. Dodatkowo możesz, aczkolwiek nie musisz, rzucić na unik. Rzucasz literką. Samogłoska - udaje Ci się uniknąć goblina Spółgłoska - niestety i tak zostajesz zachlapany
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob 6 Wrz 2014 - 18:16, w całości zmieniany 3 razy
Bo wiecie… Teraz trzeba coś powiedzieć. Tak naprawdę Emilia jest jasnowidzem, potrafi czytać ludziom w myślach i przewidywać przyszłość. No i oczywiście zna każdego człowieka na wylot, bo jakżeby inaczej… A tak naprawdę to chciałaby. Leon i Emilia będą mieli ciężką egzystencję ze sobą. Głównie dlatego, że Włoszki nigdy nie dają sobie w kaszę dmuchać. To ona lubiła trzymać chłopaków pod pantoflem. Takie rzeczy wyniosła z rodzinnego domu, bowiem to jej matka zawsze miała w rodzinie decydujący głos. Głową rodziny zawsze musiał być ojciec, ale sąd ostateczny nad wszystkimi wykonywała matka. Co nie zmienia faktu, że trzymanie Leosia w takim dyskomforcie jaki odczuwał przez dobre kojarzenie faktów Emilki… Hm, było co najmniej zabawne. Gdy spojrzał jej w oczy poczuła się trochę, jakby znowu znaleźli się tam, gdzie spędzali ze sobą większość czasu. W łóżku. Jakby zaraz znowu miał się zabawiać nią i jej zmysłami. Emilka chciała się odpędzić od tej myśli, nie czas i pora, ale jego oczy były tak przenikliwe, że tylko ten, kto czuł ten wzrok na sobie mógł wiedzieć o co chodzi. - Ma znaczenie. – wyrzuciła z siebie przyduszonym głosem – I mnie interesuje. I nie obchodzi mnie czy masz wyjebane na moje zdanie czy nie. Po prostu fajnie by było kiedyś zrozumieć, czemu tak się czasem zachowujesz. Pomyślała, że skoro on nie czuje żadnych zahamowań przed kłamaniem, to czemu ona miałaby się hamować w mówieniu czegokolwiek? Chętnie powiedziałaby mu kilka słów do słuchu, ale nie umiała jakoś ułożyć sensownego zdania. - Po prostu… Ty… Ja… Jezu… NIE JESTEM MALEŃKA! – wypowiadając trzy ostatnie słowa dała mu dosyć mocnego kuksańca w żebro, ale nie odsunęła się od niego, jak to miała w zwyczaju robić po tym jak kogoś uderzyła. Wiedziała, że jej nie odda, a przynajmniej mocniej niż ona to przed chwilą zrobiła.
Leoś żył chwilą. Sekundą wręcz. Nie zastanawiał się. Robił. Nie myślał o konsekwencjach. Bo i po co. I tak się zawsze z nich wykręcał, więc who cares. Życie z sekundy na sekundę było lepsze. Prostsze. przynajmniej w dziwacznej logice naszego Czecha. Życie z młodymzbuntowanymklnącym Leo było cholernie trudne. Dziwił się często że ma przyjaciół. Sam ze sobą przecież nie wytrzymywał. A dziewczyny... Może dlatego były tylko na jedną noc. Znały wcześniej Příborskego i nie ma się co dziwić że związek z nim to ostatnie czego sobie życzyły. Co nie zmienia faktu że w sztuce miłości był dobry. Wyrzucił do połowy niedopalonego papierosa. Słowa Włoszki go dotknęły. Nigdy nikt mu nie powiedział "Zależy mi na tobie" "Chce wiedzieć czemu taki jesteś". To było dziwne uczucie. Naprawdę, bardzo dziwne uczucie. Kompletnie mu nie znane. Coś to w nim obudziło. Swoimi długimi, dość smukłymi palcami złapał ją za podbródek patrząc prosto w oczy nie mrugając. I można było powiedzieć o nim wiele. Że drań, prostak i cham. Seksista. Ale nigdy żadną kobietą się nie bawił. Nigdy. Emilą też nie. I po minucie takiego patrzenia w jej oczy powiedział. Spokojnym, ciepłym głosem.: -To dalej, pani Holmes. Jesteś na dobrym tropie. Szukaj odpowiedzi...- ich usta były naprawdę bardzo blisko siebie. Po chwili oderwał od niej wzrok, upuścił oczy. Zaraz potem dostał w żebra. Zaśmiał się tylko.: -Maleńka nie łaskocz mnie tak- znów jego śmiech zapełnił dzieciniec- No już się na mnie nie gniewaj.- posłał jej swój czarujący (przynajmniej jego zdaniem) uśmiech i niby od niechcenia objął ją ramieniem.
Emilia też często sama ze sobą nie wytrzymywała. Zresztą, dużo dziewczyn też z nią nie mogło przebywać w jednym pokoju, bo gryfona bez ogródek mogła powiedzieć coś na temat ich twarzy („hej, słuchaj, masz krzywą twarz”) albo ubioru („boczki ci się wylewają w tych spodniach”). We Włoszech było to normalne, a tutaj? Ohohoho, pomyślała Emilka gdy złapał ją za podbródek. Nie spodziewała się, że w miejscu publicznym zastosuje takie metody działania. Podobno wszystko miało zostawać dalekie światu do odkrycia. A tutaj wystawiali się na pożarcie tylu ludzi, że naprawdę nie starczyłoby palców u rąk i nóg. No ale znowu ta „maleńka”. Emilia stwierdziła, że trzeba się będzie przyzwyczaić, bo nigdy nie odwiedzie Leona od tego przyzwyczajenia. Zaśmiała się, trochę szyderczo, a trochę bo naprawdę rozśmieszył ją ton głosu, którym chłopak wypowiedział „Nie gniewaj się na mnie.”. Dla normalnego człowieka nie byłoby to nic śmiesznego, ale Emilka to Emilka. Ona widziała pozytywy we wszystkim, co czyniło ją w oczach wielu niepoprawną optymistką. Potrafiła myśleć racjonalnie i realistycznie, ale teraz…? - Tak tak, możesz mnie nazywać panią Holmes. – powiedziała, naśladując jego spokojny ton. Pozwoliła objąć się ramieniem i w zamian jedną ręką przyciągnęła go do siebie, a drugą musnęła policzek. Przysunęła swoje usta do jego ust i nie patrząc już, czy nie czają się gdzieś szpiedzy i agentki plotkarskiego wywiadu pocałowała go. Najpierw delikatnie, potem trochę mocniej, jakby chciała go zachęcić do przejęcia inicjatywy i uśmiechnęła się między jednym, a drugim pocałunkiem. Nie wiedziała, czy Příborski tego chce czy nie, pfff, ona chciała a to powinno wystarczyć.
Wszystko miało zostać między nimi i w jego łóżku. Ale sprawy się pokomplikowały. Leoś oczywiście nie zastanawiał się nad konsekwencjami. Bo po co. Ta dziewczyna cały czas go zaskakiwała. Nigdy nie czuł tak dużego szacunku do kobiety. Bo po za tym że takowe miały cycki to nic więcej go w nich nie interesowało. Jego zdaniem te wszystko laski były takie same, szablonowe. Jego młodsza siostra zdecydowanie trochę go spaczyła tymi kolorowymi włosami. Wymagania co do kobiet miał wysokie. I o dziwo Gryfonka spełniała wszyściutkie. No ale o tym nie teraz. I znów, przecież siedzili tu ze sobą może piętnaście minut, znów go zaskoczyła. Pocałunek był dla niego zawsze czymś w rodzaju obietnicy. Nie wszystkie dziewczyny z którymi się kochał, całował. Pocałunek to było coś wyjątkowego. Jednak pełne usta Emilki, mógłby całować godzinami. Tak, była na tej krótkiej liście dziewczyn która posmakowała jego pocałunków, wow co za wyróżnienie. W ogóle każdy raz gdy byli blisko, potem dziwnie przeżywał. Uśmiechał się. To było coś więcej niż układ. Niż zaspokojenie siebie nawzajem. Leoś oczywiście się do tego nie przyznawał, bo po co. Nie stracił jednak rezonu. Wplótł palce jednej dłoni w jej bujne włosy, drugą przeniósł na talię. I odwzajemnił pocałunek. Z namiętnością, jaką w nim wzbudzała. Po plechach przeszły mu dreszcze. Rozchylił jej usta językiem, zapraszająca muskając jej język. Nie mógł zapanować nad biciem serca. Gdy już niechętnie się od niej oderwał, znów utkwił w niej wzrok: -Wyczuwam tu jakieś przekupstwo. Chcesz mnie namówić do zwierzeń?- uniósł do góry brew, i delikatnie przygryzł jej dolną wargę. Jak to się stało że zapomniał o bożym świecie? Po chwili dodał: -Łamiemy własne zasady, maleńka. Podoba mi się to- uśmiechnął się. Naprawdę mu się podobało.
Wow, całowanie z Leonem, wow, taki prestiż. Emilka nawet przestała się już zastanawiać, na jakiej zasadzie działał ich układ. Czasami oczywiście, mogłaby zostać tylko na etapie seksu i nawet nie zwracać na niego uwagi, ale skoro nie odtrącił jej w tym momencie, to znaczy, że jest lepiej niż dobrze. Chyba. Gdy tak trzymała rękę na jego plecach poczuła jak przechodzą mu tam dreszcze. Odebrała to jako dobry znak i przestała się zastanawiać nad czymkolwiek. W dupie miała jakieś ich pieprzone zasady. Ojej, czyżby przejmowała przyzwyczajenia Czecha do posiadania każdej części świata w dupie? To zaraźliwe? Może powinno się to leczyć? Jej po plecach też przeszły dreszcze, gdy ten musnął jej język. To nie było szablonowe spotkanie z nim. Było jakieś dziwnie inne, ale to nie znaczyło, że jej nie pasowało. - Ja? Skądże! Przekupywać? Phi! – zironizowała uśmiechając się. Tak, chciała go namówić do zwierzeń, ale wiedziała, że on nie jest tym typem osoby, która lubi się otwierać na wszystkich i na wszystko. W tym wypadku był jej przeciwieństwem – ona zawsze szczera i otwarta, on ukrywał się za różnymi twarzami. Łamią zasady? Tak? Emilka już dawno zapomniała o tych zasadach. Ale skoro mu się to podobało, to czemu by ich dalej nie łamać? W końcu naczelna buntowniczka (albo raczej jej parodia) nie powstrzymałaby się od łamania ich codziennie. Nie odpowiedziała mu, nie wiedziała co mądrego miałaby powiedzieć na ten temat. Spojrzała na niego spod swoich rzęs. Nigdy chyba nie posłała mu tego spojrzenia, bo było ono raczej flirciarskie, a oni przeszli od razu do konkretów. Skoro teraz ma okazję, to czemu by nie wykorzystać tego, z czego zawsze korzystała. Potem znowu go pocałowała, tym razem bez zbędnych nieśmiałości. W sumie nie myślała teraz żeby pójść z nim do łóżka. Chciała po prostu z nim tak posiedzieć i obdarowywać się pocałunkami, bo nigdy nie mieli na to czasu. - W sumie czemu to robimy? – mruknęła między jednym a drugim całusem.
Leoś mógłby ją uczyć jak mieć wszystko w dupie. Zawsze był dobrym nauczycielem. Serio. Nigdy nie myślał że może podobać się dziewczyną. Podobać w sensie związku, bo to że fizycznie je pociągał łatwo było zauważyć po tym jak chętnie rozbierały się u niego w sypialni. Ale bardzo rzadko jakieś dziewczyny się nim interesowały na dłużej. Nie żeby czuł się wykorzystywany. Jakby mu nie pasował ten układ, to by tego nie robił. Nic nie robił wbrew siebie. Proste. Nie rozumiał. Czego ona chciała się dowiedzieć. Co on chciał jej powiedzieć. Pierwszy raz się bał. Okropna rozterka. Z jednej strony ufał jej. Nie pytajcie jak do tego doszło, ale ufał jej i był gotów opowiedzieć jej o swoim całym życiu. Pokazać prawdziwego siebie tak jak Zielińskiemu czy Jarce. Z drugiej strony jego instynkt samozachowawczy kazał mu zachować dystans. Ile się znali? Miesiąc? Półtora? Co ich łączyło? Seks? Czy to starczy? Może powinien dać się ponieść emocją? Zaufać w końcu komuś bez tych wszystkich testów, prób. Bez bycia dupkiem? Przy Włoszce poznawała wiele nieznanych mu do tej pory uczuć względem osób mu dopiero poznanych. Nie chciał jej zranić, nie była mu obojętna jak wszystkie inne. Nie dopuszczał do siebie tej myśli, ale czyżby się w niej zakochał?: -Jesteś na dobrej drodze, mała. Oby tak dalej- puścił jej oczko i oddał się kolejnej fali pocałunków. Jemu od samego początku było w sumie obojętne co oni sobie wszyscy o tym pomyślą. Robił co chciał. Bardzo bezkompromisowy. Sytuacja dla niego była kompletnie nowa, chyba z żadną dziewczyną jeszcze nie był w takiej sytuacji. Ale się tym nie przejmował. Znów go zaskoczyła. Kobiety, jak wy to robicie! Uśmiechnął się szerzej i odpowiedział pytaniem: -Czemu pieprzymy się jak dzikie kuny w agreście? Czy czemu się teraz całujemy- od razu zobaczył zniecierpliwienie na jej twarzy, ale szybko zmył je kolejnym pocałunkiem i powiedział: -Bo mi się podobasz. Bardzo- spojrzał na nią. Czaił się w nim dziwny spokój.
To niewiarygodne, że udało ci się dojść aż tak daleko. Było naprawdę ciężko, zwłaszcza podczas końcowych etapów, ale dokonałeś tego. Niewielu dotarło do miejsca, w którym znalazłeś się i ty, dlatego możesz być z siebie dumny. Mimo wszystko to jeszcze nie koniec potyczek. Widownia znajdująca się wokół dziedzińca wiwatuje, niektórzy unoszą się na miotłach lub wyglądają z okien wieży z zegarem, by mieć lepszy widok. Organizatorzy zasiadają przy stole, który wygląda jak pomniejszona wersja tych z Wielkiej Sali, a ci, którzy wyprzedzili cię w dojściu na dziedziniec otaczają fontannę. Dopiero w momencie, gdy się do niej zbliżasz, dostrzegasz, że w wodzie pływają kolorowe kulki – każda barwa dla innej drużyny: czerwień dla Vesper, błękit dla Noctis, zieleń dla Mane i żółty dla Austri. Dowiadujesz się, że musisz wyłowić pięć kulek w odpowiednim kolorze i odpowiedzieć na pytania, które są w nich umieszczone. Choć w porównaniu z poprzednimi zadaniami może to się wydawać proste, organizatorzy postanowili nieco skomplikować zadanie – piłki można wyłowić wyłącznie za pomocą magii i własnego sprytu.
Informacje: – rzucasz pięcioma kostkami w tym temacie – po wyłowieniu każdej kulki należy rzucić ponownie kostką na odpowiedź – w tym etapie nie ma możliwości przerzucania kostek – podejście do wyławiania kulek jest jednorazowe
Pierwsza kulka 1, 3 - To trwało zaledwie chwilę. Sprawnie wykonany ruch różdżką i kulka wylądowała w twoich dłoniach. Zrobiłeś to chyba szybciej niż pozostali, dzięki czemu zyskałeś odrobinę czasu na udzielenie odpowiedzi. 2, 4 - Nie masz dziś wystarczająco dużo szczęścia, co? Twoje zaklęcie jest co prawda poprawne, ale udaje ci się przyciągnąć jakiś liść, a nie kulkę, która powinna być teraz w twoich rękach. 5, 6 - Twoje starania są godne podziwu. Na kilka sposobów próbujesz przywołać do siebie obraną za cel kulkę, jednak jedyne, co osiągasz, to oblanie innych uczestników wodą. Druga kulka 1, 5 - Miałeś naprawdę dużo szczęścia! Ledwie różdżka drgnęła pod uściskiem palców, a kulka w tajemniczy sposób znalazła się u ciebie. Nie wiesz, jak to się stało, ale najwyraźniej nikt nie zauważył. Jedno łowienie mniej, powinieneś się z tego cieszyć. 2, 3 - Dwa razy próbowałeś zdobyć kulkę. Za pierwszym razem ktoś popchnął cię i zaklęcie pomknęło w zupełnie przeciwnym kierunku, natomiast za drugim miałeś wyjątkowo utrudnione celowanie. W pewnym momencie dwie kulki zderzyły się ze sobą, ale ostatecznie dostałeś swoją. Czas sprawdzić odpowiedź. 4, 6 - Chyba masz niezłego pecha. Twoje zaklęcie wyszło aż za dobrze, bowiem odłupałeś solidny kawałek fontanny, który pomknął w twoją stronę i ostatecznie spadł ci na stopę. Z pewnością będzie boleć przez dłuższy czas, a kulka nadal pozostaje w wodzie.
Trzecia kulka 1, 2 - Trafiłeś na naprawdę upartą kulkę. Wielokrotnie opierała się twoim próbom złapania jej w twoje ręce, aż wreszcie parokrotnie podskoczyła na powierzchni wody i jakimś cudem zatonęła. Niestety, nie dasz rady jej wyciągnąć. 3, 4 - Poszczęściło ci się! Jeśli tak można nazwać fakt, że zostałeś bezceremonialnie odepchnięty od fontanny, tracąc szansę na zdobycie kulki. 5, 6 - Masz niebywałe zdolności! Kulkę zdobyłeś dzięki odpowiedniemu wyczuciu i wprawnemu ruchowi nadgarstka zyskałeś także piękny wieniec mokrych liści zwisających z twojej głowy.
Czwarta kulka 1, 6 - Kulka utknęła między jakimś wodnym zielskiem i nie chciała drgnąć pod naporem żadnego znanego czaru. Ingerencja własnymi rękami nie wchodziła w grę, ale akurat ktoś wykorzystał jakieś zaklęcie, dzięki czemu mogłeś spokojnie złapać kulkę. Szczęście, nic więcej. 2, 5 - Masz fatalne wyczucie czasu. Kiedy rzucałeś zaklęcie, ktoś inny zrobił to w tym samym czasie. Kulki akurat znajdowały się obok siebie i oba czary zderzyły się ze sobą, ochlapując wszystkich wodą. Tak czy siak, nie udało ci się jej zdobyć. 3, 4 - Wyłowienie obranej za cel kulki to żadna dla ciebie trudność. Wykorzystałeś chwilę nieuwagę innego uczestnika, rzuciłeś odpowiednie zaklęcie i voila. Teraz tylko odpowiedzieć na pytanie.
Piąta kulka 1, 4 - Dobre chwycenie różdżki zawsze popłaca! Dłoń nie drgała ci ani przez moment, kiedy celowałeś w kulkę, którą zamierzałeś zdobyć. Następnie odpowiednio rzucone zaklęcie przywołało twoją zdobycz. Gratulacje. 2, 5 - Niestety, pomimo usilnych starań twoja kulka eksplodowała. Jak do tego doszło? Otóż na kilka sekund przed rzuceniem zaklęcia, zrobił to ktoś inny, wywołując dość intensywne falowanie wody. Jednak nie martw się, najwyraźniej nie tylko ty straciłeś szansę na zdobycie kulki. 3, 6 - Jesteś niebywale zdolny! Odrobina sprytu, obserwowanie ruchów kulek na powierzchni wody i kilka minut poświęcone na złapanie tej właściwej. Z pewnością zrobiłeś to wyjątkowo skutecznie i nie użyłeś ani jednego zaklęcia, choć różdżka okazała się pomocna.
Odpowiedź na pytanie parzysta - Mimo kilkukrotnego czytania pytania, nie udało ci się poznać odpowiedzi. nieparzysta - To proste! Odpowiedź jest oczywista!
Kod:
Kod:
<zg>Wylosowane kostki:</zg> <zg>Kulki:</zg> wpisz wszystkie <zg>Odpowiedzi:</zg> wpisz wszystkie
______________________
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Zdaje się, że po dziwacznym jazgocie i po poznaniu tej strony siebie, która potrafiła rzucać zaklęcia gospodarcze, Rasheed spodziewał się już absolutnie wszystkiego i nic nie było w stanie zmusić do poruszenia chociażby jednym mięśniem na jego twarzy. Stało przed nim ostatnie zadanie Złotego Sfinksa, które miało pokazać kto jest lepszy (raczej nie on) i odpowiednio podsumować dotychczasowe starania całej grupy. Tak właściwie to powoli było mu już wszystko jedno i żadne niepowodzenie nie miało zesłać na świata rekinowego gniewu niebios… no a przynajmniej takie było założenie. Jak ostatecznie wyjdzie - tego nie wiedział nikt, a już na pewno nie on. Zjawił się na dziedzińcu z zamiarem wyłowienia tylu kulek ile tylko się da, bo i takie podobno było zadanie. Jakieś pytania jeszcze mieli zadawać, więc w sumie dobrze byłoby gdyby chociaż raz trafiły mu się jakieś normalne… czy chociażby względnie łatwe, och absolutnie by się nie obraził! Zdaje się, że na drodze ku wygranej stanęła mu wyłącznie własna niezdarność. Wyławianie kulek było jakimś koszmarem, bo a to jakieś fontanny spadały mu na stopę, a to znowu wodą po twarzy dostawał czy jakieś inne trudne sprawy przeżywał. Ostatecznie udało mu się pochwycić raptem dwie czerwone kule, ale chociaż tyle dobrego, że na oba zadane pytania odpowiedział poprawnie. Więc to chyba tyle?
Biegnąc na dziedziniec wieży z zegarem, L. był cały podekscytowany wykonywaniem zadania. Wszystko wreszcie szło gładko, bez najmniejszych problemów, a dotarcie do fontanny chyba rozwiało wyobrażenia Laverna o finale. Łapanie kulek. Naprawdę? I to jeszcze jak. Żadnej ekscytacji w szukaniu informacji w księgach, tłumaczenie run. Nic. Nic. Nic. Miał po prostu łapać kulki! Też coś. Stanął w wolnym miejscu obok fontanny i wyciągnął różdżkę. Na swój spryt pewnie nie miał co liczyć, skoro był zdenerwowany. Machnął nieco zbyt mocno patykiem trzymanym w ręce i jedyne, co osiągnął, to ochlapanie wszystkich wodą. Brawo Earl, jesteś genialną niezdarą. Idziemy dalej. Ledwie dłoń mu drgnęła, a kulka wpadła mu w ręce. Przynajmniej miał jedną i już chciał zdobyć następną, kiedy ktoś go odepchnął, pozbawiając równowagi, tak na marginesie. Świetnie. Naprawdę świetnie. Szybko podniósł się do pionu, dostał do fontanny i machnął różdżką dokładnie wtedy, kiedy komuś innemu nie wychodziło zaklęcie. Tak, miał kolejną. Teraz ostatnia. Pewnym chwytem wycelował końcem różdżki w żółtą kulkę i skupił wszystkie myśli na poprawnym rzuceniu zaklęcia. Zajęcia z Sharkerem na coś się przydały, bowiem wyszło mu doskonale. Miał trzy kulki z pięciu, nie było tak źle. Teraz odpowiedzieć na pytania, czyli stanąć na boku i zastanowić się przez chwilę. Oczywiście na pierwszą nie umiał udzielić żadnej sensownej odpowiedzi, a dwie następne były banalne. Co teraz? Miał czekać tak po prostu na wyniki? Czy coś?
Wow, wow ostatni etap, finał i w ogóle szał ciał. To jeden dzień i już, żadnego męczenia się aby jeszcze bardziej zapamiętać Sfinksa? Nie, to chyba jej wystarczyło i tak pamiętała ile dni straciła na tym wszystkim, jednak zapamięta to raczej jako dobrą zabawę i ciekawsze spędzenie wolnego czasu. No, była z tych co czasem lubili się pomęczyć albo żyć w takiej niepewności, chwilowo oczywiście. No bo jednego dnia prawie dostała żmijoptakiem po twarzy, potem spotkała jakże fajnego naćpanego ghula, który choć nie był agresywny musiał zniknąć, a potem wyleciala z niego kartka! Jakie stworzenie spotka teraz? A może to już koniec i czeka ją coś trudniejszego lub wręcz przeciwnie najłatwiejszego. Nie wiedziała czego ma się spodziewać idąc na dziedziniec, co oni mogli tam wymyślić? Będąc już całkiem blisko słyszała odgłosy bytności ludzi i to tuż przy fontannie, co widownia? A niech sobie patrzą jak chcą, nic jej do tego jeśli ktoś wolał być zwykłym obserwatorem, dla niej zawsze o dużo ciekawsze było uczestniczenie. Zbliżyła się do fontanny nie zwracając szczególnej uwagi na widownię, kulki sobie pływały ot co, a ona musiała wyłowić te czerwone i odpowiadać na jakieś pytania. No dobra to jedziem z tym koksem, o ile wyławianie nie było trudne bo złapała cztery kulki to odpowiadanie poszło jej już gorzej. Tylko jedno? Srsly? Chyba udzielił jej się stan umysłu ghula. Trudno, bywa, w każdym razie to już jest koniec, nie ma już nic, jesteśmy wolni, możemy już iść. Żegnaj Sfinksie, a może jeszcze nie?
Wreszcie koniec. Enzo - człowiek słońce, marzenie wszystkich optymistów - bardzo przeżywał ostatnie zadanie Złotego Sfinksa. Obchodził ten dzień bardzo radośnie, bo wreszcie nie będzie musiał się włóczyć i rozpracowywać zagadek na czynniki pierwsze. Brawurowe pozyskanie kartki od chochlików pozwalało mu mniemać, że jego pozycja w tabeli jest bezpieczna, a chociaż lał na to ciepłym moczem, to w głębi siebie czuł jakąś pokrętną ,hm… satysfakcję? Rozproszony swoimi rozmyślaniami zbliżył się do fontanny, która miała ostatecznie podsumować ich starania w tej szaleńczej gonitwie i… przyfailił, tak na dobry początek. Dobrze rzucił zaklęcie, to mu się chwaliło, ale co z tego skoro zamiast kulki to w rękach liścia ściskał? Uniósł brew i jedynie w ten sposób skomentował swój wyczyn. Z resztą kulek nie miał lepszej imprezy i zwyczajnie pochwycił je kilkoma zaklęciami lub prostym pomyślunkiem, zdobywając nawet mokry wieniec liści, które z jakiegoś powodu nagle znalazły się na jego włosach. Uwolnił go, wrzucając ponownie do fontanny i bez zająknięcia odpowiedział na wszystkie pytania. Po tym wszystkim szturchnął zaczepnie Shenae w bok, jedynie w ten sposób komentując fakt, że wcześniej coś do niego krzyczała.
Dotarłszy na dziedziniec, przystąpił do zadania razem z innymi. Przy pierwszym podejściu miał normalnie tyle szczęścia, że przyciągnął liść i najwyraźniej nie był jedynym szczęśliwcem, skoro to samo zrobił ktoś inny. Drugą kulkę łapał dwa razy. Rywalizacja powoli stawała się coraz ostrzejsza, bowiem ktoś popchnął Emmeta, byle tylko zdobyć swoją kulkę. Niemniej jednak nie poddał się i również zyskał kolejną piłeczkę. Trzecią zdobył razem z mokrymi liśćmi na głowie. Fantastyczne uczucie, nieprawdaż? Żyć, nie umierać. Kolejna była niezwykle łatwa. Wystarczyło poczekać, aż zaklęcia innych ułatwią mu drogę. I ostatnia oczywiście wybuchła, bo nie mogło być inaczej. Ale mniejsza z tym, bo musiał zabrać się za odpowiedzi na pytania. Jak mu poszło? Jedna właściwa odpowiedź. Nic więcej. Znowu to przeklęte zielarstwo. No naprawdę.
Nie spodziewał się takich tłumów, no niby było to jakieś wydarzenie, ale na pewno musieli się trochę naczekać zanim uczestniczy zaczęli przychodzić zmierzyć się z ostatnim etapem. W sumie kibice to nawet fajny motyw, jednak dla niektórych bywało to utrudnieniem, w końcu ludzie to tylko ludzie. Zapisując się do projektu nie spodziewał się tego, że dotrwa do końca i na dodatek będzie najlepszy, sądził, że w na pewno pojawi się ktoś kto będzie od niego lepszy, wciąż mogło to nastąpić. W końcu ile razy słyszało się o niespodziewanej wygranie jednej z osób, która wcześniej była niczym ninja. W tym wszystkim sporo zależało od szczęścia, które finalnie postanowiło go nie opuszczać, oczywiście nawet i z nim zdarzały mu się wpadki. Zapewne każdy miał takie momenty, w końcu większość miała swój jedyny ulubiony przedmiot, a w danej grupie niestety było ich więcej. Na szczęście w tym momencie wydawało się, że zadanie może być nawet zabawne, łapanie kulek zaklęciami? Spoko. To nic, że przy próbach prawie zniszczył fontannę... no i nie obyło się bez dostania kawałkiem niej w stopę, bolesne, jednak trzeba było kontynuować. Złapał trzy z pięciu, a potem nadeszła pora na odpowiadanie. Może być tylko astronomia? Tego dnia jego myśli postanowiły się urzeczywistnić, takim właśnie sposobem poprawnie odpowiedział na każde z pytań. Przyklasnął sam sobie w geście zwycięstwa, no coś jakby takie brawo ja i nawet sam postanowił dołączyć do kibicujących, był ciekaw czy tego dnia przyjdzie tu ktoś jeszcze.
Shenae nie sądziła by znalezienie się w tym miejscu było wielkim wyróżnieniem. Widziała jak przedstawia się tabela punktowa, nie uważała by miała być z czego dumna. Spośród uczniów, którzy wzięli udział w Sfinsie co prawda część została zdyskwalifikowana już wcześniej i jakoś połowa dotarła do tego etapu, ale czułaby się lepiej, gdyby na tle tej połowy, sytuowała się chociażby bliżej podium. Już na ten moment była w stanie stwierdzić, ze wygrana stoi daleko poza jej zasięgiem. Zakończenie całego projektu było już tylko formą zachowania twarzy. Wyjścia z tarczą, a nie na tarczy, cokolwiek to mugolskie powiedzenie miało znaczyć. To tylko kwestia dumy, że wzięła udział w piątym zadaniu, dobrze zdając sobie sprawę z tego, ze nie zajmie żadnego istotnego miejsca w ogólnym rankingu. Z westchnieniem znalazła się na dziedzińcu, obserwując bez przekonania ludzi, którzy przyszli dopingować uczestników Sfinksa. Rozejrzawszy się po lokacji, dostrzegła najpierw najbliżej stojącego Ettore, za nim Emmeta, gdzieś jej się rzuciła w oczy Julia, której skinęła głową. Może dlatego, że była tu jedyną kobietą i poczuła jakąś solidarność jajników czy inne cholerstwo. Trochę skrzywiła się widząc Sharkera. To znaczyło tyle, że udało mu się przybyć tu przed nią. To było wyjątkowo upodlające stwierdzenie. Skrzywiła się nieznacznie, wzrok chwilę potem zawieszając na Enzo. Zmarszczyła brwi, bo jak dotąd jeszcze nie udało jej się go zrekrutować do drużyny Quidditcha. Jako, ze występowali w projekcie przeciwko sobie… wypadało się do niego odezwać, prawda? Zresztą… wypadało. D’Angelo chyba nie przejmowała się konwenansami. — Hej, Halvorsen! — zawołała, ale że stało tu dwóch, chrząknęła sfrustrowana dodając twardo: — Enzo — i podeszła do fontanny chwilę zwlekając z zadaniem, zanim dowiedziała się jakie ono było. — Spróbuj nie zlamić. Kobiety patrzą. I uśmiechnęła się do niego z przekąsem nim sama przystąpiła do zadania. Wydawała się dość rozproszona, kiedy łowiła pierwsza kulkę. Mimo swoich starań, jedyne co zrobiła to ochlapała jakiegoś zdaje się.. Koreańczyka? Może Japończyka? Cholera wie. Nie znała nawet jego imienia. Wszyscy azjaci wydawali jej się identyczni. Mogła strzelać, że był to niejaki Ethan, L, czy inne cholerstwo o wschodnich korzeniach. Ale większość z nich, była tak pracowita, że należała do Ravenclawu. Dlatego burknęła krótkie: — Sorry — ryzykując stwierdzeniem, że powinna faworyzować kruczków. Swojej pracy nawet nie chciała nawet komentować. Użyte zaklęcie accio zamiast przywołać samą kulke, przywołało ją wraz z kawałkiem marmurowej fontanny, a ciężki kamień spadł jej na stopę. Z kulką w kolorze czerwieni nie miała nawet pojęcia co się stało. Sfrustrowana ponowiła zaklęcie, wprawnie zdobywając pierwszą z kulek. Kolejna wpadła jej do rąk przypadkiem, nawet nie próbowała zgadywać, kto jej w tym pomógł. Kolejną już miała chwycić w dłoń, kiedy ktoś z przeciwległej strony wysadził ją w powietrze. — Szlag! — aż syknęła w złości pozbywając się również dziwnego zielska z głowy. Sfrustrowana siadła na krawędzi fontanny, przystępując do prostszego zadania. Odpowiedzi na pytania zawarte na kulkach, które udało jej się zdobyć.
Wolałaby dzisiaj wyjątkowo nie rzucać się w oczy, mimo wszystko, kilka twarzy zwrócone było w jej kierunku. Posiadanie w rodzinie wilii jednak niosło ze sobą swoje konsekwencje. Nawet jeśli nie wyglądała jak typowa przedstawicielka tych istot. Nie miała być może długich, srebrzystobiałych włosów, ale zdawała się tak samo przykuwać spojrzenie i budzić w ludziach pewność siebie, co zauważyła chociażby w entuzjazmie z jakim ktoś obok niej wykonywał zadania, łapiąc dzielnie wszystkie pięć kulek, żeby jej zaimponować. Nie zaimponował wcale. Zaimponowałby bardziej, gdyby złapał je dla niej, ratując ją od upokorzenia, jakim okazało się schwytanie tylko jednej kulki, z czego pochwycenie innej skończyło się naderwaniem fontanny i bólem w stopie. Pocieszał ją fakt, że nie była chyba jedyną osobą, która źle użyła zaklęcie. Fontanna wydawała się wyszczerbiona w wielu miejscach, a nie widziała przed sobą dużej ilości osób, które ukończyły zadanie. Z odetchnieniem stwierdziła, że nieważne jaki był przebieg finalnego zadania Sfinksa, była w końcu bliższa jego końca niż początku. Wyłowioną jedną kulkę otwarła, wynajdując w niej pytanie. Udzielenie odpowiedzi zdawało się banalnie proste, nawet jeśli musiała wymusić na sobie ostatnie kilka zdań wypowiedziane w języku angielskim. Dalej, ruszyła z zadowoleniem w kierunku tłumu gapiów, stając pomiędzy nimi. Głowę miała uniesioną wysoko, dumna z faktu, że chociaż udało jej się zachować ostatniego dnia klasę. Czego nie mogła powiedzieć o innych uczestnikach. Tu miała na myśli na przykład dziwnie posyłającym we wszystkie strony zimne spojrzenia brunetkę, walczącą z okrutnie obrzydliwym zielskiem wplecionym w jej włosy. Dziękowała losowi, że to nie ją spotkało takie żenujące widowisko.
Gdy pojawiła się na dziedzińcu, była tam już spora liczba osób. Jak na złość... Dostrzegła nawet, że jest wśród nich także Halvorsen, a właściwie dwóch, ale tylko Enzo wzbudzał w niej bezsilną wściekłość. Gdyby nie Złoty Sfinks, może by się jakoś dogadali, ale jak miała dogadać się z własnym rywalem i to takim, który na dodatek przewyższał ją w punktacji? Cóż, nic dziwnego, iż miała nadzieję, że złamie nogę gdzieś po drodze z Sali Wspomnień i sędziowie wywalą go z projektu w ramach niezdolności do wykonywania zadań. Nic takiego się jednak nie stało. Rains zacisnęła usta i dysząc wciąż po dzikim biegu z Sali Wspomnień podbiegła do fontanny, gdzie wciąż pływały błękitne kulki jej ugrupowania. Jak się szybko okazało, kulki mieszczące w sobie pytania z pewnością tak trudne, że nikomu nawet się nie śniło. Nashword błyskawicznie przystąpiła do zadania, celując różdżką i już wymyślając zaklęcia, jakie może rzucić. Wyłowienie pierwszej okazało się łatwym zadaniem, podobnie zresztą jak odpowiedź na pytanie, które w sobie zawierała. Nie po to uczyła się tyle czasu, nie mówiąc już o miesiącach przygotowań do tego wydarzenia, by teraz lamić od samego początku. I gdy już sądziła, że równie łatwo poradzi sobie z pozostałymi kulkami, coś poszło nie tak. Reszta konkursu była już tylko koszmarnym snem, z którego chciała się jak najszybciej obudzić. Nie tylko nie udało jej się wyłowić trzech kolejnych kulek, ale gdy w końcu w bólach dorwała piątą, była już tak zła i tak rozkojarzona, że nie była w stanie udzielić sensownej odpowiedzi na pytanie. Nieco zrezygnowana, odsunęła się od fontanny, schowała różdżkę i... Cóż, czekała razem z innymi niepewna, co się teraz stanie.
Isolde czuła się nieco speszona, widząc tych wszystkich ludzi, wpatrujących się w grupkę uczestników projektu. Czy oni naprawdę nie rozumieli, że to wymagało koncentracji, a doping jest może dobry na boisku quidditcha, ale z pewnością nie w takiej sytuacji? Wyglądała bardzo poważnie i godnie, ściskając w dłoni różdżkę i sprężystym krokiem podchodząc do fontanny, w której pływały kolorowe kulki. Jak się okazało, w środku znajdowały się pytania, na które musieli odpowiedzieć. Isolde poczuła nieprzyjemny ucisk w dołku, jednak szybko wzięła się w garść i zabrała się do roboty, podwijając rękawy swojej czarnej bluzki i klękając na brzegu fontanny. Pierwsze dwie wyłowiła z łatwością, posługując się różdżką, która drgała w jej dłoni, jak gdyby rwała się do działania, jednak kolejna kulka jakimś magicznym sposobem zatonęła i Isolde nie miała najmniejszych szans na wydobycie jej z dna sadzawki. Zaklęła pod nosem i zajęła się pozostałymi dwiema. No cóż, już sądziła, że również czwarta kulka przepadnie, bo utknęła wśród jakichś glonów czy lilii wodnych i za żadne skarby świata nie chciała drgnąć, ale szczęśliwie ktoś wyławiając własną zdobycz poruszył splątanymi roślinkami i Isolde po chwili trzymała w dłoni swoją kulkę. Miała szczęście, ale ono też jest potrzebne, prawda? Ostatnia kulka niemalże sama wpadła w jej ręce, wygrzebana z sadzawki różdżką, nawet bez użycia magii. Teraz nastąpiła chwila prawdy - Isolde drżącymi dłońmi otworzyła kolejno kulki, modląc się w duchu o pytania, na które zdoła odpowiedzieć. I... tak też się stało! Bez trudu znalazła odpowiedzi na wszystkie cztery pytania i tylko w duchu żałowała, że nie udało się jej zdobyć tej nieszczęsnej, piątej kulki, która poszła na dno. Prawdę mówiąc, nie mogła uwierzyć, że to już koniec. Dobrnęła do finału i mimo że nie liczyła na wygraną, zdając sobie sprawę, że byli lepsi od niej, a jej życie ostatnio za bardzo się skomplikowało, by w pełni się poświęcić przygotowaniom do rywalizacji, była szczęśliwa, że wzięła w niej udział.
Była dumna z siebie i tego jak jej poszło ostatnie zadanie. Ostatecznie nawet z tarotem nie było tak źle, bo załatwiła go już po pierwszej porażce. Jak tak wspominała sobie swoje pierwsze kroki w projekcie, to bywała gorzej. Chociażby z pierwszym zadaniem i wypatrywaniem planet... Cóż, na pewno dużo się nauczyła, szczególnie z wróżbiarstwa, nawet jeśli ta wiedza zupełnie nie była jej do szczęścia potrzebna. Bo niby co? Będzie próbowała przewidzieć co zrobić, żeby uzdrowić rannego? Zupełnie nie potrafiła znaleźć zastosowania dla tej dziedziny magii. Myślała sobie tak, idąc korytarzem w stronę dziedzińca. Nie była przygotowana na to, co tam zobaczy. Już z pewnej odległości usłyszała krzyki i wiwaty. O nie... zdecydowanie wolała wykazywać się wiedzę w samotności albo w małej grupie. Mimo to, na dziedziniec weszła jak zawsze opanowana, musiała skupić się na zadaniu a nie na tych wszystkich ludziach. Przy fontannie było już trochę innych uczestników, uśmiechnęła się do znajomych twarzy, a potem zabrała się za wyławianie kulek. Za pierwszym razem nie wyszło, w jej ręku pojawił się liść. Nie było chyba co liczyć, że dostanie punkty za dobre użycie Accio. Musiała starać się bardziej. Nagle zrobiło się ciasno, ale Laura, nie zważając na to, że ktoś ją popycha jakby za wszelką cenę chciał jej przeszkodzić, skupiła się na zaklęciu. I udało się, chociaż przez chwilę myślała, że zderzenie z inną sprawi, że zaklęcie przestanie działać. Potem przyszła dobra passa (i wieniec na głowie) i kolejne dwie były w jej ręku. Bardzo starała się wykorzystać ostatnio szansę, ale kulka wybuchła. Powiodła wzrokiem po zebranych dookoła, starając się dostrzec winnego, ale jakoś nie mogła go wypatrzeć. Jeszcze tylko odpowiedzi. Otwierała po kolei wszystkie trzy zdobyte kulki, z czego tylko na jedno pytanie nie potrafiła odpowiedzieć. Pewnie było z zakresu wróżbiarstwa. Mogło być lepiej, szczególnie gdyby miała ich więcej, wciąż nie wierzyła, że przywoływanie przedmiotów może być tak trudne. Czekała teraz co będzie dalej. Czy to już koniec?
Przeszła dwa etapy tej finałowej rundy. Zastanawiało ją ile jeszcze ich będzie. Na początku ogłuszył ją krzyk tych wszystkich ludzi na widowni. Rozejrzała się stając w miejscu na moment. Widownia znajdująca się wokół dziedzińca wiwatowała prawdopodobnie jej kibicując, niektórzy unosili się na miotłach lub wyglądali z okien wieży z zegarem, by mieć lepszy widok. Tym też się przyjrzała, ale tylko przez krótką chwilę. Nie peszyły ją tłumy, była przyzwyczajona do tego że ludzie na nią patrzą, grała przecież w Quidditcha. Wręcz podobał jej się ten kibicujący reprezentantom tłum. Dostrzegła fontannę stojącą na środku wokół której już ktoś był. Dopiero gdy była już bardzo blisko dostrzegła, że w wodzie pływają kolorowe kulki. Jej kolorem była czerwień czerwień i chociaż osobiście wolała zielony to tutaj niestety nie mogła wybrzydzać. Co usłyszała? Proszę wyłowić pięć kulek w swoim kolorze. Tylko magia i spryt. Skinęła tylko głową i zabrała się do działania. Zdobycie 1 kulki poszło jej wręcz idealnie. To trwało zaledwie chwilę. Sprawnie wykonany ruch różdżką i kulka wylądowała w jej dłoniach. Kattie zrobiła to chyba szybciej niż pozostali, dzięki czemu zyskała odrobinę czasu na udzielenie odpowiedzi i miała czas by sie zastanowić nad jej poprawnością. No i tutaj odpowiedziała na pytanie prawidłowo. Ledwie różdżka drgnęła pod uściskiem palców, a druga kulka w tajemniczy sposób znalazła się w dłoni Slizgonki. To było szybkie i nie wiadomo czy do końca prawidłowe, ale najwyraźniej nikt nie zauważył jak to się w ogóle stało. Ważne, że miała już dwie piłeczki. Przy trzeciej piłeczce ktoś ją bezceremonialnie odepchnął od fontanny. To że była drobna a inni faceci wysocy przy niej to nie znaczyło, że mogą ją ot tak odpychał. Ej! Z drogi! Warknęła tylko niezadowolona i rozpychając się łokciami wróciła do dawnej pozycji przy fontannie. Czwarta czerwona piłeczka utknęła w jakimś zielsku, ale dzięki temu że ktoś rzucił zaklęcie i piłeczkę wybiło do góry Kattie skorzystała tylko na tym i w ten sposób kolejna piłeczka znalazła się w jej dłoniach. Z kolei piąta piłeczka równiez trafiła się całkiem szczęśliwym trafem. Po prostu trzeba mieć szczęście a panna Russeau je dzisiaj miała aż w nadmiarze można wręcz powiedzieć. Pytania jednak jej nie podpasowały i mimo złapania 4/5 kulek tylko na jedno z pytań odpowiedziała prawidłowo. Mimo wszystko i tak była dumna ze swojego finału.
Była już zmęczona. Miała całkiem sporo na głowie, a fakt, że Noel wrócił sprawiał jedynie, że miała dosyć. Starała się myśleć trzeźwo, a jednak nie wiedziała czy jest w stanie poradzić sobie z tym etapem. Próbowała na wszelkie możliwe sposoby, a kulki były niezwykle irytujące. Nie były czymś łatwym pomimo, że starała się zapanować nad własnymi emocjami. Rzucała zaklęcia, ale ledwie wyszło jej jedno, które okazało się na szczęście trafne w odpowiedzi, którą miała rzucić. Odzyskała wiarę w siebie, która po chwili jednak legła w gruzach i nie było już siły na to, by naprawiać błędy. Oddychała wolno, wręcz starając się utrzymać jednomiarowy oddech, ale za każdym razem było coraz trudniej. Magia z nią nie współgrała, a myśli niebezpiecznie krążyły wokół Venice i mężczyzny, który był dla niej słodką obsesją, ale i utrapieniem. Złoty Sfinks miał być oddaleniem się od problemów, a było tego jeszcze więcej, wszak nie mogła w żaden sposób pojąć, jak to się działo, że zadania były trudniejsze. Owszem, to finał, ale czary jakie rzucała sprawiły, że zniszczyła nieco fontannę, uszkodziła stopę, by ostatecznie odpuścić i wrócić do mieszkania. Czyżby to już koniec?
Ostatni etap Złotego Sfinksa... Byłem wręcz przerażony. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić, jak się nie zbłaźnić i jak z twarzą wyjść z całego przedsięwzięcia. Podszedłem do fontanny, żeby wyłowić pięć kulek z pytaniami. Najpierw tylko machnąłem różdżką, a w moich rękach pojawiła się bryła, w której było moje pytanie. Później druga równie szybko znalazła się w moim posiadaniu. Niefortunnie za trzecim razem woda najwyraźniej się zbuntowała, bo zostałem odepchnięty na ziemię, a później z bólem musiałem podnieść się z porażki. Potem było dosyć dobrze - obie kulki jakoś magicznie zmaterializowały się w moich dłoniach. Kiedy przyszła kolej na odpowiedzi, byłem pewny, że dam radę. Przecież byłem dobry. Niestety udało mi się tylko z jednym - najwyraźniej nie był to mój dzień. Przeklinając siebie w myślach, miałem nadzieję, że może chociaż będzie dla mnie jakieś miejsce na podium.
Zmiana jest ważna, jeśli coś się zmienia to znaczy, że czas płynie i choć pozornie jego upływ nie ma dla nas żadnych pozytywnych perspektyw przez chociażby starzenie to i tak... Żyjemy z godziny na godzinę, z sekundy na sekundę. Natomiast dar zmiany, który posiadała panienka Joyner był zupełnie innym wymiarem tego, co można dać sobie i innym. Zwykle było tak, że metamorfomagowie w szkole jedyne co robili to zmieniali kolory włosów... I to tyle. Żadnego konkretniejszego ćwiczenia. Nic dziwnego, że po zniknięciu Slima i po rozchorowaniu się ojca Fel nie brakowało czasu, aby poświęcać czas na czytanie lektur o tej ciężkiej sztuce zmiany. Żmudne godziny siedzenia przed lustrem, a potem już tylko zamykając oczy i próbując wszystko ułożyć w głowie. Element po elemencie, jakby była żywa taką jaką siebie teraz widzi, nie taką którą bywa naturalnie. Teraz było podobnie, siedziała przy niewielkiej fontannie na dziedzińcu i gładząc dłońmi grzbiet książki do Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami, próbowała posadzić siebie w zupełnie innym ciele. Powoli zmieniała się, wiedziała jak trudnym jest opanować każdy szczegół, ale stało się to jej pasją. Czyniła siebie teraz o wiele starszą, w dodatku jej twarz nabierała męskiego wyrazu. Z pewnością nie była już delikatną Puchonką, którą mógłbyś łaskawie zepchnąć ze schodów lub wieży i zrzucić to na jej nieporadność. Wygląd był grą pozorów i dziewczyna z minuty na minutę co raz bardziej przestwała fizycznie być sobą, bo jej ciało upodabniało się do wyobrażanego człowieka, którego twarz pewnie miała kiedyś okazję dostrzec na ulicy. Coś, co stworzyłaby sama nie byłoby autentyczne, nie zmusiłoby jej do pracy. Wzięła głęboki oddech otwierając na chwilę powieki i przykładając dłoń do policzka, który o niespodzianko nie był już delikatny i aksamitny. Skóra wydawała się być wysuszona z liczną ilością bruzd. W końcu Feli wyciągnęła z torby szkolnej lusterko i jęknęła nieco zniechęcona dotychczasowym efektem. Nie poddając się jednak "naprawiła" uszy i nieco wymodelowała nos zastanawiając się czy to właściwe, że wygląda teraz niezwykle komicznie. Rozejrzała się szybko po dziedzińcu, ale nie dostrzegła nikogo, więc naciągnęła jedynie na siebie kaptur za dużej bluzy. Nadal dobierała kolejne fragmenty nowego wizerunku... Czuła się jak wytrawny kosmetyk, który potrafi tak naprawdę namalować i przykryć wszystko. Nie dowierzając "dziełu" przyłożyła palce do powierzchni lusterka, które znów upchnęła w torbie spodziewając się długo jeszcze spokoju.
Na własne życzenie mijał się ze wszystkimi. Wstawał wcześnie, a do dormitorium wracał późną nocą. Większość czasu spędzał w hogwarckiej bibliotece, ale nie cały. Bywał w różnych miejscach i na własną rękę poznawał szkołę w której przyjdzie mu spędzić najbliższe miesiące. Nie potrzebował do tego niczyjej pomocy, a już na pewno, że żadnego hogwartczyka. Po uczcie powitalnej dzięki D’Angelo przestał być przyjaźnie nastawiony do innych. Początkowo starał się nie być uprzedzony, ale ona skutecznie wybiła mu ten absurdalny pomysł z głowy. Brakowało mu rozmowy z kimś kto nie będzie się go wypytywał o Salem i wszystko związane z pożarem, bo nie raz zatrzymał go ktoś na korytarzu, aby to właśnie zrobić. Wyczucie poziom ekspert. Dopiero rok studencki się zaczął, a już zaczynał się dusić w tym nie najmniejszym zamku. Dlatego każdą wolną chwilę wykorzystywał na znalezienie się poza jego murami. Taki plan miał również teraz. Żałował, że teleportować się mógł dopiero poza bramą, ale nie mógł nic na to poradzić. Pozostało mu tylko przejść przez dziedziniec i… Złapie głęboki oddech. Nie spodziewał się o tej godzinie spotkać kogokolwiek, dlatego jak zobaczył postać w kapturze zatrzymał się w pół kroku. Zupełnie odruchowo, bo nie miał zamiaru przeszkadzać temu komuś, a już ostatnim czego chciał to zwrócić na siebie uwagę. Wolniej niż do tej pory ruszył dalej, ale popełnił jeden błąd, po raz kolejny odwrócił się za siebie i wtedy wydawało mu się, że zobaczył coś co przez długi czas nie będzie dawało mu spokoju.. Zareagował agresywniej niż mógł się o to podejrzewać. Zawrócił i zaraz znalazł się przy zakapturzonej postaci i bez namysłu ściągnął jej nakrycie z głowy. Widać od razu było, że jest poruszony tym co zobaczył. Nie umiał nawet zebrać sensowych słów w zdanie, więc ze wściekłością przypatrywał się komuś, kto był podobny do jego… Wujka. Nie wiedział go wiele lat, więc mógł teraz sobie coś ubzdurać albo umysł płatał mu figle. Gdyby ktoś mu kazał postawić galeona na to jak on wyglądał, opisałby go właśnie w taki sposób. Nadal próbował go znaleźć, ale wszystkie jego poczynania szły na darmo. Dlatego teraz ze wściekłością patrzył się na jego, która zupełnie nie pasowała do reszty ciała czy też ubrania. Chwilowy mętlik w głowie szybko znalazł nowy porządek, a przynajmniej starał się sobie wszystko poukładać, co nie było najprostsze w tak krótkim czasie, gdzie z każdą sekundą przybywało pytań.
Czy Felicie była ciekawa tego jak smakuje ogień? Nie była pewna czy chciałaby zadać to pytanie choć jednemu z nowych uczniów. Nie dlatego, że się bała ich reakcji lub analizowała uczucia, które mogły ich dobić gdyby się dopuściła tego czynu. Ona po prostu wiedziała jak to jest czuć krew na dłoniach w dosłownym znaczeniu i nie chciała pytać o nic, co sprawiłoby, że musiałaby wrócić do traumatycznych przeżyć nawet nie swoich. Przyjęła ogólną wersję wydarzeń, z dystansem podchodziła do wszystkich obecnych uczniów, ale nie z powodu "boję się o własne życie". Długo jej nie było w zamku, miała przerwę z powodu choroby ojca. Jej nieobecność na wakacjach sprawiła, że czuła się wyobcowana z towarzystwa koleżanek i po prostu źle czuła się z myślą, że znów ma tu wrócić po świeży start i kolejną porcję znajomych skoro nawet Slim zniknął. Nie pytała nikogo czy wiedzą, gdzie może się podziewać Gryffon. Milczała skupiając się na przesuwającej się wskazówce zegara. Jakby to było normalne. Ucieczka w metamorfomagię była dobrym celem podróży. Była planem, a przecież jej rodzice ją zaplanowali idealnie, zatem czy to dziwne, że to w harmonogramach szukała rozwiązania swoich problemów? Może chciałaby mieć do przenalizowania chaos ognia z Salem, ale nie przeżyła tego. Nie spytałaby, nie była na to gotowa. Nie spodziewała się, że ktokolwiek zdecyduje się jej przerwać, że przyjdzie i że zacznie wymagać interakcji. Była sama, nikogo tutaj nie znała praktycznie choć od lat co roku przekraczała mury zamku. Nie miała pojęcia co zrobić, jak zareagować. Ukryła twarz w dłoniach na kilka sekund, magia zaczęła "spływać" po jej policzkach uwalniając prawdziwą ją, kiedy przestawała być wytworzonym obrazem złudnie go irytującym. Coś było nie tak, ale ona zamiast wydusić z siebie słowo wracała do podstawowej wersji wyglądu zupełnie jakby... On ją rozbierał wzrokiem. Zawstydzał oczami pełnymi nienawiści, przez co ona nie miała w sobie tyle siły, by utrzymać urok metamorfomaga. - Przepraszam. - wyrzuciła z siebie szybko łapiąc torbę i uciekając z miejsca wydarzenia. Przebierając nogami chyba nie spodziewała się, że z jej pakunku wypadnie pergamin, po który musiała się schylić, by go z powrotem schować. Musiała się zmienić, zadbać o inne szczegóły wyglądu, by nigdy nie znalazł jej prawdziwej na hogwarckich korytarzach, ale stać ją było tylko na ciemne włosy, których też nie była pewna.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Naprawdę przyszedł na ten dziedziniec, najwyraźniej licząc na to, że dowie się od Katyi czegoś więcej. Uniki wcale go nie zadowalały, a to, że sam zamierzał wyłożyć karty na stół chyba wiele znaczyło skoro z reguły tego nie robił. Także sprawa była raczej poważna, a Sharker zawzięty. Czego chcieć więcej przy prowadzeniu poważnej rozmowy? Tak po prawdzie, to chyba sam nie był pewien co konkretnie chciał osiągnąć przez pokazywanie jej monoklu, skoro zdążył już zauważyć, że wyciągnięcie czegoś z Kasi może być problematyczne. Miała się złamać czy co? Nie uważał, aby była skłonna do odebrania mu jego własności, ale może właśnie teraz przyjdzie dla niego ten czas, w którym srogo się zdziwi? Zaraz zobaczymy. Wieczór po grze w Therię był średnio sprzyjającym czasem na spotkania. Dzięki eliksirowi leczącemu, oparzony palec już dawno przestał go boleć, jednak niewiele podziałał na frapujące drapanie w płucach. Co jakiś czas dyskomfort nasilał się na tyle, że zmuszał Sharkera do odkaszlnięcia, także szedł sobie na ten dziedziniec pokasłując jak schorowany staruszek i skrywając swoją tajemnicę w kieszeni płaszcza. Od kiedy odkrył do czego może mu się przydać, chyba zaczynało mu odbijać. Nie lubił zostawiać go samego w mieszkaniu, ale kiedy już teleportował się do szkoły, zwykle to uczucie rozpływało się w dziwny sposób. Sam już nie rozumiał o co chodzi i w jaki sposób monokl sprawia, że wciąż dopadają go bóle głowy. Czy Kolosova będzie w stanie rzucić na jego sytuację trochę światła? Kiedy przybył na miejsce, niemalże natychmiast skierował się w stronę fontanny, siadając na jej skraju. Machinalnie poruszał palcami w kieszeni płaszcza, najwyraźniej obracając między nimi swój artefakt i tak oto czekał na Kasię.
Czy traciła kontrolę? Czy pokazała po sobie uczucie, którego nigdy nie powinna wypuścić ze szczelnie zamkniętego umysłu? Czy Sharker podpatrzył ją w najbardziej niewłaściwym momencie? Dręczyła się podobnymi pytaniami przez całą drogę na dziedziniec, nieco nierównym krokiem przemierzając coraz to kolejne korytarze Hogwartu. Wsiewołod skarciłby ją po tysiąckroć, gdyby mogła sobie odpowiedzieć twierdząco, wytykając jej brak posłuszeństwa i niezdolność do utrzymania się w ramach tradycji, jakie własnoręcznie dla niej przekazał. Nie wspominając już nawet o reszcie Wands & Skulls, przez nią w większości uważane za bandę nadmiernie ambitnych debili, a jednak bandę o wiele bardziej zdolną do utrzymania swojego istnienia w tajemnicy, niż ona. To wszystko nie miało sensu, chyba że wiedzę Rasheeda podciągało się pod nad wyraz długi język Cartera. Mówi się, że plotki potrafią się prędko rozchodzić, ale Katya nigdy nie spodziewała się, że mogą to robić w aż tak zawrotnym tempie. Zanim dotarła na miejsce, zrobiła sobie krótki przystanek w bardziej osamotnionej okolicy. Obserwując opustoszałe zakamarki mogła wyegzekwować choćby najmniejszą kontrolę nad własnymi myślami, a także wspomóc uspokajanie wszystkich aspektów egzystencji przez głębokie wdechy i wydechy. Dawno nie musiała tego robić. Nawet wtedy, gdy Wright doprowadził ją do niemal szewskiej pasji. Po prawdzie wtedy była po prostu wkurzona, a nie wystraszona, ale nadal nie zmienia to faktu, że trzymała się w jednym kawałku. A teraz? Idąc na spotkanie ze swoim przyszywanym bratem pokładała wiarę w łut szczęścia, zamiast tradycyjnie we własną inteligencję oraz spryt. Popełniała błąd kardynalny, efektem którego Wsiewołod z pewnością przewracał się teraz w grobie. - Hej - mruknęła półgłosem gdy dotarła już na miejsce, stając nieopodal Szweda. Nieciekawy ton głosu wywołany był powszechnie panującym chłodem, chociaż Kolosova wcześniej to przewidziała i ubrała się trochę porządniej niż zazwyczaj. Dziwnie było czuć na sobie przechylające się szale losu, odpowiedzialne za dalsze perypetie tak wielu ludzi.