Dziedziniec wieży z zegarem wydaje się być jednym z najstarszych miejsc w zamku. Łączy most wiszący z resztą budowli, a również wysoką wieżą zegarową. Na prawie samym szczycie znajduje się ogromny, przeszklony zegar. Można się do niego dostać pokonując wąskimi, drewnianymi schodkami pięć piętr. W środku znajdują się różne mechanizmy a także dzwony; niektóre ogromne, miedziane inne zaś złote. Na środku dziedzińca wybudowana natomiast została niewielka fontanna z czterema gobelinami.
UWAGA! W tej lokacji na okres październik/listopad musisz rzucić kostką kiedy tu jesteś, ze względu na wykonane tu zadanie na kółka przez Fillina Ó Cealláchaina.
Zmiana wyglądu lokacji: Z goblinów nie leci woda, a z jednego krew (albo coś co ją przypomina), drugiego mleko, trzeciego atrament, czwartego sok dyniowy. Wszystko to wlatuje do fontanny.
Rzuć kostką k6 na efekt:
1 - Próbujesz przysiąść gdzieś sobie a tutaj okazuje się, że rzucone tu było zaklęcie Spinale. Ha, ha bardzo zabawne, teraz jesteś cały w drobnych ranach na Twoich Twoich pośladkach. Dodatkowo rzuć kostką. Parzysta - podarło Ci również dużą część ubrania, Nieparzysta - nie szarpnąłeś ubrań aż tak, więc nic ci nie podarło, a jedynie lekko zraniło. 2 - Chcesz oprzeć się o kolumnę obok której stoisz... A jej nie ma tak naprawdę. Przenikasz przez coś co tak naprawdę nie istnieje i wpadasz do fontanny. Cały lub połowicznie, jak wolisz. W każdym razie ociekasz mieszanką czterech cieczy wylatujących z fontanny. Apetycznie! 3 - Nie masz pojęcia, że fontanna została odrobinę przerobiona i Kiedy chcesz usiąść na niej tak jak często robią tu uczniowie, okazuje się, że została ona lekko transmutowana i tam gdzie siadasz, wcale nie ma kamienia... Wpadasz całkowicie do fontanny. No pięknie. 4,5,6 - Nie musisz nic robić, a fontanna i tak Cię dopadnie! Co jakiś czas gobliny obracają się i robią niewielki raban na dziedzińcu. Niektóre z nich buchają swoimi cieczami gdzie popadnie, od czasu do czasu ubrudzając uczniów. Kiedy ty wchodzisz na dziedziniec, właśnie jest jeden z tych momentów. Możesz spróbować uciec przed cieczą jeśli chcesz. Rzuć kostką k6 by sprawdzić czym zostałeś oblany. 1 - mleko, 2 - krew, 3 - atrament, 4 - sok dyniowy, 5 i 6 - wybierasz sam. Dodatkowo możesz, aczkolwiek nie musisz, rzucić na unik. Rzucasz literką. Samogłoska - udaje Ci się uniknąć goblina Spółgłoska - niestety i tak zostajesz zachlapany
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 18:16, w całości zmieniany 3 razy
Dziedziniec może nie był największy, ale miał przyjemną atmosferę kilka niewielkich ławek na dole...z jednaj z nich skorzystałem kładąc na niej notes i jedzenie które dostałem od skrzatów. W ustach miałem laskę cynamonu...świeżego! Więc zdecydowanie ostrego i dość mocnego, ale jeszcze nie zacząłem odczuwać drętwienia języka oraz podniebienia. Przez cały czas zastanawiałem się jak poprowadzić rozmowę z Ann, to nie było łatwe...ale miałem przeczucie że to będzie niezwykle interesujące. Jak dotąd zareagowała znacząco tylko na przekleństwo po duńsku i mój dotyk, no ale zapewne zareagowała w taki sposób na każdego kto by to wszystko zrobił. Zdecydowanie kiedy o tym myślałem pojawiał się na moich ustach uśmiech, była taka słodka kiedy się czerwieniła w dodatku to stwarzało niezwykłą odmianę od jej naturalnego zachowania, przez które nie mogłem się przebić. Po raz pierwszy spotkałem taką osobę, tak skrytą i niewinną! Byłem w dobrym nastroju, nawet jeśli nie wiedziałem jak zacząć rozmowę z gryfonką to jednak już sama jej obecność...spojrzałem w górę na niebo i zasłuchałem się w kolejnym utworze .
Niewinna? Jak kto woli. Ann skrywała taką mroczną tajemnicę, że gdyby wyszła na jaw to nikt nie śmiał by wątpić w to, że nie jest taka niewinna. W każdym bądź razie teraz była spokojna. Porządnie się wykąpała w ciepłej wodzie. Ze spokojem ubrała się stosownie do pogody. Płaszczyk czarny, koszulka, czarne spodnie i buty na koturnie. Lubiła koturny, a dzisiaj miała ochotę właśnie na te buty. Nałożyła odpowiednią ilość maści na ranki na twarzy. Już po chwili nie było po nich śladu. Jak ona kochała magię. W zwykłym, szarym świecie nie było mowy o szybkim zagojeniu się ran. Odłożyła maść na półkę i wyszła z dormitorium. Nie będzie przestrzegała szlabanu. Wciąż jest na terenie szkoły przecież. Zresztą skoro ją już zaprosił to nie wypada odmówić. Ann zeszła po schodach w dół i wyszła na dziedziniec. Usiadła obok chłopaka trochę spięta. Nie była to komfortowa sytuacja dla jej osoby. Rzadko miała okazję posiedzieć z obcym jej chłopakiem. -Od razu lepiej... Powiedziała. -Mówiłeś coś o robieniu tatuaży... Nie jestem zdolna z rysunku... Dodała po chwili. Fakt. Rysowanie to nie była jej działka. Lepiej z odrysowywaniem. Tak. Dzięki temu ma projekt swojego tatuażu. Inaczej w życiu nie narysowałaby gołębi, czy tam wróbli wokół napisu.
Dziewczynę zauważyłem kiedy była kilka kroków ode mnie...więc jednak przyszła. Przekrzywiłem lekko głowę z zaciekawienia co usiało wyglądać komicznie z laska cynamonu w ustach,a le co tam jakoś mnie to nie obchodziło. Z Garçi było zazwyczaj sto razy gorzej, albo lepiej zależało od sytuacji...teraz tak myślę że i Ann przydałaby się ksywka! Zdecydowanie jest interesująca, a to mnie zobowiązuje do czegoś...będę musiał nad tym pomyśleć. Ładnie się ubrała, a czarny nieźle do niej pasował...trudno mi było zwrócić wzrok gdzie indziej. To nadal była ta sama dziewczyna, ale teraz zdecydowanie wyglądała inaczej. Ściągnąłem słuchawki i odłożyłem cynamon, następnie rozpakowałem jedzenie i położyłem je między nami, powinna czuć się swobodniej...to przecież zawsze jakaś bariera. - Możliwe...ale twój wcześniejszy stan też miał swój urok. - uśmiechnąłem się do gryfonki mówiąc o tym...nie znalazła by w moich słowach cienia kłamstwa bo rzadko mi się zdarzało kłamać...choć czasami to robiłem. Ale teraz to nie miało żadnego sensu... - Też nie jestem najlepszy w rysunku, zajmuje mi strasznie dużo czasu i często posiłkuję się przykładem. Ale jeśli chodzi o tatuaże jestem zdecydowanie lepszy, moja mama wspominała że mam do tego rękę. Interesuję się nimi i nie ma to znaczenia czy są magiczne czy zwyczajne, choć preferuje te drugie, a jeszcze lepiej połączenie. - miałem tyle pomysłów na to wszystko tylko brak czasu i środków mnie powstrzymywał, tak to już bywało, ale za niedługo lekcje eliksirów więc na nich zamierzam nadrobić trochę straconego czasu. - Chciałabyś tatuaż? - czekając na odpowiedź chwyciłem za jeden z owoców i zacząłem jeść, był taki jak lubiłem twardy.
Szczerze mówiąc to w tej chwili Ann chciałaby szynkę parmeńską, bo miała straszną ochotę. Jednak od początku. Ann poczuła się swobodniej, gdy jedzenie pojawiło się między nimi. Była głodna, więc spojrzała na to co jest w środku. Mniam! Ciasteczka z dżemem w środku! Jej ulubione kruche ciasteczka. Uwielbiała je i gdyby nie to, że siedzi sobie z Yves'em już by pochłaniała łakocie. Troszkę zignorowała jego pierwszą wypowiedź, a raczej odpowiedziała rumieńcem na twarzy. Jeszcze trochę to będą ją nazywać burakową dziewczyną. Gdy mówił o tatuażach, a raczej o tym co woli Ann złapała za jedno ciastko i zaczęła je konsumować. Smak tych ciastek był niebiański. Ann dawno już nie jadła ich. Ostatnim razem w domu... Mama jej upiekła zanim pojechała do Hogwartu. Stęskniła się za domem... -Magiczne tatuaże? Myślałam, że są tylko te zwykłe, mugolskie. Powiedziała wyraźnie zainteresowana. Jakie były magiczne tatuaże? Ann chciała wiedzieć. W końcu musi wiedzieć jaki chce. -Chciałabym... Dodała po chwili trochę ciszej. Nie powiedziała jednak, że zrobiła już szkic. Uznała, że lepiej nie mówić. Dlaczego tak ściszyła głos? W sumie sama nie wiedziała. To tak jakby tatuaż był zakazany dla osóbki pokroju Ann.
Widać było że lekko się rozluźniła szczególnie kiedy spojrzała na jedzenie...no coś zajęło jej główkę i nie myślała że rozmowa ze mną może być...krępująca? No nie wiem jak mógłbym to nazwać, ale co tam, dobrze że się rozluźniła choć trochę. Poza tym lubiłem jak się tak rumieniła, łatwo i naturalnie...ale zdecydowanie musiałem to ograniczyć bo jeszcze się mnie wystraszy. Słuchałem z uwagą słów Ann, nie mówiła za wiele, więc każde słowo było na wagę złota tak samo jak ton jakiego używała. - Istnieją magiczne...choć w pewien sposób trudno to nazwać prawdziwym tatuażem. Odpowiednio przygotowana farba z magicznych komponentów to podstawa, potem wystarczy różdżka, jedno lub dwa zaklęcia i na koniec trochę wprawy. Problem jest taki że nie potrafię stworzyć trwałego tatuażu, farba za płytko wsiąka w skórę, więc nie trzyma dłużej niż rok. - ostatnie słowa wypowiedziałem z irytacją, ale szybko się opamiętałem, no przecież nie chciałem straszyć gryfonki, a ostatnio nie panowałem najlepiej nad emocjami. - Ale dzięki magii można stworzyć wiele ciekawych modyfikacji, no i to co najważniejsze można je wykonać w szkole bez bólu. - mówiłem całkiem sporo, no to był temat który zdecydowanie mnie interesował i cieszyło mnie to że dziewczyna wydaj się być zainteresowana tym tematem. Przyjrzałem się jej uważniej kiedy usłyszałem wyszeptane słowa, nie nie zamurowało mnie, ale od razu bez zbędnego namysłu zapytałem. - A mógłbym ja go wykonać? - także szeptem co było dziwne, bo w takiej sytuacji powinienem praktycznie krzyczeć. Gdybym się nie powstrzymał to zapewne znów bym odgarnął jej włosy i skierował jej twarz w swoją stronę.
Słuchała z zainteresowaniem chłopaka. -Ale ona się ruszają jakoś, czy coś w tym stylu? Zapytała. Śmierciożercy mieli znak na przedramieniu i gdy Voldemort ich wzywał to znak się ruszał. Czy to było to samo? Ann nie chciała podawać przykładu. Nie wiedziała jaki stosunek miał chłopak do Czarnej Magii. Na niej nie robiło wrażenia wypowiadanie imienia czarnoksiężnika. Nie robiło też to, że ktoś ma w rodzinie śmierciożerców. No Ann była dziwna, ale to jeszcze nic. Dopiero jej dziwactwa wyjdą. Przynajmniej nie jest oschła. Gdy zaproponował jej zrobienie tatuażu spojrzała na niego lekko nieobecnym wzrokiem. Dopiero po chwili spojrzała tak jakby zajarzyła o co chodzi. Trochę się wyłączyła myśląc o tatuażu magicznym, więc musiała przetrawić propozycję. -A chciałbyś? Zapytała jeszcze ciszej. Cud, że w ogóle się odezwała, bo znowu zaczynało się robić nieciekawie. Znów miała problem z wymówieniem słów toteż każde słowo wymawiała z trudem. Nerwowo chwyciła za kolejne ciastko. Musiała się czymś zająć, więc włożyła do buzi kruche ciastko z nadzieniem i zaczęła się skupiać na smaku. Tyle było z rozluźnienia. Ann nie da tak bez wahania swojej ręki do tatuażu chłopakowi. Już dawniej stwierdziła, że uzbiera pieniądze i pójdzie do najlepszego salonu w Londynie. Nie chciała problemów z tatuażem. Mimo magii zakażenia niektóre mogą być śmiertelne. Tak... Naoglądała się chirurgów, serialu mugolskiego i teraz woli nie ryzykować.
Zastanowiłem się nad pierwszym pytaniem dziewczyny, możliwości było naprawdę sporo od....no nie będę tego rozważał w myślach przecież lepiej to powiedzieć na głos by i Ann usłyszała. Więc tylko przez chwilę się zastanowiłem nad odpowiedzią i zacząłem z pasją i skupieniem. - Mogą się ruszać to nie jest żaden problem, nie doszedłem do większej w prawy w ruchomych, ale zamierzam ćwiczy. Poza tym mogą mieć wiele innych właściwości...dostosowywać się do ciała, ludzie nadal się zmieniają rosną lub nabierają masy...zwykłe tatuaże często się przy tym niszczą lub odkształcają. Myślę że o świecących raczej nikt nie myśli, ale dlaczego by nie...teraz pracuję nad zapachowymi. - czasami spędza mi to sen z powiek by wyliczyć wszystko i w dodatku nie sknocić całej receptury, nie mówiąc już o tym że dana mieszanka powinna jeszcze być wykonalna! Kiedy skończyłem mówić ponownie spojrzałem na Ann...muszę w końcu wymyślić jej ksywkę bo zaczyna mnie to drażnić! Padło kolejne pytanie tak ciche że ledwo je usłyszałem...ten temat zdecydowanie ją stresował, ale co zaskakujące kontynuowała. Dlatego z lekkim uśmiechem postanowiłem odpowiedzieć wstałem z ławki i zrobiłem kilka kroków do przodu, wykonałem to wszystko spokojnie by nie wystraszyć gryfonki. - Tak chciałbym...nie pytaj dlaczego po prostu tego chcę. Siedzi to we mnie i nie mogę tego wyrzucić z głowy. Odkąd cię pierwszy raz zobaczyłem myślałem o tym...- zdarzało mi się to od czasu do czasu, ale jakoś z tą dziewczyną było inaczej, choć nie wiedziałem dlaczego...nie dawało mi to spokoju! - Nie naciskam, jeśli nie chcesz to zrozumiem...- chciałem powiedzieć Ann że ma wybór i w żadnym razie nie powinna podejmować decyzji której nie chce. Trudno mi było przy tym zapanować nad głosem, ale chyba wyszło nie najgorzej. Tatuaż to bardzo osobista i ważna rzecz, więc nie każdemu powinno się pozwalać na wykonywanie go.
Ann trochę się zdziwiła. Zapachowe tatuaże? Aż się rozmarzyła, gdy pomyślała, że mogłaby mieć o zapachu czekolady lub truskawek. Chyba jednak wolałaby zwykły. Za często przebywa z mugolami, by zrobić sobie magiczny w miejscu dość widocznym. Ksywka? Ona ma już ksywki. Cnotka-niewydymka, niezdara, wariatka. Dobrze, że nie ma na imię Luna, bo by mówili pomyluna. Średnio ją interesowały te ksywki. Zazwyczaj wymawiali ją ci co nie lubili Ann, bo jej przyjaciele mówili do niej po imieniu. Ann, Anne, Annelise. Tak mówili, więc nie przywykła do ksywek z ich strony. Zdziwiła się bardzo, gdy wstał i zaczął mówić. Była szarą myszką spod miotły, a tu nagle ktoś z zewnątrz się nią interesuje i już od razu takie śmiałe propozycje? Dziwne... aczkolwiek interesujące. -Pomyślę nad tym. Powiedziała najspokojniej jak tylko mogła, czyli głos jej się trząsł jakby przebiegła kilometr uciekając przed bykami. -Często wykonujesz tatuaże tutaj? Zapytała, by przenieść zainteresowanie z jej osoby na tatuaże.
Zdecydowanie zrobiłbym wile by dowiedzieć się co myśli Ann, jakoś nie potrafiłem tego odgadnąć, a korciło mnie by się zapytać...tylko obawiałem się jak dziewczyna zareaguje. Zdecydowanie nie czuła się swobodnie kiedy mówiliśmy o niej, a tu jeszcze zadałbym takie pytanie to z pewnością nie usłyszałbym żadnej odpowiedzi, a o spójnej mógłbym pomarzyć. Choć przecież mogłem się mylić, co się czasami zdarzało. Skinąłem głową kiedy wspomniała że się zastanowi, tyle mi wystarczyło na przynajmniej na razie, trudno mi było powiedzieć co będzie za jakiś czas. Jej głos zdecydowanie wskazywał że powinniśmy zmienić temat i szybko to zrobiła. Nieźle zazwyczaj lubię mówić i zadawać pytania o innych, ale tatuaże są ponadto! - Nie, rzadko mi się to zdarza...przez ostatni rok uczyłem się w mugolskiej szkole w Danii i wykonywałem normalne w salonie tatuażu. Magiczne ćwiczyłem na sobie i od razu je usuwałem...tylko nie można przesadzić bo może okazać się to niebezpieczne. - byłem cały czas skierowany w jej stronę, nie robiąc zbyt gwałtownych ruchów lub czegokolwiek co by mogło ją wystraszyć. No przynajmniej teraz bo za jakiś czas mogę palnąć taką gafę że wszystko zawalę! Ale trzeba się starać. - Chciałbym stworzyć zaczarowaną farbę którą mógłbym używać w normalnych technikach, ale jak na razie trafiłem na ścianę...Możesz opowiedzieć coś o sobie? Cokolwiek? - powiedziałem to dość cicho, często mówiła szeptem więc może tak będzie jej łatwiej. Poza tym starałem się by pytanie wyszło naturalnie, bez żadnego nacisku. To dość dziwne, ale ostatnio to często używałem siły lub nacisku w rozmowach, a teraz miałem być delikatny? No niby puchon ze mnie, ale jakoś tego nie chyba nie widać.
O! Chłopak był w Danii. Ciekawe. Ann lekko się uśmiechnęła słysząc słowo Dania. -Oo ssobie? Zapytała i dziwnie na niego spojrzała. Wzruszyła ramionami. -A co tu dużo mówić... Urodziłam się w Danii, a trzy lata temu musiałam przenieść się z tamtejszej szkoły magii do Hogwartu. Powiedziała nieśmiało i spojrzała w bok. Do dzisiaj pamięta co spowodowało jej wypisanie się ze szkoły. Wciąż pamięta ciemność otaczającą jej ciało i tylko blady punkt gdzieś na górze, gdzie powinna być powierzchnia wody. Tonęła... Z wyciągniętą ku górze ręką spadała w otchłań. Wzdrygnęła się na samą myśl, a oczy posmutniały. Wróciłaby chętnie do starej szkoły, do przyjaciół, do domu, ale bała się. Tak bardzo się bała tamtego miejsca. Tutaj też było jezioro, ale omijała szerokim łukiem. W Danii było ciężej, bo nie było zbyt dużo miejsca. Lepiej niż W Holandii. Tam były kanały i pomosty na błoniach. Tutaj było sporo miejsca z dala od głębokiej wody i to cieszyło Ann. W dodatku był las pełen interesujących stworzeń, a Ann kochała zwierzęta. Otrząsnęła się z zadumy i spojrzała na chłopaka.
Kiedy wypowiadałem słowo „Dania” na ustach Ann pojawił się uśmiech, niewymuszony naturalny. Zdawało mi się jakbym zobaczył kogoś innego, ale przecież to była ta sama cicha dziewczyna która za bardzo się nie uśmiechała i raczej zbliżyć się do niej jest ciężko. Kiedy lekko przeciągła następne słowa nie potrafiłem się powstrzymać od uśmiechu, ale szybko się to zmieniło kiedy kontynuowała i w pewnym momencie urwała spoglądając w bok. Minęło trochę czasu i kiedy Ann spojrzała na mnie byłem tuż przy niej kucając trzymałem dłonie na jej ramionach. - Dobrze że wróciłaś. - w moich słowach słychać było ulgę i rozluźnienie które właśnie w tej chwili czułem. Puściłem gryfonkę i lekko upadłem na ziemię. - Wystraszyłaś mnie...- szepnąłem...potrząsnąłem głową by się lekko otrzeźwić. Ann musiała przypomnieć sobie coś strasznego jeśli tak wyglądała, przydałoby się zmienić temat. Spojrzałem na nią lekko zaniepokojony i powiedziałem. - Jestem w połowie Duńczykiem, ale mniejsza o to. Interesują cię magiczne zwierzęta? Szukałaś ich jak na mnie wpadłaś, więc? - miałem nadzieję że Ann podejmie temat i zapomni na jakiś czas o tych strasznych wspomnieniach. Trauma...chyba to było odpowiednie słowo do całej tej sytuacji. Trochę mnie gryzło że nie przytuliłem Ann, ale to raczej nie było zbyt stosowne względem niej...zdecydowanie przy tej dziewczynie zachowywałem się dziwnie.
I dobrze Yves postąpił, że jej nie przytulił, bo wtedy zesztywniałaby i mówiła ciągle "ał, ał, ał", a gdyby zapytał, czy ją coś zabolało to by odpowiedziała "nie, dotknąłeś mnie". Miała trochę coś z Cristiny Yang z Chirurgów. Na szczęście nie większość. Od początku. Znowu. Wróciłaś? To ona gdzieś się wybrała? Ann stwierdziła, że to chyba aluzja do jej odpłynięcia we wspomnienia. Tak. To pewnie dlatego. Musiała pewnie wyglądać jak zombi, a potem spojrzała na niego i oprzytomniała. -Wreszcie ktoś z Danii. Ann powiedziała po duńsku i zaśmiała się cicho. Wow. Yves sprawił, że się zaśmiała. Powinien sobie przykleić nalepkę "jestem mistrzem". Ann nie śmiała się przy obcych. Ann nie uśmiechała się przy obcych. Przy obcych była zimną rybą. -Jakby to powiedzieć... Uważam, że zwierzęta są lepsze od ludzi... Mądrzejsze, bezinteresowne... Powiedziała po chwili z powagą. Już nie uśmiechała się. Była poważna jakby oznajmiała, że szkołę opanowała epidemia.
Nie spodziewałem się że usłyszę jej śmiech, tak głośny i pełen ekspresji, choć szybko zniknął to jednak nie sądzę bym go od tak zapomniał, wwiercił mi się w pamięć. Na szczęście sądzę by aż tak bardzo było widać moje zdziwienie, wszystko skrywał mój uśmiech lekko tajemniczy, ale zdecydowanie szczery. No można było powiedzieć że jestem z Danii, ale co ważniejsze dowiedziałem się że gryfonka bardzo kocha swój kraj. Szybko stała się poważna kiedy wspomniała o magicznych zwierzętach...nie powiem by się myliła...jej wypowiedź wskazywała na to że nie miała najlepszego zdania o ludziach...coś się musiało wydarzyć, no albo przesadzam. - Mam inny pogląd na to co mówisz, ale...uważam że jeśli stworzy się więź między człowiekiem, a zwierzęciem będzie ona bezinteresowna, trwała i będzie trwać do samego końca. Nie sądzę by zwierze mogło zdradzić. To moje zdanie i dlatego cenię je ponieważ nie wielu ludzi może zaoferować taki dar. - także byłem poważny, nie byłem wielkim fanem zwierząt, ale to jedno wiedziałem po piętnastu latach mojego życia i po ludzkich zdradach nawet mojej własnej rodziny. Dlatego pewnie pod sam koniec w moich słowach można było wyczuć gorycz. - Chcesz znaleźć kogoś kto zaoferuje ci bezinteresowną przyjaźń i nigdy nie zdradzi? Dlatego poszukujesz zwierząt?
-Możliwe... Szepnęła i spojrzała na swoje dłonie. Zrobiły się nader interesujące. -Zawsze kochałam zwierzęta. One przynajmniej naumyślnie nie zrobią krzywdy... Pod warunkiem, że nie naruszy się ich zasad. Powiedziała po chwili ciszy. Znowu przypomniała jej się sytuacja na jeziorze w Danii. Nadmiar emocji. Łódka. Głęboka woda. Ciemność... Z jednego oka popłynęła łza. Ann wciąż patrzyła na swoje dłonie, a konkretniej na jedną dłoń, bo drugą sięgnęła po swój naszyjnik Gwiazdy Wieczornej. Był na długim łańcuszku, więc nie musiała zdejmować, by spojrzeć na niego. Marzyła o świecie takim jak w Śródziemiu. Marzyła o byciu animagiem. Nie była prymuską. Nie miała szans na bycie animagiem. -Dlaczego o to pytasz? Zapytała. Można było wyczuć lekki żal, aczkolwiek Ann nie czuła żalu. Sama nie wie, dlaczego tak, a nie inaczej powiedziała te słowa.
Zadziwiające ale właśnie rozmawialiśmy może i dość okrężnie, ale na bardzo ważny temat. Albo mi się tylko tak zdawało! Jednak wolałem wierzyć że to jednak była prawda...Ann się przede mną nie otworzyła, ale co zaskakujące rozmawiała i to było niezłym sukcesem. Ale coś jej chodziło cały czas po głowie szczególnie kiedy zaczęła przyglądać się swoim dłoniom i kontynuowała temat. Kiedy popłynęła po policzku łza, powoli się nachyliłem i wierzchem dłoni delikatnie starłem ją, starałem się jak najmniej dotknąć skóry gryfonki by było to zaledwie muśnięciem. Szybko powróciłem na swoje miejsce i po chwili postanowiłem się odezwać. - Pytam o to z wielu powodów...ale głównym jest to że mnie intrygujesz i chciałbym wiedzieć więcej na twój temat. A zadałem to pytanie w takiej formie, bo...cóż powiedzmy że wziąłem siebie za przykład. Jakiś czas temu zostałem zdradzony przez bliskich i przez to unikałem bliższych relacji z ludźmi. - specjalnie nie dodawałem że to mi przypomina trochę sytuację Ann, bo jeszcze zacznie się pogrążać w nie wiadomo jakich wspomnieniach. - Niestety, a może stety nie mogłem się całkowicie odciąć od innych, tylko ludzie są mi wstanie dać tego co potrzebuję...- ostatnie zdanie wypowiedziałem z lekką nadzieją w głosie i jednocześnie zawodem. Przez cały ostatni rok poszukiwałem tego czegoś i mi się nie udało, a jednocześnie wiem że tylko druga osoba jest w stanie mi to dać. Rieuse...Rieusette?...hmm no nie wiem...jeszcze muszę pomyśleć nad ksywką dla Ann.
Dziwne, że chłopak nie słyszał o niej. Trzy lata temu była sensacją w szkole. Sporo uczniów wiedziało, że o mały włos się nie utopiła. Jakaś plotkara rozniosła jeszcze plotkę, że Ann próbowała popełnić samobójstwo przez to. Zresztą jej kuzyna dobrze znali. Westchnęła. Chce wiedzieć? Proszę bardzo. Ann spojrzała w bok i zamyśliła się. -Trzy lata temu trzech chłopców prawie mnie utopiło w jeziorze. Tydzień leżałam w ciężkim stanie, nieprzytomna. Jedyne co pamiętam to ciemność, która coraz bardziej mnie otaczała, gdy opadałam na dno jeziora... Powiedziała niespokojnie. Rany po tym wypadku wciąż się nie zagoiły. Wciąż bała się wody. Wciąż myślała, że się topi, gdy tylko się przewróci chociażby w brodziku. Jej przyjaciele próbują jej pomóc, ale do dzisiaj się boi. -Ludzie są bardziej niebezpieczni od sklątek tylnowybuchowych... Szepnęła łamiącym się wręcz głosem. Zwierzęta działały przez instynkt, a człowiek? Za dużo myślał i za dużo robił wbrew instynktowi.
Kiedy słuchałem jak mówiła o tym że trzech imbecyli prawie ją zabiło praktycznie się gotowałem w środku, takich idiotów to bym powywieszał....! No w sumie są gorsze rzeczy. Jakoś nie mogłem się uspokoić i pod wpływem impulsu sięgnąłem do policzka Ann i delikatnie skierowałem jej wzrok w moją stronę, nic nie powiedziałem...moje usta były tylko wąską zaciśniętą linią. A w moich oczach szalały uczucia bólu, smutku, złości wręcz wściekłości, ciepła i....sam nie byłem w stanie odgadnąć wszystkich uczuć. Chciałem przekazać gryfonce że....no właśnie co? Że nie jest sama? Że ją rozumiem? Cóż nie wiele osób może coś takiego zrozumieć i aj nie zamierzam twierdzić że jestem jedną z nich jeśli to całkowita nieprawda....ale przecież właśnie teraz byłem przy niej. To zapewne nic nie znaczyło, przecież byłem obcym facetem i to chyba też był pewien problem. - Masz rację to człowiek jest zdolny do podłości, zabójstw, kłamstw do wszystkiego co uznajemy za złe i niedobre...ale to tylko jedna strona medalu, istnieje też dobro, odwaga, poświęcenie, miłość, przyjaźń. Choć nikt nie powiedział że łatwo znaleźć w drugim człowieku choć jedną z tych rzeczy. - łamiący głos Ann, w pewnym sensie bolał, dziewczyna naprawdę jest nad przepaścią! Albo to ja histeryzuję. - Jak ty uważasz? Ludzie symbolizują tylko zło? - zapytałem po chwili, zdecydowanie za bardzo podobało mi się to jak dotykałem skóry dziewczyny, powinienem puścić..ale zapewne szybko odwróciłaby głowę, choć przecież i teraz to może to zrobić. Wystarczyło odtrącić moją dłoń.
Ann dziwnie czuła się przy tym chłopaku. Z jednej strony chciała mu wszystko powiedzieć jak przyjacielowi, a z drugiej nic, a nic jak każdemu kogo nie znała. Definitywnie coś było w nim w tej chwili co przyciągało Ann i sama nie wiedziała co i dlaczego. Trochę histeryzował. Ann nie była nad przepaścią. Tylko, gdy wspominała wydarzenie, bądź była w pobliżu głębokiej wody to czuła się źle, ale zazwyczaj udawała, że nie pamięta tego i było dobrze. Oczywiście dopóki nie przezwycięży strachu to nigdy nie będzie w pełni dobrze, ale to już inna historia. Nie odrzuciła jego dłoni. Podobał się jej jego dotyk. Przyprawiał o przyjemne dreszcze na plecach. Żaden chłopak tak nie dotykał. Fabiano, Fredzio. Oni byli przyjaciółmi, a ich dłonie tylko przytuliły jak siostrę, albo objęły jak przyjaciółkę. Nic więcej. Ann to nie przeszkadzało, bo nic nie czuła do nich prócz przyjaźni. Istnieje przyjaźń damsko-męska, choć jest trudna w utrzymaniu. O wiele trudniejsza niż przyjaźń z własną płcią jeżeli jest się hetero. -Ludzie rodzą się z czystą kartą. Wychowanie, poglądy i działania kształtują charakter... Człowiek nie jest z natury dobry lub zły. To świat sprawia, że staje się zły lub odwrotnie. Powiedziała patrząc na chłopaka. Troszkę się zaczerwieniła, choć nie tak bardzo jak ostatnio. Zrobiła się chłodniejsza. Rozmowa na temat charakterów ludzi sprawiała, że Ann robiła się oziębła. Jak do tej pory to trafiała na ludzi głównie nieprzyjemnych. Oczywiście jej przyjaciele nie zaliczali się do ludzi złych, czy nieprzyjemnych, ale miała też paru oprawców, którzy przypominali jej, że jest słaba. Słaba psychicznie.
Cieszyło mnie to że nie uciekła przede mną, że moja dłoń nadal mogła dotykać jej policzka co sprawiało mi radość której jeszcze nigdy nie czułem....interesowało mnie to i to bardzo, ale jednocześnie obawiałem się tego. W dodatku kiedy odpowiadała spoglądała na mnie i ponownie lekko spłonęła. Rozumiałem co chciała powiedzieć i cieszyłem się że właśnie tak myśli. To dawało mi jakieś szanse, a na co? Jakoś się tym pytaniem nie przejmowałem...po co mi to! - Wiesz ludzie potrafią zaskakiwać i to w pozytywny sposób...- mówiłem powoli wręcz specjalnie opóźniałem każde słowo, a kiedy to mówiłem moja dłoń przesunęła się nieśpiesznie po delikatnej skórze gryfonki. Każdy z moich palców powoli odłączał się od twarzy Ann i po chwili moja dłoń już nie dotykała dziewczyny. - Może zmienimy temat?...Masz jakieś zainteresowania? - ludzie mnie fascynowali, ale Ann stała się zbyt poważna...nie chciałem byśmy rozmawiali na takie tematy...jeszcze nie teraz. Przyglądałem się jej pogodnie i przekrzywiłem lekko głowę...nadal ta dziewczyna była dla mnie zagadką. Szczególnie że tak na mnie oddziaływała...kilka pytań chciałbym od tak zadać, ale zapewne są zbyt...bezpośrednie. Podobnie jak pocałunek, cholera! Koniec myślenia o tym bo jeszcze...
Bo jeszcze co? Jeżeli liczy na to, że Ann się na niego rzuci to marne szanse. Ann przewrażliwiona jest na punkcie relacji i gdy tylko będzie miała pewność, że ze strony drugiej nie grozi nic złego to zaangażuje się tak, że nie ma zmiłuj. W sumie boję się do czego ona może być zdolna w takiej relacji. Z pewnością będzie zazdrosna, nawet jeśli nie będzie wprost mówiła, że jej się coś nie podoba. -Zainteresowania? Mam parę. Powiedziała i ściągnęła swój naszyjnik Gwiazdy Wieczornej. -Kocham Władcę Pierścieni. Chcę jechać do Nowej Zelandii gdzie kręcono film. Powiedziała i pokazała chłopakowi naszyjnik Arweny. -Kiedyś nawet uczyłam się elfickiego... Wiem, że to głupie, ale kiedyś zależało mi na tym. Dodała po chwili. Westchnęła przeciągle. Jeżeli nie nawieje teraz to znaczy, że coś się dzieje. Ludzie nawiewali, gdy mówiła o elfickim. -Lubię zwierzęta... Lubię się nimi opiekować. Wtedy przyleciała jej mała sówka. Usiadła na ramieniu, a Ann spojrzała na nią z uśmiechem i troską. Pogłaskała delikatnie sówkę. -Trochę się interesuję sportem. Zwłaszcza siatkówką, tenisem stołowym i piłką nożną... Powiedziała i spojrzała na Yvesa. Ciekawe jak zareaguje na słowo piłka nożna. Mugolscy chłopcy zazwyczaj parskali śmiechem, bo jak dziewczyna może interesować się piłką... Ann się interesowała. Wiedziała co to spalony i jak miała okazję to grała na komputerze w tą mugolską grę. Nawet nieźle jej szło.
Ann lekko mnie zaskoczyła jak zaczęła opowiadać o swoich zainteresowaniach, choć nie mówiła wiele to i tak była to jedna z jej najdłuższych wypowiedzi. Całkiem ciekawa musiałem dodać, posiadała ciekawe zainteresowaniach, choć części z nich nie podzielałem to jednak cała sytuacja była interesująca. Szczególnie kiedy zobaczyłem małą sówkę przy gryfonce, musiała wiedzieć jak się obchodzić ze zwierzętami...przecież nie często widuje się taki widok Uśmiechnąłem się na to wszystko i postanowiłem co nieco dodać od siebie. - Nie uważam tego za głupie, w mugolskiej szkole znałem chłopaka który swoje notatki sporządzał w quenya. Choć nie jestem ogromnym fanem, to czytałem książki i oglądałem filmy, a co do tego ostatniego znam kilka ciekawych historii, wiesz że Viggo Mortensen został aresztowany jak przebywał w Nowej Zelandii?. - zaśmiałem się na samą myśl o kilku innych przygodach, zdecydowanie nieźle się bawili kręcąc te trzy filmy. - Widać...Masz rękę do zwierząt, to wręcz magiczne..nigdy jeszcze nie widziałem czegoś takiego. - spoglądałem z fascynacją w oczach. Po chwili Ann przeszła na sporty mugolskie, zaskoczyła mnie tym zdecydowanie nie sądziłem że ma tego typu zainteresowania. - Nie powiedziałbym że się interesujesz mugolskimi dyscyplinami. Znam je wszystkie, ale nie jestem jakoś w nich uzdolniony, w szkole wolałem koszykówkę. Ale i tak stawiam ponad wszystko le parkour. - wręcz to kochałem, pozwalało mi uciec od wszystkiego, wyszumieć się....pędząc tak by nikt mnie nie dogonił. - Jeśli tak interesujesz się sportem to może kiedyś w coś zagramy? Znam podstawowe zasady, więc nie powinno być problemu, w co byś chciała najbardziej?
Zaraz go Ann zaskoczy, ale jeszcze nie w tej chwili. -Naprawdę? Nie słyszałam tego. Powiedziała. Aragorn w więzieniu? Ciekawe... Ann będzie musiała pogrzebać w internecie i sprawdzić co się tam działo. Uśmiechnęła się nieśmiało i ponownie pogłaskała sówkę. -Nic nadzwyczajnego. To mój przyjaciel Harold. Odparła ze spokojem. Uspokoiła się dzięki Haroldowi. To ptaszysko wiedziało kiedy ma przylecieć, by uspokoić Ann. -Jestem półkrwi. Moi dziadkowie bardzo się starali bym interesowała się światem mugoli bardziej niż światem magii. Le parkour? Nie kojarzę... Co to? Aż mi się przypomniał kawał o moim pachnącym nauczycielu pisząc zdanie "co to?". Ahh... Ann miała właśnie ochotę pośpiewać i to nie byle co, a Time of the Turning - The Weaver's Reel Petera Gabriela. Uwielbiała tą piosenkę. Zawsze kojarzyła jej się z Rohanem i Gondorem nie wiadomo czemu. -Ze mną? Jeżeli będziemy grali w tenisa stołowego, a ty nie lubisz przegrywać to nie wiem... Powiedziała... żartobliwie? Nie no... Psują mi Ann. Rozgaduje się przy obcym, a teraz nawet sobie żarty stroi. To na pewno przez Harolda. Tak... Na pewno.
No proszę udało mi się zaciekawić Ann, to było coś nowego i zdecydowanie przyjemnego, więc postanowiłem kontynuować ten temat. A jednak opłacało się oglądać edycję kolekcjonerską ze znajomymi jak jeszcze się uczyłem w poprzedniej szkole...cóż to było zabawne, ale nie wszystko pamiętam. - Bardzo się wczuł w swoją postać, więc zawsze miał ze sobą miecz, nawet jak spał. A policja go zgarnęła jak się z nim przechadzał po mieście. Viggo to ogólnie zabawny facet pamiętam jeszcze ze dwie zabawne historie z planu z nim w roli głównej. - kiedy przedstawiła swojego pupila skinąłem mu głową, mam nadzieję że zrozumiał, słuchałem dalej jak mówiła o tym że jest pół krwi i nie wie co to jest le parkour!? No w sumie nie wszyscy o tym muszą wiedzieć. - Też jestem pół krwi, moja mam jest mugolką i prowadzi salon tatuażu, a co do le parkour to jest to hmm....sport który polega na jak najszybszym, najefektywniejszym i jednocześnie całkiem spektakularnym przemieszczaniu się po terenie zurbanizowanym. Trudno to wytłumaczyć lepiej pokazać. - to ostatnie od tak dodałem, raczej nie zamierzałem teraz tego pokazywać. Ale to zdecydowanie trzeba zobaczyć, bo słowa nie wiele tu zdziałają. Kiedy po chwili Ann zażartowała nie wiedziałem co zrobić, dopiero po chwili zrozumiałem że jednak to był żart i na moich ustach pojawił się uśmiech. - Dobra przyjmuje wyzwanie. Zagramy i zobaczymy kto wygra...mało co grałem w tego ping ponga, ale jakoś dam radę. - powiedziałem rozbawiony sytuacjom, przed chwilą prawie nie rozmawialiśmy, a teraz? Całkiem normalna rozmowa!
-Hmm... Muszę w takim razie znaleźć to w internecie... Powiedziała bardziej do siebie niż do chłopaka. -To dlatego nic o tym nie wiem. Ja mam taką równowagę, że nawet kulawy jest lepszy. Powiedziała i uśmiechnęła się niemrawo. -Chociaż to się najczęściej zdarza, gdy się denerwują. Dodała po chwili. -Tak? Moja mama też jest mugolką. Za dużo gada. Kim ona jest, żeby tak gadać? Hagridem? Najsłynniejszy gajowy w Hogwarcie dużo gadał z każdym, a ona? Ona miała gadać dużo ze swoją grupką. Jakim cudem Yves wkręcił się do jej grona skoro tyle zaczęła gadać? Hmmm... Spojrzała na sówkę, która wydała z siebie dźwięk. Podniosła rękę, by mogła się przenieść na dłoń. -It's the time of turning and the old world's falling. Nothing you can do can stop the next emerging. Time of the turning and we'd better learn to say our goodbyes... Zaśpiewała i pocałowała sówkę w dzióbek. Harold wydał z siebie jakiś dźwięk i odleciał. -Pokażesz mi le parkour? Zapytała speszona tym, że nie mogła się powstrzymać i zaśpiewała cokolwiek obok chłopaka. Kochała tą piosenkę i normalnie śpiewałaby kiedy tylko mogłaby, ale przy obcych rzadko się zdarzało, by śpiewała. Chyba, że ci są daleko od niej. Wtedy sobie cicho śpiewała na błoniach, albo na dziedzińcu.
Cieszyło mnie to że ze mną rozmawia, robiła to w dość zabawny sposób, choć może ja to tak odbierałem? Jakkolwiek by nie było podobało mi się to i to bardzo. Szczególnie że częściej się uśmiechała co nie uszło mojej uwadze. Kiedy wspomniała że jej mama też jest mugolką, przekrzywiłem lekko głowę w prawo i przyglądałem się jak zaprzyjaźniona sówka porusza się i przeskakuje na rękę, a potem mnie zamurowało, nie byłem w stanie oddychać. Byłem zbyt zszokowany tym co się stało...Ann śpiewała! W bardzo miły i delikatny sposób....no takiego tonu bym się spodziewał, ale nie tego że zaśpiewa! Po tym wszystkim zadała mi pytanie, dopiero po kilku sekundach doszło do mnie o co pytała. - Jasne..-odpowiedziałem nawet nie zastanawiając się nad tym co mówię, dobra weź się w garść! Wstałem i zacząłem króciutką rozgrzewkę w tym czasie odezwałem się. - Nie wiedziałem że śpiewasz...wspaniale to wyszło! Zaskoczyłaś mnie totalnie, aż zapomniałem jak się oddycha. - kiedy już skończyłem przygotowania ruszyłem na środek placu i rozejrzałem się po okolicy, za dużo wolnej przestrzeni, ale coś da się pokombinować. - Może być dość trudno, ale co nieco można pokazać. Uprzedzam że to nie jest pełnia tego czym jest le parkour. - po tych słowach wykonałem salto w miejscu i ruszyłem w stronę wierzy z zegarem. Odbiłem się od ściany robiąc po niej kilka kroków i wykonałem salto do tyłu ze śrubom. Odbiegłem od wierzy i ponownie na nią ruszyłem tym razem zacząłem się po niej wspinać tak bym dotarł do połowy wysokości i powoli zacząłem schodzić zeskakując z czterech metrów odpowiednio się wykonując pad. Wstałem i ruszyłem w stronę gryfonki. - To nie do końca to, ale może pozwoli ci to zrozumieć co miałem na myśli. - powiedziałem z pełnym uśmiechem. No kochałem to robić skakać, biegać wspinać i spadać... - Od kiedy śpiewasz? - zadałem pytanie zanim doszedłem do ławki i wziąłem jedno z ciastek.
-Naprawdę? Zarumieniła się. Po prostu się jej wyrwało z tym śpiewaniem. Nie miała tego w planach w ogóle. -Bez przesady. Śpiewam zwyczajnie... Powiedziała patrząc na chłopaka. Ona nie uważała, że jej śpiew jest tak piękny, by ktokolwiek się zachwycił. Zwyczajny śpiew, zwyczajnej dziewczyny i tyle. Skinęła głową, gdy mówił o le parkour. Obserwowała jego poczynania. Trochę jej kopara opadła, bo był dobry w tym. Ona w życiu czegoś takiego nie zrobiła. Co najwyżej salto do przodu, bo się poślizgnie o coś tam. Przy okazji... Yves wymyślił już przezwisko dla Ann? Bo mnie ciekawi bardzo jak będzie nazywał dziewczynę. -To było świetne Powiedziała pełna podziwu. Ann zdążyła zapomnieć, że obok ma ciastka. W dodatku te ulubione. Chwyciła za jedno. Wciąż obserwowała chłopaka. Można śmiało powiedzieć, że wykluczyła go z listy niebezpiecznych stworzeń. Jak tak dalej pójdzie to wykluczy go z listy nieznanych stworzeń. -Nie wiem. W sumie śpiewam odkąd zaczęłam mówić. Mama zawsze na mnie mówiła nattergal Powiedziała.