Kości / Litery / Przerzuty:4 Kuferek:72 Własny sprzęt: Varápidos (+6) Wykorzystany sprzęt drużyny: kask (+1), ochraniacze (+1), koszulka (+1), kompas (+1) Łączna liczba punktów: 82 Pozostałe przerzuty: 7/8
Chociaż starała się bardzo, nie była w stanie niczym zastąpić tej adrenaliny, która towarzyszyła jej podczas rozgrywek. I właśnie dlatego tak bardzo kochała Quidditcha. Rywalizacja i zabawa, które świetnie ze sobą współgrały - uwielbiała to. Dodatkowo wrzawa widzów na trybunach w tle, dodatkowo zagrzewała ją do walki i nie wyobrażała sobie ich zawieść. Po przejęciu piłki, wiedziała, że nie ma wyjścia i musiała zdecydować się na podanie do Gryfona, który po chwili również został otoczony i wrócił kafla ponownie w jej dłonie. Sprawnie go przyjęła i wystrzeliła ku obręczom, aby szybko rozeznać się która z nich jest jednocześnie najbardziej dostępna dla niej, ale też najmniej w zasięgu O'Connora. Celując w jedną z bocznych poderwała się z miotły, aby wyskoczyć ku górze i stosując Łomot Finbourgha wykonać szarżę na pętle.
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
K6:4 -> 2 Kuferek: 96pkt Własny sprzęt: Piorun VII (+6), koszulka (+1), rękawice (+1), kompas (+1), gogle (+1), ochraniacze (+1) Wykorzystany sprzęt drużyny: - Łączna liczba punktów:107pkt Pozostałe przerzuty: 9/10
Niestety jego akcja została zablokowana. Chyba przyszedł czas na zmianę taktyki gry, bo tę już przeciwnicy zbyt dobrze znali i zbyt łatwo potrafili pokrzyżować im plany. Trudno, nie on był kapitanem, żeby się tym przejmować, a już na pewno nie teraz, kiedy znicz wciąż był w grze. Co prawda krukoni już prowadzili jednym golem, ale można było jeszcze jakoś to obronić i przynajmniej bramkowo wyjść z twarzą. Max musiał liczyć na kolegów i koleżanki z drużyny. Nie mógł wykonać roboty za nich, a jedynie im ją ułatwić. Tak też zamierzał zrobić, po raz kolejny stając naprzeciw Jennie, jednak coś go tknęło i postanowił zmienić plan. - Śmierdziel! - Krzyknął do Lockiego, z nadzieją, że ten zrozumie, po czym ustawił się pod tłuczek i podał go kumplowi z nadzieją, że ten trafi w ścigającego.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
K6:6 Kuferek: 32 GM Własny sprzęt: koszulka Wykorzystany sprzęt drużyny: cała reszta Łączna liczba punktów: 43 Pozostałe przerzuty: 3/4
Nie ganiał po boisku jak pojeb, bo nie musiał. Ganiać to musieli ludzie, których piłki od nich uciekały, albo które trzeba było łapać. Tłuczek miał te zaletę, że sam się rozpędzał, wystarczyło więc mieć dobrą taktykę, a takiej mu i Solbergowi nie brakowało. Obserwowali sie wzajemnie, zapamiętując położenie drugiego pałkarza na boisku i przesuwali się jak pionki szachowe, tak, by zawsze mieć się w zasięgu i jednocześnie mieć jak najszersze pole manewru. Skrzywił się, widząc, jak koszmarnie im szło. Niby człowiek w końcu przyzwyczai sie do wszystkiego, a węże cały rok pokazywały jak miernie im idzie miotłowanie, a jednak, człowiek sie łudził. Swansea miał zero oczekiwań, a i tak sie zawiódł. Widząc nagłą zmianę płynności lotu Solberga, zanurkował, zmieniając położenie na przeciwległą stronę boiska i obserwując jego ustawienie. Przerzucił pałkę do drugiej ręki i kiwnął głową, słysząc "śmierdziel" bo w tym meczu śmierdziel był tylko jeden. Ta kupa gnoju, która strzelała pętle za pętlą. Zawrócił się i wystrzelił jak z procy na czołówkę z tłuczkiem, by w ostatniej chwili z całej siły posłać go w ścigającego krukonów. Rest in peperoni, pizza americana.
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
K6:6, skuteczna obrona Kuferek: 20 GM Własny sprzęt: Piorun VII (+6), gogle (+1) Wykorzystany sprzęt drużyny: reszta Łączna liczba punktów: 30 Pozostałe przerzuty: 2/3
Jenna nie mogła dłużej obserwować innych graczy. Akcje z tłuczkiem zaczęły nabierać tempa i naprawdę trudno było jej się skutecznie orientować w akcji. Podanie do Mai okazało się błędem, ale trzeba było z tym żyć. Drugi raz nie zamierzała oddawać swoich obowiązków innej osobie, w końcu miała miotłe od Brooks i śmigała na niej jak szalona. A Brooks była najlepszą pałkarką wszechczasów. Kiedy Jenn zobaczyła, że Solberg podaje do Locka, a Lock zamachuje się z siła wariata, nie wahała się ani chwili. Zasłoniła ścigającego, a potem z okrzykiem szalonego ninja odbiła tłuczka. I zrobiła to skutecznie. Morderczy atak został odesłany. I to był moment, w którym dziewczynka poczuła się na swoim miejscu, jako heroiczna obrończyni drużyny.
K6 + przerzuty:1 Kuferek: 12 GM Własny sprzęt: - Wykorzystany sprzęt drużyny: (ekwipunek szkolnych drużyn) Łączna liczba punktów: 12 Pozostałe przerzuty: 0/1 Oberwania tłuczkiem: X
Cała robota należała teraz do naszych ścigających. O tych od znicza zapomniałem już dawno. Skupiłem się na meczu jak jastrząb szykujący się do przejęcia swojej ofiary. Strasznie chujowe porównanie, zwłaszcza że byłem wężem z krwi i kości, a nie jakiś zasranym ptakiem. Pomyślałem, że w emocjach dziwne, głupie myśli przychodzą do głowy. Zignorowałem je. Obserwowałem, jak Schruud zostaje osaczony i podaje do Aoife, a ta ma dziurawe ręce, wyglądała, jakby ją coś opętało. Krukoni mieli kafla, no cóż, wytężyłem zmysły i przyszykowałem się na kolejną obronę. Nie rozglądałem się za tłuczkami, wiedziałem, że każdy robi swoje i ja też musiałem to zrobić. Obronić! Na szczęście nagle na ścigającego niebieskich leciał tłuczek, niestety został ocalony przez gównarzerie, a ja trochę zluzowałem gacie. Co nie było zbyt dobrym pomysłem, kiedy przepuściłem kolejną szmatę. Merlin mi świadkiem, że już mnie to chuj obchodziło.
Ostatnio zmieniony przez Laurent I. A. Rise dnia Sob 22 Cze 2024 - 22:09, w całości zmieniany 1 raz
K6:2 Wykorzystany sprzęt drużyny: full ekwipunek Łączna liczba punktów: 10 (za sprzęt) Pozostałe przerzuty:1/1
Dwhite Schruud mimo swojego lekko żenującego debiutu, nie zamierzał się poddawać. W końcu nie mógł przynieść wstydu swojej rodzinie, poza tym mimo wątpliwych wyników, uważał siebie za wybitną jednostkę, która jest w stanie ponieść Slytherin do zwycięstwa. Chłopak, pełen entuzjazmu przejął kafel od obrońcy i poszybował w stronę pętli, omijając tłuczki i innych zawodników. Poszło mu brawurowo, szczególnie biorąc pod uwagę jego bardzo nieskoordynowane kończyny, niemniej w finalnym rozrachunku poległ - został otoczony, więc nie pozostawało mu nic innego jak podać kafel do kolejnego ścigającego. Life is brutal and ful of zasadzkas.
K6:2, rzut na pętlę Kuferek: 9 GM Własny sprzęt: magiczna koszulka quidditchowa (+1), gogle quidditchowe (+1) Wykorzystany sprzęt drużyny: miotła (+4), kask (+1), ochraniacze (+1), kompas (+1), rękawice (+1) Łączna liczba punktów: 19 Pozostałe przerzuty: 0/1
Żądza mordu, która się wymalowała w oczach panny Dear powinna dać Christianowi wyraźnie do zrozumienia, że powinien obawiać się o własne życie. Tym bardziej, że po jego podaniu następił strzał i... Kolejna szmata? Gdzie Laurent miał głowę kiedy się zapisywał do drużyny?! Aoife tym razem się nie powstrzymywała i posłała obrońcy swojej drużyny wściekłe spojrzenie. Chyba się zasugerował, bo zamiast do niej podał piłkę do drugiej ścigajki, ale tamta na szczęście przerzuciła do niej. Aoife cisnęła kaflem na pętlę, wkładając w ten rzut całą swoją złość. I miała nadzieję, że nawet jeśli August obroni, to przeleci przez pętlę razem z kaflem i sobie ten głupi ryj rozwali.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
K6:4 Kuferek: 32 GM Własny sprzęt: koszulka Wykorzystany sprzęt drużyny: cała reszta Łączna liczba punktów: 43 Pozostałe przerzuty: 3/4
Był zaskoczony, że mała Hastings odbiła tłuczek posłany niczym kula armatnia. Podejrzewał, ze bark będzie się jej dawał we znaki jutro, ale nie było tu czasu na pianie zachwytem. Saskia dobrze nauczyła swoją małą kopię. Zawrócił się i kontrolnie rozejrzał po boisku, by połapać się w roszadach pozycji, zorientować się gdzie jest kafel i co się z nim dzieje. Mogli kontynuować próby zdekoncentrowania atakujących, próby wykluczenia obrony albo skupić się na prawdziwym zagrożeniu tego meczu. Brandon zaczynała poruszać się coraz bardziej, co mogło wskazywać jedynie na to, że zaczęła śledzić znicza. Obejrzał się na krążącego nieco wyżej Solberga i kiwnął na niego głową, po czym wetknąwszy pałkę pod Pachę pokazał mu ułożoną z palców dziewiątkę. Drużynowy numer szukającej krukonów. Nie zawsze byli w zasięgu wzroku, a nie mając kapitana, który by nimi kierował, kierowali się sami. Póki co względnie sprawnie. Zanurkował za tłuczkiem praktycznie zaganiając go, czy może raczej wabiąc w stronę krawędzi boiska, po czym odbił mocno, wystawiając Maxowi jak na widelcu, prosto do uderzenia.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
K6:2 -> 3 Kuferek: 96pkt Własny sprzęt: Piorun VII (+6), koszulka (+1), rękawice (+1), kompas (+1), gogle (+1), ochraniacze (+1) Wykorzystany sprzęt drużyny: - Łączna liczba punktów:107pkt Pozostałe przerzuty: 8/10
Skoro obrona obrońcy niewiele dawała, bo i tak puszczał szmaty, trzeba było zmienić taktykę. A największym zagrożeniem u krukonów była ona - Victoria Brandon, mistrzyni złapania znicza. Max nie kojarzył meczu, w którym by przegrała i nie dopadła złotej kuleczki. Postanowił, że następny tłuczek będzie z dedykacją dla jej pięknej twarzy i chyba Lockie myślał podobnie, bo podając mu tłuczka, obydwoje dobrze wiedzieli, gdzie ten ostatecznie ma wylądować. Przyjął więc piłkę od kumpla i posłał ją całą swoją mocą w Panią Prefekt. Zrezygnował z popisowych kombinacji, stawiając na precyzję i siłę. Niestety, Jenna była o wiele lepsza, niż na to wyglądała i obroniła ich akcję, przez co Victoria złapała znicza. Cóż, nie powinno to Maxa dziwić, a jednak czuł, że powinni dać z siebie dzisiaj o wiele więcej.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
K6:4 przerzucone na 2, skuteczna obrona Kuferek: 20 GM Własny sprzęt: Piorun VII (+6), gogle (+1) Wykorzystany sprzęt drużyny: reszta Łączna liczba punktów: 30 Pozostałe przerzuty: 2/3 Dorzut na obrażenia:5 - wybity łokieć
Szaleństwo. Tym słowem można było podsumować całą tę grę. Mecz był intensywny, pełen emocji, kafel latał to w tę, to w drugą stronę i mimo że przewaga punktowa była po stronie kruków, jeszcze wszystko mogło się zmienić. I wtedy to zobaczyła. Perfekcyjnie zsynchronizowani pałkarze ślizgonów wyprowadzili atak w stronę Victorii Brandon i Jenn wiedziała, że w tej chwili to od niej zależą losy całego meczu. Szukająca frunęła po znicz, po ich zwycięstwo, a jedynym co mogło stanąć jej na drodze był posłany w nią przez Solberga tłuczek. Hastings wystrzeliła na swoim Piorunie, zamachując się resztką kurczących się już sił, by obronić Viksę. I... udało się! TAK! Tylko że zamiast okrzyku zwycięstwa z ust trzynastolatki wyrwał się krzyk bólu, kiedy potężny cios, spotęgowany wariacką prędkością po prostu wybił jej łokieć. Krukonka zachwiała się na miotle, prawie z niej spadając, ale w ostatniej chwili wypuściła pałkę z ręki i odzyskała balans. Prawa ręka była w tej chwili kompletnie bezużyteczna, póki nie naprawi jej pielęgniarka, a oczy dziewczynki szkliły się łzami zarówno radości, jak i cierpienia.
K6:1, 1 K100 / litery: Kuferek: 86 GM Własny sprzęt: wszystko Wykorzystany sprzęt drużyny: wszystko Łączna liczba punktów: 98 Pozostałe przerzuty: 8/9
Jednak jej się nie wydawało. Błyśnięcie powtórzyło się w okolicach pętli i tym razem Victoria miała pewność, że to był znicz. Dlatego też, chyba nie do końca świadoma tego, że znajdowała się w zagrożeniu, przyłożyła się jeszcze mocniej do miotły, przyjmując tak aerodynamiczną postawę, jaka tylko była możliwa, by skierować się w stronę znicza. W miarę, jak się do niego zbliżała, nabierała pewności, że nie był jej przewidzeniem ani żadną grą świateł, a niewielką piłką, jaką usiłowała złapać, starając się to zrobić, nim mecz okaże się jedną wielką porażką. To było jej ostatnie spotkanie na tym boisku i zamierzała zakończyć je z klasą, co też uczyniła, bez większego problemu wyciągając rękę po znicza, by okrążywszy pętlę, unieść go w górę, w geście zwycięstwa. Uśmiechnęła się lekko, jakby chciała stwierdzić, że faktycznie na tym polu przez długi czas była niepokonana, ale to właściwie nie miało już znaczenia. Czy też może - właśnie stawało się historią, jaką zamierzała pamiętać, jaka zamierzała zapisać się w jej pamięci, ale nie było już tak naprawdę niczym więcej. Ostatnie zwycięstwo, które miało na zawsze zapisać się w jej pamięci. W końcu o czymś podobnym, nie dało się tak naprawdę zapomnieć.
Chris zauważył, że Jenn podała tłuczka zamiast atakować, a to był dobry pomysł, bo ostatnim razem trochę się zestresował, kiedy Max odbijał, bo gdyby wycelował w jego kuzynkę, mogłoby się to dla niej skończyć skrzydłem szpitalnym, sądząc po odległości na jaką wybił tłuczek. Nie pałał miłością do starszego ślizgona, bo tamten za bardzo kręcił się koło Jenn, ale czuł przed nim respekt, bo słyszał o jego "talencie" do bójek. Tym niemniej, tym razem ktoś inny będzie się narażał pałkarzowi zielonych. Potem zadziało się coś, czego Chris nie widział, ale zdążył zobaczyć tłuczka odbitego przez Lockiego, który pędził z siłą kuli armatniej w stronę Jenn. Serce chłopaka stanęło na ułamek sekundy, żeby zaraz zacząć walić z radości i dumy, kiedy jego mała kuzynka odbiła strzał, który mógł jej wybić rękę z barku. Jenn jednak była niesamowita. Potem zadziało się coś, co znowu naraziło synapsy Chrisa na przepalenie, Bo duet pałkarzy slytherinu wział sobie za cel Vikse. Sprawność z jaką to rozegrali budziła cichy podziw krukona. Ale ten podziw szybko zniknął, kiedy zobaczył jak jego kuzynka mknie na spotkanie tłuczka. Pędził jeszcze szybciej niż poprzedni, nie było szansy, żeby dała rade to odbić. Ale jednak pokazała, że jest twardzielką i odbiła go. Ale zaraz potem chłopak usłyszał jęk bólu i zobaczył, jak dziewczyna prawie spada z miotły. Pognał w jej stronę jak błyskawica. Gdzieś po drodze, kawałkiem świadomości usłyszał gwizdek końca meczu. Pewnie Victoria złapała znicza, ale średnio go to w tym momencie interesowało.
Być może pozostawał jeszcze pod wpływem wróżkowego pyłku, a może to kwestia dziwnej gry świateł, ale przez moment Puchon miał wrażenie, że Lockie odleciał gdzieś myślami, zupełnie jakby na kilka sekund znalazł się we własnym świecie, pochłonięty sprawami, o których jego młodszy kolega nie mógł mieć zielonego pojęcia. Trwało to jednak tak krótko, że Terry nie był pewien, czy sobie tego nie wyobraził, bowiem już w następnej chwili Ślizgon wrócił do swojej zwykłej nonszalancji, przez którą tak przyciągał do siebie młodszego kolegę. - Jeszcze tego by brakowało, żeby to NAS karali za te wróżkowe anomalie. – prychnął zirytowany, po raz kolejny zniesmaczony zasadami panującymi w czarodziejskim świecie zasadami – Zupełnie jakbyś z własnej woli nawdychał się tego świństwa.. – urwał nagle, spoglądając badawczo na Ślizgona, bo zdał sobie sprawę, że w gruncie rzeczy nie może być pewien, czy wszyscy traktują halucynacje jak uciążliwą niedogodność. - Czyste. – rzucił, omiatając kolegę szybkim spojrzeniem, w obawie, że dłuższa interakcja mogłaby narazić go na niekomfortowe pytania i domysły. Nie wstydził się swojej orientacji, ale ostatnie czego by chciał, to paść ofiarą nieprzyjemnych plotek – i bez tego był wystarczającym pośmiewiskiem. - Hmm… niech pomyślę… - rad ze zmiany tematu, zaczął główkować, o cóż też mogliby się ze Ślizgonem założyć. To musiało być coś naprawę wow, coś co zapamięta na resztę swojej szkolnej kariery, i coś, dzięki czemu zyska w oczach Lockiego. Nie mógł zmarnować takiej okazji. – Słyszałeś o ślepych zakładach? Ktokolwiek wygra, może w dowolnym momencie powołać się na ślepy zakład i zażądać od drugiej strony… no właściwie wszystkiego. – zaproponował z błyskiem w oku, przypominając sobie niezliczone kłopoty, w które wplątał się w ten sposób, kiedy jeszcze mieszkał w Edynburgu. Oczywiście zazwyczaj w takich zakładach obowiązywał szereg niepisanych zasad – nie można żądać niczego, co naraziłoby drugą stronę na trwałą szkodę, nie można mieszać w zakład osób trzecich bez ich zgody itd. – ale to Puchon pominął, może w przypływie emocji, a może chcąc poczuć dreszczyk ryzyka. – Chyba że masz lepszy pomysł?
Zaśmiał się, a śmiech miał podobny do szczekania psa, to pewnie przez te papierosy, które wciąż palił mimo bycia sportowcem, ale nikłe poszanowanie dla swojego zdrowia to coś, co mu zostało w spadku. - A wiesz, że czytałem w The New York Ghost o tym, że aurorzy tropią szajkę szemranych biznesmenów, którzy zbierają nielegalnie pył w celach późniejszej sprzedaży jako środek odurzający? - uniósł brwi z miną będącą mieszanką politowania i niedowierzania - Artykuł wyszczególniał oczywiście, że nie wiadomo, jakie są długofalowe efekty tego pyłu, ale są ludzie, którym te haluny się podobają i nawet są gotowi za nie płacić. - przewrócił oczami. Osobiście odbierał te całą sytuację jako farsę, nie był w stanie ani zrozumieć, ani nawet myśleć o postępowaniu rady szkolnej względem zachowania szczątków bezpieczeństwa w Hogwarcie. Ukontentowany oceną czystości swoich gatków, przywołał miotłę i wetknął ją pod pachę: - Stoi. - wyszczerzył zęby, łasy na zakłady wilk - Daj znać, kiedy będziesz gotowy na ćpanie. Lubie mieć takie długi do wykorzystania. - puścił mu oko. Może na chwilę obecną nieszczególnie miał pomysł na to, czego mógłby zażyczyć sobie od takiego Andersona, ale przecież lepiej takie życzenie mieć, niż nie mieć, a pewien był jak tego, że słońce wschodzi na wschodzie, że Max jest w stanie ugotować eliksir, który zmieni puchonowi postrzeganie rzeczywistości kto wie, czy nie na długi, długi czas. - A tera cho, ja tam zgłodniałem. - kiwnął na niego - Po takim meczu trzeba zjeść białeczko, żeby mięśnie miały z czego się odbudowywać... - kiedy ruszyli do zamku, zaczął wielką tyradę o odpowiednim odżywianiu w sporcie, co było abstrakcyjne, wiedząc, że nie odnajdował się w kuchni ani odrobinę. Ale czy musiał umieć gotować, by być doskonałym konsumpcji konsumentem? Lubił żarcie i lubił żreć.
K6 + przerzuty:6 Kuferek: 23 Własny sprzęt: miotła Skylightów, ale nie posiadam fabularnie Wykorzystany sprzęt drużyny: +6 z akcesoriów Łączna liczba punktów: 29 Pozostałe przerzuty: 2/2 Oberwania tłuczkiem: n/d
Mecz się rozpoczął, z wyjątkiem jednego Elio drużyna Ike składała się z SAMYCH PIĘKNYCH PAŃ, a Elio przy dobrych wiatrach metamorfomagicznych też za piękną panią móglby uchodzić. Sygnał na boisku głosił początek meczu, a Ike zareagował pierwszy, nawet przed Dannym Baxterem. Może dlatego, że w przeciwieństwie do niego pod dupą miał miotłę marki Skylight. Chwycił kafla, choć spodziewał się, że drużyna przeciwna szybko zareaguje i spróbuje odzyskać stratę. Nawet Terry wyglądał bardziej przerażająco, kiedy znajdował się na boisku. Stąd szybką decyzją przekazał kafla do Adeli, która znajdowała się w znacznie lepszej pozycji, zmienionej od pierwszych sekund startu meczu. Nie miał sposobności wcześniej z nią grać, więc mógł tylko liczyć na to, że odpowiednio odczytał jej poruszanie się na miotle i giętkie ruchy, jakie nie uciekłyby żadnemu męskiemu oku, a przez to – odpowiednio wyczuł jej prędkość lotu i pozycję w jakiej za moment się znajdzie.
Adela bardzo cieszyła się na pierwszy w sezonie mecz Quidditcha, nawet jeśli było to spotkanie czysto towarzyskie. Zawsze był to przecież świetny sposób na zabawę i poćwiczenie przed sezonem. W końcu wystartowali. Dziewczyna przejęła kafla od Ike i popędziła w stronę przeciwnej pętli, ale niestety mimo starań nie utrzymała piłki w rękach, tracąc ją na rzecz przeciwnej drużyny. Przeklęła zrezygnowana i zawróciła, starając sięodzyskać piłkę.
Terry Anderson
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : mocny szkocki akcent, piegi na całym ciele, kilka pryszczy na twarzy, niedawno przeszedł mutacje
K6 + przerzuty:6 Kuferek: 29 GM Własny sprzęt: koszulka, rękawice, ochraniacze, kompas (+4) Wykorzystany sprzęt drużyny: miotła, kask, google (+6) Łączna liczba punktów: 39 (xd) Pozostałe przerzuty: 3/3 Oberwania tłuczkiem: -
Tęsknił za quidditchem, który przez ostatni rok wpisał się złotymi zgłoskami w jego w innym wypadku raczej niezbyt przyjemny pobyt w Hogwarcie. Pomimo treningów o nieludzkich godzinach i początkowo wątpliwej motywacji do samego sportu, Terry polubił czarodziejską grę, związany z nią wysiłek fizyczny i poczucie przynależności do drużyny – nawet jeśli skład tej drużyny ulegał nieustannej rotacji. Nawet pierwszy w tym roku trening, który sam zorganizował, a który prędko przerodził się w absolutny chaos, okazując się jedną wielką porażką, nie zraził go do quidditcha, choć z pewnością podkopał jego i tak kruchą pewność siebie. Stał więc teraz na boisku z miotłą w dłoni, ubrany w sportową koszulkę, z której za żadne skarby nie udało mu się sprać neonowo zielonych plam po ostatniej rozgrywce w bludgera. No cóż, przynajmniej dzisiaj nie grali Hufflepuff vs Slytherin, bo istniała obawa, że oberwałby tłuczkiem od własnego pałkarza. Wzbili się w powietrze, piłkę przejął Ike, podał do Adeli, która… chyba się zawahała, w każdym razie wypuściła kafel, w czym Terry dostrzegł okazję, podleciał i zwyczajnie zgarnął piłkę, kierując się wprost na pętle przeciwników. Był mały i szybki – choć raz drobna budowa na coś mu się przydała – przemknął więc miedzy przeciwnikami, wycelował i rzucił, licząc że stare kości nauczyciela przeszkodzą mu w obronie.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
K6 + przerzuty:6 Kuferek: 84 Własny sprzęt: miotła +6, kask, koszulka, ochraniacze Wykorzystany sprzęt drużyny: Łączna liczba punktów: 93 Pozostałe przerzuty: 9/9 Oberwania tłuczkiem: —
Praca w szkole miała zdaniem Swansea dużo zalet, a jedną z nich niewątpliwie było to, że zdarzały się mecze towarzyskie, w których członkowie kadry mogli ramię w ramię z uczniami i studentami wlecieć na boisko i zagrać tak, jakby nigdy nie poukańczali szkół. I choć niewiele z jego kolegów i koleżanek w zawodzie korzystało z tej okazji, on nie odpuszczał żadnej z nich. W gruncie rzeczy bardzo tęsknił za grą w Quidditcha, za drużyną i funkcją kapitana, dobrze odnajdywał się w tej roli. No i nie ma co się oszukiwać, kondycję też miał lepszą kilka lat temu, niż teraz, gdy zamiast organizować sobie mordercze treningi, latał od pracy do pracy, w przerwach próbując wygenerować czas dla rodziny. Kondycja może była nie ta, ale umiejętności pozostały. Szczerze mówiąc, to wczoraj wziął nawet swoją miotłę na przelot nad Doliną Godryka i poćwiczył trochę łapanie kafli, żeby nie być tak całkiem zastanym. I chyba mądrze zrobił, bo kiedy kafel pomknął w jego stronę, to mimo tego, że była to naprawdę cholernie dobrze rzucona piłka, obronił ją bez większego trudu.
K6 + przerzuty:6+ → rzut z kombinacją? Kuferek: 23 Własny sprzęt: - Wykorzystany sprzęt drużyny: kask, rękawice, gogle, koszulka, ochraniacze, kompas (+6) poprawione Łączna liczba punktów: 29 Pozostałe przerzuty: 2/2 Oberwania tłuczkiem: n/d
Nie znał Elijaha z tej strony. Owszem, obserwował go może w młodszych klasach, jak grał w drużynie Quidditcha i jak podbijał boisko, ale wtedy głowa Ike pełna była innych spraw, przez co dopiero teraz po latach obserwował teraz Profesora Swansea, a wtedy starszego kolegę, z zupełnie innym spojrzeniem. Jak tylko kafel go dosięgnął, nie dość, że go obronił to jeszcze z taką elokwencją ruchów, jakby wykładał fotografię. Ike aż zapatrzył się na moment na kunszt jego ruchów, bo nie spodziewałby się nigdy po Swansea, że spokojnie, gdyby chciał, mógłby startować do ligi Quidditcha. Jednak gracja blondyna sprawiła, że Ike instynktownie dostosował się do jego ruchów, przechwycił kafla z tą samą energią i przekazując dalej tą synergię, wykonał od razu rzut na pętlę przeciwnika, wykorzystując pęd miotły i zmyłkę w powietrzu, która może nie nosiła żadnej fikuśnej znanej nazwy innego zawodnika, ale była zwykłym, rasowym ruchem Ike na miotle, kombinacja, która może w przyszłości sygnowana będzie jego własnym nazwiskiem.
Nieszczególnie rozumiała zamysł na nazwy drużyn, bo przecież nic nie wskazywało na to, by z połączenia sił byłych kapitanów swoich drużyn dało się uczynić przesadnie niezgraną ekipę. Nawet w obliczu tego wszystkiego, co zaszło między nimi po drodze i upłyniętego czasu poświęconego na różnego rodzaju zmiany w życiu. Dopiero w momencie, gdy dalsze losy meczu rozstrzygały się w jej rękach po przyjęciu zupełnie przypadkowej dla siebie roli lepiej zrozumiała chichot losu związany ze swoim boiskowym zadaniem. Gdyby nie wciąż żywy w Davies duch rywalizacji, pewnie nie przeszłoby jej przez myśl wymierzenie w Kate. Kakofonia. W serduszku wybrzmiała zdecydowanie. Może nawet mocniejszym uderzeniem, niż to po jej wymachu kijem.
K6 + przerzuty:4 Kuferek: 154 GM Własny sprzęt: full+13(?) Wykorzystany sprzęt drużyny: - Łączna liczba punktów: 167 Pozostałe przerzuty: 16/16 Oberwania tłuczkiem: -
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
K6 + przerzuty:3 na 5 Kuferek: 54 GM Własny sprzęt: - Wykorzystany sprzęt drużyny: komplet Łączna liczba punktów: 64 Pozostałe przerzuty: 5/6 Oberwania tłuczkiem: ?????
Wzbił się w powietrze z furkotem ślizgońskiej koszulki w uszach. Brakowało mu meczów. Początkowa adrenalina, jaka wzbierała w mięśniach w szatni, kiedy dopinał sprzęt, kiedy obserwował członków swojej drużyny, członków drużyny przeciwnej - wszystko odpływało w momencie wzbicia się w powietrze. Nie było czasu na sentymenty, zastanawianie się, przejmowanie czymkolwiek, może szukający czy obrońcy mogli być na boisku turystami. Wystrzelił w lewo, w momencie w którym @Maximilian Felix Solberg wystrzelił w prawo, jak w tańcu synchronicznym, czyli dokładnie tak, jak zawsze. Lawirował między zawodnikami, śledząc wzrokiem sytuacje na boisku, przerzucany kafel, kontrolnie mając oko na tłuczki, wizgające w powietrzu. Gwizdnął przeciągle do @Terry Anderson, uśmiechając się do niego i pokazując mu kciuk w górę, po czym gwałtownie zanurkował w pościgu za tłuczkiem, z zamiarem pokierowania go przeciwko komuś. @Morgan A. Davies była szybsza, przecięła powietrze jak czerwona wstążka, a on odruchowo, znając swoje możliwości jeśli chodziło o prędkość, ostro wyhamował i automatycznie ruszył, kładąc się na trzonku miotły, prosto do obręczy ich drużyny. Wiedział, że jej nie dogoni, jedyne, co mógł zrobić, to być w dobrym miejscu, by odebrać jej atak. Był bliżej niż Solberg. Usłyszał huk uderzanego tłuczka i zahamował gwałtownie przed obręczami, po czym wzbił w górę klinem, między @Kate Milburn, a wściekłym tłuczkiem. Poprawił uchwyt na pałce i posłał go wpizdu, po czym spojrzał na dziewczynę przez ramię. Jeśli chciał coś powiedzieć, to się rozmyślił, bo zanurkował i poleciał dalej.
K6 + przerzuty: - K100 / Litera:93 Kuferek: 0 Własny sprzęt: - Wykorzystany sprzęt drużyny: - Łączna liczba punktów: 0 Pozostałe przerzuty: 0/0 Oberwania tłuczkiem: 0
Szczerze mówiąc to nie wiedział dlaczego zgłosił się do uczestnictwa w meczu towarzyskim. Potrzebował zastrzyku adrenaliny? Z pewnością latanie z pełną prędkością i omijanie lecących w niego tłuczków mogło zapewnić dużo emocji. Chciał znaleźć sposób na swój brak ekspresywności? Poczuć znajome uczucie bólu, powoli rozlewające się po ciele i pulsujące, dające znak, że żyje. Problem tkwiący w braku własnego zawodowego sprzętu i przeciętnych umiejętnościach musiał, jak zwykle, rozwiązać swoją determinacją i zaciskaniem zębów. Ładując się na latający badyl próbował sobie przewinąć w pamięci wszelkie zwroty, które mogły się teraz przydać. Po ostrym dźwięku gwizdka wzniósł się do góry i rozpoczął swoje polowanie na znicza. Odleciał gdzieś na bok, aby nie stanowić łakomego kąska dla pałkarzy przeciwnika i obserwował teren, czy gdzieś coś zachęcająco nie błyszczało.
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
K6 + przerzuty: K100 / Litera:32 Kuferek: 32 GM Własny sprzęt: piorun VII (+6), gogle (+1), w kieszeni figurka swarożyca (+2) Wykorzystany sprzęt drużyny: kask, koszulka, ochraniacze, kompas, rękawice (+5) Łączna liczba punktów: 46 Pozostałe przerzuty: 4/4 Oberwania tłuczkiem: 0
Jenna na lekcji u Baxtera zadeklarowała, że chce spróbować latania na każdej pozycji. Nie żartowała, a mecz towarzyski był doskonałą okazją do tego, by wypróbować swoich sił jako szukającej. W końcu jeśli nie złapie znicza, to nic się nie stanie, puchar Quidditcha na tym nie ucierpi. Ucierpieć może jedynie jej duma. Niestety wszystko wskazywało na to, że nie będzie drugą Victorią Brandon, bo szukajacy z Hufflepuffu prześcignął ją o kilka długości. Nie było tragedii, w końcu mogła być wolniejsza, a i tak złapać znicza. Nie martwiła się i nie stresowała, po prostu leciała dalej, dając z siebie tyle ile mogła.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
K6 + przerzuty:2 po 2 przerzutach, -1 bo kombinacja, więc 1, porażka K100 / Litera: - Kuferek: 32 GM Własny sprzęt: miotła, kompas, kask (+8 ) Wykorzystany sprzęt drużyny: ochraniacz, gogle, koszulka, rękawice (+4) Łączna liczba punktów: 44 Pozostałe przerzuty: 1/4 :') Oberwania tłuczkiem: nie, a może jednak szkoda xd
Bludger poszedł jej dość kiepsko, ale może chociaż w meczu towarzyskim powinna sobie poradzić? Dobrze, że rozpoczynali sezon w ten sposób, zamiast od razu brać udział w meczu ligi szkolnej. Ćwiczyli w drużynach mieszanych, wobec czego mieli okazję również poobserwować, jak pracowali inni gracze i czego nauczyli się przez wakacje (albo jakie mieli po nich braki?). Liczyła, że nie znajdzie się w tej drugiej grupie, idąc na boisko z własną miotłą u boku. Przynajmniej jej sprzęt w porównaniu do tego szkolnego nie wyglądał jak wyciągnięty ze schowka na przybory artystyczne. Farba z tłuczków była jednak ciężko zmywalna - wiedziała z doświadczenia... Zawisła w powietrzu między pętlami, gotowa do obrony, czując w brzuchu jakąś dziwną mieszankę euforycznego podekscytowania i ciężkiego jak kamień stresu. Akcja rozgrywała się szybko, a po boisku latali nie tylko studenci, ale i nauczyciele, co przyjęła z lekkim zaskoczeniem, niemniej bez narzekania. Morgan posłała w jej kierunku tłuczek, który został zablokowany przez Lockiego. Nie miała jednak czasu na dziękowanie, bo posłana przez Ślizgona piłka była tak paskudnie podkręcona, że ledwo zdołała do niej dolecieć. A jak już doleciała, to jej jeszcze nie złapała. Nie ma to jak zacząć mecz od totalnej porażki. Nie bez powodu nawet pracowała w Katastrofach. Zaklęła siarczyście pod nosem, po czym oddała kafel profesorowi Baxterowi.
Danny Baxter
Wiek : 35
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 179
C. szczególne : Australijski akcent, banan na mordzie, czapki z daszkiem, tatuaże
K6 + przerzuty:4 Kuferek: 50 Wykorzystany sprzęt drużyny: +10 Łączna liczba punktów: 60 Pozostałe przerzuty: 4/6 Oberwania tłuczkiem: Z
Mecz towarzyski na otwarcie sezonu w Hogwarcie? Zgodził się bez wahania. Co prawda, do formy z zawodowych czasów sporo mu brakowało, bo przez ostatnie trzy lata trochę się zasiedział. Trenował regularnie, prowadząc swoje lekcje – czy to w szkole, czy w rodzinnym centrum na Pokątnej – ale doskonale wiedział, że to już nie to samo, co dawniej. Był kiedyś ścigającym, który walczył na najwyższym poziomie, ale teraz? No cóż, wiek i liczne kontuzje zrobiły swoje. A i te wszystkie lata, które mijały, nie pozostawały bez wpływu – był starszy od każdego na boisku przynajmniej o dekadę. To robiło różnicę.
Mimo to wylatywał dziś na boisko z numerem „trzy” na plecach, z takim samym zacięciem, jak wtedy, gdy walczył o punkty w najważniejszych meczach swojej kariery. Czy się stresował? Może trochę. Chciał się pokazać z jak najlepszej strony, choć gdzieś z tyłu głowy kołatała mu się myśl, że nie ma co liczyć na cud. Ale nie przyszedł tutaj po to, żeby coś komuś udowadniać – przede wszystkim chciał dobrze się bawić.
– Jesteś, kurwa, Baxterem – mruknął do siebie, czując, jak od razu lżej mu się robi na duchu. Zwątpienie powoli znikało, a w jego miejsce wstępowała determinacja. Czystokrwiści może i byli zarozumiali, nawet kiedy uśmiechali się od ucha do ucha, ale on wiedział, kim jest i co potrafi.
Przed rozpoczęciem meczu podleciał do każdego z zawodników, żeby zbić żółwika. – Terry, miej tyle ognia, co wtedy, gdy spóźniony wpadałeś na moją lekcję, a będzie dobrze – rzucił z uśmiechem, puszczając mu oczko i pokrzepiająco pacając go w kask. Czuł, że na boisku będzie miał dobre wsparcie, zwłaszcza że za ochronę jego tyłów mieli odpowiadać ślizgoni – Max i Lockie.
– Mates – zaczął, zwracając się do obu. – Pokażmy dziś wszystkim, na co stać Ślizgonów, huh? – rzucił, wiedząc, że z takim wsparciem mogą naprawdę coś zdziałać.
Chwilę później krążył już po boisku, rozgrzewając się i starając się dogrzać swoje nieco „zardzewiałe” stawy. Kiedy zabrzmiał gwizdek, rzucił się w wir wydarzeń. Pomimo jego szczerych chęci, pierwszą kaflę przejęła drużyna przeciwna, a Baxter mógł tylko obserwować, jak przeciwnicy przeprowadzają dynamiczny atak. Chwilę później kafla wylądowała w rękach Terry’ego, który od razu rzucił na pętle.
– Nawet o mnie nie pomyślał, samolubny wieprz! – pomyślał Danny z lekkim uśmiechem, wiedząc, że Terry lubił działać na własną rękę. Oczywiście, bramkarz w postaci Eljasza obronił rzut, a w sekundę później przeciwnicy wyprowadzili kontrę, która zakończyła się bramką.
Przez kolejne minuty Baxter był bardziej statystą niż aktywnym uczestnikiem gry. Krążył, obserwował, szukał swojej szansy, ale kafla jakby go omijała. W końcu jednak, kiedy dorwał kafla w swoje ręce, poczuł przypływ adrenaliny. Problem był taki, że... był w totalnej dupie. Nie miał z nim co zrobić. Ostatecznie zdecydował się na podanie – młody Puchon znalazł się w idealnej pozycji, niemal sam na sam z obrońcą. No, prawie sam na sam – zawsze istniała szansa, że oberwie tłuczkiem.