Spore, trzypokojowe mieszkanie, z częścią ścian pokrytych cegłami i zawieszonym w powietrzu zapachem lawendy.
Korytarz:
Korytarz jest pierwszym, co widać po wejściu do mieszkania i nadaje jemu charakter. Jest dość wąski, znajduje się w nim kilka półek i wieszaki, a poza tym wiecznie coś stoi lekko w przejściu - nieważne, czy to klatka sówki Ciambelli, która czeka na sprzątanie, czy jakiś nowy stołek, czy karton z zimowymi butami.
Salon:
Duże pomieszczenie z jedną ścianą niemal w całości pokrytą oknami, dzięki czemu ma świetne oświetlenie. Wygląda przytulnie - na stoliku właściwie zawsze leży jakaś raffaellowa lektura, a duża zielona sofa i złote fotele zachęcają do chwili odpoczynku. Oprócz tego, ceglane ściany w dużej mierze zakryte są regałami uginającymi się pod ciężarem pokaźnego księgozbioru.
Aneks kuchenny:
Część salonu stanowi aneks kuchenny. Nie ma szczególnie dużej powierzchni blatu, a chłodzące półki i szafki często świecą pustkami, bo Raffaello najczęściej spożywa posiłki w Hogwarcie. Na stole właściwie zawsze znajduje się jakaś świeczka albo wazon ze świeżymi kwiatami.
Sypialnia Raffaello:
Większa z sypialni, w której znajduje się dwudrzwiowa szafa walk-in, przed którą stoi nieduża pufa. Jest tutaj też biurko Raffaello z jego maszyną piszącą, wygodny fotel z podnóżkiem, sporych rozmiarów łóżko z czarną ramą i drewniana drabinka, która służy za stolik na wieczorne lektury bądź nowe doniczki z kwiatkami. To tutaj najczęściej panuje największy bałagan w mieszkaniu, chociaż i tak raczej nigdy nie ma tragedii.
Łazienka:
Całkiem przestronne pomieszczenie z pokrytą czarno-białymi wzorkami podłogą i ogromnym oknem, tuż za którym znajduje się pierwsze drzewo spośród zieleni pobliskiego parku. Niepozorna wanna w rzeczywistości jest niesamowicie wygodna, a postawienie na parapecie czy stołku kilku świeczek potrafi zbudować prawdziwie magiczną atmosferę. W łazience znajdują się również dwie umywalki i drewniana toaletka, której blat ugina się od ciężaru autorskich bądź kupnych specyfików do włosów. Oprócz tego, w jednym kącie stoi toaleta, a w drugim przeszklony prysznic.
Pokój gościnny:
Mniejsza sypialnia, która zawsze stoi otworem dla potrzebujących tego łabędzi. Większość przestrzeni zajmuje łóżko w złotej ramie, ale znalazło się również miejsce na szafeczki nocne, szafę i mały stolik, nad którym wisi tablica kredowa do zapisywania ważnych informacji.
Autor
Wiadomość
Raffaello Swansea
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
C. szczególne : Lawendowo-waniliowy zapach, zadbane loki, dużo biżuterii
- Wiesz, że to się nie powtórzy - wtrącił szybko, posyłając chłopakowi pewniejsze spojrzenie, by to zaraz i tak rozpogodziło się przy gorliwym przytaknięciu na celne doprecyzowanie swoich zapewnień. Słuchając Asha niemal bezwiednie pochylił się do jego szyi i to w nią mruczał z zadowoleniem, nim nagle kakao nie wymusiło dystansu, którego Raffaello absolutnie się nie spodziewał. W pierwszej chwili sięgnął z powrotem za swoim partnerem, a jednak ledwo musnął palcami ciemny materiał zakrywającego gryfońskie biodro szlafroka, a już zaczynał przyswajać nowe wiadomości. - Z bitą śmietaną i piankami, czy masz już dość po czekoladzie? - Dopytał, uśmiechając się lekko pod nosem i pomimo zadanego pytania wcale nie wyczekując biernie na odpowiedź, zamiast tego już grzecznie zwlekając się z łóżka. Starał się w kuchni nie spieszyć, co było o tyle proste, że dość mocno odbiegał myślami od wykonywanych czynności na rzecz nie tyle wybrania, co samego przypomnienia sobie jakiejś godnej przywołania opowieści. - Przypominam, że chciałeś mega żenującą historię - ostrzegł, wchodząc do sypialni. Podał Ashowi kubek ze słodko pachnącym napojem i zajął miejsce obok, by móc siedzieć naprzeciwko. - Pojechałem do Grecji, poszedłem do klubu, zgadałem się z jednym chłopakiem… nic nadzwyczajnego, było przyjemnie i imprezowo - zaczął ze wzruszeniem ramionami. - Nie mówił za dobrze po angielsku, a ja nie mówiłem w ogóle po grecku, więc… to była mało rozmowna znajomość. W każdym razie, potańczyliśmy i zaprosił mnie do siebie - do takiego malutkiego mieszkanka, w którym miał mnóstwo bardzo stłoczonych mebli. Był chyba studentem, mieszkał tam sam, nie myślałem o tym w ogóle. Dopiero podczas seksu pojawił się problem - przyznał, mając wrażenie, że jego sposób opowiadania jest dużo mniej porywający od tego ashowego; szybko zdecydował, że to kwestia charakteru historii, bo ze względu na zażenowanie wolał skracać szczegóły. - Nie wiem jak to się dokładnie stało, ale chyba uderzyłem ręką jakąś lampę obok łóżka i myślał, że się przewróci, a była cenna… więc jakoś się przekręcił gwałtownie tak, że spadliśmy z łóżka… kiedy ja dalej w nim byłem? - Westchnął, nie powstrzymując głupio cisnącego mu się na usta uśmiechu. - Jemu się nic nie stało, ale mnie tak cholernie bolało… i nawet próbowaliśmy udawać, że wszystko jest okej, ale jak wstałem, to niezbyt byłem w stanie chodzić, więc wreszcie po prostu zabrał mnie do szpitala. I teraz powtarzam - nic a nic nie mówiłem po grecku, więc to on zaczął wyjaśniać sytuację. Ja tam tylko stałem obok i zakrywałem się szlafrokiem, bo nie mogłem zapiąć spodni. Wreszcie jakiś uzdrowiciel mnie przyjął, zaczął zadawać masę pytań, których nie rozumiałem i w końcu poprosił o tłumacza… ale zanim tłumacz przyszedł, to uzdrowiciel mnie obejrzał i natychmiast zabrał się za wlewanie we mnie jakichś eliksirów, wezwał asystentkę… byłem pijany i zaraz też już naćpany eliksirami, więc nawet nie wiem co robił, po prostu wiem, że nie czekał na tego tłumacza i uznałem, że musi być źle - zaśmiał się cicho, czując niemal fizyczny dyskomfort przy wspominaniu tamtego bólu. - Tamten chłopak w ogóle mnie zostawił, ja w pewnym momencie zasnąłem, albo zemdlałem… i jak się obudziłem, to wszystko było w porządku i asystentka od razu zabrała się za wypisywanie mnie, tylko jeszcze jakieś eliksiry mi dała. Byłem tak zażenowany, że nawet nie próbowałem się dowiedzieć co dokładnie się stało i dalej nie wiem - wyznał. - Myślałem, że może po prostu jakieś mocne naderwanie mięśnia, ale jak byłem jakiś czas temu u uzdrowiciela to pytał, czy nie miałem nigdy pękniętej kości udowej, bo mam na niej jakiś ślad, więc… prawdopodobnie nie pamiętam czegoś poważniejszego, ale chyba nawet nie żałuję…
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
Uśmiechnął się pewniej, dodając już tylko informację, że nie chce pianek, ale chętnie przyjmie dodatkową porcję bitej śmietany i ledwie został sam, a już dusił w sobie chęć pójścia za Raffaello - chęć na tyle głupią, że przecież sam był tym, który w ten sposób ich rozdzielił. Rozchylił szlafrok i zerknął w dół kontrolnie, zaraz ciasno pętając się w gładki materiał, spojrzeniem błądząc po sypialni w zastanowieniu czy nie chce wsunąć się pod ciepłą kołdrę, w końcu faktycznie nieco się nią przykrywając, ale ostatecznie nie ruszając się z miejsca. - Mega bardzo - przytaknął, zagarniając ciepły kubek w ręce, od razu zabierając się za zagarnięcie czubka śmietankowego stożka, pozwalając mdłej słodyczy na rozpłynięcie się mu na języku, zaraz już zupełnie dając pochłonąć się Raffaellowej historii - szczerze zafascynowany tym jaki tryb życia wiódł Bibliotekarz, który z pozoru mógłby komuś wydać się nudny w swoich puchonich sweterkach. I reagował wiernie, co chwilę bystro błysząc zainteresowaniem w brunatnych oczach lub unosząc brwi w zaskoczeniu, gdy usta zbyt zajęte były ciepłym napojem, by wtrącić się jakkolwiek do włoskiego monologu. - Też bym chciał mieć taką historię. Jakąś taką w tym stylu - przyznał gorliwie, opierając kubek o Raffaellową wargę, by zachęcić go do pomocy w opróżnieniu go, nawet jeśli pochłonął już całą bitą śmietanę, jej wspomnienie wciąż przechowując w kącikach ust.- W sensie… No niekoniecznie z tym łamaniem uda i w ogóle, ale chciałbym mieć jakieś historie do opowiadania o ludziach, których imion nawet nie pamiętam, których znałem tylko na jedną noc i z którymi zwyczajnie było mi przyjemnie - zaczął wyjaśniać, kiziając włoską łydkę opuszkiem palca, za którym zaczął wodzić wzrokiem, jakby próbował spamiętać rysowany przez siebie wzór, nagle przerywając tę zabawę pewniejszym zaciśnięciem dłoni na nodze Raffaello. - Ale Ciebie chcę na dłużej. Musisz mi pokazać wszystko co potrafisz, a tego nie zrobisz w jedną noc - zauważył, podpijając jeszcze trochę swoje kakao, by w końcu wcisnąć kubek do włoskiej dłoni, samemu wciskając się Raffaello między nogi, by przylgnąć do niego na klęczkach w przeciągłym pocałunku. - Mam jeszcze kilka pytań - przyznał ciszej, poważniej zerkając w piwne oczy z góry, którą oferowało wyprostowane przyklęknięcie na miękkim materacu. Skradł Raffaello kubek, niedbale odstawiając go gdzieś koło łóżka, nawet nie wysilając się, by dosięgnąć drewnianych schodków i zaraz już zaciągnął Bibliotekarza pod kołdrę, by przytulić się do niego w pozycji leżącej. - Na przykład jestem ciekaw jakiejś historii. Takiej bardziej na serio. Wiesz, związkowej - zagadnął, szczerze zastanawiając się czy Raffaello faktycznie próbował zrezygnować z tak pełnego rozrywek i przeróżnych ludzi życia. - Też masz jakąś tak ciekawą jak poprzednia?
Raffaello Swansea
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
C. szczególne : Lawendowo-waniliowy zapach, zadbane loki, dużo biżuterii
- Nie polecam - zdążył jedynie szybko odbić, zaraz już grzecznie upijając nieco kakao i tylko uśmiechając się kącikiem ust przy ashowym doprecyzowaniu, że to nie o mało epickie i ledwo pamiętane obrażenia mu chodziło. Potrzebował chwili na zrozumienie, że wcale nie cieszy się z tej reakcji swojego rozmówcy i ledwo zorientował się, że to jest idealny czas na wtrącenie swoich uwag… a już ten moment stracił, bezwiednie wzdrygając się lekko pod zaciśniętą na jego nodze dłonią. Nie chciał być nauczycielem z jakiegoś powodu - nie chciał tej odpowiedzialności i nie chciał świadomości, że jego podopieczni zaraz od niego uciekną. Nie chciał być narzędziem, które potrzebne jest tylko przez jakiś czas, do osiągnięcia samodzielności. I teraz też wcale nie chciał wiedzieć, że Ash jest tutaj tylko po to, żeby się nauczyć, zobaczyć, z nastawieniem szukania historii o zupełnie randomowych ludziach. Rozproszył się nieco pocałunkiem, odruchowo przytrzymując Gryfona przy sobie bliżej, by zaraz zerknąć z pewnie nieco przesadzoną powagą w czekoladowe tęczówki, starając się to zakryć gotowością przed kolejnymi pytaniami, bo automatycznie też pokiwał głową. - Pytaj - zachęcił go po prostu, nie pilnując kubka już kompletnie, bo zamiast tego pakując się pod kołdrę. - Związkowej… - powtórzył po nim i sam nie wiedział, czemu to Patricia jako pierwsza przyszła mu do głowy - czy ze względu na to, że od tamtej pory niewiele się w jego życiu zadziało, czy może bardziej przez analogię do obecnej sytuacji, która uderzyła w Raffaello bardzo wyraźnie. - Poznałeś już Patricię Brandon? - Zagadnął więc, gładząc lekko ashowe ramię, gdy dociskał go do siebie nieco mocniej. - Nauczycielkę miotlarstwa… byliśmy razem przez jakiś czas, może nie jakoś szczególnie długo - przyznał z namysłem. - Wpadliśmy na siebie na jakiejś imprezie, ja już pracowałem wtedy w hogwarckiej bibliotece, a ona… jakimś cudem z dnia na dzień została asystentką miotlarstwa - nakreślił dokładniej. - Więc złapaliśmy lepszy kontakt i ja, będąc sobą, zadurzyłem się trochę za bardzo - zaśmiał się lekko, chcąc w ten sposób pozbyć się odrobiny niezręczności, dopiero słysząc to dostrzegając jak niepotrzebne i dziecinne to było. - Nie byliśmy na tym samym etapie, dlatego nam nie wyszło. Ona nie chciała większych zobowiązań, ja nie chciałem niczego lekkiego. Myślę, że za bardzo na nią naciskałem, żeby jakoś się określić, bo może trochę inaczej by to wyglądało, gdybym jej dał więcej czasu… ale tego wtedy potrzebowałem - wyjaśnił. - To raczej nie jest zbyt porywająca historia - zauważył z drobnym zaskoczeniem, bo przypominając sobie, że to pewnie bardziej tego Ash oczekiwał… a nie czegoś tak nudnego i życiowego.
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
Ułożył się wygodnie, zagarniajac sobie Raffaellowe ramię pod głowę, by z bliska pozerkiwać na swojego gospodarza, gdy zachłannie łapał każde jego słowo, ledwo zdążając przytaknąć na znajomość nauczycielki, a już ściagając brwi w niezadowoleniu. Łatwo było mu słuchać o osobach, których istnienie było zbyt abstrakcyjne, by mógł o nich myśleć, jednak teraz, gdy przed jego oczami stanął obraz znanej mu kobiety, historia nie podobało mu się już od samego początku, by tylko drażnić go na kolejnych poziomach. - Nie o taką historię mi chodziło… - mruknął, przysuwając się bliżej, by schować twarz z policzkiem wspartym o ciepło Raffaellowego torsu, który chętnie musnął rozgrzanym oddechem. - Chodziło mi o porywającą historię, ale taką… No w inny sposób. W taki, że też pomyślałbym, że i tego bym chciał, bo też może być fajne - pociągnął dalej, próbując wytłumaczyć o co mu chodziło, powolnie wyplątując się z pętań swojego szlafroka, by już bez niego kryć się w cieple ich ciał skotłowanych pod kołdrą, próbując złapać głębszy wdech do kolejnych słów. - O ile historia o złamanej kości nie zniechęca mnie do jednonocnych znajomości, to złamane serce może skutecznie zniechęcić do związku - zauważył w końcu, mówiąc na głos ten smutny wniosek, którego wagę przecież sprawdzał już od dawna, nie bez powodu próbując trzymać się myśli, że nie ma w życiu nic stałego. - Związek sam w sobie nie jest zły, ale gdy staje się... zbyt pewny, to wtedy jest problem. Ludzie przestają się dla siebie starać i nawet nie próbują, by było ciekawie, więc po co w ogóle tyle wysiłku wkładać w próby, skoro wiąże się to z tak dużym ryzykiem po drodze? - zapytał, tym razem testując nie tylko Raffaello, ale i samego siebie, gdy z każdym kolejnym słowem coraz pewniej zaczepiał Raffaellową dłoń, próbując spleść włoskie palce ze swoimi.
Raffaello Swansea
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
C. szczególne : Lawendowo-waniliowy zapach, zadbane loki, dużo biżuterii
Mruknął cicho w zamyśleniu, nie chcąc przepraszać za swój wybór historii, bo w gruncie rzeczy uważając, że był całkiem niezły właśnie ze względu na tę swoją realność… I Raffaello nie był pewien co mógłby innego powiedzieć, skoro każdy jego związek musiał skończyć się mniej lub bardziej spektakularną porażką, na co wskazywał jego obecny status. - Myślę, że odpowiednie osoby nigdy nie przestają się dla siebie starać, tylko z czasem zaczyna to wyglądać trochę inaczej - stwierdził, marszcząc lekko brwi z namysłem i właściwie odruchowo łapiąc ashową dłoń, nie do końca przetwarzając co ona robi, a już ściskając te zaczepiające go palce. - Moi rodzice dalej się dla siebie starają. Mamy mnóstwo skrzatów, ale mój ojciec codziennie - oczywiście, kiedy tylko może - robi mamie rano kawę. Kiedyś się nauczył, bo jest Włoszką i chciał jej zaimponować… i uznała, że robi najlepszą kawę, więc od tamtej pory stara się nie przepuszczać żadnych okazji - przytoczył, uśmiechając się lekko pod nosem w drobnym rozczuleniu dla tego rodzinnego rytuału, który czasem przemykał zupełnie niezauważony, bo nikt nie zastanawiał się kto dokładnie postawił matczyną filiżankę na jej ulubionym stoliku. - Z kolei moja mama nie omija żadnej premiery występu ojca, który jest aktorem i reżyserem teatralnym… więc może nie są to już takie wielkie, niespodziewane gesty, jakie są bardziej kojarzone z początkowymi etapami związku, ale dalej są ważne i dalej są personalne. W ich przypadku to akurat takie dwie rutyny, chociaż przedstawienia są bardzo różne i też wystawiane są ze zmienną częstotliwością - zauważył, pozerkując na swojego partnera, by sprawdzić po wyrazie jego twarzy, czy nie zaczyna przynudzać albo brzmieć zbyt idealistyczno-romantycznie. - Duże ryzyko, bo jest możliwa duża nagroda… i czasem sam wysiłek, same te próby, sam ten proces już jest na tyle przyjemny, że chyba warto. Nie wiem. Mnie tamta akcja ze szpitalem trochę zniechęca… a przynajmniej z perspektywy czasu - doprecyzował, znowu starając się odrobinę rozluźnić atmosferę.
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
Mruknął cicho, zastanawiając się nad tym czy rodzice Raffaello faktycznie byli szczęśliwi czy jedynie takich udawali, tak jak je jego mama potrafiła udawać przed spraszanymi do domu gośćmi. Szybko jednak doszedł do wniosku, że nawet jeśli Raffaello jest idealistą, to nie jest przecież głupi ani ślepy, by faktycznie dać się na to nabrać, gdy przebywa w domu przez dłuższy czas. Mruknął raz jeszcze, zerkając w piwne oczy, by zaraz wykręcić się do Raffaello tyłem, ciągnąć jego dłoń, by ten objął go od razu ciasno, gdy i on sam próbował przytulić się do niego na tyle, na ile tylko pozwoliło mu wypchnięcie bioder w tył. - Nie zostawiłbyś mnie tak, prawda? W szpitalu samego. Nawet jakbym był w samym szlafroku i musiałbyś opowiedzieć jakie były okoliczności - zapytał, czujący jak serce głupio dudni mu w przejęciu zdradzając, że znów testuje swojego Bibliotekarza, sam nie wiedząc czy w bólu byłby na tyle wspaniałomyślny by dla dobra kariery Raffaello odesłać go do domu, teraz myśląc tylko o tym, że chciałby być dla kogoś priorytetem, który naprawdę stawiałby ponad wszystko inne. - Ale tak ogólnie to sam jeszcze nie posłałeś nikogo seksem do szpitala, nie? - dodał zaraz, instynktownie śmiejąc się już w próbie rozluźnienia atmosfery, bo i czując jak mięśnie spięły mu się idiotycznie w czasie czekania na odpowiedź. - Znaczy… nie boję się, zastanawiam się tylko czy dociskanie do ściany i rzucanie na łóżko to Twój max - dodał z rozbawieniem, mrużąc oczy z zaczepnym uśmiechem nawet jeśli w obecnym ułożeniu Raffaello nie mógł widzieć ile przyjemności sprawia Gryfonowi testowanie jego cierpliwości.
Raffaello Swansea
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
C. szczególne : Lawendowo-waniliowy zapach, zadbane loki, dużo biżuterii
Zmarszczył lekko brwi, w pierwszej chwili po prostu nie rozumiejąc skąd pytanie o jakiekolwiek zostawianie. Ułożył się wygodnie, od razu też mocniej Asha do siebie przyciągając, by czuć każdy możliwy skrawek jego ciała, głupio zachwycając się mieszanką typowego dla chłopaka zapachu ciepła i dobrze sobie znanej, swojej własnej lawendy. - Nie zostawiłbym cię - zapewnił twardo, dobrze wiedząc, że nawet gdyby Gryfon próbował się go pozbyć, to w takich okolicznościach miałby na to dość marne szanse. - Nawet gdybyś był i bez szlafroka, nieważne. Opowiedziałbym wszystko i zostałbym z tobą - doprecyzował, cmokając delikatnie skórę na jego karku, od razu też wmawiając sobie, że to wcale nie jest żałośnie czułe, tylko bardzo normalne. - Mmm, niee, raczej na takie krzywdzenie się nie piszę - parsknął cicho, wtulając się w niego mocniej, by niemal podduszać się miękkimi loczkami swojego partnera. - To nie musi być mój max… ale nie mam żadnego szpitalnego kinku - zaśmiał się lekko. - Idziemy spać? - Upewnił się szeptem tuż przy ashowym uchu, by zaraz zamruczeć z aprobatą i gdzieś tam zupełnie na ślepo złapać różdżkę, gasząc światło i dopiero mogąc się mocniej przytulić do swojego gościa. - Śpij dobrze, Tygrysku.
/zt x2
Raffaello Swansea
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
C. szczególne : Lawendowo-waniliowy zapach, zadbane loki, dużo biżuterii
Miał wrażenie, że spało mu się lepiej niż kiedykolwiek, chociaż budził się w nocy wielokrotnie, za każdym razem równie zaskoczony tym, że ma kogoś obok - przy sobie, pod sobą, na sobie - i nie jest to w żadnym stopniu niezręczne czy nijakie. Ostrożnie szukał najwygodniejszych pozycji, co chwilę przysypiając ponownie z błogą świadomością tego, że Ash nie miał wcale zaraz zniknąć i ta noc nie była jedyną, którą Raffaello miał się cieszyć. Rzecz w tym, że nawet jeśli miał w nazwisku ukrytego ptaka, to do rannych ptaszków nie należał. Kiedy miał już chwilę wolnego, preferował leniwe wylegiwanie się w łóżku i gubienie się w tak zdradliwie płynącym czasie… aż do momentu, w którym nie decydował, że bez kawy nie wytrzyma już ani sekundy dłużej. I wcale nie było już tak znowu “rano”, kiedy niezadowolonym pomrukiem próbował zagłuszyć dziwne szeleszczenie, bezczelnie zakłócające jego spokój przy każdym ruchu, co i tak nie powstrzymało go od przyciągnięcia Asha do ciaśniejszego przytulenia. - Ashuu - zaczął z zaspaną chrypą. - Jak już szeleścisz, to zrób mi też kawę - poprosił, muskając jego policzek w drobnych pocałunkach i może nie mówiąc szczególnie sensownie, bo też wcale nie domyślając się, że hałas powodują rozsypane na łóżku i obok niego prezenty.
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
Sam nie do końca zdawał sobie sprawę jak bardzo uspokoiło go.to jedno, abstrakcyjne zapewnienie, że choć nie może nikomu przyznać się do romansu ze szkolnym bibliotekarzem, to w chwili zagrożenia, ten wybrałby ponad swoją funkcję szkolną bycie po prostu sobą i pozostanie przy nim mimo konsekwencji. Z tą wiedzą dużo łatwiej było mu zasnąć z drobnym uśmiechem, który wkradł mu się na usta przy tym przyjemnym Tygrysku, który za każdym razem podobał mu się już tylko bardziej, nawet jeśli miał trudności z przypomnieniem sobie czemu właściwie nim został. Dopiero po zgaszeniu światła dotarła do niego rzeczywistość tej chwili. Jej świeżość w jego życiu. Wizja braku kontaktu z rodzinąi w wigilię. Myśl, że naprawdę zwyczajnie nie wraca i wcale nie jest mu z tym wcale źle. - Zimno - mruknął jeszcze tylko, jakby szukał sobie wymówki, by jednak odwrócić się do Raffaello przodem, wtulając się w niego ciasno, niemal podduszając się własnym oddechem odbijającym się od rozgrzanej włoskiej skóry i może wcale nie wyszeptał cichego dobranoc, ale to zdecydowanie wybiło się w jego myślach, gdy zasypiał szybciej, niż faktycznie się spodziewał czy planował, myśląc, że przymknie tylko oczy i zada Raffaello jeszcze choć jedno pytanie. W nocy obudził się tylko raz, szturchając swojego gospodarza z sennie ściągniętymi brwiami, by ten oddał mu zabraną w trakcie snu rękę, od razu wygodnie układając ją sobię między materacem a cienką poduszką, momentalnie zasypiając z powrotem, więc i rano nieszczególnie nawet o tym pamiętając. Poranny szelest prezentów był jednak niczym w porównaniu z hałasem, jaki potrafił stworzyć się rano w dormitorium Ignis, więc tylko docisnął mocniej ucho do Raffaellowego ciała, budząc się dopiero przy zachrypniętych słowach, które znalazły się zbyt blisko, by mógł je zignorować. - Nie - jęknął odruchowo, jeszcze bez jakiegokolwiek zrozumienia sytuacji, dłonią na oślep szukając włoskich ust, by zasłonić je niezdarnie, z opóźnieniem przetwarzając, że te jeszcze przed chwilą obsypywały go drobnymi całusami. - Nie umiem - poprawił się więc, osuwając się nieco niżej, by naciągnąć kołdrę na głowę, nawet nie próbując zawalczyć z ciężkimi od zaspania powiekami. - Za dziesięć minut zrobię Ci co zeeee-chcesz, ale teraz shhh - przymarudził jeszcze cicho, rozciągając wypowiedź potężnym ziewnięciem, już pod kołdrą wtulając policzek we włoski tors, ledwie kończąc wypowiedź, a już pozwalając, by oddech znów zaciążył mu sennie.
Raffaello Swansea
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
C. szczególne : Lawendowo-waniliowy zapach, zadbane loki, dużo biżuterii
Mruknął cicho z niezadowoleniem, nie spodziewając się dłoni na twarzy, bo też dalej nie do końca otwierając w ogóle oczy; nie potrafił jednak w tej sytuacji naciskać, bo sam zaczął znowu przysypiać, może trochę rozproszony ashową obietnicą, którą normalnie odebrałby dużo bardziej sugestywnie. Obudził się znowu chwilę potem i to wtedy wiedział już, że dalsze leżenie nie ma za dużo sensu - był głodny, szeleszczenie go drażniło, a zerknięcie jednym okiem na zegar uświadomiło go, że minęło więcej niż dziesięć minut. Przetarł dłonią twarz, dusząc w sobie ciężkie przekleństwa, by wreszcie cicho wygrzebać się z łóżka i pójść do kuchni, automatycznie i bezmyślnie wymijając wszystkie prezenty, które nie były nawet blisko poziomu istotności tak potrzebnej teraz kawy. Odruchowo zaparzył dwa kubki, w tym jeden tygrysi, bo doszedł do wniosku, że najwyżej wypije za Asha… ale i tak wrócił do sypialni z tacą, na której poza kubkami był też dzbanek mleka i cukierniczka. Zostawił tacę na schodkach i wślizgnął się z powrotem pod kołdrę, teraz już mamrocząc włoskie przekleństwa, które mogły utonąć dopiero w cieple łóżka i smaku niespiesznie upijanej kawy, przynoszącej Swansea odrobinę przytomności.
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
- No gdzie? - burknął nieprzytomnie, niezadowolony z utraty wygodnej podpory, zaraz już niespiesznie przesuwając się na łóżku, by zająć dokładnie to miejsce, które wciąż nagrzane było ciepłem włoskiego ciała i ledwie ciemne loczki opadły na Raffaellową poduszkę, a ich właściciel już znów spał twardo, głuchy na jakiekolwiek hałasy z otoczenia. Ocknął się dopiero przy wyraźniejszym ruchu materaca, otwierając w końcu oczy, by zerknąć na nieco niewyraźnego jeszcze mężczyznę. Przekręcił się, włażąc na swojego gospodarza, by położyć się między jego nogami z głową wspartą na wygiętym nieco brzuchu. I nieszczególnie było mu wygodnie w tej pozycji, jednak nie chciał pozwolić Raffaello na ponowny dystans, w ten sposób zabezpieczając się, że Bibliotekarz nie umknie mu znów z łóżka tak łatwo. Przysnął właściwie jeszcze tylko przez chwilę, będąc w stanie ignorować niewygodę ułożenia, ale dając wybudzać się przy niemal każdym łyku pitej przez Swansea kawy. - Nie da się już głośniej przełykać? - burknął odruchem budowanym przez lata mieszkania we wspólnym dormitorium, by powoli dopuścić do siebie świadomość do kogo właściwie mówi i speszyć się nagle swoją niewdzięcznością, uciekając do włoskiej skóry, by oprzeć o nią czoło. - Ja Ci chciałem zrobić kawę - przymarudził dalej, mimowolnie wpadając w jęk, by w końcu unieść przepraszająco-senne spojrzenie do piwnych oczu. - Mogę zrobić śniadanie - zaproponował na fali poczucia winy, jeszcze nie do końca myśląc o tym, że jeśli Raffaello się zgodzi, to faktycznie będzie musiał coś przygotować, a bardziej kombinując instynktownie jak na dzień dobry uzyskać od swojego Bibliotekarza jakąś drobną pochwałę czy komplement.
Raffaello Swansea
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
C. szczególne : Lawendowo-waniliowy zapach, zadbane loki, dużo biżuterii
Uśmiechnął się mimowolnie pod nosem, zupełnie ignorując pacnięcie czegoś spadającego na podłogę. Upił jeszcze łyka kawy, wplatając już palce jednej dłoni w miękkie loczki swojego partnera, by delikatnie je ugniatać spokojnymi ruchami. - Mmm, mogę spróbować - zapewnił, prychając tylko cicho w kubek, nim wreszcie nie odstawił go na schodki. Zerknął przytomniej na leżącego na nim chłopaka i uśmiechnął się szerzej, kątem oka dostrzegając też kolorowe pudełka w nogach łóżka, które musiały stanowić źródło irytującego szeleszczenia. - Piję dużo kawy, także nic straconego - obiecał, od razu też przesuwając dłoń na gryfoński policzek, by czule go pogładzić. Sięgnął zaraz do pewniejszego objęcia, by pociągnąć chłopaka mocniej na siebie i cmoknąć go w usta. - Plan idealny - zamruczał pochwalnie, rozsypując też kilka buziaków po ashowym policzku, ożywiając się wraz z każdą sekundą ekscytacji tą błogą bliskością. - A co myślisz o tym, żeby najpierw zainteresować się prezentami? I może popilnować, żeby więcej z nich nie spadło na podłogę… - Podsunął, wyciągając się nieco, by złapać jedno z pudełek; pierwotnym planem było podsunięcie czegoś Ashowi, a jednak to swoje imię zobaczył na karteczce… więc to z jego prezentu, nieco niezgrabnie otwartego, wysypały się kolorowe prezerwatywy.
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
Zerknął na niego pewniej, uspokojony tym, że Raffaello nie wydawał mu się rozzłoszczony czy choćby zirytowany, tym chętniej dając przyciągnąć się wyżej, choć trochę wysiłku kosztowało go, by nie otrzeć się o swojego gospodarza zbyt wymownie w mimowolnym przypomnieniu mu o twardym uroku młodej krwi krążącej po jego ciele. Mruknął cicho, zadowolony z poziomu poświęconej mu uwagi, żadnej pieszczoty nie pozostawiając bez własnej myśli, każdą z nich doceniając z osobna. - Gorzko - zaśmiał się cicho w pocałunku, a jednak nawet nie przerwał go na swoje rozbawienie, chętnie powracając do włoskich ust, by pogłebić dzieloną bliskość, zanim nie przymrużył oczu pod przyjemnie ogrzewającymi mu policzek całusami. - A jest coś dla mnie? - podpytał interesowanie, otwierając jedno oko, by z drobnym uśmiechem zerknąć na Raffaello, który przez cały grudzień dzielnie nadążał za wstawianymi na wizbooka postami, stawiając poprzeczkę oczekiwań zdecydowanie za wysoko. I miał właśnie wykręcić się w tył, by sprawdzić czy jego własny prezent dotarł do Swansea, chcąc wcisnąć mu go w pierwszej kolejności, a jednak skutecznie rozproszył się rozsypaną na Raffaello tęczą. - Subtelne - prychnął cicho w rozbawieniu, nie czekając na reakcję samego obdarowanego, od razu kradnąc list z przesyłki. - To jakaś jeszcze inna Twoja była? - podpytał, przehandlowując list za dostęp do nadesłanych ciastek, by zaraz dwa z nich przytrzymać ustami, gdy narzucał na siebie skotłowany na łóżku szlafrok, dopiero okryty wychylając się, by zgarnąć z ziemi zepchnięte tam prezenty. - Tooo… - zaczął, może nieco niewyraźnie od jeszcze przełykanych ciastek, gdy rozpakowywał paczkę australijskich słodyczy od znajomych z Red Rock. - Zamierzasz dziś… - podjął dalej, wymownie zerkając na kolorowe prezerwatywy. - ...rozpakować ten prezent dalej?
Raffaello Swansea
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
C. szczególne : Lawendowo-waniliowy zapach, zadbane loki, dużo biżuterii
- Na pewno jest - przytaknął. - Chociaż powinienem najpierw sprawdzić pewnie wizbooka… - napomknął jeszcze tylko niewinnie, zaraz już gubiąc resztę swoich ewentualnych uwag na ten temat, bo prychając cichym śmiechem na widok prezerwatyw, absolutnie nie będąc w stanie zgadnąć kto był aż tak subtelny. - Sky? - Odczytał wreszcie, dając chłopakowi wypieki z pełnią świadomości, że ciężko będzie przebić smak skylerowych słodkości czymkolwiek innym. - To nie była, to znajomy… i aż nie chce mi się wierzyć, że piekł jeszcze ciastka, dopiero co prosiłem go o muffiny urodzinowe - pokręcił lekko głową z niedowierzaniem, przemykając spojrzeniem raz jeszcze po krótkim liściku, jakby miał się z niego magicznie dowiedzieć skąd w Puchonie tyle, cóż, puchonowości. - Mmm, może - przytaknął, podnosząc czerwoną prezerwatywę, by obejrzeć z obu stron opakowanie, szukając informacji o smaku. - To zależy, czy to mój jedyny taki prezent… Myślisz, że to truskawka, czy wiśnia?… - Zerknął na chłopaka z drobnym uśmiechem, podsuwając mu bliżej prezent, który sam zapakował.
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
Nie zwrócił większej uwagi na wzmiankę o wizbooku, dając zaalarmować się dopiero w momencie, gdy wstrzymał się od instynktownego dopytania czemu nie dostał jakiejś bonusowej babeczki, powolnie uświadamiając sobie, że to było właśnie to, o czym obiecywał sobie pamiętać, ilekroć tylko zerkał na bio wizbookowego profilu Raffaello. Wybił się na chwilę z rozmowy, przytłoczony swoimi myślami i próbą gorączkowego przypomnienia sobie o ile dni jest spóźniony ze swoimi życzeniami, nie wiedząc jaką strategię powinien wybrać. Przez chwilę zmarszczył brwi, gotów do ataku, że Bibliotekarz sam powinien przypomnieć mu o swoich urodzinach, zaraz jednak rezygnując z tej opcji, pod bolesnym uświadomieniem sobie, że ten wcale nie był na niego zły. Nie był rozczarowany, nie miał pretensji. Może nawet ani trochę nie wierzył, że mógłby usłyszeć od niego choćby głupie "najlepszego" czy "sto lat". - Trochę za mało bordowe, jak na wiśnię - ocenił okiem znawcy, chcąc wierzyć, że jego własny prezent, jak na jego uczniowskie możliwości, jest na tyle bogaty, że spokojnie może uchodzić za prezent również na urodziny. I to właśnie przesadnie obładowaną papierem i sznurkiem paczkę od siebie podrzucił Raffaello, zanim sam dobrał się do swojego prezentu, listem szybko upewniając się, od kogo go otrzymał. Uśmiechnął się, zanim jeszcze dobrze właściwie dotarł dalej, głupio ciesząc się z tygryska, z którego zrezygnował w ostatniej chwili w swoim liście i gaspnąć zaraz zdecydowanie głośniej niż by tego chciał, dostrzegając plecionkę z drobniutkimi muszelkami. Przyłożył ją sobie do nadgarstka, upominając się, że przecież to nie może być to, bo choć kilka osób w Red Rock mogło pochwalić się trytonim amuletem, to nie należał od wcale do najtańszych czy najłatwiejszych do zdobycia. Zerknął więc czujniej na Raffaello, gdy zaplatał bransoletkę na kostce prawej nogi, dobrze wiedząc, że jeśli jednak jest to cenny amulet, to Bibliotekarz powinien ostrzec go, by nie nosił go tak po prostu, mogąc nabawić się efektów ubocznych. Oparł stopę o Raffaellową dłoń, domagając się większej uwagi i uśmiechnął się szeroko, wyciągając z paczki czapkę. - Niby krótko łaziłem bez włosów, ale zdążyłem się przyzwyczaić do-oOooO - urwał zaskoczony, bo ledwie naciągnął czapkę na głowę, a już zaczął dostrzegać, jak jego nogi zmieniają kolor, próbując wmówić mu, że wcale nie siedzi na swoim gospodarzu. Podciągnął szlafrok nieco wyżej, klepiąc się w niemal niewidoczne udo i zaśmiał się mimowolnie, zsuwając szlafrok też z ramion, by porzucony materiał odzyskał swoją własną barwę. - Nie chce mnie Pan widzieć?
Raffaello Swansea
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
C. szczególne : Lawendowo-waniliowy zapach, zadbane loki, dużo biżuterii
Kompletnie nie zorientował się, jak została przez Asha odebrana wzmianka o urodzinach, bo wcale się nie spodziewał, że chłopaka jakoś bardziej to obejdzie - i pewnie było tak dopiero teraz, bo chociaż bardzo starał się to wyprzeć, to jednak dwudziestego pierwszego grudnia myślał o Ashu więcej, niż powinien. Nie widywali się za często we wtorki ze względu na raffaellową pracę i ashowe zajęcia, a jednak w urodziny łatwo było sobie wyobrażać odstępstwa od normy, które mogły być bardzo przyjemne… I może nie czekał na Gryfona cały dzień, ale jakoś tak odruchowo podrywał głowę przy każdej nowej osobie, która wchodziła do biblioteki, gotów powitać coraz drobniejszym uśmiechem swojego Tygryska. Teraz już łatwo było mu sobie wmówić, że w gruncie rzeczy te urodziny wcale nie były czymś wielkim, a on nie do końca mógł czegokolwiek od Asha oczekiwać, skoro wcale się o to nie dopominał - nie zakładał przecież, że jego własne pieczołowite obserwowanie wizbooka Gryfona musi być odwzajemniane. Uśmiechnął się mimowolnie przy obserwowaniu reakcji obdarowanego chłopaka i odruchowo złapał jego stopę, by przyciągnąć ją sobie bliżej i zamruczeć w drobnej aprobacie, gdy palcami niespiesznym masażem przemykał po jasnej skórze… która zaraz stała się właściwie niewidoczna. - Ashu - mruknął, teraz nagle głupio niezadowolony z wybranego przez siebie prezentu, zwłaszcza gdy rzucony obok szlafrok udowodnił mu jak wiele przyjemnych widoków teraz traci. - Muszę cię widzieć - zaprotestował, ciągnąc go sobie bliżej, już całkiem na kolana. - Ale przed innymi możesz się chować - wymruczał mu w szyję, bo choć początkowo chciał znaleźć usta Gryfona, to nie narzekał. Zacisnął palce na jego pośladkach, mrucząc po zassanej na niewidocznej skórze malince w gorącym zniecierpliwieniu, już teraz wiedząc, że Ash może rozbudzać dużo lepiej od nawet najmocniejszej kawy. - Podoba ci się? - Dopytał cicho, dociskając jego biodra do swoich, by poczuć cudownie bliskie sobie twardości. - Czapka i trytoński amulet? - Doprecyzował, z trudem dusząc w sobie włoskie przekleństwa, które Ash zdawał się wyrywać z niego niemal tak, jak oddechy. - Jeśli mi podpowiesz co, to mogę coś do twojego prezentu dodać, żebyś na pewno był… bardzo usatysfakcjonowany, tygrysku.