C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Spora i eklektyczna, ma się wrażenie, że każda szafka jest z nieco innej parady... albo dekady. Szafki, choć nieco do siebie nie pasują, są bardzo pojemne i dobrze się sprawują. Sporym minusem jest mała ilość blatów, zaś zaletą – jej przytulność.
Łazienka
Surowa, przydałoby się dokupić kilka dywaników, by nie było tak zimno w stopy. Niemniej wanna, choć na to nie wygląda, jest zaskakująco wygodna.
Salon
Dość duży i chyba właśnie przez to wydaje się nieco zimny. Wszystko ulega zmianie kiedy napali się w magicznym kominku – wówczas pokój nabiera bardzo domowej atmosfery
Pokój 1
Idealna dla dwóch osób lub amatorów dużych łóżek. Nie jest zbyt duża, ale poza wygodnym łóżkiem, mieści się w niej również szafa.
Pokój 2
Trudno powiedzieć kto wpadł na ten genialny pomysł, by tapetą w kwiatki pokryć nawet sufit, ale chyba musisz jakoś z tym żyć. Powtarzaj sobie, że zieleń to terapeutyczny kolor.
Luty nie był dla Hogsmeade zbytnio łaskawy - jak zresztą zwykle ta pora roku w Szkocji miała w zwyczaju. Zimny wiatr hulał po uliczkach czarodziejskiej wioski, próbując wniknąć w każdą możliwą przerwę w ubraniach mieszkańców oraz gości, którzy byli na tyle nierozważni by w tak niesprzyjających warunkach pogodowych nie skorzystać z teleportacji lub sieci Fiuu. Aleją Amortencji podążała jednak co najmniej jedna osoba, spod zrobionej na drutach czapki z niesfornym pomponem wytężająca wzrok ku numerom kamienic, szukając połączenia dwójki oraz trójki. Kiedy w końcu nieznajomy dojrzał odpowiedni budynek, schował się czym prędzej w przedsionku i otrzepał zarówno buty, jak i ciemnoniebieski płaszcz z sypkiego śniegu władającego zewnętrznym światem. - Jedenaście... hmm - mruknął pod nosem mężczyzna, sprawdzając raz po raz numery na drzwiach, a w końcu wchodząc po schodach na wyższe piętro. Gdy stanął w końcu przed "jedenastką", zatrzymał się na chwilę i wyciągnął z kieszeni kartkę z zapisanym adresem, by upewnić się że na sto pięćdziesiąt procent się nie pomylił. Chrząknął pod nosem, oczyszczając gardło z chrypy typowej dla osób wchodzących do cieplejszych wnętrz z zimnego, zimowego podwórza i uniósł zaciśniętą w pięść dłoń do góry. Ta zahamowała jednak parę centymetrów od mosiężnej jedenastki i wróciła do dołu. Noga opatulonej w szalik i mającej pomiędzy oczami niebieski - przechodzący teraz powoli w morską zieleń - pompon zaczęła cofać się, jednak zatrzymała się gdy zza drzwi rozległ się odgłos jęków i pocharkiwań. Ghul. Postać pokręciła głową i uniosła jedną z zamkniętych w rękawiczkach dłoni do twarzy, ściągając szalik do dołu, na szyję i obojczyki. Czerwony od mrozu i wyraźnie spięty - choć tylko częściowo przez niską temperaturę - Darren wypuścił nieco powietrza po czym uniósł ponownie dłoń i zapukał trzy razy do mieszkania numer jedenaście, przestępując nieco niepewnie z nogi na nogę.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Zajęcia dodatkowe z historii magii również nie były łaskawe - nie dla Hogsmeade, ale dla Jess. Głównie przez to, że trwały dłużej, niż studentka zakładała - a że i pogodzie łaski brak, Smith na złamanie karku gnała z Hogwartu do swojej kamienicy w Hogsmeade. Nie ryzykując teleportacji w tak rozemocjonowanym stanie - nie wiedziała czym bardziej się przejmowała: tym, że Darren zastanie zamknięte mieszkanie, tym, że w ogóle się pod nim pojawi, czy tym, że Adelajda znów paradowała w jej przygotowanych ciuchach. Miała jednak nadzieję, że nie - oczywiście jeśli chodzi o ghula i przysłowiowe pocałowanie klamki. Wpadła więc do mieszkanka jak huragan - a mieszkająca razem z nią menażeria wcale nie pomagała. Wręcz podłapała jej gorączkowy humor, plącząc się dziewczynie pod nogami i jedynie utrudniając pozajęciowe ogarnięcie się. Właściwie jedynie co się jej udało przez te parę minut to zdjęcie butów, nie nadepnięcie na pełzającego po parkiecie Tic Tac Toe i pogonienie Boo z dzianinowej sukienki. W akompaniamencie pojękiwań Adelajdy, której skończyły się obierki. — Nie możesz tyle jeść, Ada! — fuknęła na ghuliczkę, grożąc jej palcem w przejściu między jednym a drugim pokojem. Słysząc pukanie do drzwi - w pierwszym momencie skamieniała. — Onienienie! — Machnęła różdżką, zamykając niewerbalnie jeden z pokoi. Zaraz jednak ożywiła się - porzucając wszystkie naprędce podjęte zadania i gnając na złamanie karku do drzwi. Priorytety. Szarpnęła za klamkę - zamkniętą - przeklęła soczyście po czesku i przekręciła zamek, otwierając drzwi. — S-Serwus Darren! — Uśmiechnęła się szeroko, odnajdując brązowe tęczówki schowane gdzieś między szalikiem a charakterystyczną czapką. Stres ścisnął ją za gardło nagle - z dość irracjonalnych powodów. W końcu nie witała się z nim pierwszy raz, ubrana też była jak zwykle, w sweter i jeansy. Nie było żadnych powodów do stresu. Oczywiście. — Dopiero co wróciłam z zajęć, wejdziesz na chwilę? Zaraz będę... — skrzywiła się, sięgając nagle do potylicy i oglądając się przez ramię - żeby dostrzec wyposażoną w szklane kulki Adelajdę. — Nie. Wolno. Rzucać. Ile razy mam Ci to powtarzać Ada? Do siebie! — Z ghulem jednak trzeba stanowczo - bo choć mała maszkara łypnęła nieszczęśliwym spojrzeniem na Jess i Darrena, zniknęła zaraz za rogiem. Smith westchnęła krótko, wracając wzrokiem do Shawa - znów się uśmiechając, nieco niepewnie. Czuła jak drżał jej kącik ust. — Wybacz. Wejdź na moment — poprosiła, otwierając drzwi na oścież i robiąc studentowi przejście w głąb mieszkanka. — Zbiorę tylko kilka rzeczy na spaghetti... — Znów przerwała, podążając szarym spojrzeniem na drugi koniec korytarza - gdzie stał słusznych rozmiarów pies. Charjuk. I wlepiał intensywne, nieruchome spojrzenie w jej gościa. Inteligentna bestia sama otworzyła sobie drzwi. — Warg, spokój. Siad! — Obrzuciła stworzenie komendami, do których bezwzględnie się zastosował, dalej nie spuszczając wzroku z Shawa - choć zezując nieco na Smith. — To Darren, spokojnie — zwróciła się jeszcze do piesiny. — A to... Warg. Emerytowany pies aurorski — przedstawiła czarną bestię, przyjmując odrobinę skruszone spojrzenie: — Powinnam Cię uprzedzić, ale to... zupełnie nowy lokator. Groźnie wygląda, ale... tylko wygląda.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Po otwarciu drzwi Darrena przywitała Jess - oraz kompletny chaos. Ghul - ghuliczka? - przybrana w kolorowe kokardy - Tsooo - rzucała jakimiś szklanymi kulkami, z kolejnego pomieszczenia Shawa dobiegały krucze wrzaski, a do tego kiedy zamierzał przekroczyć próg mieszkania, w drzwiach naprzeciwko pojawiło się... coś. Tym cosiem był mianowicie ogromny, czarny pies przypominający mugolskiego rotweillera, jednak Krukon wiedział że był to charjuk. Do tego emerytowany towarzysz aurora - więc prawdopodobnie, jeśli Darren by mu się nie spodobał, byłby w stanie przegryźć mu gardło zanim Shaw byłby w stanie pomyśleć nawet o wyciągnięciu różdżki i jakichś próbach samoobrony przed czarną kupą mięśni i futra. Noga chłopaka zawisła nad wycieraczką, jednak powoli, miarowo i spokojnie opadła razem z kolejnymi słowami Smith. Warg - bo najwidoczniej tak nazywało się stworzenie - nie przejawiało oznak agresji, a raczej uprzejmej ostrożności. No tak, czego innego po aurorskim charjuku mógł spodziewać się Darren - szczególnie, że było to zwierzę emerytowane, a więc szkolone zapewne przez osoby o wiele bardziej kompetentne niż dzisiejsze Biura - nieważne, czy Bezpieczeństwa, czy to do zadań specjalnych. - Serwus... Jess - przywitał się, posyłając Krukonce blady uśmiech - Serwus, em, Warg...? - nie zapomniał oczywiście też o charjuku. Sam nie wiedział, czy serce mocniej biło mu teraz przez Smith, czy przez jej psa. Korzystając z zaproszenia, Shaw wszedł do środka i oparł się o framugę drzwi prowadzących do kolejnego pomieszczenia. Zapuścił żurawia nieco głębiej, jednak oczywiście bardzo ostrożnie, mając na uwadze że praktycznie na wyciągnięcie ręki miał bojowego charjuka. Tymczasem Jess ledwo się odwróciła by sprawdzić coś w szafce, kiedy...
Rzuć kostką, if u want:
1, 2 - ...Adelajda nie zważając na nic postanowiła ocenić smak butów Darrena. Ten nie był w stanie jednak jej przepędzić - w końcu każdy gwałtowny ruch może skończyć się rozerwanym gardłem! 3, 4 - ...kruk najwyraźniej uznał, że znieruchomiały ze strachu przed Wargiem Krukon jest jego nową żerdzią. Łopot skrzydeł oznajmił przybycie ptaka, usadowienie się go na ramieniu Shawa oraz bezceremonialne tykanie pompona, który raz po raz obijał się teraz o twarz chłopaka. 5, 6 - ...charjuk, ku zgrozie Darrena, powlókł się do przodu i ustawił przy stężałym gościu. Obwąchał powoli lewą nogę Shawa, mokrym nosem docierając aż do opuszczonej dłoni Krukona, który mógł jedynie błagalnym wzrokiem wodzić za Jess i bezgłośnie prosić o ratunek.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Kompletny chaos - doskonały powód, dlaczego Jess mieszkała sama, bez współlokatorów, o krukońskim dormitorium już nie wspominając. Choćby chciała przemycić cały swój zwierzyniec do Hogwartu - nie było opcji, żeby uchował się niezauważony przez kadrę. Pomijając sam fakt, że inni Krukoni nie byliby zachwyceni takim towarzystwem... Cud, że kobietka od której wynajmowała mieszkanko nie miała nic przeciwko. Zestresowała się tym bardziej, widząc blady uśmiech Shawa - co chyba wyczuł Warg, bo zaraz poczuła jego mokry, ciepły nos na swojej dłoni, a pies stracił zainteresowanie gościem. W przeciwieństwie do Adelajdy, która - wyjątkowo dzisiaj nieznośna - wróciła zaraz na korytarz i właściwie rzuciła się na... buty Darrena. Smith czuła jak ostry rumieniec zażenowania wspina jej się po obojczyku i szyi. — Jesteś okropna, strasznie, strasznie niedobra! — skarciła ghuliczkę, odbierając jej to, co stworzonko miało najcenniejszego - błękitną kokardkę z mizernego loczka. Ghulica momentalnie odkleiła się od obuwia Shawa, zawodząc wniebogłosy - przynajmniej póki Smith nie zamknęła jej w jednym z pokoi. Dziewczyna zatrzaskując drzwi, odwróciła się do Darrena, czerwona po czubki uszu. — Przepraszam Cię za nią... I w ogóle za... — machnęła ramieniem, obejmując gestem całokształt. Tic Tac Toe przepełzł między kuchnią a salonem - goniąc za Kolumbem. Za nimi tuptał dumnie rudy Boo z wysoko uniesioną kitą. — ... wszystko. Chodź — złapała Krukona za rękaw, ciągnąc delikatnie za sobą do kuchni. Zaraz go puściła, podchodząc do szafek i porządkując sprawnie składniki na spaghetti, które wcześniej przygotowała. — Usiądź. Proszę. Dosłownie chwilę i będziemy mogli już iść... Um, chcesz się czegoś napić? — spytała, ciągle nerwowo poprawiając włosy. Warg trzymał się blisko jej nogi - teraz opierając się ciałem o jej udo. Automatycznie sięgnęła do łba charjuka, drapiąc go między uszami. Jedyny zdyscyplinowany tutaj osobnik. — Kiepskie pierwsze wrażenie, co? — zaśmiała się - bardziej spięta niż rzeczywiście rozbawiona. Cud, że Shaw nie odwrócił się na pięcie, kiedy tylko otworzyła przed nim drzwi.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Szczerze mówiąc, Darrenowi takie towarzystwo w dormitorium by nie przeszkadzało - gdyby tylko miałby gwarancję, że jego buty wyjdą z tego cało. Jess na szczęście udało się szybko opanować swoją okokardzioną podopieczną. - Khm, bez przesady - zaczął uspokajać Smith Krukon, która naprawdę zaczęła wrzucać ghuliczce - Adalbert zjadł moją starą Wielką Księgę Potworów, ale tak hałasował że matka od razu odniosła mi go do Priory - westchnął. Co prawda książki już nie używał, a na opiece nad magicznymi stworzeniami pojawiał się okazjonalnie - choć może powinien częściej - ale szczerze mówiąc chętnie zobaczyłby walkę zaklętej księgi oraz ghula z zamiłowaniem do papieru. W kuchni Darren opadł na jedno z krzeseł i oparł się o stół, obserwując jak Jess krząta się w poszukiwaniu, kątem oka zerkając jednak na charjuka. Nawet jeśli ten był świetnie wytresowany - to mimo wszystko Shaw i tak czuł się nieco nieswojo. Pokręcił tylko głową na pytanie o coś do picia. - Mogło być gorzej - powiedział z uśmiechem Krukon - I nie masz za co przepraszać, naprawdę. Pomóc z czymś? - spytał, rozglądając się po pomieszczeniu. Mimo wszystko, czuł się tutaj o wiele lepiej niż w odpowiedniku tego pokoju w mieszkaniu Brooks. Wyglądało o wiele bardziej... magicznie i nienachalnie mugolsko. A na pewno Darren nie był w stanie w środku dostrzec nigdzie mikrofali. - Mam nadzieję, że Exham ci się spodoba - zaczął, zmieniając temat - Jest stare, brzydkie, a do tego... khm... - Krukona nagle zamurowało. Jeśli przyprowadzi Smith do środka, to wtedy Junior... o nie. Pokręcił głową i wstał, po czym podszedł do Jess i dotknął delikatnie jej ramienia, uważając by przy okazji charjuk nie odgryzł mu ręki. - Możemy już iść? - spytał z delikatnym uśmiechem - Dokupimy co trzeba po drodze - dodał.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Powinna się już chyba przyzwyczaić, że Darrenowi naprawdę niewiele rzeczy było w stanie nadepnąć na odcisk. Sama nie do końca wiedziała co było powodem takiej... wyrozumiałości. Przymykania oka. Wrodzona neutralność, żelazne nerwy? Właściwie to jeszcze nie widziała Shawa wzburzonego - nawet w starym młynie, gdzie próbował jeszcze grać spokojnego, a ona spanikowała. Chyba... sama powinna bardziej nad sobą panować - chociaż przy Krukonie jakoś o tym zapominała. — Nie, nie, nie musisz. Już kończę wszystko pakować, dzięki — uśmiechnęła się do mężczyzny przez ramię, przekładając ostrożnie wszystkie składniki do torby. Pomidory w puszce, makaron, cebula, czosnek... I mnóstwo przypraw. Prosty przepis - ale wałkowała go przez ostatnią noc bardziej niż materiał przed OWUTEMami. — Na pewno mi się spodoba — sprostowała słowa Darrena, jednocześnie wdzięczna za gładką zmianę tematu. Narzekanie mimo wszystko nie leżało w jej naturze - choć niepewność już tak. — Wystarczy, że jest stare i ma swoją historię. Wiesz, że... Mam na tym punkcie lekkiego bzika — rzuciła ze szczerym śmiechem - bo kto jak kto, ale akurat Shaw nasłuchał się jej historycznego fandzolenia. Drgnęła lekko, czując dłoń Krukona na ramieniu - akurat kiedy miała zapinać torbę z precjozami. Aromat pieprzu i suszonych pomidorów wyparł rześki zapach... świerku? Chrząknęła, odwracając się w kierunku Shawa - i wręczając mu pękaty ekwipaż. — Nie trzeba, mam wszystko. Daj mi dosłownie dwie minuty, tylko się przebiorę — poprosiła z niepewnym uśmiechem, po czym zwróciła się do charjuka. — Warg, za mną, pójdziesz do siebie. — Łypnęła jeszcze spod rzęs na Darrena - nie chcąc zostawiać studenta sam na sam z przytłaczającą obecnością wiecznie czujnego psa. Choć była pewna, że Warg prędzej zasnąłby na kafelkach, niż rzeczywiście wykazał się jakąkolwiek agresją. Zniknęła więc, tak jak zapowiedziała, dosłownie na dwie minuty w swoim pokoju - gdzie zauważyła, że Boo zdążył zrobić sobie z jej sukienki okudlone gniazdko. Westchnęła jedynie z rezygnacją - zrzucając jeansy i wciągając na biodra spódnicę z wysokim stanem. Wymieniła jeszcze ciemny sweter na jasny, świeży - i tak przebrana wróciła do Shawa. Po drodze chwytając jeszcze swój płaszcz i botki - i rzucając do Warga kilka komend, by został i pilnował zwierzyńca. — Okej, gotowa! Mam nadzieję, że nie miałeś zbyt wielu podejść do łącznej? — próbowała żartować - wyciągając niepewnie dłoń do Darrena. Bynajmniej, wcale nie stresując się przed deportacją.
Z tematu x2
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Żeby zagwarantować sobie spokój do ćwiczenia zaklęć - musiała naprawdę wspiąć się na wyżyny swojej organizacji czasu i przestrzeni. Szczególnie przestrzeni. Nakarmiła całą swoją menażerię, wypuściła Kolumba na wieczorny lot, zamknęła Adelajdę w szafce kuchennej - żeby znowu nie zasnęła na stole - zostawiła Warga razem z małym Fantomem w salonie, żeby się sobą zajęli, Tic Tac Toe wygrzewał się pod lampą w terrarium, a Boo i Konwalia niczym najlepsze ziomki spali grzecznie w drugim pokoju. Zamknięta więc na cztery spusty - żeby Wargowi nie przyszło do psiego łebka, by otwierać jej drzwi od pokoju - rozsiadła się na swoim łóżku, przed sobą mając jedynie trzy przedmioty. Glamdrig - swoją różdżkę, okulary-tłumaczki z nawiedzonej fabryki i opasły tom - cały do przetłumaczenia. Chciała wypróbować pewien pomysł, który wpadł jej do głowy, kiedy akurat tłumaczyła teksty z suahili w Gringottcie... Oczywiście z pomocą okularów. W końcu suahili kompletnie nie znała. Zupełnie niedawno przyglądając się koleżance z pracy przypomniała sobie jedno zaklęcie, które niesamowicie powinno nie tylko ułatwić jej pracę, ale także przyspieszyć. I co najważniejsze - było w jej zasięgu, ba! Kiedyś naprawdę często go używała, choć paradoksalnie - dopiero ucząc się niektórych języków. A teraz znała ich naprawdę sporo. Oparła się więc o poduszki biorąc na kolana portugalskie wydanie Silmarilliona J.R.R. Tolkiena - w jednej ręce dzierżąc różdżkę, w drugiej natomiast magiczne okulary. Przekartkowała książkę na pierwsze strony z tekstem. Miała zamiar przetłumaczyć portugalski - którego nigdy się nie uczyła - na dobrze jej znany czeski. Silmarilliona nigdy jeszcze nie czytała - więc nie mogła polegać też na swojej pamięci. — No dobrze, zobaczmy, czy zadziała... — mruknęła sama do siebie, pochylając się nad tekstem i przysuwając okulary do oczu - przeczytała kilka pierwszych zdań, które przez magiczne szkło nabrały konkretnej jasności. Choć dalej pozostawały portugalskie. — Vertere — mruknęła, miękko obracając różdżką tuż nad papierem. Litery zatańczyły, zafalowały i... przekształciły się w czeski alfabet, a potem w zdania zawierające ten sam sens. — Vertere — powtórzyła inkantację na następnych kilku zdaniach. Alfabet znów zafalował - choć teraz portugalski przeplatał się z czeskim, co gwarantowało dosłownie mieszankę wybuchową. Jednak tak jak myślała - nie wystarczyło samo przeczytanie tekstu - musiała konkretnie znać jego kontekst. — Vertere...— powiedziała raz jeszcze, dopinając w połowie przetłumaczone zdania. Przygryzła wnętrze policzka, wpatrując się w przełożone w połowie strony - a trybiki w jej głowie podjęły wzmożoną pracę. — A gdyby tak... — poprawiła chwyt na jabłoniowej różdżce, wywijając nią lekko nad tomiszczem. — Tumultum — zainkantowała, obserwując jak tekst nagle rozbiega się na krawędzie kart - by zaraz przemieszać się na jej oczach i stworzyć kompletnie nowy, portugalsko-czeski alfabet. Zaklęcie szyfrujące zadziałało - Smith jednak nie chodziło o skuteczność zaklęcia, a to czy jej nowe okulary były w stanie tłumaczyć dwa przemieszane języki na raz. Zerknęła przez soczewki - parskając cicho. Opowieść zachowała swój sens, co było dość... niesamowite. — Tumultum — rzuciła raz jeszcze, wstęp Silmarillona zamieniając w pole minowe dla tłumaczy wszelkiej maści. Choćby ktoś chciał - to nie dałby rady teraz rozszyfrować krzaczków, które zlepiły się na papierze. Tym razem nawet jej okulary nie dały rady - widocznie też miały swoje ograniczenia. — Finite. — Litery zawirowały, zakręciły się i... wróciły na swoje miejsce. Co było założeniem Smith - jednak przy okazji zakończyła również działanie zaklęcia Vertere, co spotkało się z cichym cmokiem dezaprobaty. Nie będzie mogła więc szyfrować wykonanej już przez siebie pracy, bo straci wszystkie postępy. Westchnęła cicho. — Vertere... — i zaczęła przekładać od nowa, zdanie po zdaniu. Czego się nie robi dla sióstr.
EOT
+
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Takiego rozwoju wypadków Darren się nie spodziewał. Wynajęcie nieswojego mieszkania? Co prawda Biuro Bezpieczeństwa nie zajmowało się takimi sprawami - od tego był Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów - jednak Shaw samemu sobie się dziwił, że wcześniej o takich przekrętach nie słyszał. Jednak nigdy wcześniej też nie wynajmował mieszkania. Po zakończeniu zmiany - i szybkiej kontroli Exham Priory, by sprawdzić czy Adalbert na pewno nie dostał się do świeżo odnowionego, choć raczej neutralnie urządzonego pokoju - Darren aportował się w hogsmeadzkim parku, szybkim krokiem kierując się bez chwili zwłoki na Aleję Amortencji. Marcowa pogoda dopisywała, była jednak zdradliwa - słoneczny dzień mógł zachęcać do wyjścia w nieco lżejszym ubraniu, jednak temperatura wciąż była nie najwyższa. Kiedy Shaw stanął przed mieszkaniem numer jedenaście, ta wizyta była zupełnie inna niż ta jeszcze nieco ponad miesiąc temu. Zapukał szybko trzy razy i bez kozery po prostu wszedł do pierwszego pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. - Serwus. Serwus. Serwus. Serwus. Em... dzień dobry - witał się po kolei z każdym zwierzakiem, dostrzegając w końcu też charjuka - JEEEESSSS, Warg tu jest! - krzyknął, zapuszczając żurawia do kolejnego pokoju, w którym zauważył już kilka kartonowych pudeł, ustawionych jedno na drugim, oraz otwarty jeszcze kufer - O, hej Fantom - pomachał szybko do jednego z pudełek, zauważając w środku małego jeszcze psidwaka.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Była w sumie przerażona tym, co ją spotkało. Choć umysł miała raczej chłonny i pojętny - tak w tym momencie nie mieściło jej się w głowie jakim cudem coś tak nieprawdopodobnego musiało przydarzyć się akurat jej. Ot, spokojnej studentce, która powoli ciułała swój domowy budżet, nie imprezowała, dobrze żyła z sąsiadami (jak choćby z Soph i Cali, które mieszkały zaraz obok) i nie zawadzała właściwie nikomu. No bo i czym? Nawet jej menażeria była wyjątkowo zdyscyplinowana, bo choć chaotyczna, tak na pewno nie niszczycielska, ani głośna. Jedynym gadatliwym osobnikiem był jeszcze szczeniak psidwaka - czyli jedna cząstka na osiem. Dziewięć, jeśli liczyć samą Jess. Właściwie jeszcze trochę otumaniona, działając mechanicznie - Smith załatwiła parę kartonów, do których mogła spakować swoje rzeczy. Wyjęła spod łóżka kufer na ubrania i inne osobiste drobiazgi. I jeszcze jeden, większy - na książki. Stanęła tak na środku swojego pokoju, podpierając się pod biodra - otoczona zainteresowanymi poruszeniem zwierzakami. Doszedł do niej ogrom tego ile rzeczy tu miała i jak bardzo zdążyła się już przyzwyczaić do tego mieszkania. Miała ochotę krzyczeć. Jeśli chciała jednak nie zwlekać z tym wszystkim, musiała się wziąć do roboty - zagryzając wargę i ignorując stworzonka bawiące się kartonami, zaczęła skrupulatnie opróżniać szafę, składając ubrania tak, żeby zajmowały jak najmniej miejsca. Starała się po prostu nie myśleć. Niemal nurkując w garderobie - nie usłyszała pukania do drzwi, Warg też jej w żaden sposób o tym nie poinformował, dopiero krzyk Shawa zaanonsował jego przybycie. Aż podskoczyła, uderzając się głową o uchwyt na wieszaki. Jęknęła, jednak ulga słysząc głos Krukona była większa od bólu potylicy. Walcząc jeszcze chwilę z wieszakami, które pozaczepiały się o jej sweter i włosy, w końcu wydostała się z objęć szafy - i wyszła zza kartonów, stając twarzą w twarz z Shawem. Otrzepała się z kurzu i kolorowych nitek, chcąc zachować rezon. — Warg nawet nie zwrócił uwagi na to, że wszedłeś — mruknęła siląc się na normalny ton. — Nie musisz podchodzić do niego tak ostrożnie, lubi Cię. Próbowała zgrywać ot, nieporuszoną - jakby codziennie przecież zdarzały się takie przymusowe eksmisje. Nic wielkiego przecież... Szare oczy jednak napotkały te piwne tęczówki, a usta Jess momentalnie wygięły się w podkówkę. Pociągnęła nosem, spuszczając wzrok i bez pardonu podtuptując do mężczyzny - objęła go ramionami w pasie, wtulając twarz w jego obojczyk. — Myślałamżebędętumieszkaćchociażdokońcastudiów — mruknęła mu prosto w bluzę na wydechu, kręcąc w niezrozumieniu głową.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Wtulająca się w bluzę Krukonka zapewne nie rozczuliłaby tylko dwóch osób - Sami-Wiecie-Kogo oraz profesora Voralberga. Darren otoczył więc od razu Jess ramionami, rzucając wciąż nieco niepewne spojrzenia w kierunku Warga - zapewnienie że go "lubi" nie zmieniało faktu, że nadal był w stanie odgryźć mu dłoń. Shaw położył jedną dłoń na włosach Smith, głaszcząc ją delikatnie po główce. Przeprowadzka - szczególnie tak niespodziewana, termin trzech dni był w końcu całkiem... bez serca - musiała być dla Krukonki sporym szokiem, nawet jeśli próbowała zgrywać spokojną. W końcu gdzie by się podziała? Ostatecznie od biedy mogłaby przenocować parę nocy u Californii, ale dwie osoby oraz zwierzyniec - a z tego co Shaw pamiętał, Reagan w Dolinie Godryka także znalazła lunaballę - mogły powoli przekraczać możliwości przestrzenne całkiem sporych, ale nadal jedynie mieszkań w kamienicy przy Amortencji. Z drugiej też strony Krukon wątpił, by szkoła pozwoliła na bezdomność jednej z uczennic, i na specjalnych warunkach zapewne przyjęłaby z powrotem Smith ze wszystkimi zwierzętami - nawet jeśli też na czas znalezienia nowego lokum. Na szczęście jednak na tę całą sytuację napatoczył się jeszcze Darren - a Shaw miał akurat do dyspozycji więcej miejsca niż było mu potrzeba, choćby naprawdę miał korzystać z innej sypialni każdego dnia tygodnia. Zresztą, była to też kwestia zdrowego rozsądku, nie tylko uczuć. W końcu matka zapewne by go wydziedziczyła, a ojciec zamknął w jakimś hetyckim kurhanie jak tylko któreś z nich się dowiedziało, że nie przygarnął Jess. - No, już dobrze, już dobrze - powiedział, przyciągając dziewczynę bliżej i opierając policzek o jej czuprynę - Wszystko będzie w porządku - dodał, zerkając w głąb mieszkania - Sporo ci zostało? - spytał, zastanawiając się, czy nie mógłby ukradkiem przekląć tego mieszkania - w końcu padnięta hydraulika byłaby na pewno zwykłym wypadkiem, którym musiałby zająć się prawdziwy (i wyraźnie bezczelny) właściciel.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Ulga mieszała się z poczuciem winy, kiedy Shaw ją do siebie przygarnął - dosłownie, w ramiona; w przenośni, do Exham. Tak na dobrą sprawę co właściwie mogłaby zrobić, nie mając Krukona? Oczywiście, znalazłoby się kilka wyjść z tej sytuacji - ale wszystkie wymagałyby czasu, rozmów, rozbijania menażerii, a być może nawet znalezienia dla zwierzaków lepszego domu. No i złotych galeonów, które Smith ostatnio dość beztrosko wydała - kto by jednak spodziewał się takiego obrotu spraw? Nikt, dosłownie. Takie rzeczy tylko w mugolskich paradokumentach. Czuła więc ulgę i wdzięczność - jednocześnie jednak nie czując się najlepiej 'wykorzystując' tak Shawa. — Bez Ciebie spałabym w gumochłonie na jakimś parkingu i nachodziła Cali, żeby użyczyła mi prysznica — wyjęczała jeszcze rozgoryczona. — To mieszkanie nie miało kaucji, ta kobieta była taka miła... No nawet do głowy by mi nie przyszło, że w Hogsmeade takie przekręty w nieruchomościach robią! — Szybko przeszła przez smutek do fazy buntu - która jednak w jej przypadku trwała dosłownie moment tejże wypowiedzi. Mruknąwszy parę czeskich przekleństw i pełnych niedowierzeń pytań w tors Shawa, odsunęła się od niego lekko. Nie na tyle jednak, żeby musiał cofnąć swoje ramiona, z nich nie chciała się jeszcze wyplątywać. — Kończę pakować ubrania... Gumochłon jest już przygotowany, złożyłam siedzenia, wszystko powinno zmieścić się z tyłu, stoi przy bramie na podwórku. — Kąciki jej ust ciągle wędrowały w dół, a podbródek drżał niebezpiecznie. Coraz bardziej prawda dobijała się do jej myśli. — Jeszcze książki, kuchnia i... no, zwierzęta. Na Merlina, Darren! Chwyciła się za skronie - robiąc kilka kroków w tył; gwałtownym gestem wskazała na siedzącego na korytarzu charjuka, z Konwalią usadzoną między uszami. Gdzieś między przednimi łapami przepełzł mu Tic Tac Toe. Doskonała symbioza, która pięknie zaprzeczała kolejnym słowom Smith: — Przecież ja mam ósemkę zwierząt. Ó s e m k ę! A jak się nie dogadają z twoimi w Exham? — przejechała dłonią po twarzy, kręcąc się w miejscu. Z otumanienia, rozgoryczenia i buntu przechodziła właśnie w głęboką fazę zwątpienia i niejakiej paniki. Zaraz zatrzymała się, równie nagle jak odsunęła wcześniej od mężczyzny - i stuknęła pięścią w otwartą dłoń, zwiastując niewerbalnie kolejny wspaniały pomysł. — To może ja po prostu zaparkuję na dziedzińcu Priory... iii... W Ross-on-Wye jest jakiś motel? Kłamstwem byłoby powiedzenie, że Smith nie bała się tak zwalać na głowę Shawowi - w końcu co innego wspólne igloo na dwa tygodnie, co innego wspólne popołudnia i wieczory, a co innego mieszkanie w jednym ZAMKU - nawet jeśli tymczasowo.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darren machnął wolną ręką nad ramieniem Jess, bardziej dla siebie niż dziewczyny, gdyż ona widzieć mogła w tej pozycji zaledwie ruch łokcia i niewiele więcej. - Beze mnie wiele rzeczy by się zawaliło - zachichotał nieskromnie Krukon, nie mając na myśli jedynie sklepu z eliksirami na ulicy Pokątnej ani sufitu w jadalni Exham - Powtarzam ci trzeci raz, prędzej aportuję ci pół Priory na głowę niż pozwolę spać w aucie - powiedział twardszym nieco tonem, łapiąc Jess za ramiona i delikatnie ją od siebie odsuwając, by dobrze się jej przyjrzeć. Kolejne obawy Smith przyprawiły jednak nie tylko ją o potarcie skroni. - Ghule znają się już z Pendle Hill - zaczął wyliczać Krukon, zarzucając pompon który zjechał mu na twarz na tył głowy - Pufki z Norwegii, a Armitage... no cóż, feniksy nie są zbyt konfliktowe - rzekł Shaw, będąc stuprocentowo pewnym, że Armie nie będzie miał przeciw gościom - a raczej "nowym współlokatorom" - nic przeciwko. Feniks wypuścił już pierwsze piórka i zaczynał podejmować próby lotu po korytarzach Exham, a szczerze mówiąc Darren zaczął mieć nawet nadzieję, że przebywanie z krukiem, który mimo wszystko latał w podobny sposób, może pomóc mu przestać wlatywać w podarte gobeliny - i przy okazji nie podpalać ich już spontanicznymi, niewielkimi wybuchami iskier. - Nie, w Ross-on-Wye nie ma motelu, pensjonatu, hotelu ani noclegowni - powiedział Krukon, przechodząc obok Smith i przy okazji całując ją lekko w policzek. Stanął w progu następnego pomieszczenia i zmrużył oczy, patrząc na sterty kartonów - Myślisz, że lepiej będzie po prostu nastawić to wszystko jako świstoklik do Exham, a my ze zwierzętami polecimy autem? Pewnie tak - ocenił, opierając się ramieniem o framugę i po chwili kucając, by pogłaskać obwąchującego jego buty psidwaka, zerkając spode łba na warującego nieopodal Warga. Lęk, być może trochę irracjonalny, wynikał raczej z szacunku do aurorzych psów niż tego, że Shaw nie wierzył w słowa Smith o spokojnym usposobieniu charjuka. = Pomyłka, przepraszam - powiedział, wstając - Jest jeden hotel, ale ma tylko wolne jedno miejsce parkingowe, jeden pokój dla młodej czarownicy i... ee... miejsce na nieograniczoną ilość zwierząt - dodał, uśmiechając się - Exham Priory, nie wiem czy pani słyszała - dokończył, ustawiając prosto jeden z przewróconych kartonów i odwracając się potem do dziewczyny z rękami opartymi na biodrach.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Mimo całych tych targających nią emocji i niefortunnej sytuacji w jakiej się znalazła - Smith dalej pozostawała Krukonką z krwi i kości, do której jasne argumenty docierały najlepiej. Nie żadne czułe zapewnienia - choć w istocie bardzo miłe - a właśnie konkretne odpowiedzi. Takie jak te, które przytoczył Darren odnośnie zwierząt, a potem odpowiedniego transportu jej rzeczy. Liczyły się rozwiązania - a Shaw przychodził z całym naręczem rozwiązań. Jessica mogła więc albo z nich skorzystać, albo... zwalić sobie pół Priory na głowę. Odetchnęła głęboko, ciężko - przecierając oczy, choć bardziej z mentalnego wyczerpania i huśtawki nastrojów, aniżeli jakichkolwiek łez. Dopadła ją jednak drobna myśl, że teraz będzie przecież dobrze - nie kończyła na bruku i... Nie była sama. Właściwie w każdym znaczeniu tego słowa - nie była. — Naprawdę potrafiłbyś to wszystko zmienić w jednostronne świstokliki? — spytała, już bardziej typowo dla siebie, rzeczowo, również spoglądając na jeszcze puste kartony. Jeśli nie liczyć rudego Boo, przeskakującego z jednego do drugiego, niczym na najlepszym placu zabaw na świecie. — Zdecydowanie bardziej powinnam przyłożyć się do zaklęć... — mruknęła, bardziej do siebie, analizując jeszcze przedstawiony przez Krukona plan. Zeszła tym samym z emocjonalnej huśtawki, choć na chwilę. — Ja nie najlepiej reaguję na świstokliki, a co dopiero zwierzaki — dodała jeszcze od siebie, tym samym przystając na rozwiązania Shawa - sama z resztą w obecnej sytuacji nie wymyśliłaby nic lepszego. Z niejakim rozczuleniem obserwowała jak Darren czochra po grzbiecie Fantoma, a ten nawet nie próbuje go ugryźć, tylko nastawił się do kolejnych głasków. Rozrzewnienie jedynie wzrosło, gdy Krukon wstał, informując ją o jedynym dostępnym hotelu. Smith parsknęła śmiechem, odrobinę schrypłym, przez ściskające się ze wzruszenia gardło. — I jak mogłabym Cię nie kochać, panie Shaw? — zachichotała, czując jak spięcie ulatuje z jej ramion - gdy znów znalazła się przy studencie, obejmując jego szyję. Pocałowała go, krótko - chrząkając zaraz i odsuwając się odrobinę. — Powiedzmy więc, że chciałabym zarezerwować ten pokój przynajmniej do najbliższej wypłaty — oznajmiła - sięgając do Warga i pozwalając, by Konwalia wbiegła na jej ramię, gdzie zakopała się w rozpuszczonych włosach. Sam charjuk z niejaką dezaprobatą spoglądał na Fantoma gryzącego sznurówki Darrena. — Wystarczy, że wszystko zapakujemy w kartony, czy może lepiej je będzie jeszcze połączyć Zlepem? — spytała, próbując zamaskować niedorzeczny uśmiech potarciem kącika ust dłonią
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Krukon uśmiechnął się pokrzepiająco widząc wyraźne zmęczenie - zarówno psychiczne, jak i fizyczne - Smith. Co prawda Jess tego nie wiedziała, ale zanim opuścił Priory rzucił na przygotowany rano kubek grzańca delikatne zaklęcie ogrzewające, które powinno podtrzymać idealną, gorącą temperaturę napoju aż do chwili, kiedy Krukonka wejdzie do swojej tymczasowej - Albo oby i nie - sypialni. A co jak co, ale pobyt w Norwegii był wprost idealnym treningiem uroków wszelkiej maści dotyczących podnoszenia temperatury. - To bardziej transmutacja niż zaklęcia per se - mruknął nieco nieskromnie Darren. Jess jednak dobrze wiedziała, że Krukon właśnie te dwie dziedziny lubił najbardziej - ba, dla Shawa były one kwintesencją magicznych umiejętności, w przeciwieństwie do jakiegoś, pff, wróżbiarstwa. Do tego były naukami, których można się było po prostu wyuczyć i osiągnąć wymierny, przyzwoity poziom bez wyjątkowego talentu - w przeciwieństwie do choćby opieki nad magicznymi stworzeniami, gdzie do zwierząt potrzebna była jednak odpowiednia ręka, by nawet trolle chciały z niej jeść (a przynajmniej nie jeść jej). - O, to byłoby trudne zadanie - uśmiechnął się Shaw na rozważania dziewczyny nad tak absurdalnymi sytuacjami jak niekochanie go. Pfff, równie dobrze można uczyć wilkołaki oddychania pod wodą - Hotelowe kwestie formalne omówimy w drodze - dodał z prychnięciem śmiechu, biorąc się w końcu do pomocy właściwej i machając różdżką to tu, to tam, rzucając raz za razem niewerbalne Pakuj. - Hmmm... - zastanowił się chwilę Darren nad pytaniem Jess - Jak ustawię je na twój pokój i się rozsypią... to chociaż się rozpakujesz - oznajmił ze wzruszeniem ramion - Ale jak wolisz - dodał szybko, nie uważając jednak że jego świstokliki były aż tak niestabilne... chociaż... - Khm, ale jeśli masz coś łatwotłukącego, to lepiej weźmy to ze sobą - powiedział szybko, łapiąc jakiś wazonik zanim ten ułożył się w kartonie.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Cóż, jedno było pewne: czarodzieja z mugola wyciągniesz bez problemu, ale mugola z czarodzieja - nigdy. Smith upewniała się w tym przeświadczeniu zawsze, kiedy miała codzienną styczność z czarodziejami - którzy jednak inaczej podchodzili do rutynowych czynności. I o ile nawykła już do używania zaklęć gospodarczych do sprzątania czy zmywania naczyń, tak... Patrząc na to jak Darren niewerbalnie pakuje W MOMENT jej rzeczy... Konkretnie zwątpiła w swoją inteligencję. Choć równie dobrze mogłaby to wytłumaczyć sytuacyjnym roztrzepaniem i rozemocjonowaniem - prawda była jednak zgoła nieco inna. A i Jess nie szukała wymówek. — Jeszcze dużo się będę musiała od Ciebie nauczyć... — stwierdziła cicho, powielając niewerbalne zaklęcia o niesamowicie skomplikowanej inkantacji, przygryzając wnętrze swojego policzka. Że też naprawdę straciła tyle czasu na ręczne pakowanie... Zaklęcia dwóch czarodziejów ogarnęły jeden pokoik właściwie w kilka chwil - ku niezadowoleniu Boo, który siedział na pokrywie zapakowanego po brzegi kartonu z niepocieszoną miną na pucułowatej mordce. Pozbawiono go kartonowego królestwa. — Jak mówisz mi o zaklęciach i... khm, opcjach jakie wchodzą w rachubę, dochodzi do mnie jak niewiele jeszcze umiem — przyznała bez żalu jednak, po prostu stwierdzając fakt i zerkając na Krukona z cichym uznaniem. Poza tym w jej wypowiedzi zawarte zostało słowo klucz: jeszcze. — Jak myślisz, co byłoby odpowiednie po Solar? Po Smith sprzed roku, której 'nie po drodze z różdżką' i która spoczęła w tej kwestii na laurach, nie było właściwie śladu. Bo choć skupiała się najbardziej na swoich mocnych dziedzinach - tak kilka sytuacji nauczyło ją już, że powinna w zaklęciach być sprawniejsza. Choćby w codzienności - i paradoksalnie przy Darrenie, który nadrabiał luki w jej 'sprawności'. — Już przygotowałeś mi pokój...? — spytała z lekkim... zawodem? Może - trudno było stwierdzić, kiedy przechodziła przez korytarz do drugiego pokoju, służącego jej dotychczas za biblioteczkę. — Raczej nie mam nic... łatwotłukącego. Wszystkie naczynia były na wyposażeniu mieszkania — skrzywiła się nieco, przywołując do siebie duży kufer na książki - starając się nie znokautować nim Darrena, ani nie zmiażdżyć Tic Tac Toe, który przepełzł jej tuż pod nogami. — Pytałam bardziej, czy łatwiej zrobić jeden wielki świstoklik z połączonych kartonów, czy kilka-naście z mniejszych... Nie chciałabym, żebyś się przemęczył — stwierdziła szczerze, odwracając się do Shawa - i równym rzędem transportując lewitujące książki do kuferka. Szare oczy błysnęły lekko, kiedy delikatny uśmiech do nich sięgnął. — Dziękuję, że mi pomagasz — bynajmniej nie chodziło jej tylko o 'przygarnięcie' i pomoc w pakowaniu. Warg chyba również był wdzięczny, wyczuwając emocje swojej przewodniczki - bo trącił dłoń Shawa mokrym nosem, zaraz wciskając pod nią swój potężny łeb.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Pakuj tu, Pakuj tam - i po kilku minutach wszystkie przygotowane, ale jeszcze nie zapakowane w kartonach rzeczy znajdowały się na swoim miejscu. - Umiesz więcej niż ci się wydaje, Jess - stwierdził pewnie Krukon, stawiając kolejne pudełka na sobie, robiąc z nich coraz większy i większy stos - Ale sporo też możesz się jeszcze nauczyć - dodał z lekkim wzruszeniem ramion. Akurat to można było powiedzieć o każdym czarodzieju, niezależnie od poziomu wiedzy - i tylko najbardziej zadufani w sobie czarownicy (często Ślizgoni) stwierdziliby że jest inaczej. - Hmm... może Confundus? - zastanawiał się na głos Darren - A może Aexteriorem? - dodał, odrzucając od razu propozycję nauczenia Jess Zaklęcia Ognistej Klatki, które było przydatne w obcowaniu z bardziej niebezpiecznymi magicznymi stworzeniami, ale na pewno nie OPIECE nad nimi - Albo Metusque? - wzruszył ramionami Shaw. Piaskowa skorupa była przyzwoitą ochroną, zarówno przed zagrożeniami świata czarodziejskiego jak i mugolskiego, a była też całkiem łatwa do ukrycia. - Nie nie, nie - zaprzeczył Krukon na pytanie o przygotowanie pokoju Smith - Tylko w nim nieco posprzątałem i wyrzuciłem słoje z konfiturami, bo w szafkach babka najwyraźniej postanowiła trzymać dżemy - powiedział ze śmiechem - To znaczy... zaniosłem je do kuchni, nie wyrzuciłem per se - sprostował szybko. Jasne było, że nie wyrzucałby przecież dobrych konfitur, nawet jeśli do dyń wciąż miał lekki uraz po Nocy Duchów - Ale będziesz mogła go urządzić, jak tylko ci się spodoba - wyjaśnił, zatrzymując na chwilę rękę sięgającą po bezbarwną taśmę klejącą. Na policzki Darrena wypłynął delikatny rumieniec - No, chyba że wolisz spać jak w Norwegii - dodał. Na całe szczęście chwilę potem nadeszło pytanie o świstokliki - czym Shaw już się zajął, wszystkie kartony obklejając taśmą tak, by mógł je posłać do Exham Priory jako jeden przedmiot. Co prawda, rzucenie Portus kilka razy nie byłoby aż tak męczące - ale nie dałby sobie wtedy ręki uciąć za swoją powtarzalność i możliwe by było, że pudła wylądowałyby w różnych pomieszczeniach albo, co gorsza, na dachu. Zanim Darren zdążył odpowiedzieć na cokolwiek - albo po prostu machnąć ręką i powiedzieć, że cała przyjemność po jego stronie - poczuł coś mokrego na swojej dłoni. Wzdrygnął się lekko, raczej z zaskoczenia, tylko by jęknąć z czystej grozy kiedy zauważył co było powodem wilgoci. Wyglądało jednak na to, że Warg nie miał zamiaru poznać wreszcie jak smakuje - nieco żylasty - Krukon, ale po prostu go powąchać. - Khm, dobry piesek - powiedział niepewnie Shaw, powoli unosząc dłoń i klepiąc charjuka parę razy po wielkim łbie. Obosz obosz bosze. Darren zerknął na Jess, wymuszając na ustach grymas, który był czymś pomiędzy wymęczonym uśmiechem a niemą prośbą o ratowanie jego życia, po czym spytał - nieco wyższym tonem niż zazwyczaj: - To, em, świstoklikować? - Shaw chrząknął i wskazał podbródkiem stos kartonów - To wszystko?
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Smith nadstawiła uszu, wychwytując wszystkie inkantacje nad jakimi głośno zastanawiał się Shaw. Istotnie, znała je wszystkie - choć tylko z podręczników, bo sama nie miała okazji jeszcze nigdy ich użyć. Pomijając sam fakt, że nie umiała. I jeśli chodzi o Confundus czy Metusque - wolała jednak nigdy nie wylądować w sytuacji, w której mogłaby je rzucić, co innego... — Aexteriorem! Zdecydowanie to — rozpromieniła się nieco, wybierając jedną z propozycji. — Przynajmniej jako pierwsze — dodała, mimo wszystko nie chcąc rezygnować z opcji nauki Metusque, które również wydawało się rozsądnym wyborem - a na pewno uniwersalnym. Aexteriorem z kolei akurat na Wyspach powinno służyć za jakieś zaklęcie narodowe - biorąc pod uwagę wspaniałą angielską pogodę. Poza tym... to zaklęcie jakoś mimowolnie kojarzyło jej się z Shawem. Ich spotkanie pod pergolą, 'pojedynek' nad górskim strumieniem czy choćby ostatnie przełomowe loty na dziedzińcu Exham - wszystko to miało miejsce właśnie pod tym urokiem. Nie wspominając już o Norwegii. Właśnie, Norwegii. Nie tylko Shaw przybrał dodatkowych kolorów. — Yhwolęjakhwigloo — chrząknęła coś niezrozumiale pod nosem, pocierając wierzchem dłoni kącik swoich ust - i próbując się głupio nie uśmiechać. Rozproszyła się momentalnie - za co niemal zapłaciły jej książki, wydostając się spod osłabionego Locomotora i spadając na grzbiety - acz prosto do walizki. Smith, próbując przywrócić się do porządku, nerwowo poprawiła roztrzepane włosy - niechcący wytrząsając z nich oburzoną Konwalię - kilkoma machnięciami Glamdriga układając rzucone na odwal tomy w kufrze. — Hotelowe kwestie noclegowe poruszymy już na miejscu — sparafrazowała nieco poprzednią wypowiedź Shawa, uznając ją za bezpieczniejszą. Choćby dlatego, że musiała jeszcze do Exham Priory dowieźć całą wesołą gromadę w Wesołym Gumochłonie - i nie myśleć o niebieskich migdałach. — Oooh, widzisz? Lubi Cię — zachichotała, widząc spanikowaną minę Darrena, kiedy Warg upraszał się o głaski również dla siebie. Zaraz jednak spełniła niemą prośbę studenta, przywołując charjuka do siebie. — Poczekaj sekundę, jeszcze tylko... Kilkoma ruchami różdżki przysunęła obłożony książkami kufer i zniknęła jeszcze na chwilę w kuchni - również z niej transportując trzy, niewielkie raczej kartony. Głównie zawierające karmę dla wszystkich stworów pod jej pieczą. — Świstoklikuj — zdecydowała, sięgając po kręcącego się wokół kartonów Fantoma, by wziąć go na ręce - i usadzając bielutką Konwalię na łbie Warga. — Ja... Zejdę i odpalę gumochłona. Spakuję zwierzaki. Wrócę jeszcze po Tic Tac Toe i jego terrarium. No i Adelajdę muszę wyciągnąć z wanny. Klucze zostawić... Wymieniała - czując jak znów spada na nią świadomość tego, że musiała opuścić mieszkanie w Hogsmeade. Może i by w tym momencie powiedziała, że 'Nienawidzi przeprowadzek', acz... nie mogła powiedzieć, że jakaś jej cząstka, gdzieś głęboko - szalała z radości. — To... zaraz wrócę. Warg... — zerknęła na Darrena, wzdychając cicho z nieukrywanym - acz zmęczonym - rozbawieniem. — Chodź. Uważaj żeby Boo nie uciekł przez otwarte drzwi - lu... lubił uciekać do sąsiadki na dole — powiedziała jeszcze do Shawa - nim z połową menażerii nie zniknęła na klatce schodowej, po drodze zgarniając kluczyki od minibusa.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- No to poćwiczymy na galerii - oznajmił Krukon. Niewielka - względnie - przestrzeń na której mieli rzucać to zaklęcie była raczej idealnym początkiem przygody z bardziej zaawansowanymi barierami. Co innego otoczyć tym całe Exham, a co innego niedługi, półotwarty korytarzyk, na którym nie było nic ciekawego oprócz dziurawych dywanów i pustych ram obrazów - cóż, oprócz jednego. Słysząc składankę słów która wypowiedziała - a raczej wyrzuciła z siebie Smith - Darren tylko pokiwał z nieco niepewnym uśmiechem głową, doklejając do pudeł kolejne płaty taśmy klejącej. - Hmm, ale to i tak trzeba posłać do innego pokoju - mruknął bardziej do siebie niż do Jess - U mnie się nie zmieszczą - dodał już nieco głośniej, cofając się by popodziwiać swoje tekturowo-taśmowe dzieło... tylko po to, by Smith doniosła mu zaraz kolejne trzy, wypełnione psio-pufkowo-ghulowo-wężową karmą pudła. Shaw westchnął pod nosem i złapał ponownie za rolkę taśmy, postanawiając że skoro zaczął kleić to już w ten sposób, to nie zmieni swojej metody - nawet jeśli po pierwszych kilku przyklejonych płatach przypomniał sobie, że przecież mógł to wszystko połączyć wspomnianym zresztą przez Jess zaklęciem Przylepca. Kiedy Krukon otrzymał "pozwolenie na świstoklikowanie" pokiwał głową w odpowiedzi. Nie wiedział co prawda jak długo będą lecieć - w końcu czekała ich droga przez praktycznie trzy czwarte Wielkiej Brytanii - ale uznał, że pakunki w końcu i tak mogą na nich poczekać. Upewnił się jeszcze dwa razy, że nie zakleił w środku któregoś z pupilów dziewczyny - przy okazji powstrzymując kota przed wielką ucieczką - by w końcu stuknąć stos pakunków Mizerykordią i mruknąć ciche Portus. Kartony rozbłysnęły na chwilę niebieskim światłem - oprócz krótkiego błysku jednak nie było widać absolutnie żadnej różnicy. - Za godzinę będą w Priory - powiedział Darren do Jess, kiedy ta wróciła z podwórza, podnosząc kota na ramiona - mimo że oznaczało to prawdopodobnie konieczność szybkiego odkurzenia płaszcza - Wszyscy na pokładzie?
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Nieco skołowana, razem z Wargiem, Fantomem i Konwalią, sfrunęła po schodach na sam dół - wybierając wyjście z klatki schodowej prowadzące na wewnętrzne podwórze, tak charakterystyczne dla starych kamienic. Zaraz przy drzwiach wyjściowych, na ławeczce spotkała sąsiadki z parteru - stare czarownice, siedzące pod małym, ogrzanym Aexteriorem. Z mieszkania jednej z nich właśnie lewitowała tacka ze świeżo zaparzoną herbatą. Smith uśmiechnęła się do byłych już sąsiadek, życząc im miłego dnia - w odpowiedzi na pytanie, gdzie się wybiera, odpowiadając, że... na wycieczkę, ot. Odpaliła swojego wesołego gumochłona - zostawiając go na luzie i zaciągniętym ręcznym; pakując psiaki i pufka na tylne siedzenia w kabinie. Wargowi kazała pilnować reszty - kiedy zamknęła samochód i ruszyła truchtem z powrotem do mieszkania. Siedzenie koło kierowcy zostawiła puste - choć było na tyle szerokie, że zmieściłoby się tam i dwóch Darrenów. — Odpalony! — zakomunikowała od progu, musząc na chwilę przystanąć by złapać oddech. Nie praktykowała raczej przebieżek po schodach. — Jeszcze tylko... Połowa. Ale możemy już schodzić... Adaaa! — Nie zwlekając więcej - i powoli nie mogąc już patrzeć na opustoszałe mieszkanie - Krukonka zebrała resztę menażerii z pomocą Shawa. Kolumba bezpośrednio wysłała do Exham Priory - resztę kompanii lokując na tyłach minibusa. — Zapnij pasy, paliwa nie będę oszczędzać — zapowiedziała - może nie szaleńczy rajd, ale na pewno szybszą przejażdżkę - uśmiechając się i zwalniając ręczny. — Do prdele, tylko którędy do Archenfield? Zrobiwszy kilka orientacyjnych kółek nad Hogsmeade - w końcu obrali dobry kurs. Chyba.
Prawdziwy dzień wolny nie zdarzał jej się często. Dlatego, jak tylko obudziła się w ten sobotni poranek i zdała sobie sprawę, że nie ma żadnych konkretnych planów na ten dzień, nieco ją to przygnębiło. Zrobiła sobie śniadanie oraz kawę i usiadła przy stole w kuchni, podstawiając podbródek pod parujący, aromatyczny napój. I wtedy przyszła jej na myśl jedna z osób, z którą fajnie byłoby spędzić ten dzień. Rzadko kiedy miewała takie spontaniczne pomysły - i też nie często im ulegała - ale w tym przypadku postanowiła napisać do przyjaciela, z nadzieją, że mimo iż proponuje mu spotkanie tak na ostatnią chwilę, ten będzie jakimś cudem miał wolne popołudnie. I ku jej uciesze, odpowiedź od chłopaka przyszła zadziwiająco szybko i jej zaproszenie zostało rozpatrzone pozytywnie. Pozostało jej tylko ogarnąć mieszkanie co nieco i zrobić małe zakupy. W końcu mieli razem gotować. Kilka godzin później, usłyszała pukanie do drzwi i zanim podeszła, aby otworzyć Thaddeusowi, mimowolnie zerknęła w lustro w przedpokoju, poprawiając przy szyi kołnierzyk tęczowego golfa, a dopiero potem chwyciła za klamkę. - Cześć, Teddy. Wchodź, zapraszam. - odezwała się na powitanie, kiedy przed nim stanęła i z uśmiechem zrobiła mu miejsce, aby wszedł do środka. - Robi się zimno, prawda? Zmarzłeś? Zaraz zrobię nam rozgrzewającej herbaty. - dorzuciła po chwili, odbierając od niego kurtkę, by powiesić ją na starym wieszaku, po czym wskazała mu drogę do kuchni. Co prawda było to tak małe lokum, że praktycznie mieli to pomieszczenie pod nosem, ale zrobiła to jakoś tak automatycznie. Podobnie jak uśmiechała się zupełnie niekontrolowanie, ale to chyba sprawka Edgcumbe'a, którego dość dawno nie widziała i zdążyła się za Puchonem stęsknić. Wyciągając dwa metalowe kubki z komody, nastawiła wodę i odwróciła się z zadowoleniem spoglądając na chłopaka, aż do momentu, kiedy jej wzrok padł na jego bark. - Jak z Twoją ręką? Już wszystko dobrze? Nie dokucza Ci? - spytała niepewnie, przypominając sobie ich ostatnią rozmowę w sadzie, która przebiegła w niezbyt przyjemnym tonie, jeśli chodzi o jego wypadek. A to wszystko przez to, że naprawdę się o niego martwiła.
C. szczególne : sygnety na palcach; łańcuszki z różnymi przywieszkami; przekute uszy, czasem z małymi kolczykami; rzemykowe bransoletki; blizny na twarzy, przez szyję do obojczyków, zakrywane metamorfomagią
Zawsze słyszał, że wyprowadzenie się i mieszkanie samemu, na własną rękę, to jednak duża odpowiedzialność. Może dlatego zdecydował się znaleźć współlokatorów, w końcu, im więcej głów tym lepiej, prawda? Lepszy podział obowiązków, a przy okazji możliwość wynajęcia czegoś większego; więcej jedzenia, więcej kreatywnych pomysłów; pewnie też więcej bałaganu, ale też więcej rąk, żeby ten bajzel ogarniać szybciej. Albo wolniej? Może to będą ręce, które lubią zwlekać z zabraniem się do pracy?
Szczerze mówiąc, swoich współlokatorów znał jedynie z widzenia. Teraz co prawda będzie ich widzieć każdego dnia i pewnie spędzać z nimi jeszcze więcej czasu, więc ta znajomość z widzenia może mieć swoje plusy. Tak samo miał świadomość, że są na tym samym roku, a taka wiedza to zdecydowanie mu mogła być na plus! Właśnie mógł udowodnić samemu sobie, że jednak kojarzy te twarze, które widuje na korytarzach, czy w salach. Mógł sobie udowodnić, że wcale nie jest z nim aż tak źle. Że wcale nie jest do tego stopnia rozkojarzony, żeby nie wiedzieć, co się dookoła niego dzieje, jacy mijają go ludzie.
Właśnie stał w salonie i marszczył nieco brwi, rozglądając się po mieszkaniu. Naliczył całe dwie sypialnie, a ich miało tutaj spać trzech. Czy teraz będą ciągnąć słomki, kto będzie spał na kanapie? A może podzielą się 2-1? Tak czy siak, trzeba będzie tu przeprowadzić remont, ale na to przecież jeszcze będzie czas. Namęczyli się chyba dostatecznie, znosząc wszystkie swoje rzeczy, przekładając je z miejsca na miejsce i potem jeszcze to wszystko sprzątając. Teraz to zdałoby się... zjeść? Chyba już dochodziła ta pora. Szkoda, że Inn zdawał się mieć do tego dwie lewe ręce.
- Chcecie coś zjeść? - zapytał jeszcze, dość głośno, żeby rozniosło się to po całym ich mieszkanku, zanim wszedł do kuchni. Czy było coś, co mógł zrobić do jedzenia, równocześnie nie wynosząc nowo wynajętego mieszkania w powietrze? A może współlokatorzy będą na tyle wspaniałomyślni, że mu w tym pomogą?
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Mam śmiesznie mało rzeczy. Kiedy pakuję cały swój dobytek, wychodzi z tego zaledwie jeden pokaźny kufer, który i tak w jednej trzeciej wypełniony jest jedzeniem przygotowanym przez mamę, która wyraźnie nie dowierza, że przeżyję tu dłużej niż dwa tygodnie. Oczywiście jak zwykle w ogóle tego nie okazuje i tylko chowa wszelkie troski za uśmiechem, który w miarę upływu lat ani trochę nie stracił na uroku. Ta jedna walizka płynie za mną wodzona różdżką, kiedy wdrapuję się po schodach; razem zatrzymujemy się przed drzwiami, czekamy dosłownie dwie sekundy, by wziąć głębszy oddech. Wchodzę do środka, a zauważywszy, że ktoś jest już w środku, ekscytuję się na tyle, że walizka z hukiem spada na podłogę, kiedy przestaję ją kontrolować. — Cześć! — witam się głośno, choć i tak nie sposób mnie przeoczyć, prawda? Nie po takim wejściu. Uśmiecham się szeroko, trochę przepraszająco, ale głównie przyjaźnie. Podnoszę walizkę, głównie w trosce o znajdujące się w niej jedzenie i energicznie podchodzę do Puchona. — Viní — mówię, wyciągając doń dłoń. Kojarzę go, wiem, że ma na imię Innes i jest na pierwszym roku, ale... — Wolę się przypomnieć, żeby nie musiało być niezręcznie — tłumaczę zaraz ze śmiechem na ustach. — Innes, prawda? Przekrzywiam głowę jak zaciekawiony psiak, a potem zaczynam rozglądać się po mieszkaniu. Szczerze mówiąc, wcześniej nie przywiązywałem za dużej wagi do tego, jak wygląda, ani jak jest duże. Przez pół życia dzieliłem pokój z dwoma starszymi braćmi i absolutnie nie przeszkadza mi taki stan rzeczy. Teraz jestem jednak nieco zdziwiony – być może dlatego, że podobne zdziwienie zauważam na twarzy chłopaka. — Ciasne, ale prawie własne — stwierdzam beztrosko i oglądam się na Augusta, który ładował właśnie tyłek do środka. Wtedy jednak Puchon przykuwa moją uwagę w znacznie skuteczniejszy sposób. — Umiesz gotować? — słowo daję, gdybym umiał, zastrzygłbym uszami. — Mama dała mi chyba z pół spiżarni, ale skoro tak, to może jednak tutaj przeżyję...!
C. szczególne : zmieniający się kolor brwi | dresiki i bluzy z kapturem | okrągłe kolczyki w uszach | szkocki akcent | pachnie super kosmetykami czarodidasa
Mam zatrważająco dużo rzeczy. Nie mam pojęcia kiedy zgarnąłem tak dużą kolekcję tenisówek i dresów. Na dodatek stwierdziłem, że muszę wziąć chociaż część eleganckich ubrań, które noszę wraz ze swoją drugą twarzą. I nagle okazało się, że mam tego tak wiele, że musiałem transmutować każdą koszulkę na mniejszą i jak najszybciej się rozpakować, by wszystko nie wybuchło mi w walizce kiedy wróci do normalnego stanu. Viní nawet nie słyszy jak do niego krzyczę z dołu, najwyraźniej, jest zbyt podekscytowany nowym mieszkaniem. Dlatego pochmurnie idę za przyjacielem, by w końcu przełożyć swój elegancki tyłek w szarym dresie przez próg mieszkanka. Wiedziałem mniej więcej co wybraliśmy, ale nadal nie mogę się zadziwić jak obwiesiowato to wszystko wygląda. - Super - mamroczę i rozglądam się po mieszkanku typowej babci. - August - przedstawiam się lakonicznie Puchonowi, który był już w środku, korzystając z tłumaczenia Viniciusa. - Też nie umiem gotować. Umiem zamawiać na wizzie - oznajmiam jeszcze klepiąc się po kieszeni bluzy, w której leżała książeczka z wizbookiem. - Mogę pokrzepiająco was obserwować - mruczę jeszcze na ewentualne, bardzo puchońskie, gotowanki. Bez względu na to co wybiorą zostawiam na razie swoje dwa, wielkie kufry i idę do kuchni. Kontynuuję wycieczkę; zaglądam do obydwu pokojów, muszę przyznać, że każdy mnie jeszcze bardziej zadziwia. - Kurwa... - mówię głośno kiedy trafiam na pokój ze straszną zieloną tapetą. Kiedy wracam do salonu, podnoszę z kanapy wyjątkowo wiejskie poduszki i pokazuję je Puchonom. - Musimy coś zrobić z tym mieszkaniem... Wstyd zaprosić kogoś - stwierdzam i różdżką zmieniam wzór na jednej z nich z jakiegoś koguta na czysty, granatowy materiał. - Śpimy razem czy jeden z nas w salonie - pytam jeszcze Marlowa i siadam kościstym tyłkiem na sofie, by sprawdzić czy w ogóle da się na tym spać. W tym momencie jedna z moich walizek trzeszczy specyficznie i nawet nie zdążyłem ruszyć się z miejsca. Moje malutkie ubrania wróciły do poprzedniego kształtu i właśnie z hukiem otworzyły kufer. Dresiki, skarpetki, bielizna i tenisówki zalały cały salon oraz moich ziomków.
C. szczególne : sygnety na palcach; łańcuszki z różnymi przywieszkami; przekute uszy, czasem z małymi kolczykami; rzemykowe bransoletki; blizny na twarzy, przez szyję do obojczyków, zakrywane metamorfomagią
Czy coś w ogóle przywiózł, żeby móc to gotować? Matka raczej nie wypuściłaby go bez niczego z domu, a kiedy babcie się dowiedziały, że jedzie na swoje, to tylko zaklinały, że mogły dostać informacje wcześniej, a wyposażyłyby go w świeże jedzenie. Tak to dostał potężne kufry, które zdążył już wypakować; teraz musiał tylko pokręcić się po kuchni, znaleźć odpowiednie składniki i wyłożyć je na blat. Czy on w ogóle potrafił zrobić cokolwiek, co nie było zupą albo lazanią? Cóż, najwyższa pora się nauczyć; najwyżej zostanie kuchcikiem tego mieszkania.
- Tak, tak. Innes - skinął w kierunku Viníego, ściskając jego dłoń. No tak, musieli się mijać. I nawet siedzieć gdzieś niedaleko siebie na zajęciach, bo naprawdę dobrze go kojarzył. Również w stronę Augusta skinął głową, na moment marszcząc brwi, kiedy tak go słuchał. - Też jesteś szkotem? - bo swój swojego pozna, prawda? Nawet jeżeli sam pewnie nie brzmiał jak ktoś ze Szkocji, ale dobrze wiedział, jak rozpoznać ten akcent.
Właśnie zaczął patrzeć za jakimiś talerzami, miskami i innymi naczyniami, kiedy usłyszał akurat kwestie posiłkowe. No cóż, plan nauki gotowania chyba naprawdę wyjdzie na pierwszy plan, jeżeli nie będą chcieli żyć na spiżarni rodziny, albo zamawianym żarciu. Szczerze, to nawet nie narzekał; jakoś przebywanie w kuchni mu nie przeszkadzało.
- W sumie to znam może dwa dobre przepisy na coś, co nie jest zupą. Liczy się? - nawet się delikatnie uśmiechnął, zanim wyciągnął z szafek wszystko to, co było mu potrzebne, rozkładając to na stoliku. Mięso, cebula, czosnek, pieczarki, przecier pomidorowy... Patrząc na to, czuł, że zaraz coś zepsuje. Albo, że nie będzie to tak dobre, jak zwykle było.
I już miał pytać o preferencje smakowe współlokatorów, kiedy usłyszał trzask, a potem tylko zauważył bokserki i inne części garderoby w całym salonie. Zamrugał kilka razy, zanim zaczął się po prostu śmiać, a jego włosy postanowiły żyć tym, że dał się zaskoczyć, mieniąc się przez moment na złoto i pomarańczowo. Dopiero po chwili odchrząknął i, chociaż uśmiech został mu na twarzy, popatrzył na ten cały bałagan.
- Wszystko okej? - zapytał z autentyczną troską, nawet nie przyglądając się dokładnie temu, co właściwie powypadało. - Wiecie co, wpakowałem swoje kufry do jednego pokoju, ale jak chcecie, to mogę spać na kanapie. Tylko będę potrzebował jakieś szafki - bo też miał podwójny zestaw ubrań, ale ten drugi... Cóż, to były ubrania damskie, pasujące do Ileen. Gdyby oni je zobaczyli... W sumie nie znał ich na tyle, żeby zgadywać ich reakcje. - Możemy się złożyć na jakiś remont. Nawet przydałoby się - chyba że wolą nigdy nikogo nie zapraszać i tak sobie żyć, wśród kwiatowych ozdób. Przeuroczo, prawda?
- A w ogóle macie jakieś preferencje smakowe? Bardziej ostro czy coś? - chciał o to zapytać wcześniej, ale dopiero teraz sobie przypomniał, że przecież gotował. I miał co! Obiad na troje to poważna sprawa. Nie tak dawno ledwo gotował tylko dla siebie...
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Trochę zapominam o Auguście (bo tak się ciągnie z tyłu jak gumochłon), trochę po prostu nie chce mi się czekać. Jestem podekscytowany, chyba trzeba mi to po prostu wybaczyć, zresztą przytrzymuję mu różdżką drzwi, więc to nie tak, że kompletnie już o nim nie myślę! Moją uwagę pochłania jednak nowy kolega, a nie przyjaciel, którego znam na wylot. Nie chcę, żeby poczuł się dziwnie, obco i nie na miejscu, to w końcu dom i wszyscy powinni czuć się w nim dobrze. — Mi się podoba — macham ręką; tak naprawdę jest mi wszystko jedno, jaki panuje tutaj wystrój, domy babć mają swój urok. Najważniejsze jest to, jacy ludzie znajdą się pod jego dachem, jaka będzie w nim grać muzyka, jakie zapachy rozejdą się po kuchni. To właśnie jest dla mnie dom i zdecydowanie zamierzam wprowadzić to w życie. — Powinieneś go posłuchać jak trochę wypije — śmieję się z Augusta, bo jak dla mnie to czasem totalnie bełkocze, a jak któryś z nas jest pijany to już w ogóle ciężko o porozumienie. Nie mam pojęcia, czy Edgcumbe zamierza się obrażać, bo zaraz zalewa nas deszcz gaci. — no to przynajmniej wiem, od kogo mogę coś pożyczyć jakby mi zabrakło — ściągam z głowy skarpetkę – mam nadzieję, że czystą – i rzucam nią w Augusta. Zaraz Innes zaczyna gadać jakieś farmazony o spaniu na kanapie i od razu energicznie kręcę głową. — Nie ma takiej potrzeby. Ani ja, ani August nie zajmujemy dużo miejsca, a ta kanapa nie wygląda na wygodną, możemy spać razem — mówię bez przekonania. Nie chcę zabrzmieć zbyt entuzjastycznie na wieść o możliwości wpakowania się Augustowi do łóżka, ale jeszcze bardziej nie chcę wylądować w tym zimnym salonie. Przede wszystkim jednak nie pozwoliłbym na niej spać komukolwiek innemu, no, chyba że byłby to szczyt jego marzeń. Skupiam się znowu na obiadowych planach i zauważam wyciągnięte z torby mięso. Zagryzam wargę, nie chcąc marudzić, ale z drugiej strony nie mogę przecież siedzieć cicho. — Ja... ee, zjem właściwie wszystko, tylko nie mięso... to zgaduję, że jednak zupa? — staram się uśmiechnąć i w końcu wkraczam do kuchni, już upinając włosy w koczek. — Szefie, co kroić? Oby nie własne palce.