Spore, trzypokojowe mieszkanie, z częścią ścian pokrytych cegłami i zawieszonym w powietrzu zapachem lawendy.
Korytarz:
Korytarz jest pierwszym, co widać po wejściu do mieszkania i nadaje jemu charakter. Jest dość wąski, znajduje się w nim kilka półek i wieszaki, a poza tym wiecznie coś stoi lekko w przejściu - nieważne, czy to klatka sówki Ciambelli, która czeka na sprzątanie, czy jakiś nowy stołek, czy karton z zimowymi butami.
Salon:
Duże pomieszczenie z jedną ścianą niemal w całości pokrytą oknami, dzięki czemu ma świetne oświetlenie. Wygląda przytulnie - na stoliku właściwie zawsze leży jakaś raffaellowa lektura, a duża zielona sofa i złote fotele zachęcają do chwili odpoczynku. Oprócz tego, ceglane ściany w dużej mierze zakryte są regałami uginającymi się pod ciężarem pokaźnego księgozbioru.
Aneks kuchenny:
Część salonu stanowi aneks kuchenny. Nie ma szczególnie dużej powierzchni blatu, a chłodzące półki i szafki często świecą pustkami, bo Raffaello najczęściej spożywa posiłki w Hogwarcie. Na stole właściwie zawsze znajduje się jakaś świeczka albo wazon ze świeżymi kwiatami.
Sypialnia Raffaello:
Większa z sypialni, w której znajduje się dwudrzwiowa szafa walk-in, przed którą stoi nieduża pufa. Jest tutaj też biurko Raffaello z jego maszyną piszącą, wygodny fotel z podnóżkiem, sporych rozmiarów łóżko z czarną ramą i drewniana drabinka, która służy za stolik na wieczorne lektury bądź nowe doniczki z kwiatkami. To tutaj najczęściej panuje największy bałagan w mieszkaniu, chociaż i tak raczej nigdy nie ma tragedii.
Łazienka:
Całkiem przestronne pomieszczenie z pokrytą czarno-białymi wzorkami podłogą i ogromnym oknem, tuż za którym znajduje się pierwsze drzewo spośród zieleni pobliskiego parku. Niepozorna wanna w rzeczywistości jest niesamowicie wygodna, a postawienie na parapecie czy stołku kilku świeczek potrafi zbudować prawdziwie magiczną atmosferę. W łazience znajdują się również dwie umywalki i drewniana toaletka, której blat ugina się od ciężaru autorskich bądź kupnych specyfików do włosów. Oprócz tego, w jednym kącie stoi toaleta, a w drugim przeszklony prysznic.
Pokój gościnny:
Mniejsza sypialnia, która zawsze stoi otworem dla potrzebujących tego łabędzi. Większość przestrzeni zajmuje łóżko w złotej ramie, ale znalazło się również miejsce na szafeczki nocne, szafę i mały stolik, nad którym wisi tablica kredowa do zapisywania ważnych informacji.
Autor
Wiadomość
Raffaello Swansea
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
C. szczególne : Lawendowo-waniliowy zapach, zadbane loki, dużo biżuterii
Mruknął w zachęcie, by Ash kontynuował wyjaśnienia, samemu tylko dociskając go do siebie mocniej i zaraz zaczynając się bezmyślnie bawić gryfońskimi loczkami, nie wiedząc czy próbuje rozluźnić siebie tym delikatnym masażem, czy swojego partnera. I chociaż zmarszczył brwi przy wzmiance o świętach u brata, to nie wcinał się w ashową wypowiedź, słuchając chłopaka uważnie i wzdychając dopiero gdy ten już zamilknął. - Nie wyobrażam sobie, że komukolwiek miałoby być lepiej bez ciebie - przyznał, delikatnie Asha od siebie odsuwając, ale tylko po to, żeby móc cmoknąć go w usta i przy okazji zajrzeć kontrolnie w czekoladowe tęczówki. Przysiadł na sofie, ciągnąc chłopaka do siebie, bo nie wyobrażając sobie teraz braku zawsze tak przyjemnie ciepłej bliskości. - Myślisz, że twoja mama też to “wie”? - Dopytał ostrożnie, przypominając sobie, że to właśnie o matce siódmoklasista wyrażał się raczej ciepło, nawet jeśli wydawało się, że nie miał z nią szczególnie bliskich relacji. - Nie chcesz do nich wpaść nawet na Wigilię? - I dopiero słysząc to pytanie zorientował się, że może brzmieć trochę za bardzo, jakby próbował się Asha pozbyć ze swojego mieszkania, co było przecież tak dalekie prawdy, jak tylko to możliwe. - Naprawdę się cieszę, że do mnie przyszedłeś, Ashu - dodał ciszej.
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
W głupim odruchu wbił mocniej palce w trzymane boki Raffaello, nie chcąc dać się odsunąć, bo i z pewnym opóźnieniem zdał sobie sprawę, że ten wcale go od siebie nie odpycha, a jedynie cofa nieznacznie, by móc pocieszyć go drobnym pocałunkiem. - Nie każdemu ze mną może być tak dobrze, jak Tobie - zauważył z rozbawieniem, które jednak tym razem nie objęło brunatnych oczu, bo i przecież wiedział doskonale jak irytujący potrafi być, jeśli nie potrafi się go uspokoić odpowiednią dawką uwagi - a tą właśnie dostawał od Raffaello zawsze, gdy tylko po nią przychodził, nawet teraz nie musząc wytrzymywać bez jego bliskości choćby minuty, bo zaraz już znów lądował na jego kolanach, wiercąc się nieco w poszukiwaniu najwygodniejszej pozycji. - Noo… Pewnie chciałaby, żebym przyjechał przynajmniej na tę Wigilię, ale na pewno, gdy już te święta miną, to stwierdzi, że dobrze, że mnie nie było. Że pierwszy raz był spokój i w ogóle, że mieli czas dla siebie, bo no, rok temu też nie przyszedłem, ale wtedy to było inaczej… W sensie nie zapowiedziałem tego i po prostu zniknąłem, więc się martwiła, a ojczym się strasznie wkurwił, więc… - rozwinął, urywając nagle, z pewnym opóźnieniem zdając sobie sprawę, że przy pierwszym razie był to wyjątek, ale przy drugim zaczyna tworzyć już regułę, więc zanim się obejrzy, to naprawdę stanie się to tradycją, a on już nigdy nie spędzi Wigilii z własną matką. I nawet nie potrafił do końca tego żałować, bo przecież wiedział, że i tak nigdy nie będzie już tak, jak było kiedyś, gdy święta tworzyli tylko we dwoje - z jednym prezentem pod wyciętą z papieru choinką. - Czemu? - zapytał niemal odruchowo, przestając bawić się kolczykiem w Raffaellowym uchu, by czujniej spojrzeć w piwne oczy. - Też nie idziesz do rodziny?
Raffaello Swansea
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
C. szczególne : Lawendowo-waniliowy zapach, zadbane loki, dużo biżuterii
- Mam nadzieję - prychnął cicho, kręcąc lekko głową z tylko trochę udawanym rozbawieniem nad wizją Asha umilającego czas innym w ten sam sposób, co jemu. Przytulił go do siebie mocniej, zaciągając się już dobrze sobie znanym zapachem, by wreszcie zacząć dopuszczać do siebie myśl, że rzeczywiście będzie miał przy sobie tak wiele przyjemności przez tak długi okres czasu. I chociaż bardzo się starał, to i tak nie udało mu się zablokować subtelnej nuty strachu, która podszepnęła mu, że przyzwyczai się do tego dużo bardziej, niż powinien. - Święta raczej nie kojarzą mi się z czasem na spokój - przyznał, gładząc czule gryfońskie plecy. Uniósł zaskoczone spojrzenie z ashowych ust na jego oczy, nie rozumiejąc skąd pytanie „czemu”. - Och, idę… przynajmniej na chwilę muszę iść - przyznał. - Ale nie postrzegam już rodzinnej rezydencji za mój dom i skoro mieszkam tak blisko, to nie widzę sensu w przenoszeniu się tam na kilka dni - pociągnął dalej z namysłem, nieco niezgrabnie wyciągając się po różdżkę, by przywołać nią gorącą czekoladę, na której malutkich wysepkach bitej śmietany chowały się ostatnie z piankowych syrenek. - Więc jednak większość czasu jestem tutaj, sam… i nie mam z tym problemu, ale z tobą będzie mi dużo przyjemniej - zdecydował, uśmiechając się lekko, nim nie upił łyka płynnej słodyczy. - Opowiesz mi więcej o swojej rodzinie? - Poprosił. - Twoja mama brzmi na kochaną osobę…
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
Słuchał go czujniej niż zwykle, sam nie wiedząc czemu nagle tak bardzo chce złapać Raffaello za byle słówko, skoro jednocześnie próbował wmówić sobie, że ten naprawdę go tutaj chce, nawet jeśli pojawił się u niego bez żadnej prośby czy choćby zapowiedzi, nie informując go nawet o tym na jak długo zamierza tu zostać. - Musisz czy chcesz? - podpytał więc, nie chcąc wcale zostawać sam choćby na moment, gotów wmówić Raffaello, że wcale nie ma żadnego obowiązku pojawiać się na rodzinnym święcie, jeśli nie ma na to ochoty, bo przecież on sam, pozostając na wyspach, stanowi najlepszy przykład tego, że nie jest to wcale koniec świata. Zmrużył czujnie oczy, przyglądając się Raffaellowemu uśmiechowi, by w końcu zawierzyć w jego szczerość i podciągnąć kącik własnych ust ku górze, gdy nachylał się do trzymanego przez Bibliotearza kubka, dopraszając się nie tyle łyka słodkiej czekolady, co zagarnięcia dla siebie językiem piankowej syrenki. - Bo jest kochaną osobą iii jest całą moją rodziną - przytaknął, od razu zdradzając, że nie ma wcale tak dużo do opowiadania i choć niby wiedział to od dawna, to teraz, tak abstrakcyjnie daleko od domu, pierwszy raz wybrzmiało to dla niego prawdziwie. - Ojczym się nie liczy, siostra tylko połowicznie, ale ona i tak ledwo mnie rozpoznaje. Brat mnie nienawidzi, a ojca nawet nie znam - wyliczył, osuwając się z kolan w bok, by twardo opaść plecami na sofę, tylko nogi układając sobie wygodniej na samym Raffaello. - Jednych dziadków widziałem ze dwa razy w życiu, gdy przylecieli do nas do Australii, bo powiem Ci, że takie mugolskie podróże są droższe nawet od Świstoklików, a drugich- No w sumie to nawet nie wiem czy żyją. Zresztą pewnie nawet jak żyją, to bym im zapewnił atak serca - dokończył, ale nagła cisza wybrzmiała w jego uszach niezwykle niewygodnie w kontraście do jeszcze przed chwilą tak obficie wyrzucanych z siebie słów. - Ojczym zawsze daje mi ten sam prezent - dodał więc, nie pozerkując na Raffaello, bo i ślepo wierząc, że ten go słucha, zupełnie jakby mógł wyczuć to przez uparcie trzymaną dłoń mężczyzny. - Wpłatę na konto. Mugolskie. Do którego nawet nie mam dostępu. Zawsze mówi, że dostanę kartę w momencie, gdy dojrzeję. Nawet nie dorosnę, a dojrzeję. Przecież bardziej dojrzały już nie będę. I jaki jest sens w posiadaniu pieniędzy, jeśli nie można ich wydać? - pociągnął dalej, bawiąc się Raffaellowymi pierścionkami, obracając je i przesuwając, aż w końcu jednego z nich nie zdjął zupełnie, nasuwając go sobie na kciuk, w tym samym momencie podrywając się nieco w górę, by oprzeć się na przedramionach w wygodniejszym zerknięciu w piwne oczy. - Dasz mi wina?
Raffaello Swansea
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
C. szczególne : Lawendowo-waniliowy zapach, zadbane loki, dużo biżuterii
- Muszę i chcę - odparł ostrożnie, nie wiedząc jak wyjaśnić Ashowi, że zabranie go ze sobą byłoby zwyczajnie niezręczne, ale też wcale nie ciesząc się z zostawiania go samego. - Lubię święta… i obiecałem już, że przyjdę chociaż na chwilę - dodał w ramach wyjaśnień, z całego serca licząc na to, że Ash nie będzie naciskał na zostanie razem w mieszkaniu, bo też nie wierząc kompletnie, że mógłby taką prośbę odrzucić. - Myślę, że brat raczej boi się zmiany, a niekoniecznie cię od razu nienawidzi… - wtrącił subtelnie, przynajmniej w tym jednym czując się nieco pewniej. Zaraz i tak zamilkł znowu pod wrażeniem dalszego ciągu ashowej opowieści i tylko wolną dłonią smyrał delikatnie jego łydkę, zatrzymując się dramatycznie przy tym nieszczęsnym dojrzewaniu. - Dam ci co chcesz - zauważył z rozbawieniem, klepiąc go lekko w nogę, by pogonić go do zmiany pozycji, żeby też rzeczywiście podnieść się po jakieś rozgrzewające procenty. - A co twoja mama na takie wymysły ojczyma? - Dopytał, wyciągając dwa kieliszki z kuchennej szafki. Domyślał się, że nie jest to wymarzony temat Asha, ale też nie chciał go porzucać, skoro już mieli okazję porozmawiać i dowiedzieć się o sobie czegoś więcej. Nie potrafił zbagatelizować faktu, że Gryfon wolał schować się u niego, niż siedzieć w Hogwarcie lub wrócić do najlepiej sobie znanej Australii. - Dasz mi buziaka? - Spytał, pochylając się do chłopaka już z kieliszkiem wina, jakby potrzebował dodatkowo przekonać się co Ash uzna za bardziej priorytetowe.
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
Mruknął cicho ze zrozumieniem na chęć spędzenia świąt z rodziną, bo nawet jeśli gdzieś w te wibrujące nuty zaplątało się nieco zbyt dużo rozczarowania, to przecież rozumiał, a już na pewno nie zamierzał wpraszać się do ułożonego życia wszystkich Swansea. Na teraz wystarczy mu ten jeden. - Jest trochę zbyt strachliwy jak na Gryfona - burknął na znak, że nie kupuje tych tłumaczeń, ale też wcale nie chciał myśleć o bracie, skoro i reszta rodziny stresowała go już wystarczająco. Zagarnął nogi do siebie, odruchowo reagując na klepnięcie w jeszcze przed chwilę przyjemnie kizianą łydkę i zaraz już układał je w nagrzanym przez Raffaello miejscu, gdy przyglądał mu się, gdy ten szukał dla nich kieliszków. Przetarł oko pięścią, bezmyślnie rozmazując czarną kreskę eyelinera, gdy agresywnie próbował przegonić od siebie zmęczenie, w efekcie jedynie je wzmacniając. Ściągnął brwi, niezadowolony z tego, że tarcie rozmazało mu obraz przed oczami i jęknął teatralnie przy zadanym mu pytaniu. - A co ona może o tym myśleć, gdy jej kieszonkowe zależy od jego humoru - mruknął, niby ucinając tym temat, a jednak mimowolnie pozwalając, by zatrzepotała w jego głowie czerwona flaga, gdy porównał tę relację z ich własną. - A muszę? - zapytał więc, odruchowo chcąc przetestować jak bardzo wplątał się już w toksyczne sidła, jednak ledwie uniósł się prowokacyjnie ku dopraszającym się uwagi ustom, a już śmiał się w nie cicho, dodając niezwykle pewne siebie "Bo chcę". Przyszarpnął lekko za Raffaellową koszulę, nie bacząc na to, czy nie rozleje przyniesionego mu wina i grzecznie cmoknął Bibliotekarza, od razu potem kradnąc mu kieliszek wina i uciekając z sofy w stronę łazienki. - Posiedzimy w wannie? Mam dość hogwarckich pryszniców - zaproponował, niby pytając, a jednak wcale nie oglądając się za siebie, gotów wskoczyć do wanny i sam, nawet jeśli miałby siedzieć tam obrażony na Raffaello kilka godzin. - Mam wrażenie, że duchy tam zbyt często "niechcący" trafiają, akurat, gdy ktoś się myje. Ja rozumiem, że mogą lubić młodszych, ale taka różnica wieku jest już trochę niesmaczna - wyrzucił z siebie, balansując gdzieś na granicy śmiechu, tak samo, jak na granicy rozlania balansowało jego wino, gdy próbował ściągnąć przez głowę koszulkę bez odstawienia kieliszka na jakikolwiek blat. - No i wiesz… różnica w życiu.
Raffaello Swansea
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
C. szczególne : Lawendowo-waniliowy zapach, zadbane loki, dużo biżuterii
Skrzywił się tylko lekko na wieść o tak problematycznej relacji między mamą Asha a jego ojczymem, ale też nie za bardzo wiedział jak może pociągnąć dalej ten temat, skoro chłopak raczej o to nie prosił. I zdążył mruknąć tylko ciche “y-ym” w ramach zapewnienia, że Gryfon wcale niczego nie musi, a jednak szybko przeszło to w zadowolone “mhmm”, którym skomentował jego chęci. Oddał mu kieliszek zupełnie na ślepo, nie zrywając się tak szybko, jak jego partner, więc przez chwilę tylko wodząc za nim spojrzeniem. - Jak tak dalej pójdzie, to przestanę sam korzystać z wanny, bo przyzwyczaję się do posiadania w niej towarzystwa - westchnął cierpiętniczo, zgarniając swoje wino i już niemal podbiegając do swojego tymczasowego współlokatora, żeby zabrać od niego rozbujany kieliszek, by oba odstawić na łazienkowy stoliczek. - Ja rozumiem, że możesz im się podobać… bo chyba nie miałem za bardzo podobnych sytuacji - przyznał, nigdy wcześniej nie uznając tego za jakieś bardziej powszechne zjawisko. Ściągnął na szybko swoją koszulę, nie rozpinając nawet poszczególnych guzików, byle tylko posłać zmięty materiał gdzieś w kąt pomieszczenia i machnięciem różdżki odkręcić wodę w wannie, by zaczęła się napełniać do odpowiedniego poziomu. - Mogę? - Skontrolował jeszcze, przyciągając do siebie Asha za zapięcie jego spodni, by już bez zbędnych zabaw po prostu je z nieco ściągnąć razem z bielizną. - Too… jaka jest ta akceptowalna granica różnicy wieku? - Dopytał, o swoich ubraniach już nie myśląc, więc po prostu porywając chłopaka w ramiona i dociskając go mocno do ściany, z oddechem niecierpliwie rozbijanym o jego wargi. - Ja mógłbym cię podglądać pod prysznicem? - Upewnił się z drobnym uśmiechem na ustach, wbijając mocniej palce w ashowy pośladek, by mocniej docisnąć jego biodra do swoich. - Muszę wiedzieć jak dużą mogę mieć konkurencję…
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
Zdezorientowany dał zsunąć się z kolan, przez chwilę myśląc, że Raffaello tylko coś sprawdza lub potrzebuje się poprawić, a jednak już zaraz musiał gaspnąć cicho z oburzenia, gdy zdał sobie sprawę, że został zwyczajnie zdystansowany. Ściągnął brwi, nieco nierówne od częściowo zmytego z nich cienia, od razu powracając uparcie do Raffaello, tym razem mocno się w niego wtulając, by ten nie miał szans go odsunąć. I wybaczenie wcale nie przyszłoby tak szybko, gdyby nie zadane przez Bibliotekarza pytania, na które sam Ash zwyczajnie chciał odpowiedzieć. - Och, to dobra historia - zapewnił zadowolony, ożywiając się nieco, więc i pchając się znów na włoskie kolana, niezrażony tym, że przecież przed chwilą go z nich przepędzono. - Wszystko zaczęło się od tego, jak Marco ciągle powtarzał, że wodzówna trytonów się w nim buja i totalnie ciągle go stalkuje, gdy idzie popływać. No i ogólnie część osób niby widziała tę trytonkę, no ale wiesz, równie dobrze mogło chodzić jej o kogoś innego, albo mogła mieć zupełnie intencje, bo nie wiem, w ogóle do nas nie podpływała, by z nami pogadać, a wiadomo, że pierwszemu się nie zagaduje. Trzeba poczekać aż wyrażą zainteresowanie, no bo inaczej to może być… ciach - rozgadał się zupełnie, gestykulując żywo i przerywając tylko po to, by demonstracyjnie stuknął Raffaello trzema palcami w pierś. - A z wodzem i im tam bliskimi to w ogóle trzeba uważać, bo przekręcisz jedno słówko w trytońskim i oni będą próbowali przekręcić Ciebie. No ale Marco powtarzał, że z nią już gadał nie raz i że ona go wielce zapraszała do siebie, więc stwierdziłem, że w takim razie popłyniemy z nim, skoro boi się sam, i nas ta jego trytonica przeprowadzi przez granicę - pociągnął dalej, powracając do piwnych oczu, bo opowiadając mimowolnie uciekał co jakiś czas spojrzeniem to w bok, to w górę, jakby sama gestykulacja i mimika mu nie wystarczała. - No ale ta jego trytonica wcale nigdzie się nie pojawiała, więc po prostu nabraliśmy więcej skrzeloziela i sami przypłynęliśmy granicę. Więc musieliśmy się przedrzeć przez taki żywopłot z wodorostów, no i Tristan się w nie strasznie poplątał, bo on ogólnie taki większy jest i się tak miotał, że potem jakiś kwadrans go stamtąd wyciągaliśmy - ciągnął dalej, śmiejąc się na samo wspomnienie, jak przerażające mu się to wtedy wydawało, chociaż i wtedy śmiał się po każdym zaklęciu, nie mogąc opanować nerwowej próby zakrycia swojego strachu. - No i strasznie się wtedy na nas wkurwił, ale jest słaby z trytońskiego, więc ni chuja nie wiedzieliśmy co on do nas mówi, no ale próbował nas zawrócić do szkoły, to było pewne. Widziałem po Marco, że zaczyna pękać, to walnąłem mu mowę motywacyjną, trochę mu wszedłem na ambicję i w końcu popłynął ze mną dalej. No i ogólnie już tak streszczając bardziej, to mieliśmy bardzo epicką walkę z murenami. Jedna to już w ogóle prawie udziabała Marco, więc w ostatniej chwili rzuciłem na niego zaklęcie transmutacyjne, na jego rękę w sensie, no i ogólnie to chciałem ją na chwilę utwardzić, by sobie paskuda połamała zęby, ale coś przesadziłem i potem Marco nie mógł ruszać w ogóle palcami, jakby wiesz, wszystko mu tam skostniało w środku. No ale ręki nie stracił, a potem mu to naprawili, więc w sumie mój sukces - zamilkł na chwilę poważnie, oczekując od Raffaello potwierdzenia przedstawionej przez siebie logiki, właściwie zupełnie już zapominając dokąd zmierzał ze swoją historią, całkowicie dając ponieść się wspomnieniom. - Ogólnie to sobie zupełnie inaczej wyobrażałem teren trytonów… zawsze myślałem, że mają tam coś mega wielkiego i zajebistego, czego próbują strzec, że nas nie wpuszczają. Wiesz, jakiś pałac w ogóle, jakiś skarbiec czy ki chuj. No i może gdzieśtam mają coś takiego, ale to, co my widzieliśmy, to bardziej jakąś trytońska wiocha. Kitraliśmy się od punktu do punktu za skałami, co chwilę rzucaliśmy na siebie zaklęcia, by się jakoś wtopić w tło, no i tak na logikę - Największy pseudobudynek powinien być wodza, nie? No to musimy go szukać, by znaleźć wodzówne - zatrzymał się na chwilę, zerknięciem sprawdzając, czy Raffaello rozumie myśli, które nimi wtedy kierowały. - No to wypatrzyliśmy coś, co się najbardziej rzucało w oczy i wbiliśmy cichaczem do środka, ale się okazało, że to coś w stylu… stodoły? Nie wiem, ale po prostu przez okno wbiliśmy wprost do boksu z jakimś stworzeniem, którego nawet nie kojarzyliśmy, ale to było najfajniejsze wodne stworzenie na całym świecie, jestem tego pewien. Strasznie się wiło i jego płetwy przypominały skrzydła, był jakiś… nie wiem, tak na że trzy metry co najmniej, ale taki chudy - stworzył okrąg z obu dłoni i podniósł ręce na wysokość piwnych oczu, zanim nie opadł nimi na tors Raffaello, bezwiednie rozcierając na nim nieco piany, gdy wkręcał się znów w swoją własną opowieść. - No i zdążył nas oplątać, a moja różdżka to w ogóle mi wypadła jak mnie smagnął ogonem i w ogóle to on z paszczy strzelał wrzącą wodą, więc jak z nim walczyliśmy, to było mega gorąco już dookoła, ale jakimś cudem nie trafił nas bezpośrednio, więc jak go Marco oszołomił zaklęciem, to mogliśmy stamtąd spierdolić, ALE… - urwał dramatycznie, przysuwając się bliżej, by poważniej spojrzeć Raffaello w oczy, ciągnąć już nieco spokojniej i ciszej. - Musieliśmy być za głośno podczas tej walki, bo zaraz otoczyło nas kilku trytonów i nawet nie zadawali pytań. Nie jestem pewien czy w ogóle próbowali nas złapać, czy po prostu chcieli od razu zabić, ale jak jednego odepchnąłem zaklęciem, to on w tym samym czasie rzucił trójzębem w moją stronę, więc nie zdążyłem zrobić uniku ani rzucić niczego ochronnego, no i… - urwał, wzruszając ramionami, zanim wykręcił się lekko, by ukazać lepiej szramowatą bliznę, uznając, że reszta historii nie jest już tak porywająca, więc i skracając ją możliwie jak najszybciej: - Okazało się, że Marco faktycznie zna się z wodzówną, ale ona chciała się tylko zaprzyjaźnić, a to on się w niej zakochał. Tak czy inaczej, jego przez to wypuścili, a mnie owinęli tylko jakimś glonem i tak mnie zaciągnęli do Red Rock, by się poskarżyć dyrektorowi…
Raffaello Swansea
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
C. szczególne : Lawendowo-waniliowy zapach, zadbane loki, dużo biżuterii