Spore, trzypokojowe mieszkanie, z częścią ścian pokrytych cegłami i zawieszonym w powietrzu zapachem lawendy.
Korytarz:
Korytarz jest pierwszym, co widać po wejściu do mieszkania i nadaje jemu charakter. Jest dość wąski, znajduje się w nim kilka półek i wieszaki, a poza tym wiecznie coś stoi lekko w przejściu - nieważne, czy to klatka sówki Ciambelli, która czeka na sprzątanie, czy jakiś nowy stołek, czy karton z zimowymi butami.
Salon:
Duże pomieszczenie z jedną ścianą niemal w całości pokrytą oknami, dzięki czemu ma świetne oświetlenie. Wygląda przytulnie - na stoliku właściwie zawsze leży jakaś raffaellowa lektura, a duża zielona sofa i złote fotele zachęcają do chwili odpoczynku. Oprócz tego, ceglane ściany w dużej mierze zakryte są regałami uginającymi się pod ciężarem pokaźnego księgozbioru.
Aneks kuchenny:
Część salonu stanowi aneks kuchenny. Nie ma szczególnie dużej powierzchni blatu, a chłodzące półki i szafki często świecą pustkami, bo Raffaello najczęściej spożywa posiłki w Hogwarcie. Na stole właściwie zawsze znajduje się jakaś świeczka albo wazon ze świeżymi kwiatami.
Sypialnia Raffaello:
Większa z sypialni, w której znajduje się dwudrzwiowa szafa walk-in, przed którą stoi nieduża pufa. Jest tutaj też biurko Raffaello z jego maszyną piszącą, wygodny fotel z podnóżkiem, sporych rozmiarów łóżko z czarną ramą i drewniana drabinka, która służy za stolik na wieczorne lektury bądź nowe doniczki z kwiatkami. To tutaj najczęściej panuje największy bałagan w mieszkaniu, chociaż i tak raczej nigdy nie ma tragedii.
Łazienka:
Całkiem przestronne pomieszczenie z pokrytą czarno-białymi wzorkami podłogą i ogromnym oknem, tuż za którym znajduje się pierwsze drzewo spośród zieleni pobliskiego parku. Niepozorna wanna w rzeczywistości jest niesamowicie wygodna, a postawienie na parapecie czy stołku kilku świeczek potrafi zbudować prawdziwie magiczną atmosferę. W łazience znajdują się również dwie umywalki i drewniana toaletka, której blat ugina się od ciężaru autorskich bądź kupnych specyfików do włosów. Oprócz tego, w jednym kącie stoi toaleta, a w drugim przeszklony prysznic.
Pokój gościnny:
Mniejsza sypialnia, która zawsze stoi otworem dla potrzebujących tego łabędzi. Większość przestrzeni zajmuje łóżko w złotej ramie, ale znalazło się również miejsce na szafeczki nocne, szafę i mały stolik, nad którym wisi tablica kredowa do zapisywania ważnych informacji.
Autor
Wiadomość
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
Początkowo szło mu całkiem dobrze. Nie był głodny, a samotność w dobrze znanym już sobie mieszkaniu była czymś nowym, na swój sposób ekscytującym. Niby podczytywał zaproponowaną mu przez Raffaello książkę, a jednak co chwila robił drobną rundkę po pokojach, zerkając do którejś z szuflad czy przymierzając coś z Raffaellowej garderoby. Z przyjemnością obwiesił się znalezioną biżuterią, w prywatności łabędziego mieszkania, podziwiając jak złoto odcina się na niemogącej nigdy złapać opalenizny skórze i w braku poszanowania dla drogich metali topił je w gorącej wodzie wypełnionej po brzegi wanny. Z początku podobała mu się zabawa wyobraźni, gdy prowadził dłoń przyozdobioną pierścionkami po swoim ciele, okłamując mózg, że ta należy do Raffaello, jednak szybko z ekscytacji dał wepchnąć się w tęsknotę, a zaraz i przytłaczające poczucie samotności. Coraz częściej zaczął więc pozerkiwać na dwukierunkowe lusterko, a w końcu i zupełnie uciekł z przytulnego mieszkania w poszukiwaniu wrażeń, które pomogłyby mu przestać myśleć o tym, jak bardzo chce już powrotu swojego Bibliotekarza. Zagarnął tekturowe podkładki z kilku barów, które obskoczył niemal naprędce, nie dając zainteresować się niczym, a nawet i nikim, specjalnie na widoku pozostawiając tę jedną z logiem Lumos, bo choć wcale nie spotkał podobno niezwykle przyjaznych właścicieli, to chciał upewnić się, że Raffaello pomyśli inaczej. I właściwie gdy w końcu pogodził się już z myślą, że nie uda mu się wyczekać powrotu gospodarza, bo coraz silniej przysypia rozwalony na jego łóżku, rozbudził się zupełnie niespodziewanym połączeniem lusterek dwukierunkowych. Poderwał się w górę i nawet uśmiechnął się niekontrolowanie, zanim nie ściągnął brwi w dezorientacji i niezrozumieniu dla posłyszanych słów, potrafiąc wyrzucić z siebie tylko pełne oburzenia "NO CHYBA ŻARTUJESZ", które zdradzało wyraźnie, że jeśli ma to być prank, to lepiej dla Raffaello, by od razu się do niego przyznał. I już zaraz sam nie był do końca pewien czy to Włoch rozłączył się w nim w pośpiechu, czy to on sam z oburzenia odrzucił opcję dalszej rozmowy, nie chcąc słuchać żadnych tłumaczeń, jakkolwiek sensownie by nie brzmiały. Warknął zły w poduszkę, przez chwilę leżąc bezczynnie z różnorodnymi myślami krążącymi mu po głowie, wpierw zwyczajnie przejęty niewiadomą jak długo potrwa jego samotność, by później rozbudzić w sobie zwyczajną zazdrość, że Raffaello bawi się najlepsze w samej Kolumbii, gdy on sam niemal zamknięty jest w granicach jednego mieszkania, ryzykując już wystarczająco samym kręceniem się po Hogsmeade tego jednego wieczoru. Jeszcze w nocy, nabuzowany swoją złością, powysyłał sowy z zamówieniami jedzenia na następny dzień, nie omieszkując dołączyć do opłaty sowitego napiwku dla potencjalnie zbudzonego personelu. Rano obudził się właściwie w środku Raffaellowej garderoby, zasypiając gdzieś w trakcie przeróbek kolejnej znalezionej koszuli, więc tylko półprzytomnie przeczołgał się do łóżka, przesypiając pół dnia z drobną przerwą na odbiór zamówionego jedzenia.
Raffaello Swansea
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
C. szczególne : Lawendowo-waniliowy zapach, zadbane loki, dużo biżuterii
Wylądowanie na londyńskim dworcu było definitywnie jednym z najmniej przyjemnych doświadczeń raffaellowego życia. Prędko pożałował, że nie dał się zbadać w kolumbijskiej przychodni, bowiem najwyraźniej każda podróż miała teraz skutkować nawrotem ściskających mu żołądek mdłości; był całkiem pewny, że nie zwymiotował tylko dlatego, że nie do końca miał czym. Nie zdążył za bardzo niczego zjeść na wieczorze kawalerskim i, tak prawdę mówiąc, nie zdążył też za wiele wypić. Było mu słabo i niedobrze, a potem zorientował się, że w dodatku jest sam. Sam. Swoim miotaniem się po peronie zaalarmował jednego z ochroniarzy i to właśnie on pomógł mu sprawdzić ostatnie aktywności świstoklików - nikt poza nim się tutaj nie pojawił, więc Camael albo został w Kolumbii, albo znowu padł ofiarą jakiegoś niemożliwego pecha. To też ochroniarz pomógł z zorganizowaniem sów, za które Raffaello niewątpliwie piekielnie przepłacił, wysyłając wiadomość zarówno do Whitelighta, jak i do Viro, by poinformować go o wszystkim co wydarzyło się przez ostatnie kilka godzin. Dopiero kiedy pozwolił sobie na zaakceptowanie fali ulgi, jaką przyniosło wykorzystanie jedynych aktualnie widzianych opcji… zorientował się, że to tyle. Nie miał więcej pomysłów, nie był tutaj potrzebny i nie do końca wiedział co powinien zrobić. Teleportacja pod kamienicę była idiotycznym pomysłem, ale czekanie na Błędnego Rycerza wydawało się bibliotekarzowi niewykonalne; podparł się o ścianę budynku, z trudem łapiąc oddech i myśląc tylko o nieprzyjemnie słodkawym posmaku własnej śliny. Nie miał pojęcia, czy jest tak szaro ze względu na duże zachmurzenie, czy jest wcześnie rano, czy też zapada wieczór - absolutnie nie orientował się w czasie, prędko zapominając o wszystkich zegarach, które widział na dworcu. Doczłapał się niespiesznie do mieszkania, by dopiero przechodząc przez próg odnaleźć resztki energii. - Ashu? - Zawołał, zrzucając buty i zaglądając do sypialni. Spojrzenie przemknęło mu z pewnym niedowierzaniem po torbach jedzenia i po bałaganie za niedomkniętymi drzwiami garderoby, by wreszcie zatrzymać się na najcudowniejszym Gryfonie. - Merlinie, jak dobrze - odetchnął ciężko. - Zawieszenie broni? - Zaproponował, zanim zdążył dobrze pomyśleć. - Chodź ze mną pod prysznic, potrzebuję prysznica, a później ogarniemy wszystko inne - podsunął, nie do końca biorąc pod uwagę inną opcję, bo ta wydawała się aż zbyt konieczna. Nie był pewien, czy jest zły o ten bałagan czy dużą ilość zamówień i nie wiedział też jak Ash czuje się w stosunku do całej tej sytuacji - po rozmowie przez dwukierunkowe lusterka nie spodziewał się szczególnie ciepłego powitania, ale… ale nawet złość mogła zaczekać, a on już cofał się do łazienki, zrzucając z siebie zakurzone, przepocone i ubrudzone krwią ubrania.
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
Burknął coś cicho, zaraz poprawiając swoje niezadowolenie jęknięciem i naciągnięciem kołdry na głowę, gotów zignorować wybudzające go dźwięki do czasu, aż w Raffaellowe słowa nie zaplątał się dość konkretny rozkaz. Jeszcze przez chwilę nie ruszył się z miejsca, by zaraz powoli zsunąć się z łóżka, z wyraźnym trudem podźwigając się do pozycji niemal pionowej, półprzytomnie podążając w stronę łazienki, jeszcze po drodze tępo zdejmując z siebie resztki fantazyjnie pociętego swetra, który dorwał gdzieś między setną próbą czytania a kolejną drzemką. - No i po co ja Ci tu? - burknął, otrzeźwiając się nieco chłodem prysznica, zanim nie podkręcił temperatury wody, samolubnie wciskając się pod ciepły strumień, jakby to on był tym, któremu po podróży należało się oczyszczenie. - Jak się tak stęskniłeś, to było wrócić wcześniej - pociągnął dalej, łapiąc pierwszą lepszą butelkę postawionego obok kosmetyku, by naciskając go posłać zaczepnie strużkę żelu na włoski tors, dopiero po tym zbierając się w sobie, by z wyrzutem zerknąć w stronę piwnych oczu. - Obiecałeś wrócić jak najwcześniej, więc obiecałem czekać grzecznie - wytknął mu, czując, że już nie musi doprecyzowywać, że ponad doba później nieszczególnie zalicza się według niego do zakresu tej obietnicy, więc tylko ściągnął gniewnie brwi, wyginając usta w rozczarowaną podkówkę. - Zgadnij kto pierwszy złamał słowo.
Raffaello Swansea
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
C. szczególne : Lawendowo-waniliowy zapach, zadbane loki, dużo biżuterii
Nie wątpił wcale, że Ash rzeczywiście przyjdzie do niego do łazienki, więc też nie zamykał drzwi, dodatkową chwilę prywatności wykorzystując na zupełnie bezmyślne i całkowicie automatyczne umycie zębów. Odrzucił szczoteczkę do umywalki, nawet nie myśląc o odkładaniu jej teraz w odpowiednie miejsce, bo dekoncentrując się obecnością Asha… i tym, że wcale nie zrozumiał koncepcji zawieszenia broni, od razu przechodząc do omawiania tej kawalerskiej tragedii. - Ja, ale nie z własnej woli, więc tak - stęskniłem się - poinformował go krótko, sam nie wiedząc kiedy dokładnie jego dłoń odnalazła drogę do gryfońskiej szyi; musnął opuszkami palców linię jego szczęki, wreszcie odnajdując bardziej lubiany przez siebie uchwyt, gdy prowadził chłopaka od gorącego strumienia pod ścianę. - Dobrze, że jesteś - mruknął, mając wrażenie, że dopiero teraz czuje się lepiej, chociaż definitywnie wolałby trochę chłodnego orzeźwienia od przypominającego o kolumbijskich upałach gorąca. Pocałował go najpierw delikatnie, jakby dla sprawdzenia, by tylko sapnąć cicho i rzeczywiście sobie na tę tęsknotę pozwolić, a co więcej - na okazanie jej. - Możesz się obrażać ile tylko chcesz - wymruczał mu do ucha, wtulając się w niego mocniej. - Ale dobrze wiesz, że to nie moja wina… a ja dobrze wiem, że i tak cieszysz się na mój widok - zauważył, uśmiechając się lekko pod nosem, bo nie tylko wiedział, ale i czuł. - Przepraszam, tygrysku - wyrzucił z siebie wreszcie, przytrzymując sobie dłonią ashowy podbródek, by przy przeprosinach zajrzeć poważnie w czekoladowe tęczówki. Chciał ocenić wagę problemu i co dokładnie na niego wpłynęło - bardziej złamanie obietnicy, czy jednak brak atencji i nuda.
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
Buńczucznie uniósł brodę wyżej, nie chcąc pokazać po sobie, że dał nieco zdezorientować się dłoni na swojej szyi, zaraz jednak i tak musząc zepsuć ten efekt głośniejszym gaspnięciem, gdy tylko poczuł na plecach chłód ściany, chętnie udając, że to przez nią drży mimowolnie, nie przez łapiące go w podbrzuszu łaskotki. I wbrew sobie gotów był wybaczyć wszystko już przy pierwszym pocałunku, w jego delikatności czując, że choć wzmaga wzebraną w nim tęsknotę, to też jedynie w nim szukać może ukojenia, więc zaraz już pozwolił dłoniom na muśnięcie Raffaellowych boków, jakby jeszcze musiał upewnić się, że Bibliotekarz jedynie mu się nie przyśnił. Chętnie poddał się naturalnemu rytmowi pocałunków, zapominając o tym, że czekał, a więc i nie myśląc wcale o tym, co robił w tym czasie, żyjąc teraz tylko tą jedną chwilą ulgi, którą chętnie zatrzymałby na dłużej. Ciepło atencji szybko ogarnęło płomieniami jego ciało i zanim zdał sobie z tego sprawę już drobnymi szarpnięciami za jego biodro próbował przyciągnąć do siebie Raffaello, samemu podpierając się już tylko łopatkami o ściankę, resztą ciała lgnąc do niego jak najbliżej. Bezmyślnie mruknął cicho, że przyjmuje przeprosiny i wychylił się już po kolejny pocałunek, by zatrzymać się dopiero, gdy jego półprzytomne spojrzenie zderzyło się z tym czujniejszym, ciemniejszym w swojej powadze. Powolnie dopuścił do siebie sens posłyszanych słów i na chwilę uciekł spojrzeniem w bok, nie wiedząc czy Raffaello wymaga od niego tego samego w zamian, jednak niezależnie od tego jak bardzo owych przeprosin by się doszukiwał, to dałby rady odczytać ich z krótkiego i zupełnie niemego poruszenia gryfonich ust. - Jutro znowu mnie tu zostawisz - wydusił z siebie w końcu, nawet nie próbując ukryć jękliwej nuty wyrzutu, mając problem już z samym kawalerskim, dużo większej imprezy w postaci wesela zdecydowanie nie mogąc przeboleć. - I będziesz tańczył z innymi.
Raffaello Swansea
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
C. szczególne : Lawendowo-waniliowy zapach, zadbane loki, dużo biżuterii
- Ale wrócę - zapewnił od razu, ściągając lekko brwi w zmartwieniu, bo rzeczywiście wcale nie mając ochoty na to wesele. Miał wrażenie, że wieczór kawalerski wystarczająco go wyczerpał i zdecydowanie bardziej podobała mu się wizja siedzenia w mieszkaniu z Ashem, a jednak nie mógł pozbyć się świadomości, że jeśli sobie odpuści, to potem tego braku przyjacielskiej lojalności pożałuje. - Nawet jak mnie ktoś wyrzuci na drugi koniec świata to i tak wracam najszybciej jak tylko mogę - zaśmiał się lekko, nie będąc jeszcze pewnym, czy to nie za wcześnie, ale chcąc trochę poluzować atmosferę, na tę cięższą zwyczajnie nie mając sił. Cmoknął Gryfona w usta, postępując drobny krok w tył, by móc nabrać trochę szamponu i potem też odżywki, nie chcąc przy tym regenerującym prysznicu zapomnieć o swoich włosach. - Merlinie, o ile przyjemniejsze byłoby tańczenie z tobą - westchnął, przesuwając tęsknym spojrzeniem po swoim partnerze, gdy resztka piany wymykała mu się spomiędzy palców. - Chcesz mi opowiedzieć co robiłeś, jak mnie nie było, czy muszę zobaczyć na własne oczy? - Dopytał, przyciągając sobie Asha za rękę. - Wiesz, jeśli zostało coś do jedzenia dla mnie, to pewnie nawet ci wybaczę - dodał niby żartobliwie, chociaż zachłannie przemykające po uczniowskim ciele spojrzenie mogło zdradzić, że na jedną przekąskę już się trochę nastawił. - Możesz też powiedzieć mi co ja muszę zrobić, żebyś ty wybaczył mi…
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
Cmoknął cicho w niezadowoleniu, właściwie tylko po to, by zwrócić na siebie uwagę Raffaello, chcąc by ten dostrzegł popisowe wywrócenie oczami, bo przecież nie mógł znów dać ugłaskać się obietnicą powrotu, skoro ten mógłby potrwać znów zdecydowanie dłużej niż powinien. Obrażony wsparł się o ścianę pewniej i potraktował Bibliotekarza ostrością brunatnego spojrzenia, nie łagodniejąc nawet po drobnym pocałunku, mimo tego, że instynktownie sam się po niego wychylił. Uśmiechnął się dopiero przy zapewnieniu, w którego szczerość uwierzył, skoro i sam Merlin został przywołany na świadka, nawet jeśli jednocześnie pochylił też głowę, nie chcąc dać Raffaello tej satysfakcji, że tak szybko udało mu się go udobruchać. - Mogę Ci powiedzieć, że gdybyś nie wrócił dzisiaj, to przefarbowałbym sobie włosy iiii myślałem o irokezie - zablefował, unosząc zaczepne spojrzenie w górę, by już weselej mrugnąć do Bibliotekarza, gdy pod jego czujnym wzrokiem poprawiał się nieco, chcąc prezentować się w lepszej pozycji, nawet jeśli ramiona wciąż miał skrzyżowane na piersi. - Zostań - odpowiedział od razu, na chwilę przygryzając wargę pod świadomością samolubności swojej prośby. - Albo zabierz mnie ze sobą - dodał, też wiedząc, że to już nie jest możliwe i że o tym rozmawiali, a jednak na samą myśl, że za mniej niż dobę znów zostać ma tutaj zupełnie sam poczuł motywujący go do działania ucisk w sercu. - Moglibyśmy tańczyć ile tylko byś chciał - mruknął ciszej, przysuwając się pod ciepły strumień wody, by uwiesić się na szyi Raffaello, to w tym chwycie łapiąc równowagę, gdy lgnął ku niemu biodrami, zatrzymując się na zdecydowanie głębszy wdech. - Byłbym bardzo grzeczny. Trzymałbym się ciągle obok, jadłbym i piłbym tylko to, co byś mi wybrał i nawet bym nie spojrzał na nikogo innego - pociągnął dalej, jak na siebie wyliczając niezwykle powolnie i spokojnie, bo każde słowo próbował zgrać z ruchem swoich bioder, którymi próbował rozbujać Raffaello do drobnego podprysznicowego tańca, za muzykę mając jedynie szum wody i zgrywający się coraz chętniej rytm serc. - A nie ręczę co zastaniesz po powrocie, gdy znów mnie zostawisz bez swojej uwagi na tak długo.
Raffaello Swansea
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
C. szczególne : Lawendowo-waniliowy zapach, zadbane loki, dużo biżuterii
Gaspnął cicho, przerywając rozprowadzanie po swoim ciele waniliowego żelu pod prysznic, by trzeźwiejszym spojrzeniem sprawdzić w czekoladowych tęczówkach, czy to ten irokez miał być nieśmiesznym żartem. Pokręcił lekko głową, nawet nie wyobrażając sobie tej profanacji, jaką chłopak rozważał dla swoich włosów; nie zdążył się porządnie oburzyć, bo zaraz wzdychał już pod ciężarem ashowych próśb. - Wiesz, że chciałbym - wyrzucił mu, mając też na to szczerą nadzieję. - Ale nie mogę… nie chcę kłamać, a teraz mogę mówić, że czeka na mnie taki specjalny ktoś- zauważył, bezwiednie poddając się tanecznemu rytmowi i orientując się o tym dopiero wtedy, gdy odruchowo poprowadził chłopaka do obrotu. Przytrzymał go przy sobie w rozbujanym objęciu tyłem, ciepłym oddechem konkurując ze spływającą po nich wodą, gdy nieustannie pochylał się jak nie do ashowego ucha, to do jego szyi. - Nie chcę mieć problemów z pracą i nie chcę, żebyś ty miał problemy w szkole… - Nie wątpił, że plotki szybko by się rozeszły, a Gryfon już i tak miał wystarczająco na głowie ze swoją rodziną i tak niemożliwie upartym bliźniakiem. - I jest już za późno, żebym przyprowadzał osobę towarzyszącą - dodał, nie wiedząc, czy bardziej go to smuci, czy cieszy, bo poniekąd odbierało mu to wątpliwości, których wcześnie dalej miał problem się pozbyć. Obrócił Asha z powrotem do siebie, nie wytrzymując i zgarniając go sobie na ręce, by sapnąć w tym wysiłku - Merlinie, musiał być naprawdę zmęczony - prosto w jego usta. - Wesele będzie trwało zdecydowanie krócej niż ten dramat z wieczorem kawalerskim - zapewnił, bo na zaproszeniu było Hogsmeade… i Viro raczej nie miał aż tak dużo do powiedzenia na ten temat. - Ale musisz mi obiecać, że nie zrobisz nic ze swoimi włosami, Ashu. Musisz - powtórzył dobitnie. Nie miałby problemu z żadnym pomysłem zmiany fryzury, gdyby tylko miał pewność, że dostanie chociaż trochę kontroli nad jej stanem. - Obiecasz mi? - Upewnił się, zakręcając wodę.
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
Uśmiechnął się, już czując się wygrany, bo w mniejszych lub większych czułościach dostrzegał szczerość Raffaellowej obietnicy i nawet jeśli przypuszczał, że Bibliotekarzowi może podobać się taniec z kimś innym, to chciał wierzyć, że w jego myślach, to on pozostanie wyjątkowy, wyróżniając się na tle wszystkich innych. Bo w końcu zwyczajnie wiedział, że nie tak łatwo znaleźć drugiego takiego jak on, skoro nawet jego bliźniak potrafił być od niego zupełnie inny. - W takim razie ja obiecuję, że nie zrobię niczego z włosami - odpowiedział zadowolony, jeszcze nieco w oszołomieniu po cudownym pocałunku, więc dłonią wsparł się o samego Raffaello, nie tylko łapiąc równowagę, ale i tak potrzebną teraz bliskość. I ledwie przystanął na palcach, chcąc sięgnąć po kolejny pocałunek, a już był prowadzony w tył, krok za krokiem zbliżając się do stołka, na który opadł bez gracji, której nie zdążył znaleźć.
Raffaello Swansea
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
C. szczególne : Lawendowo-waniliowy zapach, zadbane loki, dużo biżuterii
Podniósł spojrzenie w górę, ledwie odnajdując w sobie przytomność do pewniejszego uśmiechu, a już gubił go gdzieś przy zrozumieniu posłyszanych słów, pocałunkiem dając zagłuszyć drobne sapnięcie dezorientacji. - Myślisz, że bym sobie nie poradził? - odbił już trzeźwiej, bardziej zaczepnie, gdy doszedł już nieco do siebie po nerwowo-lekkim śmiechu i roztrzepaniu wilgotnych loczków, chcąc w razie konieczności, mieć możliwość zrzucenia odpowiedzialności za swoje wycofanie się na brak wiary, jaki okazał mu Raffaello. - Nie martw się, jedzenia Ci nie zabraknie - zauważył, ewidentnie rozbawiony, a jednak przygryzł wargę, by nie wybuchnąć śmiechem, musząc wpierw czujniejszym zerknięciem upewnić się, czy może sobie na to pozwolić. - Najpierw zamówiłem sushi. Największy zestaw, na wypadek, jakbyś jednak zaraz wrócił - zaczął, przymrużając oczy przy pieszczocie skrytej w ugniataniu jego włosów, tuż po tym spoglądając w górę, by kontynuować z doszukiwaniem się uwagi bijącej z piwnych oczu. - Gdy faktycznie nie wracałeś, to zamówiłem pizzę, ale nie smakowała tak dobrze, jak ta Twoja, więc zamówiłem jeszcze jedną i jeszcze jedną… - rozwinął, wyliczając coraz to niewinniejszym tonem, starając się brzmieć jakby jego zakupy faktycznie były rozłożone w czasie, a nie rozegrały się w przeciągu jego wybuchu emocji. - No ale w końcu zjadłem po prostu frytki z nuggetsami, po których trochę średnio się czułem, więc otworzyłem jedno z Twoich win. To takie czerwone, bo podobno czerwone jest dobre na trawienie - dokończył, uciekając już ze stołka, by zgarnąć porzucony na ziemi sweter, który pociął w ten sposób, by ten odsłaniał większość jego pleców i zaraz już pierwszy wyszedł z łazienki, chcąc dobrze ten efekt zaprezentować Bibliotekarzowi. - Ej - Zatrzymał się gwałtownie, odwracając się do Raffaello przodem, by uśmiechnąć się do niego szerzej. - I przeczytałem już ponad połowę tej książki od Ciebie - poinformował, nieszczególnie próbując ukryć, że oczekuje pochwały, całym sobą doszukując się aprobaty swojego Bibliotekarza, gdy na środku korytarza uwieszał się na jego szyi, za nic mając jego zmęczenie po długiej podróży. - Ale przyjemniej mi się czytało, gdy leżeliśmy razem.
Raffaello Swansea
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
C. szczególne : Lawendowo-waniliowy zapach, zadbane loki, dużo biżuterii
- Myślę, że wcale tego nie chcesz - wyjaśnił, wzruszając lekko ramionami, bo nie zamierzając tego ukrywać, nawet jeśli miał świadomość, że Ash może uznać to tylko za jeszcze wyraźniej rzucone w jego stronę wyzwanie. - Myślę, że po prostu nie jesteś jeszcze gotowy poprosić o to, czego naprawdę chcesz - dodał, uśmiechając się lekko pod nosem przy rozcieraniu w dłoniach słodko pachnącego żelu, którego magiczna formuła jeszcze nigdy go nie zawiodła. - Mhmmm? - Zachęcił chłopaka do wyjaśnień, szukając swojego ręcznika, by zawinąć go sobie w pasie i dopiero wtedy zorientować się, że nowe ubranie Asha wygląda jakoś znajomo, chociaż zdecydowanie nie mógł tego powiedzieć o głębokim wycięciu na plecach. Wyszedł za nim z łazienki, śmiejąc się tylko cicho z nadmiaru jedzenia, z którym nie miał pojęcia co zrobią, ale które wydawało się bardziej oczywistą zemstą niż rzucenie się z nożyczkami na jego garderobę. - Brawo - pochwalił z uśmiechem, zagarniając sobie chłopaka na ręce, by od razu poczuć jak kiepskim jest to teraz pomysłem. - Masz szczęście, że to nie jest mój ulubiony sweter - wymruczał mu w usta, pozerkując pewnie w czekoladowe tęczówki, by uświadomić Gryfona, że ta rozmowa rzeczywiście mogłaby wyglądać trochę inaczej. Posadził go na brzegu łóżka, pozerkując już odruchowo w stronę szafy, ale trochę bojąc się dokładniej sprawdzić jej stan; wreszcie to po prostu różdżką przywołał sobie luźne materiałowe spodnie. - Chcesz coś jeść? Ja może posprawdzam te pizze… - stwierdził, przywołując sobie też butelkę wody. - Swoją drogą, wróciłem w końcu przypadkiem sam. W sensie… znaleźliśmy jakiegoś handlarza, który miał nam załatwić świstokliki na teraz, ale nie wiem gdzie jest Camael - wyjaśnił, ściągając lekko brwi w zmartwieniu, które nie chciało go do końca opuścić, bo przecież dalej nie wiedział co tak naprawdę się wydarzyło… i mógł tylko mieć nadzieję, że pan młody da radę dotrzeć na swój ślub i to w jednym kawałku. - Wierzę, że Viro miał jakiś sensowny plan, ale te świstokliki… nie wiem. Może to problem robienia ślubu między świątecznymi a noworocznymi zawirowaniami. - Potrząsnął lekko głową, siadając wreszcie na łóżku z pudełkiem podgrzewającej się po stuknięciu różdżką pizzy. - W życiu nie wybrałbym zimy…
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
- Chcę - zaprotestował głupio dla samego protestu, zaraz jeszcze głośniej dodając "Potrafię", bo i musząc jakoś ukryć skrępowanie, które złapało go pod tak trafnie dobranym zarzutem, który szybko ogrzał go do nieprzyjemnego gorąca, które wcale tak szybko nie chciało zniknąć z jego twarzy, dając przepędzić się dopiero ciepłym zadowoleniem podczas drobnych pocałunków, gdy już uwieszał się na Raffaellowej szyi. I sam właśnie to grzeczne oddanie się w jego ramiona, by dać przenieść się na łóżko, uznawał za dowód swojego wycofania się z rozpoczętej pod wpływem ogłupiającej przyjemności prowokacji. - Bo teraz to mój ulubiony sweter - odpowiedział cichym pomrukiem, mrużąc zaczepnie oczy w odpowiedzi na poważniejsze spojrzenie Bibliotekarza i tylko cmoknął go lekko, zaraz uśmiechając się, gdy szturchał nosem jego nos. - Wezmę gryza od Ciebie - przytaknął, bo i wydająca mu się nędzną pizza wydała mu się nagle nieco ciekawsza, gdy występowała jako dodatek do gorącego Włocha, który w swoim zmęczeniu paradoksalnie był dla niego jeszcze bardziej atrakcyjny, co chętnie tłumaczył sobie dobową samotnością. - Może chciał dać szansę Whitelightowi na ucieczkę - zauważył, śmiejąc się mimowolnie, gdy siadał już po turecku na łóżku. - Wiesz, stworzył mu idealną wymówkę do tego, by się nie pojawić na własnym ślubie, a raz przełożony łatwiej odwołać, niż organizować od nowa… - pociągnął dalej, wybornie bawiąc się podczas próby zrozumienia relacji między dwoma mężczyznami, których ledwie zdążył poznać podczas lekcji transmutacji. - Chyba że w Australii. Pokochałbyś Gold Coast w grudniu - zaprotestował, odchylając się w tył, by powoli osunąć się plecami na łóżku, nieco tęsknym spojrzeniem przemykając po białym suficie. - Grudzień jest najlepszy, bo dopiero kończy się pora sucha, więc robi się już cieplej, jeszcze słoneczniej, na tyle, że nawet w nocy można już spać z szeroko otwartymi oknami i jest tak… - urwał, przymykając oczy z rozbawionym uśmiechem, gdy próbował znaleźć odpowiednie słowo. - ...wilgotno - dokończył w końcu, poddając się zupełnie, więc i swoją kapitulację przypieczętował lekkim śmiechem. - Zima tutaj jest zabawna, ale nie wiem czy chciałbym tak całe życie do niej ciągle wracać…- - przyznał poważniej, wpierw szczerze zachwycając się lepkim śniegiem, by teraz jednak w pełni zatęsknić za wygodą ciepłych dni, które.. cóż, nigdy tak naprawdę nie przemijały. - Nie wolałbyś żyć gdzieś, gdzie jest cieplej?
Raffaello Swansea
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
C. szczególne : Lawendowo-waniliowy zapach, zadbane loki, dużo biżuterii
- Jeśli zamierzasz dużo go nosić bez bielizny pod spodem, to będzie i moim-twoim ulubionym - parsknął cicho, zdecydowanie nie mając siły bardziej zastanawiać się nad konsekwencjami tak łagodnej reakcji na przetrzebienie jego szafy. I wcale nie żałował, gdy dawał się rozczulić tak słodkiemu szturchnięciu nosem, z trudem walcząc z uśmiechem, który nieustannie chciał się na jego ustach jedynie poszerzać. - To… brzmi nawet trochę jak Viro - przyznał z rozbawieniem pomiędzy kęsami pizzy, której składniki absolutnie go nie interesowały, dopóki były po prostu zjadliwe. - Ale sam nie wiem, ten wadliwy świstoklik i rozszczepienie… to jednak za dużo - zauważył, w gruncie rzeczy nie do końca rozumiejąc skąd tyle zamieszania na wieczorze kawalerskim, ale też mając świadomość, że pewnie ślub zagłuszy tak świeże negatywne wspomnienia i niedługo już nikogo nie będzie obchodziła niespodziewana wyprawa do Kolumbii, bo ważniejsza będzie whisky w szklarni i ceremonia ślubna. - Mhmm? - Zainteresował się, głupio zachwycony rozmarzeniem Asha, które wydawało się bardzo spokojne - przynajmniej jak na Gryfona. - Brzmi idealnie - przyznał, chociaż prawda była taka, że niewiele zapamiętał z wypowiedzi swojego rozmówcy, bardziej koncentrując się na tonie jego głosu i tym, że chciałby tę chwilę rozciągnąć w nieskończoność. - Chyba nie wiem - wyznał, z drobnym opóźnieniem, ale zakrywając je dalej jedzoną pizzą. - Przez długi czas podróżowałem i uciekałem od tej brytyjskiej pogody, a teraz… chyba jeszcze mi się nie znudziła. Myślę, że chciałbym mieć jakiś domek w ciepłym miejscu, żeby do niego jeździć w wolnych chwilach - stwierdził. - Albo odwrotnie - mieszkać w ciepłym miejscu i mieć domek w zimnym, aaale Wielka Brytania nie jest na tyle zimna, żeby pełnić tę funkcję, a ja chyba nie chciałbym całkiem z niej rezygnować - wyjaśnił zarówno Ashowi, jak i samemu sobie, pochylając się już nieco nad nim, by przywołać go do kawałka pizzy, który prawie już skończył. I widząc jak grzecznie chłopak się po niego wychyla, nie mógł po prostu z tego nie skorzystać, zapraszając go sobie do pocałunku tylko po to, by zupełnie niewinnie od niego uciec. - Zastanawiałeś się już czy chcesz zostać w Hogwarcie na studia?
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz
Ściągnął brwi i uniósł spojrzenie na Raffaello, niby już mając wcześniej okazję przyjrzeć mu się dokładniej pod prysznicem, a jednak na wszelki wypadek musiał upewnić się, czy nie przeoczył czegoś w swoim egocentrycznym pożądaniu. - Rozszczepiło Cię? - podpytał w końcu, przysuwając się nieznacznie bliżej, jakby to właśnie milimetry dzieliły go od dostrzeżenia śladu po zaleczonych niedawno ranach. I im mocniej spiął się w ukrywanym zmartwieniu, tym łatwiej już za chwilę było mu rozluźnić się widocznie, niemal czując jak zatapia się w miękkiej pościeli z każdym kolejnym swoim słowem. - Zawsze możesz, no wiesz, po prostu coś wynająć tam, gdzie akurat masz ochotę być. Gorzej, że masz taką pracę, żeee no raczej trudno Ci podróżować w roku szkolnym - zauważył, zaraz już przeciągając się z cichym pomrukiem, zanim nie podciągnął się wyżej, chcąc chętnie wgryźć się w podawany mu kawałek pizzy. Łatwo dał rozproszyć się wizją pocałunku, więc i podparł się o materac dłońmi, tak pewny podarowanej mu pieszczoty, że nawet przymknął już oczy, by… natrafić na zupełną pustkę i bezczelnie beztrosko zadane mu pytanie. Zamrugał zdezorientowany i ściągnął brwi, mając problem z przetworzeniem sensu posłyszanych słów, bo już ciągnął sobie Raffaello na łóżko, powalając go na plecy, by przysiąść na jego biodrach. - Zastanawiałem się czy w ogóle chcę iść na studia - przyznał ostrożnie, może nieco zbyt cicho, bo i będąc zbyt skupionym na próbie odegrania się, więc i wytrzymania w drażniącej zapowiedzi pocałunku. - Zastanawiałem się… - podjął bezwiednie, kalkulując już czy to nie samego siebie karze tym nieznośnym wstrzymaniem, wyraźnie czując jak oddech ciąży mu z każdą sekundą coraz mocniej. - Myślałem o pisaniu o smokach… i o kotach, jakieś… powiązania, podobieństwa - pociągnął dalej, mocniej wbijając palce we włoskie barki, nie wiedząc jak jeszcze może zachęcić go do tego, by to on pierwszy sięgnął po pocałunek. - Żeby je... udomowić, nie tylko tresować.
Raffaello Swansea
Wiek : 33
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
C. szczególne : Lawendowo-waniliowy zapach, zadbane loki, dużo biżuterii
Pokręcił lekko głową, bo rozszczepienie to zdecydowanie zbyt mocne słowo jak na niego - głównym poszkodowanym, w dodatku na wielu polach, dalej był Camael. Raffaello mógł narzekać na nieprzyjemne sensacje przy teleportacji, ale to brzmiało trochę jak nic w obliczu niespodziewanego skoku na inny kontynent. - Nie, ale zdecydowanie robię sobie przerwę od świstoklików i teleportacji - przyznał, co w jego głowie nie wydawało się takie złe, bo przecież przerwa świąteczna mogła być jedyną szansą na zabranie Asha na przejażdżkę motorem w najbliższym czasie. Otworzył już usta, by to zaproponować, ale wreszcie tylko uśmiechnął się pod nosem, nie chcąc psuć czegoś, co w jego głowie urosło do miana niespodzianki. Obiecał Ashowi rekompensatę po kawalerskim i już widział, że nie da rady dostarczyć mu jej odpowiednio szybko, ale wierzył, że skoro życzenia urodzinowe po czasie dalej się liczyły, to może z randką też dadzą radę. - Prawda, ale wynajmowanie nie daje tego domowego charakteru… - zauważył tylko, łatwo rozpraszając się pizzą i tym, jak cudownie proste było subtelne zmanipulowanie Asha do pokazania mu na co ma ochotę. Zamruczał cicho przy tak pewnym popychaniu go na materac i rzeczywiście się położył, uwolnionymi od jedzenia dłońmi zupełnie odruchowo sięgając do gryfońskich bioder. - Czytałbym - stwierdził, wpatrując się absurdalnie zauroczony w czekoladowe tęczówki swojego partnera, które raz za razem zakrywały mu tak łagodnie naturalne, bo pozbawione czerni tuszu, rzęsy. - Chociaż mnie bardziej interesuje udomowienie i wytresowanie tygrysa…
Ashley S. A. Phoenix
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : często nosi żeński mundurek, rzadko pokazuje się bez makijażu; piegi; atencjusz