Dosyć osobliwe, bardzo przestronne pomieszczenie znajdujące się niedaleko kuchni. Jest podzielone na pół: lewa strona posiada wyposażenie niezbędne do realizowania pasji kulinarnych i znajdziesz tu wszelakie przybory, sprzęty i niewielką spiżarnię, prawa z kolei służy do wykonywania najróżniejszych zajęć kreatywnych i w zależności od potrzeb może służyć za pracownię malarską, pokój muzyczny czy kameralną scenę dla aktorów.
Autor
Wiadomość
Ruth Callahan
Rok Nauki : I
Wiek : 14
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 138cm
C. szczególne : Kasztanowe włosy, multum piegów, krzywe zęby - sepleni z irlandzkim akcentem
Złość zagorzała w jej trzewiach jasnym płomieniem, kiedy Jenna na nią krzyknęła - szybko się jednak wypaliła, kiedy dziewczynka dostrzegła wyciągniętą w jej stronę różdżkę. Nawet nie pomyślała, żeby sięgnąć po swoją - po pierwsze: nie znosiła jej i była pewna, że ją oparzy; po drugie: co innego wdać się w zwykłą bójkę a co innego miotać zaklęciami! — Tyyy... — tylko tyle zdołała wycedzić, kiedy Jenna machnęła magicznym kijkiem i posłała w kierunku jej twarzy obłok soli. Drobne ziarenka wcisnęły jej się do ust i nosa, kiedy Ruth sapnęła jeszcze z zaskoczenia - ale najgorsze były zdecydowanie oczy. To było gorsze niż piach. Jakby sam ogień jej stanął pod powiekami. Zaczęła kaszleć i gorączkowo przecierać ślepia, co tylko pogarszało sprawę - momentalnie cała się załzawiła, zupełnie bezbronna. Na szczęście między nich ktoś wkroczył - naturalnie, Callahanówna nie zobaczyła nawet kto, a minusowe punkty dla Krukonów jakoś jej bólu nie osłodziły. Pytanie czy wszystko w porządku zignorowała - zbyt oszołomiona i upokorzona. — Czy Ty jesteś normalna?! — rozkaszlała się, wzdrygając dodatkowo, gdy zęby zazgrzytały na kryształkach soli. — Nie uderzyłabym Cię debilko, bo nie mogę! — sarknęła, dalej roniąc wielkie łzy, starając się pozbyć słonych drobinek z twarzy. Cała trzęsła się z emocji - nie zrobiła NIC, a oberwała zaklęciem prosto w twarz! A ona obiecała psorowi Williamsowi przeprosić tę furiacką mimozę! Teraz wiedziała, że choćby ją kołem łamali, to w życiu tego nie zrobi. — Nie pozwolę tracić Gryfonom więcej punktów przez Ciebie — wycedziła jeszcze, rozkasłując się po raz kolejny.
Początek zajęć przebiegł zupełnie bezproblemowo; Oberon przechadzał się po sali pomiędzy kiszącymi zaciekle uczniami, przyglądał się ich poczynaniom, raz na jakiś czas rzucał jakąś radę albo uprzejmą uwagę - kilku uczestników warsztatów nawet zaimponowało mu interesującymi ciekawostkami na temat ogórków. Było miło i przyjemnie. Do czasu. Nagle usłyszał zamieszanie w drugim kącie sali, a gdy popędził w te pędy w tamtą stronę, aż prawie po drodze plątając się we własne szaty, jego oczom ukazały się sceny iście dantejskie a mianowicie: zuchwały atak bojowej jednastolatki na drugą, równie bojową jedenastolatkę, w dodatku z solą w roli głównej. I najwyraźniej interweniująca już sprawnie prefektka. - Dziękuję, Irvette - zwrócił się do niej uprzejmie, wdzięczny za trzymanie ręki na pulsie znacznie sprawniej niż on i obrzucił wzrokiem wszystkich biorących udział w tym skandalicznym zdarzeniu, by zarejestrować ewentualne ofiary - wyglądało na to, że była tylko jedna, mizerna Gryfonka usiłująca wykaszleć sobie płuca. Pierwsze co zrobił, to oczyścił jej zaklęciem twarz z resztek soli. - Lepiej? Jakby bolało albo piekło, to pójdziemy do Skrzydła Szpitalnego i pani Whitehorn coś poradzi - powiedział i westchnął ciężko, bardzo ROZCZAROWANY postawą obu dziewczynek. Nie miał pojęcia, jaka była przyczyna tego konfliktu, ale obie zachowywały się jakby poszło o coś znacznie gorszego niż ogórka kiszonego. - Po pierwsze, proponuję żebyście obie się uspokoiły bo, moje drogie, jesteśmy w szkole, nie na wojnie, nie ma się co zacietrzewiać. Szkoda nerwów. Szkoda życia - rozpoczął swoją reprymendę filozoficzną refleksją i zwrócił sie najpierw do Krukonki, którą przede wszystkim miał ochotę spytać "Jenna, kurwa, co z tobą?", ale oczywiście to byłoby niepedagogiczne. - Jenna, nie ma żadnego usprawiedliwienia dla przemocy, a zasada oko za oko jest już mocno nieaktualna. Podniesienie na kogoś różdżki jest dla mnie równoznaczne z podniesieniem pięści - i nie mam zamiaru tego tolerować na moich zajęciach. Jedyne okoliczności, w jakich rzucanie zaklęć na kogoś w szkole jest dozwolone, to lekcja obrony przed czarną magią albo klub pojedynków - może powinnaś się do niego zapisać i tam dawać upust emocjom? Ravenclaw traci dzięki tobie sześćdziesiąt punktów, a ty swoje skandaliczne zachowanie przemyślisz na szlabanie. Poinformuję też profesora Voralberga o całym zajściu - powiedział spokojnie, ale z wyraźną dezaprobatą w głosie, po czym przeniósł wzrok na drugą dziewczynkę, która, choć ewidentnie była tutaj poszkodowaną, to również nie popisała się kulturą, a on nie miał zamiaru przymykać oka na jej szpetne słownictwo. I to w tak młodym wieku! Skandal za skandalem po prostu. - Ruth... wyzwiska to też rodzaj przemocy, i też nie usprawiedliwia ich gniew, więc za bardzo nieładne określenie Jenny dostajesz minus dziesięć punktów i napiszesz mi w nagrodę piękny esej o... powiedzmy... powstaniu Elrika Gorliwego. I pamiętaj, obelgi to argumenty tych, którzy nie mają argumentów. - pouczył ją, po czym zamilkł na chwilę, przyglądając się to jednej, to drugiej. - Wierzę, że jesteście inteligentnymi ludźmi i jak emocje opadną, zrozumiecie, że cały ten konflikt najlepiej byłoby rozwiązać spokojną, szczerą rozmową zamiast pielęgnować niesnaski i reagować agresją. Przemyślcie to! - polecił na koniec swojego monologu, nawiązując już nie tylko do afery solnej, ale i do poprzedniego zdarzenia na boisku quidditcha, o którym naturalnie wiedział i które musiało być początkiem wzajemnej niechęci dziewcząt. Nie sądził, by dwie gniewne jedenastolatki miały wziąć sobie jego słowa do serca, ale próbować zawsze warto.
Oddała Ruth w ręce @Oberon Lancaster , któremu uprzejmie skinęła głową na podziękowania. Był to jej obowiązek, ale przecież nie będzie o tym teraz wspominać. Zrobiła, co należało. I tak naprawdę wszystko by się tutaj skończyło, gdyby nie zdecydowany bunt Panny Hastings. Irvette, choć na zewnątrz wyglądała spokojnie, w środku aż się zagotowała ze złości. Pozwoliła jednak najpierw Oberonowi dojść do słowa, nim sama wtrąciła swoje trzy knuty. -Profesor Lancaster ma rację. NIC, ale to absolutnie NIC nie upoważnia żadnej z was do ataku zarówno werbalnego, jak i fizycznego na drugą osobę. Jesteśmy w szkole, w której obowiązują nas wszystkich pewne zasady, a jedną z nich jest szacunek do drugiej osoby. - Zgromiła wzrokiem Jennę, bo to głównie do niej kierowała te słowa. -Rozumiem, że po tym co zaszło na lekcji miotlarstwa mogłaś poczuć się zagrożona, ale jednak nie był to żaden atak na Twoją osobę, który wymagałby takiej reakcji. Jeżeli jednak obawiałaś się ponownej konfrontacji mogłaś zwrócić się do mnie czy do Prowadzącego. Na pewno byśmy zareagowali. - Tu spojrzała na prowadzącego, oczekując potwierdzenia swoich słów. Nie dla siebie, ale dla efektu, jaki mogło to wywołać na jedenastolatce. W ostateczności mogłaś podnieść różdżkę by wystosować zaklęcie ochronne, które po prostu by Cię od Panny Callahan oddzieliło. Od tego mamy zaklęcia defensywne, by bronić siebie, nie raniąc przy okazji innych. Jeżeli jeszcze nie mieliście tego na zajęciach, możesz zwrócić się do któregoś ze starszych kolegów, którzy na pewno chętnie nauczą Cię kilku podstaw. - Cały czas mówiła spokojnie, acz stanowczo. Nie chciała wykorzystywać strachu, by wzbudzić respekt. Wolała opierać się na słowach i regułach. -Ostatnia rzecz, bez względu na to, jak bardzo nie zgadzasz się z moim postępowaniem, jestem Prefektem i należy mi się szacunek. Następnym razem proszę Cię o bardziej przemyślany dobór słów, a jeżeli naprawdę uważasz, że niesprawiedliwie Cię potraktowałam, masz prawo zgłosić to do odpowiednich opiekunów, którzy rozsądzą tę sprawę. - Dla Jenny nie miała już więcej słów, choć chętnie po prostu by ją potraktowała czymś mocniejszym, bo krew w żyłach Irvette wrzała wręcz ze złości, ale nie mogła pozwolić sobie na uzewnętrznienie tego. Poprawiła jedynie swoje Rude loki, by następnie zwrócić się do Ruth, która też najwyraźniej nie potrafiła zachować się jak na ucznia Hogwartu przystało. -Panno Callahan, tak jak powiedział Pan Profesor, wyzwiska to też forma przemocy skierowana w drugą osobę, która nie powinna mieć miejsca i o ile doceniam to, że nie miałaś zamiaru uderzyć koleżanki, tak argument, że "nie mogłaś", nie jest tym, który powinien tutaj wystąpić. - Upomniała ją, bo nie uważała, by był to odpowiedni argument do zaniechania przemocy. -Dziewczyny, rozumiem, że to co zaszło między wami na lekcji miotlarstwa sprawiło, że czujecie względem siebie pewną gorycz, ale muszę wam przypomnieć, że spędzicie razem w tej szkole przynajmniej następne siedem lat i dla waszego dobra lepiej będzie, gdy znajdziecie jakiś sposób, by się ze sobą dogadać. Sposób, który nie będzie bezpośrednim atakiem na drugą osobę i uwierzcie mi, że ani ja, ani Profesor Lancaster, nie chcemy tu działać na Waszą niekorzyść. - Podsumowała, zwracając się już do obydwu pierwszoklasistek. Nie spodziewała się, że pierwszy miesiąc zajęć przyniesie jej tyle wrażeń.
— O Merlinie — jęknęła, kiedy tragedia tylko się powiększyła — Ooo Merlinie, trasnmutowałabym Ci ubranie w coś... cokolwiek, ale nie umiem — pisnęła z zawstydzeniem, jeszcze szybciej zbierając szkło i rozlany płyn. Co było w tych ogórkach, że wypalało jej dziury w ubraniu?! — Ale hej, nie wygląda to aż tak źle, można to nawet wziąć za jakiś, eee, najnowszy krzyk mody... — starała się udawać, że przez jedną z dziur w jej spodniach nie widzi skrawka bielizny; liczyła, że dziewczyna też tego nie zauważy i dzięki temu nie będzie się aż tak przejmować. Normalnie może byłaby i wdzięczna losowi, że sytuacja odciągnęła ją od zalanej sokiem Puchonki, prześwitującej jej bielizny i kłamstw, że wszystko wygląda lepiej, niż jej się wydaje, gdyby tą sytuacją nie była Ruth Callahan. Właściwie przez moment nie bardzo wiedziała co się dzieje – była wszak pochłonięta sprzątaniem, a kucając na podłodze, nie widziała nic poza Cassandrą i stolikiem. Poderwała się do góry i jej oczom ukazał się wspaniały obrazek – dwie nacietrzewione dziewczynki, w tym zapłakana Rutka, Irvette prawiąca im morały i profesor Lancaster, ratujący całą sytuację. Wepchnęła różdżkę za pasek spodni i przemaszerowała przez salę, zatrzymując się obok małej Callahan. Zaskoczyło ją, że napastniczką okazała się być dziewczynka od kłaposkrzeczek. — Panie profesorze, ja się nią zajmę — zapewniła nauczyciela i objęła dziewczynkę ramieniem. — Chodź, dokończysz ze mną i Cassandrą wkładanie ogórków do słoików. Znalazłam świetny chrzan i czosnek, dam Ci trochę. Irvette, nie sądzisz, że profesor wszystko już wyjaśnił? — uśmiechnęła się nieco pobłażliwie do dziewczyny, która odpaliła się jak katarynka. Oczywiście nie kwestionowała tego, że zrobiła dobrze, reagując tak szybko, nie potrafiła jednak znieść jej bezsensownego biadolenia. — Tylko nie zwracaj uwagi na jej spodnie — szepnęła do małej zanim jeszcze zaprowadziła ją do swojego stanowiska.
Zużył wszystko, co przyniósł, a nawet więcej, więc nie miał potrzeby wracać do spiżarni. Patrzył tylko jak Jenn tam idzie, zauważył też Ruth i natychmiast zrobił się czujny. Niby w międzyczasie nic się nie wydarzyło, ale mogło, a wyrobił sobie o Gryfonce opinie furiatki, więc w każdej chwili mogło się coś stać. Tylko na moment stracił czujność, bo chciał przestawić swój słoik głębiej, żeby na pewno nie spadł. Usłyszał za sobą hałas, odwrócił się i zobaczył, że Rutka poślizgnęła się na ogórku i wylądowała na podłodze. Dobrze jej tak, pomyślał. Ale chwile potem zerwała się z ziemi i ruszyła w stronę jego kuzynki. Minęło kilka sekund, zanim zrozumiał, co się dzieje. Skierował się w stronę miejsca akcji, żeby stanąć pomiędzy nimi i zasłonić Jennę, ale nie zdążył, bo jego poważna i wyważona kuzynka była szybsza. Rzuciła zaklęcie i nagle w stronę Ruth poleciała chmura soli. Stanął na moment jak wryty. Wyglądało na to, że nie będzie potrzebny. Strasznie mu to zaimponowało. Kiedy minęło zaskoczenie, wznowił trasę, ale tym razem postanowił stanąć obok Jenn, nie przed nią. Zwłaszcza że Prefektka już zdążyła wkroczyć do akcji, a zaraz po niej sam pan Lancaster. Krukon stanął obok, lekko z tyłu. Jego postawa wyrażała, że jest całkowicie po stronie kuzynki. Kiedy oboje starsi się wypowiedzieli, postanowił dodać coś od siebie. Ale dużo bardziej opanowanym i grzecznym tonem, niż Jenn. - Bardzo przepraszam, panie profesorze, ale moim zdaniem Jenna miała prawo tak zareagować. Poprzednim razem nauczycielka nie zdążyła zareagować, tym razem też by tak było. A Ruth uderzyła Jenn poprzednio bez żadnego ostrzeżenia i to z głupszego powodu. Sam przed chwilą byłem pewny, że stanie się to samo. Na lekcjach samoobrony nasz instruktor mówił, że jeśli czujemy się naprawdę zagrożeni i wiemy, że nie uda nam się uniknąć ciosu, możemy zaatakować pierwsi. Jenna nie umie się bić, a Ruth tak.
- Co za fantastyczna kadra prefektcka! Drogie panie, wykonujecie swoje obowiązki rzetelniej ode mnie - skwitował z wielką aprobatą, posyłając promienny uśmiech @Hope U. Griffin, która natychmiast zajęła się swoją młodszą koleżanką i odseparowała ją od przeciwniczki. Myślał - łudził się - że sytuacja została względnie opanowana, że teraz wystarczy jeszcze podkablować Alexowi, że jego podopieczni zachowują się jak dzika zwierzyna i będzie miał to z głowy, w tym momencie jednak postanowił odezwać się @Christian Hastings. Po uśmiechu Obiego nie został ślad, a kiedy przemówił, jego głos był ZIMNY i GROŹNY jakby przemawiał przez niego drań pokroju Pattona Craine'a. Co tu dużo mówić, trochę chuj go strzelił. - Panie Hastings, bardzo proszę spisać wszystkie swoje przemyślenia na ten temat i wysłać mi pocztą na adres Nie-Interesuje-Mnie-Ta-Opinia. Z góry dziękuję. I radzę już się nie odzywać, chyba że w ramach solidarności i pan ma ochotę stracić nieco punktów - odparł nieprzyjemnie, trochę zwyczajnie zirytowany bezczelnością chłopca, a trochę zmartwiony faktem, że oto ma przed sobą kolejną osobę, która nie zrozumiała nic z tego co powiedział. - Jeszcze raz powtarzam, bo widzę że nic nie dotarło: nie ma tutaj usprawiedliwienia dla przemocy. Nie ma rankingu głupszych i mądrzejszych powodów, dla których można uderzyć albo rzucić zaklęcie. To nigdy nie jest odpowiednie rozwiązanie. I, na litość merlinią, dzieci, to nie była samoobrona. To był atak! - nie zamierzał robić z Gryfonki agresorki i ponownie rozliczać jej za coś, co zrobiła dwa tygodnie wcześniej na zajęciach quidditcha; rozumiał uprzedzenie Jenny, ale nie mógł ani zrozumieć ani pozwolić na takie zachowanie, jakiego się dopuściła - A najlepszą obroną jest atak to taktyka odpowiednia w quidditchu, nie w życiu. Wyobrażacie sobie, co by było, gdyby każdy na wszystko reagował agresją na wszelki wypadek? Bo ktoś krzywo spojrzał, bo do kogoś chowamy urazę... Chcielibyście żyć w takim świecie? - dodał, parafrazując po raz kolejny to samo i zastanawiając się, czy jest jakakolwiek szansa, by przemówić im do rozsądku. Próbował. W razie czego weźmie oboje za szmaty i wrzuci Alexowi do gabinetu. Jak sobie tak Kruczki wychował, to teraz niech sobie radzi.
No naprawdę już chciała zakończyć to wszystko i uznać sytację za rozwiązaną. NAPRAWDĘ CHCIAŁA. Niestety widać gówniarze musiały się napyskować. Naprawdę ciężko było jej zachować zimną krew, gdy nie dość, że jakiś dzieciak uznał, że musi dodać swoje niezadowolenie do kompletu, to jeszcze Hope uznała, że jest to najlepszy moment na moralizowanie jej. -A czy Ty nie uważasz, że nie jest to najlepszy moment na tego typu komentarze? - Wysyczała tak, by tylko gryfonka (@Hope U. Griffin) mogła ją usłyszeć. -Jeśli nosisz plakietkę, to chociaż udawaj, że na nią zasługujesz. - Wszystko zostało poza zasięgiem każdego, kto nie był inną ryżą prefektką. Irvette była wściekła, bo o ile nie darzyła Hope sympatią, tak uważała, że powinny w takich sytuacjach stanowić jeden front ze względu na to, jakie funkcje pełnią, a nie podważać swoje kompetencje przy dzieciach, które upominają i przy nauczycielu. Rzuciła jeszcze Griffin pełne pogardy spojrzenie, po czym wróciła do swoich ogórków, bo naprawdę miała już dosyć tych pustych i bezsensownych dyskusji.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
- Na miotlarstwie jakoś mogłaś - powiedziała Jenna do Ruth, kompletnie niewzruszona jej łzami. Ba. Czuła jakąś satysfakcję. Przypominał jej się ból złamanego nosa, a widok Gryfonki cierpiącej prawdopodobnie równie mocno, sprowadzał na jej jedenastoletnie serduszko jakieś miłe ciepło. Nie ważne, ile punktów jej odejmą. Było warto. A Ravenclaw nie będzie stratny, odrobi z nawiązką każdy jeden stracony punkt. Krukonkę zaczął ogarniać typowy dla niej spokój, tym bardziej, że stanął za nią Christian, którego wsparcie poczuła. Już chciała się odezwać, kiedy nauczyciel wyskoczył z czymś tak chamskim i tak nieprzystającym do jego pozycji, że Jennę aż zmroziło. Poczuła, jak zalewa ją czysta niechęć i nienawiść. Nagle profesor Brandon wydała jej się całkowicie w porządku i Jenna pomyślała, że powinna jakoś naprawić relację z nauczycielką. - Nie, panie profesorze, to była obrona. Ruth ruszyła w moją stronę, byłam pewna, że mi zrobi krzywdę tak jak ostatnio, a pan był po drugiej stronie sali. Prostowała się dumnie, patrząc nauczycielowi prosto w oczy. Nie był absolutnie nikim ważnym w rozumieniu Krukonki. Był tylko typem od kiszenia ogórków. - Ale skoro nam pan nie wierzy, a Christiana potraktował pan w taki sposób, prosimy o pozwolenie na opuszczenie zajęć. Nie są obowiązkowe, a my nie chcemy tu dłużej być. A na szlabanie oczywiście się stawię. Wiedziała, że sobie grabi, ale miała absolutne poczucie słuszności swych słów i swoich działań. Mogła odbębnić szlaban, punkty nadrobi. Ale tak jak mówiła Julka Brooks, musiala mieć szacunek do samej siebie. Z resztą wierzyła profesorowi Voralbergowi i ufała, że chociaż on jeden potraktuje poważnie jej poczucie zagrożenia i zareaguje na zachowanie nauczyciela względem Christiana. Nie zamierzała dawać nauczycielowi pretekstu do karania jej za trzaśnięcie drzwiami, dlatego spytała o pozwolenie na wyjście. A jakby się nie zgodził... Cóż. Na siłę raczej jej tu nie zatrzyma.
Ruth Callahan
Rok Nauki : I
Wiek : 14
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 138cm
C. szczególne : Kasztanowe włosy, multum piegów, krzywe zęby - sepleni z irlandzkim akcentem
Interwencja @Oberon Lancaster skutecznie zamknęła wyszczekaną mordkę rudowłosej - dosłownie przed chwilą mówiła, że nie pozwoli, żeby Gryfoni stracili więcej punktów przez jej awersję do @Jenna Hastings a właśnie oberwała kolejną minusową dziesiątką. Soli nie miała już na twarzy - ale w nosie, ustach i oczach, jak najbardziej. Zdążyła jednak już trochę ziarenek 'wytrzeć', a większość z nich się rozpuściła paląc piekielnym ogniem w śluzówkę. Identyczny nienawistny płomień płonął w jej piersiach w stosunku do Hastings. Przewrażliwiona idiotka. — Jestem za głośna, za szybko się poruszam, co jeszcze Ci księżniczko nie pasuje? — fuknęła na nią, choć bardziej płaczliwie aniżeli groźnie. Z czerwonymi - prawie jak jej włosy - zalanymi łzami oczami spojrzała się na psora Lancastera, który próbował... zażegnać powstały konflikt. Rutka już jednak wiedziała swoje - dzięki Boydowi i psorowi Williamsowi. Była ponad to - ponad tą wstrętną Hastings. — Przepraszam psorze Lancaster, git zajęcia — mruknęła jeszcze siląc się na niemrawy uśmiech - zwyczajnie kładąc po sobie uszy, nie chcąc, żeby cały Dom potem musiał na nią krzywo patrzeć. Po pierwszym wybryku Gryfoni stanęli za nią murem - nie chciała sprawdzać co będzie jak przewali kolejne kryształy PRZEZ HASTINGS. Z wdzięcznością przyjęła obecność @Hope U. Griffin, która pojawiła się zaraz obok (czy właśnie nie myślała o Gryfonach stojących za nią murem?). Mała Callahanówna od razu poczuła się... dużo lepiej. Choć zapłakana, obsmarkana - i dalej obolała przez sól we wszystkich możliwych w jej wieku otworach. Odchodząc razem z prefektką Gryffindoru, rzuciła jeszcze zdystansowane, choć pełne zainteresowania spojrzenie na @Irvette de Guise - brzmiała jak szef. Chociaż Hope miała rację i mogłaby popracować nad skróceniem wywodów - Rutka połowy nie skumała, ale głównie dlatego, że pociągała nosem i kasłała na przemian. I bardzo dobrze, że ją Griffin odciągnęła na bok i Ruth nie wytężyła słuchu, żeby słuchać szczekania Hastingsów. No czerwonego dywanu im tylko brakowało. Co to ma być? — Dziena Hope — mruknęła, ściskając dłoń starszej Gryfonki - i wskazując na swoje oczy. — Tylko ten, ja chu... KIEPSKO widzę, bol... UWIERA mnie trochę, możesz ten, coś na mnie rzucić? — poprosiła, dalej łzawiąc obficie - i przekierowując zaszklone, nabiegłe krwią ślepia na @Cassandra Walker. — Hejka! — Mimowolnie zerknęła na jej dziurawe spodnie - przed czym przestrzegała ją starsza rudowłosa. — O. Git stylówa — przyznała, ocierając smarki rękawem szaty.
Rozmowa z Jenną była jak fasolką Bertiego Botta o ścianę. On swoje, ona swoje. Pokręcił głową, zrezygnowany i bardzo zawiedziony wciąż bojową postawą Krukonki, do której ewidentnie nic nie docierało; była tak twardo przekonana o swojej racji, o swoim prawie do ataku, że z pewnością potrzeba było więcej niż jednej krótkiej pogadanki w przerwie od kiszenia ogórków. A może trzeba było kogoś innego, kto inną argumentacją i podejściem dotrze do dziewczynki? Cała nadzieja w Alexandrze. Nie był fanem przymusu w żadnej formie, więc absolutnie nie miał zamiaru odmawiać ani jej, ani Christianowi prawa do wyjścia z zajęć. Sam również by ich nigdy z nich nie wyprosił, ale skoro mieli takie życzenie - to proszę bardzo. Docenił nawet fakt, że dziewczynka najpierw poprosiła zamiast po prostu sobie pójść i okazać mu tym samym już kompletny brak szacunku. - Oczywiście! Naturalnie. Irwetko, będziesz tak miła i odprowadzisz państwo Hastings do ich dormitorium? - poprosił stojącą obok @Irvette de Guise, bo nie chciałby przecież żeby puszczonym samopas Krukonom coś stało się po drodze; w czasie trwania zajęć, nawet nieobowiązkowych, byli w końcu pod jego opieką.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
No i po raz kolejny przerwano jej spokojne kiszenie ogóra. Tym razem jednak zapowiadało się na koniec tej całej maskarady, gdy @Oberon Lancaster poprosił ją o wyprowadzenie niesfornych uczniów z zajęć. -Oczywiście. Zapraszam za mną. - Zwróciła się do pierwszaków, po czym puszczając ich przodem opuściła zajęcia, by skierować się ku wieży krukonów. Nie wdawała się z nimi w zbędne dyskusje uważając, że to co miała do powiedzenia już dawno opuściło jej usta i też nie chcąc irytować się bardziej. Odstawiła ich w odpowiednie miejsce, gdzie poprosiła by zostali, a sama zaczęła drogę powrotną na zajęcia. Nie miała zamiaru tracić zajęć tylko dlatego, że kilka dzieciaków usilnie starało się utruć jej i innym życie.
Z radością obserwował wesołe dziatki (tych, którzy przyszli tu z przymusu albo z przypadku – ignorował), dziarsko biegnące do spiżarni po składniki, potrzebne do ukiszenia ogórka. Widział w nich przyszłość narodu, osoby obejmujące za kilka lat najwyższe stanowiska w Ministerstwie Magii, maestrów do spraw kiszonek. Był dumny, że młode pokolenie tak poważnie podchodziło do sztuki, jaką było zaprawianie ogórków do słoika. Podbił do @Irvette de Guise, słysząc jej piękny francuski, plugawiony przekleństwami. – MADAME, negatywne emocje nie wpływają zbyt dobrze na proces kiszenia – rzucił w jej kierunku, płynnym francuskim, puszczając w międzyczasie oczko do Rudej. Przechadzając się po sali, dojrzał @Jewgienij Ilja Krawczyk, widząc w jego działaniu prawdziwą finezję i wrodzony talent. Z zafascynowaniem zerkał jak Krukon wyszedł ze spiżarni z marnej jakości składnikami, ale o Merlinie, jego ogórki były perfekcyjne. Skupienie chłopaka było godne podziwu – jego ruchy były wyrafinowane i dopracowane, w każdym calu niemalże bliskie ideałowi. Łypał na niego ciemnymi koralikami, a kiedy zadał pytanie, Irek był bliski zesrania się z wrażenia. – OD RAZU WIEDZIAŁEM, ŻE JESTEŚ Z POLSKI!! – krzyknął podekscytowany, klaszcząc w drobne dłonie, po czym opisał Krukonowi drogę, jaką przeszedł, aby osiągnąć perfekcję w kiszeniu i móc uznawać się za znawcę w tym temacie. Pokrótce wyjaśnił na czym polega tradycja kiszenia, uwarunkowana tradycją i rodowymi zasadami, jednocześnie chwaląc podejście Polaków do ogórków. – Będą z ciebie ludzie, chłopcze – poklepał go po ramieniu z uśmiechem, idąc na dalszy obchód. - Pan się nie wstydzi swojej klaty, wszystkie niewiasty się za panem obejrzały – skomentował bez krępacji @Hariel Whitelight, który oblał się wodą z ogórków, wyżerającą do cna materiał jego koszuli. Podbił zafrasowany do @Candace Riggs i jednym pstryknięciem palców sprawił, że zaklęcie wspomagające kiszenie życiodajnych ogórów zadziałało. – Teraz wszystko będzie git – stwierdził ucieszony do Gryfonki, próbując udzielić jej wsparcia i dodać otuchy. A potem było już tylko lepiej – pochwalił każdego po kolei za zaangażowanie i jak tylko dostrzegł, iż komuś coś niezbyt szło, pomagał, opowiadał i rozwiewał wszelkie wątpliwości. I wyszedł dosłownie na parę sekund do kuchni, aby pogonić swoich skrzacich towarzyszy do przyniesienia fancy drinków – i wtedy rozpętało się piekło. Gdy wrócił, dostrzegł u @Oberon Lancaster tę przygaszoną, nieco poirytowaną aurę, a także Rudą, odprowadzającą dwójkę uczniów z sali. Zacisnął ręce na piersi, kiwając głową z dezaprobatą. – MOI DRODZY, wasz wspaniały Obi stanął na głowie, żeby zorganizować wam te fascynujące warsztaty. Żyjcie chwilą, róbcie pokój, a nie wojnę i oddychajcie głęboko, kiszonki bardzo szybko przejmują aurę kucharza i gdy tylko się złościcie albo smucicie, wychodzą nieudane – dodał swoje trzy knuty, dzieląc się z gawiedzią największą mądrością życiową. – A teraz dla rozluźnienia mam dla was niespodziankę – wrzasnął podekscytowany, pstrykając palcami i w pomieszczeniu pojawiło się kilka irkowych ziomeczków z tackami pełnymi drineczków. – Częstujcie się śmiało i słuchajcie co Obi ma do powiedzenia – wyszczerzył się szeroko, oddając głos swojemu przyjacielowi.
Oberon uśmiechnął się na mądre słowa Irka i nawet odzyskał rezon, po czym machnął różdżką, a kotara zasłaniająca drugą część obszernej sali opadła, ukazując oczom wszystkim niezbyt imponującą scenę, ustawioną naprzeciw niej widownię składającą się z plastikowych krzeseł oraz przykryty kraciastą ceratą stół jurorski. - Moi kochani! Zapraszam do drugiej części spotkania - mamy jakieś pół godzinki, zanim nasze ogórki się porządnie ukiszą, a przecież nie będziemy siedzieć bezczynnie i się na siebie gapić! Będziemy... występować i się na siebie gapić! Tak! Drugą częścią spotkania będzie jedyny w swoim rodzaju, niesamowity TALENT SHOW, w którym każdy z was zaprezentuje nam, co potrafi robić najlepiej. Albo najgorzej. Albo średnio! To wszystko jedno. Puśćcie wodze fantazji i pokażcie się od jakiej tylko strony chcecie! - zawołał bardzo entuzjastycznie, machając dłonią w stronę sceny - W roli ŻYRI wystąpi oczywiście Irek, ja oraz... - oraz Vinzent, jego nowy asystent, który najwyraźniej postanowił się efektownie spóźnić -...oraz tajemniczy gość specjalny. Upraszam uprzejmie o nie wyśmiewanie nikogo, nie wykazywanie dezaprobaty i generalnie no, proszę klaskać i wiwatować nawet jak wam się nie podoba, bo tu chodzi o to żeby wszystkim było miło i żebyśmy się dobrze bawili. W tamtym kantorku - wskazał na drzwi obok sceny - jest mnóstwo różnych artystycznych, i nie tylko, gadżetów, które mogą się wam przydać. Bardzo serdecznie zapraszam na scenę pierwszego uczestnika!!! - zakrzyknął, zaklaskał głośno kilka razy i siorbnął sobie hojnie kwaśnego drinka, którego podał mu chwilę wcześniej ucznny Irek, po czym zasiadł na miejscu jurora i z uprzejmym wyrazem twarzy przyglądał się występom.
ETAP II TALENT SHOW
Co robimy? C O K O L W I E K. Można tańczyć, śpiewać, popisywać się umiejętnością czarów, mówić wspak, polizać łokieć, co tylko wam przyjdzie do głowy i co potrafi wasza postać. Zakładamy, że po machnięciu różdżką z zaczarowanego składziku wylatuje to co jest wam potrzebne do występu.
Mechanika! Rzucamy k100 które określa to, jak dobrze wam poszło. Naturalnie im więcej punktów, tym lepiej, sami dostosowujecie to do poziomu postaci, bo inaczej będzie wyglądało 80 u profesjonalnego piosenkarza a inaczej u kogoś kto śpiewa sobie pod prysznicem, wiadomo. Do k100 dodajemy punkty z kuferka (max. 30) odpowiadające dziedzinie, którą prezentujecie. Jak nie wiecie, czego użyć, bo robicie jakieś randomowe rzeczy to zawsze używacie DA, chyba że np. robicie triki na miotle, to wtedy GM, albo coś czarujecie, to Zaklęcia itp.
Dodatkowo rzucamy k6 by dowiedzieć się, jaki efekt towarzyszy drinkowi od Irka:
drineczki ofc bez wódeczki:
1 - napój (a może zwykły stres?) nie działa na ciebie najlepiej, jest tak kwaśny że skręca ci żołądek do tego stopnia, że znacząco obniża jakość twojego występu: -27 pkt do k100. Dorzuć k6: > parzysta - wymiotujesz > nieparzysta - omdlewasz
2 - cóż za przypływ kurażu! Drink trochę piecze w przełyku, ale dodaje ci mnóstwo zapału i weny: +29 pkt do k100
3, 4 - czujesz silną potrzebę komplementowania jurorów podczas swojego występu, musisz o każdym powiedzieć coś miłego ze sceny; dorzuć k6. >nieparzysta - jurorzy wyczuwają w twoim głosie nieszczere pochlebstwo, -18 pkt do k100 >parzysta - jurorzy rumienią się z radości i doceniają twoje słowa, +19 pkt do k100
5 - nagle dostajesz olśnienia i dzięki drinkowi uświadamiasz sobie, że jedyny sposób, by zaimponować jurorom, to wpleść w swój występ ogórki kiszone. Robisz to w dowolny sposób! > pierwsza osoba z tą kostką: +31 pkt do k100 > druga osoba: +10 pkt do k100 > każda następna: -10 i o 5 mniej czyli -15,-20 itd ponieważ jurorzy czują, że gdzieś to już widzieli.
6 - czy płynie w tobie krew Celestyny? odkrywasz w sobie pasję do muzyki, a myśli i słowa wyrażasz poprzez śpiew - towarzyszy on twojemu występowi bez względu na to, jaki inny talent prezentujesz! +17 do k100 (koniecznie podlinkuj którą piosenkę Celestyny śpiewasz - za trafienie w naszą ulubioną będzie ekstra bonus:))
Na koniec sumujemy wszystkie punkty i bonusy i oto wasz wynik, proszę go zapisać na górze posta. Jurzorzy mają prawo dodawać ekstra punkty za jakieś wyjątkowo durne, imponujące nam pomysły.
Czas do 25.09 rano i jest to termin definitywny. Potem będzie jeszcze krótki 3 etap z jedną kosteczką do rzucenia
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Muszę przyznać, że o ile sporo lekcji mnie nudziło, zaś zdecydowałem się na udział w kółku z ogromnym sceptycyzmem - to jednak okazało się to naprawdę przednią zabawą. Co prawda zaczęło się nie najlepiej. Hope zabiera mi cały chrzan na co robię oburzoną, pewnie głupią, minę, a Irvette twierdziła, że nie zrozumiała mojej wcześniejszej zaczepki. Nie dziwne, że mi ogórki nie szły kiedy lekko obrażony kisiłem co trzeba obok Irv. Wkrótce jednak zaczęło się robić naprawdę przezabawnie. Mała dziewczynka wywróciła się o ogórka i bardzo zdenerwowała się na rozrzucającą ogórasy po sali Krukonkę. Jednak tego, że wyższa koleżanka dmuchnie w nią zaklęciem, kompletnie się nie spodziewałem. Ze zdumieniem zakrywam dłonią usta, bo właśnie parskam śmiechem. Zaś moja towarzyszka już biegnie pomagać, zadowolona pewnie, że może kogoś przykładnie zganić. Do akcji wkracza również sam Oberon wykładając długi monolog o tym, że nie można się bić. Niesamowicie bawi mnie, że atakująca wcale się z tym nie zgadza rzucając tekstami przez które tylko chichoczę pod nosem. - Racja, nikt nie zagwarantuje naszego bezpieczeństwa. Irvette, obiecujesz mnie chronić przed licznymi zagrożeniami w Hogwarcie? - mówię niepoprawnie do de Guise, wychylając się do niej. Prędko jednak prefektka zaczyna tłumaczyć Jennie to co Oberon, więc tracę odrobinę zainteresowanie, skupiając się na zalewaniu ogórków. Wtedy jednak słyszę komentarz Hope i czujnie podnoszę głowę na taką ripostę Griffin. Obydwie już szeptały coś do siebie i strasznie żałuję, że akurat stałem dalej, więc nie mogłem podsłuchać nic, tylko zobaczyłem jak mierzą się wzrokiem. Z gracją podchodzę za rudowłose prefektki, udaję że szukam chrzanu, szczypiora czy innej pierdoły. - Może byście po lekcjach rozwiązały wasz spór. Będę uczciwym sędzią i z przyjemnością popatrzę. Ale wiecie tak po mugolsku - proponuję im z powagą, zanim nie wracam prędko na swoje miejsce. Irv musi odprowadzić buntowniczych Krukonów, a ja zrobiłem swoje beznadziejne ogórki, więc nudzę się odrobinę rozparty na ławce. Zerkam na siedząc niedaleko zaryczaną małą Gryfonkę i przywołuję różdżką chusteczki do nosa z własnej torby. Wyciągam się w miejscu, by puknąć w ramię rudowłosą Ruth. - Proszę, piękna. Anapneo- mówię pochylony w jej kierunku i rzucam jedno z nielicznych zaklęć w uzdrawianiu, które znam, by mogła chociaż odetchnąć pełną piersią. Uśmiecham się uprzejmie i macham ponownie różdżką, rzucam tym samym niewerbalne Aquamenti, by zwilżyć chusteczkę oraz Exemplar, jedno z nielicznych transmutacyjnych zaklęć, które pamiętałem, bo mogło dodawać wzory na przykład na nudne ubrania. Tym razem na rozwijanej przez Rutkę chusteczce pojawił się cały tabun gryfońskich lwów. Podnoszę okulary by radośnie mrugnąć do dziewczynki i wracam do ławki do której podeszła z powrotem Irvette. - Zamienimy się ogórami? Twoje wyglądają lepiej - składam jej propozycję nie do odrzucenia już nawet podmieniając nasze słoiki.
Uśmiecham się do Irka, który komplementuje moją gołą klatę i mrugam zalotnie do starego zbereźnika. - Gdybym był skrzatem domowym, z pewnością wiem za kim ja bym się oglądał - mówię mu miłe słówka. Wkrótce następuje kolejny etap kółka i ze zdziwieniem unoszę brwi, kiedy słyszę co robimy podczas oczekiwania na kiszenie. - Och to ja zatańczę! - mówię żwawo i nie przejmując się rozpiętą koszulą czy w zasadzie... niczym, macham różdżką na gramofon, by śpiewać i tańcować. Mój utwór jest naprawdę popisowy. Tylko o ile mój niezbyt odpowiedni dla młodych oczu taniec jest idealny, to do tego radośnie śpiewam, a w tym nie jestem zbyt dobry. Zaś na koniec wyciągam rękę do Oberona i porywam go w ramiona. Robię z nim kilka kroków tanga i obracam wokół własnej osi z takim rozmachem, że aż uderzamy w szafkę i spada na nas bardzo dużo kopru i zdechłego chrzanu. No trochę klops, ale się starałem. - Och, przepraszam tak się zaoferowałem Pana urokiem osobistym, że aż nie zwróciłem uwagi na otoczenie! Jeszcze jak nas gość specjalny na mnie patrzy to już w ogóle straciłem głowę - komplementuję tą dwójkę licząc na to, że to jakoś uratuje sytuację.
Kostki: 14 (k100XD) + 19 (z kostki k6) +10 (kuferek DA) = 43, bo Obi to dziad stary hihi
Vinzent M. Vonnegut
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 180cm
C. szczególne : stara blizna przecinająca lewą brew, nieułożone kręcone ciemnobrązowe włosy
Oczywiście, że musiałeś się spóźnić, pomyślał Vinzent, skręcając w kolejny korytarz zlokalizowany w podziemiach Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Na swoje usprawiedliwienie mógł powiedzieć tylko i aż tyle, że ponownie padł ofiarą żałosnych zagrywek ze strony obrazów, które strzegły skrótów rozrzuconych po całym zamku. Chcesz się dostać do sali Koła Realizacji Twórczych? Tak, oczywiście, że znamy drogę! Wierutne kłamstwa. Przejście za jednym z dzieł sztuki poprowadziło go na piąte lub szóste piętro zamiast na dolne poziomy. Był wściekły, jednak nie miał zamiaru pozwolić, aby to kompletnie wykluczyło go z uczestnictwa w warsztatach organizowanych przez profesora Lancastera. Wprawdzie nie brał w nich udziału jako uczestnik, a asystent, jednak mimo wszystko wolałby nie wylądować na czarnej liście wykładowcy. Takim to sposobem, po długim biegu ku zupełnie innemu rejonowi zamku, udało się dotrzeć pod właściwą salę. Zdawało mu się nawet, że słyszał kroki oddalających się ludzi, więc nawet przeszło mu przez myśl, że spotkanie już się skończyło. Vinzent wziął kilka głębokich oddechów i zerknął na swoje ubranie. Tego dnia zdecydowanie na piedestale postawił elegancję. Czarny golf, szara kamizelka w kratę, dopasowane do niej pod względem koloru i wzoru spodnie oraz ciemne półbuty. Mogło być gorzej. Vonnegut wszedł do środka, dosłownie chwilę po ogłoszeniu Wielkiego i Niesamowitego Talent Show. O tej konkretnej części programu został wcześniej poinformowany, więc odetchnął z ulgą, że wyrobił się, chociaż na ten etap spotkania. Nie chcąc przeszkadzać uczniom przygotowujących się do pokazu, zamknął za sobą cicho drzwi i ruszył w stronę @Oberon Lancaster, omiatając przy okazji salę spojrzeniem, szukając znajomych twarzy. — Profesorze. Panie Irku — przywitał się z prowadzącymi zdecydowanym ruchem ręki, przywołując jednocześnie na twarz przyjazny uśmiech. — Z góry przepraszam za spóźnienie. Nastąpiły pewne... nieprzewidziane trudności, w wyniku których musiałem nadrobić drogi. Liczę, że zdążyłem na najlepszą część? Tylko spokój może cię uratować, powtórzył w myślach, zupełnie nieświadomy tego, że jeszcze parę minut wcześniej w sali rozgrywał się prawdziwy dramat z udziałem pierwszorocznych. Z jednej strony można było to uznać za swego rodzaju plus, ponieważ nie będzie w żaden sposób do nich uprzedzony przy najbliższych zajęciach z nimi, jednak z drugiej... Nie miał też bladego pojęcia, czego może się spodziewać. Niedługo później @Hariel Whitelight, rozpoczął swój występ, więc Vinzentowi nie pozostało nic innego, jak życzyć uczniowi Slytherinu powodzenia i obserwować jego tańcowanie jako członek żiri. W myślach oczywiście skrzętnie notował wszelkie szczegóły, które mogły wpłynąć na jego ocenę końcową.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Kostki: 26 (k100) + 31 (bo pierwsza wpadam na pomysł użycia ogórasa) + 13 (DA kuferek) = 70pkt
Zarumieniła się, gdy uwagę zwrócił jej @Irek. Nie spodziewała się, że skrzat zrozumie ten jej wybuch frustracji i przeprosiła skrzata, który chyba miał rację, bo kiszenie ogórów zdecydowanie Rudej nie szło najlepiej. Czy jednak była to wina jej nastawienia? W to śmiała wątpić. Później na moment zapomniała o warzywach, bo dzieciaki postanowiły podnieść nie tylko jej ciśnienie, a do tego wszystkiego, nagle inni uczestnicy spotkania uznali, że muszą wtrącić w to swoje trzy grosze. -Z tego co pamiętam, doskonale chronisz się sam poza murami zamku, więc jestem pewna, że i w Hogwarcie poradzisz sobie bezbłędnie. - Posłała @Hariel Whitelight uśmiech, choć nie do końca szczery, jawnie nawiązując do ich pobytu w opuszczonych szklarniach, tak całkiem niedawno. Nie miała jednak czasu na dalsze dyskusje, bo musiała użerać się z pierwszakami, i co gorsza z inną rudowłosą prefektką, która działała jej na nerwy bardziej niż ktokolwiek inny. -Spór? Nie widziałam, by ktoś tu się kłócił. - Zwróciła mu jeszcze u wagę, bo o ile z dziką przyjemnością potargałaby kudły tej gryfońskiej szmacie, to w życiu nie miała zamiaru robić z tego widowiska. I to jeszcze mugolskiego. Na szczęście miała czas ochłonąć, gdy odprowadzała dzieciaki do wieży Ravenclaw. Wróciła do sali po dłuższej chwili i to, co tam zastała szczerzą ją zdziwiło. Spojrzała z niedowierzaniem na Harry`ego, z którym dzieliła ławkę, a który znów pierdolił coś o ogórkach. Irv jednak uciszyła go gestem ręki, po czym wskazała na scenę, jaka nagle pojawiła się przed ich oczami. -On żartuje? - Zapytała po cichu, by przypadkiem prowadzący jej nie usłyszał, ale bardzo szybko przekonała się, że to wcale nie był żaden dowcip, a Oberon naprawdę oczekiwał od nich popisu. Z rozbawieniem ale i pełnym szokiem oglądała taniec Hariela, który postanowił wziąć w borty samego profesora, co ostatecznie zaskutkowało zmarnowaniem kopru i innych ciekawych przypraw. -To zdecydowanie było... Coś. - Wyszczerzyła się do Hariela, po czym postanowiła, że woli mieć ten cyrk za sobą i teraz ona wejdzie na scenę. Nie miała żadnego konkretnego planu, ale jej wzrok padł na kilka surowych ogórków, które pozostały i natychmiast wzięła trzy z nich w dłonie, po czym weszła na scenę. Bez zbędnego pierdolenia, zaczęła po prostu żonglować warzywami, co z początku szło jej naprawdę nieźle, ale po kilkudziesięciu sekundach, gdy dorzuciła sobie kolejne warzywo, wszystko wymknęło jej się spod kontroli, a Irv chcąc złapać uciekającego ogórka spadła ze sceny wprost w ramiona ślizgona, z którym przed chwilą dzieliła ławkę. -Widać, to Ty musisz jednak zapewniać bezpieczeństwo mi. - Zażartowała, wypuszczając z dłoni ogórki, by móc nieco lepiej złapać równowagę i jak Merlin pozwolił, samej już stanąć na ziemi.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Cassandra Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : włosy przeważnie układają się w fale, farbowane na lato na blond, kolczyki w uszach i pomalowane usta, pierścionki na palcach
Powiedzmy sobie szczerze dziurawe spodnie i ostatni krzyk mody — może, ale nie aż takie dziurawe z tyłkiem na wierzchu. - Myślisz? - Powiedziała spokojnie, a także uprzejmie, całkowicie nie wierząc w zapewnienia Hope. Na bank ściemniała. - Ja też nie jestem dobra z transmutacji. - Dodała, jakby chcąc tym zdaniem opanować nieco rozemocjonowaną @Hope U. Griffin, która zaczęła sprzątać. Oczywiście cała ta sytuacja spowodowała, że Cassie miała ochotę zapaść się pod ziemie, a także zaczerwieniła się na twarzy, jednak musiała za wszelką cenę ukisić te ogóry, nawet jeśli miała to zrobić z gołym tyłkiem na wierzchu, a właściwie nie było aż tak tragicznie z widoczną bielizną na wierzchu? Puchonka z początku zastanawiała się, czy nie zjeść tego ogóra z włosów, którego wyjęła — dlatego więc gdybała nad nim, starając się wyciągnąć wszystkie włosy z niego, którymi się otoczył, wpadając w kręcony puch na głowie Cassandry. Za nim jednak udało jej się zrobić porządek z ogórem, przyglądała się ostrej wymianie zdań, kłócących się pierwszaków. Właściwie nie przyglądała się, a słuchała nadal zajęta ogórem. No, aż w końcu go nadgryzła. Wiadomo, nie był dobry, nie zdążył się nawet czarodziejsko zakisić. - Fu, niedobry. - Rzuciła w stronę winowajcy i odłożyła go na miejsce, ponownie zajmując się słoikiem z ogórami. Na szczęście miała bluzę, którą zdjęła i zasłoniła sobie, co tam trzeba, aby nie stać się większym pośmiewiskiem. Musiała ukisić te ogóry, cena nie graliła roli, nawet jeśli miała zaraz się popłakać i obsmarkać. W duchu jednak powtarzała sobie, że da radę, a jakieś dziury w spodniach nie oddalą jej od celu słoika niesamowitych kiszonek. Była bliska płaczu ze wstydu bardziej niż Ruth z bólu, ale zaraz się rozpogodziła, gdy ta dziecinna pochwaliła jej niechcianą stylówe. Chociaż podejrzewała, że gryffonki mogą się z niej nabijać, to uśmiechnęła się do @Ruth Callahan. - Dzięki.- Powiedziała, nadal jednak woląc ukryć te nowo utworzone spodnie na kółku realizacji twórczych. Nie podobał się jej ten drugi etap zajęć, oczywiście nie miała problemów z kiszeniami. No, ale występować przed publicznością? Jej nieśmiałość, wręcz nie pozwalała jej na przełamanie się, no może... Może jakimś cudem. Wiedziała, że na realizacjach twórczych nie tylko się pichci czy składa origami, ale właśnie to występy sprawiały jej największe trudności. Tak bardzo chciała ich uniknąć a tu klops, jeszcze miała takie fajne gacie, które zasłoniła rzecz jasna bluzą. Niektórzy umieli się popisać, ale Walker za nic świecie nie miała zamiaru się popisywać, dlatego niezdarnie za pomocą różdżki, wyciągnęła kilka kartek papieru kolorowego ze składzika i stworzyła motylki, które za pomocą magi sobie latały, tworzyły wokół niej magiczne akrobacje — tak zrobiła motylkowe origami, bo nie miała pojęcia, jak się robi ogórka origaminowego. - Fajna czupryna. - Wypaliła w stronę @Oberon Lancaster bo coś ten drineczek, który wypiła, spowodował, że miała ochotę komplementować jury. Na szczęście jej występ nie trwał długo, więc już nic więcej nie odważyła się powiedzieć, ani wypić. Spaliła buraka i nie mogąc znieść dłużej swoich dziurawych spodni, a także dziwnego talent show, wybiegła z klasy, jak opętana, gnając przed siebie do dormitorium. To zły pomysł, że chodziła na te pozalekcyjne zajęcia. W życiu już tam nie pójdzie, a wszystkich z jury będzie unikać do końca życia, zwłaszcza tego z czarnym buszem na głowie.
| zt
Jewgienij Ilja Krawczyk
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 187 cm
C. szczególne : Obojętny wyraz twarzy, bladość, zimne spojrzenie, piegi, rude włosy i zarost, wschodni akcent.
Szalenie miło mu było, że skrzat docenił jego polski kunszt robienia ogórków kiszonych. Babcia pewnie też byłaby z niego szalenie dumna. W końcu wykazał się tak zacną umiejętnością na obczyźnie! Gdy jednak przyszła kolej na drugą część zajęć, humor mu się pogorszył. Nie miał pojęcia, co mógłby przestawić. Wiadomo, mógł godzinami opowiadać o Polsce, o ogórkach, czy o prawie czarodziejów, ale bez przesady. Ostatecznie postanowił zapoznać wszystkich z poezją śpiewaną. Bo co innego mógłby przedstawić? No chyba jedynie alkoholizm ministerialny. Gdy przyszła jego kolej, wychylił drinka, który jakoś dziwnie na niego zadziałał, ogarnął pianino (no w końcu byli w sali koła realizacji twórczych!), zasiadł przy instrumencie i z nawet sobie niewiadomych przyczyn zaczął grać jedną z piosenek znanej piosenkarki. Z reguły pod wiersze grał coś bardziej stonowanego, ale to chyba ten drink namieszał mu w głowie. W odpowiednim momencie zaczął recytować wiersz o ogórkach, odpowiednio dostosowując go do rytmu granej melodii. Recytował po polsku, oczywiście. Trudno, najwyżej nikt go nie zrozumie.
Pytanie to, w tytule postawione tak śmiało, choćby z największym bólem rozwiązać by należało.
Jeśli ogórek nie śpiewa, i to o żadnej porze, to widać z woli nieba prawdopodobnie nie może.
Lecz jeśli pragnie? Gorąco ! Jak dotąd nikt, Jak skowronek. Jeżeli w słoju nocą łzy przelawa zielone?
Mijają lata, zimy, raz słoneczko, raz chmurka; a my obojętnie przechodzimy koło niejednego ogórka. Konstanty Ildefons Gałczyński
Musiał oczywiście nieco wyciągnąć niektóre wersy, inne powtarzał do rytmu. Do tego wszystkiego zaczął trochę zaciągać po rosyjsku. Ostatecznie jednak jakoś dobrnął do końca, po czym ustąpił miejsca kolejnej osobie.
Christina Grim
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 152 cm
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Pokaz talentów. To brzmiało przerażająco dla takiego beztalencia jak Kryśka. Bo co niby mogła zaprezentować? Kopanie ludzi po kostkach? Śpiewać i tańczyć nie umiała, a w rysunkach to zatrzymała się na poziomie ludzików-patyczaków. W czarach też była przeciętna. I gdy tak siedziała z miną kota w kuwecie, kombinując nad tym, jak zbłaźnić się w stopniu jedynie niewielkim, coś zaszurało w jej szkolnej torbie, która leżała u jej stóp. Zdumiona zajrzała do jej wnętrza. Przywitała ja niezadowolona mina Tuptusia, który chyba właśnie został wyrwany z drzemki. Nie miałam pojęcia, że ten cwaniak przez cały czas był z nią na warsztatach. Skoro jednak to odkryła, to jednak może uda jej się coś wykombinować... Przyjęła drinka, który po wypiciu natchnął ją jakąś dziwną energią. Na tyle dziwną, że Kryśka zaczęła nucić pod nosem jakąś piosenkę, którą przypadkiem usłyszała kiedyś w radiu. Gdy nadeszła jej kolej weszła na scenę z Tuptusiem pod pachą. Jak mistrzyni improwizacji, na swoim występie przestawiła tresurę jeża. A tak dokładniej, to zademonstrowała, jak Tuptuś aportuje ogórki i robi inne sztuczki. Pod koniec występu mały grubas zaczął nawet pożerać jeden rekwizyt, ale jakoś to na szczęście wyszło. Wiedziała, ze szału nie zrobi, ale z jej wątpliwymi talentami to i tak było coś.
Caesar U. Badcock
Rok Nauki : I
Wiek : 15
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Kilka pieprzyków na lewym policzku, randomowe blizny/obtarcia/zadrapania
Dalej był przejęty tym, jak tamten parszywy koper zaatakował @Oliver F. Fox, więc niemal nie był w stanie zamknąć paszczy, cały czas nadając jak nie na tego potwora, to chociaż opowiadając, jak kiedyś bił się z kolegą w przedszkolu, który zabrał mu kanapkę. Chciał jakoś Puchona rozbawić i odciągnąć jego myśli od ataku, a przy okazji dalej był nabuzowany emocjami - szczere oburzenie, że cokolwiek śmie tknąć jego kumpla, po prostu nie chciało zostawić go w spokoju. - O ja cię, pokaz talentów? - Szepnął do chłopaka zaskoczony, w pierwszej chwili niemal nie rozumiejąc, bo pojęcia nie miał, co takiego mogliby pokazać... wszyscy. Mieli tutaj taki rozstrzał wieku i doświadczenia, że to wydawało się aż komiczne! - Masz jakiś talent? - Dopytał przyjaciela cicho, zgarniają drineczka, który nie miał alkoholu, ale i tak wyglądał całkiem elegancko, więc podbudowywał cezarowe poczucie własnej wartości. W ogóle poczuł się po nim całkiem pewny siebie! - Ej dobra, ja może zrobię jakieś akrobacje! - Zapowiedział Oliverowi, nie mając więcej pomysłów. Najfajniej by było, gdyby wiedział o tej akcji wcześniej, bo wziąłby Romana i pokazał kilka sztuczek... albo gdyby w pomieszczeniu znajdowały się mniej gładkie ściany, bo po wystających kamieniach miałby szansę się wspiąć, a tutaj lipa. I chociaż początkowo chciał czekać i iść jakoś na koniec, kiedy wszystkim znudzi się oglądanie, to po drineczku doszedł do wniosku, że nie ma co tego cierpienia wydłużać. Wyskoczył na środek przy pierwszej okazji, zrobił tragicznie niewidowiskową gwiazdę, kilka trochę koślawych fikołków i salto, ale takie, że ledwo mu wyszło i prawie się wywrócił po powrocie na ziemię. W międzyczasie udało mu się też wcisnąć komplementy dla wszystkich jurorów, by trochę ich może rozproszyć przy oglądaniu tej potwornej porażki. Był całkiem pewny, że @Vinzent M. Vonnegut wygląda wybitnie profesjonalnie jako gość specjalny, że Irek (@Marla O'Donnell) to najcudowniejszy skrzat w Hogwarcie, a profesor @Oberon Lancaster wygrałby pokaz talentów nawet wtedy, gdyby po prostu wyszedł na scenę, bez robienia żadnych wygibasów. - Masakra - zaśmiał się już do Olivera, to do niego wracając, gdy upewnił się, że jego występ można uznać za zaliczony, a jurorzy pozytywnie odebrali te wszystkie kiczowate tekściki, którymi radośnie rzucał. W rzeczywistości, wstyd przeszedł mu dość szybko, bo bycie w centrum uwagi - nawet tak nietypowe - raczej mu się podobało.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Talent Show... Tego zdecydowanie się nie spodziewała chociaż nazwa koła wyraźnie wskazywała na 'Realizacje Twórcze'. Przez chwilę zastanawiała się, co dokładnie mogłaby zaprezentować w ramach swojego talentu i czy robienie jednoosobowego koncertu było na pewno w porządku biorąc pod uwagę fakt, że zajmowała się tym zawodowo. Jednak naprawdę nic innego nie przychodziło jej do głowy w tym momencie, a jej myśli cały czas robiły wycieczki do utworów, które mogłaby wykonać. Oraz do choreografii, które im towarzyszyły. Drink, którym została uraczona z pewnością nie był alkoholowy. Chociażby dlatego, że znajdowali się na terenie szkoły, ale Kanoe miała takie przeświadczenie, że znajdowało się w nim coś innego. Jakiś magiczny składnik, który sprawiał, że nie mogła się oprzeć potrzebie prawienia komplementów jakże szanownemu składowi jury, który składał się wyłącznie z przedstawicieli płci męskiej. Tyle dobrego, że zarówno wypity wcześniej napój jak i doświadczenie sceniczne pozwoliły jej na przywołanie czarującego uśmiechu, który wygiął jej wargi w szeroki łuk. - To zaszczyt stanąć przed tak wybitnym jury. Profesorze Lancaster, jest pan dokładnie takim opiekunem jakiego potrzebowało to koło. Panie Irku, naprawdę podziwiam pańską wiedzę odnośnie kiszenia ogórków, a co do naszego gościa specjalnego... Ma pan naprawdę cudowny uśmiech - czy na pewno takie komplementy były na miejscu? Czy powinna to mówić? Właściwie nie wiedziała skąd jej się to wzięło. I oby tylko nie zostało odebrane w jakiś dziwny sposób. Po prostu nie potrafiła prawić komplementów. A szczególnie nie mężczyznom... Przywołała ze składzika sprzęt potrzebny jej do zapuszczenia instrumentalnej wersji jednego z utworów Witches' Generation, który dominował listy przebojów, gdy ona była w pierwszej klasie Mahoukotoro, a biorąc pod uwagę jej obsesję na punkcie tego zespołu (i boskiej Yojeong, która była jej ulubioną wokalistką) to miała naprawdę sporo czasu na nauczenie się całej choreografii. Co prawda, gdyby przyjęli ją do girlsbandu to raczej nie zostałaby obsadzona w roli głównej tancerki, ale z pewnością nie szło jej to tragicznie, a kwaśny drink dodał jej wystarczającej odwagi, aby być w stanie wykonać podobny układ, który w najlepszym wypadku odtańczyłaby jedynie za zamkniętymi drzwiami swojego pokoju bez żadnych świadków. Tyle dobrego, że nie miała na sobie tak krótkich szortów jak dziewczyny z zespołu. Zdecydowanie o wiele bardziej przykładała się do strony wokalnej występu chociaż nie był to utwór, który pozwalał jej na pokazanie pełnej skali jej głosu poza kilkoma ścisłymi fragmentami, gdzie mogła się faktycznie popisać. Z ust oczywiście nie schodził jej uśmiech, gdy robiła kolejne wykroki, wymachy ramion i śmiałe ruchy biodrami, starając się zachować stały kontakt wzrokowy z jury. Miała jedynie nadzieję, że ten jakże spontaniczny występ bez większego przygotowania będzie w stanie zadowolić szkolną publiczność. Tym bardziej, że od dawna nie miała okazji do tego, by przećwiczyć układ, który być może wyszedł jej zbyt mechanicznie. No, ale tak to już było z takimi improwizowanymi koncertami.
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Wcale się nie dziwię, że uważasz mielenie ozorem za swój obowiązek, wyraźnie sprawia Ci to niezwykłą przyjemność, ruda zołzo. Przymrużyła oczy, kiedy Irvette ośmieliła się cokolwiek do niej powiedzieć, ale nic nie odpowiedziała, uznawszy, że jest ponad to. Miała zresztą zasmarkaną Gryfonkę do ogarnięcia. — Z przyjemnością? Nie wątpię — uśmiechnęła się do Whitelighta, co zdecydowanie kontrastowało z miną, którą mogła oglądać Irvette i odeszła od tej dwójki, zanim ktokolwiek powiedział coś jeszcze. Zresztą prefektka Ślizgonów i tak została wysłana z Krukonami; jak dla niej to mogła już nie wracać. — Nie masz lekko, dziewczyno — powiedziała do Rutki, schylając się, aby obejrzeć zapłakaną twarz. Wyglądała tragicznie, jak siedem nieszczęść... właściwie tak źle, że Hope nie była pewna co zrobić. Z ociąganiem dobyła różdżki, rozważając aquamenti prosto w twarz, kiedy z pomocą pospieszyła im ostatnia osoba, którą by o to podejrzewała. Odwróciła się w stronę Ślizgona z zaskoczeniem i wyprostowała się, po prostu pozwalając mu działać. Uśmiechnęła się pod nosem, widząc zdobiące chusteczkę lwy – uroczy akcent, który nie był przecież po nic potrzebny. Złapała jego spojrzenie i wypowiedziała bezgłośne „dziękuję”, bo nie chciała zawstydzić Rutki wypowiedzianym głośno słowem. Wzięła drinka od Irka i spojrzała na Cassandrę, która od dłuższej chwili była dziwnie cicha, a kiedy profesor Lancaster ogłosił konkurs talentów, wyglądała na zadowoloną. Ona sama też nie bardzo się cieszyła, nie lubiła być w centrum uwagi. Gorączkowo myślała co takie beztalencie jak ona może w ogóle pokazać, skoro nie dano im nawet czasu na przygotowanie. Harry oczywiście zaczął pierwszy i naprawdę trudno było jej nie wybuchnąć śmiechem. Na Irvette nie zwróciła większej uwagi, za to Cassandra... — Cassie! — zawołała za dziewczyną, kiedy ta wybiegła z sali. Wyraźnie było to dla niej już za dużo. W pierwszym odruchu miała ochotę pognać za nią, ale podjęła się opieki nad Rutką, no i chciała dokończyć te ogórki... a na domiar złego nie mogła uciec przed występem, bo wyglądałaby, jakby stchórzyła. Nie zamierzała dać Irvette tej satysfakcji. Została więc, a nawet więcej – po nieporadnym, choć uroczym występie Czarka wyszła na środek sali z różdżką w ręku. Czuła, że drink, nawet jeśli bezalkoholowy, dodał jej odwagi. — Cantus musica — rzuciła zaklęcie, a w sali rozbrzmiały dźwięki gitary, bo sama niestety nie potrafiła grać, a ani myślała śpiewać a cappella. Wybrała walijską pieśń, której dawno temu uczyła się na chórze, jeszcze będąc w mugolskiej szkole. Była pewna, że pomyli się w tekście, ale podejrzewała, że większość tutaj i tak nie zna języka, więc działało to na jej plus. Zaczęła niepewnie, z delikatną chrypką, ale im dalej w las, tym śmielej, głośniej i po prostu lepiej jej to wychodziło. Kiedy skończyła, delikatnie zarumieniona skłoniła się lekko ku jurorom i wróciła na swoje miejsce z bijącym jak młot sercem. Nie śpiewała przed nikim od lat i nie zamierzała zmieniać tego stanu rzeczy, zwłaszcza na zajęciach z kiszenia ogórków, ale... przypomniała sobie właśnie, że było to całkiem przyjemne uczucie.
Nieco tu chaotycznie, pomyślał, idąc krok w krok za Irkiem oraz Oberonem, starając się za wszelką cenę ignorować ogólny rozgardiasz panujący w sali. Zamiast tego robił co mógł, aby poświęcić swoją pełną uwagę występom poszczególnych uczniów. Czuł się nieco nie na miejscu, jednak szybko zrzucił to na karb tego, że za bardzo się spóźnił i wszedł do klasy w momencie, gdy studenci dostali nieco więcej swobody. Jego wina, mógł nauczyć się w końcu, aby nie ufać w stu procentach szkolnym obrazom! Z początku wydawało mu się, że taniec Hariela w który został zaangażowany także nauczyciel Historii Magii trudno będzie przebić, jednak dosyć szybko się okazała, że szkolna gawiedź była nad wyraz utalentowana. Niektórzy żonglowali ogórkami, inni przygotowywali magiczne origami w kształcie motylków, a niektórym udało się nawet zaangażować w swoje przedstawienie zwierzątka! Musiał przyznać, że występ @Christina Grim podbił jego serce z uwagi na sprytne wykorzystanie jeżyka oraz obiektu, który stanowił oś dzisiejszego spotkania Koła Realizacji Twórczych. Gdy dziewczyna zeszła ze sceny razem ze swoim ulubieńcem, Vinzent zaklaskał nawet cicho, nie mogąc spuścić oczu z uroczego stworzonka. Niedługo później uwagę jurorów przykuł @Caesar U. Badcock, a Vonnegut aż odwrócił wzrok, gdy ujrzał finał popisowych akrobacji chłopaka. Gdyby nie spora dawka szczęścia i złapanie jako takiej równowagi Gryfon mógł sobie zrobić poważną krzywdę! Mimo wszystko zdecydował się zanotować w głowie, aby pamiętać o tej sytuacji przy wystawianiu ostatecznych not. Wychodził z założenia, że za brawurę do pewnego stopnia należało doceniać. Przy odpowiednim środowisku i warunkach można było przekuć tę energię w coś naprawdę pożytecznego, więc może pochwała ze strony jury dałaby mu przysłowiowego kopa na początek roku szkolnego? — Dziękuję — odpowiedział @Yuuko Kanoe, niemalże automatycznie. — Ty, to znaczy Pani, również. Życzymy udanego występu! Na pewno świetnie Pani wypadnie! Zaczerwienił się lekko, przez to, że z rozpędu nie wiedział, jak właściwie powinien adresować uczennicę. W gruncie rzeczy, gdyby sam poszedł na studia nieco później, to z powodzeniem mógłby nazywać część najstarszych uczniów Hogwartu swoimi kumplami, gdyby tylko się tutaj uczył za czasów studenckich. Vinzent cofnął się nieco, omiatając wzrokiem salę, co by upewnić się, że nikt nie robi sobie żadnych żartów, w trakcie, gdy organizatorzy spotkania koła nie patrzą, po czym przystąpił do obserwacji występu Yuuko. Co tu dużo mówić, Puchonka zdecydowanie skradła w jego mniemaniu show. Wprawdzie rodzaj jej talentu raczej nie uchodził za niewiarygodnie rzadko spotykany, jednak nadrabiała techniką i zaangażowaniem. Nie wspominając o komplementach jakimi obsypała całą komisję. Poza tym trudno było nie zwrócić uwagi na to, że dziewczyna po prostu wiedziała co robi. Wybór pomiędzy aportującym ogórki zwierzakiem, a odwzorowaniem układu z teledysku będzie niesamowicie trudny. — Myślę, że mamy kandydatkę na pierwsze miejsce — skomentował cicho, nachylając się w stronę @Oberon Lancaster i @Irek. — Aczkolwiek uczennica z królikiem również wykazała się sporą inwencją twórczą. Oczywiście, nie wszyscy jeszcze dostali szansę, aby zaprezentować swoje umiejętności, więc nie można było wykluczać, że osobiste podium Vinzenta nie ulegnie zmianie, jednak póki szala zwycięstwa wahała się u niego pomiędzy Gryfonką, a Puchonką z lekką przewagą na korzyść tej drugiej. Czyżby czekały ich trudne obrady? Dosyć szybko okazało się, że wynik nie jest w gruncie rzeczy jeszcze przesądzony. Występ @Hope U. Griffin również spotkał się z oklaskami ze strony Vinzenta. Gdy dziewczyna zeszła ze sceny, poczuł się mocno skonfundowany. I gdzie teraz powinien umieścić ją w rankingu?! Jedno trzeba było przyznać, Hogwart pełen był utalentowanych ludzi.
Rozsiadł się wygodnie, oczekując na występ pierwszego śmiałka i chrupiąc sobie przy okazji jeszcze jednego zielonego ogórka wyciągniętego w międzyczasie ze spiżarni, więc obecność spóźnionego @Vinzent M. Vonnegut zarejestrował dopiero, gdy ten pojawił się przy ich eleganckim stole jury i zaczął przepraszać, że zjawił się dopiero w trakcie zajęć, czym oczywiście Oberon zupełnie się nie przejmował. - Vinnie! Cześć, siadaj, nic się nie przejmuj, czas to tylko koncept. O, i powiem ci, bardzo szykownie wyglądasz w tej kamizelce - pochwalił mężczyznę, uśmiechając się uprzejmie do swojego asystenta.
@Hariel Whitelight Talent show rozpoczął się niesamowitym tańcem Harry'ego, który wszelkie ewentualne braki w technice śpiewu i tańca nadrabiał zgrabnością pęcin i pewnością siebie, a także miłymi słowami kierowanymi w stronę żiri; Oberon klaskał rytm śpiewanej przez Ślizgona piosenki, a na koniec z wielką ochotą dał mu się porwać do tanga, zaśmiewając się przy tym wesoło, bardzo uradowany, że sam przez chwilę może być w centrum uwagi - nawet jeśli ich duet ostatecznie wpadł na szafkę, a jemu gałązka kopru wplątała się we włosy, tworząc w nich dość osobliwą ozdobę. - Harry, piękny występ! Jak na ciebie patrzę, mam ochotę założyć jakieś kółko taneczne, powinieneś tam rozwijać ten talent! - oznajmił na koniec, kłaniając mu się w ramach podziękowania za wspólne tango.
@Irvette de Guise Kolejna uczestniczka, poważna prefektka, również zaimponowała mu nie tylko zwinnością i refleksem, ale przede wszystkim pomysłem na występ - uznał wykorzystanie ogórków za bardzo kreatywne, i szczerze mówiąc, spodziewałby się po niej czegoś bardziej zachowawczego jak na przykład śpiewu czy recytacji. Był więc pozytywnie zaskoczony i aż pokiwał głową z uznaniem, rzucając znaczące spojrzenia reszcie jurorów. - Co za innowacja! Co za doskonałe wykorzystanie motywu zajęć! Wow. To było fantastyczne, Irwetko. Bardzo dziękujemy! - ocenił, oklaskując bardzo energicznie Ślizgonkę, która co prawda na koniec spadła ze sceny, ale na szczęście nie na podłogę tylko w ramiona tańczącego wcześniej kolegi.
@Cassandra Walker Na występ Puchonki był szczególnie podekscytowany, w końcu była jedną z jego podopiecznych, a do tego córką spotkanego niedawno w Londynie kolegi ze szkoły - przyglądał się więc dziewczynie z jeszcze większym zainteresowaniem i szerokim uśmiechem. I nie zawiódł się! Origami było bardzo ładne, a wykorzystanie tego talentu w konkursie - oryginalne i zaskakujące; nawet dziwaczny komplement, rzucony w jego stronę chyba po to, by spróbować zyskać jego uznanie, nie zgasił entuzjazmu Obiego i już-już miał wygłaszać swoją pozytywną opinię, gdy Cassie nagle zerwała się do biegu i natychmiast po zakończeniu występu wybiegła z klasy. - Ojej - zmartwił się, zastanawiając się, czy może powinien pobiec za nią i zainteresować się przyczyną tej ucieczki; doszedł jednak do wniosku, że biedne dziewczę najprawdopodobniej zwyczajnie się zestresowało - nie wyglądała na zbyt śmiałą osobę - i zapragnęło odrobiny spokoju i prywatności. Teoretycznie zajęcia nie były obowiązkowe, więc miała prawo z nich wyjść w dowolnym momencie. Postanowił, że da jej ochłonąć i zwróci się do niej po warsztatach, by upewnić się, że wszystko z dziewczyną w porządku, po czym machnięciem ręki zachęcał kolejną osobę do wejścia na scenę.
@Jewgienij Ilja Krawczyk Krukon z polsko-rosyjskimi korzeniami, który posiadał najwyraźniej dużą wiedzę na temat kiszenia ogórków, popisał się talentem wokalnym. Wybrał bardzo ciekawe połączenie wiersza w nieznanym nawet Oberonowi języku oraz skocznej piosenki Celestyny Wareback (ulubionej piosenkarki profesora), co poskutkowało energicznym bujaniem się Lancastera na krześle i machaniem rękami w rytm melodii, a na koniec gorącymi oklaskami. - Cudownie! Pięknie! Nie mam pojęcia, o czym pan recytował, ale powiem szczerze, że lekko się wzruszyłem i doskonale bawiłem. Dziękuję za ten rollercoaster emocji - powiedział, ocierając jedną łezkę, która zakręciła mu się w oku z niewiadomego powodu; widocznie Żenia miał niesamowity talent, trafiający prosto w serca.
@Christina Grim Kolejna niespodzianka, bo na scenie pojawił się kompan w postaci najprawdziwszego jeża! To dopiero heca. Przyglądał się występowi bardzo uradowany, z rozczuleniem wymalowanym na twarzy, gdy sympatyczny zwierzaczek wykonywał sztuczki i tuptał zawzięcie nóżkami, aportując ogórki. - Krysiu, to było przecudne! Uroczy z was duet, jestem pod wrażeniem! Prawda, panowie? - pochwalił dziewczynę i zwrócił się do swoich kompanów, przekonany że i oni docenili jej wysiłek i intelekt małego podopiecznego. Oczywiście zaklaskał również głośno na potwierdzenie swoich słów.
@Caesar U. Badcock Był bardzo ciekawy, co zaprezentuje najmłodsza część młodzieży i tutaj również się nie rozczarował. Młodziutki Gryfon urzekł go niesamowicie swoimi akrobacjami, które może nie należały do najbardziej udanych, ale były wykonywane z zapałem i zaangażowaniem, a to liczyło się dla Oberona najbardziej. Zaklaskał głośno, uśmiechając się wesoło do Gryfona, dodatkowo bardzo zadowolony po usłyszeniu miłych słów na temat swój i całej komisji. Tak, był łasy na komplementy, nie ma co oszukiwać. - Dziękujemy, Czarku! Co za akrobacje, gdybym był z dziesięć lat młodszy, poprosiłbym żebyś mnie nauczył robić takie salto! Myślałeś o karierze cyrkowca? Masz potencjał - stwierdził, oklaskując głośno chłopca i zupełnie przymykając oko na wszystkie niedoskonałości w jego występie.
@Yuuko Kanoe Kolejna Puchonka i kolejna prefektka postanowiła zaprezentować im skomplikowany i bardzo interesujący układ taneczny wraz z profesjonalnym wykonaniem piosenki, co robiło naprawdę spore wrażenie, a oczywiście po usłyszeniu, że jest świetnym opiekunem serce urosło mu tak, że nawet gdyby Yuuko stanęła na scenie bezczynnie, i tak uznałby, że popisała się wybitnym talentem. Jej występ był jednak obiektywnie naprawdę dobry i nie mógł nie przyznać racji Vinzentowi, gdy ten zachwalał dziewczynę konspiracyjnym szeptem. Zrobiła naprawdę solidną konkurencję reszcie! I chyba przy okazji spodobała się panu asystentowi - zupełnie go to nie dziwiło. - To prawda, bardzo zdolne dziewczę - potwierdził i odezwał się głośniej, wyrażając swoją opinię bezpośrednio do Yuuko: - Cudowny głos, wspaniałe ruchy taneczne, moja droga, masz wszystko czego potrzeba. Dziękujemy bardzo za olśniewający występ i oczywiście za bardzo miłe słowa również!
@Hope U. Griffin Kolejny występ również opierał się na muzyce, chociaż w zupełnie innym stylu niż u poprzedzającej ją koleżanki. Kojące dźwięki gitary, łagodna melodia i absolutnie cudowny głos Gryfonki wykonującej coś, co brzmiało jak starodawna pieśń, bardzo mu się spodobały i siedział jak zahipnotyzowany, wsłuchując się w melodię i bujając mimowolnie do rytmu na prawo i lewo, choć zdecydowanie nie tak energicznie jak wcześniej. - Drogi Merlinie, Hope... czy to było po walijsku? Fenomenalnie śpiewasz, dziewczyno! Kto by się spodziewał, że mamy tutaj zadatek na prawdziwą gwiazdę? Dziękujemy, bardzo miło było cię słuchać! - oświadczył, będąc pod ogromnym wrażeniem i klaskał bardzo długo i bardzo intensywnie.
Rzeczywiście wyglądało na to, że będą mieli nie lada zagwozdkę, by wybrać zwycięzcę.
PS JAK KTOŚ CHCE TO MOŻNA JESZCZE PISAĆ ZANIM WPADNIE III ETAP
Był tak podekscytowany tym całym talent show, że ledwo powstrzymywał się od wrzasków radości, gdy @Oberon Lancaster tłumaczył młodzieży co ich czeka. Nie mógł się doczekać tych fenomenalnych występów, bo nie wątpił w to, że wszyscy wykażą się kreatywnością i zachwycą całą resztę. Przywitał się uprzejmie z @Vinzent M. Vonnegut, posyłając mu ciepły uśmiech i wyciągając rękę w jego stronę. – Tak, tak, siadaj, zaraz zaczynamy!! – zbył jego spóźnienie dłonią, kompletnie się tym nie przejmując. Przecież najlepsze było dopiero przed nimi. – BRAWA!!! – krzyknął jeszcze tuż przed wejściem na scenę pierwszego uczestnika, aby dodać mu kurażu. Okazało się jednak, że było to zupełnie zbędne, bo @Hariel Whitelight urodził się po to, żeby tańczyć i zabawiać publiczność. W trakcie jego występu kręcił małymi skrzacimi bioderkami, a kiedy do show dołączył Obi, zagwizdał głośno, niezwykle ucieszony, że uczniowie tak wczuli się w ten etap warsztatów. To, co zrobiła @Irvette de Guise, było naprawdę godne podziwu. Żonglowała ogórkami niczym cyrkowiec z prawdziwego zdarzenia, a kiedy straciła równowagę, był gotów podbiec, aby pomóc tej pięknej niewiaście; na całe szczęście znalazł się na sali dżentelmen, który jej pomógł. – Jestem pod wrażeniem, dawno nie widziałem tak zwinnych rączek – pochwalił szczerze Ślizgonkę. W ostatniej chwili powstrzymał się przed dodaniem, że to bardzo przydatna w życiu umiejętność – po prostu nie wypadało. Oczy aż mu rozbłysły, gdy @Cassandra Walker wyczarowała zjawiskowe motyle, gnające po pomieszczeniu niczym stado hipogryfów. Był ZA CHWY CO NY kreatywnością dziewczyny, a kiedy ta wybiegła jak oparzona z sali, szturchnął Obiego. – Trzeba koniecznie jej wysłać sową ze dwa słoiki ogórków – zaproponował, bo przecież nie można było zignorować jej dotychczasowej pracy. Miał wielkie oczekiwania wobec @Jewgienij Ilja Krawczyk, który ogórki kisił niczym zawodowiec. Słysząc, że chłopak zaczyna grać jeden z hitów Celestyny, omal nie zemdlał z wrażenia. – Czarodziej wielu talentów, naprawdę – powiedział w kierunku żiri (na tyle głośno, że Krukon musiał go usłyszeć), niemalże czując łzy wzruszenia napływające do oczu. Co prawda nie rozumiał tekstu, ale domyślał się, że to na pewno jakieś wzniosłe słowa, bo nie spodziewał się po tym rudym ancymonie niczego durnego. Również i @Christina Grim postawiła na piosenkę Celestyny, ale zamiast tylko nucić, dodała do tego aranżację taneczną i to jeszcze z jeżem. J E Ż E M!!! Jeżem, który aportuje ogórki. Prawie podskakiwał na krześle ze szczęścia, bo jak się okazało – dzisiejsza młodzież naprawdę była wspaniała i aż żałował, że zaprzestał kariery nauczyciela, gdyż chętnie miałby z nimi więcej do czynienia. – Dbaj o tego malucha, jest wspaniały! Tak jak i ty, kochaniutka – powiedział do Gryfonki, zafascynowany jej empatią i ręką do zwierząt. No i gustem muzycznym, oczywiście. Gdy na scenie pojawił się wyrośnięty pierwszak @Caesar U. Badcock, uśmiechnął się jeszcze szerzej – w ramach zachęty do zademonstrowania swojego talentu. I w istocie, okazał się najlepszym akrobatą, jaki chodził po tym łez padole. Pokazał doprawdy nieprzeciętne figury i w duchu zazdrościł mu tej zwinności i gibkości, bo tak imponujących fikołków to w życiu na oczy nie widział. – Cóż za wyborny pokaz!!! – huknął ucieszony, wystawiając kciuki do Gryfona. @Yuuko Kanoe zaczęła swój popis od komplementów, na który Irek aż się zaczerwienił. Oczywiście wiedział, że jest mistrzem w kiszeniu ogórków, ale usłyszenie tego od tej cudownej Puchonki sprawiło, iż prawie spuchł z dumy. Dziewczyna zaprezentowała bardzo odważny i ponętny układ taneczny, a głos miała niczym słowik. Z pewnością w czasie jej występu na świecie zniknął problem głodu i bezdomności – była jak plaster, przyklejony na ranę. – Mam nadzieję, że załapię się na autograf, gdy zostaniesz okrzyknięta drugą Celestyną – rozpromienił się, komplementując Yuuko. A potem na scenę wyszła @Hope U. Griffin. Przez chwilę spodziewał się jakiegoś ognistego motywu (wcale nie dlatego, że była ruda), ale dziewczyna konkretnie dojebała do pieca, przyprawiając go o prawdziwe dreszcze wzruszenia. Była absolutnie wspaniała, na co wskazywał fakt, iż musiał wyjąć z kieszeni chusteczkę, żeby nie zasmarkać sobie swojego najlepszego garnituru w ogórki. – Jesteś prawdziwym aniołem – skwitował jej występ, dyskretnie ocierając łzy. - Panowie, jak mam być szczery to nie mam ZIELONEGO pojęcia kto powinien zwyciężyć. Macie w Hogwarcie plejadę gwiazd i talenty, o których się nawet samemu Merlinowi nie śniło – wyraził swoją opinię, łypiąc na Oberona i Vinzenta.
Łeb na ławce, łzy w oczach, obraz nędzy i rozpaczy, tym właśnie była. Nie mogła pogodzić się z porażką, tym, że nie zaimponuje wielkiemu Irkowi na zajęciach z Oberonem, nie pokaże swych magicznych umiejętności, dłoni zdolnych do wielkich rzeczy, umiejętności wsadzania czosnku, ogórków i chrzanu do słoja. Załamanie nerwowe przechodziła, gdy w oddali usłyszała cudowny głos. Jakby Bóg czy Dumbledore czy inny czarodziej wysokiej rangi, taki co ma dużo punktów w kuferku i chodził na dużo lekcji. Pstryknięcie palców i to Teraz wszystko będzie git, zapadły Candace w pamięć i już wiedziała, że nigdy nie zapomni o tej wspaniałej lekcji i wspaniałej personie, która odwiedziła szkolne progi. Podniosła łeb do góry, oczy przetarła rękawem szaty i chociaż dalej były lekko zaczerwienione to uśmiechnęła się pięknie w stronę skrzata, wdzięczna za okazaną litość i pomoc z zaklęciem. Na drineczki odpowiedziała jak na lato, złapała jednego z nich z metalowej tacy i chlusnęła go z pewnością siebie, bo przecież on by nie chciał ich otruć.. chyba. Potem było talent szoł. Podekscytowana, podskoczyła na krześle do góry, wyrywając do przodu, jakby już teraz chciała prezentować swój talent, w sensie zza blatu ławki. W szoku oglądała kolejnyc uczniów, pokazujących niebanalne zdolności, nie było akrobatów, ziejących ogniem ani innych takich i żaden z śpiewających nie dorównywał jej talentem (wiadomo), ale wiedziała, że nie może zrobić niczego nudnego, banalnego, nie może powtórzyć żadnego z poprzednich dokonań. Syreniego uczyła się od miesiąca. Nic specjalnego, znała kilka słówek i dwa razy zapytała jedną z zamieszkujących w szkolnym jeziorze czy tam na dole też tak wieje po kostkach, stworzenie oczywiście uniosło się dumą, bo przecież miało ogon, a nie stopy, jak ona, ale to w żaden spsób nie zniechęciło pannę Riggs, wręcz przeciwnie. Dlatego też na zajęciach postanowiła zaprezentować swój niesamowity talent do rozmów z istotami wszelkiej maści. Pewnie siebie ruszyła do przodu, stanęła przed mikrofonem i zaczęła swój występ. - Drodzy panowie oraz panie i ty, ukochany skrzacie, jestem Candace i w ten piękny dzień - wykonała ruch dłonią w stronę okna co by podkreślić swe słowa, na zewnątrz padał deszcz - Chciałabym zaprezentować niezwykłą umiejętność jaką nabyłam przebywając nad szkolnym jeziorem, obserwując Wielką Kałamarnicę, ale i podsłuchując syreny, które rozmawiały ze sobą wylegując na kamieniach w ciepłych promieniach słońca. - Odchrząknęła, na chwilę przymknęła oczy, wyobrażając sobie, że każda z obecnych w sali osób ma skrzela i ogon i poczęła swoje rozmówki. To nie miało najmniejszego sensu i nikt nie mógł jej zrozumieć, co prawda nie spodziewała się by którykolwiek z obecnych porozumiewał się trytońskim, ale to ją nie obchodziło, w końcu teraz każdy z nich wyglądał trochę jak ryba, trochę jak człowiek. Seria chrumknięć, szczeknięć oraz odgłosów przypominających bulgotanie wydobywała się z gardła niereformowalnej gryfonki. Mówiła o tym, jak bardzo podziwia Irka, jak piękna jest czekoladowa skóra profesora, Oberona i jak bardzo przypomina jej odcień czekoladowych żab, które tak bardzo uwielbia i, jak bardzo lubi asystenta runiarstwa nawet jeśli totalnie nie rozumie pradawnych języków, jakie wykłada. To trwało kilka minut, szanowne jury zarumienione w szoku albo w zdumieniu, bo być może zrozumiało o czym plecie, wydawało się prawie ronić łzy wzruszenia. Na koniec pokazu, ukłoniła się do pasa, nie zbierając żadnych owacji na stojąco, ale tych nie potrzebowała. - Dziękuje, dziękuje, autografy rozdam po zajęciach - uśmiechnęła się pięknie i jeszcze raz kłaniając nisko, zeszła z ceny, oświetlona wymyślonym przez własną wyobraźnie blaskiem chwały.