Jeden z brytyjskich parków narodowych, położony w północnej części Walii. Usiany jest dolinami i szczytami, nad którymi góruje masyw Snowdon - najwyższa góra w okolicy oraz miejsce gnieżdżenia się walijskich zielonych smoków. Resztę fauny tworzą niewielkie ssaki oraz dzikie kozy, stanowiące główne źródło pożywienia latających gadów. Dodatkowo, wiele tutejszych puszcz jest zamkniętych dla mugoli ze względu na ochronę mieszkających tam wróżek i elfów.
Autor
Wiadomość
Shawn E. Reed
Wiek : 33
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 184 cm
C. szczególne : Tatuaże, magiczna metalowa proteza prawej ręki, Gwiazda Południa zawieszona na łańcuszku na szyi.
Każdy z nas podjął się pewnego wyboru, ja nie byłem wyjątkiem. Z tyłu głowy cały czas miałem świadomość, że takie beztroskie łapanie się mieczy, które mogły być objęte jeszcze straszniejszą klątwą niż to, z czym mieliśmy doświadczenie przez ostatni miesiąc, ale mimo to chwyciłem za rękojeść, prawą ręką, czyli tą metalową. Początkowo nic się nie działo, nie wiedziałem zaś czy określić to jako wiadomość dobrą, czy wiadomość złą. Już miałem rozluźnić swój chwyt, kiedy nieznana i pradawna magia zrobiła to za mnie – miecz wyrwał się z mojej dłoni, jednocześnie zaczął robić młynki, w niestandardowy sposób próbując mnie zranić. Zrobiłem obrót, chcąc jakkolwiek uniknąć ostrego ostrza, lecz trajektoria lotu klingi była na tyle niespodziewana, że ostatecznie zostałem ugodzony w tył pleców, w bark. Zachłysnąłem się powietrzem z bólu, upadłem na kolana i tylko siłą woli powstrzymałem się od krzyku. Odwróciłem głowę, by spojrzeć na wystający miecz z mojego ciała, jakikolwiek ruch sprawiał, że czułem jakbym miał zaraz stracić całą rękę. Był to lewy bark, więc gdyby do tego doszło, nie miałbym już żadnej „prawdziwej” ręki. Ciężko było się chociażby poruszyć, by móc opatrzeć ranę, na szczęście w odsieczy przyszła Julia Brooks, studentka, którą znałem ze swoich lekcji. Opatrzyła moją ranę, ja zaś skinąłem jej głową w podziękowaniu, czując, że wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa skończyłoby się potwornym bólem w okolicy barku. Oddychałem głęboko, starając się jak najmocniej utrzymywać przytomność, zaśnięcie w takich okolicznościach skończyłoby się tragicznie. Z każdą chwilą było coraz lepiej, mój mózg powoli przyzwyczajał się do bólu, który mimo wszystko był nieco mniejszy, niż na samym początku. Na plus był również Alexander, który również podszedł i poprawił julkowe zaklęcia, dodając do tego jeszcze znieczulające. - Dam. – Odpowiedziałem tylko, wstając na nogi, samemu unieruchamiając sobie rękę. Wszyscy się jakoś pozbieraliśmy i ruszyliśmy, by wyjść z tego opuszczonego przez bogów miejsca.
z/t
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Nie wiedziała co się dzieje, straciła poczucie czasu i wszystko zaczynało jej się mieszać. Może to był jednak błąd, że się tutaj pojawiła, może nie była aż tak odważna jak zawsze sądziła. Traciła z oczu swoich przyjaciół i zanim się obejrzała zbyt długo zwlekała z reakcją, a w jej stronę pędził miecz. Przełknęła ślinę i jedno uderzenie serca później już go unikała, dziękując Merlinowi za to, że jednak trenowała quidditcha i na coś jej się to przydało. Sam Merlin wiedział co te igły by jej przyniosły. Tu atakowały ją inferiusy, tu musiała wybierać miecz, miała wrażenie, że w jej życiu działo się zbyt dużo, by jeszcze radzić sobie z tym wszystkim. Adrenalina jednak zawrzała w jej krwi i jakoś z ego wszystkiego wyszła bardziej cało niż myślała, że to możliwe. Zatrzymała się z ręką wciąż uniesioną przed twarz – jakby to jakoś miało ją przed mieczem uchronić – i zawiesiła spojrzenie zielonych oczu na niebieskie runy. Słowa docierały doń jakby z opóźnieniem, a zaraz potem patrzyła na nieznaną wodną istotę, która zdecydowanie zapadnie jej – która poświęcała większość swojego czasu magicznym stworzeniom – w pamięci. Miecz robił wrażenie, to wszystko robiło wrażenie i Ruby czuła się jak w jakiejś powieści. Odetchnęła z ulgą, kiedy okazało się, że już po wszystkim. Następnym razem, o ile taki będzie, obiecała sobie być bardziej przygotowana.
Podczas ostatniej rozmowy ze znajomymi po fachu, usłyszałeś o stadzie chapalu, które zostały znalezione w Snowdonii. Nie wiesz dokładnie, jak się sprawa z nimi ma, ale wiesz, że trzeba sprowadzić je do Anglii i się nimi zaopiekować, by można było bezpiecznie wypuścić je na wolność po ciężkich przeżyciach, jakich doświadczyły.
W pierwszym poście zaznacz, co masz na sobie oraz ze sobą, a także rzuć k6 na to, jaki chapalu przypadnie Ci do pracy:
1,2 - Betty, największa z całego stada, a także najbardziej zdziczała. 3,4 - Orgon, chorowity okaz, przy którym wymagana jest ścisła współpraca z magiweterynarzem 5,6 - Snyt, chalau niespodzianka
Wszelkie wyrazy miłości należy zgłaszać do M.F. Solberga
Na start wiedząc z jakimi zwierzętami przyjdzie mu się tym razem zmierzyć, pozwolił sobie przypomnieć sobie materiały dotyczące tych niezwykłych hybryd. Połączenie kota i ryby wydawało się niezwykłym figlem magicznej ewolucji, a fakt, że chaplau były wielkości lwa nie sprawiał, że potencjalna praca z nimi była w jakimkolwiek stopniu łatwa. Do Snowdonii wybrał się ubrany w kombinezon podróżny, z łańcuchem Scamandera i swoim wiernym skrzatem u boku. Odkąd pozwolił sobie na zatrudnienie go, wcielał go praktycznie we wszystkie swoje aktywności związane z pracą z magicznymi zwierzętami, chcąc, by Pickles oswoił się z tym, jak będzie wyglądała jego codzienność. Z różdżką w ręku ruszyli więc brzegiem wodnego akwenu, wypatrując tropów i śladów mających wskazywać na to, czy chaplau znajdowały się w pobliżu. Istotnym dla Atlasa było, by zobaczyć je jak najwcześniej i ustawić pod wiatr, by go nie zwęszyły nim nie zdoła ocenić jaki jest stan tego stada i ile osobników rzeczywiście potrzebowało natychmiastowej pomocy ze strony opiekuna zwierząt. Podejrzewał, że najlepiej byłoby relokować wszystkie, ale nie był pewien w jakiej były kondycji i czy wszystkie nadawały się ot tak do wypuszczenia na łono natury. Chciał przede wszystkim najpierw zorientować się w ich zachowaniach, hierarchii stadnej i oszacować swoje zamiary na miarę swoich obecnych możliwości.
Stado znajdowało się w niewielkiej zagrodzie, kilka kilometrów w głąb parku, gdzie odpowiednie służby przeniosły istoty, by mogły tam zaczekać na transport i oględziny. Nie było tam wiele okazów chapalu, ale zdecydowanie należały do interesujących. Twój skrzat został poproszony o pomoc w przygotowywaniu pokarmu, a Ty i inni behawioryści zostaliście wpuszczeni do zagrody. Tobie wypadła w udziale Betty, przywódczyni stada, krążąca wokół magicznej bariery i szczerząca kły nie tylko na każdego czarodzieja, który się nawinął, ale i na pozostałe istoty. Lekkomyślne podejście do niej mogło wiązać się z szybkim transportem nawet nie tyle do najbliższego szpitala, co od razu do pięknej, świeżej mogiły.
// opisz jak podchodzisz do kwestii zwierzaka. Im więcej szczegółów tym lepiej.
Oddelegował skrzata, by ten pomógł słuzbom przygotować karmy, nakzał mu jednak również sprawdzić, czy kojce dla osobników i klatki do transportu spełniają podstawowe wymagania komfortu przewozu tych zwierząt. Stanął w solidnej odległości od zagrody, by przyjrzeć się zwierzętom i ich zachowaniu. Z natury nie przyglądał się pracy innych behawiorystów, z tego prostego względu, że każdy miał swoja metodologię. Atlas ponadto był człowiekiem bardzo egocentrycznym, toteż nie chciał się rozpraszać rozmyślaniami nad poczynaniami innych, a już na pewno tym, że doszukiwałby się błędów w ich działaniach. Pozwolił sobie polegać na swojej wiedzy i intuicji, jak w wielu aspektach swojego życia mając przeczucie, że geny, które w sobie nosił, dawały mu pewien margines w pracy ze zwierzętami. Przyglądał się osobnikom w zagrodzie, bez trudu oceniając, które z ich wymagały przewozu do lecznicy zwierząt magicznych, gdyż ich stan z pewnością wymagał pomocy ponad to, co mógł zaoferować on sam, jako behawiorysta. Natychmiast też rozpoznał przywódczynię stada, rozjuszoną, krążącą pod barierą z gwałtownymi zwrotami i obnażonymi kłami. Do każdego zwierzęcia należało podchodzić z szacunkiem, Rosa zdawał sobie z tego sprawę, szczególnie, że sam był przecież wielkim miłośnikiem nawet owadów, które mimo niepozornych rozmiarów mogły doprowadzać do opłakanych konsekwencji. Zbliżał się do bariery powoli, obserwując ruchy samicy, szukając z uwagą wszelkich odstępstw od naturalnej płynności kroków, upewniając się na tyle, na ile mógł, że nie jest ranna, że jej łapy nie wyglądają na zwichnięte, ze w jej ogonie nie brakuje łusek a płetwy nie są poszarpane. Wszelkie ubytki mogły wskazywać na to, że to właśnie ból był powodem jej agresji, a to ułatwiłoby znalezienie rozwiązania. Pozwolił się Betty najpierw zobaczyć, nim podszedł bliżej bariery, pozwalając się również zwęszyć. Nie omieszkał skupić na niej zarówno wzroku, myśli jak i uroku wili.
Betty wyczuła Twoją obecność szybciej i zdecydowanie bardziej intensywnie niż mogłeś się tego spodziewać. Czemu? A bo przywódczyni stada cierpiała na hiperwyczulone zmysły. Twój zapach atakował jej nozdrza nim przekroczyłeś barierę, a dźwięk Twojego oddechu, echem odbijał się w jej uszach. Łuski miała zdrowe i nie wyglądała na w żaden sposób zaniedbaną. Zdecydowanie natomiast, coś czaiło się w jej oczach. Coś, co sugerowało, że samica szykuje się do ataku. Ze złości? Z chęci obrony siebie? Z chęci obrony stada? Tego to musiałeś się już dowiedzieć, w końcu jako behawiorysta miałeś wszystkie potrzebne do tego zdolności, prawda?
Kostunie:
Rzuć sobie k100 na poziom współpracy Betty. Im wyższa kostka, tym samica bardziej agresywna! Przy wyniku powyżej 90, atakuje Cię!
Przyglądał się jej przez długą chwilę, szczególnie po tym, kiedy samica go zauważyła. Ocenił jej stan zdrowia na tyle, na ile mógł to ocenić wizualnie i porównać z posiadaną wiedzą - nic nie wskazywało na jakieś oczywiste schorzenia, co było pocieszające, bo wskazywało na jej dobrą kondycję. Brał poprawkę na to, że to dzikie stworzenie, zagonione do zagrody wbrew woli, znajdujące się na terenach, które nie były dla niego idealne. Był tu jednak po to, by ocenić, czy samica poradzi sobie z wolnością, czy jej zachowania wskażą raczej jednoznacznie, że jest do wolności nieprzystosowana. Im bliżej podchodził, tym chapalu stawała się bardziej rozjuszona, obnażając kły i strosząc futro na grzbiecie. Zatrzymał się w niewielkiej odległości od bariery, oceniając, że była zdrowa, silna, miała silny instynkt przetrwania i ochrony stada. Coraz bardziej upewniał się w myśli, że wypuszczona na wolność bez trudu poradziła by sobie nie tylko z zagrożeniami, ale także i protekcją stada na nieznanym terenie. Musiał jednak przekonać się, czy jej zachowania miały naturalne podłoże. Czy będzie w stanie polować, czy reaguje na otoczenie tak, jak dzikie zwierzęta winny na otoczenie reagować. Nie chciał przecież zabierać jej do domu i czynić z niej domowego pieszczocha, wprost przeciwnie - jego głównym celem jako behawiorysty było przystosowanie zwierząt do powrotu na wolność, a Betty, mimo swojej agresji, nie wydawała się być okazem, który na wolności by miał problemy z poradzeniem sobie, co było pewnego rodzaju ulgą. Wyciągnął z kieszeni linę, na końcu której przywiązał pierzastą kulę i rzucił kulę w trawę, ciągnąc ją za sobą, powoli okrążając zagrodę i nie spuszczając z Betty spojrzenia. Najważniejszym testem było sprawdzenie, jak radziła sobie z polowaniem, czy będzie w stanie przeżyć w dziczy.
Twoje zamiary były szlachetne, ale czy tak dziki zwierz potrafił to zrozumieć? Betty wyraźnie była nie w sosie i patrzyła na Ciebie jak na smakowity kąsek, a każdy krok, który Cię do niej zbliżał był niesamowicie ryzykowny. Betty się jeżyła, pokazywała kły i machała płetwami, by Cię wystraszyć. Wtedy mogłeś zauważyć, że jedna czy dwie łuski odpadły od jej ciała? Czy to mógł być powód jej agresji? W tej chwili ciężko Ci było to ocenić. Czas się kurczył, a robota dalej w polu.... Musisz jakoś się do niej zbliżyć i zacząć mniej lub bardziej owocną współpracę.
// Rzut k6 pokaże Ci, czy Betty jednak postanowiła Cię zaatakować. Wynik parzysty oznacza agresję, nieparzysty mówi o tym, że owszem, zaatakowała, ale nie Ciebie, a innego członka stada.
Obserwował zachowanie samicy, wciąż powoli i skrupulatnie zbliżając się do ogrodzenia i otaczającej je bariery. Narzucał pewną presję swojej obecności, zachowując jednak tym samym spokój i stateczne, stabilne ruchy. Podniósł pierzastą kulę, by zwrócić jej uwagę na zabawkę, bo nie zauważyła jej toczącej się w trawie, co zaniepokoiło Rosę i mogło wskazywać na to, że nie była w stanie skupić się na potencjalnym pożywieniu. Instynkt łowiecki był u kotów niezwykle silny, nawet domowe puchacze ganiały za nitkami, rozpraszając się od czegokolwiek co się wokół nich działo. Skoro Chapalu nie zwróciła uwagi na szmery w trawie, być może coś jej dolegało? Kiwał kulką w nierównym rytmie, powoli wyciągając z drugiej kieszeni łańcuch Scamandera, gotów zarzucić go na zwierze w razie konieczności. Wydał z siebie turkoczący dźwięk, który stosowany był przez hodowców chimer kotów, by zaintrygować je sytuacją. Powoli przegramolił się przez barierę, zbliżając do obiektu swojego zadania, znajdując się w niebezpiecznym położeniu pomiędzy samicą alfa a resztą stada, kiedy samica nagle rzuciła się na niego, wydając z siebie głęboki ryk. Spróbował zarzucić na szyję stworzenia łańcuch, porzucając zabawkę ze sznura i piór, po czym wyciągnął różdżkę by przymocować końce pęt zaklęciem do ziemi.
Chalau mimo, że częściowo ryba, to jednak zwinność kota posiada. Becia nie była zainteresowana zabawką, wolała znacznie większy kąsek w postaci Ciebie - intruza, który wszedł na jej terytorium i zagrażał całemu stadu. A przynajmniej tak w jej mniemaniu mogło to wyglądać. Inni behawioryście zyskali dzięki Tobie czas i spokój ducha, ale niestety - nie Ty. Zarzucony łańcuch oplótł zwierzę, ale czy miałeś wystarczający refleks, by przymocować go do ziemi, nim Betty się wyszarpnęła?
// Rzuć literką. Samogłoska oznacza, że niestety Twoje zaklęcie było wolniejsze niż zwierzę, które teraz jest na wolności i znów Cię atakuje. W innym przypadku nadal jest średnio zadowolona, ale zdecydowanie łatwiej nakłonić ją do współpracy.
Zaklęcie rzucone prawidłowo, było jednak wolniejsze od samicy, która z łańcuchem dyndającym jej wokół szyi rzuciła się na czarodzieja. Atlas nauczony był szybkości i sprawnej reakcji w pracy ze zwierzętami, nie wszystkie jednak był w stanie przegonić. Potężne łapsko chapalu uderzyło go w ramię, powalając na ziemię i rozcinając kombinezon. Przeturlał się prędko w bok, podnosząc na kocki i wydając z siebie ten sam, turkoczący dźwięk, w próbie rozproszenia jej gniewu. Podniósł różdżkę i spróbował rzucić zaklęcie uspokajające (korzystam z tej samej mechaniki), wyciągając rękę wnętrzem dłoni w stronę głowy Betty, a gdy obejmuje ją działanie magii, chwycił za pętający ją łańcuch, by zablokować jego oczka. - Powoli mała, spokojnie... - szepnął, choć nie była ani mała, ani spokojna, wkładając cały swój urok wili w te słowa i w gest, którym przebiegł po jej kocio-rybim boku.
Łapa chalau miała nie tylko moc, ale i ostrość jej pazurów była praktycznie bezbłędna. Dało się wyczuć, że dawno już nie miała ich sobie o co spiłować. Oberwałeś, ale dzięki adrenalinie na ten moment nie było to dla Ciebie aż takim zmartwieniem. Bardziej skupiłeś się na ponownej próbie ujarzmienia Betty i tym razem Ci się udało. Zwierzę wyraźnie się uspokoiło i stanęło w miejscu, a Ty mogłeś do niego podejść. Po wstępnych oględzinach mogłeś uznać, że fizycznie raczej nic jej nie dolega, ale jeśli chodzi o zachowanie... Temu zdecydowanie trzeba by się przyjrzeć, choć na to miałeś mieć czas już na spokojnie, bo transporcie Betty do Anglii.
Zakończenie:
W tej chwili jesteś w stanie bezpiecznie przygotować Betty do transportu. Opisz ten proces i rzuć kością k100 na to, jak poważna jest Twoja rana.
1-30 - to tylko zadrapanie, a właściwie przecięcie kombinezonu. Możesz być szczęśliwy! 31-60 - Betty naruszyła zaledwie Twoją skórę i choć kilka kropel krwi zostało upuszczone, to po powrocie do domu nawet nie pamiętasz, że coś takiego miało miejsca. 61-90 - Rana jest dość głęboka i wymaga kilka szwów, czy też dobrego zaklęcia. Musisz zająć się tym wizytą uzdrowiciela (1,5k znaków wystarczy). 91+ - Masz wyjątkowego pecha. Rana nie tylko jest głęboka, ale wdało się w nią zakażenie. Zaczyna szczypać i się babrać, co zdecydowanie nie wróży niczego dobrego. Musisz napisać 2 posty przynajmniej na 2k znaków opisujące leczenie lub jeden wątek z kimś kompetentnym. Masz czas do końca października inaczej zakażenie wyrządzi sporo bałaganu w Twoim organiźmie. Przy leczeniu oznacz @Maximilian Felix Solberg
Z mocno bijącym sercem, ale spokojem w ruchach obserwował samicę i to, czy zaklęcie dotarło do niej i objęło ją na tyle mocno, by mógł przeprowadzić względne oględziny. Obejrzał ją powoli, korzystając z tego, że się uspokoiła, przyjrzał się jej skórze pomiędzy gęstym futrem, obejrzał łuski i strukturę ogona. Ewidentnie miała zaburzenia behawioralne, ale do źródła takich zachowań zajmie chwilę, by się dokopać. Mamrocząc do niej głupie nic nieznaczące słowa niskim głosem, otulał ją urokiem wili, zaglądając w uszy i oczy, oglądając potężne łapy, sprawdzając pachwiny czy nic się w nich nie znajduje, co mogłoby doprowadzić ją do takiej agitacji. Wraz z resztą zespołu zapakowali zwierzęta do boksów transportowych i pokierował ich by przesłali Betty do jego ranczo, obserwując, jak skrzat dzielnie miesza karmę dla pozostałych, załadowywanych chapalu. Spodziewał się dużej ilości pracy z samicą, ale wyglądała na silną i miała w sobie wolę przetrwania, co jedynie uspokajało jego zmartwienia, bo czuł, że niedługo będzie mogła wrócić na łono natury.
Twoje ostatnie decyzje zdecydowanie pchnęły sprawę do przodu. Ekipa, którą wysłałeś może nie zamknęła szajki w brawurowej akcji, ale zdecydowanie zebrała przydatne wam informacje. Dowiedzieliście się, że ruszają na północ Walii i handlują specjalnie wzmocnioną krwią smoków. Niestety nie udało wam się dowiedzieć, czym ją wzmacniają, bo nieznajomi jasno wytyczyli pewne granice, nie ufając wam w pełni. Poznaliście jednak jeszcze jedną ważną rzecz - nie macie czasu. Hodowcy planują bardzo szybko opuścić Walię i liczą na szybki, ale jednocześnie duży zarobek z wizją współpracy na odległość. Dlatego też, postawiliście wszystko na jedną kartę i rozpoczęliście przygotowania do ponownej próby wyzwolenia hodowli, która póki co znajdowała się w Walii.
technikalia:
Opisz dokładnie jakie przygotowania podjęliście, z kim wybraliście się na tę wyprawę (ile osób, jaki osprzęt itp.) i jak zamierzacie przeprowadzić całą akcję.
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Cieszył się, że Artie z pozostałymi dali radę wyciągnąć jakiekolwiek informacje od handlarzy, jednak z uwagi na brak czasu, musieli się spieszyć. Obawiał się, że to wpłynie na ich dalsze działania, ale musieli grać kartami, jakie mieli. Wiedzieli, że handlarze przetrzymywali pięć smoków, z tego powodu Huang spróbował zwołać poza sobą jeszcze pięciu chłopaków, starając się dobrać jednego uzdrowiciela między nimi. Chciał aby dla każdego smoka był jeden opiekun i jeden, który mógłby pomóc podratować zdrowie smoków na miejscu, gdyby była taka konieczność. Wiedział, że mieli braki kadrowe z uwagi na problemy z pyłkiem wróżek, ale potrzebował takiej ilości ludzi, nie zamierzając tym razem zostawiać za sobą jakiegokolwiek smoka. Każdy z nich, łącznie z Longweiem, miał ze sobą dwuczęściowy ochronny strój ze smoczej skóry, różdżkę, a także liny, aby w razie konieczności związać nią klatki. Nie mogli być pewni, że smoki nie będą próbowały ich atakować, albo że handlarze w jakiś sposób nie będą próbowali ich wykorzystać w walce. Z tego powodu każde zabezpieczenie było na wagę złota. Z tego powodu Huang zostawił wiadomość szefowi o planowanej akcji, miejscu, w które się udawali wraz z prośbą o przysłanie aurorów, jeśli w wyznaczonym czasie nie dadzą informacji, że wszystko z nimi w porządku. Longwei zabrał ze sobą również echolokacyjny gwizdek, który pozwalał mu namierzyć nawet najlepiej ukryte magiczne stworzenia. Nie mogli mieć pewności, czy smoki nie będą w jakiś sposób zabezpieczone i chciał mieć pewność, że zdołają je odnaleźć, zanim będzie za późno. Od tego mieli zacząć - rozejrzeć się w poszukiwaniu śladów siarki, a następnie miał zagwizdać, aby odkryć, w którą stronę powinni się udać. Mieli również rzucić homenum revelio, chcąc wcześnie wykryć obecność zamieszanej w całą sprawę pary.
Byliście bardzo dobrze przygotowani do akcji, ale czasami powodzenie takich misji zależało o czystego szczęścia. Trudno było powiedzieć, jak sprawa miała się mieć tym razem. Dostałeś pięciu ludzi, ale nie tak wykwalifikowanych, jak byś sobie tego życzył. Braki kadrowe mocno dawały się we znaki i choć udało Ci się zabrać ze sobą dwóch uzdrowicieli, to wśród nich, tak jak i wśród pozostałej trójki, znajdował się młody stażysta, który wcześniej nie miał okazji brać udziału w podobnej akcji. Gdy przybyliście do Snowdoni, ciężko było stwierdzić, że jest tu cokolwiek. Park Narodowy wydawał się spokojnie żyć swoim życiem, bez oznak, że dzieje się tu coś związanego ze smokami. Gdy zaczęliście skanować teren, okazało się jednak, że były to jedynie pozory. Znaleźliście ślady siarki na jednej z łąk, które prowadziły od wzgórz, do jeziora. Ciężko było określić jednak, w którym kierunku tak naprawdę biegły. Stanęliście przed pierwszą logistyczną decyzją, która mogła zaważyć na powodzeniu tej misji. Ślady zdawały się biec daleko, poza zasięg waszego wzroku.
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Nie zawsze można było dostać to, czego się chciało i Huang miał tego pełną świadomość. Celował wysoko, zbierając zespół do akcji, aby nie dostać najgorszych z zepsołu, czego nie powiedziałby nigdy na głos. Co prawda skończył z dwoma stażystami, ale to zawsze były dodatkowe ręce do pracy, więc nie zamierzał narzekać. Dodatkowo im szybciej ta dwójka zacznie pracować w terenie, tym lepiej dla wszystkich, bo szybciej nabiorą potrzebnego doświadczenia. - Musimy się rozdzielić. Pójdziemy trójkami w obydwie strony i informujemy się za pomocą patronusów o tym, co spotykamy. W przypadku potrzeby pomocy, wysyłamy czerwone iskry i patronusa, a druga grupa przybywa jak najszybciej na pomoc - polecił cicho, po czym zaczął dzielić ich na trójki. Do współpracy ze sobą wziął stażystę uzdrowiciela i jednego z opiekunów. Drugą grupę miał stanowić opiekun, stażysta oraz uzdrowiciel. W ten sposób obie grupy miały stażystę, ale też obie uzdrowiciela i Huang miał jedynie nadzieję, że ten, którego zabierał ze sobą, nie panikował w sytuacjach stresowych. - My pójdziemy w stronę wzgórz, a wy kierujcie się do jezior. Pilnujcie śladów siarki, jak się skończą, sprawdźcie teren i w przypadku braku śladów smoków, kierujcie się do nas. Obawiam się, że jedne z tych śladów prowadzą w pułapkę, więc wszyscy uważamy na siebie - dodał, po czym uśmiechnął się łagodnie do wszystkich, starając się dodać otuchy pozostałym. Po rozdzieleniu się i ruszeniu w stronę wzgórz, co jakiś czas Longwei dmuchał w echolokacyjny gwizdek, próbując wychwycić dźwięki, świadczące o obecności magicznych stworzeń.
Czy rozdzielenie się było dobrym pomysłem? Ciężko było to stwierdzić od razu. Rozsądnie jednak podzieliłeś siły i każda ekipa mogła udać się w swoją stronę. Nie mogliście wiedzieć, który cel był tym prawidłowym, ani czy w ogóle jeszcze smoki tu są, choć ślady siarki zdawały się być raczej świeże. Pierwsza z grup, ta która poszła nad jezioro, miała pozornie łatwą drogę. Oprócz śladów siarki nie spotkali niczego dziwnego. A jednak, gdy znaleźli się nad wodą, ich oczom okazało się pole zgniłych, smoczych łusek i kilka sczerniałych rogów. Bez wątpienia mogliście podejrzewać, że smoki są w o wiele gorszym stanie nim ostatnio, gdy je widzieliście. Widząc, że nic więcej ich tam nie zastanie, trzeba było podjąć decyzję, czy dołączą do drugiej ekipy, czy może zostaną zbadać porzucone części smoczej anatomii. Grupa, do której należałeś Ty, miała nieco cięższą drogę. Wzgórza okazały się wyższe niż się wydawało, choć pozornie też nie trafiliście na żadną niespodziankę. Po dłuższej wędrówce, Twój gwizdek w końcu wyłapał obecność smoków i poprowadził was na polanę. Niestety, w chwili obecnej zatrzymało was pole obronne, które nie pozwalało wam podejść bliżej smoków.
Rzuć k100 dla siebie oraz k100 za resztę ekipy. Jeśli uzbieracie przynajmniej 150, jesteście w stanie pokonać zaklęciami pole i wejść nna polanę. Uwaga! Ze względu na dobór składu ekipy, od kości uzdrowiciela stażysty odejmujesz -20.
______________________
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Grupa, które dotarła nad jezioro miała świadomość, że nie mogą zostawić tak porzuconych kawałków smoczych ciał z wielu powodów. Jednak plan wcześniej ustalony był prosty - kto nie odnajduje smoków, dołącza do pozostałych. Ostatecznie zdecydowali się zabezpieczyć znalezione łuski i rogi, ostrożnie przekładając do transmutowanej torby. Torbę zabrał opiekun smoków, uznając, że nie powinno nic takiego być pod nadzorem stażysty. Dopiero po zabezpieczeniu wszystkiego i zdecydowaniu, że zbadają smocze fragmenty, gdy wrócą na wzgórza, ruszyli w drugą stronę zamierzając dołączyć do drugiej grupy. Longwei miał nadzieję, że druga grupa zdoła dotrzeć do nich na czas, gdy tylko odkrył, że smoki były w ich pobliżu. Wskazał stażyście-uzdrowicielowi i drugiemu opiekunowi kierunek, w który powinni się udać, zrobili jeszcze kilka kroków i zatrzymali się na polu ochronnym. To nie było dobre, świadczyło, że zamieszana w całą sprawę para doskonale przemyślała to, co robili. Jeszcze Huang nie wiedział, w jakim stanie były smoki, ale był już pewien, że niewiele osób mogło się do nich dostać. - Musimy spróbować ostrożnie przebić się przez to pole… Ostrożnie, bo to może być zarówno pułapka, jak i możemy zaalarmować naszych hodowców – powiedział cicho do swojej drużyny, po czym uniósł różdżkę, aby rzucić zaklęcia. Wyraźnie jednak i on i drugi opiekun za bardzo do serca wzięli sobie konieczność ostrożnego przebijania się przez ochronne zaklęcia, bowiem ich czary nic nie robiły. Za to stażysta-uzdrowiciel jak machnął różdżką, tak Longwei mimowolnie spojrzał na niego z uwagą. – Jesteś pewien, że z taką siłą wolisz być uzdrowicielem? – zapytał, nim zacisnął zęby, zastanawiając się, co powinni zrobić. Rozejrzał się więc wokół, rozważając opcję podejścia do smoków, podążając wzdłuż pola ochronnego. Być może handlarze zostawili lukę, nie podejrzewając, że ktoś może próbować przejść z innej strony… Również samo pole mogło być słabsze, a skoro próbowali w jednym miejscu, bezpieczniej było teraz przesunąć się, na wypadek, gdyby handlarze postanowili przyjść w to miejsce, czy też zaatakować. Nakazał więc pozostałej dwójce przesunąć się kawałek, podążając wzdłuż pola ochronnego, zanim podejmą drugą próbę przebicia się przez nie.
Grupa, która trafiła nad jezioro, powoli zbliżała się w waszym kierunku. Droga była jednak na tyle daleka, że nie zdołali pomóc wam w pierwszej próbie zlikwidowania bariery. Stażysta zadziwił wszystkich tym, jak sprawnie poradził sobie z zaklęciem, ale bez waszej pomocy niewiele był w stanie sam zdziałać. Uśmiechnął się do Ciebie, gdy zapytałeś o przebranżowienie. -Może jak się nie uda pójdę w coś innego, ale chcę spróbować. - Odpowiedział nonszalancko, zmierzając wraz z Tobą dalej. O ile zmiana położenia wydawała się dobrym pomysłem, tak niestety przeczucie Cię nie myliło. Bariera zaalarmowała tych, którzy zajmowali się hodowlą i rozpoczęli już proces ewakuacji licząc na to, że uda im się uciec, nim przebijecie się przez ochronę, jaką otoczyli to miejsce. Czas wam się mocno kurczył, a pracy do wykonania było jeszcze bardzo dużo. Druga ekipa zbliżała się do was, ale wciąż jeszcze miała do pokonania dziesięć minut drogi.
Rzuć k100 dla siebie oraz k100 za resztę ekipy. Jeśli uzbieracie przynajmniej 79, jesteście w stanie pokonać zaklęciami pole i wejść na polanę. Uwaga! Do kości stażysty możesz tym razem dodać +10! Jeśli Ci się uda, pole znika, a wy widzicie klatki ze smokami, przy których kręci się dwójka czarodziejów, przygotowując się w pośpiechu do ewakuacji. Tylko jeden ze smoków wygląda, jakby miał jakiekolwiek siły do działania. Reszta jest albo nieprzytomna, albo w bardzo kiepskim stanie.
______________________
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Huang uśmiechnął się nieznacznie do stażysty-uzdrowciela. W gruncie rzeczy był zadowolony, że ten miał wiele sił, gdyż nie od dziś było wiadome, że uzdrowiciela także nie raz szarpali się ze smokami, kiedy próbowali zaaplikować im eliksiry lecznicze. Musieli być silni, ale w tej chwili, gdy mieli ostrożnie podejść do zdjęcia osłony, powinien wykazać się odrobiną delikatności. - Dobrze, jeszcze raz i mam nadzieję, że od razu będziemy mogli złapać. Priorytetem jest obezwładnienie hodowców, aby później spokojnie zająć się smokami. Nie mogą ich zabrać, ani bardziej zranić - powiedział prosto do pozostałej dwójki, kiedy odsunęli się na odpowiednią odległość od miejsca, w którym wcześniej próbowali przebić się przez osłonę. Unieśli różdżki, ponownie rzucili zaklęciami i jak poprzednio, stażysta-uzdrowiciel uderzył tak mocno, że Huang mimowolnie zastanawiał się, czy to nie był błąd. Jednak osłona pękła, a oni mogli ruszyć biegiem przed siebie, w kierunku wskazanym przez echolokacyjny gwizdek. Mieli przed sobą pięć klatek ze smokami, z których jedynie jeden wyglądał sprawnie, choć zdaniem Longweia daleko było mu do właściwej sprawności. Widzieli również dwójkę czarodziejów, którzy kręcili się przy klatkach, wyraźnie szykując się do opuszczenia tego miejsca. Nie było trzeba dłużej czekać, musieli działać. Huang bez zastanowienia wycelował w jednego z przeciwników, rzucając drętwotę, tak samo, jak towarzyszący mu opiekun. Stażysta-uzdrowiciel próbował w tym czasie zbliżyć się do klatek, aby sprawdzić dokładnie stan smoków.
Tajemniczy mężczyźni nie zdołali się ewakuować. Sprawnie przebiliście się przez barierę, a ruga grupa już deptała wam po piętach. Gorzej było z poinformowanymi przed wyjazdem aurorami, bo Ci najwidoczniej niespecjalnie spieszyli się do roboty. Jako pierwsi wyprowadziliście atak. Drętwota przeleciała tuż bok głowy czarodzieja, odbijając się od krat klatki ze smokiem. Zaklęcie rozeszło się po metalu dziwną siatką i można było odnieść wrażenie, że smok odczuł jego działanie. Niezbyt mocno, bo wciąż była to tylko Drętwota, ale zdecydowanie poruszył się niespokojnie. Posiadaliście przewagę liczebną, ale na tak dużym terenie nie tylko to miało znaczenie. Stażysta o stalowej różdżce ruszył w kierunku smoków, co nie zostało przeoczone przez waszych przeciwników, a jeden z nich posłał w plecy chłopaka zaklęcie. Drugi z czarodziejów próbował się bronić i kontratakować, w czym dość szybko dołączył do niego kolega. Ten jednak zaczął atak z drugiej strony, wymuszając na was poniekąd rozdzielenie się i zmianę formacji.
Co teraz:
Rzucasz k100 za każdego sojusznika (poza stażystą-uzdrowicielem), pisząc w kogo celujesz. Jeśli sumarycznie przeciwnik dostanie 300pkt. obrażeń, zostaje uznany za pokonanego.
Dodatkowo musisz zdecydować co robisz w sprawie swojego stażysty, który jest zagrożony ciosem w plecy. Jeśli postanowisz go bronić, rzucasz o jedną z powyższych k100 mniej, poświęcając człowieka na obronę kolegi. W tym celu rzucach k6. Wyniki 1-3 oznaczają skuteczną obronę stażysty.
______________________
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Ze współpracą międzydepartamentową zawsze było tak, że jedna ze stron nie do końca rozumiała co znaczy “od razu”, albo “niezwłocznie”. Huang nie liczył na to, że aurorzy pojawią się na miejscu od razu, ale chciał wierzyć, że się nie spóźnią. Teraz jednak nie miał czasu na zastanawianie się nad tym. Dostrzegli czarodziejów, musieli zacząć działać i oczywiście nie mogli zrobić niczego wspólnie. Widział, jak stażysta-uzdrowiciel o soildnych zaklęciach rzuca się w stronę smoków i Wei zdecydowanie to pochwalał. Jednak widział też, że jeden z ich przeciwników celuje w niego zaklęciem i nim zastanowił się nad tym, co robi, teleportował się, żeby być bliżej chłopaka, choć nie zdążył wznieść osłony przed zaklęciem. Zamierzał jednak, w razie konieczności teleportować się z chłopakiem kawałek dalej, znajdując osłonę za klatkami, o ile zdoła do niego dotrzeć. Pozostali również dostrzegli, który z przeciwników okazał się tchórzem i posyłał zaklęcie w plecy początkującego uzdrowiciela i wszyscy zgodnie wycelowali w niego różdżki. Z czterech drewnianych przewodników posypała się Drętwota, trafiając w jednego z przeciwników. Nie mieli dla niego litości i każdy z nich chciał się odegrać za smoki i to, że zagrażali jednemu z nich. Ich celem było teraz pozbyć się czarodziejów, aby móc spokojnie zająć się wymagającymi natychmiastowej pomocy smokami.
Niestety Twoja reakcja była opóźniona. Stażysta oberwał zaklęciem i padł jak długi na ziemię, a z jego ciała zaczęła sączyć się krew, jakby ktoś kroił go żywcem milionem ostrzy naraz. Nie wyglądało to dobrze. Co gorsza, sam cudem uniknąłeś podobnego losu, a inkantacja ominęła Cię zaledwie o włos. Chcąc lub nie, stałeś się celem ataku kogoś, kto ewidentnie nie zamierzał łaskotać, a dotkliwie zranić, czy nawet zabić. Twoi kompani bezbłędnie powalili drugiego przeciwnika, który ewidentnie nie miał sił do walki. Do tego, z odległości dopadł was jakiś rumor. To aurorzy powoli zbliżali się do was, by wspomóc swoimi różdżkami.
Wei:
Ponownie masz do dyspozycji 300 punktów obrażeń. Tym razem mogą atakować wszyscy poza Tobą i biednym stażystą, chyba, że ktoś zdecyduje się podjąć jeszcze inne działanie, to również nie może atakować napastnika.
Wei z racji na swoje położenie musi się bronić przed atakiem napastnika. Atak przeciwnika ma siłę 76. By go odeprzeć musisz wyrzucić przynajmniej taki sam wynik. Do tego rzucasz k6 na poziom stresu i skupienia (jedna kość, nie dwie). Wynik mnożysz raz 5 i tyle odejmujesz od swojej kości na obronę.
______________________
Longwei Huang
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : krwawa obrączka na serdecznym prawym palcu, tatuaż chińskiego smoka na lewej ręce, runa jera na karku, blizny na łydce i na plecach, łagodny uśmiech
Zdecydowanie nie myślał w tej chwili chłodno, a może zwyczajnie nie docenił przeciwników. Teleportowanie się w stronę uzdrowiciela-stażysty być może byłoby lepsze, gdyby wpierw rzucił zaklęcie ochronne. Jednak zamiast tego wykonał ruch, który mógł kosztować go życie. Widział rany na ciele chłopaka i był przekonany, że mieli do czynienia z kimś, kto nie bał się używać zaklęć zakazanych. Huang zacisnął zęby i pospiesznie rzucił na siebie zaklęcie protego maxima, które skutecznie odbiło kolejny, wyraźnie silny atak miotany w jego kierunku. - Uważajcie na klatki, bo zaklęcie trafi w smoki - krzyknął w stronę swoich pracowników, zastanawiając się, gdzie byli aurorzy, kiedy byli najbardziej potrzebni. Oni mieli zajmować się smokami, sprawdzać ich stan i próbować przenieść ich na wzgórza. Aurorzy mieli stanowić dla nich ochronę i aresztować nielegalnych hodowców. Jednak to właśnie opiekunowie smoków, z drugim stażystą między nimi, rzucali kolejnymi zaklęciami w przeciwnika. Huang krzyknął jeszcze imię uzdrowiciela, który był wciąż między opiekunami, licząc na to, że mężczyzna zdoła się do nich przesunąć, aby zająć się stażystą-uzdrowicielem, który leżał na ziemi i się wykrwawiał.