Po środku szkoły znajduje się sporych rozmiarów dziedziniec z równo przystrzyżoną trawą. Z każdej strony otaczają go mury zamku. Na samym środku stoi natomiast duża fontanna, zawsze zbierająca wokół siebie chcących odpocząć po lekcjach, uczniów.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 18:06, w całości zmieniany 2 razy
Drgnęła, słysząc, że ktoś się zbliża. Odwróciła wzrok, ciesząc się, że dziewczyna juz przyszła. - Wiesz, o ile się spóźniłaś? - zapytała. - Już myślałam, że nie przyjdziesz... - ...i nie będę musiała tam jechać..., dodała w myślach. - No i hej - odpowiedziała. Odsunęła się od ściany. - Raczej błędnym rycerzem. Nie mamy licencji na teleportację.
Zbyła tekst o spóźnieniu, w końcu musiała się przygotować, i wybrać odpowiedni strój na to wyjście. W końcu uznała, że skórzana kurtka będzie bardzo pasować do kolczyka, który już niedługo będzie mieć w języku i dopiero wtedy wybrała się na dziedziniec. - No może ty nie masz, ale ja już skończyłam siedemnastkę w styczniu i oczywiście mogę się teleportować, ha! - powiedziała z wyższością a chwilę później zaczęła się śmiać. - No ale dawno nie jechałam Błędnym Rycerzem, chętnie się przewiozę - no to chodźmy, ale będzie super! - entuzjazm aż z niej wytryskiwał.
O matko... Jaka Angie była szczęśliwa… Jak można się cieszyć, ze będzie się miało kolczyk w języku? - Ale Ci dobrze. Ja dopiero w maju. W sumie to za niecałe dwa tygodnie będę pełnoletnia - uśmiechnęła się. - Okey, to Błędny Rycerz - zgodziła się. - Chodźmy.
Mimo, że nie było tak wysoko gdy Bell zleciała na posadzkę dziedzińca, wywaliła się. Niestety, nie można było powiedzieć, żeby kamienie były miękkie. Otrzepała się na tyle ile się dało i ruszyła w stronę drzwi. Otworzyła je powoli, mając nadzieję, że gdy będą szły przez zamek nikogo nie spotkają.
Uśmiechnąwszy się szeroko ,przysiadł na trawie ,biorąc przez usta głęboki oddech. - Mam nadzieję ,że nie masz nic przeciwko ,jeżeli będę mówił na Ciebie B? Spytał niepewnie ,po czym wyciągnął się jak długi prostując skurczone i zaniepokojone mięśnie ,by wkrótce całkowicie się rozluźnić. - ani mi się waż stąd uciekać. Mruknął żartobliwie obniżając głos ,naśladując bandytę. - Teraz trochę odpoczniemy i nikt mi Cię nie ukradnie. Wyszczerzył niepewnie rząd śnieżnobiałych kiełków. Wtem jak na zawołanie ,gdy niemal dopadła go nuda ,dostrzegł ptaka należącego do czarodziejskiej poczty i ściągnął brwi ,ciekaw czemu przybył właśnie teraz ,a nie w porze śniadania. Ku jego zdziwieniu sowa rozprostowała pazury i rzuciła mu list na głowę. Złapał go ,z uśmiechem czytając podpis nadawcy. Damien ,Josie i Flynn. - to od moich rodziców - wyjaśnił pośpiesznie dziewczynie. Ciekaw był ,co takiego otrzymał ,ponieważ już od ponad miesiąca nie odpowiadali na jego listy. Kochany Nathanielu! - powitała go kaligrafia jego matki. Wybacz ,że ostatnio w ogóle nie pisaliśmy ,ale Jeannie miała wypadek. Jest poważnie ranna. Przykro mi ,że dowiadujesz się dopiero teraz ,naprawdę nie miałam czasu Cię o tym powiadomić. Stało się to miesiąc temu. Ojciec nie chciał Cię niepotrzebnie zamartwiać ,a zresztą on i tak nic więcej nie widzi prócz tej swojej wielkiej czarnej księgi. Wiesz ,że wciąż szuka odpowiedzi na twój przypadek w Piśmie Świętym?? On po prostu nie potrafi przyjąć do wiadomości ,że to magia. Co tam u Christie? Odpisz ,kiedy uznasz to za stosowne ,ale nie licz na szybką odpowiedź ,kochanie. Całusy, Mamusia.
Nie lubił gdy matka zwracała się do niego w ten sposób. Nie może po prostu przyjąć do wiadomości ,że Nathaniel nie ma juz pięciu lat. Chociaż pod względem psychicznym niewiele mu brakuje. Uśmiechnął się do myśli ,po czym ponownie spoważniał. - Moja siostra miała wypadek Wytłumaczył dziewczynie bardzo ochrypłym głosem. Ciekaw był ,czemu nic nie napisała o stanie jej zdrowia i momentalnie zbladł. Josie często tajała przed nim rzeczy ,które mogły go zasmucić. Nienawidził tego!! Cisnął wściekły listem w ścianę zamku. Podczas gdy on beztrosko bawił się w czary ,jego siostra umiera. Gdzie tu sprawiedliwość?!
Usiadła obok Nathaniela. - Oczywiście, że nie mam nic przeciwko, N - zaśmiała się lekko i odgarnęła z oczu blond włosy. Położyła się na trawie i przymknęła oczy. - O tak - wymruczała. - Teraz będziemy odpoczywać - westchnęła słodko. Nagle nadleciała sowa i ugodziła N listem w głowę. Blaise obróciła się na brzuch i twarz na rękach - Co piszą? - spytała szczerze zainteresowana, jednak chwilę później pożałowała tego, iż jest taka wścibska. Bo przecież była, może Nathaniel nie chciał mówić o swych prywatnych sprawach, które dzieją się w jego rodzinie. Gdy tak zastanawiała się nad własną głupotą, N oznajmił o wypadku swojej siostry. - Przykro mi - powiedziała szczerze. - Wszystko z nią w porządku? - uniosła brwi, szczerze zainteresowana, a na jej twarz wdarł się smutek. Naprawdę było jej przykro. Nie lubiła, gdy ktoś się martwił, zwłaszcza ludzie, których kochała, a nie jej wina, że kochała wszystkich na swój własny szalony sposób. - Możesz mi powiedzieć - szepnęła cichutko, kładąc mu dłoń na ramieniu.
Uśmiechnął się do dziewczyny próbując ją uspokoić ,chociaż to nie ona potrzebowała teraz pomocy. Chciała go wesprzec i całkowicie to doceniał. Sądził ,że w zamku mieszka tylko jedna osoba z którą może całkowicie szczerze porozmawiać ,zwierzyć się z wszelkich trosk ,strapień i gryzot. Jednakże po dzisiejszej przygodzie ,którą przeżył bez szwanku wraz z dziewczyną ,poczuł ,że na tym się nie skończy. Bez dyskusji -zostaną przyjaciółmi. Łączy ich coś więcej niż dwie godziny ucieczki przed szlabanem. Obydwoje zostali poddani próbom ,które udaje się przejść jedynie najwierniejszym przyjaciołom ,z sześcioletnim doświadczeniem drugiej osoby na karku i posiadania całej historii przyjaciela w jednym paluszku. Jednakże oni tego nie potrzebowali... Wiedzą o sobie tak wiele ,chociaż w praktyce to przecież tylko maciupeńka godzina ,w której zazwyczaj największą rewolucją jest opowiedzenie o prześladującym wrogu ,czy wrednej siostrze. Dziewczyna udowodniła ,że jest odważna ,szalona i wierna. Nie pobiegnie siną w dal ratując tylko swoją dupę ,ale zrobi wszystko byleby pomóc i przyjacielowi. Do szkoły chodzi już od 1 września... i doepiero teraz poczuł ,że znalazł przyjaciela. - Nic wielkiego. Stwierdził wzruszając ramionami. Podniósł się na nogi ,wyciągając przed siebie rękę ,by pomóc dziewczynie. - Teraz jedyne na co mam ochotę to upić się do nieprzytomności. Czy doświadczysz mi tej przysługi i dostarczysz mi towarzystwa? Spytał z uśmiechem ,ale nie był to szczery uśmiech. Był to uśmiech nie sięgający oczu. - Uśmiech ,cierpiącego nastolatka.
Uśmiechnęła się szczerze do chłopaka. Była doprawdy zdziwiona jak swobodnie czuje się w jego towarzystwie, była zdziwiona tym, że martwi się o niego, a to zdarzało się jej naprawdę rzadko. Zazwyczaj traktowała ludzi z dystansem, była zimna i wyrachowana, jednakże przy Nathanielu całkowicie się rozluźniała, była skłonna zrobić i powiedzieć wszystko bez żadnych oporów. To było takie cholernie dziwne, a jednocześnie przyjemne. I była pewna jednego, nie chciała by skończyło się na tym jednym parogodzinnym spotkaniu. - Na pewno wszystko w porządku? - spytała, pozwalając mu pomóc sobie wstać. Zauważyła, że chłopak uśmiecha się, jednak nie był to radosny uśmiech, jaki widziała jeszcze parę minut temu. Jego oczy pozostały smutne, niewzruszone, przez co i ona poczuła się smutna. - Na pewno chcesz się upić? - spytała zdziwiona. Przecież mówił, iż nie lubi, gdy urywa mu się film. - Jeśli chcesz to służę pomocą. Złapała go pod rękę i uśmiechnęła się delikatnie. - Ale wiesz, gdybyś chciał z kimś porozmawiać to możesz na mnie liczyć - zapewniła go patrząc mu w złote oczy.
Idąc szybkim krokiem przez dziedziniec i rozprostowawszy palce, włożył je do połowy do przedniej kieszeni. Przyglądał się scenerii którą mijał z uśmiechem i niemal parsknął śmiechem widząc zirytowanie Gryfonki. Przysiadł na marmurowej fontannie koloru kości słoniowej, parę metrów od jakiejś brązowowłosej Ślizgonki. Zdecydował się jednak tylko na nieśmiały uśmiech... Dobrze pamiętał, co się stało gdy mijali się ostatni raz. Wprawdzie porwała go za nogi Wierzba Bijąca, ale nie wcześniej niż parę sekund temu, dziewczyna zadąsana opuściła jego i Megan. Nie wiedział wtedy, czym dokładnie dziewczynę uraził, ale wszystko przebiegało tak samo jak ostatnim razem... Identyczna mina, co do joty. Uśmiechnął się do siebie. Ciekaw był, czemu wykonała ten swój schematyczny foch właśnie teraz. Może obraziła się na fontannę, ponieważ ją polała? Przyjrzał się również dyskretnie nieznajomej Ślizgonce, lecz już pokrótce spuścił wzrok i mierzył nieśmiało koniuszki swoich butów.
Miała już tego wszystkiego dosyć. Najchętniej to by w ogóle z łóżka nie wychodziła i leżała w nim przez wszystkie chwile, jakie dotychczas mogła sobie wymarzyć. Aczkolwiek cieszyła się, iż chociaż teraz mogła odbiec od rzeczywisotości uśmiechając się subtelnie w stronę ślizgonów, gdzie jedna dziewczyna nie przypadła jej do gustu. Zauważyła, że przy, jakby porcelanowej fontannie siedzi dwoje osób. To znaczy jednego chłopaka zdołała poznać na lekcji, a dziewczynę obok której siedział, wręcz niecierpiała. Podbiegła do nich z gorliwym grymasem i przysiadła obok młodego mężczyzny przyglądając się swoim hebanowym wzrokiem w jego kierunku.
Przyjrzał się dziewczynie, która właśnie zajęła miejsce tuż obok niego i uśmiechnął się nieśmiało ukazując przy okazji rząd idealnie białych zębów. Był to jego jedyny atut z którego kiedykolwiek przyszło mu być dumnym. Wiecznie rozczochrana czupryna, od lat tocząca wojnę z grzebieniem nie dała się poskromić nawet w salonie fryzjerskim, a ze swoim wiecznie czujnym wzrokiem miał w sobie coś z cygana. Wiele osób jednak nie wpadało na podobne skojarzenia, ponieważ miodowe tęczówki i przysadziste czarne brwi wcześniej nadawały im skojarzeń związanych z orłem. Przyjrzał się całkiem ładnej dziewczynie, najwyraźniej w jego wieku, po czym nie wiedząc co powiedzieć a dziewczyna najwyraźniej nie była skora rozpocząć rozmowę, bąknął nieśmiało jedno słowo. - cześć. Odprowadził wzrokiem brązowowłosą ślizgonkę, a grymas znikąd zawitał na jego twarzy. Czemu dosłownie wszyscy ze slytherinu przyprawiali go obrzydzenie? Cóż, może nie dosłownie. Parę dni temu miał sposobność konwersowania z całkiem przyjemną blondynką, która okazała się nie tylko lojalna, ale i miła. Pokazała mu, że nawet ślizgon ma w sercu coś w rodzaju... ciepła.
Obserwowała jak dziewczyna odchodzi. Cóż, jej strata, a nie Alessy. Przecież ona chciała tylko zapoznać nowych ludzi. Jednak fakt, iż chłopak został na swoim miejscu ją bardzo uszczęśliwił. Nie za bardzo zdawała sobie sprawę z tego, iż jest on z Gryffindoru. Widząc, że jego oczy, które według niej kryły w sobie tajemnice młodego cygana, skierowane były na jej osobę, na wargach czarnowłosej drugoklasistki zawitał mimowolny uśmiech, który znaczył wszystko lub nic. To znaczy, zawsze, odkąd pamiętała widnia na jej ustach grymas, jednak za każdym razem przedstawiał on co innego. Proste włosy opadłe na jej ramionach powiewały ku górze, kiedy wiatr zawierający w sobie nutkę magii wędrował przez ów ciemne nitki. Usłyszawszy powitanie płynące z jego klatki piersiowej, hebanowe tęczówki Alessy machinalnie skierowały się na jego twarz, a na policzkach pojawiły się jasne plamki rumieńców. -Cześć.-Odpowiedziała w końcu bacznie przyglądając się twarzy pierwszoklasisty. Aczkolwiek dla niej różnica wieku nie grała roli. Zazwyczaj patrzyła się na to, co ludzie mieli w sercu, a nie na zewnątrz. Przygryzła dolną wargę wciąż się uśmiechając, a na jej język ślina przywlokła pytanie. -Jak ci mija dzień?-Spytała patrząc się na swoje stopy.
- Dzień mija mi... Hmm... Westchnął zwiastując krótką przerwę pomiędzy słowami. - powiedziałbym, że wyśmienicie, ale nie do końca. Jęknął ledwo zauważalnie, po czym prześwidrował ją dyskretnie czarnymi oczyma. Odpowiedź która uszła z jego ust nim zdążył ją do końca przemyśleć, nie spełniała do końca jego oczekiwań. Chciał popisać się barwnym językiem i inteligencją, ale zabrzmiało to co najmniej dziecinnie. Ale po co udawać kogoś kim nie jest? Przecież to w końcu dziecko. - A Tobie? Mruknął kącikiem ust odwracając wzrok i wpatrując się uparcie w jakiś wyjątkowy krzaczek, niby wyjątkowo zainteresowany. Chciał jednak w jakiś sposób odwrócić wzrok.
Może i odpowiedź na jej pytanie brzmiała jak słowa wydobyte prosto z ust małego chłopczyka nie wiedzącego co go czeka w dalszym życiu. Jednak był on dzieckiem, więc niby za jakie grzechy miał ukazywać przed jej tęczówkami zupełnie inną osobę? Ceniła od teraz w swoim rozmówcy to, iż nie udaje on innego człowieka, a raczej czarodzieja. Za bardzo nie wiedziała jak opisać swój dzień, jednak miała cichą nadzieje, że chłopak siedzący obok niej zrozumie słowa, które zaraz padną z jej ust. Oboje byli chyba w tym samym wieku, więc mogli spokojnie znaleźć wspólny język. Kiedy na niego spojrzała zauważyła, że ten ma odwróconą głowę, ale nie wiedziała dlaczego. Dlatego też przyłożyła swoją dłoń do ramienia chłopaka ukazując tym samym dolny szereg swojego uzębienia, na którym widniał cienki drucik aparatu. Jedni mówili, że ów rzeczy nienawidzą, jednak Alessa sądziła, iż dodaje jej on uroku. Wzięła swą dłoń i położyła na kolanach obok drugiej. -Cóż, mnie dzień mija nijak. Chciałabym gdzieś wyjść, ale nie mam z kim..-Odpowiedziała po chwili uśmiechając się i spojrzała na rozczochrane włosy chłopaka.
Zdawał sobie sprawę, że dziewczyna próbuje go delikatnie skłonić, by zaproponował jej spacer i trochę mu zaimponowała tym wybornym doborem słów. - cóż, ja też nie mam z kim. To może komuś byś to zaproponowała...? Bawił się w jej gierkę, wiedząc, że nie wyszło mu to najgorzej.
Zauważyła, że chłopak domyślił się tego, co chciała zrobić i nawet swobodnie wywinął się od zaproszenia jej na spacer. Uśmiechnęła się na jego słowa jak gdyby nigdy nic i podskoczyła z fontanny stając przez chłopakiem. Wyciągnęła ku niemu swoją dłoń w zapraszającym geście, po czym ukłoniwszy się rozchyliła swe półpełne wargi, by wypowiedzieć następujące słowa. -Czy zechcesz się przejść z nieznajomą?-Spytała śmiejąc się pod nosem. Alessa miała w sobie jeszcze coś z czteroletniej dziewczynki, co sporo ludzi ceniło, a także i zazdrościło. Spojrzała niewinnie w źrenice chłopaka, które choć w tym momencie były jak czarna dziura, wręcz ją onieśmielały, przez co na brzoskwiniowych policzkach młodej kobiety zawitały rumieńce o jasnej barwie biskupi. Zlustrowała jeszcze bezczelnie uroczą twarz chłopaka, po czym gdy ten, jakby zrezygnowany wstał ruszyła bez celu przed siebie. Miała nadzieje, że jej teraźniejszy towarzysz będzie umiał dotrzymać jej szybkiego kroku.
Posłał dziewczynie wymuszony uśmiech, po czym szarpnął spazmatycznie głową, a niesforna kasztanowa czupryna opadła na jego czoło. Westchnął zirytowany, po czym dmuchnął w nią agresywnie. Ta posłusznie uniosła się do góry, lecz w połowie drogi, gdy zabrakło mu powietrza ponownie opadła w dół. Zdegustowany ponownie westchnął odkładając ją za ucho, co stworzyło efekt nie zasługujący na jego aprobatę. Gęsta czupryna, zazwyczaj sama znaczyła sobie ścieżki, ale postanowił, że od teraz zrobi wszystko by nie przegrać walki z własnymi kłakami. Niemal zapomniał, że dziewczyna odezwała się do niego i zamrugał gwałtownie jakby otrząsając się z sesji hipnotyzerskiej. - Wolałbym raczej ze znajomą. To da się załatwić. Mruknął z łobuzerskim uśmieszkiem, po czym wywrócił niby to obojętnie ramionami. - Nathaniel Flynn, ale mów mi Nate. Przedstawił się ze szczerym uśmiechem po czym wciągnął gwałtownie powietrze do płuc świdrując ją oczyma.
Idąc co chwilę spoglądała na chłopaka, który najwyraźniej nie umiał sobie poradzić z czupryną zamieszczoną na jego głowie. Nie miała pojęcia czemu, ale wolała, by chłopak miał takie włosy jak on, niż był łysy, czy też miał krótko ściętą fryzurę. Kiedy powiedział, że wolałby iść gdzieś ze znajomą na jej wargach machinalnie zawitał delikatny uśmiech, a z klatki piersiowej wydobył się dźwięk, przedstawiający śmiech małego dziecka. Ludzie, którzy chcieli mieć z nią kontakt musieli chociaż tolerować jej śmiech, gdyż zmienić go sobie nie mogła, a nawet nie chciała. -Zatem ja jestem Alessandra Ubersgut, ale możesz mu mówić Alessa.-Przedstawiwszy się, szła nadal przed siebie nabierając kolejne granulki świeżego powietrza przez usta do swych płuc. Przez cały czas zerkała na chłopaka idącego jakby obok niej, który chyba, według niej, już zdołał się do niej przyzwyczaić.
- Zatem Alesso... Bardzo miło mi Cię poznać. Uśmiechnął się delikatnie, a na jego bladej, anemicznej twarzy, powstał wyraz grzecznego zainteresowania. - Chodziłaś do Hogwartu od pierwszej klasy? Nie kojarzę Cię... A przecież w życiu bym Cię nie zapomniał. Jego śmiałość zawsze peszyła personę z którą rozmawiał, a w duchu miał cichą nadzieję, że dziewczyna choć trochę się wyróżni pod tym względem wyróżni. Nie spojrzy na niego krzywo, ani nie zacznie się wywiązywać ze spaceru drobnymi obowiązkami. Bardzo dotąd brakowało mu rówieśników, a drobna mało znacząca jednostka czasu jaką jest rok, raczej nie przeszkodzi im w rozmowie. - Jestem z Gryffindoru. Oświadczył z dumą, wypinając mimowolnie pierś. Zawsze ten fakt napawał go dziwnym uczuciem, które niczym kop w dupę, budziły Nate'a do przechwałek. Miał dziwne wrażenie, że skądś tę dziewczynę zna, ale nie potrafił tego określić. Nie lubił tego typu przykrych niespodzianek. Zacmokał ledwo widocznie ustami i uśmiechnął się do niej rozbrajająco.
Dziewczynie także bardzo miło było go poznać, gdyż fakt, że mogła mieć w swoim gronie znajomych jakiegoś rówieśnika bardzo ją ucieszył. To znaczy, tak na prawdę to on był jedynym znajomym na tą chwilę. Alessandra na ogół zajmowała się szkołą, a nie ludźmi do niej chodzącymi. Gdy chłopak się jej spytał o to, czy chodzi do Hogwartu od pierwszej klasy, z jej klatki piersiowej wydobył się cichy dźwięk małego dziecka śmiejącego się do wielkiej, różowej waty cukrowej. -Tak, ale wcześniej byłam dosyć nieśmiała, więc większość osób mnie nie zna.-Powiedziała uśmiechając się. Ceniła u po niektórych ludzi to, że byli pewni siebie i nie bali się tego okazywać. Słysząc, że Nate jest z Gryffindoru zakrztusiła własną śliną, ale po chwili spojrzała na niego unosząc jedną brew ku górze. Postawa chłopaka jej się spodobała. -Cóż, ja jestem z Ravenclaw-Oświadczyła idąc dalej przed siebie.
- Cóż puchoni... oni to chyba są inteligentni. Spojrzał na nią niepewnie. - wiesz... Ze mną to chyba w takim razie nie masz wiele wspólnego. Zaśmiał się cicho i dał jej delikatnego kuksańca w brzuch. - Ja jestem w Gryffindorze i nie masz gwarancji, że jestem rozumny. Oczywiście odważny i szlachetny. Spojrzał na nią łobuzersko - to fakt... ale daleko mi żeby przyodziewać Nathaniela Flynna w miano inteligentnego. Wywrócił ramionami i spojrzał na nią z uśmiechem przywodzącym na myśl łobuzerskiego amorka. Zacmokał z aprobatą- Przynajmniej nie skłamał. Nie jest znowu jakimś wybitnym kretynem, ale nikt nigdy nie powiedział mu, że jest inteligentny czy błyskotliwy. W chwilach ryzyka potrafił zachować zimną krew, czy bez skrępowania wypowiedzieć się na jakiś temat w obecności perfidnych przeciwników jego idei... ale to nie utwierdzało nikogo w założeniu, że jest rozważny czy odpowiedzialny. HA! Tsaa, Odpowiedzialny.
Ona i inteligenta? Nie pasowało to, do tej małej dziewczynki, którą na szczęście jeszcze była. Może i zajmowała się szkołą, ale nie miała dobrych ocen, a nawet uwielbiała się kłócić z profesorami. Otóż, o to jej chodziło mówiąc do różnych osób, że szkoła jest dla niej ważna. Gdy chłopak lekko ją uderzył w brzuch warknęła w jego stronę obnażając tym samym swoje wybitnie białe uzębienie. -Według mnie jesteś inteligenty, ale boisz się to okazywać.-Wypowiedziawszy to spojrzała na niego śmiejąc się w głos, po czym jak mała dziewczynka wzięła go pod ramię i ruszyła w stronę wejścia do budynku szkoły, gdzie miała zamiar zabrać Nathaniela na ruchome schody. -Lubisz się bawić jak trzylatki?-Spytała śmiejąc się cicho. Póki mogła napawała się jeszcze powietrzem z dworu.
Zfochowana przyszła na dziedziniec, by powymyślać sposoby na zabicie Aarona. I wodorostu. Było dosyć ciepło, a Kim na swoje nieszczęście nie mogła przyjść w krótkich spodenkach. Przez tą przeklętą wysypkę. Była więc skazana na rurki lub legginsy; wybrała te pierwsze. Oparła się rękoma o murek fontanny i spojrzała na wodę. Skrzywiła się nieznacznie; już robiło się jej od tego niedobrze. Chyba będzie musiała zmienić swój żywioł ulubiony, niestety.
Przeszedł przez dziedziniec aż do fontanny i przy niej właśnie się zatrzymał. Stała już przy niej pewna dziewczyna, którą kojarzył tylko z widzenia. Zaskoczyło go to, że choć słońce dawało się we znaki, ta miała na sobie długie spodnie i to jeszcze rurki. Usiadł na murku i zaczął bawić się ręką w wodzie. - My się chyba nie znamy. Jestem Luke - przedstawił się i podał jej dłoń Trzeba nawiązywać znajomości, nieprawdaż? pomyślał i przyjrzał się dziewczynie.
Wyszedl przed dziedziniec Rozejrzal sie i zobaczyl fontanne z chlopakiem i dziewczyna podszedl blizej i zobaczyl ze chlopak bawi sie reka w wodzie -Czesc jestem nowy w Hogwarcie a nie znam tu nikogo moze wy bedziecie moimi pierwszymi przyjaciolmi?? Gdy to powiedzial kucnol i zawiozal sobie buta.
Ktoś przeszkodził jej w wymyślaniu. Zaskoczona odwróciła się w stronę tej osoby. Ujrzała chłopaka, wyższego od niej, no i zapewne starszego. Ale pozory mogą mylić. - Kimberly - uścisnęła dłoń Luke'a zaszczycając go delikatnym uśmiechem. Co tego dnia było prawdziwym cudem! Coś ostatnio poznawała samych chłopaków,. Nimi też niedługo będzie wymiotować. Póki co, jeszcze tak nie było, ale Kim głowę miała zajętą wodorostami. I duszeniem nimi Aarona.